Władysław Frasyniuk, złote dziecko kapitalizmu kompradorskiego, beneficjent układu Jaruzelski-Geremek, przewodniczący lewackich formacji UW i PD, wzywa do walki z kaczyzmem.
Nazywając Kaczyńskiego „szkodnikiem, durniem i bałwanem” Frasyniuk apeluje do wyjścia na ulice.
Pan namawia do wychodzenia ulice. Po co?
– Żeby pokazać, że zwolenników demokracji liberalnej jest w Polsce więcej /”Musimy wyjść na ulice przeciw kaczyzmowi”/ wroclaw.wyborcza.pl/.
Warto przy tej okazji porównać dwie opcje: kaczyzm z fraszyzmem, a także demokrację liberalną, do której obrony wzywają fraszyści, z demokracją normalną.
Niestety, wbrew temu, co głosi Frasyniuk, kaczyści nie zagrażają w poważnym stopniu demokracji liberalnej, a jedynie naruszają monopol „komunistów i złodziei”. Napisałem „niestety” ponieważ demokracja liberalna jest rodzajem aberracji – demokracją bez wartości, o której swego czasu mówił Jan Paweł II. Natomiast fraszyści są dla odmiany bardzo poważnym zagrożeniem dla każdego przejawu demokracji normalnej, czemu dają wyraz na każdym kroku, łamiąc prawo i wzywając do unieważnienia wyników wyborów metodą majdanu.
Czy Polsce zagraża fraszyzm?
W niektórych, prawdopodobnie zmanipulowanych sondażach, zwolennicy fraszyzmu uzyskują przewagę w przyszłym parlamencie nad PiS-em. W rzeczywistości, najprawdopodobniej, stanowią mniejszość, lecz nadal są destrukcyjnym elementem w polskiej rzeczywistości politycznej. Po ostatnich wpadkach medialnych wydmuszek: Kijowskiego i Petru, to właśnie Frasyniuk jest typowany na szefa KOD.
Dotychczasowe nierządy fraszystów (opcji okrągłostołowej) były typową targowicą, gotową sprzedawać Polskę każdemu pod przykrywką niezbędnej “integracji” z “Europą” i “Światem”. Co robią kaczyści? Kaczyści podporządkowali – związali interes narodowy z USA i żydowskim lobby, co jest w pewnym sensie określane jako „dobra zmiana”, lecz w rzeczywistości pozostaje wciąż w fundamentalnej sprzeczności z wolnościowymi aspiracjami Polaków. Fraszystom całkowite zniewolenie Polski było na rękę, kaczyści zgodnie z deklaracjami chcą przywrócić godność polskim niewolnikom, nie likwidując jednak wielu form zniewolenia polskiego społeczeństwa.
Reasumując: fraszyści powinni trafić w trybie pilnym pod sąd, a kaczyści jako polityczni konformiści powinni zostać zastąpieni przez opcję Niezłomną, która bez odwołania do wartości najwyższych, czyli do Boga, nie ma szans, aby zaistnieć jako realna, lecz przede wszystkim, jako dobra i skuteczna siła w polityce.
Wszystkim, którzy pod wpływem różnorakiej propagandy mają wątpliwości związane z ostatnim akapitem, pozostając na manowcach zwątpienia lub niewiary, przypominam słowa polskiego króla, Jana III Sobieskiego, który powiódł Husarię na zwycięską bitwę pod Wiedeń.
“Venimus, vidimus, Deus vicit”, “przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył”.
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. YouTube
Kremówki dla wszystkich!
W „Centesimus Annus” Jan Paweł II ukazał przyczynę upadku komunizmu w pogwałceniu praw ludzi pracy. Czy doprowadzi ono do upadku kapitalizmu? – pisze Stefan Sękowski w “Nowej Konfederacji”.
27 lat po upadku „komuny” coraz więcej ludzi uważa, że coś poszło nie tak. W 2015 roku do władzy w Polsce doszedł PiS – pod hasłami rewizji polityki III RP. Także gospodarczej i społecznej, krytykując brak polityki rodzinnej i patologie na rynku pracy. Coraz więcej osób uważa, że modelu, którego symbolem są reformy Leszka Balcerowicza z początku lat 90. XX wieku, nie da się utrzymać.
Choć krytyka transformacji jest często przesadzona (mimo wszystko los i możliwości większości Polaków są o niebo lepsze niż przed rokiem 1989), a źródeł jej błędów szuka się często nie tam, gdzie trzeba, to trzeba powiedzieć, że popełniono ich całą masę. Nie popełniono by ich, być może, gdyby zamiast jedynie krzyczeć: „kochamy Cię” i „zostań z Nami”, Polacy wczytali się w to, co ma im do powiedzenia Jan Paweł II. Papież, który przestrzegał przed złym korzystaniem z wolności, gdy 25 lat temu, w święto Józefa Rzemieślnika, czy, jak kto woli, Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, ogłosił encyklikę „Centesimus Annus”.
Ulubiona encyklika liberałów
Błąd w recepcji popełniono już na początku, traktując ją jako apologię kapitalizmu. Rzeczywiście dokument uchodzi za najbardziej wolnorynkową encyklikę Jana Pawła II. Niektórzy interpretatorzy szli w swych dywagacjach bardzo daleko – przykładowo Tomasz Teluk kilka lat temu stwierdzał na łamach „Najwyższego Czasu!”, iż „funkcje rządu w myśli Jana Pawła II są zbieżne z funkcjami państwa, znanymi z filozofii politycznej libertarianizmu. Podobnie jak wolnorynkowi liberałowie, Papież jedyne funkcje państwa upatruje w instytucjonalnym zabezpieczeniu wolności i własności jednostki”.
Taka opinia jest mocno na wyrost, jednak stoją za nią pewne przesłanki. Następca św. Piotra nie pozostawia wątpliwości: Marks umarł, a system gospodarczy zbudowany na bazie jego nauk także. Komunizm odszedł w przeszłość, bo zbudowano go na fałszywej wizji człowieka. Nie zauważał, że człowiek, jako osoba, ma swoją godność i że celem jego życia jest Zbawienie. Gwałcił jego prawo do autonomicznego rozwoju, „do inicjatywy, do własności i do wolności w dziedzinie ekonomicznej”. Jan Paweł II wskazywał, że prawo do własności prywatnej jest prawem naturalnym, którego „Kościół nieustannie bronił aż po dzień dzisiejszy”. Mimo zastrzeżenia, że dobra ziemskie mają przynosić wspólny pożytek, katolicka obrona własności prywatnej jest bezdyskusyjna – podobnie jak obrona mechanizmu cenowego, pomagającego efektywnie alokować dobra. Papież krytykuje także przerost państwa opiekuńczego, które „powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których – przy ogromnych kosztach – raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom”. Żadnych wątpliwości nie pozostawia gwóźdź programu: „Czy można powiedzieć, że klęska komunizmu oznacza zwycięstwo kapitalizmu jako systemu społecznego, i że ku niemu winny zmierzać Kraje, które podejmują dzieło przebudowy gospodarczej i społecznej? (…) Jeśli mianem »kapitalizmu« określa się system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej, na postawione wyżej pytanie należy z pewnością odpowiedzieć twierdząco, choć może trafniejsze byłoby tu wyrażenie ekonomia przedsiębiorczości, ekonomia rynku czy po prostu wolna ekonomia”.
(…)
Praca jest najważniejsza
„Centesimus Annus” jest nie tylko peanem na cześć wolności, ale przede wszystkim ostrzeżeniem przed jej złym wykorzystaniem, zwłaszcza przez kraje, które „po załamaniu się socjalizmu realnego napotykają na wielkie trudności w dziedzinie odbudowy”. Do tego nawiązywał Jan Paweł II, gdy 5 czerwca 1991 roku, głosząc w Białymstoku kazanie nt. siódmego przykazania Dekalogu („Nie kradnij”), w kontekście którego wyrażał radość z upadku komunizmu. Wspominał, że w reformowaniu gospodarki muszą być przestrzegane zasady sprawiedliwości, należy dbać o interes społeczny, o najuboższych i najbardziej potrzebujących. Parafrazując hasło Ludwiga Erharda („dobrobyt dla wszystkich”) można streścić program Jana Pawła II jako „kremówki dla wszystkich” – czyli dążenie do wolnej, i dzięki temu efektywnej, gospodarki, w której jednocześnie nikt nie opycha się kosztem drugiego, silni zaś ciągną słabych w górę.
(…)
W odnalezieniu się w nowej sytuacji może nam pomóc właśnie Jan Paweł II i jego „Centesimus Annus”. Oczywiście nie w kategorii podręcznika ekonomii politycznej czy programu społeczno-gospodarczego, ale zbioru etycznych wskazówek (uporządkowanych w ramach pewnej antropologicznej wizji). Gdy przykładowo czytamy, że państwo powinno angażować się na rzecz warunków pracy „bezpośrednio i zgodnie z zasadą solidarności, ustalając w obronie słabszego pewne ograniczenia autonomii tych, którzy ustalają warunki pracy, a w każdym przypadku zapewniając minimum środków utrzymania pracownikowi bezrobotnemu”, to możemy z tego wysnuć wniosek, że podniesionego wyżej problemu nie załatwi zwykła likwidacja umów o pracę – bo skutkować to będzie drastycznym spadkiem siły przetargowej pracowników.
(…)
Stefan Sękowski
Artykuł pochodzi z numeru “Nowej Konfederacji”
Cytowane za: http://rebelya.pl/post/9933/kremowki-dla-wszystkich
Rodzina katolicka – Kapitaliści są w Kościele
Pierwsi chrześcijanie „byli razem i wszystko mieli wspólne”. Była to jednak wspólnota konsumpcji, nie zaś produkcji, bowiem „sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” .
(…)
Katolicka nauka społeczna a ekonomia
Przede wszystkim należy zacząć od postawienia pytania, czy i w jakim stopniu nauka Kościoła może wpływać na rozważanie słuszności bądź niesłuszności danego systemu gospodarczego. Przykazania katolickiej nauki społecznej nie są dogmatami. Jak pisze profesor teologii Michał Wojciechowski, „na ogół nie powołuje się ona bezpośrednio na źródła wiary, lecz na aktualne, często doraźne nauczanie przedstawicieli Kościoła w czasach nowszych. W wielu miejscach powtarzali oni po prostu stałe zasady nauki katolickiej. (…) Zawiera pewne potrzebne wiernym
wskazówki, możliwie najlepsze, jakie w danym momencie da się sformułować. Trzeba się z nimi liczyć, ale podlegają one jednak krytyce i ulepszaniu. Ponadto nauczanie to nie jest jednolite”.
Przyznaje to także Jan Paweł II w encyklice Sollicitudo rei socialis, pisząc: Kościół nie może zaofiarować technicznych rozwiązań problemu niedorozwoju jako takiego (…). Nie proponuje bowiem systemów czy programów gospodarczych i politycznych ani też nie stawia jednych ponad innymi, byleby godność człowieka była należycie uszanowana i umacniana, a Kościołowi była pozostawiona konieczna przestrzeń do wypełnienia własnego posłannictwa w świecie.” (41). Dalej pisze też: „Nauka społeczna Kościoła nie jest jakąś „trzecią drogą” między
liberalnym kapitalizmem i marksistowskim kolektywizmem ani jakąś możliwą alternatywą innych, nie tak radykalnie przeciwstawnych wobec siebie rozwiązań: stanowi ona kategorię niezależną. (…) Nauka ta należy przeto nie do dziedziny ideologii, lecz teologii, zwłaszcza teologii moralnej” (41).
Jakie kryteria musi jednak spełniać ekonomia wolnorynkowa, by, jak chce tego Papież, „należycie szanować i umacniać godność człowieka”, oraz umożliwiać ludziom poszukiwanie „szczęścia możliwego na tym świecie, odpowiadającego ich osobowej godności”? Są one dwojakiego rodzaju, chciałbym podzielić je na utylitarne, oraz moralne. Kościołowi zależy więc na tym, by człowiek mógł osiągnąć na tym świecie dobrobyt, jednocześnie zaś nie tracił możliwości rozwoju moralnego oraz nie gubił z oczu celu swej ziemskiej wędrówki, jakim jest Zbawienie.
Aby w ogóle móc sprawdzić, czy wolny rynek można pogodzić z przykazaniami Kościoła należy przede wszystkim uznać ewentualność takiej zgodności. Niedopuszczalne jest więc aprioryczne stwierdzanie, iż rozwiązania socjalistyczne czy etatystyczne są z chrześcijaństwem godne, wolnorynkowe zaś nie (lub odwrotnie). Celem katolika zajmującego się kwestiami gospodarczymi nie jest wprowadzenie cen maksymalnych, płacy minimalnej, czy „prorodzinnych” ulg podatkowych, a to, by członkowie rodzin za zarobione przez rodziców pieniądze mogli zaspokoić jak najwięcej swoich potrzeb. Sprawdzenie, czy wymienione przeze mnie środki prowadzą do owego celu, należy do dziedziny ekonomii, a nie katolickiej nauki społecznej.
Stąd absurdem jest stwierdzenie Marka i Louise Zwicków, iż „potrzebujemy Mandatum, aby mieć pewność, że ekonomia nauczana na katolickich uniwersytetach odzwierciedlać będzie naukę społeczną Kościoła” . Skoro Kościół nie proponuje konkretnego systemu, to badania ekonomiczne, dotyczące efektywnego wykorzystania dóbr będących w niedoborze, muszą być wolne.
Profesor Thomas Woods, historyk i ekonomista, a przy tym tradycjonalista katolicki, pisze: „mam na uwadze ten sam cel, co autorzy encyklik społecznych – wzrost dobrobytu ludzi pracy. Ale skoro wiem, że zalecana przez papieży droga do osiągnięcia tego celu nie wiedzie w pożądanym kierunku, zaś proponowana przeze mnie alternatywa, dozwolona moralnie [m.in. zniesienie płacy minimalnej i przywilejów związkowych – przyp. SS.], przyniesie systematyczną poprawę standardu życia, to z pewnością nie jestem winien „odstępstwa” za głośne wypowiedzenie tej myśli” .
Pochwała rynku
W Kościele byli i są zarówno zwolennicy rozwiązań interwencjonistycznych, jak i wolnorynkowych. Ci drudzy pojawiają się już w XVI wieku, w postaci hiszpańskich późnych scholastyków. Austriacki (acz nie zaliczany do „szkoły austriackiej”) ekonomista Joseph Schumpeter twierdził, iż „w ramach ich systemu teologii moralnej i prawa ekonomia uzyskała określony, jeśli nie osobny sposób istnienia; bardziej niż jakakolwiek inna grupa oni właśnie zbliżyli się do miana „Ojców Założycieli” ekonomii naukowej” . Wykładali oni głównie na uniwersytecie w Salamance, w swoich zainteresowaniach zajmowali się zarówno teologią, jak i ekonomią. W swoich badaniach dochodzili często do wniosków zbieżnych z myślą współczesnych wolnorynkowych teoretyków ekonomii.
Kapelan królów Hiszpanii Pedro Fernandez Navarrete stwierdzając, iż „kto nakłada wysokie podatki, otrzymuje je od bardzo nielicznych” właściwie sformułował prawo Laffera 350 lat przed zaprezentowaniem słynnej krzywej nazwanej imieniem tego ekonomisty. Podobnie negatywnie na temat wysokich podatków wypowiadał się Juan de Mariana. Twierdził on, iż władcy nakładając gigantyczne daniny „wysysają prywatne dobra”, dla poprawy swego dobrobytu. Z tego stanu rzeczy korzystają głównie urzędnicy. „Jakże smutne jest dla państwa i jakże znienawidzone dla uczciwych ludzi jest obserwowanie tych, którzy rozpoczynają pracę w administracji publicznej jako nędzarze, a stają się bogaci i otyli w służbie publicznej” – pisał de Mariana.
Tomasz de Mercado podkreślał wagę kierowania się własnym interesem dla ogólnego dobrobytu. „Jeśli powszechna miłość nie skłoni ludzi do tego, aby troszczyli się o rzeczy, prywatny zysk jak najbardziej tak” . Czy nie przypomina nam to koncepcji niewidzialnej ręki rynku Adama Smitha?
(…)
Stefan Sękowski
Stefan Sękowski – redaktor w portalu Fronda.pl, publikował m.in. w „Najwyższym Czasie!”, „Arcanach”, „Opcji na Prawo” i niemieckim miesięczniku „Eigentümlich Frei”. Przetłumaczył m.in. „Wspomnienia” Ludwiga von Misesa, oraz zbiór esejów Lysandera Spoonera „Nie Zdrada”. Członek Stowarzyszenia KoLiber. Mieszka w Lublinie.
Kaczyński, potem długo…długo nic
(…)
W ubiegłym roku na tle antyrządowych ataków i prób obalenia władzy przeprowadzanych przez totalną opozycję ujrzeliśmy olbrzymi dystans jaki ten polityk ma nad ścigająca go antypolską zdziczałą psiarnią. Oczywiście tym politykiem-gigantem jest Jarosław Kaczyński.
Można nie lubić Jarosława Kaczyńskiego i się z nim w jakichś sprawach nie zgadzać, ale nawet jego zaciekli wrogowie, choć publicznie nigdy tego nie przyznają, wiedzą doskonale, że jest on na polskiej scenie politycznej jedynym zawodnikiem wagi ciężkiej i politykiem światowego formatu, którego śmiało można nazwać mężem stanu. Powiem więcej.
Nawet na arenie międzynarodowej jest postacią wybitną gdyż nie jest tak jak większość światowych przywódców wyjałowiony z ideałów i zasad, a intelektualnie góruje nad większością z nich. Jeżeli kogoś na szeroko rozumianej prawicy taka wysoka ocena prezesa PiS drażni i denerwuje to proponuję zamknąć na chwilę oczy i wyobrazić sobie naszą scenę polityczną bez Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei, jeśli spróbujemy zestawić prezesa PiS z tak zwanymi liderami totalnej opozycji to mamy już przepaść.
Ostatni rok zapewne wbrew intencjom tej całej koalicji politycznych karakanów i liliputów potwierdził, że ma rację wdowa po Macieju Rybińskim, pani Krystyna Grzybowska pisząc, że: Kaczyńskiemu to możecie kota wyprowadzać na spacer, jeśli się na to zgodzi. To właśnie ta polityczna powaga i ideowość prezesa jest powodem zmasowanej kampanii nienawiści obozu III RP, który do dzisiaj nie przyjmuje do wiadomości wyników wyborów z 2015 roku. Na nieszczęście dla tych politycznych pigmejów nie są oni w stanie zrobić Kaczyńskiemu krzywdy i z racji swojej małości skazani są jedynie na szarpanie jego nogawki gdzieś w okolicach kostki.
(…)
kokos26
Publicysta tygodników Warszawska Gazeta, Polska Niepodległa i miesięcznika Zakazana Historia
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”