Stanisław Michalkiewicz
Po zamachu w Nicei, gdzie zamachowiec na przestrzeni dwóch kilometrów bez przeszkód taranował ciężarówką przechodniów, podniosły się głosy krytyki pod adresem słodkiej Francji – że to też „ch**, d*** i kamieni kupa” – jak w podsłuchanej rozmowie scharakteryzował nasz nieszczęśliwy kraj ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Rzeczywiście – pod rządami „socjałów nudnych i ponurych” w rodzaju prezydenta Hollande’a czy arywistów w rodzaju Mikołaja Sarkozy’ego słodka Francja coraz bardziej się obsuwa, co było widać choćby po świątecznych dekoracjach na Polach Elizejskich w Paryżu z okazji Bożego Narodzenia.
Słynący kiedyś w świecie z dobrego smaku Paryż oświetlił jedną z najpiękniejszych ulic na świecie infernalną czerwienią, a na całej długości wzniesione zostały stragany, których powstydziłby się nawet odpust w Psiej Wólce. Najwyraźniej do paryskiego magistratu musieli przeborować sobie dojście jacyś absolwenci Akademii Pierwszomajowej czy innej Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie, no i umaili francuską stolicę, jak tam potrafili, czyli na podobieństwo Anatewki czy innego sztatełe.
Wśród krytyków znalazł się również pan minister Błaszczak, który nieubłaganym palcem wytknął Francji, że na wcześniejsze zamachy zareagowała eunuchoidalnymi marszami „przeciw przemocy” i malowaniem kolorową kredą kwiatków na chodnikach. Oczywiście miał rację, ale właśnie dlatego pryncypialnie skrytykowała go żydowska gazeta dla Polaków, która najwyraźniej uważa, że taka właśnie powinna być reakcja.
Ciekawe, co powiedziano by na takie dictum w Izraelu, gdzie wojsko nie cacka się z demonstrantami, tylko bez ceregieli otwiera ogień, niczym zaporowe oddziały NKWD za Stalina. Nauka nie idzie w las; taki Lew Mechlis – mówiąc nawiasem, absolwent Akademii Pierwszomajowej, czyli Instytutu Czerwonej Profesury – jako główny politruk Armii Czerwonej nakazywał mordować wszystko, co się rusza, zwłaszcza jeśli przynależało do jakiegoś narodu mniej wartościowego, ponieważ on sam tak zwane korzenie miał pierwszorzędne, niczym pan redaktor Michnik. Ale bo też co jest dobre dla Herrenvolku, to nie musi być dobre dla narodów mniej wartościowych, dla których przeznaczono multi-kulti.
No i multi-kulti zaczyna przynosić rezultaty. Oto młody Afgańczyk – pewnie z tych, co to już nie mogli wytrzymać pod rządami syryjskiego brutala Asada, a w każdym razie tak wyjaśniali policji powody swego przybycia do Europy – zaatakował pasażerów pociągu w okolicach Würzburga w Niemczech toporem i zanim policjanci go zastrzelili, zdążył kilku poturbować.
Dlaczegoś upodobał sobie szczególnie Chińczyków. Oprócz topora miał również nóż, co pokazuje, że całkiem z narodową tradycją nie zerwał, ale ten topór najwyraźniej wskazuje na wpływ kultury germańskiej. Gdyby tak po uderzeniu toporem poprawiał ofierze uderzeniem młotem Thora, to bez wątpienia trzeba by takie postępowanie uznać za triumf kulturowej asymilacji imigrantów, z którą tyle nadziei wiązała Nasza Złota Pani – no ale asymilacja musi trochę potrwać, a poza tym w mieszkaniu zastrzelonego policja znalazła flagę Państwa Islamskiego. Jak wiadomo, Państwo Islamskie powstało w następstwie utraty wiary wielu bezbronnych cywilów w prezydenta Obamę.
Kiedy nie spełnił on swojej obietnicy przeprowadzenia interwencji w Syrii, część bezbronnych cywilów, uprzednio wyszkolonych i wyekwipowanych przez CIA głównie za pośrednictwem Arabii Saudyjskiej, nawróciła się do Allaha i utworzyła Kalifat, który teraz inspiruje albo nawet wyznacza zadania rozmaitym ochotnikom, porwanym ideą ekspansji islamu na obszary zamieszkane przez „niewiernych”.
Tymczasem „niewierni” mają zgoła inne zmartwienia. Lekceważąc sugestie twórcy chrześcijańskiej doktryny, czyli świętego Pawła, by „szukać tego, co w górze”, coraz częściej koncentrują się raczej na dolnych partiach ciała, a konkretnie – na swoich genitaliach: co wkładać, komu i w jakie otwory ciała.
Jak pisze poeta, „powstała wnet straszliwa wiedza”, dzięki której możliwe stało się rozróżnienie „gejów”, czyli gojów wkładających penisy w otwory odbytowe swoich partnerów albo pozwalających im na tak zwane obciąganie laski, to znaczy pobudzanie penisa ustami, oraz „lesbijki”, to znaczy damy wylizujące sobie nawzajem klitorisy i w ten sposób osiągające ekstazy. Oprócz tych zasadniczych odłamów są jeszcze pomniejsze – na przykład biseksualiści, którzy wkładają, co tam akurat mają pod ręką, komu i gdzie popadnie, oraz osoby „transpłciowe”, czyli takie, które jeszcze się nie zdecydowały, co, komu i gdzie będą wkładały, więc z pozoru zachowują się jak biseksualiści, ale biseksualistami nie są, bo biseksualiści są zdecydowani, podczas gdy oni – jeszcze nie.
Ponieważ w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju odbywają się Światowe Dni Młodzieży z udziałem Jego Świątobliwości papieża Franciszka, „geje”, „lesbijki” i odłamy drobniejszego płazu, zrzeszone – jak się okazało – w pozarządowej organizacji „Wiara i Tęcza”, która stawia sobie za cel udzielenie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób pogodzić opisane wyżej skłonności z przynależnością do Kościoła i wiarą, postanowiły się włączyć.
Myślę, że Światowe Dni Młodzieży przyniosą odpowiedź na te nurtujące „niewiernych” pytania, bo „Wiara i Tęcza” zapowiedziała zorganizowanie w Krakowie „Przystani Pielgrzymów LGBT”, gdzie chętni będą mogli się dowiedzieć, jak rżnąć się po Bożemu i w ogóle. Bo o tym, żeby się nie rżnąć, mowy być nie może, ponieważ wszelkie ograniczenia podkopałyby podstawy osobniczej tożsamości, a czyż jest coś cenniejszego od tożsamości?
Nie ma – zatem, skoro tożsamość jest miarą wszechrzeczy, jasne jest, że wszystko inne musi zostać jej podporządkowane. W tej sytuacji niedawna deklaracja papieża Franciszka, że „Kościół” powinien „przeprosić” nie tylko „homoseksualistów”, ale również „wykorzystane kobiety” oraz „biednych”, nabrała zupełnie nowego ciężaru gatunkowego. W sprawie kobiet jeszcze nie wykorzystanych Jego Świątobliwość na razie nie zajął stanowiska, wobec czego możemy zachować wobec nich postawę neutralną, natomiast wobec „homoseksualistów” oraz „kobiet wykorzystanych” nie ma rady – musimy przybrać postawę pokory, którą nieboszczyk Tadeusz Mazowiecki nazywał „postawą służebną”. Przyjęcie takiej postawy niewątpliwie ułatwia penetrację osoby pokornej, co z pewnością może dostarczyć satysfakcji zwłaszcza „gejom”, którym w tej sytuacji nikt nie powinien się sprzeciwiać.
Wypada tylko mieć nadzieję, że i „geje” nie pójdą na całość i nie wykorzystają Światowych Dni Młodzieży, by zażądać tak zwanego „dowodu miłości” od Jego Świątobliwości papieża Franciszka – chociaż oczywiście pewności żadnej mieć nie można, bo – jak powiadają wymowni Francuzi – l’appétit vient en mangeant, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak czy owak, tegoroczne Światowe Dni Młodzieży zapowiadają się wyjątkowo atrakcyjnie i kto wie – może nawet przyćmią „Przystanek Woodstock” słynnego „Jurka Owsiaka”, który nikogo nie musi przepraszać, bo podziwia i kocha każdego, jak leci.
_____________________________________________________________________________________________________________
http://nczas.com/publicystyka/multi-kulti-zwycieza/
Tekst dla mnie delikatnie mówiąc niesmaczny i zdecydowanie nie – śmieszny. Ohydny i fałszywy.
Tekst jest suto okraszony zjadliwą ironią, która na pewno jest lepsza od “letniej” bezczynności. Michalkiewicz jest z tego znany. Dlaczego fałszywy?
Jeden fragment jest rzeczywiście (jak na mój gust) zbyt dosłowny.
Fałszywy tak, jak fałszywe jest coś, co nie jest zgodne z wymaganiami prawdy, mowy tak-tak, nie-nie. W konsekwencji fałszywy również tak, jak fałszywą jest zła nuta w muzycznym utworze, która rani ucho, zmysł piękna. Od tego lepsze jest milczenie i cicha modlitwa. To co z człowieka wychodzi, czyni go nieczystym.
Chyba rozumiem Twoje zastrzeżenia. Od napawania się “obrzydlistwem obrzydliwców” lepsza jest pełna pokory modlitwa. Wzorem dla mnie jest postawa pewnej prostej (sądząc po doborze słów) kobiety, która zadzwoniła kiedyś do Radia Maryja i żaliła się, że ktoś zdewastował, sprofanował kapliczkę w jej okolicy. Mówiła mniej więcej tak: “modlę się o to by jakoś zrozumieć tych, którzy to zrobili i im wybaczyć i aby się nawrócili”.
Nie było u niej ani ksztyny pogardy dla sprawców, żadnego wywyższania się. Jednocześnie nie można jej zarzucić by przemilczała problem lub przedstawiała go w wypaczony, ugrzeczniony “tolerancjonizmem” sposób. Nie usprawiedliwiała grzeszników, mówiła bez ogródek jak podłego czynu, jak wstrętnej obrazy Boga się dopuścili.
Komuś kto nie ma żadnych logicznych argumentów, oprócz krzyku świętego oburzenia, należy się, aby usłyszał parafrazę z wieszcza: “Skończ waść wstydu SOBIE oszczędź”. Moim zdaniem tekst mówi gorzką prawdę. Ale co niektórym wydaje się, że fałsz rozpoznajemy po tym, że coś się nam nie podoba słyszeć. Są to ideolodzy, a nie ludzie poszukujący prawdy.
Postawa psycholożki nieodmiennie panu Asadowowi imponuje: “O Boże, człowiek, który to zrobił potrzebuje pomocy” (właśnie zmasakrował niewinne dziecko). Kary są według pana wstrętne moralnie jeśli nie mają na celu dążenia do zbawienia diabła. Ale po raz wtóry panu przypomnę, że Pan Bóg tak nie myśli. A do piekła wrzuca potępione dusze nie dla ich poprawy, ale za to jakie wstrętne w Jego oczach są, a zatem według pana oceny, Bóg w tej sytuacji postępuje niemoralnie. To obnaża niechrześcijańskość i lewactwo pana myślenia. A nawet jeśli jest pan zwolennikiem apoktastazy (zbawienia diabła) to przypomnę, że według oficjalnej doktryny KK jest to nadal HEREZJA. Potrafi mi pan wyjaśnić jakim cudem według pana jest tak, że skoro Pan Bóg dobrze robi każąc potępione dusze ZA COŚ (za ich nienawiść do dobra moralnego), a nie tak jak pan się upiera PO COŚ (aby ich nawrócić), to jakim cudem ludzie, którzy karzą za coś, a nie po coś postępują niemoralnie? Chyba lepszego przykładu do postępowania mieć nie możemy.
Uważa się pan za katola, a nie rozumie pan skąd się zło bierze? Otóż powiem panu, z grzechu pierworodnego – mianem tym w chrześcijaństwie określa się PRZYRODZONĄ DEPRAWACJĘ SERCA (diabła w duszy). Chce pan zrozumieć co kierowało mordercą i gwałcicielem małej dziewczynki? Wzruszające. Już spieszę z wyjaśnieniem, bo w ramach pana pogańskiego systemu wyjaśnić się tego nie da. Otóż jak ktoś kocha diabła to tak ma, że mu zło sprawia wielkie FUN, tak mu w duszy gra. Bo jest ZEPSUTY.
Modlę sie o nawrócenie pana i innych pseudomiłosiernych pseudokatolików, przez których frajerstwo (przepraszam za dosadny język, ale inaczej tego nazwać nie można) cywilizacja Zachodu przechodzi z kwikiem do historii. To co pan wyznaje to religia miłosiernego pokemona, a nie chrześcijaństwo.
PS problem z logowaniem przy trzeciej próbie zniknął,nie wiem czy się jeszcze powtórzy, ale nawet jeśli, jakoś sobie poradzę
Rolą publicystyki jest m.in. kształtować opinię, a nawet prowokować. Każdy ma do odegrania swoją rolę odpowiednią do zdolności, świadomości, odwagi połączonej z finezją, której nie zawsze wystarcza, gdy poniosą nas emocje. Ostatnio trafiłem na coś w wykonaniu Michalkiewicza z czym się zdecydowanie nie zgadzam. Było to dla mnie duże zaskoczenie, bo zazwyczaj (niestety) ma rację.
Logiczny argument: nie trzeba samemu stawać się ohydnym, w swojej mowie i czynach, aby innych od ohydy odwieść. Wręcz przeciwny to skutek odnosi. Nie dość, że innych podburzamy, to jeszcze sami siebie kalamy, sadzając w “zgromadzeniu szyderców”. Michałkiewicz przegiął tym razem pałę. Ostrzegać Polaków przed sodomią można i trzeba, a chorych na duszy braci i siostry upominać, jednak braterskie upomnienie wypływa z troski i ma cechy, jakie nadaje mu Duch Święty. Cechy wypowiedzi Michałkiewicza są tym razem bezapelacyjnie cechami diabła. Powiedziałem jeszcze raz dłużej to, co wcześniej powiedziałem w skrócie, ale wystarczająco treściwie. Jeśli Pani po tym nie zmieni myślenia, to więcej już nic na ten temat nic nie powiem, bo mi na to moja wiara i obowiązki nie pozwalają.
Na temat homoseksualizmu jasno wypowiadał się papież Jan Paweł II. Nie wiem dlaczego nie robi tego papież Franciszek. Nie byłoby być może takiej diabelsko złośliwej publicystyki, gdyby nie trąd politycznej poprawności, który jak liszaj oplótł watykańskie mury. Wystarczy tylko cytować Ewangelię:
Fragmenty Pisma Świętego – Starego i Nowego Testamentu,
DOTYCZĄCE HOMOSEKSUALIZMU
STARY TESTAMENT
Księga Kapłańska 18,22:
(22) Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!
Księga Kapłańska 20,13:
(13) Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli.
NOWY TESTAMENT
List do Rzymian 1,25-27:
(25) Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. (26) Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. (27) Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.
1 list do Koryntian 6,9
(9) Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,
1 List do Tymoteusza 1,8-13:
(8) Wiemy zaś, że Prawo jest dobre, jeśli je ktoś prawnie stosuje, (9) rozumiejąc, że Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie i dla niesfornych, bezbożnych i grzeszników, dla niegodziwych i światowców, dla ojcobójców i matkobójców, dla zabójców, (10) dla rozpustników, dla mężczyzn współżyjących z sobą, dla handlarzy niewolnikami, kłamców, krzywoprzysięzców i [dla popełniających] cokolwiek innego, co jest sprzeczne ze zdrową nauką, (11) w duchu Ewangelii chwały błogosławionego Boga, którą mi zwierzono. (12) Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, (13) ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomością, w niewierze.
ZGORSZENIE:
Ewangelia według św. Łukasza 17,1-3:
„(1) Rzekł znowu do swoich uczniów: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. (2) Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie. (3) Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu.” 1
kobiety, która zadzwoniła kiedyś do Radia Maryja i żaliła się, że ktoś zdewastował, sprofanował kapliczkę w jej okolicy. Mówiła mniej więcej tak: „modlę się o to by jakoś zrozumieć tych, którzy to zrobili i im wybaczyć i aby się nawrócili”.
Tak. Bardzo piękne. Tylko dziś mówimy nie o niszczeniu kapliczek, tylko o podrzynaniu gardeł na ołtarzach kościołów!!
Jest różnica?
Taka mi się opowieść przypomniała – w 100% prawdziwa, choć nie byłem jej świadkiem osobiście. Koledzy z pracy mi ją opowiedzieli. Działa się ponad 25 lat temu.
Szef oddziału chirurgii był człowiekiem – do rany przyłóż – ale cholerykiem. Prosił kiedyś jedną z pacjentek, chorą na raka piersi, by zgodziła się na amputację piersi. Rzecz działa się u niego w gabinecie. Pacjentka nie chciała się zgodzić, opowiadała różne historie: “a może by spróbować tak, albo tak…” Początkowo ordynator próbował jej cierpliwie wytłumaczyć, że to jest dla niej szansa na przeżycie! One nie chciała tego zrozumieć. Aż wyprowadziła go z równowagi. Nie wytrzymał, w pewnej chwili i zawołał:
“No to umrzesz, ty głupia kurwo!”
Pacjentka rozpłakała się i wybiegła z gabinetu, by…
…
po pół godzinie wrócić i zgodzić się na ratującą życie operację.
Być może szef “sam siebie skalał”, może i zasiadł w “zgromadzeniu ludzi przeklinających”, ale uratował tej kobiecie życie.
Droga Pani Joanno,
Proszę nie wmawiać mi poglądów, których nie mam i nigdy nie wypowiadałem.
Czyniąc tak świadczy Pani o mnie nieprawdę, czyli łamie Pani Boże przykazanie.
Jeśli mamy rozmawiać, to proszę unikać fantazjowania i dyskutowania z wyimaginowanym adwersarzem.
Jeśli z jakiegoś powodu musi to Pani robić, to proszę przynajmniej nie używać mojego nicka.
– Nie, nie imponuje mi postawa psycholożki z cytowanej przez Pani anegdotki. O ile pamiętam nigdy i nigdzie się na ten temat nie wypowiadałem.
– Nie uważam, że Bóg sądząc sprawiedliwie postępuje niemoralnie. Ma On w odróżnieniu od nas pełną wiedzę o wszystkim (w tym o wszystkich myślach, intencjach i całym życiu każdego z nas), która sprawia, że jego osąd jest rzeczywiście sprawiedliwy. Nasze rozeznanie spraw w życiu doczesnym jest z konieczności cząstkowe i niepełne, dlatego karanie występków i zbrodni w naszym wykonaniu musi być oparte na innych zasadach aby było sprawiedliwym w oczach Boga. Jest o tym mowa w wielu miejscach Nowego Testamentu, tak też uczy Kościół Katolicki, m.in. w Katechizmie, który na temat karania wypowiada się w następujący sposób:
Jest tu wyraźnie sformułowana zasada utylitarności kary.
Niesłusznie jednak nazywa Pani popieranie przestrzegania tych punktów KKK utylitaryzmem, ponieważ określa się tak pogląd etyczny, który wyprowadza kategorie dobra i zła wyłącznie z przesłanek utylitarystycznych, co jest sprzeczne z nauczaniem KK, dla którego źródłem etyki jest Objawienie.
Dla jasności:
– utylitarność kar – zgodna z Bibilią i nauczaniem KK;
– utylitaryzm (kierunek l. teoria z zakresu etyki) – niezgodny z Biblią i nauczaniem KK.
Czy widzi Pani i potwierdza to, że przestrzeganie KKK uważa Pani za “niechrześcijańskie i lewackie”?
A tak z ciekawości – jaka Pani zdaniem byłaby sprawiedliwa pomsta za zniesławienie i notoryczne, publiczne łamanie ósmego przykazania?
Czy komentujemy tutaj notkę (artykuł p. Michalkiewicza), czy rozmawiamy ogólnie, o największych zagrożeniach, perwersjach i zbrodniach naszych czasów?
Tak czy inaczej, dla uczniów Chrystusa celem ostatecznym nie jest ocalenie własnych gardeł, ale nawrócenie tych, którzy mieliby je ew. podrzynać (lub danie świadectwa swojej wiary – aż do poświęcenia swojego życia Bogu).
Wiem, że “Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”
Ja mówię o tym że styl mówienia może/musi być adekwatny do poruszanego tematu. Dlatego inaczej mówimy o tych co zniszczą kapliczkę przy drodze, a inaczej o takich co na oczach świata poderżną gardło księdzu na stopniach ołtarza. Jestem katolikiem co nie znaczy że mam zgadzać się potulnie na zagrożenie życia moich dzieci. Stąd uważam że ten konkretny tekst Michalkiewicza choć bardzo dosadny i wstrzasajacy jest dopuszczalny.
Poza tym moje zastrzeżenia dotyczyły głównie fragmentów o środowiskach zboczeńców a nie islamistów. Ci pierwsi raczej nie podrzynają gardeł.
Mnie ten felieton “wstrząsa” wyłącznie z powodu swojej niskiej wartości informacyjnej połączonej z propagowaniem zboczeń za pomocą opisów o charakterze pornograficznym w wersji “hard”.
Z tego względu jako chrześcijanin i czytelnik “Ekspedyta” stanowczo protestuję przeciwko umieszczaniu podobnych wypocin na naszym portalu.
Analiza omawianego tekstu pozwala wyróżnić w nim trzy zasadnicze wątki:
1. Informacyjny, z którego dowiadujemy się m.in. o zamachu w Nicei, głosach krytyki wobec rządu Francji, złym guście decydentów we władzach municypalnych Paryża, planowanej aktywności organizacji “Wiara i tęcza” podczas ŚDM i deklaracji Papieża, że że „Kościół” powinien „przeprosić” nie tylko „homoseksualistów”, ale również „wykorzystane kobiety” oraz „biednych” (cudzysłowy powtórzone za autorem). Są tu albo informacje powszechnie znane, albo – mało istotne.
2. Dekoracyjny – o charakterze pornograficznym.
3. Analityczno – insynuacyjny, w którym znaleźć możemy sugestię, że Kościół (czy “Kościół”?) pod wodzą papieża Franciszka będzie w sposób – trudno właściwie powiedzieć, na ile dosłowny, a na ile alegoryczny – dymany przez środowiska LGBT.
Aby zrozumieć sens przesadnego stosowania cudzysłowów musiałem przejrzeć garść różnych wersji relacji prasowych o konferencji Papieża na pokładzie samolotu lecącego z Armenii do Rzymu.
I tak “Wyborcza” napisała:
Podobna pisownia powtarza się w “TV Republika”, “queer.pl”, “Wprost” i “pikio.pl”. “Radio Zet” napisało po prostu:
“Rzepa” zaś – pominęła wyjaśnienie, w jakim sensie słowo “Kościół” zostało użyte przez Papieża.
Zgoda – słowa Papieża są trudne do zaakceptowania i należy je wnikliwie i krytycznie przeanalizować i przedyskutować, jednak nie usprawiedliwia to epatowania pornograficznymi opisami zboczeń w przestrzeni publicznej. Jeśli celem red. Michalkiewicza było wstrząśnięcie czytelnikiem dla podkreślenia wagi poruszanego problemu, to moim zdaniem wylał on dziecko z kąpielą, bo zamiast skupiać się na istotnych rzeczach, zastanawiamy się nad dopuszczalnością zastosowanych środków literackich.
“Nie trzeba stawać się ohydnym” to nie jest argument tylko ukryte założenie: według pana ohydnym jest ten, kto jest sprawiedliwy, bo sprawiedliwość to zgodnie z definicją: suum cuique tribuere, czyli: każdemu, co mu się należy. Ohydny według pana jest ten, kto każe za zło moralne, gdyż ocenia je jako coś, co nie powinno mieć miejsca, bo jest ohydne. Ale ten kto jest sprawiedliwy, nie może być przecież ohydny moralnie. Esencją Bożej doskonałej miłości jest doskonała sprawiedliwość, która jest wartością samą w sobie, absolutną, perfekcyjną, samoistną, a nie wartością utylitarną, jak się panu wydaje. Sprawiedliwość jest po prostu piękna, a pan twierdzi implicite (zakłądając powyższe), że ohydna. Przykro mi, ale taki jest logiczny wniosek z pana założenia- jest to jego konsekwencja. Dodam tylko, że tak może twierdzić tylko wróg Boga.
“Wręcz przeciwny” – i kolejne założenie kategoryczne, w którym zawiera się inne ukryte i kategoryczne założenie, że cel kary jest, albo może być tylko i wyłącznie utylitarny: poprawić zachowanie kogoś jeszcze żywego, uratować kogoś jeszcze żywego; w związku z tym założeniem pojawia się pytanie, skoro sprawiedliwość nie jest wartością samą w sobie, a przy pana założeniu nie jest, to w imię czego chce pan zmieniać zachowanie złoczyńcy? Bo przecież nie w imię tego, że być sprawiedliwym jest dla pana pięknie. sprawiedliwość jest utylitarna, służy celowi który sobie arbitralnie ustanowimy. Tu pojawia się paradoks pana postawy względem kary i jej nadrzędnego celu. Swoja postawą daje pan do zrozumienia, że sprawiedliwość nie jest czymś pięknym i dlatego godnym realizacji, a z drugiej strony chce pan, aby grzesznik zaczął postępować sprawiedliwie, chce pan aby został zbawiony, ale dusza, która nie dba o sprawiedliwość z miłości do niej, nie może być przecież zbawiona. Tu wychodzi na jaw pana ukryte założenie co do hierarchii wartości, dla pana nie jest żadną wartością sprawiedliwość, ani moralne życie, którego konsekwencją jest zbawienie, ale życie pojmowane biologicznie w domyśle (moje życie i moja z niego frajda), bo przecież pozwala pan innym grzeszyć, a zatem czerpać frajdę życiową na cudzej krzywdzie po to, aby samemu mieć wymówkę w razie gdyby się panu noga powinęła. Myśli pan o sobie jak o potencjalnym przestępcy a nie ofierze. Ofiara i zło jej wyrządzone nic pana nie obchodzi.
Tym niemniej rozwijając tezę o “wręcz przeciwnym skutku”, otóż nawet przy pana postulacie, aby kara służyła tylko i wyłącznie prewencji i korekcji, a nigdy retrybucji, jest to twierdzenie z gruntu fałszywe. Kara pozwala złoczyńcy uświadomić sobie ogrom zła popełnionego i może, choć nie musi (nie nasza to rzecz tylko Boga czy sobie uświadomi), on tym samym, jeśli nie był w pełni świadom skutków swojego postępowania, przyznać się przed sobą, że źle uczynił, a wtedy samemu domagać się dla siebie kary, wiedząc, że jest sprawiedliwa i że mu się należy. Tym samym w oczach Boga znajdzie on usprawiedliwienie, jako ten kto skruszał, żałuje i jest sprawiedliwy, bo chce ponieść karę. Niczym sprawiedliwy łotr, który umierał na krzyżu obok Chrystusa. Radykalne czyny sprawiedliwości nie są ohydne, ale dostosowane do materiału na który oddziałują. (To tak w kontekście kary śmierci i kar w ogóle)
Co do Michalkiewicza. Michalkiewicz wymierza sprawiedliwość, nie staje się ohydnym, ale ukazuje ogrom ohydy skrywany za gładkimi słówkami. Jeśli radykalne jest zło i głupota, to radykalna musi być metoda ich usuwania, kiedy wszystkie mniej radykalne zawiodły. Stąd wniosek, że to pan Space przegina pałę, gdy zaczyna szafować diabelskimi cechami w odniesieniu do ciętego komentarza Michalkiewicza. Michalkiewicz słusznie doprowadza do absurdu postawę Jezuity, bo niektórzy jeszcze nie widzą tego, że naprawdę jest ona absurdalna już teraz. Ja również mam pytanie do Jezuity. Czemu nie zaprosił na ŚDM grupy dajmy na to: “pedofilia i wiara”? Czy również chętnie by taką grupę powitał? Czy ośmieliłby się powiedzieć, że jeśli pedofil szuka Boga, to kim on Jezuita jest, aby go oceniać? Zwłaszcza wtedy, gdy owe zrzeszenie pedofilów głosiłoby tezy, że można być pedofilem praktykującym i jednocześnie dobrym katolikiem praktykującym? dlaczego nie powie wprost, że homoseksualizm to grzech i modli się za tych ludzi, aby się wreszcie od grzechu odwrócili, a zwrócili w pełni do Boga?
Nawet gdyby logiczna wykładnia pana postawy, którą przedstawiłam była błędna, choć nie jest-zaraz to panu wykażę, nawet wtedy nie składałabym fałszywego świadectwa, bo czym innym jest kłamać, czyli mówić nieprawdę z premedytacją, a czym innym być w błędzie. To raz.
Dlaczego według mojej oceny imponuje panu postawa psycholożki? Bo traktuje pan karę jedynie utylitarnie i prewencyjnie. Dokłądnie tak, jak pani psycholożka. A zatem w pewnym sensie jest pan “panią psycholożką” – jeśli więc upiera się pan twierdzić, że owa postawa panu nie imponuje, to musi pan cierpieć na jakaś chorobę, albo widzieć jakąś zasadniczą różnicę między pana, a jej postawą, proszę zatem mi ją wytłuścić. Bo ja jej nie widzę. To dwa.
Jeżeli zgadza się pan, że Bóg jest sprawiedliwy każąc za coś, to sprawiedliwe jest w istocie swej karanie za coś. I istotą kary jest retrybucja, inaczej odwet, a nie prewencja czy korekcja (to są ważne, ale poboczne funkcje kary). Stąd nie może pan głosić, że jedynym słusznym postępowaniem na ziemi jest karanie po coś. Skoro nawet Bóg pokazuje nam, że karać należy za coś. Mianowicie za grzech, bo jest obrzydliwy.
W tej sytuacji nie ma znaczenia, czy człowiek jest omylny czy nie. Czy ukarze słusznie czy nie i czy sprawiedliwie,a zatem proporcjonalnie do czynu czy też nieproporcjonalnie. To jest osobna kwestia. Karzemy ZA COŚ, tak mówi Bóg i jest to słuszna a zarazem naczelna (bo nieutylitarna) pobudka dla wymierzenia kary. Temu nie może już pan zaprzeczyć.
Przechodzimy do kwestii osobnej – niedoskonałości naszego poznania. Otóż karanie ludzi przez ludzi, nie musi się wcale odbywać na innych zasadach, z powodu niedoskonałości poznania, jak to pan sugeruje. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że nasza kara nie jest karą ostateczną. My jesteśmy pierwszą instancją – można tak rzec. Ostateczna instancją jest Bóg, który wie od zawsze kogo zbawi, a kogo nie, bo tak jak pan słusznie napisał, zna wszystkie dusze na wskroś. I widząc, że ktoś żałuje szczerze, stosuje do niego prawo łaski (de facto stosuje je wobec wszystkich zbawionych, bo wszyscy ludzie grzeszą). Poza tym światem istnieje jeszcze świat wieczny. Po drugie, Bóg każe ZA COŚ i tego też oczekuje od nas, abyśmy karali za coś, za czyn mianowicie. Z czynem wiążą się oczywiście również intencje, które są dla nas zawsze niepewne, ale o intencjach za chwilę. Podstawą do kary jest naganny czyn, niezależnie od intencji. Nawet jeśli miałem dobre intencje, a skrzywdziłem, to powinienem ponieść karę, choćby w postaci zadośćuczynienia. W przypadku zabicia kogoś, nawet nieumyślnego, zasługujemy na karę. Każemy za coś. Po trzecie, intencje stanowią czynnik zaostrzający lub łagodzący karę. Nigdy nie możemy być ich pewni w stu procentach (choćby w tym sensie, ze zawsze trafi się jakaś mamusia, co bedzie twierdzić, ze przecież jej synek nie mógł czegoś takiego zrobić), ale możemy być wystarczająco pewni lub wystarczająco niepewni, aby przechylić karę w stronę złagodzenia lub zaostrzenia, czy też jej pełnego wymiaru, za czyn popełniony z premedytacją. Bóg nie wymaga od nas rozstrzygania czy dana osoba jest zbawiona czy potąpiena, ale adekwatne, na tyle na ile to możliwe ukaranie za czyn. Wystarczająca niepewność przechyla szalę na korzyść winowajcy. Pewność wystarczającą zyskujemy analizując sytuację: czyn i jego skutek. Są sytuacje, w których co do intencji winowajcy nie ma praktycznie cienia wątpliwości odnośnie jego intencji. Zabił dla Allaha np. i twierdzi, że zabił psa niewiernego, za co pójdzie do nieba. My twierdzimy, że zabił niewinnego człowieka, do czego nie miał prawa. Jeżeli tego nie przyzna w swoim sercu pójdzie do piekła. Tak czy inaczej,Bóg nakazał nam ukarać mordercę śmiercią, za to co zrobił, reszta należy do Boga. Przypuśćmy jednak, że morderca, co do którego intencji i sprawstwa nie ma cienia wątpliwości żałuje szczerze lub nie tego co zrobił. Jego żal szczery bądź nie zmniejsza wymiaru kary, kare ponosimy za czyn i liczy się tylko on, aby zrozumieć czyn dochodzimy także intencji. Chęć poprawy jest czymś, co realizujemy po odbyciu kary, a nie przed nią, gdyż wyrazem chęci poprawy jest przede wszystkim zgoda na poniesienie kary. Jeśli ktoś nie chce ponieść sprawiedliwej kary, to nie żałuje szczerze (patrz sprawiedliwy łotr na krzyżu). Jeśli żałuje szczerze, to możemy się tylko cieszyć, bo Bóg mu wybaczy i trafi do grona świętych, jeśli nie, to możemy czuć jedynie grozę, bo i jak współczuć duszy, która Boga nie kocha, ale go nienawidzi. Tak więc powtórzę, nasze sądzenie nie odbywa się na innych zasadach, bo sprawiedliwość jest jedna i jedną ma tylko zasadę, oddać to, co się komu należy, ale za to inny jest jego wymiar i waga, mianowicie nieostateczny.
Co do Katechizmu: “Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie”. I tu akurat zgoda, nieporządku moralnego. Chodzi o przywrócenie równowagi moralnej, a zatem o SPRAWIEDLIWOŚĆ – każdemu co sie mu należy. Funkcja retrybucji – odwetu. Nie powie mi pan, że można te słowa zinterpretować jako karanie w celach poprawy samego karanego czy zapobiegania kolejnym niecnym uczynkom? (A co do dalszego stanowiska z katechizmu, które znam w stosunku do kary śmierci, to widać, ze w tej sytuacji jest ono niespójne z powyższym. Dziękuje za przywołanie powyższego, bo tego akurat nie znałam, myślałam, że katechizm całkowicie odszedł w tej kwestii od Słowa Bożego, co nakazywałoby wypowiedzenie posłuszeństwa takiemu katechizmowi. Okazuje się jednak, że strategia KK jest niezmienna: jestem za, a nawet przeciw). W każdym razie, z cytatów z KKK wynika, że sam przytoczył dowód na nie tylko niechrześcijańskość, ale i niekatolickość (w wersji KKK) swojej tezy o rzekomej nadrzędności funkcji korekcji i prewencji nad funkcją retrybucji dla “ziemskiej sprawiedliwości”.
Czy podpunkt 2267 jest utylitarystyczny? Jest. Czy można być trochę zarażonym rzeżączką? Nie. Tak też nie można być trochę zarażonym utylitaryzmem. Uderzając w karę śmierci, to znaczy podważając, a de facto odrzucając w tym właśnie podpunkcie KKK (we wcześniejszym honorował jej sens nieutylitarny – mamy tu dwie sprzeczne tezy obok siebie, wrzucone do jednego tekstu), uderzył tym samym w nieutylitarność SPRAWIEDLIWOŚCI. Powiedział, że karać możemy jedynie w jakimś celu. Znaczy to, że sprawiedliwość jako taka, została usunięta z listy wartości absolutnych, a przecież Jest to wartość najwyższa. Miłość wynika ze sprawiedliwości i sprawiedliwość wynika z miłości w bycie najwyższym, czyli Bogu – jedno jest odbiciem drugiego. Sprawiedliwość jest przejawem miłości do moralnego dobra, a zatem Boga. Karając ZA GRZECH, dowodzę swojej miłości wobec moralnego dobra, wobec Boga. Bo to on ustanowił moralne prawo, które nie jest utylitarne. Dobre jest to, co Bogu podoba nazywać się dobrym. Koniec. Gdy zamiast sprawiedliwosci, czyli karania ZA GRZECH i nagradzania za dobro moralne wprowadzamy utylitaryzm, to pytaniem jest w imie czego karzemy, skoro sprawiedliwosć wywalilismy do kosza. I tu odpowiedzia jest w imie tego co nam sie podoba akurat podstawic za cel owego karania. Tu sie pojawia paradoks pana postawy, z jednej strony chce pan, aby morderca sie nawrócił i był sprawiedliwy, a z drugiej już pan sprawiedliwość odrzucił, jako bezsensowną. Bo nie wymierza pan kary adekwatnej do czynu, a zatem daje pan znać mordercy, ze jego czyn wcale nie jest dla pana taki zły, bo przecież to nie pan stracił nieodwracalnie swoje życie. Wiec jeśli pan sie zabezpieczy przed potencjalną utrata zycia ze strony owego mordercy, to w porzadku, niech sobie żyje. Tylko jak przy takiej pana postawie ma on uznać, ze zrobił coś obrzydliwego? Daje mu pan sygnał, że sam pan ma to zasadniczo w D. Bo martwy człowiek, to nie człowiek, tak? A Pan Bóg i martwych nazywa naszymi bliźnimi.
Wobec martwych mamy również obowiązki. Obowiązkiem wobec zamordowanego bliźniego jest odebrać życie mordercy.
W takich sytuacjach zwykłam przytaczać historię z “Dziennika” Korczaka (który nota bene opowiadał sie za kara śmierci dla paskudnych dzieci, ale o tym sie milczy w imie poprawnosci politycznej, moim zdaniem słusznie sie domagał). Otóż opowiada Korczak jak w sierocińcu spacerując miedzy łóżkami dzieci natknął się na zmarłe niedawno dziecko. Kiedy tak mu sie przyglądał przyszedł pewien mały chłopiec (chyba ok 4 lat)i zmarłemu chłopcu wsunął pod poduszkę kromkę chleba. Zdziwiony Korczak pyta się go: – Po co mu to dajesz. Przecież on nie żyje. Chłopiec odpowiedział, że wie. Korczak, aby się upewnić pyta go: – po czym to poznajesz? A on, że jeszcze godzinę temu, gdy przyszedł go odwiedzić oddychał, puszczał pianę z ust, po czym wskazał palcem: – tu jest jego ślina. Korczak ponawia wiec pytanie upewniwszy sie, że chłopiec wie co znaczy umrzeć: – Więc po co mu to dajesz? Korczak wspomina, że chłopiec skrzywił się i popatrzył na niego jak gdyby mówił: No jak to, ty taki stary doktor i nie rozumiesz? Po czym odpowiedział: – Bo to JEGO PORCJA!
W innym miejscu Korczak pisze o takiej postawie: uczciwość, która nie rozumuje. Polecam do zastanowienia. Panie utylitarysta.
Tak, inaczej niż pan dobrze zdaje sobie sprawę z tego co mówię i co komu zarzucam, tak zarzucam w kwestii kary śmierci heretycką w stosunku do chrześcijańskiej wykładnię Katechizmu KK. Bo taka ona właśnie jest, heretycka, utylitarystyczna, odrzucająca słowo Boże. Niestety utylitaryzm w kwestii sprawiedliwości sprowadza się do utylitaryzmu w ogóle, bo uderza w istotę nieutylitarności.
Jak dla mnie poziom zawartych w nim informacji jest co najmniej dobry, na pewno nie jest żenująco niski, jak pan twierdzi, nie odbiega od standardowych tekstów w tej dziedzinie. A ogromną jego wartością jest niewątpliwie komentarz osobisty autora, który nie tylko informuje, ale przedstawia swoją ocenę sytuacji w sposób przemawiający do wyobraźni. Co więcej jego spojrzenie jest bardzo wnikliwe i zasłużenie kąśliwe. Wnikliwość spojrzenia wynika zapewne z przyrodzonej kąśliwości. Im większa kąśliwość tym wyższe IQ, taka jest korelacja w przyrodzie.
(PS Pan Asadow jest też zapewne świecie oburzony wypowiedzią Piłsudskiego: “Bić kurwy i złodziei”. Oburzyłoby go również to, że Lem napisał kiedyś, iż ma w dupie poprawność polityczną, ale co niektórzy uważają, że powinniśmy raczej kisić swoją złość w trzewiach, “aż wyciągniemy kitę”, niż powiedzieć coś raz a dosadnie).
Pilot do obsługi technicznej: coś obluzowało się w kokpicie i brzęczy podczas lotu.
Odpowiedź obsługi technicznej: podczas postoju brzęczenia nie stwierdzono ale na wszelki wypadek coś zamocowano w kokpicie.
Wierzę, że Bóg jest sprawiedliwy. Po prostu i bez żadnych dodatków.
Wiem też, że oczekuje od nas przede wszystkim miłosierdzia, bo nam to powiedział. Pani rozumowanie roi się od błędów logicznych.
Tak, wiem panie Asadow, że tekst dłuższy od standardowego mema sprawia panu wielkie trudności, zastanawia mnie tylko czy wynika to z lenistwa umysłowego czy braku potencjału intelektualnego, a może z jednego i drugiego. Tak czy inaczej ta pana grzeszna skłonność nie robi na mnie już żadnego wrażania, natomiast ujawniła się przy tej okazji inna grzeszna skłonność, mianowicie do kłamstwa – o tej jeszcze nie widziałam. Otóż w tym “roju błędów logicznych” proszę mi wskazać paluszkiem choć jeden, bo chce uwierzyć, że śnię. Panu wydaje się, że coś tam wie na pewno. A ja po prostu wiem, że Bóg oczekuje od nas przede wszystkim MIŁOŚCI DO DOBRA MORALNEGO, A NIE UTYLITARYZMU WOBEC DOBRA MORALNEGO, którego jest pan i zalewaczona część KK zwolennikiem. To, że jest pan niekonsekwentnym utylitarystą niczego nie zmienia, to tylko pokazuje pana brak chęci namysłu nad swoim poronionym stanowiskiem i niechęć do logicznego myślenia.
PS Przytoczone przez mnie stanowisko jest tez stanowiskiem NAJWYBITNIEJSZEGO POLSKIEGO LOGIKA ŚWIATOWEJ SŁAWY: Bogusława Wolniewicza, ale rzecz jasna Asadow to utajony geniusz logiki, więc chętnie poprawi błędy Wolniewicza.
Wolniewicz:”Z trzech teorii kary (retrybucji, prewencji, korekcji, przyp.J.S.) tylko retrybucyjna ma charakter immanentnie moralny, bo tylko ona wiąże IDEĘ KARY Z POCZUCIEM SPRAWIEDLIWOŚCI. Poczucie to, zwane inaczej “sumieniem”, na tym bowiem polega, że jak głosi formuła klasyczna trzeba zawsze “cuique suum tribuere”: oddać każdemu, co mu się należy- w dobrym i złym… Przestępstwo jest naruszeniem ładu moralnego świata. Jedynym dobrem, jakie kara ma na widoku, jest przywrócenie tego ładu – przez to właśnie, ze jego naruszenie nie ujdzie płazem, czyli spotka się z odwetem. Wymiar kary oglądający się na tzw. “względy społeczne” podcina samą ideę prawa. Widać teraz jeszcze lepiej różnicę miedzy odwetem a zemstą: inne są ich pobudki. Dla zemsty jest nią mściwość, dla odwetu sprawiedliwość… Albo jak mówi Apostoł: “Kto przekracza prawo Mojżeszowe ten ponosi śmierć bez miłosierdzia za świadectwem dwóch lub trzech” (Hebr. 10,28)”
“Abolicjonista (w tym wypadku przeciwnik karania za coś, przyp. J.S.), odrzuciwszy z góry teorię retrybucyjną, ujmuje karę główną jedynie z punktu widzenia prewencji: odstrasza czy nie odstrasza?Tymczasem dla rygorysty jest to kwestia drugorzędna: jak odstrasza, to dobrze, ale nie w tym rzecz.Dobro ewentualnej prewencji nie ma bowiem nic wspólnego z wymierzaniem sprawiedliwości. Dobrem tym jest bezpieczeństwo obywatela – dobro bez wątpienia duże i ważne, ale czysto utylitarne – jak wygodne buty lub dach nad głową. Rygorysta chce utrzymać karę główną nie dlatego, że społecznie korzystna, lecz że moralnie słuszna”.
Kto ohydnie mówi, staje się ohydnym, gdyż to, co z człowieka wychodzi, czyni go nieczystym – ja zatem nic nie zakładam, oceniam tylko formę wypowiedzi i wnioskuję. Za to Pani poddaje od początku wypowiedzi założenia i to co do mojej osoby. Od fałszu Pani brnie dalej w fałsz, dlatego nawet nie przeczytałem całości, bo nie ma to sensu. Tak jak i dalsza dyskusja z Panią, przed czym ostrzegałem.
A skąd Pani to wie? Jeśli by tak było, to dlaczego Bóg zamiast tego powiedział:
Oraz:
O tym, że nie jestem zwolennikiem utylitaryzmu pisałem już tyle razy, że muszę w tym przypadku odnotować Pani złą wolę.
Chce Pani listę swoich błędów? Proszę bardzo.
1. Jeśli nawet zgadzam się w jakiejś kwestii z psycholożką z Pani anegdoty to nie wynika z tego, że imponuje mi jej postawa: bezrozumne współczucie oprawcy, zamiast ofierze. Nie ma to nic wspólnego z wyznawaną koncepcją sprawiedliwej kary, a przypisywanie mi podobnej głupoty w celu zdeprecjonowania moich poglądów w dyskusji jest zwykłą nieuczciwością.
2.
Dicto simpliciter – dokonuje tu Pani nieuprawnionego wnioskowania. To, że Bóg jest sprawiedliwy w sposób absolutny w każdym swoim działaniu jest przedmiotem wiary. Jest on jednak tak wyjątkowym bytem, że nie możemy przenosić tej wiary na inne byty, nawet jeśli pozornie postępują one podobnie. Przykłady: Bóg zgładził za pomocą potopu ludzi, którzy byli mu nieposłuszni i grzeszyli. Nie uważamy tego za niesprawiedliwe ani okrutne. Gdyby jednak jakiś człowiek spowodował zalanie jakichś terenów (np. przez wysadzenie tamy) i śmierć wielu ludzi, którzy nawet mogliby uchodzić powszechnie za grzeszników – uważalibyśmy to za zbrodnię.
Jest tu jeszcze drugi (dokładniej – bardziej podstawowy) poziom błędu: nie wiemy czy Bóg karze za coś, czy po coś. Czy kara Boża jest pomstą, czy jest poszanowaniem dla ludzkiej wolności, które polega na tym, że człowiek może odrzucić dobro, a Bóg ten wybór uznaje i nie zbawia nikogo na siłę, wbrew jego woli? Ks. Guz: “zło jest konieczne, aby mogła się w pełni wyartykułować ludzka wolność”.
3.
Tu już całkowicie się Pani zaplątała. Dyskutujemy o sprawiedliwości kary. Tu twierdzi pani, że kara wymierzona “za coś” a nie “po coś” jest sprawiedliwa, nawet jeśli jest niesprawiedliwa. Podstawowa zasada logiki: A i ~A jest fałszywe (zdanie A nie może być prawdziwe jednocześnie ze zdaniem “nieprawda, że A”).
4. Argumentacja, że nie ma znaczenia brak wiedzy:
To, że Bóg może naprawić niesprawiedliwość naszego postępowania wobec sprawcy jakiegoś zła, nie oznacza, że karanie na podstawie niepewnych przesłanek jest sprawiedliwe i zgodne z nauczaniem Chrystusa. Wręcz przeciwnie – Nowy Testament w wielu miejscach zaleca poniechanie odwetu i karania i pozostawienie pomsty Bogu! Między innymi tutaj:
5.
Zgadza się, “oddać to, co się komu należy”, ale co się komu należy, to wie jedynie Bóg. Czy może Pani temu zaprzeczyć?
Nam zaś wolno się bronić i domagać się zadośćuczynienia pokrzywdzonym i takie powinny być funkcje sprawiedliwej, ziemskiej kary.
6.
Powiem, że słowa te można i należy zinterpretować jako karanie w celu zadośćuczynienia szkód i cierpienia, jakie poniosła niewinna osoba.
Nie chodzi o jakąś abstrakcyjną “równowagę moralną”. Co to w ogóle jest? Równowaga między czym – a czym?
Nieporządek moralny polega na krzywdzie, a jego naprawienie – na zadośćuczynieniu.
Pozdrawiam serdecznie!