Przyglądając się bardziej szczegółowo polityce prowadzonej przez III Rzeszę, wyraźnie dostrzegamy znaczne podobieństwa do rozwiązań serwowanych nam przez Unię Europejską czy też rodzimą lewicę.
Często nazizm nazywa się faszyzmem bądź skrajną prawicą, tymczasem nazizm nie był ani jednym, ani drugim. To Józef Stalin rozpowszechnił w swojej propagandzie pogląd, że nazizm jest faszyzmem. Osoby, które dziś tak twierdzą, po prostu kontynuują stalinowską propagandę. Sami naziści byliby zaś obrażeni, gdyby ich nazwać faszystami. Nazizm nie był także ruchem skrajnie prawicowym, jak twierdzą różnej maści lewacy. Nazizm to przecież skrót od „narodowy socjalizm” – a czy ktoś słyszał o skrajnie prawicowym socjalizmie? Sam Adolf Hitler opisywał nazizm jako ideologię, która nie jest ani prawicowa, ani lewicowa, a w Mein Kampf zbrodniarz ten atakował zarówno niemieckich polityków lewicowych, jak i prawicowych. W roku 1927 powiedział: Jesteśmy socjalistami, jesteśmy wrogami dzisiejszego kapitalistycznego systemu gospodarczego (…) i jesteśmy zdeterminowani, aby zniszczyć ten system w jakikolwiek sposób. Podobnie Józef Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, podkreślał socjalistyczny charakter nazizmu – w latach dwudziestych dwudziestego wieku napisał wręcz, że jeśli miałby wybierać pomiędzy bolszewizmem a kapitalizmem, wybrałby bolszewizm.
W takim razie, jaki system gospodarczy obowiązywał w III Rzeszy? Niby większość firm była własnością prywatną, ale w rzeczywistości – jak w UE czy w Polsce – właściciel niewiele mógł zrobić, gdyż tak ograniczały go przepisy i regulacje, że musiał wykonywać nakazy państwa. Narodowi socjaliści, podobnie jak socjaliści rządzący w Warszawie i w Brukseli, zwiększali kontrolę państwa nad gospodarką i sektorem prywatnym. W Polsce istnieje czterdzieści instytucji, które mogą sprawdzać przedsiębiorców – w III Rzeszy przedsiębiorców kontrolowały i nadzorowały Niemiecki Front Pracy oraz Izba Gospodarcza. Hitler uważał, że rząd powinien mieć moc regulowania sposobu użytkowania własności prywatnej dla dobra narodu. W Polsce przedsiębiorca jest ubezwłasnowolniony przez państwo, a tego, kto nie bierze dotacji, uważa się za dziwaka.
Narodowi socjaliści, podobnie jak urzędnicy z Brukseli oraz ci rodzimi z Warszawy, uprawiali planowanie gospodarcze. W unijnym przypadku są to wieloletnie perspektywy finansowe zawierające różnorakie plany inwestycyjne ze środków publicznych (dotacje), na podstawie których władze krajowe różnych szczebli tworzą własne plany gospodarcze (na przykład, Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka). Hitler zalecał wywłaszczenie tych przedsiębiorców, którzy nie popierają nazizmu. W UE też mamy do czynienia z nacjonalizacjami, takimi jak wykupywanie udziałów w bankach podczas kryzysu bądź kradzież oszczędności z OFE czy nabycie udziałów w zbankrutowanych firmach budujących autostrady. Formą nacjonalizacji jest także niesłuszne nakładanie na firmy przez urzędników podatkowych, celnych i innych gigantycznych kar finansowych, które potem są poparte wyrokiem sądowym. W III Rzeszy istniała też – podobnie jak w III RP – szeroka reglamentacja dostępu do zawodów, a licznymi licencjami ograniczano możliwość rozwijania działalności gospodarczej.
Hitler argumentował, że aby utrzymać bezpieczeństwo gospodarcze, trzeba mieć bezpośrednią kontrolę nad surowcami, a nie polegać na handlu światowym. W efekcie Niemcy zrezygnowały z polityki częściowo wolnego handlu na rzecz polityki samowystarczalności ekonomicznej. Próbowano ograniczać liczbę partnerów handlowych, a tam, gdzie było to możliwe, handlować tylko z krajami niemieckiej strefy wpływów. W latach trzydziestych podpisano co prawda kilka dwustronnych porozumień handlowych z krajami Europy południowej i wschodniej, ale władze niemieckie mocno zniechęcały do handlu z innymi państwami. Podobnie UE (wewnątrz której prawie nie ma granic celnych) na zewnątrz zasłania się murem celnym, a negocjowanie kolejnych umów wolnohandlowych, na przykład, z USA, Japonią czy Indiami, idzie jak przysłowiowa krew z nosa. Polska w związku ze wstąpieniem do UE musiała renegocjować 190 umów bilateralnych, w tym podnieść wiele ceł na towary sprowadzane ze Wschodu.
Keynesizm Hitlera i Tuska
W ramach zwalczania Wielkiego Kryzysu nazistowskie Niemcy zastosowały politykę keynesizmu. Realizowano projekty wielkich robót publicznych, takich jak budowa sieci autostrad w celu stymulowania gospodarki i redukcji bezrobocia. W roku 1933 wprowadzono program Reinhardta, który zawierał między innymi bezpośrednie inwestycje publiczne w drogi lądowe, wodne i koleje. I o ile w roku 1933 państwowe inwestycje stanowiły mniej niż połowę wszystkich inwestycji w Niemczech, to w roku 1938 odsetek ten sięgał 90 procent. To państwo decydowało o przeznaczeniu konkretnych inwestycji, tak samo jak dziś, gdy urzędnik z Brukseli, ministerstwa czy urzędu marszałkowskiego wyrokuje, na co można wydać unijne dotacje.
Podobnie, po kryzysie finansowym Europejski Bank Centralny drukował pusty pieniądz, a upadające gospodarki Grecji, Irlandii czy Portugalii „ratowano” miliardami euro, do tego Komisja Europejska, aby zmniejszyć bezrobocie, szczególnie wśród osób młodych, zaproponowała nawet roboty publiczne, zupełnie jak w III Rzeszy. Na polskim gruncie identyczną politykę keynesizmu prowadził rząd Donalda Tuska – państwowa spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe ma inwestować między innymi w budowę elektrowni węglowych i gazowych, gazociągów, magazynów gazu, dróg, kolei i portów. PiS jest zwolennikiem podobnej polityki. Jarosław Kaczyński ogłosił konieczność publicznych inwestycji o wartości 1,4 biliona złotych.
W III Rzeszy gospodarstwa rolne były oficjalnie prywatne, ale jakiekolwiek działania rolnika nie były możliwe bez szczególnych pozwoleń władz. Tworzono specjalne rady kontrolujące produkcję i ceny systemów kontyngentowych. To wykańczało zwłaszcza właścicieli niewielkich gospodarstw. Podobnie UE – ze swoją Wspólną Polityką Rolną oraz Wspólną Polityką Rybołówstwa ustala limity na produkcję różnych towarów rolnych, jak na przykład mleko, cukier, len, konopie, pomidory czy ryby pochodzące z połowów – za przekroczenie tych limitów płaci się wysokie kary. Oczywiście, unijne rolnictwo, podobnie jak w III Rzeszy, „chroni” przed zagraniczną konkurencją potężny mur celny.
Hitlerowska Rzesza była – podobnie jak współczesne państwa – krajem opiekuńczym. Istniały obowiązkowe składki na Niemiecki Front Pracy, Narodowosocjalistyczną Pomoc Społeczną, ubezpieczenia: od bezrobocia, emerytalne, rentowe i zdrowotne. Już dwudziestopięciopunktowy program NSDAP z roku 1920 zawierał konieczność zwiększania na dużą skalę wypłat emerytur, a także rozszerzania programu państwowej edukacji, w szczególności żądano dużego wsparcia dla najinteligentniejszych dzieci z rodzin ubogich. W programie tym pisano również o konieczności ochrony zdrowia, zwłaszcza matki i dziecka (w tym także o zakazie pracy dzieci i obowiązkowych zajęciach sportowych). W III Rzeszy istniał też państwowy system ubezpieczeń zdrowotnych, a kobiety poddawano regularnym badaniom w celu wczesnego wykrycia raka piersi. Wprowadzono także zakaz palenia w miejscach publicznych.
Podobnie jak dzisiaj rządzący socjaldemokraci, tak i Hitler rozbudowywał ustawodawstwo „chroniące” robotników, którzy otrzymywali płatne urlopy, a 1 maja był Świętem Pracy (w Polsce SLD nadal organizuje pierwszomajowe pochody). Już w roku 1933 utworzono potężną organizację o nazwie Narodowosocjalistyczny Dobrobyt Ludowy, która zajmowała się charytatywną pomocą socjalną, a także Nazistowski Program Pomocy Zimowej, który stał się największą instytucją socjalną na świecie. Z kolei częścią Niemieckiego Frontu Pracy była państwowa organizacja Kraft durch Freude (Siła przez radość) zajmująca się przygotowywaniem masowych imprez kulturalnych, turystycznych i sportowych, która w latach trzydziestych stała się największą agencją turystyczną na świecie. W roku 1934 z państwowych wakacji skorzystało 2,3 mln Niemców, a w roku 1938 już 10,3 mln.
Hitlerowska Konfederacja Europejska
W efekcie prowadzenia powyższej polityki (i istnienia dwudziestu jeden ustalanych przez rząd federalny podatków) III Rzesza szybko popadła w tarapaty finansowe. Wysokim deficytem budżetowym finansowano między innymi roboty publiczne i zbrojenia. W latach 1933–1939 całkowite dochody państwa wyniosły łącznie 62 mld marek, podczas gdy wydatki przekroczyły 101 mld marek. Sytuacji nie poprawiły astronomiczne podatki sięgające od 60 do nawet 98 procent nakładane na zyski przedsiębiorstw. W rezultacie w roku 1939 zadłużenie publiczne Niemiec sięgnęło 38 mld marek. Oznacza to, że dług wzrósł z 12 procent PKB w roku 1933 do 46 procent PKB w roku 1939. Czy nie przypomina to polityki zadłużania prowadzonej przez polskie rządy po roku 1989? W efekcie, chociaż w Niemczech zmniejszono bezrobocie (także poprzez naginanie statystyk, z których wyłączono między innymi kobiety i Żydów), poziom płac realnych w latach 1933–1938 spadł o jedną czwartą. Prawdopodobnie w krajach unijnych panuje podobna tendencja, ale się o tym nie mówi (dodatkowo ukrywając rzeczywiste wskaźniki inflacji).
Nazizm wprowadzał w życie typowe dla lewicy zasady kolektywizmu, a sam Hitler na łamach „Völkischer Beobachter” w roku 1938 określił siebie jako (uwaga!) arcydemokratę. Podobnie jak UE stara się włączać w swoją strefę wpływów kolejne państwa, narodowi socjaliści domagali się włączenia do Niemiec nowych terenów, by uzyskać Lebensraum, czyli przestrzeń życiową. Podobnie jak Bruksela próbuje zmieść z powierzchni ziemi państwa narodowe, wypłukując resztki suwerenności, promując euroregiony i tworząc federację, naziści nienawidzili państw narodowych, próbując zniszczyć wszelką różnorodność. Podobnie jak lewacka UE robi wszystko w imię źle pojętej równości (równanie w dół), w III Rzeszy tworzono solidarność narodową mającą przekroczyć różnice klasowe.
Przy tym wszystkim to nikt inny jak Adolf Hitler w roku 1943 zalegalizował po raz pierwszy na ziemiach polskich aborcję – tak mocno dziś propagowaną przez unijne instytucje; a nieuleczalnie chorzy byli poddawani eutanazji (wielu zabito w ten sposób w okupowanej Polsce), tak jak obecnie w krajach Beneluksu.
Celem walki hitlerowców było utworzenie zjednoczonej Europy w miejsce podziału – pisze John Laughland w książce Zatrute źródła Unii Europejskiej – bo ich zdaniem koncepcja państwowej suwerenności jest po prostu przestarzała. W roku 1940 Herman Göring wydał rozkaz, w wyniku którego powstał projekt ekonomicznego zjednoczenia Europy na wielką skalę – oczywiście, pod kierownictwem Berlina. Z kolei minister spraw zagranicznych III Rzeszy, Joachim von Ribbentrop opowiadał się za utworzeniem Konfederacji Europejskiej, która polegałaby na unii celnej i walutowej, wspólnym planowaniu gospodarczym, wspólnej polityce rolnej i przemysłowej oraz podniesieniu i harmonizacji standardów dotyczących warunków pracy i spraw socjalnych, której celem miał być, oprócz zapewnienia trwałego pokoju, wzrost zamożności, sprawiedliwość społeczna i bezpieczeństwo socjalne (…), aby ustrzec europejską gospodarkę przed kryzysami i ekonomicznymi zagrożeniami z zewnątrz. Czy to nie przypomina jakże znajomych głosów płynących dziś z Brukseli, w której decydujący głos mają nie unijni urzędnicy, lecz kanclerz Niemiec?
Tomasz Cukiernik – publicysta i podróżnik, ekspert Instytutu Globalizacji, autor książki Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa.
Polonia Christiana nr 48 /PCh24.pl
Dodaj komentarz