Czasem nawet TVP do czegoś się przydaje. Wczoraj, w czwartek 20.08.2015 o godz 23:30 obejrzałam w niej film dokumentalny “Uwolnić motyla” nakręcony w 2011 roku przez Joannę Frydrych. Opowiadał on o Katarzynie Rosickiej-Jaczyńskiej – ciężko chorej na stwardnienie zanikowe boczne (SLA) [więcej o tym schorzeniu {TUTAJ}] Obraz ten można zobaczyć w sieci {TUTAJ}.
Bohaterka filmu chorowała na to od roku 2000 i podczas kręcenia filmu była całkowicie sparaliżowana i nie mogła mówić. Nie pozbawiło to jej hartu ducha i zdolności twórczych. Wykorzystując odpowiednio przystosowanego laptopa napisała dwie książki – autobiograficzną – “Ołówek” i o miłości – “Ławkę”. Prowadziła też bloga, w którym można przeczutać obszerne fragmenty “Ołówka” {TUTAJ} [starsze wpisy – str. 4-8].
Z jej zapisków wynika, że w r. 2009 przebywała przez trzy miesiące w Indiach, lecząc się w tamtejszym aśramie, co na pewien czas jej pomogło. Jak napisała w swej recenzji z “Uwolnić motyla” Małgorzata Piwowar [{TUTAJ} – w “Rzeczpospolitej”]:
“Skoro tradycyjna medycyna skazała ją na śmierć, Katarzyna postanowiła szukać wsparcia w niekonwencjonalnej terapii ajurwedy w Indiach. Żeby tam wyjechać potrzebne były duże pieniądze. Przy pomocy przyjaciół i ludzi dobrej woli zorganizowała koncert, z którego dochód miał dać środki na upragniony wyjazd. (…) Przygotowania do koncertu, jego przebieg i efekt – pokazuje film. Budujące.”.
Omawiany film swoją telewizyjną premierę miał we wrześniu 2012, na dwa miesiące przed śmiercią jego bohaterki w listopadzie 2012. Śmierć zastała Katarzynę Rosicką-Jaczyńską przy pisaniu trzeciej książki. Co smutne, opisywany w filmie koncert nie spełnił swej roli. Impreza się udała, ale zebrano za mało pieniedzy. Nie starczyło na wyjazd do Indii.
Ludzie zmagający się z nieuleczalnymi chorobami często stają się bohaterami kultury masowej. Przypomnę słynnego fizyka Stephana Hawkinga, który choruje na tę samą chorobę , co Katarzyna Rosicka-Jaczyńska. W jego przypadku SLA ma jednak łagodniejszą formę i wielki uczony żyje z nią już od ponad 50 lat. Jean-Dominique Bauby, sparaliżowany redaktor “Elle” napisał autobiografię “Skafander i motyl”, którą zekranizowano z wielkim sukcesem. Film “Moja lewa stopa” opowiadający historię Christy Browna, irlandzkiego inwalidy, otrzymal dwa Oskary.
W przeciwieństwie do powyższych sytuacji, TVP uważa chyba film o Katarzynie Rosickiej-Jaczyńskiej za coś wstydliwego. Emituje go rzadko, w późnych godzinach wieczornych. Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Dopiero na tym filmie widać wyraźnie jakim dobrodziejstwem dla ludzi chorych mogą być: odpowiednio przystosowany do ich potrzeb komputer oraz Internet.
________________________________________________
Grafika w ikonie wpisu: kadr z filmu TVP
„Skoro tradycyjna medycyna skazała ją na śmierć, Katarzyna postanowiła szukać wsparcia w niekonwencjonalnej terapii ajurwedy w Indiach”, gdzie mogła sprzedać duszę diabłu za nadzieję poprawy stanu zdrowia.
http://www.miesiecznikegzorcysta.pl/drogowskazy/item/670-masaz-shantala
> szukać wsparcia w niekonwencjonalnej terapii ajurwedy w Indiach.
czemu nie w jeszcze bardziej niekonwencjonalnym zawierzeniu Maryi???
Bo jak wtedy zebrać “duże pieniądze”? I jak to później puszczać w telewizji? Przecież i tak po reportażu o życiu i śmierci ciężko chorego człowieka nikt nie chce puszczać swoich reklam, bo jak tu sprzedać czipsy, piwo albo dezodorant, gdy ludzie popadają w głębszą refleksję nad sensem istnienia i nadrzędnymi wartościami? Musi być to przynajmniej zaprawione jakąś trucizną ze Wschodu albo Zachodu, żeby tele-człowieczek lokował swój wewnętrzny wzrok tam, gdzie należy (czyli, w ciele, w pieniądzach, albo ostatecznie w jakiejś obcej duchowo ideologii lub religii)! Mówię tu o istotnym efekcie w tej całej kwestii, że mianowicie tylko takie opisy w ogóle skutecznie się przebijają, gdzie nie ma jakiegoś odniesienia do katolicyzmu, jako źródła pocieszenia i nadziei. A większość historyj, gdzie Bóg okazał się zbawcą i uleczeniem ciała i duszy, leży zakopana w archiwach. Media. Psiakość…
Prawdziwa historia o dziewczynce, która rozmawia z Jezusem – ks. Sławomir Kostrzewa
Zastanawiam się czy:
1. Obejrzeliście film?
2. Czy wiecie, że Katarzyna Rosicka-Jaczyńska nie żyje?
“Chyba najbardziej jestem zaskoczona sobą, tym, że nadal żyję. Że mimo trudnych chwil nie poddaję się i co najważniejsze: tworzę. Jeżeli dobry Bóg jeszcze za bardzo nie tęskni za mną i zaplanował coś tutaj na Ziemi dla mnie, postaram się być ołówkiem w Jego ręku i narysować cudny obrazek. Myślę, ze jestem ogromną szczęściarą i… zaczęłam pisać trzecią książkę”. Więcej
Dodam jeszcze od siebie, że odnoszę wrażenie, nie pierwszy raz, że tzw. dobre intencje, niewątpliwie dobre, są nieraz ślepe – ślepe, bo często nie widzą człowieka w jego ogromnym cierpieniu. Trzeba po prostu mieć wyczucie, co powiedzieć i kiedy powiedzieć, odnosząc się do czegoś – do sytuacji, którą najpierw trzeba rozeznać.
Warto też przeczytać blog p. Kararzyny Rosickiej-Jaczyńskiej:
http://chcebyczyckochac.bloog.pl/kat,0,page,1,index.html?smoybbtticaid=61572e
Nie zgadzam się z tym zarzutem. Propagowanie “ajurwedy” jest złe i uciekanie się do ajurwedy jest złem niezależnie od tego, czy ktoś żyje, czy nie (wiedziałem, że nie żyje) i ile przecierpiał. Nie muszę też rozeznawać się w tej sytuacji bardziej – nie widziałem filmu – żeby wiedzieć, że to jest złe. Mogę nawet w jakimś stopniu rozumieć cierpienie, które chwyta się brzytwy, ale wokół tego może narasta pewien rodzaj biznesu, również po śmierci tej osoby. Nie wiem jednak, czy tezą filmu nie było to, że zabrakło pieniędzy na ajurwedę i stąd śmierć. Trzeba jednak starać się oddzielać dobro i zło nawet wobec skrajnego cierpienia. Wiem, jak zabrzmiały słowa “gdzie mogła sprzedać duszę diabłu za nadzieję poprawy stanu zdrowia” i celowo to powiedziałem, nie stwierdzając jednak, że to się stało, ale jedynie sugerując taką możliwość. To wszystko byłoby dużo czystsze i piękniejsze bez tej “ajurwedy”. Tak to widzę, po prostu.
Wzmianka o „ajurwedzie” pochodzi z artykułu Rzeczpospolitej datowanego na 2012 rok. Aktualnie ma to minimalne znaczenie w ogólnym kontekście.
Można, owszem napisać np. artykuł o zagrożeniach duchowych z bardziej obszernym wyjaśnieniem – można, a nawet trzeba, bo dla wielu osób, niebezpieczeństwa wynikające z inicjacji rytualnych, są czymś, czego nie rozumieją- w skrócie: jest to dla nich przysłowiowy kosmos lub bzdura.
W kontekście ogromnego cierpienia tej kobiety wzmianka w takiej zdawkowej formie mogła się niektórym wydawać nietaktem i czymś niestosownym.