1. Czy psychologia interesuje się tożsamością człowieka?
Psychologia to nauka o zachowaniu człowieka. Jej podstawowym celem jest takie zrozumienie ludzkiego zachowania, które umożliwia modyfikację zachowań zaburzonych a także promowanie zachowań zdrowych i pożądanych. Zachowanie człowieka okazuje się bardzo skomplikowanym zjawiskiem, gdyż jest rezultatem działania wielu czynników zewnętrznych i wewnętrznych, fizycznych, psychicznych, społecznych, duchowych i religijnych, świadomych i nieświadomych. Okazuje się jednak, że wpływ tych wszystkich czynników nie jest przypadkowy lecz zorganizowany strukturalnie. Oznacza to, że jedne z nich są istotne a inne drugorzędne. Zrozumienie zachowania danego człowieka jest możliwe na tyle, na ile dany kierunek w psychologii jest w stanie odkryć i opisać te czynniki i procesy, które w decydujący sposób wpływają na zachowanie człowieka. Psychologia staje zatem przed fascynującym zadaniem określenia tożsamości człowieka, gdyż to, co stanowi istotę człowieka, określa także logikę jego zachowania. Głównym kryterium i punktem odniesienia ludzkich decyzji i zachowań jest to, co można nazwać świadomością własnej tożsamości. Oczywistość tego stwierdzenia weryfikuje się najbardziej wtedy, gdy dany człowiek ma trudności ze zrozumieniem samego siebie i własnej tożsamości. Taka sytuacja prowadzi do frustrującego poczucia niepewności, do niezdecydowania i zagubienia, do poczucia niepokoju oraz do chaosu w myśleniu i działaniu. W naszych czasach problem tożsamości jawi się jako szczególnie ważny i aktualny. Różnorodność lansowanych obecnie stylów życia, norm etycznych, światopoglądów, jak również wielorakość wizji człowieka sprawia, że wiek XX-ty jest często nazywany wiekiem kryzysu ludzkiej tożsamości.
W kontakcie ze światem współczesnym człowiek staje więc wobec konieczności odkrywania i respektowania własnej tożsamości tym bardziej, im intensywniej doświadcza relatywizowania czy w ogóle pomijania norm, wartości oraz podstawowych zasad postępowania, charakterystycznych dla niego i dla jego środowiska społecznego, kulturowego czy religijnego. W tej sytuacji nie dziwi, że problem ludzkiej tożsamości znajduje istotne miejsce w naukach teologicznych, filozoficznych i humanistycznych. Poszukiwanie struktur, które integrują zachowanie jednostki oraz określają jej tożsamość, znajduje się także w centrum zainteresowania głównych kierunków i szkół psychologicznych.
Celem niniejszego opracowania jest syntetyczne zarysowanie różnych koncepcji tożsamości, charakterystycznych dla najbardziej znanych teorii psychologicznych, aby móc w sposób szkicowy zasygnalizować aktualny stan tego zagadnienia. Zadanie to nie jest łatwe, gdyż jak zauważa Neubauer(1976,102), nie istnieją opracowania poświęcone wprost problematyce tożsamości w psychologii. Co więcej, nie ma wśród psychologów zgody co do jednoznacznej definicji tożsamości choćby w aspekcie formalnym. W konsekwencji istnieje wieloznaczność i nieprecyzyjność terminologiczna w tym względzie. Dla przykładu Maslow(1954) traktuje jako synonimy takie pojęcia jak: tożsamość, indywidualność, prawdziwe “ja”, samorealizacja, itd.
Z kolei Goffman (1967) podkreśla, iż tożsamość ludzka nie jest zjawiskiem jednorodnym i jednowymiarowym, lecz obejmuje wiele aspektów strukturalnych. Można ją bowiem analizować zarówno w wymiarze subiektywnego doświadczenia (poczucie tożsamości), jak też w wymiarze treściowym. W tym ostatnim aspekcie Goffman (1967,74) wyróżnia tożsamość prywatną, tożsamość społeczną oraz tożsamość subiektywną (ja-tożsamość).
Jeszcze bardziej rozbudowaną koncepcję strukturalną tożsamości proponuje Cencini (1988,13). Według tego Autora należy wyróżnić pięć warstw strukturalnych ludzkiej tożsamości: tożsamość somatyczną, psychiczną, ontologiczną, metapsychiczną oraz tożsamość metasomatyczną. Odwołując się do tej ostatniej koncepcji, można stwierdzić, że najprostszym i najbardziej spontanicznie doświadczanym wymiarem ludzkiej tożsamości, jest tożsamość fizyczno-somatyczna. Człowiek normalnie funkcjonujący psychicznie jest w nieustannym kontakcie z własnym ciałem oraz uświadamia sobie swoje specyficzne cechy i zdolności fizyczne, a także własne stany fizjologiczne.
Tego typu tożsamość fizyczno-somatyczna pojawia się od pierwszych chwil istnienia dziecka, chociaż z początku nie towarzyszy jej samoświadomość typu psychicznego. Stopniowo tożsamość somatyczno-fizyczna zostaje zintegrowana z pozostałymi wymiarami ludzkiej tożsamości. W przypadku jednak zaburzonego rozwoju może się zdarzyć, że poczucie tożsamości danego człowieka zostanie ograniczone jedynie lub niemal wyłącznie do jego samoświadomości na poziomie somatyczno-fizycznym. W takiej sytuacji cielesność nabiera dla niego niezwykłej wagi, gdyż stanowi jedyny, lub przynajmniej podstawowy punkt odniesienia, gdy chodzi o samoidentyfikację oraz poczucie własnej tożsamości czy osobistej wartości. Tego typu redukcja tożsamości ogranicza w sposób zasadniczy pole zainteresowania danego człowieka oraz zakres doświadczenia samego siebie, prowadząc do poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu jego osobowości (Dziewiecki, 1997, 14). W szczególności sprawia ona, iż podstawową troską staje się staranie o utrzymanie własnego ciała w maksymalnej kondycji, estetyce i sprawności fizycznej. W przypadku, gdy okazuje się to na dłuższą metę niemożliwe, człowiek o tak zredukowanym poczuciu tożsamości łatwo popada w depresję oraz nie akceptuje samego siebie.
Cencini (1988,14) przestrzega, że współczesna cywilizacja i kultura Zachodu przykłada przesadną wagę do tożsamości w płaszczyźnie somatyczno-fizycznej i dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że w krajach Europy i Ameryki znaczna część ludzi jest skłonnych do przypisywania szczególnej roli właśnie tego typu tożsamości, kosztem jej pozostałych wymiarów. Sprawia to, że wielu ludzi w naszych czasach koncentruje ogromną część swojej uwagi i energii na własnym ciele, zdrowiu, wyglądzie czy stroju.W przypadku prawidłowego rozwoju człowieka, znaczenie jego tożsamości w wymiarze somatyczno-fizycznym ulega stopniowemu zmniejszaniu w miarę, jak poszerzają się pozostałe aspekty strukturalne jego samoświadomości i jego tożsamości. Niniejsza prezentacja ukazuje zagadnienie ludzkiej tożsamości w wymiarze psychicznym, tak jak ono jest podejmowane w psychologii współczesnej.
2. Tożsamość człowieka: rozbieżności interpretacyjne w psychologii
Zagadnienie ludzkiej tożsamości jest jednym z centralnych zagadnień w psychologii osobowości. Istnieją jednak bardzo zasadnicze różnice między poszczególnymi kierunkami psychologicznymi w interpretowaniu tego zjawiska. Dzieje się tak dlatego, że psychologiczne interpretacje ludzkiej tożsamości odzwierciedlają spór o podstawowe założenia antropologiczne dotyczące człowieka i natury jego zachowania oraz ostatecznego sensu jego istnienia. W konsekwencji poszczególne kierunki psychologiczne nie są zgodne co do tego, jakiego typu fakty psychiczne należy brać przede wszystkim pod uwagę i według jakich kryteriów je interpretować. Rozbieżności w psychologicznych koncepcjach tożsamości są ponadto związane ze specyficznymi zainteresowaniami oraz osobistymi przekonaniami danych autorów, jak również z wyborem określonego typu metod i technik psychologicznych, które służą do zbierania i opracowywania danych (Franta,1982,11ns).
W związku z tym niektóre kierunki psychologiczne wykluczają w ogóle możliwość i zasadność zbudowania naukowej psychologii osobowości, a w konsekwencji nie widzą także miejsca na analizowanie zagadnienia tożsamości psychicznej człowieka (Fiske, 1974). Przykładem klasycznym takiego właśnie stanowiska jest behawioryzm z jego mechanicystyczną i naturalistyczną wizją człowieka i jego zachowania (por.Watson,1914; Skinner,1953).W tej perspektywie człowiek jest traktowany jako bierny organizm, który w regulowaniu swego zachowania jest całkowicie sterowany przez środowisko zewnętrzne, a zwłaszcza przez system nagród i kar. To właśnie system nagród i kar sprawia, że człowiek wykonuje określone czynności w dany sposób a innych w ogóle unika.
W obliczu tego typu założeń nie jest konieczne badanie procesów psychicznych człowieka. Można je traktować jako czarną skrzynkę (black box), która istnieje, ale do której nie musimy zaglądać, by zrozumieć ludzkie zachowanie. Procesy i stany psychiczne danego człowieka nie odgrywają bowiem istotnej roli w sterowaniu ludzkim zachowaniem. W konsekwencji według behawioryzmu psychologia powinna ograniczać się jedynie do obserwacji zewnętrznych zachowań człowieka w obliczu określonych presji zewnętrznych. Wynika stąd, że behawioryzm interesuje się jedynie zachowaniami typu molekularnego, ignorując wszelką aktywność człowieka w wymiarze molarnym, czyli całościowym i zintegrowanym, gdyż tego typu zachowanie nie dałoby się interpretować jako bierną reakcję człowieka w obliczu aktualnie działających systemów nagród i kar. W perspektywie behawioryzmu nie jest więc możliwe budowanie psychologicznej koncepcji osobowości, ani analizowanie psychicznej tożsamości człowieka.
Tego typu przekonanie jest raczej odosobnione. Większość bowiem kierunków psychologicznych uważa za możliwe i konieczne analizowanie ludzkiego zachowania nie tylko jako reakcję na zewnętrzne bodźce, lecz także jako konsekwencję wewnętrznych mechanizmów i stanów psychicznych danego człowieka. Za prekursorów studiów psychologicznych na temat ludzkiej tożsamości można uznać klasyków psychologii społecznej (James,1890; Cooley,1902). Przegląd psychologicznych koncepcji tożsamości należy zatem zacząć od przedstawienia tego właśnie kierunku. Następnie zostaną kolejno przedstawione koncepcje tożsamości w interpretacji psychologii marksistowskiej, psychologii głębi, psychologii humanistycznej i wreszcie w interpretacji psychologii personalistycznej.
3. Zagadnienie tożsamości w psychologii społecznej
Poszczególni przedstawiciele psychologii społecznej nie reprezentują jednolitego kierunku, stąd w psychologii społecznej można obecnie wyróżnić kilka zasadniczych nurtów (por.House,1977,161ns). Nie wdając się w analizy szczegółowe na ten temat można stwierdzić, iż problem tożsamości jest najszerzej podejmowany w nurcie zwanym interakcjonizmem społecznym, w którym najważniejszymi kierunkami są: nurt socjologiczny (Parsons,1951; Merton,1959), reinterpretacja socjologiczno-psychologiczna tegoż nurtu (Sarbin-Allen,1968; Frey,1974) oraz interakcjonizm symboliczny(Mead,1934; Schutz,1962).
Wspólne tym wszystkim nurtom psychologii społecznej jest odrzucenie wszelkiego rodzaju determinizmu (np. biologicznego czy też intrapsychicznego) oraz chęć uniknięcia wszelkiego rodzaju redukcji nomotetycznej. Redukcja nomotetyczna oznacza w psychologii tłumaczenie całości zachowania ludzkiego w oparciu o jeden tylko typ czynników czy praw, np. w oparciu o uwarunkowania klasyczne czy wyuczone (behawioryzm) lub w oparciu o impulsy natury organicznej (psychoanaliza) W perspektywie psychologii społecznej człowiek jest widziany przede wszystkim jako istota społeczna, której zachowanie jest w głównej mierze uwarunkowane kontaktem z innymi ludźmi i wynika ze zdolności do interpretowania i do uzgadniania wzajemnych oczekiwań oraz wzorców postępowania w ramach życia społecznego. Taka zdolność jest efektem mediacji określonych procesów psychicznych, głównie typu kognitywno-percepcyjnego. W perspektywie psychologii społecznej problem tożsamości jest traktowany przede wszystkim jako zagadnienie samoświadomości własnych ról, funkcji i wzorców zachowania w obliczu danego typu oczekiwań czy presji społecznych.
Jedną z najbardziej uproszczonych wizji jest w tej mierze stanowisko prezentowane przez Parsonsa (1951), głównego przedstawiciela nurtu socjologicznego w psychologii społecznej. Parsons (1968,75ns) interpretuje tożsamość indywidualną jako rezultat partycypacji człowieka w życiu społecznym. Według tego Autora proces socjalizacji polega bowiem na stopniowej internalizacji systemu społeczno-kuturowego, w którym żyje dany człowiek i który stopniowo uznaje on za swój własny. System społeczny oznacza tu całokształt wzorców, funkcji i społecznie akceptowanych sposobów zachowania, obowiązujących w danym społeczeństwie czy też w danej grupie ludzkiej. Natomiast system kulturowy to zespół norm, symboli i znaków, dzięki którym dany system społeczny staje się intersubiektywnie zrozumiały dla jego członków i może przez to skutecznie kształtować ich zachowanie oraz ich tożsamość.
Parsons (1968,20) podkreśla przede wszystkim znaczenie pozycji społecznej oraz związanej z nią funkcji w określaniu tożsamości danego człowieka. Według tego Autora mniejszą natomiast wagę odgrywają tu wewnętrzne procesy i stany psychiczne czy też subiektywne dynamizmy i cechy poszczególnych ludzi mimo, że Parsons (1968,16ns) przyznaje jednostce zdolność do subiektywnego interpretowania oraz do częściowego przynajmniej przekształcania systemu społeczno-kulturowego, w którym żyje i z którym się stopniowo utożsamia.
Bardziej rozbudowaną koncepcję tożsamości prezentuje Mead (1934), która jest głównym przedstawicielem interakcjonizmu symbolicznego w ramach psychologii społecznej. Także według tej Autorki (1968,56), struktura osobowości danego człowieka oraz jego tożsamość kształtują się zasadniczo poprzez coraz bardziej kompetentne uczestniczenie w życiu środowiska społecznego, w którym przyszło mu działać i funkcjonować. Tego typu uczestniczenie dokonuje się dzięki zdolności poszczególnych ludzi do interpretowania i do antycypowania zachowań i oczekiwań partnerów interakcji w taki sposób, aby móc adekwatnie zintegrować własne zachowanie z ich zachowaniem i oczekiwaniami.
W odróżnieniu jednak od Parsonsa, który interpretuje tożsamość jedynie jako rezultat internalizacji danego systemu społeczno-kulturowego, Mead (1934,58ns) twierdzi, że tożsamość to bardzo złożone zjawisko psychiczne, które jest rezultatem wzajemnego oddziaływania wielu czynników i które obejmuje trzy wymiary strukturalne, to znaczy “Me”, “Generalised other” oraz “I”. “Me” oznacza w tym kontekście subiektywne uświadomienie sobie zespołu ról, funkcji oraz społecznie akceptowanych wzorców postępowania, które człowiek uznaje za własne w procesie socjalizacji. Z kolei “Generalised other” oznacza świadomość i rozumienie sposobów zachowań i funkcji właściwych partnerom interakcji oraz opanowanie schematów prawidłowego współdziałania z nimi. Wreszcie “I”, jako trzeci wymiar tożsamości, oznacza całokształt spontanicznych i subiektywnych reakcji organizmu danego człowieka w stosunku do norm i funkcji przyjętych od innych ludzi oraz uznanych za własne. Ponadto “I” oznacza subiektywną reakcją danego człowieka na zachowanie i oczekiwania innych osób względem niego. Właśnie dzięki temu ostatniemu wymiarowi tożsamości człowiek jest zdolny, by zdystansować się od wzorców i funkcji społecznych oraz potrafi stopniowo modyfikować i przemieniać system społeczno-kulturowy, w którym żyje. Według koncepcji pani Mead człowiek nie jest więc automatem, który biernie akceptuje społeczne wzorce zachowania i który biernie podporządkowuje się zewnętrznym presjom czy oczekiwaniom ze strony partnerów interakcji. Jest natomiast autonomicznym i świadomym partnerem w kontakcie z innymi ludźmi oraz z kulturą, w której żyje.
We współczesnej psychologii społecznej coraz częściej jest podkreślany i analizowany właśnie ów podwójny wymiar ludzkiej tożsamości, to znaczy tożsamość społeczna oraz tożsamość indywidualna. Ten drugi wymiar jest jednak zwykle interpretowany jako wtórny, czyli jako efekt subiektywnej percepcji oraz subiektywnego interpretowania i realizowania funkcji i wzorców społecznych, uznanych za podstawę własnej tożsamości.
Goffman (1971) i Mc Call-Simons (1974) uważają, iż owe subiektywne modyfikacje tożsamości społecznej mają jedynie za cel selekcjonowanie tego typu zachowań i wzorców społecznych, które w danym momencie prowadzą do osiągnięcia pozytywnych skutków oraz do wywarcia optymalnie korzystnego wrażenia na partnerach interakcji. Goffman(1971,134) mówi w tym kontekście o strategii zwanej “impression management”. Mamy tu więc do czynienia z wizją “dramaturgiczną” ludzkiej tożsamości i ludzkiego zachowania, według której człowiek nie posiada określonej tożsamości wewnętrznej, lecz kieruje się jedynie wyuczonymi strategiami, by dobrze odegrać swoją “rolę” przed “publicznością”, którą tworzą jego partnerzy życia społecznego.
Wśród przedstawicieli psychologii społecznej, najbardziej szczegółową i kompleksową koncepcję tożsamości prezentują aktualnie Veelken (1978) i Krappmann (1978). Veelken (1978,29ns) podkreśla z naciskiem, że tożsamość ludzką należy traktować i analizować jako wynik wzajemnego oddziaływania oczekiwań i presji społecznych, które akceptuje dany człowiek (tożsamość społeczna) oraz jego własnych cech, będących pochodną jego niepowtarzalnej historii oraz jego specyficznych doświadczeń i dynamizmów psychicznych. W konsekwencji według tego Autora (1978,40) tożsamość integralna powinna być definiowana jako zdolność danego człowieka do osiągnięcia równowagi między własną rzeczywistością i potrzebami a oczekiwaniami i wymaganiami, wynikającymi z życia społecznego. Osiągnięcie tego typu tożsamości jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek jest zdolny, by zdystansować się zarówno od funkcji i wzorców społecznych, jak również od własnych dążeń i potrzeb. W takiej sytuacji staje się możliwe respektowanie zasad współżycia społecznego, przy jednoczesnej afirmacji własnej niepowtarzalności w sposób możliwy do zaakceptowania i respektowania przez innych partnerów interakcji.
Osiągnięcie tego typu dojrzałej tożsamości jest uwarunkowane wieloma czynnikami i jest w praktyce trudne. Veelken (1978,32ns) jest przekonany, że w przypadku istniejącego konfliktu między tożsamością społeczną a tożsamością indywidualną, weryfikują się dwa zasadnicze typy błędnych rozwiązań takiego konfliktu. Z jednej strony dany człowiek może czuć się zmuszony do rezygnacji z tożsamości indywidualnej i do całkowitego podporządkowania się oczekiwaniom i presjom społecznym. W przypadku tego typu samoalienacji mamy do czynienia z brakiem odpowiedzialności względem samego siebie oraz z bierną akceptacją narzuconych mu funkcji oraz wzorców, które zaczynają dominować całokształt jego tożsamości. Z drugiej strony ewentualny konflikt między tożsamością społeczną a wymogami tożsamości indywidualnej może być rozwiązany na korzyść tej drugiej, aż do zupełnego zanegowania społecznego wymiaru własnej egzystencji. W konsekwencji tego typu postawy człowiek ignoruje lub odrzuca wszelkie funkcje czy społeczne wzorce zachowania, koncentrując się wyłącznie na respektowaniu własnych cech oraz tendencji indywidualnych. Uformowanie tego typu tożsamości “indywidualistycznej” prowadzi z kolei do alienacji społecznej oraz uniemożliwia współpracę oraz harmonijne włączenie się w życie społeczne, a także budowanie trwałych i partnerskich więzi międzyosobowych. Oznacza więc życie w kategoriach izolacji, egocentryzmu i nieustannego konfliktu ze światem zewnętrznym.
Według Veelkena (1978,35) brak dojrzałej równowagi między tożsamością indywidualną i społeczną należy ostatecznie przypisywać obecności stanów lękowych i poczuciu własnej nieadekwatności (stąd uległość wobec innych ludzi lub dążenie do izolacji) lub silnej zależności danego człowieka od niezaspokojonych potrzeb somatyczno-psychicznych (stąd nadwrażliwość na własne potrzeby i niezdolność do respektowania tożsamości społecznej w strukturze osobowości).
Z drugiej strony formacja dojrzałej i zintegrowanej tożsamości nie zależy wyłącznie od określonego stanu intrapsychicznego jednostki, lecz także od rodzaju norm, praw i sposobów organizacji życia społecznego. Prawidłowa w tym względzie organizacja życia społecznego oznacza przede wszystkim możliwość uzasadnionego i odpowiedzialnego odrzucania czy też modyfikowania określonych funkcji i wzorców społecznego zachowania, bez obawy o sankcje czy represje. Zakłada ona ponadto sprawiedliwość społeczną, która oznacza w tym kontekście faktyczną równość członków danej społeczności oraz wolność od sztywnych czy narzuconych przez mniejszość norm i zasad, regulujących relacje wewnątrz poszczególnych grup oraz między nimi. Z drugiej strony kształtowanie dojrzałej i integralnej tożsamości wymaga określonych kompetencji osobistych danego człowieka. Chodzi tu, po pierwsze, o zdolność do dystansowania się od wzorców i funkcji społecznych. Oznacza to zdolność do krytycznego i odpowiedzialnego ustosunkowania się do nich oraz zdolność do ich ewentualnej modyfikacji, o ile wymaga tego dobro własne i innych osób w określonej sytuacji (Krappmann,1978,132ns).
Budowanie integralnej tożsamości zakłada jednocześnie, iż człowiek jest zdolny do akceptacji, internalizacji i do prawidłowego wypełniania tych funkcji i wzorców społecznych, które w sposób krytyczny i odpowiedzialny uzna za słuszne. Tego typu człowiek jest zdolny zarówno do rozumienia i respektowania własnych funkcji w interakcji społecznej (role playing), jak również do rozumienia, respektowania oraz wczucia się w funkcje i sposoby zachowania jego partnerów (role taking).
Dojrzała i zintegrowana tożsamość zakłada wreszcie zdolność do adekwatnego kontaktu z samym sobą, z własnymi procesami somatyczno-psychicznymi oraz kompetencje w prawidłowym komunikowaniu innym ludziom własnej tożsamości i odrębności oraz właściwych sobie sposobów przeżywania i reagowania w ramach kontaktów międzyludzkich (Franta- Salonia,1981,116ns).
Gdy chodzi o pozytywne skutki tego typu dojrzałej tożsamości, to Krappmann (1978,151) podkreśla, że prowadzi ona do dużej tolerancji na frustrację i na sytuacje ambiwalentne, nierozerwalnie związane ze złożonością życia społecznego. Z drugiej strony umożliwia ona adekwatne uświadamianie sobie i respektowanie zarówno własnych potrzeb i oczekiwań, jak również potrzeb i oczekiwań partnerów interakcji.
Na podstawie powyższych analiz można stwierdzić, że w psychologii społecznej problem tożsamości jest traktowany głównie w kontekście kontaktu człowieka z jego środowiskiem społeczno- kulturowym. W tej perspektywie tożsamość jest interpretowana przede wszystkim jako skutek procesu socjalizacji, w czasie którego jednostka przyswaja sobie i akceptuje określone normy, wzorce oraz społecznie akceptowane zasady postępowania. W psychologii społecznej znacznie mniejszą wagę przykłada się natomiast do całokształtu czynników określających indywidualną rzeczywistość danego człowieka z jego niepowtarzalnymi cechami psycho-fizycznymi i z jego specyficzną biografią. Nawet ci autorzy, którzy bardziej uwzględniają ten ostatni aspekt tożsamości, jak np. Veelken czy Krappmann, nie wypracowali dotąd odpowiednich kategorii psychologicznych, którymi można by w sposób adekwatny opisać i analizować poza społeczny wymiar tożsamości człowieka.
4. Zagadnienie tożsamości w psychologii marksistowskiej
Psychologię marksistowską można by w dużej mierze klasyfikować jako jeden z nurtów psychologii społecznej. Ze względu jednak na jej całkowite podporządkowanie założeniom materializmu dialektycznego i naciskom politycznym należy ją traktować i analizować jako zjawisko specyficzne i zupełnie swoiste we współczesnej psychologii. Jest to bowiem bardziej ideologia niż nauka.
Psychologia marksistowska akceptuje przekonanie metafizyczne Marksa, iż porządek faktów i praw społeczno-ekonomicznych utożsamia się z porządkiem faktów i praw ontologicznych, determinując tym samym naturę i tożsamość człowieka. W konsekwencji w tej perspektywie “człowiek osiąga swoje ludzkie właściwości dzięki temu, że żyje w społeczeństwie. Człowiek poza społeczeństwem jest nie do pomyślenia jako istota ludzka (…). Innymi słowy, natura ludzka w tym rozumieniu, to produkt procesu społeczno-historycznego”(Reykowski, 1986, 73).
W psychologii marksistowskiej człowiek jest zatem interpretowany jako pochodna systemu społeczno-ekonomicznego właściwego dl a danego okresu historycznego i zmienia się wraz ze zmianą stosunków produkcji i sytuacji społeczno-ekonomicznej. Stąd nie można zasadnie mówić o istnieniu stałej natury ludzkiej czy określonej tożsamości człowieka jako człowieka. Jest ona bowiem jedynie epifenomenem, a ewentualna absolutyzacja cech człowieka danej formacji społeczno-ekonomicznej byłaby przejawem myślenia ahistorycznego (Reykowski,1986,74).
Zakładając wraz z Marksem, że przekształcenie struktur społecznych z konieczności prowadzi do uformowania się nowego typu człowieka o istotowo różnej tożsamości, psychologia marksistowska stara się określić tożsamość, jaką powinien odznaczać się człowiek epoki rozwiniętego socjalizmu (Jaroszewski,1970). Istotą marksistowskiej organizacji społeczeństwa jest zniesienie własności prywatnej w stosunkach produkcyjnych oraz szeroko rozumiana kolektywizacja życia społecznego w przekonaniu, że doprowadzi to do takiego rozwoju sił wytwórczych, który umożliwi likwidację form pracy prowadzących do alienacji człowieka i stworzy w ten sposób warunki do formowania społeczeństwa bezklasowego, w którym człowiek będzie mógł się utożsamiać z kolektywem w sposób spontaniczny i bezkonfliktowy (Reykowski,1986,83ns).
W perspektywie psychologii marksistowskiej intersubiektywność jest ostatecznie narzędziem kolektywizacji jednostki ludzkiej, a dojrzała tożsamość polega na pełnej identyfikacji danego człowieka z normami i wzorcami postępowania, a także z wartościami propagowanymi przez kolektyw marksistowski. Tego typu człowiek jest zdolny, by stać się świadomym i odpowiedzialnym członkiem społeczności socjalistycznej (Kossakowski-Otto,1977,40ns). Kształtowanie tożsamości człowieka socjalizmu jest nieustanną troską państwa marksistowskiego i winno się dokonywać przede wszystkim w ramach państwowego systemu szkolno-wychowawczego (Tschernokosowa-Tschernokosowa,1977).
Oceniając marksistowską koncepcję ludzkiej tożsamości, jako pochodnej zmieniających się stosunków społecznoekonomicznych, trzeba stwierdzić, że nie mamy tu do czynienia z systemem psychologicznym w sensie ścisłym. Analizy psychologiczne są tutaj bowiem od samego początku podporządkowane założeniom materializmu dialektycznego. Błędność tej koncepcji jest zupełnie oczywista, a samo jej zaistnienie miało podłoże polityczno-administracyjne, a nie naukowe.
5. Koncepcja tożsamości w psychoanalizie
Psychoanaliza, zwana także psychodynamiczną koncepcją człowieka, obejmuje nurty i kierunki, które często zasadniczo różnią się między sobą. Wspólną im cechą jest natomiast przekonanie, że rzeczywistość człowieka a także jego zachowanie jest kształtowane poprzez wewnętrzne siły natury biologicznej, które z reguły działają w sposób automatyczny, czyli nieświadomy. Najważniejszą i najbardziej rozpowszechnioną spośród koncepcji psychodynamicznych jest psychoanaliza Freuda.
Freud (1976,VI,403) interpretuje rzeczywistość człowieka przede wszystkim w kategoriach konfliktu. W jego przekonaniu człowiek jest bowiem zdominowany przez impulsy i popędy organiczne natury seksualnej oraz agresywnej. W stadium początkowym determinują one całkowicie i bezpośrednio zachowanie dziecka. Taki stan nie jest jednak możliwy na dłuższą metę z powodu rosnących ograniczeń, zakazów i wymogów płynących ze środowiska zewnętrznego. Spontaniczna akceptacja i bezpośrednie zaspokojenie impulsów organicznych musiałoby z konieczności prowadzić w tej sytuacji do konfliktu z otoczeniem, a w konsekwencji do ciągłych stanów lękowych oraz poczucia winy. To z kolei stanowiłoby źródło ciągłych zagrożeń dla egzystencji człowieka a czasem uniemożliwiałoby możliwość przetrwania (Freud,1972,V,416).
W takiej sytuacji staje się więc niezbędne dla organizmu ludzkiego uformowanie takiej struktury psychicznej, która umożliwiłaby opanowanie konfliktu w oparciu o zdolność do mediacji między potrzebami i impulsami natury organicznej a wymogami rzeczywistości zewnętrznej. Psychiczna struktura tego typu, którą Freud określa mianem “Ego”, może być traktowana jako samoświadomość człowieka i może być w dużym stopniu identyfikowana z jego tożsamością. Tego typu tożsamość jest traktowana w systemie Freuda jako centralna instancja aparatu psychicznego człowieka. Z jednej strony obejmuje ona uświadomione impulsy i popędy należące do struktury zwanej “Id”, a z drugiej strony ogarnia ona świadomość nakazów i norm społecznych, które człowiek interioryzuje, począwszy od wczesnego dzieciństwa, w ramach struktury “Super-ego”.
W tym kontekście tożsamość dojrzała polega głównie na adekwatnym kontakcie psychicznym “Ego” z zawartością obu pozostałych struktur aparatu psychicznego, które pozostają w nieustannym konflikcie. Tego typu kontakt psychiczny z całokształtem impulsów i popędów organicznych (“Id”) oraz z całokształtem zinterioryzowanych norm i nakazów (“Super-ego”) jest jedynym sposobem, który umożliwia człowiekowi kontrolowanie sił pozostających w konflikcie i doprowadzenie do skutecznego kompromisu.
Prawidłowa i dojrzała tożsamość psychiczna, o której tutaj mowa, jest opisywana przez Freuda (1976,VIII,513) jako tak zwane “Ego” silne. Glover (1974,76ns) wyjaśnia, że w systemie Freuda do najważniejszych cech “Ego” silnego należą: wolność od intensywnych stanów lęku czy niepokoju oraz od poczucia winy (aspekt dynamiczny), optymalny poziom mechanizmów obronnych, dzięki którym “Ego” w sposób automatyczny, a więc nieświadomy, rozwiązuje znaczną część konfliktów wewnątrzpsychicznych (aspekt ekonomiczny). Ponadto “Ego” silne charakteryzuje się wysokim stopniem zintegrowania własnych elementów psychicznych (aspekt strukturalny) a przez to odznacza się dużą tolerancją i odpornością na stresy czy sytuacje frustrujące. “Ego” silne, jako dojrzała tożsamość intrapsychiczna, umożliwia człowiekowi optymalne zaspokojenie własnych potrzeb organicznych, przy jednoczesnym uniknięciu istotnych konfliktów z rzeczywistością zewnętrzną.
W aspekcie funkcjonalnym, aktywność “Ego” silnego posiada trzy wymiary: teleologiczny, operatywny oraz dynamiczny. W aspekcie teleologicznym aktywność “Ego” silnego oznacza dążenie do wypracowania takiego kompromisu między strukturą “Id” oraz “Super-ego”, który pozwalałby na maksymalne w danej sytuacji zaspokojenie potrzeb organicznych, bez popadania przez to w niebezpieczny konflikt z normami zawartymi w strukturze “Super-ego” (Freud,1978,X,13).
Z punktu widzenia operatywnego “Ego” silne dysponuje procesami syntezy i adaptacji. Synteza oznacza tu zdolność do adekwatnego kontaktu i psychicznego organizowania impulsów zawartych w “Id” za pomocą symboli, wyobrażeń, pamięci, kojarzeń, itd. .Adaptacja oznacza natomiast zespół procesów, poprzez które “ego” silne jest zdolne do skutecznego dostosowania uświadamianych sobie impulsów organicznych do norm i zakazów zinternalizowanych w strukturze “Super-ego” (Drews-Brecht,1975,118ns). Dokonuje się to poprzez całokształt procesów percepcyjnych i kognitywnych, poprzez operowanie pamięcią i mową, a także za pomocą procesów emocjonalnych, motorycznych, itp. (Freud,1979,XI,187). Wreszcie w aspekcie dynamicznym “Ego” silne zarządza wewnętrznymi siłami psychicznymi poprzez kontrolę nad sposobem “inwestowania” (Besetzung) energii psychicznej w poszczególnych przedmiotach, osobach czy wyobrażeniach (Freud,1977,IX,212ns). Natomiast w przypadku braku dojrzałej struktury “Ego”, czyli w sytuacji “Ego” słabego, człowiek nie jest zdolny do adekwatnego kontrolowania własnych napięć czy konfliktów wewnątrzpsychicznych. Dominują one wtedy całkowicie ludzkim zachowaniem, co prowadzi do chronicznych stanów lękowych, do nadmiernego stosowania mechanizmów obronnych i w końcu do różnego rodzaju stanów patologicznych (Freud, 1979,XI,558).
W oparciu o powyższe analizy można stwierdzić, iż od strony genetycznej Freud interpretuje ludzką tożsamość psychiczną jako rezultat stopniowo rodzącego się konfliktu wewnątrzpsychicznego, który zagraża egzystencji człowieka i który wymusza uformowanie się struktury psychicznej, mogącej uświadomić sobie wewnętrzne dynamizmy konfliktowe w celu ich opanowania. Obecnie wielu zwolenników Freuda nie podziela poglądu, jakoby “Ego” obejmujące tożsamość człowieka, kształtowało się wyłącznie na skutek konfliktu intrapsychicznego i jakoby nie dysponowało własną energią psychiczną lecz jedynie energią popędową, która jest zawarta w strukturze “Id”. Dla przykładu Hartmann(1974,192) jest przekonany, że zarówno “Id” jak i “Ego” rozwijają się jednocześnie ze wspólnej matrycy psychizmu ludzkiego, a Rapaport(1974,221ns) oraz Klein(1976,142ns) uważają, że obie te instancje psychiczne są od siebie całkowicie niezależne i od początku są obecne w aparacie psychicznym człowieka.
Z kolei od strony przedmiotowej tożsamość ludzka jest interpretowana przez Freuda jako świadomość własnych dynamizmów natury organicznej, popędowej. Wszelkie aspekty wykraczające poza sferę biologiczno-popędową, jak np. normy, wartości czy ideały, są tu traktowane jako elementy obce, które zostają włączone w strukturę tożsamości jedynie na tyle, na ile stają się one w danej sytuacji konieczne, aby obronić organizm danego człowieka przed zachowaniami, które w konfrontacji z rzeczywistością zewnętrzną prowadzą do stanów niepokoju czy poczucia winy.
Warto przypomnieć, że Freud jest przekonany, iż nie tylko struktura “Id” lecz także znaczna część struktury “Ego” jest nieświadoma (Freud,1979,XI,416). Stąd tożsamość w sensie samoświadomości odzwierciedla jedynie niewielki fragment ludzkiej rzeczywistości. W konsekwencji człowiek w wizji psychoanalizy klasycznej to organizm, którego zachowanie jest w głównej mierze rezultatem dynamizmów i motywacji, których sam zainteresowany nie jest w pełni świadomy, lub których świadomość została zniekształcona poprzez automatycznie działające mechanizmy obronne.
Kontynuatorzy myśli Freuda, jak np. Adler, Sullivan, Horney czy Fromm, dokonali wielu zasadniczych zmian w jego wizji człowieka, podkreślając coraz bardziej znaczenie warunków społecznych w kształtowaniu się ludzkiej osobowości i tożsamości. Systemy te określane są mianem neopsychoanalizy lub psychoanalizy społecznej i nie analizują już rzeczywistości człowieka jedynie poprzez pryzmat struktur i procesów wewnątrzpsychicznych.
Współcześnie, w ramach psychoanalizy społecznej, problemem tożsamości zajął się szczegółowo Erikson (1968), interesując się zwłaszcza zagadnieniem ewolucji samoświadomości człowieka i stadiów związanych z rozwojem jego tożsamości. Wyodrębnił on osiem faz w procesie formowania się dojrzałej tożsamości. W przekonaniu Eriksona fazy te są związane przede wszystkim z warunkami życia społecznego i dlatego powinny być interpretowane jako fazy psychospołeczne, a nie psycho-seksualne, jak to jest w teorii Freuda. Prace Eriksona oraz pozostałych przedstawicieli neopsychoanalizy są wyrazem dążenia, by uwolnić się od jednostronnej i skrajnie zredukowanej wizji człowieka, którą reprezentuje Freud. Tego typu wizja stała się po prostu anachroniczna w świetle obecnego stanu wiedzy o człowieku i o mechanizmach jego zachowania. Nie umniejsza to klasycznego już wkładu Freuda np. w dziedzinie mechanizmów obronnych.
6. Koncepcja tożsamości w psychologii humanistycznej
Psychologia humanistyczna zrodziła się w latach pięćdziesiątych naszego stulecia i bardzo szybko zdobyła sobie ogromną popularność, stając się – obok behawioryzmu i psychoanalizy – “trzecią siłą” wśród najważniejszych kierunków psychologicznych (Buhler, 1971,49). Pomijając specyficzne różnice, charakteryzujące poszczególnych przedstawicieli tego kierunku, można stwierdzić, że psychologia humanistyczna interpretuje człowieka jako podmiot relatywnie autonomiczny zarówno w odniesieniu do wewnętrznych impulsów i dynamizmów, jak i w odniesieniu do presji i oczekiwań pochodzących ze środowiska, w którym żyje. Ponadto w tej perspektywie są eksponowane specyficznie ludzkie cechy i zdolności człowieka, jak np. jego samoświadomość, intencjonalność w działaniu, jego odpowiedzialność i zdolność do twórczej aktywności, jego wartości i aspiracje, jego zdolność do odkrycia sensu własnego życia a także do nawiązania autonomicznych więzi z innymi ludźmi oraz z Bogiem. (Buhler-Allen,1972). Przedstawiciele psychologii humanistycznej dążą do traktowania człowieka jako całości oraz do analizowania jego zachowań głównie w normalnych, codziennych sytuacjach życiowych (Franta,1982,113).
Mimo zasadniczej zgodności co do powyższych założeń, nie jest możliwe traktowanie psychologii humanistycznej jako jednolitego systemu. Adekwatna prezentacja tego nurtu w psychologii wymagałaby więc indywidualnego omawiania jej poszczególnych przedstawicieli, co nie jest celem niniejszego artykułu. Spośród wielu znanych reprezentantów psychologii humanistycznej (Maslow,1954; Allport, 1955; May,1961; Thomae,1968) największą niewątpliwie popularnością – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej – cieszy się Rogers(1951). Jak zauważa Giordani (1981), jest zjawiskiem symptomatycznym, że obecnie teorie Rogersa są szeroko wykorzystywane także w większości centrów psycho-pedagogicznych oraz psycho-terapeutycznych o inspiracji chrześcijańskiej. Wpływ tego Autora w psychologii aplikowanej jest obecnie znacznie większy niż wpływ pozostałych reprezentantów psychologii humanistycznej. Z tego względu celowe jest przedstawienie humanistycznej koncepcji ludzkiej tożsamości właśnie w interpretacji Rogersa.
W przekonaniu Rogersa (1959,221) natura ludzka jest całkowicie pozytywna a przez to wewnętrznie bezkonfliktowa. Ostatecznym zaś celem egzystencji człowieka jest jego aktywne i świadome samourzeczywistnienie się. Opierając się na tezach Goldsteina (1939), Rogers (1951a,487) zakłada, że organizm ludzki posiada spontaniczną tendencję, by nieustannie rozwijać i ubogacać własne doświadczenia zarówno w stosunku do swych potrzeb organicznych, jak i w stosunku do własnych potrzeb i możliwości psychicznych.
Pod wpływem koncepcji Lewina(1936), Rogers(1951a,484ns) interpretuje egzystencję psychiczną człowieka jako całość jego pola świadomości (phenomenal field). Tożsamość psychiczna jest w tej perspektywie interpretowana jako świadoma koncepcja samego siebie (phenomenal self concept), czyli jako ta część pola świadomości, którą człowiek odnosi bezpośrednio do samego siebie i swoich cech. Tego typu tożsamość jest zresztą najistotniejszą częścią całego pola świadomości i jest definiowana przez Rogersa(1959,200) jako stosunkowo stały oraz zorganizowany całokształt percepcji na temat własnych cech i możliwości, wraz z ich subiektywną oceną (pozytywną lub negatywną) i wraz z przeżyciami emocjonalnymi, które towarzyszą autopercepcji.
Według Rogersa (1951a,501) dojrzała i integralna tożsamość obejmuje całokształt percepcji dotyczących własnych cech somatyczno-fizjologicznych i cech psychicznych (procesy kognitywne, kompetencje psychiczne, procesy emocjonalne, dynamizmy motywacyjne, ideały, aspiracje, wartości, itp.). Rozwija się ona stopniowo i spontanicznie, lecz jej prawidłowe kształtowanie się jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek doświadcza w swoim środowisku (zwłaszcza rodzinnym, szkolnym i rówieśniczym) poczucia psychicznego bezpieczeństwa, całkowitej i bezwarunkowej akceptacji oraz empatycznego rozumienia i respektowania własnej indywidualności (Rogers,1959,196). W przeciwnym bowiem przypadku presje i oczekiwania wyrażane przez innych zakłócają lub całkowicie uniemożliwiają proces spontanicznego formowania się indywidualnej tożsamości, doprowadzając w konsekwencji do wykształtowania się wymuszonej, “obcej” koncepcji samego siebie. W skrajnych wypadkach może to doprowadzić do uformowania się tożsamości typu całkowicie heteronomicznego, w miejsce tożsamości o charakterze autonomicznym. W takiej sytuacji pojawia się znaczna różnica między świadomą koncepcją samego siebie a całokształtem faktycznych procesów organiczno-psychicznych danego człowieka, co prowadzi do całkowitej dezorganizacji jego osobowości i jego zachowania (Rogers,1959,209). W konsekwencji Rogers (1951b,323) uznaje za ostateczny cel swej teorii badanie a następnie tworzenie warunków, które ułatwiałyby formowanie się w każdym człowieku autentycznej tożsamości, polegającej na adekwatnym i spontanicznym kontakcie z własnym organizmem biologiczno-emocjonalnym.
Krytyczna analiza koncepcji tożsamości prezentowanej przez Rogersa prowadzi do wniosku, że ludzka tożsamość jest tutaj zredukowana głównie do zdolności spontanicznego uświadamiania sobie całokształtu doświadczeń, przeżyć oraz potrzeb własnego organizmu w wymiarze fizycznym i emocjonalnym. Ponadto psychizm ludzki jest w tej perspektywie interpretowany jedynie jako epifenomen doświadczeń organicznych, którego funkcja ogranicza się do wyrażania w płaszczyźnie psychicznej całości egzystencji organizmicznej, traktowanej jako podstawowy wymiar ludzkiego bytu (Dziewiecki, 1989, 99ns).
Z powyższych założeń wynika, że autentyczna tożsamość nie powinna obejmować niczego, co by nie miało źródła w organizmie biologiczno-psychicznym człowieka. W konsekwencji należałoby z niej wykluczyć np. świadomość obiektywnych powinności czy wymagań związanych z życiem społecznym, jak również świadomość dziedzictwa duchowo-kulturowego czy też świadomość wartości i norm moralno-religijnych. Człowiek w pełni funkcjonujący psychicznie (fully functioning person) to według Rogersa (1959,222) indywiduum, które nie wchodzi w kontakt lub które potrafi się uwolnić od wszystkiego, co nie jest spontanicznym doświadczeniem własnego organizmu w wymiarze fizycznym i emocjonalnym. Mamy tu ostatecznie do czynienia z redukcją nomotetyczną ludzkich dynamizmów i procesów motywacyjnych do tendencji ku samorealizacji typu psycho-fizjologicznego.
Człowiek w wizji Rogersa posiada więc tożsamość zredukowaną i całkowicie jednowymiarową. W konsekwencji jawi się on jako indywiduum wyizolowane ze swego środowiska, a zwłaszcza widziane w oderwaniu od swoich więzi społecznych oraz od obowiązków z nich wypływających. Tego typu interpretacja uniemożliwia formowanie człowieka zdolnego do tworzenia relacji międzyludzkich, opartych na bezinteresownej miłości, na poczuciu obowiązku, na wierności, altruizmie i poświęceniu. Dlatego Vitz (1987,88) zauważa, że wskazania psycho-pedagogiczne oraz terapeutyczne Rogersa prowadzą ostatecznie do formowania człowieka, który może w pełni funkcjonować jedynie w egoistycznym świecie samozadowolenia i narcyzmu.
7. Koncepcje tożsamości w psychologii personalistycznej
W latach pięćdziesiątych, obok psychologii humanistycznej, zaczął rozwijać się nurt, który można określić mianem nurtu personalistycznego w psychologii. Jest to kierunek zajmujący się przede wszystkim zagadnieniami psycho-terapeutycznymi (por.Binswanger, 1947; Caruso,1953; Daim,1951; Christian,1952; Frankl,1959; Gebsattel,1959).
Psychologia personalistyczna zrodziła się jako reakcja na jednostronną i zredukowaną wizję człowieka, prezentowaną przez dotychczasowe kierunki psychologiczne. W istocie – pomimo zasadniczych różnic – wszystkie wcześniejsze systemy psychologiczne prezentują witalistyczną i biologizującą wizję człowieka i jego tożsamości, uznając za ostateczny cel ludzkiej egzystencji obronę i rozwój własnego organizmu w wymiarze fizycznym i emocjonalnym.
W przeciwieństwie do tego typu koncepcji, psychologia personalistyczna interpretuje ludzką rzeczywistość w kategorii osoby, a bycie osobą nie jest redukowalne do rzeczywistości biologiczno-fizjologicznej, ani też do sumy mechanizmów, procesów i potrzeb natury psychicznej. Człowiek nie jest też po prostu efektem sumy swych doświadczeń i specyficznej historii życia. Istotą człowieka jest właśnie bycie osobą. A Być osobą znaczy przede wszystkim być podmiotem wolnym i odpowiedzialnym. Wprawdzie osoba przejawia się i uzewnętrznia w całokształcie swej rzeczywistości somatyczno-psychiczno-duchowej, ale się nie zamyka w żadnym z tych wymiarów ani nawet w ich sumie. W tym kontekście Frankl (1959,664) wyjaśnia, że w sferze somatycznej człowiek jest zdeterminowany (nie może np. odzyskać amputowanej nogi). W sferze psychicznej jest on jedynie “popychany” (Getriebener), czyli tylko relatywnie uzależniony od swych mechanizmów psychicznych (może np. w określonej sytuacji zapanować nad swoim lękiem). Natomiast w sferze duchowej człowiek jest całkowicie wolny, to znaczy może zająć postawę wobec swojej rzeczywistości psycho-fizycznej i nadać jej określony sens, decydując w ten sposób o kierunku swego stawania się.
Osoba jest tym, co organizuje i scala poszczególne wymiary rzeczywistości człowieka, lecz sama nie może być przez tą rzeczywistość ogarnięta, ani jej podporządkowana (Gebsattel,1959,544). W tym sensie człowiek jako osoba nie jest więc ostatecznie właścicielem samego siebie. Nie jest bytem skoncentrowanym na samym sobie ani też nie jest celem dla samego siebie. Do istoty osoby należy bowiem wykraczanie poza samą siebie. Natury osoby nie można całkowicie zrozumieć i wyjaśnić w ramach jednostkowego człowieka, bo bycie osobą to przede wszystkim bycie spotkaniem. A poprzez spotkanie i jego mocą osoba przekracza samą siebie i własne granice (Christian,1952,7).
W konsekwencji z punktu widzenia psychologii personalistycznej, tożsamość ludzka nie może ograniczać się jedynie do świadomości własnego organizmu biologicznego, czy też własnych stanów i procesów psychicznych. Nie może też wyczerpywać się w uświadamianiu sobie norm czy oczekiwań społecznych, ani polegać na interioryzacji określonych funkcji czy kompetencji w zakresie relacji międzyludzkich. Tożsamość integralna musi bowiem odnosić się przede wszystkim nie do poszczególnych wymiarów człowieka, ale do faktu bycia osobą i dlatego zakłada odkrycie sensu własnego istnienia, odkrycie stylu życia właściwego osobie. Innymi słowy, człowiekowi nie wystarcza być świadomym swojej aktualnej rzeczywistości somatyczno-psychicznej. Aby egzystować na sposób osoby, człowiek musi zrozumieć lub odkryć co ostatecznie oznacza ta jego rzeczywistość, do jakiego celu czy też do kogo ma ją ostatecznie odnosić, jakie ostatecznie zadanie, wezwanie czy powołanie w niej się zawiera.
W tej perspektywie tożsamość nie jest jedynie czymś gotowym i już istniejącym, to znaczy nie jest jedynie świadomością “Ja” aktualnego w jego obecnym kształcie. Tożsamość tworzy się bowiem także wokół “Ja” idealnego, które nie jest jeszcze zrealizowane, ale które wyraża wartości, aspiracje oraz powołanie, nadające sens i kierunek egzystencji danego człowieka (Cencini,1988,20ns).
Poszczególni przedstawiciele psychologii personalistycznej są zgodni, że prawdziwie ludzkim sposobem istnienia i ostatecznym sensem egzystencji na sposób osoby jest przekraczanie samego siebie przez miłość. Nie ma jednak wśród nich zgody co do ostatecznego znaczenia i zakorzenienia ludzkiego bycia dla innych przez miłość.
Binswanger (1947), który jest twórcą Antropoanalizy, uważa, że autentyczna egzystencja ludzka oznacza przekraczanie samego siebie przez miłość, która jednoczy człowieka ze światem. Jak zauważa Caruso (1953,141), chodzi tu o miłość, która posiada ostateczny fundament i zakorzenienie we wspólnocie ludzkiej. Można więc zasadnie wnioskować, że w koncepcji Binswangera miłość, przez którą człowiek przekracza siebie i osiąga wspólnotę z innymi, jest jedynie sposobem przezwyciężania własnego lęku egzystencjalnego i samotności, a nie wyrazem bezinteresownego daru z siebie.
Odmienna jest w tym sensie koncepcja Frankla. Według tego Autora (1959,661) tożsamość ludzka, wyrażająca autentyczny sposób egzystencji człowieka, oznacza przede wszystkim odkrycie ostatecznego sensu własnego istnienia. Sensem tym jest przekraczanie samego siebie poprzez bezinteresowną miłość ku innym osobom. Ów ostateczny sens nie jest jednak wytworem samego człowieka, lecz jest odkryciem właściwego sobie powołania. Tego typu odkrycie jest z kolei rezultatem spotkania z Transcendencją. Spotkanie z transcendentnym Bogiem jest możliwe dla każdego człowieka, gdyż Absolut od zawsze jest obecny w duchowym wymiarze ludzkiego bytu, choć nie wszyscy tą Jego obecność odkrywają. W przeciwieństwie do Freuda, Frankl (1973) jest przekonany, że w człowieku istnieje nie tylko sfera nieświadomości natury biologiczno-psychicznej, lecz także sfera nieświadomości natury duchowej i noetycznej. W konsekwencji ostatecznym punktem odniesienia dla ludzkiej tożsamości czyli dla samozrozumienia się człowieka jako osoby, może być jedynie Absolut jako źródło ostatecznego sensu ludzkiej egzystencji.
Jeszcze bardziej jednoznaczne stanowisko w tym względzie zajmuje Gebsattel(1959), jeden z twórców szkoły psycho-terapeutycznej, zwanej Psychoanalizą Personalistyczną, która powstała w Wiedniu w początkach lat pięćdziesiątych. Według tego Autora (1959,331) tożsamość ludzka obejmuje dwa zasadnicze wymiary: sferę apersonalną oraz sferę personalną. Sfera apersonalna obejmuje rzeczywistość psycho-somatyczną człowieka i jest kompetentnie wyjaśniana przez medycynę i psychologię. Natomiast sfera personalna obejmuje wymiar duchowy człowieka, czyli dziedzinę jego wolności i odpowiedzialności oraz kwestię ostatecznego znaczenia ludzkiej egzystencji. Ta sfera może być w sposób zasadny naświetlana jedynie poprzez etykę i teologię. Autentycznym sposobem istnienia w sferze personalnej jest według Gebsattela (1959,330) bezinteresowna miłość w służbie Królestwa Bożego. W konsekwencji człowiek posiada dwie możliwości: albo oprzeć swą egzystencję na spotkaniu z Bogiem, uznając Jego najwyższy autorytet i naśladując życie Chrystusa, albo skazać się na nieistnienie w sferze duchowej (Gebsattel,1959,179). W świetle dociekań psychologii personalistycznej tożsamość ludzka jest ostatecznie rzeczywistością ponad psychiczną (Caruso,1953,132). Jest ona bowiem ukryta w Bogu i odsłania się dopiero w tajemnicy Syna Bożego, który przyszedł, aby dać życie za swoich (Cencini,1988,25).
Oceniając personalistyczną koncepcję ludzkiej tożsamości, można stwierdzić, iż jest ona bez wątpienia koncepcją najbardziej respektującą naturę i złożoność człowieka oraz jasno uznającą granice ustaleń, do jakich może dojść psychologia w tej kwestii. Z drugiej strony, najbardziej problematyczną cechą wszystkich nurtów psychologii personalistycznej jest fakt, że żaden z Autorów reprezentujących ten kierunek, nie wypracował własnych koncepcji psychologicznych na temat wymiaru psycho-somatycznego człowieka. Interweniując w sferze apersonalnej, poszczególni przedstawiciele tego nurtu są więc zmuszeni, by opierać się na dorobku innych szkół psychologicznych mimo, że bazują one na odmiennej niż psychologia personalistyczna wizji człowieka.
8. Zrozumieć ludzką psychikę czy zrozumieć człowieka?
W oparciu o powyższy, skrótowy przegląd podstawowych koncepcji tożsamości w psychologii, można pokusić się o stwierdzenie, że tożsamość ludzka jest zjawiskiem złożonym i bogatym w swej strukturze i treści. Różnorodność i rozbieżności istniejące na temat ludzkiej tożsamości są zarówno rezultatem złożoności tego zjawiska, jak również odmienności założeń antropologicznych, charakterystycznych dla poszczególnych kierunków psychologicznych.
Trzeba podkreślić, że każda z omawianych tutaj psychologicznych koncepcji tożsamości, wnosi pewien specyficzny i cenny wkład w wyjaśnienie i opisanie omawianego zagadnienia. Psychologia społeczna ma przede wszystkim zasługę w ukazywaniu, iż dojrzała tożsamość nie jest możliwa bez internalizacji przynajmniej pewnych aspektów dziedzictwa społeczno-kulturowego, w którym rodzi się i działa dany człowiek. Z kolei psychologia dynamiczna podkreśla, że tożsamość powinna obejmować psychiczny kontakt z podstawowymi mechanizmami i siłami biologicznymi ludzkiego organizmu. Psychologia humanistyczna ma zasługę w ukazaniu wagi autentycznego i spontanicznego kontaktu z własną rzeczywistością psycho-somatyczną. Wreszcie psychologia personalistyczna podkreśla, że człowiek nie jest jedynie zjawiskiem psycho-fizycznym, a zagadnienie ludzkiej tożsamości nie może być ostatecznie wyjaśnione w ramach samej psychologii.
Mimo, że psychologia nie jest kompetentna, by ostatecznie ustalić wymiary ludzkiej tożsamości, może jednak wnieść cenny wkład w promowanie dojrzałej i integralnej tożsamości danego człowieka. Wkład ten jest szczególnie istotny, a czasem wręcz konieczny, wobec osób, których sfera psychiczna jest dotknięta różnego rodzaju powikłaniami czy patologiami uniemożliwiającymi pełne doświadczenie i realizację własnej tożsamości. Z drugiej strony psychologia może w znacznym stopniu przyczynić się do stopniowego eliminowania tych wszystkich warunków i procesów psycho-społecznych, które stoją u podstaw owych trudności czy stanów patologicznych (Dziewiecki, 1994, 164ns).
Podkreślając potencjalne możliwości psychologii w promowaniu dojrzałej tożsamości człowieka oraz uznając specyficzny wkład poszczególnych kierunków w rozumienie tego zagadnienia, trzeba z jednakową stanowczością stwierdzić, że dotychczas nie istnieje żaden system psychologiczny, który równie adekwatnie naświetlałby i respektował wszystkie aspekty ludzkiej tożsamości w jej wielorakich wymiarach i uwarunkowaniach. W płaszczyźnie studium teoretycznego jest to zjawisko dopuszczalne i zrozumiałe. Wynika ono bowiem z oczywistych ograniczeń i uwarunkowań podmiotowych i przedmiotowych, w których powstają poszczególne koncepcje psychologiczne. Do podstawowych uwarunkowań podmiotowych można zaliczyć osobiste przekonania danego badacza, jak również decyzje co do antropologicznych i metodologicznych podstaw jego systemu psychologicznego. Z kolei uwarunkowania przedmiotowe określane są przez zewnętrzne warunki badań, czas i środki materialne na nie przeznaczone, itp.
Jednak w płaszczyźnie psychologii aplikowanej jakakolwiek jednostronność w tej dziedzinie byłaby znakiem nieodpowiedzialności i mogłaby prowadzić do groźnych konsekwencji praktycznych. Trzeba pamiętać, że psycholog z natury rzeczy ma do czynienia przede wszystkim z ludźmi niedojrzałymi i mającymi często szczególne trudności z rozumieniem czy też akceptowaniem własnej rzeczywistości i tożsamości.
Na każdym więc psychologu, który poświęca się praktyce terapeutycznej lub psycho-pedagogicznej, spoczywa obowiązek wzięcia osobistej odpowiedzialności za to, w jaki sposób i na ile pomaga ludziom w dojrzałym formowaniu oraz w odpowiedzialnym realizowaniu własnej tożsamości. W tym sensie psycholog nie powinien stawać się ostatecznie “peace maker”, czyli czyniącym pokój, jak to zakłada większość przedstawicieli psychologii humanistycznej Dziewiecki, 1993). Pokój bowiem nie jest celem lecz skutkiem autentycznej egzystencji ludzkiej. Zadaniem psychologa jest więc stawanie się “space maker”, czyli czyniącym przestrzeń, to znaczy pomagającym danej osobie w odkryciu i akceptacji całego bogactwa ludzkiej rzeczywistości, która składa się na integralną tożsamość człowieka. Także wtedy, gdy droga do realizacji tej rzeczywistości prowadzi przez niepokój i wysiłek pracy nad sobą.
BIBLIOGRAFIA CYTOWANA
ALLPORT G.W.(1955), Becoming: Basic considerations for a psychology of personality, New Haven, Yale Univ. Press
BINSWANGER L.(1947), Ausgewahlte Vortrage und Aufsatze, Bern, Francke Verlag
BUHLER C.(1972), Grundbegriffe der humanistischen Psychologie, in: “Psychologie und Praxis”, 15, 45-57
BUHLER C. – ALLEN M.(1972), Introduction to humanistic psychology, Monterey, Brooks-Cole
CARUSO I.A.(1953), Psicoanalisi e sintesi dell’esistenza, Torino, Marietti
CENCINI A.(1988), Amerai il Signore Dio Tuo. Psicologia dell’incontro con Dio, Bologna, Edizioni Dehoniane
CHRISTIAN P.(1952), Das Personenverstandnis in modernen medizinischen Denken, Tubingen, J.C.B. Mohr
COOLEY C.H.(1902), Human nature and the social order, New York, Scribner’s
DAIM W.(1951), Umwertung der Psychoanalyse, Wien, Herold
DZIEWIECKI M.(1993), Dojrzałość emocjonalna, w: Znaki Czasu, Rzym-Warszawa, nr 29/30, s.119-133
DZIEWIECKI M (1989), Il se’ fenomenico come struttura integrativa del comportamento individuale, in: Orientamenti Pedagogici, Torino, nr 36(3), s. 281-307
DZIEWIECKI M (1994), Przesłanie nadziei, Warszawa, PARPA
DZIEWIECKI M. (1997), Kształtowanie postaw, Radom, Ave
DREWS S.- BRECHT K.(1975), Psychoanalytische Ich Psychologie. Grundlagen und Entwicklung, Frankfurt a.M., Suhrkamp
ERIKSON E.H.(1968), Identity and Crisis, New York, Norton
FISKE D.W.(1974), The limits of the conventional science of personality, in: “J. of Personality”‘ 42, 1-11
FRANKL V.E.(1973), Der unbewusste Gott, Munchen, Kosel Verlag
FRANKL V.E.(1959), Grundriss der Existenzanalyse und der Logotherapie, Munchen-Berlin, Urban u. Schwarzenberg
FRANTA H.(1982), Psicologia della personalita’. Individualita’ e formazione integrale, Roma, L.A.S
FRANTA H. – SALONIA G.(1981), Comunicazione interpersonale, Roma, L.A.S
FREUD S.(1966-1980), Opere, vol.1-12, Torino, Boringhieri
FREY H.P.(1974), Theorie und Sozialisation, Stuttgart, Enke
GEBSATTEL V.(1959), Gedanken zu einer anthropologischen Psychotherapie, Munchen-Berlin, Urban u. Schwarzenberg
GIORDANI B.(1981), La psicologia in funzione pastorale, Brescia, La Scuola Editrice
GLOVER E.(1974), Der Begriff der Dissoziation, Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft
GOFFMAN E.(1971), Il comportamento in pubblico, Torino, Einaudi
GOLDSTEIN K.(1939), The organism, New York, American Book Co.
HARTMANN H.(1974), Bemerkungen zur psychoanalytischen Theorie des Ich, Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft
HOUSE J.S.(1977), The three faces of social psychology, in: “Sociometry”, 40(2), 161-77
JAMES W.(1890), The principles of psychology, New York, Holt
JAROSZEWSKI T.(1970), Osobowość i wspólnota, Warszawa, KiW
KLEIN G.S.(1976), Psychoanalytic theory: An exploration of essentials, New York, International Univ. Press
KOSSAKOWSKI A. – OTTO K.H.(1977), Psychologische Untersuchungen zur Entwicklung sozialistischer Personlichkeiten,Berlin, Volk u. Wissen Volkseigener Verlag
KRAPPMANN L.(1978), Soziologische Dimension der Identitat, Stuttgart, Klett-Cotta
LEWIN K.(1936), Principles of topological psychology, New York, McGraw-Hill
MASLOW A.H.(1954), Motivation and personality, New York, Harper
MAY R.(1961), Existential psychology, New York, Random House
McCALL G.J. – SIMMONS J.L.(1974), Identities and interactions, New York, The Free Press
MEAD G.H.(1934), Mind, self and society, Chicago, Univ. of Chicago Press
MEAD G.H.(1968), The genesis of the self, in: Gordon C.-Gergen K. (Eds.), The self in social interaction, New York, Wiley, 51-59
MERTON R.K.(1959), Teoria e struttura sociale, Bologna, Il Mulino
NEUBAUER W.F.(1976), Selbstkonzept und Identitat im Kindes- und Jugendalter, Munchen, Reinhardt
PARSONS T.(1968), The position of identity in the general theory of action, in: Gordon C.-Gergen K.(Eds.), The self in social interaction, New York, Wiley, 11-23
PARSONS T.(1951), The social system, Glencoe, Illinois, The Free Press
RAPAPORT D.(1974), Die Autonomie des Ich, Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft
REYKOWSKI J.(1980), Motywacja, postawy prospołeczne a osobowość, Warszawa, PWN
ROGERS C.R.(1959), A theory of therapy, personality, and interpersonal relationships, as developed in the Client-Centered framework, New York, McGraw-Hill
ROGERS C.R.(1951a), Client-Centered Therapy: Its current practice, implications and theory, Boston, Houghton Mifflin
ROGERS C.R.(1951b), Perceptual reorganization in Client-Centered Therapy, New York, Ronald Press
SARBIN T.R. – ALLEN V.L.(1968), Role theory, in: Handbook of social psychology, vol.1, London, Addison Wesley, 488- 567
SCHUTZ A.(1962), Collected papers, Den Haag, Nijhoff
SKINNER B.F.(1953), Science and human behavior, New York, Mac-Millan
THOMAE H.(1968), Das Individuum und seine Welt: eine Personlichkeitstheorie, Gottingen, Hogrefe
TSCHERNOKOSOWA W.-TSCHERNOKOSOWA I .(1977), Das Berufsethos des Lehrers, Berlin, Volks und Wissen Volkseigener Verlag
VEELKEN L.(1978), Einfuhrung in die Identitatstherapie, Stuttgart, Enke
VITZ P.(1987), Psicologia e culto di Se’: Studio critico, Bologna, Centro Editoriale Dehoniano
WATSON J.R.(1914), Behavior: An introduction to comparative psychology, New York, Holt
Postanowiłem nie podawać jeszcze tożsamości autora. Ciekaw jestem, czy ktoś odgadnie kim jest on z wykształcenia (bez posługiwania się wyszukiwarką) :)
Nie odgadłem. Musiałem sprawdzić i wiem.
Czytając czułem się trochę znużony. Zabrakło mi w spisie autorów Profesora Kazimierza Dąbrowskiego, absolutnego pioniera w dziedzinie psychologii humanistycznej w Polsce, twórcy teorii dezintegracji pozytywnej.
Zdrowie psychiczne według Dąbrowskiego to zdolność do rozwoju…
Warto zapoznać się tą teorią, która szanuje duchową tożsamość człowieka i jej naturalne predyspozycje.
Według Dąbrowskiego nerwice i psychonerwice mogą być dynamizmami rozwojowymi.
Posłanie do nadwrażliwych
Kazimierz Dąbrowski
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia
Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za samotność i niezwykłość waszych dróg
bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
Dziękuję za cenne uzupełnienie i piękny, dający do myślenia wiersz.
Jak tytuł wskazuje (Psychologiczne interpretacje tożsamości człowieka) praca pisana jest z punktu widzenia dziedziny która nazywa siebie psychologią a jest tylko pasmem błędów metodologicznych i poznawczych i nawet personalizm chrześcijański w zetknięciu z psychologią doświadcza aporetyki, stąd ta dziedzina kończy w ślepych uliczkach, co zresztą autor zawiera w końcowych konkluzjach.
Człowiek współczesny może określić swoją tożsamość tylko w Bogu i poprzez Boga i tym samym wygrać zdrowie.
Modlitwa i praca;
Dawno nie zajmowałem się psychologią, więc z zainteresowaniem przeczytałem ten artykuł. Oto kilka uwag :
1) Nie bardzo wiem, co ks. Marek (nie znałem go, więc zerknąłem do google) rozumie przez „tożsamość człowieka“. W filozofii „tożsamość“ każdego bytu (a więc i człowieka) zagwarantowana jest przez jego istotę, tak że nie może być mowy o jakimś rozwoju tożsamości, realizowaniu się jej czy wypełnianiu. Być może psychologowie mają jakieś specyficzne rozumienie tego pojęcia. Natomiast gdy zastąpiłem ten termin „tożsamość“ przez „osobowość“ lub „charakter“, wydawało mi się, że zacząłem czytać ten tekst ze zrozumieniem.
2) Nie rozumiem także rozróżnienia na psychiczny i duchowy w kontekscie, że człowiek jest jednością somatyczno-psychiczną i jeszcze duchową ? Ale to pewnie ciągle ta moja nieznajomość języka współczesnej psychologii.
3) Ks. Marek przedstawiając różne kierunki psychologiczne w zakończeniu krótko formułuje swoje zastrzeżenia co do słuszności analiz danego kierunku. Jedynie personalistyczna koncepcja ludzkiej tożsamości ma w jego oczach pozytywny wymiar, gdyż jest „koncepcją najbardziej respektującą naturę i złożoność człowieka oraz jasno uznającą granice ustaleń, do jakich może dojść psychologia w tej kwestii. “
Skoro ks. Marek widzi w tej perspektywie „personalistycznej koncepcji tożsamości“ możliwość prawdziwego zrozumienia zachowań człowieka, to nic na to nie poradzę, ale myślę, że jest w błędzie. Przynajmniej dla mnie wynika to z opisu, który prezentuje ks. Marek pisząc, że „ W świetle dociekań psychologii personalistycznej tożsamość ludzka jest ostatecznie rzeczywistością ponad psychiczną (Caruso,1953,132). Jest ona bowiem ukryta w Bogu i odsłania się dopiero w tajemnicy Syna Bożego, który przyszedł, aby dać życie za swoich (Cencini,1988,25). “ Jeżeli dobrze rozumiem te zdania, to znaczy, że ja nie jestem tożsamy z sobą dzięki temu, że istnieję jako człowiek, lecz że moja tożsamość jest poza mną, mianowicie w Bogu ?! A gdy zastąpię „tożsamość“ przez „osobowość“ to mi wyjdzie, że to nie mój intelekt i moja wolna wola decydują o mojej „osobowości“ czy „cechach mojego charakteru“, ale to Bóg decyduje o mojej osobowości,gdyż jest ona „ukryta w Bogu“ ? Albo ci psychologowie mają swój specyficzny i bardzo hermetyczny język, albo mój intelekt jest za mało otwarty na to, by zaakceptować sprzeczności.
Gdy byłem w Warszawie, trafiłem na wykład profesor psychologii pani Wandy Zagórskiej. Świetny odczyt, m.in. podoba mi się jej wykazywanie absurdów języka psychologii. Kiedyś napisałem tekst, w którym dworuję sobie z tego, że ci naukowcy z dumą nazywają siebie psychologami, chociaż nic nie chcą słyszeć o duszy, a przecież „psyche“ po grecku oznacza duszę, więc w sumie są – czy chcą, czy nie chcą – „duszologami“.
Znalazłem ten wykład na youtube. Polecam :
miłego lanego poniedziałku
W/g K. Dąbrowskiego :
„zdolność do rozwoju w kierunku wszechstronnego rozumienia, przeżywania, odkrywania i tworzenia coraz wyższej hierarchii rzeczywistości i wartości, aż do konkretnego ideału indywidualnego i społecznego.”
Ja bym napisał : zdrowie psychiczne to „ zdolność do rozwoju w kierunku wszechstronnego rozumienia, przeżywania, odkrywania rzeczywistości i tworzenia kultury“.
Irracjonalne jest tworzenie rzeczywistości, czy tworzenie „konkretnego ideału indywidualnego i społecznego“. Rzeczywistość jest nam dana. My możemy tylko produkować, kompilować, realizować nasze wytwory. Konkretny jest dany, realny, istniejący człowiek, a nie jakiś ideał.
Psychologowie mają duży problem ze zrozumieniem i z definowaniem tego, kim jest człowiek.
Myślę, że sformułowanie tworzenie kultury jest bardziej precyzyjne. Wydaje mi się także, że rozumiem intencje prof. Dąbrowskiego. Mając na myśli “hierachię rzeczywistości” Profesor Dąbrowski kierował swój przekaz także do “ludzi sztuki”, czyli artystów pojmujących intuicyjnie, lecz werbalizujących nieprecyzyjnie, czasem w sposób niepełny i niekonkretny.
Wydaje mi się, że chodzi tu o “organizację” rzeczywistości społecznej w oparciu o wartości.
Dąbrowski życie poświęcił badając biogramy artystów- geniuszy poszczególnych epok oraz równocześnie pracował z ludźmi nadwrażliwymi, którzy doświadczają dezintegracji, a potem scalenia na wyższym poziomie rozwoju. Wspomniała o tym także (wymieniając teorię dezintegracji pozytywnej) prof. Zagórska
Dziękuję za wykład. Jest świetny. Polecam każdemu do odsłuchania- do końca, bo na końcu (w drugiej połowie) jest b. ciekawie.
Profesor zacytowała psychologa Williama Sterna: “Pod koniec życia stałem się filozofem”. Na końcu wspomina o Viktorze Franklu, który nie jest przedstawicielem redukcjonizmu, a tak jawi się nam współczesna mniemanologia, bo przecież nie duszologia ;-)
Bardzo dziękuję. Pani profesor zgrabnie i krótko zerwała wszystkie zasłony.
Wniosek z tego taki, że kiedy ta banda idiotów dorwie człowieka to go tak zdeformuje na swoje podobieństwo że już taki delikwent się nie pozbiera.
Bo to materialiści. W tej filozofii nie da się w ogóle zdefiniować człowieka.
Ks. Dziewiecki jest psychologiem, ale raczej nie jest materialistą. Rzeczywiście, cała psychologia wydaje się być w dużym stopniu “skażona” naturalizmem.
Ponadto dość niefrasobliwie miesza ona terminologię różnych filozofii, z których czerpie, na co zwrócił tu nam uwagę Marek Prokop (dzięki i chwała mu za to!).
//Ks. Dziewiecki jest psychologiem, ale raczej nie jest materialistą.//
Ks. Dziewiecki nie jest psychologiem ale teologiem, a te dwie dziedziny są oparte na przeciwnych sobie filozofiach i paradygmatach. To że ma doktorat z psychologii znaczy że jest psychologioznawcą, tak jak można być ateistą i religioznawcą.
Ks. Dziewiecki pisze i wypowiada się o psychologii jedynie krytycznie, co zresztą jest oczywiste skoro jest księdzem katolickim i obowiązuje go prawda.
Ten kto stoi w garażu nie jest jeszcze samochodem.
Tak samo jak ten kto stoi w kościele nie jest jeszcze katolikiem.
Najlepszym lekarstwem na problemy z sobą jest Biblia.
Oto prawidłowe podejście do człowieka i odlotów ”psychicznych”, a gruncie rzeczy poznawczych.
Jak prawidłowo odczytać swoje zranienia i tym samym je uleczyć;
Panie Marku, dziękuję za filmik z bardzo ciekawym wykładem prof. Zagórskiej.
Podzielam Pana uwagi. Jeśli chodzi o “tożsamość” to mam wrażenie, że psychologia wzięła to słowo i przypisała mu szereg rozmytych pojęć (różnych od pierwotnego), dlatego nie da się prosto zdefiniować, czym jest ta tożsamość w kontekście psychologii. Jest jednak wspólny element tych rozmytych pojęć, który nazwałbym świadomością własnego “ja”, co o sobie myślę i co czuję, czyli kim jestem. Poznawanie rzeczywistości skutkuje tym, że nasze rozumienie zmienia się, również rozumienie tego, kim ja jestem. Na dodatek ja się zmieniam, więc moje rozumienie siebie samego musi za tym nadążać i siłą rzeczy się zmieniać. Tak rozumiem zmiany i rozwój tej enigmatycznej tożsamości w psychologii. Ks. Dziewiecki pisze wprawdzie o “świadomości własnej tożsamości”, lecz dla mnie to już jest masło maślane, bo każdy jest świadomy swojej świadomości.
W sensie bytowym, każdy byt jest tożsamy z samym sobą, niezależnie, czy byt o tym wie, czy nie i ta tożsamość nie zmienia się. W psychologii tożsamość wymaga myślenia o sobie, bo to myślenie na swój temat zostało nazwane tożsamością (raczej błędnie, jak wiele innych wymyślonych pojęć w psychologii). Weźmy krzesło. Każde ma swoją tożsamość, różną od tożsamości innego krzesła, lecz nie ma tożsamości ludzkiej (tej psychologicznej), bo nie jest człowiekiem. To jest oczywiste. Przyszedł mi jednak do głowy przykład dziecka w łonie matki, które jest człowiekiem, też ma swoją tożsamość w sensie bytowym, ale ciężko byłoby mówić o jego tożsamości w sensie psychologicznym, bo chyba nie ma jeszcze świadomości własnego “ja”, nie poznało siebie. Idźmy dalej, gdzie jest to jeszcze wyraźniejsze, mam na myśli zarodek ludzki. Każdy zarodek ludzki jest człowiekiem, ale kilkudniowy zarodek nic jeszcze nie odczuwa, ani nie myśli nic na swój temat, więc psychologia tam nie może sięgać. Mamy więc człowieka, który nie ma tożsamości, co już na chłopski rozum wydaje się absurdem, chyba właśnie przez niewłaściwe użycie słowa tożsamość.
W Biblii nie ma odpowiedzi na wszystkie ludzkie pytania. Nie ma tam pełnej wiedzy o kosmosie, fizyce, chemii, a także nie ma tam pełnej wiedzy o człowieku. Psychologia bada pewien wymiar człowieka i pozwala go lepiej poznać, to jest dobre, lecz prawie w całości została opanowana przez szarlatanów, którzy z braku wiary w Boga wciskają do niej ezoterykę, wschodnie szamaństwo, własne fantazje jako poznaną prawdę, własne patologie jako normy, ustanawiają własne dogmaty, np. o poczuciu własnej wartości, pozytywnym myśleniu, samorozwoju, dobrym samopoczuciu, samozbawieniu.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Separacja_metafizyczna_%28filozofia%29
W Biblii jest klucz do rozumienia wszystkich tych dziedzin plus ontologii, antropologii i filozofii, tak, że żadna z tych dziedzin za pomocą swojego aparatu naukowego nie jest w stanie zaprzeczyć treści Objawienia, wręcz przeciwnie, Objawienie daje fundament i sens tym wszystkim naukom co spaja je w logiczną całość ktorą nazywamy Prawdą i pozwala ją zrozumieć na wyższym niż doświadczalny poziomie.
Stąd psychologia nie ma nóg i głowy (jest nierozumna), bo nie buduje na katolickiej ontologii i antropologii, stąd ta dziedzina nie może w żadnym wypadku zrozumieć kim jest człowiek, jakie treści i doświadczenia są dla niego zdrowe a jakie wpędzają go w chorobę.
Współczesna psychologia ma nogi w idealizmie niemieckim, stąd choruje jej głowa. Chory nie może leczyć chorego.
I to wynika zarówno z wykładu ks. Dziewieckiego jak, prof. Zagórskiej jak i prof. Guza, Krąpca i całego KULu.
O, na tym powinna budować psychologia, ale ona ma do tego lęk, aż do wstrętu, bo chce być religią, a nie może.
http://ptta.pl/krapiec/index.php?id=teksty_antropologia
Psychologia winna leczyć swoje kompulsywne wstręty do wszystkiego co Boskie.
Ze strony ks. Dziewieckiego:
Proszę Cię, sprawdź zanim podasz coś za pewnik.
Ale co mam sprawdzić? Już to czytałam lata temu.
Dziewiecki buduje na filozofii KULu i od protestantów się całkowicie odcina.
Przecież wiesz że KUL opracował wszystkie nauki humanistyczne od nowa, czyni to od lat 60-tych. Wysyła też księży na pogańskie uczelnie celem stworzenia opracowań krytycznych. Prof. Guz w ten sposób doktoryzował się z filozofów niemieckich.
W 1957 roku psychologię (KUL) wyodrębniono jako specjalizację w ramach studiów magisterskich na Wydziale Filozofii.
Porównaj filozofię idealizmu niemieckiego z filozofią realizmu Szkoły Lubelskiej, zresztą prof. Guz to porównuje.
Mają tę samą nazwę, ‘filozofia’ ale całkiem różne zawartości, przeciwne sobie.
Szkoła Lubelska inaczej definiuje słowo psyche, za Grekami. Psyche to wg. Greków dusza, a wg. protestantów uczucia.
Dusza jest duchowa, a uczucia są cielesne, to fundamentalna różnica.
Protestantyzm ma inną antropologię, bo inną ontologię -jesteśmy na podobieństwo Boga, Bóg protestancki był wcześniej szatanem, a katolicki jest Dobrem Absolutnym.
To skutkuje całkiem różnym obrazem człowieka, nasz człowiek jest w swej istocie dobry, a człowiek protestancki jest zlepkiem popędów, niewiele różni się od małpy.
Chcesz by cię traktowano jak zlepek popędów i leczono jak małpę?
Poddałam się kiedyś terapii psychologicznej i zaliczyłam rozmowę z psychopiatrą, zrobiłam to w celach poznawczych i wszystko się zgadza, ci ludzie udają lekarzy, a w gruncie rzeczy są to zwykli lewacy nic się nie różniący od Michnika.
To są ludzie od których trzeba uciekać, niereformowalni, nie ma z nimi żadnego porozumienia, nie wolno ich słuchać.
Kilka komentarzy i piękna argumentacja nie na temat. Po cóż sięgać do niemieckiego idealizmu i małpiego behawioryzmu, aby rozstrzygnąć, który z tych sprzecznych sądów jest prawdziwy:
1. Asadow: Ks. Dziewiecki jest psychologiem
2. Circ: Ks. Dziewiecki nie jest psychologiem
Doktorat z psychologii oraz pisanie książek i artykułów na temat “psychologii zdrowia, profilaktyki i terapii uzależnień, komunikacji międzyludzkiej” itd., nie jest uprawianiem teologii, ani filozofii, lecz uprawianiem psychologii. Nie mieszaj ludziom w głowach i nie fałszuj języka, aby potwierdzić swoje wyobrażenia. Ks. Dziewiecki jest psychologiem, analogicznie jak ks. Guz jest filozofem. Dziewieckiego nazwałaś niedawno geniuszem na miarę Guza, tylko w innej dziedzinie, więc w jakiej dziedzinie?
Jedna z książek ks. Dziewieckiego “Psychologia porozumiewania się” jest opatrzona takim komentarzem:
Niniejsza publikacja stanowi syntezę dorobku współczesnej psychologii w dziedzinie komunikacji międzyludzkiej. Ukazuje konkretne sposoby przezwyciężania typowych trudności w tej dziedzinie, a jednocześnie uczy sztuki empatii i asertywności. Lektura książki pomaga lepiej rozumieć to, co mówią do nas inni, oraz precyzyjniej wyrażać treści, które pragniemy im przekazać.
Po pierwsze, skoro ks. Dziewiecki zajmuje się i poleca nam dorobek psychologii w tym zakresie, nie możesz twierdzić, że on “pisze i wypowiada się o psychologii jedynie krytycznie”, bo to nie jest prawdą. Po drugie, nie jest wykluczone, że nawet Tobie ta książka mogłaby pomóc, aby lepiej zrozumieć, co mówią inni i precyzyjniej wyrażać treści, które sama chcesz przekazać innym.
Jeśli ks. Dziewiecki jest psychologioznawcą, to Ty nie jesteś artystką, ale artystkoznawcą ;)
Psychologia to dziedzina wiedzy. Ona nie błądzi, nie “chce być religią”. Te postawy należy przypisać konkretnym ludziom. Istnieje wiele błędnych, ba – nawet bluźnierczych teologii, co nie znaczy, że teologia jest bluźnierczą dziedziną nauki. Błąd Twojego rozumowania widać jak na dłoni: “nie podoba mi się to, co głoszą znani mi psychologowie, więc psychologia to błędna nauka; podoba mi się to, co mówi ks. Dziewiecki, więc nie jest on psychologiem”.
Mam przekonanie, że twoim celem nie jest prawda, ale postawienie na swoim za wszelką cenę.
Błędne porównanie, bo sztuka jest dziedziną ducha, nie wiedzy czy umiejętności. Podobieństwo jest tylko w tym, że leczenie ducha przez kapłana ( z wiedzą o zagrożeniach współczesnej filozofii i psychologii) wiąże się z również charyzmatami i talentami oraz kapłańskim namaszczeniem w którym działa sam Duch Św, nie tylko z wykonywanym rzemiosłem i wiedzą.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia
Tylko teologia katolicka jest naukowa, bo stosuje klasyczne metody naukowe które współczesna nauka zapożyczyła od Kościoła i wcześniej od Greków. Dzisiejsze dziedziny humanistyczne zrezygnowały nawet z metodologii greckiej i opierają się na tym co głoszą różne ludzkie rozumy uznane za autorytety przez pewne gremia, co omawia ks. Dziewiecki.
Podobnie do teologii i filozofii naukowa jest tylko psychologia katolicka wykładana całościowo jedynie na KULu.
Co do historii ”psychologii” protestanckiej można ją badać jedynie krytycznie co czyni ks. Dziewiecki i prof. Zagórska, oraz cały KUL.
Zaklinanie prawdy słowami nie zbliży nas do jej rozumienia. Ja mogę twierdzić, że jestem księżniczką assyryjską, ale od mojego twierdzenia nie stanie się to prawdą.
Współczesna psychologia, psychiatria i socjologia są zaklinaniem prawdy, ale są szkodliwym fałszem.
Dzisiejszy ”nowy, globalny człowiek”, metroseksualny, podbawiony duszy i sumienia, a tak lansowany przez media jest dzieckiej tej trującej psychologii. To psychologia tworzy fałszywą antropologię i fałszywą tożsamość człowieka postnowoczesnego, a potem szyderczo przykleja etykietki o zaburzeniach tożsamości.
Gdyby nie to, że ci ludzie nie wiedzą co czynią, trzeba by zamknąć ich w więzieniach, bo przyczyniają się do wielu cierpień dając ludziom fałszywą nadzieję na to że właśnie oni mogą ich wyleczyć.
Podobnie było z protestanckimi filozofami o czym mówi Guz, zrobili komunizm i nazizm, a po ludobójstwach uciekli do Ameryki. Po wojnie ktoś doradził Churchilowi by wezwał ich do Norymbergi, by rozprawili się z nazizmem na gruncie naukowym. I oni wtedy przypomnieli sobie nagle prawo naturalne, co stało się koronnym argumentem dla prawników Norymbergi w potępieniu nazizmu. Ci sami filozofowie Szkoły Frankfurckiej i ich filozofia są dziś glebą pod wszystkie lewackie idee i dziedziny;- psychologię, psychiatrię,socjologię, filozofię, pedagogikę, medycynę( eutanazja, aborcja), ekonomię, politykę, ideologię, prawo, biologię, żywienie, itd. Współczesna psychologia uniwersytecka należy ściśle do tego przemysłu kłamstwa i cywilizacji śmierci, rodząc spory wszystkich ze wszystkimi i wszelkie nieszczęścia i choroby.
Przecież chciałeś studiować filozofię, to powinieneś rozumieć jak paradygmaty rzutują na wszystko, jak rozwalają nasz umysł.
Dobre – „Mniemanologia współczesna“. Doprecyzowałbym – „mniemanologia statystyczna“. Wygląda na to, że mniemanolodzy wymyślili, iż gdy posłużą się statystyką, tj. opracują metodą statystyczną protokół zachowań człowieka, to staną się od razu naukowcami, gdyż tak pracują przyrodnicy w opisywaniu zjawisk natury. Tymczasem zachowanie człowieka wymyka się takim schematom czy systemom, gdyż człowiek posiada intelekt i wolną wolę. Prof. Zagórska pozytywnie odwołuje się do René Le Senne (+ 1954), który podobnie jak K. Dąbrowski opierał się na biografiach ludzi, ale w swoich analizach stosował tzw. holenderską „klasyfikację z Groningue“, która była statystycznym protokołem. A to jest praca na pojęciach. Tak widzieli filozofię Russell i Whitehaed jako analizę pojęć, a nie odkrywanie do prawdy. I Le Senne używa pojęć – dobro, prawda, piękno, osoba, Bóg – ale w perspektywie neoplatońskiej, tj. idealistycznej, a nie realistycznej.
Myślę, że psychologia odzyska swoją pozycję nukowości, gdy będzie opracowywana na bazie realistycznej filozofii, tłumaczącej czym jest rzeczywistość i kim jest człowiek jako osoba, a nie tylko jego osobowość, jego relatywne cechy charakteru.
Ale kto to zrobi ? Dąbrowski już nie, ks. Marek wydaje mi się, że pomimo studiów na KUL-u zaufał za bardzo neoplatonizmowi (tak się wypowiadam autorytatywnie, a nic więcej jego nie czytałem), może pani Zagórska ?
Ha ! Sam Pan widzi, że jak zastąpimy „tożsamość“ przez „świadomość“, to też nam wyjdzie absurd. Coś mi się przypomina, że problem tożsamości w psychologii był poruszany w wypadku patologii typu schizofrenia, gdzie pacjent ma problemy z powodu tzw. rozdwojenia jaźni.
W logice – tożsamość to, p wtedy i tylko wtedy, gdy p, lub każde S jest S.
W filozofii Tomasza tożsamość istnienia i istoty występuje tylko u Boga, w bytach pochodnych jest realna różnica i ta tomaszowa teza wywłała w średniowieczu długotrwałe spory (Kajetan, Tomasz Sutton i inni), później Kant powtórzył, że pojęcie istnienia niczego nie wnosi do pojęcia istoty, gdyż już pracował na pojęciach, a nie na realnie istniejących bytach.
W języku politycznym używa się sformułowania – „tożsamość narodowa“. We Francji od lat bez sensu dyskutuje się na temat „l’identité nationale“. Bez sensu, gdyż obcokrajowcy żyjący we Francji (z paszprtem francuskim czy bez) nie chcą utożsamiać się z Francuzami, a „postępowi“ Francuzi chcą im wmówić, że francuskie bogactwo kulturowe polega właśnie na różnorodności i tak będą dyskutować w nieskończoność.
Wracając do psychologii. Pana zdanie : „ Poznawanie rzeczywistości skutkuje tym, że nasze rozumienie zmienia się, również rozumienie tego, kim ja jestem.” Pewnie takie relatywistyczne rozumienie funkcjonuje we współczesnej psychologii – ale, owszem, rozumienie się zmienia w miarę tego, jak ubogacam się nową wiedzą, ale to ciągle ja się ubogacam, a nie zmieniająca się wiedza, prawda ? I to “ja” jest ciągle jakimś stałym podmiotem poznania.
Coś takiego ! Nawet w Wiki można znaleźć coś sensownego !
“To psychologia tworzy fałszywą antropologię i fałszywą tożsamość człowieka postnowoczesnego, a potem szyderczo przykleja etykietki o zaburzeniach tożsamości.”
Niestety, to prawda
Być może trochę się do tego przyczyniłam, bo z 2 lata temu zmęczona kłótniami w sieci i trudnościami w dowodzeniu prawdy wysłałam meila do prof. Guza by ”posłał” swoich studentów na wiki by tam umieścili katolickie definicje podstawowych pojęć takich jak ideologia, system władzy, teologia, państwo, filozofia, duch, psychika, aksjologia, itp. bo cała wiki jest ukąszona Heglem i katolickim internautom brakuje szybkich narzędzi.
Prof. Guz przeważnie czyta meile o czym się nieraz przekonałam.
Ks. Dziewiecki pisze o psyche sensownie i z perspektywy filozofii realizmu.
Tu próbka;
Całość sfery afektywnej można zdefiniować jako sposoby przeżywania tego wszystkiego, co dzieje się w nas samych oraz w naszych relacjach z otaczającym nas światem, zwłaszcza ze światem osób. Przeżycia afektywne to spontaniczne reakcje człowieka na jego własne zachowania i stany wewnętrzne, na dochodzące z zewnątrz bodźce, a także na wszystko to, co dzieje się w jego życiu oraz w jego kontaktach z innymi osobami: z ludźmi i z Bogiem. W zależności od okoliczności reakcje te wyrażają się poprzez przeżycia radosne lub bolesne. Do tych pierwszych należą: radość, satysfakcja, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, poczucie pewności siebie. Z kolei przeżycia bolesne to niepokój, wstyd, poczucie winy, depresja, gniew, nienawiść, rozpacz.
Im bardziej dany człowiek jest niedojrzały, tym silniejszą ma skłonność do manipulowania swoim myśleniem. Tym bardziej zawęża i zniekształca swoją świadomość w odniesieniu do tego, co czyni i w jakiej znajduje się sytuacji. Taki człowiek tworzy coś w rodzaju wewnętrznej cenzury, która usiłuje nie dopuścić do jego świadomości bolesnych prawd o nim samym. Emocje spełniają wtedy funkcję drugiego — obok myślenia — obiegu informacji. Jest to możliwe dlatego, że informacje emocjonalne na temat tego, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym, w znacznej mierze pozostają niezależne od naszej woli, od naszych przekonań, oczekiwań czy pragnień. Człowiek nie ma bezpośredniej władzy nad swoimi emocjami. Nie może ich sobie po prostu nakazać czy zakazać siłą swojej woli. Nie może też modyfikować ich mocą intelektualnych analiz czy osobistych przekonań. Emocje można zatem porównać do rozgłośni radiowej, która transmituje informacje na nasz temat, ale jest od nas w znacznym stopniu niezależna. W tej sytuacji mamy tylko dwie możliwości: korzystać z tych informacji, albo wyłączyć radio.
Skoro emocje są ważną informacją o naszej sytuacji życiowej, to nie powinno się ich dzielić na pozytywne i negatywne, lecz właśnie na radosne i bolesne. Wszystkie bowiem są pozytywne jako nośniki informacji o naszym życiu. Co więcej, im bardziej bolesne są przeżywane emocje, tym cenniejszą zawierają one informację. Sygnalizują bowiem jakiś stan egzystencjalny, który koniecznie powinno się zmienić, np. poprzez uwolnienie się z toksycznych więzi czy poprzez modyfikację błędnego postępowania.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/poznawanie_wl_uczuc.html#
Tu o duchowości.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/duchowosc_w_zyciu.html#
Nie widzę tu śladu neoplatonizmu.
Czy tak może powiedzieć realista? :)
Czy psychologia jest bytem posiadającym podmiotowość, wolę?
Może się mylę, ale mam tu trudność ze zrozumieniem tego tekstu, żeby nie powiedzieć, że widzę tu sprzeczność :
Z jednej strony ks. Marek pisze, że
“Człowiek nie ma bezpośredniej władzy nad swoimi emocjami. Nie może ich sobie po prostu nakazać czy zakazać siłą swojej woli. Nie może też modyfikować ich mocą intelektualnych analiz czy osobistych przekonań.”
a w następnym akapicie pisze :
[Emocje] “Sygnalizują bowiem jakiś stan egzystencjalny, który koniecznie powinno się zmienić, np. poprzez uwolnienie się z toksycznych więzi czy poprzez modyfikację błędnego postępowania.”
To jak to jest, człowiek ma czy nie ma władzy nad swoimi emocjami ? Może się od nich “uwolnić, zmienić je, zmodyfikować” czy tylko powinien ? ale nawet jeżeli powinien, to dzięki właśnie swojej woli może tego dokonać.
W pierwszym fragmencie jest jakaś wizja człowieka jako zwierzęcia działającego na zasadzie wrodzonych instynktów ?, w drugim koniecznościowy determinizm bycia człowiekiem, czyli posługiwania się intelektem i wolą. Mam tu duże trudności ze zrozumieniem kim jest człowiek dla ks. Marka.
“Nie widzę tu śladu neoplatonizmu.”
Może jestem przeczulony, może to tylko taka neoplatońska pedagogika prześwituje, ale rozumiem to tak :
Ks. Marek stawia z jednej strony zidealizowany obraz “człowieka cielesnego”, a z drugiej strony równie zidealizowany obraz “człowieka psychicznego”, czyli dla mnie pracuje na ideach, pojęciach, a nie na realnych ludziach. Przecież takiego idealnego człowieka cielesnego czy psychicznego nie ma w rzeczywistości. Alkoholik może być wspaniałym, racjonalnym, nie emocjonalnym np. informatykiem, a doskonały fizyk-teoretyk okrutnym ojcem czy mężem.
Może te idealistyczne klasyfikacje człowieka mają pomóc ks. Markowi do uwyraźnienia jedności ontycznej psycho-somatycznej człowieka, ale dla mnie to jest kiepskie modelowanie.
Stwierdzenie, że “DUCHOWOŚĆ ZACZYNA SIĘ ZATEM DOPIERO WTEDY, GDY CZŁOWIEK WZNOSI SIĘ PONAD SWOJE CIAŁO I PONAD SWOJĄ PSYCHIKĘ,…”
Przepraszam, ale “pachnie” mi to trochę Heglem. Nie rozwinę tu problemu “duchowości” jako heglowskiej syntezy między cielesnością a psychiką, gdyż może to jest tylko zarysowanie trzeciej drogi, którą powinien pójść człowiek, a… Może to “wznoszenie się” jest tylko poetycką czy literacką metaforą, a ja tutaj przesadzam, ale
przecież człowiek od początku swego zaistnienia posiada duszę, więc jest bytowo, ontycznie “duchowy”. Owszem, człowiek może, powinien, jest w stanie wychowywać, kszałcić, doskonalić swoje emocje, swój intelekt, swoją wolę. Taka mała zmiana akcentu, która jednak wprowadza w realistyczną perspektywę rozumienia rzeczywistości.
Tak to widzę, ale oczywiście mogę się mylić.
Oczywiście masz rację. Nie psychologia, ale psycholodzy, którzy produkują błędne teorie człowieka, ale to jest cytat z Circ, więc nie chciałem go zmieniać. Natomiast myśl zawarta w tym cytacie, ujęta ze zrozumieniem, jest ważna.
Zarzucam Ci czepialskość, a może sam czytam ks. Marka zbyt pośpiesznie i ze zbyt słabym rozumieniem jego myśli. Ale jego niektóre sformułowania językowe sprawiają mi sporo trudności.
To proste.
Człowiek przez całą dobę z wyjątkiem snu przeżywa tysiące nastrojów duchowych, tak jak widzi tysiące odcieni kolorów choć o tym nie myśli świadomie. Kiedy TERAZ się rozglądam nastawiając uwagę na kolory widzę setki ich odcieni, a dla niektórych wrażliwców nie ma dwóch identycznych centymetrów koloru w obserwowanym widoku. Na to NIE MAM wpływu.
Tak jest i z nastrojami. Patrzę przez okno na sąsiedni kwitnący ogród i odczuwam co najmniej kilkanaście odcieni uczuć, emocji, nastrojów, obejmuje to całe moje człowieczeństwo cielesno duchowe- na to nie mam wpływu. Odwracam się do mojej kuchni i ogarnia mnie lekki niepokój (tu już zaczynam mieć wpływ) który umysł sam z siebie analizuje przechodząc w wewnętrzny dialog który można by streścić;- garnki nie umyte, szyby w szafkach trzeba domyć octem bo tłuste, kiedy się z tym wyrobię? skoro chciałam poczytać Pismo Święte, … nagle w te myśli wchodzi jak strzała impuls pokoju z serca, (na to znów nie mam wpływu) ”przypomniany” z porannej modlitwy w której zwaliłam moją gonitwę myśli i troski na Jezusa, ale znów wtrąca się rozum (na który mam wpływ) że najpierw obowiązki stanu i tak rodzi się decyzja by jednak posprzątać a potem medytować Słowo.
Ten proces dzieje się jak myślę w każdym człowieku.
Analizowane nastroje, emocje są ważnym wskaźnikiem dla rozumu za czym pójść, a czego unikać. Jeśli nie mamy kontroli nad myślami idziemy przeważnie za tymi uczuciami, nastrojami które są nam przyjemne i mamy tendencje do unikania nieprzyjemnych. Przy czym jedni np. odczuwają przyjemność przy sprzątaniu, inni przeciwnie, choć sprzątać TRZEBA i jeśli nie posprzątamy robi się nieprzyjemnie. Tu już rolę przejmuje rozum by nakazać ciału OBOWIĄZEK.
Ks. Marek mówi więc, że kiedy widzisz np. młodą piękną kobietę i odczuwasz wielkie poruszenie zmysłów, uczuć, emocji i chcesz zboczyć ze swojej drogi by pójść za nią, włącz rozum, zanalizuj swoje odczucia i całą sytuację i zastanów się czy jest to uprawnione, dobre, i czym to zaskutkuje, jednym słowem przeczytaj emocje na które nie masz wpływu i włącz rozum na który masz wpływ.
Nie masz więc władzy nad tym co odczuwa twoje ciało, ale masz władzę nad swoimi myślami i nad tym co ZROBISZ.
Pokusa to jeszcze nie grzech, jak mówi nauka KK.
To jest realizm.
Właśnie skończyłem odkurzać mieszkanie. Drzwiczki od kuchenki zostały mi w dłoniach, gdy chciałem ją przesunąć, by odkurzyć podłogę pod nią. Ale już je naprawiłem, choć emocji trochę było, gdyż drzwiczki nie chciały zaskoczyć na swoje miejsce, gdyż miały mocne sprężyny.
Dzięki za piękny obraz dnia powszedniego. Wszystko jest pięknie opisane. Wiem, że Pawłow miał rację, ale w szczegółach. Sam doświadczyłem odruchowo ślinienia, jak patrzyłem na osobę jedzącą cytrynę. Wodziłem wzrokiem za „młodą piękną kobietą“. Według biografów (chciałem napisać w/g legendy, ale Asadowi słusznie włos by się zjeżył), młody Tomasz z Akwinu nie wodził, chociaż jeszcze nie napisał komentarza do „De anima“ Arystotelesa, i chociaż miał piękną kurtyzanę w wieży, w której zamknęła go rodzina, nie chcąc, by młody hrabia wstąpił do zakonu żebraczego, zamiast zostać bogatym kardynałem. Wszystko się zgadza.
Mój problem z opisem ks. Marka polega na tym, że wychodzi mi na to, iż on z tych szczegółowych wypadków czyni model „człowieka cielesnego“, co dla mnie jest nadużyciem metodologicznym i podejściem neoplatońskim, gdyż modele są tylko w naszych głowach, nie w rzeczywistości. Pawłow też przypadek swojego psa zgeneralizował i wyszła z tego niedorzeczność. Po prostu tak jest, że niekiedy nie mam władzy nad reakcją mojego ciała, a nieraz mam. Uogólnić jedną stronę, by porównać czy przeciwstawić jej drugą, i wyprowadzić wniosek, że jest trzecia, po prostu mnie nie przekonuje.
W drugim podanym przeze mnie linku we wstępie (lubię wstępy bo są konstytucją światopoglądu i często wystarczą) ks. Marek pisze;
W rozmowach i marzeniach o dobrobycie mało jednak kto precyzuje O JAKI DOBROBYT CHODZI. Gdy już takie pytanie padnie to okazuje się, że CHODZI GŁÓWNIE A CZASEM JEDYNIE O DOBROBYT MATERIALNY: o to, by mieć więcej pieniędzy, by mieszkać w lepszym domu, by jeździć lepszym samochodem, by nosić lepszą odzież. JEDNOCZEŚNIE ZANIKA TĘSKNOTA ZA DOBROBYTEM DUCHOWYM: by być lepszym i głębszym człowiekiem, by bardziej kochać i być kochanym, by lepiej żyć a nie tylko by więcej mieć. W ten sposób zmierzamy do sytuacji, w której także w Polsce człowiek będzie CORAZ BARDZIEJ BOGATY MATERIALNIE I CORAZ BARDZIEJ BIEDNY DUCHOWO. Jest to niezwykle groźna sytuacja, gdyż IM BARDZIEJ CZŁOWIEK JEST BIEDNY DUCHOWO, TYM BARDZIEJ NIE UMIE POSŁUGIWAĆ SIĘ DOBROBYTEM MATERIALNYM. Innymi słowy posiadanie pieniędzy przez ludzi ubogich duchowo jest bardzo groźne dla nich samych.
Nieprawdą jest więc że ks. Marek uogólnia i przedstawia człowieka jako cielesnego, wręcz przeciwnie, pokazuje go całego jako złożenie ciała i ducha, przy czym na to co w nas cielesne i zdeterminowane ma wpływ to co rozumne i wolne. Nie jest to neoplatonizm ale tomizm.
Młody Tomasz nie wodził ale uległ innej cielesnej pokusie, obżarstwa, był otyły. Tak więc model człowieka cielesnego jest uniwersalny, wszyscy mamy skłonności by dbać o dobrostan ciała w pierwszej kolejności, a duszę w drugiej. Taka słabość po grzechu pierworodnym.
Pawłow nie mógł mieć racji w ogółach;
Luter->Kant, Wolter->Heinrich Marks(ojciec Karola) luteranin, liberał-> Karol Marks (fascynował go Hegel)-Pawłow
W 1950 pod hasłem obrony dziedzictwa pawłowskiego odbyła się w Moskwie konferencja fizjologów radzieckich. Przewodzili jej K. M. Bykow oraz A. G. Iwanow-Smoleński. Różne cytaty z dzieł Pawłowa uznano wtedy za niepodważalne pewniki. Ograniczyło to swobodę prac naukowych a wkrótce bardzo obniżyło rangę radzieckiej fizjologii, psychologii oraz psychiatrii, przy okazji, zupełnie niezasłużenie również rangę osiągnięć samego I. P. Pawłowa.
Nie chodzi o to co jest, ale co powinno i może być. Możemy i powinniśmy mieć władzę nad sobą, choć nigdy nie będziemy w tym doskonali co też mówi ks. Marek za Kościołem.
Troska o czystość nauki
3 Jak prosiłem cię, byś pozostał w Efezie, kiedy wybierałem się do Macedonii, [tak proszę teraz], abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki, 4 a także zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą2. (Tym. I)
Miła memu sercu Izo ! (chociaż nie zawsze zgodna z moim intelektem). Otóż, byłem kiedyś intelektualnie zauroczony Gabrielem Marcelem. Gdy umarł, dowiedziałem się o tym przez radio, będąc w Paryżu (1973). Napisałem po powrocie do Polski tekst „Chwała filozofowi“. Był to jeden z moich pierwszych opublikowanych artykułów. Ceniłem Marcela za to, że był chrześcijańskim egzystencjalistą, który w życiu codziennym realizował swoje pomysły filozoficzne. Marcel napisał książkę „Być i mieć“, w którą Twój cytowany wstęp z tekstu ks. Marka doskonale by się wpisał. Ale ks. Marek, tak jak Marcel nie wiedział, nie wie czym jest dusza ludzka. Gdyby wiedział, to nie wypisywałby historii o cielesności, psychiczności, duchowości człowieka. Pisałby o duszy wprost. Może cierpi na syndrom „mniemanologii statystycznej“ ?
„ Młody Tomasz nie wodził ale uległ innej cielesnej pokusie, obżarstwa, był otyły. “ Kochaneńka, skąd Ty o tym wiesz ? Z obrazków Just de Gand czy Nicolausa M. Deutcha (ale niektóre prace Fra Angelico w Watykanie czy we Florencji przedstawiają go już mniej tłustego), z tego, że Albert Wielki nazywał go Wołem ? A może miał jakieś problemy hormonalne ? Przecież zakon żebraczy, jaki założył św. Dominik, to nie to co dzisiaj. Z definicji byli biedni.
„ Pawłow nie mógł mieć racji w ogółach “
Wydaje mi się, że dokładnie to napisałem.
„ Nie chodzi o to co jest, ale co powinno i może być. “
Jeżeli to zdanie weźmiemy dosłownie, wtedy wchodzimi w dziedzinę gdybologii stosowanej np. przez diamat. A to beznadziejna ideologia.
„ abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki “
Czyżby to do mnie św. Paweł się zwracał ? Doskonale sobie zdaję sprawę, że mogę się mylić w jakimś jednostkowym problemie. Niemniej moim celem jest dochodzenie do prawdy, a więc do mądrości (a nie do relatywizmu możliwościowego), w kilku dziedzinach, którym poświęciłem wiele lat mego życia.
Zostań w miłości z Bogiem.
Zaskakujące jest przedstawienie św. Tomasza w bocheńskim wizerunku jako uskrzydlonego, szczupłego dominikanina. Jeszcze będąc w klasztorze benedyktynów, Tomasz był niezwykle grubym chłopcem, a osiągnąwszy wiek dojrzały stał się potężnym mężczyzną, grubym i wysokim. Małomówny i zamyślony, często sprawiał wrażenie niezdolnego , a nawet tępego ucznia, który dopiero wywołany do odpowiedzi ujawniał niezwykłe walory swego umysłu.
http://mikolaj.bochnia.iap.pl/index.php/bazylika-sw-mikolaja/14-kateg-opisy-bazyliki/297-sw-tomasz-z-akwinu
Jako geniusz umysłu był odrobinę nierozgarnięty i stał się przedmiotem żartów ze strony lokalnej społeczności. Dlaczego? Zaniedbał ćwiczenia fizyczne, dlatego udało mu się wyhodować dość znaczny brzuszek.
Był tak otyły, że jego bracia musieli wyciąć półkole w stole na refektarzu, żeby Tomasz mógł zasiąść z nimi przy stole na tej samej ławce.
http://www.franciszkanska3.pl/Swiety-z-brzuszkiem,a,8267
Nie podają żródeł, ale i tak wspomina się w życiorysach że był dość otyły.
Mnie się wydaje Marku, że ty studiując duszę oderwałeś ją od ciała, jakby ciało oderwane było od zbawienia i jakby nie miało żadnego wpływu na ducha duszy, a przecież zmartwychwstaniemy w ciałach. Dopiero na ciele okazują się owoce duszy. Z ciała powstaje też jako owoc nowe życie, nowa dusza. Ciało i cielesność są ważne w tym misterium ducha, są nierozłączne. Są obrazem Trójcy Swiętej. Jeden człowiek a w tym ciało, duch i dusza.
Robisz moim zdaniem poważny błąd, to jest właśnie idealizm, to oderwanie od całej rzeczywistości ziemskiej, od realizmu.
Filozofia separuje duszę i ubiera w abstrakcję, ale to wszystko okazuje się dopiero w ciele.
Elementarz teologii ciała według Jana Pawła II;
„stworzenie jest obdarowaniem, ponieważ znalazł się w nim człowiek, który jako «obraz Boży», zdolny jest zidentyfikować sam sens daru w powołaniu z nicości do istnienia” (MN 46).
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/edycja_cialo.html#
http://idmjp2.pl/index.php/pl/publikacje/publicystyka/1027-teologia-ciala-jana-pawla-ii-czyli-afirmacja-czlowieka-poprzez-cialo-magdalena-siemion
Myślenie tomizmem okazuje się idealizmem oderwanym od całej ziemskiej rzeczywistości. Brzydka filozofia! Abstrakcyjna!
PS. Postuluję, aby na Legionie utworzyć dział “Hall of fame” z wybitnymi odkryciami ;-)
Dlaczego cię nie ma w komentarzach tu?
http://www.ekspedyt.org/circ/2015/04/12/35018_wybory-zostana-sfalszowane-to-juz-tradycja.html#comment-51694
Ta notka też jest o tożsamości.
Treścią notki, do której odsyłasz, jest link do filmu, którego nie widziałem, więc nawet nie powinienem tam komentować, a tę notkę czytałem i mam jakieś własne refleksje do podzielenia się z innymi, więc tutaj komentuję. Czy teraz legioniści mają się tłumaczyć, dlaczego nie skomentowali Twojej notki? Tutuł notki “Wybory zostaną sfałszowane…” nie ujawnia nic, że Twoja notka jest o tożsamości i jakoś związana tematycznie z tym, o czym tutaj rozmawiamy.
Czy Twój komentarz tutaj służy do pogrzebania własnej myśli o idelizmie i zmiany tematu, czy ma na celu uzupełnienie tego, czym jest tożsamość? Jeśli to drugie, film zapewne oglądałaś, więc przedstaw proszę główną tezę nt. tożsamości, która jest w nim zawarta. W ten sposób będziemy mogli skonfrontować przesłanie filmu z tym, co o tożsamości pisze ks. Dziewiecki jako psycholog i jak na tożsamość człowieka zapatruje się filozofia realistyczna.
Owszem, tamta notka jest o tym jak filozofia przekłada się na praktykę; z jaką filozofią wyniesioną z domu utożsamia się nasze serce, takie są nasze słowa, wybory i czyny.
Polski naród jest tożsamościowo pęknięty na obóz światłości i ciemności, pomiędzy nimi jest przepaść mentalna i leksykalna nie do pokonania, te dwie strony nigdy się wzajemnie nie zrozumieją.
No dobra, ale to w większości narodów jest podział na “obóz światłości i ciemności”. Jan Paweł II nazwał ten pierwszy cywilizacją życia i miłości, a ten drugi cywilizacją śmierci. Te cywilizacje obejmują chyba nawet wszystkie narody. Pęknięcie tożsamości, tożsamość narodowa światłości i tożsamość narodowa ciemności są dla mnie nowymi i sztucznymi pojęciami. Zgadzam się, że Bóg z Szatanem nigdy się nie dogadają, ale to wcale nie znaczy, że ludzie znajdujący się w tych dwóch różnych obozach nigdy się nie dogadają. Od dwóch tysięcy lat się właśnie dogadują dzięki Słowu, ewangelizacji i łasce Bożej, mimo przepaści mentalnej i leksykalnej :-)
Przyjmuję Twój zarzut. Na usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że staram się przekonać Izę, że cała psychologia -jako dziedzina poznania – nie jest jakimś zgniłym owocem myśli ludzkiej. Owszem, tak jak cała zsekularyzowana nauka jest ona zdominowana przez materializm i idealizm, co nie oznacza, że każdy psycholog jest wrogiem Boga, Kościoła i piewcą cywilizacji śmierci.
Przekonać do do niektórych psychologów czy psychologii jako narzędzia?
Narzędzie jakim jest psychologia nie uznaje faktu, że człowiek ma duszę, jak i nie uznaje duchowości jako tego obszaru ludzkiej aktywności, gdzie zaczyna się zarówno zdrowie jak i choroba zarówno duchowa jak i psychiczna -cielesna, bo uczucia to ciało.
Psycholog, nawet katolik nie ma w psychologii żadnego narzędzia leczenia, co najwyżej obserwacji której wnioski są błędne lub niepełne.
Psycholog może trochę pomóc, ale tak jak każdy człowiek, o ile nie zastosuje swego narzędzia które jest tylko propagandą i bardziej psuje niż pomaga.
Jeśli chirurg katolik operuje cię tępym i zardzewiałym skalpelem, to na nic mu jego deklarowany katolicyzm.
Właśnie. Kiedy operuje Cię chirurg, to ważniejsze jest dla Ciebie, czy jego skalpel jest ostry i nie zardzewiały, niż czy uznaje on fakt istnienia duszy.
To bardzo dużo. Zjedzenie obiadu też nie da ostatecznej odpowiedzi na wszystkie pytania ale sprawi, że łatwiej nam będzie przeżyć kolejny dzień.
Terapeuta nie da nam życia wiecznego, ale może pomóc radzić sobie z problemami psychiki w życiu doczesnym. To, że psychologia nie dostarcza żadnych pomocnych narzędzi nie jest prawdą. Może są one niedoskonałe, ale przez obserwacje i analizę statystyczną można odkryć, co pomaga, a co – nie, jakie zachowanie, ćwiczenia czy metody prowadzą do wyleczenia, a jakie – do pogorszenia stanu pacjenta.
Nie napisałeś ani jednego zdania prawdziwego.
Jak jesteś zmęczony to nie pisz.
To zdanie świadczy o tym, że nie rozumiesz katolickiej antropologii w ogóle, nawet na tyle, na ile rozumie ją zwykła, ludowa religijność.
Zycie wieczne całego człowieka ma początek w momencie narodzin i trwa całą wieczność bez przerwy.
Choroba ”psychiczna” to złuda. Człowiek ”choruje” bo uwierzył w tę złudę.
Chrystus na krzyżu wyzwolił nas z wszelkich chorób i wszelkiej złudy.
Jeśli w to nie wierzysz trwasz w złudzie, i dlatego wierzysz kłamcom.
Czy uważasz, że oddziały psychiatryczne i psychoterapeutyczne należy zamknąć, a ich pacjentów skierować do grup nowej ewangelizacji?
Ewentualnie lekkie przypadki wysłać do domów, namawiając ich jedynie do częstej spowiedzi?
Zamknąć nie, skoro ci ludzie z własnej woli tam przyszli, to należy udzielić im pomocy prawdziwej zamiast ich zwodzić. Należałoby więc posłać do tych ludzi kierowników duchowych, ewangelizatorów, egzorcystów, charyzmatyków z darem poznania i uzdrowienia, grupy wsparcia modlitewnego itp.
O. Witko otworzył właśnie Szpital Duchowy w Pińczowie, dla takich ludzi- tam się rozeznaje a potem udziela pomocy pełnej.
Ludzie którzy przychodzą po pomoc, to ci sami którzy przychodzili do Jezusa, a przychodzili do niego ludzie z każdą chorobą jaką tylko człowiek zna, duchową i cielesną, i On leczył wszystkich. Nie ma przypadku by kogoś nie uleczył.
Ci ludzie potrzebujący pomocy duchowej to wrażliwcy, którzy szukali czegoś ale nie znależli bo nie wiedzieli co to jest, i ustali w szukaniu zmęczeni, poddali się, upadli, bo nie znależli. Wszyscy oni szukali Boga, by poznać kim są i jak żyć.
Co da im psychoterapeuta?
Zauważ, że psychologia we współpracy z psychiatrią zajmują się tylko objawami, czyli sferą afektywną, nie przyczynami. Cały język który operują skierowany jest na czucie (ciało) nie na rozum (duszę). Pytają cię więc co czułeś, nie co myślał twój rozum i czy myślał poprawnie. Co może z tego wyjść? Tylko błąd, bo jeśli czucia nie poddać osądowi rozumu, wychodzi z tego fałsz. I tak np. depresja to wg. nich czucie smutku, beznadziei, ociężałości, zmęczenia. Co na to ma psychologia? grzebanie w uczuciach dzieciństwa czym pogłębiają frustrację, a w każdym dzieciństwie coś się znajdzie jak się uprzeć. Dlaczego więc statystyki mówią że najwięcej przypadków depresji jest w społeczeństwach dobrobytu i bezpieczeństwa, a w grupach biednych, gdzie nawet jest przemoc, bieda, zagrożenie, jak np. u Cyganów czy na wsiach depresja i choroby ‘psychiczne’ zdarzają się rzadziej?
Mój kolega psychoterapeuta zza ściany powiedział mi że jego klientkami są przede wszystkim depresyjne żony bogatych mężów które mają wszystko ( godzina ‘terapii’ kosztowała u niego 150 zł kilka lat temu)
Jak mu powiedziałam że żyje z oszustwa, spokojnie przyznał mi rację i jeszcze wyjaśnił że jego spokój pochodzi od tego, że sam przeszedł w Szwajcarii kosztowną terapię na samym sobie, bo to obowiązek certyfikowanych terapeutów kierunku gestalt- co 6 lat poddają się takiej terapii. Powiedziałam mu że mozg mu wyprali i uśpili sumienie, a on z miłym uśmiechem powiedział- może.
Dalej- słowo ‘trening’ którego tam się używa łącznie z innymi wyrazami, np. trening interpersonalny. Człowieka więc w czymś ćwiczą, ale w czym? Oni ćwiczą zachowanie i tylko to. Można powiedzieć, że zachowanie jest ważne jako element kultury, by ładnie się zachowywać, ale każdy wie, że zachowania uczy się małych dzieci, a kiedy one dorastają mogą to odrzucić jeśli widzą w tym tylko formę, nie prawdę. Wtedy dorastające dziecko chcące się usamodzielnić mówi światu rodziców ”sprawdzam’. Wie to i buddyzm i mistyka chrześcijańska, że człowiek to nie tylko zachowanie. Psychologia ćwiczy więc zachowanie (formę bycia) i jaki człowiek z tego wychodzi? Niedojrzały, niepełny.
Pełnię osiągamy tylko w żywym spotkaniu z naszym Ojcem Bogiem, bo on nas zna, i my musimy go poznać by wiedzieć KIM jesteśmy, by zbudować naszą ludzką, duchowo-cielesną tożsamość dzieci Bożych, ludzi wolnych, panujących nad ciałem. Jezus jest tu naszym lekarzem którego dał nam Ojciec, a Kościół jaki mistyczne ciało Chrystusa który wykupił na z wszelkiej niewoli i choroby dał nam wszystkie narzędzia, szczególnie Kościół posoborowy Odnowy w Duchu Świętym.
Dowód;
Co powie psychologia gejom? Że są zdrowi.
Psycholog katolicki, jeśli powie gejowi że może się wyleczyć, ryzykuje odebraniem uprawnień do wykonywania zawodu, a to jest śmierć socjalna.
To samo jest z architektami- stosujesz nowe prawo budowlane, więc robisz w szkodliwych i kosztownych technologiach według naszych norm albo tracisz uprawnienia.
Tymczasem;
Natomiast, co może szatan, na którego nie ma żadnego psychologa;
http://www.fronda.pl/a/szatan-to-nie-mit-on-istnieje-naprawde-oto-dowod,50224.html?part=2
Kiedyś przekonywałaś, że “psychika to reakcja ciała na procesy intelektu”, a dzisiaj, że choroba psychiczna to złudzenie. Mnie się wydaje i lekarzom też, że nasze ciało może faktycznie chorować. Powinnaś albo wycofać się z tego, czym jest psychika, albo z tego, że choroba psychiczna jest złudzeniem, bo tkwisz w sprzeczności.
Kiedy do intelektu zakradły się błędy, lub popełniliśmy błędne wybory zyciowe, wyciągnęliśmy błędne wnioski, budujemy zycie na błędnych przesłankach, błędnie odczytujemy informacje z zewnątrz, ciało zaczyna alarmować reakcją uczuć; niepokojem, smutkiem, cierpieniem, gniewem, itd.
Analizując te sygnały szukamy gdzie jest błąd na którym zbudowaliśmy jakieś złudzenie, by go naprawić i budować na prawdzie.
Psychologia w ogóle nie zawraca sobie głowy tym czym jest prawda i fałsz, ale na czuciu przyjemności lub nieprzyjemności- do czego to prowadzi to widzimy, do róbta co chceta, a potem bierzta tabletki.
Czy ja tu powyżej nie wyczerpałam już tematu?
I dziękuję za dobre rady co powinnam, udziel ich raczej sobie.
To chyba dość absurdalny pomysł, jakoby ciało miało pełnić funkcję nadrzędną względem duszy, kontrolując zmysły poznawcze i wolną wolę i weryfikując nasze myśli i poczynania.
Zarzucasz mi, że dążę w dyskusji do postawienia na swoim za wszelką cenę, radzisz, bym nie pisał, kiedy jestem zmęczony (że rzekomo wypisuję jakieś banialuki), ale mnie ta wymiana zdań wprawia w zażenowanie, ponieważ piszesz rzeczy nieprzemyślane, sprzeczne z nauką, a nawet sprzeczne wewnętrznie, wszystko z jakąś chorobliwą pewnością własnej racji. Do tego stosujesz argumenty ad personam. Jeśli zamierzasz utrzymać ten styl, to proszę, nie komentuj już pod tą notką.
a teraz pokaż mi w którym miejscu widzisz w moim zdaniu że ciało pełni funkcję nadrzędną. W którym miejscu jest że kontroluje?
Z mojego zdania wynika jasno, że ciało pełni funkcję informacyjną-informuje umysł.
Stawiasz więc tezy których nie napisałam i z nimi dyskutujesz. W dodatku twoje ostatnie zdania są pomówieniami ad personam. Nieładnie.
Zastosuj wobec siebie swoje porady.
To właśnie jest paradygmat psychologii- ciało wg. psychologii ma funkcję nie tyle nadrzędną, co jedyną, bo duszy nie ma.
Człowiek wg. psychologii to zlepek popędów, o czym nieraz mowi prof. Guz i ks. Dziewiecki również.
Asadow ma rację. W tym właśnie zdaniu (powtarzam cytat) jest zawarta Twoja teza, że ciało wykrywa błędy intelektu i te błędy sygnalizuje uczuciem. To jest sprzeczne z naszą wiedzą o człowieku, która mówi, że to intelekt poznaje prawdę, a nie ciało. Brak reakcji Twojego ciała w tej dyskusji nie powinien Cię zwieźć, że Twój intelekt nie popełnił błędu.
Twoje stanowisko cechuje jeszcze jeden absurd, mianowicie założenie, że reakcja ciała jest zawsze doskonała, a błędy zdarzają się tylko intelektowi. Chorobę umieszczasz a priori na poziomie rozumnej duszy, wykluczając a priori chorobę ciała.
To pikuś, że nie zgadzasz się ze mną i Asadowem w tej sprawie, ale Ty nie zgadzasz się sama ze sobą i upierasz się, że masz rację.
Nie piszę nic od siebie, powtarzam za mądrzejszymi, bo to rozumiem przez doświadczenie.
Sprzeczajcie się z ks. Dziewieckim i całym KULem, nie ze mną.
Cytowałam tu już tu wiele razy, a wy swoje.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/poznawanie_wl_uczuc.html#
Czy do was coś w ogóle trafia? rozwijacie się czy stoicie latami w miejscu?
Mam wrażenie że większość ludzi czyta i nie zapamiętuje bo nie rozumie.
Jeżeli wolno mi tu wtrącić parę słów, na tak zaawansowanym etapie dyskusji, to chciałem powiedzieć, że psychologia rzeczywiście wpadła w pewną pułapkę, z tej racji, że unaukowiła się w ramach pozytywizmu, który w ogóle zideologizował całą naukę, a humanistykę szczególnie. Kiedyś była tu dyskusja o fizyce i przywołano postać C. von Weizsackera, który mówił o problemach w interpretacji faktów empirycznych – w psychologii jest to problem chyba jeszcze bardziej poważny, bo dotyczy żywego człowieka, któremu można niechcący zrobić poważną krzywdę.
Nie mam tutaj większych kompetencji i może się nie znam, ale studenci na wykładach poznają “biologiczne podstawy zachowania człowieka”, wgłębiają się w neurologię i to jest dla nich fundament, bo psychologia musi konsekwentnie doszukiwać się źródła zjawisk psychicznych w fizjologii – inaczej naraża się na “nienaukowość”. Studiując zauważyłem też, że przedmioty takie jak filozofia, logika, czy metodologia, które pozwalają nabrać dystansu do treści czysto psychologicznych, przez samych studentów są traktowane jako “zło konieczne” – być może dlatego, że mniej jest w nich typowego dla psychologii bajdurzenia i nieokreśloności.
Sukces zaś tak “cienkiej” nauki, upatrywałbym w tym, że działa ona w skali masowej, tzn. ma skuteczność w polityce, mediach, marketingu, reklamie, zarządzaniu konfliktem, itd. – szczególnie w połączeniu z socjologią i dziedzinami pokrewnymi (co z resztą stanowi cel oraz istotę pozytywizmu). Psychologia daje narzędzia sterowania człowiekiem i to właśnie takie, które najpiej działają, kiedy tego człowieka się “umasowi”, tj. wpoi mu społeczny konformizm. I właśnie sterowanie, a nie leczenie wydaje się być siłą napędową psychologii.
To prawda, też pisałem tutaj o tym, że psychologia – jak wszelkie dziedziny akademickie została zdominowana przez myśl protestancką i lewicową. Myślę, że problemy, na które Pan wskazuje dotyczą całej nauki. Króluje pragmatyzm – “prawdą jest to, co daje się przekuć na zysk” – zdają się mówić współczesne ałtorytety i indywidułajności.
Myślę, że najlepszym lekarstwem dla nauki akademickiej jest program Cywilizacji Miłości Bł. Pawła VI i Św. Jana Pawła II.
Dopóki w teoriach i naukowych systemach psychologii zachowane są pojęcia osoby, godności, prawdy i dobra – w znaczeniu w jakim rozumie (rozumiała?) je cywilizacja łacińska – uważam je za “zdrowe”, a przynajmniej rokujące jako drogi dochodzenia do prawdy. Aby nie wylewać dziecka z kąpielą i rozróżniać to, co w nauce dobre od wypaczeń i patologii – postuluję, by nie przypisywać skrzywienia całym dyscyplinom poznawczym, ale tylko tym ich obszarom, które rzeczywiście odeszły od katolickich ideałów uczciwości naukowej. Nawet, jeśli – tak jak w przypadku psychologii – wydaje się, ze zdominowały one całe te dziedziny.
Jestem przekonany, że to, co przyciągnęło ks. Dziewieckiego do psychologii to nie chęć zdobycia narzędzi do manipulacji, ale pragnienie służenia i pomagania ludziom.
Pomijam tutaj sprawę “czystości języka” cytowanej w mojej notce publikacji – jego precyzji i związków z tymi czy innymi filozofiami. Myślę, że kiedy duża część naukowców błądzi pod wpływem fałszywych antropologii i błędnych paradygmatów trudno jest uprawiać daną dziedzinę bez narażenia się na pewien stopień “skażenia” – przynajmniej w sferze pojęć i języka. A może tym bardziej należałoby wprowadzić jak najwyższe rygory i jawnie opierać się na najlepszych dokonaniach katolickiej myśli filozoficznej?
One nie są tam zachowane, bo psychologia w ogóle ich nie ma. Psychologia akademicka ( a innej nie ma) definiuje osobę jako zlepek popędow, to jest jej paradygmat naukowy.
I dlatego tam nie ma wypaczeń, tak jak nie ma wypaczeń w socjalizmie- tak jest pełna herezja.
Ks. Dziewieckiego przyciągnęło do psychologii to samo co ks. Guza do filozofii- chęć rozprawienia się na gruncie naukowym z tymi szkodliwymi herezjami, co zresztą obaj artykułują.
Tak jest z całą medycyną. Oto szalenie ciekawy przykład, o definicji śmierci mózgowej i działalności lekarza, prof. zwyczajnego który obala te mity i jest przez to przesladowany, grozi się mu śmiercią;
Z cytowanego tekstu ks. Dziewieckiego w żaden sposób nie wynikają tezy, przy których się upierasz, że błędy intelektu są alarmowane reakcją uczuć, albo że choroba psychiczna jest złudzeniem (reakcja ciała jest zawsze doskonała). Te fałszywe tezy pochodzą właśnie z Twojej głowy, więc przekierowanie nas na spór z ks. Dziewieckim i całym KULem jest tylko nieuczciwym chwytem erystycznym. Albo manipulujesz, albo nie rozumiesz tekstu ks. Dziewieckiego.
Klasyka, gdy ktoś nie przyjmuje Twoich tez, okazuje się wtórnym analfabetą, nie rozumie co czyta i od lat się nie rozwija. Argumenty ad personam i demonstrowanie własnej megalomanii w żaden sposób nie dowodzą tego, przy czym się upierasz, a jedynie ponownie pokazują, że stosujesz nieuczciwe chwyty w polemice.
Zgadzam się, badanie człowieka, aby nim sterować to jeden z motorów. Miałem kontakt z kilkoma agencjami reklamowymi i pracuje tam wielu psychologów, których zadaniem jest sterowanie i programowanie odbiorcy.
Czy uważasz, że kierunek Psychologia na KULu lub UKSW służy rozprawieniu się z herezjami? A może jednak wyposażenie studentów w jakąś przydatną wiedzę o człowieku.
http://www.ects.uksw.edu.pl/pl/programmes-all/PS069/WF-PS-N-MGR/
Choroba psychiczna jest złudzeniem, bo umysł błędnie interpretuje sygnały wysyłane z ciała- umysł łudzi ciało, i wysyła do ciała błędne komunikaty, np. ”uciekaj”, “bój się”( kiedy nie ma żadnego zagrozenia), o czym mówi właśnie ks. Dziewiecki, dlatego leczmy zawsze umysł na który mamy wpływ, nie psychikę na którą nie mamy innego wpływu jak tylko przez umysł.
To samo z chemicznym popędem, jeśli ciało osobnika płci męskiej czuje pociąg do mężczyzny, lub np. kozy, czyli łudzi człowieka, umysł ma za zadanie zanalizować sytuację i przywołać ciało do porządku.
Nie ma więc chorób ”psychicznych”, ale umysłowe.
Jeśli umysl nie panuje nad ciałem, co też często ma miejsce i choć umysł wie co dobre, ciało robi co zle, nalezy ćwiczyć ciało postem.
Kierunek ”psychologia” na KULu nie uczy tego samego co psychologia na uniwersytetach świeckich, zideologizowanych, ale uczy według nauki Kościoła, co to są uczucia, co zachowanie, czemu podlega, itd. Bazą psychologii KUL jest filozofia katolicka i nauka Kościoła, ta dziedzina oparta jest więc na katolickiej antropologii, w której człowiek to dziecko Boga, nie małpy.
Psychologia KUL uczy też krytycznego spojrzenia na psychologię fałszywą.
Może ta psychologia winna nazywać się antropologią, lub teologią uczuć. Kościół nie fałszuje pojęć, i nie podszywa się więc termin ‘psychologia’ wywodzi z prawdziwego żródła.
Podobnie jest z filozofią, mamy fałszywą filozofię Hegla czy Marksa, i mamy filozofię katolicką, dzieli je przepaść.
Tak ujmuje choroby ducha teologia;
http://www.fronda.pl/a/acedia-to-powazna-choroba-jak-sobie-z-nia-radzic,50414.html
Teologia od razu diagnozuje przyczynę w błędach umysłu- ”W istocie zatem jest ona wynikiem braku życia w prawdzie”
I dalej jak po sznurku pokazuje przyczyny i drogi wyjscia.
Tymczasem psychologia etykietuje poszczególne grupy zachowań jako depresję, chorobe dwubiegunową, schizofrenię, plątając się zarówno w diagnozie, przyczynach i leczeniu. Kończy się na tabletkach które nie leczą, ale usypiają i znieczulają-człowiek jest wtedy skazany na chorobę przez całe życie.
Co symptomatyczne, głebokie nawrócenie zawsze skutkuje odsunięciem tabletek, które są już zbędne.
Zresztą proszę.
Już Chesterton nazywał psychologię Antychrystem.
Ks. Jan Dobrowolski o tym na swoim blogu;
https://prologburzy.wordpress.com/2015/04/20/kozetka-antychrysta/
http://www.fronda.pl/a/spotkac-boga-w-slowie,50420.html
Witam Państwa.
Ponieważ wciąż istnieje moje konto, pozwolę sobie zabrać głos.
Na początek zaznaczam, że nie przeczytałem całej dyskusji, a do zabrania głosu skłonił mnie przytoczony wiersz (powiedziałbym raczej rozbudowany aforyzm :)) Kazimierza Dąbrowskiego, praktyka psychologii, a więc osobę kompetentną w tej dziedzinie.
Cóż zatem w tym rozbudowanym aforyzmie skłoniło mnie do napisania kilku zdań.
Chyba głównie sformułowanie:
ponieważ widzę w nim świadomość, że lecząc owych ludzi wyrządza im krzywdę. W moim odczuciu świadomość ta słabiej lub mocniej przebija przez cały aforyzm.
Dlaczego więc nie zaprzestaje leczenia wiedząc, że krzywdzi ludzi. Nasuwają mi się dwa wyjaśnienia (chociaż może jest więcej, nie wiem)
Pierwsze: autor aforyzmu zachowuje się jak każdy rasowy utopista. Przykład z Hitlerem czy Stalinem jest oczywiście oklepany, ale adekwatny, nie ważne ilu ludzi trzeba będzie skrzywdzić, okaleczyć, zabić, ale przecież budowa nowego, wspaniałego świata nie może obyć się bez ofiar.
Drugi: jest to diler narkotyków, a celem jest poszerzanie grona odbiorców owych specyfików i swojej premii.
Mogę się oczywiście mylić, ale taka właśnie interpretacja chodzi za mną od pewnego czasu.
No nie daje mi to spokoju.
Jest chyba jeszcze trzecia interpretacja, która zawiera się w jednym słowie: bezradność.
Bezradność idealisty, kiedy dochodzi do konfrontacji wyśnionego ideału z rzeczywistością i okazuje się, że fakty zupełnie nie pasują do teorii i pozostaje w jakimś szalonym akcie bezradności zniszczyć to, co nie pasuje.
Znowu przychodzi mi na myśl straszne porównanie (znaj proporcje, Mocium Pamie), ale przed oczy staje mi coś na kształt Piłata:
Dąbrowski już nie żyje. Rzeczywiście nie poszedł na całość, choć jego teorie zawierają dobre intuicje ale nie rozwinięte, bo chyba był ateistą. Studia humanistyczne na zagranicznych uczelniach ateizują.
Jego grób znajduje się na niewielkiej polanie w lesie niedaleko Zameczka – części ośrodka w Zagórzu koło Warszawy, w którym pracował.
Nie jest pochowany na cmentarzu, widocznie taka była jego wola.
Wszelki duch Pana Boga chwali! Zeb, ja Pana zniknięcie przypłaciłem kilkoma siwymi włosami.
Kazimierz Dąbrowski zajmował się także ludźmi, którzy nie cierpieli na psychozy, lecz byli nadwrażliwymi osobami, dostrzegającymi piękno i cierpienie na świecie – nie w nadmiarze, ale adekwatnie do ich istnienia, lecz reagowali w sposób “nadmierny”.
W tym sensie chyba mówił o “wykorzystaniu” takich ludzi, ich wrażliwości. Myślę, że nie miało, to nic wspólnego z “antypsychiatrią”, która była emanacją idealistycznej utopii.
Profesorowie KUL i UKSW dla dziedziny nauki, którą się zajmują i której nauczają, wybrali słowo psychologia. Jeśli uważasz, że popełnili błąd to sama siebie ustawiasz w sporze z KULem, w co nieudanie chciałaś wmanewrować mnie i Asadowa. Na razie mam w tej sprawie większe zaufanie do profesorów z KUL i UKSW.
Jak sama przyznajesz, psychologia może zawierać wiedzę zgodną z nauką Kościoła, a więc psychologia nie może być samą herezją.
Z radością odnotowuję, że tym zdaniem uzgodniliśmy stanowiska. Skoro mamy dobrą i złą filozofię, a podobnie jest z psychologią, mamy zatem dobrą i złą psychologię. Nie należy zatem całej psychologii wyrzucać do śmietnika (jedynie jej większość). Asadow właśnie do tego Ciebie przekonywał: “staram się przekonać Izę, że cała psychologia -jako dziedzina poznania – nie jest jakimś zgniłym owocem myśli ludzkiej.”. Zgniliznę wykrawamy i zostawiamy dobre kawałki.
Niewiele wiem o Kazimierzu Dąbrowskim, ale ten jego aforyzm takie właśnie nasunął mnie refleksje.
Zresztą, dążenie do:
ja rozumiem jako oksymoron. Albo konkret (rzeczywistość, realizm), albo ideał (utopia, idealizm).
Warto byłoby sprawdzić, jak ów Pan Dąbrowski rozumie konkretność owego ideału, ale to nie na moje siły.
Jeszcze raz zaznaczam, nie znam dorobku owego Pana, przedstawiłem jedynie to, co wyczytałem z przytoczonego aforyzmu.
Nie zniknąłem, po prostu byłem gdzie indziej. ;)
Co do siwych włosów? Nie wiem co powiedzieć ;)
Z tym ma pewien problem:
czy psychologia jest dziedziną poznania,
czy też, jak medycyna, dziedziną sztuki, czyli:
za: Powszechna Encyklopedia Filozofii
http://www.ptta.pl/pef/pdf/s/sztuka.pdf
Dodam jeszcze, że (niestety nie pamiętam skąd to wiem) myślenie nie jest procesem poznawczym.
Przyznam, że myślenie o medycynie jako sztuce ciężko mi idzie. Rozumiem to tak, że medycyna wymaga od adepta wielu talentów i można w niej być:
– naukowcem, który bada i poznaje człowieka
– lekarzem/artystą/rzemieślnikiem, który leczy chorego (uzupełnia brak zdrowia)
– nauczycielem, który uczy studentów
Bycie lekarzem wymaga wcześniej poznania człowieka w określonym aspekcie, więc medycyna jest także dziedziną poznania. Podobnie psychologia bez poznania człowieka byłaby szarlatanerią jak u Freuda i jego następców.
Ale przecież mówi się: błąd w sztuce lekarskiej. Może to nie dowód.
Według przytoczonej definicji sztuka jest działaniem dla osiągnięcia konkretnego celu.
Pamiętam, że słuchałem z YouToube wykładu prof. Henryka Kieresia, który mówił, że obóz koncentracyjny też jest dziełem sztuki.
Sztuka zatem musi opierać się opierać na jakimś poznaniu. Błędne poznanie powodować zatem będzie błędne działanie (błędną sztukę, mnożenie braków). Zatem aby ocenić wartość psychologii należałoby się przyjrzeć jak poznaje rzeczywistość.
Jeżeli poznanie zastąpić myśleniem, pojawia się ktoś taki jak Freud.
Nie doczytałem tekstu, który sam zalinkowałem:
i dalej:
a filozofia może być samą herezją?
okazuje się to po owocach, prawda?
Bardzo dobry argument :-)
Filozofia nie może być samą herezją, ponieważ filozofia w pierwszej kolejności udziela odpowiedzi na pytanie czym jest byt i czym jest prawda, a byt i prawda nie mogą być herezją. Gdyby byt był herezją, prawdą byłby niebyt, rzeczywistość byłaby nicością, prawda fałszem, jednym słowem sprzeczność.
Co do owoców, cały gmach naszej nauki i logicznego rozumowania od 2500 lat jest zbudowany na zasadzie niesprzeczności bytu odkrytej przez Parmenidesa. Trudno o bardziej dorodny owoc.
To, że w filozofii pojawiły się zastępy sofistów, sceptyków, bluźnierców, idealistów i szatańskich ideologów nie przekreśla filozofii i nie czyni z niej samej herezji. Podobnie w przypadku psychologii, zdominowanie tej dziedziny przez szarlatanów i heretyków nie czyni z psychologii samej herezji.
To porównaj sobie definicję prawdy katolicką i Szkoły Frankfurckiej.
Tak jak porównaj sobie pojęcie człowieka w psychologii akademickiej i katolickiej.
To że istnieje jedna prawda nie znaczy, że różne filozofie pojmują ją tak samo.
Dlaczego ja mam robić te porównania? Jeśli wyniki tego porównania przeczą czemuś, co napisałem, Ty porównaj i przedstaw te wyniki, wskaż czemu one zaprzeczają. Ja nawet nie wiem, czy na KULu i UKSW wykłada się według Ciebie psychologię akademicką, czy katolicką. W sprawie definicji prawdy wiem natomiast, że to co naszywasz katolicką definicją prawdy, jest klasyczną definicją prawdy sformułowaną przez greckich filozofów, którzy katolikami nie byli. Kościół po prostu bierze i chroni to, co dobre, a odrzuca to, co złe.
Bo ty nie zrozumiałeś tego co tu się wiele razy linkowało np. u prof. Guza.
Mogłabym tylko powtórzyć linki co czynię. Wystarczy wysłuchać od początku do końca.
Bardzo się cieszę, że Ty te wykłady rozumiesz. Szkoda, że nie potrafisz tego rozumienia wyrazić werbalnie. Wszyscy by skorzystali. EOT
Więc jednak nie przesłuchałeś.
Ja nie muszę tego rozumienia wyrażać werbalnie, bo czym jest definicja prawdy, jak się zmieniła grecka definicja w chrześcijanstwie i co zrobił z nią protestantyzm jasno werbalizuje prof. Guz, lepiej niż ja.
Jak przesłuchać prof. Guza widać, że nie masz racji w takich np. twierdzeniach;
ponieważ Grecy nie poznali Boga Objawienia, więc o prawdę poznali tylko częściowo, a protestanci mylą się co do niej w pryncypiach czyli mylą się generalnie, więc i psychologia oparta na antropologii protestanckiej musi się mylić całkowicie.
Cytuję x.prof. Guza z powyższego wykładu: “starożytna pogańska metafizyka i Kościół katolicki uczył”. To, co ja napisałem o prawdzie, a Ty zacytowałaś, jest w pełni zgodne z tym co tutaj mówi Guz – Kościół katolicki pojęcie prawdy przejął po pogańskiej Grecji. Twój argument z autorytetu powołujący się na Guza jest więc zwykłą manipulacją.
Dowodzenie, że katolicka definicja prawdy nie pochodzi od Greków, ponieważ Grecy nie znali Objawienia oraz dlatego, że protestanci mylą się w pryncypiach, dowodzi jedynie Twoich problemów z wnioskowaniem. Bredzisz, niewiasto. Szkoda mi więcej czasu na coś takiego. EOT
Również wydaje mi się, że Circ niezbyt rozumie o czym pisze.
W przeciwnym wypadku być może zauważyłaby, że to, co ma myśli, pisząc:
(co ja myślę, że myśli)
Napisałem wyżej, tylko trochę inaczej sformułowane:
Ergo pojęcie człowieka w psychologii, odziedziczone po filozofii, z której ta psychologia się wywodzi może, nie może, musi mieć wpływ na stosowane przez nią sposoby działania i, co najważniejsze określania celu tejże sztuki.
Wydaje mi się jednak, że psychologia “wchłonęła” wiele z innych, codziennych obowiązków rodziny, takich jak np. wychowanie, czyli kształtowanie postaw i na tym poletku być może odnosi sukcesy, chociaż nie potrafi prawidłowo rozpoznać celu. W artykule powyżej jest to zdaje się nazwane “promowanie pożądanych postaw”.
A teraz mi pokaż w którym miejscu jak to TAK napisałam.
Dlaczego przeinterpretowujesz to co piszę po swojemu, tak jak ty mnie rozumiesz a nie tak jak ja piszę?
EOT
”…My sami rozumiemy że korekta na bytowości świata jest konieczna, i dlatego też jeżeli wymaga korekty, bo w klasycznym pojęciu bytowości świata u Arystotelesa, Sokratesa, Augustyna czy katolickim (współczesnym) świat jest substancjalnie, czyli istotowo prawdziwy, istotowo zadna bytowość tego świata nie wymaga korekty, a gdzie jest korekta niezbędną? w sensie drugorzędnym/akcydentalnym że możemy wydoskonalić świat, czy np. w naszej postawie. A jak pojmują marksiści, czy protestanci świat?- oni uważają, że świat który zastają jest substancjalnie, czyli istotowo fałszywy! co więcej, u Lutra do istoty prawdy nalezy kłamstwo…”
Od 8 minuty;
Jak więc na luterańskiej definicji istoty bytu i prawdy zbudować prawidłowy obraz człowieka? Na takim fundamentalnym zaprzeczeniu prawdy buduje akademicka psychologia, co zresztą widać gołym okiem.
I proszę Panowie nie mieszać i łudzić się że psychologia coś tam wchłonęła z codzienności, choć nie może prawidłowo rozeznać celu- psychologia błednie definuje osobę ludzką i jej cel, więc nie może nikogo uleczyć, nawet siebie.
No widzi Pani.
Wydawało mi się, że w pewnej mierze się zgadzamy, chociaż ja ująłem to nieco inaczej.
Słówko wchłonęła jest być może niezbyt fortunne, natomiast chodzi o to, że natura nie znosi próżni.
Zatem jeśli jeśli jedną ręką niszczy się rodzinę, rozbija wspólnoty, atomizuje społeczeństwo, to ludzie, przekonani o niemożności powrotu do starych sposobów (uczynki miłosierne co do duszy) zapełniają gabinety psychoterapii czy czegoś w tym rodzaju, które pozwalają się wygadać, nie potrafią jednak “wątpiącym dobrze poradzić” etc..
Szanowna Nauczycielko, nigdzie TAK nie napisałaś. To ja napisałem, że katolicka definicja prawdy pochodzi od Greków, którzy nie byli katolikami, a Ty to zanegowałaś, pisząc “nie masz racji”, więc dowodzisz tezy przeciwnej do mojej, mimo że NIGDZIE jej TAK nie napisałaś.
Sprowadziłaś rozmowę do wielopiętrowego absurdu, którego rozmiar przesłonił całkowicie główny temat dyskusji. Ostatnie piętra tego absurdu wyglądają skrótowo tak:
P: Banan nie jest zły.
C: Porównaj sobie katolickiego banana z lewackim gównem.
P: Dlaczego ja to mam porównywać? Wiem, że banan jest owocem.
C: Bo nie rozumiesz Guza, choć wiele razy linkowano
P: Dobrze, że Ty rozumiesz, wytłumacz, wszyscy skorzystają
C: Nie masz racji w tym “banan jest owocem” ponieważ banan jest krzywy, wiec nie jest prosty, a gówno jest szkodliwe.
P: To nie dowodzi, że banan nie jest owocem.
C: Pokaż mi, gdzie TAK napisałam “banan nie jest owocem”
P: Nigdzie
Nie siedzę w Twojej głowie, więc bazuję na tym, co napiszesz. Być może w głowie masz boski porządek, ale w tekście zrobił nam się niezły bajzel.
Dobry trop. Czytam, że jednym z narzędzi badawczych psychologii humanistycznej jest empatia. Zdaje się, że nie ma ona zastosowania w filozofii, teologii, matematyce itd i ciekaw jestem, czy używa się jej w jakiejkolwiek dziedzinie poza psychologią.
Więc może jeszcze raz wyjaśnię szerzej skoro nie zrozumiałeś zdania poniższego;
Cytuję za ks. Wejmanem;
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/prawda_wolnosc.html#
Heidegger wprawdzie uznawał prawdę ontologiczną jako nierozerwalną część całej prawdy, ale ontologię budował na Lutrze, więc całą ontologia wyszła mu błędna, i tym samym antropologia, całe wnioskowanie co do reszty było coraz bardziej błędne im dalej od pryncypiów. Nic dziwnego że dziś nauka akademicka uznaje człowieka za zwierzę, embriony ludzkie w zabiegach in vitro tworzy zootechnik- taka jest droga od filozofii do praktyki zycia.
Grecy zaś nie znali Objawienia, i ich obraz Osoby Boga był bardzo niepełny, wiec i o człowieku wiedzieli niewiele, lub błędnie.
Dopiero chrześcijaństwo dodało do greckiej definicji prawdy, prawdę ontologiczną, bez której jesteśmy tylko naturalistami.
Trudno mi przyjąć empatię jako narzędzie badawcze. Empatia to (z Wiki)
“zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób”.
Nie wydaje mi się, aby było to intersubiektywne, miarodajne narzędzie,
owo “odczuwanie odczuć”.
Jak porównywać wyniki dwóch empatów?
A jeżeli są sprzeczne, to jak weryfikować, który z nich ma rację?
Na podstawie odczuć “obiektu” badań (czyli osoby badanej)?
A jeżeli osoba badane również błędnie rozpoznaje własne uczucia?
A jeżeli nie można ich porównać, zatem pozostaje intuicja. Intuicja natomiast, chociaż może być poprawna, to jednak w żadnym dowodzeniu za dowód użyta być nie może.
Tutaj być może wkraczamy w obszar działalności wytwórczej (sztuki), gdzie dzięki nabytemu doświadczeniu ktoś może wiedzieć jak jest, ale nie potrafi tego wytłumaczyć.
Czy zatem empatia jest narzędziem badawczym? Raczej nie, ponieważ nie jest niezależna od tego, kto tego narzędzia używa.
Dodam jako ciekawostkę:
Max Scheler jeden z ulubionych filozofów Jana Pawła II, twierdził, że “czucie” może być narzędziem poznawczym w odniesieniu do świata wartości.
Czy empatia może być narzędziem badawczym?
Wydaje się, że nie,lecz rodzi się następne pytanie w oparciu o znane powiedzenie “nie poznamy i nie zrozumiemy bez miłości” – Możemy poznać człowieka kochając go, o wiele skuteczniej niż w inny sposób.
Ale miłować można tylko konkretnego człowieka. Jana, Piotra, Zofię, zawsze jest to konkretny człowiek.
I inna być może miłość Piotra do Jana, niż na przykład Zofii. I będą to uczucia nieporównywalne i istniejące tylko w obrębie tych dwóch osób.
Jesteś świetna, w nauce byłabyś gwiazdą ;-). Najpierw wytykasz mi błąd i negujesz moją tezę, po czym dajesz link do x.Guza, którego słowa ją potwierdzają, a teraz cytujesz ks. Wejmana, którego słowa również potwierdzają moją tezę, czyli sama na różne sposoby dowodzisz własnego błędu. Z kolei dowodzenie tezy, z którą nikt nie polemizuje, że Grecy znali prawdę tylko częściowo, jest także bez sensu. Udowodnij, że banan nie jest owocem, a nie, że jest krzywy.
Pysznisz się znajomością wykładów x.Guza, a Twoje słowa i argumenty pokazują, że najwidoczniej nie rozumiesz tego, o czym on mówi. Cytuję ponownie x.Guza z zamieszczonego przez Ciebie wykładu: “Wszystkie te definicje prawdy [św. Augustyna, Awicenny, św.Anzelma] zgadzają się wg Tomasza z Akwinu z definicją u Arystotelesa: prawdziwe jest to, co jest [Metafizyka IV]”. Masz czarno na białym, że byt jest prawdą i tego nie odkrył Kościół, lecz Grecy. Ks. Wejman to także wyjaśnia, że z klasycznej definicji Arystotelesa wynika, że “obiektywna rzeczywistość” jest prawdą, więc już u Arystotelesa mamy także prawdę ontologiczną, ale Ty cytowanego tekstu ks. Wejmana też nie rozumiesz i stawiasz pod nim sprzeczną i fałszywą tezę z własnej głowy: “Dopiero chrześcijaństwo dodało do greckiej definicji prawdy, prawdę ontologiczną”.
W całej naszej polemice wskazuję Ci precyzyjnie szereg błędów, które popełniasz. Wszystkie przemilczasz i do żadnego z nich się nie odnosisz. Zamiast tego zmieniasz temat lub zarzucasz rozmówcy niezrozumienie i wklejasz wykłady x.Guza i cytaty, które tylko pozornie świadczą, że masz rację, a faktycznie po wniknięciu w ich treść świadczą przeciw temu, co twierdzisz.
Jeden raz tylko zarzuciłaś mi błąd, wskazując precyzyjnie zdanie, które miało być nieprawdziwe, ale sama dowiodłaś czegoś przeciwnego. Wystarczyłoby przyznać “przepraszam, nie miałam racji”, ale Ty przyciśnięta do muru nie przebierasz w nieuczciwych środkach, aby zasypać i przykryć własne błędy, aby odwrócić od nich uwagę. Gdy chodzi o prawdę o sobie samej, jesteś świetną manipulantką.
Chyba nie potrafię obronić empatii jako narzędzia badawczego, ale rzucę dwa argumenty za. Psycholog nie mógłby wykonywać swojego zawodu bez empatii, bo nie ma przecież pomagać wyłącznie sobie, ale drugiemu człowiekowi. To, że empatia może przekłamywać, nie wyklucza jej zupełnie, bo wszystkie nasze zmysły przekłamują. To precyzyjny intelekt na podstawie informacji płynących z niedoskonałych obrazów zmysłowych i uczuć (także tych pozyskanych empatią) ma możliwość budowy obiektywnego obrazu.
To prawda, ale kochając bliźniego samego poznajemy go w ten sposób.
Oczywiście daleki jestem od idealizacji, tylko wskazuję na coś, czego nie ma w relacji np. psycholog – pacjent. Miłość bliźniego jest tam zakazana jako brak profesjonalizmu. Piszę bardzo skrótowo.
Nie poznasz tego, czego nie kochasz. Podkreślam raz jeszcze – nie idealizuje. Najłatwiej jest tak, jak pan napisał
Pozdrawiam.
Podobnie jak kowal bez młota, ale młot nie jest narzędziem poznania. Trochę nie tak, może tak:
Kowal wie, gdzie uderzyć, aby uzyskać pożądany kształt i nie musi w tym celu studiować zaawansowanej inżynierii. Z doświadczenia ma pewną intuicję.
Empatia jest chyba bardziej narzędziem praktyki, a nie teorii.
Ok, a jak jest z naszymi zmysłami: wzrokiem, dotykiem, czy to narzędzia praktyki, czy teorii? Czy są narzędziami poznania?
Chyba mniej więcej się zgadzamy.
Tzn. z dokładnością do definicji miłości, Jeżeli miłość jest li tylko uczuciem (mniłością ;)), to szkoda klawiatury na dalsze dywagacje.
Jeżeli natomiast miłość jest pragnieniem (i działaniem dla) dobra drugiego, konkretnego człowieka, to wkraczamy na nowy obszar, czyli jak rozpoznać (w pierwszej kolejności) owo dobro.
To zaś wiąże się z poznaniem celu życia człowieka.
Czy jest nim zaspokojenie potrzeb, folgowanie popędom, czy może zbawienie duszy.
No i jesteśmy u celu.
Skoro jak twierdzisz wystarczy arystotelesowskie ”prawdziwe jest to co jest”, to powiedz mi co wg. Arystotelesa jest prawdziwym Bogiem który jest, a potem zrób to samo z Heideggerem- co jest prawdziwym Bogiem u Heideggera.
Dla prawdy o człowieku jest fundamentalnie ważne kim jest Bóg, bo jaki Bóg, taki i człowiek i cała stworzona rzeczywistość, jej przyczyny sens i cel.
Jaki np. dla ateisty jest sens w twierdzeniu że prawdą jest to co jest? jaki sens wypełnia to twierdzenie?
Otóż nawet w katolicyzmie twierdzenie że Bog jest nie wystarczy. I szatan wie że jest Bóg i go zna. I zydzi wiedzieli że Jest Bóg, bo tak im się przedstawił ”Jam jest który Jest”.
Dlaczego więc judaizm i chrześcijaństwo budowane na tym samym korzeniu stały stworzyły dwie całkiem różne cywilizacje? Co więcej wiedziało chrześcijaństwo o Bogu i człowieku?
Hm….
Weźmy na przykład halucynacje.
Ja w punkcie X widzę konia, inny nie widzi, zatem ktoś ma omamy.
Co można zrobić. Podejść i sprawdzić dotykiem. A jeżeli i nasz dotyk uznamy za zawodny, szukamy kogoś kto potwierdzi swoimi zmysłami.
A jeżeli i on nie jest wiarygodny… Może szukać jeszcze innej metody.
Na ogół jednak po pewnym, skończonym ciągu potwierdzeń uznajemy wynik za zgodny z rzeczywistością.
Tylko 12 minut.
Spojrz tu jak ważne jest dla ksztaltu cywilizacji rozumienie prawdziwego Boga- dla prawdy naukowej, nauk humanistycznych, ekonomii, prawa, edukacji, psychologii, relacji ludzkich,rodziny, państwa, ustroju, dla naszego codziennego dobrego lub złego samopoczucia. Bez rozumienia Boga nie ma rozumienia ”prawdziwe jest to co jet” bo miara prawdy dla naszego umysłu jest Bóg, ten konkretny, nie inny.
Ks. Guz daje tu przykłady;
Poruszycielu.
Czy rozumiesz że rozumienie kim jest osoba ludzka, kim jestem ja sam zalezy od rozumienia osoby Boga?
Grecy i żydzi rozumieli Boga inaczej niż my, inaczej rozumieją go protestanci, a ateiści go wyrzucają ze swojego rozumu.
Rozumienia prawdy w tych religiach i systemach są więc całkowicie różne.
Więc i psychologia jako część ludzkiej wiedzy bazując na fałszywym obrazie Boga lub w ogóle go odrzucając, może wiedzieć o człowieku tyle co Darwin i Freud, czyli nic.
Chyba zabrakło konkluzji.
Dziennikarze chyba mają taką zasadę, aby informację potwierdzać co najmniej w dwóch źródłach.
I o to w tym chodzi, aby poznanie, ze względu na ułomność zmysłów, miało możliwość potwierdzenia z innego źródła (u innego zmysłu albo u innego obserwatora).
?Zmysł? empatii takiej możliwości nie daje.
Prowadził Cię Krzysztof Hołowczyc, pozdrawiam.
Nie przypominam sobie…
Generalnie zgadzam się.
Psychologia musi przede wszystkim bazować na prawdziwym obrazie człowieka – człowiek jako osoba. Dlatego musi bazować na filozofii, która taki prawdziwy obraz człowieka podaje. Patologie w psychologii wynikają w dużej mierze z fałszywego obrazu człowieka (np. człowiek-małpa), albo z tego, że psychologia sama taki obraz chce zbudować.
Tutaj leży chyba Twój problem z psychologią, że wymagasz od niej za dużo, aby zastąpiła filozofię. A ponieważ tego nie robi, chcesz ją skasować. Widzisz, stomatologia też nie mówi, kim jest człowiek, a jednak jest bardzo przydatnym działem medycyny. Nie wymagajmy, aby stomatolog i psycholog wchodzili w buty filozofa. Nawet nie powinni tego robić, bo przekraczają swoje kompetencje.
Empatia nie wyklucza innego obserwatora. No dobra, nie chcę upierać się przy tej empatii, ale jej rola w psychologii wydaje mi się naprawdę interesująca.
Obrazem człowieka dysponuje tylko filozofia, a prawdziwym obrazem tylko filozofia katolicka.
Psychologia bazuje na obrazie człowieka podanym przez filozofię, bo sama nie ma do tego narzędzi, czy to ci się podoba czy nie.
Filozofia uniwersytecka bazuje na filozofii protestanckiej która zafałszowała obraz Boga więc i człowieka (powtarzam się nie wiem który raz).
Stomatologia zajmuje się materią zębów, a psychologia powinna zajmować się duchem, ale nie robi tego, bo materializm filozoficzny odrzucił ducha na rzecz ciała, ma więc niepełny obraz człowieka, zwierzęcy.
Co do stomatologii zresztą też potrzebna jej jest etyka katolicka, a teraz na medycynie w Krakowie etykę wykłada ateista Hartmann, i dlatego w przychodniach państwowych zamiast zęba leczyć najchętniej go się wyrywa, bo liczy się czas i pieniądz państwowy.
I jeszcze raz- skoro nie widzisz że filozofia jest konieczna każdej dziedzinie ( szczególnie tej majstrującej przy człowieku) to znaczy, że filozofii nie rozumiesz, nie bierz się więc za komentowanie w tym temacie. Nie każdy musi zabierać głos na każdy temat.
Właśnie co napisałem: “Dlatego musi bazować [psychologia] na filozofii, która taki prawdziwy obraz człowieka podaje.”. Dlatego, albo jesteś ślepa, albo świadomie manipulujesz i odwracasz kota ogonem. Widzę też, że w zamknięciu mi ust szukasz rozwiązania swojego problemu. Ponieważ wg Ciebie A.B. Stępień i M.P. Prokop również nie rozumieją filozofii, to powiem Ci, że wolę razem z nimi jej nie rozumieć, niż z Tobą ją rozumieć.
Dobrze Ci już radziłem, abyś zrezygnowała ze sprzeczności w swoich poglądach, bo twierdziłaś, że “psychika to reakcja ciała na procesy intelektu”, a teraz znowu głosisz, że ma zajmować się duchem. Według Ciebie zatem psychologia nie powinna zajmować się psychiką, co jest absurdem.
A wcześniej napisałeś;
A jeszcze wcześniej;
A potem sobie zaprzeczyłeś;
Która więc filozofia dysponuje prawdziwym obrazem człowieka? I czy dziedzinę (psychologia, filozofia) która dysponuje nieprawdziwym obrazem człowieka można nazwać naukową?
Dodam tu, że ks. prof. Guz udowadnia, że filozofia i psychologia odeszły w ogóle od definicji prawdy, nawet tej niepełnej greckiej, bo prawda nie jest już tym co jest, ale prawdę poddaje się pod głosowanie, i jak pójdziesz do gabinetu psychologa on ci powie, że to w co wierzysz jest prawdą, bo jest wiele prawd. To samo mówi prawo, że prawdę się negocjuje.
Czy rozumiesz już że do psychologa nie należy chodzić?
A tu znalazłam co mówi o psychologii ks. Dziewiecki. Przeczytaj uważnie;
On tam napisał, że psychologia czasem bardziej szkodzi niż pomaga, bo nie chciał tysiącom młodych ludzi którzy skończyli psychologię powiedzieć wprost że zmarnowali 5 lat zycia i popsuto im intelekt. Nie chciał też powiedzieć starym psychologom że zmarnowali zycie sobie i innym. I że brali pieniądze państwa za oszustwo. Nie chciał mieć też ściągnąć gromów na Kościół od Towarzystwa Psychologicznego , Psychiatrycznego i socjologów.
On działa jak oni, kroczek po kroczku odbija teren.
To co napisał w rozwinięciu nie zostawia jednak żadnych wątpliwości co do tego CZYM jest psychologia i dziedziny bazujące na jej aparacie.
Czym jest zaś filozofia na której buduje psychologia wykłada prof. Guz.
Tak że wiedza KUL jest całościowa, co nieustannie budzi mój podziw i miłość dla Boga i Jego Kościoła.
Posłużę się znowu PEF (http://www.ptta.pl/pef/pdf/n/nauka.pdf) dla przytoczenia definicji tym razem nauki:
Definicja ta służy temu, aby jeszcze raz zadać pytanie, czym jest psychologia, czy nauką, czy sztuką (przyjmuję przy tym klasyczną definicję sztuki jw).
Ponieważ na samej górze tej strony psychologia zdefiniowana jest tak:
Co sugeruje, że p. interesuje się prawdą o tyle, o ile ta jest użyteczna w założonym celu, bo czy, (parafrazując):
“takie zrozumienie ludzkiego zachowania, które uniemożliwia modyfikację zachowań” byłoby antypsychologią.
Oczywiście pomijam kolejny temat ocean, czyli poznanie co jest, a co nie jest pożądane czy zaburzone.
Jeśli bowiem jest sztuką, to przez analogię do muzyki, mówi się, że ktoś ma słuch muzyczny lub go nie ma, intuicyjnie można to jakoś rozpoznać, ale nie ma chyba metody, pozwalającej zmierzyć słuch muzyczny. Podobnie być może z empatią.
I podobnie jak z muzyką trudno mówić o muzyce w ogóle, ale raczej o muzyce Szopena, muzyce Bacha, muzyce etc… podobnie nie istniałaby psychologia jako nauka, ale psychologia ?szkoła? (i tu należałoby wstawić odpowiednie nazwisko mistrza) i dopiero tak zdefiniowaną szkołę psychologii analizować.
Nauka zajmuje się tym co ogólne i stałe, sztuka, ponieważ jest działaniem w konkretnej rzeczywistości zajmować się powinna tym co konkretne, a więc niepowtarzalne.
Dlatego uważam za istotne rozstrzygnięcie, czy jest nauką, czy sztuką.
Tak zupełnie na marginesie, wydaje mi się, że psycholog to taki współczesny przyjaciel na godziny i za pieniądze, z tą różnicą, że jest to układ jednostronny, jeżeli mu zapłacę, to wymagać mogę wszystkiego, on natomiast nie ma prawa oczekiwać relacji wzajemnej.
Skojarzenie z prostytucją nie jest chyba zupełnie od rzeczy.
No i oczywiście nie należy chyba mylić (utożsamiać) psychologii z psychiatrią.
Tam jest dwa artykuły, Jaroszyńskiego i Marcina Koszowego z Instytutu Socjologii w Białymstoku.
Nie wiem dlaczego Towarzystwo Tomasza z Akwinu publikuje te teksty obok siebie. Może by się uwiarygodnić. Pamiętam jak lata temu członek tego Towarzystwa w dyskusji ze mną na forum Michalkiewicza bronił zawzięcie liberalizmu jaki kierunku filozoficznego zgodnego całkowicie z nauką Kościoła bo ‘Jezus był właśnie liberałem’. Na końcu zacytowałam mu fragmenty o wolności z Biblii Szatana nie podając skąd pochodzą i spytałam czy on się z tymi treściami zgadza. Odpowiedział, że absolutnie tak.
Kiedy podałam mu żródło, powiedział że stosuję chwyty poniżej pasa.
Wracając do definicji nauki, jest ich wiele, można się zgodzić z przytoczoną, choć ma ona braki w tym sensie, że trzeba natychmiast dodać co uważa się za prawdę, bo ” prawda o rzeczywistości ” to ciągle naturalizm, bez koniecznego aspektu ontologicznego który wyjaśnia nam rzeczywistość.
Jest ani jednym ani drugim. Jest uroszczeniem bo dysponuje błędnym obrazem człowieka.
Zachowaniami ludzkimi zajmuje się kultura chrześcijańska i tradycja.
A psychologia coś udaje, rości sobie prawo do dawania dobrych rad, diagnozowania, itd. bez żadnej do tego legitymacji.
No i oczywiście nie należy chyba mylić (utożsamiać) psychologii z psychiatrią.
Nie łudźmy się.
Teraz zmieniono trochę wiki, ale wcześniejsza definicja psychiatrii wyrażnie mówiła, że metodologię badań, terminologię, klasyfikację chorób, psychiatria czerpie z psychologii, a ta jak powyżej zacytowałam z filozofii.
No i to by chyba było na tyle.
Od końca:
Czyli psychiatria a psychologia, w cytacie pojawiło się słówko neurologia i być może to jest to, o co mi chodziło, ale nie chcę się w to zagłębiać.
Druga kwestia, czyli rozstrzygnięcie, czy jest nauką, czy sztuką.
Nie może być ani jednym, ani drugim. jak wyżej cytowałem (również za PEF – autor Henryk Kiereś http://www.ptta.pl/pef/pdf/s/sztuka.pdf) sztuka to:
Proszę zauważyć, że sztuka torturowania również jest sztuką i potrzeba innej dziedziny kultury, czyli moralności, aby stwierdzić, czy sztuka ta jest, potocznie mówiąc, dobra czy zła, czyli czy mnoży braki w naturze czy też je uzupełnia.
Co do kwestii kolejnej:
na tym poprzestanę.
Chętnie wycofam się z tej sprzeczności, ale na Boga, nie wiem, o co Ci chodzi, co i z czym jest sprzeczne.
Swoją drogą, ciekawe dlaczego sprzeczności w Twoich wypowiedziach Ci nie przeszkadzają.
Stosujesz za duże uogólnienia, które prowadzą do fałszu. Jeśli cała filozofia odeszła od definicji prawdy to nie wiadomo, co jest prawdą, nawet filozof x.Guz tego nie wie i nie wiadomo, czy prawdą jest to, co on mówi ;-) Lecz jeśli filozof x.Guz zna definicję prawdy to nie cała filozofia od niej odeszła. To samo dotyczy psychologii, w której różne nurty bazują na różnych filozofiach i różnych obrazach człowieka. To nie jest tak, że cała psychologia bazuje na fałszywym obrazie człowieka, więc nie można przekreślać całej psychologii jako dziedziny nauki. Psychologia, która bazuje na filozofii realistycznej, w której człowiek jest osobą (ze wszystkimi jej atrybutami), jest pożyteczna.
Obstawiam, że psychologia jest nauką szczegółową, która poznaje procesy psychiczne zachodzące w człowieku. Psycholog służąc pomocą drugiemu człowiekowi podpada już pod sztukę.
Tak, nie wiesz.
Mimo to, jestem bardzo cierpliwa, choć jest to dla mnie kopanie się z koniem.
Czy ja nie dość wyraźnie powiedziałam tu ze sto razy za prof. Guzem, że tylko katolicka filozofia nie odeszła od prawdy?
Reszta filozofią nie jest, a jej głosiciele nie są filozofami bo są głupcami, ergo- głupiec nie może miłować mądrości, więc nie może być filozofem.
Filozofią jest więc tylko filozofia katolicka, budowana na Grekach, Tomaszu, Augustynie i całym łańcuchu ich następców ktorzy dodawali swoje namysły do wiedzy poprzedników.
Luter wyparł się św. Tomasza, a nawet Greków, więc jego następcy zboczyli z trasy i wjechali na ugór. Nawet do wypasania świń się nie nadają.
Ile obstawiasz?
To mówi o sobie samej psychologia, w wiki.
Nie jest więc psychologia nauką szczegółową czyli oderwaną. Ona rości sobie prawa do bycia filozofią, tak jak lesbijki roszczą sobie prawo do bycia księdzem i nawet biskupem.
System nerwowy mamy taki sam jak małpa i krowa, wszak leki neurologiczne testuje się na szczurach.. Człowiek zaś to nie tylko zwierzę. Lepsza nazwa dla psychiatrii to zootechnika.
Skoro zootechnicy zajmuja się dziś ludzkim zarodkami, czemużby psychiatrzy nie mieli nazywać się zootechnikami skoro zajmują się tylko włókienkami i chemią? wszak materia jest tu i tam ta sama.
Tak, sztuka to umiejętność. Da się to wyćwiczyć- mamy więc również sztukę gotowania i zabijania np. zwierząt, ale i ludzi. Sama umiejętność nie jest moralna lub niemoralna, ale już cele tak.
Psychologia uczy zachowań (tresura, co oni nazywają treningiem), i gdyby czyniła to na zwierzętach to nic złego, ale jak bierze się za ludzi to już jest moralne zło, bo psychologia nie ma żadnych kompetencji do tego ani legitymacji, bo kto ich legitymizuje? państwo marksistowskie?.
Kompetencje mają duchowni z legitymacji Chrystusa.
Czy nie widzisz tłumoku, że co chwilę sama sobie zaprzeczasz? Ta jedyna filozofia budowana na Grekach, nie mogła odejść od greckiej definicji prawdy Arystotelesa.
Czy ja powiedziałam że odeszła?
Powiedziałam że filozofia katolicka do Arystotelesa dodała ontologię katolicką, co jest w końcu pełnym opisem prawdy.
Jeśli ktoś wychował się na marksistowskiej krytyce jako narzędziu dochodzenia do prawdy, zaiste może nie rozumieć, że wiedza o prawdzie może być tworzona przez dodawanie.
Co do ”tłumoka”, każdy widzi kto tu jest tłumokiem.
Więcej ci nie odpowiem na te powtarzane prowokacje, bo masz objawy słabości mózgowej.
Niezupełnie to miałem na myśli, ale jak tak myślę, to rodzi się podejrzenie, czy jedyna naukowość, którą można by znaleźć w psychiatrii to nie jest właśnie produkcja narkotyków, zwanych dla niepoznaki lekami psychotropowymi.
Dokładnie to samo napisałem, więc traktuje powyższe jako potwierdzenie.
Nie każda nauka zachowań jest zła, np nauka zachowania przy stole, ale to tylko na marginesie.
Na razie kończę dyskusję. Dziękuję wszystkim.
Dziękuję :-)
Również dziękuję. Pozdrawiam.
Ale tym jak napisałam zajmuje się katolickie wychowanie i tradycja naszej kultury, nie świecka psychologia.
Dziękuję.
Tak, cytuję ponownie: “filozofia i psychologia odeszły w ogóle od definicji prawdy”
Nie użyłam tu cudzysłowów w pośpiechu, ale ty przecież rozumiesz o czym mówię z kontekstu, ale udajesz że nie rozumiesz.
I to jest właśnie owoc tego u-roszczenia, zawłaszczania pojęć, podmianki sensów, co powoduje zaplanowane zamieszanie z którego korzystają ludzie przewrotni i o złych intencjach.
Tak, ”filozofia” niemiecka i bazująca na niej ”psychologia” akademicka odeszły od definicji prawdy, dlatego trzeba im odebrać uniwersytety i nazwać po imieniu te oszustwa które nie mają prawa posługiwać się nazwami za którymi nie stoi pierwotny sens.
Prawidłową definicja prawdy dysponuje tylko prawdziwa filozofia i nauki z niej się wywodzące, np. teologia ducha i teologia uczuć.
O, widzisz, teraz wszystko gra, bo piszesz, że filozofia niemiecka odeszła. Gdy napisałaś o całej filozofii to zwróciłem uwagę, że zbytnio uogólniasz, a Ty coś tam, że już sto razy pisałaś itp.
Czy te nauki “teologia ducha” i “teologia uczuć” są wykładane na uniwersytetach?
Chcę zauważyć, że od początku istnienia tej strony było to powiedziane setki razy, przede wszystkim to ”że odeszła” jest powiedziane w każdym nieomal wykładzie prof. Guza, to jest istotą wszystkich jego wkładów- ”filozofia” niemiecka na której zbudowała się ”psychologia”( piszę już w cudzysłowie by ci się znów nie pomieszało) nie tylko odeszła od definicji prawdy, ale odeszła w ogóle od prawdy i rozumu.
Z wykładu Dyrdy, bo jego wykład pokrywa się z tym, co mówi prof. Guz, obydwaj zresztą to uczniowie Krąpca;
Tak więc i filozofia ma swoje żródło, jest nią teologia i mistyka prawdziwa i fałszywa.
Jak KK poważnie traktuje swoją posługę w kwestii głoszenia i ogłaszania prawdy ontologicznej jest tu;
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/magisterium_ard6.html#
Kiedy prawda jest zdefiniowana na błędnych przesłankach, prowadzi to do dyktatury prawd częściowych, a to do nihilizmu.
Tak o tym mówi prawosławie;
Nauki teologia ducha i teologia uczuć mają swoje źródło w filozofii, a ta filozofia ma swoje źródło w teologii i mistyce? To są dla mnie nowe rzeczy.
Czy możesz podać jakieś nazwiska naukowców, którzy uprawiają nauki “teologia ducha” i “teologia uczuć”?
Czy możesz podać jakieś nazwiska teologów i mistyków, od których wywodzi się filozofia?
Nie mam czasu. Są google, każdy może sam poszukać.
Zresztą ze trzy miesiące temu ten temat był wałkowany z tobą.
Ja znalazłem chwilę czasu i sprawdziłem w google, manipulantko.
Pod hasłem “teologia uczuć” google zwraca 9 linków. Z tego 4 prowadzą do Twoich wypowiedzi. Jeden link nie działa. Jeden prowadzi do strony, gdzie tego hasła nie ma w tekście, ale mowa jest o myśli protestanckiej. Jeden zawiera ten termin w luźnej wypowiedzi na forum rodzin wielodzietnych. Jeden raz został użyty w kontekście ezoteryki i rozwoju duchowego. Jeden raz pojawia się w opisie myśli teologa protestanckiego Jonathana Edwardsa. Czy nie uważasz, że to trochę za mało jak na wyjątkową naukę, opartą na prawidłowej definicji prawdy?
Pod hasłem “teologia ducha” google zwraca 1010 linków, z czego prawie 100% dotyczy teologii Ducha Świętego, a nie ducha człowieka. Pozostałe prowadzą do stron rozmaitej maści, w tym protestanckich. Zatem nie ma takiej nauki “teologia ducha” wywodzącej się z filozofii i opartej na prawdziwej definicji prawdy.
Piszesz nieprawdę. Od stycznia do drugiej połowy marca br. nie zabierałem głosu na Legionie na żaden temat. Na temat teologii ducha i teologii uczuć nie rozmawialiśmy ze sobą nigdy.
teologia uczuć
https://www.google.pl/search?q=teologia+uczu%C4%87&gws_rd=cr,ssl&ei=4Sk-VZSpK4qusQGZ_4D4BA
Około 233 000 wyników (0,62 s)
Np. tu;
http://katedra.uksw.edu.pl/dydaktyka/monograficzne/Konsp_Uczucia.htm
http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_10.pdf
http://rodzina.ipjp2.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=774:emocje-uczucia-pragnienia-jak-je-rozpoznawac-i-nad-nimi-panowac&catid=176&Itemid=329
http://www.deon.pl/spolecznosc/artykuly-uzytkownikow/modlitwa-i-duchowosc/art,98,nie-boj-sie-uczuc.html
http://www.teologia.pl/m_k/zag10-1.htm
I tysiące innych.
pneumatologia
https://www.google.pl/search?q=pneumatologia&gws_rd=cr,ssl&ei=KSw-VZHAI4a5ygOolYAw
Około 186 000 wyników (0,27 s
Jest też teologia małżeństwa- Około 327 000 wyników (0,32 s)
http://www.madel.jezuici.pl/rodzina/Jan-Pawel-II-Teologia-malzenstwa.html
teologia ciała
Około 440 000 wyników (0,24 s
Tu np; bardzo ważne
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/edycja_cialo.html
Może to było rok temu, data mało ważna, nie mam w głowie kalendarzyka.
Uparcie zaprzeczałeś wtedy faktowi, że filozofia ma żródło w teologii, w czym oczywiście zupełnie nie masz racji, bo nie jestes w stanie pojąć że poznanie ludzkie, więc i wiedza jest niepodzielną całością.
Twierdziłeś że nauki szczegółowe są odrębnymi od całości wiedzy dziedzinami.
Żaden z podanych przez Ciebie linków nie zawiera terminu “teologia uczuć”. Ja wiem, że jest teologia i są uczucia, ale nie ma odrębnej nauki, która nazywa się teologią uczuć. Spośród tych 233 tys. linków tylko 7 prowadzi to stron, na których został użyty ten termin i 4 to są Twoje wypowiedzi, a pozostałe to ezoteryka lub protestantyzm. Wymyśliłaś zatem swoją prywatną nazwę dla jakiegoś wybranego zakresu wiedzy, który tylko Ty wiesz, co obejmuje.
Zamiast w wikipedii lepiej przeczytaj, co to oznacza w leksykonie pojęć teologicznych:
Pneumatologia
(gr. „nauka o Duchu Świętym”) Gałąź teologii zajmująca się Duchem Świętym. Listy św. Pawła świadczą o roli Ducha Świętego, który objawia nam Boga, umożliwia wiarę, daje natchnienie modlitwie, przebywa w Kościele, obdarza wspólnotę różnymi charyzmatami i działa na rzecz dopełnienia wszystkich rzeczy w Chrystusie (Rz 8, 1-27; 1 Kor 2, 10-16; 12, 1-11; Ga 4, 6). Często bywa tak, że się nie prowadzi osobnych studiów nad Duchem Świętym, lecz w łączności z innymi ważnymi zagadnieniami, takimi jak: Trójca Przenajświętsza, Kościół, łaska i sakramenty. To „zaniedbanie” odpowiada temu, co św. Jan Damasceński (ok. 675-ok. 749) nazywa kenotyczną (gr. „pusty, ogołocony”) cechą Ducha Świętego, który przychodzi anonimowo, żeby w nas umocnić obraz Syna Bożego. Naukę tę ożywił na nowo Władimir Łosski (1903-1958). Posługując się powiedzeniem Gustawa Flauberta (1821-1880), możemy powiedzieć, że Duch Święty podobnie jak autor w swoich dziełach „jest wszędzie, a jeżeli idzie o szczegóły, nie ma Go nigdzie”. Nauka o Duchu Świętym, jak o tym dobrze wiedzą chrześcijanie wschodni, raczej przenika całą teologię i życie, niż ogranicza się do jednego określonego działu. Na przykład Sobór Watykański II, przekazując własną naukę o Kościele (LG 3-4, 9-17), ukazuje, w jaki sposób myśli chrystologiczne i pneumatologiczne są sobie wzajemnie niezbędne i jak się wzajemnie uzupełniają. Zob. chrystologia, Duch Święty, łaska, teologia Trójcy Przenajświętszej.
http://www.opoka.org.pl/slownik/ltk/pneumatologia.html#
Nie spotkałem się, aby ten termin był używany w filozofii.
Nie ma dziedziny nauki, która nazywa się “teologia ducha”, która na dodatek wywodzi się z filozofii.
Podtrzymuję. Grecy nie znali Objawienia i zajmowali się filozofią, więc źródłem tej filozofii nie mogło być Objawienie. Z faktu, że ludzkie poznanie i wiedza jest spójną całością (wycinkiem prawdy) w żaden sposób nie wynika, że źródłem filozofii jest teologia.
Znowu coś przekręcasz. Nie mogłem czegoś takiego twierdzić.
A po co ty szukasz odrębności i etykietek? Nauka to całość. Traktujesz teologię jak mechanikę budowy samochodu? Nawet ta nie jest odrębna od całości. Muszą ci coś komuniści nazwać byś to uznał za prawdę?
Pneumatologia- w filozofii, nauka o duszy ludzkiej, zwłaszcza duszy wegetatywnej i zmysłowej (termin używany przed wprowadzeniem nazwy „psychologia”)
Jest więc teologia która mówi o uczuciach, i to jest teologia uczuć.
Tak jak jest teologia i małżeństwo. Teologia która zajmuje się małżeństwem jest teologią małżeństwa.
Czy ty umiesz myśleć samodzielnie? Skoro nie, to nie umiesz korzystać ani z googli ani z rozumu który dał ci Bóg.
Chyba nie zauważyłaś, że naukę na uniwersytetach uprawia się w podziale na dziedziny i dyscypliny. Każda z nich ma swoją “etykietkę”, aby można je było identyfikować i odróżniać. Jesteś za tym, aby ten podział zlikwidować i traktować naukę wyłącznie jako całość?
To jest bardzo ciekawa sprawa. Dusza wegetatywna i zmysłowa to obszar ciała, więc historycznie pneumatologia/psychologia zajmuje się procesami cielesnymi (reakcją ciała, jak kiedyś twierdziłaś), ale w tej dyskusji Ty chcesz żeby zajmowała się wyłącznie rozumem (ludzką duszą), więc negujesz to historyczne znaczenie. Zgadza się?
Nie umiem myśleć, korzystać z rozumu, ani używać google. Bóg dał mi rozum, ale nie dał mi talentu, aby z niego korzystać ;-)
Nie przejmuj się. Ja na przykład nie potrafię w ogóle korzystać z komputera. Nawet nie wiem, gdzie się go włącza. Stukam potem ze złości palcami po klawiaturze, patrzę, a tu – nic…
Grecy oczywiście byli teologami ( w wypowiedzi do której się odnosisz użyłam terminu teologia).
Termin „teologia” został po raz pierwszy użyty przez Platona, który w celu de-mitologizacji poetów greckich, użył tego słowa na określenie filozoficznego poznania (λόγος) bogów[22]. Arystoteles słowem teologia nazwał dział filozofii, który wyjaśnia zasady funkcjonowania świata (kosmos) w odniesieniu do jego Pierwszego Poruszyciela[23]
Filozof Arystoteles podzielił teoretyczną filozofię na mathematike, phusike i theologike. Ta ostatnia odnosiła się właściwie do metafizyki.
Potem to wszystko jeszcze bardziej się podzieliło i wyspecjalizowało ze względów funkcjonalnych, co nie znaczy, że poznanie ludzkie jest poszatkowane i nie ma głowy.
Tylko patrząc na rzeczywistość z szerokiej perspektywy całości wiedzy możemy wiedzieć skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy, dlatego teologia musi wrócić na uniwersytety jako nauka nieszczegółowa, ogólna, która daje ogląd wszystkiego z góry i systematyzuje całą resztę.
Ująłeś to po swojemu i błędnie. Ja po prostu nie uznaję współczesnej ‘psychologii” ani za podstawę do tworzenia jakiejś medycyny, ani w ogóle za naukę.
Sprawą człowieka jako złożonej z ducha i ciała całości winna zająć się teologia od strony duszy razem z medycyną od strony ciała, ale znów ta medycyna powinna przyjąć teologię jako podstawę, bo jak wiemy nie da się wyseparować duszy od ciała, bo to jest współfunkcjonalna całość.
To dla mnie zaszczyt znaleźć się z Tobą w gronie bezrozumnych :-)
Myślałem wcześniej, że pisząc o teologii masz na myśli dzisiejszą teologię opartą na Objawieniu. Cofnięcie się do greckich rozważań o Bogu nic nie zmienia. Cytaty, które zamieściłaś dowodzą właśnie, że Twoja teza jest fałszywa.
Przeczytaj uważnie, co sama zacytowałaś. Stoi tam, że filozof Platon użył jako pierwszy terminu teologia. To znaczy, że filozofia grecka wtedy była, a teologii greckiej jeszcze nie było.
Tutaj mamy to samo – filozof wydziela z filozofii dział i nazywa go teologią. Jest zatem odwrotnie niż twierdzisz, mianowicie ta teologia Arystotelesa wywodzi się z jego filozofii. Oczywiście, dzisiejsza teologia ma niewiele wspólnego z tamtą teologią.
Może to Cię przekona, że x.Guz mówi to samo, że grecka filozofia na drodze rozumowej doszła do prawdy o jednym Bogu.
To żle myślałeś. To co pisałam nie uprawnia by wyciągnąć tak błędny wniosek.
Każda filozofia ma u swoich korzeni jakąś teologię czyli wiedzę intuicyjną, wyrozumowaną bądź objawioną.
Spójrz jak wielki filozof św. Tomasz zaczyna swoją Summę Teologiczną;
I Rozdział- ”O Bogu”, zaczyna się od Art. 1;- Czy poza filozofią konieczna jest jeszcze inna nauka?
I na tym fundamencie rozwija dalej całą filozofię na kształt drzewa. On używa metodologii Greków, którzy czynili tak samo. To samo zrobiła filozofia niemiecka- ojciec tej filozofii Hegel sam mówi, że swoją filozofię buduje na tym co Luter powiedział o Bogu.
http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_1.pdf
Nie było jej, bo by zbudowac spójną filozofię trzeba było wcześniej rozprawić się z greckim wielobóstwem. Na błędnej teologii nie da się zbudować żadnej prawdziwej filozofii, więc Grecy wyrozumowali, że musi być jeden Bóg Stwórca całego porzadku, inaczej ich filozofia się rozlatuje w zderzeniu z doświadczeniem i prowadzi na manowce.
Mądry Arystoteles musiał wydzielić teologię jako zbiór podstawowych aksjomatów pod filozofię.
Podobnie z matematyki wydzielono aksjomatykę, inaczej dowodzenie matematyczne byłoby niemożliwe.
Już to pisaliśmy tutaj;
Aksjomat (postulat, pewnik) (gr. αξιωμα [aksíoma] – godność, pewność, oczywistość) – jedno z podstawowych pojęć logiki matematycznej. Od czasów Euklidesa uznawano, że aksjomaty to zdania przyjmowane za prawdziwe, których nie dowodzi się w obrębie danej teorii matematycznej.
Grecy więc przyjęli istnienie jednego Boga za aksjomat pod filozofię i to dało im wspaniałe wyniki, a chrześcijaństwo to potwierdziło i rozwinęło, bo dysponowało Objawieniem, czym nie dysponowali Grecy, którzy mieli tylko własny rozum.
Mamy więc dziś wspaniałą filozofię realizmu chrześcijańskiego, którą zajmuje się filozoficzna Szkoła Lubelska.
Mamy też filozofią całkiem fałszywa- uroszczenie protestanckie w postaci filozofii idealizmu niemieckiego na którym zbudowano m. in psychologię.
Tę filozofię głosi placówka ideologiczna zwana Szkołą Frankfurcką.
Innych szkół filozoficznych na świecie nie ma, choć są różni filozofowie, wolni strzelcy, ich jednak można przyporządkować albo do Szkoły Lubelskiej, albo Frankfurckiej w zależności od tego na jakiej aksjomatyce teologicznej budują, na luterańskiej czy katolickiej.
Europa została zbudowana na trzech wzgórzach: Akropolu, Kapitolu i Golgocie.
A filozofia katolicka jest tego owocem i obrazem, jest koroną naszej cywilizacji jak chodzi o naukę.
Tak, to niedopuszczalne, aby słowo teologia w Twojej wypowiedzi wziąć za naukę opartą na Bożym Objawieniu. Wybacz ten kardynalny błąd.
Co Ty teraz wymyślasz? Istnienie jednego Boga (Pierwszego Poruszyciela) nie jest żadnym aksjomatem u Arystotelesa, lecz wnioskiem. Arystoteles analizuje strukturę rzeczywistości, rozwiązuje szereg problemów filozoficznych, a na koniec wykazuje konieczność istnienia nieruchomego Boga-umysłu, czystego aktu. Przecież Arystoteles przedstawia swoje dowody na istnienie tego Boga, które zaadoptował potem św. Tomasz. Aksjomatów się nie dowodzi. Słuchaj x.Guza, który mówi, że jeden Bóg i jedna prawda, jest wielkim owocem greckiej myśli. Owocem, a nie aksjomatem. Naginasz rzeczywistość pod swoją tezę i przeczysz x.Guzowi byle trwać w uporze i postawić na swoim.
Pięknie to ujęłaś.
To nie ważne czy w mojej czy nie w mojej,bo nie mówimy tu o własnym poglądzie, ale poglądzie naukowym opartym na prawdzie – są różne teologie co koń widzi, teologia hinduizmu mówi np. że człowiek reinkarnuje od robaka do bramina czyli boga. Jaka z tej wiary wynika antropologia (filozofia) to widzimy patrząc na Indie, jak tam traktowany jest człowiek, a jak traktowała go Matka Teresa, katoliczka.
Teologia marksistowska mówi, że materia jest bogiem a człowiek łajnem które przebóstwia państwo komunistyczne.
Są więc różne teologie.
Namysł nad tym ”co jest” doprowadził trzech wielkich greckich filozofów do odkrycia raczej niż wniosku ( mogę o tym szerzej), że musi być jeden Bóg. Ale zauważ, że oni nie przedstawiają na to DOWODÓW naukowych. Gdyby tak było, wszyscy dziś uznawaliby istnienie Boga za naukowy pewnik.
Oni doszli (Grecy byli wspaniałymi matematykami), że przy ZAŁOŻENIU że jest jeden Bóg, cała reszta doskonale się uzasadnia, a praktyka to potwierdza.. Postąpili więc jak w matematyce, jak odkryje się metodą dedukcji aksjomat, natychmiast wynikają z niego tezy i prawidłowy porządek dowodzenia. Aksjomat jest zaś niedowodliwy, przyjmuje się go na wiarę bo się sprawdza. Następne kroki dowodzą więc prawdziwości aksjomatu.
Sw. Tomasz zaadoptował tę metodę do filozofii chrześcijańskiej, by przełożyć treść Objawienia na filozofię, z filozofii zaś wywiodło się prawo (jego podstawy mamy już w prawie rzymskim), nauki humanistyczne, wszelka nauka.
Tak mówi ale dodaje, że Grecy dali tylko narzędzie, a filozofia zachodnia w sferze ontologicznej i antropologicznej oraz społecznej jest opracowana na podstawie Objawienia chrześcijańskiego, nie greckiego które było szczątkowe.
Stąd i filozofia chrześcijańska mogła się wspaniale rozwinąć przez te 2 tys. lat i rozwija się nadal ciągle nas zadziwiając.
Spójrz tylko na tytuły rozdziałów jak się rozwija;
http://www.wydawnictwokul.lublin.pl/sklep/product_info.php?products_id=2157
Gdybyśmy pozostali przy Grekach w dziedzinie filozofii nie powstałaby w ogóle cywilizacja zachodnia. Mielibyśmy tu może jakiś islam. Kto by tam pamiętał jakiegoś Jezusa. Ileż to było miejsc gdzie chrześcijaństwo stworzyło wielką cywilizacje i ona upadła, jak np. w imperium armeńskim które pierwsze przyjęło chrześcijaństwo oficjalnie i nagle znikło.
Tak to się splata filozofia z teologią i zyciem.
11 sierpnia 1464 roku, zmarł w Todi (Umbria, Perugia), w wieku 63 lub 64 lat, Mikołaj z Kuzy, Mikołaj Kuzańczyk [łac. Nicolaus Cusanus, właśc. Nikolaus Krebs], biskup (konsekracja w 1450) i kardynał (kreacja w 1448 przez papieża Mikołaja V) Świętego Kościoła Rzymskiego, filozof, teolog, kanonista, filolog, matematyk i dyplomata; w latach 1431-1437 uczestnik Soboru w Bazylei (początkowo koncyliarysta, następnie papalista); w 1438 roku jako wysłannik papieża Eugeniusza IV do Konstantynopola zaprosił patriarchów Kościoła Wschodniego i cesarza Jana VIII Paleologa na sobór w Ferrarze (a przy okazji przywiózł rękopisy Teologii Platońskiej i innych tekstów); wraz z E.S. Piccolominim (późniejszym Piusem II) pośredniczył w zawarciu konkordatu weneckiego (17 II 1448) z cesarzem Fryderykiem III; jako legat papieski przygotowywał z wielką gorliwością Niemcy i Czechy do Roku Jubileuszowego 1450 (usiłując także nawrócić husytów); erudyta będący właścicielem jednej z największych ówczesnych bibliotek na świecie (zarazem żyjący w skrajnym ubóstwie i ascezie), zawierających ok. 270 rzadkich manuskryptów; największy filozof chrześcijański późnego średniowiecza, uprawiający mistyczną teologię apofatyczną, tj. orzekającą o absolutnie transcendentnym Bogu na drodze „pouczonej niewiedzy” (docta ignorantia) o niedostępności poznaniu intelektualnemu tego, czym Bóg jest; przypisywane Mu imiona mają charakter metafor, z których najbardziej adekwatne zdaje się być imię Maksimum – absolutne i bezwzględne (Maximum simpliciter et absolute); jest On jednocześnie Minimum, ponieważ poza Nim nie ma niczego większego ani mniejszego, tym samym zaś „zbieżnością przeciwieństw” (coincidentia oppositorum).
Realizm? Czy idealizm?
http://www.kul.pl/psychologia-opis-kierunku,art_58494.html
Dobra, katolicka strategia reklamowa powinna zakładać omodlenie skuteczności reklamy. Można to załatwić przez serwis WWW, np.: http://www.misericordiadei.pl/pag.05.php
Ciekaw jestem, czy uczą tego na KUL-u…
P.S. Bardzo lubię określenia takie jak “zarządzanie stresem”. Nie zmnijeszanie stresu, likwidowanie stresu, ale “zarządzanie”. Bo za pomocą stresu można zagonić ludzi do wydajniejszej pracy – np. kosztem ich czasu dla rodziny i na rozwój duchowy.
Dlaczego wpuszczam gender na KUL
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/36492,dlaczego-wpuszczam-gender-na-kul.html
U Arystotelesa jest całkiem odwrotnie.
Przyjmuje on szereg założeń i wychodząc od nich dowodzi istnienia Boga.
Są to między innymi:
– łańcuch przyczyn musi mieć gdzieś swój początek
– wszystko co materialne jest zmienne
– (tylko) rozum nie jest pobudzany przez przyczyny zewnętrzne
– najdoskonalszy w bycie jest rozum, forma i energia
Niestety, idealizm. Myśl nie pasuje do faktów, tym gorzej dla faktów.
– łańcuch przyczyn musi mieć gdzieś swój początek [wielki wybuch, przypadek]
– wszystko co materialne jest zmienne [ mutacje, dobór naturalny]
– (tylko) rozum nie jest pobudzany przez przyczyny zewnętrzne [Poruszyciel powie ci że jest, zresztą materialiści też- byt określa świadomość]
– najdoskonalszy w bycie jest rozum, forma i energia [ o właśnie, ta modna dziś energia]
Z tych założeń można też wywieść co innego, co zrobił potem Luter i jego następcy którzy zachłysnęli się poglądem materialistycznym.
Choć bez wątpienia Arystoteles był geniuszem wyrastającym zresztą z gleby geniuszy, to jednak dopiero Objawienie odsłoniło nam tę część prawdy która zakryta była przed ludzkim rozumem.
Co więc za Objawieniem dodał św. Tomasz do Arystotelesa?
Circ zaczyna wklejać nam protestanckie herezje, ale na pewno je wyborni ;-)
Pokazuję, że to co wy macie za dowód u Arystotelesa, protestanci wręcz przeciwnie, bo mają swoje interpretacje.
Co do Arystotelesa pisze Asadow, a wcześniej ty.
Dla nauki nie jest istotne jak ktoś dochodził do zasady pierwszej, w teologii czy w matematyce, bo definicją zasady pierwszej jest to, że jest ona naukowo niedowodliwa i przyjmuje się ją na wiarę.
Tak mówi cała zachodnia nauka zbudowana przecież na Grekach. Tak też mówi całe Objawienie- Boga przyjmuje się na wiarę, ”błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli”. W nauce jest więc od ogółu (zasady pierwszej) do szczegółu, nie odwrotnie.
A wy rzeźbicie sobie co innego i odwrotnie.
Zamyślam się na tym fenomenem umysłów lewych.
Tu piękny przykład zasady od ogółu do szczegółu w prawie, od zasady pierwszej do reguł prawa. Przeczytajcie każde słowo uważnie, bo to o was.
Badacie więc ”genealogię” dochodzenia przez Arystotelesa do zasady pierwszej, co nam nic nie daje, zamiast ją przyjąć jako pewnik z którego rozwija się wnioskowanie co do całej reszty ze szczególami.
Zydzi mieli Prawo od Boga. Mimo tego nie doszli sami przez tyle pokoleń do zasady pierwszej prawa którą jest miłość.
Nawet kiedy przyszedł Jezus i im to objawił a potem wyjaśniał, uczeni w piśmie nadal nie zrozumieli, bo myśleli odwrotnie, jak wy.
Ręce opadają. Trudno jest dyskutować z osobą nieomylną. Cóż my, nędzne robaki, lewe usmysły możemy wskórać, skoro rozmówczyni z definicji ma rację i pełny dostęp do prawdy.
Ja już prawie całkiem zrezygnowałem, próbuję tylko pokazywać najbardziej jaksrawe przypadki kiedy Circ wymyśla czym się zajmuje KUL, jaka jest struktura filozofii Arystotelesa i innych itd. itd.
Jest rzeczywistość i jest płaski świat Circ, podparty od dołu youtubem a przykryty kryształowymi sferami jej konstrukcji intelektualnych. Dla niepoznaki występują w nim instytucje, osoby i zjawiska noszące takie same nazwy, co w rzeczywistości. Przez to zdaje się nam, że rozmawiamy o tym samym.
Wspinasz się na szczyty hipokryzji. Pokazywałaś coś innego, jak św. Tomasz dodał do filozofii Arystotelesa wiedzę objawioną z Biblii. Wkleiłaś jakiś pierwszy lepszy fragment wyszukany w google o Arystotelesie i Tomaszu, nie zwracając uwagi, że to bałamutne wypracowanie jakiegoś protestanckiego studenta. Nie ostrzegłaś ani słowem, że to myśl protestancka, żeby tego cytatu nie brać poważnie. Przeciwnie, wkleiłaś ten tekst, podając jako uzasadnienie swojej tezy o aksjomacie Arystotelesa. W treści cytatu nie ma jednak nic, co by potwierdzało Twoją tezę i przeczyło temu, co my z Asadowem twierdzimy, więc to tłumaczenie to tylko wielopiętrowa ściema, kilka warstw pozorów. I to absurdalne wyjaśnienie, że pokazywałaś, jak protestanci myślą inaczej niż ja i Asadow. Przyjmując nawet tę zmyśloną wersję, jest ona bez sensu, bowiem pokazanie, że protestanci myślą przeciwnie do nas, nie dowodzi w żaden sposób naszego błędu.
Brednie. Po co nam w ogóle dowody i uzasadnienia w nauce? Przeciwnie do tego, co piszesz, metoda (pytanie “jak”) w nauce ma wielkie znaczenie, nie tylko w naukach szczegółowych. Nomen omen jedną z pierwszych zasad ludzkiego rozumowania, na których zbudowana jest cała nauka, jest zasada racji dostatecznej o charakterze właśnie metodologicznym. Przyjęcie czegoś wymaga dostatecznego uzasadnienia. Pytanie “jak” jest ważne nie tylko w nauce, ale także naszym codziennym życiu, w tym życiu religijnym. Boga przyjmujemy na wiarę, ale nadal pytamy nawróconych grzeszników, JAK to się stało, że uwierzyłeś w Boga i mu zaufałeś? I ktoś daje świadectwo, co pozwala otworzyć się na Boga innym lub pogłębić swoje zaufanie.
Wyrafinowane brednie. Używasz Pisma Świętego w sztuce manipulacji, dlatego martwię się nie tylko o Twoją duszę, ale także o tych, którzy zostaną zwiedzeni pozorami naukowości, w jakie ubierasz swoje pseudo-wywody.
Rozumiem, że pierwsze zdanie jest z przymrużeniem oka. Tak na serio to nieomylność właściwie w niczym nie przeszkadza. Bóg jest nieomylny i to jest wspaniałe. Nauczyciel, który nie myli się, też jest lepszy o tego, który robi błędy. Problemem jest błędne przekonanie o swojej nieomylności i obrona błędów jak przenajświętszej prawdy.
Dziewiąty stopień pychy wg św. Bernarda
Ja bym powiedział, że istotną rolę gra tu też zmęczenie. Jak ktoś siedzi przy kompie do 4-5 rano, w czasie gdy powinien spać, to już jest prawie maligna :) Jeśli się to powtarza regularnie, może być to druzgocące dla psychiki. Pan Bóg po to dał dzień, by pracować, a noc, by spać. Jeśli ktoś regularnie zarywa noce, to grzeszy przeciwko swemu zdrowiu, głównie psychicznemu.
Ponoć nie ma czegoś takiego jak choroba psychiczna, więc i nie ma zdrowia psychicznego, więc nie ma grzechu przeciwko temu zdrowiu, więc można regularnie zarywać noce ;-)
Słusznie :) Pozostańmy zatem przy zmęczeniu i jego skutkach dla procesu rozumowania. Są ewidentnie negatywne.
Lepiej bym tego nie ujął.
Coraz częściej kiedy czytam komentarze Circ, to zamiast – jak dotychczas – zdumienia, złości (choć czasem – zachwytu i olśnienia) czuję po prostu zażenowanie.
Przepraszam za tę uwagę ad personam i a persona.
Chcę tylko zdecydowanie odciąć się od wymyślonej rzeczywistości, wprowadzanej do dyskusji przez Circ.
Tak, rece opadają.
Co ciekawe dyskutują tu osoby które w ogóle prof. Guza nie słuchają.
I bronią psychiatrii, bo łatwiej wziąć tabletkę niż się rozwijać.
Legion uważam za nieudane przedsięwzięcie.
Daj sobie czas i przetraw po prostu to, że nie zawsze masz rację, a co gorsza masz tendencję, by się upierać tylko dlatego, że tak bardzo kochasz mieć rację. Kochasz czasem swoją rację bardziej niż Prawdę!
„Anatomia Epidemii” – ukryta szkodliwość leków psychiatrycznych
Więcej tu;
http://zacznijzyc.net/a056/
Ale jeśli te badania są tak przełomowe, dlaczego przeszły bez medialnego echa?
Ponieważ Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego nie ogłosił ich. Tak jak nie ogłosił wyników badania z 2007 nad pacjentami ze schizofrenią. W tym badaniu częstość wyzdrowienia wynosiła 40% dla pacjentów nie biorących leków i tylko 5% dla tych na lekach. Przejrzałem wszystko, co Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego opublikował 2007 roku, ale wyników tego badania tam nie ma. Nie znalazłem na ten temat informacji w żadnej publikacji czy książce Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Ani jedna gazeta nie opublikowała tego badania. I to z powodu establishmentu psychiatrycznego – Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, Narodowe Przymierze przeciw Chorobom Psychicznym [National Alliance on Medical Illness] – nie wypuściły nic do prasy i nie starały się zaalarmować mediów.
Skoro ty nie kochasz mieć racji, to jej nie miej.
Ja jednak kocham PRAWDĘ. Nie wolno?
http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1537-czy-przez-leki-psychiatryczne-jestesmy-jeszcze-bardziej-chorzy.html
…Wiesz, Circ, troszkę zaskoczony jestem iż powołujesz się na tak kogoś dziwnego.
Ks.DR (moje duże litery z :) Dziewiecki. Rzekomy doktorat z psychologi och i ach
boż to jeszcze wręcz na wspaniałej uczelni w Rzymie…
Zetknąłem się z tym nazwiskiem/blogiem (jakiś rok temu) – a, co tu gadać…
(skrót:poczytałem i było tak:JA się znam na wszystkim, uczta się wszystkiego Jedynie ode mnie) Popatrz: od jakiegoś czasu nawet w Wiki ma inny wpis!!! Już nie ma tytułu “dr psychologii” nagle…
…pozdrawiam ciepło, licząc na ewentualną wymianę zdań
Marek Dziewiecki (ur. 3 lipca 1954 w Radomiu) – rzymskokatolicki prezbiter, doktor psychologii, odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Dziewiecki
Zaden ksiądz nie jest dziwny, może tylko Lemański.
Nie rzekomy doktorat, ale doktorat na katolickim uniwersytecie z dziedziny psychologii wychowawczej, przygotowania do życia w rodzinie, profilaktyki i terapii uzależnień.
Katolicyzm inaczej definiuje psyche niż ateizm uniwersytecki wyłoniony z filozofów reformackich-
Wg. katolików Psyche (gr. ψυχή) – tchnienie, dusza
Dusza ludzka w chrześcijaństwie ma naturę rozumną i jest nieśmiertelna.
Według tradycyjnej psychologii akademickiej psychika obejmuje procesy poznawcze, emocje, procesy motywacyjne i osobowość ( pamięć) przeciwstawiany procesom cielesnym (fizjologicznych)- wszystko to wg. psychologii umiera z ciałem. Wszystko to procesy. Prof. Guz mówi że w protestantyzmie nastąpiła procesualizacja rzeczywistości która atomizuje i niszczy bytowość człowieka- nie ma już duszy- są procesy.
Katolicka psychologia czyli nauka o duszy jest czymś kompletnie przeciwstawnym psychologii akademickiej ze względu na rożne antropologie stojące u podstaw tych dziedzin.
Psychologia akademicka ukradła greckie słowo psyche i go przeinterpretowała wg. darwinizmu i freudyzmu. To jest oszustwo.
I słusznie, on się dobrze zna na tym co robi. Jak i prof. Guz, czy prof. Oko. Oni mają prawo tak powiedzieć.
A my mamy pokornie się od nich uczyć jeśli chcemy być mądrzy.
Circ, przede wszystkim przepraszam za tak późny odpis (wina i sprzętu, i moja, ale nie brak szacunku dla Ciebie)
Wszak poświęciłaś mi Swój czas – dzięki.
…”on się dobrze zna na tym co robi” – tzn przepraszam co – sztuka manipulacji?
I coby jasność była – większość Jego tekstów czytałem.(a psychologii stricte jako
katedry/wydziału nie ma i nigdy (podobno) nie było na tymże Uniwersytecie.)
Jak ktoś bardzo mądrze we wcześniejszym komentarzu napisał – psycholog musi/powinien/MA empatię.
…Wysoce cenię Twoje zdanie, Circ, niemniej jednak, IMHO, nikt nie powinien/nie
wolno mu/nie wypada/nie ma prawa tak rzec. Toż z tego by absurd wyszedł: zmęczony
prof. Guz coś tam niezbyt przemyślanie “chlapnął”, cholera wie jaki był kontekst,
ale już ten akurat fragmencik na YT + ku mojemu ubolewaniu na Legionie: TAK MA BYĆ bosz Autorytet rzekł… Ludzie są ludźmi i nie przestaję cenić ks.profesora.
…a pokornie, Circ, to mogę być tylko i wyłącznie wobec Papieża (po co dalej się rozpisywać…). I nie chcę być mądry – chcę ciągle być mądrzejszy. Od siebie.
Szczerze i ciepło miłego dzionka (a temat psychologii w gościnie Asadowa może jeszcze poruszę – ale to inna bajka…)
…no i znowu zeżarło mój koment głównie z przeprosinami do Ciebie, że tak późno.
(jako że poświęciłaś mi Swój czas – a mój “sprzęcik” ma różny humor)
Krótko: ks.Dziewiecki to dla mnie bardzo brzydkie UFO, natomiast dla Ciebie serdeczne mocno, mocno podziękowania za tę wspaniałą “robotę” przy Braunie.
…KAŻDY ma prawo powiedzieć czy to, czy tamto.
POKORNY – to ja mogę być wobec Papieża. I nie chcę być mądry – chcę być mądrzejszy. Od siebie.(tak, przez “s”)
Ciepło (może u Ciebie też) pozdrawiam
Dla Ciebie. Twoje argumenty to obszar upodobań, nie racji. Z upodobaniami się nie dyskutuje.
Twoje racje są potoczne, nie naukowe, np.
Pokora to coś innego niż myślisz. Jesteśmy wszyscy zobowiązani wobec prawdy, stąd posłuszenstwo papieżowi, ale i każdej prawdzie.
Od prawdy oddziela pycha. Sw. Bernard pisze o 12 stopniach pychy które są przeciwieństwem 12 stopni prawdy.
Na wyższych stopniach pychy pojawiają się choroby duchowe które ”psychologia” nazywa chorobami psychicznymi opisując ich objawy i nic nie wiedząc o ich prawdziwych przyczynach.
http://www.fronda.pl/blogi/jozue/dwanascie-stopni-pychy-wg-sw-bernarda-z-clairvaux,37628.html
Mamy więc być posłuszni prawdzie, ale wcześniej musimy wstąpić na drogę prawdy.