Miłej lektury w ramach katolickiego samodoskonalenia :)
Wprowadzenie teologiczno-pastoralne do ksiąg liturgicznych. Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego.
Gdy Sobór Watykański II zarządził odnowę obrzędów Mszy świętej, polecił między innymi, by niektóre obrzędy przywrócono “stosownie do pierwotnej tradycji Ojców Kościoła”, czyli używając tego samego wyrażenia, co św. Pius V w Piśmie apostolskim zaczynającym się od słów Quo primum, którym w roku 1570 ogłoszony został Mszał Trydencki. Ta zgodność słów pozwala stwierdzić, jakim sposobem oba Mszały Rzymskie, chociaż dzielą je cztery wieki, zawierają jedną i tę samą tradycję. Jeśli zaś rozważymy wewnętrzne elementy tej tradycji, zrozumiemy, jak wspaniale drugi mszał udoskonala pierwszy.
W istocie mszał z roku 1570 niewiele się różni od pierwszego mszału wydanego drukiem w roku 1474, który znowu wiernie odtwarzał mszał z czasów Innocentego III. Nadto chociaż kodeksy Biblioteki Watykańskiej umożliwiały poprawienie niektórych wyrażeń, nie pozwoliły jednak, by w tym badaniu “starych i uznanych autorów” cofnięto się dalej niż do średniowiecznych komentarzy liturgicznych.
Dziś natomiast ta “tradycja Ojców Kościoła”, której trzymali się korektorzy Mszału św. Piusa V, została wzbogacona przez niezliczone pisma uczonych. Po pierwszym wydaniu Sakramentarza gregoriańskiego w roku 1571, często wydawano drukiem krytycznie opracowane stare sakramentarze rzymskie i ambrozjańskie, podobnie jak starodawne księgi liturgiczne hiszpańskie i gallikańskie, które ukazały liczne, nie znane dotąd modlitwy o niemałej wartości duchowej.
Również tradycje dawnych wieków, poprzedzających ustanowienie obrządków Wschodu i Zachodu, teraz lepiej są znane dzięki temu, że znaleziono wiele dokumentów liturgicznych.
Oprócz tego postępujące studia nad Ojcami Kościoła rzuciły na teologię eucharystycznego misterium światło nauki najwybitniejszych w chrześcijańskiej starożytności Ojców, jak św. Ireneusz, św. Ambroży, św. Cyryl Jerozolimski, św. Jan Złotousty.
Powyższy fragment jasno pokazuje, że NOM nie jest efektem “spisku modernistów”, lecz że powstał jako kontynuacja pracy rozpoczętej przez Piusa V w czasach soboru Trydenckiego. Pracy którą można było wreszcie doprowadzić do końca w czasach współczesnych, dzięki temu że odkryto wiele tekstów nieznanych w XVI wieku, co przez kilka stuleci stało na przeszkodzie zaleceniom Piusa V aby “obrzędy przywócono stosownie do pierwotnej tradycji Ojców Kościoła”. Wówczas reforma zatrzymała się niestety na tekstach średniowiecznych, natomiast II SW mógł już kontynuować reformę Piusa V w oparciu o znacznie starsze teksty, dzięki czemu mozliwe było wreszcie dokonanie całego dzieła.I tak własnie drogie dzieci powstał NOM, jako efekt pracy rozpoczętej w XVI wieku przez Piusa V :)
W ramach dalszego samodoskonalenia polecam lekturę całości tego tekstu.
http://www.kkbids.episkopat.pl/index.php?id=201
Doskonała sprawa dla kogoś kto chce w pełni zrozumieć w czym bierze udział podczas niedzielnej Mszy.
http://www.fronda.pl/forum/krotka-historia-o-tym-skad-nom-wzial-sie-na-swiecie,57381.html
Warto poczytać w komentarzach spór pomiędzy katolikami a tradycjonalistami.
Proszę się nie gniewać, ale z frondy czy onetu to co najwyżej można zczytać datę lub godzinę.
KAKNOM…
delfin
To jest ze strony Episkopatu- jest link na dole.
A w komentarzach bardzo merytoryczna rozmowa akurat, z tym że tradsi nie mają racji i Włóczykij doskonale to uzasadnia.
A tu jeszcze lepsze;
Przysięga antytradsowa Włóczykija
http://www.fronda.pl/forum/przysiega-antytradsowa-wloczykija,57390.html
może to wszystko po to, żeby Kościół był zajęty “walką wewnętrzną” i tracił energię, zamiast kontynuować chrystianizację. a może jeszcze po to, żeby nam zaszczepić protestanckie myślenie, że Kościół jako całośc jest syntezą prawdy i kłamstwa, artykułujących się w “tradycji” i “modernizmie” (albo na odwrót – do wyboru, do koloru). Mówię o tym współczesnym, wydumanym sporze, bo że modernizm istnieje, to wiadomo. ale jest jeszcze to dzielenie na Kościół przed- i posoborowy i ich antagonizowanie.
To jest trochę głębsze – tu dokument z ’69 r. a po nim jeszcze pare reakcji BXVI oraz np reforma reformy – np tu: http://www.paixliturgique.pl/aff_lettre.asp?LET_N_ID=493
http://www.fronda.pl/forum/aniliza-krytyczna-nomu-powstala-na-zlecienie-pawla-vi-napisana-prze-kard-ottavianiego-i-kard-bacci,57382.html
Analiza krytyczna jest dla papieża i Magisterium, nie dla Polipida, Jacka i miarki. To nic nowego, że Kościół namyśla się nad wszystkim i sprawdza, robił to zawsze.
No widzisz. Tak własnie jest. Ale… Ale po SVII (właśnie) wierni zostali doproszeni do współtworzenia (aktywnego) Kościoła, w tym (i tu właśnie nie wiem: czy to jest ten “wątek protestancki” właśnie?) do zapoznawania się (czynnego) z dokumentami Tegoż. Ta czynność czy aktywność czy jak to zwać ma swój wyraz w tym, że wiernym wolno (należy?) dyskutować te dokumenty. Stąd, być może, osoby, które wymieniłaś i inne o zbliżonych poglądach “czują się w prawie” do popierania stanowiska hierarchów mających o postanowieniach soborowych zdanie odmienne od tego, które na tym soborze przyjęto. To jest trochę wewn. sprzeczne, ale mniejsza z tym. Mniejsza, bo naprawdę idzie tylko o to – gdzie jest prawda i jaka jest prawda? Trudno mi wobec tego zrozumieć to zacietrzewienie po obu stronach. Ja się z Tobą zgadzam, że te analizy tych Doktorów Kościoła to nie n nasze siwe głowy, ale skoro Oni tam na górze mają konflikt, to przenosi się on na dół. Całkiem niezrozumiałe jest dla mnie, i nie do przyjęcia, podważanie *posłuszeństwa* Papieżowi (a może to jest ten wątek proestancki?)
To nie jest wewnętrznie sprzeczne o ile widzieć cel tego ”doproszenia”.
Celem jest świadomy i dojrzały katolicyzm, wypalony w ogniu, nie letni jak za przedsoborowia, kiedy to elity były w Kościele i w masonerii i nie widziały sprzeczności.
Zobacz co te kłótnie robią- nigdy by ci ludzie nie zaczytywali się w Biblii, Katechizmie i dokumentach Kościoła gdyby nie ta cholerna kłótnia.
To nie jest konflikt, tylko namysł w duchu kontynuacji. Kontynuacja nie jest staniem w miejscu, jest rozwojem. I rozwijamy się aż huczy.
Wewn. sprzeczne jest krytykowanie postanowień soboru wśród których jedno z kluczowych mówi, że każdy ma prawo do wyrażenia swojego stanowiska. Stąd potem ten czy erny sądzi, że papieża słuchać – nie musi: bo papież/sobór pozwolił, że klękać nie musi – jw, że spowiadać sie nie musi – jw, że aborconować mu wolno – bo wolno jest miec zdanie wlasne, nawet gdy jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła, że wreszcie – może wybrać sobie kapłana z takimi pogladami, jakie jemu-wiernemu, odpowiadają, gdyż nie obowiązuje go ścisle przestrzeganie dekalogu, nauczani K, ale wolna wola – wolna do wszystkiego i od wszystkiego. Konflikt, kłótnia… Pętla. Skutkiem jest też wreszcie to, że taki czy inny wierny może publicznie nazwać Papieża owsikiem i nawet mu jego wolne sumienie nie pierdnie. Namysł… Iza, pokaz mi poważną polemikę w tym temacie, to Ci uwierzę. Może… Huczy, huczy… A Boga kontempluje sie i adoruje w ciszy. No ale skoro się woli żeby huczało… to nie lepiej od razu zamiast na msze sw leb do diesla wsadzic?
Wiesz co… ten huk od rozwoju jest zewnętrzny.
Tym, którzy generują go swoim rozwojem nie przeszkadza on kontemplować i adorować Boga w ciszy.
A w ogóle, to łapanie za przenośnie to dziecinada. v. Praesupponendum /l. praesuponendum
Istnieje proste kryterium, czy krytyki i ten huczek pomaga nam w relacji z Bogiem (lub tak nam się tak wydaje), czy też nie… Ale to nie może być takie subiektywne, w razie wątpliwości od czegoś są strażnicy wiary. Powoli robi się, że co nie zabronione, to dozwolone- tylko czy tak pożądane?
>A w ogóle, to łapanie za przenośnie to dziecinada. v. Praesupponendum /l. praesuponendum
Jasne, tylko że, jak napisałem wyżej, mnie idzie o prawdę, (bożą prawdę, czyli Jego wolę w realizacji kultu (fuj, co język! sorry) więc siłą rzeczy i chcąc a nie chcąc, muszę wchodzić w spór. Mogę jednak i wolę czynić to jednak na szkiełku podstawowym, bez ekspresji zdania własnego, aby w ten sposób zmaksymalizować poprawność odczytanie stanu rzeczywistego, obserwację. Dopóki jednak hierarchia nie przyjmie jednoznacznej wykładni w przedmiotowej sprawie, racja jest przy circ o tym, że obowiązuje *każdego* wiernego wykładnia papieska. Zgrzyt polega na tym, że rozmowa o tej najistotniejszej kwestii w życiu całego Kościoła (podkreślam – całego) przenoszona jest w dół, do wiernych, z propagacją błędów ze wzgl. na brak obiektywizmu u tych, którzy w w swoich decyzjach winni się kierować wyłącznie roztropnością Ducha Św. Benedyktyński dialog jest niejako rękojmią znalezienia rozwiązania konfliktu ale watpię by samo dialogowanie wokół motu prorpio jedynie własnymi poglądami, przez obie strony, było właściwym tropem… Hm… no mam problem… nie tylko ja, niestety…
W TYM ujęciu tematu jakie nadaje meistreem podburzany przez grupki agentów i heretyków nie może być poważnej polemiki, bo obie strony (tradsi i moderni) zatrzymali się w rozwoju odchodząc od prawdy. Rozwijają się tylko ci, którzy tamtych próbują uratować, wyrwać ze szponów ideologii i przywrócić prawdzie, bo są zmuszeni do poszukiwań i wysiłku umysłowego, ponieważ nie obstają sztywno przy swoim, rozważają również racje przeciwników, są otwarci na wszystko byle było prawdą. Nawet posłuszeństwo papieżowi ich nie ogranicza w tych poszukiwaniach, bo papieże czynią to samo, przykładem “Analiza krytyczna NOmu którą zamówił Paweł VI”. Kolejni papieże przecież robili to samo, Benedykt nawet podarował winy lefebrystom-papieże więc poszli bardzo daleko w otwartości na buntowników z jednej i drugiej strony.
Buntownikom to jednak nie wystarcza, chcą po swojemu- nadal jedni chcą kapłaństwa kobiet, nawet aborcji, a drudzy usztywnienia- to nie dotyczy tylko formy liturgii, ale całego obszaru nauki Kościoła- tradsi i moderniści chcą całego ciała Kościoła.
To że papieże zaprosili cały Kościół do dialogu, sami też dialogując z faryzeuszami jak najlepiej o nich świadczy, idą drogą Jezusa, na Golgotę, by się wypełniło.
Przecież w Biblii to przepowiedziano, że Kościół jest nie tylko figurą Jezusa, ale Jego żywym ciałem-Kościół będzie więc ukrzyżowany jak Jezus i papieże przyjęli to na siebie.
No dobra i my sie tu zgadzamy. jest tylko kwestia punktu wyjścia – czy wolno go podważyć; czy jeden sobór autentycznie podwazył postanowienia poprzedniego, a dwa – punktu dojścia,. a raczej sposobu dojscia. jak ten sposob jest rózny (co dopuszcza svii, a nie dopuszcza st (“niech bedzie wyklety” etc)), to czy to aby nie jest to krolestwo wew. sklocone co sie nie ostoi?
Maćku, czy nie jest tak, że jeśli dialogujący mają dobrą wolę i pokorę, to wyłapią te błędy i wejdą na właściwą ścieżkę rozeznania prawdy?
Chociaż może masz rację, że brakuje drogowskazów, które pomagałyby tym, którzy błądzą z powodu braku dobrego oznakowania drogi, a nie – przez własne rozbrykanie, chodzenie na skróty itp.
No widzisz. Ci dialogujący to, po svii, my – Kościół hierarchiczny plus Lud Boży i, uwaga, plus wszyscy ci, którzy Ludu Bożego jeszcze nie stanowią… Ech, trochę się przytopiłem :)) Wrócę dłubać dalej jak odsapnę.
Brak oznakowania jest jak na polaskich drogach – gmina ma swoje znaki, wojwoda swoje, a adm. centralna swoje i weź tu i jedź… Do tego jeszcze trasa jest w semper przebudowie. Gdzieś mi mignęło jak ktoś powiedział, że z adaptacją svii może jest po prostu tak, że wiele się musi zmienić, żeby wszystko zostało po staremu (to hebraizm chyba) – może i racja :)
Choćbyśmy wszystkie książki zjedli by porównać, to nie mamy kluczy królestwa, by wiedzieć. Klucze mają papieże.
Możemy nie być skłóconym królestwem o ile będziemy posłuszni papieżom.
Co ty mówisz? Nie ma drogowskazów? Mamy Biblię, katechizm i kazania, mamy teksty Soboru, św. Tomasza i Augustyna, mamy Krąpca i Guza.
Jak ktoś się gubi w teologii zawsze może wrócić do prostych modlitw i posłuszeństwa, to jest bezpieczne i sam Duch św. prowadzi.
Mamy Parakleta, byle byśmy za wiele nie mędrkowali.
O to, to!…
Na carraryjskim złotymi kapitałami.
Mogę wydzióbać, jakby co.
>Jak ktoś się gubi w teologii zawsze może wrócić do prostych modlitw i posłuszeństwa, to jest bezpieczne i sam Duch św. prowadzi.
„Jeśli roztropny umiar wydaje się wam rzadkim ptakiem, starajcie się przynajmniej zastąpić go posłuszeństwem, którego rada będzie pewna i bezpieczna. By zachować środek między skrajnościami: oziębłością i nieroztropną gorliwością, omawiajcie wasze sprawy z przełożonymi.” – św. Ignacy Loyola
„W taki sposób należy bronić Stolicy Apostolskiej, jej autorytetu i pociągać ludzi do prawdziwego jej posłuszeństwa, by wskutek nierozważnej jej obrony nie uważano nas za “papistów” i nie odmawiano nam zaufania. Gorliwość w zwalczaniu herezji winna być taka, by heretykom jako ludziom okazywać miłość, pragnienie ich zbawienia i współczucie.” – św. Ignacy Loyola…
Bardzo celne te słowa świętego Ignacego. Wziąć je powinni pod rozwagę uczestnicy nie tylko tej dyskusji.
Do rozważań o drogowskazach i kryteriach oceny postępowych i rozwojowych zmian chciałbym tylko dorzucić coś bardzo prostego wręcz prymitywnego. Chciałbym aby Wysokie Dyskutujące Strony zechciały same ocenić postępy postępu pod jeszcze jednym względem. Aby przy użyciu zwykłego chłopskiego rozumu i ordynarnej logiki zanalizowano rozwój Kościoła, od którego aż huczy, zadając pytanie:
Czy w efekcie tych zmian poszanowanie dla Boga (zwłaszcza dla Jego Ciała stale w świątyniach obecnego) wzrasta wśród Ludu czy raczej wręcz przeciwnie?
A.M.D.G.
Ad maiorem Dei gloriam
– łacińska dewiza Towarzystwa Jezusowego znacząca na większą chwałę Bożą.
Tak było kiedyś. Jak jest teraz?
Inna wersja: AMDG et BVMH – Ad Maiorem Dei Gloriam et Beatissimae Virginis Mariae Honorem (Na Większą Bożą Chwałę i ku czci Najświętszej Maryi Panny.
Panie Jacku, to jest myślę pytanie bezpośrednio do sumienia każdego wiernego. Jak na nie odpowiedzieć badając rzeszę wiernych i kapłanów? W odniesieniu do, dla przykładu, liturgii, o której mówimy – wierny czy kapłan przed- i po-soborowy odpowiedzą de facto tak samo: jeden powie, że mu się nie podobają zmiany lub że mu sie podobają, drugi – że nie zna innej formy, ale wierzy w Boga, słucha Kościoła i mu sie podoba (nie odpowie, że mu sie nie podoba, chyba że pozna formę tradycyjną i ta mu się bardziej spodoba). Używam pojęcia “podobać się”, gdyż w pytaniu o szacunek ma ono, moim zdaniem, znaczenie istotne, a wynikające z oceny powierzchowności, z prezentacji jakiegoś zjawiska czy idei, koncepcji czy tp. Człowiek naturalnie dąży do/pragnie/poszukuje piękna. Kolejna kwestia – adaptacja. Duchowieństwo musiało włozyć wiele wysiłku – intelektualnego, ale przede wszystkim duchowego – aby się dostosować do zmian, aby je wprowadzić ze świadomością. Nie wszędzie się to ani od razu, ani w pełni udało, ale nie o tym w tej chwili rozmawiamy. Z pewnościa owo otwarcie Kościoła pociagnęło także za sobą wzrost liczby wiernych. Wiernych-laików. Wiernych, których w pierwszym rzędzie trzeba było poddać troskliwej ewangelizacji, a co wymagało kapłanów i katechetów, których liczba też wzrosła, lecz którzy mogli byc uzyteczni dopiero po latach edukacji, zaś dotychczasowi po recepcji nowych zapisów. Trzeba chyba też brać pod uwagę ów “czas świata”, czyli kondycję ideową, ideologiczną, kulturową, polityczną, ekonomiczną i społeczną, gdy zaczęto wprowadzać postanowienia SVII. Jest jasne, że błędy były nieunknione. Byc może nawet zaryzykowałbym tezę, że były wpisane (przewidywane) na etapie projektowania soborowych ustaleń.
Pytanie jest ciekawe i serdecznie za nie dziękuję. Jeszcze czytam te rózne materiały i stanowiska, szukając ścieżek jakimi strony sporu dochodzą do jednej prawdy, więc troche trudno mi na nie odpowiedzieć cos więcej teraz, lecz z chęcią i uwagą przyjmę Pańskie stanowisko w tej sprawie.
Widzę, że chyba niezbyt jasno się wyraziłem. Oczywiście nie ma sensu pytać o ocenę zmian kogoś kto zna tylko jedną z dwóch sytuacji. Nie wydaje mi się też pożyteczne pytanie o uczucia. Miałem na myśli zwykłą logiczną analizę, zimną, a w dodatku prymitywną, bo przeprowadzoną “na chłopski rozum” przez osoby znające sytuację przed i po zmianach w liturgii i architekturze wnętrz świątynnych.
Po kolei analizując każdą ze zmian zadajcie Państwo sami sobie to pytanie.
Czy Chwała Boża wzrosła? Zmalała? Czy może pozostała bez zmian?
Panie Jacku, Pan przecież wie, że Chwała Boża to nie sprawa tego jak się odprawia mszę, w jakim języku modli i kiedy i ile razy klęka.
Do wielu problemów metoda “na chłopski rozum” się nie nadaje i ten jest jednym z nich.
Niech chłopi zajmą się pracą i modlitwą, przestaną mędrkować i słuchają swojego Kościoła, któremu Chrystus obiecał, że bramy piekielne go nie przemogą.
Amen.
Wyciągnąłeś skarby z Loyoli.
Ja to samo zapamiętałam od Sw. Teresy z Avila, dlatego nie mam wątpliwości.
Tradycjonaliści nie czytają mistyków ani nauczycieli Kościoła.
Gdyby czytali, nie byłoby sporu.
Ks. Stehlin może i czytał, ale pycha rozumu jeszcze w nim zwycięża. Może czytał nieuważnie.
To jest myślenie ideologią marksistowską. Oni chcą ludźmi rządzić i obserwują liczby. Nie zależy im na człowieku, ale na całości, chcą całej władzy, dlatego nie mówią z miłością, nie poczekają aż ktoś zrozumie, oni popędzają, aresztują, zmuszają.
Chrystus mówi do każdego z osobna, nie do wszystkich naraz.
Diabelska pycha wychodzi z tradycjonalistów. Oni myślą, że jak będzie po ichniemu to wzrośnie liczba, że będą lepsi od papieża, tymczasem na mszach tradycjonalistycznych są garstki, nawet w kościołach (nie mówię już o mszach po chałupach)
Przecież załamanie wiary na Zachodzie zaczęło się przed Soborem w wyniku nowoczesnych prądów idących wbrew Bogu, ześwieczczenia uniwersytetów, wzrostu trującej literatury i kultury. Kościół to zjawisko przewidział wiele wcześniej, stąd powołał Sobór. Tak samo jak papieże wcześniej przewidzieli komunizm. Tak działa prorocki Kościół.
Tylko prostak nie umiejący łączyć faktów widzi to zjawisko dopiero od Soboru.
Czy Chwała Boża wzrosła? Zmalała? Czy może pozostała bez zmian?
“Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania” (J 17,4). Mamy – bo tego SVII przecież nie zmienił – oddawać cześć Bogu w Trójcy Jedynemu przez odpowiednie, przyjęte przez Kościół obrządki, uroczystości, akty pobożności etc. Wszelako o wiele więcej – oddawać Bogu należną Mu chwałę przez naśladowanie Chrystusa. Przez *praktyczne* naśladowanie. I dlatego wrócę do mojej poprzedniej odpowiedzi – tylko człowiek sam w swoim sumieniu potrafi ocenić na ile blisko jest Boga, na ile jest Mu posłuszny, na ile z Jego Miłości pobiera, na ile pracuje nad łaską wiary i ile w Nim pokłada nadziei. Innymi słowy – na ile Bóg jest dla niego prawdą, a na ile sam odwraca się Odeń i bez Boga szuka na własną rękę zasad dobra i zła. Dynamika duchowości ignacjańskiej zawiera się także w pragnieniu “widzenia Boga we wszystkich rzeczach i wszystkich rzeczy – w Bogu”. Nikt i nic nie jest w stanie odebrać, umniejszyć ani też nic dodać do Bożej Chwały, która jest właściwością Jego natury – Jego dobroci, miłości, miłosierdzia, życzliwości, hojności. Jego Istnienia. To Istnienie powołało w swej nieskrępowanej, hojnej miłości do istnienia byty – one są odzwierciedleniem, odblaskiem Chwały Boga żywego. Warto zauważyć, że do istnienia powołał Bóg nie tylko byty ożywione ale i nieożywione. One też oddają Mu chwałę. Jak? Przez swoje istnienie. Szczególnym jednak bytem jest człowiek. „Chwała Bożą człowiek żyjący!” – powiada św. Ireneusz. A więc człowiek, każdy żyjący człowiek, oddaje Bogu chwałę przez swoje istnienie, przez naturalne swoje życie. Stąd fundamentalny zakaz niszczenia przez człowieka życia drugiego człowieka – czy to przez zabójstwo pre- czy post-natalne czy przez eutanazję osób chorych, niepełnosprawnych, starych, czy przez napaści wojenne. Czemu? Bo skoro Bóg nie zabija człowieka, to człowiekowi też nie wolno zabić korony Bożej chwały. Tylko Bóg decyduje o tym kiedy i jak przeprowadzić człowieka z doczesnego sposobu jego istnienia do istnienia ostatecznego. Współczesny, posoborowy Kościół właśnie o tym mówi. Nie mówi nic nowego – kontynuuje Bożą Naukę, nie zaprzecza Jej. Współcz. obraz ludzkiego świata jest wszelako jakościowo różny od tego z wieków minionych. Św. Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei” pisze o chrześcijaństwie: “Jest to soteriologia krzyża i zmartwychwstania. Bóg, który chce, aby ‘człowiek żył’ (por. Ez 18, 23), przybliża się do człowieka przez śmierć własnego Syna, aby objawić mu życie, do jakiego jest powołany w samym Bogu”. I odnosi to do każdego człowieka. Krzyż Chrystusowy po SVII przynoszony jest każdemu człowiekowi – “Aby człowiek uwierzył, że jest zbawiony przez Boga, musi zatrzymać się pod krzyżem Chrystusa” (ibid.). Kościół hierarchiczny ma za zadanie to czynić oraz pilnować dyscypliny wiary, ale jest tu coś więcej. Czynić to ma każdy wierny świecki. To już nie kapłan działa in persona Christi, działa każdy członek Mistycznego ciała Chrystusa – każdy wedle danych mu od Boga umiejętności, które winien poznać, rozwijać i pogłębiać, wedle własnego życia sakramentalnego – o którym naucza i do którego zachęca Kościół, wedle dyscypliny serca takiej, jaką wypracuje sobie przez swoje otwarcie się na Ducha Św – którego należy pilnować i o nie zabiegać. Nie działa jednak sam – działa w łonie Kościoła przez rozmaite ruchy i wspólnoty i przede wszystkim w łonie Rodziny. Nigdy i nigdzie Bóg nie jest tak bliski człowiekowi jak w Męce Chrystusowej, której obecnością jest Najświętszy Sakrament. Tę Prawdę głosi Kościół zawsze i wszędzie. Jej recepcję ogranicza tylko jedno – wolna wola człowieka. Każdej, indywidualnej osoby ludzkiej, każdego dziecka Bożego. Dlatego każdemu z nas należy się przede wszystkim codzienna troska o zbawienie własne ale i troska wzajemna – o zbawienie dusz wszystkich naszych bliźnich. Sobór Watykański nie był rewolucją. To za małe słowo na oddanie perspektywy, w której będzie można dostrzegać jego owoce. Jesteśmy, nasze pokolenie, u początku kolejnej fazy odwiecznej jednej i tej samej walki z szatanem zaś Sobór dał nam nową, na miarę „czasu tego świata”, konieczną do zwycięstwa formę tego samego, niezmiennego oręża: “Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, na chwałę Bożą czyńcie! (1 Kor 10, 31)
Dokładnie! To daje nam nieskończone przestrzenie do adorowania Boga, wiele większe niż najdoskonalszy obrządek.
Bóg nie jest komunistą i dzięki Bogu!
Bóg nie jest komunistą i dzięki Bogu!
13. W dziedzinie zdobyczy społecznych i politycznych jedna z podstawowych niejasności jest związana z afirmacją wolności w wieku Oświecenia, która wywodzi się z koncepcji podmiotu tej wolności, jako jednostki samowystarczalnej i mającej na celu zaspokojenie swojego własnego interesu przez korzystanie z dóbr ziemskich. Ideologia indywidualistyczna, czerpiąca natchnienie z tej koncepcji człowieka, przysłużyła się do tego stopnia nierównomiernemu podziałowi bogactw na początku epoki przemysłowej, że pracownicy zostali wykluczeni od dostępu do istotnych dóbr, do których produkcji przyczyniali się i do których mieli prawo. Stąd zrodziły się silne ruchy zmierzające do wyzwolenia z nędzy, podtrzymywanej przez społeczeństwo przemysłowe. Chrześcijanie świeccy i duszpasterze nie zaniedbali walki o sprawiedliwe uznanie słusznych dążeń robotników. Urząd Nauczycielski Kościoła wielokrotnie zabierał głos w tej sprawie.
Niestety, bardzo często słuszne żądania ruchu robotniczego doprowadzały do nowych form zniewolenia, gdyż podlegały wpływowi koncepcji odrzucającej transcendentne powołanie osoby ludzkiej, a przyznawały człowiekowi cel wyłącznie doczesny. Żądania te niejednokrotnie były nastawione na projekty kolektywistyczne, które doprowadziły do pojawienia się niesprawiedliwości równie dotkliwych jak te, którym zamierzały położyć kres.
14. W ten sposób nasza epoka była świadkiem narodzin systemów totalitarnych i form tyranii, które nie były możliwe we wcześniejszym okresie rozwoju technologicznego. Z jednej strony mistrzostwo w zakresie techniki zostało użyte do ludobójstwa; z drugiej zaś, mniejszości chcą utrzymać w zagrożeniu całe narody uciekając się do terroryzmu, który powoduje śmierć wielu niewinnych ludzi.
Dzisiaj kontrola może dojść aż do opanowania wewnętrznego świata jednostek, a uzależnienia stworzone przez prewencyjne systemy bezpieczeństwa mogą przerodzić się nawet w potencjalne zagrożenie uciskiem. Poszukuje się złudnego wyzwolenia z ograniczeń obowiązujących w społeczeństwie przez ucieczkę do narkotyków, które prowadzą wielu młodych ludzi na całym świecie do samozniszczenia oraz pogrążają całe rodziny w niepokoju i bólu.
15. Poszanowanie ładu prawnego jako gwaranta stosunków w łonie wielkiej rodziny ludów ulega postępującemu rozkładowi. Kiedy wydaje się, że zaufanie do prawa nie daje już wystarczającej ochrony, poszukuje się bezpieczeństwa i pokoju na drodze wzajemnego zagrożenia, przeradzającego się w niebezpieczeństwo dla całej ludzkości. Siły, które powinny służyć rozwojowi wolności, służą rozwojowi zagrożenia. Stojące dzisiaj naprzeciw siebie narzędzia śmierci są w stanie zniszczyć całkowicie życie na ziemi.
16. Między narodami wyposażonymi w siłę, a tymi, które są jej pozbawione, powstały nowe stosunki nierówności i ucisku. Pogoń za własnym interesem uchodzi za regułę w stosunkach międzynarodowych, bez oglądania się na dobro wspólne ludzkości. Równowaga wewnętrzna narodów biednych została złamana przez import broni, wprowadzający podział i prowadzący do dominacji jednej grupy nad inną. Jakie siły mogłyby wykluczyć systematyczne uciekanie się do broni i przywrócić autorytet prawa?
17. W kontekście nierówności sił w stosunkach między narodami pojawiły się już ruchy dążące do emancypacji młodych narodów, z reguły ubogich, niedawno jeszcze poddanych dominacji kolonialnej. Zbyt często jednak lud jest rozczarowany zdobytą z wielkim trudem niepodległością z powodu reżimów lub tyranii nie mających skrupułów, szydzących bezkarnie z praw człowieka. Lud doprowadzony w ten sposób do bezsilności zmienia jedynie panów. Jednym z najdonioślejszych zjawisk naszych czasów w skali całych kontynentów pozostaje przebudzenie się świadomości społeczeństwa, które uginając się pod ciężarem wiekowej nędzy, tęskni do życia w godności i sprawiedliwości, a także wykazuje gotowość do walki o swoją wolność.
18. W odniesieniu do nowożytnego ruchu wewnętrznego wyzwolenia człowieka trzeba stwierdzić, że wysiłek mający na względzie wyzwolenie myśli i woli z ich ograniczeń, doprowadził niektórych do przekonania, że moralność jako taka stanowi irracjonalną przeszkodę, którą człowiek zdecydowany, by stać się panem samego siebie, ma prawo przezwyciężyć.
Co więcej, zdaniem wielu, to sam Bóg byłby specyficzną alienacją człowieka. Między afirmacją Boga a wolnością ludzką zachodziłaby radykalna niezgodność. Odrzucając wiarę w Boga, człowiek stawałby się rzeczywiście wolny.
19. W tym wszystkim tkwi źródło tragedii towarzyszących nowożytnej wolności. Dlaczego ta historia mimo wielu osiągnięć, które zresztą zawsze są kruche, zna częste nawroty do alienacji i bywa świadkiem nowych form zniewolenia? Dlaczego ruchy na rzecz wyzwolenia, obudziwszy olbrzymie nadzieje, doprowadziły do reżimów, które wolność obywateli8, począwszy od pierwszej z tych wolności, jaką jest wolność religijna9, uważają za pierwszego wroga?
Ilekroć człowiek pragnie wyzwolić się od prawa moralnego i uniezależnić się od Boga, bynajmniej nie uzyskuje wolności, lecz ją niszczy. W miarę oddalania się od prawdy staje się łupem samowoli; stosunki braterskie między ludźmi ulegają zniszczeniu ustępując miejsca terrorowi, nienawiści i lękowi. Głęboki nowożytny ruch na rzecz wyzwolenia ma charakter niejednoznaczny dlatego, że został zarażony śmiertelnymi błędami dotyczącymi losu człowieka i jego wolności. Obciążony jest równocześnie obietnicami prawdziwej wolności i zagrożeniami śmiertelnego poddaństwa.
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x143/instrukcja-o-chrzescijanskiej-wolnosci-i-wyzwoleniu-libertatis-conscientia/?print=1
I jeszcze dopowiedzenie do pytania o Chwałę Bożą po SVII.
21. Jeden z głównych błędów, który od czasów Oświecenia poważnie zaciążył na procesie wyzwolenia, wiąże się z szeroko rozpowszechnionym przekonaniem, że to właśnie osiągnięcia uzyskane w dziedzinie nauki, techniki czy ekonomii, miałyby stać się podstawą zdobycia wolności. Na skutek tego nie zauważono głębokich wymiarów tej wolności i jej wymogów.
Tej najgłębszej prawdy o wolności Kościół zawsze doświadczał przede wszystkim poprzez życie rzeszy wiernych, szczególnie maluczkich i ubogich. Przez swoją wiarę wiedzą oni, że są przedmiotem nieskończonej miłości Boga. Każdy z nich może powiedzieć: “Obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20). Ich godność jest tak wielka, że nikt z możnych nie jest w stanie jej ich pozbawić i tak wielka jest obecna w nich wyzwalająca radość. Wiedzą, że również do nich odnoszą się słowa Jezusa: “Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 15). To uczestnictwo w poznaniu Boga wynosi ich ponad roszczenia do dominacji, przejawiane przez dysponentów wiedzy: “Wszyscy jesteście napełnieni wiedzą… i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo” (1 J 2, 20.27). Są więc w ten sposób świadomi, że uczestniczą w najbardziej wzniosłym poznaniu, do jakiego ludzkość została powołana14. Wiedzą, że są kochani przez Boga jak wszyscy inni, a nawet bardziej niż wszyscy inni, dlatego żyją w wolności wypływającej z prawdy i miłości.
22. Przez ten sam zmysł wiary, Lud Boży w swojej pobożności, napełniony ufnością w Krzyż Jezusa, dostrzega moc zawartą w misterium Chrystusa Odkupiciela. Pozostając daleko od niedoceniania lub chęci likwidacji przejawów religijności ludowej, w których wyraża się ta pobożność, trzeba jednak odkryć i pogłębić zarazem całe jej znaczenie i wszystkie konsekwencje15. Ma tu miejsce fakt o zasadniczej doniosłości teologicznej i duszpasterskiej – to biedni, będący przedmiotem Bożego upodobania, najlepiej i niejako instynktownie rozumieją, że najbardziej radykalne wyzwolenie, którym jest wyzwolenie z grzechu i śmierci, zostało dokonane przez Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa.
(tamże)
Z dzisiejszego czytania;
A cokolwiek uczynicie, z serca czyńcie, jako Panu a nie ludziam.
Biblia Brzeska: List św. Pawła do Kolosan 3,1
Komuno–tradycjonaliści nie rozumieją porządku.
Skoro mamy czynić Bogu nie ludziom rozumieją, że Boga się mają słuchać nie człowieka papieża. Tymczasem z Boga spływa władza i nauka na papieża, a od papieża na Kościół.
To samo w polityce- każdy polityk ma czynić Bogu (według nauki KK) nie ludziom. Jakie to proste.
I to samo w rodzinie- Bogu czynimy.
Serdeczne dzięki za te wszystkie – z serca płynące – słowa.
Oczywiście nie chcę być maluczkim idiotą ani wstrętnym komunistą więc postaram się jak najdokładniej zastosować.
Jak nie ma argumentów prawdy, zawsze można rzucić ”sercem”.
Jakimowicz z Gościa;
A tu Dynamit. Piękne.
http://gosc.pl/doc/2009869.Dynamit
Szanowna Pani!
Stwierdzam tylko, że Wasze słowa płyną z serca. Czy to może nie jest prawda? A jeśli jest, to co się Pani w tym nie podoba?
Oczywiście słów tych logiczna analiza (zwłaszcza przez osobę nie mającą asystencji) pokazuje tych serc zawartość.
Z uwagi na powyższe (brak Światła i bezpośrednich wskazówek od Ducha Świętego) wstrzymam się od dalszych komentarzy.
Zastrzegam się, że moją intencją nie jest ironia, ani obrażanie kogokolwiek, a co najwyżej próba zainspirowania do zastanowienia się nad sobą.
Wracając jeszcze na moment do meritum:
Nie uważam za logiczne wprowadzanie jakichkolwiek zmian do czegokolwiek jeśli nie ma pewności, że zmiany dadzą skutek pozytywny.
Serce w Biblii to umysł-nie wiem jakie serce ma Pan na myśli.
Słowa nasze płyną z wiedzy mistyków, doktorów Kościoła, papieży. Przyjęliśmy tę wiedzę do naszego umysłu i stamtąd ona płynie.
Z jakich żródeł płynie zaś wiedza tradycjonalistów? Z interpretacji podawanej wam w internecie przez ludzi nieposłusznych Kościołowi. Z wyszukiwania kuriozów w Kościele. Wasza wiedza wprowadza zamęt. Jeśli obserwujecie szkodliwe zjawiska w Kościele, weźcie dwóch i pouczcie księdza, a jak was nie posłucha idźcie do biskupa i powiadomcie o tym, jak nakazał Jezus.
Wiele zarzutów jest wyrwanych z kontekstu i wyolbrzymionych. Na masonów w Kościele najlepszym sposobem jest modlitwa, post i posłuszeństwo którego diabeł najbardziej się boi.
heh… Różne rodzaje katolików w http://apologetyka.com/teologia/katolicyzm/samples-1?set_language=en&cl=en
Ma Pani problem, bo nie wie co mam na mysli
Po prostu chciałem powiedzieć, iż jestem przekonany o szczerości Pani wypowiedzi.
Czy ma Pani co innego w sercu rozumianym jako siedlisko uczuć? A co innego w sercu rozumianym jako umysł?
Ja w to nie wnikam.
Stwierdzam tylko pewną niekonsekwencję. Zaleca Pani:
A kiedy ja z serca mówię, iż nie należy siadać tyłem do Przenajświętszego Sakramentu, to jest wielkie oburzenie i oskarżenia o całe zło tego świata.
Dalej, pyta Pani:
I jak to jest w zwyczaju u ludzi wszechwiedzących sama sobie odpowiada:
Za innych mówić nie mogę, ale jeśli chodzi o mnie to wiedzę swą czerpię:
1. Z kościołów w których bywam o czym pisałem tu:
http://www.ekspedyt.org/jacek/2013/02/07/2442_2442.html
2. Z wydarzeń w Kościele:
http://www.ekspedyt.org/jacek/2013/02/24/6223_wyciaganie-wnioskow.html
3. z tekstów pisanych przez kapłanów
http://sacerdoshyacinthus.wordpress.com/2012/07/09/niestosownosci-w-liturgii-7-satanistyczny-gest/
4. Z rozmów z kapłanami:
http://www.ekspedyt.org/jacek/2013/05/10/12579_wywiad-specjalny-z-ksiedzem-stehlinem.html
5. Z obserwacji dokonanych przez innych:
http://breviarium.blogspot.com/search?updated-min=2011-01-01T00:00:00%2B01:00&updated-max=2012-01-01T00:00:00%2B01:00&max-results=50
6. Z tekstów pisanych przez osoby, które szanuję:
http://ewapolak-palkiewicz.pl/chodzi-tylko-o-wiare/
http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=8854&Itemid=46
7. Ze stron internetowych także:
http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/589
I ciągle wiem za mało. Z tego powodu zazdroszczę Pani tak gruntownego, całkowitego i głębokiego przyjęcia całej wiedzy Kościoła i wszystkich papieży. Godne to podziwu.
To interesujące jak nas widzą ci bracia odłączeni. Myślę, że facet zajął się Katolikami z tego powodu, że gdyby chciał zająć się wszystkimi pozostałymi chrześcijanami to samo wyliczenie tych rozmaitych grup na jakie się podzielili na skutek pewnego podstawowego błędu zajęłoby mu tyle miejsca, że reszty już nikt nie chciałby czytać.
Też fakt, ciekawie o tym np. tu – http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/350
Zgadza się to z nauką KK?
Credo mówi przecież w co ”ja wierzę”, a wierzę w to co mówi mi Pismo Święte, a Kościół tłumaczy. W czasach Lutra wielu było analfabetów jak i dziś mało kto czyta Pismo i dlatego można powiedzieć iż wierzę w to co Kościół podaje mi do wierzenia.
Credo nic nie mówi o jakichś relacjach Boga ze światem jako całością.
Mówi o tym w co ”ja” (każdy katolik ) wierzy. Credo-wyznanie naszej(każdego) wiary. Każdy swoim aktem duchowym daje temu świadectwo na każdej mszy.
Już wiedzę gdzie oni pobłądzili, całkiem po marksistowsku, właśnie w tych relacjach Boga ze światem jako całością? Co to jest ten świat według nich? Jakaś anonimowa całość pozbawiona twarzy, nikt, czyli diabeł.
Ale może Chrystus nie zyczy sobie, by kapłan stał tyłem do ludu i wypinał tyłek w pokłonach? Skąd bractwo wie, że ma rację, skoro nie przyjmuje nauki papieży, którzy mają asystencję Ducha św.?
Kiedy Ciało jest w tabernakulum kapłan stoi tyłem, ale kiedy go wyjmuje i stawia na stole ofiarnym, już jest przodem. Jak powiedziałam, Jezus ma ”ciało uwielbione”, przenikał nim ściany, jest wszędzie we wszystkich kościołach naraz.
Kiedy kapłan stoi ”przodem” do tabernakulum, może stać ”tyłem” do tabernakulum w innym kościele-kościołów jest tysiące.
Czy Pan nie widzi, że to jest patrzenie materialistyczne? To tak jakby mierzyć, że teraz Jezus jest 2 km ode mnie, bo jest w tym kościele w tabernakulum, ale przecież on jest też w kościele 10 km dalej, i 100 km. Widzi Pan że to absurd.
Tylko mężczyźni po AGH tak rozumują. Tam studiują wąskopasmowcy nastawieni na prawa natury-nie mają wyobraźni za grosz. Niewierni Tomasze. I oni wpadają w pułapkę faryzeuszy typu Stechlin.
naprawdę nie widzisz różnicy? Spójrzmy.
Kościół:
Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi. Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę który mówił przez Proroków. Wierzę w jeden, Święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Luter:
Wierzę, że Bóg mnie stworzył, jak i wszystkie stworzenia, że dał mi ciało, duszę, oczy, uszy i członki, umysł i wszystkie zmysły, że mi je zachowuje; ponadto ubranie i obuwie, pożywienie i napój, dom i gospodarstwo, żonę i dzieci, pola, bydło i wszelkie dobra; że mi je szczodrze daje każdego dnia według moich potrzeb, jak i pożywienie dla ciała i życia, że mnie ochrania w każdym niebezpieczeństwie; a to wszystko z czystej dobroci i ojcowskiego, boskiego miłosierdzia, bez zasługi czy godności z mojej strony. Za to wszystko jestem mu winny wdzięczność i chwałę, jak i posługę i posłuszeństwo. Jest to bezsprzeczna prawda.
Wierzę, iż Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, zrodzony z Ojca przed wszystkimi wiekami, a także prawdziwy Człowiek, narodzony z Dziewicy Maryi, jest moim Panem, który mnie wykupił, nabył, zdobył od grzechu, śmierci i mocy diabła, mnie, człowieka strasznego i potępionego, nie złotem lub srebrem, lecz swą świętą i bezcenną krwią, i przez swą niewinna mękę i śmierć; abym był Jego i abym żył wraz z Nim w Jego królestwie i służył Mu w wiecznej sprawiedliwości, wierności i szczęśliwości; tak samo, iż zmartwychwstał, iż żyje i króluje na wieczność. Jest to bezsprzeczna prawda.
Wierzę, że nie mogę wierzyć w Jezusa Chrystusa, mego Pana, przez mój własny rozum albo z moich własnych sił, ani iść do niego; ale że to Duch święty jest tym, który wezwał mnie przez Ewangelię, który oświecił mnie przez swe dary, który mnie uświęcił i utrzymał w prawdziwej wierze; to w ten sposób powołuje, gromadzi, oświeca i utrzymuje przy Jezusie Chrystusie w prawdziwej i jedynej wierze całe chrześcijaństwo na ziemi; w tymże chrześcijaństwie odpuszcza mi i ze wspaniałomyślnością odpuszcza wszystkim wiernym wszystkie grzechy, i że wskrzesi mnie ze wszystkimi zmarłymi ostatniego dnia i że da mi w ten sposób ze wszystkimi wiernymi in Christo życie wieczne. Jest to bezsprzeczna prawda.
Już więc w pierwszych słowach jest zasadnicza różnica, imo. Potem przepaść juz tylko sie pogłebia… Rozpisanie katolickie do pierwszego zadnia Credo – Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi – w katechizmie: http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkI-2-1.htm
>Kiedy kapłan stoi ”przodem” do tabernakulum, może stać ”tyłem” do tabernakulum w innym kościele-kościołów jest tysiące.
ROTFL. Argument geograficzno-architektoniczny Zjechałem :)))))
Żeby nie było: nie wyśmiewam się z Ciebie! :))) (po co ja to pisze, jak o tym przeca wisz)
Ale jeszcze tak: jak przeczytalem te luterskie “wyznanie ja” odrazum se pomyslal wlasnie tak, jak to dalej przeczytalem u fsspxów. wpadlem nawet w lekki poploch czy aby nie jestem lefebrysta :)))
teraz pacze co pisza o tym ewnagelicy. Pan Jacek ma racje – tych “denominmacji” (?), “kosciolow odlaczonych” jest jak psow. kazdy ma inne credo????
narka
>nie mają wyobraźni za grosz.
to by sie zgadzalo. w paru kawalkach przeczytalem, ze wlasnie im wcale a wcale wlasnie nie zalezy na jakichkolwiek zmianach (Pan Jacek to potwierdzil wyzej pytaniem o cel zmiany czegos, co jest dobre). wlasnie ta niezmiennosc jest … hm… nie umiem swoimi slowami (jak zwykle :))) – no jakby laczy niebo z ziemia. stad kazdy gest i slowo no i ta lacina i inne takie, *tworza* liturgie. pryncypium jest ofiarowanie Chrystusa z ludem Bogu, nie na opak – jak w NOM (o ile zalapalem ok, ale jeszcze czytam dalej)
To, że Ciało Chrystusa jest w wielu świątyniach ma być powodem by nie szanować tego, które jest akurat najbliżej mnie? !!!
Msza Święta nie jest Bogu do niczego potrzebna. Ona jest dla ludzi. Ma kierować ich ku Niemu i ich wiarę umacniać.
Czy taki skutek jest jeśli przez 30 minut kapłan stoi lub siedzi tyłem do Niego. Potem się obraca wyjmuje Go i dając nam powiada “Ciało Chrystusa” by po chwili schować resztę i znowu siąść do Niego tyłem.
Czy uczy w ten sposób szacunku dla Boga?
Jaki daje przykład?
A co się dzieje w jego sercu i w głowie?
Czy te myśli nie mogą być powodem utraty wiary przez kapłana?
Oczywiście Pani Circ widzi w tym to co nam opowiada, ale wszyscy co tylko AGH skończyli mogą mieć myśli zupełnie inne. A przecież są jeszcze i tacy co skończyli jeszcze gorsze uczelnie, nie mówiąc o maturzystach zaledwie czy jeszcze mniej kwalifikowanych.
Mówią, że NOM odsuwa od wiary. Czy to stwierdzenie zupełnie bezpodstawne?
Opowiadał kapłan, który był bliżej ekumenicznego dialogu z “braćmi odłączonymi”, że wieloletnie próby nie dały efektów, bo za każdym razem pojawiali się na spotkaniach przedstawiciele innych denominacji nie znający wyników poprzednich rozmów. Tylko chaos można było osiągnąć w ten sposób.
Takie ich rozdrobnienie jest skutkiem tego, że pozwolono aby każdy miał prawo do własnej interpretacji Pisma Świętego. Teoretycznie może powstać tyle “kościołów” ile osób zdecyduje się taką interpretacją zająć.
Tiaaa…. Mieliśmy to na NE w mikroskali – kościół bar-bary, kościół KernOra, Kościół Zawiszy…. Ech… ide spac bo jednak trzeba poparcowac
Z Bogiem!
Widzę różnicę, ale ta różnica jest akurat drugorzędna( istotną różnicą nie są cechy charakteru Lutra i skupienie na ”ja”, ale to co wyłowił Guz- przeinterpretowanie Boga -Prawdy w innych miejscach), natomiast moja wypowiedź tyczyła tego fragmentu – ”podczas gdy katolickie Credo mówi wyłącznie o relacjach Boga ze światem jako całością,”
FSSPX krytykując Lutra robią inny błąd.
Credo nie opowiada o relacjach Boga, ono jest DEKLARACJĄ NASZEJ WIARY w TRESĆ Objawienia w ujęciu Kościoła, nawet jak nasza wiara jest skrzywiona, a nasze ego przerośnięte. To, że Luter się namyślał po swojemu ma niewielkie znaczenie, ważne jest to, co on potem z tego zrobił- o tym mówi precyzyjnie Guz.
Robota FSSPXów jest więc zbędna, bo to amatorszczyzna, mająca w dodatku za cel dowodzenie swoich racji że Kościół popsuł się na wzór luterański, a to jest nieprawda.
Ja im tylko pokazuję, jak oni myślą, bo tak właśnie myślą, tył-przód, 2 metry, klęknąć w tym miejscu, powstać w tamtym. Na to kładą akcenty, mielą to bez końca. Nic innego nie widzą.
Ja bym na twoim miejscu dała sobie spokój z tym, bo wejdziesz w ślepą uliczkę, jak ja kiedyś. Ja to wszystko najszczegółowiej przeczytałam, te argumenty ich i innych uczciwych kapłanów np. ks. Poradowskiego i wyszło mi, że trydencka była doskonała..-i tu właśnie zaczyna się ściana i dalej nie pójdziesz. A jak dalej nie pójdziesz, to co to oznacza dla Kościoła?
Dam ci ważny przykład. Zauważyłam od dawna (i tak jest za każdym razem), że jak robię np. biżuterię, albo rzeźbę i wiem co chcę zrobić, bo mi zaświta wizja, to rzucam wszystko inne i pracuję z pasją dopóki nie zobaczę dzieła. Jak zobaczę, to jestem zachwycona, ale widzę co bym poprawiła, drobne błedy i wtedy zabieram się za drugi egzemplarz poprawiony, potem znowu widzę drobne błędy i robię trzeci. Tak często dochodzę do kilkudziesięciu, aż nie będę w pełni zadowolona, a dzieło będzie doskonałe. Kolejne egzemplarze sprzedaję, ale pierwszy zawsze zostawiam dla siebie. I wyobraż sobie,- jak tak patrzę porównawczo na ten pierwszy i ten doskonały ostatni, to widzę nagle, że ten krzywy, z błędami jest o niebo lepszy, jest w nim dusza, szczerość, prawda, zycie, tajemnica i możliwości które widz ma możliwość sam dopowiedzieć, a w tym doskonale poprawnym w każdym szczególe jest pustka i nic już nie ma do dopowiedzenia.
Ja myślę, że papieże i kardynałowie to zobaczyli, że ta doskonała msza stała się teatrem i że widzowie nie mogą tam dodać nic swojego-nie ma więc relacji.
To samo widziałam w muzeach pomiędzy sztuką romańską a np. barokiem.
Sztuka romańska była o niebo wyżej; rozwojowa, tajemnicza, wchodziła w relacje, a barok piękniejszy niby i doskonalszy, ale tylko zewnętrznie, bo już wewnątrz była jakaś śmierć.
To są cienkie sprawy i trudne dla większości, ale Kościół zdecydował się na skok w niebo bez zabezpieczeń, by zacząć jakby na nowo i ja to doskonale rozumiem. Musiał ominąć tę ścianę by iść. „Wstańcie, chodźmy”-JPII. Dziś dopiero rozumiem jak wiele kryło się za tymi słowami.
Modernizm tradsów, czyli wstęp do tradsizmu, część 2
Część 1.
http://www.fronda.pl/forum/modernizm-tradsow-czyli-wstep-do-tradsizmu,56016.html
Panie Jacku, ja się wychowałem w kościele posoborowym, dawną liturgię znałem tylko z lektury przedwojennego mszalika. Te wątpliwości, pytania które Pan zadaje – w ogóle nie przyszłyby mi do głowy.
Kapłan to osoba, która poświęca swoje życie Bogu. Rezygnuje ze zwykłych pragnień każdego człowieka aby służyć Chrystusowi.
Czy wersja “musztry” przy Ołtarzu, jaka w danym momencie obowiązuje mogłaby wpływać na jego wiarę, szacunek, miłość do Boga?
Z tego co Pan pisze wynika, że w kościele przedsoborowym koncentrowano się na przechowywaniu Ciała Chrystusa w tabernakulum, a msza była momentem, kiedy drzwiczki Jego miejsca spoczynku były na moment otwierane, by można było udzielić wiernym komunii i ew. uzupełnić zapasy Ciala Eucharystycznego.
Dla mnie, wychowanego w duchu i liturgii posborowej msza jest czasem, w którym spotykamy się Żywym Bogiem (nie tylko z Jego Ciałem), który – jak Pan sam to przytaczał obecny jest wtedy wśród wiernych na trzy sposoby, jest powtórzeniem ofiarowania Chrystusa za nasze grzechy, a zatem ołtarz, na którym się to dokonuje musi być w czasie mszy miejscem centralnym, najważniejszym, wokół którego wszyscy się gromadzimy i na które z onieśmieleniem spoglądamy.
Te zarzuty, badanie pobożności innych na podstawie gestów, kierunków, kątów i pozycji – wygląda to tak, jakby był Pan bardziej przywiązany do rytuału niż naszego Zbawiciela i jego nauczania.
NOM daje Panu szansę, by Bóg Żywy na powrót stał się dla Pana Bogiem Jedynym.
By miłość stała się osnową religijności wypierając osądzanie.
Trzeba tylko przestać oglądać się na innych i zająć z uwagą i pokorą własną relacją wobec naszego Pana i Stwórcy.
Czy charakter Hitlera nie wywarł wpływu na Jego Mein Kampf? Czy Jego wewnętrzny ogląd świata i człowieka nie przełożył się na późniejsze decyzje?
Czy nie jest istotne jaki jest człowiek, który prezentuje swoje stanowisko, swój światopogląd wobec samego światopoglądu? Absurd. Jest zatem istotne, z jakiego typu osobą mamy do czynienia. W przypadku Lutra, spotykamy egocentryka, ale i coś więcej. Na tyle więcej, że jego wiara w siebie wyrodziła się w nieposłuszeństwo Bogu i Kościołowi i zaraziła innych, zwodząc ich ze Ścieżki, która jest Prawdą i Życiem uobecniającymi się w liturgii Kościoła, której centrum jest Najświętszy Sakrament. Zgoła inne skutki ma charakter egocentryczny, który z Bogiem i Kościołem współpracuje. Sztandarowym tego wyrazem jest osoba Św. Ignacego Loyoli. Wielu też innych świętych, było całkiem nieświetymi, wpatrzonymi w ten świat, w siebie, grzesznikami. Jest istotne czy współpracujemy z naszym sumieniem czy z głosem innym, z tym, który kusi.
“Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych.” – czy z tych słów nie wynika, że świat jest całością? A może wynika, że nie ma relacji Boga do świata? Czy te słowa przeczą tym z Pisma, które mówią: “Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”? Przecież, u Boga Ojca, nie. Można więc powiedzieć to, co powiedziano tam i nie mieć żadnej sprzeczności z ze stanem faktycznym, czyli z rzeczywistością wairy i rzeczywistośćią materii, czyli z Bogiem i z Kościołem. Nadto, sama wybrałaś fragment, który wydaje Ci sie wątpliwy, zaś potem stwierdzasz, że nie jest on kluczowy w rozumieniu odstępstwa Lutra, wszelako dalej jest powiedziane w tym artykule szerzej o Jego herezji. Nie wydaje mi się by przezntowane tam stanowisko było bezwartościowe, wyłącznie dlatego, że pewne (niezbyt istotne, jak sama stwierdzasz) partie akcenty są potraktowane ogólnikowo. Gdybysmy rozmwalia o osobie Lutra – były kluczowe, gdybyśmy rozmawali o relacji Boga do świata – również. Ale skoro nmówimy o protestantach, spójrzmy co ten artykuł mówi o tym właśnie, nie zas o tym, o czym nie mówimy.
Wolno *wiernemu* postawić tezę o psuciu się Kościoła i podawać jego przyczyny, ich dociekać, czynić porównania etc. To jest droga duszy przez Kościół do Boga. Wic w tym, że Luter od Kościoła swe serce oddalił, za sobą pociągnął wielu i znalazł wielu naśladowców – nie sposób więc w trosce o zbawienie dusz lekceważyć najmniejszej nawet przyczyny odstępstwa. Można bowiem w takim przypadku zaciągnąć grzech zaniedbania, a tego żadnym dostojnikom Kościoła nie wolno nie tylko pod sankcją sumienia ale i dyscypliny wiary.
Mieć (idealny Kościół), czy być (wiernym dążącym do doskonałości)?
Jedno drugiemu nie przeczy, ale dopiero umieszczenie obu pragnień we właściwej relacji oznacza wybór właściwej ścieżki – naśladowania Chrystusa.
Miała, ale nie kluczowy, bo na Hitlera złożyło się wiele okoliczności, sam egocentryzm nie wystarczył. Kluczowe było to, co potem głosił. Dlatego rozeznajemy owoce.
Jeśli mamy do czynienia z żywym człowiekiem, możemy analizować jego charakter by go pouczyć jak z tego wyjść, by mu ukazać samego siebie. Sądzenie po śmierci charakteru nie ma sensu,dlatego Kościół zaleca by oddać go Bogu w modlitwie, jedyny sens to taki by dla siebie wyciągnąć naukę.
Tak, i dlatego należy z Kościołem współpracować w duchu posłuszeństwa (dotyczy to każdej osoby), zamiast się upierać i rodzić schizmę i psuć maluczkich.
Spójrz, Guz odnosi się do nauki Lutra, FSSPX do charakteru.
>Miała, ale nie kluczowy, bo na Hitlera złożyło się wiele okoliczności, sam egocentryzm nie wystarczył
No właśnie, po Grzechu każdy jest egocentrykiem, ale nie każdy zaraz Lutrem czy Loyolą. Kościół uczy jak przez Chrystusa przeciwstawiać się skutkom tej ułomności. Propozycja Lutra jest anty-eklezjalna, więc i anty-chrystusowa i w dalszej części wywodu zaprezentowanego przez FSSPX jest o tym szerzej mowa – o tym, aby nie iść za Lutrem. Jedyną różnicę m. stanowiskiem Magisterium a Bractwa upatruję, póki co, w rozłożeniu akcentów. Nie ma mowy o schizmie – vide wypowiedź Ratzingera i wcześniej Lefebvra nt. schizmy. przykład: “Jest ona odnowieniem, uobecnieniem Kalwarii, uobecnieniem całego dzieła Pana Jezusa Chrystusa. Jest Chrystusem, który Nas naucza, który za Nas sam się ofiaruje i na Mszy Świętej daję się Nam na pokarm. We Mszy Świętej Chrystus jest wszystkim. Chrystus jako Bóg, do którego ludzie pójdą aby się nawrócić, aby być oczyszczonymi w Jego krwi, w Nim przygotować się do wieczności, do której jest jedyną drogą.” – i do tej pory się wszystko zgadza, prawda? Różnica wg FSSPX jest tu: “Ten ołtarz został zamieniony na stół, który jest miejscem spotkania ludzi, stół który jest ucztą, ludzkim zgromadzeniem. Zamiast Boga w centrum jest człowiek. Idea nowej Mszy jest przede wszystkim myśleniem o doczesności. Doczesne sprawy z błogosławieństwem Pana Boga, ale najważniejsze o czym świadczą modlitwy powszechne są te sprawy, które dotyczą naszego życia. Akcent najważniejszy dla katolika, dla wszystkich świętych, dla wszystkich mistrzów nowego życia, czyli nasze ziemskie życie. Wszystkie te nasze ludzkie sprawy są drugo albo trzeciorzędne w porównaniu z najważniejszą rzeczą – zbawianiem swojej własnej duszy. Akurat ten temat jest praktycznie całkowicie wyeliminowany od czasu wprowadzenia nowej liturgii. W ten sposób wierni uczestnicząc od czterdziestu lat w tej nowej liturgii po prostu przyjmują jej ideę. Ideę, gdzie właściwie już nie mówi się o sprawach ostatecznych jak piekło, niebo, śmierć czy decyzja o wieczności. Zycie tu na ziemi jest walką duchową z diabłem, z grzechem i staraniem się o życie w cnocie. Te wszystkie najistotniejsze punkty nowa Msza praktycznie eliminuje. Zamiast tego nowa Msza niestety prowadzi czysto wewnętrzne, ludzie sprawy. I na tym polega istota tej różnicy”.
Pytanie: czy ta różnica jest prawdziwa?
Co Kościół wie o wieczności? W Biblii jest o tym tyle co nic.
Bóg zakrył to przed nami bo tak chciał. Co Kościół wie o piekle, czy niebie by powiedzieć nam o tym prawdę? Człowiek zyje na ziemii z woli Boga, to zycie ma zadane i na to życie ma wskazówki, potem jest tajemnica. Nie żyjemy by pójść do nieba, lub uniknąć piekła, zyjemy dla Chrystusa by być z Nim na wieki. Kościół średniowiczny straszył piekłem, wabił niebem, ale czy to nie formowało duszy niedojrzałej? Wtedy to było potrzebne, dziś jesteśmy dalej.
Lefebryści nie rozróżniają kiedyś i teraz, nie chcą Drogi, nie mają więc Życia.
Powiem ci, rozmawiając na płaszczyźnie którą narzucają tradsi bardzo ubożejemy. To tak jakby diabeł rzucał temat zastępczy, byśmy nie czytali np. Jakimowicza.
http://gosc.pl/doc/1969882.Sep
Tradsi niczego nie narzucają. Po prostu przedstawili swoje stanowisko. Wy przedstawiliście swoje i skoro nie ma możliwości wypracowania czegoś pośredniego to należy zawrzeć rozejm. Co niniejszym proponuję.
Czy dla odmiany ktoś z Was nie spróbowałby znaleźć jakiejś kwestii w której bylibyśmy zgodni?
Bo jak nie to ja będę zmuszony to zrobić, a nie mam czasu.
Chyba mamy trzy lata jeszcze, nawet jak na ekspedytowe normy tempa prztwarzania danych, to, sie mi wydaje, duzo, so easy… :))
Jezus jest Panem!
Czy dobrze się domyślam, że się co do tego zgadzamy?
Bo jeśli tak, to znaczy, że ten sam Duch Święty nam pomaga.
W Duchu Świętym i w Chrystusie się nam trzeba jednoczyć.
W Bożej Miłości…
… ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Tak. Tą wspólną sprawą jest cały Kościół, jego liturgia i to co podaje do wierzenia. W protokole rozbieżności nie powinna znależć się ani jedna kwestia.
Czy ty nie widzisz, że godzisz się na paktowanie z diabłem?
Czyli np. godzę się na to, że Jezus jest Panem, ale w innych sprawach jesteśmy rozbieżni. Przyznajesz im więc, że mogą być w Kościele i mieć jakieś inne zdania.
Katolicyzm nie polega na tym że godzimy się na część wspólną z heretykami i przymykamy oko na resztę. To szpara przez którą wsuwa się diabeł.
Czy ty nie widzisz, że godzisz się na paktowanie z diabłem?
Czyli np. godzę się na to, że Jezus jest Panem, ale w innych sprawach jesteśmy rozbieżni. Przyznajesz im więc, że mogą być w Kościele i mieć jakieś inne zdania.
“Problem jednak w tym, że tak jak część katolickich teologów fałszywie zinterpretowała wskazania Soboru Watykańskiego II i stworzyła groteskowy Kościół liberalny i bez tożsamości Apostolskiej, tak lefebryści w akcie sprzeciwu wyruszyli drogą, którą nie może iść Kościół, bo jest drogą izolacji wobec świata – co zresztą doprowadziło tychże lefebrystów do tego samego, co liberałów i modernistów: wypaczenia prawdy o hierarchicznym Kościele, kierowanym przez Ducha Świętego”.
http://swidnica.gosc.pl/doc/1430546.Lefebrysci-dialog-niemozliwy
BTW, po lekturze wywiadu z bp. Fellayem płetwy mi opadły :(
My, katolicy – miewamy w różnych sprawach różne zapatrywania.
To, że ktoś woli mszę w formie trydenckiej i modli się po łacinie nie jest herezją.
http://www.fssp.pl/
Kościół jest teraz otwarty na różnorodność. Jeśli chcesz mu być ściśle posłuszna musisz pogodzić się z tym brakiem ścisłości. Ot taki mały paradoks.
Co tam tradsi. Zobacz jak Kościół łączy się z rzeczywistymi heretykami:
(opublikowana w 2000r. deklaracja Dominus Iesus)
Czyli cały Kościół, swoim autorytetem opowiada się za Twoim “paktowaniem z diabłem”. Chcesz mu być posłuszna? Paktuj i Ty!
Kto jest katolikiem?
A tu reszta akapitu z Dominus Iesus (bo ważny):
…
Natomiast Wspólnoty kościelne, które nie zachowały prawomocnego Episkopatu oraz właściwej i całkowitej rzeczywistości eucharystycznego misterium 61, nie są Kościołami w ścisłym sensie; jednak ochrzczeni w tych Wspólnotach są przez chrzest wszczepieni w Chrystusa i dlatego są w pewnej wspólnocie, choć niedoskonałej, z Kościołem 62. Chrzest bowiem sam w sobie zmierza do osiągnięcia pełni życia w Chrystusie poprzez integralne wyznawanie wiary, Eucharystię i pełną komunię w Kościele 63.
«Nie wolno więc wiernym uważać, że Kościół Chrystusowy jest zbiorem — wprawdzie zróżnicowanym, ale zarazem w jakiś sposób zjednoczonym — Kościołów i Wspólnot eklezjalnych. Nie mogą też mniemać, że Kościół Chrystusowy nie istnieje już dziś w żadnym miejscu i dlatego winien być jedynie przedmiotem poszukiwań prowadzonych przez wszystkie Kościoły i wspólnoty» 64. W rzeczywistości «elementy tego Kościoła już nam danego istnieją ‘łącznie i w całej pełni’ w Kościele katolickim oraz ‘bez takiej pełni’ w innych Wspólnotach» 65. «Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu» 66.
Brak jedności wśród chrześcijan jest z pewnością raną dla Kościoła: nie w tym sensie, że Kościół jest pozbawiony jedności, lecz że podział «przeszkadza w pełnym urzeczywistnieniu się jego powszechności w historii» 67.
A jak ktoś odprawia mszę trydencką w budynku nie poświęconym przez katolickiego biskupa, ale przez biskupa odłączonego? I w dodatku krytykuje papieża dosłownie za wszystko?
To też masz z nim część wspólną?
Tak, ale to są inne kościoły, odłączone. A my jesteśmy w katolickim.
Chrystus kocha także dzikusów w dżunglii nie znających Chrystusa i oni są dziećmi Bożymi takimi samymi jak lefebryści, ale nie są katolikami.
Mogę Pana Jacka traktować jak brata, ale on nie jest katolikiem o ile przyjmuje komunię w innym kościele.
Jest więc rozłam, nie jesteśmy w Jednym Kościele jak chciał Chrystus-”Jedna Owczarnia, jeden pasterz”. Gdyby pod słowem pasterz krył się tylko Chrystus po cóż miałby Jezus ustanawiać Piotra jako swego zastępcę, Skałę.
Ale oni tego nie uznają. Oni uważają że mają pełnię, a my jej nie mamy.
Więc jak z tą częścią wspólną?
Nawrócony pastor luterański ze Szwecji;
http://www.fronda.pl/a/jezus-jest-nadal-na-tronie-wciaz-ma-pelna-wladze-na-niebie-i-na-ziemi,38920.html
http://www.fronda.pl/a/jezus-jest-nadal-na-tronie-wciaz-ma-pelna-wladze-na-niebie-i-na-ziemi,38920.html
Tak:
25 A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 26 Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» 27 On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego8. 28 Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył»9. 29 Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
30 Jezus nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. 31 Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. 32 Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. 33 Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: 34 podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. 35 Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: “Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. 36 Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» 37 On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
Co ty masz z tą miłością.
Prócz miłości jest jeszcze prawda.
Nie powiedziałam, że nie trzeba miłować pogan.
Powiedziałam, że należy się posłuszeństwo papieżowi, więc Chrystusowi i jego Kościołowi.
Mieszasz porządki, jak zwykle.
Hitler też kochał swój naród i inne narody też, chciał je zbawić. Jest więc miłość żle pojęta.
Myślę, że nie.
Ja to pikuś.
Ważne, co Bóg ma z tą miłością.
Nasze różne porządki w Nim – są Jednym.
I wielu ludzi myśli że kocha, ale nie kocha, bo miłość bez prawdy jest skorumpowana.