…Jestem Miłością. Serce moje nie może już dłużej powstrzymać płomienia, który je trawi.
Do tego stopnia kocham dusze, że życie swoje za nie oddałem. Z miłości dla nich zostałem jako więzień w tabernakulum. Od dwudziestu wieków mieszkam w nim nocą i dniem, zasłonięty postaciami chleba i ukryty w Hostii, znosząc z miłości zapomnienie, samotność, wzgardę, blużnierstwa. zniewagi, świętokradztwa…
Z miłości dla dusz zostawiłem im sakrament pokuty, by móc im przebaczać i to nie tylko raz lub dwa. ale tak często, jak tylko będą potrzebowały dla odzyskania łaski. Tam czekam na nie… Pragnę, by tam przychodziły obmyć się ze swoich win. nie wodą. lecz moją Krwią. Różnymi sposobami objawiłem w biegu wieków moją miłość do ludzi: ukazałem im, jak Mnie pochłania pragnienie ich zbawienia. Dałem im poznać swoje Serce. Nabożeństwo to. jak światło, rozprzestrzeniło się po świecie. Dzisiaj jest ono środkiem, którym posługuje się dla poruszenia serc większość tych, co pracują nad rozszerzeniem mego Królestwa.
Obecnie pragnę czegoś więcej. Jeśli bowiem proszę dusze o miłość w odpowiedzi na tę. która Mnie spala, to nie tylko o ich wzajemność mi chodzi. PRAGNĘ, BY WIERZYŁY W MOJE MIŁOSIERDZIE, by wszystkiego wyczekiwały od mej dobroci, by nigdy nie wątpiły w moje przebaczenie. Jestem Bogiem, lecz Bogiem Miłości. Jestem Ojcem, ale Ojcem, co kocha z czułością, a nie z surowością. Serce moje jest nieskończenie święte, lecz i nieskończenie łagodne, A znając nędzę i słabość ludzką, nachyla się ono ku biednym grzesznikom z NIESKOŃCZONYM MIŁOSIERDZIEM.
Kocham dusze, które, popełniwszy pierwszy grzech, z pokorą przychodzą Mnie prosić o przebaczenie… Kocham je jeszcze, kiedy opłakały swój drugi grzech, i jeśli się to powtarza, nie mówię miliard, ale milion miliardów razy. kocham je i przebaczam im zawsze i zmywam w tej samej Krwi ostatni jak i pierwszy upadek.
Ja się nie męczę duszami i moje Serce oczekuje bez przerwy, by przychodziły chronić się w Nim i to tym więcej, im bardziej są nędzne. Czy ojciec nie troszczy się więcej o dziecko chore, niż o te, którym nic nie dolega? Czyż nie okazuje mu więcej czułości i troskliwości? Tak i moje Serce z większą jeszcze delikatnością i współczuciem zwraca się do grzeszników, niż do sprawiedliwych.
Oto co pragnę duszom wytłumaczyć: będę pouczał grzeszników,że MIŁOSIERDZIE SERCA MEGO JEST NIEWYCZERPANE; duszom oziębłym i obojętnym – że Serce moje jest ogniem, który chce je rozpłomienić, ponieważ kocha; duszom pobożnym i dobrym -że Serce moje jest drogą, po której kroczy się ku doskonałości i dociera bezpiecznie do błogosław ionego kresu. W końcu od dusz Mi poświęconych, więc kapłanów i zakonników, od dusz wybranych i uprzywilejowanych, zażądam raz jeszcze, aby Mi ofiarowały swoją miłość i nie wątpiły o mojej miłości, lecz przede wszystkim, aby Mi okazały swoją ufność i by nie wątpiły w moje MIŁOSIERDZIE. Jakże to łatwo spodziewać się wszystkiego od mego Serca…“.
Dnia 12czerwca 1923 roku Pan Jezus rozwija podjęty temat następująco:
„Pragnę przebaczać, pragnę królować, pragnę przebaczać jednostkom i narodom. Pragnę królować nad duszami, nad narodami i nad całyrn światem. Pokój mój pragnę rozszerzyć aż po krańce świata, lecz w sposób szczególny na tę błogosławioną ziemię, kolebkę nabożeństwa do mego Serca. Tak, pragnę być jego pokojem, jego życiem, jego królem: jestem Mądrością i Szczęściem, jestem Miłością i Miłosierdziem, jestem Pokojem, będę królował.
By zmazać niewdzięczność świata, wyleję strumień miłosierdzia. By wynagrodzić jego zniewagi, powołani na ofiary dusze, które wyjednywać będą przebaczenie… Tak, w świecie jest dużo dusz. pragnących Mi się przypodobać… Są jeszcze dusze wspaniałomyślne, które dadzą Mi wszystko, co mają, bym mógł się nimi posługiwać stosownie do mych zamiarów i do mej woli.
By królować, pocznę świadczyć miłosierdzie, królestwo bowiem moje jest Królestwem Pokoju i Miłości: Oto cel, który pragnę urzeczywistnić, oto moje Dzieło Miłości…!
Wezwanie moje kieruję do wszystkich: do dusz Mi poświęconych i do dusz żyjących w świecie, do sprawiedliwych i do grzeszników, do uczonych i do prostaczków, do tych. co rozkazują i do tych, co słuchają. Wszystkim oświadczam: Jeśii chcecie szczęścia – jestem nim. Jeśli szukacie bogactw – Ja jestem nieskończonym bogactwem. Jeśli pragniecie pokoju -jestem pokojem. Jestem Miłosierdziem i Miłością. Pragnę być Królem…!”
Następnie zwracając się bezpośrednio do siostry Józefy mówi: „…A teraz, Józefo, zacznę mówić wprost do świata i pragnę, aby po twej śmierci dowiedziano się o moich słowach. Ty zaś będziesz żyła w zupełnym i najgłębszym ukryciu, ponieważ jednak jesteś ofiarą przeze Mnie wybraną, będziesz cierpiała i umrzesz pogrążona w cierpieniu! Nie szukaj wypoczynku ani ulgi: nie znajdziesz jej. ponieważ Ja wszystko w ten sposób ułożę. Ale miłość moja cię podtrzyma i nie zawiedzie cię nigdy…!
Przychodzę cię strawić i rozpłomienić. Oto cale moje pragnienie… Rozpłomienić dusze… Zapalić świat… Niestety, dusze odrzucają płomień. Lecz Ja zatriumfuję, one należeć będą do Mnie, a Ja będę ich Królem. Cierp ze Mną w tej intencji, by świat poznał Mnie i by dusze przyszły do Mnie. Cierpienie sprawi, że Miłość zatriumfuje…! Chcę, aby świat poznał me Serce, aby ludzie poznali moją miłość. Czy oni wiedzą o tym, co dla nich uczyniłem?
To właśnie chcę im wyjaśnić…
Pisz więc, Józefo:
Pewien ojciec miał jednego syna. Byli oni możni, bogaci, otoczeni liczną slużbą i posiadali wszystko, co życie czyni zaszczytnym, dostatnim i przyjemnym. Niczego i nikogo do szczęścia nie potrzebowali. Syn wystarczał ojcu, a ojciec synowi, obaj we wzajemnym ze sobą stosunku znajdowali doskonałe szczęście, a szlachetne i ofiarne ich serca pochylały się z miłością ku każdej, nawet najmniejszej potrzebie drugich.
I dnia pewnego zdarzyło się. że zachorował jeden ze sług tego tak bardzo dobrego pana. Stan jego choroby stal się wkrótce tak niebezpieczny, że chcąc go wyrwać z objęć śmierci, należało zapewnić mu stałą opiekę i zastosować najskuteczniejsze środki lecznicze.
Lecz sługa ten był u siebie w domu biedny i samotny. Cóż więc dla niego uczynić? Opuścić go i wydać na śmierć niechybną? Dobroć pana nie może na to zezwolić. Posłać do nieszczęśliwego kogoś ze służby…? Czyż można z całym spokojem spuścić się na usługi, oddawane rac/ej interesownie, aniżeli z miłości?
Tknięty współczuciem, ojciec wzywa swego syna i zwierza mu się ze swego niepokoju. Przedstawia mu stan lego biednego człowieka, walczącego ze śmiercią. Dodaje, że troskliwa i stała opieka mogłaby go jeszcze wyleczyć i zapewnić mu długie życie.
Syn, którego serce bije zgodnie z sercem ojca, ofiaruje się, jeśli taka jest jego wola. pielęgnować chorego sługę z całą czujnością, nie szczędząc trudu, zmęczenia j czuwania, dopóki go nie wyleczy.
Ojciec się zgadza. Składa ofiarę z miłego towarzystwa swego syna. Syn, wyrywając się z objęć miłości ojcowskiej, staje się sługą i zamieszkuje u tego, który w rzeczywistości jest jego sługą.
l tak spędza kilka miesięcy przy łożu chorego, czuwając nad nim ze wzruszającą pieczołowitością, tysięczne świadcząc mu usługi. I dba nie tylko o to, co może przyspieszyć wyzdrowienie, ale też i o to, co mogłoby mu zapewnić pomyślny stan zdrowia na przyszłość. I wreszcie udaje mu się chorego uleczyć.
Wtedy ów sługa zdjęty podziwem na widok tego, co pan dla niego uczynił, pyta jak będzie mógł okazać swą wdzięczność w zamian za taką nadzwyczajną i niesłychaną miłość?
Syn radzi mu pójść do ojca i w zamian za tak wielką wspaniałomyślność, dzięki której wyzdrowiał, zaleca mu ofiarować się ojcu i stać się odtąd jednym z najwierniejszych jego sług.
l człowiek ten staje przed swym panem. Z należnym uczuciem wychwala jego miłość i. co więcej, ofiarowuje się. by odtąd służyć mu bez pobierania zapłaty. Wie on bowiem, że na usługach takiego pana nie potrzebuje być opłacany jako sługa, skoro jako syn był traktowany i kochany.
Przypowieść ta jest tylko słabym obrazem mojej miłości do ludzi i odpowiedzi, jakiej od nich oczekuje. Będę to tłumaczył powoli, ażeby wreszcie wszyscy poznali moje Serce. Pomóż Mi, Józefo, pomóż Mi odsłonić Serce rnoje ludziom! Oto chcę im powiedzieć, że na próżno będą szukać poza Mną szczęścia. Nie znajdą go…
Bóg stworzył człowieka z miłości. Umieścił go na ziemi w takich warunkach, że w oczekiwaniu wiecznej szczęśliwości niczego mu tutaj nie miało brakować do szczęścia. By jednak do tego szczęścia mieć prawo, miał zachować słodkie i łagodne przykazanie, nałożone przez Stwórcę.
Człowiek, niewierny temu przykazaniu, ciężko zachorował: popełnił pierwszy grzech. «Człowiek» – to znaczy ojciec i matka, prarodzice rodzaju ludzkiego. Skaza dotknęła zatem całe jego potomstwo. W nim cała ludzkość straciła prawo do doskonałego szczęścia, które Bóg jej obiecał i musiała odtąd trudzić się, cierpieć i umierać.
Otóż Bóg w swoim szczęściu niebieskim, nie potrzebuje człowieka, ani jego usług. Wystarcza Sam sobie. Chwafa Jego jest nieskończona i nic nie może jej umniejszyć.
Będąc jednak nieskończenie potężny, jest On również nieskończenie dobry. Czy więc zostawi człowiekowi, stworzonemu z miłości, cierpienie tylko i śmierć? Da mu nowy dowód miłości i złu tak wielkiemu przeciwstawi lekarstwo o wartości nieskończonej. Oto jedna z Trzech Osób Trójcy Przenajświętszej przyjmuje naturę ludzką i zło spowodowane grzechem, naprawi po Bożemu.
Ojciec oddaje swego Syna. Syn oddaje swoją chwałę. Zstępuje na ziemię nie jako Pan, nie jako człowiek majętny i możnowładca, lecz jako sługa, jako człowiek ubogi i jako dziecko.
Wszyscy znacie życie, które On tutaj na ziemi prowadził. Wiecie, jak od pierwszej chwili Wcielenia poddałem się wszystkim nędzom natury ludzkiej.
Niemowlęciem będąc, cierpiałem już zimno, głód, ubóstwo i prześladowania. W mym życiu robotniczym byłem bardzo często upokarzany i wzgardzony, jako syn ubogiego cieśli. Ileż to razy mój przybrany ojciec i Ja, zniósłszy ciężar długiego dnia pracy, znaleźliśmy się wieczorem wobec zarobku ledwie wystarczającego na utrzymanie rodziny… I tak żyłem przez lat trzydzieści.
A potem porzucając słodkie towarzystwo mej Matki, poświęciłem się pracy, by dać poznać mego Ojca niebieskiego i by wszystkich nauczyć, że Bóg jest miłością.
Przeszedłem, dobrze czyniąc ciałom i duszom: chorym przywracałem zdrowie, umarłym życie, a duszom…? Duszom przywróciłem wolność, utraconą przez grzech i otwarłem im bramy do prawdziwej i wiecznej ojczyzny.
Gdy bowiem nadeszła godzina, Syn Boży dla zapewnienia im wiecznego zbawienia, nie zawahał się oddać nawet własnego życia.
I w jaki sposób umarł…? Czy otoczony przyjaciółmi…? Czy obwołany dobroczyńcą…? Dusze kochane, wiecie dobrze, że Syn Boży nie w ten sposób chciał umierać: On. co miłość tylko szerzył, stał się ofiarą nienawiści… On, co światu pokój przyniósł, stał się przedmiotem najzajadlejszego okrucieństwa… On. co przyszedł ludziom przynieść wolność, był uwięziony, związany, dręczony, oczerniany, aż wreszcie umarł na krzyżu między dwoma łotrami we wzgardzie i opuszczeniu, ogołocony i odarty ze wszystkiego.
Tak poświęcił się dla zbawienia człowieka. Tak dokonało się dzieło, dla którego opuścił chwałę Ojca swego: zachorował człowiek i Syn Boży zstąpił do niego. Nie tylko przywrócił mu życie, lecz wysłużył również środki konieczne do zdobycia na ziemi skarbu wiecznej szczęśliwości.
Jak odpowiedział człowiek na tak szczególne względy? Czy na wzór sługi oddał się w służbę swego Mistrza, nie oglądając się na nic poza sprawami Pana…?
Trzeba wyróżnić odpowiedzi, jakie człowiek Bogu swemu daje.
Czy ważne kto dostał te słowa i kiedy? Nie jest to ważne, bo ważna jest treść.
Ktoś wierzy lub nie- jego wola. Widzi w tym adres do siebie, lub nie- też jego wola.
Przeczytałem.
____________
Bardzo przepraszam, że tutaj, ale nie ma poczty wewnętrznej. To dla Pani, najnowszy Robercik (jest wspaniały, proszę sobie cyknąć choćby od połowy):
Miłosierdzie to ten pierwszy etap – tak to widzę. Kiedy już wiemy, żeśmy pokochani i nie musimy się bać niczego. Ale … później trzeba starać się wciąż o męstwo i samemu dźwigać. Bo chyba nie ma tu innej miary miłości, jak cierpienie.
Co Pani myśli o tym co się teraz na Legionie wyprawia?
Przecież jakby na przykład Ksiądz Guz tu zajrzał to by musie zjeżyły włosy, które i tak ma zjeżone.
Karolu, blogerzy to specyficzna … jednostka chorobowa.
Moim zdaniem w Kościele nie jest tak źle, jak na blogowiskach.
Ktoś też niedawno ładnie napisał, że ludzie w czynach popełniają o wiele mniej złych rzeczy niż w słowach.
Szaleją teraz po Legionie notki “buntownicze”. A my je sami podbijamy naszą walką… komentarz Karola, komentarz Ptasznika, komentarz Asadowa, komentarz Trybeusa, komentarz Circ, komentarz Trybeusa, aha – Miarka – czasem więcej, czasem mniej. Tfur, Taba i czasem – Oela też zaglądają troskliwie.
Może odpuśćmy, namaśćmy swoje włosy wonnościami, obmyjmy oblicza i udajmy się do komory modlitwenej, by w ukryciu pomodlić się, o jedność i posłuszeństwo w Kościele (ja jeszcze – o męstwo i umiejętność panowania nad swoją uwagą i nie patrzeniem porządliwie na piękne białogłowy)?
Znakiem tego, nie będę już komentować tam, gdzie argumentuje się cytatami z odszczepieńców, namawia do beczenia na pasterza itd.
Robert rośnie w oczach:)
Myślę, że obnażymy diabła w Kościele, jesteśmy blisko. Musieliby oczu nie mieć by nie widzieć że te FSSPX to rozwałka Kościoła- udają, że są w Kościele tymczasem msze odprawiają po domach prywatnych, a prawdziwe msze trydenckie w KK to owoc szybkiego działania Benedykta, który powołał Bractwo św. Piotra (nie PiusaX)
Asadowie.
Dokładnie takiego Twojego stanowiska się domyślałem, spodziewałem.
Wszystko pięknie ładnie. Ale prędzej czy później dopadnie nas statystyka.
Jak kłamstwo i kłamcy będą bardziej obecni, to w końcu osoby, które chcą prawdy staną się mniejszością.
Przecież ten nasz portal to taki mikrokosmos, laboratorium, w którym mają odzwierciedlenie procesy ze świata dużego, zewnętrznego.
Jeszcze raz przypominam o tych, co czasem zaglądną tutaj, podglądną, poczytają.
I co im serwujemy?!
Albo zaczniemy walczyć o prawdę albo się rozpłyniemy. Na samej modlitwie daleko nie zajedziemy.
Nie czytają takich tekstów, bo ich nie interesują-ich interesuje zamęt i walka.
Benedykt XVI o poprawnym interpretowaniu Soboru
http://www.fronda.pl/forum/benedykt-xvi-o-poprawnym-interpretowaniu-soboru,55992.html
Właśnie teraz sobie słucham na odtrutkę (okolice 30 minuty – cudowne! to jest filozof i kapłan co się zowie! nigdy czegoś takiego nie widziałem, a marzyłem o tym):
Doskonałe – bo czy można coś dodać albo ująć? :) Zacząłem o 30:17 i dosłuchałem do końca.
ja już lecę kolejną, w zasadzie pierwszą część, z 6 marca
Znakomite wstąpienie. Widać, że i publika musiała być dobra, dobrze odbierać, rezonować.
Ks. Guz – Wspaniały człowiek!
52:08-52:18 z pierwszego nagrania – i wszystko w temacie ;)
PS. “najnowszy Robercik” też dobry… punktuje przebierańców z koncesjonowanej opozycji aż miło…
Znowu muszę przeprosić Gospodynię notki, że odbiegam od tematu, ale czy zauważył Pan jak bardzo mizerna jest ta pani Róża.
Ona wszystko czytała z kartki, ciągle zerkała. Nie umiała powiedzieć nic z siebie, z głowy.
Winnicki walił wszystko na żywca, ad hoc. To pokazuje jak już jest bardzo biegły.
Z każdym takim wystąpieniem staje się lepszy.
Byle tylko znalazły się osoby, które wskażą mu pewne drobne błędy. A on miał na tyle rozumu i odwagi by z tych wskazówek skorzystać.
Jak dla mnie jest niedopuszczalne, że atakuje ludzi osobowo. I tu nie chodzi mi o tą lewacką nowomodę tolerancyjności etc.
Chodzi o to, o czym mówi właśnie Ksiądz Guz.
Żeby nie drwić z człowieka, nie zabijać go, nie skreślać.
Kiedyś bardzo pięknie to ujął – że jakby miał okazję gadać z Adasiem, to zniszczyłby nie jego, jako jego, bo jego trzeba ocalić, atakowałby to co on przedstawia, co robi, zło w nim.
Guz przenajsłodszy.
Ile on tu powiedział!
Wszystko.
Dzięki Paniekarolku za powrót na właściwy tor.
Tak widzę Legion- tyle mamy się jeszcze nauczyć, bo każdy w swoim zyciu mógł być twórczy, ponieść to do swoich domów, a tyle czasu marnujemy- ale z drugiej strony może i to jest nam potrzebne jako dopust, a naszym braciom pobłądzonym jako niezbędne wyprostowanie.
Mam nadzieję, że te lekcje nie będą trwały w nieskończoność, bo wiele sobie wyjaśniliśmy, prawie wszystko. Krótko mówiąc, obowiązuje nas Credo, a reszta to sama prawda i miłość w realizacji.
Jak Legioniści pójdą kiedyś w sieć, czy w życie, żaden diabeł nie da im rady. Polacy mają być zbrojnym ramieniem Kościoła i młotem na herezje.
Nie walczymy o prawdę?
Ale i Tfur ma rację, że nawet z komentarzy do beczenia i gęgania czegoś cennego się można o ludziach dowiedzieć.
Zastanawiam się, czy siłą broniąc dostępu do Ekspedyta przed wszelkimi herezjami, pytaniami “po bandzie” i trudnymi tematami – nie stracimy czegoś cennego.
Nie każdy ma Twoją mądrość i pokorę, by nie tykać tego, co śmierdzi.
Móstwo ludzi (IMHO) jest napędzanych ciekawością (nb – pierwszy stopień pychy).
Te dyskusje, choć męczące i momentami (nie wiem czy to jednak nie za mocne słowo) niemal haniebne – dostarczają takim słabeuszom jak ja oręża wiedzy i namysłu, nad tymi tematami. Przygotowują – mam nadzieję – słabszych w wierze i rozumie do ścierania się z podobnymi atakami – poza “Ekspedytem”.
Wraca jak bumerang temat “Otwartości” (lub zamkniętości) Legionu.
Jedno jest pewne. Nieprawda nie może tu zagościć, jeśli nie zostanie zdemaskowana i osądzona. Musimy więc przynajmniej jakoś bronić się przed ilością takich “podkręcanych piłek”, bo przecież mamy jeszcze całe życie – poza Internetem!
P.S. – właśnie widzę, że Circ mnie ubiegła i jak zwykle – lepiej wyłożyła to, o co mi chodziło.
//Polacy mają być zbrojnym ramieniem Kościoła i młotem na herezje.//
ale ….bez modliszek
//Ale i Tfur ma rację, że nawet z komentarzy do beczenia i gęgania czegoś cennego się można o ludziach dowiedzieć.//
Az, łaski swojej nie wkładaj mi tego czegom nie-powiedział. Mam swój jęzor i gęgam sam. Raz gęsi uratowały Rzym to i mogą nadal. Zabronisz im ?
I bez czego jeszcze? Może też bez cybernetyki.
Mamy więc różne gusta.
Gusta są ważniejsze, czy konieczności?
No trzeba przyznać, że dzisiaj był ostry obstrzalik. Nawet się nie spodziwałem, że mnie to tak poruszy, rozjuszy…
Ja ciągle miałem dylemat, czy wszystko walić tu prosto na forum czy się wstrzymać do szeptań w jasnogórskich kuluarach… Ale jednak trochu mi się wymsknęło…A czy wogóle takie powinno się mieć dylematy. Nie wiem.
Trybeus się chyba obraził i zapowiada, że się wyprowadza. I to boli.
Coś ostatnio często mi się wspomina Pani Izabela. Zobacz jak długo już Jej nie ma. A tak pięknie i mądrze pisała.
Z Panem Ptasznikiem to chyba wogóle mam na pieńku. A co ja jakiś wróg czy co, ja tylko biedny miś.
Niezłe pobojowisko.
To niby teraz nie są w sieciach, ani w życiu? ;) Dziwne stwierdzonko.
Przepraszam, ale nie umiem zobaczyć, gdzie zbłądziłem.
Czasem uda się coś dobrego zdziałać bezmyślnie, uratować histerycznym wrzaskiem itp.
Czy robić z tego regułę? Janiebym.
jesteś głupsza i podlejsza i bardziej wyrafinowana …niż myślałem /na razie tyle powiem/
a ks prof. Guz ….NIESTETY – nie wie, co mówi jak mówi o “obszarze konieczności i obszarze wolności”/w twoim “rozumieniu”/. On nawet nie wie co to teraz SYSTEM jest. A jak wszyscy szasta nim na prawo i lewo…Ale lubię go od dawna b. dawna / nawet modliszka nie ma o tym pojęcia – jak dawna….
//Przepraszam, ale nie umiem zobaczyć, gdzie zbłądziłem.//
nie przepraszaj
(po co przepraszasz jak nie wiesz “co” przepraszasz :)
No i fajnie, że się w końcu określiłeś ludzkimi słowami.
Widzę, że nie ma mostów, mogę mieć nadzieję, że na razie, choć przecież od początku były między naszymi rozumieniami spięcia, które maskował twój hermetyczny język, bo i jakby miało być inaczej, skoro cybernetyka jak każda nauka materialistyczna musi przez Objawieniem zatrzymać się na ścianie, bo Objawienie tyczy ducha, a tam całkiem inne (nie)mechanizmy.
Cybernetyka zawsze opisuje mechanizmy systemu i nie wychodzi poza system, duch zaś to brak jakichkolwiek mechanizmów, tam panuje tylko zasada która wiecznie rodzi nowe.
Cybernetyka to zresztą przewidziała nazywając sztukę i naukę informacją nową, ale dalej nie poszła i słusznie, bo dalej jest tylko Objawienie.
Ta definicja to był szczyt na który mogła wznieść się cybernetyka, i równocześnie ściana dla cybernetyki.
Widziałam, że go błędnie pojąłeś, ale nic nie mówiłam, bo nie miałam pewności. Teraz się wyjaśniło.
//że się w końcu określiłeś ludzkimi słowami//nie bądź taka dow ciapna -kota ogonem nie odwracaj-to ja cię określiłem.
//Ta definicja to był szczyt na który mogła wznieść się cybernetyka, i równocześnie ściana dla cybernetyki.//
wydaje ci się że wiesz, gdzie jest ściana i dla kogo nią ona jest /Tyle samo wiesz i OBJAWIENIACH/
Dla mnie rozmowa z tobą nie jest już głupotą /stosowaną/ a GRZECHEM
Zagadki się zgadują, a co było zakryte, odkrywa się.
Wszystko idzie jak przepowiedziano.
Jaśniej bo nie rozumiem.
ni rozum ie ci?
/zapytaj ta “prz-powi-dzia-no”, fam odpowi, ? pin do pin do?/
k o n i e …”c”
jesteś zwykłym bucem
/lep-i ej!/
ci? nadzwyczajny?
Też tak uważam.
Pierwsze, że łamie reguły języka, by niby zwiększyć ilość treści w wyrazie co utrudnia czytanie, ale drugie i ważniejsze, że nie umiejąc znależć argumentów używa pogardy jako dowodu że ma rację.
Zachowuje się jak opętany.
W gruncie rzeczy tej jego diabeł jest bardzo bezsilny i durny, skoro tak się odsłania ze swoją złością.
Tfur, nie pozwól mu tak sobą pomiatać- on robi z ciebie buca.
Ludzie, co tu się wyprawia? Co to się porobiło?
Jakiś atak wściekły zastępów demonicznych, czy co?
Może to przed Pielgrzymką na Jasną Górę?
A może by tak o Miłości Bożej i o Miłosierdziu, zamiast tych “personaliów”?
Pamięta Pani jak wojowałem z Panią, jak – nie pamiętam już komu – napisała Pani: szkoda na ciebie czasu?
To jest taka chwila, że nie mam skrupułów.
Asadow niech sobie już dzisiaj smacznie śpi, nie ma co Go angażować. Załatwimy sprawę jak się spotkamy.
// ….że nie mam skrupułów //
ale skrupuły mają bu ca /do zabo czenia/
Nie chce podać? – A to szkoda.
czego chcesz? zrobiłeś znowu zwyczajną …chujnię
/spier…
da-laj
?co zrobił złego TRYB?
pieprzcie sie dalej z samymi karo rolkami
.
Prawda?
Podobnie jak wiara w życie pozagrobowe. Czy nie żyjemy poza grobami?
A może byś z tym poszła do tych, którzy nie mają Miłosierdzia dla papieża i rozwalają Kościół?
Czemu akurat do mnie personalnie?
Bo Twój tekst jest poświęcony Miłosierdziu Bożemu, a komentarze – w dużej części – personaliom.
Widzę dużo przesady w twierdzeniu, że dyskusja o liturgii w KK lub zachowaniach obecnego papieża rozwala Kościół lub jest przejawem “braku miłosierdzia” wobec Ojca Świętego. Franciszek sobie poradzi, nawet jeśli niejednokrotnie szokuje ;)
Oczywiście, wolałabym, abyśmy poruszali też inne tematy.
Właśnie twój komentarz jest personalizmem. Spróbuj bez tego.
Jaki ja mam wpływ na to by ludzie trzymali się tematu? Zresztą co dodać do tego tekstu?
Szanuję swobodę- jak komuś coś leży na wątrobie to mówi- ma wolność.
Spróbuj tak, jak ja, to już będzie dobrze – powiem w Twoim stylu :)))
Aha, ale czy dotyczy to też Trybeusa, Jacka, Ptasznika? :)
Przepraszam, ale już muszę iść spać. Dobranoc.
A ktoś im przeszkadzał? Po obydwu stronach padły argumenty, teraz nalezy tylko podsumować- czy zgadzamy się że papież jest nieomylny w sprawach wiary, czy nie- o to szło. Jeśli ktoś się nie zgadza, musi przyznać że nie jest już katolikiem- na Legionie dążymy do jednomyślności w kwestiach koniecznych. Poganin może oczywiście tu pisać, ale obowiązuje go prawda, a przynajmniej dążenie do niej, jak i wszystkich- ktoś się godzi na ten warunek, lub nie, ale jego pobyt tu mija się wtedy z celem.
A ty jesteś z papieżem, czy przeciw?
Masz dziwnie insynuacyjny sposób zadawania pytań.
Oczywiście, że w pełni akceptuję nieomylność papieża w sprawach wiary. KKK podaje:
Jednocześnie: