Dzisiaj już trwa akcja “Kanonizacyjna iskra miłosierdzia”, wkrótce jej kulmiacja. Wzięła się stąd:
Do “rozniecania iskry Bożej łaski” i “przekazywania światu ognia miłosierdzia” wezwał Jan Paweł II podczas konsekracji Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach w sierpniu 2002 r. Było to bezpośrednie nawiązanie do słów, które skierował Jezus do św. Faustyny Kowalskiej: “[Z Polski] wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje”. “W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście! (…) Bądźcie świadkami miłosierdzia!” ‒ mówił wtedy Ojciec Święty…
Mamy więc: „Przed ogłoszeniem Jana Pawła II świętym Polacy zjednoczą się w modlitwie przy Ogniu Miłosierdzia z Łagiewnik. W postaci Kanonizacyjnej Iskry Miłosierdzia dotrze on do kościołów, instytucji i domów w całym kraju”…
„Z homilii papieża Jana Pawła II wygłoszonej 17 sierpnia 2002 r. podczas konsekracji Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach:
Jak bardzo dzisiejszy świat potrzebuje Bożego miłosierdzia! Na wszystkich kontynentach z głębin ludzkiego cierpienia zdaje się wznosić wołanie o miłosierdzie. Tam, gdzie panuje nienawiść i chęć odwetu, gdzie wojna przynosi ból i śmierć niewinnych, potrzeba łaski miłosierdzia, które koi ludzkie umysły i serca i rodzi pokój. Gdzie brak szacunku dla życia i godności człowieka, potrzeba miłosiernej miłości Boga, w której świetle odsłania się niewypowiedziana wartość każdego ludzkiego istnienia. Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy.
Dlatego dziś w tym sanktuarium chcę dokonać uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu. Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości Boga, które tutaj zostało ogłoszone za pośrednictwem Siostry Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniło ich serca nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść “iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście” (por. Dzienniczek, 1732).
Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście. To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego miłosierdzia, którzy tu przybywać będą z Polski i z całego świata. Bądźcie świadkami miłosierdzia!
Źródło: Archidiecezja Krakowska”
http://www.milosierdzie.pl/lagiewniki/index.php/pl/odpust-zupelny/8-aktualnosci/703-kanonizacyjna-iskra-milosierdzia.html#.U1aZM_l_tqV
O co tu chodzi ? Co tu jest przekłamane z tymi cytatami „z homilii” ? Co tu jest oszukane z całą tą akcją ?
“Tam, gdzie panuje nienawiść i chęć odwetu, gdzie wojna przynosi ból i śmierć niewinnych, potrzeba łaski miłosierdzia, które koi ludzkie umysły i serca i rodzi pokój”
Tak, tylko że dla ukojenia ludzkich umysłów i serc, i zrodzenia pokoju trzeba sprawiedliwości, a jeżeli miłosierdzia, to tych, co są winni, iż panuje nienawiść i chęć odwetu, że wojna przynosi ból i śmierć niewinnych, tych niemiłosiernych bogaczy i faszystów-globalistów, które dla swoich tylko celów te wojny wywołują, które już skorumpowały władze państw, organizacje międzynarodowe i organy kontrolne społeczeństw – sądy i media nadające na rynek publiczny. To ich łaska miłosierdzia wobec cierpiących i umierających z ich winy, poprzedzona wyrzutami sumienia, poprzedzona poznaniem prawdy o rzeczywistości może ukoić ludzkie umysły i serca, i zrodzić pokój. Może to jednak zrobić, ale nie bezpośrednio, tylko przez sprawiedliwość, której i sumienie, i miłosierdzie są częścią, i której służą. O tej łasce miłosierdzia można powiedzieć, że koi ludzkie umysły i serca, i rodzi pokój, bo to już obudzone poczucie sprawiedliwości.
Również łaska miłosierdzia Bożego spływa tylko na tych cierpiących i zabijanych, tylko na ofiary – nie na katów. Miłosierdzie nie koi więc żadnych ludzkich umysłów i serc, i nie rodzi pokoju. Miłosierdzie jest wyłącznie dla tych, którzy są i czują się ofiarami. Pokój to owoc sprawiedliwości, nie miłosierdzia. Fakt, że miłosierdzie wchodzi w skład wartości składających się na sprawiedliwość, fakt, że służy ono sprawiedliwości, ale od miłosierdzia do sprawiedliwości jeszcze daleka droga.
Fakt, że są jeszcze osoby, które muszą spełnić tą wolę Bożą okazania miłosierdzia – fakt, że jest jeszcze miłosierdzie osób postronnych, świadków czyjejś dziejącej się krzywdy, czyjegoś cierpienia i zagrożenia czyjegoś życia, miłosierdzie, a więc i braterstwo osób, które mogą pomóc – to miłosierdzie osób-narzędzi miłosierdzia Bożego. Jednak tu nie mówimy o łasce miłosierdzia, która koi ludzkie umysły i serca, i rodzi pokój. Tu mówimy o budowie braterstwa między ludźmi dobrymi, mówimy o nienawiści do zła zagrażającego dobru, które kochamy. Tu mówimy o zgodnym pragnieniu i łaknieniu sprawiedliwości.
Tu szczególnie widać, że cała ta akcja jest i pozostanie jałowa. Po pierwsze, to Bóg swoje miłosierdzie okazał i okazuje. Największym darem Bożego miłosierdzia jest Hostia Święta. Problem, że dar Bożego miłosierdzia trzeba wziąć, trzeba dopasować, przemienić swoje życie do nowych warunków, stać się dla swojej wspólnoty “nowym człowiekiem” (jest tu podobieństwo do Bożego przebaczenia naszych grzechów, dzieła łaski miłości, nakierowanego na bycie “nowym człowiekiem” w relacjach indywidualnych). Po drugie, to żeby Boże miłosierdzie stało się czynem, potrzebne jest miłosierdzie osób-narzędzi miłosierdzia Bożego. Tu też – ludzie się wolą modlić, palić świeczki, ale złożyć z siebie ofiarę, zrezygnować z wygód, własnego czasu i środków materialnych, dawać z własnego, nie z nadmiarów jak się daje żebrakowi na ulicy, to już nie. Akcja też tego nie przewiduje. Po trzecie, to takie nastawienie na miłosierdzie Boże bez wkładu własnego przypomina historię z powodzią. Pobożny powodzianin wszedł na dach domu i modlił się o Bożą pomoc. Podpływały łodzie, by takich jak on zabierać, a ten odmawiał, twierdząc, że jego Bóg uratuje, aż utonął. Dopiero na sądzie Bożym dowiedział się, że te łodzie to były od Boga, że ci co wyławiali zalanych były osobami-narzędziami miłosierdzia Bożego.
„Gdzie brak szacunku dla życia i godności człowieka, potrzeba miłosiernej miłości Boga, w której świetle odsłania się niewypowiedziana wartość każdego ludzkiego istnienia”.
To co, to wszystkiemu winien Bóg ? Jak Bóg będzie miłosierny, to już będziemy mieli szacunek dla życia i godności człowieka? A więc szukajmy sposobu, aby zmusić Boga, aby był dla nas miłosierny ?
„Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy”.
Przecież równie dobrze można ogłosić, że „potrzeba różowego księżyca, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy”.
Bo tego nie potrzeba, albowiem wszelka niesprawiedliwość na świecie zawsze znajduje kres w blasku prawdy. Prawda jest wartością z kręgu prawości, a ta jest „wyższą sprawiedliwością”. Przy rządach prawości, w tym prawdy, niesprawiedliwość nie ma prawa bytu.
A miłosierdzie ? Owszem, przyczynia się do zwalczania niesprawiedliwości, ale drogą powolną, bardzo powolną – raz przez front odmowy udziału w rzeczywistości kreowanej przez niemiłosiernych, tworzony przez zjednoczonych w miłości braterskiej, a dwa – przez wyrzuty sumienia sprawcy czynów niemiłosiernych.
Miłosierdzie buduje najpierw braterstwo (a gdzież nam do braterstwa, czyli miłości braterskiej i to liczącej się w skali wspólnotowej ? Nawet zdrowe rodziny wielodzietne – prawdziwa szkoła braterstwa – są w zaniku).
Braterstwo buduje sprawiedliwość wspólnotową (w równowadze ze sprawiedliwością indywidualną i sprawiedliwością Bożą), a dopiero ta buduje sprawiedliwość w ogóle. Zostaje jeszcze kwestia otrząśnięcia się z niesprawiedliwości, co wymaga aktów heroizmu dla obalenia zasady bezkarności tych, co dopuszczają się bezprawia, oraz zalegalizowanej (prawami kaduka) i tolerowanej przemocy, kaduczo-faszystowskich przywilejów i immunitetów. Wolność stracić łatwo, ale żeby ją odzyskać, żeby zapanowała sprawiedliwość i pokój, to już z zasady trzeba przelewu krwi.
Dlatego, podkreślam, żeby niesprawiedliwość zwalczyć, trzeba, by ład polityczny organizował rząd ludzi prawych, ludzi budujących na prawdzie, wspieranych nadzorem nad ładem społecznym zorganizowanych obywateli kierujących się człowieczeństwem dojrzałym. Trzeba etosu służby wszyskich, którzy stoją na straży i gospodarują dobrem wspólnym.
“Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść “iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście”
Pomijając już fakt, że to objawienie prywatne, więc nie powinno się jednoznacznie mówić, że to obietnica Pana Jezusa, raczej iż święta siostra Faustyna głosi, iż to słowa Jezusa z jej objawienia, to mamy bałamutne, że jest zobowiązująca, skoro jest w niej warunek “jeżeli…” i spełnienie się zapowiedzi poprzedzającej: „jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości”. Razem, to warunek od którego spełnienia jesteśmy daleko, daleko.
Już samo „posłuszeństwo woli Bożej” nie jest dotrzymywane przez aktualne waadze, które organizują nam świat bez Boga, ani przez społeczeństwo, które te waadze drugi raz wybrało (a nawet jeśli nie wybrało, tylko sfałszowano wybory, to nie zbuntowało się), ktore chce być okłamywane i karmione obiecankami-cacankami, iluzjami konsumpcji “tu i teraz” za wszelką cenę, które chce szukać z tymi waadzami prywaty, zdrady przodków i potomków, szukać udziału w korupcji tych waadz, społeczeństwo, które nie organizuje się na zasadzie odpowiedzialności chroniącej wolności, w tym daną od Boga wolną wolę, społeczeństwo, które do tej pory nie zmyło hańby komunizmu i okrągłego stołu, które pogrąża w bierności, szuka swojego prywatnego dobra na emigracji, kolaboruje z waadzą i ponadnarodowymi, faszystowskimi korporacjami, byleby mieć pracę z ich łaski, ani Kościół, który legalizuje te waadze, a „świeczkę miłosierdzia Bożego” dał nawet Barabaszowi-Komorowskiemu od „in vitro”, cenzurowania kazań i innych złych rzeczy.
Logiczne, że zapowiedź poprzedzająca: „wywyższę ją w potędze i świętości” znaczy najpierw, zanim „Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje”. A Bóg jest logiczny.
Dzienniczek, 1732):Gdy się modliłam za Polskę – usłyszałam te słowa: “Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje”.
Żeby dziś uznać Polskę „wywyższoną w potędze i świętości” i już skupiać się na tej „iskrze”, to trzeba być naprawdę daleko od realizmu.
Akcja zatytułowana „Iskra miłosierdzia” wymagałaby dokonywania aktów miłosierdzia. Wtedy to my, Polacy przekazywalibyśmy światu ogień miłosierdzia, ale nie przez palenie świeczek na cześć miłosierdzia Bożego, ale czynem – przez własny przykład miłosierdzia. Każda forma miłości (a taką jest i miłość braterska, w skład której wchodzi miłosierdzie i której ma służyć) jest mierzona czynem i to czynem miłości, czynem dobrym, służącym dobru z jednej strony, a czynem nienawiści do zła zagrażającego kochanemu przez nas dobru z drugiej strony – czynem, nie słowem, nie świeczką paloną na jej cześć. Ten przykład mógłby zaraźliwy, przekazywany dalej – stąd rozprzestrzeniany jako płomień narastający powszechnej idei i narastającej samoorganizacji ludzi sprawiedliwych i dobrych, ludzi dobrej woli (Niemen śpiewa, że takich „jest więcej”, więc żyje w ludzie nadzieja, że to będzie zwycięskie). Stąd byłby i efekt wzbudzania miłosierdzia, czyli braterstwa (miłości braterskiej) efekt samoorganizacji ludzi sprawiedliwych wspólnotowo przeciw niemiłosiernym, a więc i niesprawiedliwym.
Uważam, że dla każdego normalnie myślącego jest oczywiste, że tą iskrą ma być nowa idea, że za tą „iskrą, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa” ma stać osoba, która ją odkryje i rozpowszechni w świecie, przekona do niej świat. Idea, którą wcale niekoniecznie ma być Boże miłosierdzie – gdyby tak miało być, święta siostra Faustyna, ekspertka od miłosierdzia, z pewnością by to zapisała w Dzienniczku.
Owszem, można uznać, że to my, Polacy, jesteśmy tymi iskrami, które mają przygotowywać świat na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa. Dlatego każdy z nas, Polaków najpierw musi w sobie odnaleźć i rozniecić tę iskrę Bożej łaski, która uczyni nas „wywyższonymi w potędze i świętości”, uczyni nas dobrym przykładem dla reszty świata. Musi stać się twardym, niewzruszonym, bezkompromisowym jak krzemień, czy dobra stal, zdolne by wykrzesać iskrę. Dopiero przy tym podejściu, któryś z nas Polaków osiągnie sukces na skalę świata, o którym mówi św. Faustyna !!!
I “rozniecanie iskry Bożej łaski” i “przekazywanie światu ognia miłosierdzia”, i „iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa” to nie jest świecenie świeczek. Palenie świeczek nikogo i do niczego nie przygotuje. To jedynie składanie hołdu temu co jest i kojarzy się raczej z pogańskimi darami ofiarnymi, z modlitwą, która modli się sama. Palenie świeczek ma swoją symbolikę, ale na pewno nie taką, jak to nam usiłują wszczepić organizatorzy akcji “Kanonizacyjna iskra miłosierdzia”. Palenie świeczek na rzecz oczekiwanego miłosierdzia, nawet Bożego, to kpina z niego, stawianie pasywności przed aktywnością.
W tym całym przygotowaniu świata na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa nie chodzi przecież o otwieranie naszych niesytych paszczęk na konsumpcyjne smakołyki Bożego miłosierdzia i radości królestwa niebieskiego, a o nabycie godnej postawy ludzi sprawiedliwych, (a nawet – jeśli damy radę, to prawych, moralnych, dojrzałych w człowieczeństwie i świętych), postawy ludzi dla sprawiedliwości zaprawionych w bojach, wiernych Bogu i w rzeczach drobnych. Przecież Bóg jest Sędzią Sprawiedliwym. Przecież Jezus przyjdzie sądzić żywych i umarłych, sądzić sprawiedliwie. Jego sąd będzie z naszej sprawiedliwości (z naszej miłości i naszego miłosierdzia, o których dziś tak głośno – też, bo są to jedne z wartości, które składają się na sprawiedliwość).
A cóż nas lepiej przygotuje do roli sądzonych, jak przejście szlifów jako sędziowie – tylko nie sędziowie na zasadzie (jak sądzi świat) – ku potępieniu, a sędziowie (jak sądził Jezus) – ku życiu, ku przyszłości, ku nie grzeszeniu więcej.
A co nam da takie możliwości, jak nie to, że „w sobie odnajdziemy i rozniecimy tę iskrę Bożej łaski, która czyni nas „wywyższonymi w potędze i świętości””, po czym osądzimy tych, którzy doprowadzili nasze Państwo do dzisiejszej nędzy, zatraty tożsamości, do dzisiejszych zniewoleń ?
Dopiero świat aktywnie, bezkompromisowo walczący o sprawiedliwość będzie światem, który z najwyższą życzliwością przyjmie Sędziego Sprawiedliwego.
Dziwne te zabiegi ze świeczkami, całe to naginanie rzeczywistości do swoich błędnych wyobrażeń kojarzą mi się ze spotkaniem grupy charyzmatycznej, na którym to prowadzący powiedział coś w rodzaju: Duch Święty nam się dzisiaj spaźnia, więc porozmawiajmy sobie językami: ble, ble, ble, ble, ble, ble, ble, ble.
Bardzo szczegółowo Pan to rozpracował.
Pan pozwoli, że streszczę po mojemu.
Zarządzający nami mają wielki problem z wielkim Papieżem. Nawet po śmierci.
Głowią się jak to rozegrać. Żeby wyszło na ichniejsze.
Zaczeli od kremówek, miłego dziadzia w bieli.
Ale ludziska się połapały.
Teraz próbują bardziej wyrafinowanych sposobów.
Po pierwsze imputuje się znawców tematu. Tłumaczy.
I tak na przykład mamy – Bonieckiego i Brzezińskiego.
Wpleceni są niemal w każdy film dokumantalny o Papieżu.
A nawet inne szczególiki się przydają. Choćby lansowanie niektórych prezenterów telewizyjnych, że tacy nasi, tacy dobrzy, tacy katoliccy – vide Ziemiec.
Ten ostatni dzisiaj z wielką gracją opiewał dorobek miłościwie nam panującego płemieła.
To jest straszna machina. Ale śmierdzi siarką. I kres jej jest blisko.
A jest?
Czy poza Twoją interpretacją są jeszcze jakieś przesłanki za tymi sądami?
Chyba źle zrozumiałeś słowa Jana Pawła II.
Świat potrzebuje Bożego miłosierdzia, ale nie dlatego, że Bóg go skąpi, tylko z tego powodu, że świat je odrzuca, gardzi nim.
Cytowane słowa homilii znaczą tyle, że potrzeba by świat przyjął Boże miłosierdzie, by ludzie stali się jego szafarzami.
miarka
“Odpuść jako i my odpuszczamy”- wytłumacz gdzie tu jest o sprawiedliwości.
Oto jak kompromituje się ”tradycjonalizm”. Po to go wymyślili by rozwalić Kościół.
http://www.fronda.pl/a/fsspx-przeciwko-kanonizacji,36709.html
A ”modernizm” to zwykła herezja i odstępstwo, więc tych tradycyjnych słów używajmy.
Pisałem podobnie – o powszechnym, bezsensownym oczekiwaniu zwiększenia Bożego miłosierdzia, wskazując na potrzebę własnych, właściwych postaw i czynów – w pytaniach retorycznych:
Pisałem i dosłownie:
“Problem, że dar Bożego miłosierdzia trzeba wziąć, trzeba dopasować, przemienić swoje życie do nowych warunków, stać się dla swojej wspólnoty „nowym człowiekiem””.
Tu też jesteśmy zgodni – to szafarstwo Bożym miłosierdziem u mnie się nazywa bardziej dosłownie:miłosierdzie osób-narzędzi miłosierdzia Bożego:
“Po drugie, to żeby Boże miłosierdzie stało się czynem, potrzebne jest miłosierdzie osób-narzędzi miłosierdzia Bożego. Tu też – ludzie się wolą modlić, palić świeczki, ale złożyć z siebie ofiarę, zrezygnować z wygód, własnego czasu i środków materialnych, dawać z własnego, nie z nadmiarów jak się daje żebrakowi na ulicy, to już nie”.
Choćby w tym, że jesteśmy zgodni, mam wskazówkę, że jednak dobrze go rozumiem.
Problem, który stawiam jest raczej w doborze cytatów z JP II w motywacji dla przedmiotowej akcji, przez co służy ona raczej “puszczaniu pary w gwizdek”, służy działaniom pozornym.
Ciekawe spojrzenie przedstawia powyżej karoljózef. Też widzę w tym wszystkim jakieś dziwne siły, które chcą z JP II i innych spraw poważnych zrobić sobie trampolinę do kariery i autopromocji, które chcą przy tym stępić ostrze wymowy jego przekazu.
Rozpisałem się obszernie (za co mi się już powyżej dostało), ale uznałem, że to ważne żeby w tej “akcji świeczkowej nie zginął sam temat miłosierdzia tak Bożego, jak i ściśle z nim związanego ludzkiego.
W samym paleniu świeczek z tak ważnej okazji widzę analogię do pieśni Jacka Kaczmarskiego “Mury”. Są tam słowa, że jak już śpiewak został doceniony po runięciu murów, jego publiczność “świec tysiące paliła mu”. “A mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg”.
Analogia nie tylko do świeczek, ale i do pochopnego triumfalizmu i “siadania na laurach”; do aktywności zastępczych, a widowiskowych; do braku umacniania pozycji, by iść za ciosem; do braku przewidywań działań wrogów, zwłaszcza tych wewnętrznych, patrzących na swoje srebrniki…
Można powiedzieć, że Kaczmarski przewidział akcję “Kanonizacyjna iskra Bożego miłosierdzia” na cześć “samotnego śpiewaka” JP II.
Nie. Dlatego temat wrzucam w formie zapytania w przekonaniu, że odnajdą się podobnie zatroskani o to co się dzieje naprawdę.
Nie chcę, abyś odebrał to jako protekcjonalne mentorowanie, ale chyba przechodziłem przez coś podobnego.
Widziałem bardzo wyraźnie, że uczynki nie idą za deklaracjami wiary, religijność jest powierzchowna, wola służenia Bogu – nikła… – u innych.
Przeszedłem od tego czasu długą drogę, przez zwątpienie, grzech, cierpienie i ciągle widzę te złe rzeczy… tylko, że tym razem u siebie.
Więc jeśli ktoś chce zapalić świeczkę i pomodlić się przy jej świetle, to nie myślę już, że to płytka religijność na pokaz. I często odkrywam, że ludzie, których uważałem za słabszych w wierze, w zrozumieniu Ewangelii – przewyższają mnie, są dzielniejsi w służbie Bogu, pokorniejsi i mądrzejsi.
Martwisz się, że modlitwa i palenie świec to mało, to rzeczy powierzchowne?
Chciałbym, abyś dopuścił możliwość, że tak jak Ciebie Bóg wzywa do tego, by “złożyć z siebie ofiarę, zrezygnować z wygód, własnego czasu i środków materialnych, dawać z własnego, nie z nadmiarów” – może wzywać innych do palenia świec i modlitwy. Może daje każdemu zadanie na miarę mocy jego ducha?
Czy Jezus chce, byśmy gardzili słabszym w wierze, czy raczej – byśmy cieszyli się – choćby niewielkim płomykiem jego wiary i życzliwie przyjmowali to, co wnosi do naszej wspólnoty, a sami umacniali go własnym przykładem?
Już wcześniej pisałem, że miłosierdzie zmierza ku sprawiedliwości. Jest częścią braterstwa itd.
Przechodzenie do mówienia o sprawiedliwości przy temacie miłosierdzia jest wygodne i konieczne, bo sprawiedliwość to podstawowa z ludzkich wartości wyższego rzędu. Jest wygodne i potrzebne, żeby czuć o czym się mówi, lokalizować problem na skali wartości, chodzić np po tej skali z wyobrażeniem, że to coraz “wyższe sprawiedliwości”, ze świadomością co czemu służy. Warto włożyć trochę pracy, żeby sobie nasze wartości pogrupować i określić ich hierarchię.
To wszystko jest jak ćwiczenie żołnierzy na poligonie – im więcej potu na poligonie, tym mniej krwi na placu boju, tym mniej myślenia, by rozwiązywać problemy gdy przychodzą, tym więcej wiedzy, gdzie są drzwi otwarte, żeby ich nie wyważać i nie napracować bez konieczności.
Można np. mówić o ciężarach ciał, można się nawet zastanawiać, co jest cięższe: kilo piór, czy kilo ołowiu, można ulegać sugestiom, czy kłamstwom różnych oszustów, ale można i precyzyjnie wyłapywać kłamstwa i nieścisłości – określać masy, pędy i momenty, prędkości i przyspieszenia. “Stać mocno na ziemi”, to wiedzieć, że w jej otoczeniu najistotniejsze dla ciężaru, czy dla spadania, przyśpieszenie jest grawitacyjne g = 9,81m/s2. To to samo, co znać swoje miejsce w rzeczywistości, czy wiedzieć że jak coś ma być sprawiedliwe, to musi być i miłosierne, bo miłosierdzie to część składowa sprawiedliwości (w drugą stronę to nie działa, co niestety nie jest powszechnie znane).
Wielki problem mamy i z rozróżnianiem tego, co wspólnotowe, a co indywidualne – np miłosierdzie jest ze sfery wartości wspólnotowych, a miłość indywidualnych.
Ostatnio w podobnym temacie zwróciłem uwagę, iż Kain, zapytany przez Boga o Abla odpowiedział: “Czyż jestem stróżem mego brata ?”. Bóg pytał o obowiązek związany z braterstwem, a więc o relację wspólnotową, a Kain udał że nie rozumie i powołał się na relację indywidualną. Takich odpowiedzi, takich motywów oszustwa i manipulacji mamy na codzień mnóstwo. Dochodzi świadomość, co jest czego częścią, a więc co czemu służy, dochodzi świadomość przyczyny i skutku, dochodzi znajomość logiki…
Reasumując podkreślę, że mówienie o sprawiedliwości przy temacie miłosierdzia służy uświadamianiu sobie gdzie jeseśmy w przestrzeni wartości by zachować trzeźwe, realistyczne, wolne od emocji, od natłoku licznych innych relacji między wartościami spojrzenie.
Pytanie rozumiem też jako o to, “dlaczego pisałem…”. Oczywiście takie uporządkowania najlepiej robić sobie wyłącznie na swój użytek i w swojej głowie, a zwłaszcza nie mówić o tych relacjach w kręgu osób sobie podobnych, czy osób które się znają “jak łyse konie”. Jednak uważam, że w kręgu osób mało znanych najlepiej mówić (i myśleć) wspólnym językiem – nic się przecież nie stanie z powodu pewnego nadmiaru takich porządkujących przypomnień – chodzi o szlachetny cel wzajemnego, precyzyjnego porozumienia.
To nie to. Owszem, bywa że przyłapuję się na takim myśleniu krytycznym wobec sposobu prowadzenia życia religijnego przez inne osoby, choć uważam, że z intencją by im jakoś pomóc gdy błądzą.
Tu jednak jestem całkiem daleko od patrzenia na osoby zaangażowane w modlitwę. Tu skupiam się na intencjach organizatorów tej akcji świeczkowej.
Raczej myślę o tym, że uczą oni wiernych złej postawy – wciąż modlenia się o więcej i więcej Bożego miłosierdzia, o czym mówiliśmy powyżej, promowanie postawy pasywności zamiast aktywności.
Raczej myślę o tym, że organizatorom wcale nie zależy na rozwoju naszego życia duchowego, na naszym dojrzewaniu w człowieczeństwie, że kierują naszą aktywność na pozory życia religijnego, nie na jego istotę.
Raczej widzę tu dziwne zabiegi organizatorów i wobec JP II i celem szukania jakiejś nadzwyczajnej promocji sanktuarium łagiewnickiego.
Sugerujesz, że chodzi o to, by wierni mogli sobie wziąć do domu światło szczególnie związane z nowym świętym i pomodlić się przy nim czy to z wdzięczności za kanonizację, czy nawet do niego. Też, ale to pretekst – tu chodzi o coś większego.
Została dorobiona cała mitologia “iskry z Polski” – na dzisiejsze czasy zupełnie fałszywa.
Została dorobiona cała mitologia rozprzestrzeniania tej iskry na cały świat co z powyższego powodu jest bezsensem.
Dzieje się coś niezrozumiałego.
Widać, że uzasadnieniem i korzyścią tej akcji jest propaganda na świat Sanktuarium – staje się ono ważniejsze jak Papież, jak jego cel, jego ukierunkowanie, jak miłosierdzie Boże. A może, w ukryciu chodzić i o wiele innych spraw.
Czy możesz jasno i krótko odpowiedzieć na pytanie co znaczy;
„Odpuść jako i my odpuszczamy” ?
Skąd ty wiesz co oni myślą? Bo sam tak myślałeś?
Papież Franciszek (..) Zauważył, że faryzeusze, o których mówi dzisiejsza Ewangelia (Łk 6,1-5), sądzili, że najważniejsze jest przestrzeganie niezliczonej liczby nakazów. (..) Centrum naszej wiary musi być Chrystus, a nie aktywizm .
Moja mama mieszka w małym miasteczku przy ulicy Jana Pawła II do którego ma wielkie nabożeństwo i dlatego w rocznicę jego urodzin stawia mu co roku świeczką w oknie. Potem zaczęli to robić sąsiedzi, potem cała ulica, a teraz przeniosło się to na całe miasto. Niektórzy całe okna mają obłożone świeczkami- nie będę ich z tego powodu krytykować, bo nie znam ich prawdziwych intencji- wolę każdemu przypisać jak najlepsze chęci, a to go zachęci do jeszcze większego dobra.
Czy możesz jasno i krótko odpowiedzieć na pytanie co znaczy;
„Odpuść jako i my odpuszczamy” ?
“Odpuść jako i my odpuszczamy” – prośba łaskę nie zachowywania urazy, o życie w pojednaniu – w tle z obietnicą poprawy.
Uznałem, że było to nawiązanie do wypowiedzianego przez Panią “Dość” z poprzedniej dyskusji, “dość” ją kończącego i z przeniesieniem na dalsze potencjalne dyskusje.
Zastosowałem się więc do życzenia wznowienia wymiany zdań i udzieliłem możliwie wyczerpującej odpowiedzi na konkretny temat.
Nie nawiązywałem do tematów przeszłych i lepiej żeby tak zostało. Nie wchodziłem w jakieś wylewności, w drążenie emocji – ot po prostu podjąłem rękę wyciągniętą do zgody i poszedłem ku przyszłości… Moje wzajemne „Odpuść jako i my odpuszczamy” pozostało w domniemaniu – myślę że przejrzystym.
Życie jest za krótkie, żeby każdą urazę wałkować. Na wszystkie sprawy ważne i tak nam czasu życia nie starczy – trzeba wybierać ważniejsze.
“Dobrze że jesteś”.
Może, kiedy zbierzemy się wspominać wielkiego Jana Pawła II przy świecach, to za jego wstawiennictwem Duch Święty natchnie nas, byśmy byli “osobami-narzędziami miłosierdzia Bożego”?
Bóg nie żartował mówiąc: “Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” i
“Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.
Oczywiście, tylko że aktywizm to całkiem coś innego jak “aktywność” o której ja pisałem. To aktywność w przyjmowaniu darów Bożych, w stawaniu się “nowym człowiekiem” według Bożych oczekiwań. To aktywność jako przeciwieństwo bierności – bierności jako oczekiwanie że ktoś mi da to, co jest dla mnie ważne (np wolność), da to, co mi potrzebne – bo “jestem tego warta”, bo “należy mi się” – bierności życia konformistycznego, życia w pędzie stadnym, bierność typu “jakiegoś mie Boże stworzył, takiego mnie masz”, bierność nieustannego czekania na cud, bierność nie korzystania z darów Bożych już posiadanych, by sięgać po inne dobra konieczne, po cele coraz wyższe w hierarchii ludzkich wartości wyższego rzędu.
To aktywność jako przeciwieństwo bierności – bierności jako poddawania się presji świata, bierności jako bycia popychadłem bez godności ludzkiej, popychadłem niezdolnym, by walczyć o dobro dla obiektów swoich miłości, rezygnującym z z walki o swoją tożsamość, popychadłem dającym sobą manipulować, popychadłem niezdolnym, by zażądać “jeżeli źle powiedziałem, to powiedz gdzie, a jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz ?”.
W centrum aktywności zwykłej, normalnej, dobrze rozumianej jest Chrystus.
Aktywizm to skupienie na swoim “ja” i swoich celach “światowych”.
Ciekawy element zawiera definicja aktywizmu z wikipedii – (łac. activus – czynny, działający) – stanowisko filozoficzne głoszące metafizyczne pierwszeństwo aktywności i zmiany nad trwałością i stałością.
Wychodzi na to, że kiedy aktywizm przenika do Kościoła, staje się przeklętym modernizmem.
bierność typu „jakiegoś mie Boże stworzył, takiego mnie masz”
Tak?… A ponoć “moc w słabości się doskonali”, czytałem ;-)
Ja wogóle nie wiem o czym Państwo piszą.
Ja tam krześcijanin małorozumny.
Dzisiaj na ten przykład wracam se z miasta. I nagle mi do głowy wpadli moi sąsiedzi. Młode małżeństwo. Żonkę znam od smarkacza. A teraz się jakoś tak porobiło, że my som poprawnościowo obcy. Tak wiecie, żeby nie tego, żeby się nie uśmiechnąć, nie odezwać…
No i cija wracam a tu nagle przed drzwiami spotykam tego samiusieńkiego sąsiada, co mi się był przypomniał.
I uwaga! Niósł bidulek hektorlitry wody mineralnej. No bo wiosna w pełni.
To ja hyc! Otwieram mu te drzwi. Takiej okazji bym nie przepuścił. Góra dwa razy mi nie musi powtarzać.
A on – a dziękuję!
I co?
I można. Można.
I niech mi ktoś nie mówi, że tak nie powinno być. Że to guzik warte. Bo nie opisane w mądrych księgach.
Zresztą. Mnie takie rzeczy radują do szpiku kości i takich akcji wypatruję.
Ja też czytałem, tylko że nie widzę takiej możliwości, iż wydoskonali się bez aktywności, bez podejmowania wyzwań mimo słabości, mimo dopuszczania możliwości porażki.
nie widzę takiej możliwości, iż wydoskonali się bez aktywności, bez podejmowania wyzwań mimo słabości
“Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”… Naprawdę jesteśmy różni, ale nie w Nim. Taką aktywność jestem w stanie podjąć :) Nawet za pomocą świeczki…
Tak, ale to jarzmo i to brzemię trzeba brać na siebie – to nie tylko aktywność, ale heroizm płynący z miłości.
To że to “jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie” okazuje się dopiero w trakcie dzieła motywowanego miłością.
Doprawdy taką ? W święta obejrzałem sobie raz jeszcze “Pasję” wg Mela Gibsona z Caviezelem. Taką aktywność ? Tak życiowo prawdziwą ?
http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x74932/modlitwa-uwielbienia-czyni-nas-owocnymi/
miarka
Masz dzieci?
Mam.
To zatańcz z radości i podziękuj Bogu że cię nimi obdarzył.
Możesz to zrobić nawet na mszy dziękczynnej i poprosić kapłana do tańca.
I widź ile ten kapłan ma dzieci.
Do każdej radości przychodzą właściwe jej forma, czas i miejsce. “Miło poszaleć, gdy w porę”.
Po pierwsze, to śpiewający nienabożne rzeczy ksiądz, zwłaszcza w świętym miejscu, nawet i poza Mszą Świętą rodzi mój wewnętrzny sprzeciw i politowanie, chęć protestu zewnętrznego, bojkotu i uznanie tego za obrazę moich uczuć religijnych, a nie radość.
Po drugie – zupełnie nie toleruję rapu. Dla mnie to jest drwina z muzyki, drwina z okazji do muzycznej wypowiedzi – głupia zapożyczona moda, coś jak świeczka w dyni na Halloween, albo tort udekorowany kościotrupem – zupełnie obca mojej kulturze i wrażliwości.
Rapuje o Duchu Świętym… – czy na pewno Świętym, czy o Jego podróbce ? Czy Duch Święty życzyłby sobie takiego oddawania Mu czci, nawet w dobrej intencji, gdy ktoś nie zna innych form wyrazu, czy raczej zgorszy się taką zniewagą ?
Wydarzyło się dzisiaj piękne zdarzenie: chłopaki i dziewczyny i z poprawczaka przyjęli dziś sakrament, który daje życie – sakrament bierzmowania.
Dostali dzisiaj pięknego Ducha Świętego, który daje życie.
Życie wieczne!
To też bardzo nienabożne. I świetne do rapowania:
Uwielbiaj, duszo moja, sławę Pana mego,
Chwal Boga Stworzyciela tak bardzo dobrego.
Bóg mój, zbawienie moje, jedyna otucha,
Bóg mi rozkoszą serca i weselem ducha.
Bo mile przyjąć raczył Swej sługi pokorę,
Łaskawym okiem wejrzał na Dawida córę.
Przeto wszystkie narody, co ziemię osiądą,
Odtąd błogoslawioną mnie nazywac będą.
Bo wielkimi darami uczczonam od Tego,
Którego moc przedziwna, święte Imię Jego.
Którzy się Pana boją, szczęśliwi na wieki,
Bo z nimi miłosierdzie z rodu w ród daleki.
Na cały świat pokazał moc Swych ramion świętych,
Rozproszył dumne myśli głów pychą nadętych.
Wyniosłych złożył z tronu, znikczemnił wielmożne,
Wywyższył, uwielmożnił w pokorę zamożne.
Głodnych nasycił hojnie i w dobra spanoszył,
Bogaczów z niczym puścił i nędznie rozproszył.
Przyjął do łaski sługę Izraela cnego,
Wspomniał nań, użyczył mu miłosierdzia Swego.
Wypełnił, co był przyrzekł niegdyś ojcom naszym:
Abrahamowi z potomstwem jego, wiecznym czasem.
Wszyscy śpiewajmy Bogu w Trójcy Jedynemu,
Chwała Ojcu, Synowi, Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, tak zawsze niech będzie,
Teraz i na wiek wieków niechaj słynie wszędzie
No… ryly! :))) Panie miarko… jeśli życie Panu obrzydło i stało się piekłem, wsadź Pan łeb do kibla i przytrzaśnij deklem.
Pozdrawiam!
PS Jeśli to nie pomoże na Pańskie bolączki, wsadź Pan jeszcze raz i pociągnij za rączkę…;-)
Witam Szanowną Panią,
a mogę ja się pokusić ;) Jak dla mnie psychiki technicznej, jest to logiczne zdanie warunkowe, Pan Bóg odpuści pod warunkiem, że my odpuścimy, chciałoby się rzec “Zaprawdę Godne to i sprawiedliwe”.
http://gloria.tv/?media=572529
Ja nie wiem czy sam pomysł takich “próśb” do Pana Boga jest bluźnierczy.
“Panie załatw wszystkie nasze problemy”? Wiesz powiem Ci tak osobiście ja np modle się o siłę, wytrwałość, żebym miał tyle zdrowia bym mógł walczyć bym miał łaskę otrzymać jeszcze trochę czasu, aby Postawił na mojej drodze więcej ludzi takich jak Szanowni Państwo i żeby chronił dobrych ludzi póki ja nie mogę.
Ja bym to też powiązał z naszym sporem o RN, ja nie mam pretensji do tysięcy wspaniałych ludzi którzy maszerują na marszach itd. Ja mam pretensje do “organizatorów”, że podejmują działania pozorowane przez co jak napisał Pan Miarka “para idzie w gwizdek”.
Ale nie jesteś neurotykiem, nie? No to masz z górki :)))
:(
Tak,„Zaprawdę Godne to i sprawiedliwe”.
Ks. Kneblewski- krótko i treściwie.
Ładny wierszyk.. i nawet coś w nim jest na rzeczy.
Sam widzę, że jest we mnie dużo niezadowolenia. Tylko że niezadowolenia budzącego moją aktywność, kreatywnego, prożyciowego.
Alternatywa to przejście do “obserwatorstwa” – ono daje zadowolenie, nawet otoczenie jest życzliwe – tylko czy o to chodzi ?
Pozdrawiam !
A, to się cieszę, że się Pan nie obruszył :) Mnie się zdaje, że Chrystus jest mocno prożyciowy :)) Skoro zachęca zatem do tego, by wzywać Bożego Miłosierdzia (nie wiem tylko czy od wielkich liter od razu :)), to cóż my, Boże Krówki (j.w.) możem więcej zdziałać? Zresztą, gardzić BM jest tak samo złe, jak i rozliczać Boga z BS. Póki życia, póty nadziei :)
Tak by było, gdyby to Bóg się zwracał do nas: “I odpuszczę wam wasze winy, jako i wy odpuścicie waszym winowajcom”. I faktycznie miało to miejsce, o czym czytamy w Ewangelii.
“Wybaczcie, a będzie wam wybaczone”, “Jaką miarą wy mierzycie, taką i wam odmierzą”.
Zatem słowa “I odpuść nam nasze winy jako…” są odpowiedzią na to wezwanie Jezusa Chrystusa: “tak, przyjmujemy Twoją dobrą nowinę Panie. Chcemy być miłosierni wobec bliźnich i Ciebie prosimy o miłosierdzie dla nas”.
Rozpisałem się, namęczyłem i nic istotnego nie dodałem do tego, co Ty napisałeś.
Ale już niech to zostanie, jako świadectwo mego wodolejstwa.
Włóż do pralki swoją duszę, wypierz ją i powieś na słońcu do przeschnięcia.
To też aktywność.
Ponadto zawsze możesz się modlić.
Nie ma problemu z gardzeniem Bożym miłosierdziem (choć bywa przypisywanie sobie w tym zasługi). Jest problem pokładania nadziei tylko w nim jako wciąż nowym, jako receptą na wszystko i bez względu na otrzymane już łaski miłosierdzia Bożego – czy zostały przyjęte i wykorzystane, czy nie.
Całe zakłamanie w temacie miłosierdzia Bożego wynika właśnie z braku współpracy z miłosierdziem Bożym już otrzymanym;
– wynika z gromadzenia skarbów, łask Bożych na skład, bez robienia z nich użytku na pożytek własny, ani braci w człowieczeństwie.
Nic przeto dziwnego, że brakuje i wdzięczności Bogu, za łaski już otrzymane – chwałę ukradł szatan, a zbałamuceni ludzie wciąż żebrzą o miłosierdzie nowe i wciąż nowe, i wciąż z niego nie skorzystają, wciąż łaska Boża ich nie przemieni na tyle, by już nie oni (jako “starzy” ludzie) żyli, tylko żeby “narodzili się na nowo” i żył w nich Chrystus.
W końcu dochodzi do tego, że odmawiają “Koronkę do miłosierdzia Bożego” w przekonaniu, że łaska Bożego miłosierdzia (ze swej natury prożyciowa i prowspólnotowa) może objąć i życie pozagrobowe – że tam mogą przenosić swoją indywidualną zatwardziałość, by się nie nawracać, licząc na to, że bo Bóg taki poprawnopolitycznie dobry będzie im dawał i dawał, co tylko zechcą, nie patrząc na skutki tego, że z nieba da sobie zrobić przedłużenie tego, co na ziemi.
Dochodzi do tego, że łaską miłosierdzia Bożego nazywają i Boże przebaczenie, odpuszczenie grzechów – łaskę miłości indywidualnej, miłości wymagającej wzajemności, miłości wymagającej żalu za grzech, przebaczenia sobie, zadośćuczynienia i pokuty, szczerej obietnicy poprawy.
Razem, to dochodzi do tego, że robią sobie kpinę ze swojego życia, licząc na to, że Bóg za nich wszystko zrobi. Czy to nie robienie z siebie jakiegoś “boga wyższego” ?
Jest natomiast problem z gardzeniem Bożą sprawiedliwością (BS). Z uznawaniem, że miłosierdzie Boże to więcej, jak Boża sprawiedliwość, że pozwoli ono uniknąć sądu Bożego, sądu Sędziego Sprawiedliwego.
To też problem zatwardziałych w grzechu, problem tych, co nie idą ku życiu, tylko wynajdują wciąż nowe formy samozatracenia.
Bóg jest Bogiem żywych. Jego sądy są “sądami ku życiu”. Nie boi się ich ten, kto ku życiu idzie. Samozatraceńcy, samopotępieńcy – tak ! Ci co się poddali, co już o nic dobrego nie walczą, co “poniechali wszelkiej nadziei”, tak !
Ci mogą iść w złudzenia, że jest sposób, by nastąpiło coś sprzecznego samo w sobie, tj. że Bóg nie będzie sprawiedliwy.
To ci wymyślają sobie, że miłosierdzie Boże to więcej, jak Boża sprawiedliwość. Tak nie jest – miłosierdzie to tylko część sprawiedliwości i sprawiedliwości służy, trybik w machinie sprawiedliwości.
Miłosierdzie nie jest więcej warte jak solidarność, jak odpowiedzialność za brata swego, jak wychodzenie naprzeciw potrzebom brata (“czyż to moja lub Twoja sprawa Niewiasto” – i uczynienie tego tą sprawą w pierwszym cudzie Jezusa).
Nie jest więcej warte jak dobrowolne szukanie równowagi między wolnością, równością i braterstwem, zwłaszcza dopasowywanie swojego poczucia wolności i równości do potrzeb brata słabszego, chorego, ofiary nieszczęścia, starego, czy dziecka, kobiety w ciąży, czy opiekuna potrzebujących, maluczkiego, wdowy, sieroty… po to, by “wzrastali w górę”, w ludzkiej godności, by odnajdowali podstawę do swojego “sprawiedliwego startu” w życie.
Nie jest więcej warte jak sprawiedliwość wspólnotowa.
Bóg dba o naszą “sprawiedliwość wspólnotową”, o to, byśmy pozostawali z Nim w jedności, w komunii. To to samo, co nasze ludzkie braterstwo, którego częścią jest miłosierdzie.
Słyszy się ostatnio o profanacji Najświętszego Sakramentu we Francji – zrobiono z niego “szwedzki stół” – kto chciał, podchodził i brał.
To to samo, co miłosierdzie wyizolowane ze sprawiedliwości, a nawet wyżej stawiane jak sprawiedliwość. To już wiara w magię, wiara wyprana z Boga osobowego.
Poruszył Pan kilka tłustych wątków, więc nie podejmuje się w tej chwili polemizować. Zresztą, chyba nie o polemiki idzie. Znalazłem jednak nieco krzywdzący ludzi obraz w Pańskich oczach. Trudno z tym dyskutować, skoro “miarkuje” Pan, nomen omen, na nie swoich szalkach… Może proponuję, aby się Pan zapoznał z tym tekstem, owszem wiem, że zna Pan Dzienniczek, niemniej jednak proszę rozważyć ten przekaz – http://www.teologia.pl/m_k/zag08-2f.htm
Pozdrawiam
Przecież to Bóg zwrócił się do nas: „I odpuszczę wam wasze winy, jako i wy odpuścicie waszym winowajcom” – przecież to Bóg uczył nas modlitwy Pańskiej.
„I odpuszczę wam wasze winy, jako i wy odpuścicie waszym winowajcom” to znacznie więcej, jak “„Wybaczcie, a będzie wam wybaczone”, „Jaką miarą wy mierzycie, taką i wam odmierzą”.
Klucz jest w tym “jako i wy odpuścicie” – nie “jeśli i wy odpuścicie”, nie “kiedy i wy odpuścicie’, tylko “jako i wy odpuścicie” – tak samo.
W odpuszczeniu grzechów zawsze bierze się grzech drugiego na siebie, składa się z siebie ofiarę na ołtarzu miłości, cierpi, traci i ryzykuje, wraca się do życia w zaufaniu, w wierze w dobre intencje proszącego o wybaczenie.
Nie ma tu możliwości na odwrotną kolejność – to jakieś heretyckie twierdzić, że Jezus umarł za nasze grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe. Nie ! Tych przyszłych ma już nie być !!!
Chrześcijanin robi wszystko, co w jego mocy, by tych przyszłych już nie było. Tego wymaga zrozumienie, czym jest miłość. Tego wymaga docenienie pracy, którą wkłada przyjmujący na siebie ciężar przebaczenia, docenienie, które rodzi gotowość rewanżu, odpłaty sprawiedliwością – sprawiedliwą miłością wzajemną.
Bez tego traktowania przebaczenia jao akt miłości (nieprzyjaciół), takie „Wybaczcie, a będzie wam wybaczone” może się kończyć obustronnym pustosłowiem, albo oszustwem, że nieprzyjaźń się skończyła. Może się kończyć fałszywym pokojem. Może się kończyć zdradą.
W modlitwie Pańskiej jest najpierw mój czyn miłości (wobec mojego winowajcy), a dopiero potem czyn miłości Bożej (wobec mnie).
Heretycy – ci co w miłość nie wierzą (protestanci) lekceważą i dozgonność przysięgi małżeńskiej – tej “na dobre i na złe” – i czyny miłości, tej bezinteresownej (wierzę, że są wyjątki, ale chodzi o zasadę). Wyznają jakiegoś boga, który od nich czynów miłości nie żąda, jakiegoś boga poprawnopolitycznego “od dawania co się zechce”. I do naszego nieba by chcieli iść (?).
To jakaś pomyłka. Odpuszczenie win, to akt miłości, akt relacji indywidualnej.
Dobra Nowina (o nadejściu Królestwa Bożego) jest dobrą dla tych, co im odpuszczono grzechy i którzy to odpuszczenie grzechów przyjęli, dostosowując do niego swoje życie. Jest Dobrą nowiną dla tych, którzy swoje skarby gromadzili w niebie. Jest Dobrą Nowiną dla tych, co pozostawali Bogu wierni już w sprawach drobnych.
Miłosierdzie – jeden ze składników miłości braterskiej – nie ma nic wspólnego z odpuszczeniem grzechów – to akt relacji prowspólnotowej, prożyciowej – jest potrzebne nam za życia ziemskiego. Wstęp do królestwa niebieskiego jest indywidualny – nawet żon ze sobą nie możemy zabrać.
Owszem, jest ważne, “chcemy być miłosierni wobec bliźnich”, ale “dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane” – liczą się czyny, liczą sie działania na miarę możliwości, choćby nieskuteczne, liczy się miłosierdzie własne, liczy się bycie dobrowolnym narzędziem miłosierdzia Bożego.
Miarki kwiatki
“…to jakieś heretyckie twierdzić, że Jezus umarł za nasze grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe.”
“Miłosierdzie – jeden ze składników miłości braterskiej – nie ma nic wspólnego z odpuszczeniem grzechów”
Asadow, nie wydaje Ci się czasem, że Miarka się przebrała? ;)
Napisałem to przed przeczytaniem rozmowy pod księdzem-Cohenem :)
Cytat 1 – wyrwany z kontekstu – proszę doczytać. Kropka w tekście nie zamyka myśli.
Powtórzę cały fragment, bo jest ważny:
“W odpuszczeniu grzechów zawsze bierze się grzech drugiego na siebie, składa się z siebie ofiarę na ołtarzu miłości, cierpi, traci i ryzykuje, wraca się do życia w zaufaniu, w wierze w dobre intencje proszącego o wybaczenie.
Nie ma tu możliwości na odwrotną kolejność – to jakieś heretyckie twierdzić, że Jezus umarł za nasze grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe. Nie ! Tych przyszłych ma już nie być !!!
Chrześcijanin robi wszystko, co w jego mocy, by tych przyszłych już nie było. Tego wymaga zrozumienie, czym jest miłość. Tego wymaga docenienie pracy, którą wkłada przyjmujący na siebie ciężar przebaczenia, docenienie, które rodzi gotowość rewanżu, odpłaty sprawiedliwością – sprawiedliwą miłością wzajemną.
Bez tego traktowania przebaczenia jao akt miłości (nieprzyjaciół), takie „Wybaczcie, a będzie wam wybaczone” może się kończyć obustronnym pustosłowiem, albo oszustwem, że nieprzyjaźń się skończyła. Może się kończyć fałszywym pokojem. Może się kończyć zdradą.”
Cytat 2 – a gdzie tu jest błąd ? Przecież grzechy odpuszczamy z miłości, nie z miłosierdzia.
To odmienne rzeczywistości – miłość, to składnik sprawiedliwość indywidualnej, miłosierdzie – składnik sprawiedliwości wspólnotowej. Obie służą sprawiedliwości na całkiem innych drogach.
Albo, że ktoś się przebrał za Miarkę?
;-)
Wspołczynnik miarkowa: 5,03
Aaaaaaa… :)
Jak tak, to spoko.
(wsp. miarkowa: 0,15)
Miarka- czy ty jesteś katolikiem?
Może od razu należało zadać to pytanie.
Wierzę, że jestem. Ale o co się rozchodzi ? Czyżbym to ja ogłosił coś niekatolickiego ? Czy raczej chodzi o to, że burzę spokojny sen moim adwesarzom, co woleliby w mojej osobie widzieć coś nieortodoksyjnego, jak podążać w dyskusji za moimi racjami merytorycznymi ?
– św. Jan Paweł II
http://www.ekspedyt.org/rebeliantka/2014/04/27/24136_swiety-jan-pawel-ii-o-ojcu-i-marnotrawnym-synu.html
A teraz przyznaj się do błędu w rozumowaniu.
„Żądam od ciebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku mnie. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić”.
http://www.fronda.pl/a/badzcie-apostolami-milosierdzia-list-pasterski-episkopatu-na-niedziele-milosierdzia-bozego,36874.html
Tak (mówię, o drugim pytaniu).
Gdzieś indziej napisałeś, że dar jest dopiero wtedy, kiedy zostaje przyjęty. Przyjmijmy na chwilę, że to prawda.
Miłosierdzie jest wtedy, kiedy zostaje przyjęte. Inaczej jest miłosierdziem potencjalnym, czyli miłością.
O. WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP
Tylko przez objawienie może przyjść najistotniejsza prawda o Bogu
Posłuchaj… (mp3 – 1,05 MB)
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli. (Łk 10:21-24)
Pewna moja znajoma niedawno dokonała następującej rzeczy: otóż przez długi bardzo czas zmagała się z ogromem pytań, wątpliwości dotyczących istnienia Pana Boga. Nie tylko Jego istnienia, ale tego kim On jest, czy jest miłością, czy jest naprawdę Tym, za którego się podaje w Jezusie Chrystusie. Ilość tych myśli była tak potężna, to już był taki splot, że w pewnym momencie po prostu parowało jej z głowy i w pewnej chwili podjęła decyzję: kapituluję, nie jestem w stanie dać odpowiedzi na te wszystkie pytania, po prostu nie wiem. Myślę, że to o czym mówi Jezus dzisiaj w Ewangelii: błogosławię Cię Ojcze, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Ponieważ tylko przez objawienie może przyjść najistotniejsza prawda o Bogu, o Jego wewnętrznej tajemnicy, ponieważ tylko przez objawienie, to właśnie serce, które kapituluje, serce, które zrobiło wszystko, rozum, który zrobił wszystko uczciwie, żeby szukać Boga, a mimo wszystko staje bezradny – może właśnie taki uczynić krok: krok kapitulacji. Mogę tylko czekać, aż Bóg objawi mi i przekona mnie o swojej tajemnicy, o tajemnicy odwiecznej miłości, która staje się człowiekiem dla naszego wybawienia i nowego życia.
Boże, dzięki ci za to, że możemy zawsze skapitulować (jakby co), i wtedy Ty nas niesiesz.
No to mamy odpowiedź i na figowe pytanie. :)
Przepraszam, ale dopiero zauważyłem Pani wpisy. Okazuje się, że do pierwszego już się częściowo odniosłem pod Pani notką:
http://www.ekspedyt.org/circ/2014/04/11/23705_jeden-ksiadz-a-kladzie-na-lopatki-wszelkie-tradycjonalizmy.html#comment-37178
z 27 kwietnia 2014 godz. 21:19 – w odpowiedzi do: circ 18:08
Temat ten i kolejny:
circ
27 kwietnia 2014 godz. 19:51
„Żądam od ciebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku mnie. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić”.
chcę rozwinąć w oddzielnej notce.
Tylko nie pisz, że Jezus nie może niczego żądać, albo, że nie ma prawa żądać.
Tak, bo go znajdziemy po IP i spalimy na stosie ;-)
(oczywiście na stosie TCP/IP)
Tak, jak dopiero co w komentarzu do notki:
http://www.ekspedyt.org/circ/2014/04/11/23705_jeden-ksiadz-a-kladzie-na-lopatki-wszelkie-tradycjonalizmy.html#comment-37176
miarka
26 kwietnia 2014 godz. 19:34 – w odpowiedzi do: space 06:28
wykazałem, że circ i space nie rozróżniają daru i owocu (Ducha Świętego) i że jest różnica między darem a łaską, tak i Tobie to przypomnę.
Dar jest wtedy, gdy osoba obdarowana zyskuje wyłączną własność nad przedmiotem daru i staje się wyłącznym dysponentem przedmiotu daru.
Inaczej jest z łaską – jej się udziela. W łasce udzielający jej, udziela ze swego, co oznacza, że zachowuje nad tym jakiś nadzór, ma prawo nawet łaskę cofnąć (przypowieść o darowaniu długu). Łaska udzielana jest w konkretnej intencji, po to, by przyjmujący ją, z jej posiadaniem wykonał pewną pracę (choćby przebył proces zdrowienia), a nie zagarniał efekty jej posiadania dla siebie.
To dlatego wykpiwam pewne potoczne rozumienie miłosierdzia Bożego:
“To co, to wszystkiemu winien Bóg ? Jak Bóg będzie miłosierny, to już będziemy mieli szacunek dla życia i godności człowieka?”.
Problem w tym, że z chwilą udzielenia miłosierdzia ani jego dzieło się nie kończy ani praca tego, któremu go udzielono, by go w pełni przyjąć i dobrze wykorzystać, ani rola łaskawcy (w przypowieści o miłosierny Samarytaninie zapowiedział on swój powrót i ewentualne pokrycie dalszych kosztów.
Nie ma że “Jak Bóg będzie miłosierny, to już będziemy mieli szacunek dla życia i godności człowieka?”. Miłosierdzie to dopiero zapoczątkowanie procesu poprawy.
A “szacunek dla życia i godności człowieka” to owszem, może z czasem przyjść po zaznaniu i zrozumieniu istoty miłosierdzia, ale może i być efektem zupełnie innych doświadczeń, zwłaszcza poznawaniu wartości z kręgu sprawiedliwości wspólnotowej.
“Miłosierdzie jest wtedy, kiedy zostaje przyjęte. Inaczej jest miłosierdziem potencjalnym, czyli miłością”.
Nie, czy raczej niezupełnie. To dar jest wtedy, kiedy zostaje przyjęty – miłosierdzie zaś jest w trakcie całego procesu osiągania jego celu.
Oczywiście tak jak daru, tak i łaski można odmówić (a często i trzeba, bo często bywają fałszywe i zatrute i po pierwszej chwili zadowolenia “tu i teraz” stają się bardzo nawet szkodliwe) i wtedy pozostaje ono “miłosierdziem potencjalnym, czyli miłością” wciąż gotową, czekającą by się spełnić czynem (i miłość, i miłosierdzie to czyn).
Też tak uważam, tylko w objawieniach prywatnych, kierowanych do nas przez Boga indywidualnie, niemal na codzień, gdy jesteśmy blisko Niego (również w natchnieniach, czy intuicjach), nie zaś w objawieniach prywatnych publicznie rozpowszechnianych, w które nie ma się obowiązku wierzyć.
No i dobrze. Żeby coś skończyć, trzeba najpierw zacząć.
Zgoda. Problem nie jest w żadaniu, a w narzucaniu woli z łamaniem mojej wolnej woli. Tego to Bóg nie robi. I nie chodzi o “może” (sprzeczność wewnętrzna), czy “nie ma prawa” (sam z niego zrezygnował).
Miłość nie żąda, miłość wciąż jest dobrowolna, wciąż dąży do wzajemności, wciąż liczy się z możliwością odmowy jej przyjęcia.
Ale skoro Bóg jest sprawiedliwy to sprawiedliwość ma prawo żądać według prawa, tym bardziej, że nasz Bóg jest również zazdrosny i gwałtowny. Co myślisz? Czy miłość może być zazdrosna?
[ z miarką lepiej w ogóle nie zaczynać dialogu]
Co do obrazka, to trzeba pochwalić dzielnego koziołka – umie bronić swoich racji.
Bardzo poważny błąd. Niby uznaje Pani, że sprawiedliwość jest ponad prawem, ale w rzeczywistości to twierdzi odwrotnie – używa słowa “sprawiedliwość” w sensie “praworządność”.
W tym sensie “prawo” się bierze nie wiadomo skąd – może być i faszystowskim zalegalizowanym bezprawiem – prawem kaduka i zapisem widzimisię waadzy politycznej, z “praworządnością”, którą jest jego przestrzeganie i ze “sprawiedliwością”, którą w rzeczywistości jest nazwana ta “praworządność”.
Ta, tak zwana sprawiedliwość jest oddolna, od ludzi, jest nadużyciem tego słowa, bałamuctwem, parasolem nad bezprawiem.
Natomiast Sprawiedliwość chrześcijańska jest odgórna – pochodzi od Boga, wraz całym systemem ludzkich wartości wyższego rzędu i lokuje się u ich fundamentu. Każda z wartości niższych w tej hierarchii powstaje z potrzeb tej wyższej i wyższych nad nią, i tej wyższej służy.
To ze sprawiedliwości i dla realizacji potrzeb sprawiedliwości w wartości od niej wyższych (w pewnym sensie “wyższych sprawiedliwości”) wywodzi się cała sfera polityki, w tym prawo, władza gospodarka i ekonomia czy ideologia, i ich obowiązkiem jest służba sprawiedliwości.
Dlatego to nazwałem błędem, bo sprawiedliwość w ogóle na prawo nie patrzy. To prawo ma obowiązek dogadzać we wszystkim sprawiedliwości. Sprawiedliwość tworzy prawo, ocenia jego funkcjonowanie i tych, co pilnują jego przestrzegania, rozlicza ich z zachowywania praworządności, ale sama jest ponad praworządnością wysoko.
Stąd to właśnie ten kto jest sprawiedliwy nigdy nie żąda według prawa – on żąda według sprawiedliwości, prawości, moralności (w tym morale wspólnotowego), według człowieczeństwa dojrzałego, czy według potrzeb prowadzenia życia świętego doskonałością naszego Ojca niebieskiego.
Zazdrość, gwałtowność to są emocje. Emocje bywają złe lub dobre. Złe to te, które nie są równoważone poprzedzającymi je uczuciami, tj. gdy są za słabe, stłumione, albo gdy są nadmierne, wchodzące w nademocjonalizm, gdzie już się traci samokontrolę; w oczekiwania nieuprawnione – chciejstwa, czy pożądliwości, kiedy nadmiernie skupiają się na sferach cielesnej i materialnej.
Co do tego, czy miłość może być zazdrosna, to oczywiście że tak – nie była by pełną miłością, gdyby nie wywoływała emocji. Oczywiście emocji zrównoważonych poprzedzanych przez uczucie miłości – decyzję wolną i świadomą, by już kochać zawsze.
Trzeba tu tylko podkreślić że ta zazdość ma być nie tylko z miarą, ale i dotyczyć przedmiotu miłości, nie zaś tego, co ten przedmiot miłości posiada w swojej wyłącznej dyspozycji.
Sprawiedliwość starotestamentalna oparta jest na prawie Mojżeszowym ( 10 przykazaniach), zaś miłosierdzie nie znosząc prawa abstrahuje jednak od niego zakładając, że miłość zna prawo, ale go przewyższa- kochaj i rób co chcesz.
Ależ nie – prawo mojżeszowe, to nie 10 przykazań – strasznie ma to Pani wymieszane. 10 przykazań, to nie zasady prawa, a sprawiedliwości – tak w relacjach z Bogiem, jak w relacjach wspólnotowych, jak i z osobami indywidualnymi.
10 przykazań Bożych dopiero posłużyło Mojżeszowi do opracowania jego Prawa. Skończyło się na 613 przykazaniach judaizmu.
Można sobie i zakładać, że miłość zna prawo, ale nie zmienia to faktu, że znać go wcale nie musi – miłość jest zupełnie ponad prawem, że jest wcześniejsza jak prawo, bo jest częścią sprawiedliwości i to sprawiedliwości we wszystkich trzech jej wymiarach: Bożym, wspólnotowym i indywidualnym.
Miłość nie musi patrzeć na prawo, bo ono jest konstruowane jako bicz na postępujących niesprawiedliwie, a że miłość jest częścią sprawiedliwości, to i na tych, którzy nie kochają, a przez to dopuszczają się uczynków szkodzących dobru (prawdziwa miłość jest zawsze ku dobru).
Apostoł Narodów słusznie prawi, że „Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie” – i trzeba uściślić, że dla ich karcenia, by postępowali sprawiedliwie, nie zaś dla ich wygody, by bezkarnie mogli się ślizgać po jego obrzeżach.
Ta reguła przenosi się i na prawo państwowe, choć jeszcze nie w praktyce. Jednak już coraz głośniej rozróżnia się literę i ducha prawa, domaga się zapisywania w nim jego intencji.
Dziś najgorszymi przestępcami z postępujących bezprawnie są ci, co służą legalizowaniu bezprawia – twórcy „praw kaduka” – przelicznych aktów prawnych czy to państwowych, czy unijnych (już całkiem skorumpowanych i faszystowskich, uchwalanych gdzieś w piwnicach KE) nie wynikających z potrzeb sprawiedliwości, a gruntujących bezprawie pod kamuflażem podchwytywanym przez bezprawne w gruncie rzeczy media będące ich własnością prywatną, czy skorumpowane media państwowe, że to „dla naszego dobra”, czy „by żyło nam się lepiej”, albo że to „sprawiedliwość socjalistyczna”. Legalizowaniu bezprawia w formie jakiej sobie życzą przestępcy, zdrajcy, sataniści, korporacje prywatne z wszelkiego typu faszystami, w tym komunistami, na podstawie ich widzimisię i chęci osiągania niemoralnych zysków, zapewnienia sobie bezkarności w ich procederach, oraz dla unikania kar, a więc i sprawiedliwych sądów.
Trzeba jeszcze pamiętać, że sprawiedliwość też nie jest taka ważna – ma służyć normalności (prawda, natura itd, po wybór dobra), czyli prawości (to nie od prawa, a od bycia prawym). Prawość też nie jest taka ważna – ma służyć moralności itd. A w końcu i świętość nie jest taka ważna – ma służyć Bogu, bo w końcu ważny jest tylko Bóg.
Tak, miłosierdzie nie znosi prawa, bo prawo jest konstruowane właśnie po to by służyło sprawiedliwości, w tym służyło miłosierdziu.
I w tym jest właśnie wielki problem z nadużywaniem miłosierdzia, z odwoływaniem się do miłosierdzia z krzywdą do sprawiedliwości, a więc nadmiernym odwoływaniem się do miłosierdzia, ale to właśnie będzie motywem zapowiadanej już oddzielnej notki.