Nie jestem przeciwniczką mszy trydenckiej jako dodatkowego rytu, tak jak nie jestem przeciwniczką Kościoła otwartego na charyzmaty i spontan Ducha św. Uważam też, że papieże są nieomylni, choćby się ”mylili”.
Na początku się zjeżyłam, ale potem porwał mnie urok osobisty tego księdza wypowiedziany w mimice…i jego głos.
Jak pięknie.
Ksiądz ma dobry głos, uśmiecha się ładnie i wydaje się skromny, jakby śpiewał szczerze od serca – tyle widać w teledysku.
Jednak temu księdzu w jego świętej posłudze, jak każdemu, taką naprawdę wiarygodną ocenę wystawia Bóg.
Zaprawdę, zaprawdę.
Pięknie śpiewa, a jaki dowcipny!
A toalety dam jakie wytworne i jak otwarte. Po prostu piękny koncert.
Żywa reakcja publiczności jest w pełni zasłużona.
Nie rozumiem tylko dlaczego bawią się w to wszystko w kościele.
A już zupełnie nie mam pojęcia jak to tym koncertem zniszczono Mszę trydencką.
Nie wiem, co (kogo?) ten ksiądz na łopatki kładzie, i choćbym myślał długo – nie wymyślę. Co jak co, ale msza to nie była. Nawet do “uczty eucharystycznej” to niepodobne. Ksiądz w roli głównej, na nim cała uwaga ma się skupić. Na nim…
Kościół pewnie anglikański (pożal się Boże) bo śpiewy po angielsku.
Ciekaw też jestem, dlaczego “prowadzący” po wstaniu z tronu podchodząc do ołtarza nie przyklęknął? Dlaczego się nie przeżegnał? Nie pobłogosławił nowożeńców i wiernych? Dał występ, to pewnie wszystkim powinno wystarczyć.
A te wycia i gwizdy na końcu – BEZCENNE.
Jak w małpiarni.
no niebardzo to wszystko
Jest tego więcej:
Dla mnie to śmieszne jest, ale fajne. Pamiętam jak u nas gospel jakiś był to chłopaki jeździli także ma to jakiś potencjał. Ja tam wole tradycyjnie:
…Circ, prześwietne! ode mnie DUUUUŻE podziękowania.
Wiesz – kiedyś, kiedyś, dawno, dawno temu (circa 40-50 latek) Kościół (jako instytucja) u nas identyfikował się z Kościołem jako społecznością.
Msze big-bitowe, Festiwal Sacro-Songu… nie dlatego warszawiacy chodzili
na homilie ś.p. ks. Popiełuszki, że On był genialny. Ani olbrzymia wiedza, ani olbrzymi intelekt. Przekaz od Niego był najważniejszy: Bóg i Kościół jest z nami! Kościołem jestesmy my wszyscy, i wszystko potrafimy i możemy zmienić!
Ludzie mieli dzięki temu to tak cholernie ważne poczucie wspólnoty, czucia
wspaniałego “MY” zamiast swego nieszczęśliwego “JA”.
Jeszcze jedno, jeśli pozwolisz – jako że z zupełnie innej beczki: marksizm
Zrównałas to z totalitaryzmem – a pies im obu morde lizał – co mnie to obchodzi.
Ale widzę raz drugi, raz trzeci – nic o myśli marksowej vs marksistowskiej (to z
lektury Suworowa jakoś zapamiętałem), u Asadowa znowu marksizm…
Szacowna Pani Dobrodziejko Inspiracjo jako Circ uznana i ceniona(kurza buźka, po raz n-ty mam powtarzać, że to nie ironia, a normalne, szczere pisanie???):
Poszwendałem się po necie aż znalazłem wreszcie coś sensownego i wiarygodnego na
tyle, że Wszystkim mogę tę raptem jedną stronkę wiedzy z pełną
odpowiedzialnością polecić.
http://www.kronos.org.pl/index.php?23150,338
Pozdrawiam, Circ, jak zwykle szczerze i z szacunkiem.
Kto śpiewa ten podwójnie się modli-Sw. Augustyn.
A z feretronem piękne, ta tradycja jest bardzo stara w Kościele.
Ale to nie na temat. Temat jest o tym, że ten ksiądz pięknie śpiewa i o tym, że tylko w katolicyzmie jest kreacja- dzięki personalizmowi duch jest wolny- każda osoba jest obdarowana inaczej i każda się tymi darami dzieli na Chwałę Boga.
P.S.: tytuł artykułu to “Marksizm – mity i wypaczenia”
To naprawdę ani gryzie, ani boli – po prostu inne/nowe informacje.
Pozdrowienia
Jakże? Gdzie?
Coś mi się w gardle ostatnio zrobiło, ale egzofityczne, nic o marksiźmie w opisie nie było…
Można nie wiedzieć że myśl zakażona jest marksizmem, bo on wszedł w nas głęboko jak egipskie pogaństwo w żydów co wyszło dopiero na pustyni. Wszedł przez kulturę, sposób myślenia mediów, działanie państwa- ja w sobie co chwilę odkrywam jakieś pozostałości i wyrzucam z umysłu.
Jak ktoś powie coś marksistowskiego, zaraz widzę- np. że państwo ma prawo do tego, albo tamtego bo wspólne ważniejsze niż pojedyncze-to nie prawda, bo jest tak tylko wtedy, kiedy przyjmujemy tę postawę dobrowolnie, nie pod przymusem. Marksizm jest też za każdym razem, kiedy ktoś wymusza na nas byśmy byli tacy czy siacy- jeden człowiek nie powinien rościć sobie władzy nad drugim, bo jej nie ma, chyba, że Bóg mu ją nadał w pewnych obszarach, jak np. królowi bądź jego sądom-należy jej jednak roztropnie używać.
Demokracja jest zaś władzą wyłudzaną podstępnie, więc nieuprawnioną.
Papież wzywa do uprawiania filozofii i teologii
http://www.fronda.pl/a/papiez-wzywa-do-uprawiania-filozofii-i-teologii,36322.html
„Filozofia i teologia pozwalają na zdobycie przekonań, które kształtują i umacniają inteligencję, jak też oświecają wolę – kontynuował Franciszek. – To wszystko jednak jest owocne tylko wówczas, kiedy uprawia się je z otwartym umysłem i na kolanach. Teolog zadowolony ze swojego kompletnego, wykończonego myślenia jest mierny. Myślenie dobrego teologa i filozofa jest otwarte, to znaczy niekompletne. Jest zawsze otwarte na to, że Bóg jest większy, oraz na prawdę, i zawsze się rozwija. Umacnia się z latami, rozszerza się z czasem, pogłębia się z wiekiem. A teolog, który nie modli się i nie adoruje Boga, zatopi się na koniec w niesmacznym narcyzmie. I to jest jedna z kościelnych chorób. Czyni wiele złego narcyzm teologów, myślicieli. Jest niesmaczny”.
Ten artykuł dla każdego jest czymś innym, bo każdy inaczej go odbiera. Nie jest to precyzyjny logicznie wywód, a jedynie rodzaj impresji, jak to zwykle masz w zwyczaju.
Moje wrażenie jest takie, że artykuł jest o “kładzeniu na łopatki” tradycjonalistów (rozumianych negatywnie) przy pomocy udanej wokalnie interpretacji ładnego utworu twórcy ateistycznego/agnostyckiego. Jest to dziwne. Nie mówię, że złe, bo mam za mało danych. Jednak padła słuszna uwaga o odwracaniu uwagi od Najważniejszego przy pomocy “show”. Nie wiemy, jak wyglądała cała msza, co przekazuje wiernym ksiądz na co dzień itp. Istnieje niebezpieczeństwo zepchnięcia Chrystusa na dalszy plan. Jeśli to jest dobre, to dobrze. Duch wieje kędy chce, ale nie robiłbym z tego zwyczaju, bo moja dusza pragnie ciszy i uporządkowania. Duch ma do tego prawo, żeby mi to zburzyć, ale tylko Święty a tu nie wiem. Jeśli to nie Dobry, to też nie będę się przejmował. W końcu jednak i tak Miłość zwycięża.
Preferesco il Paradiso!
Niech Ci, którym nie podoba się śpiewanie tego księdza lub obawiają się rzeczy, które być może dzieją się poza kadrem – obejrzą film o Św. Filipie Nerim.
Kościół w swej mądrości wybiera żywą miłość. Allelujah!
https://www.youtube.com/watch?v=S0Oqa3uCDlA
Allelujah!
Ślub? Koncert? Co to ma być?
Może to jakaś nowomoda u nich, że za ołtarzem to przebieraniec udający ksiedza śpiewa zamówiony koncert a nie odprawia liturgię? No właśnie..a gdzie liturgia?
Tak na marginesie, to Alleluja Cohena po wykorzystaniu go w Shreku jest teraz nie możliwe do słuchania, jak dla mnie.
No właśnie. Wszystko nie tak. Co ci ludzie sobie myślą? Co ci ludzie sobie myślą? Co ci ludzie sobie myślą?
ja też nijak tego nie mogę łyknąć
Ciekaw jestem, czy ktoś rozpoznał, jaka to część mszy.
Było to po odśpiewaniu pieśni dziękczynnej po komunii świętej, przed błogosławieństwem i rozesłaniem.
Nie była to piosenka agnostyckiego autora, ale własne słowa księdza, do melodii Cohena.
Dla mnie był to po prostu prezent od księdza dla młodej pary.
_______________
A to moje nowe motto:
“Istnieje niebezpieczeństwo zepchnięcia Chrystusa na dalszy plan.”
– Space
Myślenie o sprawach życiowych (a co mowa religijnych) w kategoriach sportu, czy gry nie ma nic wspólnego z człowieczeństwem, z podejmowaniem Bożego dzieła, z dostojeństwem i odpowiedzialnością. Przede wszystkim wyraża dystans do życia, uczestnictwo w jakimś spektaklu pod publikę, a więc działanie “na sprzedaż”. Traktowanie go jak coś, co można wciąż przeżywać, zamiast przeżyć i pójść dalej ku prawdziwemu życiu. Nade wszystko takie myślenie robi cyrk ze spraw poważnych. Robi cyrk z samej miłości, która w sakramencie małżeństwa ma być w centrum uwagi. Decyzja o miłości “raz na wieczność” podejmowana wobec Boga, będąca deklaracją ofiary z siebie, to całkiem inna sprawa jak zawieranie aktu małżeństwa “oddolnie”, choćby i z ozdobieniem.
Właśnie o to “ozdobienie” tu chodzi. Przecież ten ksiądz “ozdabia”. Żeby to jeszcze “ozdabiał” rolę Jezusa, “ozdabiał” to, co odgórne, ozdabiał sferę sacrum, ale nie – on ozdabia sferę profanum, tą oddolną, “humanitarnie” ludzką, sferę “mieć”, sferę “należy mi się”, “mam prawo” ,czy “jestem tego warta”, tą sferę zewnętrzną i “na pokaz”.
Cały ten występ księdza, co to “kładzie na łopatki wszelkie tradycjonalizmy” odbywa się w niezdrowym klimacie rywalizacji.
Najpierw to ksiądz rywalizuje z Chrystusem.
Czyż Chrystus przyszedł na świat po to aby nam schlebiać, abyśmy mieli “ładne przedstawienie”, by był “Uroczy”, “Czarujący”, albo “Miły Jak Merkel”, czy “Modny Superstar”. Politycy szykujący się do zdrady swojego Narodu, żebrzący o zaufanie, sprzedawca usiłujący kupującym wtrynić swój bubel, zbrodniarz, usiłujący się maksymalnie zbliżyć do ofiary by jej wbić nóż w plecy, czy płatne panienki z ich płatną “miłością” – jakie to wszystko urocze, czarowne, miłe. Po drugie, to ten ksiądz robi z siebie aktora. Po trzecie rywalizuje z innymi księżmi, wchodzi w jakiś opętańczy wyścig w tym, który z nich uzyska większy aplauz widowni (jak w Amwayu, czy u księdza Bashobory). W końcu rywalizuje “z tradycjonalizmami” – czyli walkę z czymś sprawdzonym, że dobre; podejmuje walkę z kimś, kto się ze swojej natury bronić nie może, a więc walkę niemoralną.
Jak porywa, to diabeł i do piekła. Człowiek normalny nie daje się porywać, nie ulega nadmiernym emocjom, nie reaguje, a działa, a tworzy (najpierw dla tych, których kocha), a idzie za Chrystusem, nie za księdzem. Czyż dzieło Jezusa, aż po śmierć krzyżową było “porywające” ?
Rzucanie uroków to magia. ktoś powie: “biała”, bo w dobrej intencji… A ja pytam: czy aby na pewno w dobrej ? Czy w kwestii małżeństwa trzeba jeszcze coś poprawiać w Bożej rzeczywistości ? Czyż jest tu coś w czym warto odchodzić od tradycji ?
Czyż młodzi nie powiedzą później, kiedy wejdą w kryzys małżeński, że ślub nieważny, bo swoje “tak” powiedzieli, gdyż ksiądz ich uwiódł swoim śpiewem, swoim urokiem, oczarował ich tak, że byli gotowi zrobić wszystko co zechce, oczarował nie tylko ich, ale i całą publiczność, która reagowała w kategoriach pozytywnego myślenia na jego występ tak spontanicznie, że “pogańskim grzechem” by było sprawić im zawód i powiedzieć “nie” ?
W tagach mamy: “śpiewający ksiądz”, ale czyż to nie “syreni śpiew” ?
Pełna zgoda.
Miarko, dostrzegam u Ciebie „niebezpieczeństwo zepchnięcia Chrystusa na dalszy plan”.
Nadęty też nie przejdzie łatwo przez ucho wieloryba.
zaledwie dla miliardów. Dla tysięcy lub milionów na tyle, by oddać za to swoje życie.
Ludzie, czy jesteście zakochani? Byliście? Wiecie jak to jest?
Trzeba nam zakochać się w Bogu i drugim człowieku.
Wątroba im zgnije od tego zgorzknienia.
W mojej rodzinie był niedawno ślub naszej Majki z Parsifalem, Francuzem.
Na mszy grał na trąbce brat Parsifala z bratem Majki na kontrabasie i drugim bratem na organach- wszyscy płakali tak piękna była ta muzyka, zagrana zresztą koncertowo. Mszę prowadził kuzyn panny młodej, jezuita misjonarz w czasie urlopu.
To była bardzo nietypowa msza.
Właśnie pomyślałem sobie, co by nasi legionowi starozakonni powiedzieli, jakby zobaczyli jak na mszach wyrażają radość świeżo nawróceni “dzicy” z Afryki…
Ten misjonarz musiał tańczyć z murzynami podczas mszy, bo u nich taniec i spiew to najważniejszy środek wyrazu.
Te msze tam są całkiem inne z konieczności.
Ano właśnie… inne “formy” – ta sama treść.
Oczywiście. I ja całe życie widzę to niebezpieczeństwo i nie zawsze się go ustrzegam. Jeszcze raz widzę, że nigdy dość czujności.
Przekonany jednak jestem, i taka była moja intencja, by swoim przedmiotowym wpisie wystąpić właśnie w obronie Chrystusa, obronie przed tymi, co chcą go spychać na dalszy plan, patrzeć na życie nie “odgórnie”, jak On, a oddolnie”, projektując na życie swoje o nim wyobrażenia, swoje złudne “piękna” i “podobania się”.
Przecież wyraźnie napisałem, że widzę w tym wszystkim niebezpieczeństwo zawierania aktu małżeństwa „oddolnie”, choćby i z ozdobieniem, że o to „ozdobienie” tu chodzi; ten ksiądz „ozdabia”. Że „ozdabia” nie rolę Jezusa, nie to, co odgórne, nie “ozdabia” sfery sacrum, a „ozdabia” sferę profanum, tą oddolną, „humanitarnie” ludzką, sferę „mieć”, sferę „należy mi się”, „mam prawo” ,czy „jestem tego warta”, tą sferę zewnętrzną i „na pokaz”. Widzę, że jest tu niebezpieczeństwo, że “na pierwszym planie” nie będzie Jezus, a ksiądz, a osoby współuczestniczące w ceremonii i sami “młodzi”.
Przed zakwestionowanym przez Ciebie moim zdaniem było:
Będę bronił stwierdzenia, że Jezus nie przyszedł na świat, żeby nas “porywać”. Wprost przeciwnie, byśmy sami w wolności i świadomi dokonali wyboru by uwierzyć w Niego i Jemu, by w Nim położyć nadzieję, by podjąć raz na zawsze decyzję miłości tak Jego, jak i całej Trójcy Świętej.
Te “miliardy, tysiące lub miliony” oddały swoje życie nie dlatego, że zostały “porwane”, ale dlatego, że same podjęły taką decyzję, decyzję, podkreślam, wolną i świadomą, że zadziałały nie będąc do tego zmuszonymi, ani dla interesu, ale przez dojrzałość własnego człowieczeństwa, czyli dziecięctwa Bożego.
Bardzo proszę o objaśnienie co oznacza termin “legionowi starozakonni”:
a. kto to jest
b. w jakim sensie to pojęcie zostało użyte
Pozdrawiam
Tak określiłem osoby blogerów i komentatorów “Legioniu”, które gorszy uświetnienie ceremonii ślubu przez księdza, pokazane na tytułowym filmie.
Faktycznie było to użycie błędne tego określenia, bo chodziło mi o ortodoksyjność, a ono oznacza raczej ogólnie – wyznawców judaizmu.
Jeśli ktoś się mógł poczuć przez to urażonym to bardzo przepraszam.
Przyznam jednak, że nadmierne przywiązanie do tradycji i rytuału, przwyższające żywą wiarę i miłość do Boga i bliźniego kojarzy mi się z faryzeizmem.
Pozdrawiam
Czy ksiądz może “ozdobić” rolę Jezusa, sferę sacrum?
Komu potrzebne jest klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremionia?
Błędem jest patrzenie na sferę sacrum od strony zaspokojenia czyichś potrzeb. Stąd już tylko krok do sycenia pożądliwości i szukania nasyceń, zaspokojeń emocji przed realizacją uczuć. Można wręcz powiedzieć, że w tym jest cały grzech “amerykańskiego” modernizmu, by na wszystko patrzeć pragmatycznie, by szukać swojej chwały, by znajdować sobie rzeczy, którymi możnaby się chlubić, a nawet pysznić, starać się być większym od współbraci, zajmować lepsze, zaszczytniejsze miejsce.
Racja, że “klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremionia” same w sobie są niczym.
Bogu niczego nie można ofiarować, bo wszystko i tak do Niego należy, albo mamy to od Niego w konkretnym celu, a więc już jest naszym sacrum, naszą świętością nie na zbycie.
Sens tych ofiar jest inny. Chodzi o dawanie Bogu tego, co jest najlepszym, na co nas stać; chodzi o wspinanie się na wyżyny kultury duchowej; chodzi o staranie się, by sięgać po doskonałości, by stawać się mistrzem, artystą prezentującym swoje dzieło przed Odbiorcą Najbardziej Wymagającym, by “przerastać siebie”, “przekraczać siebie”, sięgać absolutu, stawać się “doskonałym, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski” i to nie dla jakichś swoich zamysłów, nie dla spraw “potrzebnych”, “pragmatycznych”, ale z czystej, bezinteresownej, ofiarnej miłości, “miłości mierzonej ofiarą z siebie”.
To “klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremionia” to ma nam nieustannie przypominać o „niebezpieczeństwie zepchnięcia Chrystusa na dalszy plan”, o potrzebie wiązania z Bogiem tego co w nas najlepsze. Przecież to też sposób, by nie traktować Boga jako swojego rywala, konkurenta, tyrana, czy wroga. Sposób, by utożsamiać Boga z miłością, z tym, co we mnie najlepsze. Sposób, by odnajdować swoją z Bogiem jedność.
Kiedy Bogu oddaję wszystko, co mam najlepsze, najcennejsze, najdoskonalsze, nie pogubię się w życiu. Jest taka zasada, że jak Bóg jest u mnie na pierwszym miejscu, to i wszystko w moim życiu szybko znajdzie się na swoim miejscu.
“Klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremonia” nie jest też potrzebne współuczestnikom, czy głównym uczestnikom ceremonii – oni są daleko poniżej walorów ofiarowanych w niej Bogu, by je docenić. Z ich punktu widzenia to tylko estetyka – coś ładnego, miłego, sympatycznego, kosztownego, coś na pokaz, na przechwałkę, coś modnego, a nawet “wzbudzającego zazdrość” – coś, co ma służyć im, ich dobremu samopoczuciu. Ba, kiedy zrozumieją, że to dla Boga, a nie dla nich, gotowi z zazdrości z tego szybko zrezygnować (a zastąpić czymś bardziej dla siebie, czy dla publiki, czyli dla swojego dobrego obrazu w oczach publiki). To samo z “darczyńcami”, czy celebransem i ich dziełem.
Patrząc od strony, jak to sugerujesz: “Komu potrzebne jest…?”, to “Amerykanie” zaniżają poziom, odchodzą od człowieczeństwa w sensie dziecięctwa Bożego, łatwo znajdują sobie cele łatwo osiągalne, bez pracy na granicy sięgania po niemożliwe (prawdziwa miłość jest stawianiem sobie celów niemożliwych z ludzkiego punktu widzenia), a nawet z postępującym zaniżaniem poziomu dzieł, na które ich stać.
Sfera
to nieco więcej jak Msza Święta, jak “klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremionia”.
To również wszelkie dziedziny naszego życia, gdzie stykamy się z sakramentami w szerokim sensie tego słowa, z wszystkim, wokół czego kultywujemy swoje tradycje z typowym przykładem pamiątki po zmarłym ojcu, z rzeczami, które nas wiążą z rodziną, Ojczyzną, Kościołem, tradycją, kulturą, wspomnieniem, historią, przykładem, testamentem ducha, napomnieniem, nauką, czy przykazaniem.
To wszystko dopiero jest prawdziwym spoiwem naszego życia religijnego, gwarantami jego ciągłości duchowej, latarniami, by nie zawędrować w jakieś samozatraceńcze “ślepe kiszki” typu gender, materializm, czy modernizm.
Owszem, robi to zawsze, gdy wcielając się w rolę Jezusa “przekracza siebie”, czyni wszystko, co robi sakramentem, wieczną pamiątką, gdy nas uczestniczących uszlachetnia udziałem w czymś duchowo wielkim, wiecznym.
Np. w sakramencie małżeństwa daje wyraźnie odczuć, że to “Bóg złącza małżonków”, że to On ich sobie nawzajem przeznaczył, że nie tylko widzą we współmałżonku Jezusa, znajdują i kochają w nim dobro nieprzemijające, ale i kochając Jezusa, kochają i tego sobie danego małżonka, bo i Jezus go kocha.
W “dobrze ozdobionym” sakramencie małżeństwa oświadczam, że biorę sobie małżonkę, ale nie dlatego, że znalazłem w niej obiekt sycenia swoich egoizmów i pożądliwości, czy chcę doznawać emocji związanych z uczuciem miłości, czy np. potrzebą założenia rodziny, a dlatego, że Bóg tak chce dla wyższych celów, a gwarantem tego nie jest nawet moja decyzja miłości do małżonka, a miłość Boża do mnie i mojego małżonka, i moja i mojego małżonka miłość do Boga.
Jakże to różne od “ozdabiania” postawy małżonków, czy innych osób uczestniczących w ceremonii, zwłaszcza śpiewami i tańcami, których prawdziwymi odbiorcami są demony i pogańska w gruncie rzeczy publika.
To są też treści- mówią, że te msze są u murzynków.
Jak masz mszę po polsku, to dzielisz ją na formę i treść?
Wszystko jest jedną prawdą, nawet kłamstwo- w kłamstwie zawarta jest informacja o kłamcy, trzeba ją tylko rozszyfrować.
na przykład potrzeb miarki, albo tradycjonalistów?
Ten ksiądz się właśnie wspiął na szczyty swoich możliwości. Był przy tym pokorny i dobroduszny. Gusty i możliwości są różne i Bóg to wie. Dla Boga ważniejsza jest szczera miłość iż to, że przerośniemy samych siebie w naszych gustach. Bóg chce nas uszczęśliwić, nie wydoskonalić- apostołowie byli rybakami, nie koneserami sztuki.
Przy interpretacji Biblii, Zesłanie Ducha Świętego, gdy apostołowie zaczęli przemawiać różnymi językami, często zestawiane jest z pomieszaniem języków przy budowie wieży Babel. W chwili Zesłania ludzkość zdołała symbolicznie przełamać wszelkie bariery i na nowo zjednoczyć się w Duchu Świętym. Podobną myśl wyraża św. Paweł, pisząc: “nie ma już Greka ani Żyda”. Wkrótce wokół apostołów zgromadzą się wszystkie narody i wszystkie języki.
“przywiązanie do tradycji i rytuału, przwyższające żywą wiarę i miłość do Boga i bliźniego kojarzy mi się z faryzeizmem.”
Jeśli nie byłoby tradycji i rytuału w kościele to wszystko by się rozmyło…nie ma to nic wspólnego z faryzeizmem.
Granie na ludzkich emocjach nie ma nic wspónego z prawdziwą łaską Wiary.
Oprawa Mszy Św. jest bardzo ważna ale nie może ona być koncertem a jedynie dopełnieniem całości liturgii.
Ale tam było wiele więcej niż granie na emocjach.
Ta rozmowa zeszła na gusty muzyczne.
Jak wyobrażacie sobie mszę łacińską albo nawet Novus Ordo z chóralnym śpiewem w afrykańskim buszu?
Wy jesteście ludźmi bez serca i wyobraźni.
Chrześcijaństwo to równanie w górę, a nie w dół. To bardzo niebezpieczna sprawa, gdy Kościół wchłania elementy kultów pogańskich – szamańskich, czy świeckich, amerykańskich, albo i protestanckich, albo okultystycznych, gdyż mogą one stawać się nie tylko przejściowymi, a tworzyć jakieś duchowe multi-kulti i robta-co-chceta.
zgadzam się z miarką
“Podczas Mszy wykonywać można wyłącznie zatwierdzone przez Episkopat pieśni liturgiczne, a oczywiście nie należy do nich ckliwe „Hallelujah” Cohena. Nie może być wykonywana muzyka o charakterze rozrywkowym (por. Instrukcja Episkopatu Polski o muzyce liturgicznej po Soborze Watykańskim II). Msza nie jest środkiem do ewangelizacji. Jeśli duszpasterz ucieka się do takich tanich chwytów, świadczy to wyłącznie o smutnym i akatolickim poziomie jego duszpasterstwa. Pośpiewać i potańczyć chętni księża mogą poza liturgią, np. w trakcie wesela” – mówi Dawid Gospodarek, redaktor „Listu” i „Pressji”.
Na weselu może śpiewać i tańczyć, robić szpagat. Choć co tego ostatniego, to nie jestem pewna.
Nie rozumiem, co chciałeś przez to powiedzieć. Kto jest poniżej i kto ofiarowuje coś Bogu w ceremonii mszy?
Skąd to wszsytko wiesz? Tak dobrze znasz tych ludzi?
Czy wiesz, co to znaczy sacrum? To – najprościej mówiąc świętość. To nie coś “nieco więcej” niż oprawa artystyczna, gesty i rytuały.
To jest tajemnica i mistyka, obecność Boga.
Dlatego ksiądz zaśpiewał tę piosenkę po Mszy.
Przecież to śpiewanie nie nastąpiło w trakcie mszy.
Właśnie, to jest klasyczne oszczerstwo, pomówienie, oparte a własnej miarce, nie na rzeczywistości.
Ktoś cierpiący na grzech zawiści, widzi ją u wszystkich, a złodziej zamyka się na cztery spusty.
I ludzie z takimi wadami charakteru mają się za miarkę drugiego?
Chodzi o:
„klękanie, złote kielichy, piękne rzeźby, bogate zdobienia, gra na organach, obrazy o wielkich walorach artystycznych, świetna ceremonia” …
Mówimy o zawartej w tych walorach ofierze dla Boga.
Skoro Twórcy tych walorów (które sam wyszczególniłeś w kontekście “ozdobienia” liturgii mszalnej) wspięli się na wyżyny artyzmu, ale wyżyny ofiary z siebie w ich tworzeniu, wykonując je, to reszta z “współuczestników, czy głównych uczestników ceremonii”, zwłaszcza osoby organizatorów (z zasady wynajmowanych przez rodziny pary młodej) nie są osobami zdolnymi tworzyć podobne dzieła (może z bardzo nielicznymi wyjątkami), a więc nikogo nie obrażam twierdząc, że ich ocena tych walorów jest z poziomu dyletanckiego, czy amatorskiego – znacznie “poniżej” poziomu twórców ww walorów dla chwały Bożej.
Przecież nie o tym rozmawiamy, a o “ozdabianiu” Mszy Świętej (w szczególności takiej, na której zawierane jest sakramentalne małżeństwo).
Rozmawiamy o tym, czy rolą Kościoła jest „ozdabiać” rolę Jezusa Chrystusa, czy “współuczestników (śpiewające artystki, druchny, organizatorzy), czy głównych uczestników ceremonii (młoda para, ksiądz)”.
Ofiarę (tak jak ja ją rozumiem) w tym „ozdabianiu” opisałem nieco powyżej:
Właśnie te ostatnie słowa są tu szczególnie wymowne – to co jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie jako wykonawcy tych „klękań, złotych kielichów, pięknych rzeźb, bogatych zdobień, gry na organach, obrazów o wielkich walorach artystycznych, świetnej ceremonii” z miłości do Boga, jest tą szczególnie „zdobiącą” liturgię mszalną ofiarą.
Mam już dość lat, nie raz się sparzyłem na przebierańcach, aby teraz spoglądać dalej w przyszłość jak większość publiczności.
Sam to wcześniej sprecyzowałeś:
A więc jak najbardziej było to w trakcie Mszy, skoro “przed błogosławieństwem i rozesłaniem”.
Więcej, bo nawet po błogosławieństwie i rozesłaniu, dokąd ksiądz jest w kościele nie wychodzi się z niego, ani nie siada, co należy rozumieć, że msza wciąż trwa.
A tu ksiądz był wciąż przy ołtarzu, wciąż celebrował…
//Moje wrażenie jest takie, że artykuł jest o „kładzeniu na łopatki” … //
Tak, bardzo wiele o tym świadczy /a że Circ, to jedna z czołowych i ZAPALCZYWYCH tu “zapaśniczek”, to też i….potwierdza,/.
Niektórzy w chrześcijaństwie szukają reguł, norm zachowania, etykiety(etykietek), kodeksów, paragrafów i protokołów- koszerności.
Nic z tego. Jezus to obalił. Tak się zeżlił na obłudę faryzeuszy, że odebrał im to wszystko.
Ofiara fundatora jest dla Boga.
Dzieła sztuki są dla ludzi (w końcu umieszcza się je na ludzkim widoku, a nie pali, topi, czy zamalowuje).
Rolą Kościoła nie jest ozdabianie czegokolwiek, tylko przekazywanie Ewangelii Chrystusa kolejnym pokoleniom i wzrastanie w rozumieniu Słowa Bożego i w duchowej doskonałości. Wszelkie ozdoby liturgii, śpiewy, piękno ją otaczające są dla ludzi, a nie dla Boga. Są – przez staranie i wyrzeczenie – wyrazem miłości do Boga i bliźnich.
28. Zbliżył się także jeden z uczonych w Piśmie, który im się przysłuchiwał, gdy rozprawiali ze sobą. Widząc, że Jezus dobrze im odpowiedział, zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?
29. Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden.
30. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą.
31. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych.
32. Rzekł Mu uczony w Piśmie: Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego.
33. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary.
1 Prawo bowiem, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają. 2 Czyż bowiem nie przestano by ich składać, gdyby składający je raz na zawsze oczyszczeni nie mieli już żadnej świadomości grzechów? 3 Ale przez nie każdego roku [odbywa się] przypomnienie grzechów. 4 Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy.
5 Przeto przychodząc na świat, mówi:
Ofiary ani daru nie chciałeś,
aleś Mi utworzył ciało;
6 całopalenia i ofiary za grzech
nie podobały się Tobie.
7 Wtedy rzekłem: Oto idę –
w zwoju księgi napisano o Mnie –
abym spełniał wolę Twoją, Boże.
8 Wyżej powiedział: ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzech nie chciałeś i nie podobały się Tobie, choć składa się je na podstawie Prawa. 9 Następnie powiedział: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną [ofiarę], aby ustanowić inną. 10 Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze. 11 Wprawdzie każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. 12 Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, 13 oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. 14 Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani. 15 Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro powiedział:
16 Takie jest przymierze, które zawrę z nimi
w owych dniach, mówi Pan:
dając prawa moje w ich serca,
także w umyśle ich wypiszę je.
17 A grzechów ich oraz ich nieprawości
więcej już wspominać nie będę.
18 Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy.
Aaa! Jeśli tak to nawet spoko.
Ile słów na temat oprawy liturgii przekazał nam Bóg w Ewangelii?
Ile tu ich już padło?
To jasne, ksiądz mógł poczekać do końca liturgii i zaśpiewać już po błogosławieństwie, a nie przed nim. Siostra mogła się powstrzymać przez charakterystycznym znakiem “diabła”, pokazywanym tradycyjnie na koncertach rockowych. Tak się jednak nie stało. Cristina Scucci spontanicznie podniosła rękę, Ray Kelly zaśpiewał, kiedy zaśpiewał. Efekty? Miliony ludzi na całym świecie widzą, że powołanie nie zabija naszej osobowości, a wiara to w istocie czysta radość. Chyba nie zapomnieliśmy jeszcze, co znaczy “Ewangelia”?
Każde czasy wymagają innego świadectwa. Obok mistyków i pokornych duchownych, muszą istnieć ci, którzy wyjdą przed szereg. Dlaczego? Bo nawet jeśli po drodze kilka razy się potkną, nikt tak jak oni nie rozpala wyobraźni. A stąd już tylko jeden krok do wiary.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1587,spiewajacy-kosciol-czyli-ewangelizacja-w-rytmie-pop.html
Tak, idzie całkiem nowe, Alleluja! i do przodu.
Ależ skąd. Zarówno to, co materialnie ofiaruje fundator, jak i dzieła sztuki są dla ludzi. Bóg nie przyjmie ofiary materialnej, bo wszystko, co materialne do Niego należy, albo do tego, komu sam to dał w konkretnym celu.
Dla Boga zaś jest element duchowy tej ofiary, czyli:
– to, co jest najlepszym, na co nas stać;
– to, sięga wyżyn kultury duchowej, dzieło ambitne kulturalnie;
– sięganie po doskonałości, by stawać się mistrzem, artystą prezentującym swoje dzieło przed Odbiorcą Najbardziej Wymagającym;
-„przerastanie siebie”, „przekraczanie siebie”, sięganie absolutu, stawanie się „doskonałym, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski” i to nie dla jakichś swoich zamysłów
– – dla Boga jest intencja – najczystsza najszlachetniejsza, najdojrzalsza w człowieczeństwie, w dziecięctwie Bożym.
– – – i to wszystko nie dla jakichś swoich zamysłów, nie dla spraw „potrzebnych”, „pragmatycznych”, ale z czystej, bezinteresownej, ofiarnej miłości, „miłości mierzonej ofiarą z siebie”;
Po pierwsze to ja nie piszę o ozdabianiu, tylko o “ozdabianiu”, zresztą to definiuję.
Po drugie, to nie “tylko przekazywanie Ewangelii Chrystusa kolejnym pokoleniom i wzrastanie w rozumieniu Słowa Bożego i w duchowej doskonałości”. Takie „nie ozdabianie” (a przecież chodzi o „ozdabianie” sfery duchowej) oznacza po prostu bylejakość, lenistwo, pasożytnictwo i brak ambicji, oznacza rezygnację z wysiłku i ryzyka pracy i walki, oznacza postawę typu „Jakiegoś mnie Boże stworzył, takiego mnie masz”), oznacza grzech wzgardzenia talentami, darami Bożymi.
Rola Kościoła (Ciała Chrystusa, Chrystusa Pośrednika) jest dwukierunkowa. Z jednej strony komunikacja od Boga do ludzi – przekazywanie Ewangelii Chrystusa kolejnym pokoleniom, by wzrastały w rozumieniu Słowa Bożego i w duchowej doskonałości, ale z drugiej strony komunikacja od ludzi do Boga – wszelkie duchowe ozdoby liturgii, a w tym modlitwy, śpiewy, piękno ją otaczające (oczywiście trzeba jeszcze odróżnić piękno nieprzemijające od ulotnych i złudnych, wyuczonych, zapożyczonych, poprawnopolitycznych czy modnych, a nawet skandalicznych, obrazoburczych, czy grzesznych).
Chodzi nie tylko fundatora, ale i o wykonawcę dzieła świadomego, że wykonuje go dla Boga. Tak w ogóle to w tej dyskusji cały czas stawiam sprawę tak, że oprawa „ozdabiająca” sakramentalną ceremonię ślubną jest dla Boga.
Fragment z Ewangelii wg Sw. Marka jest nie do mnie. Zwróć uwagę na moje słowa z wpisu nad którym dyskutujesz:
To ja tu wzywam do kierowania się miłością Jezusową.
Z kolei:
Odnosi się do ofiar Starego Testamentu – tak w ogóle, to chcesz wojować z przeciwnikiem, którego nie masz. Dokładnie to samo masz w przedstawianym fragmencie Listu do Hebrajczyków, gdzie też chodzi o ofiary za grzechy.
Przecież ja poszedłem dużo dalej, mówiąc o „czystej, bezinteresownej, ofiarnej miłości, „miłości mierzonej ofiarą z siebie”.
Miarko, nie masz miary w wodolejstwie.
A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.
Tak, zgoda, tylko że ci, co „wyjdą przed szereg” to muszą być Święci Pańscy. Nikt inny nie ma prawa wchodzić w rolę naszego przewodnika na drodze duchowej, jeżeli się nie trzyma tradycji i ciągłości duchowej nauczania Kościoła – nie trzymając się po prostu byłby heretykiem, czy osobą usiłującą zakładać sektę, czy całkiem inną wiarę.
A może komuś się roi, by tego śpiewającego księdza promować na świętego tylko dlatego, że ma miłą aparycję ? Toż i Merkel ma miłą aparycję. A następna ma być „Siostra [co nie] mogła się powstrzymać przez charakterystycznym znakiem „diabła” [a może jednak diabła – ten, co tu postawił cudzysłów też jest podejrzany o satanizm] na swoim występie” ?
A cóż takiego ten ksiądz robi, oprócz tego, że schlebia „pierwszym lepszym” (bo przecież nic budującego o nich nie wiemy, poza tym, że ślub wygląda na bogaty) ?
Przecież śpiewał jako ksiądz w czasie Mszy i przy ołtarzu, a więc na konto Jezusa Chrystusa. Przecież to są kpiny.
Ekspedyt powinien tu podjąć szerszą akcję przeciw profanacji i zagrożeniu wewnętrznym Kościoła.
Dziękuję, ale przeceniasz mnie. Ja to tak na poważnie.
Podpisuję się pod tym komentarzem:
“Od kilku dni wielu “katolików” zachwyca się jakimś bzdetem. Peany na cześc księdza, który ewidentnie pomylił miejsce i czas.
Czemu nie pamiętacie, iż Eucharystia jest centrum życia kazdego z nas. I Eucharystia jest tak piękna sama w sobie iż nie wymaga jakiś sztucznych upiekszeń i dodatków.
Fascynujące, iż nie nie ma oklasków, czy aplazu po podniesieniu, a pojawiają się po występie księdza.
Widać iż dla ludzi ważniejsza jest piosenka, reszta, to pewnie nudna niezrozumiała ceremonia.
Widać to także niestety w wielu komentarzach.”
Tak, idzie całkiem nowe, Alleluja! i do przodu.
Idą nowe Święta Bożego Narodzenia. Cieszy się karp…
http://wolna-polska.pl/wiadomosci/kosciol-soborowy-religia-swiata-2014-04
śpiewał jako ksiądz w czasie Mszy i przy ołtarzu, a więc na konto Jezusa Chrystusa
Przepraszam, nie rozumię…
Pozdrawiam
m
Ołtarz jest do sprawowania liturgii a nie do koncertowania. Wyraźnie śpiewał na swoje konto. Tu ewidentny jest brak pokory.
Niejeden ksiądz w Polsce umie pięknie śpiewać…ale nie widziałam aby stanał za ołtarzem i w ornacie robił koncert w dodatku na Mszy św.
Prawdą jest jednak też to, że mało kto zna przepisy dotyczące liturgii i tego co może na niej być i jest dopuszczone. Ja nie mówię, że w samym kościele nie wolno tak śpiewać, wolno …..ale nie na Mszy Św.
“Ekspedyt powinien tu podjąć szerszą akcję przeciw profanacji i zagrożeniu wewnętrznym Kościoła.”
Jestem za!
Czy księdzu wolno jest w czasie przeznaczonym na ogłoszenia parafialne złożyć nowożeńcom życzenia?
“…..”Liturgia jako szczególny obszar modlitwy powinien być oazą wysokiej sztuki muzycznej »liturgicznie dostosowanej«, tzn. mającej wartość artystyczną, a równocześnie uwzględniającej wymogi liturgii określone przez prawo” – napisał też papież…..”
http://adonai.pl/muzyka/?id=55
W ogłoszeniach można ująć różne informacje,po to one są. Tak się najczęściej dzieje. Ja znam praktyki składania życzeń, po zakończeniu całej liturgii.
Czy tylko rzeczy, które Pani zna są dobre?
Marek… no :))
Tradycja mówi Dlaczego mamy coś robić, nie Jak. Tradycja nie jest od tego, by związać ducha i nałozyć mu kajdany poprawności.
Chrystus umarł na krzyżu, byśmy byli wolni i twórczy.
Kościół się zmienia w sferze Jak, nie zmienia się zaś w sferze Dla Czego/Kogo.
Ludzie, prześcignęliście zydów- oni kamienowali grzeszników, a wy kamienujecie księży i to za niewinność.
OBRZĘDY SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA
W CZASIE MSZY ŚW.
(…)
LITURGIA EUCHARYSTYCZNA
Do liturgii eucharystycznej, którą odprawia się w zwykły sposób, wprowadza się niżej wskazane zmiany.
W czasie obrzędu przygotowania darów nowożeńcy mogą przynieść do ołtarza chleb i wino.
Odmawia sie własną prefację. [Prefacja (łac. praefatio – przedmowa) – w niektórych Kościołach chrześcijańskich, hymn dziękczynny odmawiany lub śpiewany w czasie liturgii. Otwiera liturgię Eucharystyczną.]
W modlitwach eucharystycznych 1-3 odmawia się specjalną modlitwę wstawienniczą.
Po Modlitwie Pańskiej kapłan z wyciągniętymi rękoma odmawia tekst uroczystego błogosławieństwa dla małżonków.
Komunię św. mogą małżonkowie przyjąć pod dwiema postaciami. Msza św. ślubna kończy się specjalnym błogosławieństwem dla nowożeńców { II moment na odśpieranie błogosławieństwa]
Po słowach „Przekażcie sobie znak pokoju” małżonkowie i wszyscy obecni mogą sobie przekazać, w ustalony sposób, znak pokoju i miłości.[ III okazja]
Nowo zaślubieni mogą przyjąć Komunię świętą pod obiema postaciami.
Przy końcu Mszy świętej, przed udzieleniem błogosławieństwa ludowi, kapłan błogosławi nowożeńców według jednej z formuł podanych w rozdziale IV.
http://www.duszpasterstworodzin.gniezno.opoka.org.pl/go.php/pl/narzeczeni/przygotowanie_do_malzenstwa/obrzed_sakramentu_malzenstwa.html
Czasem modlę się z modlitewnika ułożonymi przez kogoś modlitwami, bo nie umiem znależć własnych słów, a czasem te formułki modlitewne wydają mi się schematyczne (dla mnie w tym akurat czasie) i mam przynaglenie by modlić się własnymi słowami.
Jestem posoborowa i bezczelnie wynoszę się ponad teksty zatwierdzone przez Kosciół?
SobórII zauważył, że Kościół jest w tym momencie, że lud już dojrzał i ma już 18 lat, nie 7 jak przy Pierwszej Komunii i postanowił potraktować nas jak dorosłych, bo coraz częściej uciekaliśmy z tego Domu.
Na pewno nie ma tam Hallelujah, nawet w wersji z własnym tekstem księdza.
Czyli jednak zbluźnił, zbrukał ramy liturgii określone w regulaminie, wypromował siebie, a nie Wiarę, będzie pewnie teraz zbijać mamonę reklamując np. syrop na kaszel.
Jestem na 37, nie – na 39% pewien, że to wszytko sobie zaplanował.
Tym bardziej, że skoro księża mają od Jezusa pełnomocnictwa odpuszczania i zatrzymywania, to tym bardziej mogą modlić się własnym tekstem śpiewanym, zamiast używać formułek, które są tylko do pomocy i nieobligatoryjnie (poza tymi obowiązkowymi które być muszą).
I zobacz, jak nam się to zbiegło – tam dyskusja o formie i treści, a tu – wylazło nam takie skostnienie “form”, które rzeczywiście zachodzi na kryjące się za nimi “treści”. Piszę formy i treści w cudzysłowie, dla zaznaczenia umowności tego podziału.
Katechizm mówi:
Podkreślam: w czynnościach liturgicznych, we Mszy Świętej, w osobie odprawiającego liturgię kapłana jest obecny Chrystus. To, co ksiądz robi w czasie Mszy Świętej ma robić na konto Jezusa Chrystusa.
Taba poniżej słusznie pisze, że „Ołtarz jest do sprawowania liturgii a nie do koncertowania”, więc „Wyraźnie śpiewał na swoje konto”.
Tak, śpiewał na swoje konto, bo Jezus nie da się wrobić w coś takiego, że ksiądz w czasie liturgii zamiast Go reprezentować wychodzi z roli, przekracza swoje uprawnienia, nie trzyma się zasady:
Dla każdego myślącego jest jasne, że śpiew księdza nie był liturgiczny (nie celebracja kultu Bożego, nie głoszenie ewangelii, a nawet kpina z miłości Boga – odbieranie jej Bogu, by dawać publice, dawać niewychowawczo, nieprzyszłościowo, bez stawiania wymagań, bez patrzenia, czy jest to miłość ku dobru, a nawet odbieranie miłości należnej Bogu po to, by budować swoją karierę, swoją sławę „śpiewającego księdza”).
Jednak napisałem, że „śpiewał … na konto Jezusa Chrystusa”, bo nie wszyscy są tymi „myślącymi” – wielu jest zmanipulowanych i zatrutych duchowo, idących za chciejstwami i pożądaniami, za obdarowaniami i komplementami, za emocjami „przed uczuciami”, a nawet zamiast uczuć, za reagowaniami i dawaniami się porwać, zamiast dokonywać wolnych i świadomych wyborów.
Bo mogę przyjąć zakład, że wszyscy ci bijący księdzu brawo myśleli, że można robić tak, jak on zrobił, to znaczy, że śpiewając był Chrystusem. Bo na tym polega cały szok w inernecie wywołany tym klipem, całe związane z tym kuriozum, że w świat poszedł przekaz (fałszywy !), że tak można.
Od rzemyczka do koniczka czyli… dokąd zmierza “Kościół posoborowy”.
Zaczyna się od rzeczy drobnych, wręcz niezauważalnych. Co jest większym odstępstwem od zasady, że Kościół to miejsce modlitwy i sprawowania liturgii?
Czy śpiewy (ładne, choć świeckie) przed ołtarzem, czy też może dopiero pokaz mody z muzyką satanistyczną jest “be”?
Jak kiedyś mówił mój szef kompanii – dyscyplina się zaczyna od niezapiętego guzika. Będziemy zwracać uwagę na guziki – nie będzie potrzeby wsadzania żołnierza do aresztu (kiedyś można było to robić).
Każdy niech to rozważy i przemyśli – może coś w tym jest?
Zobaczmy co się może stać, gdy się nazbyt zaczynamy “luzować”.
Przykład 1:
Możemy (dla jaj pewnie?) ochrzcić samochód. Przypomnę tylko, że chrzest jest sakramentem dla ludzi. Nie dla zwierząt, nie dla maszyn. Może to nie dla wszystkich oczywiste?
http://wiadomosci.ox.pl/wiadomosc,26310,ochrzcili-elektromobil.html
Przykład 2.
Podobnie (nie traktując nazbyt poważnie sakramentów) można ich udzielać komu popadnie:
http://www.prawy.pl/wiara/5563-czy-donald-tusk-i-bronislaw-komorowski-sa-katolikami
Dodam, że szczególnie ciekawie wygląda udzielanie sakramentów przedstawicielom władz odpowiedzialnych za uparte dążenie do promocji zboczeń seksualnych – vide ostanie przepychanki w okolicy “tęczy”.
Quo vadis, Ecclesia Catholica Romana?
Wojsku nie zależy na tym, by żołnierze byli wolni i kreatywni w okazywaniu sobie wzajem i innym bliźnim miłości, tylko na dyscyplinie, niemal bezmyślnym wykonywaniu poleceń. Jak dla mnie – przykład nietrafiony.
Sakrament chrztu jest dla ludzi, ale chrzcić – w sensie nadania imienia można np. statki, łodzie i samochody. Można je też poświęcić. Zalinkowany artykuł ma w tytule //”ochrzcili” elektromobil// (przy czym ochrzcili umieszczone jest w cudzysłowie), ale przecież nie ma tam mowy o próbie udzielenia sakramentu.
Ostatni przykład to coś zupełnie innego – świętokradztwo.
Nie można mieszać takich rzeczy bo wychodzą absurdy.
Dzielenie się swoim talentem wokalnym w czasie Mszy Świętej nie ma nic wspólnego z kłamstwem, obłudą i tolerowaniem przez niektórych kapłanów publicznych grzechów polityków.
W tym wypadku zgadzam się, że „Ekspedyt powinien podjąć szerszą akcję przeciw profanacji i zagrożeniu wewnętrznemu Kościoła”.
1. “Wojsku nie zależy na tym, by żołnierze byli wolni i kreatywni w okazywaniu sobie wzajem i innym bliźnim miłości, tylko na dyscyplinie, niemal bezmyślnym wykonywaniu poleceń. Jak dla mnie – przykład nietrafiony.”
To był przykład na to, że ZŁO (a może i DOBRO?:)) zaczyna się od rzeczy drobnych. Rzeczy drobne się SUMUJĄ.
Podobnie i z małych odstępstw, nie wiadomo kiedy dochodzi do herezji.
Weźmy np. 95 tez Lutra. Czy wśród tych tez była choć jedna o tym, że należy powołać nowy Kościół? Czy była choć jedna teza o tym, że księża nie powinni żyć w celibacie?
I cóż się okazuje? Zaczęło się od krytyki (może i słusznej – wykupywania odpustów za pieniądze) a skończyło się na rozłamie w Kościele. Powstaniu nowej, “lepszej” doktryny,itd, itp.
Choć Chrystus mówił – “chcę, abyście byli jedno”.
2. “Sakrament chrztu jest dla ludzi, ale chrzcić – w sensie nadania imienia można np. statki, łodzie i samochody.”
Jest taka tradycja “chrztu” statku czy okrętu. Więc tu się nie będę spierał. Może ten przykład nie był do końca dobry. Mimo wszystko jednak “chrzest” samochodu (czy, dajmy na to roweru) jest dla mnie dziwactwem. Pomieszaniem pojęć. Ale – nie spieram się.
By nie było, żem upierdl…..:)
Mogę się tu mylić, ale mam wrażenie, że Luter od razu w zasadniczy sposób odszedł od dobrej teologii, tylko zakamuflował to powołując się na drobne postulaty, nawet pewnie w jakiejś mierze słuszne. Tak jak obecnie, większość wiernych nie interesuje się zbytnio teologią i wystarczy im świadomośc, że taka dziedzina istnieje, wtedy także ludzie mogli zmieniać wyznanie dla tych drobnych, zewnętrznie artykułowanych spraw, nie zdając sobie sprawy, że wchodzą w zupełnie inną koncepcję Boga, radykalnie odmienną filozofię i teologię oraz aksjologię.
To nie znaczy, że bronię drobnych odstępstw od nakazów Wiary. Przecież Chrystus sam powiedział, że “Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.”
Tylko jednocześnie w Jego nauczaniu był wielki nacisk na to, że tradycja i zwyczaje mają tylko wtedy wartość, jeśli służą miłości ŻYWEJ, która nie poddaje się regułom.
…Trzeba jednak uważać, aby w tym wszystkim nie było ani niepokoju, ani przesady. Miłość powinna mieć świętą swobodę; wszystko zależy na tym, aby zawsze pamiętać na Boga, czynić w każdej chwili to, co Jego łaska podaje nam do serca, a unikać tego, co wiemy, że Mu się nie podoba. Bóg nie omieszka nigdy podać nam rady i ostrzec nas w potrzebie, przez natchnienie wewnętrzne. Jeżeli tego nie czyni, jest to znak pewny, że w naszym postępowaniu nie ma niczego takiego, co by się Mu mogło nie podobać. Jeżeli się zachowuje ciągłe skupienie, niepodobna nie poznać tego ostrzeżenia wewnętrznego i nie korzystać z niego.
Tym sposobem ustają wszelkie powody do niepokoju wewnętrznego.
http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/528
Mimo wszystko jednak „chrzest” samochodu (czy, dajmy na to roweru) jest dla mnie dziwactwem. Pomieszaniem pojęć.
Tu się zgadzam. Nie biłbym na alarm, ale i mnie zapala się jakieś żółte światełko – czy to niewinna zabawa, czy małpowanie form liturgicznych.
Można uroczyście nadać pojazdowi nazwę, ale jeśli chodzi o pokropienie wodą jako rodzaj zabobonu, puste naśladowanie gestów związanych z sakramentaliami bez wiary i uprawnień kanonicznych – to już byłoby dla mnie bluźnierstwem.
Przecież Chrystus sam powiedział, że „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.”
Cóż tu jeszcze dodać, czy ująć? 10/10 i wszystko w temacie…
No może dodam jeszcze rozmyślania jednego z filozofów
(Lao Tsy, a może Konfucjusz?) :
“Ludzie przewracają się nie o góry, a o kretowiska”.
Może i “wadze nasze” nie posypały się po Smoleńsku, a polegną pod tęczą? Kto wie?;)
Kontynuując – podobnie “drobne” udziwnienia w Kościele mogą do dużych odstępstw prowadzić. Lecz już tego kontynuować nie chcę, co uważałem za stosowne – powiedziałem.
“Tylko jednocześnie w Jego nauczaniu był wielki nacisk na to, że tradycja i zwyczaje mają tylko wtedy wartość, jeśli służą miłości ŻYWEJ, która nie poddaje się regułom.”
Tu też się zgadzam. Sporu nie ma.
Czyż Jezus nie powiedział – “to szabas jest dla ludzi, nie ludzie dla szabasu”. Prawda?
Pomimo tego – nie powiedział, że szabas znieść należy. Ma on być, lecz na właściwym miejscu.
Myślę, że podobnie jest z “modernizmem” i podobnymi rzeczami.
Znaczy – “znaj granicę, Mocium Panie”.
Hmmm… zaczynam lać wodę, chyba będę kończył:)
Właśnie, i widź dlaczego trzeba czepiać się słów, ale głęboko i w jak najszerszym kontekście, nie powierzchownie, bo za ”formą” kryje się wiele wiadomości o chorobach człowieka i ludzkości mających żródło w błędnym paradygmacie umysłu, zawsze. A paradygmat nadało nam chrześcijaństwo, nie judaizm, ani luteranizm czy marksizm. I chrześcijaństwa się trzymajmy.
[a jak kobieta mówi dupa i gorzej to znaczy, że jej widzenie jest bardzo zdenerwowane (boleśnie ko-rezonuje)]
Na Chrystusa się drzesz, że zaśpiewał?
Nie trzyma się formułek, nie zasady- zasadą chrześcijaństwa jest dobro/miłość, a miłość jest wolna- ”kochaj i rób co chcesz”- św. Augustyn.
“puste naśladowanie gestów związanych z sakramentaliami bez wiary i uprawnień kanonicznych – to już byłoby dla mnie bluźnierstwem.”
A cóż robi gość na zdjęciu? “Chrzci” samochód polewając wodą, prawda?
Naśladuje gest kapłana.
Jakby chciał mu nadać imię (jak to z okrętem czy statkiem bywa) powinien wziąć butelkę szampana i walnąć go w burtę (boczne okienko znaczy;)).
Pozdrawiam:)
Ja już nie wiem jak rozmawiać.
Chyba lepiej się pomodlić.
Można jeszcze zawołać siostry na pomoc:
http://www.misericordiadei.eu/pag.05.php
Tak, trzeba zaczekać do dyngusa i polać tego gościa święconą wodą.
Jeśli będzie reagować jak diabeł (na święconą wodę) – to już wiadomo, co jest grane.
Na serio – zgadzam się po namyśle. To już mocno dwuznaczna sytuacja. Ale z drugiej strony, nie wiadomo, co by się rozbiło, gdyby walnął butelką…
Z trzeciej zaś – “unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (choć priorytetowo, to ze strony “zerowej” – o najwyższym prio).
Rezultat konsolidacji “stron” = nie kropić samochodów płynami w odświętnym stroju.
A nie byłoby tych wątpliwości, gdyby jak Bóg przykazał, zaprosili księdza, by samochód normalnie poświęcił.
Odwzajemniam pozdrowienia :)
Cześć!
Skończył się mój post polegający na braku stukania na klawiaturze w celu zamieszczenia czegokolwiek w internecie.
To był czas który pozwolił mi na nabranie pewnego dystansu, na skupienie się na lekturze, na całkowite oddanie się domowi. To był świetny czas…,ale trudny cas.
Podglądałam Was jednak potajemnie. Czasami wrzała we mnie złość, czasami spływał na me serce miód. Jak to w życiu.
Cieszę się, że jesteście.
Ciszę się, że jest Circ, z którą w wielu sprawach się zgadzam, a w wielu nie. Cieszę się, że Asadow stara się być głosem rozsądku i czasami Mu wychodzi a czasami nie. Ciszę się że jest Taba, która jako jedyna namówiła mnie do oglądnięcia bollywoodu (Gwiazdy na ziemii)- dziękuję Ci! Cieszę się, że jest Elig, którą cenię bo wkłada wiele czasu i sił, żeby przedstawić nam to w czym bierze udział, choć zdarzyło mi się być krytyczną wobec Jej opinii i chyba nadal krytyczną pozostaję. Jacku, Ciebie tak ostatnio mało, a szkoda. Trybeusie, ja się miewasz Ty twoja żona i dzieciątka. Gdzie jest GrzesiekZ?
Mamy oto obraz żywego fermentu. Słyszycie jak bulgocze?
Ściskam Was wszystkich serdecznie!
——————–
No dobrze, żeby już tak ckliwie nie było, to pytanie ad meritum: jaki był cel tego Kapłana? Co jest wogóle celem Kapłana?
Witaj Kasiu! Tyle dobrych słów….Dziękuję.
Ja też bardzo często się przyglądam co tu się dzieje..długo się nie odzywam..czasem nie wytrzymuję i piszę.
Co do filmu, to marzy mi się specjalna zakładka na taką “rozrywkę”, na to aby polecać dobre i wartościowe produkcje. To kolejny usmiech w strone Asadowa:)
Jest jeszcze Karoljózef… i to jego, ja uznaję za głos rozsądku na tym portalu.
Pozdrawiam
Ten filmik uważam za wart obejrzenia..trafia w sedno!
Taba@
Wiele dobrego robisz tym co publikujesz, choć może nie zdajesz sobie z tego sprawy. Wiem, że kilka osób spośród moich znajomych z tego skorzystało, a i poszło to dalej. Czekamy na więcej! Pozdrawiam serdecznie!
Z wrażenia musiałem się zalogować, by odpowiedzieć;)
Powiem tak – chłopak mnie przekonał;) choć przypuszczam, że (kto wie?) pewnie nie wszystkich.
A mówiąc poważnie – budujący materiał. Chyba wszystkie filmy na “bez imprimatur” warte są obejrzenia. Oglądam właśnie nr37 – o muzyce liturgicznej. Też warto. Serce rośnie :)
PS Podziękowania za film
Taba@
Przyznaję, że obejrzałam 2 minuty filmu.
Wybacz, jeśli masz inne zdanie, ale moim zdaniem celem Kapłana jest doprowadzenie nas do Zbawienia. Wszystko co jest ponad to ma inny cel. Jakie są warunki Zbawienia każdy może sobie odszukać.
Jestem babką ze wsi, więc może jestem taką ludową ,starą, kukłą, … ale cóż postaram się bronić mojego punktu widzenia.
Takie słowa pokrzepiają i sprawiają, że czas tu poświęcony nie jest stracony:)
A w mojej djecezji takie rzeczy ludowe się odbywały:
XX Festiwal Muzyki Jednogłosowej
http://www.plock.eu/pl/aktualnosci/details/article,5052,1,1.html
No i można by rzec standad, Bogórodzica:
Oby takich więcej.
Jest słyszalny wielogłos.
Bóg zapłać za dobre słowo. Bardzo dobre. Nie – powierzchownie miłe, ale niosące dar prawdy.
Serdeczności!
Przepięknie śpiewają, czysto i doskonale technicznie. Głosy wspaniałe.
To jednak nie jedyny sposób chwalenia Boga, bo ilu ludzi tyle indywidualności.
A na filmiku taby ten młodzieniec klepie to, co w tym wieku można zrozumieć- żaden to autorytet. Chrześcijaństwo to bogactwo i jedyna religia która nie ogranicza Ducha Swiętego regułami i dlatego Kościół mógł budować wielkie dzieła, bo z jednej strony stoi na Skale nauki, a z drugiej tę skałę polewa Duch Święty wodą charyzmatów.
Chrześcijaństwo w przeciągu wieków było tak elastyczne, że nawet od pogan brało co dobre.
//Chrześcijaństwo to bogactwo i jedyna religia która nie ogranicza Ducha Swiętego regułami i dlatego Kościół mógł budować wielkie dzieła, bo z jednej strony stoi na Skale nauki, a z drugiej tę skałę polewa Duch Święty wodą charyzmatów.//
Na skale NAUKI??? HAHAHAHA! A tę skałę polewa Duch Swięty…???
– A gdzie TRÓJCA PRZENAJŚWIĘTSZA …Jezus Chrystus …?
________________________________________
Zupełnie-Zidiociałaś-ZAPEWNE?
?chciałaś Circ…”to masz”,jak myślisz?
KTO!, Cię na te “łopatki położył”?
/niema przypadków…/tu wymigiwanie się “kontekstem” NiePoMoŻe!
aniCiutCiut/”bogactwo najważniejsze?hahaha!/
.
“A na filmiku taby ten młodzieniec klepie to, co w tym wieku można zrozumieć- żaden to autorytet.”
On nie jest autorytetem, on przytacza słowa autorytetów.
Wkleję Pani linki do
WSPOMNIANYCH DOKUMENTÓW:
Konstytucja o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concillium:
» http://www.kkbids.episkopat.pl/?id=292
Musicam sacram – Instrukcja o muzyce w Świętej Liturgii
» http://www.kkbids.episkopat.pl/?id=294
Instrukcja o muzyce liturgicznej po Soborze Watykańskim II
» http://www.oaza.pl/polski/diakonie/li…
Encyklika Musicae Sacrae Disciplina Piusa XII
» http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/…
Motu proprio św. Piusa X o muzyce świętej Inter pastoralis officii sollicitudines
» http://www.kkbids.episkopat.pl/?id=84
Coś nie rozumie Pani dzisiaj słów.
Nie dość, że nie ma Pani pojęcia o liturgii to jeszcze o spiewaniu.
Czasem to lepiej się nie odzywać.’Przepięknie śpiewają, czysto i doskonale technicznie. Głosy wspaniałe.”
Tu akurat technicznie jest tak sobie, na miarę ich możliwości, z tym “czysto” to też przesada. No ale to trzeba nie tylko mieć słuch ale i pojęcie o śpiewaniu. Co nie znaczy, że mi się nie podobało to wykonanie. Oby więcej ludzi tak śpiewało.
Szukam przepełniony dobrą wolą i pokorą, ale nie mogę znaleźć nic w tych przepisach, co by się odnosiło do ogłoszeń parafialnych.
Pomocy!
NAJWAŻNIEJSZE ŚWIĘTO POLAKÓW
Dziś jest 14 kwietnia! Największe Święto Chrześcijańskiego Narodu Polskiego! Rocznica Chrztu Polski! Jak wiadomo bowiem w Wielką Sobotę 14 kwietnia 966 roku Książę Mieszko I Piast ochrzcił siebie, swoje księstwo i swoich poddanych, czym zapisał nas u Boga Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego jako naród. Niestety zapomniane…
Doprawdy ? A może to jednak okrutne kłamstwo ? Chyba że ma Pani zwyczaj zmieniać sobie definicje ? Tylko że wtedy dyskusję trzeba uważać za zerwaną, albo uzgodnić wspólne definicje !
Czy nie chodzi tu o manipulację zmierzającą do zablokowania zadawania pytań typu: „dlaczego właśnie tak”, adresowanych tam gdzie należy, tylko kierowanie ich tam, gdzie nie mają sensu ?
Przecież kiedy Tradycja nie odpowie na pytanie „Dlaczego” (a nie odpowie, bo przecież nie musi znać tej odpowiedzi), będzie to wymanipulowany „powód” by żądać zniesienia Tradycji. Gdzie tu elementarna uczciwość ?
Bo Tradycja proszę Pani mówi Jak mamy coś robić, ale nie mówi Dlaczego.
Może jednak zgodzimy się, że tradycja to to, co godne zaufania, pewne sprawdzone, polecone przez naszych przodków, którzy dobrze nam życzyli.
Może jednak uznamy, że tradycję mamy po to, by nie prowadzić co trochę tych samych rozważań, by nie wyważać otwartych już drzwi, by korzystać z mostów i studni duchowych, które dali nam nasi ojcowie i to z Bogiem Ojcem u źródeł Tradycji.
Przecież Tradycja, to również ich testamenty i ich dla nas przykazania i przykłady, i możemy nawet nie wiedzieć dlaczego w danych sytuacjach mamy postępować tak, a nie inaczej, a jednak je zachowujemy, i możemy być pewni, że w długim dystansie czasowym udowodnią one swój sens, swoją niezmienną wartość.
Wszak „Dlaczego mamy coś robić ?” (choć nie pytając „Jak ?”) – to przecież pytanie Filozofii, zaś „Dlaczego i Jak” – Mądrości.
Warto się zatrzymać i zastanowić o co tu chodzi. Czyż pod pretekstem obrony jednego, niezbyt normalnego księdza mamy rezygnować z Tradycji Kościoła, mamy się wyrzec myślenia o sprawach fundamentalnych dla naszego życia ?
Przecież pytanie „Dlaczego tak, a nie inaczej ?” jest chyba w naszym życiu najważniejsze – rozpoczyna myślenie przyczynowo-skutkowe, rozpoczyna łańcuch dedukcji, uczy rozróżniania prawdy i fałszu, uczy przezorności, patrzenia na konsekwencje, uczy czemu można wierzyć, w czym mieć nadzieję, uczy oceniać ryzyko, a za tym przychodzi rozróżnianie dobra i zła.
Od „Dlaczego” rozpoczyna się poznawanie natury Bożej rzeczywistości, zaczyna formułowanie zasad nauki, rozpoczyna logikę, geometrię, indukcję, czy prawdopodobieństwo
Przecież określanie „Jak” odbywa się na bazie odpowiedzi na pytanie „Dlaczego”. To „Dlaczego” daje narzędzia do „Jak”. „Jak” to prawa, np. fizyki, chemii, czy biologii, „Jak” rozpoczyna budowę narzędzi poznania i narzędzi produkcji.
„Dlaczego” jest ogólniejsze i wcześniejsze jak „Jak”. W Tradycji już nie myśli się o „Dlaczego” – odpowiedź na to pytanie oczywiście była, tylko że w niepamiętnej przeszłości. W Mądrości od „Dlaczego” rozpoczyna się poznawanie prawdy, postawę roztropności i zaufania, budowę relacji międzyludzkich.
„Dlaczego ?” wyraża wątpliwości dla ich wyjaśniania i rozwiązywania problemów (parcie na rozwiązywanie problemów jest typowo chrześcijańskie, jest typow dla cywilizacji europejskiej, zwanej też Zachodnią, albo łacińską.
Oduczanie nas pytania „Dlaczego” niewątpliwie ma na celu pozbawianie nas atutów w konfrontacjach cywilizacyjnych – dla takich np. Azjatów jest czymś normalnym życie swobodne i beztrosko-luzackie obok problemów do załatwienia (dopóki jakiś pan, czy tyran, albo koropracjonista globalny z narzędziem przemocy nie zmusi ich, by coś zrobili).
Zrozumienie „Dlaczego” (coś jest zrobione tak, a nie inaczej) otwiera drogę do nowych sposobów robienia tego samego – tylko po co, tylko czy lepiej, taniej, sensowniej ? Czy jest naprawdę koniecznym, żeby coś zmieniać ? Czy na zmianie nie stracą ludzie porządni, a nie zyskają siejące destrukcję faszystowskie korporacje ? Na te pytanie musi odpowiedzieć Mądrość. Główne pytanie Mądrości i dążenie, to, czy zmiana nie zaszkodzi tradycji i temu wszystkiemu co Tradycja chroni.
Przecież „Dlaczego” buduje naszą świadomość, a więc bazę dla podejmowania dobrych wyborów, oraz dobrych decyzji (tu dochodzą uczucia – decyzje raz na wieczność), które manipulatorzy chcą w nas zabijać, a koncentrować naszą uwagę wokół emocji, które można dowolnie zmieniać i przekierowywać na inny obiekt). Mamy więc być nieświadomi rzeczywistości i skupieni na chwilowych chciejstwach ?
Cóż to za moderniści chcą nas pozbawiać tego, co stanowi o naszym człowieczeństwie dojrzałym, a zarazem stanowi bazę dla naszej wysokiej cywilizacji ?
Nie jest. (A ktoś uważa że jest od tego ? A ktoś zauważa, że próbuje to robić? ) Od tego to są Mądrość i Logika. To one mają moc, by związać ducha i nałozyć mu kajdany poprawności (jeśli tak można nazwać to, co reprezentują).
Tradycja nie jest w ogóle stroną w tym konflikcie. Tradycja nie nie jest od działania. Tradycja jest bezbronna. Tradycja jest wartością, która chce tylko trwać i wcale nie musi nic udowadniać.
Duch ludzki, jak chce dyskutować, czy wprowadzać jakieś zmiany, rozmawia nie z Tradycją, a z Mądrością. Tradycja to i związane z nią przykazania, zakazy, nakazy, sposoby wykonywania czegoś tam – same rzeczy ważne i spójne, gwarantujące ład duchowy i ład społeczny. Duch nie zadziera z tradycją bez bardzo ważnych powodów, żeby nie dostał po uszach.
To duch Boży „dmie kędy chce” – nasz ludzki musimy trzymać krótko. Musimy chronić go przed zdradzieckimi związkami z duchem świata, a zwłaszcza z emocjonalizmem nadmiernym.
Duch to ciągłość, kontynuacja, rozwój i wzrastanie, oraz dojrzewanie, to konsekwencja, łączenie i dalekowzroczność po „bycie u celu”. W tym sensie tradycja i duch bywają zgodne. I o to chodzi by były. Nowinkarstwo, szukanie zmiany dla zmiany jest w ogóle zabójcze dla ducha, podcina mu korzenie. Na zmianach to z zasady obławiają się tylko oszuści, zdrajcy i spiskowcy, bogacze i spekulanci, „politycy”- łapówkobiorcy, mafiozi, co mają odpowiednio wcześniejszy dostęp do informacji o terminie zakresie zamierzanych zmian.
Nie, nie, nie, całkiem nie ! Chrystus umarł na krzyżu, byśmy jako jego owce mieli życie. Przecież nie występował przeciw niewolnictwu. Przecież błogosławił, „ubogim w duchu”, a więc zdecydowanie nietwórczym. Jedyną wolnością, jakiej od nas oczekiwał, było wyzbyć się swoich ziemskich zabezpieczeń i pójść za Nim. Jedyną twórczością, jakiej od nas oczekiwał, było przygotować mu drogę do naszych serc.
Natomiast faktem jest, że Chrystusowi chodzi o to byśmy byłi wolni duchem, bez uzależnień, bez presji nałogów i pożądliwości nadmiernych, bez zniewolenia grzechem.
Właśnie trzymanie się Tradycji służy dobrze rozumianej wolności ducha. Wolności ducha trzeba też strzec, bo te uzależnienia, nałogi, pożądliwości nadmierne i w ogóle zniewolenia grzechem wprost prowadzą i do utraty wolności materialnej i cielesnej.
Kościół rzadko zmienia się w sferze „Jak”, bo sfera „Jak” to często sfera Tradycji, a Kościół swoją tradycję chroni. Zmiany w Kościele w sferze „Jak” sens mają jedynie w sferze Mądrości. Gdy tego zabraknie zmiany dokonywane mają charakter destrukcyjny.
Pytanie, jak dokonać zmiany w sferze „Jak” odnośnie sprawowania liturgii praktycznie wchodziłaby w rachubę, gdyby pojawiły się wątpliwości typu: „Dlaczego tradycyjna liturgia się przeżyła”. Czy ktoś stwierdził i sensownie wykazał, że się przeżyła, a zmiana wprowadzi w nią życie ?
Kościół to Ciało Chrystusa i tylko Chrystus może go zmieniać. Od tego ma swoich Świętych Pańskich, bo gdy się za zmiany biorą profani, choćby z najwyższych półek hierarchii kościelnej, to wychodzą z tego odszczepieństwa, sekty i herezje, a nawet ścieki herezji, jak amerykanizmy, modernizmy, czy postmodernizmy, nawet masonerie; wychodzą opaczne ekumenizmy, multikulturalizmy, zaczyna się bratanie z duchem świata i jego demonami. Zaczyna się zanik samokontroli w tym, co normalne – nawet organizacja państwa nie szuka ostoi ładu. Kościół słabnie, staje się niewyraźny podlega rozbiciom i podziałom, dopuszcza do swojego wnętrza sprzeczności i skłócenia, wrogów wewnętrznych, zatraca spójność i dalekowzroczność. Gubimy swoją tożsamość i odpowiedzialność, przestajemy samozachowawczo chronić się w byciu sobą i u siebie.
Robienie sobie występów na Mszy Świętej nie jest zmianą sprawowania liturgii w sferze „Jak” (jak sprawować liturgię, jak udzielać sakramentu małżeństwa), a w sferze „Dla Czego/Kogo”. Nie ulega wątpliwości, że to występ służący duchowi świata, występ dla przypochlebienia się szeroko rozumianej publiczności.
Te konstytucje i encykliki to tylko ramy i dobrze że są, bo co człowiek potrafi zrobić, to drugi nie przewidzi. Od każdej reguły są jednak wyjątki które ją potwierdzają.
Gdyby nie było reguł, nie mogło by być wyjątków.
I słusznie- w Rudniku kiedyś organista sobie popił i ma mszy zagrał ”Chryzantemy złociste”.
Uczono nas na ASP, że należy znać reguły, by móc je przekroczyć. Bez przekraczania, nie ma sztuki. Gdyby sztuka była wynikiem stosowania reguł, już by jej nie było. Sztuka to tajemnica ducha, nie dzieło świadomego rozumu.
U protestantów sztuka zaginęła pod wpływem mnożenia reguł postępowania. To samo dzieje się z liberalizmem -mówi o wolności, a mnoży reguły w tysiące.
Gremialny śpiew ptaków za oknem jest miły dla ucha, a nie jest poddany żadnym ludzkim regułom i instrukcjom liturgicznym.
Przez pół roku, od maja do listopada 1895 roku, Stanisław Wyspiański pracował nad polichromią kościoła franciszkańskiego. Jego zbyt nowatorska sztuka, dla komisji czuwającej nad restauracją kościoła, spowodowała nie ukończenie dzieła. Było tak, że Wyspiański zaproponował ptaszki na co Ojcowie się nie zgodzili bo w przepisach liturgicznych stoi, że zwierząt nie wolno i stanęło na kwiatkach, i szkoda, bo Franciszek jest świętym od ptaszków.
Polichromie Wyspiańskiego czynią wnętrze bazyliki jednym z najpiękniejszych w krakowskich kościołach i szkoda że skrupulanci nie pozwolili mu skończyć dzieła- dostał po tym rozstroju nerwowego.
Dzisiejsze taby zachwycając się wnętrzem bazyliki nie zdają sobie sprawy jak wielką cenę zapłacił artysta tocząc wojnę z braciszkami i jaka to strata że artysta nie ukończył dzieła.
Przepis jest zawsze głupszy niż człowiek i zawsze będzie blokował rozwój.
A skąd to “tym bardziej” ? Czy istnieje konkretna hierarchia ważności tych zasad ? Czy w ogóle sposób spowiedzi ma coś wspólnego, zwłaszcza związek przyczynowo-skutkowy ze sposobem odprawiania liturgii ? Czy ten śpiew był modlitwą, czy występem rock-mena w sutannie ?
Bo narzucającym się, logicznym wytłumaczeniem tego, co Pani napisała, jest, że ksiądz sam się rozgrzesza za ten śpiew i to “tym bardziej” jak swoich penitentów !
Po moim “nie trzyma się zasady” była i ta, tak okrutnie skrytykowana zasada:
O co więc chodzi ? O nazwanie Katechizmu Kościoła Katolickiego zbiorem nic niewatych formułek ! A w imię czego ? W imię jakiejś iluzorycznej zasady ? A może właśnie nie zasady, tylko formułki dobra/miłości: „kochaj i rób co chcesz”, którą rozumieją tylko nieliczni, a całej reszcie kojarzy się ona ze zdeprawowanym „róbta co chceta” ? Z formułką która niewątpliwie kierowała i przedmiotowym księdzem, który zrobił „co chciał”, a nie „co powinien”.
Podałem powyżej i zawartą w Katechiźmie definicję pojęcia „liturgia” (przez Panią celowo „niezauważoną”):
Nie tylko sakrament małżeństwa zawieramy dla „służby Bogu i ludziom” (a ksiądz go udziela), ale i liturgię ksiądz odprawia w „służbie Bogu i ludziom”.
U „śpiewającego księdza” zabrakło tej służby Bogu.
A jakim prawem nazywa Pani postawę księdza miłością ? Gdzie jej dojrzałość, gdzie decyzja wolnej i świadomej woli, gdzie priorytet miłości do Boga, gdzie nakierowanie ku służbie dobru, gdzie nienawiść zła, które temu dobru zagraża ?
Przecież miłość nasza ma być chrześcijańska, przepojona obecnością Boga, jako jej Sprawcy, Poruszyciela i Celu. Przecież ma być dająca i ofiarna, a nie biorczym, interesownym zakochaniem, skoncentrowanym na sobie, na swoich emocjach nadmiernych, zakochaniem któremu nie dajemy z cierpliwością dojrzeć, tylko już chcemy konsumować ?
O co więc chodzi ? O wykonywanie „czynności w najwyższym stopniu świętych” ? Przecież w liturgii, to dbałość o szczegóły, o pietyzm w wejściu w rolę Jezusa Chystusa, o „ozdobienie” duchem o którym pisałem powyżej.
A co ma być teraz tą „czynnością w najwyższym stopniu świętą” ? Pośpiech, by wyrażać „miłość” jak najbardziej po świecku ? Schlebianie „światowym” gustom publiki, ich błędnym, „zwierzęcym”, „humanitarnym” stereotypom o dobru/miłości ?
Spytam jeszcze raz: „ gdzie nienawiść zła, które temu dobru zagraża ?” – zła, którym dla chrześcijańskiego pojmowania miłości są te „„światowe” gusty publiki, ich błędne, „zwierzęce”, „humanitarne” stereotypy o dobru/miłości” ?
Tak, gdy jest chrześcijańska !!!
Jest w modernizmach taka zasada, by wyłapywać wyjątki i kierować Kościół w stronę tych wyjątków, czyniąc z nich reguły. Jest to i w oficjalnym nurcie, w uznawaniu objawień prywatnych, gdzie bywa, iż cały Kościół się kieruje w ich stronę.
To, co komuś się udało w jakichś szczególnych warunkach nagle zaczyna być wykazywane jako dostępne dla wszystkich, jako zalecane wszyskim, jakby Bóg nie miał możliwości z dobieraniem ze swoją wolą do każdego z zainteresowanych indywidualnie.
Spotkałem i osobę z półświatka, która pouczała drugą, że jak jeden z ich grona czegoś tam dokonał, to i ona to potrafi.
Tak, może i potrafi, tylko, gdy postanowi to zrobić “za wszelką cenę” – czyli gdy zawrze pakt z diabłem, gdy diabeł dopomoże.
To samo ! Sztuka nie jest wartością samą w sobie, jak by chcieli zarozumiali jej nauczyciele. “Sztuce”, której nauczają nie chodzi o reguły życia chrześcijańskiego – a najczęściej o “fest sztukę”.
“Sztuka to tajemnica ducha, nie dzieło świadomego rozumu”, ale duch może być dobry lub zły, Boży lub świata, dążyć ku Bożej doskonałości lub burzyć, niszczyć, spychać w samozatracenie.
Ależ skąd. U protestantów sztuka zaginęła, bo poszli w stronę “szukania siebie” a Bogu nie mają nic do powiedzenia.
W ślepej uliczce liberalizmu chodzi o to samo – nie ma on Bogu nic do zaoferowania. Przestępcy, którzy go tworzą ustanawiają reguły, które służą im, a nie ludziom dobrym. Liberaliści nawet nie zamierzają się trzymać swoich “reguł” – te “reguły’ dlatego są tak liczne, żeby mogli je dowolnie omijać, a uczciwych prostych ludzi nimi gnębić, zniewalać i pasożytować. Nie można mówić o “regułach liberalistów’ – to sprzeczność sama w sobie – faszystowskie “prawa kaduka”, a nie żadne reguły. W unijnej “krzywiźnie banana” dopuszczonego do handlu ukryta jest dyskryminacja niektórych producentów. W tych “regułach” kryje się cały faszyz globalny – jedna wielka sitwa od wyjątków, przywilejów i immunitetów – korzyści mają odnosić wybrani “panowie”, a kandydaci na niewolników mają być niszczenie. “Regułach”, bo co innego będą wykazywali faszystowscy propagandziści i manipulatorzy w ich mediach głównego ścieku, a co innego ich dobrze opłacani faszystowscy prawnicy w ich faszystowskich, skorumpowanych, kłamliwie zwanych demokratycznymi sądach, w kłamliwie zwanych demokratycznymi faszystowskich państwach i uniach.
Gremialny śpiew ptaków za oknem jest miły dla ucha, a nie jest poddany żadnym ludzkim regułom i instrukcjom liturgicznym.
Ależ jest odwrotnie. Gremialnego śpiewu ptaków nie daje się słuchać. Jest przyjemny dopiero, gdy dostrzeżemy w nim solówki i wtórowania, gdy wyłapiemy reguły.
To co, wszędzie, gdzie działamy mamy stawiać człowieka, żeby swoją mądrością elastycznie akceptował wszystko co uznamy za sztukę, czy mądrość, w tym modernizmy, tolerancje dla tego co nam sprzeczne i wrogie, czy kompromisy ze złem, albo z brakiem dobra ?
Czy nie zdziwimy się za chwilę, że mamy anarchię w której swobodę działania mają tylko gotowi na wszystko i za wszelką cenę, że kwitnie korupcja, a więc i faszyzm i samozagłada kultury.
Skąd w ogóle pomysł że bez „przepisów”, a więc i bez przykazań, a więc i bez moralności zakorzenionej w Bogu będzie w ogóle jakiś rozwój ?
Był prefacją- hymnem na cześć Boga, ludzi, nieba, był darem Kościoła dla młodożeńców.
Jak Pan miarka tego nie czuje, to argumenty miarki nie przekonają.
To podobnie jak z czuciem sztuki, trzeba mieć dar.
Oczywiście że nie był:
.
Prefacja to całkiem inna sprawa jak to co zaprezentował “śpiewający ksiądz” – śpiewający sobie pod nosem do mikrofonu – nawet nie miało to nic wspólnego z uroczystością.
Oczywiście że nie był. Był wbrew liturgii, więc Kościół nie miał z nim nic wspólnego.
Był nadużyciem autorytetu Kościoła.
Był profanacją i liturgii, i urzędu kapłańskiego.
Właśnie – próbował wykazać, że ma “dar do sztuki” i to rozumianej modernistycznie a nie do kapłaństwa – inaczej mówiąc, że nie powołanie kapłańskie chce realizować, tylko powołanie na rock-mena, “powołanie” w ramach pokusy ducha świata, “powołanie” do popisywania się przed publiką.
Szanowny “miarko”. Chyba nie ma co drążyć tematu.
Pewnie już wszyscy wiemy, że zachowanie księdza w tym czasie, a w szczególności w tym miejscu nie było właściwe. Koniec i kropka.
I to nie “tradycjonaliści” leżą na łopatkach, a ktoś zupełnie inny.
Tylko, że ten ktoś idzie w zaparte (jak zwykle zresztą) i, sam nie rozumiejąc – będzie wszystkim dokoła mówił: “wy nie rozumiecie”.
Nie kopie się jednak leżącego. Tym bardziej na łopatkach.
Wracając jeszcze do prefacji – odpowiednia na ten moment powinna wyglądać tak:
Następującą prefację odmawia się w Mszy za nowożeńców.
K. Pan z wami.
W. I z duchem twoim.
K. W górę serca.
W. Wznosimy je do Pana.
K. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
W. Godne to i sprawiedliwe.
“Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, * abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, *Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże.
Ty zechciałeś obdarzyć człowieka, stworzonego z Twej ojcowskiej dobroci, taką godnością, * że w małżeńskiej wspólnocie życia * utrwaliłeś prawdziwy obraz Twojej miłości. * Z miłości bowiem stworzyłeś człowieka * i ciągle go wzywasz, aby się kierował jej prawami, * bo chcesz mu dać udział w Twojej wiecznej miłości. * Święty sakrament małżeństwa, który jest znakiem Twego umiłowania, * uświęca wzajemną miłość ludzką, * przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Przez Niego z Aniołami i wszystkimi Świętymi * głosimy Twoją chwałę, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. * Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. * Hosanna na wysokości. *Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. * Hosanna na wysokości.”
http://www.ordo.pallotyni.pl/index.php/teksty-liturgiczne/45-prefacje/177-3-prefacja-na-msze-za-nowozencow
Ponadto prefacja jest śpiewana w czasie mszy, a nie po niej, prawda?
Np. w okresie Wielkiego Postu śpiewamy przed wyjściem “Ave Regina caelorum”.
I to kończy mszę…
Poniżej pozwolę sobie przypomnieć wcześniejsze opinie, iż było to śpiewane po mszy :
Asadow
13 kwietnia 2014 godz. 12:33 – w odpowiedzi do: oela 11:43
Dlatego ksiądz zaśpiewał tę piosenkę po Mszy.
Zaloguj się, aby odpowiedzieć
circ
13 kwietnia 2014 godz. 14:51
Przecież to śpiewanie nie nastąpiło w trakcie mszy.
Jak widać, zdanie można zmieniać co 5 minut. Ten typ tak ma.
Trzeba z takim charakterem się urodzić.
Złapiesz takiego za rękę – a on na to – nie moja ręka.
Podsumowując – racji swojej nie udowodnisz… Nie dasz rady;)))
Ja nie zmieniam wcale zdania.
Msza święta zawera dwie liturgie: słowa i eucharystyczną. Śpiew księdza miał miejsce po obu liturgiach, w czasie przeznaczonym zwykle na ogłoszenia parafialne. Owszem, formalnym zakończeniem mszy jest błogosławieństwo i rozesłanie.
Było to zatem “po lądowaniu”, ale przed “wyłączeniem silników” :)
Nie widzę w tym nic niewłaściwego, już raczej w ilości słów, jakie poświęcono tej sprawie.
Pozdrawiam
Należy Pan zapewne do tego gatunku mężczyzn którzy chcąc uwielbić żonę sięgają po książeczkę z formułkami.
Bez formułek się nie obejdzie.
Nie chce misie z Panem mieć do czynienia, skoro do dialogowania i wyrażania siebie potrzebuje Pan formułek.
Ten ksiądz zachęca ludzi do prawdziwej modlitwy i dialogu z Bogiem własnymi słowami, nawet nieudolnymi, pokazuje że Kościół nie zrobi wszystkiego za człowieka, i że Bóg potrzebuje bardziej żywego uczestnictwa niż odklepywania formułek.
Prostaccy wielbiciele ”tradycji” coraz bardziej utwierdzają mnie, że Sobór II był bezcenny dla Kościoła.
Polecam-można się pooburzać do wypęku, bo nic tam nie jest formułkowe.
http://www.fronda.pl/blogi/arkadiusza/swiadectwo-nawrocenia-26ddhd94,38568.html#comments
Słowa uznania za niezłomność w uświadamianiu Circ i innych niezorientowanych. Ba, nawet nie chcących niczego z pokorą pojąć.
Pozdrawiam
Mszy Świętej też Pani nie uznaje? Bo tam same jakieś niezrozumiałe formułki dla Pani są???
Jak sobie przypominam to zasłynęła Pani w necie właśnie z przeklejania formułek, praktycznie na każdy temat. Często były to bardzo wartościowe teksty.
Mówi Pani teraz jak Świadkowie Jehowy ….
Jestem zniesmaczona Pani podejściem do tematu, oraz tonu wypowiedzi poniżającego dyskutantów.
Pozdrawiam… i nie ciągnę już tematu, który jest już wystarczająco omówiony.
Głupi przepis jest tylko świadectwem głupoty tego, kto taki przepis wprowadził. W tym przypadku głupotę przypisujesz Kościołowi, twierdząc że człowiek jest zawsze mądrzejszy.
Niestety, takie wielkie kwantyfikatory i fałszywe uogólnienia kładą na łopatki całą Twoją argumentację, bo zamiast bronić Kościoła przed “tradycjonalistami” niszczącymi autorytet papieża i podważającymi ważność SW II, sama dokonujesz zamachu na ten Kościół. SW II mówi “Czynności liturgiczne nie są prywatnymi czynnościami, lecz uroczyście sprawowanymi obrzędami Kościoła”, “Nikomu nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”. Broniąc SW II jednocześnie podważasz jego postanowienia, co jest świadectwem sprzeczności w Twoim umyśle. Jeśli śpiewający ksiądz nie łamie przepisów liturgii, powinnaś argumentować, że tego nie robi, a nie, że przepisy i formułki liturgiczne są głupie, bo blokują rozwój.
Myślę, że panu Romanowi chodziło o zmianę zdania Circ, bo najpierw twierdziła, że “śpiewanie nie nastąpiło w trakcie mszy”, a potem twierdziła, że to była prefacja, która jest częścią mszy św.
Wiele osób śledziło tę wymianę zdań, bo nie chodzi tu tylko o tego kapłana śpiewaka, ale o szerszy kontekst- dokąd prowadzą Kościół moderniści? Do karykatury katolicyzmu, jak wyraził się chłopak na filmie. Wszystko to dzięki nieposkromionej pysze ludzkiej, napompowanej do granic absurdu, która znajduje ujście w tych pouchylanych furtkach przez KK.
Czy Pani Circ zadała sobie pytanie co na to Bóg? Nie circ, miarka, oela, ale co Bóg w Trójcy Świętej Jedyny by na to powiedział? To jest najważniejsze pytanie.
I nie ma co aż tak gloryfikować człowieka i jego WOLNOŚCI, bo ta wolność kończy się w chwili śmierci, i może okazać się, że poprowadzą nas tam, gdzie nie będziemy chcieli iść. To jest święta prawda. Co nie taj Boże oczywiście.
Wszyscy piewcy rozumu człowieka i samego człowieka, darem Ducha Św. jest też bojaźń Boża, o której mam wrażenie zapominacie.
Ps. Co do świadectwa tego biednego człowieka, to nikt z litości nad nim i jego rodziną nie komentuje negatywnie, chociaż może źle, bo tym samym robimy unik, ale wierzę, że da Bóg mu jeszcze, prawdziwe nawrócenie i poskromi własną pychę tak konsekwentnie pompowaną dzięki także kapłanom, niestety.
PsI. Pani zaślepienie jest jeszcze jednym dla mnie utwierdzeniem, iż musi na ziemię przyjść sam Chrystus. Sami już nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Tego się już nie da posklejać.
Nie zabiegałam w tej notce o argumenty, diabeł zawsze ma ich więcej.
Chciałam wyrwać nas ze szczególarstwa byśmy doświadczyli prawdziwego oblicza chrześcijaństwa, tego, że Bóg nas kocha w naszej historii i w naszych usiłowaniach jakie by nie były. Nie tylko rozum, ale i serce.
// „Czynności liturgiczne nie są prywatnymi czynnościami, lecz uroczyście sprawowanymi obrzędami Kościoła”//
// „Nikomu nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”.//
Można spróbować argumentować, że to nie “na własną rękę” ale pod natchnieniem Ducha Świętego, oraz, że śpiew księdza jednak był uroczystym obrzędem.
Jeśli miałbym pewność, że ksiądz zaśpiewał to TUŻ PRZED błogosławieństwem, ewentualnie w czasie/zamiast kazania, mógłbym przymknąć na to oko. Przed błogosławieństwem w zwyczaju księży jest dodawać coś jeszcze od siebie, na przykład w ramach ogłoszeń duszpaszterskich. Jeśli było to w innym momencie, wypadałoby uzasadnić, że nie było naruszeniem liturgii.
Z serca Pani dziękuję za zamieszczenie tego filmu.
Oj, z grubej rury – i “na zniechęcenie”, by nie ruszać G, bo będzie śmierdzieć i dlatego, że trudno dziś odrzucić zmiany wprowadzone przez SV II, a nawet te wprowadzone później, prawem kaduka, kłamliwie na jego konto. SV II zbyt mocno już wrósł w życie Kościoła.
Niemniej jednak jego Tradycję, przywiązanie ludu Bożego do Tradycji, gwarancję jego ciągłości apostolskiej od czasów Jezusa, który Kościół ustanowił (jutro rocznica), jego Ducha obronić musimy bez względu na koszty.
Bez tego weszlibyśmy w iluzję, że to ten sam Kościół Chrystusowy.
Inaczej wyklęty modernizm znów obrośnie w piórka, ba, on już to robi, bo czymże jest postmodernizm, czymże jest wciąż trwająca chęć walki z Tradycją, czymże jest, że światowe, lewackie, satanistyczno-faszystowskie media znajdują w posoborowym Kościele dość słabości, by ingerować w jego życie.
Inaczej będzie Kościół Poprawnopolitycznych Od Róbta Co Chceta, A Waadza Wam Pozwoli.
Było to zatem „po lądowaniu”, ale przed „wyłączeniem silników” :)
Ja to tak widzę, że w tej dyskusji leżysz na łopatkach, ale jakoś nie odklepujesz przegranej, choć ten stan sprawia Ci widoczną przykrość.. Możemy tak skończyć, ale bardzo ważne wątki, które się tu pojawiły i tak będą wychodziły w innych dyskusjach.
Pozdrawiam
A co na to kolejni papieże?
Oto wyszło jacy z was katolicy- Sobór II to dla was G…, papieże w domyśle też, bo bronią Soboru. Ktoś, kto nie szanuje Słowa papieży i Magisterium Kościoła NIE JEST KATOLIKIEM.
Księdza się czepiacie że zaśpiewał od serca, a nie szanujecie pryncypiów.
Akurat to nie soborowa ta ręka, za którą złapałem.
ani papieska.
A o papieżach to było, że:
“trudno dziś odrzucić zmiany wprowadzone przez SV II, a nawet te wprowadzone później, prawem kaduka, kłamliwie na jego konto. SV II zbyt mocno już wrósł w życie Kościoła”.
Bronimy pryncypiów !!!
A co w chrześcijaństwie jest najważniejsze?
Miarko, Twój problem polega na tym, że nie jesteś obserwatorem, ale kreatorem rzeczywistości (urojonej).
Brak Ci realizmu. Nie słyszałem o idealiźmie konsekwentym, ale chyba mógłbyś utworzyć taki kierunek w filo.
Ze względu na barani upór w trwaniu w tym konsekwentnym idealiźmie trochę nie widzę sensu dalszej dyskusji. Co do tego się zgadzam, że pozostawiamy bardzo ważne wątki otwartymi. Tak chyba być musi, bo nie można nikogo zmusić by chciał być realistą. Gdybyś chciał, a nie mógł, to mógłbym Ci najwyżej wtedy pomóc.
Zacznę, choć nie oburzanie – facet jest na to za mały i wyraźnie z obcego obozu, a i sam Ruch Oburzonych to kompromitacja, aktywność pozorna, by nic nie zmienić, próba zneutralizowania aktywności tych, którzy widzą zło grożące osobom, czy ogólnie dobru, które kochają.
Tu trzeba więcej – zwłaszcza przestróg i mobilizacji ku działaniu samoobronnemu przed tak szkodliwą propagandą “religijności” tak pojętej i przed tymi, którzy działają dla przyspieszenia armagedonu po linii szatana dążącego do nowej wojny.
Sam facet jest mocno podejrzany, zaczynając od tego, że poszedł ze swoją krzywdą do sądu, zamiast z nią żyć. A gdzie możliwość separacji i walki o dzieci ?
Poza tym nawrócenie nawróceniem, tylko gdzie jego normalne życie po nim ?
Zmian w życiu nie dokonuje się rewolucyjnie, skokowo, z zerwaniem ciągłości duchowej. Grozi, że nastąpi efekt jo-jo – na miejsce jednego wypędzonego demona przyjdzie siedem stokroć złośliwszych.
Celem Jezusa, jak i każdego normalnego człowieka jest życie. Tak zachowanie doczesnego, jak docelowe wieczne, jak pragnienie życia dla innych ludzi, nakierowywanie ich ku życiu, przekazywanie nasienia Bożego. Jest wychowywanie ku życiu, zwłaszcza swoich dzieci.
Ukrzyżowanie Jezusa jest bezdyskusyjnie złem. Jezus zgodził się zaznać tego zła, by pokazać, czym jest prawdziwa miłość.
Facet twierdzi iż Św Paweł powiedział: “Mój Pan to Chrystus Ukrzyżowany”.
Tego Św Paweł nie powiedział. Powiedział: “Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2, 2)
Czy:
“Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6, 14)
A to nie to samo.
Słowa z oryginalnych cytatów kierują ku życiu – ten fałszywy oznacza, że wypowiadający go będzie się z Jezusem identyfikował „w stanie Ukrzyżowania” – będzie szedł w iluzję i utopię, że sam jest Bogiem. Już nie będzie zdolny do czynów płynących z nienawiści do zła zagrażającego dobru, które kocha.
Odtąd wszystko co robi będzie miało na sobie piętno samozatracenia i agitowania osób z którymi się styka do życia bezwolnego, biernego, samozatraceńczego.
Dalej w komentarzach facet twierdzi, że „z każdego zła Bóg potrafi wyprowadzić dobro”.
To wielkie modernistyczne kłamstwo, wyciągnięcie fałszywego wniosku z faktu, że Bóg jest wszechmogący, kłamstwo pomijające fakt, że wszystko co zrobimy będzie miało swój skutek i konsekwencje, że Bóg jest Sędzią Sprawiedliwym, który za złe karze, a za dobre wynagradza, że Bóg we wszystkim, co robi jest logiczny, niesprzeczny, a zdanie „z każdego zła Bóg potrafi wyprowadzić dobro” zawiera taką samą wewnętrzną sprzeczność, jak zdanie „Bóg może stworzyć kamień tak ciężki, że nie będzie mógł go podnieść”. Nie wolno nam czynić zła w przekonaniu, że Bóg wyprowadzi z niego dobro, czy że obojętne jest co robimy, bo „Bóg nas kocha”. To palikotyzm i grzech, który nie będzie odpuszczony – grzech przeciw Duchowi Świętemu.
To nie Bóg ma “wyprowadzać” dobro ze zła, a człowiek, i to póki żyje, póki nie zostanie wrzucony w ogień nieustający przez wieczność. (Czyściec nie jest dla wszystkich).
Facet mówi: „Wiem jedno, jeżeli Bóg dopuścił to zabójstwo, to w perspektywie eschatologicznej (życia wiecznego) owo wydarzenie pozytywnie wpłynie na los ofiary”.
To właśnie typowy przykład myślenia osoby niezdolnej do „czynów płynących z nienawiści do zła zagrażającego dobru, które kocha”.
Osoba kochająca ludzi byłaby aktywna, konstruktywna i twórcza, pracowita, odważna i waleczna, szukała by sposobów i argumentów, nie ustawała by w modlitwie w obronie osób kochanych by dależ żyły, by dostały szansę, aby działać dla dobra ludzkiej społeczności, aby zasłużyć sobie na życie wieczne.
Abraham nie ustwał w modlitwie o uratowanie mieszkańców Sodomy.
Fałsz myślenia tego faceta opiera się o pozostawienia wszystkiego aktywności Bożej, a „zakopania swojego toporu wojennego, swoich talentów”. Takie pozostawienia wszystkiego aktywności Bożej to myślenie magiczne ściśle skojarzone z poprawnością swoiście polityczną, a wzgardzenie posiadanymi możliwościami i Bożymi darami to przecież grzech.
Czyż to nie zwykłe pasożytnicze chciejstwo twierdzić, że „jeżeli Bóg dopuścił to zabójstwo, to w perspektywie eschatologicznej (życia wiecznego) owo wydarzenie pozytywnie wpłynie na los ofiary” ?
Czyż to nie typowe myślenie hinduistyczne z karmą w tle, głoszące, że człowiek z kasty wyższej może np zagłodzić człowieka z kasty niedotykalnych, bo ten zakończy swój nędzny żywot i narodzi się jako członek kasty wyższej szczęśliwy i bogaty ?
Czyż to nie szukanie usprawiedliwienia i łagodznia kar dla katów, przywilejów i immunitetów zwalniających z odpowiedzialności (ustanawianych prawem kaduka), zamiast przemować się losem ofiar znajdować dla nich sprawiedliwe zadośćuczynienia, o czym tak mądrze mówi ostatnio Freedom ?
Czyż to nie kierunek dla świata autorstwa modernistów i faszystów globalnych ?
Czy już nie maleńki tylko kroczek dzieli takie myślenie od stwierdzenia: “zabijmy 95% ludności światai sprawmy żeby umarli bezpotomnie (sterylizacja, aborcja, LGBT, demoralizacja maluczkich, wychowanie na idiotów, szczepionki, aspartam, chemtrails, nanocząsteczki, bezkarność korupcji i spisku, zniewolenie długami banksterskimi, emigracja najzdrowszych i najzdolniejszych), zaczynając od krajów najzasobniejszych w surowce, a będzie nam się żyło lepiej, a ci zabici z racji tego, że Bóg to dopuści pójdą prosto do nieba” ?
A gdzie myślenie typu: „jeżeli Bóg dopuścił to zabójstwo”, to mógł równie dobrze pokazać, że w każdej chwili życia musimy być gotowi na śmierć, na zdanie Bogu sprawy ze swojego życia. Nadto Bóg mógł dopuścić to zło dla nauki, że zawsze trzeba ponosić konsekwencje swoich działań i zaniechań, czy jak daleko mogą sięgać skutki, których są one przyczyną.
Pochopne zwracanie uwagi na cele eschatologiczne Boga (a jest to pochopne, bo ich nie znamy), pozbawia człowieka jego podmiotowości, a jego ziemskie życie powagi. Swiadomość tego, że jesteśmy pyłkami względem Boga może się przydać w chwili refleksji nad całokształtem życia, ale jest grzesznym, karygodnym luzactwem, gdy przychodzi formułować swoje problemy i szukać dla nich mądrych rozwiązań i podejmować odpowiedzialne i dalekowzroczne decyzje.
Poza tym dopatrywanie się “na codzień” celów eschatologicznych Boga kieruje nas w szpony waadzy pozbawionej kontroli ludzi wolnych i odpowiedzialnych – przekierowanie myślenia w tym kierunku przez faszystowskich manipulatorów na bazie medialnie rozbudzanych emocji nadmiernych i ich przekierowywanie to już dla nich “bułka z masłem”. Nadto odrywa nas od naszych zadań, umów, postanowień, odpowiedzialności, od realizacji decyzji uczuciowych – od decyzji wolnej i świadomej woli. Nadto wprowadza jakiś luzacki, bezosobowy niezdrowy dystans do siebie, jakieś nie identyfikowanie się z sobą.
O, a to według jakiego światopoglądu?
W katolicyźmie wierzymy w Świętych (wolnych bytów, a nie – zaprogramowanych robotów) Obcowanie, ciała zmartwychwstanie… Bóg nie jest bogiem umarłych, ale żywych.
Śmierć ciała uwalnia od trosk doczesnych, raczej do niczego nie zniewala…
Cały życiorys tego człowieka wskazuje, że tego człowieka sam Bóg znakami pociągnął ku sobie i nie idzie już własnymi siłami, ale Bożymi, a ty takie czarne proroctwa mu przepowiadasz, i to tylko dlatego, że człowiek skrócił to co powiedział św. Paweł by nie rozwlekać i nie stosować wielomówstwa (jest grzechem) jak ty dzielisz zapałkę.
I dalej tak samo błądzisz bez związku z rzeczywistością. Projektujesz swoje zło na niego.
Wszedłeś na złą drogę faryzeizmu. To wiara demonów pod tytułem ”błądzisz i nic ci się nie uda”
Nazywanie wszystkiego modernizmem jest grubym nadużyciem- moderniści to ci co zaprzeczają Prawu Bożemu-zwolennicy aborcji, eutanazji, małżeństw jednopłciowych, nie ci, którzy nie mierzą wszystkiego jak aptekarze.
Proponuję ci porządny rachunek sumienia z przykazań Kościoła, bo myślisz jak żyd.
Spojrzyj na drugą część-Przykazania Kościoła i zastanów się nad sobą.
http://www.rodzinapolska.pl/dok.php?art=religia/archiwum/2004/421_1.htm
Po śmierci jest Sąd Boży szczegółowy, gdzie człowiek zdaje sprawę ze swojej wolności właśnie, potem niebo, piekło, albo czyściec.
Czy w tym momencie masz jakiś wpływ na to gdzie chcesz iść?
Mówi się: chciałaby dusza do raju, a tu grzechy nie dają.
Zostawmy piekło, ale jeśli dajmy na to trafisz do czyśćca, czy będziesz mógł choć o jedną minutę skrócić męki czyśćcowe, nie mówię, dzień, godzinę, ale minutę. Nie będziesz mógł, będziesz tylko czekał, aż ktoś z twojej rodziny pomodli się, zamówi Mszę Św., ofiaruje post, odpust. Ty nie jesteś w stanie sobie pomóc, więc o jakich wolnych bytach rozmawiamy.
Czyli tak to sobie Pani wyobraża?
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów
naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych
ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny z którego dobywa się krzyk
po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody
jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo
aniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę
ona prosi
– schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości
starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły – mówi z płaczem –
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku
nawet drwal
którego trudno posądzić o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
– całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
– powiada –
nie oddam
ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy
Ks. Bartnik w ”Dogmatyce” pisze, że tak, tuż po śmierci każda dusza może jeszcze wybrać Boga, dostaje tę szansę.
A tu;
Pan Bóg uchyla nam rąbka tajemnicy
http://www.milujciesie.org.pl/nr/temat_numeru/pan_bog_uchyla_nam.html
A ja – dziecinnie może – wierzę, że
ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.
I że poddamy się czyścowi dobrowolnie i z radością. Nikt kto zasłuży na Niebo, nie wybierze piekła z głupiej ciekawości (a nie – z przymusu).
A ten, kto wybrał swoim życiem piekło, pójdzie do niego, pod przymusem, a może też z własnej woli?
“Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.”
Tak też i ja przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. 2 Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego 3 I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. 4 A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, 5 aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
6 A jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. 7 Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, 8 tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały; 9 lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego
ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.
10 Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. 11 Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. 12 Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. 13 A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz pouczeni przez Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha. 14 Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić. 15 Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony. 16 Któż więc poznał zamysł Pana tak, by Go mógł pouczać? My właśnie znamy zamysł Chrystusowy.
Jak ten chłop zobaczy Jezusa, siekiera wypadnie mu z rąk, nie będzie do niczego potrzebna, ale faktem jest, że tak wyglądamy, żałośnie do końca, z wyjątkiem świętych.
Przystojniak mówi jak jest:
Panie Karolku, daj Pan spo kój, na Circ niema rady, ona “diyjabła” zawsze obali nawet Nasz Gospodarz z nią nie-nadą-ża!/następne zapasy w kiskisielu:
http://cdn.pigeonsandplanes.com/wp-content/uploads/2014/03/goat.gif
Panie Tfurze.
Ja nie dlatego, żeby w kogoś uderzać. Tak tylko sobie chciałem zabrać głos.
Mówię ja do was, posłuchajcie tego wywiadu, jest niesamowity. Możecie ominąć pierwsze 5 minut, a potem im dalej tym większe niespodzianki.
Zacznę od “Miłujcie się”. W chwili śmierci bliskiej nam osoby potrafi ona przyjść, by o tym zawiadomić. Sam tego doznałem, kiedy tragicznie zmarł mój Ojciec. Byłem wtedy jako młodzian na imieninach u kolegi. Impreza była udana, wszyscy się doskonale bawili, do końca było daleko. Nagle przyszła na mnie jakaś niezwykła fala uspokojenia. W jednej chwili stałem się trzeźwy, schłodzony, emocje wygasły – byłem lekko tylko otępiony. Na imprezie jeszcze pozostałem, bo nie rozumiałem o co chodzi, ale nie było to przejściowe – chęć do zabawy całkiem mi odeszła. W domu o śmierci Ojca już wiedziano. Godzina śmierci odpowiadała mojemu przeżyciu duchowemu.
W artykule jest też, że siostra Faustyna zapisała iż Jezus jej powiedział:
„Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”.
Chciałem to podkreślić, bo już wiele razy spotkałem osoby, które wygłaszają twierdzenia odwrotne, tj, że miłosierdzie Boże jest większe jak Boża sprawiedliwość. Wszystkie są Odmawiaczami Koronki do miłosierdzia Bożego.
Co do tego, czy “tuż po śmierci każda dusza może jeszcze wybrać Boga, dostaje tę szansę” to się nie zgadzam. Na pewno to może być, ale dotyczyć tylko wyjątków, które w czasie poprzedzającym ich śmierć nie miały dość wolności i świadomości by tą najważniejszą w życiu decyzję podjąć za życia, ale w warunkach władzy nad sobą by ją podjęły.
Całej reszcie ludzkości jako ostatnia chwila tego wyboru przysługuje chwila poprzedzająca śmierć.
Bo czymże jest ten “wybór Boga”, jak nie decyzją o kochaniu Go ? A przecież miłość to czyn. Po śmierci nie ma już czynów. Już uznanie nawrócenia “w godzinie śmierci” jest problematyczne, gdy penitent swojej spowiedzi nie potwierdzi zadośćuczynieniem i dobrym uczynkiem (choć to jeszcze można tłumaczyć, że gdyby tak miał dość czasu, to przecież dobrych chęci miał dość).
Takie powszechne “otrzymanie szansy” na nawrócenie po śmierci burzyło by sprawiedliwość – ci, któży żyli “po Bożemu”, cierpiąc, ponosząc wyrzeczenia, zapracowując się, czy przelewając krew, byliby zrównani z zatwardziałymi w grzechu “do upadłego”, aż do śmierci, a może nawet z tymi, co swojego wybory “tuż po śmierci” dokonają z wyrachowania, mając już pełną znajomość całej prawdy którą otrzymują umierający, a nie z miłości do Boga i ludzi prawdziwej, ofiarnej, bezinteresownej.
A na koniec podobna ciekawostka. Słyszałem, że proboszcz może udzielić ostatniego namaszczenia do 3 godzin po śmierci osoby.
Czy to “tuż po śmierci” księdza Bartnika też jest trzygodzinne ?
No ja już chyba ze trzy razy. Dopiero przy właśnie trzecium razum się zorientowałem, że można sobie cyknąć napisy…
No, ale widać, że zaiste Duch Święty działał, bo dziwnym trafem zrozumiałem niemal wszystko.
Oczywiście mail’e z linkiem poszły tu i tam.
Skąd Pani wytrzasnęła ten wywiad?
Ja coś tam słyszałem o tym człowieku, ale nie myślałem, że jego “stan” jest aż tak poważny!
Do Koronki też masz wąty heretyku?
Miłosierdzie Boże jest wynikiem Jego sprawiedliwości i tym samym ją ”przewyższa” tak samo jak miłość przewyższa prawo.
3 godziny i 33 sekundy, może być taka miarka?
Kościół ma prawo postawić granice jakie chce, ale TAM po drugiej stronie nie istnieje już czas, jest Tajemnica którą Bóg czasem trochę uchyla.
Z Frondy;
http://www.fronda.pl/a/zobacz-wywiad-z-jezusem,36495.html
Tu więcej o cudach tego filmu;
Dziękuję bardzo niesamowity.
Nie wiedziałem, że to ten aktor grał Jezusa. Znałem go i lubiłem z wcześniejszych ról.
Mówi z mocą. Aż ciarki przechodzą.
– Krążą pogłoski, nie wiem czy to prawda, że podczas nagrywania poraził Cię piorun.
– Zostałem oświetlony uderzeniem pioruna jak świąteczne drzewko. To wydarzyło się podczas kręcenia sceny “Kazania na Górze”, wiedziałem, że mnie porazi. Pomyślałem o tym parę sekund przed tym, kiedy to się wydarzyło, a kiedy to się stało inni zaczęli chwytać się ziemi. Wszyscy widzieli, to był ogień otaczający moją głowę i oświetlenie wokół całego mojego ciała. Po uderzeniu zapytali: Masz to na kamerze ? Za nim to się stało Mel powiedział “akcja” i kamery zostały skierowane na mnie i właśnie wtedy piorun strzelił. I po tym jak uchwyciły mnie kamery, usłyszałem krzyczącego Mela: Co do cholery stało się z jego włosami ? Wyglądałem jak po wizycie u stylisty fryzur Dona Kinga. Pięć minut po tym, jak piorun mnie uderzył, Jon Mikalini, asystent, podszedł do mnie i zapytał, czy wszystko w porządku, a potem sam został porażony. Różnicą było to, iż oni widzieli, że piorun uderzył w Johna, ale nie wiedzieli już, że ja tam stałem. Wszystko co czułem, to gigantyczne, straszliwe uderzenie w uszy i przez kilka sekund widziałem różowe i czerwone mroczki przed oczami.
– Doświadczyłeś dosłownie cudu na planie. Czemu to przypisujesz ? Mogłeś przecież umrzeć.
– Tak. Albo mogłem spłonąć żywcem. To niemal nie możliwe, że piorun strzelił trzy razy w czasie kręcenia jednego filmu, a wydarzyło się tam jeszcze więcej cudów.
– Na planie?
– Cóż, jeden z mężczyzn pracujących nad filmem był muzułmaninem. On był jednym ze strażników, którzy zadali mi cios i ten właśnie mężczyzna, muzułmanin, nawrócił się. Wiesz, dzięki pracy przy tym filmie zyskał prawdziwe, duże doświadczenie. Ale wydarzyło się to, że wiele osób modliło się na całym świecie wtedy, gdy my przez to wszystko przechodziliśmy. Ja naprawdę wierzę, że to jest bardzo ważne. Nie wszyscy aktorzy, którzy pracowali nad tym filmem akceptują to, ale szansa zawsze będzie dla nich istniała. Tutaj chodzi o coś innego, to pozostanie z nimi do końca ich życia. Ludzie już zawsze będą do nich przychodzić i pytać o film, w którym brali udział. To zawsze będzie z nimi.
http://www.atopolskawlasnie.com/Warto/Religia/RelTeksty_swiat/wszyscy_mamy_krzyz_do_noszenia_pl.html
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: “Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!” 9 Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. 10 Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. 11 Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, 12 mówiąc: “Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty”. 13 Na to odrzekł jednemu z nich: “Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? 14 Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. 15 Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” 16 Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».
Cóż to za wybór “z wyrachowania”? (odpowiedź: Fałszywy). Czy ktoś, kto świadomie odwlecze swój wybór, do chwili po śmierci, będzie miał siłę go szczerze dokonać, zgodnie z planem?
Pasja wywiad z Jimem Caviezelem lektor PL
/nieśpiewającym/
-na razie
Typowa dla nawróconych jest “gorliwość neofitów”. Potrafią wiele, siły mają niespożyte, ale to wcale nie znaczy, że cały czas czerpią je od Boga. Oni też pozostają ludźmi i podlegają wpływom złego.
Gorzej – ci co wyszli z głębszego dołu dłużej ulegają iluzji, że wciąż są nawróceni, wciąż nie widzą, że już są w dole głębszym, jak ten, w którym byli. Nie widzą, bo życie ich i ich bliskich jeszcze nie jest tak zruinowane jak było w pierwszym dole.
To, że “nie idzie już własnymi siłami” wcale nie znaczy że Bożymi. Demony sił mają dużo siły – potrafią łańcuchy rwać.
Ten facet to najwyraźniej przypadek wyjątkowo znieczulony, bo zrezygnował z normalnego życia swojego i posiadania rodziny za życie której byłby odpowiedzialny. Taki typ nawet nie ma już gdzie zauważyć tej większej ruiny życia. Łatwo tu o zakłamanie, bo tego, co się z nim dzieje większość nie nazwie patologią, choć jest i to bardziej niebezpieczna jak patologia konwencjonalna – są więc “gorsi”, których można wskazać dla odwrócenia uwagi od siebie.
Poza tym ja nie mam nic do jego nawrócenia (piszę “nawrócenie nawróceniem” i nie robię z tego halo – nawrócenie to stan normalny), które niewątpliwie było dziełem Bożym, tylko do tego, co z tym zrobił, komu go oddał, a nadto tego co pisze na blogu – i to nie tyle odnośnie treści tego, co pisze (choć to wymaga ostrej krytyki), bo można spotkać w necie rzeczy stokroć gorsze, a odnośnie tego, że powołuje się na swoje nawrócenie, robi się autorytetem, guru, “swoim chłopem”, wzorem, “tym, co blisko Boga”. Ludzie życzą mu dobrze, obdarzają zaufaniem bardziej jak księdza. W tych warunkach każdy kto patrzy na rzeczywistość trzeźwo, widzi, że każdy jego fałsz robi bardziej diabelską robotę jak setki ewentualnych moich, czy paninych.
Z definicją modernizmu zupełnie się nie zgadzam, ale temat proponuję na razie zostawić, bo wymaga poważniejszego przygotowania.
Mam, i to wcale nie heretyckie. Dyskutowaliśmy przecież na ten temat na przełomie roku. Niestety musiałem jako jeden z głównych dyskutantów dyskusję przerwać, ale obiecałem do niej wrócić. Wciąż nie mam czasu, by przysiąść i pozbierać notatki, ale główne zarzuty “profesorskie” do krytyki Koronki mam obalone. Wychodzi że Koronka jest “heretycka”, ale proszę jeszcze o cierpliwość odnośnie dowodów.
W tym zdaniu nie ma logiki. Jest zupełnie odwrotnie jak Pani pisze. Jeżeli jest przyczyna, to jej wynikiem jest skutek. Przyczyna skutek poprzedza – przyczyna jest ważniejsza, skutek jest wymuszony przyczyną, przyczyna przewyższa skutek. Sprawiedliwość jest przyczyną – miłosierdzie skutkiem (czy owocem, albo dziełem) sprawiedliwości. Sprawiedliwość jako przyczyna miłosierdzia przewyższa go. Głos miłosierdzia musi ustępować głosowi sprawiedliwości.
Według siostry Faustyny Jezus powiedział: „Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”. I to się zgadza z zaprezentowaną przeze mnie logiką.
A tutaj to się zgodzę – to prawda. Trzeba tylko pamiętać, że miłość musi być prawdziwa – do dobra, a prawo pochodzić od sprawiedliwości (w dzisiejszym faszyźmie oszukańczo zwanym demokracją mamy “prawa kaduka”, czyli zalegalizowane przemocą i korupcją bezprawie i praworządność wywodzącą się od tegoż właśnie bezprawia, a nie od sprawiedliwości). Zarazem miłość jako cnota (wraz z wszystkimi innymi ludzkimi cnotami) wchodzi w skład sprawiedliwości. W ten sposób widać, że miłość współtworzy prawo, czyli jest jedną z przyczyn prawa, czyli przewyższa prawo. Sprawiedliwość, wraz ze współtworzącą ją miłością musi być bezinteresowna i służebna i prawości i moralności i człowieczeństwu dojrzałemu. Praworządność dzisiejszego faszyzmu, która zajmuje miejsce sprawiedliwości jest najgłębiej interesowna – korupcja kwitnie, bogaci się bogacą, ubodzy nędznieją.
Jedno się nie zgadza, a drugie zgadza, a u Pani wsio rawno.
Kościół ma prawo postawić granice, ale nie jakie chce tylko jakie odpowiadają woli Bożej według jej najlepszego rozumienia, a nie “jakie chce”.
Te 3 godziny mają jakiś sens i o to było pytanie.
Nie jest prawdą, że “TAM po drugiej stronie nie istnieje już czas…”.
Istnieje, tylko nie jest mierzony materią jaką znamy.
Tak w momencie śmierci możemy jeszcze wybrać Boga, Bóg w swoim miłosierdziu daje tę łaskę, ale wtedy też całe piekło walczy o duszę w tej ostatniej chwili. Jeżeli za życia, w chwilach bezpośredniego zagrożenia, wzywaliśmy Boga to i w chwili śmierci będziemy, ale jeżeli np. będziemy przeklinać i wyzywać od k…, to czy zjawi się Pan Jezus? Całe piekło się zwali, a nie wszyscy święci. I po nas. Dusza w chwili śmierci, jest w totalnym szoku.
Ważne jest także, ilu osobom pomogliśmy na ziemi naszymi modlitwami, (modlitwa rodziny przy umierającym- ważna), tym w czyśćcu, ale i tym już w niebie. Jeżeli pochodzimy z bogobojnej rodziny, albo jeśli w rodzinie byli męczennicy za wiarę, to możemy liczyć na ich pomoc.
A nawet jak wezwiemy Boga, to przecież pozostaje jeszcze pokuta w czyśćcu. Boża sprawiedliwość się tego domaga.
Do Asadowa
Nie dziwię ci się Asadowie, że masz takie pojęcie o sprawach ostatecznych jakie masz. Przyczyna tkwi w tym, co ja nazywam bombardowaniem nas miłością. Wszędzie mówi się o miłości, miłosierdziu, a pomija się sprawiedliwość Bożą i rzeczy ostateczne właśnie. I tu jest wielki błąd, żeby nie powiedzieć przekręt. Propaganda miłości, to tylko pół prawdy. Miłość i sprawiedliwość to cała prawda.
Ostatnio na rekolekcjach w mojej parafii bombardował nas miłością ks. prof. Guz, na kazaniach spałam, a przecież, mógłby tyle rzeczy ciekawych powiedzieć.
Nie byłeś neofitą? Ich gorliwość jest darem od Boga, bez tego dyszla by nie pociągnęli.
Koronka jest do dobrowolnego wierzenia,nie jest modlitwą koniecznie potrzebną do zbawienia, jest jedną z pomocy w naszym zbawieniu i pomaga duszom czyśćcowym.
Papieże modlili się koronką i modlą.
Jezus przychodzi zawsze, nawet do Stalina przyszedł.
Nikt tu nie powiedział, że albo sprawiedliwość, albo miłosierdzie-mówimy za Biblią, że miłosierdzie jest większe niż sprawiedliwość (odwrotnie niż żydzi, choć nieliczni, np. rabin Hirszel też głosił wyższość miłosierdzia) Już buddyzm to wiedział i taoizm co tylko potwierdza, że ta aksjologia wpisana jest w sumienie.
I nikt z nas tu nic nie pomija. Miłosierdzie wręcz wychodzi ze sprawiedliwości, jest najwyższą sprawiedliwością, bo przyczyną i celem sprawiedliwości jest miłość miłosierna- odpuść jako i my odpuszczamy.
Kto nie widzi żródła i celu jest ślepcem.
do Stalina przyszedł…
Przyszedł, ale czy Stalin Go rozpoznał, jeżeli za życia Go nie poznał? Diabeł też przybiera postać Jezusa, tyle, że nie ma ran po ukrzyżowaniu.
A co do miłości, to przyczyną wejścia na drogę mojego nawrócenia był strach przed potępieniem, ale z chęcią wysłucham świadectwa osób, dla których była to miłość.
Przykro mi w takim razie, że nie zrozumiałaś tego, o czym mówiłem, bo nie poruszałem w ogóle kwestii sprawiedliwości i miłosierdzia, tylko starałem się zwrócić Ci uwagę na poważny błąd teologiczny jakim jest przekonanie, że osoba przestaje być wolna po śmierci ciała.
Nie zauważyłaś, że na poparcie swoich poglądów w sprawach ostatecznych nie powołuję się na cukierkowe kazania z YouTube, tylko na Ewangelię.
Bóg jest sędzią sprawiedliwym w sposób doskonały, a nie – ludzki. Jaka jest ta sprawiedliwość odsłania nieco “Przypowieść o robotnikach w winnicy”, a także – “O synu marnotrawnym”.
Jeśli nasi pasterze “bombardują nas miłością” to bardzo dobrze robią, by my siebie wzajemnie nie bombardujemy miłością, nie każdy mieniący się katolikiem i nie na codzień.
Wklejałam już ten filmik, są u góry komentarze do niego Circ…..jej już nic nie pomoże:(
Gorliwość jest emocją, nie uczuciem. Nie jest decyzją podjętą “raz na wieczność” i z konkretnym adresem, ale jest emocją, a jako emocja ulega wpływom innych emocji, nawet tych nadmernych, światowych. Nadto jak każda emocja podlega przekierowaniom co do jej obiektu.
Manipulacje emocjami to straszna zaraza, którą przesiąknięta jest dzisiejsza polityka, zwłaszcza mocno w nią zaangażowane globalistyczno-faszystowskie media.
To chciejstwo, a więc emocja nadmierna twierdzić, że “Ich gorliwość jest darem od Boga, bez tego dyszla by nie pociągnęli”. Szatan też ma swoje gorliwe sługi. Też ma manipulatorów, którzy potrafią nawet neofitów przekierować ku takim emocjom, takim pożądliwościom, by to w pełnieniu jego dzieł i destrukcji byli gorliwi. Władza, sława, pozycja, moda, uznaniu, zachwycie innych, trwanie w wybieleniu, w byciu idolem, wzorcem, byciu rozpoznawalnym na ulicy czy w tramwaju, zapraszanym, uprzywilejowywanym i docenianym – to wszystko rodzi w świecie tak silne emocje, że nawet pieniądze, dziewczyny i narkotyki im ustępują.
To złudzenie, że “Koronka jest do dobrowolnego wierzenia”. Byłem na Mszy w Niedzielę Miłosierdzia, po której ksiądz zaprosił wiernych do wspólnego odmówienia Koronki. Jak wyjść. ? Hasła do wspólnego odmawiania Koronki padają przy różnych okazjach spotkań wiernych i bez księdza. Nie tak łatwo się wyłamać, nie tak łatwo udowodnić w paru słowach, na które jest czas, by przekonać otumanionch już powszechnością odmawiania Koronki, że to dzieło szatana.
Proszę o cierpliwość zanim przygotuję pełne wyjaśnienie, abyśmy uniknęli przezbywek i bezmyślnego powoływania się na autorytety.
Hola, hola ! Daleko chce Pani fruwać – już tylko kroczek od ogłoszenia, że Kościół nieważny, bo mamy multi-kulti.
A to co napisałem ciu powyżej na ten temat i adresowane do Pani, to Pani czytała ?
A więc przypomnę. Już Pani pisała:
A ja na to: “W tym zdaniu nie ma logiki. Jest zupełnie odwrotnie jak Pani pisze. Jeżeli jest przyczyna, to jej wynikiem jest skutek. Przyczyna skutek poprzedza – przyczyna jest ważniejsza, skutek jest wymuszony przyczyną, przyczyna przewyższa skutek. Sprawiedliwość jest przyczyną – miłosierdzie skutkiem (czy owocem, albo dziełem) sprawiedliwości. Sprawiedliwość jako przyczyna miłosierdzia przewyższa go. Głos miłosierdzia musi ustępować głosowi sprawiedliwości.
Według siostry Faustyny Jezus powiedział: „Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”. I to się zgadza z zaprezentowaną przeze mnie logiką.
Oela mówiąc: “Wszędzie mówi się o miłości, miłosierdziu, a pomija się sprawiedliwość Bożą i rzeczy ostateczne właśnie”, powiedziała właśnie bardzo ważną mądrość !
Zrozumiałam Cię Asadowie, tylko z braku czasu nie odnoszę się może do wszystkiego. Z tego co piszesz, to właśnie Ty uprawiasz katolicyzm cukierkowy, wręcz kapiący od lukru powiedziałabym.
Tak twierdzę, że po śmierci nie mamy już własnej woli, ale w niebie posiadamy już tylko wolę Boga.
O piekle i czyśćcu nie wspominam, bo nikt dobrowolnie nie chciałby cierpieć, gdyby nie musiał.
( w rozważaniach różańcowych mam zaczerpnięte od św. Vianeya : gdybyście wiedzieli jak wygląda niebo, zaraz chcielibyście tam iść, i gdybyście wiedzieli jak wygląda piekło, zrobilibyście wszystko, aby tam nie trafić), więc zakładam, że nikt dobrowolnie tam nie idzie.
Poza tym w tych trzech miejscach panuje porządek hierarchiczny.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że gdy staniemy przed Bogiem Prawdą nadzy, sami będziemy się oskarżać i sami wydamy na siebie sprawiedliwy wyrok, bo nic już nie ukryjemy. Jeżeli twierdzisz, że to jest ta właśnie wolność to cóż. Moim zdaniem nie, bo jest wymuszona obecnością BOGA – PRAWDY.
A jeszcze tu:
Nie jest prawdziwe: „przyczyną i celem sprawiedliwości jest miłość miłosierna”. Prawdziwe jest: „przyczyną i celem miłości miłosiernej jest sprawiedliwości jest „przyczyną i celem miłości miłosiernej
sprawiedliwość”.
To nie jest chrześcijaństwo stawiać miłosierdzie wyżej jak sprawiedliwość.
W ramach sprawiedliwości wyróżnić można jej część, jaką jest sprawiedliwość wspólnotowa.
W ramach sprawiedliwości wspólnotowej można wyróżnić jej część jaką jest braterstwo.
W ramach braterstwa/miłości braterskiej dopiero można wyróżnić jej część, którą jest miłosierdzie/miłość miłosierna.
Każda z części składowych jest służebną wobec części składowych wyższego rzędu, zmierzając wciąż do służbie całości.
I tak mamy tutaj, że miłosierdzie/miłość miłosierna (m.in) jest służebne wobec miłości braterskiej/braterstwu. Dalej, wraz z braterstwem miłosierdzie (m.in.) jest służebne sprawiedliwości wspólnotowej.
Dalej, m.in. miłosierdzie, wraz z m.in miłością braterską.braterstwem” i m.in. sprawiedliwością wspólnotową służy sprawiedliwości.
Miłosierdzie nie jest najwyższą sprawiedliwością – jest tylko jednym z przejawów sprawiedliwości. Wyższą od niej sprawiedliwością jest prawość. Jeszcze wyższą sprawiedliwością i wyższą prawością jest moralność. Jeszcze wyższą sprawiedliwością i jeszcze wyższą prawością, oraz wyższą moralnością jest człowieczeństwo dojrzałe.
Jeszcze wyższą sprawiedliwością, jeszcze wyższą prawością, jeszcze wyższą moralnością i wyższym człowieczeństwem dojrzałym jest świętość.
A już najwyższą sprawiedliwością, prawością, moralnością, człowieczeństwem dojrzałym i najwyższą świętością jest Bóg.
Na tym kończy się relacja sprawiedliwości i miłosierdzia.
Znowu alfabet się kłania. Bo cóż wspólnego ma miłosierdzie z odpuszczaniem grzechów ? Przecież to inne rzeczywistości.
Miłosierdzie to sfera miłości braterskiej. Źródłem i celem miłosierdzia jest służba braterstwu. Ich wspólnym celem jest służba sprawiedliwości wspólnotowej.
Z kolei odpuszczenie grzechów to sfera miłości indywidualnej – najwyższej z cnót składających się na sprawiedliwość indywidualną, a razem – sfera sprawiedliwości indywidualnej. Ich celem jest służba sprawiedliwości indywidualnej.
Miłość do dobra jest źródłem i celem miłosierdzia, i odpuszczania grzechów, ale niech to nikogo nie zwiedzie – znaczą one co innego i realizują się na całkiem inne sposoby i w innych sferach.
Miłosierdzie to dawanie dobra osobie będącej w szczególnej potrzebie.
Miłosierdzie to nienawiść zła, które zagraża dobru wspólnemu, które kochamy. To budowa więzów łączących ludzi dobrych w sprawiedliwości wspólnotowej (po człowieczeństwo dojrzałe, a nawet świętość). Celem miłosierdzia jest dobro wspólne.
Odpuszczanie grzechów to branie na siebie zła, którego dopuściła się dana osoba.
Odpuszczanie grzechów to ofiarowanie siebie jako tego, który będzie cierpiał za winy tego, który dopuścił się grzechów wobec mnie.
Celem odpuszania grzechów jest dobro osoby, której ten grzech się odpuszcza, a konkretnie danie jej drugiej szansy do poprawy, nawrócenia, wzrostu czy dojrzewania w człowieczeństwie.
Odpuszczanie grzechów jest typowe dla miłości indywidualnej, ofiarnej i bezinteresownej miłości do dobra w danej osobie.
errata
jest: “Nie jest prawdziwe: „przyczyną i celem sprawiedliwości jest miłość miłosierna”. Prawdziwe jest: „przyczyną i celem miłości miłosiernej jest sprawiedliwości jest „przyczyną i celem miłości miłosiernej
sprawiedliwość””.
ma być: “Nie jest prawdziwe: „przyczyną i celem sprawiedliwości jest miłość miłosierna”. Prawdziwe jest: „przyczyną i celem miłości miłosiernej jest sprawiedliwość”
Gorliwość w wierze a Miłosierdzie Boże
http://www.fronda.pl/blogi/zycie-wierzacego/gorliwosc-w-wierze-a-milosierdzie-boze,35136.html
Wiesz co Panie miarko. Zmęczyłeś mnie jałowością i wielomówstwem.
Twoje wypociny nie są na tyle wartościowe bym miała poświęcać im tyle czasu. Przy tym jesteś tak pyszny, że nawet św. Faustynie nie dowierzasz i Panu Jezusowi. Zapisz się do Jehowitów, bo tam bardziej pasujesz.
Dość.
Korzysta Pani z Biblii protestanckiej.
W naszej, katolickiej Biblii Tysiąclecia jest Rz 12,1-2:
Na Pani: “Nie byłeś neofitą? Ich gorliwość jest darem od Boga, bez tego dyszla by nie pociągnęli”,
ja piszę:
“Gorliwość jest emocją, nie uczuciem. Nie jest decyzją podjętą „raz na wieczność” i z konkretnym adresem, ale jest emocją, a jako emocja ulega wpływom innych emocji, nawet tych nadmernych, światowych. Nadto jak każda emocja podlega przekierowaniom co do jej obiektu”.
Co to oznacza ? Ano to, że nie można mieć pewności, że gorliwość neofitów pozostanie gorliwością w służbie Bożej, że wobec neofitów trzeba zachować szczególną czujność, żeby ich gorliwość się nie przekierowała ku złemu i nas nie zwiodła.
Pani zaś z uporem maniaka twierdzi, że zawsze jest od Boga ?
Pani cytat z Mk 7,1-13 – to trollowanie nie na temat.
Mamy też polecany przez Panią artykuł: “Gorliwość w wierze a Miłosierdzie Boże”. Już go chciałem skwitować, że kolejne trollowanie nie na temat, ale stwierdziłem, że gorzej – pani tym artykułem zaprzecza samej sobie.
A więc gorliwość o którą tu chodzi, to gorliwe trzymanie się wszelkich przepisów i praw kościelnych widząc w tym faryzeizm, (to co Pani też potępia, nawet bezmyślnie podciągając pod to Tradycję), a nie o gorliwość w wierze cechującą neofitów., czyli o temat odpowiedzi.
Artykuł krytykuje pierwszych i Pani (co skądinąd wiadomo) krytykuje pierwszych i zgoda temat wyczerpany, tylko nie wiadomo czego przypomniany w tym miejscu dyskusji. Przecież chodzi o to, że Pani bezkrytycznie chwali drugich, nie zważając ani na to, że artykuł do nich się nie odnosi, ani na możliwość zmiany kierunku ich gorliwości.
Dla nas tu godne podkreślenia, że są więc dwie gorliwości – jedna chwalebna, druga godna potępienia.
Jeszcze będzie pani twierdzić, że „Ich gorliwość jest darem od Boga”, że może mieć inny kierunek ?
A może w tym jest jakiś modernizm – twierdzenie, że nie ma dobra i zła, tylko jest gorliwość i brak gorliwości ?
Przy okazji wyjaśniło się skąd wzięła Pani brednię, że miłosierdzie i odpuszczenie grzechów to to samo – w artykule było:
Autor powinien napisać „Rozpacz jest bowiem zwątpieniem w odpuszczenie grzechów”. Napisał jak napisał (może być wyklętym modernistą i zrobił to z premedytacją), a brednia poszła w świat, naiwniacy ją rozpowszechniają, diabły-moderniści chichrają.
Powtarzała Pani za tym artykułem i inny kwiatek świadczący o grzechu bezmyślnego, bezkrytycznego słuchania byleautorytetów – „słyszeniu, że gdzieś dzwonią, tylko nie wiedzeniu, w którym kościele” – tj. „dzielenie włosa na czworo”.
Nie było nigdy czegoś takiego – było „dzielenie zapałki na czworo”, żeby móc cztery razy rozpalić ogień – starej, dobrej, przedwojennej zapałki. Choć jestem dobrze powojenny, pamiętam je jeszcze, bo się przechowały na strychu – miały słońce na etykietce „Polski Monopol Zapałczany” – drewienko miały łupane wzdłuż włókien drewna, dawały się ostrym nożem dzielić, a „fosfor” się nie odłupywał. Powojenne rzadko udawało się podzielić na dwie, a i całe nie zawsze się zapalały.
Mam też cichą satysfakcję, że zapewne niechcący przypomina Pani sprawę Koronki w kwestii grzechu niewybaczalnego, dotykającego niemal wszystkich Odmawiaczy, Odmawiaczy, którzy liczą, że magiczną mocą odmówienia tej właśnie modlitwy uzyskają specjalne łaski Jezusa bez względu na wszystko, nawet na całe nauczanie Jezusa:
Wolna wola. Może Pani nie odpowiadać, kiedy będę odnosił się krytycznie do tego, co Pani produkuje tak jak do każdego z forumowiczów, gdy mnie zainteresuje jego wpis. Jeśli zaś zdecyduje się Pani odpowiadać, mam nadzieję, że będzie to wypowiedź merytoryczna w temacie, bez osobistych wycieczek.
A co do niedowierzania siostrze Faustynie, to pisałem o niej tylko w kwestii pochwalenia tego, co napisała o priorytecie sprawiedliwości przed miłosierdziem.
To Pani swoimi modernizmami twierdzącymi że jest odwrotnie potępia siostrę Faustynę, a jeśli wierzy w objawienia prywatne, to i potępia Jezusa, który miał jej to powiedzieć.
Życzę zdrowia i Wesołych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Bardzo dziękuję za wstawienie tego wywiadu z Jimem Caviezelem! Choć nie w temacie, ale było warto.
Caviezel rozpoznał tę rzeczywistość w której jesteśmy zanurzeni, a prawie tego nie wiemy, nie dowierzamy, nawet Gibson się zdziwił ( przy ”Nie obrażaj mojego Ojca”) na czym polega prawdziwe wejście w rolę- to wychylenie puchara.
Aż strach pomyśleć czego mogą doświadczyć ci, którzy wcielają się w szatana dla filmu. Nie dziwię się, że Kościół więcej mówi o Chrystusie niż o szatanie, co mu zarzucają faryzejczycy.
Bardzo ciekawe kazanie ks. Primo Mazzolari : tutaj
To Cantalamessa (kaznodzieja Domu Papieskiego), nie Mazzolari. Słuchałam tego w Radyju- on jest niesamowity.
Tu jest, bo tam się nie otwiera;
http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-na-swiecie/75006,rzucmy-sie-w-ramiona-ukrzyzowanego.html
” Nie wydawajmy jednak pochopnego osądu. Jezus nigdy nie opuścił Judasza i nikt nie wie, gdzie trafił on w chwili, w której zawisł na drzewie ze sznurem na szyi: w ręce szatana czy w ręce Boga. Kto może powiedzieć, co zaszło w jego duszy w tych ostatnich chwilach?”
Egzorcyści mogą powiedzieć. A ten szanowny kaznodzieja niech się zapyta np o. Amortha, zamiast mieszać ludziom w głowach.
Ale jest możliwość, że szatan oszukuje egzorcystów podając fałszywe imiona.
Diabły też wypowiadają imiona które są odpowiednikami ludzkich grzechów- nieraz przedstawiały się jako Tytoń, Alkohol, Seks. Grzech Judasza ma swoje Imię, Judasz czyli zdrada.
Mówiąc do kogoś ‘ty judaszu’ nie mamy przecież na myśli osoby, ale grzech zdrady.
Piekło i niebo długo się będą chichrać na pomysł kłamstw w sferze ducha !
Jest jeszcze jeden, króciótki, a ważny wywiad z Jimem Caviezelem tłumaczony na polski:
Chodzi mi o słowa modlitwy Caviezela wiszącego na krzyżu:
“Ta modlitwa, która wychodziła ze mnie była taka: Nie chcę, aby ludzie widzieli mnie, tylko aby widzieli Jezusa, a przez to stanie się wiele nawróceń”.
Jeden prosty aktor, a “kładzie na łopatki” wszystkich modernistycznych księży.
Nie ma modernistycznych i tradycjonalistycznych księży.
Są księża i heretycy, zawsze tak było.
Proszę nie powielać tu propagandy fałszywych podziałów ułożonej w mrocznych salonikach.
To prawda, że zawsze tak było. Byli księża – to ci, co trzymali się m.in. tradycji (i są dalej – to na nich spoczywa dziś ciężar bezpośredniej dbałości o Kościół Boży – to prawdziwi robotnicy w winnicy Pańskiej),
– oraz byli heretycy – to ci, co mieli inne wyobrażene wiary, oraz Kościoła. Ci odchodzili z Kościoła i zakładali swoje religie i sekty (one wciąż istnieją, choć co jakiś czas popełniają zbiorowe samobójstwa).
Dziś są jeszcze moderniści. To tacy heretycy, co mając inne od tych tradycyjnych wyobrażenia wiary, oraz Kościoła, nie wychodzą z niego, a usiłują naginać życie Kościoła do tych wyobrażeń.
To by samo w sobie nie było takie niebezpieczne, wykruszyłoby się a to dzięki sumieniu, a to dzięki prawdzie, a to dzięki honorowi.
Problem, że w to włączają się siły obce, wrogie Kościołowi.
Dzisiejsi moderniści w Kościele mają potężne wsparcie mediów lewackich, faszystowsko (komunistyczno)-satanistycznych, korporacyjnie-globalistycznych mediów “głównego ścieku”.
Kiedyś, kiedyś, jak usłyszałem słowo “modernizm” najpierw skojarzyłem to właśnie z tymi mediami, nie z Kościołem.
Tak w skojarzeniu dodam, że modernizm nazywa się też “ściekiem wszelkich herezji”.
A wszystkie chcą nasz Kościół zniszczyć. Dawniej herezje były rzadkością – dziś trwają, bo możnych mają sponsorów. I nie tylko trwają – one się sprzymierzają, by Kościołowi szkodzić.
Zaczyna się robienie dziwnych rzeczy – wydaje się że to już funkcjonuje jak jedna organizacja – kierowana przez diabła.
Wiem że prostaczkom pasuje prosty podział na tradycjonalizm i modernizm, bo im wiele ułatwia, jak i podział na socjalizm i liberalizm, ale niestety są to fałszywe podziały. Te fikcje walą w Kościół z obydwu flank naraz.
Prawda to pełnia, a etykieciarstwo to zawsze ubożuchne kłamstwo- tradycjonalizm odbiera Prawdzie dynamikę rozwoju, a modernizm odcina ją od korzeni.
Prawda to nie pełnia, tylko zawsze jest pełna, zawsze jest cała – bez niedomówień i upiększeń – tak jak w sądzie – mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Mamy mówić “tak-tak”, “nie-nie”, a co nadto, od złego jest. Mamy mówić jednoznacznie.
Etykietowanie nie jest złe. Już Adam “etykietował” rajskie zwierzęta. To podstawa prowadzenia jakiejkolwiek działalności, żeby ponazywać to, z czym mamy do czynienia, żeby wyłapywać charakterystyczne właściwości rzeczy po to, by wiedzieć, czego się po nich spodziewać. Jedynie etykietowania ludzi należy się wystrzegać – to nie rzeczy – są w stanie się zmieniać – tak na dobre, jak i na złe.
Prawda nie ma “dynamiki rozwoju” – prawda jest jedna i raz na zawsze określona.
Modernizm nie “odcina prawdy od korzeni”, bo to prawda jest korzeniem całej Bożej rzeczywistości.
Modernizm atakuje prawdę właśnie dlatego, że chce nas odciąć o tej Bożej rzeczywistości,
– od świadomości tego “co jest”
– od widzenia jej w całej prawdzie, w całym konkrecie, na którym stoi natura danego nam świata, w prawdzie na której budujemy opisy Bożej Natury, Naukę i potrzebne narzędzia, w prawdzie na której stoi Mądrość ułatwiająca nam zrozumienie Bożych od nas oczekiwań, na prawdzie, która jest przyczyną, prawdzie, której skutki to nasze cele.
Prawda prowadzi najprostszą drogą ku prawości – rozróżnianiu dobra i zła i wyboru dobra, a więc i wyboru Boga.
To tłumaczy też dlaczego modernizm tak ostro atakuje prawdę (twierdzi, że jest ich wielość, że nie jest jedyną, jest pluralizm itd.).
To dlatego, że moderniści są dziećmi diabła i chcieliby, żebyśmy wybierali jego, a nie Boga.
To dlatego, że modernizm to odmiana satanizmu.
Prawda prowadzi najprostszą drogą ku prawości – nieprawda ku jej przeciwieństwu – lewactwu – ku pokłonowi jednocześnie faszyzmowi i satanizmowi, w tym modernizmowi.
1. Miarka ma własny język, ale rozumie po naszemu. Jednak tłumaczenie z naszego na miarkowe daje okazję do wielu dodatkowych dygresji.
2. Sens skrótów myślowych i przenośni jest przez Miarkę ignorowany w celu napisania krótkiego eseju na bazie pojawiających się w tych środkach stylistycznych słów. Jeśli są one wieloznaczne, Miarka wybierze ten zakres konotacji, z którego pomocą da się stworzyć jak największą objętościowo wypowiedź.
3. Jeżeli niezgadzasz się z jakąś wypowiedzią Miarki i to napiszesz, Miarka w odpowiedzi napisze komentarz, w którym będzie od 5 do 8 kolejnych twierdzeń, z którymi na pewno nie możesz się zgodzić.
4. Miarka mi chyba bardzo pomógł zrozumieć Twoją “obsesję” na punkcie idealizmu.
Bardzo trduno jest wyciągnąć kogoś z jego urojonego świata, kto przedkłada własne koncepcje nad rzeczywistość. Piszesz “jest dzień”, a on “no, raczej zmierzcha” – bo w jego świecie tak rzeczywiście jest. Przez pozorne podobieństwo tych światów wydaje się, że rozmawiacie o jednym, ale tak naprawdę – każde mówi o czym innym. Ty – obserwujesz rzeczywistość; on – ją kreuje.
właściwości rzeczy po to, by wiedzieć
A to ciekawe…
A po co pisać wieloznacznie ?
Po co czytelników zwodzić fałszywym urokiem takich sformułowań ?
Co ma wspólnego pisanie “piękne”, popisywanie się wieloznacznymi konotacjami, ze zmierzaniem do mocnego stawania na ziemi na bazie prawdy, ze zmierzaniem do celu dyskusji, którym jest najpierw jednakowe rozumienie rzeczywistości, a więc i jej konstruktywnego sensu, zdobywania godnej zaufania nauki na której można bezpiecznie iść w życie ?
Stworzenie “gabloty z definicjami”, tworzenie własnego słownika uwzględniającego intencje które nam przyświecają, definicji niezakłamanych destrukcyjnymi dla nas intencjami, jak np te używane w komercji i propagandzie politycznej, albo wikipedii, z którym to pomysłem wystąpiłem na samym początku mojej bytności na Legionie wciąż wydaje mi się dobrym pomysłem.
Była taka historia z Edisonem, że wymyślił maszynę do błyskawicznego zliczania głosów w parlamencie. Nie przyjęła się. Politycy nie chcieli transparencji ich poczynań.
Tak samo tutaj. Jak nie będzie powszechnej jednoznaczności, potworzą się grupy pozamerytoryczne i “autorytety”, a dyskusje i popierania się będą zmierzały do zaklepywania racji “wyższych” wykutych gdzieś w metnej strefie. Nadto “przybysze” na forum pozostaną w dyskryminacji.
A to, to naprawdę mocne. Warto się zadumać.
“Obserwowanie rzeczywistości” to raczej cecha dziennikarstwa i to takiego “na poważnie obiektywnego”. Wymaga własnego wyłączenia się z życia. To bierność, pasywność, uznanie swojej niemocy i poddanie się, wyłączenie z życia. To również pogrążenie się w samozadowoleniu. Obserwator-dziennikarz nie może “kreować rzeczywistości” – stawałby się pasożytem, pośrednikiem, manipulatorem.
“Kreowanie rzeczywistości” zaś, to tyle co aktywne życie, to zmierzanie do sięgania po konkretne cele, cele coraz wyższe, po realizację przyjętych zadań, swoich odpowiedzialności, najpierw wspólnotowych. To zmierzanie do samoorganizacji “kreatywnych”. To “równanie w górę” – też wymaga “obserwowania rzeczywistości”, ale dla znajdowania w niej tego, co pozwoli odrzucić bałamuctwa i dalekowzrocznie kierować się ku przyszłości.
W sensie, że na krzyż?
Nie – krzyż nie jest celem – jest wyrazem miłości, drogą ku życiu i to życiu “w obfitości”. Celem jest życie, życie jednostki i wspólnoty, i życie wieczne.
Tak.
Podsumowując;- Chrystus Zmartwychwstał, a miarka dalej w grobie.
Bo Biblia jest tak napisana.
Po co? By człowiek jadł powoli, by się nie udławił.
Na przykład -apostołowie po zstąpieniu na nich Ducha św. mówili językami.
I Kościół dziś mówi językami;nie tylko w rozumieniu języków narodowych, ale i innych, mówią w nim żydzi, buddyści, prawosławni, protestanci o swoim rozumieniu Boga i Prawdy i słuchają chrześcijan o ich rozumieniu, językami mówią też duchowni-językiem teologii, filozofii, Lectio Divina, językiem ciała i innymi, na róznych poziomach rozumienia, mówią też wierni Kościoła, każdy w swoim języku.. Duch św. mówi różnymi językami, w których każde słowo ma wiele znaczeń kontekstualnych. I choć Prawda jest jedna, każdy ogląda ją z innej strony.
I miarka mówi swoim językiem wedle własnego rozumienia wiary, niepogłębionego medytacją i żywą modlitwą.
miarka nawraca nas w tył.
I sprawił Bóg to, o co on prosił. (1 Krn 4, 9–10).- modlitwa Jabesa
miarka, co to są ”granice moje”?
A to można żyć nie umarłwszy wpierw?
miarka, co to są ”granice moje”?
Na marginesie, jest taki kawałek w ST, nie pamiętam gdzie, jak szedł jakiś gość z miarką żeby zmierzyć Jerozolimę. Ale go Pan Bóg zarócił, chyba przez prooroka, i mówi: Nieeee nooo! Co ty?? Jerozolima ma nie mieć żadnych granić. Taki mam .Plan – w końcu jestem Panem Bogiem. Jakoś tak :) Się mi przypomniało.
Ależ umiera się – duchowo. “Karą za grzech jest śmierć”. Osoba szczerze przystępująca do sakramentu pojednania umiera jako “stary człowiek”, co ten grzech popełnił.
Dosłownie to chodzi o ziemię dla jednego z potomków Judy i niewątpliwie dla jego dziedziców.
Ale przykład na wieloznaczność Biblii zupełnie nieudany. Akurat własność ziemska jest w naszym kręgu kulturowym przeważnie rozumiana jako własność, a więc jako to, co “moje” (poza relacją do państwa totalitarnego, które zostawia nam we władaniu tylko zewnętrzną warstwę gleby i to jeszcze potrafi przymusowo wywłaszczyć).
Oczywiście to co “moje”, a więc i tego granice można rozumieć na wiele sposobów, np granice mojego ciała to skóra, błony śluzowe, włosy itd.
Ogólnie – to, co jest krawędzią tego, co do mnie należy, czym władam niepodzielnie, krawędzią, która styka się już z tym, co “nie moje”.
Przykład biblijny jako mówiący o realistycznym, jednoznacznym wzorcu “granic moich” jako granic własności ziemskich może roznosić się i na inne przykłady granic – zawsze jednak pozostanie jednoznaczny. Mówiąc o innych “granicach moich” spokojnie mogę się powoływać na ten jednoznaczny przykład.
A po co nazwałeś się miarka?
1. «przyrząd do mierzenia długości»
2. «naczynie do mierzenia objętości; też: ilość czegoś mogąca zmieścić się w takim naczyniu»
3. granica poprawnego zachownaia (jak w “przebrała się miarka” – to dopisek mój, A. bo w słowniku nie było).
Istnieją słowa wieloznaczne. Jak widać, trudno ich całkowicie uniknąć.
Znaczenia kontekstualne to np “pokój”, który ma w Polce dwa znaczenia. Za granicą mają i słowa o sześciu znaczeniach – tylko że to nie wieloznaczność, bo kontekst to ujednoznacznia.
Również mowa językami – to odmienne słowa, ich odmienne skojarzenia, odmienna gramatyka, ale treść ta sama – jednoznaczna.
I w jednym i drugim przypadku Prawda nie cierpi.
Wieloznaczność jest wtedy, kiedy cierpi Prawda, kiedy jest intencja oszustwa, gdy nawet gdy mówię prawdę sugeruję coś odmiennego, gdy wprowadzam własne definicje nie informując o nich zainteresowanych, a nawet jeszcze je dalej zmieniam.
Biblia nie jest, jak to Pani powyżej napisała wieloznaczna, a pozostaje jednoznaczną. Owszem, mowa Boga ewoluowała w historii, dopasowywała się do stopnia dojrzałości duchowej i zdolności intelektualnych ludu Bożego.`Kto jednak nadąża, kto pamięta o kontekście historycznym ten widzi przekaz jednoznaczny.
To dobry przykład na wieloznaczność mowy.
Na wprost – od strony prawdy – prawda.
Od strony tych co oglądają – kłamstwo – i taka jest Pani sugestia, że każdy będzie twierdził, że widzi inną prawdę.
Proponuję wrócić do słów:
Ci modernistyczni obserwatorzy nie docierają do prawdy – do tego korzenia danej rzeczywistości.
A tak w ogóle, to jaki jest sens rozprawiać o prawdzie w teorii ? Kiedy ci zadowoleni z siebie obserwatorzy życia uczciwie wezmą się w garść i zaczną robić coś konstruktywnego, każdy z nich dotrze do prawdy jedynej – to w niej się ze zdziwieniem spotkają, to od niej będą musieli zaczynać “swoje” dzieło.
To nie wieloznaczność a znaczenie kontekstualne – szybko się ujednoznacznia.
Tak i w przypadku mojego nicka – łatwo odgadłeś znaczenie, choć go w słowniku nie było.
Patrz więcej:
miarka
24 kwietnia 2014 godz. 21:51 – w odpowiedzi do: circ 16:19
Jeśli zamknąłeś się na jednego człowieka (wybudowałeś mur wokół swych granic), zamknąłeś się na wszystkich i tym samym zamknąłeś się na Boga. To są granice.
Jak Bóg poszerza nasze granice, zwiększa się też nasza odpowiedzialność za wszystko co się w nich znajduje, też ludzi, poszerza się nasze serce.
Jezus mówi, że przy końcu świata nie tyle będzie wzmożenie się nieprawości, ile zanik miłości.
O, właśnie.
Chrześcijanie chorobliwie boją się radości. Zupełnie tak, jakby nie rozumieli co znaczy prawda o Zmartwychwstaniu Chrystusa – mówił Ojciec Święty w dzisiejszym kazaniu w Domu św. Marty.
Papież Franciszek wskazał, że chrześcijan rzadko można spotkać radosnych. Wierni częściej prezentują się z pogrzebową miną – zupełnie tak, jakby zapomnieli, że Zmartwychwstały Chrystus jest z nimi.
Franciszek odniósł się do dzisiejszej Ewangelii, w której czytamy o przyjściu Zmartwychwstałego do uczniów. Ci są „zatrwożeni i wylękli” zamiast się radować.
„To jest choroba chrześcijan. Boimy się radości – mówił Franciszek.
„W moim kraju mawia się, że gdy ktoś oparzy się gorącym mlekiem, to potem płacze na widok krowy – stwierdził Papież.
“A ci sparzyli się dramatem krzyża i powiedzieli: ‘Nie, tu się zatrzymamy; On jest w niebie; doskonale zmartwychwstał, ale niech nie wraca ponownie tutaj, bo nie damy rady’. Prośmy Pana, aby uczynił z nami to, co zrobił z uczniami obawiającymi się radości: niech otworzy nasze umysły. ‘Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma’. Niech otworzy nasze umysły i pozwoli nam zrozumieć, że żyje, ma ciało, że jest z Nami i nam towarzyszy, że On zwyciężył. Prośmy Pana o łaskę, byśmy nie lękali się radości” – zakończył Ojciec Święty.
pac/radio watykańskie
Ładnie napisane.
Te “poszerzane granice” kojarzą mi się najpierw z wolnością. Jest taka zasada w kręgu wartości związanych ze sprawiedliwością wspólnotową, że wolność, równość i braterstwo muszą pozostawać w równowadze (w razy r, dzielone przez b równa się const). I tak, kiedy wzrasta w danej wspólnocie wolność, musi wzrastać i braterstwo, w tym “odpowiedzialność za brata swego”, solidarność i miłosierdzie.
Tu można od razu dołożyć, że jak Bóg tu “poszerza nasze serca”, to na brata.
Charakterystyczne, że występująca we wzorze równość musi się dopasować do potrzeb – nie zawsze wzrośnie, czyli nie zawsze zyski z powiększenia wolności będą dzielone według dotychczasowych zasad.
Nasze “poszerzone serca” będą się chciały sprawiedliwiej dzielić z ubogimi, nasza nagle “poszerzona wolność” będzie chciała iść za ciosem i inwestować w dalsze poszerzanie wolności i dalsze zwiększanie swojego posiadania tą wolność podtrzymującego. zwiększania ku rosnącej prywacie.
W końcu może dojść zdrady, do odejścia od wdzięczności Bogu za poszerzenie wolności. Dojdą do władzy najpodlejsze, barbarzyńskie elementy, dojdzie do sprzeniewierzenia się tym “równym” i tym “braciom”, do totalitarnego liberalizmu i faszyzmu globalnego. Zostaną tylko “wolni” i “niewolni”, zajęci sporami jak dzielić swoją biedę – równo, czy po bratersku.
http://alexjones.pl/pl/aj/aj-polska/aj-gospodarka-polska/item/26906-po-psl-odbierze-polakom-prywatne-maj%C4%85tki-%E2%80%93-projekt-ustawy
No widzisz :)
Mnie się “ujednoznaczniło” inaczej:
Miarka – przyrząd do mierzenia.
Gościu chodzi z miarką i mierzy znaczenia. Ma źle dobrane okulary i nic mu się nie zgadza.
Tak odebrałem Twojego nicka na podstawie kontekstu. Serio.
P.S. – polecam: http://www.trzecioklasista.edu.pl/artykuly/files/264/Jednoznacznosc.pdf
http://wczesnaedukacjaantkaikuby.blogspot.com/2011/09/homonimy-i-wyrazy-wieloznaczne.html
Dałbym to jako notkę osobną.
Przyznam, że za młodu denerwował mnie hurraoptymizm (mówiąc delikatnie) oazowców.
Cóż, radość też musi mieć oparcie w pokorze, aby nie była próżną.
Ciągle uważam, że nie rozumiesz czym jest pokora. Masz w tym miejscu jakiś blok, trudność.
Radość jest pokorą, każda.
Jesli nie jest pokorą, to nie jest radością, ale czymś innym. Radość nie może być próżna, to niemożliwe. Radość rodzi się tylko w zdrowej duszy, płynie z naturalnej więzi z Bogiem, nawet nieuświadomionej. Jest byciem sobą w całej pełni, tak jak mnie Pan Bóg stworzył, jest naturalną więzią ze Stworzeniem (jego istotą) i w tym sensie nawet poganie jej doświadczają.
Mylimy też naturę ze Stworzeniem- natura jest częściowo popsuta, Stworzenie nie, bo jest istotą, nie przypadłością.
W drugim artykule to autorka mówi o sobie, że ma zboczenie zawodowe i robi malutkim dzieciom zabawy słowem. To raczej może zainteresować modernistów, ale nie ludzi poważnych, co ten etap nauki myślenia mają dawno za sobą.
Artykuł pierwszy się nie otwiera, ale w poszukiwaniu trafiłem na coś ciekawego :
I. O sztuce rozumowania
Nikt nie sa˛dzi, z˙eby brakło mu zdolno´sci do logicznego rozu- mowania, cho´c niektórzy sa˛ przekonani, z˙e wielu innym oso- bom zdolno´sci tej brakuje. Nie moz˙e jednak by´c prawda˛jedno i drugie: z˙eby wszyscy kierowali sie˛ logika˛i nie wszyscy kie- rowali sie˛ logika˛. Prawda˛ jest raczej to, z˙e kaz˙dy z nas jest dobry w rozumowaniu, ale nie ma takiego, z˙eby nie mógł by´ c jeszcze lepszy. Do tego, z˙eby stawa´c sie˛ lepszym słuz˙y przyswajanie so- bie logiki jako nauki o rozumowaniu czyli o rozwia˛zywaniu zagadnie´n. W takim procesie rozwia˛zywania uczestniczy obserwacja, stawianie pyta´n, wnioskowanie oraz tworzenie i przetwarzanie poje˛´c; to ostatnie nazywamy konceptuali- zacja˛.
http://www.calculemus.org/lect/logsoc/01/log1.pdf
Co do tematu, to popatrzmy:
Najpierw miałeś:
Owszem, rozum Ci to tak popowiedział, ale duch Cię prowadził dalej i na tym nie stanąłeś, bo później napisałeś:
Czyli nawet zadałeś sobie trud przewertowania słownika, żeby znaleźć potwierdzenie dla swojej intuicji, która Ci podpowiadała, że jednak “przebrała się miarka”.
Reasumując, to uważam, że intuicję to masz dobrą, tylko czasami za dużo myślisz.
Miarkujesz?
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Czy radość z niesprawiedliwości jest pokorą?
Rozumiem o co Ci chodzi. Ten kto zaznał radości Bożej, pokornej – nie nazwie radością niczego innego, żadnego uczucia rozbawienia, wesołości, które nie wypływa z poznania Bożej miłości.
Jednak język ma jedno słowo “radość”, na różne jej rodzaje. Dlatego w NT często jest mowa o “radości w Panu”, aby nie pomylić jej z czymś innym:
List do Filipian : 3,1
Ponadto, bracia moi, radujcie się w Panu. Pisać do was jedno i to samo nie przykrzy mi się, dla was zaś jest to zabezpieczeniem.
List do Filipian : 4,4-6
Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam radujcie się.
Albowiem Królestwo Boże, to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym.
A to – na deser (tu Boży charakter radości wynika z kontekstu):
List do Galacjan : 5,22
Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność,
Korzystałem z kopalni cytatów o radości w Piśmie Świętym:
http://cygnus.et.put.poznan.pl/~dlugosz/prywatne/opracowania/wlasne/radosc.htm
Znowu – czuję, że wiem, o co Ci chodzi z rozróżnieniem na istotę i przypadłości, ale chyba używasz tych określeń nie całkiem poprawnie (jeśli odwołujemy się do tomizmu, bo nie musimy).
W tomizmie jednymi z opisów struktury bytu są rozróżnienia na istnienie i istotę oraz substancję i przypadłość, gdzie substancję definiujemy raczej jako konkretny, oddzielny byt – z naciskiem na jego oddzielność i unikalność – “samoistną podmiotowość” (bo cechy szczegółowe mamy w przypadłościach), a nie – jakąś wspólną materię, z której wszystko jest ulepione. Wynika stąd, że istota bytu zawiera w sobie także jego przypadłości, ponieważ poza nią mamy w bycie już tylko samo istnienie (jako swoisty akt).
Rzeczywiście, w naszym języku potocznym pojawiające się wyżej znaczenie słowa substancja lepiej jest chyba oddawane przez słowo istota.
Dlatego nie protestuję zbyt mocno przeciw mówieniu o rozróżnieniu bytu na istotę i przypadłości.
http://www.tomizm.pl/?q=node/44/print
…
V. Prócz tego każde stworzenie składa się z dwóch różniących się rzeczowo czynników, mianowicie z podmiotu samoistnego oraz form drugorzędnych i dodatkowych, czyli przypadłości; ta całość złożona nie dałaby się pomyśleć, gdyby się byt nie łączył z rzeczowo różną istotą.
VI. Prócz przypadłości bezwzględnych istnieje przypadłość względna, będąca relacją do czegoś. Choć relacja do czegoś z własnej swej istoty nie oznacza czegoś tkwiącego w jakimś podmiocie, to jednak ma ona częstokroć przyczynę swą w rzeczach, i co zatem idzie, posiada istność realną i różną od podmiotu.
VII. Stworzenie duchowe jest w istocie swej całkowicie pojedyncze. Wszelako jest ono jeszcze w dwojaki sposób złożone: mianowicie z istoty i istnienia oraz substancji i przypadłości.
VIII. Stworzenie cielesne złożone jest w samej istocie swej z możności i aktu; możność tę i akt w porządku istoty zwiemy materia i formą.
IX. Żadna z wymienionych części nie posiada bytu przez się, żadna nie powstaje przez się, żadna też nie ulega zepsuciu przez się; żadnej nie można umieścić w jakiejś kategorii jeno przez redukcję jako pierwiastek substancjalny.
…
Wszystko dobrze, tylko że to:
jest projekcją, nie podpartą faktami.
Tak właśnie konstruujesz fałszywy świat, zamiast obserwować prawdziwy.
Obserwować nie znaczy tu “tylko obserwować”. Nie chodzi o nacisk na bierność, tylko na otwartość na poznawanie bytów realnych, istniejących poza Twoim umysłem.
Każdy wybór etyczny powstaje w sytuacji spotkania, kiedy mamy właśnie doczynienia z kimś lub czymś rzeczywistym, istniejącym.
Aby dobrze wybrać należy ten byt poznać: kto to? co to? czego chce? skąd się wziął? jakie są moje wobec niego powinności?
To co nazywam obserwacją jet właśnie poznawaniem bytu (np. osoby) w odróżnieniu od kreowania pseudo-rzeczywistości we własnym umyśle, które polega na wymyśleniu odpowiedzi (co zawsze jest łatwiejsze) na te podane przeze mnie wcześniej pytania, zamiast na zaobserwowaniu ich w rzeczywistości, poprzez wejście w relację z tą osobą (czy innym, poznawanym bytem).
Nota bene słowo obserwować ma ciekawe pochodzenie:
Łac. observo od ob + servō – doglądać, zapewniać bezpieczeństwo (a nie – biernie przyglądać się)
W angielskim observe ma więcej znaczeń jako czasownik przechodni (transitive verb) związanych z poszanowaniem, przestrzeganiem czegoś, niż jako czasownik nieprzechodni, oznaczający przyglądanie się:
transitive verb
1
: to conform one’s action or practice to (as a law, rite, or condition) : comply with
2
: to inspect or take note of as an augury, omen, or presage
3
: to celebrate or solemnize (as a ceremony or festival) in a customary or accepted way
4
a : to watch carefully especially with attention to details or behavior for the purpose of arriving at a judgment
“Przyglądać się starannie, z uwagą dla szczegółów lub zachowania, w celu osiągnięcia właściwego osądu”
b : to make a scientific observation on or of
5
: to come to realize or know especially through consideration of noted facts
6
: to utter as a remark
intransitive verb
1
a : to take notice
b : to make observations : watch
A analiza, synteza, indukcja, dedukcja…?
Mówiąc o moich “projekcjach” zarzucasz mi jakieś chore wymysły, uprzedzenia, czy fobie i wszelkie niecne intencje, jakąś chęć manipulowania Tobą władanymi Ci w usta moimi urojeniami.
Może nie spodobały Ci się moje słowa o Twojej intuicji ? Przecież intuicje mamy i kierujemy się nimi niezależnie od świadomości. To cecha ducha – aniołowie kierują się intuicją (polecam książkę “Aniołowie i demony – co naprawdę o nich wiemy” – Peter Kreeft). Tu więc stwierdziłem fakt, a nie podążałem tokiem słów Twoich myśli, jakie wtedy miałeś.
To skąd słowa: “… bo w słowniku nie było” ? Czyż to nie fakt, nie przyznanie się do zbrodni ?
Jak nie wertowałeś, to mogłeś kogoś spytać, z tym, że to akurat zupełnie nieważne – to tylko uściślenie. Nieważne jak zadałeś sobie trud – ważne że zadałeś.
Kto współweseli się z prawdą, nie może równocześnie cieszyć się lub smucić z niesprawiedliwości.
Ale to napisałeś, i dobrze.
Ja cię proszę, byś myślał zanim coś powiesz, myślał logicznie.
Pośpiech to wróg.
Fajnie, że miarka daje ci tak popalić.
Pomścił mnie.
Jest, ale nie każda, a tylko duchowa.
Natomiast jest mnóstwo radości związanych ze sferą emocjonalną, zwłaszcza z grzesznym emocjonalizmem nadmiernym, sferami materii i cielesności, chciejstwa i pożądliwości, w krórych radość pojawia się często, a nawet jest celem działań i zaniechań – tu radość jest pychą.
Niech Pani powie tęczowym, że ich rozchichranie, ich wesołkowate kpiny z życia to nie radość.
W ogóle źle Pani stawia problem. Bo nie patrzy Pani iż istnieje radość–uczucie i radość–emocja, a także, że emocja może być słumiona, zrównoważona uczuciem i nadmierna. Że istnieje wiele kombinacji, które pozwalają się w tym gubić lub precyzować, czy radość jest grzeszna, czy od Boga.
Tylko duchowa
– …a największa radość duchowa to jest po dobrej spowiedzi – radość ze zbawienia, radość w Zbawicielu.
– Wielka jest radość, kiedy dobre dzieło idzie tak dobrze, że aż się chce śpiewać . To radość chórów anielskich, króre śpiewają Bogu.
– Wielka jest radość, kiedy koniec wieńczy spełnione dzieło, np osiągnięty najwyższy punkt wznoszonej budowli, zebrane z pola zboże, powrót do domu po spełnieniu zadania – wtedy nawet droga wydaje się krótsza jak w tamtą stronę.
– Wielka jest radość wykonania dzieła sprawiedliwego („Radujcie się sprawiedliwi w Panu”).
– Wielka jest radość, gdy się czymś najlepszym co mam dzielę z bliskimi.
Wielka jest radość dzielenia radości i smutków innych, gdy daje się im pomóc w rozwiązaniu ich problemów – radość udziału w ich realnym życiu.
– Wielka jest radość udziału i współudziału w Bożym cudzie życia.
– Wielka jest radość odnajdowania wspólnoty z drugim człowiekiem.
– Wielka jest radość dawania, obdarowywania innych czymś dobrym, spełniania dobrych uczynków bezinteresownie.
– Wielka jest radość, gdy odnajdę zgubę, wracam do zdrowia, czy rozwiążę trudne zadanie.
– Wielka jest radość życia rodzinnego, radość dzielenia stołu, wzrastania dzieci.
Zaiste chrześcijanin, katolik wiele ma dobrych powodów do radości ! Niestety ma i złe.
1. A gdzie tu pokora, tak ważna we wszelkich relacjach z Bogiem ? Gdzie normalność ?
2. Doprawdy ? To radość, a nie narcyzm – podziwiejcie mnie, jak i ja siebie podziwiam? Czy to nie forma new-age – owskiej autoafirmacji ?
3. Czy to nie lenistwo, pasożytnictwo i nieodpowiedzialność – „Jakiegoś mnie Boże stworzył, takiego mnie masz” ?
4. Czy nie zrównanie stanu wyjściowego, stanu w jakim postawił mnie Bóg, ze stanem docelowym, do którego mam zmierzać, z zabiciem całego życia między tymi stanami ? I to ma być radość chrześcijańska ? A może jednak radość diabelska, że udało mu się zabić moją chęć życia już na jego starcie ? Czy to nie protestantyzm głoszący, że czyny nieważne ?
5. Czyż nie jest to jednak grzeszne new-age – owskie „pozytywne myślenie”, że nie ma dobra, tylko jak coś jest dobre dla mnie, to jest dobrze, a jak „jest dobrze” to należy się cieszyć ?
6. A od kiedy to Bóg tworzy człowieka pełnym, skończonym, doskonałym, że tylko się cieszyć Jego radością ?
7. Czy taka radość to nie samochwalstwo i szukanie pretekstu do lenistwa ?
8. Czy to Bóg mi dał tą radość, czy raczej jest to moja radość grzeszna – z zawłaszczenia tego, co mi Bóg dał, jakim mnie ukształtował ?
9. To już wszystko skończone, cele osiągnięte i nawet nie muszę już wzrastać, ani dojrzewać, bo i do czego ?
10. To już mogę się uważać za ostatnie ogniwo ewolucji, za superkonsumenta wszystkiego co stworzył Bóg i wypracowali moi przodkowie ?
11. To już nie muszę patrzeć na innych ludzi, już nie mam nic dla nich do zrobienia ?
12. To już liczę się tylko ja ?
13. Czy to nie radość za cenę zapomnienia o Bożym świecie, o problemach do rozwiązania, „radość głupiego”, z świadomym, czy nieuświadamianym sobie wchodzeniem w stan oderwania od rzeczywistości, w stan w istocie rzeczy znarkotyzowania?
14. Czy to nie grzeszna “radość za wszelką cenę” i ponad swoje możliwości, gdzie radość wyrasta na bożka, wartość samą w sobie, na cel, co „uświęca środki” ?
15. Czy to nie modernistyczna radość obserwatora samozadowolonego z siebie ?
16. A jakimż to prawem mam odczuwać, ba, wzbudzać w sobie radość z “bycia sobą w całej pełni, tak jak mnie Pan Bóg stworzył” ? Czyż to nie pogarda dla smutku tych, których Bóg stworzył “niepełnymi”, ułomnymi, przed którymi ciężka praca, cierpienie i poniżenie, zanim dojdą do stanu radości od Boga ?
17. Czyż taka radość skupiona na sobie, szukająca siebie może płynąć od Boga ?
18. A może to nie radość od Boga, tylko samozadowolenie, jakaś forma masturbacji ?
18. A jakież to moje uczucie równoważy tą emocję (tak, emocję, bo do posiadania), żeby nie stała się grzeszną emocją nadmierną, skoro skupiam się na sobie, a nie na dziele w służbie Bożej – samouwielbienie ? Przcież to nie może być miłość do Boga, skoro nie staję w gotowości pełnienia dzieła Bożego.
19. Czyż ta radość to nie pochwała emocji bez względu na jej orientację moralną ?
O kurczę blade! Toć w tej chwili nam się ujawnił nowy typ modernizmu – radość zamiast dobra.
Nie istnieje już dobro i zło, nie istnieje Duch Boży i duch świata, nie istnieją aniołowie Boży i anioły upadłe, nie istnieje człowiek i zwierzę, chrześcijanin i poganin – istnieje radość i smutek.
Kto radosny – za tym idziemy. Będę radosnym, choćby nieodpowiedzialnym, zorientowanym na „tu i teraz” utracjuszem, choćby i skorumpowanym przeniewiercą dobra wspólnego, niedotrzymane obiecanki pokrywającym kolejnymi obiecankami – wszyscy będą mnie lubili. Mam być radosny, „merdający ogonkiem” do waadzy, mafioza, przestępcy i globalisty, choćby mnie okradali i wywłaszczali tak z dóbr własnych, jak i z dobra wspólnego, mam tolerować wszelkie zło i demoralizację wokół siebie, mam równouprawniać dobro i zło, prawdę i kłamstwo – bo „tak jest dobrze”, bo tak chwalę waadze, a waadze dadzą mi żyć. Bo jak będę smutny, to ,,będzie źle” – wejdę na celownik totalitarnej waadzy jako potencjalny terrorysta, co to się ośmiela chcieć zmian – a przecież „jest dobrze”.
Owszem, mylimy, ale nie zawsze błądzimy, bo one się przenikają. Każdy byt ma swoją naturę, nawet Bóg. Człowiek ma w części naturę świata przyrodzonego, a w części naturę ludzką – nadprzyrodzoną, duchową, nieśmiertelną, różniącą go od innych stworzeń.
Błądzimy zwłaszcza gdy Stworzenie i naturę traktujemy jako byty rozłączne. Mamy wtedy np abstrakcyjną, pogańską Gaję w bajkach dla dzieci.
Czy w ogóle prawdziwe jest stwierdzenie, że Stworzenie nie jest popsute, skoro każdy byt ma swoją naturę ?
Czyżby istniała możliwość oddzielenia bytu (tu Stworzenia) od jego natury ? Dzielenia na byt i właściwości, czy przypadłości i nadawania im cech niezależnych bytów ? To jak noga mi niedomaga, to noga jest chora, ale ja nie jestem chory ?
Jest w tym jakiś modernizm, coś jak miłość oderwana od dobra, czy dobro od Boga.
Mamy przecież kryterium: – nie to jest nieczyste co do wnętrza „Stworzenia” wchodzi, tylko to, co z niego wychodzi. A wychodzi, wychodzi – móstwo popsutego.
A najgorsze w tym wszystkim jest, że lekarstwo na to “popsucie” znamy już 2000 lat i nie tylko nie umiemy “zaskoczyć”, przyjąć go, odrzucając wcześniej to co zbędne, tylko wciąż gromadzimy łaski Boże na skład, obrastając w chore i grzeszne nadmiary, tylko wciąż szukamy nowych, modernistycznych lekarstw – też z pewnością tylko po to, żeby je sobie zbierać na skład (choć tutaj, to żadna strata). Strata prawdziwa dziś, to to, że tracimy czas, a zły rośnie w siły swoich bezkarnych we wszystkim wyznawców, sięgających już po władzę nad światem.
Magníficat * ánima mea Dóminum,
et exsultávit spíritus meus *
in Deo salutári meo;
quia respéxit humilitátem ancíllæ suæ, *
ecce enim ex hoc beátam me dicent omnes generatiónes.
Quia fecit mihi magna, qui potens est: *
et sanctum nomen eius,
et misericórdia eius a progénie in progénies *
timéntibus eum.
Fecit poténtiam in bráchio suo, *
dispérsit supérbos mente cordis sui,
depósuit poténtes de sede, *
et exaltávit húmiles,
esuriéntes implévit bonis, *
et dívites dimísit inánes.
Suscépit Israel, púerum suum, *
recordátus misericórdiæ suæ,
sicut locútus est ad patres nostros, *
Abraham et sémini eius in sæcula.
Glória Patri, et Fílio, *
et Spirítui Sancto.
Sicut erat in princípio, et nunc et semper, *
et in sæcula sæculórum. Amen.
Wielbi dusza moja Pana *
i raduje się duch mój w Bogu,
Zbawicielu moim.
Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy. *
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia.
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, *
a Jego imię jest święte.
Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie *
nad tymi, którzy się Go boją.
Okazał moc swego ramienia, *
rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił władców z tronu, *
a wywyższył pokornych.
Głodnych nasycił dobrami, *
a bogatych z niczym odprawił.
Ujął się za swoim sługą, Izraelem, *
pomny na swe miłosierdzie,
Jak obiecał naszym ojcom, *
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki.
Chwała Ojcu i Synowi, *
i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, teraz i zawsze, *
i na wieki wieków. Amen.
Nie ma innej radości jak tylko duchowa.
Inna wesołość to zadowolenie, albo przyjemność.
Cały twój tasiemiec można wrzucić do kosza, bo nie rozumiesz znaczenia słów.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/radosc_zaskakuje.html
No tak, to ja w 19 punktach, i nie tylko, udowadniam, że nie wie Pani co to radośc, piszę, że robi błąd nie patrząc, która radość jest dobra, a która zła, a nadto sugeruję, że ma Pani jakieś poloty w stronę modernizmu i new-age, a Pani, “ani be, ani me”… Aż tak zabolało ?
Definicje i autorytety można znajdować różne, ale po to dyskutujemy, żeby uzyskiwać konsensus, żeby iść w życie z przekonaniem, że jesteśmy bogatsi o kolejne mądrości.
To wymaga poważnego traktowania każdej logicznej wypowiedzi. A już rada, by niewygodną wypowiedź interlokutora wyrzucać do śmieci, to dziecinada niegrzecznych dzieci z podwórka.
I po co ten upór, że “Nie ma innej radości jak tylko duchowa” ? To “radości-uczucie” i “radości-emocja”, albo “radości jako cel” nie ma ?
A jak powiem, że mam “radochę”, albo “frajdę”, czy “cieszę się” i będę cieszył się na 100 sposobów, albo tylko będę się uśmiechał, to nie będzie radość ?
Nie, to nie będzie radość, bo radość przenika duszę do dna i uzdrawia.
To co miarka ma za radość, to jego sprawa- może w złym towarzystwie się obraca.
Chyba niewielu jest takich ludzi, w historii świata, którzy doznali takiej radości, żeby ich uzdrowiła.
Zejdźmy lepiej na ziemię i porozmawiajmy o radości chrześcijańskiej, zaczynając np od radości ze znalezionej drachmy.
Bo to, co Pani wypisuje, a ja krytykuję jest chore. Z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego poza zapożyczonym miejscami słownictwem.
Chrześcijańska radość wymaga czynu i to nie byle jakiego, tylko takiego w którym jest Bóg – pełnienie woli Bożej, zbliżanie się do Boga, a nie samego rozebrania się jak mnie Bóg stworzył i radowania się sobą w całej pełni, jak to Pani opisuje (“Radość …jest byciem sobą w całej pełni, tak jak mnie Pan Bóg stworzył”) – zapewne żeby doznawać jakichś mistycznych stanów.
Radość nie przylatuje z kosmosu, żeby “przenikać duszę do dna i uzdrawiać” (a tak w ogóle, to od kiedy dusza ma dno, od kiedy ma granice ?)! – Czy tu nie chodzi o jakieś pijane okultystyczne, czy magiczne obrzędy ?
A co z radością Bożą, “jak przy podziale łupów”? :)
Twoje wyobrażenia, Miarko, sprawiają, że nie pojmujesz. Radość jest pokorna, bo radość jest darem Ducha Świętego. Radować można się tylko pięknem i tylko wtedy, gdy się tego piękna tym samym nie zawłaszcza. Jeśli cieszymy się zawłaszczaniem, to nie radość, jak my tu ją chcemy przedstawić, tylko chciwość, a jeśli cieszymy się z niesprawiedliwości, to chichot szatana. Ale radość to stan czystej duszy, na którą Bóg wylewa łaski – stan, jaki docelowo ma trwać wiecznie. Radujący się prawdziwie rozumie, że nie jest sam w sobie źródłem radości dla samego siebie, ale, że radość spływa na niego, a zatem jest pokorny. Pycha nie pozwala się radować, tylko chełpić.
A niby czego to nie pojmuję ? – Piszesz:
A więc to Ty nie pojmujesz, tak jak i circ. Radość jest owocem Ducha Świętego, nie darem. Różnica jest ogromna.
Według Katechizmu Kościoła Katolickiego dary Ducha Świętego „są trwałymi dyspozycjami, które czynią człowieka uległym, by iść za poruszeniami Ducha Świętego” (KKK 1830).
Co innego owoc Ducha świętego. Jest wtedy, gdy dajemy Duchowi Swiętemu działać przez nas, gdy korzystamy z darów Ducha Świętego, gdy z Nim współpracujemy, gdy działamy.
To w trakcie realizacji tych dzieł, a zwłaszcza na ich zakończenie mamy owoc Ducha Świętego.
Warto tu od razu zwrócić uwagę, że w/g BT, w Ga 5, 22-23 mamy:
Podkreślam tu zapis „ducha” z małej litery – nie Ducha Świętego, tylko ducha w ogóle – zapewne tak zaznaczono, nie muszą więc te owoce od dobra pochodzić, ani ku dobru się kierować, bo mogą pochodzić od złego, albo na złe być użyte.
Podkreślam, że korzystający z tych cnót, są ponad prawem, gdy kierują się, jako nadrzędną nad nimi, cnotą sprawiedliwści.
– znów poważny błąd – radość to nie dar , tylko owoc – radość dojrzewa, radość znajdujemy, odnajdujemy, odkrywamy – wkładamy pracę, wysiłek, znój, pot, krew i łzy, walczymy i ryzykujemy, ale nie przychodzi sama, nie spływa na nas, nie „przenika” (“duszy do dna” – jak bzdurzy circ).
Piękno to kwestia podobieństwa do Boga. Kiedy patrzymy na rzeczy piękne i odnajdujemy w nich piękno Boga, jest w porządku – dotąd jesteśmy zgodni.
Problem w tym, że powody do radości znacznie wykraczają poza zakres piękna.
Weźmy wspomnianą już radość ze znalezionej drachmy Jezusowej przypowieści, czy radość współradujących się – przecież nie dla piękna.
Weźmy takie „tak brzydki, że aż piękny” i takie traktowanie rzeczy grzesznych, w których to niby piękno owszem – raduje, ale wcale nie ku Bogu, weżmy wszystkie radości grzeszne, zwłaszcza gdy wobec nich zachowujemy bierność, tylko je poprawnopolitycznie konsumujemy – mody, idolatrie, lewacką sztukę, czy pornografię.
Ależ mi też chodzi o to nie zawłaszczanie. Myślę że piękno było w podtekście słów circ: „Radość …jest byciem sobą w całej pełni, tak jak mnie Pan Bóg stworzył”, tylko że ona wskazała na posiadacza tego piękna, a nie na jego pierwowzór, czyli go zawłaszczyła.
Znowu błąd. Tak by było, gdyby radość była darem. Gdyby przychodziło jakieś dobro, a ja bym wybierał – albo się radował (oczywiście w Panu), albo chełpił swoim „mieć”.
Natomiast jako owoc, w pozyskanie którego mamy swój wkład, pozwala się i chełpić. Oczywiście, że w szerszym spojrzeniu widać w tym dziele najpierw dzieło Boże, a za nim właściwą postawę pokory i wdzięczności Bogu, ale to całkiem inna sprawa.
– Bo najpierw się radujemy, a później albo się chełpimy, albo dziękujemy Bogu.
– Bo najpierw się radujemy, a później, albo się wstydzimy i szukamy pojednania z ludźmi i Bogiem, albo chichramy, wesołkujemy i propagujemy niemoralność jako uprawnioną.
Radość jest i uczuciem i emocją. Grzeszna radość jako emocja jest wtedy, kiedy jest nienaturalna, nie poprzedzana równoważącym ją uczuciem, tj. kiedy jest albo stłumiona, albo nadmierna.
Radość jako uczucie, może być przychodząca i wychodząca. Ta wychodząca to związanie raz na zawsze decyzją wolnej i świadomej woli, podjęcie decyzji, że pewne rzeczy zawsze będą mnie cieszyły. Podlega osądowi moralnemu.
Natomiast to przychodzące uczucie radości, skąd by nie było – od Boga, od diabła, od złego człowiega, od grzechu siedzącego we mnie, czy nałogu ocenom moralnym nie podlega. Liczy się tylko to, co pod jego wpływem zrobię.
Tu właśnie otwiera się pewna gama radości, których Ty i circ radościami nie chcecie nazywać, najwyraźniej w jakiś sposób uznając, że was nie dotyczą, a przy tym faryzejsko odmawiając innym ludziom prawa do zauważania tych radości (jako mogących pochodzć tak od Boga, jak od złego), a co za tym idzie i dostrzeżenia możliwości odwracania ich kierunku z przeżywania swojej grzeszności, tranu swojego rzechu na chwalenie Boga, gd tą możliwość znajdą.
Podkreślam, że problemem nie jest klasyfikacja: „radość, czy nie radość” (circ tu doprowadziła rzecz do absurdu, twierdząc, że ci co przeżyli radość zostali uzdrowieni), tylko strona moralna cieszenia się – czy cieszymy się z rzeczy dobrych, czy ze złych, czy nasze cieszenie mieści się w granicach między stłumieniem, a nadmiarem, czy raczej jest grzeszne.
To samo tłumaczy moje wcześniejsze: „Bo najpierw się radujemy, a później albo się chełpimy, albo dziękujemy Bogu”. To tylko chodzi nie o chełpienie się, a nie o chciwość.
Podejrzewam, że wyrażasz tym w ogóle niezrozumienie, że radość może być grzeszna, – że jej autorem i adresatem może być zły.
Owszem, tu jest chichot szatana, ale najpierw nasza radość, bo najpierw się radujemy, a później, albo się wstydzimy i szukamy pojednania z ludźmi i Bogiem, albo chichramy, wesołkujemy i propagujemy niesprawiedliwość jako uprawnioną, po czym dopiero chichra w nas szatan.
Nie. Radość to owoc Ducha Swiętego – ani dar, ani łaska. Możliwość zbierania owoców tego co robimy – tu , jak wykorzystujemy dary Ducha Świętego – to nasze dziedzictwo. Jakie, jak i kiedy te owoce zbierzemy to od nas zależy. I poniesiemy tego konsekwencje.
Hmmm :)
Projekcja
Nota bene chyba popełniłem błąd dodając trzecie znaczenie słowa “miarka”.
“Przebrała się miarka” to przysłowie, a nie wykorzystanie jednego ze znaczeń wyrazu.
Zmyliło mnie to, że słowo miarkować ma również takie znaczenie:
“(przestarzałe) powstrzymywać się przed określonymi reakcjami, chęciami, pragnieniami; hamować się, ograniczać się;”
A czym w relacji człowieka z Duchem Świętym jest owoc radości?
Daję Ci banana (eksperyment myślowy).
Banan jest owocem, nie darem.
Nie ma takiej relacji – Duch Święty daje dary nie owoce.
Istotą każdego daru jest to, że z chwilą jego przyjęcia przechodzi on pod wyłączne władanie tego, kto go przyjął. Przyjęcie daru przez obdarowanego zrywa więź darczyńcy z przedmiotem daru. Zrywa relację zanim pojawi się owoc przyjętego daru.
Trwa tylko, a nawet wzmacnia się, relacja osobowa między darczyńcą, a obdarowanym (tu między Duchem Świętym, a człowiekiem), ale już niezależnie od przedmiotu daru, który zaczyna żyć swoim życiem w rękach obdarowanego – może być od razu zużytkowany, a życie pod niego przestrojone, zbędne balasty odrzucone, albo odłożony na później, a w praktyce najczęściej złożony “na skład” – stać się pozornie tylko przyjętym darem, rzeczywistym balastem.
(Kiedy to nie Duch Święty, czy osoba będąca Jego narzędziem, działająca z Jego natchnienia będzie tym darczyńcą, relacja darczyńcy z obdarowanym może się i szybko skończyć, gdy się okaże, że darem była zatruta żywność, czy bomba, która wybuchła przy rozpakowywaniu daru, albo zaszkodziła w inny sposób – tu można dyskutować, czy przyjemniej jest dawać, czy brać; za czym idzie większa radość).
A już zupełnie nie ma darczyńca wpływu na to, co obdarowany z darem zrobi – użytek może zrobić dobry lub zły, zgodny z intencją darczyńcy, lub nie, jeżeli liczy, że akurat to mu sprawi radość.
Duch Świety daje nam dary, a nie owoce.
To konsumpcja owoców z drzew, którymi są dary Ducha Świętego jest dla nas źródłem dobrej radości, przy czym to my musimy najpierw wypielęgnować te drzewa, kultywować ich uprawę, nawozić i podlewać żeby wzrastały, ochronić je przed licznymi wrogami i pasożytami, pracować i walczyć – jedne będą dobre nie całkiem dojrzałe, inne w pełni dojrzałości, a z innych dobrymi będą tylko nasiona, a z jeszcze innych “owocem” będzie kora, korzeń, liść, czy kwiat. Bez dzieła własnego włożonego w uprawę drzewa, drzewo szybko zdziczeje, a owoc straci smak.
Oczywiście Duch Święty przez dary mądrości i rozumu mówi nam, że radość to dobry motyw, aby przyjmować Jego dary, te dary dobrego Boga, które ten owoc mogą urodzić i to będzie dobry owoc, do spożywania tak w tym życiu, jak i w wieczności. Mówi, że gdy owoc jest zalecany z godnych zaufania ust, to nie jest to owoc zakazany (rajski “zakazany owoc” mógł być właśnie taką radością, radością zwodniczą, która nie pochodziła z żadnego z dobrych drzew, które Bóg naszym Prarodzicom zalecił do konsumpcji. Może też był niedojrzały tak jak grzeszna niedojrzała miłość zwana zakochaniem, gdy się jej nie da dojrzeć, uodpowiedzialnić, udalekowzrocznić, uprożyciowić, tylko szybko przechodzi do “konsumpcji”).
Daję Ci banana (eksperyment myślowy).
Banan jest owocem, nie darem.
Tak. W chwili, kiedy dajesz, jest owocem bananowca, nie darem. Dar dokonuje się wtedy, kiedy go przyjmę. Od wtedy zaczyna się życie daru, który, jak to dar – może wydać owoc – i to owoc dobry lub zły.
Załóżmy, że intencją daru jest sprawienie przyjmującemu go radości (mogą być różne intencje dla których ktoś coś komuś daje).
Kiedy zjem banana i będzie naprawdę smaczny, doznam owocu otrzymanego daru w postaci radości delektowania się jego smakiem – będę np. ciamkał i cmokał, głaskał i poklepywał się po brzuchu, zrobię fikołka i szpagat, będę dziękował darczyńcy, wyściskam go i będę go wkoło chwalił, a w ramach długo trwającej wdzięczności dam mu przy okazji smakowite mango.
Warto tu podkreślić, że sam dar nie cieszy, nie jest źródłem radości – dopiero to, co z nim zrobię (mogę się radować na samą myśl, co z nim zrobię, ale to przecież nie jest radość z daru, tylko właśnie z tego, co z nim zrobię).
Mogę np. przyjąć dar, powiedzieć że to na później i schować do kieszeni – później zaś miąższ wyrzucić do kosza, a skórkę położyć tak, żeby ktoś (może i darczyńca) się pośliznął i spadł ze schodów robiąc sobie krzywdę – po czym oddać się zasłużonej radości – śmiać się do rozpuku (a śmiech to zdrowie !) i tańczyć kazaczoka na przemian z robieniem piruetów.
W tym: “Zarzucasz mi jakieś chore wymysły, uprzedzenia, czy fobie i wszelkie niecne intencje, jakąś chęć manipulowania Tobą władanymi Ci w usta moimi urojeniami” zawarłem swoją definicję projekcji – Twojej projekcji. Czyżby się nie zgadzała ? Masz lepszą definicję ? A może by tak coś rzeczowo ?
Określając Twoją wypowiedź jako projekcję mam na myśli, że coś sobie wymyślasz, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Czy są to chore wymysły?
Jeśli bierzesz je za prawdę, to są w takim stopniu chore, w jakim wszelki fałsz można nazwać chorym widzeniem, zniekształceniem prawdy.
Żadnych niecnych intencji ani chęci manipulowania się w tym nie doszukuję.
Miłość staje się miłosierdziem wówczas, gdy przekracza ścisłą miarę sprawiedliwości
Zadałem sobie takie pytania:
Czy miłość pozostałaby miłością, gdyby jej nie przekraczała?
Odpowiedź: jeśli rozumiemy miłość jako gotowość do służenie drugiej osobie, oddania jej siebie, to gotowość ta aktualizuje się w czynach, które mogą ale nie muszą przekraczać “ścisłej miary sprawiedliwości”.
Mogą wystąpić takie okoliczności, kiedy miłość domaga się uczynku miłosierdzia.
W ogólności jednak są to dwie różne rzeczy, które się nie warunkują na wzajem w prosty, jednoznaczny sposób.
Inaczej mówiąc: nie ma reguł, kiedy zasadą jest miłość.
To bardzo wąska definicja “projekcji”. W takim przypadku starczyłoby wskazać, co w moim twierdzeniu odbiega od rzeczywistości.
Zgoda. Jednak w szerzej definiowanym pojęciu “projekcja” jest i manipulowanie kimś władanymi mu w usta swoimi urojeniami, czy niecnymi intencjami. Słysząc czyjeś: “projekcja” na to co ja mówię, powinienem natychmiast prześledzić wszystko co wiem o słowie “projekcja”, a więc dopuścić, że ktoś czyni mi i taki jak powyżej zarzut.
Poza tym chyba jednak powinniśmy (poza zupełnie skrajnymi przypadkami) unikać stawiania takiego zarzutu jak “projekcja”. Z zasady jest on pod publikę, jest przywołaniem jej na pomoc jak: “ratunku”, czy “pożar”, wzywa do działania bez zastanowienia, odwołuje się do emocji, a gdy dotyczy emocji – rodzi emocje nadmierne, a nie zmierza do konstruktywnego uzgodnienia stanowisk, ani wyświetlenia prawdy.
Łatwo się też krzywdząco pomylić nazywając “projekcją” efekty solidnego, logicznego, konsekwentnego, przyczynowo-skutkowego rozumowania.
Mówiąc, że coś “jest projekcją, nie podpartą faktami” łatwo zapomnieć, że logika, zwłaszcza analiza, synteza, indukcja, czy dedukcja też dowodzić mogą prawdy tak samo, jak złapanie złodzieja za rękę.
Można też skrzywdzić kogoś, kto w dobrej intencji intuicyjnie wczuje się w czyjąś sytuację, będąc w jego wyobrażanej roli jak dobry aktor, w zupełnym oderwaniu od własnej osoby, a więc i nie mając co “projektować” (“projektorzyć”?), a nawet być “bardziej papieskim jak papież” – czyli lepiej umiejącym ubrać w słowa to, czego on sam nie nazywa słowami np korzystając z intuicji, czy kierując się sercem.
Czasami też to, co mówimy jest przypuszczeniem, czy podejrzeniem (nawet graniczącym z pewnością), całkowicie skupionym na stronie moralnej danej sprawy – ma więc taka wypowiedź sens, ale czyjeś pochopne “projekcja” może służyć kłamliwemu oddalaniu winy od siebie, a kierowanie jej na demaskatora.
Obszerność możliwych użyć definicji pojęcia “projekcja” każego potrafi na jakiś czas przytkać dla przygotowania obrony własnej. W tym sensie stawianie zarzutu “projekcja” jest manipulacją mogącą czasowo zmieniać status kata i ofiary, i podobnych przeciwieństw.
Wreszcie “projekcją” można nazwać próbę postawienia definicji, przez co dyskusja wchodzi w emocjonalizm, jałowość, w szukanie jakiejś bazy na przyszłość zamiast pomykać naprzód, co właśnie mieliśmy powyżej.
Odpusty w Kościele mijają się z logiką przyczyny i skutku-przekraczają ją.
Płyną z nauki o miłosierdziu, nie z nauki o sprawiedliwości.
Ponieważ widzę, że zamiast zapytać – “obserwować rzeczywistość” snujesz swoje przypuszczenia, nie chcę za każdym razem objaśniać, gdzie się pomyliłeś.
Używam słowa projekcja, aby dać Ci znać, że nie tylko jakieś szczegóły Twojej wypowiedzi nie zgadzają się z rzeczywistością, ale w ogóle Twoja metoda jest błędna. Po co domyślasz się, szukasz ukrytej intencji – np. z powodu której rzekomo wertowałem słownik?
Przecież napisałem to dość otwarcie, że chciałem pokazać, że słowa miewają wiele znaczeń i nie zależy to od intencji piszącego. Tylko tyle.
To słowa kanonizowanego dziś JP II dotyczące przypowieści o synu marnotrawnym.
Sprawiedliwość indywidualna, której składnikiem jest miłość indywidualna, miłość osobista ojca do syna marnotrawnego, nakazywała ojcu uznawać za jedynego dziedzica drugiego syna, bez patrzenia, co sobie za los wybrał ten marnotrawny.
Jednak jego miłość do syna marnotrawnego, która nigdy nie ustała, kazała mu szukać sposobu, by pomóc mu zakończyć jego niedolę, pomóc mu odzyskać jego człowieczeństwo i godność, a przy tym mieć go pod swoją opieką. Jego mądrość kazała mu wspomnieć na braterstwo, czyli na jeden z filarów życia wspólnotowego. Od razu okazało się, że jest potrzebne jego miłosierdzie, ale i miłosierdzie tego drugiego syna.
Pojawia się pytanie, jak mogło dojść do takiego przeskoku od miłości do miłosierdzia, które jest wartością „z innego świata wartości”. Miłość jest ze świata sprawiedliwości indywidualnej, miłosierdzie – wspólnotowej.
By miłość stała się miłosierdziem, musiała przekroczyć ścisłą miarę sprawiedliwości, ścisłą, a czasem nazbyt wąską.
I przekroczyła – odwołała się do sprawiedliwości wspólnotowej, sprawiedliwości wyższego rzędu jak indywidualna, sprawiedliwości, której jednym z filarów jest braterstwo, a jego częścią składową miłosierdzie, czyli inaczej mówiąc miłość braterska. Tu była wyjątkowo dosłowna, bo chodziło o rodzonego brata.
Bez zgody, a dokładnie to łaski starszego brata nie było by sprawy, ojciec nie mógł tu wymusić na drugim synu posłuszeństwa, bo byłby niesprawiedliwy, ale „tłumaczył mu”.
Nie wiemy jak, ale ojciec miał tu wyjątkowego sojusznika w postaci samego Boga, który zaraz po zabójstwie Abla przez Kaina, pytał mordercę o jego brata (odwołując się do relacji wspólnotowej), na co Kain odpowiedział, że nie jest stróżem swego brata (odwołując się do relacji indywidualnej).
To bardzo ładny przykład ilustrujący pochodzenie miłosierdzia, a zarazem podważający sens modlenia się Koronką do miłosierdzia Bożego na pozyskanie łaski miłosierdzia. (Udzielenie miłosierdzia to nie samowola, nie łamanie wolnej woli „drugich braci” – to siła miłości, a nie interesu, miłości i poświęcenia, by brać gagatków pod swoją opiekę, jak ojciec brał syna marnotrawnego, wymaga pokory samych gagatków, ich nie stawiania żadnych warunków, ich pełnego bycia nawróconymi, a na nasze warunki, by: „już nie oni żyli, ale żył w nich Chrystus” ( nie jakieś „dla nas i całego świata”).
Napisałem, że poszedłeś za intuicją. To nie jest ukryta intencja, tylko normalne kierowanie się najlepszymi duchowymi impulsami. Czułeś, że coś w tym może być i szukałeś tego. To była z mojej strony pochwała.
To zupełnie zmienia Twoją, dopiero co podaną definicję słowa “projekcja”. Staje się ono tym, co jest najstraszliwszym i możliwie najszerzej rozumianym koszmarem, jakąś super-nademocjonalnością dla pognębienia adwersarza.
Jeżeli rzeczywiście się pomyliłem, a to widzisz i mnie nie skorygujesz tak, żebym zrozumiał gdzie, to będę się mylił dalej i dalej. Wybacz, ale Twoje podejście nie ma sensu.
Tak, ale po co ? Tylko jedno tylko z tych wielu znaczeń jest w intencji piszącego. Mowa nasza ma być jednoznaczna: “tak-tak”, “nie-nie”.
Jakie ”łamanie woli drugich braci”? Modlimy się do Ojca o miłosierdzie dla dusz czyścowych w ”duchu braterstwa”, a tym samym zyskujemy łaski dla nich i przy okazji wypełniają się obietnice Chrystusa względem nas samych. Dusze czyścowe są pokorne, bo już mają poznanie prawdy.
A ty i tu widzisz interes. Masz nieczyste oczy. Czyste oczy nie doszukują się wszędzie zła.
Czy pochwała, czy nagana – nie ma to znaczenia.
Istotne jest tylko to, że całkowicie to sobie wymyśliłeś.
Jest tu powiedziane wszystko, co potrzeba by zrozumieć moje wypowiedzi, Twoje błędy i całą sytuację.
Jeśli chcesz – czytaj tyle razy, aż to będzie dla Ciebie jasne.
Howgh.
Ojciec w powyższej przypowieści nie narzucał swojej woli, by drugi brat okazał marnotrawnemu miłosierdzie. Bo miłosierdzie zawsze pozostaje łaską, stąd konieczna jest dobrowolność.
Dlatego tu mamy potwierdzenie, że to nie Jezus składał te obietnice związane z Koronką, bo Jego miłosierdzie względem “całego świata”, wszystkich grzeszników (a nie tylko dusz czyśćcowych), łamałoby wolność tych “drugich braci” tym samym zmuszonych do okazania łaski.
Nie chodzi o to, czy w swojej świadomej i wolnej woli by jej udzielili, czy nie. Chodzi o to, że nikt się ich o to nawet nie zapytał, a obietnice Jezusowe” poszły w świat.
Sama Pani twierdzi: “zyskujemy łaski dla nich i przy okazji wypełniają się obietnice Chrystusa względem nas samych”.
Czyli transakcja wiązana. Kluczem jest ten drugi człon”: “względem nas samych” – to on jest korzyścią główną w tym interesie, w którym zapłatą jest modlitwa za innych.
To ten drugi człon”: “względem nas samych” jest tą diabelską trucizną nie pozwalającą traktować Koronki jako modlitwę o Boże miłosierdzie.
Miłosierdzie zawsze odnosi się do relacji wspólnotowych. Dlatego człon modlitwy – o miłosierdzie “względem nas samych” jest kłamstwem samym w sobie – możemy się modlić o różne rzeczy – np. miłość, czy płynące z niej odpuszczenie grzechów, o zdrowie, o dowolny cud, o dary, czy łaski, ale nie łaskę miłosierdzia Bożego dla siebie samego. Może zaś jej udzielić tylko drugi człowiek w ramach tego, co może od siebie – gdy to on udzieli tej realnej pomocy pomocy płynącej z łaski miłosierdzia.
Trzeba pamiętać, że każdej łaski się udziela “ze swego” i “od siebie”, czy będąc dobrowolnym narzędziem Bożego miłosierdzia.
Weźmy fragment przypowieści:
Proszę tu zwrócić uwagę, że do piekła żadna pomoc nie dociera, bo wszystko jest już zorganizowane i panuje sprawiedliwość – ci, co się tam znaleźli muszą już swoje odcierpieć.
Tymczasem Koronka wskazuje, że miłosierdzie Jezusa jest dla wszystkich. Czy to Jezus, Sędzia Sprawiedliwy zaprzeczałby sobie i znosił swoje własne sprawiedliwe kary ?
Czy to raczej w interesie szatana jest przekonywać ludzi, że nawet piekła nie ma się co bać, bo Jezus będzie miłosierny, a i ludziska będą się o to miłosierdzie modlili i to “cudowną” Koronką z obietnicą.
Razem – Koronka demoralizuje.
Modlitwa Koronką za dusze i w piekle i czyśćowe, i żyjących grzeszników to pomyłka.
Tu też ten ten drugi człon”: “względem nas samych” jest tą diabelską trucizną nie pozwalającą traktować Koronki jako modlitwę o Boże miłosierdzie.
Dlaczego Bóg miałby ją wysłuchać, skoro nie jest modlitwą płynącą z miłości ?
Przecież miłość jest bezinteresowna, a tu ten “drugi człon” interesowności.
A skoro Bóg jej nie wysłucha, to każda jedna szczera modlitwa, każde westchnięcie byłyby bez porównania lepsze jak Koronka.
Ile więc dobrych chęci (a dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane) kochających, miłosiernych ludzi, którzy wierzą, że Koronka to dobra modlitwa, idzie w błoto ?
Dltego pokornie proszą i czekają na modlitwę, a nie na robienie interesu ich kosztem.
Doprawdy ?
Pozwoli Pan/Pani jednak, że będę, jak co dzień, modlił się wg własnego mniemania tą Koronką mając PEWNOŚĆ, że tam w górze będzie to odebrane jak zawsze właściwie i zgodnie ze stanem mego serca.
A ze zdaniem domorosłych i najętych “teologów” zatroskanych o Kościół Katolicki, jego dzieci i hierarchów, jego “błędy”, depozyt wiary etc. nie będę się liczył zupełnie.
Proszę też w żadnym razie nie uważać tego za mój głos w “dyskusji”.
Bowiem krótkie PASZOŁ WON jest wszystkim co mam do przekazania.
Nie tylko to. Istotniejsze jest to, czy napisałem dobrze, czy źle. Jakbym czekał, żeby pisać to, co mi ktoś powie, czy co wyczytam, to przestałbym być odkrywczy, twórczy, zachować lekkość w poruszaniu się między tematami, ograniczyć myślenie i np przestać chodzić za intuicjami, czy hipotezami, albo propozycjami itd.
A poza tym, to dlaczegóż nie mam mieć prawa coś sobie wymyślić – niestandardowego, kontrowersyjnego, burzącego stereotypy – jeżeli to w moim przekonaniu dobrze opisuje rzeczywistość, a przy tym pozostaję w szacunku do interlokutorów ?
Tak, miłosierdzie jest łaską, którą mamy okazać drugiemu dobrowolnie o ile chcemy być zbawieni, bo sądzeni będziemy na końcu z miłosierdzia.
A jak niby można na kimś wymóc cokolwiek, skoro każdy ma wolną wolę?
Miłosierdzie względem całego świata to propozycja dla wszystkich (odróżniasz propozycję od przymusu?)
Było dwóch łotrów obok Jezusa- Jeden przyjął ofertę, drugi nie, ale obydwaj mieli szansę. Drugi ją ma dzięki naszym modlitwom na koronce- to tajemnica Bożego miłosierdzia czy jej użyczy i komu- nic się nie zmarnuje w kazdym razie.
Ty to powiedziałeś, nie ja. Ja tylko powiedziałam, że Jezus złozył obietnice które wypełniają się przy okazji- nie mówiłam, że modlimy się dla zysku.
miarka- jak będziesz przekręcał to się wk… tumanie na ciebie. Jesteś skończonym idiotą na podobieństwo żydów faryzeuszy.
Dalszych twoich wypocin szkoda komentować, bo są oparte na twoich projekcjach. Właśnie, projekcjach.
Sam jesteś maksymalnie interesowny, bo myślisz, że wszystkich wsadzisz do piekła, a sam przekonasz Boga że byłoby niesprawiedliwie gdybyś ty sam nie wylądował w niebie- tak prymitywne są twoje motywacje.
Chwilowo modny wymysł. Do niedawna było, że z miłości, dawniej że ze sprawiedliwości, jeszcze dawniej, że z dobra, a na pewno z tego wszystkiego i jeszcze z wielu wielu innych rzeczy np prawda, czy talenty.
Propozycja, czy oferta, czy transakcja wiązana – przymusu nie ma, ale wiemy o co chodzi. Już pisałem, jak bywa trudno wymówić się od odmawiania Koronki, jak silna jest presja. Nawet księża ciągną.
A cóż to Pani wypisuje ? Jaką ofertę ? Nikt im żadnej oferty nie było. Jeden się okazał sprawiedliwym, żałował za grzechy, nawrócił się i doznał odpuszczenia grzechów jak nałożu śmierci, więc i do nieba poszedł. O żadnym miłosierdziu tam mowy nie było.
A dopiero co pisałem, że modlitwa na koronce nie jest modlitwą o miłosierdzie, że Bóg jej nie wysłucha, ale powtórzę, bo ważne:
Dlaczego Bóg miałby ją wysłuchać, skoro nie jest modlitwą płynącą z miłości ?
Przecież miłość jest bezinteresowna, a tu ten „drugi człon” interesowności.
Oczywiście, że to ja powiedziałem to: “Czyli transakcja wiązana”, ale bezpośrednio powyżej było “Sama Pani twierdzi: „zyskujemy łaski dla nich i przy okazji wypełniają się obietnice Chrystusa względem nas samych””.
Czy trzeba wyraźniej oddzielać Pani zdanie od mojego wniosku ?
Nie, ale i ja tego nie twierdziłem, że Pani tak mówi.
Nie trzeba mówić, że się modli dla zysku, jeśli jednym tchem wymienia się ofiarę którą się składa i własny zysk, który będzie przy okazji.
Zresztą któż by się przyznał, że się modli dla zysku ?
Czyż trzeba być faryzeuszem, żeby twierdzić, że ja to jestem ten dobry, co się modli za innych i w ogóle działa dla “dobra innych” ? Tylko kto później spija śmietankę rabunku państw z tych rewolt i wojen w połowie świata ? To się bardzo mocno wiąże.
Jak na razie to projekcją jest tu
– Pani zarzut faryzeizmu względem mnie, przy jednoczesnym wypieraniu się transakcji wiązanej w modlitwie Koronką;
– Pani inwektywy i urojenia: “Sam jesteś maksymalnie interesowny, bo myślisz, że wszystkich wsadzisz do piekła, a sam przekonasz Boga że byłoby niesprawiedliwie gdybyś ty sam nie wylądował w niebie- tak prymitywne są twoje motywacje”.
– zarzucanie mi nieistniejących projekcji, gdy sama je Pani stosuje.
“Kto mieczem wojuje od miecza ginie”.
Jeszcze raz spróbuję.
Masz dzieci, to może zrozumiesz:
Czy powiedziałeś dziecku kiedyś coś w tym stylu: “jeślibyś czegoś potrzebował (rozmowy, kasy, pomocy w lekcjach), to tylko daj mi znać”?
Jakbyś się czuł, gdybyś się dowiedział, że Twoje dziecko potrzebowało (rozmowy, kasy, pomocy w lekcjach), ale olało Twój nakaz?
Jak możemy okazać Bogu miłość, inaczej niż przez posłuszeństwo?
Zaprosimy Boga na wystawny obiad? Zerwiemy się o 3 w nocy, kiedy zadzwoni i pojedziemy 300km, żeby mu pomóc wymienić przebitą oponę?
No dobrze :)
Tak też. Ale jedno nie wyklucza drugiego.
A dalej masz nakazy od Boga, byśmy się modlili interesownie, nówka sztuka, chwilowo modne od 2000 lat:
Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. 8 Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.
Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie.
A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze»
Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem”. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
Jezus powiedział do swoich uczniów: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,7-11).
Okazuje się w dodatku, że sam Bóg modlił się interesownie:
Gdy był już na miejscu, powiedział im: “Módlcie się, abyście nie popadli w pokusę”. 41 I sam oddalił się od nich mniej więcej na rzut kamieniem. Padł na kolana i modlił się 42 takimi słowami: “Ojcze, jeśli chcesz, odsuń ode mnie ten kielich. Ale niech się spełni nie moja wola, lecz Twoja”. 43 I ukazał Mu się anioł z nieba, aby Go umacniać. 44 Popadłszy w agonię jeszcze żarliwiej się modlił. Jego pot stał się jak strzępki krwi spadające na ziemię. 45 Gdy wstał po modlitwie i wrócił do uczniów, znalazł ich śpiących z przygnębienia
I masz tu jeszcze niezasłużoną nagrodę:
Ale to nie wystarczy. Spotykam się z takimi pytaniami ludzi: „No dobrze, jeżeli Bóg wie wszystko, wie, czego mi potrzeba, zna moje prośby, moje życzenia, to po co ja mam się modlić? To przecież Bogu nic nie daje”. I tutaj znowu mamy odpowiedź w Ewangelii – historia z żebrakiem pod Jerychem. Przypomnę państwu, jak to wyglądało: żebrak siedział i kiedy usłyszał, że ma przechodzić Jezus, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!”. Ludzie starali się go uciszyć na wszelkie sposoby. On jednak darł się dalej, żeby Jezus mógł usłyszeć go w tym wrzasku tłumu. No i stała się rzecz dziwna, bo Jezus raptem zatrzymał się i kazał wezwać tego żebraka do siebie.
I wtedy nastąpiło może jeszcze coś dziwniejszego, na co nie zwracamy na co dzień w ogóle uwagi. Jezus zapytał się tego ślepca: „Co chcesz, żebym ci uczynił”. Proszę państwa, na to nie trzeba było wszechwiedzy Bożej, żeby wiedzieć, czego ten ślepiec chce. To wiedzieli wszyscy. I Jezus oczywiście wiedział.
Więc dlaczego pytał? „Panie, abym przejrzał”. Jezusowi potrzebna była prośba tego żebraka. Dlaczego? Coś podobnego mamy w historii kobiety, która miała krwotok i nie ważyła się podejść do Jezusa (por. Mk 5, 25–34). Zawsze uważamy, że ona była taka skromna. Tymczasem ona była w stanie permanentnej nieczystości rytualnej, ona nie miała prawa wepchnąć się w tłum i dotknąć Jezusa. A ona się przedarła przez tłum, mało tego, dotknęła Jezusa, frędzli Jego płaszcza. I została uzdrowiona. I wtedy Jezus wyciągnął ją z tłumu i zmusił do tego, żeby powiedziała dlaczego. Ktoś powiedział w ten sposób, że cudu nie można ukraść, że to by było jakby magiczne dotknięcie. Jezus tymczasem powiedział, że to wiara tej kobiety ją ocaliła.
Na to, żeby Bóg mógł działać w nas i przez nas, potrzebna jest nasza postawa otwarcia na Niego, potrzebna jest postawa żebraka.
Anna Świderkowna, Sekrety Biblii, Wydawnictwo M, Krakow 2012, s. 54-58
Mam jeszcze prośbę. Nie odpowiadaj na ten komentarz. Przyjmij, lub odrzuć, ale powstrzymaj się od odpowiedzi.
Ciekawe czemu Pan Bóg zesłał nam tu miarkę- dopust to, kara, czy śpital.
Pomódlmy się przy najbliższej okazji Koronką za miarkę, by mu Pan dał bezmiar.