Sam sobie się dziwię, że zdecydowałem się napisać ten tekst, bo chyba trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby szukać dziury w całym, dopatrując się nieczystości w tak szlachetnym przedsięwzięciu, jakim jest Ogród Sprawiedliwych, który ma zostać otwarty 5 czerwca na warszawskiej Woli. Jednak elementy składowe całego przedsięwzięcia na tyle są niespójne i nie pasują do siebie, że postanowiłem zabrać głos w tej sprawie. Zresztą, przekonajcie się sami.
Założenia ideowe są wspaniałe. Na stronie http://www.sprawiedliwi.dsh.waw.pl/ możemy przeczytać:
„Pojęcie Sprawiedliwego użyte po raz pierwszy w Memoriale Yad Vashem dziś jest uniwersalne. Tytuł, święto oraz upamiętniające Sprawiedliwych ogrody mają służyć honorowaniu nie tylko Sprawiedliwych uznanych przez Yad Vashem (osób, które w czasie II wojny światowej niosły pomoc Żydom), ale wszystkim, którzy w obliczu totalitaryzmu i ludobójstwa mieli odwagę bronić godności człowieka, pomagać ofiarom czy występować w obronie prawdy.”
Tryb wyłaniania osób, które mają być uhonorowane drzewkiem w warszawskim Ogrodzie Sprawiedliwych, znalazłem na stronie http://ekai.pl/diecezje/warszawska/x76001/warszawa-powstaje-pierwszy-w-polsce-ogrod-sprawiedliwych/ :
„- W tym roku ogłoszone zostaną nazwiska sześciu Sprawiedliwych, w następnych latach poznamy kolejne nazwiska. Mogą to być osoby znane jak i zupełnie anonimowe. Przykładem jest postać Ireny Sendlerowej, której bohaterski czyn został zauważony i nagłośniony dopiero niedawno. Kandydaturę może zgłosić każdy, następnie Komitet poprzez głosowanie wybierze co roku trzy osoby, których tabliczki zostaną umieszczone w Ogrodzie – zaznaczył Zbigniew Gluza.
Jedynym warunkiem jest, aby zgłoszona osoba była znakiem sprzeciwu wobec totalitaryzmów, ludobójstw i niesprawiedliwości. Komitet przyjmuje kandydatury jedynie osób nieżyjących. Tegoroczni uhonorowani, których nazwiska pojawią się w Ogrodzie to Marek Edelman, Magda Grodzka-Gużkowska, Jan Karski, s. Antonia Locatelli, Tadeusz Mazowiecki i Anna Politkowska.”
Jak widać, w założeniu Ogród warszawski ma nawiązywać do Ogrodu Sprawiedliwych w instytucie Yad Vashem: ma podobną nazwę; chociaż kryterium doboru osób honorowanych jest szersze niż w Yad Vashem, to odwołuje się do tych samych wartości moralnych, co pierwowzór; sprawiedliwi są honorowani drzewkami sadzonymi w ogrodzie; znaczną część Komitetu Ogrodu Sprawiedliwych w Warszawie tworzą przedstawiciele różnych środowisk i organizacji żydowskich (pełny skład na stronie http://www.sprawiedliwi.dsh.waw.pl/ogrod_sprawiedliwych_w_warszawie/ ). Na tym jednak wszelkie podobieństwa się kończą, a zaczynają się różnice mające poważne, daleko idące konsekwencje.
W Yad Vashem upamiętniane są wszystkie zgłoszone osoby, spełniające przyjęte kryteria doboru, a instytucja odpowiedzialna za ten dobór dokonuje tylko weryfikacji prawdziwości świadectw i ich zgodności z jednoznacznymi kryteriami. Ta formuła jest przejrzysta i jednoznaczna moralnie – nie ma tu miejsca na jakąkolwiek uznaniowość, czy subiektywizm.
W przypadku warszawskiego Ogrodu Sprawiedliwych jest dokładnie na odwrót – wybór jest uznaniowy i, co zamierzam wykazać, niekoniecznie zgodny z przyjętymi kryteriami. Skoro spośród tysięcy możliwych kandydatur, spełniających podstawowe kryteria, wybiera się ledwie kilka osób, to znaczy, że z całą pewnością istnieją także jakieś nadzwyczajne kryteria umożliwiające taką selekcję, chociaż nie znalazły się one w deklaracji ideowej. Jest też pewne, że owe superkryteria będą integralną częścią przekazu symbolicznego i moralnego, upowszechnianego za sprawą Ogrodu Sprawiedliwych, a prawdopodobnie nawet ten przekaz zdominują. Jeśli tak, to bez trudu powinniśmy rozpoznać owe nadzwyczajne kryteria.
Ponieważ rzecz się dzieje w Polsce, dlatego proponuję przyjrzeć się polskim kandydatom do uhonorowania.
Polska, jak mało które miejsce w Europie, a nawet na świecie, nadaje się na lokalizację Ogrodu Sprawiedliwych w formule przedstawionej w deklaracji ideowej, cytowanej na początku tego tekstu, ponieważ jedno pokolenie Polaków musiało się zmagać aż z dwoma totalitaryzmami i ten egzamin moralny zdało znakomicie. Z tego powodu wydaje się oczywiste, że spośród Polaków w pierwszej kolejności powinny być wybierane osoby, które przeciwstawiały się obydwóm totalitaryzmom, płacąc za to własnym życiem, co jest miarą najwyższego poświęcenia. Myślę, że w archiwach IPN bez trudu można znaleźć setki, a nawet tysiące osób spełniających takie wymagania, a jednak komitet wybrał cztery osoby, z których żadna takiego kryterium nie spełnia. Co gorsza, postawa Tadeusza Mazowieckiego w czasach stalinowskich była sprzeczna z podstawowymi kryteriami wyboru, ogłoszonymi przez komitet Ogrodu Sprawiedliwych (np. sprawa biskupa Kaczmarka). Jakie więc są te nadzwyczajne kryteria?
Jan Karski dostarczył na Zachód informacje o eksterminacji Żydów, Magda Grodzka-Gużkowska wraz z Ireną Sendlerową ratowała żydowskie dzieci podczas okupacji, a Marek Edelman był jednym z przywódców Powstania w Getcie Warszawskim, lub jak kto woli Zrywu w Getcie (nie chcę się sprzeczać o nazwy, bo nie o to tu chodzi). Jak widać, tym superkryterium byli Żydzi (powtarzalność motywu, jednoznacznie znamionuje regułę) – Żydzi jako moralny punkt odniesienia, Żydzi jako synonim anty-totalitaryzmu.
Jednak do tego kryterium nie pasuje Tadeusz Mazowiecki, ale z nim akurat sprawa jest zupełnie oczywista. Jedynym zdarzeniem w jego życiu, z którym kojarzony jest przez każdego przeciętnego Polaka i dzięki któremu był honorowany na wszystkie możliwe sposoby, był jego wybór na pierwszego niekomunistycznego premiera III RP (wtedy formalnie jeszcze PRL), przez co stał się symbolem „transformacji ustrojowej”. Nie ma więc wątpliwości, że chodzi tu o promowanie mitu, według którego totalitarna PRL, za sprawą światłych elit politycznych, przekształciła się w wolną, suwerenną i demokratyczną III RP, chociaż w rzeczywistości III RP jest także państwem totalitarnym.
Tym, którzy powątpiewają w totalitarny charakter III RP zalecam prosty eksperyment, który ja przeprowadziłem i opisałem kilka lat temu. Proszę wziąć definicję totalitaryzmu (ja korzystałem z wikipedii, bo daje wiele punktów porównawczych) i porównać z nią system III RP. Zdziwicie się, jak bardzo się ze sobą pokrywają. Dodać należy, że także postać Marka Edelmana spełnia to kryterium, bo po 1989-ym roku był związany z tymi samymi środowiskami politycznymi i medialnymi co Mazowiecki i także symbolizuje „transformację ustrojową”, która w rzeczywistości była tylko zmianą makijażu.
Ponieważ temat żydowski jest zawsze drażliwy, dlatego, by uniknąć jakichś niedomówień i nadinterpretacji, muszę wprowadzić zastrzeżenia dotyczące mojego tekstu. Wszelkie nadmierne i nieuprawnione uogólnienia (tak negatywne, jak i pozytywne) fałszują obraz rzeczywistości i proszę się ich w moim tekście nie doszukiwać. Ja tylko opisuję próbę wypromowania takiego fałszywego stereotypu za pomocą warszawskiego Ogrodu Sprawiedliwych.
Jest jeszcze jeden bardzo ciekawy aspekt całej sprawy. Zwracałem już uwagę na zupełnie inny tryb wyłaniania osób do uhonorowania w Yad Vashem i w Warszawie. Otóż system przyjęty w Warszawie nie tylko wprowadza czynnik subiektywny, ale także, w przeciwieństwie do izraelskiego pierwowzoru, nobilituje nie tylko osoby honorowane, ale także honorujące, czyli członków komitetu. Dlaczego tak się dzieje? Śpieszę wyjaśnić.
W systemie selekcji przyjętym w Yad Vashem, osoby dokonujące doboru kandydatów do uhonorowania nie muszą posiadać jakichś nadzwyczajnych walorów osobistych. Mogą to być zwykli urzędnicy, którzy potrafią sumiennie i uczciwie zweryfikować świadectwa dotyczące kandydata i sprawdzić ich zgodność z przyjętymi kryteriami. W Warszawie jest zupełnie inaczej. Tutaj przyjęto system konkursowy, w którym spośród wielu kandydatów spełniających podstawowe kryteria (w Polsce są to tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy osób), jurorzy (komitet Ogrodu Sprawiedliwych) wybierają kilku najlepszych kandydatów. W takim systemie selekcji jurorzy powinni mieć kwalifikacje i kompetencje w danej dziedzinie, równe lub wyższe od kandydatów. W tym konkretnym przypadku chodzi o kwalifikacje moralne. Jeśli jednak jurorzy nie posiadają takich nadzwyczajnych kwalifikacji, to i tak będą postrzegani jako ludzie posiadający takie kwalifikacje, a więc w tym przypadku autorytety moralne. To wrażenie dodatkowo będą potęgować wszystkie uroczystości i ceremonie w warszawskim Ogrodzie Sprawiedliwych, w których na równi z osobami tam upamiętnionymi, celebrowani będą członkowie komitetu (jurorzy).
Tu nasuwają się oczywiste pytania. Jakie to nadzwyczajne walory moralne posiadają np. prof. Adam Daniel Rotfeld, prof. Lena Kolarska-Bobińska (aktualna minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego), Róża Thun, Konstanty Gebert (publicysta Gazety Wyborczej), czy Władysław Bartoszewski, który w ostatnich latach wielokrotnie manifestował pogardę dla innych ludzi?
Jakie nadzwyczajne walory moralne mają środowiska polityczne i medialne, do których należą te osoby (one też będą nobilitowane przez udział ich przedstawicieli w komitecie Ogrodu Sprawiedliwych)?
Jak się ma to wszystko, co tu opisałem, z deklarowanymi przez komitet warszawskiego Ogrodu Sprawiedliwych zasadami i wartościami?
Czy coś mi się w głowie pomieszało, czy może jednak mamy tu do czynienia z typowym w III RP spektaklem iluzji, którym pod powierzchnią czystych i szlachetnych deklaracji, oraz uniwersalnych, ponadczasowych wartości, ukrywa się coś brudnego, fałszywego i doraźnego?
Sami sobie odpowiedzcie na te pytania.
Ma Pan ogródek?
Proszę sobie posadzić swoje drzewka.
I odtrąbić to wszem i wobec.
A ja tego odtrąpienia wysłucham z uwagą i szacunkiem w przeciwieństwie do tych dyrdymałów, które był Pan uprzejmie nam zrelacjonować.
Dziękuję za rzeczowy i merytoryczny komentarz. Jak zwykle w Pana przypadku.
Śpieszę z wyjaśnieniem. Karol czeka na obalenie obecnej dyktatury i wszystko, co nie jest z tym bezpośrednio związane uważa za zbędne zużywanie energii i miejsca.
// Karolu, przepraszam, że sobie tak z Ciebie żartuję, ale to co napisałeś było bardzo nieuprzejme. Nikt nikogo nie zmusza do czytania.
Przepraszam.
Nie miałem złych intencji. Daję słowo.
Szanowni Państwo.
Oni robią swoje. U nas i z nami.
Dlaczego nie zaczniemy chociaż od tego, że przestaniemy komentować zaciekle tego co robią. Wypełniają nam bowiem nasze głowy, myśli, świadomość do szczętu.
Ja chcę dyskutować o tym co my robimy. Bo to nasz świat i nasze życia.
Dlatego też, pytanie o ogródek, choć przyznaję nieco niegrzeczne, sugerowało odejście od obcych spraw a zajęcie się sobą, choć tym ogródkiem, tym małym kawałkiem podłogi.
Nikt tego nie dostrzega, że oni najbardziej boją się braku zaintersowania. To były ich koniec.
Oczywiście, że nie należy tym samym tolerować patologii. Trzeba ją tępić.
Ale po pierwsze nareszcie robić swoje.
Nie karmić trolli w realu :)
Zgadzam się z karolkiem. Zostawmy te ”gwiazdy”, mamy ważniejsze sprawy, własny rozwój.
Jeśli z Karolem jest tak rzeczywiście, to bardzo ładnie, ale gdyby się do autora odniósł nieco grzeczniej, to zyskałby wspólnika do swoich działań. ( Bo mam nadzieję, że nie oczkuje biernie, lecz jakieś przygotowania czyni.) A tak …
Tekst jest zgrabny, formalnie i logicznie poprawny, co nie jest tak często spotykane. Tak więc autor jest osobą wartościową, może być bardzo cennym sojusznikiem. Zalecam zdobywanie, a nie poniewieranie.
Z wielu powodów nasza strona jest w trudniejszej sytuacji i dlatego apeluję o więcej szacunku dla swoich, bo każdy z nich jest cenny.
Karolu, każdy człowiek, którego spotykasz jest w czymś od Ciebie lepszy.
Zasadniczo się zgadzam i popieram, ale pozwolę sobie na małe dopowiedzenie.
Postawa Karola jest o tyle cenna, że ciągle coś nas rozprasza i te rozproszenia są często tak intensywne, że nieraz blokują nas w działaniu w obszarach krytycznych.
Samem nie bez winy (wątek z około setką komentarzy, na temat, “czy trolling i wyzwiska służą sprawie polskiej, a jeśli nie, to jak i dlaczego?”)…
…
No i zadumałem się ważąc racje związane z blogerstwem w ogóle…
I wyszło mi (dalszy ciag głównie do Karola), że czasem, ktoś napisze coś, co całą resztę lub jej znaczną część obficie ubogaca. Przez większość czasu mamy jednak miałkie reflekcje, informacje o lokalnym i przemijającym znaczeniu i dyskusyjki nie prowadzące do wielkiego rozwoju duchowego (to piszę jako uwagę ogólną, nie odnoszącą się do tego akurat tekstu, pod którym komentujemy). Dopóki jednak te chwaściki nie zagłuszją rzadkiego kwiecia szlachetnego rodu, należy przyjmować je z wyrozumiałością. W końcu tekst poniżej naszego stadium rozwoju duchowego może być jednak komuś potrzebny w jego pracy nad swoim ratio et fides.
Tak, więcej szacunku dla swoich (tu mi się pomyślało “- tak łatwo odchodzą”, co jest nieco zbyt patetyczne, ale bliskie istocie rzeczy).
Jeszcze raz przepraszam.
Teraz widzę, że być może opacznie zostało odczytane (niewykluczam, że zła składnia była temu winna) słowo “dyrdymały”.
Dyrdymałami dla mnie były te całe “sprawiedliwi” i tak dalej…
A nie sam artykuł Pana Marca, który jest do bólu rzeczowy.
Żal mi się tylko zrobiło, że faktycznie marnujemy swój czas. Na zajmowanie się negatywami a nie pozytywami.
Ja bym chciał przeczytać artykuł, nawet krytyczny, na przykład o działaniach Narodowców. Równie precyzyjny i wyczerpujący. Nie ma o czym pisać?!
Też bym chciała.
Bardzo dużo dobrych tekstów jest na Polonia Christiana. W ogóle, za mało znamy np. Plinio de Oliveirę którego teksty są charyzmatyczne, a my tu wpatrujemy się w Mazowieckiego , Geberta i Bobińską. Oni są niewarci nawet krytyki, bo ileż mozna odnosić się do debili.
Racja.
Ostatnio taką delicję dodali:
http://www.pch24.pl/tv,szczepkowska-miala-racje-,22227
;-))) widziałam już.
A ja szukam Oliveiry;
Szanowni Państwo.
Wszystkie zjawiska masowe, są sumą zjawisk jednostkowych, dlatego nigdy nie należy lekceważyć zjawisk, które mogą nam wydawać się błahe, ale są elementami większej całości, a tak jest w tym przypadku.
Po za tym, fałszerstwa i manipukacje na gruncie etycznym i aksjologicznym nigdy nie są błahostkami, ani “dyrdymałami”.
Bardzo proszę nie decydować za mnie, o czym mam pisać, bo ja względem Was tak nie postępuję. A jeśli uważacie, że są tematy ważniejsze i bardziej Was interesujące, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, byście sami się nimi zajęli i je opisali?
Brawo!
Co mieli wspólnego? Ano – pejsate geny, czyż nie?
No właśnie, z tego wniosek, że gdyby tak w tych zjawiskach masowych był większy procent działań świętych i mniej przyglądania się złu, to w końcu przeważylibyśmy szalę.
Bo sam Pan przyzna, że z przyglądania się złu i opisywania go, to co może wyniknąć? Jakaś wielka masa wkurzenia. I co wtedy? Ludzie wezmą widły, czy stwierdzą, że nie damy rady bo za dużo tego i nie wiemy jak to ugryźć?
1. Dzieki tej notce w ogóle dowiedzieliśmy się o tym zjawisku.
Rzecz w tym, że nie jest to fenoment naturalny, ale twór pewnej grupy ludzi nieświętych, cechujący się określonymi celami i metodami.
Wiedząc o tej inicjatywie święci mogą się ruszyć i jakoś zareagować.
2. Wynika z tego wszystkiego istotny wniosek – jak ważne są takie inicjatywy jak lista pamięci Radia Maryja.
Postulował to Czarna Limuzyna jakiś czas temu, że nie powinniśmy tylko reagować na zastaną rzeczywistość, demaskować kłamstwa itd. odpowiadać na “narrację” wrogich sił, ale, że powininniśmy sami przejąć inicjatywę – być aktywniejsi, działać i głośić prawdę i Ewangelię w czas i nie wczas.
Święci muszą zakasać rękawy i z komentatorów stać się kreatorami rzeczywistości.
To prawda. Ale także pragnę podkreślić, że notka pana Piotra jest dobra, cenna i godna polecenia.
Złote litery i na marmur karraryski. A i nawet nasza Marianna być może.
To zdanie jest streczczeniem wszystkich naszych dyskusji.
Jak z biadolenia przejść do kreowania?
Mi nie wychodzi.
To trzeba to wymodlić. Niektórych rzeczy Pan Bóg może nie dopuszczać dla naszego dobra, jeśli nie jesteśmy gotowi. Taki sukces w działaniu mógłby kogoś wpędzić w pychę.
Trzeba więc się modlić i rozwijać w pokorze i gotowości posłużenia jako narzędzie Boże.
I nie przegapiać okazji. Np. Pani Elig. Idealnie wykorzystuje nadarzające się sposobności, by jakoś przysłużyć się Prawdzie.
Twoja notka z Jasnej Góry była ważnym działaniem.
Nie, nie. Wychodzi Ci, tylko bądź cierpliwy, nie licz na łatwy sukces.
Może warto czasem pójść poza Legion, ponawracać na innych portalach.
Nasz gospodarz też podał Ci dobry pomysł: chcesz wiadomości o tym, co się dzieje w Ruchu Narodowym? Napisz je.
Miałem zrobić legitymacje prasowe – to może być pomocne.
Mógłby ktoś zaprojektować? Może Circ? W rozmiarze dowodu osobistego chyba…
Aha, przepraszam. Jest firma która sama projektuje i nawet jest wtedy taniej niż jak się przychodzi z własnym projektem.
To przypilnuj mnie, proszę – znaczy jeśli uważasz, że się to przyda.
Dosłownie dzisiaj, parę godzin temu o tym sobie myślałem.
Koincydencja myśli…
Legitymacji nie trzeba projektować. Trzeba dostarczyć drukarni logo, i treść tekstu.
Dużymi literami ” PRASA”
a na dole mniejszymi imię, nazwisko i adres sieciowy strony. Nie wiem czy nie trzeba zarejestrować jakiegoś numeru ISBN czy cóś?
Tylko jeśli ma się parcie na numery.
Legitymacja prasowa to dokument uroczysty, na którym stwierdza się, że ten czy ów zaiste jest blogerem/redaktorem/dziennikarzem społecznym publikującym na/współpracującym z – Ekspedyt.org
Stwierdzenie takie nie musi być numerowane, ani nijak inaczej ozdobione, chyba, że dla estetyki.
“W Yad Vashem upamiętniane są wszystkie zgłoszone osoby, spełniające przyjęte kryteria doboru, a instytucja odpowiedzialna za ten dobór dokonuje tylko weryfikacji prawdziwości świadectw i ich zgodności z jednoznacznymi kryteriami. Ta formuła jest przejrzysta i jednoznaczna moralnie – nie ma tu miejsca na jakąkolwiek uznaniowość, czy subiektywizm.”
Nie jest tak. Byłam w Yad Vashem w lutym tego roku i tam dowiedziałam się jak wiele wniosków jest odrzucanych. O samym muzeum nie będę się wypowiadać.
I dodam tylko, że tylko 20% osób uznanych za “Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata” jest pochodzenia Polskiego. To daje do myślenia, jeśli chodzi o obiektywizm w nadawaniu tego tytułu.
Parcie na numery ma państwo, bo nie wpuszczą do Sejmu czy sądu dziennikarza który sam sobie wydrukował legitymację. Tak myślę.
Oni muszą mieć wszystkich pod kontrolą.
Ponadto tak jak jest korporacja architektów z politpoprawnymi pilnowaczami na górze, tak jest i korporacja dziennikarzy.
Ja np. jestem architektem bez uprawnień związkowych co oznacza, że jak projektuję cokolwiek muszę mieć na projekcie pieczątkę architekta uprawnionego ( przez SARP), czyli opłacić się korporacji, inaczej urzad państwowy nie przyjmie projektu. Mamy przecież ”liberalizm”.