Minęło ponad 100 lat od powstania poniższego tekstu. Czy w dobie obecnej istnieją jakiekolwiek przesłanki, aby Polacy mogli lokować w Rosji nadzieje na swoją suwerenność?
“W chwili historycznej, gdy świat słowiański ze światem germańskim – prowadzonym przez odwiecznego wroga Polski, Prusy – staje do rozstrzygającego starcia, położenie narodu polskiego, pozbawionego samoistności i możności odegrania swej roli, jest tragiczne.
Tragizm ten dla kraju, będącego teatrem wojny, potęguje się przez to, że naród polski, rozdarty na trzy części, ujrzy swych synów we wrogich sobie nawzajem szeregach.
Rozdzieleni wszakże terytorialnie, my, Polacy, w uczuciach swych, w sympatiach dla Słowian musimy stanowić jedno. Skłania nas do tego nie tylko słuszna sprawa, o którą ujęła się Rosja, ale i rozum polityczny.
Wszechświatowe znaczenie chwili obecnej musi usunąć na plan dalszy wszelkie porachunki między nami.
Daj Boże, by Słowiańszczyzna pod przewodem Rosji odparła Teutonów (Niemców – przyp. SAS), jak odparła ich przed pięciu wiekami Polska i Litwa pod Grunwaldem.
Oby krew przez nas przelana i okropności bratobójczej dla nas wojny przyniosły połączenie rozdartego na trzy części narodu polskiego.”
( Roman Dmowski “Polityka polska i odbudowanie państwa”, Aneksy )
Przepraszam, to nie chodzi o to, że się czepiam. Ale proszę zobaczyć jak istotny jest w tych wszystkich kwestiach język. Jak wiele utarło się przekłamań, zafałszowanych znaczeń.
Albo suwerenność albo lokowanie.
Przecie to są antagonizmy.
Suwerenność na tym właśnie polega, że niczego i u nikogo nie musimy lokować.
I odwrotnie.
Jeśli lokujemy, zdajemy się na obcego, to nie jesteśmy suwerenni.
No tak czy nie tak?!
Uwaga!
I zwykle w takich momentach głos zabierają połowociążowcy.
Tacy co to by chcieli odcieni szarości, odcieni suwerenności, takiej ciąży trochę, w połowie.
Dość!
Nie zachwaszczajmy sobie języka a tym samym umysłów kłamstwami.
____________________
Co do samego tekstu, to na dziś, to za głupi jestem, muszę doczytać.
Tak czy inaczej, dziękuję za arcyważny tamat na Legionie.
Poza sofizmatami (niestety) jeszcze jest rzeczywistość.
Teraz nie mamy suwerenności. To nie założenie, tylko fakt.
Możemy ją odzyskać. To nadzieja i założenie. Czy możemy zrobić to sami, czy z czyjąś pomocą? – to już rozwiązania równania z wieloma niewiadomymi. Nie mieszajmy zatem pojęć, które pełnią różną funkcję logiczną w naszym rozumowaniu.
Ja po prostu chcę usłyszeć, kto według pana Zagozdy ma się z kim zaprzyjaźniać i kiedy? Bo skreślił z tego równania obecny rząd (i bardzo słusznie).
Ale dalej ja mam same niewiadome. Chcę poznać jego wizję. Nie skreślam jej z góry, dlatego, że pada w niej słowo “Rosja”.
Wprawdzie czeka Pan na odpowiedź K.Zagozdy, ale jeśli można…
Ciągle obecnie trwają kłótnie między zwolennikami 2 mężów stanu. Nie ujmując patriotyzmu Dmowskiemu, bliższe mi jest spojrzenie J.Piłsudskiego.. aktualne zresztą dzisiaj…
//Najsłynniejszy polski, a bodajże europejski znawca Rosji, następująco charakteryzował samych Rosjan: “Dusza Rosjanina, jeśli nie każdego, to prawie każdego jest przeżarta bakcylem nienawiści i niepokoju w stosunku do każdego wolnego Polaka i do idei wolnej Polski. Oni są łatwi i zdolni do uczucia wielkiej nawet przyjaźni i będą was kochać szczerze i serdecznie, jak rodzonego brata, do chwili, nim nie poczują, że w sercu swoim jesteście wolnym człowiekiem i boicie się ich miłości, w której dominującym pierwiastkiem jest żądza opieki nad wami, inaczej mówiąc – władzy”. Autorem tej ponadczasowej definicji był nie kto inny tylko Józef Piłsudski – ojciec polskiej wolności, wielki wódz, mąż stanu, ale także wybitny intelektualista i pisarz polityczny. Ta charakterystyka jest aktualna również obecnie, kiedy stosunki na linii Warszawa – Moskwa weszły w nową fazę.
http://komitetnarodowy.pl/komitet/ogloszenia/item/65-polecane-zdefiniowa%C4%87-rosj%C4%99
Panie i Panowie,
ponieważ apel o nieobrażanie adwersarzy i rzeczową dyskusję został puszczony mimo uszu, to już mój ostatni wpis na Legionie. Nie mam zamiaru – szczególnie w te święte dni – katalizować negatywnych emocji (wyrażam to najłagodniej, jak umiem). Pyskówka, brak elementarnej wiedzy historycznej oraz współczesnego rozeznania, polityczne chciejstwo – to poziom dyskusji prowadzonej onegdaj w żydowskich karczmach. Jest mi to z ducha obce. Kto chce, może nadal przelewać z pustego w próżne i upajać się swoim wielkim “patriotyzmem”. Nie jest mi z nim po drodze. Żyję ideą Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, takiej Polski pragnę i dla takiej pracuję.
Początkowo nie miałem zamiaru kontynuować jakiegokolwiek tu zaangażowania, ale zrobię wyjątek dla Pana Asadowa. Dlaczego? Powody są trzy. Po pierwsze: potrafi się otrząsnąć i utemperować emocje. Po drugie: występuje tu w otwartej przyłbicy, pod własnym imieniem i nazwiskiem. I po trzecie: rozmawiałem z nim i wiem, że nie jest postacią wirtualną. Nie jestem strachliwy, a moje odejście z Legionu nie jest tchórzliwą ucieczką. Aby tego dowieść, rzucam rękawicę plującym na mnie i proponuję kontynuowanie dyskusji w sposób cywilizowany, w realnym świecie. Siądźmy przy kawie i patrząc sobie w oczy brońmy swoich racji. Efekt możemy upublicznić wobec wszystkich Legionistów.
Panie Marku,
obydwaj wiele razy już zwracaliśmy uwagę na wielką wagę precyzji języka. Dlatego pozwolę sobie sprostować Pańskie sformułowania:
Czy w dobie obecnej istnieją jakiekolwiek przesłanki, aby Polacy mogli lokować w Rosji nadzieje na swoją suwerenność?
Nadzieję na suwerenność (a raczej – niepodległość) musimy lokować wyłącznie w sobie samych! Polityka współpracy z Rosją (nie wiem, czy długofalowa) może nam pomóc w realizacji tej nadziei.
Ja po prostu chcę usłyszeć, kto według pana Zagozdy ma się z kim zaprzyjaźniać i kiedy?
Przyjaźń to złe słowo. Nie pamiętam, bym go użył. Jeśli tak się stało, to przepraszam. Przyjaźń z definicji jest bezinteresowna, emocjonalna, bezterminowa. Wolę słowo “sojusz”, które oznacza taktyczną, czasową wspólnotę interesów oraz ich realizację. A kiedy? Jak najprędzej. Na tę chwilę możemy to robić na płaszczyźnie narodowej, a po uzyskaniu wpływu na rządy w Polsce – państwowej.
Nietrudno zauważyć, że wielu Legionistów z sympatią odnosi się do Ruchu Narodowego, a zatem formacji nominalnie nawiązującej do przedwojennej endecji i politycznego dziedzictwa Romana Dmowskiego. Dlatego we wczorajszych komentarzach zapodałem spostrzeżenia tego Wielkiego Polaka, twórcy niepodległego państwa polskiego, a także przywołałem postać Wiktora Jarońskiego. Nikt się tym nie przejął, nie odniósł się merytorycznie (warto by ten fakt zinterpretować). Nie mam zamiaru dawać tu regularnego wykładu na temat metod uprawiania skutecznej polityki przez Dmowskiego i jego środowisko, choć wiedza tak nabyta dałaby szansę Legionistom na poukładanie skomplikowanej rzeczywistości. Do tego musieliby jednak porzucić zacietrzewienie i własną dumę, a na to się nie zanosi.
Ale do rzeczy, czyli do Wiktora Jarońskiego. Rozpocznę od zacytowania Jędrzeja Giertycha: “Obóz narodowy jest przede wszystkim tym kierunkiem politycznym w Polsce, który dokonał przekształcenia politycznej strategii polskiego narodu; a w rezultacie doprowadził do odbudowania Polski po 123-latach rozbiorów. Przez cały prawie wiek XIX uważano w Polsce, że głównym wrogiem Polski jest Rosja i że należy skierować główny wysiłek polskiego narodu na walkę z Rosją (najlepiej metodą walki zbrojnej typu powstańczego), a walka ta ma doprowadzić do zbudowania niepodległego państwa polskiego, wykrojonego z części ziem zaboru rosyjskiego; być może później także i inne zabory będą mogły do tej niepodległej Polski przyłączyć się. Także i w wieku XX niektórzy Polacy myśleli tak samo. Przywódcą tak pomyślanej polityki był w szczególności Józef Piłsudski. Obóz narodowy, którego wodzem był Roman Dmowski, doszedł do przekonania, że należy tę strategię odwrócić. Po pierwsze, głównym, najbardziej niebezpiecznym i najtrudniejszym do pokonania wrogiem Polski jest naród niemiecki i są państwa niemieckie (Prusy, Rzesza Niemiecka, Austria) i należy główny wysiłek walki skierować przeciwko nim. Po drugie, budowanie małego państewka, wykrojonego z małej części ziem polskich nie prowadzi do celu. Jest zresztą w praktyce niewykonalne. Należy przede wszystkim dążyć do odbudowania Polski, to znaczy kraju unicestwionego przez rozbiory, kraju obejmującego razem wszystkie trzy zabory, sięgającego od gór aż do morza i oddzielającego Niemcy od Rosji. Gdy Polska stanie się na nowo Polską, to znaczy jednym zjednoczonym krajem, w sposób nieunikniony stanie się ona także i państwem niepodległym, albo od razu, albo nieco później. To znaczy: należy dążyć poprzez zjednoczenie ku niepodległości…”
W Polsce zdawano sobie sprawę z tego, że odzyskanie niepodległości będzie niemożliwe dopóty, dopóki nie dojdzie do otwartego konfliktu w łonie państw zaborczych. Stąd wielu modliło się o wojnę powszechną. Jej zapowiedź pojawiła się choćby w przekazie, jaki od św. Andrzeja Boboli otrzymał ojciec Alojzy Korzeniewski. Kiedy ta wojna rzeczywiście wybuchła i barykadą podzieliła zaborców, pojawiła się szansa ugrania czegoś dla sprawy polskiej. Giertych tak to opisał: Gdy wojna wybuchła, Koło Polskie w Dumie petersburskiej złożyło w dniu 8 sierpnia 1914 roku deklarację (ustami posła Wiktora Jarońskiego), że naród polski stoi w tej wojnie po stronie alianckiej, że życzy sobie nowego Grunwaldu (to znaczy złamania potęgi niemieckiej) i stawia sobie za cel złączenie wszystkich trzech zaborów w jeden polityczny organizm. Rząd rosyjski odpowiedział na to w 6 dni później, dnia 14 sierpnia, manifestem do Polaków, podpisanym przez rosyjskiego wodza naczelnego, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza (stryja cesarskiego), stwierdzającym, że Rosja dąży do nowego Grunwaldu, oraz że stawia sobie za cel w wojnie zjednoczenie polskich trzech zaborów w jeden polityczny organizm, politycznie samorządny”.
Na koniec dodam, że deklarację Jarońskiego należy interpretować jako tekst polityczny, a nie literacki. Każde słowo ma tu swoją wagę. Po drugie: czynić to należy z perspektywy roku 1914. Przywołany przez kogoś mój tekst o rosyjskich rakietach w rejonie Królewca wpisuje się tę narrację Jarońskiego.
Życzę wszystkim błogosławieństwa od Dzieciny Jezus i dobrego roku 2014.
Wybacz Karolu, ale usunąłem Twój komentarz. Napisałem tę notkę specjalnie, aby rozmawiać tu wyłącznie na argumenty merytoryczne.
Dla Ciebie i Patrii wrogość wobec Rosji jest być może dogmatem, albo macie tak lotne umysły, że jest to dla Was oczywiste.
Ja nie potrafię tak stanowczo odrzucać poglądów, których jeszcze nie poznałem.
Nie zgadzam się na insynuowanie tu komukolwiek zdrady lub podobnego ciężaru przewinień bez ważnego powodu.
Parafrazując słowa Patrii, nie ufam nikomu, kto dogmatycznie obstaje za lub przeciw określonym sojuszom.
Wzorcowa jest dla mnie postawa przedwojennych endeków, dla których każdy sojusz był dopuszczalny pod warunkiem, że służyłby interesowi Polaków.
Niedopuszczalne jest tylko wprowadzanie idej oraz celów obcych naszemu narodowi do dyskursu politycznego, a szczególnie do ośrodków decyzyjnych.
To właśnie wszelkie dogmatyzowanie z kim tak, z kim nie – wskazuje na służenie (choćby nieświadome) jednej ze stron.
Szkoda.
Co było niemerytorycznego w mym komentarzu? Nie żebym się kłócił, bo nie o to chodzi.
Odnoszę wrażenie, że można wcisnąć każdy, najbardziej absurdalny kit, pod warunkiem, że pisać/mówić się będzie gładko, intelektualnie, politycznie. To jest puste.
Jakie są granice tych całych dyskusji i rozmów? Czy istnieją.
To jest rodzaj intelektualnego relatywizmu. Że można i nawet należy przegadać, przemaglować, wybielić wszystko. Nawet największe obrzydliwości.
Ma Pan rację, Internet to fatalne medium do prowadzenia dyskusji.
A przynajmniej jest takim w kombinacji z – niestety powszechnym – brakiem umiejętności rozmawiania merytorycznie, z szacunkiem, bez zakładania a’priori złej woli.
Dziękuję za te wyjaśnienia i uściślenia. Uważam, że po to jest rozmowa, by się coraz lepiej rozumieć. Dlatego wybaczam innym niezrozumienie i przekręcanie moich intencji – przynajmniej dopóki mogę złożyć je na karb braku precyzji językowej. Liczę też na wyrozumiałośc w podobnym zakresie.
Żałuję, że czuje się Pan przymuszony do takiego postawienia sprawy, bo temat który wzięliśmy na barki jest z różnych względów arcyważny.
Daje Pan jednak koło ratunkowe; Pańska oferta zaskakuje szczodrością i cierpliwością. Jestem za to bardzo wdzięczny. Zrobię, co w mojej mocy, aby ta dyskusja się odbyła.
Przyłączam się do Pańkich życzeń. Oby światło nowonarodzonego Chrystusa otwierało nas na to, co łączy i żebyśmy – na chwałę Boga i Ojczyzny – potrafili przezywciężać to, co dzieli .
Wiesz Karolu, w tym zdaniu jest właśnie zawarty bardzo niebezpieczny relatywizm:
To jest odwrócenie się od rozumu. Jest tu przekonanie, że jeśli “pozwolić ludziom gadać do woli, to uzasadnią każde plugawstwo, każdą nieprawość”.
To jest wielka zdrada, cios w plecy.
Tymczasem można dojść w rzeczowej rozmowie do tak-tak, nie-nie. Podkreślić kontrast między bielą a czernią, a nie – zamazać wszystko szarością.
Rozum musi iść przed wiarą, bo trzeba wiedzieć w co się wierzy.
Marku!
Zachwyca Twoja gracja, biegłość, niespotykane umiejętności dyplomatyczne.
Siła by pisać. Ale w tym przypadku nie warto.
Jak amen w pacierzu.
A bardzo Cię proszę. Niemerytoryczne pogrubiłem. Jest tam głównie imputowanie własnych projekcji. To stawia adwersarza na wybiegu wielbłąda. Tak się nie da rozmawiać. Sam bym odmówił.
90% “cukru w cukrze”? Niezły(?) wynik …
To nie pisz.
Nie obrażałam Pana, nie napisałam tak jak Pan pod moim tekstem “Zdrada”, że takim wpisem zaciskam pętlę na szyi Polaków…
To Pan nazwał takich rozmówców jak ja na NE piewcami hołdu pruskiego, patrz komenty pod art. o rakietach w Kalliningradzie…
Uważam, że można mieć i taką wizję przyszłości Polski, ale ja za nią nie zagłosuję.
Mam nadzieję, że to nie moje odpowiedzi spowodowały Pana decyzję o niepublikowaniu na Legionie.
Tylko rozchodzi się o to, że Pan Krzysztof optuje za konszachtami z cywilizacją, która nie uznaje głosowoania.
Witam,
Panie i Panowie komentujący pod tym artykułem zdają się kierować uczuciami, osobistymi uprzedzeniami co nie powinno być w żadnej mierze kryterium postępowania męża stanu.
Co do pytania z tytułu artykułu – uważam, że Polska nie może sobie pozwolić na sojusz z Rosją. Nie dlatego, że Rosję uznaję za jednego z głównych wrogów Polski, a dlatego, że w obecnej konfiguracji oznaczałoby to poważne uzależnienie Polski, uczynienie z niej czegoś w rodzaju protektoratu. I, o ile w XVIII w takie postępowanie uznałbym za najepsze (co nie znaczy za dobre) dla óczesnej Polski, to obecnie nie widzę żadnych pozytywów wynikających z takiego sojuszu.
Nie widzę natomiast powodu dla którego Polska nie powinna współpracować bardzo ściśle gospodarczo z Rosją. Z dwóch powodów – po pierwsze Polska w takim układzie korzysta bardziej niż Rosja jako państwo; po drugie sprzedając do Rosji blokujemy częściowo handel Niemiec z tym państwem.
Sojusz z Niemcami nie jest w niczym lepszy i nie należy go w żadnym przypadku rozpatrywać jako sensownej opcji.
Co powinno być najważniejsze dla Polski to – bardzo mocne zbliżenie do Ukrainy i Białorusi, łącznie ze specjalnymi układami, nawet o charakterze sojuszy. Niedopuszczenie do scalenia Ukrainy z Rosją powinno być podstawową i najważniejszą racją stanu Polski.
W UE Polska powinna współpracować z UK aby tworzyć przeciwwagę dla Niemiec. Nie mówię o czymś w rodzaju sojuszu bo UK nie jest dobrym partnerem (oni hołdują zasadzie – sojusz jest przestrzegany tylko gdy jest korzystny dla nich), a o doraźnej współpracy.
Wspieranie Węgier, Litwy, Łotwy, Estonii w celu osłabiania pozycji Rosji.
Czyli:
– współpraca gosporadcza z Rosją;
– sojusze z Ukrainą i Białorusią dla odciągnięcia ich od Rosji i jej osłabienia;
– dobre układy z Węgrami, Słowacją, Czechami
– wpółpraca z UK dla osłabiania pozycji Niemiec w UE;
Polska musi osłabiać gospodarczo Niemcy i geopolitycznie Rosję.
Pozdrawiam
nic prostego, na wschód szczuto nas konsekwentnie i mozliwe ze dalej to robią… a naszą gospodarkę zdaje się związano silnie z Ueropejską, czytaj: niemiecką.
nie czarujmy sie tez, w polityce miedzynarodowej nie mamy NIC do gadania, nawet odnosnie wlasnych sąsiadów, stąd dodatkowo żadnego wpływu na chociażby Ukrainę, o mozliwych przeciwwagach nie wspominając.
nasze europeizowanie ukrainy skonczylo sie wraz z partnerstwem dla pokoju i wspólnym batalionie czy misjach ONZ. pewnie zaś możliwe są porozumienia handlowe i podobne
/Teraz nie mamy suwerenności. To nie założenie, tylko fakt.
Możemy ją odzyskać./
wybaczcie uściślenie, ale na pełną suwerenność stać wielkie, silne państwa, my co najwyżej możemy walczyć o politykę narodową i ducha naszej wiary.
Przyłączam się; wstyd że lepiej nie ugościliśmy a zwłaszcza, iż tak poważne tematy bywają rozpatrywane na poziomie emocji, Cenne tu przywołanie obrazu przedwojennych narodowców, którzy bardzo nowatorsko spoglądali na politykę a w realiach nie gubili naszej Polski.
dziś Rosja niczego sama nam nie da ale w tej nowej jednorodnej Europie jest największą przeciwwagą dla innych interesów, co należy wykorzystać tym bardziej, im mniej możliwości pozostało. wszak dziś już nie możemy lawirować między interesami mocarstw, sojuszami czy choćby podpalić Europę w samoobronie. Jako wasal Niemców nie mamy nic do powiedzenia ani żadnego wpływu na porozumienia nad naszymi głowami, dopiero niezbywalna własna polityka wobec Rosji może przynieść nam korzyści (mówimy tu opłacalnej współpracy i partnerstwie a nie pogróżkach czy tarczy antyrakietowej, by np. wymóc sprzedaż mięsa). Wszak to Polska powinna być łącznikiem Rosji z Europą i na naszych warunkach czerpać z tego należny profit.
To może Roman Dmowski odpowie na to pytanie “Walka z kulturą polską, czyli wynaradawianie, to jedna tylko strona rosyjskiej względem nas polityki. Na niej polityka ta się nie kończy. Wynarodowiania Polska nie byłaby jeszcze całkiem podobną do Rosji – pozostałaby różnica stopy ogólno – cywilizacyjnej. Naród nasz, który ma za sobą tysiąc lat kultury, który jest narodem europejskim – wyprzedza na wielką odległość Rosję, co zresztą sami Rosjanie powszechnie przyznają. Wobec tego występuje druga strona polityki rosyjskiej, mianowicie dążenie do powstrzymania nas w rozwoju cywilizacyjnym, do zatamowania u nas wszelkiego postępu.”