Wieści z niegdysiejszego Grodu Kraka

Szanowni Państwo.

Otóż odwiedziłem ostatnio, przy pięknej niegrudniowej zgoła pogodzie, Kraków.
Zwykle różne miewam przygody przy podróży, mniejsze i większe, mniejsze i ważniejsze, i bardzo to lubię, że Fortuna z Hermesem mnie lubią.

A sokół przygód mych okazał się być biało-czerwony.

 

Akt pierwszy. Scena pierwsza.

Stoi husorz pod Mariackim.
Przepysznie piękny! Znaczy brzydki w swym kostiumizmie i mizerny ale pięknie sobie można pokonfabulować, gdy takich jak on, na Rynku było tysiące.
Dziś stoi sobie jeden. Ma braki. Ale stara się.
Biłem się z sumieniem i myślami, ale jednak postanowiłem zmierzyć się z nim…

Ja: Dzień dobry Panu. Chciałem Panu podziękować. Dzięki Panu dziatwa nasza jak i zagraniczniaki mogą zaznać choć okruchów dawnej Polski.

Husorz (zaskoczony tzw.mile, a nawet bardziej): A dziękuję. Ale panie, ja panu powiem, że na co dzień to wesoło nie jest. Ja przed wycieczkami dzieciaków to uciekam. Bo oni za mną wołają Assassin’s Creed…[to jest taka gra komputerowa, ja też nie wiedziałem…]

Ja (zamurowany): To bardzo Panu współczuję.
Husorz: Mi też jest przykro. Mało komu daje się wytłumaczyć o co “ze mną” chodzi

Ja: [Mimicznie kontynuowałem smutek i żal] Proszę Pana, zacząłem od podziękowań, szczerych i zasłużonych. Niestety, ale również z serca muszę Panu wspomnieć teraz o innej sprawie. Mianowicie polski żołnierz nigdy nie podparłby się szablą. [Bo husorz nasz nieborak wykorzystywał swój oręż jak laskę właśnie] Proszę Pana. Nie uchodzi. Bo jak można się własną duszą podpierać?! Nie sposób i nie godzi się. No już prędzej przyrodzeniem dałoby rade. Albo gdyby szabla w pochwie była, ale to i tak w drodze wielkiego wyjątku.

Husorz (z wielkim przejęciem): Wiem, wiem, przepraszam, ma Pan rację. Ale widzi pan. To całe żelastwo co dźwigam na sobie waży 20 kilo. Jakbym siedział na koniu [mówiąc te słowa, tęsknym i apetycznym wzrokiem powłóczył po pobliskich podopiecznych dorożkarzy], to wszystko się ładnie podtrzymuje, o tak [pokazał jak się wspaaaniale podtrzymuje] ale jak tak stoję i stoję cały dzień to jest mi ciężko. I tylko ta szabla mi zostaje. I raz prawa noga, raz lewa

Ja: Jeszcze raz Pana przepraszam, że ośmieliłem się Panu zwrócić uwagę. I dziękuję za Pańską wyrozumiałość i zrozumienie dla sprawy. Ale! Skoro tak ciężko, to fakt, to lepsza znacznie by już była jakaś kopijka to tego celu!

Husorz: No pewnie! Ale na razie nie mam. Kombinuję dopiero. Ale wie pan co, problem i tak będzie

Ja: ?

Husorz: No bo na kopijce wypada mieć proporzec, biało-czerwony. A nie można. Miasto zabrania używać naszej flagi, barw narodowych

Ja: [Zważywszy na katolickość portalu nie zacytuję swoich myśli]

Husorz: Wszyscy mają zabronione, nie można używać i tyle!

Ja: No to jak ma być husarz bez flagi, godła, ryngrafu

Husorz: [Okrutnie zmarkotniał]

Ja: Spokojnie. Wraca Polska, zobaczymy kto kogo będzie gonił.

 

Akt drugi. Scena Druga.

Rzecz się dzieje w sklepie usytuowanym w bramie odryneczkowej czyli od Husorza z aktu poprzedniego metrów sto.
Sklep tzw. militarny czyli wszystko morowe. Spodni szukałem solidnych ale nie zdążyłem zakupić bośmy się z Panem Sprzedawcą zagadali… A o tym:

Ja: Widzę, że handluje Pan zabronionymi znakami…[Wskazałem na naszywkę z polskim orzełkiem, który dla wojaków robią w wersji czarno-zielonej, w standardzie kolorystycznym frontowym. Ostatnimi czasy była głośna afera, producentowi wytoczono proces o zniewagę godła, no że orzeł czorny a nie biały…Tubylcy, pamiętajcie! Orła robimy z czekolady, ale zawsze białej, nigdy czornej…]

Pan Sprzedawca (uśmiechnął się tzw. porozumiewawczo): Panie, to jeszcze jest nic!

Ja: ?

Pan Sprzedawca: Jak było jedenastego, to wywiesiliśmy na zewnątrz sklepu flagę.

Ja: No i brawo.

Pan Sprzedawca: Tak. Ale chodzi o to, co się stało dwunastego

Ja: ?!

Pan Sprzedawca: Przychodzimy rano, a pod sklepem czekają na nas strażnicy miejscy. Flaga nie może wisieć. Trzeba ją natychmiast zdemontować bo kara.

Ja: [Ponownie nie przytoczę mych myśli ze względu na katolickość portalu]

Pan Sprzedawca: Zaczeliśmy się kłócić. Ale oni twardo. Mamy usunąć. Kara chyba z 500 złotych. Tłumaczyli, że flaga jest nośnikiem informacji i jest traktowana tak jak reklama [SIC!!! albo raczej – HGW?!!!]…

Ja: O! To doprawdy dobrze powiedzieli. Powiem więcej, jest nośnikiem znacznie większych, największych informacji jakie dany znak, obraz o danym metrażu może nieść.
Mają szczęście, ci obecni uchwalacze prawodastwa i jego egzekutorzy, że trafili na katolików. Bo ujdą z życiem. Zapewnimy im głowy na szyjach, sprawiedliwy sąd i uczciwe odsiadki ewentualanych wyroków.

Potem dużo gadaliśmy. Realcjonowałem akt pierwszy. Potem przyszedł Kolega Pana Sprzedwcy, co to robi w tesco. Także tego… No długo gadaliśmy. Tak długo, że jak już wcześniej wspomniałem scenografia aktu drugiego zdążyła się zamknąć i wyszedłem bez spodni.
To jest w spodniach, ale tych co już miałem, również w akcie pierwszym. No bo jakże to bym mógł paradować po najpiękniejszym w świecie rynku z gołą dupą?

KONIEC

Wszelkie postacie występujące w powyższej dwuaktówce są antyfikcyjne, z realnej krwi i kości. Jak i to życie, te nasze żywota co oblane krwią i rozhałasowane trzaskiem łamanych kości.

P.S.
I widzicie Państwo!
Okazuje się, że można współcześnie napisać współczesną sztukę teatralną, i jakże dramatyczną, i to bez kszty negliżu! Choć trzeba przyznać, że się w finale zapowiadało.Mających nadzieję przepraszam i odsyłam do dowolnego teatru, również  krakowskiego.

Tagi:

O autorze: karoljozef