Dotarła do mnie wiadomość, że pewien człowiek – dla mnie bez nazwiska- buduje replikę Kazimierza Dolnego w Biłgoraju. Człowiek tego pokroju nigdy nie zrozumie sensu słowa autentyczny. Dla niego wszystko można zburzyć i odtworzyć. Nie chodzi mi o kategorie sentymentalne lecz o wymierną wartość. O kasę. Dla sentymentalnych i nie sentymentalnych, posiadających tradycje i ich nie posiadających powinien to być argument wart rozwagi.
Kilka lat temu w Warszawie toczyła się walka o piękną secesyjną kamienicę, która została sprzedana i zrewitalizowana na modłę współczesnych hunwejbinów. Burzyły ja spychacze, a dla świętego sposobu zostawiono część fasady i wmontowano w nowy budynek. Byłam świadkiem jak cięto na złom piękne kręcone schody z ornamentem roślinnym. Poszłam powiedzieć robotnikom, że takie schody warte są około 200 000 . Mogliby uratować je i na tym zarobić. Chwilę się wahali ale ich nie przekonałam. Może byłoby inaczej gdybym miała pieniądze w garści. „Majster kazał ciąć- to tniemy powiedzieli”
W rękach współczesnych barbarzyńców miasto pozbywa się reliktów swojej przeszłości, które byłyby atrakcją dla turystów.
Dwa lata temu byłam na rejsie po Bałtyku. Zwiedzając Bornholm uświadomiłam sobie, że autentyczne małe domki nad którymi cmokają turyści ( i zostawiają na Bornholmie spore pieniądze) niczym nie różnią się od zabudowy miejscowości Irena koło Dęblina. Tyle, że u nas te domki były wstydliwie rozbierane, a na ich miejsce powstawały najpierw betonowe potworki według typowych projektów, potem dworki z gipsu z plastikową dachówką i kolumnami z papier–mâché. Nikt za oglądanie takich typowych domków nie da 5 groszy. A mieszkańcy Bornholmu nieźle żyją ze swego zapóźnienia.
Jeszcze lepszym przykładem jest wyspa Christiansø. Mieszka tam około 100 obywateli duńskich . Nie ma na niej ani jednego samochodu. Zabudowa jest nienaruszona od czasu budowy twierdzy w 1864 roku. Wyspę odwiedza rocznie 80 000 turystów poszukujących autentyku. Przywozi ich z Bornholmu prom. Noclegi w zabytkowym hotelu przekraczają możliwości przeciętnego turysty. Uprzywilejowani są żeglarze, gdyż mogą spędzić noc w tym pięknym miejscu.
Co ma wspólnego Bornholm i Christiansø.z Wyścigami. Wbrew pozorom bardzo dużo. Nieszczęsny prymitywom ( zakładając dobrą wolę) wydaje się, że gdy zamienią autentyczne budynki wyścigowe na hotele i galerie handlowe powstanie las Vegas i będą czerpać z tego zyski. Ich projekty tak się mają do Las Vegas jak budka z szaszłykami do eleganckiej paryskiej restauracji . Takie same świątynie dla ubogich duchem są na peryferiach każdego miasteczka. Czy naprawdę myślą, że ściągną turystów swoją plastikową elegancją?
Czego ludzie szukają w Wiedniu, w starej Pradze? Zabytków, autentyczności, ducha historii.
I Służewiec odpowiednio, z pietyzmem remontowany mógłby im to dać.
Dodaj komentarz