Podstawą zachowania zdrowego rozsądku jest dalekowzroczność – zachowywanie swojej tożsamości, pamiętanie o swoim celu, swoich obowiązkach. Potrzebne jest nie uleganie magii ,,tu i teraz,, a patrzenie zawsze najpierw od strony intencji każdego, z kim wchodzimy w relacje wzajemne.
Intencji ukrytych zaś nic tak nie obnaża jak praktyka. Konieczne zatem porównywanie i wychwytywanie tego, co w niej sprzeczne z linią oficjalną.
O intencjach była ostatnio super notka:
http://www.ekspedyt.org/trybeus/2013/06/09/14474_szczerosc-intencji.html
,,Rozeznawanie intencji,, bliskie jest ,,rozeznawaniu duchowemu,,.
Po szczerości intencji najlepiej poznajemy, ,,kto z nami, a kto przeciwko nam,,. (Mk 9 – 40 Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami)
,,Rozeznawanie intencji,, to zabójca naiwności. Tylko za Wolą Bożą mamy chodzić ,,w ciemno,,.
,,Nikomu nie oddawaj władzy nad sobą,, , jak mawia mądry Syrach.
Rozeznawanie intencji jest właściwością ludzi dobrze wychowanych, myślących jasno, logicznie, umiejących na podstawie przyczyn przewidywać skutki. Mamy wielkiego Nauczyciela logiki, który swoją naukę przekazuje nam w każdym Jego dziele.
Rozeznawanie intencji to zdolność elitarna, a od czegoś odbudowę polskich elit trzeba zaczynać.
Rozeznawanie intencji warto zaczynać od słowa, od treści którą przekazuje, a zaczyna to już od nazwy. To zaś już się ściśle wiąże z definicjami.
Nazwa to podstawowe dobro, na którym buduje się zaufanie, bo zaufanie to fundament relacji międzyosobowych. Tak samo i wspólnie rozumiana definicja.
3 Nie pokładajcie ufności w książętach
ani w człowieku, u którego nie ma wybawienia, jak mówi Psalmista (Ps 146)
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5,29)
Zachowanie władzy nad sobą to podstawa pokory i cichości, bo sens obu jest w odniesieniu ich do Boga, a nie do ludzi (a to często bywają rzeczy przeciwstawne).
Dziś faszyści/sataniści oczekują, że społeczeństwo im odda władzę nad sobę. Chcą ,,rządu dusz,, – choćby tylko kolejki do ,,lemingowskiego,, samobójczego skoku ze skały do morza. Chcą zaszczepiać ślepą wiarę w ich fałszywe deklaracje, w obiecanki-cacanki ,,wszystkiego wszystkim,, , czy ,,paradise now,, , tendencje samozatraceńcze – wrogość prawdzie naturze, Prawu Bożemu.
Zaufanie Panu (Ps 40) to nasz najważniejszy oręż na ich uwodzicielstwa, magie, okultyzmy – celowe wmawiania potrzeb-pokus, które są w stanie sami zaspakajać na ich interes, a naszą zgubę.
Faszyści-sataniści mawiają nam potrzeby-pokusy, wzmacniają je manipulacją – presją emocji i czasu, ograniczającymi je do życia ziemskiego, a wobec szczególnie podatnych na propagandę ukrywającą prawdziwe intencje – do ,,tu i teraz,,.
Dopiero z perspektywy wieczności, perspektywy ,,spojrzenia oczami Bożymi,, , widać, jak wieką marnością jest wszystko to, co daje nam, czym kusi świat, czyli diabeł.
Dopiero w warunkach zaufania Panu – przejścia od wiary w Boga do wiary Bogu zaczyna się pewność siebie w stosunkach z ludźmi i diabłem-kłamcą, zaczyna się ,,robienie swego,, , a pokora i cichość w stosunkach z Bogiem (robienie swego – tak jak je widzi Bóg) staje się zaktywizowaną potężną bronią.
Żeby wychwytywać prawdziwe intencje tych, którzy się podają za naszych przyjaciół lub obiektywnych, zaczynać trzeba od definicji. Zarówno tych oficjalnych, będących faktycznymi mitami, jak i tych stosowanych w praktyce.
Dla przykładu podam tu pokutujące jeszcze mity, że faszyzm cechuje m.in.:
– kult państwa (ubóstwienie go)
– szowinizm narodowy
– zwalczanie komunizmu
Tak było, ale za Mussoliniego.
Zacznę od definicji Mussoliniego: ,,Faszyzm, to związek korporacji prywatnych i państwa,,.
Jeżeli to państwo dominuje w tym związku, mamy łagodniejszy faszyzm włoski;
jeżeli korporacje – mamy SYSTEM:
faszyzm krwiożerczy, monsantowsko-farmaceutyczny, bandycki, mafijny, satanistyczny, lewacki, bankstersko-lichwiarsko-spekulacyjny, antynarodowy i antypaństwowy, globalistyczny, wspierany przez SYSTEMOWY Faszystowski Konglomerat Zbrodni WSZĘDZIE TAM, GDZIE NIE SIĘGA KORUPCJA.
W faszyźmie typu włoskiego naród jest spoiwem – ale to tylko propaganda. Spoiwem jest omamienie własną korzyścią.
Naród, społeczeństwo, człowiek – to wszystko zostało podporządkowane państwu, które w faszyźmie też jest tylko propagandą – w rzeczywistości podporządkowanie następuje
na rzecz waadzy czysto TOTALITARNEJ,
na rzecz przemocy waadzy na etapie obejmowania przez nią rządów
i terroru waadzy, by ZA WSZELKĄ CENĘ nie oddać jej nigdy.
Robotnicy w faszyźmie włoskim organizowani byli w korporacje wraz ze swoimi pracodawcami, a wszyscy razem podporządkowani waadzy państwowej. Faktycznie nie tylko, że nie mieli wpływu na władzę, ale i stali PRZECIW NARODOWI.
Uczestniczyli we waadzy jako członkowie korporacji, ale coś jak dzisiejsi drobni ciułacze, którzy razem mają złożone w bankach powiedźmy 0,01% ich gotówki, a ślepo stają po stronie banksterów przeciw swojemu narodowi, więc praktycznie i swojemu.
Tak samo i dziś, niemal wszyscy, którzy popierają SYSTEM sami jeszcze nie wiedzą, że są jego ofiarami.
FASZYZM NIE BYŁ RUCHEM NARODOWYM. Tak faszyzm włoski, jak i faszyzm niemiecki formalnie ,,narodowo-socjalistyczny,, , a tym bardziej ruchy komunistycne, socjalistyczne i liberalistyczne – też, w swojej praktyce, FASZYZMY. Faszyzmy nawet nie są ruchami klasowymi, czy rasowymi.
TO TEŻ PROPAGANDA pod pozyskiwanie mięsa armatniego.
To po innych brodach ma spływać miód w razie sukcesu, a nawet klęski.
W SYSTEMIE, tj. faszyźmie globalnym – i naród (z jego szowinizmami, rasami, klasami), i państwo to już wrogowie ,,postępu,, (w globalistycznej nowomowie).
Na koniec jeszcze raz o potrzebie zorganizowanej pracy nad definicjami, bo bez ,,wspólnego języka,, , bez wspólnoty DEFINICJI, wspólnoty słowa (i Słowa, które było początkiem) pozostajemy ,,starym człowiekiem,, ,
a nie możemy stać się ,,wspólnotą słowności,, , wspólnotą błogosławionych, bo dotrzymują słowa, choćby to wiązało się ze stratą osobistą, WOLNYCH, ALE NIE WOBEC PRZYJĘTYCH ZASAD, otwartych na przyszłość, bo bez sprzeczności wewnętrznych, ,,nowych ludzi plemieniem,, , zgodnym, dbającym o jedność w dobru, zgodnym w uporządkowaniu świata ludzkich wartości, w odróżnianiu środków od celów, przyczyn od skutków, kierunku na samozatracenie od kierunku na życie.
Jako komentatorzy, bez systematycznej pracy na rzecz formułowania definicji możliwie trwałych i nie wymagających interpretacji, wciąż będziemy wystawiani na zarzuty o obrazę, a może i o gorsze rzeczy, wciąż będziemy musieli taskać ze sobą młoty swoich definicji, czy topory definicji, które były dobre w rzeczywistości minionej, albo jakieś katalogi manipulacji już dokonanych przez faszystowskie antymedia, będziemy musieli wciąż się powtarzać, wciąż ,,wyważać otwarte drzwi,, i narażać się tym, co je otworzyli, czy tym, co o tym wiedzą, a jednocześnie być spychanymi do obrony, do reagowania, a nie działania.
A co szczególnie przykre, to problemy DEFINICYJNE, A WIĘC NAJCZĘŚCIEJ INTENCYJNE będziemy mieli i między sobą.
Wiadomo, że sataniści/faszyści będą walczyli z naszymi dążeniami do precyzji języka, z nie od razu z jasnością i jednoznacznością wypowiedzi, że po gudłajsku sami by chcieli mieć monopol na definicje, nawet ,,jednorazowego użytku,,.
Mimo trudności definicje wciąż trzeba formułować, bo na czymś jednak trzeba budować,
trzeba ,,przygotowywać Panu drogę,, ,
trzeba skupiać się wokół tego, co niezmienne.
Bez systematycznej pracy na rzecz formułowania definicji możliwie trwałych i nie wymagających interpretacji, KTÓRĄ KTOŚ MUSI WYKONAĆ, pracy, która w końcu zmobilizuje do aktywności nasze ELITY DUCHA, nie da się przejść do BUDOWY PAŃSTWA PRAWA, bo przede wszystkim państwo prawa, a więc i PAŃSTWO PRAKTYKI DEMOKRACJI musi stać na definicjach możliwie trwałych i nie wymagających interpretacji, na małej ilości praw i obowiązków, ale prostych, logicznych i zrozumiałych, a przez to i łatwych do powszechnego zaakceptowania.
Przydała by się na początek jakaś ,,gablota z definicjami,, porządkująca pole wojny informacyjno-propagandowej, wojny o jawność życia politycznego niezbędną w demokracji, wojny o kontrolę uczciwości polityków, o pewność, co do ich dobrych intencji – typu dział ,,Tematycznie,,.
W ,,Roku 1984,, co trochę wydawano nowy ,,Słownik Nowomowy,, – każdy coraz krótszy, coraz bardziej utrudniający porozumiewanie się między ludźmi.
To pokazuje typowe tendencje waadzy, gdy staje się totalitarną, gdy zaczyna swoje typowo faszystowskie ,,równanie w dół,,.
Pominąwszy inne aspekty, chrześcijaństwo to ,,równanie w górę,,. A więc ,,róbmy swoje,,.
znowu i wciąż 3 piki
No proszę, a ja myślałem, że już zaginęła instytucja ciotki, co to ,,siedziała i miała za złe,,.
Pozdrawiam
Jak sie Panu wydaje, żeś trafił na frajera, co mu możesz wcisnąć swoją lewą gablotę. toś Pan kiep. I tyle mojego w temacie, póki co.
Nikt nie żyje ani nie umiera dla siebie.
A na blogowisku nikt nie pisze dla siebie.
Czy mógłbyś rozwinąć swoją myśl, aby była zrozumiała dla publiki?
Liczba sprzeczności w tym arcie jest ponad moje sily, wszelako dostrzegam je – tyle chcialem rzec.
Niełatwo nadążyć za tokiem myślenia autora, czy notka jest o rozeznawaniu intencji, jak głosi tytuł, czy o faszyzmie, czy o potrzebie definiowania pojęć. Odniosę się zatem tylko do fragmentu, w którym autor krytykuje to, co ja napisałem o faszyzmie:
To, co było, nie może być mitem. Albo jest mitem i tego nie było, albo było i nie jest mitem. Niech autor się zdecyduje.
W artykule pojawia się wiele razy słowo faszyzm i wiele razy słowo definicja oraz postulat konieczności formułowania definicji. Widzę obalanie “zaistniałych mitów” o faszyzmie, ale nie widzę definicji faszyzmu. Dlatego proszę autora o definicję, czym jest faszyzm.
Tylko spokojnie. Pracuję nad tą definicją, raczej zbieram materiały, więc jeszcze daleko do końca.
Podstawa to definicja Mussoliniego: ,,Faszyzm, to związek korporacji prywatnych i państwa,, – problem jest z doprecyzowaniami.
Tekst mój jest właśnie o tym, by znalazło się więcej osób, które się włączą w konieczne dziś dzieło odkłamywania tego, co robią propagandziści (faszystowskiej) ,,czwartej władzy,, usiłujące nadawać ton definicyjny, rzecznicy waadzy, moderniści, postmoderniści, sataniści poprawni politycznie, fachowcy od sprzedaży itd.
W miarę korzystania z naszego dorobku, pewnie i wszyscy legioniści będą sukcesywnie dodawali coś od siebie.
Fragment o faszyźmie był tylko przykładem problemów z definiowaniem.
Zasadniczym celem notki jest rozeznawanie intencji każdego, z kim wchodzimy w relacje wzajemne.
Drogą do tego celu jest opracowywanie swoich definicji, nadawanie nazw, szacunek dla słowa, budowa zaufania przez słowność, walka o bogactwo pojęć, o opisanie nimi świata wartości, świata kultury, a dopiero pod tym kątem poznawanie definicji używanych przez tych ,,obcych,, i wyciąganie wniosków.
Te sprawy się łączą. Najlepiej widać to na przykładzie definicji, bo stąd jest cały z nimi problem i cała o nie walka, że KAŻDA DEFINICJA JEST NAKIEROWANA NA CEL, KTÓREMU SŁUŻY, choćby mądrość jak u pierwszych filozofów.
Są też definicje fałszywe, NAKIEROWANE NA KŁAMSTWO, jak te typu ,,łapaj złodzieja,, , typu ,,polskie obozy koncentracyjne,, , czy oparte o całkiem obce nam filozofie, czy antyideologie, więc na pewno będzie i walka o prawdę, i o realizm, i o rozum, i o mądrość naukową.
Przeciwstawieniem tego jest baza, rdzeń, to, co trwałe, niezmienne w różnych UCZCIWYCH (a więc nakierowanych na prawość jako cel) definicjach. Tu trzeba nawet walczyć.
Korzystanie z obcych definicji to jak korzystanie z obcego języka do wyrażania uczuć, czy pojęć abstrakcyjnych – katastrofa.
Mieć swoje definicje, to jak być uzbrojonym – nawiązywać walkę z wrogami, wchodzić w rywalizację,
rozumieć mowę, którą nasi wrogowie porozumiewają się ponad naszymi głowami, ale i wyłapywać ICH ZAMIARY WZGLĘDEM NAS, zamiary prawdziwe,a może i takie, że sami ich sobie jeszcze nie uzmysławiają.
To, dla każdego jasne, że nasze definicje mają przedstawiać rzeczywistość z punktu widzenia potrzeb sięgania po nasze cele i być jednoznaczymi w tym, co mamy sobie do przekazania, stać na naszej prawdzie, na naszej płaszczyźnie duchowej.
Widzę też uwagę. W Twoim tekście jest:
i w moim tekście
Tak więc:
1. Nie było żadnej krytyki. Był tylko przykład wyjęty z przysłanego mi zestawienia cech faszyzmu. Problem jest poważny, więc potrzebny spokój i cierpliwość, by wyszło z tego coś dobrego.
2. Mój tekst ma wolną linię między ,,zwalczanie komunizmu,, , a ,,Tak było,,.
Nie ma problemu ze zrozumieniem go, bo akapit ,,o pokutujących jeszcze mitach,, – czyli o rzeczywistości aktualnej jest wyraźnie oddzielony od akapitu ,,Tak było…,, – wyrażającego przeszłość.
Pozdrawiam
Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie masz problemu ze zrozumieniem swojego tekstu?
To bardzo ładnie.
Jednak kiedy Poruszyciel przedstawił, jak on go rozumie, Ty oceniłeś to jako rozumienie błędne. Ja też odczytuję Twoje słowa jako zawierające sprzeczność.
Jeśli dwie osoby odczytują Twoje słowa niezgodnie z Twoją intencją, to może jednak warto zastanowić się nad poprawieniem logiki wypowiedzi?
I jeszcze uwaga techniczna: czy mógłbyś używać znaku cudzysłowu – “, zamiast podwójnych przecinków – ,,? Poprawiłoby to czytelność Twoich tekstów.
Szafuje Pan faszyzmem na lewo i prawo i nie wie, co to słowo znaczy? Jego znaczenie Pan dopiero opracuje w przyszłości na podstawie zbieranych teraz materiałów? To jakiś absurd. Z czym takim się jeszcze nie spotkałem.
Jeśli naszym celem jest prawda – ta jest rzeczywistością, a nie fantazja – posługujmy się pojęciami, które oddają rzeczywistość i słowami, które trafnie oddają te pojęcia. Prawidłowa kolejność jest taka: rzeczywistość > nasz myśl > nasz język. Pan stawia sprawę na głowie, wymyśla sobie słowo, robi zamęt w myślach i próbuje podstawić pod to coś rzeczywistego. To się Panu nie uda.
Proponuję Panu popracować nad wielomówstwem. Można zacząć od tego:
Właśnie: jeśli. Naszym celem jednak jest rozeznawanie intencji.
Drogą zaś do tego jest formułowanie swoich definicji i badanie definicji obcych.
Defincje są formułowane dla wielu celów. Prawda jest tylko jednym z nich. Jest jedną z intencji, czy kierunków dla intencji, dla których tworzona jest definicja.
Oczywiście będziemy mieli do czynienia z definicjami, których celem jest kłamstwo. Tu staniemy w obliczu walki o ich odkłamanie, a więc najpierw definicje mające w swojej intencji odkłamywanie rzeczywistości, a nie promocja prawdy i WYCHODZENIE Z ZAMĘTU, przed którym stawia nas dziś świat, czyli szatan. Same definicje, których celem jest prawda to dopiero przyszłość po wybronieniu się od zalewu definicji z intencją kłamstwa.
Tak – w nauce.
Jednak nauka sama sobie formułuje odpowiednie dla swojej dziedziny definicje. Te, które nas najbardziej interesują, są praktyczne – to już np. twórczość. Słowo poprzedzające pomysł, myśl wyprzedzająca badania, próby, eksperymenty. Forma przed treścią. Forma dla treści.
Im bardziej świat chamieje, faszyzuje się, “równa w dół”, tym większa potrzeba, ocalić to, co “wysokie” w naszej kulturze w jej różnych obszarach, by ,,iść w górę,, i ,,równać w górę,,.
Gdybym chciał się sam na to porywać, porywał bym się “z motyką na księżyc”.
To NAM ma się udać.
Odpowiadają Ci definicje, których intencją jest Prawda – spróbuj coś wziąć na warsztat, daj dobry przykład. Nikt za nas tego nie zrobi, a potrzeba jest WIELKA.
Totalne nieporozumienie, albo totalna złośliwość. Przecież moja notka jest właśnie O PROBLEMACH Z DEFINIOWANIEM, takim, aby zaspokajało nasze wysoko postawione cele.
Definicji, które zaspokajają niskie potrzeby kogoś innego pełna jest Wikipedia.
A słowo faszyzm to znam całkiem nieźle i używam, jak uważam za słuszne, a mam do tego nie mniejsze prawo od innych.
Ja tylko uważam, że nie powinienem jeszcze wchodzić w szerszą dyskusję na ten temat ze względu na wyjątkowo zakłamany temat i wysoką poprzeczkę, jaką sobie stawiam.
Poza tym zajmowanie się konkretnymi definicjami na tym etapie organizacji ,,gabloty,, byłoby żerem dla sceptyków, szczególarzy, krytykantów i trolli.
A za Tomasza a Kempis dziękuję. Nie bez powodu trzymam na biurku jego książkę ,,Naśladowanie Chrystusa,,. Polecany rozdział niespecjalnie mnie dotyczy na tą chwilę (u mnie str. 30)
Pozdrawiam
Wiesz Macieju, tak dumam, że jak ktoś nie zna pojęć i wmawia drugim, że oni też nie znają, w nadziei, że nikt nie zauważy iż w ten sposób do swojej głupoty doda czyjąś naiwność, oraz usiłuje te definicje jednak określać i w dodatku tę jałową działalność przerzucić na tych drugich,wedle dewizy weźmy i zróbcie, i do tego, czyni to mimo, że oni wcale a wcale się do tego nie kwapią, to coś tu jest nie halo. Cześć :)
http://tardis.wikia.com/wiki/Time_Beetle
Twoja robaczywa nibymowa wiele mówi o Twoich intencjach. Promuje ukryte definicje, których intencją jest nobilitowanie Twojej pychy i równoczesnego ,,równania w dół,, o wiadomej proweniencji, z typową nienawistną nieżyczliwością, a pod pozorem słusznej idei walki z pasożytami najwyraźniej chce chronić prawdziwych pasożytów, kryjących się za wiki-definicjami, czy gw-definicjami i ich nastawieniem na walkę z tym co zdrowe i naturalne dla człowieczeństwa, z wartościami, które mają nas chronić, trzymać w kręgu życia i życia wiecznego.
Mógłbyś powstrzymać się ze swoimi wynaturzeniami przynajmniej na blogu, którego ideą jest szukanie realnych narzędzi do walki o czystość intencji.
Oczywiście. Tylko że tutaj akurat moja wypowiedź jest logiczna.
To te dwie osoby mają problemy ze zrozumieniem tekstu pisanego, z wyłapywaniem środków wyrazu, którymi “poeta wyraził, co miał na myśli”.
Ta przerwa między akapitami powinna im wszystko wyjaśnić, a oni jej nawet nie zauważają.
Rozumiem, że zostałem osunięty do strefy niekompetencji w zakresie dalszego prowadzenia dyskusji.
Rozchodzę się zatem w celu przygotowania do przegrupowania.
Tylko się nie obrażaj. Nie myśmy sobie wybierali szkoły z typowym dla nich poziomem języka polskiego.
Wręcz widzi sie antypolityczną tendencję do zaniżania tego poziomu, więc i podobnych konfliktów bądzie więcej, i naszym – dorosłych – obowiązkiem jest szukać rozwiązań proprzyszłościowych i tutaj.
Pozdrawiam
Nie ma mowy o obrażaniu się.
Uczę się cichości z “szatańskich wersetów” o. Domenico Labellarte.
Podobno Einstein kiedyś zapomniał okularów idąc do wagonu restauracyjnego.
Poprosił więc posługacza o przeczytanie karty.
Ten zaś konfidencjonalnym szeptem wyznał:
– niestety ja też nie umiem czytać.
Rzeczywiście, cichość nie idzie w parze z obrażaniem się.
Powiem więcej: z jakimkolwiek względem na osobę ludzką, włącznie ze swoją.
Pozdrawiam
Czyli Chrystusowi coś się pomyliło z tym błogosławieństwem?
Pozdrawiam
A to dlaczego ?
Przecież jako Cichy, nie miał względu na swoją Osobę w sensie jej ludzkiej natury.
Przecież jako Cichy pokonał śmierć, a więc i ziemia jako królestwo szatana przeszła na Jego własność.
Przecież to jest dla nas “droga cichości” pokazana Jego przykładem.
Pomyliło to się tym, co cichość uznali za cnotę, czy ogólniej za coś, co może istnieć w relacjach międzyludzkich, a nie wyłącznie w odniesieniu do Boga.
Błogosławieństwo, jak je rozumiem (a czego nie doczytałem się w przedmiotowym tekście Apostołek), to “dar na drogę” – wyposażenie, którego udziela wysyłający wysyłanemu w drogę.
Jego się w sensie materialnym nie ma, nie można stwierdzić, że jemu się coś zawdzięcza.
To oręż duchowy, który cały czas pozostaje w rękach wysyłającego, oręż “aktywizujący się” dopiero gdy się wysłany “robi swoje”, czyli to, czego oczekuje wysyłający.
“Błogosławieństwo dla cichych” to wytyczna na całe ludzkie życie, a nawet realizująca się w skali międzypokoleniowej społeczeństwa “cichych”.
Tekst Apostołek raził “praktycznością na codzień”, “rozmienianiem się na drobne”. Sprowadzał cichość do odpowiednika pokory, ale tej na styl “pokorne cielę dwie matki ssie”, będącej przejawem cynicznej interesowności, prymitywnego, oszukańczego cwaniactwa, albo, patrząc inaczej – pokory rozumianej jako nadstawianie wciąż tego samego “pierwszego policzka” – policzka ustępliwości wobec rozpychającego się barbarzyńcy, policzka cierpiętnictwa – czyli dawać się poniżać, poniewierać, gnoić, upokarzać dla “świętego” spokoju, dla noszenia “nie swojego” krzyża, zamiast nadstawiać mu “drugi policzek” – policzek nieustępliwości w sprawach swoich ludzkich wartości wyższego rzędu, a więc i ogólniej – w sprawach Bożych.
Człowiek cichy nie wie, co to cichość, tak jak człowiek pokorny nie wie, co to jest pokora, człowiek święty nie wie, co to świętość, człowiek szczęśliwy, nie wie, co to szczęście.
On tym żyje.
To może nam pokazać, ale nazwać tak, by definicja sięgała w przyszłość (wyrażała intencje) nie sposób.
Weźmy Świętego Jana Chrzciciela – “najmniejszego ze świętych”. Każdy z następnych musi być większym od niego. Ale czy tylko od niego, czy również nie większym od każdego ze świętych już uznanych ? A to już upoważnia do stwierdzenia, że nikt nie wie, co to świętość.
To wszystko “przychodzi mimochodem”, gdy jesteśmy w stanie to przyjąć ku pożytkowi, ku wzrostowi, dojrzałości w człowieczeństwie naszemu i innych, bo to tylko Bóg decyduje kiedy, bo to nie jest z racji Bożej obietnicy, czy naszej zasługi.
To Jego łaska – ukoronowanie całokształtu drogi z Nim przebytej.
Łaska Boża, a nie zasługa, a więc i nie ma możliwości jakiejś “drogi na skróty” do “świętości dziś”, czy “raju dziś” (paradise now), jak nas mami przynajmniej jeden ,,charyzmatyk,, , a tysiące fanatyków biją mu brawo.
Nie wiem, nie dociekałem – może zaprezentowany przez Apostołki tekst był częścią czegoś większego, co pozwalałoby uznać “mleko tej nauki” jako Bożą strawę duchową.
Tak, jak był przedstawiony, czyli z naciskiem na sprawy praktyczne był dla mnie obrazoburczy, wymagający oprotestowania z troski o wiarę katolicką.
Pozdrawiam
Czy Pan podważa świadectwo Ewangelii świadomie, czy z głupoty?
I czemu akurat na portalu katolicko-narodowym, a nie np. na forach zw. ze stowarzyszeniem, nomen omen, Otwarta Rzeczpospolita czy APP Racja? Skoro ma Pan wątpliwości, jak to wyżej napisał, co do istoty Drugiej Osoby Boskiej już w pierwszym zdaniu, to jakikolwiek dalszy dyskurs jest niemożliwy ze wzgl. na Pańskie niedostateczne doń przygotowanie.
Wiele o sobie tu powiedziałeś Pan…
Przykro mi odmówić Pańskiej prośbie. Będę Pana dręczyć dopóki nie uznam, że jest Pan zdatny do użytku. A na początek wiary-godny. Z tego co mówię do Pana wiel dla Pana wynika. Jak dostrzegam. Proszę jednak spróbować zastanowić nad tymi kwestiami, które wobec Pana przemilczam.
Dopiero potem, w sumieniu, wydawać ocenę co do intecji osoby i samej osoby.
Pozdrawiam
Nie pierwszy raz widzę, że jest Pan jakby jedną nogą w tej rzeczywistości. Chce gryźć, tylko nie ma zębów.
To ja podważam, czy to pańskie urojenie ?
To ja mam wątpliwości, czy to Pańskie urojenie ?
W pierwszym zdaniu napisałem:
Nie ma w nim treści nawet zbliżonej do mi zarzucanej, tym bardziej, że to tylko pytanie do wcześniejszego adwersarza w jego temacie.
A więc może drugie ?
To tu miałyby być te moje wątpliwości ? Niby gdzie ?
Może więc treść tego, co napisałem jest nieewangeliczna ?
Ja napisałem, że nie miał. A może miał ? Może robił wszystko żeby nie cierpieć i nie umrzeć ?
A może Jezus Chrystus w ogóle nie miał ludzkiej natury ? Może nie był jednocześnie w pełni Bogiem i w pełni Człowiekiem ?
Tu się akurat zgodzę, tylko to stwierdzenie przekieruję na na pańską osobę.
To ma sens. Z góry dziękuję. Nie chciał bym tylko “dręczeń” podobnie absurdalnych jak powyższe, bo w nim się szlachetnej intencji nie doszukuję.
Pozdrawiam
Tego w tamtym tekście nie było.
Dodałeś to wszystko od siebie.
Boisz się przyjąć upokorzenie, dlatego walczysz ze słowem, które wzywa Cię do bycia cierpliwym.
Doszukiwanie się intencji jest świadectwm braku hojności wiary. no i?
Ps chciałbym piszemy po polsku razem. nie chciałbym – tez.
a napisałem, że nie miał. A może miał ? Może robił wszystko żeby nie cierpieć i nie umrzeć ?
http://3.bp.blogspot.com/_BviYnOC0QuY/S4awC9Bv0SI/AAAAAAAAA2E/Ly4dU_2AvEA/s400/getsemani.jpg
http://imagenes-de-jesus.com/wp-content/uploads/2013/01/Gethsemane-Getsemani.jpg
http://bibisweb.files.wordpress.com/2011/03/j173.jpg
Oczywiście. Nie wracałem do treści tamtego tekstu, bo nie było takiej potrzeby. Nic od siebie nie dodawałem z tegoż powodu. To jest wyjęte z mojej wypowiedzi ogólnej o dyskusji na Twoim blogu. Cudzysłowy oznaczały zwroty i przenośnie, a nie cytaty, które odznaczamy za pomocą funkcji “cytat”.
Nie chodzi o to, czy boję się przyjąć upokorzenie, czy nie, bo nie ma takiej zasady w wierze katolickiej, żeby wchodzić.
Nie jesteśmy Świadkami Jehowy, o których wiem, że wchodzą. Problem pewnie sięga i wyznań religijnych, nie tylko sekt.
Problem jest dziś również mocno zakorzeniony w faszyźmie globalistycznym, tym zbrodniczym SYSTEMIE, który chce wszystko “równać w dół”.
U nas jest zasada, żeby wchodzić w pokorę, a to zupełnie inna sprawa.
Do bycia cierpliwym, to mnie wzywa nadzieja na dobro poparta tym, że wszystko jest na dobrej drodze, że po ludzku zrobiłem, co w mojej mocy, a teraz już “Pan Bóg kule niesie”, nie zaś na tym, że ten, co mnie depcze, poniża, zatruwa, zniewala, w końcu się zmęczy swoim biciem mnie “w pierwszy policzek”.
Owszem, skoro pychę uważamy za matkę grzechów, to i pokorę uważamy za matkę cnót. Pokora i cierpliwość to jednak byty niezależne, a poza tym oba nie mają nic a nic wspólnego z barbarzyństwem upokorzenia.
Kiedy godzę się z tym, że jestem grzesznikiem i daję przez to innym prawo do upokarzania mnie – grzeszę.
To pycha, czyli brak pokory – powoduje skłonności do samokarania aż po samozatracenie (“karą za grzech jest śmierć”), które się tu przejawiają. To już jest wynaturzeniem, przejawem nadmiernych skrupułów, niewiarą w odkupienie, w to że Jezus wziął nasze grzechy na siebie, z nimi umarł i zmartwychwstał, byśmy i my mogli zmartwychwstać dla życia i życia wiecznego.
Fragment męczonego wciąż tekstu:
– przypisuje cnototwórczą funkcję zwyrodnieniu upokorzenia, a nie pokorze.
Każda cnota ma na celu dobro, a nie niekatolicką, a w gruncie rzeczy i niechrześcijańską tolerancję polityczną przeniesioną na grunt religii, w tym tolerancję i dobra i zła, w tym “dialog” ze złem, w tym kompromisy wobec zła (no bo skoro akceptuje “wszystko” ?).
Podobnie mamy tam krytykę “wchodzenia w konflikt”.
Nie na tym polega pokora, że unikam konfliktów, bo nie chcę tracić wewnętrznego pokoju. To też pycha dawania się upokarzać.
Człowiek pokorny to człowiek żyjący prawdą. Jakże mógłby się bać stwierdzenia, że “nie ma pokoju” i stawienia czoła wojnie, czy pokojowi fałszywemu ?
Tak jak człowiek cichy – jakże mógłby unikać “zapalania się o sprawy Pana”, które zawsze prowadzi do “robienia swego” ?
Czynienie pokoju też objęte jest błogosławieństwem.
Wprost przeciwnie.
1. Hojność ma intencje – jak każde dawanie.
2. Doszukiwanie się intencji chroni przed łatwowiernością, a więc chroni wiarę. Nadto czyni odpowiedzialnym i roztropnym, umożliwia porozumiewanie się ludzi, budowę zaufania, budowę wspólnoty itd, itd.
Prawda, ale uwaga nie pod mój adres. Nauczony jestem dobrze. Jeżeli robię taki błąd raz na powiedzmy 50 razy, popełniam literówkę, zapomnę przecinka itp, a tekst mimo to da się przeczytać ze zrozumieniem, to takie napominania są trollowaniem.
Pozdrawiam
Jeszcze zanim zajrzę pod linki odpowiem:
Jezus nie chciał czekającego go “Kielicha”, ale Jego modlitwa w Ogrodzie Getsemani kończyła się słowami: “…ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”.
W tym momencie zdecydował się zrezygnować z ludzkiego oporu przed wejściem w cierpienie i śmierć, zostawiając to woli Boga Ojca. Zdecydował się w tym temacie jako Człowiek nic nie robić.
Może robił wszystko żeby nie cierpieć i nie umrzeć ?
Zdecydował się w tym temacie jako Człowiek nic nie robić.
Dopiero teraz dokładniej doczytałem. Panie! Czyś Pan już do cna na łeb upadł?!???
Będę Pana napominać kiedy uznam to za stosowne, zaś Pańskie zdanie kompletnie nie ma tu znaczenia, gdyż każdym daje Pan świadectwo swej arogancji.
O wierze, jak widzę po Pańskiej odpowiedzi do mojego akapitu o wierze – nie umie Pan wiele, nic zgoła.
To ja o to pytam. Skoro więc pytanie niejasne, to dołożę parę myśli.
Jego wola jako Człowieka nie stała się nawet Jego intencją, a wiadomo, że intencja poprzedza działanie.
Jego wola jako Człowieka była tylko intencją modlitwy, a my tu mówimy o czynie.
Tak jak miłość bez czynu ofiarnego na rzecz jej podmiotu jest martwa, tak i modlitwa. “Orem et laborem”.
Chrześcijaństwo to nie magia, nie kupowanie sobie przywilejów u bożków za “monetę modlitwy”, czy “ofiar przebłagalnych”, “samokarań”, dawań się upokorzyć itp.
U nas się liczy własny czyn – działanie lub zaniechanie, a i to nie byle jaki, a “w obliczu Boga”, a więc świadomy i dobrowolny.
Ta moja odpowiedź była na Pańską odpowiedź, więc jako powtórzenie była wyjaśnieniem kontekstu mojej wypowiedzi (okreslonego przez Pana). In. sł. Pańskie słowa “nie moja lecz Twoja etc..” sa poza Pańskim kontekstem. Ech, dość juz mam tego Pańskiego lawirowania, nuzące jest.
Odnośnie lawirowania, to przypomina mi się dowcip, który się kończył: “dla kogo babcia, to babcia, a dla kogo teściowa, to teściowa – podawaj synku naboje,,.
A miało być tak prosto – przyszpilanie, i do gabloty.
Za to z tym “nużące jest” to już sprawa poważna. Za znużeniem może przyjść i nuda, a za nudą ten, co zaoferuje “paradise now”, jakąś “drogę do nieba na skróty”, drogę mamidło, czy “odpoczynek w duchu kundalini”.
A może tak inna aktywność ? Może powiew świeżego powietrza ? Ja też się przejdę.