Obejrzałam sobie wczoraj jeden z odcinków Animal Cops. Wiele osób zazdrości Amerykanom tak świetnie zorganizowanej służby dla zwierząt. Wydaje mi się, że osoby te ujęte ofiarnością funkcjonariuszy, którzy w upał i deszcz pędzą na ratunek jakiemuś zabłąkanemu kotkowi nie słuchają uważnie tego co się w tym programie naprawdę dzieje i mówi.
Pracownica schroniska przedstawia młodego psa odebranego właścicielom za to, że był trzymany na zbyt krótkim łańcuchu. Pies spędził w schronisku trzy tygodnie i właśnie ma przejść próbę decydującą czy pójdzie do adopcji czy zostanie uśpiony. Próba polega na tym, że laborantka usiłuje odebrać mu miskę za pomocą protezy ręki zamocowanej na kiju od szczotki. Oczywiście pies z warkotem atakuje to urządzenie. Nie trzeba być znawcą, żeby rozumieć, że każdy zdrowy na umyśle pies musi coś takiego dziwacznego zaatakować. Jeżeli tego nie zrobi to tylko dlatego, że jest chory albo skrajnie zastraszony i uległy.
Pracownica decyduje. Przykro nam, ale pies nadaje się tylko do eutanazji. I pociesza. Spędził z nami trzy tygodnie i były to najpiękniejsze tygodnie w jego życiu. Jego komfort życia na łańcuchu był bardzo niski.
Program ten oglądają na ogół dzieci. Proszę się zastanowić jakie podprogowe przesłanie niesie taka scena. Po pierwsze, że można kogoś uśpić dla jego własnego dobra. A jeżeli uśpić to zapewne i wyskrobać. Poza tym na pewno słuszne jest usypianie starych osób, których komfort życia jest niski, oczywiście też dla ich własnego dobra. No i to pełne troski mordowanie nazywa się eutanazją.
Moje pokolenie było wychowywane na takich książkach jak „ Roczniak”. Bohater Roczniaka , młody chłopiec, musi zastrzelić ukochanego jelonka, który niszczy zasiewy. Ojciec każe mu to zrobić osobiście. Żeby stał się mężczyzną i nie kierował się w życiu tanim sentymentalizmem. A raczej żeby rozpoznawał właściwą hierarchię spraw.
Ale nikt nie twierdzi, że robi to dla własnego dobra jelonka.
Taka strategia rozchwiewania kręgosłupa moralnego nazywa się „ stopa w drzwiach”. Była stosowana wobec jeńców amerykańskich w Wietnamie. Proszono jeńca żeby napisał na pozór neutralne zdanie. Na przykład : „ Ameryka nie jest doskonała”. Potem następowałaś eskalacja wymagań. Wreszcie Amerykanin przechodził na stronę wroga. Można taką taktykę bardziej swojsko nazwać :” od rzemyczka do koniczka”.
Nie bez przyczyny jednym z punktów programu wychowawczego Hitlerjugend było okrutne mordowanie przez elewa własnego, domowego zwierzęcia.
Inne przesłanie, które niesie program Animal Cops to to, że prawo do przeżycia maja tylko psy uległe, wręcz głupkowate. No i że panem ich życia i śmierci jest funkcjonariusz systemu.
Dokładnie taka sama pedagogika społeczna jest stosowana wobec młodzieży na przykład w Norwegii. Ludzie uczeni są, że monopol na użycie przemocy mają wyłącznie struktury państwowe, a im w żadnym wypadku nie wolno się nawet bronić.
Wyuczona bezradność spowodowała, że podczas masakry na wyspie Utoya młodzi Norwegowie zamiast uciekać do lasu i próbować rozprawić się z napastnikiem, chowali się jak małe dzieci w namiotach i budynkach i czekali biernie na śmierć. A potem ich koledzy maszerowali po ulicach stolicy, bezmyślnie machając białymi tulipanami.
Prawo do odbierania właścicielowi, a potem usypiania psa czy kota to właśnie „ stopa w drzwiach” .
Wychowany w ten sposób „ człowiek bez właściwości” uważa potem, że system ma prawo odbierać dzieci rodzicom za to, że ich dom wygląda inaczej niż sobie urzędnik życzy.
Wychowywany w ten sposób dziennikarz bez chwili zastanowienia relacjonuje, że jakaś kobieta ukradła własne dziecko z domu dziecka i dodaje , że jest to bardziej oburzające niż kradzież dziecka cudzego. Nie przychodzi mu do głowy, że ukraść własne dziecko to oksymoron.
Zarówno ten dziennikarz jak i panie kurator, które zadecydowały o odebraniu rodzicom Różyczki za kruszki na podłodze na pewno nie czytały Derridy i Jose Ortegi y Gasset.
Ale ich wieloletnie wychowanie w duchu obrzydzenia do wszystkiego co naturalne, w przeświadczeniu, że największym zagrożeniem dla dziecka jest rodzinny dom wystarczy, że mówią Derridą[1] nic o tym nie wiedząc, jak Monsieur Jourdain
Wbrew pozorom ten tekst nie jest o pieskach i kotkach. I trzeba dużej dozy złej woli albo naiwności, żeby tego nie widzieć. Rozchwiewanie stereotypów życia społecznego- choćby dotyczących ochrony zwierząt, czy opieki nad dziećmi to nasza „ stopa w drzwiach”, wstawiana w nadziei, że poddawany poprawnościowej tresurze „człowiek bez właściwości” wreszcie się zbuntuje.
[1] Niczego takiego jak naturalne braterstwo nie ma – twierdzi Derrida – tak jak nie ma “naturalnego” macierzyństwa. Wszystkie tego rodzaju „naturalne” kategorie, podobnie jak pochodne pojęcia wspólnoty, kultury, narodu i granic, są zależne od języka, a więc konwencjonalne.
Żeby stał się mężczyzną i nie kierował się w życiu tanim sentymentalizmem. A raczej żeby rozpoznawał właściwą hierarchię spraw.
Ale nikt nie twierdzi, że robi to dla własnego dobra jelonka.
Taka strategia rozchwiewania kręgosłupa moralnego nazywa się „ stopa w drzwiach”.
Nie rozumiem >:(
Szanowna Pani, mam 3 uwagopytania:
1. //Wyuczona bezradność spowodowała, że podczas masakry na wyspie Utoya młodzi Norwegowie zamiast uciekać do lasu i próbować rozprawić się z napastnikiem, chowali się jak małe dzieci w namiotach i budynkach i czekali biernie na śmierć. //
Pomoc nie nadlatywała długi czas, także czasu dla morderców było sporo. Przecież były telefony komórkowe, Policja wiedziała, że coś się dzieje. Co również istotne – relacje świadków mówiły o strzałach dobiegających z co najmniej dwóch kierunków, a prawdopodobnie trzech. Sam Breivik na początku przyznawał, że miał wspólników. Dziwne, że prawie wszyscy -z sądem i mediami na czele- o tych faktach jakoś pozapominali. A Pani, czy pamięta o tym?
2. //Wbrew pozorom ten tekst nie jest o pieskach i kotkach. I trzeba dużej dozy złej woli albo naiwności, żeby tego nie widzieć. Rozchwiewanie stereotypów życia społecznego- choćby dotyczących ochrony zwierząt, czy opieki nad dziećmi to nasza „ stopa w drzwiach”, wstawiana w nadziei, że poddawany poprawnościowej tresurze „człowiek bez właściwości” wreszcie się zbuntuje. //
Tego paragrafu nie rozumiem, kto tu jest “my” (“nasza”)? Czy chodzi o jakąś “klasę społeczną”, która dokonuje inżynierii na ludzie? Na przykład o “oświeconych”? Co potem? Co zrobią ci ludzie, po tym jak się “człowiek bez właściwości” wreszcie zbuntuje? I dlaczego mówi Pani “nasza” – w pierwszej osobie?
3. Mam wrażenie, że po raz kolejny namawia Pani jakoby do buntu. Rewolucja?
“Nasza” w sensie ludzi, którzy już się zbuntowali na przykład przeciwko odbieraniu dzieci. Albo przeciwko przymusowej edukacji seksualnej. Albo przeciwko przymusowi posyłania 6 latków do szkoły. Albo przeciwko zmykaniu małych szkół. Opiszę kiedyś jak Ochotnica odmówiła ( jak jeden mąż) posyłania dzieci do gimnazjum w Nowym Targu. 40 kilometrów gimbusem w zimie po oblodzonych drogach i brak dozoru nad dziećmi skazanymi na centrum narkotykowe jakim niestety stał się w pewnej chwili Nowy Targ. I okazało się, że gimnazjum wróciło do Ochotnicy.
Teraz co do Norwegii. Sama słyszałam jak minister norweska mówiła, że dzieci wychowuje się celowo “w wyuczonej bezradności”. Jeżeli nawet napastników było trzech to młodych ludzi było chyba ponad 700. Słuchałam wywiadu z chłopcem pochodzenia polskiego, od zastrzelenia którego napastnik rzekomo odstąpił, a który leżał na piasku i czekał na jego powrót nie próbując się schronić w lesie lub wśród skał.
Rzeczywiście powinnam zmienić kolejność akapitów. Chodziło mi o przyzwyczajanie dziecka ( między innymi przez program Animal Cops) do tego, że uśpienie pieska odbywa się dla jego własnego dobra, więc takie rozumowanie jest dopuszczalne i poprawne. Roczniak jest tego przeciwieństwem. Tam trzeba zastrzelić jelonka bo ojca nie stać na pokrywanie szkód, ale nikt nie ukrywa, że jest to wyższa konieczność, a nie działanie humanitarne. Na zachodzie ( W Holandii) dzieci poddają rodziców eutanazji przed urlopem. Ktoś kiedyś odebrał im zdolność empatii.
Z braku czasu będę się streszczał.
Pani Izo upoważniam Panią do stosowania tu i we wszystkich innych przypadkach zaimka “my”.
Po prostu jestem z Panią.
Bardzo dziękuję. Bo bałam się że będzie tak jak w przedwojennym dowcipie.
” Ile was?” – ” Raz”.:)
Ehm… Dziękuję?… Dziękuję!
Ach tak. Zdaje się, że Pani ma na myśli rozchwiewanie tych nowych stereotypów, które już sie utrwaliły – w ciągu zaledwie kilkunastu lat! -, ja natomiast postrzegałem w tym kontekście “stereotyp” jako podejście utrwalone dawno temu, tradycyjne, czyli to które uważam za słuszniejsze. Zapewne stąd nieporozumienie.
Zajścia w Norwegii są wyjątkowo interesujące, gdyż była to zapewne akcja pod patronatem syjonistów. Na wyspie odbywała się między innymi demonstracja antyizraelska i propalestyńska. Kilka innych wątków prowadzi do tego samego wniosku.
Zgadzam się jednak, że gdyby choć 20-30 osób postanowiło współpracować w celu obezwładnienia jednego napastnika, ryzykując tym samym swoim życiem, prawdopodobnie udałoby się to im. Kilka osób zginęłoby prawdopodobnie, biegnąc ku niemu większą grupą, próbując go osaczyć.
Ta “wyuczona bezradność” grupy 700 osób mogła być po prostu rozsądną intuicyjną kalkulacją. Wobec ateistycznych poglądów i w perspektywie śmierci oraz w nadziei na to, że niebawem zjawi się pomoc, można było przyjąć, że ukrycie sie wśrod skał lub w lesie było najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza jeśli strzały słychać było z kilku stron – to mogło oznaczać obławę. Kto mógł zresztą podejrzewać, że pomoc nie zjawi się przez tak absurdalnie długi czas? Nikomu nie przyszło do głowy, że rząd współpracował z mordercami.
Trzeba przyznać, że ostatecznie takie podejście statystycznie opłacało się – zginęło około 10% uczestników. Przy “ataku” grupy 20-30 osób na jednego napastnika uzbrojonego w karabin snajperski, który mógł być w dodatku świetnie wyszkolony (tak wyglądał), można było się spodziewać 20-30% śmiertelności. Trudno dokonać takiego oszacowania z zimną krwią i zdobyć się na taką zabawę w rosyjską ruletkę. Wymagałoby to ponadto zebrania się w jednym miejscu tak dużej grupy i stosownych “obrad”, choćby miały trwać tylko 2 minuty. W takich warunkach trudno to sobie wyobrazić, choć na pewno “wyuczona bezradność” ma tu swój udział.
Istotne jest zauważyć, co zresztą Pani uczyniła, że nie było żadnej wpsółpracy. Większość młodzieży zastosowało schemat obronny charakterystyczny dla zwierząt stadnych, kiedy stado jest nagle atakowane przez wilki – rozpierzchli się we wszystkich kierunkach. Więc zadziałały instynkty. Do skoordynowanej akcji w obliczu śmierci trzeba się gruntownie wyszkolić. Kogo na to stać? Czasowo i finansowo?
To nie tylko kwestia braku współpracy. Chodzi mi o odruch nakazujący się schronić a nie czekać leżąc na piasku na śmierć. Ucieczka do namiotu i chowanie głowy pod poduszkę nie jest racjonalna w wieku 18 lat . Tak ma prawo reagować 4 letnie dziecko. Mało przekonywująco brzmiały dla mnie wyznania mówiącego po polsku chłopaka, który rzekomo uratował się, bo płynąc poprosił o litość zamachowca, a potem (nie wiadomo, po co) leżał około godziny na malej wysepce udając trupa zamiast schronić się w lesie. Terrorysta najpierw odwrócił się i odszedł, potem wrócił i „sprawdził” czy delikwent żyje strzelając mu w ramię. Trudno uwierzyć, że człowiek, który zabił tak wielką liczbę niewinnych osób zlitował się akurat nad naszym rodakiem. Dlaczego zresztą strzelał w ramię leżącego, a nie w głowę? Specjalnie zostawiał wybranych świadków? Poza tym nie jest chyba możliwe żeby trafiony pociskiem dum dum potrafił opanować ból i nie drgnąć. Taki pocisk powinien urwać mu rękę.
Nie do pojęcia jest jednak przede wszystkim, w jaki sposób jeden, nawet bardzo dobrze uzbrojony i wyszkolony człowiek mógł sterroryzować 700 osób na wyspie o powierzchni 10 ha, pokrytej w dużej części lasem i w ciągu 1,5 godziny kolejno wykończyć przeszło 70 z nich. Dlaczego nikt nie próbował rzucić się na niego z kijem, z kamieniem? Dlaczego nie próbowano właśnie działać zespołowo? Ktoś mógł przecież odwrócić uwagę strzelca, a reszta zaatakować go z ukrycia. Czy można sobie wyobrazić, że w czasie okupacji, jeden uzbrojony w karabin maszynowy Niemiec poradziłby sobie z taką liczbą młodych, wysportowanych osób? Na akcję rozbrajania Niemców gołymi rękami warszawscy chłopcy chodzili tylko dwójkami.
Z kijem, z kamieniem na człowieka? Zaatakować z ukrycia?
Izo, przecież to przemoc w czystej postaci.
;)
Podkreślam JESZCZE RAZ, że napastnik nie był sam, było ich dwóch lub trzech conajmniej, więc panika była uzasadniona. Schowanie się do namiotu wydaje się dziwnym pomysłem, ale przecież “co z oczu to z serca”. Jeśli namiot był blisko i można było się w nim ukryć, to założenie, że ukrycie się w nim, może zmniejszyć ryzyko nie uważam za pomysł całkowicie debilny. Z początku nie było przecież wiadomo, kto strzela i do kogo. Ci ludzie byli zupełnie zaskoczeni.
Już widzę, jak Pani decyduje się w otwartym terenie na “odwracanie uwagi strzelca” z karabinem snajperskim a kilka osób “znienacka” go atakuje! Realia okupacji, gdzie ludzie byli przygotowani do akcji, wyszkoleni i mogli chować się między budynkami, które dobrze znali a informatorzy dawali cynk, kiedy, kto, gdzie będzie przechodził były zupełnie inne. Uważam, że trochę za słabo przemyślała Pani swoją wypowiedź i za słabo wczytała się w moje argumenty.
Proszę Pana. W Powstaniu brały udział dzieci. Ale były faktycznie inaczej wychowywane. Wychowywane , a nie szkolone.Prawdziwe szkolenie dotyczyło niewielkiej liczby osób. Na norweskiej wyspie były warunki do ukrycia się. Zresztą norwescy politycy jawnie mówili, że tak wychowywana jest ich młodzież. W bierności i ” świadomej naiwności”. ( to cytat)
Przypomina mi się „Wehikuł czasu” Wellsa. Podróżnik w czasie trafia w daleką przyszłość. Grupa młodych ludzi bawi się nad wodą. Jedna z dziewcząt zaczyna się topić. Nikt nie zwraca na to uwagi. Młodzi ludzie nie reagują również na to, że od czasu do czasu ktoś znika i nigdy nie wraca. Ta zdegenerowana rasa- Ejolowie traktowana jest przez żyjących w podziemiach Morloków jako bydło rzeźne. Eolowie nie przyjmują tego do wiadomości. Nie są zdolni do empatii, do współdziałania, do gniewu i oburzenia. Stracili instynkt samozachowawczy. Tańczą w powiewnych strojach, ozdobieni kwiatami.
Proszę zauważyć, że stosunek 700:1, a nawet 700: 3, jest dla strzelca zdecydowanie niekorzystny. Ale on wiedział z kim ma do czynienia. Z ludźmi rozbrojonymi psychicznie. Pomysł schowania głowy pod poduszkę w namiocie był naprawdę idiotyczny. Właśnie do namiotów zaglądał przede wszystkim nie niepokojony przez nikogo strzelec i miał ułatwione zadanie.
Trudno mi powiedzieć jak poradziłabym sobie teraz. Ale uprawiałam w życiu kilka dość niebezpiecznych sportów wyczynowych, w których pierwszą zasadą jest- walczyć do końca. I pomimo,że wiele razy byłam naprawdę w bardzo trudnym położeniu jakoś przeżyłam.
Proszę Panią, dziękuję za odpowiedź. Ja się zgadzam z główną tezą i z koniecznością wychowywania naszych dzieci do mężności po prostu. Niegdyś i Polki były mężne, ale to było ze 100 lat temu i więcej. I zgadzam się, że inżynierowie społeczni celowo doprowadzają do psychicznego obezwładnienia, uczynienia nas bezbronnymi. Ta świadomość dla garstki norweskich patriotów musi być szczególnie bolesna, biorąc pod uwagę historię II WŚ. Ba, być może coś tak szlachetnego było nawet w chorej duszy Breivika! Przecież jego zwrócenie uwagi na fakt celowego zlewaczania społeczeństwa i narastającego problemu muzułmańskiego ma pewną pozytywną wartość.
Jednak proszę mi odpowiedzieć – czy była Pani kiedykolwiek pod obstrzałem? Czy celowano do Pani? Czy kiedykolwiek atakowano Panią lub groził Pani atak mający na celu zabicie? Jeśli nie z karabinu, to nożem, siekierą, jakimś innym niebezpiecznym narzędziem, które zagrażało wprost Pani życiu?
Tak zdarzyło się. Był to atak osobnika z nożem w ręku gdy stanęłam w obronie innej osoby. Ale to nie było 100 lat temu. Trochę mniej. Słowo daję:)
Skłonny nawet jestem uwierzyć… Szanownej Pani :)
Pani Izabelo.
Pan Space nie chciał. Przepraszamy.
___________________
Mit o Amazonkach napisał pewien Grek, jako zapis wspomnień po podróży do pewnej krainy na północy.
Przemyśliwałem sprawę i myśl mi na myśl przyszła taka. Że akcent należy postawić na to, że ludzie ci (dzieci te) nie postępowali słusznie. Nie chodzi o to, by postępować odważnie, brawurowo ale by postępować słusznie. Każdy chciał bronić własnego dupska za przeproszeniem, więc nie znaleźli się śmiałkowie, gotowi ryzykować dla innych lub choćby dla wiecznej chwały w Niebie i bohaterskiego przykładu dla pokoleń. Dlaczego? Nie dlatego, że ich nie wychowano do twardości, ale dlatego, że ich nie wychowano do życia w Prawdzie. Gdyby żyli wychowani w Prawdzie, postępowali by słusznie, nie bacząc na niebezpieczeństwo, a twardość charakteru wynikałaby wprost ze stawania z prawdą twarzą w twarz każdego dnia. Wie Pani, o czym mówię, prawda? Ktoś, kto jest tylko twardy, dla samej twardości, mężny dla mężności, może być taki jak pokolenie Danitów w Księdze Królewskiej. Ale ktoś, kto jest wychowany w Prawdzie i staje w prawdzie, ten postępuje słusznie, czyli mądrze i dobrze, kiedy trzeba – odważnie, kiedy trzeba – roztropnie, kiedy trzeba – miłosiernie. A więc Boga brakuje i to jest podstawa problemu, to jest fundament, którego brakuje. Przecież Polacy dlatego byli mężni, że mieli Boga w sercach i z tej miłości do Boga wypływała miłość do Ojczyzny i do bliźniego. I dlatego gotowi byli oddawać za Ojczyznę życie. I dlatego świat tak Polski nienawidził i nadal nienawidzi. Bo się nie da zmyć tej całej krwi, którą Polska spłynęła, bo ten Duch jest w Narodzie i nigdy nie zginie. Ale ten Duch jest Bożym Duchem, a nie wynikiem jakiegoś rodzaju starań “społecznych”, które nie byłyby w Bogu ugruntowane. Nie można nic dobrego bez Niego zbudować. To, za czym Pani tęskni, to piękno i dobro, mądrość i odwaga – one wszystkie z Boga płyną. Więc tu trzeba zacząć – od tej właśnie Prawdy. I tylko na Niej budować. I tego mi właśnie u Pani brakuje, czemu obecnie daję wyraz – ku zbudowaniu! Nie tam Pani kładzie akcenty w swych naukach, gdzie mnie się to słuszne wydaje. Cóż, może powie mi Pani, że to pragmatyzm? :)
Panie Space.
Przperaszam, że się wtrącam.
Takie zachowania, nawyki, nie muszą wynikać tylko z Wiary.
No jak by nie było, homosapiący jest stadny.
Ta cecha w sposób niezrozumiały do końca zanika lub jest wykorzystywana opacznie wobec pierwotnych celów.
Trudno mi to opisać. To może na przykładzie.
Tacy Chińczycy.
Zbierając informacje o nich, można zauważyć, że oni nie są zbiorem niezależnych jednostek. Funkcjonują jako organizm.
Zupełnie jak mrowisko. Owszem, w jego skład wchodzą mrówki, ale same z siebie i dla siebie nie mają racji bytu. Ich sens nadaje wspólnota i role jakie przypisane są każdemu z jej członków.
Trzeba przyznać, że efekty takiego podejścia są oszałamiające.
U nas, w najlepszych latach, było podobnie, choć nieco inaczej…
Bo u nas instytucja jednostki zawsze była w cenie. Taka już nasza natura.
Ale przy tym chorobliwe wręcz cenimy poświęcenie, nawet samobójcze.
Co ciekawe i egzotyczne – lubimy się poświęcać nawet nie dla siebie, nie dla swoich.
Za cel obrony od wieków obieramy sobie szczytne idee, i oczywiście Wiarę z Boga.
To nas mocno wyróżnia.
Po ludzku licząc jesteśmy beznadziejnymi, notorycznymi bankrutami.
Ratuje nas zawsze myśl, że w bożym rozrachunku nasza głupota winna być wyceniona znacznie lepiej…
I tak jest. W rzeczy samej.
Ależ ja każde wtrącenie bardzo sobie cenię! “Wszystko badajcie, a co szlachetne, zachowujcie.” Jak się Chińczycy dowiedzą od nas Chrystusie, to całym miliardem za Nim polecą :) Mają w sercach swoich wypisane prawo naturalne, samo w sobie piękne – że trzeba ciężko pracować, żeby osiągnąć sukces i miłość do swojej Ojczyzny, która jest owocem tej pracy – to przecież od Boga pochodzi. Jeszcze tylko nie w pełni pojmują (bo się ich tyranozaurom to nie podoba) na czym polega prawdziwy “sukces”, ale niech Pan tylko poczeka – jak powiedziałem! ;)
Zgadzam się. Norwegia jest całkowicie zlaicyzowana i tak jak to bywa pedagogika społeczna odgrywa w takich krajach ogromną rolę. Młodzi Norwegowie ( rozmawiałam z jednym z nich) uważają, że odnieśli wielkie zwycięstwo moralne dając się mordować jak barany. Bo celem ich pedagogiki społecznej jest wykorzenienie przemocy i nienawiści w człowieku jako takim. Ale jeżeli nie ma instancji nadrzędnej, transcendencji, to taki pomysł jest jedną z niebezpiecznych utopii. Rozbrojenie moralne Norwegów bierze się również stąd, że absolutyzują prawo stanowione i obawiają się bardziej naruszenia tego prawa niż prawdziwego niebezpieczeństwa, w które nie bardzo wierzą. W Polsce wkrótce będzie tak samo. Część tak zwanej ” znieczulicy” bierze się z obawy przed represjami. Państwo przejęło rolę opiekuńczą i wszelkie samodzielne akcje są surowo karane. Oczywiście nie generalizuję. Spotykałam Norwegów szczególnie starszego pokolenia, całkowicie impregnowanych na politpoprawność.
Pnie Karolu, Pan naprawdę jest bardzo miłym chłopcem. Bo w głębi ducha zostajemy tymi wrażliwymi chłopcami i dziewczynami, którymi byliśmy lata temu. A ja się wcale nie obraziłam tylko żartowałam.
Szanowna Pani.
Pani słowa, to są takie chwile, które się wspomina pod tytułem – “spotkało mnie coś dobrego”.
Niewiele mam egzemplarzy w tej kategorii. Dlatego bardzo Pani za ten dar jestem wdzięczny.
Co do młodości.
Mało dzisiaj chłopczyków i dziewczynek.
Otoczenie narzuca homonto pokracznej dorosłości bardzo wcześnie.
Osoby w wieku studenckim, są już wyzute z wolności, polotu i fantazji.
Są zaprogramowani aby machać rękami i nogami w rytm zegara odbijającego kartę pracowniczą. Nic ponad to.
Zdaje się, że obecnie najwięcej żaru burzy się jedynie w dawnych wulkanach.