Towarzystwo Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich w Królestwie Polskim zostało powołane do życia w 1841 roku. Na tor wyścigowy wydzielono część Pola Mokotowskiego i na Polu Mokotowskim odbyły się w czerwcu 1841 roku pierwsze wyścigi. W 1887 roku przeniesiono wyścigi na ulicę Polną, gdzie zbudowano trybuny. W 1925 roku „ Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni w Polsce” nabyło z wilanowskich dóbr Branickich około 150 ha gruntów na których w 1939 roku powstał bardzo nowoczesny tor wyścigowy. To ostatnie wielkie dzieło II Rzeczpospolitej.
Projekt architektoniczny Wyścigów, w stylu późnego modernizmu, był dziełem Zygmunta hr. Plater-Zyberk, z którym współpracowało wielu znanych architektów. Między innymi Juliusz Żurawski, Tadeusz Giżycki, Janusz Alchimowicz. Badania wytrzymałościowe, co godne uwagi, wykonywał Drogowy Instytut Badawczy przy Politechnice Warszawskiej.
Był to najnowocześniejszy wówczas obiekt w Europie.
Trybuny II i III są konstrukcyjnie dziełem prof. inż. Bronisława Bukowskiego( 1893- 1965) i jego zespołu. Są to wzorcowe konstrukcje żelbetonowe opisywane w wielu podręcznikach. Najważniejszym atutem całego niepowtarzalnego projektu jest wspaniałe rozplanowanie przestrzenne budynków, torów, trybun, tuneli podziemnych, ciągów komunikacyjnych, parku. Zniszczenie tego zespołu byłoby wyjątkowym barbarzyństwem.
W czasie wojny na torze były niemieckie magazyny wojskowe. Lepsze konie zostały wywiezione do III Rzeszy. Może dlatego budynki wyścigowe przetrwały wojnę praktycznie nienaruszone.
7 lipca 1946 roku odbyły się na Służewcu pierwsze gonitwy. Wyścigi nawet w czasach realnego socjalizmu były jednym z najbardziej dochodowych przedsiębiorstw. Gonitwy gromadziły tłumy, odbywały się trzy razy w tygodniu, na Służewiec jeździła w dni wyścigowe specjalna linia tramwajowa. W.
Po 1989 roku Wyścigi przeżywają regres. Przede wszystkim pojawiły się liczne gry hazardowe i turnieje, które odciągnęły widzów czerpiących emocje z hazardu. Prywatyzacja stajni wyścigowych, wbrew obiegowym teoriom, nie spowodowała podniesienia poziomu gonitw. Organizatorom brakowało pieniędzy na atrakcyjne nagrody dla właścicieli, polskie konie zaczęły pozostawać w tyle za zagranicznymi, dekapitalizacji ulegały trybuny i budynki mieszkalne toru. Państwowe Tory Wyścigów Konnych zostały przekształcone w spółkę Służewiec, która zbankrutowała w 2005 roku w niejasnych okolicznościach. ( dochodzenie prowadzi w tej sprawie prokuratura) W 2006 oraz 2007 roku gonitwy organizowała państwowa spółka Łąck.
W 2008 roku zespół torów na Służewcu został wydzierżawiony od Polskiego Klubu Wyścigów Konnych przez spółkę skarbu państwa -Totalizator Sportowy,. Jej prezes przekonał radnych Dzielnicy Ursynów do zainwestowania około miliarda złotych w rewitalizację wyścigów, która miałaby polegać na wybudowaniu na ich terenie hali sportowej na 15000 widzów, restauracji , dyskotek, kina , dwóch hoteli, zespołu basenów. W tym celu spółka chce wykreślić cześć toru z rejestru zabytków, zmienić plan zagospodarowania przestrzennego, uzyskać od miasta dofinansowanie w wysokości 400 milionów, przedłużyć umowę dzierżawy do 2108 roku.
Nie chcą się na to zgodzić wszyscy obywatele związani z hodowlą koni w Polsce.
Projekt naprawy Służewca powinien być opracowany przez fachowców z wyścigów, stadnin, oraz przedstawicieli właścicieli koni. Projekt przedstawiony przez Totalizator jest niemożliwy do realizacji bez zlikwidowania gonitw na torze.
Przede wszystkim nie jest możliwy trening około 600 koni bez toru roboczego, który zarządca chce zabudować powołując się na przykład Kolonii , gdzie zarówno treningi jak i gonitwy odbywają się na tym samym torze. Tylko dyletantom wydaje się, że jest to możliwe.
Gdyby przeprowadzać trening na tak zwanym „torze zielonym” zamieniłby się on po kilku dniach w błotnisty to roboczy. W trakcie wyścigów , po każdej gonitwie, grupa pracowników toru odwraca oderwane pecyny ziemi, wkłada na właściwe miejsce i ubija specjalnym ubijaczem.
W Kolonii konie trenują na innym torze niż ten na którym odbywają się gonitwy, na torze wewnętrznym. Choć w drodze na tor roboczy konie przekraczają tor zielony po specjalnym drewnianym trapie, jego konserwacja stwarza wielkie problemy.
Jak twierdzą znawcy tor „ układa się” przez pierwsze 100 lat, a dopiero potem może funkcjonować bez specjalnych zabiegów. Wkrótce minie 100 lat od powstania toru na Służewcu. Jego nawierzchnia jest bardzo wysoko oceniana przez znawców. Nie istnieje jednak niestety dokumentacja sposobu kładzenia tej nawierzchni. Zaginęła w czasie wojny. Nie dałoby się jej odtworzyć gdyby tor przenosić w okolice Piaseczna, jak proponowała kiedyś prezydent Warszawy. Choć Totalizator Sportowy wydzierżawił tereny toru służewieckiego na 30 lat, zobowiązując się do remontu toru i rozwijania programu gonitw wyścigowych, chce w miejsce toru roboczego i części stajni wybudować kompleks sportowo rekreacyjny – hotele, halę sportową, kasyno, baseny, a nawet ma zamiar inwestować w budownictwo mieszkaniowe. 138 – hektarowy park położony blisko centrum Warszawy był od lat łakomym kąskiem dla deweloperów. Chronił ten obszar tylko fakt, że jako całość jest on wpisany do rejestru zabytków. Zarządca nie jest zainteresowany chronieniem substancji toru, propagowaniem wyścigów, reklamą toru, a najmniej warunkami pracy ludzi na tym torze. Mogłoby się wydawać, że zarząd toru czeka aby zawaliła się kolejna trybuna, aby rozsypały się nie remontowane od lat baraki, służące kiedyś za przejściowe mieszkania dla ludzi, którzy czekali na miejsce w hotelu robotniczym, aby całe przedsięwzięcie zbankrutowało. Wtedy mógłby, pod pretekstem zagrożenia pożarem, albo złych wyników finansowych przedsiębiorstwa nakłonić władze do wyrejestrowania wyścigów z centralnego rejestru zabytków.
Zarządca toru zlikwidował już hotel robotniczy, łaźnię, warsztaty wyścigowe. Przestała funkcjonować szkoła wyścigowa. Co roku właściciele koni i pracownicy obawiają się, że w danym sezonie zostaną odwołane gonitwy. Za czasów PRL przy torze roboczym w czasie treningów stała karetka z obsługą medyczną. Kilka osób zawdzięcza temu życie. Wśród nich chłopak stajenny, którego kopnął koń powodując pękniecie wątroby, oraz osoby z poważnym otwartymi złamaniami i krwotokiem. Obecnie karetka , z przyczyn oszczędnościowych towarzyszy tylko gonitwom na zielonym torze.
Nie ukrywam, że jestem zawodowo i emocjonalnie związana z Wyścigami. Uważam jednak, że trzeba je ratować z wielu obiektywnych przyczyn. Wyścigi to nie tylko hazard i rozrywka. Wyścigi to jedyny sposób selekcji koni pełnej krwi ( czyli folblutów) oraz czystej krwi czyli arabów. Selekcja koni zimnokrwistych ma swoje zasady i przepisy. Próby sprawnościowe ogierów zimnokrwistych polegają na ciągnięciu wozu z odpowiednim obciążeniem.
Konie pełnej krwi hodowane są pod zupełnie innym kątem, przede wszystkim pod kątem szybkości i wytrzymałości. Jedynym sposobem ich selekcji jest udział w gonitwach. Jeżeli nie ma selekcji- upada hodowla. Upadek hodowli to, pomijając polskie tradycje, utrata tysięcy miejsc pracy i dochodów czerpanych z eksportu koni. Możliwość uzyskania za klacz arabską 475 tysięcy euro dowodzi, że hodowla koni rasowych bywa i może być przedsięwzięciem niezwykle opłacalnym[1].
Hippika jako sport niezwykle się zdemokratyzowała. Przestała być rozrywką elit finansowych. Sport jeździecki, aby się rozwijać, potrzebuje wyselekcjonowanych, rasowych koni. I właśnie rolę selekcjonera odgrywają wyścigi.
P.S. Na zdjęciu moja córka Marysia podczas próbnych galopów na ogierze Nurt, który w ostatnią niedzielę wygrał debiut. Tekst jest rozdziałem jej pracy na Politechnice Warszawskiej.
[1] 12.08. 2012 roku podczas Aukcji Koni Arabskich Czystej Krwi „Pride of Poland” w Janowie Podlaskim 8-letnia gniada klacz Ejrene ze stadniny w Michałowie została sprzedana za 440 tysięcy euro. Wylicytował ją nabywca ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Za 370 tys. euro sprzedana została 9-letnia siwa klacz Etnologia wyhodowana w stadninie w Janowie Podlaskim., która w ubiegłym roku podczas Salonu Koni w Paryżu znalazła się wśród 10 najlepszych klaczy na świecie. Cenę 100 tys. euro osiągnęła 7-letnia siwa klacz Biruta, również ze stadniny w Janowie Podlaskim. Ogółem na aukcji „Pride of Poland” sprzedano 19 klaczy za łączną kwotę 1 milion 325 tys. euro.
W ubiegłym roku podczas aukcji „Pride of Poland” sprzedano 23 konie za łączną sumę prawie 2 miliony euro. Najdrożej – za 475 tys. euro – sprzedana została dwuletnia siwa klacz Piacenza, którą wylicytował nabywca z USA. W roku 2010 najdroższym koniem aukcji była klacz Pilar z Janowa Podlaskiego, sprzedana do Kataru za 240 tys. Euro. Rekord aukcji padł w 2008 r., kiedy nabywca ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wylicytował za 1 milion 125 tys. euro klacz Kwesturę, wyhodowaną w Michałowie. Cała aukcja przyniosła wówczas ponad 3milionz euro.
Pani Izabelo,
dostałem mail z prośbą o przekazanie go Pani – ale na Legionie nie mamy możliwości przekazywania sobie PW – jak mogę go Pani przekazać?
(to jest mail z prośbą aby się Pani zgodziła na publikację swoich wpisów w drukowanej gazetce lokalnej, którą autorzy maila wydają)
Pozdrawiam serdecznie
przesłałem
Całe życie nasze odciska się w pisanych tekstach! ;-))
Dokładnie tak się pisał o żeglarstwie za minionego reżimu. Dla świętego spokoju.
Naszego i tow.Cenzora.
O!To!To!….”Czyńmy” – czyńmy /zwłaszcza/! To własnie miałem na myśli pisząc Pani… o “zachwianej równowadze mej, jaką odkryłem już w dzieciństwie, między “czynię” a “dumam”.
Tak “mi” pisz -Szanowna Izabel.
Czynownik – takie piękne zapomniane polskie słowo. Niech wraca do nas…szybciutko, szybciutko.
Powiem Jej coś jeszcze: Mam taką książkę, stara jest/oj bardzo!/, Babci mej ona. Babcia nierozstawała się z nią /tak zresztą jak z innymi/ ale ta jest szczególna.
Zawiera /oprócz rodzinnych osób-postaci i faktów/, zawiera “statystki” z dziejów dawnych Wileńszczyzny, a w nich te słowko “czynownicy”, he ,niby nic, ale jak ono od dzieciństwa mnie zmieniało, jak inspirowało, jak kazało się nie-zgadzać z tym wprasowanym mi na siłę, zastanym w mym świecie dziecka słówkiem “ROBOTNIK”.
Jestem teraz w warsztaciku, klepię łódkę, ale jak wrócę “do tej książki” – to wklepię z niej …co-nie-co o “czynownikach”;).
Miłego Dnia …Wszystkim
Jak już pisałam jeździłam wiele lat na wyścigach. Każdy mógł przyjść i jeździć. Nie płaciło się za jazdę. Trzeba było wstawać o 4 rano bo w lecie galopy na zielonym torze były o 5. Trzeba było czyścić konie i wywozić gnój.Po 10 “lotach” na młodych nie ujeżdżonych koniach nie miałam czasem siły wsiąść do tramwaju. Moje koleżanki z ekskluzywnego liceum dla czerwonej burżuazji bardzo mi zazdrościły ale żadna nie zdobyła się, żeby się ze mną wybrać na jazdę. Teraz też amatorzy jeżdżą na wyścigach za pracę. I prawie w każdym tatersalu jest możliwy taki układ.A moja koleżanka na Mazurach uczy dzieciaki wiejskie za darmo. Tak,że nie jest to mit. Na Słowację w Tatry jeździłam niezliczoną ilość razy. Mieszkaliśmy w kolebach. Życie kolebowe ma swój niepowtarzalny urok.Natomiast nie było nas stać nawet na schroniska, cóż dopiero na hotele, ale nikt tego nie żałował. Żeglarstwo można uprawiać na jachcie za 200 000 i na moim zefirku który kosztował 1500. Trzeba tylko chcieć i ruszyć leniwą sempiternę.
Freedom przepraszm, to moje z 29 kwietnia 2013 godz. 09:09 – miało być do Pani Izabeli Brodackiej.
Przepraszam jeszcze raz i…to przez te żywice poliestrową (do łódki;)
Pozdrawiam
Żywica- to samo czeka mnie na początku czerwca. Co do “czynownika”. To słowo kojarzy mi się z urzędnikiem. Na przykład carskim. Czy się mylę? Pozdrawiam serdecznie. A co z babą z grubymi nogami? Czy może już schudły?
Ale ja klepię teraz prototyp łódki-pudła-domku-altanki-z super napędem ekologicznym-kopulacyjna taka,dla poprawy przyrostu naturalnego itp;) że hoho którą zaprojektowałem, zdokumenciłem, opływałem i CYNIĘ poprawki drobne. To tak.
/Co do „czynownika”. To słowo kojarzy mi się z urzędnikiem/
Oj! Nie! N..ie!
To nasze polskie słowo, zrodziło się, bo brakowało “tego czegoś” na określenie polskiego wykonawcy-tworzyciela-dokonawcy…tego co wydumał-ktoś. To tak, początki uprzemysłowienia na ziemiach polskich …zrodziły-wyartykułowały to słowo.
Tak! Iza siem tu…myliiii;)
/A co z babą z grubymi nogami? Czy może już schudły?/
Narazie, to mi “uszy” schudły/wobec Pani/ al’e siem-będem-starał.
Pozdrówko /myślnego czynownika/
Górą nasi! Piękna to była gonitwa:) Pozwalam sobie wstawić video:
http://torsluzewiec.pl/youtube/galeria/244/?from_race_day=5
Znaczy, nalezy wybrac dzień 2 gonitwa 1
Dziękuję za wstawieni linku do gonitwy. Zauważ, że Nurt wygrał startując z ostatniej pozycji.Traktuję to jako przesłanie. Nie wolno nigdy się poddawać. A na zdjęciu u góry pod Marysią na zielonym torze. W okularach bo trochę nerwowy.
Pani Izabelo, niechrześcijańskie to będzie, ale zozdroszczę Pani wszystkiego, z zapachem gnoju włącznie.
Na nowym Ekranie jakoś niepolitycznie i dwuznacznie było pisać :
Opar, wielki znerwicowany angol był dosiadany przez córkę też na zasadzie
dbania o konia dla którego bogaty właściciel nie miał czasu. Przez las
jeździła na rowerze. Uprawianie tenisa jest drogie i elitarne ?
A wstań o świcie idź na kort jak paru kolegów, polej wodą, wyrównaj, pograj,
wyrównaj, polej i zrób linie. Legalnie, za wiedzą kierownika. A piłki które
wyciągniesz z krzaków są twoje. Na ósmą ma być przygotowane dla tych co słono
płacą.
No właśnie. Elitarne są umiejętności, których nie da się imitować, a które zdobyte są ciężką pracą.Zdarzało się, że przychodzili na wyścigi jeźdźcy w białych bryczesach i spadali z konia zanim dojechali na tor. My jeździliśmy w lecie w tenisówkach, a w zimie w walonkach. Nikt nie wytrzymałby wielogodzinnej jazdy na mrozie w cienkich bucikach. Nie było żadnych snobizmów, żadnego przechwalania się. Na te konie nie było mocnych. Podobnie można było żeglować w klubie i na wiosnę skrobać łódki. A w dziobie łaziły pająki co było sposobem selekcji żeglarek. Albo jak piszesz polewać kort. To tylko dobre chęci.
Oj – ja sama teraz sobie sprzed lat zazdroszczę:)