Dawno dawno temu we włókienniczej stolicy Euroazji świętym mieście Łódź (eng. holy_wood ;-P) panował wśród kapitalistów obyczaj budowania sobie pałacu. Każdy zamożny producent sukna aby wykazać się swą potęgą i powagą musiał go mieć. Ten etos kapitalisty dotyczył również starozakonnych. Jakież zdziwienie w środowisku multikulturowym nastąpiło gdy najbogatszy Żyd nie zamieszkał w swoim pałacu. Do końca mieszkał w starym domu rodziców a pałac był na pokaz, lecz on gardził przepychem, próżnością i konformizmem. Prawdziwy bohater pozytywizmu, ale nie Polak. Przy ulicy Piotrowskiej rosły kościoły katolickie, protestanckie, cerkwie i synagogi a te same gazety można było kupić w 4 językach. Jak więc rozumieć symbol dominacji ekonomicznej diaspory? Przecież reguły gry nakazywały cieszyć się swą pozycją społeczną, a nie ekscentrycznie demonstrować swój sprzeciw epoce i multikulturze. Religia mojżeszowa nie pozwala na obnoszenie się swym bogactwem. Każde bogactwo to przecież dar od Boga dla wzmocnienia wspólnoty, choć wśród żydów z tą wspólnotą było na ziemiach polskich nie najlepiej. Zasady stosowano czasami a życie biegło swoją drogą.
Innym ciekawym przykładem tym razem dominacji na rynku jest charyzmatyczny nafciarz z Ameryki. Nie oszczędził nawet rodzonego brata doprowadzając do upadku jego rafinerię. Z torbami wypuścił cały ówczesny świat amerykańskiej ropy. Ale przykładnie płacił dziesięcinę na Zbór Baptystyczny do końca swoich dni i co do centa. Jakie to były kwoty można sobie jedynie wyobrazić (majątek w dniu śmierci wyceniany na 660 miliardów $). Purytanie nigdy nie obnosili się ze swym bogactwem, choć mieli wystarczające wpływy aby zmieniać losy świata.
Z jakich więc wzorców czerpie Pan minister Radosław Sikorski mąż Anne Appelbaum możemy się domyśleć. Lecz czy rozumieją to autorzy głośnego artykułu http://vip.tyzhden.ua/Chronicle/78439 prezentujący ukraiński establishment na tle naszego skromnego ministra spraw zagranicznych?
Skromnego czy ubogiego to musimy sobie odpowiedzieć sami. Minister Sikorski udał się z misją UE przekonywania władz Ukrainy do modyfikacji prawa krajowego zgodnie z umową stowarzyszeniową. PAP opisuje to następująco:
Ukraina ma trzy miesiące na dostosowanie swego prawa do wymogów Unii Europejskiej przed oczekiwanym w listopadzie podpisaniem umowy stowarzyszeniowej z UE – oświadczył w czwartek w Kijowie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. (25.04.2013) źródło
Polska Agencja Prasowa jednak wycina zegarek z foto umieszczonego na stronie źródłowej. Z kolei ukraiński tyzhden.ua robi z tego gadżetu wiadomość dnia. Jakże bowiem wyjaśnić ukraińskiemu ministrowi, że facet, który ma na ręku zegarek za ledwie 165 dolarów, jest człowiekiem poważnym i wpływowym?
Można więc wytłumaczyć faux-pas naszego ministra na kilka sposobów. Ukraińcy dopatrują się w tym z jednej strony małego znaczenia naszego polityka na arenie międzynarodowej. Inni zaś skłaniają się do sarkazmu że to raczej ukraińscy politycy nie dorośli do wielkiej polityki. W kraju w który miesięczna pensja policjanta wynosi ok 80$ a wykładowcy akademickiego nawet przekracza 120$ obnoszenie się z zegarkami za 30 000 $ to co najmniej hańba dla całej tamtejszej klasy politycznej. Nie inaczej ma się sprawa z naszym ministru Nowaku, który i owszem „sikora” ma zacnego, rzekłbym „ful wypas pęczak”. Nie przekłada się to jednak na merytoryczne działanie w podległym jemu resorcie. Może dlatego złośliwi rodacy sugerują że Pan Radek szykuje sobie miękkie lądowanie po rozpadzie PO. Tylko co wtedy z „katastrofą” smoleńską?
Popatrzmy na fotografie jakie zostały zaprezentowane w ukraińskim periodyku. Antropologicznie władza Ukrainy jest mieszana. Od Skandynawów, Niemców, przez kresowych Polaków na Tatarach skończywszy – wszyscy oni muszą nosić swój „pałac” na ręku, ale żaden z nich pewnie nie płaci dziesięciny. Wot takaja degeneracja kozacka, złoto się leje na ręce ale ojczyzna jak cygańska chatka w Małopolsce. Pomyśleć że w innym systemie byliby to całkiem porządni ludzie – jak mawiał ..
HAHAHA – dobre sobie, ale JOWy na Ukrainie się sprawdziły jaknajbardziej, no przecież.
Jak zwykle ciekawe spojrzenie.
dziękuję