Kilka tygodni temu w niedalekiej od Warszawy miejscowości zginął od wielu ciosów siekiery pewien recydywista Tadeusz P. Spędził w więzieniach przeszło 30 lat. Jego akta to cały KK. Gwałty, pobicia ze skutkiem śmiertelnym, postrzelenie policjanta.
Zabiła go dziewczyna często przez niego bita i gwałcona, nawet w obecności jej chłopaka. Nie wytrzymała upokorzeń. Miasteczko zbiera pieniądze na adwokata dla aresztowanej. Podobno dołożyła się miejscowa policja.
Trzy lata temu uciekła za granicę konkubina P., z którą miał dwoje dzieci. Bała się o życie swoje i dzieci. P. zabrał ją z rodzinnego domu gdy miała 14 lat i „ użytkował”. Wszyscy o tym wiedzieli, ale jakoś nikt nie kwapił się z pomocą. Kiedy uciekła od niego przez okno, za karę wlókł ja za włosy po głównej ulicy miasteczka, a ludzie odwracali głowy. Nie pomogła jej żadna powołana do tego instytucja. Nie zainteresował się żaden sąd rodzinny, który chętnie przecież odbiera dzieci rodzicom za kruszki na podłodze. „Niebieska Linia”, do której się zwróciła o pomoc zaproponowała jej warsztaty z asertywności.
W ucieczce pomogły S. prywatne osoby. Jedna z tych osób dała jej pieniądze na wyjazd, druga opłacała pomoc prawną. W ten sposób osoby te uratowały zapewne życie całej trójce.
Sąd I instancji odrzucił pozew S. o odebranie praw rodzicielskich gwałcicielowi i oprawcy. Uzasadnienie sądu jest tak kuriozalne, że cytuję je dosłownie. Składnia oryginalna.
„Nie ma innych poza twierdzeniem wnioskodawczyni dowodów, że uczestnik by stanowił wówczas zagrożenie dla dzieci. Niewątpliwie przestępstwa, które popełnił uczestnik i skazania na wieloletnie kary pozbawienia nie stanowią dobrej rekomendacji dla rodzica ale nie ma podstaw do przyjęcia, że okoliczności te by dyskwalifikowały go jako ojca. …Istotne w sprawie jest również to, że gdy wnioskodawczyni weszła w związek z uczestnikiem, był on już wielokrotnie skazywanym przestępcą……. Mając na względzie całokształt zebranego w sprawie materiału dowodowego sąd doszedł do przekonania, że skoro uczestnik od wielu lat, a również od przyjścia na świat jego dzieci, jest takim samym człowiekiem, który dopuszczał się popełnienia zbrodni i występków i odbywał długoletnie kary pozbawienia wolności i nie zaszły w ostatnim okresie w jego funkcjonowaniu żadne istotne zmiany- to nie ma ustawowych podstaw do pozbawienia go władzy rodzicielskiej”.
Również prokuratura odrzuciła wniosek o ściganie P. za przestępstwa seksualne wobec S.
. Dla prokuratury jej zeznania były niewiarygodne. Nie przekonał prokuratora fakt, ze P. po wyjściu z więzienia dwa razy ciężko pobił matkę S, oraz okaleczył nożem innego świadka w sprawie o odebranie praw rodzicielskich. Pomimo, że zrobił to w warunkach recydywy, po krótkim pobycie w areszcie odpowiadał z wolnej stopy.
Sprawa została wygrana dopiero w II instancji po interwencji u ministra, ale jak pouczył P. troskliwy sąd, miał on możliwość rozpoczęcia swojej zabawy w zemstę od początku, zgłaszając, że zmieniły się okoliczności sprawy.
Morderstwo , a właściwie samosąd na oprawcy kobiet uwolnił S od permanentnego lęku o życie swoje i dzieci. Przestała się ukrywać. Nadal mieszka i pracuje za granicą. Jej dzieci chodzą do prywatnej szkoły. Ze względu na wyjątkowe zdolności i wspaniałe wyniki w nauce znacznie obniżono im czesne. Starszy syn dostał propozycję wyjazdu na stypendium do elitarnej szkoły w sąsiednim kraju.
Przerażający przejaw “tolerancji”.
Ponieważ nie wolno nikomu narzucać systemu wartości, w naturalny sposób formacja ludzi podejmujących pracę w organach ścigania dąży do przyjęcia przepisów, a nie człowieka – jako punktu odniesienia.
Określenie “stróż prawa” nabiera nowego znaczenia, bo prawo przestaje być rozumiane jako ‘to co prawe, dobre’ ale jako zbiór ustaw i przepisów.
Potwierdzają to moje osobiste doświadczenia z policjantami i prokuratorami (no, to zacznie się plotkowanie ;)
“Niebieska linia” poza warsztatami z asertywności ma także uprawnienia, by odesłać do specjalnej komórki do spraw przemocy rodzinnej, jaka znajduje się przy każdym komisariacie.
Tyle tylko, że policjanci, którzy te sprawy prowadzą są brani z łapanki i najczęściej nie mają ani kwalifikacji, ani nawet ochoty, by tę niewdzięczną funkcję piastować.
Bardziej rozumiem policjantów leniuchów niż uzasadnienie sądu. Jest dla mnie porażające.Natomiast Niebieska linia to zakład pracy chronionej. Siedzące tam panie są mocne w doradzaniu ewentualnie w uruchamianiu biurokratycznych procedur.A tu był potrzebna konkretna pomoc. Adwokat. Pieniądze. Kryjówka. S. miała i tak szczęście, że na mocy konwencji haskiej nie sprowadzono jej do kraju, a dzieci nie umieszczono w domu dziecka do jej rozstrzygnięcia.
Orzeczenie sądu można by krótko streścić: skoro oskarżony tak się zachowywał zawsze i wszyscy o tym wiedzieli, to co sąd ma tu do rzeczy. Wszyscy powinni się już przyzwyczaić. Taki sąd należałoby postawić przed Trybunałem, za współuczestnictwo i namawianie (legalizowanie) zbrodni w imieniu prawa.
“S. miała i tak szczęście, że na mocy konwencji haskiej nie sprowadzono jej do kraju, a dzieci nie umieszczono w domu dziecka do jej rozstrzygnięcia.”
No nie wiem, czy tak funkcjonujący sąd, nie postawił by S. w stan oskarżenia, z powództwa “tatusia”, za porwanie a dzieci nie oddał pod opiekę “tatusia” na czas trwania procesu. Okazuje się, że przy takich sądach tylko przestępcy są bezpieczni.
Straszna historia, tym straszniejsza, że niestety prawdziwa.
Ta historia tłumaczy dlaczego osoby poszkodowane nie szukają opieki w instytucjach do tego powołanych. Państwo Bajkowscy z Krakowa zgłosili się w naiwności swojej na terapię rodzinną. Ponieważ terapia im nie odpowiadała zrezygnowali z niej. I wtedy zaczęły się ich problemy. W rezultacie dzieci są w domu dziecka, oni oskarżeni o przemoc w rodzinie, nie wiadomo jak się ta sprawa skończy.Nie wykazali rozsądku. Wiele niezamożnych osób nie zwraca się o pomoc, żeby nie wpaść w łapy systemu, który nęka zwykłe rodziny, zamiast im pomagać.
…Genialnie genialne. Jeżeli świadomie – potwierdza Pani artyzm, Pani Izo.
Jeżeli nieświadomie – potwierdza Pani geniusz. Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego. Chapeau bas.
Pura vida jak mówią w Kostaryce, bo ta niewiarygodna historia została napisana przez życie.Czy jest tu miejsce na artyzm? Artyzm byłby gdyby to była fikcja, literatura. Ale oczywiście dziękuję.
Przyznam się, że miałam wielką satysfakcję gdy usłyszałam od S, że jej dzieci są zapraszane na ekskluzywne kinderbale.W rodzinnym miasteczku S,koledzy i nauczyciele poniewierali malcami jako dziećmi gangstera. Często chłopcy wracali ze szkoły z płaczem. Ta cała trauma jest już za nimi. Zapracowali na sukces własnymi zdolnościami. Podobno w historii szkoły byli pierwszymi cudzoziemcami, którzy nauczyli się biegle języka i nie tylko nie repetowali klasy, lecz ukończyli rok szkolny z wynikami lepszymi od tubylców.
…co bym Pani odpisał na nE:
Kilka lat temu oglądałem polski reportaż o kobietach-zabójczyniach. Akcent był tam
położony akurat na sprawy, które Pani poruszyła: kobiety “do ściany” psychicznie doprowadzone zabijają swojego męża/partnera. Opowiadały swoje historie. Wstrząsnęła
mną wysokość kar, jakie otrzymały. 25, 15, a 12 lat to minimum.
Po lekturze tuż po północy Pani wpisu (to postępowanie sądu też nieco mnie zadziwiło), zacząłem szukać w internecie. Znalazłem statystyki Służby Więziennej – ile kobiet odbywa karę za zabójstwo (ale TE zabójstwa nie są wydzielone), jakie wyroki otrzymali sprawcy zabójstw (tu w ogóle nie ma nawet podziału na mężczyzn i kobiety!). Myślę sobie(stary, a głupi, że hej!)że przeciez istnieje “prezydenckie prawo łaski”. No to na oficjalną stronę Prezydenta RP “prawo łaski” – w/g tej strony praktycznie nie do zrealizowania. Więc jeszcze “wiki” – “ułaskawienie”.
Prezydent Lech Kaczyński ułaskawił jednak sprawców samosądu we Włodowej – ciepło,
ciepło… Wpisuję do wyszukiwarki “fabryka ułaskawień”. Z ciepełka mróz.
Rzeczywistość. No dobra… powiedzmy… ale dalej to nie tłumaczy tak drakońskich wyroków! Są tzw “nadzwyczajne złagodzenia kary” lub wręcz odstąpienie od jej wymierzenia, prawda? Plus psychiatrzy. No to – szukamy dalej (my=ja+Pani
Komputerzyca o damskim imieniu). I wreszcie: perełka!!! Praca doktorska pani
Madaleny Budyn-Kulik z 2004 roku “Zabójstwo tyrana domowego. Studium prawnokarne i kryminologiczne”. Przejrzałem treść, przeczytałem może ze 40 stron z ponad trzystu (ku memu miłemu zaskoczeniu “normalny” język miast naukowego żargonu) i
szok szokiem – ale wszystko jasne niestety. Poza tym odniosłem wrażenie, że Autorka, jako kobieta, lepiej potrafiła dostrzec i wskazać nastawienie do kobiet.
Pisze: “traktowanie przez wymiar sprawiedliwości jako nieformalną okoliczność obciążającą (przy zabójstwach) jest wejście kobiety w rejony zastrzeżone dla
sprawców – mężczyzn, w przeciwieństwie do np przestępstw przeciwko mieniu, gdzie
kobiety traktowane są zdecydowanie bardziej ulgowo. Przy zabójstwie kobieta jest więc karana niejako podwójnie: za popełnienie przestępstwa plus za przekroczenie
ram przypisanej jej roli kobiecej. Do tego jeszcze za to, że “ośmieliła się
wyjść z roli ofiary” bo dla pomocy “ofiarom” wszak jest policja, opieka społeczna
etc.
Dalej. Kolejny ważny wniosek u Autorki: dwa fałszywe stereotypy, tak mocno zakorzenione, że dotąd niezniszczalne (to już moje słowo, u Autorki tego nie ma)
1. Te kobiety “lubią” być poniżane i bite i/lub same ponoszą odpowiedzialność za przemoc, w przeciwnym wypadku odeszłyby.
2. Tak trochę z pkt 1-go: Przecież taka bita kobieta zawsze może odejść z domu. A jak zostaje – to sama zasługuje na to, co ją spotyka.
P. M.B.-K. nie zagłębia się w przyczyny decyzji kobiet o pozostawaniu – nie to ostatecznie jest tematem Jej doktoratu. Podaje tylko, że na decyzję kobiety o pozostaniu ma wpływ naprawdę wiele czynników.
Pani Izo – moja konstatacja jest taka: jeżeli dodam do w/w informacji zwykły, fizyczny strach ludzki przed zagrożeniem ze strony bandziora już nawet nie dla siebie, ale swojej rodziny – to mogę zrozumieć mechanizm takiego a nie innego postępowania. Nie znaczy – zaakceptować. Szczerze życzę miłego dnia
…czyli zostaje geniusz Pani nieświadomości… (co by nieporozumień terminologicznych nie było: nieświadomość tu to nie brak świadomości, a
“zastępstwo” słowa “podświadomość”, tak wszak wyświechtanego przez teoretyków
psychoanalizy. Inny poziom działania mózgu/umysłu, umożliwiający postrzeganie i reakcje których świadomie nie rejestrujemy. Zapewne Pani o tym wie, ale niechciałbym ryzykować)
…ten dalszy ciąg, który była Pani uprzejma dopisać, Pani Izo, brzmi wręcz jak bajka – to wspaniale, że i rzeczywistość może być taka.
A zwłaszcza dla Nich. Jeżeli jest Pani akurat w naszej Warszawie, to wiadomo, że słoneczko pięknie dziś Pani świecić będzie. Jak Turbacz czy inne miejsce – tegoż życzę. Serdecznie pozdrawiam.
P.S. Jestem ogromnie ciekaw: przeczytała Pani wpis Karlajozefa “Przygody” i dyskusję? Precyzując – nie chodzi mi o Pani opinie na te tematy, a jedynie o “tak” lub “nie”. Raz jeszcze wspaniałego, miłego, ciekawego i słonecznego dnia
Przepraszam, że się wtrącam do Państwa rozmowy. Ja również ciekaw jestem Państwa zdania w dyskusji pod moją kolejną, nieszczęsną notką.
Doskusja się nieco zmanowcowała przez chwilę ale chyba wraca na wcześniejsze tory. Zapraszam serdecznie, będę zaszczycony.
To odpowiedź dla obydwu Panów. Niestety przekraczam wytyczone mi ” tak lub nie”. Czytałam sukcesywnie i jestem na bieżąco. Nie wypowiadam się na ogół w takich dyskusjach, które robią na mnie wrażenie potyczki o słowa nie o prawdę ( na sztandarach). Poza tym w tej dyskusji jest bardzo wyraźne drugie i trzecie i następne dno. Są ludzie, którzy lubią takie ” obieranie cebuli”. Ja nie – na pewno nie w życiu. Jestem z anglosaskiej szkoły wychowania. Zgodnie z jej zasadami nie opowiada się o czyrakach na duszy, albo gdzie indziej. Jeżeli coś takiego mówisz- to tylko wtedy gdy prosisz o pomoc i to konkretną. Mój ojciec nawet o karnej kompanii w Oświęcimiu mówił żartobliwie. Poza tym przez większość życia działałam wśród mężczyzn i to dość prymitywnych( wyścigi). Szybkich w słowach,ale w konkretnej sytuacji. Gdy zagrożenie mija- nikt o tym nie pamięta. Nikt nie wałkuje; ” bo ty, bo ja”. Natomiast w sfeminizowanej szkole starałam się nie odzywać. Na zasadzie :” ty masz rację, a ja mam spokój”. Podsumowując: udzielam rad tylko wtedy gdy mnie ktoś o to bardzo prosi. Wtrącam się tylko wtedy gdy muszę. Na przykład gdy sąsiad alkoholik rzucał ratlerkiem o moją ścianę zastukałam do niego i powiedziałam, że go zabiję. Uwierzył i oddał komuś psa. Pan Karol stara się wyraźnie o zgodę. To bardzo miłe. Ale trudno nakłonić do zgody tych, którzy lubią się fechtować. Szablą albo kłonicą.