Ujeżdżanie i nauczanie

Dżygit

Jestem praktykiem zarówno w dziedzinie hodowli koni jak i nauczania młodzieży. Jestem jak ten szewc, który wie gdzie uderzyć młoteczkiem, żeby gwoździk wszedł i nie potrzebuje w tym celu doktoratu z ogólnej teorii buta.

Dla trenera czy jeźdźca wyścigowego decyzja starannego ujeżdżenia konia oznacza wybór, czy po krótkiej karierze wyścigowej zostanie on koniem użytecznym, czy skończy jako kotlet albo karma dla psów. Na wyścigach wymagania wobec konia nie są skomplikowane i łatwo zrezygnować z pracy z koniem. „I tak sobie z nim poradzę, a inni mnie nie obchodzą” – myśli sobie  dobry jeździec wyścigowy.   

Poza tym w Polsce, w przeciwieństwie do innych europejskich krajów, nawet stajenni maja do koni stosunek – nazwijmy to – sarmacki. Zupełnie niesłusznie uważają, że koń, który bryka, skacze awanturuje się, ma większe szanse na znalezienie amatora. Dlatego podczas aukcji szarpią  i pobudzają konia, żeby się dobrze  „ pokazał”. Nie sposób ich przekonać, że popełniają błąd i zmniejszają szanse konia, czasami do zera.

Koń ma przede wszystkim nie gryźć i nie kopać zarówno ludzi jak i pobratymców. To trzeba bezwzględnie wyegzekwować. Dla dobra konia – a nie wyścigów. Na wyścigach poradzimy sobie z każdym koniem, ale gryzący i kopiący -jak powiedziałam- powędruje najpewniej na kotlety. Jeżeli więc chcemy uratować takiemu koniowi życie powinniśmy spróbować go reedukować.

 Koń wyścigowy musi poza tym chcieć się ścigać. Nigdy nie będzie miał wyników koń złamany, czy  bity. Ale na ogół nie osiągają też wyników konie awanturujące się, walczące z jeźdźcem o dominację. Zła praca z koniem powoduje wdrukowanie mu przeświadczenia, że życie to walka o „moje na wierzchu” z każdym i w każdej sytuacji. Taki koń spala się awanturując na padoku przed wyścigiem, spala się w forkentrze, i nie starcza mu sił na gonitwę. Dobry, rzetelny koń wie, że prawdziwa walka odbywa się na torze, gdzie wygrywa dzięki ofiarności, lojalności i  zaufaniu do jeźdźca.  

Miałam przyjemność jeździć na dwóch niezwyciężonych na torze klaczach. Sasance i Zorilli. Na obydwu posadziłbym bez obaw trzyletnie dziecko. Były łagodne jak cielaczki. Ale też były niezwykle dobrze traktowane. Na Zorilli do czasu jej debiutu jeździłam codziennie. Nigdy nie zdarzył się jej najmniejszy wybryk. I nigdy też  nie przegrała wyścigu.

 

 

 

To samo dotyczy uczniów .. Reedukacja czyli przywrócenie uczniów społeczeństwu polega przede wszystkim na oduczeniu ich agresji zarówno w stosunku do kolegów jak i nauczycieli. Muszą zrozumieć, że polem rywalizacji jest sport, nauka, a nie bójki z kolegami i przepychanie się z nauczycielem. Niestety w tej bezsensownej walce o moje na wierzchu też często bierze udział nauczyciel.

 

W pewnym renomowanym liceum prowadziłam klasę autorską. Nie sprawdzałam listy nie egzekwowałam prac domowych, na klasówkach wolno było korzystać z wszelkich materiałów ( teraz jest to normą ale wtedy było traktowane jako niedopuszczalna  ekstrawagancja), wolno było – jeżeli ktoś się nudził- iść sobie na kawę do bufetu.  .

Doprowadziłam do tego, że nie musiałam tracić czasu na sprawdzanie prac domowych, bo  to oni łazili za mną z zadaniami, które im nie wyszły.

Inaczej mówiąc zastosowałam taktykę  Tomka Sawyera, któremu koledzy płacili za łaskawe dopuszczenie do  malowania płotu.

Większość ludzi tak już  ma, że jak to się mowi: „jeżeli musi – to nie może, a jeżeli nie może-to musi”.

Można to nazwać efektem osła na moście. Jeżeli go ciągniesz – cofa się , jeżeli cofasz – wyrywa do przodu. Czy jest coś złego w wykorzystaniu tych efektów w nauczaniu?

 

Na spotkaniu klasowym okazało się, że z tej klasy wyszło bodajże 9 profesorów matematyki.

Nie przypisuję sobie w tej dziedzinie najmniejszych zasług. Była to młodzież wyselekcjonowana, której wystarczało za bardzo nie przeszkadzać i dokładnie to starałam się robić.  Chciałam, żeby nie tracili czasu i sił na przepychanie się ze mną i udowadnianie czyje na wierzchu, co jest niestety normą polskiej szkoły.  Starałam się, żeby wygrywali olimpiady a nie utarczki z nauczycielem.

 

Wiele osób oburza tak zwana antropomorfizacja zwierząt , czyli przypisywanie im ludzkich zachowań. Polecam książki Konrada Lorenza i innych etologów, czyli specjalistów od zachowań zwierzęcych. Zresztą już napisałam, że jestem tylko praktykiem.

 

 

O autorze: izabela brodacka falzmann