Dzisiejsze czytania: Dz 5,34-42; Ps 27,1.4.13-14; Mt 4,4b; J 6,1-15
Rozważania: Oremus
(Dz 5,34-42)
Pewien faryzeusz, imieniem Gamaliel, uczony w Prawie i poważany przez cały lud, kazał na chwilę usunąć Apostołów i zabrał głos w Radzie: Mężowie izraelscy – przemówił do nich – zastanówcie się dobrze, co macie uczynić z tymi ludźmi. Bo niedawno temu wystąpił Teodas, podając się za kogoś niezwykłego. Przyłączyło się do niego około czterystu ludzi, został on zabity, a wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni i ślad po nich zaginął. Potem podczas spisu ludności wystąpił Judasz Galilejczyk i pociągnął lud za sobą. Zginął sam i wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni. Więc i teraz wam mówię: Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich. Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem. Usłuchali go. A przywoławszy Apostołów kazali ich ubiczować i zabronili im przemawiać w imię Jezusa, a potem zwolnili. A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia /Jezusa/. Nie przestawali też co dzień nauczać w świątyni i po domach i głosić Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie.
(Ps 27,1.4.13-14)
REFREN: Jednego pragnę: mieszkać w domu Pana
Pan moim światłem i zbawieniem moim,
kogo miałbym się lękać?
Pan obrońcą mego życia,
przed kim miałbym czuć trwogę?
O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam,
żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu,
przez wszystkie dni życia.
Abym kosztował słodyczy Pana,
stale się radował Jego świątynią.
Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.
(Mt 4,4b)
Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
(J 6,1-15)
Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Jezus zatem rzekł: Każcie ludziom usiąść! A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.
Od miłości Boga nikt i nic nie jest w stanie nas odłączyć, nawet grzech. Miłość Boga jest jak woda, która pochłania wszystko. Nie ma mocy zdolnej ją zatrzymać, nie pokona jej nawet cierpienie. To jest naprawdę dobra nowina: Bóg, który „nie może” przestać kochać. Jezus, dokonujący rozmnożenia chleba, jest obrazem tej miłości. Nieważne: czy ktoś zasługuje, czy myśli to co ja, czy wierzy tak jak ja i czy jest taki jak ja – ważne jedynie, że jest głodny i potrzebujący. Bo Bóg sprawia, że słońce świeci nad dobrymi i złymi.
O. Andrzej Kuśmierski OP, „Oremus” kwiecień/maj 2007, s. 45
ŹRÓDŁO ŻYCIA
„W Tobie jest źródło życia” (Ps 36, 10)
Kościół, który zawsze był „oddany kontemplacji” rzeczy Bożych, nie przestaje zalecać jej swoim dzieciom głosem Soboru. Przede wszystkim zaleca ją kapłanom wzywając ich, aby karmili i wspierali „swą działalność obfitością kontemplacji” (KK 41), a członkom instytutów doskonałości — by przez nią trwali „myślą i sercem przy Nim” (DZ 5).
Chrześcijanin otrzymuje na chrzcie cnotę wiary, która jest początkiem wszelkiego nadprzyrodzonego poznania Boga. Otrzymuje też dary Ducha Świętego jako nadprzyrodzone usposobienie, które udoskonala cnoty i uzdatnia człowieka do przyjmowania światła i natchnień Bożych. Dzięki temu ma on drogę otwartą do kontemplacji. Cnoty boskie i dary Ducha Świętego stanowią normalny organizm życia łaski, dlatego ich działalność w duszy nie może być uważana za wydarzenie nadzwyczajne, lecz normalne, związane z właściwym rozwojem życia chrześcijańskiego. Wynika stąd, że jeśli ktoś współdziała wielkodusznie z łaską, nie zaniedbuje praktyki cnót, to jest w pełni przygotowany na natchnienia Boże, a Pan nie odmówi mu przynajmniej małego łyku wody żywej, czyli jakiejś formy kontemplacji. Św. Teresa od Jezusa jest o tym przekonana i twierdzi: „Tym, którzy idą za Panem, On sam na różny sposób tę wodę podaje, aby żaden nie pozostał bez pociechy i nie umarł z pragnienia’ (Dr.d. 20, 2). Sposób, miara, stopień kontemplacji zależą jedynie od upodobania Bożego, bo On jest Panem swoich darów i użycza ich „jak chce, kiedy chce i komu chce, nic czyniąc nikomu krzywdy” (T. IV, 1, 2). Nie można więc wysuwać w tym wypadku swoich roszczeń; bardziej niż gdziekolwiek mają tu zastosowanie słowa Jezusa: „Gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: <Słudzy nieużyteczni jesteśmy>„ (Łk 17, 10). Lecz Bóg, który miłuje pokornych, wywyższy ich w swoim czasie (zob. 1 P 5,6).
„Jak cenna jest Twoja łaska, o Boże! — wola Psalmista. — Synowie ludzcy przychodzą do Ciebie, chronią się w cieniu Twych skrzydeł… poisz ich potokiem Twoich rozkoszy, albowiem w Tobie jest źródło życia” (Ps 36, 8-10). Te słowa nabierają pełnego znaczenia dla dusz, które oddając się Bogu z całą wspaniałomyślnością, zostają dopuszczone do źródła żywego kontemplacji, aby w niej gasić swoje pragnienie.
- O Panie, biegnę do źródła, wzdycham do źródeł wód. W Tobie jest źródło życia, źródło niewyczerpane; w Twojej światłości znajduje się światło, które nie zazna nigdy zmierzchu. Pragnę tej światłości, tego źródła… kiedy widzę to światło, wzrok mój wewnętrzny zaostrza się; gdy piję z tego źródła, moje pragnienie wewnętrzne staje się bardziej palące. Biegnę do źródła, wzdycham do źródła; lecz nie idę tam bez zastanowienia… biegnę jak łania… żadnej powolności w tym biegu, biegnę szybko, wzdycham nieustannie do źródła…
O Panie, wzdycham do źródeł wód. Ty masz mnie czym pokrzepić i napełniasz każdego, kto do Ciebie przychodzi spragniony… dusza moja pragnie Boga żywego… jak łania wzdycha do źródeł wód, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże mój (św. Augustyn).
- Boże mój, dusza moja raduje się, rozpływa się z radości i wdzięczności, bo pozwalasz jej żyć tym jedynym życiem i nieustannie gasisz jej pragnienie u źródła „wody tryskającej na życic wieczne”…
O mój Przyjacielu, mój Gościu ukryty, mój Chryste, mój Boże, Ty jesteś moim życiem, Ty cały jesteś moim wszystkim; mógłbym powiedzieć, że jesteś moim prawdziwym ja, tak mocno mnie uchwyciłeś i posiadłeś… O uścisku Boga, radości, słodki pokoju nieustannie rozlewany i obfitujący w wesele, o cudzie Twojej miłości, o zjednoczenie każdej chwili! Tylko to znaczy żyć! Ty nigdy nie nasycisz, bo jesteś nieskończony, nieuchwytny, nieustannie pożądany, a także ciągle posiadany; nasyć mię Tobą, lecz także wzbudź we mnie głód nienasycony i nieugaszone pragnienie. Boże mój, pochwyć mię, wyniszcz mię, spal mię… (G. Canovai),
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 470
Bóg prawdziwie istnieje i działa w tajemniczy i subtelny sposób…
św. Bernard z Clairvaux:
//
Pierwszy stopień pychy:
ciekawość
28. Pierwszym stopniem pychy jest ciekawość. Możesz ją rozpoznać z następujących objawów: gdziekolwiek spotkasz zakonnika, o którym miałeś dotąd dobre mniemanie, a który gdziekolwiek stojąc, idąc czy siedząc, zaczyna natychmiast wyciągać głowę, nadstawiać ucha, wodzić dokoła oczyma – to z takich zewnętrznych oznak poznasz jego stan wewnętrzny: człowiek bowiem przewrotny „oczyma strzela, szurga nogami, palcami wskazuje” (Prz 6, 13); nieopanowane ruchy ciała zdradzają aktualną chorobę duszy, która jest przyczyną zaniedbywania siebie i zajmowania się bliźnimi. Ponieważ dusza taka nie zna siebie, wygnana jest jakby na zewnątrz, „by paść koźlęta” (por. Pnp l, 8). Koźlętami, oznaczającymi grzech, słusznie mógłbym nazwać oczy i uszy, bowiem jak śmierć weszła na świat przez grzech, tak do duszy przez te właśnie okna przenika. Takie to więc koźlęta wyprowadza na pastwiska w ciekawości swojej, nie troszcząc się o poznanie swego wnętrza. Boć istotnie, gdybyś, człowiecze, badał się dokładnie, byłoby dziwne, żebyś jeszcze na co innego zwracał swą uwagę! Posłuchaj, ciekawcze, Salomona, posłuchaj, głupcze mędrca: „Z całą pilnością strzeż serca swego” (Prz 4, 23), w tym mianowicie celu, by wszystkie zmysły czuwały i strzegły źródła dającego życie. Dokąd to, ciekawcze, od siebie odchodzisz? Czyjej opiece powierzasz się na ten czas? Jak śmiesz podnieść oczy ku niebu – ty, co zgrzeszyłeś przeciwko niemu? Patrz w ziemie, abyś poznał siebie samego! Ona ci powie, kim jesteś – jesteś prochem i w proch się obrócisz (por. Rdz 3, 19).
29. W dwóch celach możesz bez winy podnosić oczy: gdy Wzywasz pomocy i gdy jej udzielasz. Ku górze podnosił swe oczy Dawid, modląc sie do Pana (por. Ps 120, l). Podniósł też oczy na rzeszę ludzka Zbawiciel, aby nieść jej dary (por. J 6, 5). Dawid w skrusze, Jezus w miłosierdziu, jeden i drugi bez winy. I ciebie, jeżeli stosownie do miejsca, czasu i okoliczności podnosisz oczy we własnej łub bliźniego potrzebie – nie tylko nie ganię, ale jak najbardziej pochwalam. Usprawiedliwia to konieczność i nakazuje miłosierdzie. Jeśliby było inaczej, nazwałbym cie naśladowcą szatana, nie zaś Proroka czy Zbawiciela; albo naśladowcą Diny i Ewy. Dinę, gdy „poszła paść koźlęta”, utracił ojciec, jej samej zaś gwałtem odebrano
dziewictwo. Ach, Dino? Po cóż ci było patrzeć na obce niewiasty? Z przymusu? Dla jakiej korzyści? Czy tylko z samej ciekawości? Może ty patrzysz obojętnie, ale nie tak patrzą na ciebie. Ty przypatrujesz się z ciekawością, lecz z o wiele większą ciekawością przyglądają się tobie. Któż by uwierzył, że owa bezmyślna ciekawość twoja, albo ciekawa bezmyślność, okaże się później nie tylko naiwna i błaha, ale wręcz zgubna dla ciebie, dla przyjaciół i nieprzyjaciół (por. Rdz 34, 1-30)?
//