W ostatnim numerze „Sieci” profesor Andrzej Zybertowicz pisze o Warszawie: „ Bez ładu i składu. Ból estetyczny. Eklektyzm stylów. Plątanina standardów. Mnóstwo paskudztwa. Wysepki elegancji i dostatku. Żenada przestrzenna. Koszmar . Skopane miasto.”[1]
Podpisuję się oburącz pod każdym zdaniem i mogłabym sporo od siebie dodać.
Kilka dni temu widziałam wspaniały film. Warszawa 1935. Jest to obraz Warszawy odtworzony i animowany komputerowo w technologii 3D na podstawie starych planów, map, fotografii i pocztówek. Kamera płynie nad miastem, zagląda w okna, pokazuje ulicę z małymi samochodzikami i wozami konnymi, widoki z góry, znane gmachy oraz te, które były i już ich nie ma[2]. Projekcja tego filmu była dla mnie ogromnym przeżyciem. Bardzo żałowałam, że trwał tylko około 20 minut.
Widać miasto wielkiej urody nazywane przecież kiedyś słusznie Paryżem północy.
Miasto o niezwykłej harmonii wewnętrznej. I paradoks- było to przecież miasto budowane przez strasznych mieszczan, którzy „widzą wszystko oddzielnie”, mają- jak wiadomo- zły gust i nocnik pod łóżkiem.
Natomiast gdy do roboty wzięli się marzyciele spod znaku „szklanych domów” to dopiero powstały architektoniczne potworki. Nie mówię tu nawet o pałacu kultury, o ruskiej Grecji (jak go nazwał Kisielewski), o upiornym górującym nad stolicą fallusie, który wpisano do rejestru zabytków, żeby po wiek wieków pokazywał, jak łatwo pokonać miasto niepokonane.
Mówię o tak zwanej ścianie wschodniej zaprojektowanej przez Zbigniewa Karpińskiego,
o tych wszystkich blokach, które miały uwolnić lud pracujący miast i wsi od podwórek- studni (wymyślonych przez strasznych mieszczan) , a dały im w zamian ciemne kuchnie, podłogi z PCV, śmierdzące zsypy, poczucie degradacji społecznej i boleśnie odczuwany chaos urbanistyczny.
Powiedziałbym tak. Miasto rozwijające się spontanicznie, dzięki ludzkiej wolności i aktywności, daje potem poczucie harmonii i sensu. Miasto budowane według założonej harmonii jest -jak współczesna Warszawa -chaotyczne, bez architektonicznego ładu, brzydkie.
To klasyczny efekt odwrócenia[3] czyli osiągnięcie dokładnie przeciwnego efektu do zamierzonego. Jak mówi ludowe porzekadło: „ dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”.
Pomyślmy o miasteczkach Chorwacji. Przecież te przepiękne miasteczka powstawały bez narzucanych planów, były lepione jak plaster miodu. A zachwycają wszystkich bez względu na wykształcenie i poglądy polityczne.
I pomyślmy o dzielnicy La Defence pod Paryżem, zbudowanej z wielkim zadęciem, z założeniem ładu i harmonii, która to dzielnica jest zaprzeczeniem tej harmonii, jest architektonicznym potworkiem. Niektóre bloki zostały nawet zburzone, bo nikt nie chciał w nich mieszkać.
Kiedy lądujemy na Heathrow w Londynie, setki identycznych jak krople wody domków, robią -niezależnie od ich stylu -wrażenie baraków w obozie. Realizują upiorna wizję ładu przestrzennego, gdzie każdy musi dostosować się do koncepcji i gustów jakiegoś naczelnego projektanta.
W PRL też dbano o ład przestrzenny wręczając każdemu chętnemu dwa typowe projekty do wyboru. I dlatego krajobraz polski tak wygląda.
Zwolennicy narzuconego ładu nie rozumieją jak powstaje autentyczny styl
Miałam okazję obserwować to przez kilkadziesiąt lat w Ochotnicy. Kiedy przyjechałam do Ochotnicy po raz pierwszy dominował tam piękny, klasyczny styl gorczański, zupełnie różny od stylu witkiewiczowskiego, a raczej jego parodii, który opanował Podhale za PRL.
Gdy po 89 roku zlikwidowano przymusowe projekty typowe, obok pięknych domów powstało w Ochotnicy niestety kilka tak zwanych „ gargameli” . Jeden z domków miał nawet mauretańskie wieżyczki. Stał się obiektem kpin całej wsi i podczas ostatniego pobytu stwierdziłam, że właściciel sam z siebie, bez przymusu zewnętrznego, pousuwał co bardziej nachalne ozdóbki. .
Ochotnica cywilizuje się pięknie. Bo nikt gospodarzom nie narzuca przymusowego, jednolitego stylu.
Pszczoły same z siebie wiedzą jak tworzyć ład. Ład ergonomię i najmocniejsze konstrukcję. W nauce o chaosie często prezentuje się tzw, mrówkę Langtona. Wykonuje ona wg, bardzo prostego algorytmu ruchy po kratownicy. Błąka się bezładnie przez 10 000 kroków, by nagle utworzyć piękna prostą aleję. Jako ludzie mamy już dosyć lat, by nie tworzyć chaosu, tylko własnie piekne aleje
Dlaczego muszę tu wchodzić, by Panią czytać? Nie zapraszam, bo komentarz poprzedniego zapraszającego wycięto. :(
Trzeźwy umysł to jest to, co najbardziej powinniśmy lubić i cenić. Przeczytałem z przyjemnością. :)
Aby Warszawa “świeciła”, to pewnie chętka Bufetowej, przy budowie “Liebeskinda” zabrano ludziom w istniejącym budynku światło dzienne.
Właśnie o to mi chodziło. W Ochotnicy burzy się stary dom gdy się już rozsypał. I nie trzeba konserwatora zabytków, żeby zachowali jakiś piękny spichlerzyk, nawet niezbyt potrzebny. W Chorwacji, domki przylepione na skale, w każdym wolnym miejscu, nie czynią wrażenia chaosu, lecz głębokiej harmonii. Równanie wszystkiego pod strychulec to ludzka pycha. Autorowi jakiejś koncepcji wydaje się, ze jest mądrzejszy od wszystkich przodków. I ma władzę.
@IFB @tadman
Właśnie, Izo, dlaczego?
“Co wam mówią w ciemności, opowiadajcie w świetle dnia”
“Co słyszycie na ucho, krzyczcie głośno na dachach”
To co mam do powiedzenia mogę powiedzieć każdemu. Pani Gronkiewicz też sporo miałabym do powiedzenia, ale mnie nie chce słuchać.
A z Tobą możemy się spotkać tu i ówdzie. I byliśmy na ty. Na wyścigach należałby mi się flaszka.
Jak wyżej. Z tym, że nie jesteś mi winna flaszki:):)
To było w ramach daleko idącego kamuflażu, więc chyba piersiówka starczy. ;)
Spontan nie zawsze daje harmonię, nawet jak sprawdzał się w malowniczych miasteczkach. Starczy obejrzeć peryferia ‘pobudowanych’ a są i większe koszmarki. Ale i można drżeć przed narzucaniem wymogów przez państwo, bo paproków i opresantów tam nie brak.
Za PRL-u planowano też, biorąc pod uwagę możliwość wojny, nawet atomowej, póki nie zaczęło brakować miejsca, widać to do dziś oglądając niektóre ulice i budynki.
te angielskie domy- faktycznie bliźniacze bliźniaki aż łatwo odgadnąć dekadę budowy, jakby tak wyobrazić sobie gołą cegłę i brak zieleni, to może niczym piętrowe blokowisko jakie, nie ma to jak wolnostojące z ogródkiem. W Polsce za to do dziś można odkryć swoiste piękno małych miasteczek, które dla ludzi jest zwykle szarzyzną, a jest jakby wypadkową historii i chęci. Nieraz w wakacyjnych powrotach zatrzymywałem się co kawałek, by połazić po takich, można nieźle poznać kraj i mieć prawdziwą przygodę
Najpierw jest spontan a potem weryfikacja . Ale nie przez władzę lecz otocznie. Tak tworzy się kultura. Tak powstaje styl. Stylu nie można zadekretować. To znaczy można i powstaje “ruska grecja”. Peryferia wszystkich wielkich miast wyglądają podobnie. Na przykład Hamburga, choć kasy im nie brakuje. Wyjazd z Warszawy na Zakopane był kiedyś sielski. Raszyn, Falenty, stawy. Teraz wygląda jak wyjazd z Hamburga. Trudno – tam instalują się małe firmy i jeżeli ich nie zgniotą to po okrzepnięciu zaczną zamiast blachy falistej stosować dachówkę. To jest właśnie ewolucja a nie rewolucja dekretowana przez jakiegoś “najmądrzejszego”.
@ izabela brodacka falzmann
Mam w oczach pejzaż oglądany kilka lat temu przez okienko samolotu, który zbliżał się do lądowania na Okęciu : ostro czerwone, brunatne, bordowe czy zielone plamy dachów, ułożone w geometryczne kształty. Przyszła mi do głowy myśl, że to jakieś koszary lub obozy. Okazało się, że to nowoczesne, drogie osiedla. Drugim skojarzeniem była usłyszana wcześniej informacja z Florydy, gdzie bogaci ludzie zamykają się w „rezerwatach“ strzeżonych dwadzieściacztery godziny na dobę przez uzbrojonych ochraniarzy. Rozpaczliwość ludzkich pomysłów.
W Warszawie też większość nowych osiedli jest zamknięta. Poważnym problemem staje się zawłaszczanie przestrzeni publicznej. Kilka lat temu zaczęto grodzić na rzecz OBOPu skwerek na rogu Poznańskiej i Wspólnej. Powieszono biało czerwone taśmy i przywieziono słupki pod ogrodzenie. Ponieważ właśnie tam chodzę na spacery z psem wybrałam się do gminy i za 8,84 otrzymałam wypis, z którego wynikało, że skwerek jest własnością miasta . Kierownik budowy zarządził odwrót, robotnicy zabrali swoje słupki i się wynieśli. Gdybym nie miała tam żadnego interesu nie wiem czy chciałoby mi się sprawdzać.
W Szczecinie popularnie na takie osiedla mówimy: alcatraz.
Chyba do nikogo nie dotarło że takie osiedle jest śmiertelną pułapką, możliwą do
kontrolowania przez kilku/kilkunastu ludzi. Aż się prosi o film grozy !
ja tak z offtopa: ponoć nie udowodniono, że dzięki temu odcinają się od przestępczości.
z tą weryfikacją przez otoczenie, co to Pani Izabela wspomniała, kojarzy mi się opowieść kolegi, że na bardziej tradycyjnych terenach Anglii działa coś takiego. Budowy wpisują się w lokalny styl, który nie jest wielkim narzucanym ograniczaniem, a pozostałością prawa stanowionego i tradycji ponoć jest informowanie społeczności lokalnej o wszelkich przeróbkach, nawet instalowaniu dodatkowej łazienki.
A te niemieckie willowce, po początkowym cmokaniu nad budowlanką i kasą, zupełnie przestały mi się widzieć w masie.
Nowe budownictwo komunalne przypomina nieraz koszary czy kontenery, a są wyjątki- w niektórych krajach widziałem takie przypominające wręcz hotele. Pewnie kwestia kasy i poczucia, że mają służyć długo ludziom a nie tylko być najtańszą sypialnią robotników.
W Toronto, czyli u anglosasów, dowiedziałem sie że w kwartale zajętym przez
domki 3-sypialniowe nie dostaniesz pozwolenia na budowę 5-sypialniowej willi.
Domki różnią się mocno, ale są z tego samego przedziału zamożności.
Stoi to jak byk na tabliczce wbitej na wolnej parceli : teren pod parterowy
dom o trzech sypialniach. Oczywiście mozesz spać w salonie, a w sypialni postawić stół bilardowy, określenie jest zwyczajowe ( na nasze ok. 300 m kw).