Od wielu lat obserwuję rozwój i dorastanie dziecka z zespołem Downa o imieniu O.
I tym razem nie jest to opowiastka alegoryczna, ale fakty.
Ponieważ nie należy wierzyć we wszystko, co się w Necie czyta, (daemoni, etiam vera dicenti, non est credendum) to powiem, że to dziecko (obecnie już taka mała nastolatka) jest do obejrzenia w Necie i w archiwach mediów telewizyjnych. Dlaczego? Ponieważ dziecko to miało nieszczęście wystąpić w tych mediach w obecności jednego z najwyższych dostojników.
W ramach dygresji mogę napisać, że na tych zdjęciach wygląda inteligentniej i wypowiada się mądrzej, niż ten ważny, acz dla legionistów anonimowy (poprzez moją dyskrecję) dostojnik, ale to jest moje prywatne zdanie i proszę go nie cytować.
Dziecko to miało naprawdę trudny start w życiu, ale dzięki ogromnemu wkładowi miłości i poświęcenia w jego przystosowanie do życia (dziecka, nie startu :), osiągnęło spory sukces.
Dziecko z zespołem Downa (przynajmniej to dziecko) nie posiada w sobie agresji. Niewiarygodne, niezrozumiałe, ale obserwowalne jako fakt.
Dziecko to posiada w sobie niewyobrażalnie wielkie pokłady empatii. Każdorazowo, kiedy czytam na trawniku książkę przychodzi i wypytuje, na swój w miarę niezdarny sposób: „co robisz”, „co czytasz”, „co jadłeś”, „jak się czujesz”. To jest czysty spontan. Serio. I miły spontan, jak już się nastroisz na odpowiednie fale.
Rozmawiać z takim dzieckiem jest trudno, bo ani o całkach, ani o Platonie, ani o wojnach punickich się nie da. Ale jednak, widząc jego autentyczne zaciekawienie należy znaleźć w sobie odrobinę zadumy, pokory, spokoju i dla takiego dziecka ułożyć odpowiedź na zrozumiałym dla niego poziomie.
W moim sąsiedztwie jest takie dziecko, ma już czterdzieści kilka lat. Trochę mi zeszło, by ją poznać, bo człowiek w kontakcie z takim dzieckiem musi go rozumieć.
Jak o nią chodzi, poznałam, że musze wejść na jej poziom uczuć, bo ona je odbija jak lustro. By ona była pogodna, ja muszę taka być. W zasadzie ona zyje uczuciami i jakimś zmysłem, którym rozpoznaje duszę, a w niej to co najważniejsze, miłość, ale szczerą. Natychmiast wyczuwa nieszczerość uczuć i smutnieje. Taki kontakt jest jak chodzenie po linie, trzeba wejść na tę linę i nie spaść, a korekcję robi się przez obserwację uczuć jej i swoich. To kontakt duchowy.. Słowa tu są na nic, w ogóle się nie przydają, natomiast melodia i barwa głosu, ruch tak.
Szanowny Panie, piękna historia, bo prosta i zwykła. Ot. życie. Dzieci z zespołem Dawna to dla mnie czysta poezja, liryka w czystej postaci. Prawdziwe dzieci Boże. Kiedyś czytałam wspomnienia księdza. Ów ksiądz, był kiedyś po kolędzie w domu rodziny, gdzie było dziecko z zespołem Dawna oraz dodatkowo niepełnosprawne ruchowo. Rodzice opiekowali się swoim dzieckiem z wielką miłością i troską. Dziecko i rodzice byli bardzo pogodni, co zaskoczyło bardzo tego młodego (wówczas) księdza. Rodzice widząc zaskoczenie i zażenowanie młodego księdza, powiedzieli mu, że to dziecko dla nich jest jak święta kaplica, bo dzięki temu dziecku nauczyli się kochać bezwarunkowo, niczego nie oczekując; cieszyć się z każdego dnia, z każdego drobiazgu.
Nie pamiętam ani autora, ani tytułu książki, a ta historia pozostała mi w pamięci.
Dziecko jako święta kaplica.
Dziękuję za tą historię.
@Czcigodna Judyta,
Wolałbym być, jeśli się łaskawie zgodzisz, po prostu Lars.
Sam się sobie dziwię, ale taki fajny pan w białym szlafroku całkowicie przeorientował moje spojrzenie na świat.
Tak więc – Lars. Proszę.