Nie trzeba wiele, żeby wspaniałomyślnie i zarazem głupio oddać za friko własną wolność – wystarczy bierność i obojętność. Wystarczy przymknięte oko na krzywdę sąsiada.
– Polska to my – napiszę górnolotnie. Ona jest mniej więcej taka jak my, wciąż nasza, ale jednocześnie już nie nasza i jakby wyobcowana. – I zadam całkiem przyziemne pytanie: – Dlaczego, w takim razie, tak wielu z nas sądzi, że nie ma na nic wpływu?
Nie mieć na nic wpływu to być niejako wykluczonym. Ja siebie wykluczyłem, gdyż oni mnie wykluczyli. Kim są oni? Jedno jest pewne: oni to nie my. Oni są, gdy nas nie ma. Bo jednostka wobec onych nic nie znaczy.
Jednostka nic nie znaczy wobec państwa i wobec kasty polityków. A nasza kasta polityków i urzędników, wbrew temu, o co ją posądzamy, nie w ciemię bita – potrafi perfekcyjnie zadbać o własne interesy. Tak, klasa bez klasy wie, że jak nas podzieli na wrogie plemiona, będzie długo i niesprawiedliwie rządzić nami, czyli na nas żerować. I to właśnie czyni.
Czyni dokładnie to, na co otrzymała przyzwolenie. Nie trzeba wiele, żeby wspaniałomyślnie i zarazem głupio oddać własną wolność – wystarczy bierność i obojętność. Wystarczy przymknięte oko na krzywdę sąsiada. Uf, dobrze mu tak – zasłużył. Jutro ja zasłużę i on mi odpłaci tym samym. Bo przecież nie jest z mojego rodu, lecz z wrogiego plemienia. Uf, jakie to chrześcijańskie.
Od rezygnacji zaczyna się odpływanie od wpływu. Rezygnujemy z wielu praw – nawet tych zapisanych w Konstytucji. Dajemy przyzwolenie politykom, by uprawiali swój cyrk – bezkarnie. Sami kończymy nasz bunt przeciw niesprawiedliwości zazwyczaj na gadaniu – piętnując zło, które nas otacza. Jeden piętnuje drugiego, a drugi odpłaca mu z nawiązką.
A jakie z tego wynika dobro?
Jakie dobro wynika z niekończących się sporów o ideologie? Dwa dodać dwa zawsze równa się cztery. Tak jest w matematyce i zwyczajnym życiu, gdzie działa prawo duchowe, co zasiejesz, to zbierzesz. Ale tak nigdy nie jest w wyidealizowanych modelach ideologicznych teorii ekonomicznych. Tam obowiązuje inne prawo: prawdą jest to, w co ja wierzę, zaś nieprawdą to, w co ty wierzysz, przygłupie.
Dlatego – mówię – zlitujcie się nade mną i przestańcie siebie katować wyzwiskami tylko za to, że ktoś nie chce się zapisać do takiej czy siakiej sekty objawionej prawdy. Na tej drodze, drodze nigdy niekończących się debat na temat wyższości mojego słonia nad twoim mamutem, wyginiemy wszyscy – co przepowiedział nam już dawno nasz umiłowany przywódca – jak dinozaury.
Faktem jest, że nasz wpływ na politykę i wielkie procesy cywilizacyjne jest znikomy w dzisiejszych czasach. Daliśmy przyzwolenie, by tak urządzili nam świat, ci, którzy dążą skuteczniej – często bez skrupułów – do powiększania własnej strefy wpływów naszym kosztem.
Dlaczego naszym kosztem? Główny powód tkwi w utracie energii życiowej na jałowe spory. Biegamy tu i tam z taczkami, ale nie mamy już czasu, żeby je załadować. A to takie proste. Wystarczy pomyśleć o warunkach współpracy i jeśli kalkulacja daje wynik pozytywny, zacząć ze sobą współpracować. Po co? Dla jakiej idei?
Gdyż tylko tak pojawi się opcja dla nadziei. Opcja rozwiązywania problemów i tworzenia rzeczywistości w miejsce tworzenia problemów i negatywnych pól mentalnej niemocy, która wyklucza poza nawias.
Człowiek, który kieruje się w życiu zdrowym rozsądkiem, dąży – i jest to najzwyczajniejszy ruch świadomej siebie osoby w świecie – do poszerzenia własnej strefy wpływów. A jeśli sam niewiele może osiągnąć, szuka miejsca, gdzie ja przechodzi w my.
Ja przechodzi w my – w tym ruchu należy szukać początków narodzin każdej solidarności – małej i wielkiej.
Mieć co najmniej tyle wpływu na rzeczywistość, żeby nie utracić wolności – to podstawowe wyzwanie egzystencjalne dla każdego człowieka. Mieć co najmniej tyle wpływu na państwo i tworzone prawo, żeby czuć się gospodarzem na swojej własności i obywatelem w Polsce.
A jeśli środowisko cywilizacyjne zaczyna być nieprzyjazne, że trudno osiągnąć stan wolności w pojedynkę, trzeba się zrzeszać i łączyć siły. Najlepiej w sposób mądry i zdrowy – wokół pozytywnych celów.
Praca ma sens, gdy potrafimy ją nakierować na pozytywną przemianę – siebie, własnej drużyny, czy ostatecznie – co znów zabrzmi górnolotnie – naszej Ojczyzny.
To siebie usprawiedliwię i ukuję powiedzenie: Gdy zaczynasz górnolotnie i nie chcesz skończyć jak Ikar, nie porywaj się z motyką na słońce. Wielkie debaty o ustroju, państwie, prawie, gospodarce, przedsiębiorczości (…) są dziś w Polsce potrzebne, lecz jeszcze bardziej owocne będą małe rozwiązania, które uda się odnaleźć dla konkretnych problemów, by następnie wdrożyć je skutecznie w praktykę polityki i życia. Takie podejście, pragmatycznie rozsądne, wydaje się mieć sens.
Wielka Solidarność zaczyna się od milionów małych solidarności. A te małe solidarności to z kolei wyzwanie dla wolnych ludzi. Niby proste w teorii. A w praktyce?
Nie wiem, jak tu ustawić akapity? Kiedyś się ustawiały zgodnie z tekstem wpisanym w edytorze, a teraz nic nie dziła…
Pozwoliłem sobie wybrać styl “Tekst preformatowany” w pustych liniach widocznych w trybie edycji.
Panie Autorze.
Tytuł piękny.
A tekst, prawdziwy.
Ale mam niedosyt. Nie postawił Pan recepty.
//Wystarczy przymknięte oko na krzywdę sąsiada. Uf, dobrze mu tak – zasłużył. Jutro ja zasłużę i on mi odpłaci tym samym. Bo przecież nie jest z mojego rodu, lecz z wrogiego plemienia. Uf, jakie to chrześcijańskie.//
To nie jest chrześcijanstwo. Dlatego warto pytać o jakość naszego chrześcijaństwa.
W każdym razie nie pisz, że to chrześcijanstwo.
Tutaj jest jedna z kilku recept.
http://zperspektywypodkarpacia.blogspot.com/2013/03/o-prawdziwych-talentach-dobrego-i.html
Z tego źródła, z którego oduczyliśmy się czerpać. Tak mi się przynajmniej wydaje.
A powyższy tekst ma mieć swoje kontynuacje. Zobaczymy, co zechce się przenieść z umysłu w przestrzeń kultury.
Racja. Tak pisać nie powinien.
Przecież wiem, że to nie jest Chrześcijaństwo. (W tekście też tego nie napisałem).
Mam więc proste pytanie: Ile promili prawdziwych Katolików zamieszkuje Polskę?
Bo doktryny, teologie, nauczania duszpaszterskie mogą sobie być najdoskonalsze w swej warstwie intencjonalnej i deklaratywnej, ale skoro nie są praktykowane w codzienności, to co nie działa, nie wchodzi do głów Polaków?
Odpowiem wprost na to pytanie: nie wchodzi Słowo Boże. Dlaczego? Potrafisz z kolei odpowiedzieć na takie pytanie?
Co wchodzi łatwo?
Nienawiść, podział na wrogie plemiona, ściema medialna, bezsilność, niezdolnośc do wychodzenia poza druty kolczaste, w których została zamknięta nasza sekta polityczna lub apolityczna i takie tam podobne warunkowania.
Jesteśmy jako naród w głębokim kryzysie duchowym. Jak mało który inny we współczesnej Europie. Nie ma zbyt wielu powodów do dumy.
A jednak napisałem. Wybacz.
Panie Piotrze.
Bogu musimy się oddać.
Ale nie tak trochę jak teraz, bo ogon ciągle diabeł trzyma, tylko cali.
Może diabeł trzyma ogon małpy, która w nas urzęduje? Małpi umysł to i małpi ogon.
W ogrodzie Eden rosło sobie drzewo poznania dobrego i złego. Ewa zerwała z niego zakazany owoc. Interpretuję ten mit dość radykalnie: skoro już zerwała, podzieliła się jego smakiem z Adamem i uzyskali wspólnie świadomy dostęp do poznania, co to jest dobro i zło, to nie mamy za bardzo wyjścia: musimy wybierać (i tworzyć) dobro, zaś unikać (i nie podlewać) nasion zła. Wolność nie polega na ucieczce od zła, lecz na wyborze dobra. Jezus Chrystus pokazał drogę, na której Jego uczniowie mają wybierać (tworzyć) dobro. Drogą jest miłość. Dla Crześcijanina drogą ma być On sam. Pytanie: co to oznacza? Jak wybierać dobro w realnościach własnego życia? Jak naśladować Jezusa? Jak Go przyjmować w sobie? Jak się nim stawać w praktyce codzienności? Jak? Jak? Jak?
Najpoważniejszy błąd naśladowców polega na założeniu, że naśladowanie to imitacja. Niestety, nie. Miłość jest twórcza, nie da się jej zamknąć w klatce imitacji, gdyż tam się udusi z pragnienia za wolnością. Gdy człowiek coś lewie imituje, by ciągle siebie usprawiedliwiać, urąga Panu swemu, Bogu, który jest Miłością. Ma małpi umysł i małpi ogon, za który diabeł go chwyci i tak nim zawiruje, że umysł uwierzy w świat iluzji.
Techniki radzenia sobie w życiu małpiego umysłu zostały swietnie opisane w znanym przysłowiu: “Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek.” Lepiej mieć świadomość, że gdy palimy Panu Bogu świeczkę w kościele, gdzieś tam w świecie czeka na nas sytuacja, problem, wybór, gdzie zapalimy diabłu ogarek.
Mam coś dodać?
//Mam więc proste pytanie: Ile promili prawdziwych Katolików zamieszkuje Polskę?//
Ty raczej zapytaj, jakie jest nasze chrześcijaństwo.
Tutaj wychodzi dopiero jakie, m. in w tym, że opowiadanie które chodzi kilka lat po katolickich stronach, spotkało się tu z kompletnym nierozumieniem kim jest Bóg. To w kogo my wierzymy?
Katolicy powtarzają też lewackie mity o Kościele, m. in ten o Ojcu Surin ze sprawy opętanych Urszulanek. Albo o Soborze i JPII, który rzekomo popsuł Kościół.
Lewica wygrywa z nami, bo nie znamy swojej wiary.
//Dlatego – mówię – zlitujcie się nade mną i przestańcie siebie katować wyzwiskami tylko za to, że ktoś nie chce się zapisać do takiej czy siakiej sekty objawionej prawdy. Na tej drodze, drodze nigdy niekończących się debat na temat wyższości mojego słonia nad twoim mamutem, wyginiemy wszyscy – co przepowiedział nam już dawno nasz umiłowany przywódca – jak dinozaury.//
Mówisz tu o mnie? Zawsze możesz mnie poprawić jak nie mam racji. Czystość nauki jest ważna dla państwa, Konstytucji, prawa stanowionego.
Jakie jest nasze Chrześcijaństwo?
Może kiedyś postwaię sobie takie pytanie – nie teraz, gdyż zbyt wielkie pytanie, nie mieści się w lakonicznej odpowiedzi.
Kim jest Bóg? Niby dogmaty niosą całą wiedzę na ten temat? Dziękuję. Te nasze śmieszne dogmaty są wobec Boga jak przepisy na wypiek chleba w piekarni. Wydaje nam się, że skoro dostarczono nam mąkę, jajka, szczyptę soli i pieprzu, wodę, zaczyn kwasowy, to wystarczy zastosować się do przepisu i będzie piękny bochen chleba zbawienia dla duszy. Oj, nic z tego. Niczego nam nie dostarczono. Są etapy wcześniejsze, które pomijamy. Przygotowanie roli, żeby stala się ziemią uprawną naszego życia, zasiew, pięlegnacja zboża, żniwa, i cały cykl pracy nad sobą, zanim pojawi się mąka z młyna odpowiedzialności za siebie. Ile tu pracy, która poprzedza te wszystkie doktryny i sofizmaty rozumu.
Wiesz co? Człowiekowi, który nie potrafi się powstrzymać od pouczania innych, Kim jest Bóg, zazwyczaj proponuję, żeby przez najbliższe siedem lat zmienił optykę i raczej nie ustawał w dociekaniu: Kim jestem? Może oczywiście przybrać to taką formę: Kim jestem Panie Boże? Kim jestem dla Ciebie? Kim jestem dla osób, które współdzielą ze mną tą samą przestrzeń kultury i pojawiają się konkretnie, jako ludzie z ciała i krwi, na mojej drodze?
To zazwyczaj pomaga. Nadmiar złych wieści, wsłuchiwanie się w bełkot świata, burzy krew i sieje niepokój w głowie.
Lewica nie wygrywa ze mną, gdyż nie walczę z lewicą. Nie walczę też o prawicę, lecz staram się widzieć, gdzie jest prawość, jakie są problemy i czy istnieją dla nich realne rozwiązania. Nie chcę myśleć w kategoriach ściemy medialnej i politycznej, charakterystycznej dla demokracji przedstawicielskiej, lecz chcę uwolnić się od schematów i kategorii takiego myślenia. To nie będzie łatwe, gdyż nasiąknąłem przez wszystkie lata lata ostrym programowaniem rozmaitych ideologii i doktryn.
Mimo to zaryzykuję słowo odpowiedzi na pytanie: Dlaczego lewica wygrywa (marksizm kulturowy) wygrywa z projektami katolickiego porządku społecznego?
Bo katolicy oduczyli się samodzielnie myśleć. Bez tej sztuki człowiek i cały naród skazany jest na porażkę, nieuchronność defensywnych zachowań w realnościach tego świata.
Po prawdzie: odpowiedź zdawkowa mnie również nie zadowala, ale tu przystanę – z konieczności.
Nie znamy swojej wiary? A czy człowiek bez wiary może znać swoją wiarę? Wiara to coś znacznie większego niż wierzenie w dogmaty i doktryny. Musi dotknąć serca i doświadczenia, żeby stać się żywą, ożywioną.
Nie, oświadczam uroczyście, że pisząc cytowane słowa, nie myślałem o Tobie ani o nikim innym konkretnym. Teraz myślę, gdyż odpisuję do Ciebie. Co myślę? same dobre rzeczy.
Coś mi się tu dzisiaj czytało między wierszami, gdy wszedłem na jedną dyskusję. Niestety, to ponad moje siły. Nie śledzę wzajemnych żalów Legionistów. A wiesz dlaczego? Nie mam zwyczajnie upodobania w takich sporach i debatach. No i… ogrom pracy.
Najczystsza nauka nic nie znaczy, gdy umysł jest zabrudzony.
//Mimo to zaryzykuję słowo odpowiedzi na pytanie: Dlaczego lewica wygrywa (marksizm kulturowy) wygrywa z projektami katolickiego porządku społecznego?
Bo katolicy oduczyli się samodzielnie myśleć.//
Dlatego, że wykształceni katolicy są tak nadęci, że słuchają siebie, a nie słuchają prof. Guza. Nie wiem jaki masz internet i czy możesz przesłuchiwać filmiki, ale gdybyś go posłuchał, nie musiałbyś pisać elaboratów, pełnych błędów w dodatku, bo wszystko być wiedział natychmiast.
Tu masz odpowiedź czemu wygrał marksizm kulturowy i dowód na to, że ” Te nasze śmieszne dogmaty” są fundamentalne i niosą jedyne lekarstwo na marksizm i ideologie powstałe po Lutrze.
Wygląda na to, że chcesz być słuchany, a nie umiesz słuchać.
Internet mam sprawny. Zapodany wykład prof. Guza obejrzałem już wcześniej. Teraz posłucham po raz drugi. Ale zasadniczo znam sposób prowadzenia łańcucha dowodowego prof. Guza również z innych wykładów dostępnych w Internecie.Tak tylko napomknę: Filozof nadaje zbyt wielką rangę błędnym filozofiom jako przyczynom deprawacji świata – typowe dla filozofów absolutyzacje i podnoszenie własnej rangi. Grunt abberacji myśli tkwi jednak głębiej niż choroba filozofów. Otóż, ten grunt tkwi w podatności umysłów i serc na zło, umysłów i serc i filozofów (wywyższających się ponad innych), i pospolitych ludzi (jak ja).
Zważ na jedno. To te dogmaty podważał Luter i wyszło, co wyszło – w historii filozofii i kultury europejskiej, w historii chrześcijaństwa, w historii cywilizacji. Wyszła ohyda mordu i hydra zniewolenia. Czy wcześniej jej nie było w historii ludzkości? Dlaczego je podważał? Dlaczego z podważenia naważyła się ostatecznie piana nihilizmu egzystencjalnego i negacja wartości, których źródłem jest Bóg?
Lewica frankfurcka to już jakby przeszłość ducha ludzkości. Oni jeszcze nie wiedzą, że już przeminęli, że już są martwi.Wkrótce zacznie być to bardziej widoczne, ale łatwo nie będzie.
Nie jestem filozofem. Nie chcę rozmawiać w hermetycznym języku “bytów, substancji, negacji, absolutu” na blogu. Ale początków dla systemów negacji Boskości szukam znacznie wcześniej niż w Renesansie i Lutrze. Znacznie, znacznie wcześniej – w wielu miejscach i kulturach, również w Soborze Konstatynopolskim (381 rok)i w Edyktach Mediolańskich Konstantyna Wielkiego (313). I jeszcze wcześniej.
Krytyka, krytyka prowadząca do nihilizmu – zwrócę tylko delikatnie Twoją uwagę na ten fakt – to nie wyłączna domena nowej lewicy. Bakcyl krytyki również Tobie nie jest obcy. Negujesz negację Boga jako Stwórcy i Boga jako Zbawcy mniej wiecej taką samą metodą jak inkwizytorzy nowej lewicy.
Czy negacji negacji może się coś dobrego narodzić? Afirmuj Boga w sobie, afirmuj Boga w świecie, afirmuj z miłością cud istnienia. To znacznie prostsza droga i znacznie bardziej stroma, gdyż prosto wznosi się ponad bagna filozofów i tzw. elit.
Słucham i odpowiadam. Ale jestem ograniczony w możliwościach. Zaglądam na swój blog tylko sporadycznie – bo coś wkleję, bo wciąż poczuwam się do obowiązku, żeby zareagować na każdy wpis, choćby jednym słowem. Na więcej nie starcza mi czasu.
Nie, nie chcę być słuchany.
//Grunt abberacji myśli tkwi jednak głębiej niż choroba filozofów.//
Głębiej niż filozofia jest tylko Objawienie. Filozofia go tłumaczy na świecki, dla nauki o ustroju, dla prawa.
//To te dogmaty podważał Luter i wyszło, co wyszło – w historii filozofii i kultury europejskiej, w historii chrześcijaństwa, w historii cywilizacji. Wyszła ohyda mordu i hydra zniewolenia. Czy wcześniej jej nie było w historii ludzkości?//
W tej cywilizacji nie było na taką skalę. Wielka skala zaczęła się od protestantów, czyli heretyków, zrobili ludobójstwo na Indianach, zwalili na katolików, na ”czarownicach”, zwalili na Inkwizycję, mordowali w Koloniach itd.
//Ale początków dla systemów negacji Boskości szukam znacznie wcześniej niż w Renesansie i Lutrze. //
Wzięło się od błędu Ockhama w średniowieczu i filozofów nadreńskich-też Guz mówi. A wcześniej od zydów, nie przestali rozwalać Kościoła, produkować kłamstw.
Były herezje i spory od początku, ale Inkwizycja trzymała naukę w kupie i dyscyplinowała. Ustąpiła w wyniku niesamowitej fali propagandy.
// Bakcyl krytyki również Tobie nie jest obcy. Negujesz negację Boga jako Stwórcy i Boga jako Zbawcy mniej wiecej taką samą metodą jak inkwizytorzy nowej lewicy.//
Katolik i w ogóle człowiek ma obowiązek negować błąd. Inkwizycja to była instytucja święta. Gdybyśmy dziś mieli świeckie sądy oparte na metodach Inkwizycji, świat byłby się nie popsuł.
” Na czym polegało, jak pan powiedział, przekłamywanie historii?
Choćby na tym, że nie mówiono o Europie protestanckiej Lutra, kiedy to właśnie wtedy zapłonęły masowo stosy. Kto pamięta, że Hiszpania, gdzie działalność inkwizycji kościelnej była połączona ze świecką, była jedynym krajem wolnym od polowań na czarownice? Działo się tak dlatego, że tamtejsza inkwizycja wydała dekret mówiący o tym, że ktokolwiek wierzy, m.in. w sabaty czarownic, podlega sądom inkwizycyjnym.
Twierdzę, że w obiegowej opinii synonimem inkwizycji są tortury.
W tym czasie sądy świeckie powszechnie stosowały tortury, np. jako formę dodatkowej kary przed straceniem. W sądach inkwizycyjnych tortury, o ile były stosowane, to tylko w celu uzyskania ważnych zeznań. Stosowanie tortur w prawodawstwie średniowiecznym było powszechne, a sądy inkwizycyjne przejęły je w znacznie złagodzonej formie. Jak na tamte czasy było to nowatorskie podejście. Zabraniały torturować kobiet w ciąży, dzieci i ludzi w podeszłym wieku. Grupy te nie były wyłączone w sądach świeckich z możliwości stosowania tortur. Pospolici przestępcy, złapani za gwałt lub kradzież, często tłumaczyli swe zbrodnie motywami religijnymi. Chodziło im o to, żeby przejść pod sąd inkwizycyjny.
Z czego to wynikało?
Z prawa oskarżonego do obrony i adwokata z urzędu. Inkwizycja gwarantowała w miarę rzetelny proces, który był w pewnym sensie zbliżony do dzisiejszych rozpraw. Po inkwizycji odziedziczyliśmy poręczenie majątkowe czy zwolnienie za poręczeniem autorytetu lub areszt domowy. Sądy inkwizycyjne zniosły więzienia koedukacyjne. Ponadto wniosły sąd łaski. Gdy ogłaszano przyjazd inkwizytora, można było skorzystać z mniejszej kary. Akt skruchy znają również dzisiejsze sądy…..”
http://www.bibula.com/?p=2446
Czytałem ten wywiad w Bibule. Nie teraz. Rok temu. Powiedzmy, że to jest cała prawda i tylko prawda. A jeśli głos adwokata?
Niczego to nie zmienia? Nie mam złudzeń. Studia historii z wielu źródeł nauczyły mnie ostrożności i dystansu do tych interpretacji wydarzeń, które służą ideologicznym interesom określonych środowisk, organizacji, i.t.d. Przed Lutrem świat nie był rajem ani oazą sprawiedliwości. Przykładów na to jest zbyt wiele, żeby sobie fundować spory wykład o historii cywilizacji.
W “miarę rzetelny proces” zafundował również Piłat Jezusowi, w miarę rzetelne procesy odbywają się we wspólczesnych stajniach Temidy w Polsce. Zależy, czy ślepej kurze,czyli osądzanemu, trafi się ziarno łaski,przychylności, czy plew potępienia, infamii. Chodzi jednak o to, że byli, są, ( czy kiedyś przeminie taka sprawiedliwość?) równi i równiejsi wobec prawa. O tym, jak ma być decyduje władza – świecka i/lub religijna. I gdy np. przed oblicze Temidy trafi taki wróg klasowy albo heretyk, inaczej widzący rzeczy,my władza, nie będziemy tolerować jego swawoli, bo zagrozi porządkowi społecznemu, który uznajemy za jedynie słuszny.
Ma to jednak małe znaczenie dla zapisanego przeze mnie wcześniej zdania. Słowa “inkwizycja” używam w potocznym znaczeniu, w jakim funkcjonuje w języku polskim od wielu lat. Nie interesuje mnie Święta Inkwizycja i jej historia, lecz potoczność języka współczesnego. Odwracam kota ogonem. Pisałem o inkwizytorkach feminizmu, o inkwizytorskim zapale, z jakim środowiska gejowskie w Europie Zachodniej przystępują do budowy gett mentalnych dla normalnych rodzin, a w przyszłości, jeśli nie postawimy tamy dewiacji prawa fatalnie stanowionego przez dyktaturę relatywizmu, takie getta staną się faktem, czyli zostaną utworzone na obrzeżach aglomeracji dla żywych ludzi. Postnowoczesne slamsy dla nie niewolników systemu NWO to jest już do wyobrażenia.
O głębiach filozofów napiszę tak. Pierwsza kaczka dziwaczka pływająca sobie w stawie rzeczywistości dotyka większej głębi niż filozof budujący pałace idei na piaskach swojego rozumu.
O Objawieniu wypowiem się skromniej, czyli pozostawię Objawienie Biblijne w pokoju. Analiza, i bardziej obserwacja, wielu tzw. współczesnych objawień prywatnych, wskazuje jednakże, że bliżej im do opętań prywatnych, czyli nie mają zgoła nic wspólnego z wizjami nasyłanymi przez prawdziwego Boga. Biedaki się łudzą albo szukają poklasku pośród innych biedaków. ( i kogo ja mam na myśli? – mniejsza o to).
O obowiązkach negacji błędów innych ludzi przez człowieka, który zna prawdę, pewnie napiszę osobny esej. Tu krótko: jeśli prawdę człowiek lokuje w doktrynie filozoficznej, teologicznej lub naukowej, to świat ludzi ma taką naturę, że istnieje wiele doktryn. Z tego wniosek, że lokowanie prawdy w rozumie prowadzi nieuchronnie do wojny doktryn i ich wyznawców. Tak, żyjemy w świecie permanentnej wojny. A dlaczego? A przez głupotę lokowania prawdy w doktrynach, ideologiach i tak dalej. I przez jeszcze większe zafiksowanie, że tylko ja i moi poplecznicy, wiemy, co jest prawdą. A inni mylą się i trzeba ich nawrócić. Marna to strategia – bez obietnicy, że zmądrzejemy jako ludzie.
Co do Żydów i ich win? Spasuje – w tym komentarzu. Czeka na mnie bowiem w domowej bibliotece kilka grubych tomów, które mam zamiar uważnie przeczytać, w tym np. licząca sobie z tysiąc stron “Historia filozofii żydowskiej” Daniela Franka i Olivera Leamana.
I tak na sam koniec. Negacja i negacja negacji, teza i antyteza, co by pojawiła się synteza i dialektyczny ruch przeciwieństw, krytyka i krytyka krytyki, to fatalne więzienia rozumu, gdy ten się napina do poznania rzeczywistości. Bo co ten poznaje? Przede wszystkim to, co sam zaprojektuje, wykroi, zerwie z drzewa poznania. A możliwości ma coraz większe. Jedyny problem, że przy tych zabawach rozumu, nie da się wyjść poza problem dobra i zła, ma dla rozumowców (naukowców) coraz mniejsze znaczenie. Niestety, o tym, że zapałki w ręku szczeniaków to pewny pożar, nie chcemy sobie przypomnieć. Pożyjemy – zobaczymy.