Pobawmy się w egzegetów i bądźmy lepsi od tłumaczy Biblii :-)
Interesuje nas dziś niepozorne a wielkie i nośne słówko ezer kenegdo, pojawia się owo w Biblii dwadzieścia razy, pierwszy raz w Księdze Rodzaju przy stwarzaniu kobiety.
Wajomer Adonaj Elohim lo-tow hejot ha-adam lewado e’ese-lo ezer kenegdo (Ks. Rdz)
Słówko to jest niezwykle trudne do przetłumaczenia, ale jeśli odnajdzie się jego pierwotne brzmienie i wyszuka trafnie znaczenie, będzie to zdumiewające odkrycie, odkrycie Boga w kobiecie i kobiety w Bogu.
Najpierw zacznę od tego, że Bóg nie był do końca – jakby to po ludzku powiedzieć – zadowolony, ze stworzenia Adama, widział, ze dzieło było dobre, ale coś mu brakowało. Adam uosabia czynnik męski, jest mężczyzną, wojownikiem, siłą, ale brakuje mu czegoś, co może mu dać kobieta, wypełnić ten brak. Dlatego Bóg stwarza kobietę, a powołując ją do istnienia mówi: EZER KENEGDO. „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego ezer kenegdo”. Jak tłumacze oddają to przebogate słowo? Ano zwykłym „pomoc”. A słowo to ma tuzin znaczeń. Bez egzegezy pozostaniemy na tym pobożnym poziomie tłumaczenia. Jednak warto pójść dalej i zatrzymać się na owych dwudziestu innych ezer kenegdo występujących na kolejnych kartach Biblii.
Rdz 2,18 וַיֹּאמֶר יְהוָה אֱלֹהִים לֹא־טוֹב הֱיוֹת הָאָדָם לְבַדּוֹ אֶעֱשֶׂה־לּוֹ עֵזֶר כְּנֶגְדּוֹ׃ 18 Potem rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu
pomocodpowiednią dla niego.And the LORD God said: ‘It is not good that the man should be alone; I will make him a help meet for him.’
Po raz pierwszy ezer kenegdo autor natchniony odnosi do kobiety. Kobieta ma być ezer kenegdo (wybawiciel tuż obok, naprzeciw, gotowy [?]). Potem w Biblii ani razu te słowa nie odnoszą się do nikogo innego tylko do samego Boga. To znamienne, jeśli zastanowimy się, kim kobieta jest dla mężczyzny, jaka jest jej rola wg planu Bożego.
„Narodzie zbawiony przez Pana, Obrońca Twój tobie pomaga ezer kenegdo”
„Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc? Pomoc ezer kenegdo mi przyjdzie od Pana, co stworzył niebo i ziemię”
„Dusza nasza wyczekuje Pana, on jest naszą pomocą ezer kenegdo i tarczą”.
Warto zauważyć, że w owych passusach słówko ezer występuje zaraz obok jakiegoś zagrożenia, śmierci, kiedy już na nikogo nie możemy liczyć, pozostaje On ze swą mocą, swą pomocą dla nas. Kiedy On jest jedyną nadzieją na nasze ocalenie, na Nim tylko można polegać i ufać. Kiedy grozi nam zagłada. Trafniejszym zatem i bardziej adekwatnym tłumaczeniem ezer byłoby — wybawca. Kenegdo oznacza obok albo naprzeciw. Bóg jest ezer kenegdo, czyli naprzeciw człowieka, tak jak kobieta (Ewa) jest ezer kenegdo meżczyzny (Adama). Wychodzi naprzeciw naszym potrzebom. Wspaniałe!
Czy to nie jest piękne? Bóg łączy w sobie to, co męskie, i to, co kobiece. Bóg-wojownik, ten, który mocny i władny, silny i odważny (mężczyzna).
Pan, dzielny i potężny, Pan, potężny w boju (Ps 24,8)
…i Bóg który chce być pożądany, chce być zdobywany, chce by Go poznawać, zachwycać się nim (kobieta).
Zatem czym jest kobieta dla mężczyzny? עזר כנגדו nieodzowną pomocą, wybawicielką, wspiera, kocha, ratuje, podnosi, nikt inny nie może jej w tej roli zastąpić ni dorównać, przy mężczyźnie tylko kobieta – wtedy jest pełnia, obraz Boga w człowieku, w ludziach, w małżeństwie kobiety i mężczyzny. To też może być dowód na to (kolejny), że tylko związek kobiety i mężczyzny ma sens, tylko ta relacja jest jedyna i niezastąpiona, bo ugruntowana przez Boga, wszystko inne jest wypaczeniem i zboczeniem. Ci dwoje, Ona i On, są dopiero obrazem Boga, Jego pełnią, zjednoczeni przez miłość – relacja. Tylko Bóg ich jednoczy, i daje związkowi mężczyzny i kobiety moc trwania i płodności.
Bóg, który obejmuje nas ręką ojcowską i matczyną…
Polonio!
Takie soczyste danie z rana?
Ja tu pracować??
Bóg zapłać za przepyszną notkę.
Miało być na 8 marca, jako kwiatek ;-)
Czy to nie jest antidotum na feministyczne bolączki zmaskulinizowanych dam?
Mnie zadziwia i zachwyca to, ze Biblia kryje w sobie tak wiele znaków, i to w jednym najmniejszym słowie. To słowo może zmienić rzeczywistość, w której żyjemy. Tak jak piszesz, “soczyste”, więc nas nakarmi i napoi, da wiarę i sens, pocieszy i ukoi.
Za każdym razem, gdy pochylam się nad Słowem, czuję się bardziej przy Bogu, Elohim kenegdo :-), czasem jakaś łza poleci, bo jak tylko biegniemy do Boga, On stokroć bardziej zbliża się ku nam, jest przed nami samymi przy nas… dostrzegam sens niewypowiedzianego, albo najmniejszego słowa. U Boga każde z nich ma znaczenie, jest nośne, On bierze odpowiedzialność za każde swe Słowo wobec nas, dlatego Jego Słowa mają takie znaczenie, nie można upuścić żadnego… a czasem pochylenie nad tym małym, najlichszym słówkiem, może nam zmienić postrzeganie rzeczywistości.
Błogosławionego dnia
To słowo jest takie soczyste, bo nie oznacza tylko towarzyszki życia ale też Wieczne Utrapienie ;)
A to ładny kwiatek.
Zaraz się, zacznie, że Ewa pierwsza i namówiła Adama itd. itd. + marynarskie przesądy o babach.
Utrapienie nie będzie wieczne. Byliśmy powołani do doskonałości, tylko na razie żeśmy się popsuli. Ale Ojciec naprawi tych, którzy uwierzą w Syna.
Nie marynarskie, tylko ludowe.
Księga Bereszit inaczej nieco: „>>Jeżeli mężczyzna jest tego wart, kobieta będzie dla niego pomocą; jeżeli nie będzie tego wart, będzie występować przeciwko niemu(Raszi, Jewamot 63a, Bereszit Rabba 17:3)
;-)
set & gem!
Czyli, to naprawdę smutne, że wszyscy my, nic nie jesteśmy warci.
//… znajdź mi choć jedną niewiastę, która swój język poskromić potrafi […] //
Dlaczego z takim żalem i kompleksem o sobie, o was(???).
Marynarzu, zrozum, ze musi zaistnieć pomiędzy mężczyzną i kobietą napięcie, owo „wstępować przeciw niemu” ma zaprzeczyć wciskającej się semantyce ezer kenedo jako milczącej i uległej „pomocy”. Ta pomoc ma być skierowana na mężczyznę ale nie może być usłużna czy bierna, ale sprzeciwiająca się, napięciowa. To właśnie wyzwala tych dwoje z samotności – wszak Adam aż do pojawienia się Ewy odczuwał w pewnym sensie brak – nawet sam Bóg widział, ze czegoś mu brak, ze brak mu jej :-) A to, ze jest napięcie i przeciwstawność, to wynik dwóch różnych charakterów, osobowości, ale te same pragnienia, tylko realizowane różnymi drogami. Czy to nie stanowi o pełni człowieka??? Człowiek korona stworzenia.
Jeżeli mężczyzna jest tego wart, kobieta będzie dla niego pomocą; jeżeli nie będzie tego wart, będzie występować przeciwko niemu
Ciekawe to zdanie.
Ale wynika z niego, że wszystko w związku dwojga osób zależy od mężczyzny.
Hm.
my tam swoje wiemy
istoty z Was przedziwne
Polonio. Piękne odkrycie. Tego klocka mi brakowało. Kobieta jest zdolna przemienić się na każdy możliwy sposób, by wypełnić brak który występuje po stronie mężczyzny, by rodzina tego braku nie odczuwała. Ta cecha związania jest z płodnością, bo ocalić potomstwo. Mężczyzna nie jest tak elastyczny.
I dlatego wszystko zależy od mężczyzny w rodzinie, o czym pisze w swoich książkach znakomity katolicki psycholog praktyk, Albisetti. Mężczyzna potrzebuje pomocy, a kobieta tylko miłości, wtedy może wszystko.
I tak samo Bóg, oczekuje tylko miłości. Mężczyzna dopiero w małżeństwie uczy się prawdziwej miłości, dlatego dane mu jest na początku zakochanie,(to nie miłość jeszcze) jako to ziarno, które musi wzrosnąć przy kobiecie.
“a kobieta tylko miłości”
Rozmowa już raczej przeistoczyła się w rozważania nie teologiczne a archeologiczne.
Wszak drogie Panie o dinozaurkach rozprawiają.
pozdrawiam
diplodok
Gad wylazł z pana!
(żartowałem ;)
Tak Ci wyszło? ;-)
Mi wychodzi inaczej – jako równi w prawach, ale i obowiązkach, mają do spełnienia misję, którą wyznaczył im Bóg, a którą ustawicznie odczytują w swym życiu.
Nie na darmo użył Jan Paweł II sformułowania Geniusz kobiety.
Ja tu nie postuluję jakiejś wyższości kobiety nad mężczyzną, ale to właśnie, co zostało tu napisane świadczy o równości kobiety i mężczyzny względem siebie, ale jednocześnie o różnorodności ich obowiązków. Różnorodność ta wynika chociażby z ich płci – wszak odmiennych, upodobań, osobowości, już pisałam Jazdgyniowi, ale On woli się obrazić i nie chce rozmawiać. Nie wiem czemu niektórzy panowie, gdy zobaczą cośkolwiek o kobiecie napisanego, a co wydaje się na pierwszy rzut oka kobietom kadzące, czmychają szybko i tyle… A przecież wydźwięk tego biblijnego fragmentu jest o nich, choć traktuje o kobiecie, to jest tak naprawdę o mężczyźnie, by więcej nie tracił, by w końcu zrozumiał, kim tak naprawdę w jego życiu jest mężczyzna, ze ona pełni doniosłą rolę w jego męskości, w jego realizacji jako mężczyzny…
@Polonia Pozwolę przypomnieć Katechizm KK
KKK 239 Określając Boga imieniem “Ojciec”, język wiary wskazuje przede wszystkim na dwa aspekty: że Bóg jest pierwszym początkiem wszystkiego i transcendentnym autorytetem oraz że równocześnie jest dobrocią i miłującą troską obejmującą wszystkie swoje dzieci. Ta ojcowska tkliwość Boga może być wyrażona w obrazie macierzyństwa (Por. Iz 66, 13; Ps 131, 2). który jeszcze bardziej uwydatnia immanencję Boga, czyli bliskość między Bogiem i stworzeniem. Język wiary czerpie więc z ludzkiego doświadczenia rodziców, którzy w pewien sposób są dla człowieka pierwszymi przedstawicielami Boga. Jednak doświadczenie to mówi także, że rodzice ziemscy są omylni i że mogą zdeformować oblicze ojcostwa i macierzyństwa. Należy więc przypomnieć, że Bóg przekracza ludzkie rozróżnienie płci. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, jest Bogiem. Przekracza także ludzkie ojcostwo i macierzyństwo (Por. Ps 27, 10). chociaż jest ich początkiem i miarą (Por. Ef 3, 14; Iz 49, 15.: nikt nie jest ojcem tak jak Bóg.
A psalm 27,10 mówi: “Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie.
@primavera
Wczoraj, w pierwszym dniu rekolekcji kazanie u nas wygłosił ojciec jezuita z kościoła pw. Matki Bożej Łaskawej w Warszawie. Zaproszono go na mszę, która dotychczas była mszą miesięczną za ofiary katastrofy smoleńskiej. Mówił ponad pół godziny i niestety, pamiętam z tej jego dość nieskładnej opowieści o Bogu Ojcu jedynie główną tezę, do której ciągle wracał: że Bóg nie jest ani mężczyzną, ani kobietą a łączy oba te pierwiastki: męski i żeński. Nie jest więc tylko Ojcem, ale również Matką.
Zmieszani tym wywodem wierni, którzy przybyli do kościoła ze sztandarami narodowymi, zostali poczęstowani tezami w rodzaju “kosmicznego elementu yang i yin”. Oczywiście, nie powiedział tego tak dosłownie, ale ta nuta w jego nauczaniu była wyraźna. Może moja religijność nie jest dość wyrafinowana, ale dotychczas Bóg Ojciec był dla mnie Ojcem, a matką była Maryja. Za to o nazywanie Boga – Matką wściekle walczyły dotad amerykańskie feministki. Czyżby wprawienie dziwacznych, neopogańskich drzwi Mitoraja do Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej rzeczywiście, było tylko etapem wstępnym do zmiany nauczania, jak ostrzegano? I teraz Jezuici idą o krok dalej, w jakąś nową wykładnię Istoty Boga Ojca? Piszę o tym z zatroskaniem, nie aby szydzić.
Primavera, Pokutujący Łotrze, Polonio pięknie sobie dyskutujecie. Aż przyjemnie poczytać.
Niech Bóg Was błogosławi i wspiera we wszystkim co robicie. Niestety już beze mnie. Odchodzę z portalu. Wiem co powiecie. Tak zależy mi na tym portalu, ale jeżeli moja nic nie znacząca osoba wzbudza takie emocje, rani uczucia innych to lepiej będzie jak odejdę. Portal jest ważniejszy.
Wspierajcie jak możecie Asadowa, on potrzebuje pomocy i wsparcia.
Tyle modlitw wysłanych do Boga, Najświętszej Panienki i do Patrona portalu, na pewno będzie wysłuchanych. Niech się rozwija na chwałę Boga i będzie miejscem Wam przychylnym i miłym.
Z Bogiem
Panie Judyto! proszę, jeszcze chwilkę, niech Pani nie odchodzi, ciasto dla Pani miałem, ech
ERRATA!
PRzepraszam, niech mnie jasny gwint trafi.
Oczywiście jest błąd. Miało być – PANI Judyto!
a, pewnie już po ptokach
Dziękuję za to piękne przypomnienie, wspaniałe uzupełnienie tego, o czym wcześniej rozmawialiśmy…
Próba zawężenia Osoby Boga do płci, próba określenia Jego płci jest chyba jakimś nieporozumieniem – wielką pomyłką. To są nasze dywagacje, nieuskutecznione próby klasyfikacji, a wszystko to zatrzymuje ułomność ludzkiej terminologii. My chcemy mieć na wszystko wyjaśnienie i zamknąć wszystko w klamrach myślenia ziemskiego, tak by nam pasowało, by była definicja, to będziemy spokojni i fajnie nam będzie.
Czekam ciągle, by ktoś zwrócił uwagę na ten obraz, który jest puentą mojego artykułu, a właściwie jego fragment. To “Powrót syna marnotrawnego” do domu czekającego Ojca. Celowo nie napisałam zakończenia tylko umieściłam dwie dłonie tuż przed naszymi oczami – dłonie Boga. Jedna z nich jest dłonią mężczyzny, zaś druga dłonią kobiety. Bóg uosabia – podkreślam z naciskiem – uosabia te wszystkie swoiste cechy mężczyzny i kobiety, a wiec ich miłość, siłę, troskę, cierpliwość, łagodność etc. Rembrandt pięknie to ukazał – to kwintesencja Boga-Ojca miłosiernego.
Jak dalece głęboko głupie jest przypisywanie Bogu płci, o tym już wielokrotnie się przekonaliśmy. Piosenki amerykańskie “God is a girl” są denne, żałosne i prowokatorskie, a udowadnianie płci Boga to zajęcie dla rozbisurmanionych feministek. My raczej kontemplujmy Boga w Jego doskonałej miłości wobec nas, w Jego zbawczej cierpliwości i miłosierdziu.
Pójdę jeszcze kroczek dalej, jeśli idzie o kobiece cechy Boga (nie żaden tam czynnik kobiecy). Biblia pięknie mówi o stosunku Boga-Ojca wobec Jezusa-Syna: TYŚ JEST MÓJ SYN, JAM CIĘ DZIŚ ZRODZIŁ τινι γαρ ειπεν ποτε των αγγελων υιος μου ει συ εγω σημερον γεγεννηκα σε και παλιν εγω εσομαι αυτω εις πατερα και αυτος εσται μοι εις υιον
Bóg rodzi Syna… dalej Chrystus jest zrodzony, a nie stworzony, łono Ojca etc Mnie to zachwyca…
Dziękuję, ze przyszedłeś poczytać :-)
Nie sądziłam, ze wzbudzą moje wypociny zainteresowanie człowieka tak oczytanego i mądrego, a przede wszystkim bogobojnego. Bóg zapłać!
Pomodlę się dziś szczególnie za Ciebie.
Reszta w sercu. Z Bogiem
@Pokutujący Łotr
jak widzisz ta druga strona małpuje z wielką precyzją, ale nie do końca…ying yang to siły, “energie”, a nasz Bóg jest Bogiem osobowym. Oczywiście, że masz rację, pisząc, że Bóg Ojciec pozostanie dla Ciebie Ojcem. Tego nauczył nas sam Pan Jezus, abyśmy do Jego Ojca zwracali się również słowami Ojcze Nasz. Tutaj ujawnia się również tajemnica Dziecięctwa Bożego – jesteśmy dziećmi Bożymi. Za św. Pawłem przypomnę jednak, że teraz dopiero widzimy po części, jakby przez zasłonę, a dopiero później się to wszystko objawi.
Bóg – jak pisała @Polonia – uosabia cechy Ojca (surowość, stanowczość, chociażby poprzez swoje słowa wypowiedziane do proroków: “Wyrocznia Pana!”), ale jednocześnie cechy Matki, chociażby gdy mówi do Izraela: “Ja ciebie dzisiaj zrodziłem”. W ten sposób Miłosierdzie i Sprawiedliwość nie wykluczają się – wręcz uzupełniają. Bóg jest dla nas jak ojciec i matka.
A tak na marginesie @Polonio, moje małe odkrycie: Jezus zwracał się Ojcze do swojego Ojca, ale jest jeszcze jeden jedyny człowiek na ziemi, do którego Jezus zwracał się również słowami: ojcze! – to święty Józef. To chyba największy przywilej, jaki mógł otrzymać pokorny Cieśla z Nazaretu.
@Polonio, bardzo ładnie wyeksponowałaś z obrazu Rembranta ten element ojcostwa i macierzyństwa. Na potwierdzenie Twojej teorii w przełożeniu jej na pojęcie obrazu Boga w naszą ludzką rzeczywistość, niech posłuży fragment z Księgi Rodzaju 5, 1-5: ” Oto rodowód potomków Adama. Gdy Bóg stworzył człowieka, na podobieństwo Boga stworzył go; stworzył mężczyznę i niewiastę, pobłogosławił ich i dał im nazwę “ludzie”, wtedy gdy ich stworzył.Gdy Adam miał sto trzydzieści lat, urodził mu się syn, podobny do niego jako jego obraz, i dał mu na imię Set.”
…i dał im nazwę “ludzie” Widać tutaj jasno, że pojęcie adam,a więc rzeczywistość obrazu Elohim, odnosi się na równie do mężczyzn i kobiet. Kolejne zdanie ustala paralelę pomiędzy działaniem Boga, który stwarza człowieka, a działaniem adama, który rodzi i nazywa Seta. Mężczyzna i kobieta są ludzkością, człowieczeństwem oraz obrazem Boga. I w ten sposób o wiele ważniejsze od samego fenomenu przekazywania życia, jest stwierdzenie, że mężczyzna i niewiasta są sobie równi w byciu obrazem Boga. Żadna z nich nie jest ani bardziej, ani mniej.
@Pokutujący Łotr i n tym też polega różnica, a wręcz zaprzeczenie wszelkim energiom ying yang. To stwierdzenie obala cały świat mityczny, świat spekulacji gnostyckiej dotyczącej np kultów płodności.
Jan Paweł II napisał: “ciało wyrażające kobiecość “dla” męskości i wzajemnie męskość “dla” kobiecości ujawnia wzajemność i komunię osób.”
Nie jest “nic nie znacząca” skoro wzbudza emocje :)
Droga Polonio, mnie na tym obrazie Rembrandta zawsze przyciąga twarz Syna Marnotrawnego. Jest ona, pozornie, pełna oddania i spokoju, rzeczywiście – na powrót odnalazł swój dom, wybaczono mu… Ale napisałem – pozornie – bo dla mnie jest to twarz człowieka, który właśnie umarł i stanął przed Bogiem. Zaiste, wkroczył do Domu Ojca. Ciemna kolorystyka obrazu jakby podkreśla sepulkralną (…ech, niech się posłużę mądrym słowem…) atmosferę tego spotkania. Jest ono spotkaniem ostatecznym (w moim odczuciu). A te ręce Ojca – rzeczywiście, tylko Rembrandt mógł sięgnąć w takie głębiny – i z taką prostotą. Dziękuję, że ten obraz tu przywołałaś. Trudno o trafniejszy – a zarazem prosty i wyszukany – komentarz do tego, o czym tu piszemy. Cieszę się, że ten głęboki wątek już jest kolejnym na tym forum. Zaciera osad niesmaku, wywołany przez kłótliwość i pychę niektórych uczestników.
@primavera
Bóg Zapłać za wyczerpujące i pasjonujące wyjaśnienie! Mógłbym tylko cieszyć się, gdyby przywołany przeze mnie jezuita zechciał równie głęboko wejść w to zagadnienie. Oczywiście, kazanie w nieogrzewanym kościele nie jest miejscem wdzięcznym dla rozwijania wątków głęboko filozoficznych i teologicznych, choć trzeba przyznać, że próbował.
Może na tym polegał jego błąd, a także wrażenie płycizny, które we mnie powstało, że wybrał sobie temat trochę zbyt ambitny, zwłaszcza jak na nauczanie nastawionej na śpiewy patriotyczne publiczności. Zawsze w takich razach przypominam sobie jednak słowa Jezusa, wypowiedziane do Marii Valtorty, gdy “skarżyła się” (jeśli to właściwe słowo) na zbyt długie, powierzchowne albo nietrafione kazania. Odpowiedział jej, że nawet w najdłuższym i najnudniejszym kazaniu, Duch Święty zawsze umieszcza choćby jedno zdanie, wyrażenie, metaforę albo jakiś ukryty znak zapytania, który zapada w pamięć, choćby się całą resztę puściło mimo uszu.
Nie raz przekonałem się, jak to działa, również w przypadku tego jezuity! Zwróciło moją uwagę jego powołanie się na którąś z książek Gian Franco Svidercoschi’ego – a ja, poza doraźną publicystyką, żadnej jego książki nigdy nie czytałem. Jezuita tytułu nie wymienił, ale widzę w sieci, że po polsku dostępna jest na razie tylko jedna: Dokąd zmierza Kościół? i może o nią chodziło. Svidercoschi miałby tu omawiać kryzys pojęcia Ojcostwa Boga Ojca, jaki pojawia się w nauczaniu Kościoła, zwłaszcza po Soborze Watykańskim II . Wynikałoby z tego, że pod koniec kazania jezuita zmienił fronty, stając teraz w obronie “męskiej” części Boga Ojca. Vaticanum II miałoby wg. Svirecoschi’ego (czyżby kłaniały się wpływy feministek w Kościele?) – nadmiernie eksponować tę właśnie “pozapłciowość” Boga, ze szkodą dla Jego roli ojca. Odbija się to niekorzystnie na formowaniu dzisiejszego mężczyzny jako męża i przyszłego ojca swych dzieci.
Oto jak plonem nudnego kazania okaże się dla mnie zakup książki Svidercoschi’ego – choć niezbyt mnie zachęca oficyna wydawnicza Świat Książki, a posłowie ks. Adama Bonieckiego wręcz odstręcza.
@Judyta
Judyto! W żadnym razie nie wolno Ci tego zrobić!! Chcesz ustąpić miejsce na współtworzonym przez Ciebie portalu katolicko-narodowym – i to frakcji filutów, dowcipnisiów, kawalarzy??
Twoja powaga jest zatroskaniem Marty, a ich to nudzi, oni tego nigdy nie docenią ani nie zrozumieją! Roją się po tej zatoce chmarami łódeczek z fikuśnym baldachimami, brząkają na swych mandolinach i nucą swe canzony. Są parciejącymi laleczkami z innej bajki, jeszcze sprzed Smoleńska. Ich serc nic nie rozdarło, a jeśli rozdarło – to ani mru mru o tym. nie wypada. Ani szczerze i gorzko nie zapłakali – a jasli zapłakali to tylko raz i już i za żadne skarby nie chcą tego! Chcą fruktów, facecji, chcą tych rozkosznych drwinek, kpinek, ironii. Przypominają mi Szymborską, jej niezłomne limeryki i kalambury, którymi gasiła każdy poważniejszy temat.
Nie wdawaj się z tym puchem w poważniejsze starcie – zwłaszcza “w imię najwyższych wartości” i nie daj Boże, kładąc siebie na stos! Ne jetez vos perles devant les pourceaux.
Proszę Pana.
Pani Judyta sobie poszła.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że być może i ja winien temu.
// frakcji filutów, dowcipnisiów, kawalarzy??….Roją się po tej zatoce chmarami łódeczek z fikuśnym baldachimami, brząkają na swych mandolinach i nucą swe canzony.//
http://sunnylol.com/images/2012/September/4/50454fa61a4e0.jpg
Ciekawe. Niesamowicie energiczne te dwa słowa:
Połączmy te tajemnicze słowa EZER KENEGDO z mitem o Pramatce Ewie i Praojcu Adamie:
Bóg dał więc mężczyźnie (Adamowi) pomoc, która skusiła go do zjedzenia owocu z drzewa zakazanego.
Wskutek zjedzenia tego owocu (przekroczenie przykazania) Bóg wyprosił oboje z raju.
W raju było im dobrze, poza rajem – już niekoniecznie.
Ponieważ Bóg jest miłosierny, nie wierzę, by wyproszenie z Raju miało być wieczne. Musiało być jedynie czasowe, bo w innym przypadku stanowiłoby dowód na to, że Bóg wcale nie jest miłosierny.
Biblia jednak nam ten mit przekazała w postaci ułomnej (zostali wygnani, i tyle).
Jak tu wierzyć w takiego Boga, który nie daje szansy na naprawienie błędu?
Osobiście obstawiam, że prawdziwa Ewa pokajała się za swój podstępny czyn i doprowadziła Adama w ten sposób przed oblicze Pana, a może to Adam przyprowadził ją? nie wiem… w każdym razie nie wierzę, by Cherubin miał strzec pustego, niezamieszkałego Edenu… oni pewnie nadal tam mieszkają.
Zresztą patrząc na umiejscowienie potencjalnego Edenu (Azja Mniejsza, Indie itp.) przypuszczam, że pramatka była Azjatką lub Chinką ze skośnymi oczyma…. he he… a to przewrotne bestie. Mieszkają se pewnie w tym raju, do dzisiaj, ten Adam z Ewą, a Europejczykom i reszcie świata sprzedano kit o wygnaniu z Edenu z powodu nieposłuszeństwa.
Jeśli EZER KENEGDO miała być faktycznie POMOCĄ dla Adama, to nie mogła przecież stać się dożywotnim PRZEKLEŃSTWEM ADAMA, bo co by to świadczyło? Że zamiary boże na nic?
Może Ewa i próbowała wyprowadzić ich związek na manowce, ale Bóg jest silniejszy, niż ułomne pośrednie dzieło Boga (kobieta), więc może za pośrednictwem swego bezpośredniego dzieła (Adama) Bóg ten ich związek jakoś tam naprostował?
Zawsze czułem niezgodę na wygnanie ich z Edenu.
Bo chęć WIEDZY i dążenie do niej moim zdaniem to bohaterstwo, tak po prawdzie, a nie lekceważenie bożej woli. Dlatego zawsze podziwiałem Adama za to, że chciał się DOWIEDZIEĆ. I Ewę także, że chciała ze swego męża uczynić bohatera.
Nie sądzę, by WIEDZA mogła być sprzeczna z WIARĄ.
Wiedza wg mnie powinna wzbogacać wiarę, bo daje osąd o bożej potędze.
Ale to tylko moja subiektywna interpretacja mitu biblijnego…
PS.
Ciekawe, czy 13.3.2013 papabile wybiorą nowego papieża… trzy trójki…
(podstawmy za 13 literę “M”, za 03 litery “O” i “C”, potem odpowiednio do kolejności liter w alfabecie: “B”, “O”, “A” “C”, po
przeliterowaniu otrzymujemy MOC BOCA.
/Do tego zwykła kreska pozioma – pauliusz Benedykta (lub rok 2017, czyli za 4 lata) i już mamy MOC BOGA.
Tak, zapewne to dziś Duch Święty zadziała…. łby, gdyby nie kierował się polskim analfabetem, he he.
A może za siedem dni, czyli 30.3.2013? Wtedy to chyba nawet podwójnie. 2×33.
Zresztą niewykluczone, ze to termin intronizacji…
PS.2. Bardziej niż osoba papieża interesuje mnie, jakie imię przyjmie. Czy pójdzie w ślady JXIII? A może kolejny Pius? – to były wielkie postacie… w XX wieku.
Nie zdziwiłbym się też, gdyby kontynuował linię i przyjął BXVII, bo mrówczą pracę wykonał BXVI.
A może … Pawła VII?
A jeśli polski język miałby być pochodną przedcywilizacyjnego języka etruskiego, który jak wiadomo stanowi źródło całej Tajemnicy, dlatego nikt nigdy go nie odczyta oficjalnie, to M jest dopiero czternaste… więc nie dziś, a jutro pójdzie Biały Dym.
Z zalinkowanego obrazu, Polonio, wyłania się konstatacja, że Bóg to Matka … kobieta… bo to są damskie dłonie, pomijając falbanki…
Zresztą anglicy mają na to fajny dowcip:
/Got was joking, when SHE created a man…/
Jednak moja wiedza sprzeciwia się takiej definicji:
U ludzi nie ma partenogenezy, bo nawet MATKA nie tworzy życia sama, więc obstawiam, że Bóg, jeśli już, jest dwupłciowy. Zresztą zgodne to z definicją miłości:
BÓG to coś, co się tworzy między Mężczyzną i Kobietą.
Z tego wnoszę, że BÓG musi być istotą cholernie erotyczną… no zresztą skąd by inaczej brało się życie na tym padole łez i rozpaczy???
Chińczycy chyba doskonale wiedzą o tym jin i jan…. tylko sprzedali nam kit w zawoalowanej formie, którego jakoś Europejczycy nie umieją odczytać od 2 tysięcy lat…
Genialną trawersacją mitu o Adamie i Ewie jest zresztą Matrix braci Wachowskich.
Adam (Neo) i Ewa (matrix – sieć inkubatorów, w których tkwimy) tęsknią do siebie.
Ale Adam stawia warunek: Wrócę tam, lecz jedynie z Trinithy.
Matrix nie chce tam Trinithy – chce samego Adama (Neo Andersona).
Trzeba dopiero dotrzeć do samego Architekta, by doszło do włączenia całego Syjonu do Matrixa.
U Wachowskich to Architekt jest czołową postacią, jednak stawia on Neo warunki, których on nie może przyjąć…. bo to palant, ten Architekt.
Neo – który rezygnuje ze współdziałania z Architektem, bo nie chce zrezygnować z Trinithy, jest bohaterem. Bo to oni stworzą nowy Matrix.
Być może lepszy od dotychczasowego… starego architekta trzeba wymienić, bo stwarza Neo nieludzkie warunki – to jedyny sensowny wniosek, jaki wynika z filmu Wachowskich.
Żaden sensowny Bóg nie może bowiem zabraniać czerpania wiedzy.
Ktoś nas musiał w pewnym momencie wpuścić w kanał…. przypuszczam że Chińczycy.
Powinni srogo zapłacić za trzymanie reszty świata przez 2000 lat w otumanieniu…
i pomyśleć, że jeden mrówczy Benedykt XVI to wszystko uczynił…
A co znaczy “Wajomer Adonaj Elohim”?
EWA?
Zresztą relacje między Bogiem, Adamem i Ewą i rajem znajdują genialne przełożenie na relacje rodzinne:
BÓG (dawca życia, czyli rodzice, teściowie – MATRIX)
ADAM (ich dziecko, niezależnie od płci)
EWA (wybraniec dziecka, tj. Neo, który wywabia Adama (Adamkę) z matczynego raju.
Matrix chce utrzymać przy sobie Adama=śpiocha, ale nie chce wpuścić Neo=Wybrańca.
Decydenci Matrixa to dupki – oni nie wiedzą, że Adam=Śpioch i Wybraniec to ta sama osoba… Neo nie ma innej możliwości, jak bronić Trinithy, bo Architekt okazuje się palantem nieskorym do dialogu.
A sama Trinithy? No jak to kobieta… zazdrosna. Jak świat światem.
A niepotrzebnie, bo przecież Wybraniec wybiera Syjon, czyli Kościół, tzn. ich związek.
Dalej twierdzę, że kluczową postacią Matrixa jest Morfeusz, bo on jako jedyny
jest w stanie powstrzymać Trinithy przed destrukcyjną zazdrością Persefony (pocałunek Kory dla Neo). To jest dopowiedzenie mitu dot. rajskiego ogrodu – w Biblii nie ma nic na ten temat, w jaki sposób Adam ma wrócić do Edenu… Wachowscy dali wskazówkę: Morfeusz musi zamknąć snem oczy Trinithy, a Neo musi pocałować Persefonę. Tylko to doprowadzi ich do klucznika.
A my musimy sobie uświadomić, że w obu przypadkach Czarna i Biała Wokalistka to wciąż ta sama osoba:
http://www.youtube.com/watch?v=GNALQynL1eA&feature=share&list=PL7GHd0Fv9vUdHFKhj8ElnHuv2JLbHysL6
Pierwsza Olga Jackowska (Kora) – BIAŁA – oficjalna, deptana REA.
Druga Olga Jackowska (Persefona) – CZARNA – jej podziemne strumienie i źródła.
Odwagi w myśleniu wszystkim życzę.
Prawdziwą Ewą, która wyprowadziła Neo z Matrixa, jest oczywiście Trinithy, która nie dość, ze wyjęła mu pluskwę, to jeszcze, sama ryzykując, doprowadziła Neo do Morfeusza – pokątnego sprzedawcy czerwonych i niebieskich pigułek w sieci, nieodprowadzającego VAT-u, nierejestrującego działalności gospodarczej, w wyniku czego Neo uwolnił się z plastikowego matrixa, w którym tkwił, a nie ta, która dała mu pocałunek (Persefona), jak się powszechnie uważa.
Persefona jest nieszczęśliwa życiem u boku kogoś, kto nie jest Neo. To ktoś TĘSKNIĄCY. To osoba zasługująca ze wszechmiar na szacunek, bo daje Syjonowi drogę do klucznika.
Matrix ma więc więcej niż troje prawdziwych bohaterów:
Są to:
– Trinithy (za to, że wydobyła Neo z Matrixa)
– Morfeusz (Kto Cię potrafi docenić, ROM FACE…)
– Neo, wiadomo… Wszak to on sam z siebie zaczął szukać Morfeusza.
Ale nie tylko. Także Persefona, no i kierowca Nabuchodonozora, Tank, he he… za zabicie zdrajcy.
Najpodlejszą kreaturą, jaką zna ludzkość, jest oczywiście ten, kto zabił duchowo Trinithy, zabraniając jej poznania raju, tzn. ten, kto w ogóle pozbawił ją możliwości poznania uroków Matrixa i skazał na wegetację w Nebuchodonozorze.
Przecież Trinithy nawet nie wie, za czym ma tęsknić… ona umie tylko walczyć.
Kościół Katolicki – zgodnie z przyjętą (wg mnie elementarną, jedyną prawowierną, bo innej być nie może, i co do nadrzędnych zasad spójną z prawosławiem) dogmatyką nigdy nie dopuści kobiet do kapłaństwa, bo przecież Świątynia nie może być Kapłanem sama w sobie.
Oczywiście są inne kościoły, gdy komuś prawowierna dogmatyka nie odpowiada… anglikańskie, protestanckie…. Ale zawsze KRK będzie najbardziej liczny. Z naturalnych przyczyn…
Ezer Kenegdo to jednocześnie i POMOC, i ŚWIĄTYNIA.
Żeby kobiety to pojęły…. a nie walczyły o to, by stać się kapłanami u samych siebie. Po co? Świątynia potrzebuje kapłanów, ale to ona jest celem, środkiem Wszechświata, domem Ducha Świętego, a nie kapłan….
//W raju było im dobrze, poza rajem – już niekoniecznie.
Ponieważ Bóg jest miłosierny, nie wierzę, by wyproszenie z Raju miało być wieczne. Musiało być jedynie czasowe, bo w innym przypadku stanowiłoby dowód na to, że Bóg wcale nie jest miłosierny.
Biblia jednak nam ten mit przekazała w postaci ułomnej (zostali wygnani, i tyle).
Jak tu wierzyć w takiego Boga, który nie daje szansy na naprawienie błędu?//
Tu mamy przykład, że jeśli zrobi się pierwszy błąd, całe wnioskowanie jest błędne i coraz bardziej odchodzi od prawdy.
Raj to nie była kraina geograficzna, oni fizycznie nigdzie nie wyjechali, a Raj nie pozostał na swoim miejscu. Grzech powstały z nieposłuszeństwa wprowadził błąd do ich umysłów, stąd ich wnioskowanie stało się błędne, nie rozumieli już Boga prawdy, nie słyszeli go.
Ten błąd , grzech nieposłuszeństwa spowodował, że wpłynął to na całą naturę, zwierzęta i rośliny i coraz to bardziej się ona psuła. Człowiek który był w Raju Królem natury, przestał nim być, szatan przeciwny Bogu i Prawdzie wziął ją w posiadanie.
Bóg ponieważ dał wolną wolę, dopuścił i konsekwencje, bo nie chce miłości niewolników. To jest najwyższe dobro. I rodzice ludzcy pozwalają swoim dzieciom na błędy, nawet jeśli uderzają one w nich samych i dobro rodziny, inaczej dziecko nie dojrzeje do miłości.
Więc jednak.
M 0 C B 0 A C = 13.03.2013 + Paliusz Papieski (C n G), i mamy z bożą pomocą Franciszka.
Dopełnię jeszcze tylko dwa poprzednie linki: