Mainstream polski, podobnie jak europejski, czy światowy, rozczarowuje od wielu lat. Rozczarowanie przybrało jednakże w ostatnich tygodniach tak wielkie rozmiary , że stało się gorzkie, ostro niestrawne – jak trucizna.
Mainstream polski przestał być strawny – jest jak zatruty pokarm, jak zgniłe jajo w koszyku, z którego nic dobrego już się nie wykluje. Sam zasiadł w wieżach z kości słoniowej, gdzie zajmuje się obsrywaniem czym się da – ludu mieszkającego poniżej samozwańczych elit, na polskim łez padole. Najczęściej sra jadowitym słowem i obrazem, fałszem, który zabija własność i wolność, czyli – tu – właściwość bycia gospodarzem – sobą i u siebie, i pośród innych ludzi… na padole .
Ta elita przypomina mi jelita człowieka w stanie agonalnym. Taki człowiek, tu – naród polski, skazany jest na obumieranie, członek po członku, organ po organie. Elita jak zatrute jelita tymczasem nie ustanie w zapychaniu własnych bebechów – szmalcem, czyli inaczej mamoną, władzą, czyli inaczej pychą, i pogardą dla ludu, czy inaczej frajerów. Taką prostą myśl, każdy z nas, powinien sobie uświadomić, zanim umrze (choćby i za sto lat) i pozostawi Polskę, Europę i Świat własnym dzieciom i wnukom.
Neoliberalizm, w postmodernistycznym stadium dyktatury relatywizmu zanegowanych wartości, stał się brudnym i zamulonym emocjonalnie i mentalnie korytem chciwości i zachłanności jelit, uznających siebie za elity polskie, europejskie i światowe. Tym gęściej zapychających nieczystościami oraz wirusami siły witalne zdrowia i zdrowego rozsądku ustroju ludzkości, im bliżej płynie głównego ścieku cywilizacji śmierci.
Przestałem ograniczać refleksję do Polski. Mój grajdołek, na skraju Polski, dłużej przetrwa, lecz i on nie przetrwa w chorym świecie. Taki świat wykończy Polskę, nawet jeśli w Polsce stałby się prawdziwy cud, a lud przebudziłby się z letargu.
A ponieważ nic nie wskazuje, żaden znak na niebie i ziemi, że Lud Boży zajaśnieje światłem świadomości Miłosiernego, choroba, zatrutych pogardą, nienawiścią i zachłannością jelit, będzie rozprzestrzeniać się po całym ustroju – jak rak. Narzucać własną geometrię podstępu i wykluczać każdy odruch autoimmunologiczny organizmu, gdy ten postara się zmobilizować i podejmie walkę, by powrócić do zdrowia. Nowotwór, wspierany przez felczerów finansjery, nauki, polityki, ekonomii, medycyny na usługach oligarchii, stał się w tym stadium nieuleczalny. Po prostu. Musi upaść cywilizacja śmierci, aby pojawiło się miejsce w naszym świecie – na cud.
A ponieważ nie mam wpływu na cuda, które są domeną Pana Boga, mogę napisać tylko o moich postanowieniach poprawy. Każdy orze, jak może – ja tak:
1. Robię lewatywę jelit w moim życiu, co oznacza, że odcinam się na czas postu i pokuty od mediów mainstreamu. Od zatrutego pokarmu, którym karmi się rody i narody. A cóż takiego tracę? A nic, mniej niż nic, bo zyskuję: Zyskuję świeże powietrze oraz dostęp do zdrowego pokarmu, czas – na dobrą literaturę, edukację, modlitwę, medytację, pracę (…) i przestrzeń – na interaktywne dialogi z osobami, które znam realnie lub tylko wirtualnie, i sobie cenię. Jeśli mam prowadzić dialog, to przecież nie z jelitami, lecz najpierw poukładać się wypada z własnym rozumem i sercem, by następnie poukładać rozmaite sprawy w świecie i relacje z konkretnymi osobami. Jeśli mam coś zmieniać, to w perspektywie realnej strefy własnych wpływów. Bo czyż mój skowyt bezsilnej wściekłości, gdy patrzę, że Bóg widzi, co się dzieje u panów i nie grzmi, cokolwiek zmieni? Bo czyż powstrzymam owczy pęd lemingów do zaparcia się samych siebie w imię świętego spokoju?
2. Nie wzmacniam własną uwagą chorych narracji mainstreamu i odzyskuję radość z prostych rozmów prowadzonych z prostymi ludźmi. Moje gorzkie żale pojawiają się tylko raz, w momencie, gdy uświadamiam sobie, że gdybyśmy tak wszyscy postąpili, cyrk marionetek polskich (i ruskich, i germańskich, i żydowskich, i amerykańskich, i chińskich) byłby runął jak piramida budowana z ruchomych piasków nicości – w ciągu trzech dni i nocy. Pstryk, pyk, pyk i pstryk – i nie ma całej tej wielkiej ściemy clownów i chamów. Ale – niestety – nie jestem marzycielem, co oznacza, że nie wierzę w cud (na niwie świadomości zbiorowej) wyłączenia się innych komórek ciała polskości i ludzkości z dokarmiania komórek rakowych – tej cywilizacji raka w piramidzie.
3. W przemianie postrzegania istotna jest mała rzecz, tak maleńka, że praktycznie niewidoczna. Otóż, Tajemnica polega na drobnej zmianie perspektywy postrzegania. Nie odcinam się od świata, lecz inaczej wychodzę do świata, a gdy to rozumiem, nie zamykam się w wieży z kości słoniowej ani na pustelni. Furta na dziedziniec mojej godności pozostaje otwarta, lecz otworzą ją wyłącznie osoby, które zechcą przejść przez portal interaktywnej współpracy, czyli wspólnej refleksji, debaty, twórczości, edukacji, pracy i modlitwy, prowadzonej w realnej strefie wpływów – dla dobra.
4. Zło, które pozostaje poza wpływem mojego dobra, nie będzie przeze mnie uleczone. Czy uleczę np. sławnego Stefana z nienawiści, albo – czy moje współczucie wybawi Katarzynę, matkę Magdaleny od cierpienia, w którym – pisząc scenariusz dla wołającej o pomstę sprawiedliwości lub tylko już obłąkanej tragedii – zamknęła własne życie? Matka Madzi, bo taka była wola decydentów mainstreamu, na całą dobę zdetronizowała z pola uwagi Polaków o wiele istotniejsze dla Polski decyzje ekip rządzących, de facto – zapowiadające złamanie Konstytucji dla realizacji politycznego planu. I co nam zrobicie, Polaczki, głupie owce? – słyszałeś ten śmiech Donalda, uświadomiłeś sobie chociaż, że rżnie już nie głupa, lecz bawi się z debilami w berka? Debata o budżecie państwa, o realnych problemach gospodarki, o alternatywnych dla ściemy rządzących rozwiązaniach – prowadzona przez niektórych posłów w Sejmie i przez niektórych obywateli w Internecie – była w tym czasie (jest i będzie) obserwowana przez nielicznych. I czyja to wina? Wilków, pasterzy czy baranów? Zła czy dobra, które nie potrafi, nie chce lub nie ma woli, odciąć się od zła, zakręcić tego kurka, który dokarmia zło? Nie oglądam ogłupiaczy mainstreamu. Czy po dokonaniu tego wyboru mniej wiem o procesach tego świata? Wiem – o wiele więcej. Zamiast obżerać się trującymi newsami o wszystkich plagach Polski i świata, które zabijały dziś dobro w ludziach, piszę ten felieton. To prawie nic, ale prawie wszystko – w tym momencie. Za kilka chwil pojawią się nowe wyzwania i zadania. Pojawią się realni ludzie ze swoimi problemami. Będą – są, zamiast najważniejszych urojeń nadawanych z nadajników mainstreamu? Tak, gdyż oni dziś są najważniejsi.
5. Najważniejsza jest sieć, załatana w realnej sferze wpływów, o fraktalnej powtarzalności boskich wzorów dla życia, w której nie ma dziur zniewolenia i kłamstwa – dziurawa nie przynosi połowów. Co jest taką siecią bez dziur? Świadomość dotykająca drugiej świadomości, osoba dotykająca drugiej osoby – z godnością i bez lęku. Sieć osób. Internet i jego interaktywności są niczym, gdy topią człowieka w bezosobowej wirtualności. Internet, jako punkt wyjścia dla budowania w realnym świecie małych solidarności pomiędzy konkretnymi ludźmi, ma jednak przyszłość. Temat ten, jak wszystkie strumienie i rzeki naszego świata, dopiero zacznie stawać się wyzwaniem. Dźwiękiem dzwonu wzywającym do przebudzenia. Krużgankami wiary – dla edukacji, dla innowacyjności, dla współpracy, dla przedsiębiorczości, która tworzy pracę i sens. Polem ogrodu dla wielu kreatywnych i świadomych ludzi. Temat sieci zaplatającej umysły (i serca) ludzkie od wirtualności do realności i interaktywnie tak samo – w drugą stronę, otwiera drogę do wyjścia z mgły, w której media mainstreamu zamknęły – jak w celi pozornie bez wyjścia – ludzkość. Każdy potrafi wyjść z wieży z kości słoniowej, ale i z rynsztoka, gdy uświadomi sobie, że od wewnątrz nie da się zaryglować żadnych drzwi więzienia. Czyżby dlatego Bóg – poza tym, że mieszka gdzieś w tajemnicach teologów – postanowił ukryć się w ludzkim sercu? Bóg, który jest miłością, i który jest wszystkim we wszystkim, nie prowadzi hodowli owiec. Ale przyzywa – do świętości, do uświęcania życia, do doświadczania godności, do zauważenia Siebie – również w drugim człowieku.
6. Wyobraziłem sobie (a któż mi zabije wyobraźnię?), że ścieżek losu wiodących do przeznaczenia, w różnorodności, którą pokochało życie, może być nieskończenie wiele. Którą ścieżką losu podąży ludzkość? Którą wybiorą Polacy? Którą wybiorę ja lub Ty? Gdzie jest ten moment wyboru? Wystarczy jedna chwila nieuwagi, sprzysiężenie sił mrocznych i ponurzanych w chlewach swej niezaspokojonej zachłanności, aby ścieżka zeszła na manowce. Manowce są więc tak samo kwestią prywatną jak i wspólnotową. Ścieżka jest więc tak samo kwestią indywidualną jak i solidarnościową. Prościej idzie się ścieżką z przewodnikami lub w grupie ludzi mających oczy szeroko otwarte. Lecz biada, trafić na ślepego, który uzyskał licencję przewodnika. Niestety, w cywilizacji śmierci, tylko ślepcy lub widzący na jedno oko – oko własnego ego i interesu, uzyskują licencję. Nasz świat, a w nim wielu ludzi, dało się zahipnotyzować, ululać w obłędzie urojonych koncepcji władzy, zatruć ideologicznie, przykuć do fałszywych paradygmatów. Gdy gdzieś tam ludzie w jakiejś grupie wydają się już budzić z letargu, wodzowie polityczni, religijni i ci, od kreowania mamony ex nihilo, dosypują do pokarmu trucizny i mówią, że to lekarstwo. Dzięki niespożytym zasobom ludzkiej naiwności i mistrzowskiej propagandzie, leczą nas zresztą bardzo skutecznie.
7. Lekarstwo, które jest trucizną, to nasz złoty cielec. Upadamy przed nim na kolana, nurzamy się w mirażach postępu, którymi emanuje wokół. Cielec nas programuje, cielec nas lansuje do sławy i kariery oraz cielec naznacza nam ślepych królów mamony i autorytetu do posługi. Jeśli ktoś myśli, że przekroczyłem oto właśnie próg herezji i szargam świętości, to współczuję. Cielec to cielec – zabobon i wróg ludzkości, niewiara ograniczająca siebie do ślepych wierzeń i niewiedza opętana wolą mocy, nienawiść i pogarda, której tak łatwo ulegamy, mrok nieświadomości, pomruk chciwości i ryk odwróconego w materializmach i postmodernizmach porządku rzeczy. To – w gruncie rzeczy – my sami. My zbajerowani lub my zamotani. Gdyby chociaż prawdziwe było w naszym świecie powiedzenie o jednookim, który został królem w krainie ślepców, gdyż najdalej widział, ergo powinien przewodzić. Nie jest.
No to jak? Jak jest? Ledwie kilka kresek porysowałem na kartce i chcę kończyć szkic. Kto ma wyobraźnię, dorysuje sobie cały obraz. Kto przeczytał do końca, temu dziękuję za uwagę. Będą kolejne szkice. To nic, że niedokończone.
W niedokończeniu rozwija się nasze życie. Rzeczy naprawdę ważne wyłaniają się głębiej. Dziś napiszę tak o sensie wyłaniania świadomości z Ducha: Dla duszy szukającej drogi powrotnej do Boga ważne są wszystkie potrącenia strun prawdy w doświadczeniu – i tych harmonijnych i jasnych, i tych w dysharmonii unurzanych w mroku. Z tego, co uświadomione i nieuświadomione, powstaje muzyka codzienności. Pewnie nikt z nas nie skomponuje opery dla najbliższych godzin jak Bach, Mozart, czy Beethoven, ale niech ta nasza orkiestra nie milknie. Niech zagra najlepiej jak potrafi, tam gdzie jesteśmy. Pośród innych ludzi.
A ja, no cóż, takie napisałem dziś słowo – ani mądre, ani specjalne głupie. Niedokończone.
Nie.
Odmalował Pan piękny obraz.
Bardzo Panu za to dziękuję.
Oby wszystkie wpisy na Legionie były takie.
cholera, pięknie Pan to napisał!!!
To ja serdcznie dziękuję. Zajrzałem na licznik odwiedzin. Po dwóch godzinach, oprócz Pana i mnie, widziało te moje słowa jeszcze z 7 osób. Wątpię, czy ktoś doczytał do końca. Jakby się nad tym faktem nie pochylać, nie jest to dla mnie ważne w tym momencie. Za pół roku lub za dwa lata – pewnie da się to również przeczytać. Bo istota problemu pozostanie nienaruszona.
Pozdrawiam
I znikam, póki co, z Internetu.
Proszę Pana.
Proszę nie patrzeć na cyferki.
Wiem, że po ludzku żal.
To zupełnie nie ma znaczenia. Nie ma.
Napisał Pan strasznie gęsty tekst.
Prawdziwy do bólu.
Ja się przyznam, że taki pierwszy raz widzę. Bo zazwyczaj się zdarza, że najwyżej jedno zdanie jest dobre. Tu są wszystkie. Taka rasowa, macedońska chałwa prawdy.
I nie muli…
Proszę pisać na Legionie.
Pan ucieknie a Pańska miejsce zająć może dystrybutor mainstreamu. No a jak nie?! Tak trzeba do sprawy podchodzić.
Zło jest brakiem dobra.
Dla Pana:
Człowiek pisze też dlatego, by pewne sprawy sobie poukładać w głowie.
Nie rezygnuję, jeśli tekst nie jest czytany, ale zastanawiam się, gdzie zrobiłam błąd.
Czasem odpowiedź wymaga dłuższego procesu.
Pan odciął się od meinstremu, ale czy on nie zostawił śladu w Pańskim umyśle?
W mojej głowie wciąż siedzi NE i często łapię się na tym, że piszę zbyt wiele słów, pod czytelników z NE, tymczasem jestem już w całkiem innym gronie, które więcej rozumie niż tamto, musze więc pisać o tym, co może być dla nich nowe, brać rzeczy głębiej, co wymaga ode mnie więcej namysłu.
Człowiek, który rezygnuje odcina się od rozwoju. Proszę nie rezygnować, wszyscy się tu ćwiczymy.
Ja przeczytałem do końca. I sie zastanowiłem.
Jak my, ludzie pewnego obszaru kultury i społeczności, o jeszcze stosunkowo małym wpływie na otoczenie myślimy podobnie.
To radosne i budujące. Znaczy się nasze “oszołomstwo”, jak nas nazywają, oparte jest na logice i wnikliwej obserwacji.
Świat jest chory. Co gorsza, nasz świat jest chory. Wszystkie te brudy współczesności – neoliberalizm, poprawność , permisywizm i zamiana znaczeń, rządzące mainstreamem, plus do tego świadoma manipulacja Systemu (w tym NWO) powodują degrengoladę całych społeczeństw (vide Grecja).
Niech pan mysli dalej tak i przelewa na papier (klawiaturę), co pański dobry umysł wytworzy.
Pozdrawiam
W samo sedno. Pozdrawiam
@karoljozef
Oczywiście, będę pisał. I publikował w kilku miejscach. Pisuję też czasami o gospodarce.
“Gęstości” tekstu nie potrafię dziś ocenić. To trudne bez dystansu. Autor potrzebuje czasu.
@cirk
Człowiek układa sobie rzeczy i sprawy w głowie oraz w życiu, a potem ewentualnie pisze. Samo pisanie służy raczej układaniu myśli w słowa (zdania, koncepcje, teksty), zaś publikowanie tekstów ma na celu wejście w przestrzeń dialogu. Dopóki nie opublikujesz, nie dowiesz się, jaki jest odbiór tekstu.
Ten tekst jest czytany w kilku miejscach sieci, wprawdzie nie tak często jak inne moje teksty, np. o gospodarce, ale nie narzekam.
Nie piszę dla popularności – mam to w nosie. Interesuje mnie dociekanie prawdy. Moje dociekanie niesie ryzyko moich błędów.
Czy mainstream nie odcisnął w moim umyśle śladów? Oczywiście, że odcisnął. Pierwszym wielkim śladem jest pamięć, zaś drugim obserwacja świata naznaczonego pychą elit, arystokratów, uczonych w piśmie, nowobogackich i innych głosicieli teorii wyższości jednych ludzi ponad innych, podczas gdy ludzie – wszyscy – są równi wobec Boga.
Nadmierna długość tekstu to przeważnie jego wada, ale też bym nie przesadzał.
Zawsze chodzi bowiem najpierw o sens, o wysiłek jego uchwycenia.
A z czego ja rezygnuję, że od razu jakoby odcinam się od rozwoju?
Odcinam się raczej od tych czynników funkcjonowania świata współczesnego i człowieka w tym świecie, które tłamszą rozwój duchowy, intelektualny, moralny, wewnętrzne światło i radość bycia.
@jazgdyni
Nasz wpływ na rzeczywistość da się odzyskać. Potrzebne będą nowe formy samoorganizacji, soidarności, odzyskiwania tradycji, wiedzy, która przenosi się praktycznie (…)
Potrzebne będą nowe formy dla starych idei i wartości.. Potrzebna będzie również wiara, że warto się odciąć od kreacji mainstreamu, by tworzyć własne – sieciowe i interaktywne. Zło i dobro nie powinny mieszać się w jednym czasie i miejscu ponad odporność człowieka na zło. Odporność człowieka współczesnego na zło jest chronicznie niska. Dlatego nie powinien oddawać całej swojej uwagi śledzeniu postępów zła. W takiej symulacji losu nie da rady bowiem tworzyć dobra w środowisku, w którym przyszło mu żyć. To wielka praca, która zawiera w sobie zawsze decyzję o tym, co trzeba odrzucić. Nowe, bardziej dojrzałe, potrzebuje miejsca. Do sklanki, która jest pełna, nic nie da się już nalać. Do szklanki, w której pozostało trochę kawy, nie dolewamy herbaty. Najpierw musimy wylać, co w niej było, następnie ją umyć… i dopiero wówczas napijemy się herbaty. Mainstream nie myje szklanek, do których nalano mu śladowych ilości arszeniku. Mainstream biefga z taczkami a nie ma czasu, by je załadować… Mainstream pierze mózgi ludu – a ma ku temu daną ogromną władzę i technologiczne narzędzia, ale głównym powodem jest to, że sam ma oprane mózgi w stopniu nieporównanie większym niż prosty człowiek.
Poza grozą, jaką musi budzić u człowieka sumienia, mnie po prostu cały ten mainstream śmieszy. Zwłaszcza, gdy zaczyna te swoje gadki o elitach i ich rasowej lub kulturowej wyższości. To fundamentalny fałsz, obraza Boga.
@lju
Bóg zapłać. Pozdrawiam.
Bardzo piękny tekst. Przeczytałam starannie do końca.Proszę zauważyć ile osób widzi swoje myślenie jako równoległe do Pana.Tekst jest również inspirujący. Odpowiem szerzej, a teraz tylko zapowiem, dlaczego trudno nam w odpowiedzi na znikczemnienie świata zamknąć się we własnych wieżach, o czym marzymy.
Wiele lat temu spotkałam we Francji w gospodzie wracających z polowania rolników z psami.Ponieważ nie potrafię oprzeć się psom, karesy z psami doprowadziły do miłej rozmowy. Okazało się że nie wiedzą kto jest prezydentem Francji. Je m’en fiche royalement- powiedział jeden z nich, co się tłumaczy mam to (wybitnie) w nosie.Pokazał mi i koleżance swoją wytwórnię serów. Jego życie nie zależało w najmniejszym stopniu od władzy. Teraz, po zjednoczeniu Europy, pewnie walczy z sąsiadami o dopłaty w Paryżu i jego splendid isolation się skończyła. W Polsce człowiek z mediów dowiaduje się, na przykład, że od następnego dnia podatek gruntowy rośnie 30 razy, a za dwa dni upływa prekluzyjny termin odwołania się do kolegium w tej sprawie.Nie może sobie pozwolić na izolację, bo pewnego dnia obudzi go ekipa komornika wyrzucająca jego meble na bruk.
Pani Izo,
Nie da się uciec od rzeczywistości – do wieży z kości słoniowej, czy sekty.
Najwyraźniej chodzi o coś innego: o wyjście do rzeczywistości, ale nie w samotności, nie w pojedynkę, nie w grupie interesu – lecz we wspólnocie.
Wspólnocie, całkiem inaczej siebie samoorganizującej niż większość znanych nam z historii. Postaram się o małych solidarnościach i podobnych tematach z pola Świętej Aksjologii napisać kolejne artykuły. Bo nie potrafię tak skompresować całej wyobraźni do jednego zdania. Chciałbym, ale nie potrafię.
Pojęcia “Święta Aksjologia” używałem już wcześniej. I chyba nadchodzi pora, żeby na temat napisać coś obszerniejszego w zaciszu domowym. Kilka lat? Jak dobrze pójdzie. A felietonach wspominki publicystyczne będą dość ryzykowne, bo gdzieś tam drzemią w podświadomościach ludzkich pewne kody kulturowe, które nakazują – w pierwszym odruchu – odrzucać to wszystko, co nie pasuje do obrazu świata, do przekonań, do wierzeń. (…)
Serdecznie pozdrawiam
Znikam na kilka godzin do innych spraw.
Dziękuję Autorowi za ten tekst – a Redakcji za promocję na pierwszym miejscu – bo zaiste jest to swego rodzaju manifest – hmmm.. jakby to powiedzieć… – …manifest normalnych, uczciwych, dobrych ludzi.
Autorze – czy pisałeś na NE pod jakimś innym nickiem? Znamy się z NE?
Wszyscy z radością odkrywamy, że czytamy tu właściwie swoje myśli – tyle, że genialnie poukładane w słowa.
Przyznam, że aż mi ciarki przeszły po plecach – bo ja również pewien szkic popełniłem – choć dużo bardziej chaotyczny – to mam wrażenie, że bardzo nam blisko – jeśli chodzi o rozwiązanie – czyli budowanie społeczności dobrych, uczciwych ludzi z pomocą internetu.
http://www.ekspedyt.org/freedom/2013/01/31/734_rozbitkowie-startujemy.html
Społeczności, która zacznie istnieć zupełnie obok, równolegle, poza obecnym wrogim nam państwem jakim jest IIIRP.
jestem bardzo zbudowany Twoją notką i jej odbiorem :)
Powinniśmy się znać.
Reaktywowałem swój blog w neutralnym miejscu, które ma taką zaletę, że panuje tam cisza:
http://www.zperspektywypodkarpacia.blogspot.com/
Czasami publikuję w innych miejscach jak np. to:
http://www.mpolska24.pl/blogi/post/444/gospodarstwa-domowe-i-firmy-na-zielonej-wyspie-nie-chca-brac-kredytow-a-banki-chca-dawac1
Przy rejestracji tutaj zapomniałem dopisać nazwiska. Niech tak już zostanie.
Z NE odszedłem, chociaż zostawiłem tam blog (nie chce mi się kasować notek), gdyż miałem dość sekciarstwa.
W kwestii zasadniczej. Będę wracał do wybranych wątków poruszonych powyżej – przynajmniej taki mam plan. (Jak będzie czas pokaże.)
Ogólna refleksja: Krytyka chorego systemu, aczkolwiek musi być obecna przy wysiłku budowania alternatyw, powinna być wyważona, by nie przygłuszyć swym rozmachem zasadniczej koncepcji pozytywnej. I wzmianka druga: sama teoria nie powinna zandto wyprzedzać praktyki – powinna natomiast z praktyki budowania wynikać i praktykę przenikać innowacyjną myślą i ideą.
No…
Nie wiem jak się Państwu widzi, ale mi się coraz bardziej widzi, że Pan Piotr to jest Ktoś.
A to ty Świdrze. Cieszę się, że tu jesteś.
Powiem ci- pokora. Moja śp. teściowa mawiała- tylko służba się obraża. Swięte słowa i zawsze winny być pod ręką.
Jak będziesz miał chwilę wolną od rolnictwa, posłuchaj O. Pelanowskiego, z żonką.
Jest genialnie utalentowany. Czasem wybieram na chybił trafił uprzednio pytając Boga co chce mi dziś powiedzieć i zawsze dostaję odpowiedź.
http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelan_mp3.html
http://www.seminarium.paulini.pl/konferencje,audio,10.html?cid=22
@circ
Ciągle coś innym podpowiadasz, innych pouczasz. A co powiadasz samej sobie?
Rolnictwo nie pozostawia chwil wolnych na luksus wirtualnych podróży po tematach zastępczych – uczy pokory. Jak tak dalej pójdzie i rolnicy zostaną pozostawieni sami sobie,czyli nie trafią do jednego z polskich strumieni budzącej się (?) solidarności, nie będziemy mieć polskiego rolnictwa i zdrowych pokarmów na stole. Grabież polskiej ziemi i polskiej zdolności gospodarzenia na niej, odbywa się poza uwagą szlachetnych katolików i szlachetnych narodowców, gromadzących się na portalach, by sobie pisaniem powalczyć o Polskę.
Gdzieś od dwóch lat zajmuję się trochę rolnictwem – nawet stary traktor sobie kupiłem. Dla chłopa z wielkich aglomeracji najmniejszy kawałek ziemi to nie lada wyzwanie. Łatwo się gada. Problem w tym, że prawie nic nie umiem zrobić na tej mojej ziemi. Uczę się od sąsiadów i robię, co się da. Na szczęście, na gospodarstwie wszystko samo rośnie, a potem wskakuje do granków i podaje się na talerze w kuchniach arystokratów ducha. To naprawdę tak działa: stoliczku, nakryj się – z punktu widzenia ludzi zatracających się w miejskich wyścigach szczurów.
Iza, nadal nic nie rozumiesz. Na kogo niby się obrażałem? Po prostu, dokonuję małych wyborów – o odłączeniu nadajników mainstreamu i o nie traceniu czasu na jałowe spory i ślęczenie przy laptopie, by sobie popisać od ranka do północy. Na NE szkoda mi czasu. Snujesz jakieś insynuacje o obrażających się służbach i o dumie starych rodów, które naznaczone jakimś herbem czasów minionych, niby są przeznaczone przez Boga do bycia elitą oraz predescynowane do czegoś-tam nadzwyczajnego. To lipa. Piramida starych bożków.
Na koniec. Chyba sobie żartujesz z tym Bogiem. Dlaczego poniżasz Najwyższego i doprowadzasz do rozpaczy Jego cierpliwość? Metoda chybił trafił w połaczeniu ze stawianiem pytań o prowadzenie, niczym nie różni się od pałeczek krwawnika rzucanych przed siebie, by wielki I Cing udzielił odpowiedzi na nurtujący małego człowieczka dylemat. Mam coś oglądać, na dodatek z moją mądrą żoną, bo Tobie I Cing Internetu “wydrukował” genialnie utalentowanego O. Pelanowskiego? Nie moja droga, Pan Bóg tak nie działa. To zabobon, któremu uległaś. Pana Boga Ty nie mieszaj do własnych spraw – tylko po to, by innym coś zaproponować. Po prostu proponuj jako Iza, z domu takiego to a takiego, po mieczu i po kądzieli. Lub, po prostu, od siebie, bez wymieniania linii rodów. Czegoś posłuchałaś i to jest cenne albo wartościowe – mnie tyle wystarczy. Będę miał czas, posłucham, obejrzę, lecz – sam sobie na koniec ocenię. Tak działa Pan Bóg, który pozostawił ludziom wolną wolę.
A swoją drogą, niezbyt mądre rozwinięcie metody, która w otwieraniu kart Biblii na chybił trafił i czytaniu fragmentu, o który oko akurat zahaczyło, szuka przewodnictwa w życiu. Z Biblią to jeszcze zrozumiem – stara i uświęcona tradycja, tekst staranny, natchniony i głęboki duchowo. Ale Internet?
Reasumując: Nie ciesz się Izo, że tu na kilka krótkich chwil pojawię się czasami. Raczej nie ma z czego. Do linków polecanych, pomimo sceptycyzmu co do metody, postaram się zajrzeć.
Czy wiesz, że każda chwila jest wolna? Dopiero niezbyt mądry człowiek ją zniewala. Na milion sposobów nieuwagi.
Tak, pokrótce – tyle.
@karoljózef
Ręce mi opadły, Szanowny Panie. No… trochę się mimowolnie uśmichnąłem do lustra prowadzącego do krainy miraży – do Krainy Alicji z krainy czarów. Każdy z nas to jest Ktoś. Każdy z nas jest Osobą, gdy uczy się trudnej sztuki bycia sobą – i pośród ludzi. Mnie się średnio wiedzie – raz lepiej, raz gorzej, raz na wozie, raz pod wozem.
Bywa, że coś piszę, lecz marne jest moje pisanie, gdy widzę, że głębiej, i wciąż coraz głębiej, są sprawy, o których filozofom się nie śniło.
A tak bardziej serio: Mam dzisiaj przed sobą sporo dość trudnych prac, z którymi przyjdzie mi się borykać. Przy wydobywaniu się ze sfery niekompetencji do jako takiego zrozumienia pewnego problemu przyjdzie mi się pewnie namęczyć. A przecież problem istnieje po to, by poszukać rozwiązania. I w tym miejscu właśnie najmocniej wpadamy w ramiona pokory, w tym miejscu, gdzie posukiwanie rozwiązania natrafia na opór… rzeczy i, częściej, ludzi. Zauważyłem jednak, że największy opór pojawia się nie w związku z innym ludźmi, lecz w związku z moimi słabościami i tym całym teatrem ego.
No dobrze, wystarczy.
Serdecznie Pana pozdrawiam.