Bicie jest złe, udawanie bicia jest złe, klapsy są złe, presja psychiczna jest zła – to jest już naukowo niezbicie udowodnione, więc nie ma co dyskutować. To są nieskuteczne, destrukcyjne metody wychowawcze, co potwierdzają wszystkie rzetelne badania robione zgodne z poprawną metodologią naukową.
Jest tak dlatego, że w ogóle wszelkie kary w wychowywaniu dzieci są złe! Mało tego, złe są też nagrody i pochwały! Bo kij i marchewka, to zawsze równoprawne metody tresury. Dają lepsze lub gorsze skutki, ale intencją jest tresura, czyli wytworzenie u dziecka nawyku behawioralnego, odruchu warunkowego. Chodzi o to by wyhodować niewolnika.
Rodzice i szkoły hodują niewolników dla państwa. Dlatego i rodzice, i nauczyciele, dzieci stresują – uszkadzają mózg, niweczą kreatywność, tłamszą samodzielność, oduczają myślenia. Bo bezmyślny, karny obywatel jest łatwiejszy do zniewolenia i wyzyskania. Wolny, świadomy, samodzielny obywatel zawsze się socjaldemokratycznemu państwu postawi i je obali. Zestresowani głupcy, tresowani metodą kija i marchewki, są łatwiejsi by z nich wydusić jak najwięcej podatku.
Dyskusja o klapsach najczęściej prowadzi do takich przekomarzanek:
- Ja nigdy nie dawałam klapsów moim dzieciom i wyrosły na dobrych ludzi.
- Dzieci, którym oszczędzono w dzieciństwie kar cielesnych, wyrastają na mięczaków, lewaków, pacyfistów i samobójców.
- Ja często karałam swoje dzieci klapsami i wyrosły na dobrych ludzi.
- Dzieci, które są bite, wyrastają na bandytów, narkomanów, złodziei lub samobójców.
- Przemoc jest nieusuwalna, więc dzieci bić trzeba, albo przynajmniej symulować bicie w postaci rytualnego, bezbolesnego dawania klapsów.
- Generalnie klapsy są niedopuszczalne, ale czasem nie ma innego wyjścia.
- Im mniej będzie miało dziecko stresów w dzieciństwie, tym będzie bardziej odporne na stresy, które nieuchronnie spotka w dorosłości.
- Im bardziej zestresujemy dziecko w trakcie wychowywania, tym bardziej je uodpornimy na stres, którym jest życie.
Wszelkie tego typu „argumenty” są bez sensu. Bo zanim zaczniemy przedstawiać argumenty dotyczące metod wychowawczych, powinniśmy się zastanowić jaki jest cel wychowania. Wszystkie cele można podzielić na dwie klasy:
- Podejście, które nazywam „tresurą”. Czy chodzi o to, by wytworzyć w dziecku nawyki behawioralne, odruchy warunkowe? Czy chodzi o to, by bezmyślnie wykonywało polecenia, co się potocznie nazywa „grzecznością”? Czy chodzi o to, by nie przeszkadzało rodzicom, by nie sprawiało kłopotów, by je okiełznać, stłamsić, nauczyć moresu? Czy celem wychowania jest tresura? Czy cel wychowania polega na tym, by nauczyć dziecko działania bezmyślnego, automatycznego, tak jak my zostaliśmy nauczeni? Czy celem jest to, by ta niezrozumiała, niemożliwa do wyjaśnienia „grzeczność” była bezrefleksyjnie przekazywana z pokolenia na pokolenie? Czy chodzi o to by zabić w dziecku ciekawość świata?
- Podejście, które nazywam „wychowaniem”. A może chodzi o to, by dziecko doprowadzić do samodzielności? Może chodzi o to, żeby dziecko zrozumiało co jest dobre, co złe, co warto robić, a czegoś nie warto, co się opłaca, a co nie, co jest bezpieczne, a co nie? Może w wychowaniu chodzi o to, by ukształtować rozum, inteligencję, wiedzę dziecka i mu wyjaśnić, wytłumaczyć, uzasadnić, jak żyć, po co żyć, co ma sens? Może celem wychowania jest to, żeby nasze dziecko poradziło sobie we wszelkich możliwych sytuacjach, a nie tylko w sytuacjach, w których my sobie poradziliśmy? Może chodzi o to by naturalną ciekawość dziecka rozwinąć?
Moim zdaniem słuszne, właściwe, moralne, sensowne, jest tylko i wyłącznie podejście drugie. Tresura człowieka jest niemądra, nieskuteczna, głupia, niemoralna. No chyba, że chodzi o wytresowanie innego gatunku niż homo sapiens. W wychowaniu człowieka klapsy nie mają żadnego zastosowania, niczemu nie służą, niczego nie uczą. Natomiast w tresurze zwierząt, ale też ludzi, kary cielesne są dość skutecznym środkiem na zniewolenie.
Człowiek jest zwierzęciem, ale różni się od wszystkich innych zwierząt tym, że jest zdolny do posługiwania się językiem. Język u ludzi jest głównym, najważniejszym środkiem wychowawczym. Zwierzęta ten środek stosują w bardzo ograniczonym zakresie.
Ewolucja, i ta biologiczna, i kulturowa, polega na tym, że nasz gatunek powoli się przekształca, powoli przestaje stosować metody naturalne, instynktowne, i przechodzi na stosowanie metod cywilizacyjnych, kulturowych. Powoli, ewolucyjnie, stopniowo przestaje stosować metody zwierzęce w wychowywaniu, metody polegające na karceniu, biciu, stresowaniu i utrwalaniu wyuczonych odruchów warunkowych, a zaczyna stosować metody werbalne, polegające na tłumaczeniu, wyjaśnianiu, argumentowaniu.
Bicie, symulowanie bicia, klapsy, policzkowanie, kopy, rózgi, krzyki, presja psychiczna, przemoc, groźby, zastraszenie, siła fizyczna, etc. to metody, które będą zawsze skuteczne u ludzi, bo jesteśmy też zwierzętami. Tego nie unikniemy. Ale to metody walki, obrony, metody radzenia sobie z wrogami, kimś, kto nam zagraża, kto nas atakuje, chce nas zniewolić, okraść, zabić, oszukać.
Ale nasze dzieci nie są naszymi wrogami. I my nie jesteśmy ich wrogami. I nie powinniśmy się na ich wrogów kreować. Dzieci powinniśmy wychowywać pokojowo, bezstresowo, przyjaźnie. Uczyć – nie bić. Tłumaczyć – nie stresować. Wyjaśniać – nie tresować.
Niektórzy krytykują „wychowanie bezstresowe”. Słusznie krytykują rozumiejąc to jako brak wychowania. Ale możemy to potraktować dosłownie, czyli uznać, że chodzi o wychowanie, które powoduje, że dzieciństwo przeżyjemy bez doznawania stresów. A zatem rodzice odseparują dziecko od realnego świata pełnego niebezpieczeństw. To jest jakoby złe, bo takie dziecko nagle z sielanki dzieciństwa w sterylnej bańce wkroczy w brutalny świat pełen zła i brudu.
Oni się mylą, bo nie rozumieją czym jest stres. Stres to ukształtowana w drodze ewolucji reakcja adaptacyjna organizmu żywego na sytuację odczuwaną jako zagrożenie, niebezpieczeństwo, coś złego, szkodliwego, grożącego życiu.
Klaps u dzieci wywołuje stres. Behawioralnie, instynktownie, odczuwają to jako zagrożenie dla funkcjonowania ich organizmu.
Stres jest dobrą reakcją biologiczną, bo pozwala organizmowi obronić się przed zagrożeniem. Gdy nas ktoś atakuje, grozi nam, symuluje atak, obawiamy się, że uszkodzi nam ciało, to reagujemy na to emocjonalnie, wywołuje to w nas psychiczne i fizyczne napięcie, wydzielają się nam hormony wzmacniające możliwość sprawnej reakcji. Właściwa reakcja, to w bardzo dużym uogólnieniu dwie strategie: walka lub ucieczka. Tylko taka reakcja pozwoli wyjść zdrowo z takiej sytuacji – nie tylko fizycznie, ale i chemicznie, czyli hormonalnie.
Więc można dziecko bić, symulować bicie, zastraszać, wywierać presję psychiczną, znęcać się nad nim w dowolny sposób. Ale by nie uszkadzać tym jego organizmu, należy zadbać, by po takim działaniu odreagowało ono walką lub ucieczką. Gdy po wymierzeniu stresującej kary dziecko się uspokoi, zawiesi działalność fizyczną, to je zawsze tym skrzywdzimy. Uszkodzimy mu mózg.
Dzieci nie należy krzywdzić. Szczególnie własnych. Trzeba je uczyć jak sobie radzić ze stresem, a nie wywoływać u nich stres. Gdy nas zabraknie, gdzie dziecko się usamodzielni, to nie będzie sobie radzić ze stresem dlatego, że je intensywnie stresowaliśmy, ale dlatego, że mu tłumaczyliśmy czym jest stres i jak sobie z nim radzić. Bo byliśmy przyjacielem dziecka, a nie wrogiem.
W życiu powinniśmy kierować się miłością. Żaden klaps, żadne symulowanie bicia, żadne udawanie przemocy, żadne udawanie, że bijemy, nie jest przejawem miłości, nie służy wychowaniu. Służy tresurze.
Zwolennicy klapsów uogólniają ten problem na krytykę wychowywania bezstresowego – a przeciwnicy klapsów popierają takie wychowanie. Zwolennicy klapsów akceptują wywoływanie w dzieciach strasu. Wszystko jedno czy wywołamy stres biciem, symulowaniem bicia, gestami czy inną presją psychiczną – jest to jakoby dobre, bo przeciwne do jakoby złego wychowania bezstresowego.
Klapsowcy zażarcie bronią stresu. Tłumaczą, że jest on konieczny, nieusuwalny, że stresując dziecko, przygotowują je do stresującego życia.
W toczącym się dyskursie nie chodzi o klapsy. Strony tego sporu to stresowcy i bezstresowcy. Same klapsy to mały pikuś – w istocie klapsowiec to najczęściej stresowiec. Taki stresowiec uważa, że wiele patologii wynika z bezstresowego wychowania, choć nikt nigdy tego naukowo nie uzasadnił. On uważa, że przestępcy byli w domu wychowywani bezstresowo. Daje klapsy, bo uważa stresowanie dziecka za dobrą metodę wychowawczą. A jak mu zabronią klapsów, to będzie dzieci stresował presją psychiczną.
Przy wychowywaniu dziecka stresów nie unikniemy, bo ich w ogóle w życiu nie unikniemy. Możemy uniknąć ataku tygrysa w tropikach wyjeżdżając za koło podbiegunowe, ale wtedy nie unikniemy nocy polarnej. Więc musimy sobie ze stresem radzić – unikać jego długotrwałości i odpowiednio odreagowywać. A gdy mamy dziecko, to powinniśmy antystresowe techniki poznać koniecznie – by dziecku pomóc.
Bo głównym celem procesu wychowania jest doprowadzenie dziecka do samodzielności. Należy je nauczyć wielu umiejętności. W tym jak sobie radzić ze stresem. Wychowanie dziecka powinno być bezstresowe!!!
Długotrwałość stresu powinniśmy likwidować przede wszystkim rozpoznając jego źródło i je albo likwidować, albo obchodzić. Gdy nas szef ciągle stresuje, to powinniśmy zostać jego szefem, albo się zwolnić pracy, albo inaczej spowodować zmianę stresującego szefa. Nie ma sensu tkwić w toksycznym związku.
Odreagowywać na stres powinniśmy zawsze wysiłkiem fizycznym. Stres jest naturalny, biologiczny. No to i reakcja powinna być fizyczna, biologiczna. Po każdym opieprzu od szefa powinniśmy przebiec dziesięć kilometrów, albo wykonać sto przysiadów, czy zagrać dwie godziny w squasha’a.
Najgorszy, najbardziej fizycznie degenerujący wychowawca to taki, który bije linijką w rękę, daje klapsy, każe klęczeć na grochu, czy stać w kącie. Dobry wychowawca każe robić przysiady, pompki, poleca biec do drzewa na horyzoncie i z powrotem.
Bicie hormonalnie nie jest szkodliwe, gdy jest walką, gdy walczą równi sobie, gdy się biją długo. Jeden drugiego może w walce zabić, uszkodzić mu fizycznie ciało, może doprowadzić do fizycznego kalectwa. Wywołuje widoczne szkody. Nie powinno się tego robić bliźniemu.
Ale gdy silniejszy bije słabszego, gdy go pokonuje jednym ciosem, to mu zaszkodzi chemicznie. Uszkadza mu mózg. Poniża go. Wywołuje szkody niewidoczne. Tego tym bardziej nie powinno się robić bliźniemu, a już na pewno nie swojemu dziecku.
Dlaczego kary są złe?
- Bo nie działają na dłuższą metę. Powodują, że dziecko czegoś nie robi, bo boi się karzącego. Ale gdy tylko go zabraknie, będzie daleko, nie zauważy, to zaczną to znów robić. Nie znają żadnych innych powodów dlaczego czegoś nie robić, niż tylko to, że grozi za to kara.
- Karanie uczy tego, że w życiu nie liczy się sens, rozum, argumenty, ale czysta siła, przewaga fizyczna. Dziecko uczy się rozwiązywać swoje problemy siłowo. Będzie naśladować rodziców i próbować wymuszać na rówieśnikach swoją wolę siłą.
- Kary nie rozwijają sumienia i moralności w dziecku, bo nie wywołują refleksji, nie wyjaśniają dlaczego coś należy robić, a czegoś nie.
- Na kary można się uodpornić, przyzwyczaić do nich, wliczyć je w koszty działania, więc uczą cynizmu i wyrachowania.
- Poprzez karanie dziecko traci kontakt z rodzicami, staje się wobec nich nieufne, nie zwierza się i trzyma w tajemnicy swoje sprawy. Trudniej jest więc rodzicom zrozumieć dziecko, co utrudnia wychowywanie.
- Kary powodują zmianę zachowania dziecka, czyli to, co widać na zewnątrz, ale nie zmieniają go od wewnątrz, nie wpływają na jego przekonania czy chęci.
- Dziecko odczytuje karę jako warunkowe zawieszenie miłości rodziców, jako pomniejszenie wartości dziecka, jako uznanie je za złe, niepotrzebne, przeszkadzające. Powoduje to zaburzenia psychiczne i kompleksy niższości u dzieci.
- Dziecko dąży do unikania kary, co zachęca je do kłamstwa. Uczy się żyć w fałszu z najbliższymi. Z czasem zaczyna żyć podwójnie: prawdziwym życiem osobistym i osobnym, udawanym życiem na pokaz dla rodziców. Będzie uczyć się od rówieśników, a nie od rodziców.
- Matka lub ojciec karząc dziecko manipuluje nim, co wywołuje poczucie niesprawiedliwości i złość. Dziecko nie myśli o przyczynie kary, ale o swojej krzywdzie.
- Kara wywołuje agresję, frustracje, poczucie niezrozumienia przez rodziców, co skutkuje zamykaniem się, odcinaniem się od świata, unikaniem kontaktów z ludźmi, alienacją.
- Cierpienia związane z karami powodują, że dzieci skupiają się na sobie i na swoich odczuciach, co wzbudza w nich egocentryzm.
- Wiele badań potwierdza, że dzieci często karane w domu, poza domem częściej łamią normy społeczne. Więc kary domowe są nieskuteczne w kwestii usamodzielnienia dziecka.
Nagrody i pochwały też nie działają:
- Nagroda to też, jak kara, forma tresury i trzymania dziecka w ryzach. To podobnie jak kara próba chwilowego wymuszenia na dziecku jakiegoś zachowania bez wpojenia dziecku jaki to ma sens i po co tak się należy zachowywać. To taka sama forma manipulacji jak kara.
- Pochwały, tak samo jak kary, działają na krótką metę, bo to podobne wyrażenie akceptacji warunkowej. Rodzi to w dziecku ciągłe napięcie: „pochwali czy nie?”. Pojawia się strach przed porażką i działanie ukierunkowane na ciągłe wyrazy pochwały od rodziców. To niszczy własną inwencję i naturalną kreatywność.
- Nagrody powodują uzależnienie, bo są przyjemne, dziecko doznaje hormonalnego efektu narkotycznego, wydzielają się endorfiny. Gdy chwilowo nagród czy pochwał będzie mniej, dziecko dozna stresu podobnego do głodu narkotycznego. Będzie się czuło źle. Więc by nie stresować dziecka należałoby ciągle intensyfikować nagrody – a to jest bez sensu.
- Pochwały utrudniają naturalną chęć uczenia się dziecka i próbowania wszystkiego. To zabija w nich chęci odkrywania i znalezienia tego, co najbardziej lubią.
- Dzieci są ciekawskie, interesują się wszystkim co je otacza – i w kwestiach, które ich wyjątkowo zainteresują, wykazują się pasją w działaniu. Nagrody i pochwały niszczą to w nich, bo porzucają swoje pasje i dążą do tego, by się przypodobać chwalącym, czyli realizować pasje rodziców.
- Częste nagradzanie dziecka powoduje, że traci ono zdolność do inicjatywy, bo obawia się źle wypaść.
- Pochwały, jako metody wychowawcze, muszą być czynione we wszystkich sprawach, które dziecko czyni poprawnie. Dziecko odbierze to jako uznanie dla jego wyjątkowo dobrego działania w każdej z tych spraw. Tak wychowane dziecko popadnie w duże stresy poza domem, gdzie inni ludzie nie będą je chwalić za wszystko, co poprawnie robi, bo wszyscy tak samo robią.
- Częste pochwały w różnych kwestiach, jako metoda wychowawcza, powodują w dziecku poczucie, że musi być najlepsze, nawet w sprawach, które je nie interesują. To powoduje, że nie skupia się na tym, w czym jest rzeczywiście najlepsze. Może nawet nie rozpoznać tego co naprawdę robi dobrze.
- Naukowcy zbadali, że dzieci, które są często chwalone, bardziej obawiają się wyzwań, są mniej wytrwałe, oraz są mniej pewne swoich odpowiedzi. To powoduje, że tracą asertywność.
Jeśli nie kary i nagrody to co?
- Opieka. Zanim dziecko zacznie psocić, to musi się nauczyć chodzić. Póki leży to nic nie psoci. Jak je uczymy chodzić? Czy walimy jak się przewróci? Popychamy, jak się zachwieje? Czy dajemy smakołyki po każdym kroku, który samodzielnie zrobi? Czy nauka chodzenia to tresura przy użyciu kija i marchewki? Nie. By nauczyć dziecko chodzić nie potrzebujemy wobec niego stosować żadnych kar czy nagród. Wystarczy je tylko nadzorować i wspomagać. I tak jest ze wszystkim – tak je powinniśmy uczyć wszystkiego! Dziecku, które nie potrafi jeszcze zaspokajać potrzeb fizjologicznych, po prostu zakładamy pieluszkę, a potem sadzamy na nocniku. Gdy jest zagrożenie, że włoży jakiś przedmiot do kontaktu, to po prostu zakładamy na wszystkie kontakty w domu specjalne osłony. Nie stawiamy gorącej herbaty na stole z obrusem, za który dziecko może pociągnąć. Gdy mieszkamy w wieżowcu na wysokim piętrze, to nie zostawiamy samego dziecka w pokoju z otwartym oknem. Gdy może wpaść pod samochód na ulicy, to je wozimy na wózku, albo trzymamy za rękę etc. etc.
- Tłumaczenie i powtarzanie. Zanim w ogóle cokolwiek dziecku wytłumaczymy, musimy je nauczyć mówić. Czy karzemy lub nagradzamy dziecko w trakcie nauki mówienia? Nie. Po prostu mówimy. A jak nie rozumie, to powtarzamy. I w końcu kiedyś odpowie. Jak powie źle to je walimy? Nie dajemy jeść? Jak powie prawidłowo, to dajemy prezent? Nie! Jak powie niepoprawnie, to powtarzamy poprawnie, aż samo poprawnie odpowie. Czy nauka mówienia to tresura przy użyciu kija i marchewki? Nie! I tak robimy w każdej innej kwestii wychowawczej – tłumaczymy, wyjaśniamy, rzetelnie odpowiadamy na pytania, wspólnie się bawimy, puszczamy filmy, czytamy książeczki z obrazkami, dajemy książki do czytania, kupujemy gry komputerowe, chodzimy z dziećmi do zoo, cyrku, kina, teatru, jeździmy na rowerze, gramy w piłkę, zwiedzamy okolicę, wyjeżdżamy na wakacje do dalekich krajów etc. – i tak na okrągło!
- Obserwacja. Jak już dziecko umie chodzić i mówić, to powinniśmy je pilnie obserwować. Dlaczego psoci, dlaczego robi nieprawidłowe ruchy, dlaczego nie rozumie? Chęć tresowania powoduje, że nie zrozumiemy dlaczego dziecko robi coś nieprawidłowo. Ono wprost nam oczywiście wszystkiego nie wyjaśni, bo wielu swoich reakcji samo nie rozumie. Ale z jego odpowiedzi i innych zachowań możemy doskonale wydedukować czego chce, dlaczego coś robi. Jak prawidłowo rozpoznamy własne dziecko, to mu wszystko wyjaśnimy. Żadne kary i nagrody nie wzmocnią tych wyjaśnień.
- Filozofia. Zawsze powinniśmy z sensem odpowiadać na wszelkie pytania dziecka, szczególnie pytania zaczynające się od: „dlaczego”. A w sytuacjach, gdy mamy pokusę skarcenia lub nagrodzenia, powinnyśmy sami się pytać: dlaczego? Powinniśmy zadać sobie filozoficzne pytanie: po co wychowywać dzieci? Czemu służy wychowanie? Powinniśmy zrozumieć, że podstawowym celem wychowania jest doprowadzenie dziecka do samodzielności.
- Nauka. Wszystko powinniśmy wyjaśniać dziecku. Ale często sami nie wiemy, nie znamy odpowiedzi. No to mówimy, że nie wiemy i przystępujemy do przestudiowania problemu. Jak się już dowiemy, to dziecku wyjaśniamy i postępujemy zgodnie z nabytą wiedzą. A jak problemy nas przerastają, to powinniśmy wysłać dziecko na jakiś kurs czy wskazać odpowiedniego nauczyciela. W ogóle, gdy się dowiemy, że będziemy mieć dziecko, powinniśmy przestudiować pedagogikę, poczytać stosowne książki, poradzić się praktyków. Każde dziecko jest inne, do każdego trzeba podejść trochę inaczej, ale każde da się wychować bez kar, jeśli się je dobrze pozna.
- Leczenie. Jeśli dziecko jest opóźnione, nie da się mu nic wyjaśnić, zachowuje się nieracjonalnie, dziwnie, szalenie, to studiujemy psychologię dziecka trudnego i próbujemy zrozumieć co mu jest. I powinniśmy działać stosownie do choroby czy upośledzenia. A jak nadal nie jesteśmy w stanie zrozumieć i się z dzieckiem porozumieć, to idziemy do lekarza, zawodowego pedagoga, dobrego psychologa, psychiatry czy księdza – po poradę i diagnozę.
- Relacja. Budujemy z dzieckiem pozytywne relacje. Nie jesteśmy jego treserem. Ono nie jest naszym niewolnikiem. Dziecko to człowiek i powinniśmy z nim nawiązywać ludzkie relacje. Mamy wspólną z dziećmi misję do wykonania: doprowadzić je do samodzielności. Grupa mająca do wykonania zadanie nie powinna się nawzajem karać czy nagradzać – karą dla całej grupy będą jej niepowodzenia, a nagrodą sukcesy. Rodzina to taka grupa, która wykonuje wspólną misję. Jak misja się uda, to rodzina zamieni się w kilka osobnych rodzin. Wypączkuje w kilka podobnych grup mających taką samą misję.
Grzegorz GPS Świderski
PS. A tu kilka ciekawych artykułów:
- KARY I NAGRODY W WYCHOWANIU
- W JAKIEJ SYTUACJI MOŻNA DAĆ DZIECKU KLAPSA?
- CZY KLAPSY RZECZYWIŚCIE SZKODZĄ? NOWE BADANIA.
- DAJESZ KLAPSA, BO JESTEŚ NIEUDACZNIKIEM
- DAJESZ KLAPSA, BO CHCESZ DOBRZE, ALE JESTEŚ W BŁĘDZIE I CIERPI NA TYM TWOJE DZIECKO
- CO NAPRAWDĘ CHCIAŁBYM PRZEKAZAĆ RODZICOM STOSUJĄCYM KLAPSY? 9 OSTRZEŻEŃ
- NIEMAL KAŻDY ROZUMNY CZŁOWIEK WIE, ŻE KLAPS TO PRZEMOC
- WIERZĄC W SKUTECZNOŚĆ KLAPSA, JESTEŚ OFIARĄ
- NIE TRZEBA BIĆ, ŻEBY DYSCYPLINOWAĆ
– „Rózeczką Duch Święty dziateczki bić radzi, rózeczka bynajmniej zdrowiu nie zawadzi”
– „Kogo rodzice nie karzą rózgą, tego kat mieczem karze”
– „Nie kocha ten dziecięcia, kto rózgi oszczędza, rózga bowiem przywary złe z dzieci wypędza”
– „Nie uroście dziecię, które się nie tłucze”
hehe, cos mi sie przypomnialo. pyta dziecko tate (taty?): a dlaczego tecza jest taka? no i ten jedzie z wiedza – ze swiatlo ze slonca i kropleki wody z nieba, rozszczepienie, fale i falowanie barw, ktore sa w mozgu naszym, bo naprawde to ich nie ma, i ze jonosfera i tak dalej – od atomu do kosmosu przez godzine wyklad w najlepszej wierze daje, bo przeciez trzeba tatkowac, zeby maly urosl…
po czem maly mowi: no tak, to bardzo ciekawe, tatusiu, ale mi chodzilo o to, czemu ona jest okragla…?
a, i jeszcze:
Starzec powiedział także, iż brat zapytał abba Pambo, czy dobrze jest chwalić bliźniego, a ten odpowiedział mu: „Lepiej jest milczeć”.
:)
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/tyniec2017_ojcowiep01.html
bywszy niegdys z dzieckiem w szpitalu, spotkalem jakas azjatke z dzieckiem niemozebnie wrzeszcacym lozko obok. jej spokoj, jej cierpliwosc i… jej milczenie wlasnie spostrzeglem…dostrzeglem… dzieki bogu. a ile tam bylo wokol slowianskiego trajkotania ze nie wolno tak, ze sadyzm i ze serca nie ma! hoho! ksiazki pisac :))
Generalnie się nie zgadzam. Uważam, że kary i nagrody są dobre. Właśnie dlatego, że uczą myślenia. Nawyki i odruchy też są dobre – bo ułatwiają życie.
Jeśli rodzic nie karze i nie nagradza dziecka, dziecko nie uczy się, że życie karze i nagradza za złe postępowanie.
Samo tłumaczenie nie wystarczy. Nie pobudzi do myślenia. Myślenie – wbrew powiedzonku – boli. Bo wymaga wkładu energii i pracy. Nikt nie będzie myślał, jeśli mu się to nie będzie “opłacało”. Dziecko też. Dziecko zacznie myśleć – czyli “samowychowywać” się – dopiero wtedy, gdy zacznie je coś boleć, albo zacznie czegoś pragnąć. Wtedy będzie myślało nad swoimi czynami, czy prowadzą do dobra, czy do zła w jego przypadku.
W przeciwnym razie dziecko pójdzie po najmniejszej linii oporu – jak zwierzę – i powie to, co rodzic chce usłyszeć, albo taką smutną minę zrobi, jaką chce zobaczyć. Ale nauczy się tak postepować także z innymi ludźmi w życiu. Czyli będzie miało nawyk oszukiwania, bo to było bezkosztowe i taki nawyk sobie wyrobi.
Takie dziecko – bez kar i nagród – nie będzie miało w sobie PRAWDY.
Wychowanie bez kar i nagród to wychowanie do cwaniactwa.
A jak karać dorosłych? Policja również nie może dawać klapsów, gdy tłuszcza szabruje mienie publiczne na ulicy? Co z karą śmierci i dożywotniego więzienia dla morderców?
…widzę, że na chrześcijańskim portalu trwa w najlepsze gorąca dyskusja o wynajdowaniu koła.
Sukcesów życzę i wracam do pracy.
“Bić i słuchać czy żyje” jak mawiała moja Babcia szlachcianka (która się urodziła w 1897 roku) w odniesieniu do niegrzecznych dzieci, jeszcze 50 lat temu.
Opowiadała mi, że jak przed I WŚ mała Jagoda szła po mleko to dostawała zawsze “napamiętne” to znaczy lanie, żeby dzbanka nie zbiła. Na moje pytanie czy zbiła odpowiadała, że nie zbiła, bo właśnie po to dostawała napamiętne. Na inne moje pytanie np. czym najlepiej lać dzieci odpowiadała, że łopatką (do węglarki z 40 cm drewnianym trzonkiem).
Babcia urodziła i wychowała z Dziadkiem 7 dzieci na porządnych ludzi. Z tej siódemki tylko jedna córka jeden raz w życiu dostała lanie od Dziadka, więc nie było tak źle. (Dostała pasem za to, że pobiegła zobaczyć jak chłopi w 1941/42 roku zamordowali przechowywanych przez siebie żydów w ziemiance we wsi Łepki koło Łosic. Dziadek dogonił ją rowerem w drodze/5 km, przywiózł na ramie do domu i spuścił lanie.)
Dzisiaj to jest równia pochyła i samozagłada pod dyktando żydowskich ministerstw oświaty, przekaziorów i podchwytujących tę “ideologię bezstresowego wychowania” różnych mędrków.
Chyba nie da się tego powstrzymać.
Nie jest tak źle. Ja widzę, że katolicy słusznie bronią koła, którego używania wykształcony i mądry inaczej człowiek chce nam tutaj zakazać. ;-)
Karanie dorosłych, czyli egzekwowanie prawa, to nie powinno być wychowywanie, czyli resocjalizacja. Więc to zupełnie coś innego niż karanie dzieci, które służy tylko i wyłącznie wychowaniu. Kara jako egzekucja prawa to powinno być przede wszystkim zadośćuczynienie ofierze, a w drugiej kolejności odpłata dla przestępcy. Resocjalizacja jest zbędna. Więcej na ten temat pisałem tu: https://www.salon24.pl/u/gps65/382421,kara
No to zbadajmy to na jakichś przykładach. Mamy piętrowy dom, na górze są sypialnie, na dole salon i kuchnia. Mamy małe dziecko, które uczy się chodzić. No i wychodząc z sypialni może wejść na schody i z nich spaść i się zabić. Więc jak tylko zbliży się do schodów, to je bijemy, by nabrało strachu przed schodami. Po pewnym czasie nabiera odruchu zawracania gdy widzi schody. Dobrych nawyków nabrało? Nauczyliśmy je myśleć?
Zdanie wykolejonych sadystów mnie kompletnie nie interesuje. Wierszyki jakiegoś zwyrodnialca nie mają żadnego znaczenia w poważnej debacie. Oczywiście istnieją degeneraci bijący własne dzieci – gdy ich zbadamy naukowo, statystycznie, to stanowią istotny dowód tego, że bicie dzieciom szkodzi, uszkadza mózg i degeneruje dziecko moralnie i duchowo. To, że taka pedagogika bicia była dawniej powszechnie stosowana jest wytłumaczeniem tego, skąd mieliśmy tyle zwyrodniałych reżimów zniewalających ludzi. Najwięcej zła i zbrodni na świecie dokonały państwa – a mogły to zrobić, bo zniewalały swoich poddanych, którzy poprzez bicie w dzieciństwie byli wychowani na posłusznych niewolników. To trwa do dziś.
Jak nie ma argumentów, to zawsze zostaje przysrywanie. Tylko to jest samoponiżanie się.
Dowody anegdotyczne nie mają kompletnie znaczenia w poważnej dyskusji. To są nieuczciwe chwyty erystyczne. Proszę o minimum rzetelności.
Do tego co napisałem:
dodam jeszcze, że żadne z tych dzieci się nie rozwiodło, do końca życia nie opuszczało żadnej Mszy nakazanej, żyło zgodnie z rodziną i sąsiadami i spłodziło w kolejności: 2+3+0(konflikt serologiczny)+4+3+3+2 = 17 wnuków Babci i Dziadka.
Tylko na tym przykładzie widać jaką przewagę miało wychowanie wspomniane przeze mnie, tradycyjne – kultywowane od setek lat, przynajmniej w rodzinach szlacheckich – nad tym obecnym, naukowym, idiotycznym nawet z nazwy (bezstresowym) w którym nie liczy się Bóg, bliźni tylko “moja wrażliwość”, “moje emocje”, “moja akceptacja” “moja …” a jeden na drugiego patrzy pod takim kątem, aby go wyruchać, czy to finansowo, czy to dosłownie, zaś pojawiające się dzieci są tylko przeszkodą w “samorealizacji” i są masowo mordowane w procedurze medycznej zwanej aborcją, bo nawet polski termin “skrobanka” jest dla tych wrażliwych osób zbyt brutalny.
Takie to jest współczesne wychowanie od mniej więcej 50 lat a więc jak żydokomuna przełamała monopol na kształcenie w PRL wymieniając wszystkie przedwojenne programy nauczania na “swoje” pisane między innymi przez mamusię Adama Michnika.
Prawda jest taka, że obecni nie ma żadnego wychowania a jedynie chowanie dzieci, tak jak rolnik chowa świnie.
Komentarze pod tą notką świetnie obrazują to, o czym piszę. Ludzie wychowanie na kulcie bicia są niezdolni do żadnej samodzielnej refleksji, nie potrafią myśleć i argumentować – jedyne, na co ich stać, to powtarzanie zasłyszanych sloganów z wierszyków o słuszności bicia dzieci, opowiadanie anegdot o skuteczności bicia czy przysrywanie. Odpowiadają intelektualnym odruchem warunkowym. Kult bicia nie wychował ich, ale wytresował.
Gdyby to była prawda, to już dawno ktoś z tych “wychowanych na kulcie bicia” złożyłby Tobie propozycję nie do odrzucenia typu: chcesz wpier….?
Ale to niestety nieprawda. Degeneraci są tworzeni przez obecny, wysmakowany i subtelny system wychowania, w którym konkubent gwałci 2 – 5 letnie dzieci swojej nowej konkubiny a media pieją o tym przez tydzień podpowiadając świetną seks-zabawę kolejnym degeneratom wychowanym przez Kołłątajowski system deprawacji człowieka.
Pod notką zalecam dyskusję o postawionych w notce tezach, a nie o jakichś swoich chorych wyobrażeniach. Proszę o merytoryczną dyskusję z tym, o czym ja piszę, a nie samemu z sobą.
Z całą pewnością ma Pan rację. Z całą pewnością…
Poza tym współczuję problemów.
Bez wątpienia jest Pan pierwszym w historii świata rodzicem, który ma nierozwiązywalny problem co zrobić, żeby dziecko nie spadło ze schodów tudzież inne równie poważne dylematy i wyzwania.
Zupełnie jak niemała (większa ?) część młodych matek (madek), które składają się z wątpliwości,rozterek ,a także pomocy psychologicznej.
Pisząc
sam Pan dokonujesz auto-donosu, że z Panem jest coś nie tak, więc po co innym przypisywać “chore wyobrażenia”.
Szanowny Panie, Pan nawet słów nie rozumiesz a innych pouczasz. Np zbitka słów-wytrychów “kult bicia”. Słowo kult znaczy za słownikiem j.p. tyle:
kult ‹łac. cultus›
1. książk. «wielki szacunek dla kogoś lub dla czegoś, okazywany często w manifestacyjny, przesadny sposób, zamiłowanie do czegoś; uwielbienie, cześć»:
Był wychowany w kulcie Mickiewicza.
Kult historii i tradycji.
Kult młodości.
Kult ciała.
polit. Kult jednostki «przesadna cześć oddawana jakiejś osobie, zwykle przywódcy, charakterystyczna zwłaszcza dla niektórych państw totalitarnych»
2. rel.
a) «cześć religijna oddawana siłom nadprzyrodzonym, osobom, rzeczom»
Kult bożków, świętych, zmarłych.
Kult słońca, ognia.
b) «zewnętrzne przejawy oddawania tej czci, zewnętrzny aspekt religii w odróżnieniu od teoretycznej doktryny; ogół obrzędów religijnych jakiejś religii, całokształt czynności religijnych»
Ośrodek kultu maryjnego.
m IV, D. -u, Ms. kulcie; lm M. -y.
Gdzie tu jest “kult bicia”? Co to za neo-marksizm w ogóle?
Gdzie Pan widzi kult bicia? Jest w tym tyle prawdy, jakby Panu zarzucić, że jest Pan wychowany w kulcie głupoty. Ja takiej tezy nie stawiam, lecz chcę pokazać absurdalność Pana kłamliwej insynuacji. Ponadto, notka głosi totalne zanegowanie wszelkich kar i nagród, więc proszę nie sprowadzać sprawy tylko do bicia. Nie chodzi, ani o kult, ani o bicie. To jest manipulacja #1.
Przyjmijmy życzliwie, że tak niezręcznie wyraził się Pan o dyskutantach pod swoją notką. Po prostu chodzi Panu o nas, katolików, którzy czytając Pismo Święte, ufając nauczaniu Kościoła i znając klasyczne wychowanie rozwijające w człowieku cnoty i rugujące wady, nie zgadzają się z Pana poglądami o zanegowaniu wszelkich kar i nagród.
Skoro jednak ktoś wyraża na forum, że z czymś, co Pan głosi, nie zgadza się, jego protest dowodzi tego, że potrafi przeczytać to, co Pan napisał, a na dodatek jest zdolny do własnej refleksji i jeszcze więcej, wyrażenia na głos owoców tej refleksji. Pana teza o niezdolności do żadnej refleksji jest kłamstwem #2.
Jeżeli ktoś z Panem nie zgadza się to nie oznacza wcale, że nie potrafi myśleć. Pana zarzut to kłamliwe oszczerstwo #3. Pod poprzednią notką ma Pan masę argumentów, w tym moich, z odniesieniem do Pisma Świętego – Starego i Nowego Testamentu, które dowodzą, że Pana tezy, że Bóg nikogo nie karze, są stekiem kłamstw, a cała przytoczona tam argumentacja jest dowodem, że w obecnym zdaniu dopuszcza się Pan kłamliwego oszczerstwa #4.
Pismo Święte, moje własne doświadczenia, w które obiecał Pan uwierzyć, szereg innych przytoczonych argumentów, nie są zasłyszanymi sloganami, ani wierszykami. Zatem zarzut, że potrafimy jedynie powtarzać zasłyszane slogany i wierszyki jest kłamliwym oszczerstwem #5.
Dawałem cytaty z Pisma Świętego, także z uznanych przez Kościół objawień Matki Bożej, przytaczałem własne i cudze doświadczenia, przykłady z życia. Te liczne przytoczone fakty nie są anegdotami.
“Przysrywaniem” nazwał Pan zapewne moją opinię, że jest Pan “wykształcony i mądry inaczej”. Po pierwsze, jeden Pana krótki komentarz pokazuje, że jest Pan niedościgniony w przysrywaniu ludziom za pomocą bezczelnych oszczerstw o ich kompletnej niezdolności do czegokolwiek. Po drugie, moje określenie jest bardzo delikatnym wyrażeniem, które dobrze oddaje stan Pana ducha i umysłu oraz sposób argumentacji. Odrzuca Pan nie tylko klasyczne wychowanie lecz również logikę klasyczną. Odrzuca Pan Stary Testament, Nowy Testament, nauczanie Kościoła, odrzuca w sposób bluźnierczy objawienia w Akita i Fatimie, odrzuca świadectwa wielu ludzi. Co w zamian Pan oferuje? Pychę własnego rozumu i lucyferyczne zapatrzenie w siebie (GPS staje się miarą dobra i zła), żądanie tego, żeby inni przyjęli to, co Pan sobie wymyślił, choć jest to sprzeczne z rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem.
Przysrywanie i oszczerstwo #6
Przysrywanie i oszczerstwo #7
Ten jeden Pana komentarz świetnie pokazuje Pana sposób myślenia i argumentacji. Bazuje ona na zapatrzeniu w siebie, odrzuceniu Boga i Kościoła, zamykaniu oczu na argumenty, zamykaniu oczu na fakty, łamaniu zasad logiki, kłamstwach, a w sprawie wychowania dzieci na biciu lewicowej propagandy. Te Pana tezy wychowawcze i doniosłe odkrycia o negowaniu kar i nagród lewacy głoszą już od dawna.
Nadal nie widzę żadnych merytorycznych argumentów odnoszących się do tego, co napisałem w notce.
To jest absurdalne uproszczenie. Reductio ad absurdum, zamiast argumentu. Wychowanie z karami wygląda zupełnie inaczej. Przykładowo. Dziecko maluje po ścianie. Mówimy mu: nie wolno malować po ścianie – jeszcze raz to zrobisz, dostaniesz karę. Dziecko jeszcze raz maluje po ścianie – dostaje karę. Proste, naprawdę proste. Dziecko uczy się konsekwencji i szacunku do zasad. Naprawdę nie chcę, żeby mi dziecko raz za razem malowało po ścianie, bo jest kupa roboty z tym później.
Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił.
Mt 13
O! Świetny przykład! Niby dlaczego dziecko nie miałoby sobie malować po ścianie?! Bardzo dobrze, nich maluje! Czemu chce Pan/Pani mu tego zabronić? Co złego w malowaniu po ścianie? Zamiast zabraniać, lepiej pomalować ścianę tak by dało się na niej rysować kredą, którą się potem zmyje, a dziecku dać kolorowe kredki, albo mu kupić tablice, albo tysiące innych rozwiązań, by rozwijało swoją pasję! Zamiast mu zabraniać, lepiej samemu coś namalować ładniejszego, albo wynająć nauczyciela rysunku. Zabranianie mu, karanie, uniemożliwianie malowania, to właśnie to o czym piszę – to stresowanie dziecka, które mu uszkadza mózg, to niweczenie jego kreatywności, tłamszenie samodzielności, oduczanie myślenia. Taka tresura poprzez krę może tylko i wyłącznie spowodować to, że dziecko nie zostanie malarzem, grafikiem, nie będzie robiło tego, co mogłoby robić dobrze, tylko zajmie się tym, co rodzicom wydaje się wartościowe, a co je w ogóle nie interesuje i nie pociąga. Polecam ten wykład: https://www.youtube.com/watch?v=XnPaz5e-uD8
Proszę Pana, po tej wypowiedzi nie będę już Panu odpowiadał w tej kwestii. Rozumny czytelnik pojmie.
Następna odpowiedź potwierdzająca moje tezy. Pan nie potrafi wyjaśnić dlaczego nie należy malować po ścianie, bo Pan tego nie wie, nie rozumie. A ta niewiedza powoduje, że Pan też nie wie, dlaczego na ścianie należy malować. Bo Pan został wytresowany, że na ścianie nie należy malować i tyle – bo tak, a dlaczego nie wiadomo. Tresura powoduje właśnie to, że ludzie nic nie wiedzą, nic nie rozumieją, nawet im się nie chce dowiedzieć. Tutejsze dyskusje polegają na przytaczaniu anegdotek, to też taką przypominam: https://pl.wikipedia.org/wiki/Syrenka_(rysunek_Pabla_Picassa)
Jestem pod wrażeniem tych dwóch zdań, jednak celem potwierdzenia Pańskiego geniuszu, proszę o odpowiedź na jedno pytanie:
po co żyje człowiek, po co Pan żyje.
Jestem niezmiernie ciekawy Pańskiej odpowiedzi i z góry za nią dziękuję. Oczywiście – na Pana żądanie – ja również udzielę swojej odpowiedzi, tylko chwilę po Pańskiej odpowiedzi.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sens_%C5%BCycia
Co GPS poleca:
– w misji wychowania mądrych dzieci, przeszkadza tylko jedna rzecz: szkoła
– kiedyś wiedza była skończona, wystarczyło otworzyć mózg dziecka, włożyć wiedzę i zamknąć
– dzisiaj ten sposób oznacza produkowanie dzieci upośledzonych umysłowo
– mitem jest, że dziecko w szkole się uczy, bo nie ma jednego ucznia, który w szkole się uczy
– jest tam nauczane, a być nauczanym to znaczy uczyć się i nie myśleć jednocześnie
– dlatego, że dzieci są nauczane, nic potem nie pamiętają
– sadzanie dziecka w ławce jest krzywdą fizyczną i psychiczną
– złe jest również: kończenie lekcji po 45 minutach, grupowanie rówieśników w klasy, dzielenie wiedzy na osobne przedmioty
Kogo GPS poleca:
– neurodydaktyk, trenerka, edukator, life architekt
– weganka, zakochana w jodze i rozwoju osobistym
– współzałożycielka klubu liderstwa i retoryki
– “ma misję namieszania w polskim systemie edukacji”
– prowadzi warsztaty z wyrabiania dobrych nawyków
– jest częścią projektu:
Do 2025 roku stworzymy pierwszy ośrodek nowoczesnej terapii i rozwoju integralnego, oparty na innowacjach w dziedzinach edukacji, neuropsychologii oraz terapii, który będzie oferować programy pracy z ciałem, umysłem, duchowością i odmiennymi stanami świadomości.
Pani liderka, jogini, weganka, life architektka i edukatorka w jednej osobie jedne mity obala innymi mitami, tak samo jak GPS ze swoją propagandą o karach i nagrodach, tresurze bydła itd. Oczywiście mówi również słuszne rzeczy o uczeniu dzieci myślenia, samodzielności itp. Temu ostatniemu nikt rozsądny nie zaprzeczy.
Zgadzam się z Panem generalnie w jednym. Obecny system państwowej edukacji jest systemem pruskim. Jest on systemem niesłychanie zbiurokratyzowanym i kosztownym, marnotrawiącym czas nauczycieli i dzieci, służącym scentralizowanej i masowej indoktrynacji dzieci/młodzieży, wychowaniu ich w paradygmacie materialistycznym, w którym materia ma prymat nad duchem, boskie państwo ma prymat nad jednostką, prawo pozytywistyczne ma prymat nad naturalnym i Bożym Prawem. Ten system jest zły.
Dla rodziców i naszych dzieci lepszą alternatywą od tej pruskiej, zbiurokratyzowanej maszynki do indoktrynowania dzieci i młodzieży jest dzisiaj szkoła domowa, prowadzona przez rodziców lub małe wspólnoty osiedlowe i parafialne, ewentualnie dobrze wybrane szkoły katolickie, bo niektóre tylko z nazwy są katolickie. Niestety, ta alternatywa dla wielu jest niedostępna, bo gonią w piętkę, żeby zarobić na ratę kredytu, żeby starczyło do pierwszego, więc skąd wziąć czas na wychowanie i edukację dzieci w domu, albo pieniądze na opłacenie ich edukacji w prywatnej szkole katolickiej. Niemniej, jeśli ktoś da radę, powinien w trosce o swoje dzieci i przyszłość narodu sięgać usilnie po te metody, nie zważając na zakłopotanie państwowych ministrów edukacji, że “dzieci wyciekają z systemu”.
Wszystko pięknie, ładnie. Tylko jak wybić temu tępemu bachorowi tkwiące w jego łbie atawizmy? To jest oczywiście sarkazm. Ale jednocześnie przyczynek do szerszego spojrzenia na naszą ludzką kondycję.
“Dla rozpoznawania otaczającej nas rzeczywistości (?), stworzyliśmy ogromny aparat pojęciowy bez którego nie bylibyśmy nawet modną ostatnio gimbazą, a raczej czymś w rodzaju niesporczaków. Szczegóły, szczegóły i jeszcze raz szczegóły. Czyli, przytłaczający nas ogrom zdarzeń, nazw, pojęć, odczuć, tworzonych przez naturę (niezależnie od nas) i przez ponad 7 miliardów „obywateli świata” jako jednostkowych bytów, nad którymi w mniejszej lub większej skali chcemy zapanować, podobnie jak nad przyrodą. A wszystko na tle, ujmując z grubsza, różnic; językowych, kulturowych i religijnych (wyznaniowych).”
” Spróbujmy zastanowić się, jakie kryteria należy przyjmować, aby nie ingerować bezpośrednio w dobra osób trzecich. Czy można ustalić jakieś uniwersum, które jest w stanie ustrzec nas przed takimi okolicznościami. Zadanie o wiele trudniejsze niż „węzeł Gordyjski”, niż słynne w medycynie „ po pierwsze nie szkodzić. Patrząc obiektywnie(?), konstrukcja naszej człowieczej natury (tej ziemskiej nie Boskiej), usytuowanie jej w otaczającym nas środowisku naturalnym oraz utworzenie osobliwych więzi społecznych, z założenia nie służy opracowaniu, czy też wypracowaniu wspomnianego „uniwersum”. Nasze usytuowanie wśród ziemskich korelacji, w szerokim tego słowa znaczeniu, po prostu wymusza na nas określone zachowania, które prowadzą do negatywnych oddziaływań na otaczającą nas przyrodę, jej składowe, w tym na innych ludzi. Musimy zdać sobie sprawę z jednego. Świat ożywiony, a zwłaszcza człowiek, rządzi się wręcz skrajnym egoizmem, który determinowany jest przez dwie cechy; instynkt przetrwania i dążenie do zachowania gatunku.” Czyli wracamy do pierwszego zdania.
Twoja odpowiedź prosta, krótka i klarowna. Korzystasz z żydowskiej Wikipedii a ona Ci podpowiada, cytuję z tej poleconej strony niektóre punkty:
– Rola w psychologii człowieka (gdzie) Badaniami nad sensem życia zajmował się psychiatra Viktor Frankl, który wprowadził pojęcie nerwicy neogennej (bądź noogennej),
– ostatecznego celu istnienia człowieka jako osoby i sposobów dojścia do niego zgodnie z własnymi przekonaniami,
– sensu czerpania satysfakcji i przyjemności,
– Człowiek żyje, aby gromadzić dobre doświadczenia, które są wartościowe jako takie,
– Człowiek, tworząc siebie poprzez próby określenia swego powołania, boryka się z problematyką egzystencji – która nie ma określonego sensu ani celu,
– Sens życia w buddyzmie (gdzie) w przypadku odczuwania satysfakcji, zadowolenia i głębokiego szczęścia pytanie o sens życia przestaje mieć znaczenie.
koniec cytatów.
Powiem tak: I wszystko jasne czym się żywisz i dlaczego wydajesz takie owoce, które starają się zatruć jeden z ostatnich portali chrześcijańskich ekspedyt.org
A teraz moja obiecana odpowiedź:
Pytałem już kilkunastu osób: po co ty żyjesz? I każda(!) odpowiedziała mi, „żeby doczekać emerytury”. Tylko raz jeden cwaniak, który miał 80 lat (pracował ze mną), nic nie odpowiedział, tylko oczy wybałuszył.
Na to pytanie przed 1939 rokiem, poprawnie odpowiadało każde małe dziecko po nauce przekomunijnej a teraz … spokojnie doczekać emerytury, która – jak widać stała się najważniejszym celem życia człowieka”.
Przed IIWŚ każde dziecko wiedziało jak odpowiedzieć na pytanie: po co człowiek żyje?
Odpowiedź z Katechizmu brzmiała – aby spotkać Boga.
A jak Go spotka – aby Go pokochać.
A jak Go pokocha – aby Mu służyć teraz i zawsze.
A teraz odpowiedź mądrych i wykształconych brzmi: aby doczekać emerytury. Zaś będąc na emeryturze to już tylko rozdziawiają gęby jak karpie, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Kto tym moim badaniom nie wierzy niech sprawdzi w swoim otoczeniu.
A wystarczy znać pytanie nr 61 z Katechizmu kard. Gasparriego:
Pytanie: 61. W jakim celu Bóg stworzył człowieka?
Odpowiedź: Bóg stworzył człowieka w tym celu, żeby człowiek poznał Boga, miłował Go i służył Mu, i tak po śmierci posiadłszy Boga przez uszczęśliwiające oglądanie Go twarzą w twarz, cieszył się Nim na wieki w niebie.
lub znać pytanie nr 92 z Wielkiego Katechizmu Religii Katolickiej kard. Jana Puzyna z A.D. 1906:
Pytanie: 92. Na co Pan Bóg stworzył ludzi?
Na to Pan Bóg stworzył ludzi, aby Go znali, czcili, kochali i służyli Mu; a przez to osiągnęli szczęśliwość wieczną.
Proste? Proste!
Twój problem jest bardzo prosty do zdiagnozowania, bo sam go przedstawiłeś w tym linku do Wikipedii. Musisz się nawrócić pamiętając, że największą przeszkodą w nawróceniu jest PYCHA, matka wszystkich grzechów.
Życzę Ci nawrócenia i będę się o to modlił Panie Bracie.
Tu te kwestie rozwarzałem: https://www.salon24.pl/u/gps65/876119,wychowanie-malpy
Bardzo dobrze wyłapana kwintesencja tego co polecam! Tak, dokładnie to jest na wykładzie i to w pełni polecam, zgadza się co do joty! Na wszelki wypadek to przepisuję:
Poruszyciel wyłapał z wykładu:
– w misji wychowania mądrych dzieci, przeszkadza tylko jedna rzecz: szkoła
– kiedyś wiedza była skończona, wystarczyło otworzyć mózg dziecka, włożyć wiedzę i zamknąć
– dzisiaj ten sposób oznacza produkowanie dzieci upośledzonych umysłowo
– mitem jest, że dziecko w szkole się uczy, bo nie ma jednego ucznia, który w szkole się uczy
– jest tam nauczane, a być nauczanym to znaczy uczyć się i nie myśleć jednocześnie
– dlatego, że dzieci są nauczane, nic potem nie pamiętają
– sadzanie dziecka w ławce jest krzywdą fizyczną i psychiczną
– złe jest również: kończenie lekcji po 45 minutach, grupowanie rówieśników w klasy, dzielenie wiedzy na osobne przedmioty
Ja to tak rozwijam: https://niepoprawni.pl/blog/gps65/nowoczesne-wychowanie
Wszedłem na ten Poilński portalik niepoprawni a tam czytam ze zgrozą:
Jakie zagadki? Wszytko jest w Ewangelii Świętej i w nauce Kościoła. Nic nie musimy sami myśleć, rozwiązywać żadnych problemów! Wszystko jest rozwiązane, wystarczy tylko czerpać, czerpać, czerpać …
Panie Bracie, czego nie należy czytać – to wiemy. Tego jest miliony. Właściwiej jest postawić pytanie – co czytać?
Nie ma to jak cenna książka, bo człowiek może się uczyć tylko od mądrzejszego od siebie. Pamiętaj – gówno czytasz – gówno wiesz. Polecam zagubionym ludziom następującą listę perełek literatury chrześcijańskiej:
1. “Gdy Pan mówi do serca” – autor: ks. Gaston Courtois
2. „Mistrz Eckhart.Wybór pism” – autor: Mistrz Eckhart
3. „Moje życie w Chrystusie” – autor: Jan z Kronsztadu
4. “O Naśladowaniu Chrystusa” – autor : Tomasz a Kempis
5. „O naśladowaniu Maryi” – autor: Tomasz a Kempis
6. „Pasja. Przez Maryję do Jezusa” – autor: Tomasz Kempis
7. „Pisma św. Franciszka i św. Klary” – autor: św. Franciszek z Asyżu, św. Klara
8. „Przedziwny sekret Różańca Świętego” – autor: Św Ludwik Maria Grignion de Montfort
9. „Tajemnica Maryi” – autor: Św Ludwik Maria Grignion de Montfort
10. „Tajemnica Różańca świętego”- autor: Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
11. „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” – autor: Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
12. „Traktat o Miłości Bożej” – autor: św. Franciszek Salezy
13. „Umiłowanie Jezusa Chrystusa w życiu codziennym” – autor: św. Alfons Liguori
14. „Wysławianie Maryi” – autor: św. Alfons Maria de Liguori
15. „Żywy płomień miłości” – autor: Święty Jan od Krzyża
16. “Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej” – autor: św. s. M. Faustyna Kowalska
17. „Ćwiczenia duchowe w odosobnieniu” – autor: Maria Od Jezusa Z Agredy
18. „Chwała Maryi” – autor: św. Alfons Maria de Liguori
19. „Pełnia modlitwy” – autor: Jacek Woroniecki OP
20. „Rok Chrystusowy, czyli rozmyślania na każdy dzień roku o życiu i nauce Pana Naszego Jezusa Chrystusa” – autor: Mikołaj Awancini
Pokłony załączam Panie Bracie
takie znalazlem, a nawet przez jakis czas prenumerowalem
https://www.edukacja-klasyczna.pl/
a, zauwazylem ze demony z montessori podczepiaja sie pod akcje katolickie. niedobrze. bardzo.
Pan GPS jest transhumanistą! Wierzy Pan w teorię ewolucji, a nawet to, że człowiek chwycił tę ewolucję gatunków w swoje ręcę i zaczął nią sterować w kierunku nowego gatunku post-człowieka i pewnej nieśmiertelności, którą da nam technologia, a nie Jezus Chrystus. Pan jest mądry inaczej i wierzący inaczej. Chce Pan ze swoich dzieci, albo przynajmniej wnuków uczynić przedstawicieli nowego gatunku, zbawionych w sposób pewny dzięki nanotechnologii ;-)
Skoro GPS jest transhumanistą! i wierzy w teorię ewolucji, to powiem obrazowo tak:
za żydami i ich durnymi, wydumanymi „teoriami” nie nadążysz choćbyś chciał więc należy dać sobie spokój w tym współzawodnictwie. Powszechnie wiadomo, że żydzi to najmniej bystry narodek na świecie. Dowodem na to jest powszechnie znany a przez nikogo nie dostrzegany fakt-dowód, że żydzi przez 2000 lat(!) nie rozpoznali prawdziwego Zbawiciela Jezusa Chrystusa i Maryji matki Bożej, których to rozpoznają nawet małe, niepiśmienne dzieci jak w Fatimie, Lourdes, la Salette czy Gietrzwałdzie. Żydzi są wyjątkowo mało spostrzegawczy i nie dostrzegają nawet Boga w Trójcy Przenajświętszej. Z tego ich otępienia powstają za to „błyskotliwe” teorie ewolucji, ocieplenia klimatu i wielkiego wybuchu! (najlepszy jest oczywiście „wielki wybuch” – walnęło coś z niczego i powstał Wszechświat).
To są brednie dla jeszcze głupszych od nich szabes-gojów. Nie ma ani jednego dowodu na te brednie mośka Darwina w odróżnieniu od tysięcy dowodów na zaistnienie potopu ok. 4400 lat temu. Zastanów się nad tym: „Zagadka Mamutów. KontrEwolucja#3”
youtube.com/watch?v=y92bYF8Fpto&index=22&list=PLjUpr2IJF830w3VOlSRXHt3GUm5rrweKf
Naukowy kreacjonizm vs teoria ewolucji: https://www.youtube.com/watch?v=CZCE_k5d5sI
Tyle o “teorii ewolucji” i tym “mądrym inaczej” narodku.
Na takie mądre badania w zakresie “teorii ewolucji” nie dałbym nawet jednej złotówki z budżetu państwa. Jeśli ktoś chce to mógłby to finansować “z czystej myśli” i własnej kieszeni.
Praca ważna rzecz. Ale proszę też nie lekceważyć naszej tutaj pisaniny, nie odchodzić, nie wieszać się…:))) jest pan przeciez na tyle roztropny, by dobrze wiedziec, ze byloby dla nas ogromna strata nie skorzystac z zasobow panskiej wiedzy, doswiadczenia i z panskich refleksji. najwyzej sie poklocimy. jak zwykle ;-)
Tyle jest tu komentarzy, niektóre bardzo rozbudowane, a nie ma żadnej próby polemiki, żadnego nawiązania to tez postawionych w notce – poruszane są tylko jakieś drugorzędne wątki poboczne. Wtręty o żydach, wegance, transhumanizmie etc. to już kompletna dziecinada i erystyka uwłaczająca elementarnym zasadom dyskusji. A przecież notka jest napisana tak, by ułatwić polemikę – większość argumentów jest w punktach, więc można wszystko obalić systematycznie, punkt po punkcie. Póki nie ma rzetelnej polemiki, póki nie ma kontrargumentów, dopóty należy uznać, że treść notki jest słuszna, poprawna i prawdziwa. Nikt nie potrafi podważyć moich zaleceń co do wychowania dzieci, więc po prostu należy zacząć je stosować.
Otrzymał Pan liczne argumenty do tych tez pod swoją poprzednią notką, lecz nie raczył Pan odnieść się do wypunktowanych tam sprzeczności. Przeniósł Pan dyskusję pod nową notkę, co nie czyni tamtych argumentów nieaktualnymi.
Przykładowo
Św. Paweł: Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście bez karania, którego uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi.
GPS: wszelkie kary w wychowywaniu dzieci są złe!
Pan swoją tezą przeczy wprost tezie z Ewangelii. Dla katolika sprawa jest prosta. Miarą tego, co jest dobre i złe, jest Bóg. Katolik ufa Jezusowi i Duchowi Świętemu, który przemawia ustami św. Pawła w Ewangelii, a nie wymysłom lewicowych psychologów i pana GPS. Cytat pochodzi z Pana notki, więc jest nawiązaniem do tezy postawionej w notce. Czy temu też Pan zaprzeczy? To Pan bezskutecznie polemizuje ze Słowem Bożym, zaprzeczając Mu.
Pan już wszędzie widzi Żyda. To też jest trochę słabe. Ponadto, gdy mówimy o błędnej teorii, nie ma znaczenia, czy głosi ją Żyd, Anglik, Niemiec, Polak, czy Hiszpan. Ważna jest prawda lub fałsz jakiegoś sądu, a tego nie dowodzi się narodowością.
Zmiana tematu na Żydów jest jeszcze niefortunna z tego powodu, że GPS w takich sytuacjach publikuje nową notkę i tam przenosi dyskusję. Pogubimy się wtedy jeszcze bardziej ;-)
Taki argument nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Dawni myśliciele, filozofowie czy teolodzy w wielu kwestiach np. przyrodniczych, czy pedagogicznych, po prostu się mylili, nie mieli racji, bo mieli bardzo małą wiedzę w danym temacie. Św. Paweł nie prowadził żadnych badań pedagogicznych, więc nie jest autorytetem w tych kwestiach, więc jego zdanie nie ma kompletnie znaczenia. Jego zdania można interpretować teologicznie, ale w pedagogice nie mają żadnego zastosowania. Proszę o poważną i merytoryczną polemikę na poruszony przeze mnie temat. Poruszanie wątków pobocznych, teologicznych, to zbaczanie z tematu świadczące o niezdolności do rzetelnej polemiki. Ewangelia nie jest podręcznikiem do pedagogiki. A nawet jakby była, to nie ma kompletnie znaczenia, bo wszelkie starożytne podręczniki pedagogiki, tak samo jak fizyki, chemii czy biologii, są już kompletnie nieaktualne. Dokładnie tak samo jest z teorią ewolucji, geologią czy paleontologią – to są nauki przyrodnicze i nic co w Ewangelii jest napisane, nie ma żadnego zastosowania w tych naukach.
Co się Pan martwi tym GPSem. On jest nieprzemakalny na wszelkie dobre rady jak gumowiec. Pisze w koło Panie Macieju to samo:
A co do żydów, to ja ich nie tyle wszędzie widzę, tylko oni wszędzie są. Petycja (wpis BOGDAN CZAJKOWSKI), o której żeśmy dyskutowali, przeciwko Willusiowi Gatesowi, też kręci się wokół tego narodu, wszak Bill Gates jest żydem i każdy o tym wie, Panie Bracie. ;-)
Napiszę krótko, co mi się nie podoba. Zantagonizował Pan dwa podejścia, one mogą się uzupełniać w jakimś ograniczonym zakresie. Jestem ciekaw, czy zauważył Pan korelację pomiędzy wychowaniem bezstresowym, tzw. edukacją seksualną a wzrostem agresji rówieśniczej i zachowaniami aspołecznymi? Czy zna Pan teorię “Broken Windows”? Jak Pan sądzi od jakiego wieku to działa? System kar i nagród jest kompatybilny z ludzką naturą od dzieciństwa aż po życie dorosłe. Aktualny stan anomii wśród społeczeństwa ma kilka przyczyn. Jedną z nich jest bezstresowe wychowanie.
To jak rozumiem wychowanie bezstresowe, opisałem w powyższej notce. To, co potocznie nazywa się wychowaniem bezstresowym, to w istocie jest brak wychowania. Nie zauważam żadnej korelacji między wychowaniem, które opisałem, a wzrostem agresji. Zauważam korelację przeciwną – agresja rówieśnicza najczęściej występuje wśród młodzieży, której rodzice nie wychowują i/lub biją czy stosują inne kary. Ale to co osobiście zauważamy, nie ma znaczenia, bo to bardzo mała próbka statystyczna. Dowody anegdotyczne to nieuczciwe chwyty erystyczne niemające żadnej mocy uzasadniającej. Istotne jest to, co obserwują naukowcy na dużej próbce. W większości badań kary cielesne nawet łagodne, takie jak klaps, korelują z negatywnymi konsekwencjami, wiążą się ze zwiększoną liczbą agresywnych i antysocjalnych zachowań, eksternalizacją problematycznych zachowań, trudnością w odróżnianiu tego co dobre od tego co złe. Dorośli, którzy dostawali klapsy w dzieciństwie, częściej mają problem z chorobami natury psychicznej. Takie są po prostu fakty naukowe. Te statystyczne korelacje da się wyjaśnić, co uczyniłem w powyższej notce. Dzieci wychowywane bez bicia radzą sobie dużo lepiej w życiu niż niewychowywane lub tresowane. Ale oczywiście zestresowany, bity, wytresowany człowiek z uszkodzonym mózgiem i wykoślawiony psychicznie jakoś tam w społeczeństwie egzystuje – dostaje pomoc socjalną czy darmowe leczenie, a na starość państwową emeryturę.
Powoli zaczynam rozumieć komentatorów, choć oczywiście tego podejścia nie akceptuję. Ale chwilowo się dostosuję. Więc by uzasadnić moje tezy, dokładam nic nieznaczący przykład anegdotyczny, jednostkowy, emocjonalny, pokazujący jak powinny prawidłowo przebiegać relacje ojca z synem: https://www.youtube.com/watch?v=2hod0Fs7Y1g – bardzo wątpię byście byli w stanie nawiązać takie stosunki z dzieckiem, które karzecie – czy to klapsem, czy rózgą, czy krzykiem, czy zakazem grania na gitarze, bo wam hałas przeszkadza. Ale to jest oczywiście żaden dowód. W praktyce mogliście synowi dupę złoić i dlatego został malarzem, a nie gitarzystą. Pokazać to samo z malowaniem?
Następny przykład anegdotyczny. Lokalsi go oczywiście nie zrozumieją, ale przytaczam to by ci, którym kiedyś wskażę tę dyskusję, mieli temat do rozmyślań: https://www.facebook.com/watch/?v=2919547984745064
Człowieku, powiedz ile masz dzieci i na co je wychowałeś, bo zaczynasz mnie wk…..?
Ja mam czworo 36, 34, 32 i 26 lat.
A ja moją łodzią podwodną schodzę na 36, 34, 32 i 26 metry! I co teraz głupku, zejdziesz niżej! – bo zaczynasz mnie wkurwiać…! Umiesz tak?: https://www.youtube.com/watch?v=VlPdfLr1FSo
I tak potwierdza się staropolskie porzekadło: Kto z chłopem pije ten pod płotem śpi.
Tak się kończy dyskusja z pyszałkiem-manipulatorem „Argumenty”, któremu się we łbie poprzewracało od tych modrości, którymi nasiąkł w Kołłątajowskiej-Leninowskiej szkole. Tak się kończy tłumaczenie pysznemu tłumokowi zasad wiary chrześcijańskiej przez tak licznych tu grono “apostołów” wraz ze mną – patrz też poprzedni jego wpis.
Bezbłędnie i jakże celnie zidentyfikowała go natychmiast blogerka „Verita” na portaliku niepoprawni, cyt.:
https://niepoprawni.pl/blog/gps65/nowoczesne-wychowanie
GPS…a ty jesteś wychowany…czy ciągle zgadujesz?
Verita – 15 Kwietnia, 2020 – 19:16
Kim ty jesteś?
Masz wyraźne problemy z tożsamością.
Nie nazywaj więc siebie katolikiem i nie wprowadzaj czytelników w błąd…bo to jest oszustwo …chyba ,że schizofrenia…
No cóż, bywa i tak.
Podoba mi się!
2
Nie podoba mi się!
-3
Verita
____________________________
Argumenty
gps65 – 15 Kwietnia, 2020 – 20:39
Proszę o dyskusję, polemikę. Ten komentarz temu nie służy. Atak ad personam nie jest dyskusją. Proszę o sensowne, polemiczne wypowiedzi, które pozwoliłyby na jakąś dyskusję. Proszę o tezy i argumenty. Epatowanie własnymi frustracjami nie służy interakcji.
Podoba mi się!
3
Nie podoba mi się!
0
Pozdrowienia,
Grzegorz GPS Świderski
____________________________
Każdą dyskusję zaczyna się od przedstawienia się
Verita – 15 Kwietnia, 2020 – 22:55
Tak przynajmniej zachowuje się człowiek wychowany.
Jeżeli deklarujesz się jako katolik a jednocześnie wiarę nazywasz zagadką…to o czym chcesz dyskutować?Najpierw chciałabym wiedzieć z kim mam do czynienia…to była próba ustalenia twojej tożsamości a nie atak personalny.
Jeżeli tego pytania nie zrozumiałeś…to wszelka dyskusja jest wykluczona.
Podoba mi się!
2
Nie podoba mi się!
-2
Verita
____________________________
Argumety
gps65 – 16 Kwietnia, 2020 – 02:42
Nadal nie widzę żadnych uzasadnień, argumentów, tez czy kontrargumentów. Przytyki osobiste nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Proszę o dyskusję, a nie przekomarzanie się. Proszę napisać coś z sensem na poruszany temat. Nie wymagam, by się Pani przedstawiła, ale oczywiście nie widzę przeszkód, by to Pani zrobiła. Ja się w notce podpisałem, a w opisie bloga napisałem o sobie wszystko, co jest istotne. To Pani przyszła do mnie, a nie ja do Pani, więc jeśli to jest dla Pani istotne, to proszę o sobie napisać przynajmniej tyle, ile ja o sobie.
Podoba mi się!
2
Nie podoba mi się!
0
Pozdrowienia,
Grzegorz GPS Świderski
Panie Sarmato,
skasowałem jeden Pana komentarz. Uwagi ad personam są jeszcze ok, ale są też tego granice. Wulgarne insynuacje ad mater są już poza tą granicą.
Te dwa filmy są bardzo dobrą ilustracją, pokazują utalentowane dzieci. Dokumentują fakt, że ojciec może uczyć dziecko śpiewać i grać na gitarze, a drugi dokumentuje fakt, że kilkuletnia dziewczynka może pięknie śpiewać i grać na ukulele. Teraz wyciągnijmy jakieś wnioski z tych faktów w toczonym sporze odnośnie rzekomej szkodliwości wszelkich kar i nagród.
Aby te filmy świadczyły na korzyść prawdziwości Pana tezy, że – wszelkie kary [i nagrody] w wychowywaniu dzieci są złe! – musiałby Pan dowieźć, że te dzieci śpiewają i grają na instrumentach dzięki temu, że nigdy nie zostały za nic ukarane, ani za nic nagrodzone. Sam fakt śpiewania i grania na instrumencie przez jakieś dziecko nie dowodzi tego, że kara lub nagroda uszkadza dziecku mózg. Jeśli Pan jest przeciwnego zdania, popełnia Pan błąd logiczny. Przez analogię, udokumentowany fakt, że ktoś je warzywa i żyje, nie dowodzi jeszcze szkodliwości jedzenia mięsa.
Ja z kolei na podstawie tych filmików mogę dowieźć, że Pana teza jest fałszywa, ponieważ uczyłem moje dzieci grać na gitarze i klawiszach podobnie jak ten ojciec na pierwszym filmiku, a moja córka pięknie śpiewa i gra na ukulele, podobnie jak dziewczynka z drugiego filmiku. Moje dzieci otrzymywały kary i nagrody za różne rzeczy, co w cale nie przeszkodziło im rozwinąć posiadanych talentów.
Ten pierwszy filmik dowodzi ponadto, że inna teza, którą Pan głosi i poleca (pani neurodydaktyczki z wcześniejszego filmu): być nauczanym to znaczy uczyć się i nie myśleć jednocześnie – jest fałszywa. Ten ojciec uczy swoje dziecko grać i śpiewać, stymulując jednocześnie dziecko do wszechstronnego myślenia, m.in. zapamiętywania melodii i słów piosenki.
Podsumowując, głosi Pan tezy oderwane od rzeczywistości, dlatego nieprawdziwe, bo prawda jest zgodnością myśli i słów z rzeczywistością.
Tutaj jest udokumentowany fakt – https://youtu.be/ibQsAkz1UHU?t=221 – że mama tej dziewczynki, która tak pięknie śpiewa i gra na ukulele, daje jej młodszej siostrze nagrodę za zrobienie siusiu/kupki do ubikacji w łazience (bez zwłoki czasowej). W Pana koszmarnej propagandzie jest to fałszywie nazywane tresowaniem dzieci jak bydło, hodowaniem ludzi na niewolników. To “bydło” i ci “niewolnicy” są jednak przywoływani przez Pana jako pozytywne przykłady. Coś jest nie teges z Pana teorią.
Skasował Pan to skasował, trudno.
Napisze jeszcze tylko jedną uwagę, jak sądzę istotną, bo obalającą wszystkie tezy tego lewaka i mąciciela GPS, który imputuje wszystkim chrześcijanom, że “biją dzieci” i “jest to złe”.
Tylko prawda jest ciekawa, więc opowiem na swoim przykładzie ile razy i w jakich okolicznościach były bite moje dzieci
:
1. 32-latek dostał 2 klapsy gdy miał 2 lata i położył się na chodniku nie chcąc iść ze wszystkimi (spacer, zakupy, … gdzieś tam) – pomogło jak ręką odjął … na zawsze.
2. 36, 34, 32 dostały po trzy klapsy za to, że nie chciały odpowiedzieć mi na pytanie “kto rozpalił ognisko w blaszanym garażu”, gdzie stał rozbity samochód z pełnym bakiem benzyny, pół metra od lewej tylnej opony zaś sam tymczasowy garaż/blaszak graniczył (3 m) z nowym (2 lata) pięknym domem 330 m2 zbudowanym przez mnie gdzie sam dach to było kilkadziesiąt m3 drewna i kilkaset kilogramów papy pod piękną szwedzką blachą grafitową. W przypadku pożaru niemożliwe to-to do ugaszenia gdyby ogień zaciągnęło pod blachę.
Dodam, że wszystkie czworo ustawione w szeregu na „miejscu przestępstwa” odpowiedziały prowokacyjnie “nie ja”, “nie ja”, “nie ja”, “nie ja” łącznie z najmłodszym, który miał w tym czasie 3 lata. Ten najmłodszy uratował starsze od lepszego lania mówiąc “nie ja” czym mnie bardzo rozśmieszył, ale tak naprawdę sytuacja była związana z rodzącym się konfliktem w małżeństwie … i być może była to jakaś prowokacja żony.
3. 34-latka dostała trzy tęgie klapsy na kolanie w wieku 21 lat za to, że kopnęła mnie w krok gdy to służby raczyły mnie po trzech miesiącach wypuścić z Montelupich i pojawiłem się „niepotrzebnie” znowu w domu a mojej żonie nie udała się kolejna likwidacją mnie … i dziecko nastawione przez mamusię było “rozgoryczone”.
Reasumując gdyby nie konflikt małżeński to byłby TYLKO JEDEN przypadek “pobicia” dziecka raz na 36+34+32+26 lat = 128 lat (za ten “wyczyn” na chodniku opisany w pt. 1.).
Tak to więc intensywnie – jak widać – chrześcijanin bije swoje dzieci a Wy, Państwo dalej dyskutujcie z tym niskich lotów mącicielem.
Powodzenia.
P.S. Dodam jeszcze, że ja też raz dostałem od Ojca pasem (siedziałem na takim grubym balu/kłodzie i nawet nie drgnąłem przy laniu) i mimo, że uważałem, że dostałem nie słusznie, jako że Ojciec nie znał całej prawdy (zachowując się bardzo nagannie w stosunku do nauczycielki w 5 klasie podstawówki, broniłem również dobrego imienia Ojca, o czym nie wiedział, bo mu ta nauczycielka – donosząc na mnie – oczywiście nie powiedziała) to nie miałem, do Niego o to żadnej pretensji, ale to już inna historia.
Kawałek dalej w tym filmie wspaniały przykład “home school” – https://youtu.be/ibQsAkz1UHU?t=591 – czyli szkoły domowej, którą wcześniej już zachwalałem. Ten fragment zadaje kolejny kłam Pana propagandzie oraz tezom lansowanym przez Pana i polecaną neuroedukatorkę:
Film dowodzi, że dzieci uczą się skutecznie w domowej szkole, rodzice są ich nauczycielami i nauczane w ten sposób dzieci potrafią myśleć, są nauczane i coś potem pamiętają (np. literki, melodię i słowa piosenki), ponadto siedzą w domowych ławkach i żadna krzywda fizyczna ani psychiczna z tego powodu im się nie dzieje.
Dziękuję za to świadectwo. To są prawdziwe historie, w przeciwieństwie do wymyślonych teorii GPS. Ja też dostałem od ojca lanie na goły tyłek po tym, jak bawiąc się zapałkami podpaliłem nasze mieszkanie i musiała przyjechać straż pożarna opanować sytuację. Wymierzył mi sprawiedliwą karę i więcej już tego nie robiłem. Nie czuję się z tego powodu bydłem wyhodowanym na niewolnika, ani nie czuję uszkodzeń w moim mózgu.
Wyrażenie dowód anegdotyczny ma dwojakie znaczenie:
– dowód w formie anegdoty lub pogłoski jest nazywany anegdotycznym, gdy istnieje wątpliwość co do jego prawdziwości; sam dowód nie jest godny zaufania
– dowód, który sam w sobie może być prawdziwy i weryfikowalny, użyty do osiągnięcia konkluzji, która z niego nie wynika, zazwyczaj przez dokonanie generalizacji na podstawie niewystarczającej ilości danych. Na przykład „mój dziadek kopcił jak komin i zmarł zdrowy w wypadku samochodowym w wieku 99 lat” nie obala twierdzenia „palenie wyraźnie zwiększa prawdopodobieństwo raka i chorób serca we względnie wczesnym wieku”. W tym przypadku wyjściowe dane (zdrowie i wiek dziadka) mogą być prawdziwe, ale nie dają podstaw do wyciągnięcia ogólnego wniosku o nieszkodliwości palenia.
W obu przypadkach wniosek nie jest wiarygodny; niekoniecznie musi być nieprawdziwy, ale chodzi o to, że nie wynika z „dowodów”.
Dowód może być anegdotyczny w rozumieniu obu powyższych definicji: „jogurt z koziego mleka przedłuża życie: słyszałem, że pewien człowiek z górskiej wioski, który żywił się tylko jogurtem, żył 120 lat”.
Termin często jest używany w kontraście do dowodów naukowych, takich jak medycyna oparta na faktach. Niektóre dowody anegdotyczne nie kwalifikują się jako naukowe, gdyż sama ich natura uniemożliwia badanie ich z użyciem metody naukowej. Nadużywanie dowodu anegdotycznego jest rodzajem błędu logiczno-językowego i jest czasem nieformalnie określane jako błąd „osoba, która” („znam osobę, która…”; „znam przypadek, gdzie…” itd.). Dowód anegdotyczny niekoniecznie reprezentuje „typowy” przypadek; statystyka może dokładniej określić, jak typowe jest dane zjawisko.
Zapisy bezpośredniego osobistego doświadczenia powszechnie są przyrównywane do dowodów anegdotycznych, kiedy ta forma dowodu nie należy do żadnej z powyższych kategorii (anegdoty, pogłoski albo konkluzje bazujące na uogólnieniu).
Psychologowie stwierdzili, że ludzie są bardziej skłonni do zapamiętywania przypadków wyjątkowych niż przypadków typowych. W przypadku dowodów anegdotycznych badanie ich wiarygodności za pośrednictwem obiektywnej niezależnej analizy może być kłopotliwe i wątpliwe. Jest to konsekwencją swobodnego, nieformalnego podejścia do zbierania, dokumentowana i/lub prezentowania informacji. Termin ten jest często używany na określenie informacji, która nie jest udokumentowana. To powoduje, że weryfikacja danych jest zależna wyłącznie od wiarygodności strony przedstawiającej dowód anegdotyczny.
Ponieważ #Poruszyciel (nomen omen) poruszył temat nauczania w domu pozwolę sobie wrzucić ciekawostkę.
Chcę podkreślić, że podaję to na marginesie niniejszej dyskusji. Zaznaczam na wszelki wypadek, bo #Poruszyciel znowu napisze, że nie na temat. :))
Źródło /w jęz. franc./
Ten mój komentarz to był wyraz frustracji związanej z moją nieumiejętnością dotarcia do oponentów. Wyjaśniam, a to nie dociera – i to mnie rozeźliło i zareagowałem niegrzecznie – obraziłem dyskutanta i użyłem wulgarnych epitetów. Nie powinno się tak postępować. Zrobiłem wbrew temu, co zalecam w notce. Bardzo tego żałuję i przepraszam za to moje emocjonalne wystąpienie. Obiecuję, że to się nie powtórzy. Proszę Pana Sarmatę o wyznaczenie mi kary za ten mój niegodny postępek.
Jakem lewak i mąciciel pytam: czy gdyby w Pana życiu nie doszło do wymierzenia swoim dzieciom tych wszystkich aktów przemocy, czy klapsów, to czy by to cokolwiek zmieniło w Pana życiu, albo życiu Pana dzieci? Czy to bicie miało istotny wpływ na to, kim jest Pan i jego dzieci? Czy gdyby w trakcie tego bicia się Pan potknął i sam siebie walnął, to by się życie Pana dzieci diametralnie odmieniło?
#Pan to robi złośliwie, czy raczej po prostu z niewiedzy?
argument z wlasnego czucia jest… no slaby. zawsze mozna powiedziec, ze moze i ty nie czujesz u siebie, ale inni odczuwaja je na sobie po kontakcie z toba. mysle ze trzeba miec sporo dystansu, gdy mialo sie za dzieciaka od czynienia z przemoca – dowolnej masci.
Panie Grzesiu, nie zyj w grzechu ;-)
Zacytwoales wiki i podales ze to czynisz, wiec ta wypoweidz wyglada jak twe wlasne slowa. akurat mnie sie chcialo sprawdzic, ale moglo pasc na kogokolwiek. https://pl.wikipedia.org/wiki/Dow%C3%B3d_anegdotyczny
mozna te pisanine, bo inaczej tego nie wolno nazwac, robierac na rozmaite sposoby. np. zaczac od rozbioru zwrotu ‘medycyna oparta na faktach’. nie ma takiego stworzenia na swiecie. no tylko po co to robic, skoro wlasnie zidentyfikowalem wirtualne dowody wirtulanej tezy? nota bene, slowo ‘wirtualny’ nie znaczy nierealny, wymyslony, ale tak sie powszechnie uwaza. to znaczy wroc – nie uwaza. bo aby cos uwazac, trzeba by myslec, zas tu zachodzi bezmyslne copy/paste i zadnej nauki z tego nie ma. ale slowa som! hoho! som, som! i kaska leci – najwazniejsze.
…
pokoj i dobro
Ten cytat z Wikipedii (powinno być podane źródło) uderza w Pana własne argumenty. Zgodnie z tym tekstem przywołane filmiki ze śpiewającymi dziećmi są dowodami anegdotycznymi, czyli rodzajem błędu logiczno-językowego ;-)
Zróbmy przegląd Pana argumentacji w spornej kwestii kar i nagród.
Najpierw w odpowiedzi na przykład karzącego i nagradzającego Boga zanegował Pan prawdziwość Starego Testamentu, twierdząc że to bajdy i przenośnie oraz żydowskie głupoty. Karzącego Boga (potop, zniszczenie Sodomy i Gomory) nazwał Pan heretycko i bluźnierczo Bogiem złym, mściwym zwyrodnialcem, okrutnym, niesprawiedliwym i sadystycznym, a wiarę biblijnych Izraelitów w tego Boga i Jego Prawo nazwał Pan moralnością wyjątkowo obrzydliwą i godną pogardy. Co było już zupełną groteską, przywołane treści ST o plagach i katastrofach zsyłanych przez Boga za grzechy ludzi nazwał Pan wyjątkowo szkodliwą i antychrześcijańską herezją. Z tego ostatniego oskarżenia o herezję pod moim adresem wycofał się Pan (dziękuję), ale z pozostałych oskarżeń, herezji i bluźnierstw pod adresem Boga nie.
Do mojego argumentu o konieczności bazowania w wychowaniu na prawdziwym obrazie człowieka i argumentów w przywołanym przeze mnie wykładzie prof. Jaroszyńskiego – “Po co edukacja? Spór o ludzką naturę” – nie odniósł się Pan wcale.
Do rzeczowych argumentów pana Marka P. Prokopa o konieczności rozróżnienia wychowania i wykształcenia, o powszechności kar i nagród we wszystkich kulturach od zarania dziejów, o prymacie miłości w pedagogice katolickiej i konieczności bazowania na właściwej koncepcji człowieka nie odniósł się Pan wcale. Zamiast tego raczył Pan nas powtarzaniem, że tradycyjne wychowanie to tresura dzieci jak bydło oraz ciągiem sprzeczności. Na przykład: choć jest Pan obrońcą darwinowskiej teorii ewolucji, zaprzeczył Pan że patrzy na człowieka z perspektywy darwinowskiej. Twierdził Pan, że nasza cywilizacja (nasza to łacińska) sprzeciwia się naturze, aby w kolejnym zdaniu wyjaśnić, że – człowiek to przede wszystkim kultura i cywilizacja. Paczpan, jak to człowiek okazał się bytem sprzecznym z naturą (sic!). Podobno Pana teoria jest naukowo dowiedziona ;-)
Ponieważ zanegował Pan Stary Testament, Zapinio i ja powołaliśmy się na uznane przez Kościół objawienia z Akita i Fatimy, w których Bóg zapowiadał karę za grzechy, a jedną z tych kar już wykonał (II wojna światowa). Swoim przenikliwym umysłem orzekł Pan, że Bóg nie może tak postępować, tak okrutnie karać, że byłoby to szalone i głupie (znowu bluźnierstwa). Jako niedościgniony bluźnierca na tym portalu miał Pan straceńczą śmiałość zarzucić bluźnierstwo również Matce Bożej takimi słowami: bluźnią ci, którzy uważają, że Bóg do dziś ludzi karze zsyłając katastrofy – po tym już, jak cytowałem słowa z Fatimy: zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie. To samo Matka Boża mówi w Akita, również św. Jan zapowiada to w Księdze Objawienia, a Pan te słowa z nieba o karach nazywa przewrotnie bluźnierstwami.
Ponieważ czasy Starego Testamentu zaliczył Pan do świata nierealnego i zażyczył sobie dowodów na Boże kary w realnym świecie po narodzeniu Chrystusa, przywołałem słowa św. Pawła – Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza – z których wynika jednoznacznie, że w czasach Nowego Przymierza Bóg nadal stosuje kary również indywidualne, ciężko doświadczając człowieka. Ponadto św. Paweł poucza o tym, że dzieci muszą być wychowane w karności. Twierdził Pan słusznie, cytuję – należy w wychowywaniu naśladować Boga – lecz gdy pokazuję, że Bóg stosuje kary, Pan orzeka, cytuję – Taki argument nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Pan ma rozdwojony język jak u węża. Widać, że to naśladowanie Boga w Pana wykonaniu polega na zaprzeczaniu Jego słowom i bluźnieniu przeciw Niemu.
Kolejne Pana argumenty to autoprezentacja jakieś pani jogini/neurodydaktyczki i oderwane od rzeczywistości osobiste jej mniemania i tezy. Również filmiki z utalentowanymi dziećmi, które śpiewają i grają na gitarkach, nie dowodzą słuszności Pańskiego całkowitego wykluczenia kar i nagród w wychowywaniu, wręcz przeciwnie, rodzice tych dzieci dokumentują na filmie dawanie nagród za dobre czyny swoich dzieci. Jednak za chwilę cytatem z Wikipedii sam Pan obala swoje argumenty filmikowe jako argumenty anegdotyczne.
Podsumowując, niestety, Pańska argumentacja zupełnie nie trzyma się kupy pod względem logicznym, zgodności z rzeczywistością i dziedzictwem cywilizacji łacińskiej, co gorsza jest grzeszna i antykatolicka. Odrzuca Pan w niej Pismo Święte, orzeczenia Kościoła, przerażająco bluźni przeciw Bogu i Matce Bożej, a w autorskiej stopce ma Pan śmiałość podpisywać się “katolik”. To jest bardzo smutne świadectwo hipokryzji. Ona akurat jest zawsze szkodliwa w wychowywaniu, w przeciwieństwie do sprawiedliwej kary i nagrody.
—
Panie Grzegorzu, proszę poczytać w prawym górnym rogu dzisiejszy fragment Słowa Bożego, to jest prawdziwa edukacja i wychowywanie (1 P 5):
Najmilsi: Wszyscy wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje. Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili. Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was. Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu.
i kolejny (1 Kor 1):
Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.
Lepiej uwierzyć w to, co Bóg do nas mówi. Jeszcze nie jest za późno.
Szczęść Boże!
Zastanawiałem się jakiego fortelu użyć, aby wybić Autora wpisu ze swoistego transu, lecz zrezygnowalem. Widzę, że Poruszyciel użył wystarczajaco obfitej argumentacji. PANA na wskroś utopijna wizja z gatunku Nowego wspaniałego świata, użyta nomenklatura, argumentacja są przeciwne ludzkiej naturze, która jest niezmienna. Ingerencja w kulturę i naturę zawsze kończy się katastrofą. Nie wiem czy moja intuicja dobrze mi podpowiada, ale na tym podlega właśnie XX i XXI- wieczny marksizm.
Po Pana wywodzie-dowodzie trudno cokolwiek dodać, ale coś sobie przypomniałem. Jest to poradniki dla rodziców a dokładniej ojców pt. “Vademecum ojca” – Janusz Korwin-Mikke.
Były dwa wydania 1991 i 1995. Mam to pierwsze z piękną okładką.
Unikalny “podręcznik” dla przyszłych i obecnych ojców – mężów – kochanków – narzeczonych! Korwin Mikke proponuje “zdrowe, konserwatywne wychowanie” – żadnej antypedagogiki! Książka pełna błyskotliwych przemyśleń – gwarancja wielkiej przyjemności z lektury!
Ta książka jest śmiertelnie poważna, bo dotyczy wychowania dzieci, do czego Korwin zawsze przykładał wielką wagę. Tu zacytuję z reklamówki/opisu książki:
“Tylko dla mężczyzn!
„Droga Kandydatko na Czytelniczkę! Jeśli wykradła Pani podstępem tę książkę z zamiarem jej przeczytania – to radzę poniechać tego zamiaru. Nic to Pani nie da, gdyż są to rady dla mężczyzny. Co więcej, znajomość tych rad może Pani zaszkodzić w dokładnie taki sam sposób, w jaki świadomość, że je jajka szarańczy, szkodzi człowiekowi, który jeszcze przed chwilą oblizywał się po zjedzeniu tego przysmaku. O pewnych rzeczach lepiej nie wiedzieć. Musi mieć Pani zaufanie do siebie! Oddała się Pani wybranemu przez Siebie mężczyźnie i na pewno uczyniła Pani dobry wybór! Musi więc Pani mieć też zaufanie do Niego: On działa dla Pani dobra! (…)
Szanowny Panie! Spodziewa się Pan zostać ojcem – mężem – kochankiem – narzeczonym i stwierdził Pan, że na ten temat nie ma odpowiednich podręczników. I bardzo dobrze, że ich nie ma! Twórczość polega właśnie na samodzielnym rozwiązywaniu problemów. Gdyby posługiwał się Pan radami z podręcznika, stałby się Pan o d t w ó r c ą i zmniejszyłaby się w społeczeństwie jakże pożądana różnorodność (vide RÓŻNORODNOŚĆ). Zaglądanie do podręcznika to specjalność kobieca. Kobiety wolą bezpieczną przeciętność niż twórcze ryzyko. Pan jednak chce zapewne wychować Swoje dzieci tak, by były one n a j l e p s z y m i dziećmi – a “najlepsze”, to takie, które Pan uważa za najlepsze. (…)””
Szczerze wszystkim polecam.
Laudetur Iesus Christus et Maria semper Virgo
Nie czytałam książki JKM. Nie wiedziałam o jej istnieniu. Ale i tak pewnie nie przeczytałabym, bo kiedy czytałam “Najwyższy Czas” akurat jego felietony były najmniej ciekawe i poznawcze.
Jego -JKM – twierdzenie:
Proszę Redakcję o korektę wpisu jw
oraz wyrwanie jednego zdania z opisu na okładce książki:
tylko dlatego, że występuje tam zwrot “Zaglądanie do podręcznika to specjalność kobieca.”?
Smutne.
Nie, nie dlatego. Dlatego, że znam publicystykę JKM i już dawno z niej wyrosłam, jego logika jest zbieżna z moją do momentu wyciągania wniosków. Końcówka JKM-owej logiki zawsze była rozbieżna z moją. Ja czytam wszystko, co jest dla mnie nowe. JKM – nie jest. Nie jestem takim seksistą jak JKM. Już samo zdanie jakie napisał JKM świadczy niezbyt dobrze o jego psychice. Nie wiem z jakimi kobietami miał do czynienia w życiu, pewnie takimi na swoją miarę i potrzeby. A przecież to Pan Bóg każdemu dał wolny wybór, a strzały Amora nie słuchają żadnych porad …. Na szczęście.
JKM jest mężczyzną a Pani kobietą i stąd te rozbieżności. Dam przykład, bo tak jest zawsze najbliżej prawdy.
Obserwuję od lat jak w sklepach kobiety nagminnie kłócą się nawet o jeden plasterek wędliny, a to nie taki, a to za dużo/za mało o jeden/dwa deko, a to …
Jak kupuje tę już wspomnianą wędlinę, to sprzedawczyni pyta, czy może być 33 dkg – bo tak się jej wzięło – zamiast żądanych 30 (choć zawszę mówię około 30 dkg). Mówię wtedy na to, że to nie apteka i niech nie żartuje. Na co prawie każda sprzedawczyni mówi: “proszę pana pan nie wie, jak ludzie się wykłócają nawet o jedno deko”. Na co ja mówię, nie ludzie tylko kobiety. W odpowiedzi jest uśmiech i potwierdzenie: “ma pan rację”.
Pokłony załączam
To jest problem globalny (kobiety to połowa ludności świata) a nie końcówka JKM-owej logiki, jak sądzę.
Mam też ciekawszy przykład z wychowania tych moich czworga latorośli, obecnie, w wieku 36, 34, 32 i 26 lat.
Najstarszy od zerówki uczył się wyśmienicie, w drugiej klasie podstawówki napisał sam z siebie opowiadanie fantastyczne które mnie powaliło z nóg. Myślałem, że skądś to przepisał, ale nie, sam napisał.
Jednak w trzeciej klasie, na pierwszej jesiennej wywiadówce okazało się, że z jakiś tajemniczych powodów przestał się uczyć.
Nawet nie podniosłem na niego głosu po obejrzeniu tych jego cząstkowych wyników, tylko wziąłem go do samochodu, podjechałem 200 m od domu/bloku i zatrzymałem się przy naprawianej właśnie magistrali ciepłowniczej.
To ważne: w wykopie lejowym (listopad, rok 1993) pracowali robotnicy starymi metodami, umorusani w błocie i glinie do pasa, w oblepionych gumofilcach, bo padała gęsta mżawka. Pokazałem dziecku ich pracę i powiedziałem: można pracować tak ciężko jak oni w tym błocie a można tak jak ja pracuję (praca inżyniera). Jakoś trzeba zarobić na swoją miseczkę ryżu. Decyzja należy do ciebie, więc sobie popatrz. Syna na to – już się napatrzyłem. Na co ja: tak ci się tylko wydaje. Odkręć okno (zaszło mżawką i parą od wewnątrz) i popatrz sobie dokładnie. Patrzył 15 – 20 minut. Zawiozłem go do domu i nic więcej nie mówiłem. Ani słowa. Chyba coś z tej nauki zrozumiał, bo dalej z nauką było zero problemów i w efekcie skończył robotykę na 5,0, drugi syn matematyką/informatykę też na PW na 6,0/6,0, córka na SGH podobnie.
Można bez kar cielesnych – można!
To nie są rozbieżności płciowe. To są rozbieżności światopoglądowe, logiczne, wręcz podstawowe.
A z owych plasterków nie wynika, że KAŻDA KOBIETA wykłóca się o deko. Równie up…wi są faceci, o ile muszą robić zakupy z bardzo ograniczonym budżetem. Nie można sądzić po sobie w branży plasterkowej ….
Z całym szacunkiem ale myli się Pani.
Przy tej ilości moich próbek to jest STATYSTYKA. Co więcej, każda pytana z tych sprzedawczyń (nie wszystkie pytam) czy mężczyźni też tak fiksują – zaprzeczała.
Nie ma Pani racji i tyle.
Być może. Nigdy nie zwracałam uwagi na 3 deko. Ot zakupy też traktuję z “techniczną” dokładnością :)
Nie bierze pan pod uwagę faktu, że sprzedawczyni, spryciula w urabianiu klientów, po prostu mówi to, co chce Pan usłyszeć, żeby podnieść Pańską samoocenę i swoje dochody jednocześnie.
Kobiety są dużo lepszymi psychologami niż się nawet JKM wydaje i to bez zaglądania w podręczniki.
Ot taka boska konstrukcja, która musi wiedzieć co chce niemowlę po jego minie, stękaniu, płaczu i spojrzeniu. A mężczyzna? Klient? Łatwizna.
“Ja wójt to Panu mówię” :)