Na to pytanie twierdząco odpowiedział Rafał Ziemkiewicz w swym artykule “Rozdawactwo” opublikowanym w ostatnim numerze tygodnika “Do Rzeczy” [nr 10/2019 – zajawka – {TUTAJ}]. Końcowe słowa tego tekstu brzmią:
“Jakkolwiek źle, czy zgoła absurdalnie to zabrzmi – dla Polski byłoby dużo lepiej, gdyby rządy PiS były własnie jakimś “autorytarnym reżimem” i “dyktaturą”, o których tyle bredzi antypisowski aparat propagandowy. Wręcz szkoda, że nie są.”.
Zaczął zaś Ziemkiewicz od stwierdzenia:
“Wybory naiwnie nazywane są czasami – a przynajmniej tak było kiedyś, gdy wiązano z nimi więcej nadziei – „świętem demokracji”. W istocie należałoby mówić raczej o swego rodzaju paroksyzmie. Szczególnie w państwie, w którym o władzę rywalizują dwa prowadzące ze sobą zimną wojnę domową polityczne plemiona – czyli np. w Polsce. Wybory są w tej sytuacji momentem groźnym. Dla jednych – kryzysem grożącym utratą władzy, czyli utratą wszystkiego. Dla drugich – szansą na odzyskanie władzy, czyli ocaleniem, odzyskaniem wszystkiego, co utracili.”.
Skrytykował następnie zarówno szaleństwa “totalnej opozycji” jak i ostatnie socjalne obietnice PiS [piątka Kaczyńskiego], nazywając te ostatnie tytułowym “rozdawactwem”. Napisal:
“”Piątka Kaczyńskiego” jest przejadaniem przyszłości. Tak jak przejadaliśmy ją i za Tuska. Państwo sie od tego nie zawali, ale oczywiście osłabnie zwolni, straci szanse – rachunek przyjdzie dopiero kiedyś, ale przyjdzie na pewno.”.
No cóż – ja nie zgadzam się z żadną tezą tego artykułu, poza krytyką “totalnej opozycji”. Od trzydziestu lat staramy się wprowadzić w Polsce demokratyczne standardy. Idzie nam to z trudem, ale się staramy. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy jest “autorytarny reżim”, czy “dyktatura”. Co do “rozdawactwa” , to polecam tekst z portalu Fakt.pl {TUTAJ} “Zarobki w Polsce i Unii Europejskiej. Poziom Niemiec osiągniemy za 59 lat”. Czytamy w nim:
“Takie wyliczenia przedstawiła firma analityczna Grant Thorton, która w swoim najnowszym raporcie porównała dane statystyczne z Polski i pozostałych państw Unii Europejskiej. Na przestrzeni 2000-2017 roku płace w Polsce rosły średnio o 0,9 proc. wolniej niż dynamika naszego Produktu Krajowego Brutto. Od 2000 r. PKB wzrosło o 83,8 proc., a średnie polskie wynagrodzenie, po uwzględnieniu inflacji, zwiększyło się o 59,6 proc. To oczywiście sporo, jednak gdyby nasze pensje rosły w tym samym tempie co PKB, to przeciętny polski pracownik w 2017 r. zarabiałby o 1834 zł brutto więcej niż obecnie. To oznacza, że przeciętna pensja wynosiłaby nie 4517 zł brutto, ale 6351 zł brutto. Grant Thorton policzyło, że łącznie od 2000 r. wszystkie „stracone” pensje osiągnęłyby sumę 190,3 tys. zł!
Ile nam brakuje do pozostałych państw Europy?
Według danych Eurostatu średnie wynagrodzenie mieszkańca Unii Europejskiej wynosi niemal 2,9 tys. euro brutto. To prawie trzy razy więcej niż średnia dla przeciętnego Polaka – 982 euro. Najwięcej zarabia obywatel Luksemburga – 4,5 tys. euro miesięcznie. Najniższe pensje są w Bułgarii – średnio 460 euro. Polska jest na ósmym miejscu, ale niestety od końca.”.
Widać wiec, iż owo “rozdawactwo” jest w istocie próbą zrekompensowania systematycznego zaniżania zarobków w poprzednich latach. Tamta polityka wygnała z Polski ponad 2,5 miliona młodych ludzi i przyczyniła się do obecnego kryzysu demograficznego. To jej kontynuacja zagraża Polsce.
To nie jest żadne “rozdawnictwo”, tylko częściowa próba rekompensaty bandytyzmu polegającego na okradaniu polskich pracowników z owoców ich pracy. Zarabiamy 4 razy mniej, niż za Zachodnią granicą, a kto pracował w Niemczech, ten wie, że Szwaby za 4 razy więcej, robią 4 razy mniej.
Najbardziej rozśmiesza mnie filozofowanie samozwańczej “intieligjencji”, która zaczęła gęgać, tak jak gdyby odkryli nową planetę w kosmosie, że “żeby dać, trzeba zabrać”. A portal Lisa naśmiewał się z “idiotów Polaczków”, bo wg sondażu nie każdy wiedział, że kasa na 500+ nie pochodzi “z naszych podatków”, a np. “pieniędzy rządowych”. Redaktorzy “Natemat” okazali się jeszcze głupsi od tych, z których się śmiali, bo w wśród proponowanych odpowiedzi w sondażu nie było opcji “z kredytu”. Stąd jest kasa na 500+, a nie z “naszych podatków”.
No ale ten kredyt i tak będzie kiedyś spłacany z “pieniędzy rządowych” czyli właśnie z “naszych podatków”. Więc to jest kwestia horyzontu czasowego – bo nasz rząd (poza nielicznymi wyjątkami – np. aukcja LTE!) nie ma własnych pieniędzy a jedynie wpływy podatkowe.
Antex, nie rozśmieszaj mnie :) Np. dług publiczny Stanów Zjednoczonych wynosi w tej chwili 22,1 BILIONA dolarów. I to rośnie lawinowo, bo jak sprawdzałem to z 3-4 lata temu, to licznik pokazywał “marne” 17 bilionów. I Ty wierzysz w to, że ktoś będzie to spłacał? :) Niby jak?
Podobnie jest z długiem Polski, choć na mniejszą skalę. Jest on tak wielki, że niemożliwy do spłacenia.
Banki jakoś też się nie kwapią, żeby te długi egzekwować w sposób bardziej zdecydowany, a wręcz pożyczają dalej, wiedząc, że to niespłacalne. Dlatego, że w bandycki sposób zapewniły sobie monopol na tym polu (Prawo w chyba żadnym państwie nie pozwala na to, by kraj sam sobie udzielał pożyczki). A dwa, nawet przy niskiej “stopie zwrotu” i tak zgarniają kokosy na tych kredytach. Bo to nie wymaga żadnych kosztów inwestycyjnych. Wkładasz zero (kreujesz wirtualny pieniądz elektroniczny). Wyciągasz pożyczoną kwotę z horrendalnym i odsetkami.
Jak świat światem, państwa bankrutowały i bankrutować będą. Potem znowu zaczynają pożyczać i pożyczać. I tak w kółko. W średniowieczu król mógł pokazać środkowy palec wierzycielom i pogrozić wojskiem. Dzisiaj jest trochę gorzej, bo Żydzi posiadają już armię. I to nie byle jaką, bo najpotężniejszą na świecie w postaci US Army. Więc ogłosić bankructwo już tak łatwo nie jest, ale kiedyś ta lawina ruszy, jak banki stwierdzą, że więcej od ludzi wydoić się już nie da.
Z rekompensowaniem krzywd to jest tak:
Najpierw należy przestać krzywdzić, a potem należy zadośćuczynić własnym kosztem.
W przypadku socjalu nie chodzi raczej o rekompensowanie komukolwiek skutków bandytyzmu, ale o utrzymanie się u władzy.
Dlatego rząd nie przestaje “okradać polskich pracowników z owoców ich pracy”, tylko dzieli się łupami z częścią okradzionych.
Długi są nieustannie spłacane, co nie znaczy, że zostaną kiedyś spłacone.
Marku, miałem na myśli, że zaciągnięte długi nigdy nie zostaną spłacone w całości. Dzięki za uwagę.
Teraz część polemiczna:
Piszesz, że rząd nie przestaje okradać pracowników z owoców ich pracy. Przepraszam, w pewnym sensie też (urzędnicy, funkcjonariusze, oświata), ale to nie rząd jest głównym pracodawcą w Polsce, tylko firmy prywatne z rodowodem komunistycznym, bądź korporacje z kapitałem zagranicznym. One płacą 1/4 wynagrodzenia zachodniego. Na tym polega ta kradzież.
Migorze, zgadzam się, że zaniżanie wynagrodzenia to forma kradzieży, jednak według mnie głównym złodziejem jest rząd, mimo, że nie jest on głównym pracodawcą. Odbieranie i marnowanie większości naszych owoców pracy w formie podatków (efektywnie ponad 60%), do tego pod przymusem?
Państwo – teoretycznie – powinno być formą organizacji narodu, dbającą o jego interesy, a przede wszystkim – bezpieczeństwo. Cała reszta to uzurpacja, korupcja, rozbój.
Ogromna większość firm działa z pogwałceniem podstawowych zasad moralnych, jednak podpisujemy z nimi umowy dobrowolnie. Tymczasem według konstytucji jesteśmy suwerenem, a w rzeczywistości – dojną krową i niewolnikami, a także idiotycznie pożytecznym tłem dla “polityki” (“elektoratem”).
Jeśli korporacje są złodziejami, to rząd jest wiarołomnym strażnikiem, który za kilka srebrników otwiera im bramy lub pozwala robić podkopy pod ogrodzeniem. Zdrada w społecznościach posiadających zdrową etykę była zawsze uważana za przestępstwo cięższe niż kradzież, a nawet – za zbrodnię.
Gdyby PiS wprowadzał jakieś konkretne reformy i napotykał opór, to ja bym przyklasnął takiej dyktaturze. Tylko po co pisowi taka władza? Żeby lepiej wykonywać polecenie Izraela? Intensywniej dopłacać do importu samochodów elektrycznych? PiS nie ma żadnego planu gospodarczego, a większość jego awantur okazała się ugraną z PO socjotechniką pozorowanego konfliktu.
Ziemkiewicz to publicysta prożydowski, więc z jego punktu widzenia PIS mógłby być dyktaturą.