Trudno nazwać kradnącego, robiącego lewe interesy (nieuczciwego kapitalistę) człowiekiem prawym, człowiekiem prawicy.
Pewna cześć tzw. współczesnych kapitalistów (małych i dużych) to lewacy z krwi i kości, nie kierujący się w życiu żadną etyczną miarą – zgodnie z powiedzeniem:
Nie jestem już żaden smarkacz, nie nazywam Polski Ojczyzną.
Dla mnie najlepszą jest miarka – geszeftu w sojuszu z lewizną.
W strukturach realnej władzy każda oligarchia, niezależnie od politycznego szyldu za którym się ukrywa, jest tak samo zdegenerowana. Pewne formy władzy i własności są przyznawane kastowym przywilejem lub są bonusem uzyskanym w zamian za lojalność na poziomie niewolnika.
Stosując kryterium etyczne, trzeba uznać, że wielu kapitalistów to zwykli lewacy.
Lewak to człowiek niemoralny, dla którego celem głównym jest własna korzyść w formie materialnej i jakiejkolwiek innej, uzyskana w sposób nieuczciwy kosztem bliźniego. Celem lewicy są również cele ideologiczne na które współczesne lewactwo pozyskuje środki od poszczególnych kapitalistów z korporacji, banksterów i innych majętnych degeneratów.
Mówiąc najkrócej: lewica to inna orientacja moralna, stan umysłu i ducha, czyli osoby myślące inaczej, inteligentne inaczej, przyzwoite inaczej – nie mieszczące się w normie etycznej – wykraczające poza granicę normalności.
______________________________________________________________________________________________________________
Definiowanie świata, a raczej zachowań ludzkich w kategorii prawica – lewica tylko zaciemnia obraz, a chyba nawet uniemożliwia dotarcie do prawdy.
Podstawowym błędem (no jednym z najważniejszych), z którego wyrasta większość patologii to przekonanie , że nie ma prawdy obiektywnej, że nikt, poza mną samym nie może wiedzieć, co dla mnie jest dobre. Jeżeli więc uznam upijanie się dobre dla mnie to to jest dobre [dla mnie, a więc dla wszystkich],jeżeli uznam, że zabicie sąsiada jest dla mnie dobre, ups… no tutaj, (na razie?) większość się zawaha,
…ale jeżeli ten sąsiad nie zdążył się narodzić, to już niekoniecznie.
Wracając do meritum, czyli opisanego wyżej kapitalizmu, przyjmuję założenie, że każdy chce czynić dobro, no ale jeżeli wbito mu w głowę, że niemożliwe jest rozpoznanie co jest obiektywnie dobre, wówczas kieruje się mniej więcej taką zasadą:
Na podobnej zasadzie można scharakteryzować socjalizm:
To, że “współczesne lewactwo pozyskuje środki od poszczególnych kapitalistów z korporacji, banksterów i innych majętnych degeneratów” na własne cele dowodzi właśnie tego, że cele tych handełesów są jak najbardziej zbieżne z celami lewactwa, a można by się nawet pokusić o hipotezę, że lewactwo zostało stworzone przez handełesów, do realizacji ich celów, w myśl zasady: kto płaci, ten wymaga, ten wyznacza cele (nie dotyczy podatników).
Zatem nie jest słuszne stwierdzenie, że wielu kapitalistów to “zwykli lewacy”, oni nie są zwykłymi lewakami, oni są naczelnymi lewakami, oni są ich nieprzymuszonymi żywicielami, kierownikami ideologicznymi.
Lewak może z łatwością ripostować, w ten sposób charakteryzując “prawactwo”:
“Ponieważ znam prawdę obiektywną i wiem, że to, co jest dobre dla mnie, jest dobre także dla innych, więc choć samemu mnie na to nie stać, bo jestem grzeszny, każę innym robić to, czego nie wymagam nawet od siebie, bo tak chce Bóg.”
Będzie to całkiem uzasadnione, bo większość prawodawców “z prawej strony” afiszuje się pełnieniem woli Bożej, ale nie specjalnie widać to w ich wykonaniu i podobnie też postępowali komuniści, którzy byli równiejsi niż inni. Wrócimy tak do pata, który nie pozwoli nam ruszyć naprzód. Jak z tego pata wyjść?
Od stwierdzenia “Prawda obiektywna istnieje i jest poznawalna” do “Poznałem już całą prawdę” daleka droga.
Potrzebne są odpowiednie metody wnioskowania, badania, dowodzenia, etc.. Droga taka nie jest wolna od błędów…
Ale nie da się tego zrobić bez tego pierwszego kroku, czyli przyjęcia, że prawda obiektywna istnieje i jest poznawalna.
Podejrzewam, że większość ustawodawców (i nie tylko oni) wyznaje pogląd o nieistnieniu prawdy. Gdyby bowiem sądzili, że prawda istnieje, to możliwe byłoby ich przekonanie, czyli pokazanie im prawdy.
Zresztą, w wymienionym przykładzie:
“Ponieważ znam prawdę obiektywną i wiem, że to, co jest dobre dla mnie, jest dobre także dla innych, więc choć samemu mnie na to nie stać, bo jestem grzeszny, każę innym robić to, czego nie wymagam nawet od siebie, bo tak chce Bóg”
nie mamy do czynienia z prawdą obiektywną, wbrew temu co jest zawarte w słowach, gdyż ostateczną miarą prawdziwości jest “podmiot liryczny”, to on zna prawdę, to on wie co jest dobre, i prawda ta [jego prawda] nie podlega weryfikacji, tylko wykonaniu.
Kiedy Bóg posyłał swoich posłańców, zawsze dawał jakiś znak, dowód prawdziwości, jakiś cud, który ponad wszelką wątpliwość dowodził posłannictwa. (Mojżesz i krzak gorejący np.)
Jeśli więc ktoś mówi: tak chce Bóg, to może by tak zapytać: udowodnij.
Nie trzeba od razu cudem, są m. in. przykazania, z których można wywieść prawo moralne.
Zaciemnia, tym bardziej, że dodatkowo podstawia się pod te pojęcia fałszywe desygnaty. Zamiast tego podziału powinniśmy różnicować na dobro i zło, prawdę i kłamstwo, poznawać po owocach.
Podział na dobro i zło jest pierwotne, a lewica powstała w okolicach Rewolucji Francuskiej.
Niektórzy są zwykłymi, a inni rzeczywiście jako bardziej zaawansowani są “kierownikami ideologicznymi”.
Łatwo jest dowieść tylko podstawowych prawd: “ja istnieję”, “właśnie powiedziałem, że ja istnieję” itp. Te są bezdyskusyjne.
Głównym zastrzeżeniem “neomarksistów” jest to, że tzw. “prawica” odwołuje się z interpretacją tego, co prawdziwe, do Boga, a wiedzę o Nim czerpie z pism, które uważa za natchnione. Należałoby najpierw im dowieść, że Bóg istnieje, a następnie, że natchnienie autorom Pisma Św. dał nie kto inny tylko sam Bóg.
W przeciwnym razie jest inny problem: korzystanie z takich źródeł implikuje zasady moralne, które z punktu widzenia rozumu nie są oczywiste, a na pewno trudne do dowiedzenia. Jak, na przykład, dowieść, poza Pismem, że czynności homoseksualne, autoerotyczne, czy uśmiercanie słabo rozwiniętego płodu to zło? Jak w ogóle zdefiniować zło i dobro poza prawdą obiektywną? Prawda obiektywna może być albo oczywista (świat istnieje), albo objawiona, albo w ważnych sprawach – trudna do wykazania. Schodzimy na pole filozofii, a tam batalia wymaga dużego poświęcenia obu stron.
To mówiąc, myślę właśnie o tym “pacie poznawczym”, który utrudnia dojście do wspólnej prawdy. Można to pewnie zignorować, żyć obok siebie i robić swoje.
Litości! (rzuciło mi się na myśl w pierwszym odruchu). Łojej! to może być trudne, i wymagać dużego wysiłku, nauki, studiów.
A niektórzy to by pewnie tak chcieli siąść (najlepiej nie za długo, żeby zdążyć przed… nie wiem co kto lubi serialem, wiadomościami czy nawet wieczornym nabożeństwem – tak wiem to inna kategoria) i żeby na nich spłynęło olśnienie, tak od razu, bez wysiłku.
Lewica się tego wysiłku nie boi, ktoś gdzieś zadał pytanie, ilu jest wśród lewicowych myślicieli ludzi z tytułem doktora, a ilu wśród prawicowych. Warte zastanowienia.
Punkt drugi, lewica, jak to już zostało wyżej ustalone jest finansowana przez ichnich kapitalistów, podział ról, kto umie robić handel, robi handel, kto umie robić ideologię, robi ideologię, jedni drugim zapewniają osłonę odpowiednio materialną i ideologiczną i razem prą do celu.
Prawica w sferze materialnej to wolnorynkizm, czyli każdy grabi jak najwięcej dla siebie, a filozofia jest trudna i czasochłonna, do tego trudno się sprzedaje (zwłaszcza prawdziwa), a z czegoś żyć trzeba. Pan Michalkiewicz podniósł ciekawą kwestię: “widział ktoś, żeby w sądzie przekupywano świadka, żeby mówił prawdę”.
Żeby zbudować coś solidnego potrzebne są te dwa fundamenty: i wiedza i materia.
To było pierwsze wrażenie, ale ta krótka wymiana komentarzy doprowadziła przecież do konkluzji, że do tego potrzebna jest filozofia, co dowodzi, że przy odrobinie dobrych chęci nagle okazuje się, że wiadomo, gdzie szukać, że “Schodzimy na pole filozofii, a tam batalia wymaga etc…” i stajemy z rozsypaną na podłodze szczęką: “łojej! wymaga, będzie trudno, a nawet może kosztować”. Ironizuję i wyolbrzymiam oczywiście.
Nie ma “pata poznawczego”, jest ignorancja, brak wiedzy i umiejętności ze strony jednej i świadome kłamanie z drugiej.(najważniejsi ideolodzy muszą być świadomi, że głoszą kłamstwo)
Przed rzeczowymi argumentami lewica ucieka jak może, bo wie, że jedyną jej bronią jest głupota ludzi prawicy.
Co oczywiste, nie każdy ma zdolności, nie każdemu jego obowiązki pozwalają na dogłębne studia filozofii, ale jakimi funduszami dysponuje np. x. Guz, a jakimi pan Sierakowski?
I dlaczego potrafię wymienić tylko x. Guza? :(
I tak można sobie ,excuses le mot, pierdzielić/opierdzielać się przez cale życie.
Filozoficznie.
Bo do uzasadniania życia na cudzy rachunek, własnego lenistwa,gnuśności etc. należy wykorzystać także i filozofię.A może przede wszystkim ?
Czy to były już ostatnie słowa Chestertona?
I właśnie dlatego to rewolucja wygra.
Bo rewolucja nie waha się odbierać, a kontrrewolucja może co najwyżej prosić, i liczyć na zrozumienie.
Rewolucja odbiera, część rozdaje, ale część przeznacza na pranie mózgów.
To rewolucja rozsyła seksedukatorów po szkołach bo ma fundusze, a kontrrewolucja …
Kontrrewolucja zabierając siłą sprzeniewierzyłaby się własnym zasadom, a na takie głupoty jak filozofia (Prawda), kultura, to żadem szanujący się wolnorynkista dobrowolnie nie zapłaci.
I dlatego to rewolucja ma przyszłość, bo to rewolucja uczy dzieci kontrrewolucjonistów, to rewolucja kształtuje im mózgi, a kontrrewolucjonista “robi pieniądze”, i od czasu do czasu powie, że “lewactwo jest be” bo takie zdanie nic nie kosztuje.
Rewolucja organizuje “manify”, rozdaje gazetki, w których wykłada swoją ideologię, rewolucja wystawia “Klątwy”, a kontrrewolucja może sobie co najwyżej różaniec pokutny odmówić. To też jest ważne i potrzebne, ale gdyby tak rozdawano przy okazji gazetki, albo chociaż małe ulotki idącym na to sztuczydło “Nie idźcie tam, jeśli chcecie obejrzeć dobrą sztukę idźcie lepiej” i tu adres dobrego, kontrrewolucyjnego przedstawienia. Nuale nima, czy jest?. Bo czy kontrrewolucjonista z własnej, nieprzymuszonej woli wrzuci grosik na dobry teatr.
“Nie płacę Owsiakowi” to tak, ale czy zamiast Wośpiakowi kontrrewolucjonista przeznaczy dobrowolnie na inne cele, czy jest uradowany, że ma więcej dla siebie?
Na książkę? na teatr? Na tacę? etc…
Nie ma się co łudzić, rewolucja nie odda kultury, a to kultura, to edukacja kształtuje myślenie przyszłych pokoleń, dlatego trzeba budować kulturę alternatywną, edukację alternatywną, etc…
Bo, excuses le mot, pierdzieleniem o wolnym rynku rewolucji się nie pokona.
Nie musi tak być :-)
Jak na razie, rewolucja trwa i przynosi cały ogrom złych owoców. Najbardziej mnie zasmuca ślepota ludzka, ślepota Polaków. Po rewolucjach francuskiej, bolszewickiej mamy nowe natarcie. Wróg nie jest u naszych bram, lecz jest w naszym Domu. W szkołach, teatrach, uczelniach, mediach.
Sposób wydaje się prosty – zmienić prawo, zlikwidować ogniska zarazy i wyrzucić wszystkich degeneratów na zbity pysk. Niestety, większość wytresowanego społeczeństwa nie tylko boi się nawet mówić podobne rzeczy, ale podejrzewam, że nawet myśleć w podobny sposób.
Poza tym ,a może przede wszystkim,jest całkiem spora kasta tych, którzy w tym rozdaniu całkiem nieźle żyją, a mają wstręt do pracy, wrodzoną niezdolność itd.
Szatan wszak wie na czym budować.
Wolne żarty ;)
itd..
No właśnie większość jest tresowana przez rewolucję, bo rewolucja ma na to finanse. Natomiast większość tego “oświeconego” społeczeństwa boi się nawet pomyśleć, że od’tresowywanie musi kosztować, że nie da się wszystkiego załatwić jojczeniem, jaka ta lewica jest nieładna, że trzeba mieć jakąś alternatywę, na “klątwy”, na gazetki manifowe, nawet w tej wymianie komentarzy zobaczyć można (Space wołanie jak ich przekonać, bo ja nie wiem), że są między rewolucją ludzie, którzy szukają, którzy pytają ale trafiają tylko na rewolucyjnych treserów, bo po drugiej, (po naszej) stronie nikt nie robi filozofii, bo nawet jeśli, jak powyżej Zapinio, już nawet gotowi są przyznać rację, że filozofia jest potrzebna, “nuale jest spora kasta, którzy na tym żerują”. Pewnie że jest, i takich trzeba filtrować, oczywiście że trzeba mądrze dysponować finansami, trzeba patrzeć kogo i jak finansować, ale fundusze na filozofię (antypropagandę), na kulturę, na kościół trzeba mieć.
Jęczeć na lemingozę można, może będzie skuteczne na jednego, dwóch, może dwóch kolejnych będzie mieć tyle samozaparcia, że sami znajdą Prawdę, ale reszta…
Na nich czeka rewolucja, bo rewolucja ma itd…
Kościół szkoła strzelnica mennica.
Zlikwidujmy finansowanie “sztuki” z budżetu – woła Grzegorz Braun, postulat słuszny, ale nierealny, bo rewolucja nie pozwoli sobie tego ot tak odebrać.
Żeby im odebrać, żeby ich rozliczyć sposób wydaje się prosty – zmienić prawo.
Można zrobić na sposób siłowy, wziąć za pysk i zmienić prawo, ale do tego trzeba mieć kilka dywizji wiernych żołnierzy i nie wiadomo co sojusznicy Na-to.
Można na sposób demokratyczny, czyli wygrać wybory, ale do tego trzeba mieć elektorat, aktualnie z tym trudno, ale można by wychować elektorat, ale na filozofię, na kulturę to szkoda pieniędzy, a poza tym tylu cwaniaków na tym żeruje. Więc wychowanie robi rewolucja, i to rewolucja wygra, tu na ziemi, i chyba tylko cud od Boga może coś zmienić.
Nie wygra się z rewolucją prostymi sposobami, ani nawet sposobami trudnymi, ale jedynie kosztownymi, trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć kontrrewolucja kosztuje, i dopóki nie ma wystarczająco dużo ludzi gotowych przeznaczać część własnych zysków, (czasu, bezinteresownych działań, kogo jakim talentem Bóg obdarzył) na antyrewolucję, nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo.
Na nienawiść zebrano w krótkim czasie ponad sto tysięcy (nie śledziłem dokładnie – chodzi o sejczento dla “ofiary” z Oświęcimia).
I właśnie dlatego to rewolucja wygra.
Kontrrewolucja rzeczywiście musi kosztować. Musi najpierw odbyć się przestawienie duchowej busoli, zrozumienie z czym mamy do czynienia, a potem intensywne działanie, które jest konieczne. Działanie na wszystkich możliwych wojennych frontach, bo mamy wojnę (rewolucję).
Żadne działanie nie wyklucza drugiego. Praca od podstaw nie wyklucza działań konkretnych i ofensywnych np.
Znane słowa “nie wiedzą ,co czynią” odnoszą się również do tych, którzy nic nie robią – być może również dlatego, że nie wiedzą lub mało wiedzą, nie rozumieją nic z tego co się dzieje. Powinniśmy starać się ich uświadamiać. Niezwykle ważnym jest np. nazywanie rzeczy po imieniu.