Starsi ludzie pamiętają przezabawną piosenkę Kazimierza Grześkowiaka pod tym właśnie tytułem. Nie sądzę żeby Grześkowiak chciał obrazić ludzi ze wsi. Ludzie hodujący zwierzęta w celach użytkowych z konieczności muszą się wyzbyć głupawego sentymentalizmu charakterystycznego dla paniuś, które toczą batalie w obronie karpia czy indyka postulując jednocześnie całkowitą swobodę zabijania nienarodzonych dzieci. Prawa strona sceny politycznej nie bez przyczyny uważa ekologów i obrońców środowiska naturalnego za lewactwo szukające sobie zastępczego proletariatu. Czym innym jest jednak rezerwa wobec ekologów, którzy z ochrony przyrody zrobili sobie sposób na życie, a zupełnie czymś innym wrogość do świata przyrody przejawiająca się w niepotrzebnym jej niszczeniu dla zaspokojenia jakiejś prymitywnej satysfakcji czerpanej z odbierania życia. Karykaturalną postacią tej satysfakcji jest widok niedzielnego spacerowicza z zapamiętaniem mordującego kreta czy polną mysz.
Kilka miesięcy temu pewien przedstawiający się jako urzędnik gminy człowiek wywieszał na drzewach skwerku na rogu Poznańskiej i Wspólnej w Warszawie kartki zabraniające dokarmiania ptaków. Ptaki były również straszone petardami i przeganiane. Szczyty morderczych skłonności zaprezentowała wspólnota zarządzająca niesławną kamienicą przy Noakowskiego 12, która zainstalowała na oknach specjalnie zaostrzone pręty aby nabijały się na nie lądujące na parapetach gołębie. Dokładnie jak w piosence Grześkowiaka-„ jak się żywe napatoczy, nie pożyje se a juści”.
Od dawna dyskutowano nad koniecznością zliberalizowania ustawodawstwa dotyczącego wycinania drzew. Rozważne były problemy właścicieli domków jednorodzinnych z wycięciem zbędnych drzew a także horrendalne kary nakładane na nieszczęśników, którzy dali się złapać na bezprawnej wycince. Jak wiemy przepisy zmieniły się i właściciel gruntu nie musi się już starać o pozwolenie na wycięcie zbędnych mu drzew. Natychmiast skorzystał z tego prywatny podobno właściciel skwerku przed gminą Śródmieście, który ogołocił z drzew skwerek przed budynkiem przy ulicy Nowogrodzkiej. Była to jedna z ostatnich enklaw zieleni w Śródmieściu. Pomijając względy estetyczne- w sytuacji gdy nieustannie straszy się mieszkańców smogiem spowijającym rzekomo polskie miasta, wycinanie drzew, które w procesie asymilacji wykorzystują dwutlenek węgla jest działaniem co najmniej głupim. Jak Polska długa i szeroka, korzystając z prawa własności wycinają drzewa gminy, których władze dały się „przekonać” inwestorom do zwolnienia terenu pod inwestycje czy zabudowę. Obawiam się, że ta mająca w zamierzeniu ułatwić życie obywatelom ustawa stanie się wyjątkowo kryminogenna.
Cóż zresztą oznacza własność gminy. Czy jest to własność jej urzędników?
„Państwo to ja”- zwykł mówić Ludwik XIV Król Słońce. „Gmina to ja”- wydaje się mówić każdy urzędnik gminy. A przecież powinien mieć świadomość, że jest tylko wynajętym przez suwerena czyli mieszkańców gminy zarządcą i we wszystkich ważnych sprawach powinien konsultować się z tymi mieszkańcami.
Jeszcze w kwestii smogu. Mniej odporni na propagandę zaczynają nosić na ulicach maseczki, wywożą dzieci do rodziny na wsi, boją się otwierać okna. Zwolennicy teorii spiskowych zastanawiają się jaki jest cel tego straszenia ludzi. Czy faktycznie władze chcą zakazać używania drewna i węgla w charakterze opału? Przecież ludzi biednych nie będzie stać na ogrzewanie gazowe czy olejowe. A może ma to przekonać społeczeństwo do energetyki jądrowej?
Charakterystyczne jest, że gdy media na całym świecie piszą o aktualnych problemach w Fukushimie, z których najistotniejszym jest wyciek substancji radioaktywnych do wód gruntowych a stamtąd do Oceanu Spokojnego co grozi skażeniem wód całej kuli ziemskiej nasze media zajmują się smogiem i papierowymi maseczkami, które rzekomo mają przed nim chronić. Jak się okazuje nie tylko Rosjanie lecz o wiele wyżej stojący technologicznie Japończycy nie są sobie w stanie poradzić z opanowaniem skutków katastrofy elektrowni jądrowej. Gorącym zwolennikom energetyki jądrowej chciałabym przypomnieć mecz, który rozsławił Polskę na cały świat. Podczas tego meczu, w trakcie ulewnego deszczu, nasz Stadion Narodowy zamienił się w basen narodowy, a kibice pływali po murawie żabką. Wszystko dlatego, że projektant nie poradził sobie z konstrukcją zamykanego dachu nad stadionem. Dam inny, jeszcze lepszy przykład. Szpital dziecięcy przy ulicy Trojdena, który zastąpił szpital przy ulicy Litewskiej został zaprojektowany z takim brakiem wyobraźni, że do windy nie mieści się łózko z małym pacjentem i dziecko musi być n.p. na USG wnoszone na rękach przez personel. A przecież zarówno katastrofa w Czarnobylu jak i w Fukushimie wynikły z braku wyobraźni inżynierów. W Czarnobylu panowie inżynierowie robili sobie eksperymenty, nad którymi nie potrafili potem zapanować, w Fukushimie nie przewidzieli skutków częstego przecież w tym rejonie trzęsienia ziemi. Czy naprawdę ludzie, którzy mają kłopoty ze zbudowaniem nie przeciekającego dachu powinni zajmować się energetyką jądrową?
Doskonale rozumiem niechęć wobec ochrony przyrody w kraju, w którym brakuje pieniędzy na leczenie chorych dzieci. Niechęć tę wzmaga absurdalność ustawodawstwa i praktyki w tej dziedzinie. Absurdalne jest na przykład, że pies, który uciekł właścicielowi i spędza w schronisku na Paluchu tylko jedną noc zostaje na koszt podatnika zaszczepiony przeciwko wszelkim zwierzęcym chorobom, odrobaczony, odpchlony ( niezależnie od jego faktycznego stanu), a na pożegnanie właściciel dostaje w prezencie smycz. To bardzo miłe ale zupełnie zbędne. Przynosi to korzyść nie zwierzęciu lecz zapewne realizatorom tego programu przesadnej opieki.
Nie przenośmy jednak naszego zniecierpliwienia wobec niemądrych ustaw na bezbronne zwierzęta i drzewa. Miejskie ptaki są ozdobą miasta nawet jeżeli trochę brudzą. A drzewa w przestrzeni publicznej są nie tylko ozdobą lecz są nam wręcz niezbędne do życia.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
______________________________________________________________________________________________________________
Dodaj komentarz