Dziś [27.02.2017] Eli Barbur napisał {TUTAJ (link is external)}:
“Amerykański prezydent Donald Trump nie odpuszcza w energicznej kampanii przeciw tzw. mainstreamowym mediom, które jego zdaniem kłamią w oparciu o wymyślane przez siebie źródła. Trump określa media mianem wroga publicznego numer jeden – w weekendzie zrezygnował z udziału w tradycyjnym dinnerze z korespondentami w Białym Domu. (…) żaden prezydent USA jeszcze z 20 lat temu nie dałby rady w walce z wielkimi mediami, gdyby nie dysponował, jak teraz Trump, internetem umożliwiającym bezpośredni kontakt z narodem. Wcale bym się też nie zdziwił, gdyby Trump postanowił całkiem wystawić media za drzwi z Białego Domu.”.
Wczoraj pisał też {TUTAJ (link is external)} o tym “Fakt”:
“Donald Trump zapowiedział, że nie weźmie udziału w dorocznej kolacji dla korespondentów akredytowanych przy Białym Domu zaplanowanej na 29 kwietnia w Waszyngtonie. Prezydent USA o swojej nieobecności poinformował za pomocą Twittera, co świadczy o jego niechęci do mediów. Trump uważa liberalne media za swoich wrogów.
Doroczna kolacja dla korespondentów przyciąga dziennikarzy, osoby znane z pierwszych stron gazet oraz polityków. Trump zdecydował, że nie pojawi się na tym wydarzeniu. Wynika to z napiętych relacji między prezydentem USA a mediami liberalnymi. Donald Trump uważa je za „wroga narodu” – informuje agencja Reuters (…)
Reuters przypomina również, że w piątek 25.02.2017] Biały Dom wykluczył niektóre media z nieformalnego briefingu sekretarza prasowego Seana Spicera. Wśród pominiętych znaleźli się m.in. dziennikarze telewizji CNN, dzienników „The New York Times” i „The Los Angeles Times”, wykluczono również przedstawicieli serwisów internetowych Politico i BuzzFeed.
Na briefing zaproszenie otrzymały media konserwatywne, m.in. One America News Network i Breitbart News, które są sprzymierzeńcami nowej administracji. Obecni byli też dziennikarze Reutersa, telewizji Bloomberg, CBS, ABC i Fox News oraz Hearst Newspapers. Briefing, z wyłączeniem kamer, odbył się nie w sali prasowej Białego Domu, ale w biurze Spicera przy wyłączonych kamerach. Można było rejestrować jedynie dźwięk.”.
Widać z tego jasno, że Donald Trump nie ma zamiaru patyczkować się z wrogimi mu mediami. Uważam, iż zwolennicy i politycy PiS powinni go naśladować i unikać pokazywania się w TVN, “Gazecie Wyborczej”, czy “Newsweeku”. Trzeba pozbyć się “parcia na szkło”. Na razie bowiem sytuacja wygląda tak, że ludzie PiS biegają do wymienionych wyżej mediów, wypinają w nich gołe tyłki, dostają tęgie baty – a potem płaczą, trzymając się za obolałe części ciała.
Ostatnim tego przykładem jest wczorajsza wiadomość z portalu Niezalezna.pl “Jak działa TVN… Na własnej skórze przekonał się o tym profesor Zybertowicz” {TUTAJ (link is external)}. Czytamy w niej:
“Jak wygląda praca propagandysty i w jaki sposób przygotować udaną manipulację? Dzisiaj miał okazję przekonać się o tym prof. Andrzej Zybertowicz, którego zaczepiła dziennikarka TVN próbująca umówić się z nim na wywiad.
Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie pewien szczegół, na który zwrócił uwagę profesor.
Andrzej Zybertowicz @AndZyberto
Nie fair.
Przed chwilą: pani z mikrofonem z logo @TVN w holu po@Sniadanie_ZET negocjuje ze mną ewentualną wypowiedź a kamera już to nagrywa
10:19 – 26 lut 2017”.
Pytanie: Czego właściwie profesor spodziewał się po TVN? Dlaczego nie posłał od razu tej dziennikarki do diabła? Trump na jego miejscu na pewno by tak zrobił.
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. Brendan SMIALOWSKI / AFP
Ostatnio Witold Gadowski zadał publicznie pytanie: Dlaczego politycy PiS chodzą do TVN?
Moim zdaniem motyw związany z chęcią dotarcia do grupy docelowej, którą określam jako “mediopaci”, nie wytrzymuje w konfrontacji z rzeczywistością ze względu na przejawiany chroniczny brak umiejętności rozbijania kłamliwej narracji przez polityków PiS.
Odnoszę wrażenie, że PiS boi się własnego cienia, a co dopiero cienia wyimaginowanego, rzucanego przez antypolskie media.
PiS nic nie zrobi bo przecież musi udowodnić różnym Szulcom, Junkrom i Timeramsom jak bardzo się mylą i jak bardzo miłuje demokrację i pluralizm.
A na poważnie – wydaje się, że PiS nigdy nie rozumiał i dalej nie rozumie absolutnie kluczowej roli mediów w zarządzaniu współczesną demokracją. To już nie te czasy gdy liczyła się chamska siła wojska i milicji, ale do nich to jakoś nie dociera. Tak samo jak nie dociera, że prawda nie obroni się sama mimo, że na własnej skórze mocno tego doświadczał.
Chyba po prostu nie została odrobiona praca myślowa co widać zresztą nie tylko w tej dziedzinie.
Mogliby tam chodzić – tylko ich antenę należałoby wykorzystać do pokazania ich kłamstw i manipulacji. Za darmo – za pieniądze TVN. Spokojnie, grzecznie – ale twardo. A tak – to mogą tylko narzekać – “Ukrzywdził nas wróg – jak on tak mógł”…
Świat dez-informacji
(…)
Zawodność ludzkiego poznania wiąże się z tym, że nasze umysły są przede wszystkim uczulone na rozpoznawanie nagłych zmian warunków otoczenia. Wyraźne zmiany budzą naszą czujność. Jednak gdy otoczenie przekształca się powoli, wtedy zmiany lekceważymy lub w ogóle ich nie dostrzegamy
(…)
Era dezinformacji
Do chwili Brexitu na Zachodzie głębokość zmian w sferze komunikacji dostrzegana była tylko przez niedużą grupę fanów i badaczy nowych mediów (w Polsce plusy na tym polu trzeba dopisać przy nazwisku „Eryk Mistewicz”). Od sukcesu Donalda Trumpa przebudzonych przybyło skokowo.
Co takiego się wydarzyło? Dostrzeżono, że nastąpiło przekształcenie natury obiegu informacji (z punktu widzenia wartości tradycyjnych powiemy: odkształcenie). Zaburzone zostały relacje między prawdą a fałszem. Między tym, co istotne a co nieistotne. Między tym, co duże a co małe. Między tym, co szybkie a co powolne. Między faktem i fikcją.
Dawniej kluczowy wpływ na społeczną przestrzeń informacyjną mieli dysponenci dużych pudeł rezonansowych – właściciele lub kontrolerzy stacji telewizyjnych lub całych konglomeratów medialnych. Wystarczyło, żeby któryś z gigantów tego środowiska wysłał sygnał, a szefowie mediów z różnych, zdawałoby się, klimatów politycznych uzgadniali, co nagłośnić, a co zamieść pod dywan. Nawet samo upowszechnienie się Internetu niewiele zmieniło, gdyż informacja niewygodna dla bogatych i potężnych często lądowała na małym, nikomu nie znanym portalu, bez większych szans na przedostanie się do głównego nurtu obiegu informacji. Trzeba było dużo zainwestować, by wpływać na nastroje mas.
W ostatnich kilku latach sprzężenie mediów społecznościowych ze smartfonami wywróciło sprawy niemal do góry nogami. Pomysłowy mem, skandalizujący filmik trafiające w ludzkie odruchy poznawcze są w stanie niemal z dnia na dzień przesterować ludzkie nastroje, sympatie polityczne na wielką skalę. Nie tylko pewne fakty trudniej ukryć, ale też pewne informacje – na przykład ważne dla państwa i biznesu – trudniej skutecznie nagłośnić, trudniej jest im przebić się w histerycznym infozgiełku.
Dziś w zalewie informacji coraz trudniej jest rozpoznać potencjalne efekty kaskadowe: sytuacje charakteryzujące się tym, że początkowo drobny impuls (niewinny, zdawałoby się, skandalik, ot taki tyci, tyci) nagle ogniskuje uwagę milionów internautów i wymusza poważne polityczne reakcje. Że na bardzo malutkim ogniu – jeśli tylko będzie płonął cały czas – można ugotować spory garnek z wodą pełen wesoło kumkających żab.
Przewagi autorytaryzmu
Nasze umysły stały się polem walki informacyjnej, której często w ogóle nie dostrzegamy. To może poważnie niepokoić. Wskażmy tylko na dwie powiązane ze sobą sprawy.
Po pierwsze, wiele wskazuje na to, że naturę nowej przestrzeni (dez)informacji o wiele wcześniej zrozumiały elity polityczne takich państw jak Rosja i Chiny. Właśnie w tych krajach powstały już jakiś czas temu nowoczesne maszyny do prowadzenia walki informacyjnej. Zachód jest na tym polu zacofany, a wnioski wyciąga z opóźnieniem.
Druga sprawa jest ściśle związana z powyższą. Wygląda na to, że systemy autorytarne z samej swej natury są znacznie lepiej wyposażone, aby radzić sobie z oceanem dezinformacji niż systemy demokracji liberalnej. Zatem o tym, kto i jak podgrzewa wodę w naszym garnku, będzie mój tekst kolejny.
Autor: Andrzej Zybertowicz
Gazeta Polska, nr 9 z 1 marca 2017 r.
Autor:
Andrzej Zybertowicz