Nie rozmiary naszych złych czynów są decydujące, ale to, jakimi jesteśmy ludźmi. – Czwartek, 25 lutego 2016 r.

Myśl dnia

Tylko szlachetne czyny są trwałe.

Sofokles

Słuchanie Prawa, czyli Bożych przykazań, oznacza złożenie nadziei w Bogu.
ks. Mariusz Szmajdziński
Wiara w życie po życiu jest przydatna tylko tym, którzy chcą wzrastać w miłości.
Mieczysław Łusiak SJ
 Gdy na jakiś czas usuniemy przyczyny namiętności, oddajmy się rozważaniu duchowemu.
Hezychiusz z Synaju
12745590_484424035093022_2094285008766478679_n
Chryste, zapominając o słowie Bożym i lekceważąc je, myślimy często tylko o sobie,
oddając się temu, co stanowi ziemską uciechę. Niech dociera ono do mnie, przemieniając serce.
Proś dziś Jezusa, by udzielał ci łaski Jego Ducha, abyś zawsze widział Go w ubogich i potrzebujących.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

CZWARTEK II TYGODNIA WIELKIEGO POSTU

Tekst Ewangelii niech stanie się dla ciebie inspiracją, by częściej zauważać ubogich wokół siebie.

PIERWSZE CZYTANIE  (Jr 17,5-10)

Błogosławiony, kto ufa Bogu

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

To mówi Pan Bóg:
„Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną.
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją! Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.
Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne. Któż je zgłębi? Ja, Pan, badam serce i doświadczam sumienie, bym mógł każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków”.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 1,1-2.3.4.6)

Refren: Błogosławiony, kto zaufał Panu.

Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych, +
nie wchodzi na drogę grzeszników *
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie *
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, *
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną, *
a wszystko, co czyni, jest udane.

Co innego grzesznicy: *
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych, *
a droga występnych zaginie.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swoją wytrwałość.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.


EWANGELIA  (Łk 16,19-31)

Przypowieść o Łazarzu i bogaczu

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do faryzeuszów:
„Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody.
Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany.
Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu».
Lecz Abraham odrzekł: «Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać».
Tamten rzekł: «Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki».
Lecz Abraham odparł: «Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają».
«Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą».
Odpowiedział mu: «Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą»”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Nadzieja złożona w Bogu

Wiemy i wierzymy, że Bóg w dniu ostatecznym odda każdemu człowiekowi według owoców jego uczynków. O tym właśnie mówi Ewangelia. Po śmierci aniołowie zanieśli Łazarza do nieba, gdzie już przebywał sprawiedliwy Abraham. Bogacz natomiast poszedł w miejsce męki piekielnej. Skąd to rozejście się? Nie bogactwo i ucztowanie, jakby się mogło wydawać, stały się przyczyną mąk piekielnych bogacza, ani też ubóstwo i choroby nie otworzyły nieba Łazarzowi. Mają Mojżesza i Proroków! Niech im będą posłuszni. Słuchanie Prawa, czyli Bożych przykazań, oznacza złożenie nadziei w Bogu. Bogacz swą nadzieję złożył całkowicie w bogactwach, a Łazarz – w Bogu. Po śmierci otrzymali według owoców swoich uczynków.

Chryste, zapominając o słowie Bożym i lekceważąc je, myślimy często tylko o sobie, oddając się temu, co stanowi ziemską uciechę. Niech dociera ono do mnie, przemieniając serce.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

____________________________

Dzień powszedni

0,14 / 9,26

Spróbuj na chwilę oderwać się myślami od dzisiejszych spraw i zadań. Za chwilę usłyszysz tekst Ewangelii dotyczący uczynków miłosierdzia. Proś Ducha Świętego, byś potrafił odnieść te słowa do swojego życia.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 16, 19-31

Jezus powiedział do faryzeuszów: «Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz, i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać”. Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”».Dzisiejsza Ewangelia w sposób wyraźny mówi o potrzebie zauważania ubogich. Zastanów się, jakie myśli i uczucia budzą się w tobie na widok osoby proszącej o pieniądze czy jedzenie? Czy widzisz w sobie spontaniczną chęć pomocy?

Uczynki miłosierdzia wyrażają istotę chrześcijaństwa. Są odzwierciedleniem tej miłości, jaką każdego dnia obdarza cię Bóg. Jeżeli chcesz się do Niego upodobnić, musisz widzieć potrzeby innych ludzi i starać się im w możliwy sobie sposób zaradzić. Uczynków miłosierdzia powinno być w twoim życiu jak najwięcej, a przynajmniej jeden dziennie.

Pan Jezus powiedział kiedyś świętej Siostrze Faustynie, że Jego miłosierdzie powinna odzwierciedlać w sobie każda dusza (Dz. 1148), a więc także ty jesteś wezwany do miłosierdzia. Tekst Ewangelii niech stanie się dla ciebie inspiracją, by częściej zauważać ubogich wokół siebie.

Jezus powiedział do faryzeuszów: «Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz, i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać”. Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”».

Proś dziś Jezusa, by udzielał ci łaski Jego Ducha, abyś zawsze widział Go w ubogich i potrzebujących.

http://modlitwawdrodze.pl/home/

___________________________

#Ewangelia: Po co egoistom wiara w nieśmiertelność?

Jezus powiedział do faryzeuszów: “Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody.
Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz, i został pogrzebany.
Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu».
Lecz Abraham odrzekł: «Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać».
Tamten rzekł: «Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki».
Lecz Abraham odparł: «Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają». «Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą». Odpowiedział mu: «Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą»”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Pojawienie się zmarłych może wzbudzić w człowieku przekonanie o życiu pozagrobowym. Na nic się to jednak nie zda, gdy chodzi o wyrzeczenie się egoizmu i przyjęcie postawy miłości jako swojego sposobu istnienia. Sama tylko wiara w życie pozagrobowe jest człowiekowi do niczego nie potrzebna, jeśli on nie chce kochać czystą, Bożą Miłością, bo i tak pójdzie do piekła – nie za karę, ale z własnego wyboru, z powodu odrzucenia miłości jako swojego sposobu bycia. Wiara w życie po życiu jest przydatna tylko tym, którzy chcą wzrastać w miłości. Dodaje im sił i odwagi do kroczenia tą drogą.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2780,ewangelia-po-co-egoistom-wiara-w-niesmiertelnosc.html

_________________________________

Znać serce (25 lutego 2016)

znac-serce-komentarz-liturgiczny

Jezus powiedział do faryzeuszów:

«Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody.

Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz, i został pogrzebany.

Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”.

Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać”.

Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”.

Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”» (Z rozdz. 16 Ewangelii wg św. Łukasza)

 

Serce w Biblii oznacza istotę człowieka.  Jeremiasz pisze o tym jak trudno to serce zrozumieć . Istotnie, niełatwo nam pojąć samych siebie, nasze własne decyzje wydają się nam być zaskakujące; Ewangelia, na przykładzie bogacza i Łazarza, pokazuje, co dzieje się z człowiekiem, który żyje bezmyślnie jak bogacz; bezmyślnie, bo nie słucha swego serca. Żebrak nie dokonał czynów niezwykłych, ale żył w zgodzie z własnym sumieniem, oddawał Bogu cześć… Bogacz miał duże możliwości, ale wszystkie zmarnował, koncentrując się na tym, co nie prowadziło go dalej, poza dzień bieżący. Poznać swoje serce, zobaczyć kim się jest! Jakie to ważne… Dlatego módlmy się słowami dzisiejszej kolekty:

 

Boże, Ty miłujesz niewinność i przywracasz ją grzesznikom, + zwracaj ku sobie nasze serca, abyśmy napełnieni gorliwością przez Ducha Świętego, * byli mocni w wierze i wytrwali w działaniu. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, + który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.

 

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Jr 17, 5-10; Łk 16, 19-31

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/02/25/znac-serce-25-lutego-2016/

_____________________________

Bł. Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997), założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości
No Greater Love

“U bramy… pałacu leżał żebrak”
 

Chrystus powiedział: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść” (Mt 25,35). Był głodny nie tylko chleba, ale także przyjaznej życzliwości, która sprawia, że czujemy się kochani, uznani, że jesteśmy kimś w czyichś oczach. Został oddarty nie tylko ubrań, ale także wszelkiej godności i uznania, ponieważ największą niesprawiedliwością, popełnioną wobec ubogiego, jest gardzenie nim ze względu na jego ubóstwo. Pozbawiono go nie tylko dachu… ale także doświadczył wyrzeczeń, jak ci, którzy są zamknięci, odrzuceni,wykluczeni, błąkający się po świecie bez nikogo, kto by się o nich troszczył.

Wyjdź na ulicę, bez innych słów, niż te. Spójrz na tego człowieka w kącie i podejdź do niego. Być może się on zdenerwuje, ale ty będziesz tam, przed nim, obecny. Musisz okazać obecność, która jest w tobie, poprzez miłość i uwagę, z którą zwracasz się do tego człowieka. Dlaczego? Ponieważ dla ciebie chodzi o Jezusa. Jezus – tak, ale który nie może cię przyjąć u siebie – oto powód, dla którego powinieneś umieć iść do Niego. Jezus – tak, ale ukryty w tej osobie przed tobą. Jezus, w najmniejszym z naszych braci (Mt 25,40), który nie tylko jest zgłodniały kawałka chleba, ale także miłości, uznania i liczenia się z nim.

__________________________________

 

____________________________________

Homilia

Skąd przychodzi szczęście?
Dzisiejszy, króciutki fragment z Księgi proroka Izajasza przedstawia nam bardzo ciekawy obraz człowieka. Pierwsze dwa zdania przedstawiają sytuację tego, który „pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę”, czyli tak naprawdę zdecydowanej większości ludzi. To określenie może wskazywać na kogoś, który planuje swoją przyszłość w oparciu o swoje możliwości. To człowiek zakochany w swoich marzeniach, który daje się im prowadzić i jednocześnie ciągle doświadczający niespełnienia. Jeremiasz porównuje go do zasadzonego na pustyni krzewu, który nie otrzymuje wystarczającej ilości wody. Człowiek, który czerpie siłę z siebie „nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście”. Wydaje się więc, że szczęście nie leży we mnie, w realizacji siebie, ale przychodzi do mnie z zewnątrz.

Ale skąd ono przychodzi?
Na to pytanie odpowiada następna część proroctwa, która opisuje człowieka pobożnego, „który pokłada ufność w Panu”. To ktoś, kto zanim podejmie wysiłek codziennych obowiązków pyta się o wolę Boga, o Jego plan na swoje życie. Czyni tak dlatego, że ufność pozwala mu odkryć, iż całe życie pochodzi od Boga. Zdolność kochania, służby, ofiarowania swojego życia, wolność od lęku pozwalająca ze swobodą podejmować wyzwania dnia – wszystko to rodzi się z zaufania, z codziennego radosnego wpatrywania się w miłość Ojca. Również wtedy gdy pojawiają się trudności, „w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców”. Człowiek wpatrzony w Boga może odważnie i z pokojem sercu wędrować przez życie, pewny celu swojej drogi.
Zdradliwe serce
Klucz do zrozumienia tej sytuacji to zdradliwe serce człowieka. Serce to jest pełne pięknych ideałów i mrocznych pożądań. Podążający za Jezusem Piotr z jednej strony deklarował gotowość oddania zań swojego życia a z drugiej przekonał się, że jest zdolny do przerażającej zdrady. Poddając się swojemu sercu stanął w poprzek drogi Jezusa do Jerozolimy i usłyszał od niego surowe słowa. Zaczął żałować dopiero gdy zobaczył swoje „zdradliwe serce”. A patrzeć na nie wcale nie jest łatwo. Judasz wolał odebrać sobie życie niż patrzeć na swój grzech. Piotra uratowało właśnie to, że spojrzał na Jezusa, jak kiedyś wcześniej gdy tonął na wzburzonych wodach Jeziora Galilejskiego. Ocaliło go zaufanie, że Pan zna jego serce.

Żebrak, który umarł szczęśliwy
W dzisiejszej ewangelii widzimy bogacza, który tak bardzo pogrążył się w zaspokajaniu własnych pragnień, że przestał widzieć świat i ludzi wokół siebie. Z drugiej strony mamy Łazarza, który z pewnością nie mógł liczyć na własne możliwości, ale wszystko przyjmował jako dar. Według powszechnej opinii bogacz umarł szczęśliwie a Łazarz w odbierającej nadzieję nędzy. Ale to tylko powierzchowna, zewnętrzna opinia. Na szczęście Łukasz pozwala nam zajrzeć głębiej i zobaczyć pustkę samolubnego bogacza, która na zawsze oddziela go od miłości i życie kwitnące w sercu Łazarza.

ks. Marcin Ciunel MS (Warszawa)
 
Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl
 
_________________________________

Czwartek 2 tygodnia Wielkiego Postu

Komu ufam? Jak wiele jestem w stanie powierzyć najbliższym mi osobom? Czy są wokół mnie ludzie, którym ufam bezgranicznie? – Dla każdego z nas są to bardzo ważne pytania. Każdy poszukuje oparcia. Szukamy osób, którzy okażą się naszymi przyjaciółmi, nie zdradzą nas, a w razie konieczności staną w naszej obronie. To wewnętrzne pragnienie wypływa z naszej natury i nie jesteśmy w stanie się go pozbyć. Jednak czy jest możliwe zaufanie drugiemu człowiekowi do końca? Czy jest możliwe bezgraniczne zaufanie sobie samemu i dokonywanym przez nas wyborom? Jedynym, który naprawdę zna serce człowieka, jest sam Bóg. On też wie, do czego jesteśmy zdolni i czego nam potrzeba. Czy więc nie warto zaufać przede wszystkim Jemu?

Komentarz do I czytania (Jr 17, 5-10)

Słowa przekazane Jeremiaszowi to przede wszystkim zachęta do roztropnego budowania ufności w swoim sercu. Ani drugi człowiek, ani nawet nasze własne serce nie może równać się z obietnicą prawości, jaką otrzymujemy od Boga, który jest wierny i prawdomówny. Tylko On daje całkowitą gwarancję spełnienia wszystkich danych obietnic. Człowiek może zawieść, serce może okazać się siedliskiem zamiarów i intencji, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Jedynie Bóg jawi się jako twierdza, w której może ukryć się każdy poszukujący pomocy i wsparcia. Błogosławiony, kto zaufał Panu.

Komentarz do Ewangelii (Łk 16, 19-31)

Roztropny budowniczy dobiera odpowiedni fundament do budowli, którą zamierza wznieść. Bogacz to typ człowieka pokładający nadzieję w dobrobycie i uciechach tego świata. Łazarz natomiast całe swoje życie oddaje Bogu, ufając Jego obietnicom. I choć pozornie los, jaki jest ich udziałem na ziemi, nie odpowiada naszym wyobrażeniom o Bożej sprawiedliwości, to, co stało się z nimi po śmierci, ukazuje, czym jest ta Boża sprawiedliwość. Jest to nauka dla każdego z nas, aby szukać zaufania u źródła mądrości u samego Boga, który nigdy nie zawiedzie. Życie na ziemi jest jedynie przedsionkiem wieczności. Warto zadbać o to, aby w momencie śmierci wypełniła się radosna nadzieja przebywania w domu Ojca.

Pomyśl:

  • Jak silne jest moje zaufanie pokładane w Bogu?
  • Co sprawia mi największą trudność w przyjęciu Jego Słowa? W jaki sposób próbuję pokonać te trudności?
  • Co dla mnie znaczy wyrażenie: życie wieczne?
  • Jak często przypominam sobie o obietnicy życia wiecznego?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/537

_________________________________

Ks. Zbigniew Sobolewski

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16,19-31)

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu jest bardzo długa, ale ciekawa. Można z niej wysnuć wiele pożytecznych wniosków. Można także łatwo spłycić jej sens. Takie niebezpieczeństwo pojawi się, gdy zechcemy zbyt szybko dotrzeć do puenty. O czym jest ta przypowieść? Jaką prawdę chce przekazać Jezus, opowiadając swoim słuchaczom dzieje ziemskie i nieziemskie bogacza oraz Łazarza?

Losy, które się splatają

Z bogactwa przypowieści dostrzeżmy najpierw to, że losy jej dwóch bohaterów się splatają. Żyją razem, ale jakby osobno. Należą do dwóch zupełnie innych światów, chociaż widują się codziennie. Geograficznie podzielają tę samą przestrzeń. Duchowo – są sobie obcy. Bogacz żyje dostatnio i przyjemnie. Jego dni wypełniają przyjemności i zabawy. Żadne troski nie psują mu humoru. Krótka charakterystyka życia bogacza: „ubierał się modnie i drogo” oraz „świetnie się bawił” stanowi doskonały opis ideału szczęśliwego życia, którego pragnęli nie tylko ludzie starożytności. Bogacz miał wszystko, o czym marzą nastolatki i ludzie dorośli.

Łazarz nie posiadał nic (jeśli nie liczyć wrzodów, które uprzykrzały mu życie, i pogardy lub obojętności, jaką okazywali mu przechodnie). Żył z jałmużny u progu pałacu bogacza. Jezus nie podaje wielu szczegółów, na podstawie których moglibyśmy sporządzić jego portret psychologiczny. „Pragnął nasycić się odpadkami”. Zadawalał się przyjaźnią psów. Być może był jednym z tych ubogich, którzy stracili wiarę w poprawę losu i dziękowali Bogu za kolejny – lepszy lub gorszy – dzień.

Życie jednego i drugiego skończyło się. Możemy mówić o Bożej sprawiedliwości, która poprzez śmierć kładzie kres ziemskiej egzystencji. Każdej. Jakakolwiek by ona nie była. Zarówno dni słoneczne, jak i pochmurne znają nieubłagane prawo przemijania czasu. Umierają żebracy i biedni. Umierają bogaci. Umierają także i ci, których dochody są większe niż niejednego państwa na świecie.

Jezus mówi, że śmierć jednych i drugich nie jest kresem ich życia. Uczy o trwaniu po śmierci. Ukazuje też, że los jednych i drugich nie jest jednakowy. Aniołowie „zanieśli Łazarza na łono Abrahama”; bogacz natomiast trafił do otchłani, gdzie został „pogrążony w mękach”. Jednak nawet tutaj los obydwu przedziwnie się splata. Tyle, że teraz bogacz cierpi, a Łazarz jest szczęśliwy. Bóg zaś stanął pomiędzy jednym i drugim jako ten, do którego należy sąd.

Łazarz i bogacz bez imienia

Wiele razy czytałem tę przypowieść, ale nigdy nie zwróciłem uwagi na pewien istotny szczegół. Znamy imię ubogiego – Łazarz (dzięki tej przypowieści weszło do języka potocznego jako synonim nędzarza, biedaka). Otóż – jak zauważa w jednej ze swoich książek Aleksandro Pronzato – tytułowy bogacz nie ma imienia. Jezus powiedział o nim „pewien człowiek bogaty”. Można by w tym doszukiwać się wyrazu szczególnej delikatności, a nawet litości Jezusa wobec bogacza. Nie chciał podać jego imienia – aby go nie pozbawić czci w oczach słuchaczy. Taka delikatność z pewnością jest godna pochwały i naśladowania. Niestety, często bywa tak, że piętnując czyjeś złe postępowanie, nie pamiętamy o tym. Podajemy dokładne dane osobowe. Ten i ten zrobił to i to. Wtedy najczęściej nie interesuje nas ostrzeżenie przed grzechem i odrzucenie go, ale potępienie grzesznika. Jezus nie podaje imienia potępionego bogacza i ma to swoje głębsze uzasadnienie, aniżeli delikatność lub kurtuazja. Imię dla słuchaczy Jezusa oznaczało osobę. Posiadać imię, to znaczyło być kimś. Często imię oznaczało Boże wybranie do jakiegoś specjalnego zadania. Szymon został nazwany Piotrem, gdyż Jezus chciał uczynić z niego Skałę, na której zbuduje swój Kościół. Szaweł z prześladowcy Jezusa stał się Pawłem Apostołem dla wszystkich narodów. Bogacz nie ma imienia. Jest nikim. Czyżby bogactwo było zbyt małą wartością, aby posiadać znaczenie? Czyżby inne wartości aniżeli materialne decydowały o tym, że jest się kimś wobec Boga i ludzi? Myślę, że właśnie o tym Chrystus chce nam przypomnieć. Bogacz zagubił się w swym bogactwie i poszukiwaniu przyjemności życiowych, ale nie uczyniły go one kimś wyjątkowym, niezwykłym. Nie nadały mu imienia. Pozostał w tłumie podobnych sobie chciwych doznań i wrażeń. Być może kupił sobie za życia „imię”, którym wzywali go przyjaciele i słudzy, ale jego imię nie zostało zapisane w „Księdze życia” (Ap 20,12), o której mówi Apokalipsa. Nie dostał kamyka z wypisanym imieniem (zob. Ap 2,17) pozwalającym mu przystąpić do wspólnoty świętych. Wydawało mu się, że jest bogaty, a był najbiedniejszym z ludzi. Podobnie dzieje się z tymi, którzy zabiegają o różne godności i tytuły, a nie troszczą się o zachowanie godności osobistej.

Natomiast Łazarz jest bogatszy od anonimowego bogacza. Ma imię. Swoim życiem wpisał się w serce Boga. Jezus go zapamiętał. Nie jest jednym z wielu żebraków. Jest kimś, kogo zna Jezus. My również na chrzcie świętym otrzymaliśmy imię, które wyróżnia nas spośród wielu innych osób. Bóg zna nasze imię. Zwraca się do nas po imieniu. Nie jesteśmy Mu obcy. Przypomina nam o tym św. Paweł: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef 2, 19-20). Mamy imię, które wyraża naszą godność dzieci Bożych. Przypowieść o bogaczu (bez imienia) i żebraku (który miał dobre imię) jest ostrzeżeniem dla nas. Tą przypowieścią Chrystus mówi nam: „Ceńcie sobie to. Zarabiajcie na dobre imię u Boga i bliźnich”.

Za co (tak naprawdę) bogacz został potępiony?

Jest to pytanie, które może niepokoić, zwłaszcza osoby majętne. Za co bogacz został potępiony? Czy za to, że posiadał wiele dóbr? Przecież niekoniecznie musiał nabyć je nieuczciwie. Czy za to, że korzystał z nich? Przecież mógł zrobić ze swoją własnością to, co chciał. A może dostatek oraz zabawa są grzeszne i obmierzłe Bogu?

Twierdzenie, że bogacz został potępiony z powodu posiadanego bogactwa, jest uproszczeniem. Przecież w historii Kościoła mamy wielu bogaczy, którzy zostali wyniesieni na ołtarze. Bogactwo samo w sobie nie jest naganne. Stare przysłowie nie bez racji mówi, że „lepiej być zdrowym niż chorym, młodym niż starym, bogatym niż biednym”. Bogacz został potępiony za to, że źle używał bogactwa. Zaślepiło go. Nie widział Łazarza. Stał się niewrażliwy na potrzeby bliźnich. Żył dla siebie. „W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (por. Łk 16,19-31) ku naszej przestrodze Jezus przedstawił obraz takiej duszy zniszczonej przez pychę i bogactwo, która sama stworzyła ogromną przepaść pomiędzy sobą a ubogim: przepaść, jaką jest zamknięcie w rozkoszach materialnych, przepaść, jaką jest zapomnienie o drugim, niezdolność kochania, która teraz przeradza się w palące i nie dające się zaspokoić pragnienie” (Spe salvi, nr 44).

Jeśli więc jesteśmy bogaci – dziękujmy za to Bogu, ponieważ to, co posiadamy, może ułatwiać nam życie, dać poczucie większego bezpieczeństwa ekonomicznego, pozwolić zrealizować własne pasje i marzenia. Jeśli jesteśmy ubodzy, cieszmy się z tego, co posiadamy, i czuwajmy, by nie popaść w nędzę. Wszyscy jednak – ubodzy i bogaci – strzeżmy się chciwości, która łatwo może opanować serce każdego człowieka. Weźmy sobie do serca pouczenie św. Pawła: „Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych, przeszyli wielu boleściami. Ty natomiast, o człowiecze Boży, uciekaj od tego rodzaju rzeczy, a podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością! Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany i o nim złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków” (1 Tm 6,7-12).

Bóg pozwala dosięgnąć siebie miłością

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu przygotowuje nas do przyjęcia prawdy o Sądzie Ostatecznym, podczas którego definitywnie zadecyduje się nasz los. „Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: on to zrobi. Obraz Sądu Ostatecznego nie jest przede wszystkim obrazem przerażającym, ale obrazem nadziei; dla nas – być może – nawet decydującym. Czyż nie jest jednak obrazem zatrważającym? Powiedziałbym: obrazem mówiącym o odpowiedzialności” (Spe salvi, nr 44). Bóg stwarza nam okazje do zasługiwania na niebo. Przychodzi do nas w bliźnich potrzebujących pomocy. Nie tylko w ubogich materialnie, obcych, którzy proszą o pieniądze… Bóg przychodzi do nas i pozwala nam wyświadczać Mu dobro w naszych domownikach; bliskich, z którymi jesteśmy na co dzień w rodzinie lub pracy, w naszej parafii, wiosce lub dzielnicy. Wiemy, w jaki sposób możemy okazać Bogu naszą miłość. Jak dosięgnąć Go, aby niejako „uczynić naszym dłużnikiem”, na co chętnie przystaje. Adwent przypomina nam o powtórnym przyjściu Chrystusa w chwale na ziemię. Obyśmy ten czas wykorzystali na gromadzenie czynów miłości, które staną się dla Niego pretekstem do nieskończonego daru – zbawienia.

opr. aw/aw

 

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/M/MR/echo-50-2009-rozwazanie.html

_______________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

25 lutego

 

Święty Cezary z Nazjanzu Święty Cezary z Nazjanzu, pustelnik
Błogosławiony Dominik Lentini Błogosławiony Dominik Lentini, prezbiter
Święty Tarazjusz Święty Tarazjusz, patriarcha
Święci Alojzy i Kalikst Święci męczennicy Alojzy Versiglia, biskup, i Kalikst Caravario, prezbiter
Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Agrigento, na Sycylii – św. Gerlanda, biskupa. Pochodził z Besancon, a na Sycylię ściągnęli go książęta normandzcy. Objąwszy rządy w osieroconej diecezji, wielce przyczynił się do odbudowy życia po zniszczeniach dokonanych przez Saracenów.

W Ascoli – bł. Konstancjusza z Fabriano. W piętnastym roku życia wstąpił do dominikanów. Spełniał u nich funkcje przełożeńskie, przeprowadzając reformę zakonną. Zmarł w roku 1481, pozostawiając po sobie piękny list poświęcony cnotom Konradyna z Brescii.

W Puebla de los Angelos, w Meksyku – bł. Sebastiana z Apparizio. Pochodził z hiszpańskiej Galicji. W Meksyku dokonał dużo, szerząc cywilizację. Dwa razy był żonaty i dorobił się sporego majątku. Mając już 71 lat, wstąpił do franciszkanów, u których przeżył jako kwestarz jeszcze 26 lat. Zmarł w roku 1800.

oraz:

świętych męczenników Donata, Justa i Heleny (+ 253); św. Walburgii, królewny, dziewicy (+ 779); św. Wiktora, pustelnika (+ ok. 610); świętych męczenników Wiktoryna, Wiktora, Nicefora, Klaudiana, Dioskora, Serapiona i Papiasa (+ 284)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-25.php3

________________________________________________________________________________________________

Prawnik Dobra Rada

(fot. shutterstock.com)

Ludzie, którzy do nas przychodzą, często są przerażeni problemem prawnym, który ich przerasta. Po rozmowie z nami stają się spokojniejsi, wiedzą, jak dalej mają postępować.

 

Za kilka tygodni Fundacja Academia Iuris obchodzić będzie 14. urodziny. Przez lata funkcjonowania zdołała objąć swoim zasięgiem dziewięć polskich miast, w których prowadzi obecnie dwadzieścia punktów bezpłatnych porad prawnych dla potrzebujących. Tam mogą zgłaszać się wszyscy ci, którzy czują się bezradni wobec konieczności podjęcia działań prawnych lub potrzebują pomocy w zderzeniu z machiną sądową. Dotychczas z usług fundacji skorzystało już ponad 30 000 osób.

 

Idea darmowych poradni prawniczych nie jest w naszym kraju niczym nowym. W stanie wojennym taki punkt znajdował się chociażby przy warszawskim kościele pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w czasie, gdy wikariuszem był tam ks. Jerzy Popiełuszko. Nic zatem dziwnego, że na pomysł ponownego otwarcia takiej poradni wpadli w marcu 2002 roku właśnie proboszcz tej parafii ks. Zygmunt Malacki i prawnicy – wówczas młodzi absolwenci prawa – związani z księdzem przez jego działalność duszpasterską: dr hab. Leszek Bosek i dr Piotr Bielarczyk. Swoim entuzjazmem zarazili mec. Macieja Bednarkiewicza. Początki były niezwykle skromne – pierwszy punkt porad prawnych był salką parafialną przy kościelnej kancelarii. Ks. Malacki przekazał fundacji jej pierwszy komputer i niezbędne urządzenia biurowe, ale spiął też symboliczną klamrą działalność nowo powstałej fundacji i poradni z czasów PRL, użyczając prawnikom tego samego numeru telefonu, którym 20 lat wcześniej posługiwał się ks. Popiełuszko.

 

Fundatorzy Academia Iuris od początku cel swojego działania formułowali dwojako: “Niesienie pomocy najuboższym poprzez organizowanie punktów bezpłatnej pomocy prawnej oraz propagowanie etycznych zasad wykonywania zawodu prawnika” – jak głoszą na stronie internetowej fundacji.

 

– Naszą fundacje tworzą przede wszystkim studenci wyższych lat prawa, ale wiele osób kontynuuje pracę również po ukończeniu studiów, nadzorując merytorycznie swoich młodszych kolegów i koleżanki – opowiada Marcin Szyguła, były członek zarządu, przyjaciel fundacji. – Bardzo istotny udział w tej pracy mają również prawnicy z wieloletnim doświadczeniem zawodowym, którym bliska jest idea pomagania i chcą przekazywać taką postawę moralną studentom. Ostatnim elementem zespołu są ludzie niezwiązani z prawem, ale włączający się w organizację poradni prawniczych, bez ich wsparcia nie zdołalibyśmy rozwinąć się w działalność ogólnopolską.

 

Jak młodzi prawnicy trafiają do fundacji? – Na IV roku studiów miałem znaczną ilość wolnego czasu – opowiada Mikołaj Rychlik, absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, w fundacji od 2013 roku. – Chciałem go wykorzystać nie tylko w sposób twórczy, ale też przynoszący korzyści mi jako prawnikowi. Nie czułem się jeszcze gotowy do pracy w kancelarii albo w urzędzie, a jednocześnie bardzo chciałem mieć bezpośredni kontakt z ludźmi, którzy będą przychodzili ze swoimi problemami. Wtedy natknąłem się plakat zapraszający na spotkanie Academia Iuris. Poszedłem tam, dołączyłem do zespołu, a Academia stała się “moją” fundacją.

 

Mikołaj przyznaje, że taka forma pracy daje mu możliwość zdobycia unikalnego doświadczenia: – Tutaj mogę łączyć “twardą” praktykę zawodową, jak np. sporządzanie projektów pism do sądów i urzędów oraz porad prawnych dla mocodawców, z pewnymi umiejętnościami “miękkimi”, jak rozmowa z osobą potrzebującą pomocy.

 

Obecnie Mikołaj koordynuje pracę punktu porad prawnych fundacji działającego przy parafii pw. Nawrócenia św. Pawła na warszawskim Grochowie. Przyznaje, że pierwszym spotkaniom towarzyszą emocje zarówno ze strony osób szukających pomocy, jak i samych wolontariuszy. – Pamiętam to połączenie napięcia i ciekawości, chwilami zaprawiane współczuciem – wspomina. – Napięcia, ponieważ miałem świadomość, że na przedstawiony problem muszę zareagować szybko, klientowi trzeba dać odpowiedź, która będzie zgodna z prawdą i rzetelna. Ciekawości, bo każda sytuacja jest nowa, a każda osoba zgłaszająca się do fundacji ma własną, niepowtarzalną historię, poszukuje czegoś innego. Wreszcie współczucia, gdyż już na moim pierwszym spotkaniu zetknąłem się z bolesnymi historiami klientów: strachem przed utratą mieszkania czy doświadczaniem własnej bezsilności.

 

Swoje pierwsze godziny w fundacji dobrze pamięta także inna wolontariuszka, Anna Dobrowolska, aplikantka radcowska, związana z fundacją również od 2013 roku, obecnie koordynatorka punktu porad prawnych przy parafii pw. błogosławionego Władysława z Gielniowa na warszawskim Ursynowie: – Musiałam wówczas przygotować wniosek o wznowienie postępowania i niesamowicie się stresowałam. Bałam się, czy temu podołam, czy argumenty, które przestawiłam, odniosą zamierzony skutek. Po kilku miesiącach tamten klient wrócił do nas z informacją, że sąd przychylił się do wniosku i postępowanie zostało wznowione. Wtedy uwierzyłam w sens pracy wolontariusza. Mimo że czasem jest ciężko, poświęcamy na to swój prywatny czas i sporo energii, to warto pomagać.

 

Takie powroty klientów nie należą do rzadkości. – Ludzie, którzy do nas przychodzą, często są przerażeni problemem prawnym, który ich przerasta. Nie wiedzą, co zrobić – mówi Anna. – Po rozmowie z nami stają się spokojniejsi, wiedzą, jak dalej mają postępować. To rodzi między nami więź. Wielu klientów wraca później do fundacji, żeby powiedzieć nam, jak potoczyły się dalsze losy sprawy. Bardzo satysfakcjonująca jest świadomość, że dzięki naszej poradzie komuś udało się rozwiązać problem.

 

Wygrane sprawy dają wolontariuszom siłę do dalszego działania, a także pomagają znieść niepowodzenia, które w tej branży są nieuniknione. Nie wszystkim można pomóc, czasami z winy samego klienta: – Każdemu staramy się doradzić najlepiej jak potrafimy. Jeśli to możliwe, proponujemy kilka rozwiązań danego problemu, ale ostateczna decyzja zawsze należy do człowieka, który szuka u nas pomocy, więc nie mamy pewności, co wybierze. Nie możemy narzucać mu swojego zdania – tłumaczy Anna. Niekiedy sprawa jest przegrana na starcie, bo klienci podpisywali dokumenty bez czytania lub nie dotrzymywali wyznaczonych w sprawie terminów. – Bardzo chcielibyśmy im pomóc, ale w takiej sytuacji mamy związane ręce, brakuje nam środków prawnych, które mogłyby być zastosowane. Dlatego w fundacji oprócz udzielania porad staramy się zawsze tłumaczyć zagrożenia wynikające z ignorowania prawa – dodaje.

 

Stałą pobudką do działania jest dla wolontariuszy jeszcze coś innego. – Ogromną niewdzięcznością byłoby pominąć fakt, że zespół ludzi, którzy tworzą fundację, nieustannie się nawzajem motywuje i wspiera – podkreśla Mikołaj. – Jednak najważniejsze jest wiara w to, że ta praca może być komuś rzeczywiście potrzebna, że uczestniczy się w czymś naprawdę dobrym.

 

Wykaz punktów bezpłatnych porad prawnych fundacji Academia Iuris wraz z godzinami ich otwarcia można znaleźć na stronie: www.academiaiuris.pl. Fundacja jest organizacją pożytku publicznego i można wesprzeć jej działalność przekazując 1% podatku.

 

Ewa Karabin – redaktorka i korektorka w kwartalniku “Więź, sekretarz Laboratorium “Więzi”, koordynatorka projektów. Współzałożycielka magazynu “Dywiz. Pismo Katolaickie”. Publikowała w “Tygodniku Powszechnym”, “W Drodze”, “Kontakcie”. Mieszka w Warszawie.

PRZECZYTAJ TEŻ:

 

*  *  *

 

(k)Rok Miłosierdzia to wspólny projekt redakcji DEON.pl i Laboratorium “Więzi”. Przez siedem miesięcy będziemy się starać pomóc naszym czytelnikom w zrozumieniu, o co chodzi z kolejnymi uczynkami miłosierdzia. Każdemu z nich poświęcimy dwa teksty – bardziej teoretyczny i bardziej praktyczny. Będziemy zachęcali wszystkich i do refleksji, i do ruszenia się sprzed monitorów, by przejść od teorii do jej realizacji. W tym celu pokażemy historie ludzi, dla których życie miłosierdziem jest codziennością. Mogą być oni dla nas zawstydzającymi i motywującymi przykładami. Teksty będą publikowane w każdą środę na stronach organizatorów: DEON.pl i laboratorium.wiez.pl.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/krok-milosierdzia/art,14,prawnik-dobra-rada.html

______________________________

Jak ćwiczyć się w cierpliwości

2ryby

Każda ta wspaniała rzecz, każdy cud potrzebuje jednego: wejścia na górę. Jezus zabiera uczniów na górę, aby się modlić. Każda wielka rzecz wymaga wysiłku. Zobacz, czy Messi urodził się z takimi zdolnościami do grania w piłkę?

 

Miesiąc się tu wspinałem. Znowu to samo, znowu te same problemy, te same błędy, te same potknięcia. Czy warto?

 

Kolejny Post, kolejny, ale chyba dopiero trzeci przy Żywym Bogu w moim życiu. Co z tego, jak znowu widzę, że wpadam w te same gówna, w te same pułapki. Po co w takim razie to wszystko? Skoro jest to samo. To nie jest jakaś tam ciekawa gadka, tylko moje prawdziwe wątpliwości, przemyślenia. Nie zachęcam Cię jakoś specjalnie do czytania tego, zresztą wiesz.

 

Odkrywam jedną banalną rzecz. Po co? Do nawrócenia (pamiętasz, że nie lubię tego słowa), nawrócenia, tj. NA WRÓCENIA, wrócenia na dobry tor, na tor, który prowadzi do Celu, naszego jedynego, prawdziwego. I co więcej, wiem, że tak będzie do końca, tj. do końca życia – na ziemi. Do śmierci będę się babrał w tych samych albo podobnych grzechach, słabościach. Po co?

Żeby za każdym razem przekonać się, że Bóg jest Miłością. Co to znaczy? Że jeśli 10 lat oglądasz porno i spowiadasz się z tego co kilka miesięcy/co rok, i chcesz to zmienić, żałujesz, to za każdym razem On Ci przebacza. Nie wstydź się przed Bogiem, bo On wie dokładnie, ile razy/gdzie, który raz się z tego spowiadasz – na okrągło. I za każdym razem cieszy się (jestem tego pewien) bardziej, kiedy proszę Go o przebaczenie, kiedy się spowiadam.

 

Nie spinaj się po ludzku, po co, znowu to samo, pewnie mnie o coś zapyta, wstyd kolejny raz to samo…

 

Wiara, Bóg, post, spowiedź, nawrócenie, modlitwa (a nawet pisanie tego tekstu), etc. Każda ta wspaniała rzecz, każdy cud potrzebuje jednego: wejścia na górę. Jezus zabiera uczniów na górę, aby się modlić. Każda wielka rzecz wymaga wysiłku. Zobacz, czy Messi urodził się z takimi zdolnościami do grania w piłkę? Czy Clapton od urodzenia umiał grać na gitarze etc.? Nie.

 

Dla mnie osobiście górą jest zdanie prawa jazdy, zdanie zaległego egzaminu, nauka programowania, zrobienie kolejnych rekolekcji ignacjańskich, przestać oceniać ludzi, śmiać się z nich etc. Mam dla Ciebie i siebie propozycję na cały ten Post.

Znajdźmy w sobie kilka takich gór, wybierzmy jedną i wejdźmy w nią podczas Wielkiego Postu. Nie łódź się, że się nie potkniesz, nie o to chodzi. Chodzi o spróbowanie. O podjęcie walki, o tę decyzję! Popatrz, Piotr z zamieszania nie wiedział, co powiedzieć: “może postawimy namioty…” od razu chciał tam zostać, tak mu było ciepło i dobrze.

Bracie/siostro – jeśli damy się prowadzić Panu i znajdziemy się na górze, tam zobaczymy, jak Wielki, jak Ogromny i Niemożliwy jest Pan. To będzie cud. My też będziemy chcieli tam zostać. Ale to nie o to chodzi. Nie o jedną górę. Nasz Pan jest wielki i nieskończony, a nie ograniczony. On chce z nas zrobić największych alpinistów świata. Chce, żebyśmy po górach “skakali”.

 

Uśmiechasz się? Wchodzi w to? To może być prawdziwy pierwszy Wielki Post, prawdziwa Góra.

 

Jeśli myślisz, że siedząc w cieple, w dolinie, w ciepłym dołku, jest Ci dobrze, i to nie dla Ciebie takie tematy, albo przynajmniej na razie, to rozumiem. Dwadzieścia lat życia tak robiłem. Doskonale Cię rozumiem.

 

Tylko chcę Ci powiedzieć jedno, to było najgorsze dwadzieścia lat mojego życia.

 

Modlę się za Twoje góry.

 

Tekst pochodzi z bloga “Jeden Na Siedem”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2359,dlaczego-kazda-wazna-sprawa-wymaga-wysilku.html

_____________________________

Tak wprowadzisz czyny miłosierdzia w życie [WIDEO]

________________________________________

Przebaczyć sobie jest najtrudniej

Często pozostajemy w konflikcie ze sobą, z rozmaitymi skłonnościami w nas. Nie potrafimy przebaczyć sobie, nie potrafimy pogodzić się z tym, że jest w nas też ciemna strona, nie chcemy pogodzić się z własnym ciałem, z własną winą i przebaczyć ją sobie.

 

Z pewnością najtrudniejszym zadaniem jest pojednanie z samym sobą. Aż nadto często pozostajemy w konflikcie ze sobą, z rozmaitymi skłonnościami w nas. Nie potrafimy samemu sobie przebaczyć, kiedy popełniliśmy jakiś błąd, który wpływa niekorzystnie na nasz zewnętrzny image.

Nie umiemy zaakceptować historii swojego życia. Buntujemy się przeciwko temu, że otrzymaliśmy takie właśnie wychowanie, że urodziliśmy się w takim właśnie momencie dziejów świata, że nasze życiowe marzenia nie dały się zrealizować, że jako dzieci doznaliśmy tak głębokich urazów, które przeszkodziły w naszym rozwoju. Niektórzy przez całe życie oskarżają swój życiowy los i trwają w buncie przeciwko niemu. Aż do śmierci obwiniają swoich rodziców o to, że nie otrzymali od nich miłości, jakiej potrzebowali. Oskarżają społeczeństwo, że nie dało im szans, jakich od niego oczekiwali.

Winnymi ich trudnej sytuacji są zawsze jacyś inni. Oni sami czują się przez całe życie ofiarami. Tym usprawiedliwiają swoją negację wobec życia. Nie chcą się pogodzić ze swym losem, a zarazem odmawiają przyjęcia za niego odpowiedzialności. Ponieważ zaś nie przyjmują odpowiedzialności za siebie samych, nie są też gotowi objąć jakiejś odpowiedzialnej funkcji w społeczeństwie. Tkwią nieustannie na ławie oskarżycielskiej, winien jest zawsze ktoś inny. Swoim nieustannym protestem i swoim ustawicznym oskarżeniem negują w końcu samo życie. Nie żyją rzeczywiście, lecz czują się oskarżycielami przed sądem; chcą osądzać innych, sami nie poddając się sądowi. Pascal Bruckner uznał za znamienną cechę naszego społeczeństwa wiktymizację – postawę, w której człowiek czuje się nieustannie ofiarą i sam uchyla się od odpowiedzialności.

Pojednanie z historią mojego życia

Pojednanie z sobą samym oznacza najpierw pogodzenie się z własną historią. Niezależnie od tego, w jakiej urodziliśmy się epoce, istnieją zawsze sytuacje, których wolelibyśmy uniknąć. Nie istnieje jakiś czas idealny, w którym moglibyśmy przyjść na świat. I nie istnieją idealni rodzice, jakich moglibyśmy sobie życzyć. Jeśli nawet rodzice mają jak najlepsze intencje, dzieci zawsze będą się czuły czymś zranione. Zwłaszcza gdy chodzi o nasze rodzeństwo, bywamy przeświadczeni, że jest ono faworyzowane naszym kosztem. Choćby rodzice byli jak najbardziej sprawiedliwi, to jednak mamy poczucie, że nie jesteśmy traktowani tak samo, jak nasi bracia czy siostry.

To prawda, że wielu musi nieść na swoich barkach wielki ciężar. Stracili wcześnie ojca albo matkę. Albo mieli ojca, na którym nie można było polegać. Pił i gdy przebrał miarę, stawał się niepoczytalny, tak że cała rodzina musiała się go lękać. Albo matka cierpiała na depresję i nie mogła stanowić dla dzieci rzeczywistego oparcia. Albo jedno z dzieci zostało oddane krewnym, ponieważ matka uważała, że nie jest w stanie wychować jeszcze i jego. Albo dziewczynki były wykorzystywane seksualnie przez bliskich krewnych lub nawet przez własnego ojca. Są to hipoteki, które nie dają się łatwo wymazać. I często potrzeba konkretnej terapii, aby się z takimi urazami uporać. Ale każda rana może zostać uleczona. Swego dzieciństwa nie możemy sobie wybrać. Kiedyś jednak musimy się pogodzić ze wszystkim, cośmy przeżyli i przecierpieli. Tylko wtedy, kiedy będziemy gotowi pogodzić się również z naszymi ranami, mogą się one zmienić. Uda się to jednak tylko wtedy, gdy zaakceptuję swoje rany, gdy przestanę odpowiedzialnością za nie obarczać kogoś innego. Pogodzenie się z nimi wymaga jednak najpierw dopuszczenia do świadomości bólu oraz złości wobec tych, którzy mnie zranili. Pogodzenie się z mymi ranami oznacza wtedy zarazem, że tym, którzy mnie zranili, przebaczam. Proces przebaczenia wymaga jednak często długiego czasu. Nie jest to po prostu akt woli. Muszę raz jeszcze przemierzyć padół łez, aby dotrzeć do brzegu pojednania. Z niego mogę spojrzeć wstecz i zrozumieć, że rodzice nie ranili mnie świadomie, lecz tylko dlatego, iż sami jako dzieci byli maltretowani. Bez przebaczenia nie jest możliwe pogodzenie się z historią mojego życia. Muszę przebaczyć tym, którzy mnie zranili. Tylko tak mogę strząsnąć z siebie przeszłość, tylko tak mogę się uwolnić od nieustannego krążenia wokół swoich ran, tylko tak stanę się wolny od destruktywnego wpływu tych, którzy mnie urazili i pozbawili jakichś wartości.

Zgoda na samego siebie

Pojednanie z samym sobą oznacza następnie zgodę na to, kim się stałem, zgodę na moje zdolności i mocne strony, ale także na moje wady i słabości, na moje zagrożenia, na moje czułe punkty, na moje lęki, na moją skłonność do depresji, na moją niezdolność do nawiązywania więzi, na moją niedostateczną wytrwałość. Powinienem patrzeć życzliwie na to, co mi zupełnie nie odpowiada, co jest tak całkowicie sprzeczne z moim wyobrażeniem o tym, jakim chciałbym być – na moją niecierpliwość, na mój lęk, na moje niskie poczucie własnej wartości. Jest to proces trwający przez całe życie. Nawet bowiem kiedy sądzimy, że już od dawna pogodziliśmy się z samym sobą, pojawiają się w nas ciągle słabości, które nas gniewają, których najchętniej byśmy się wyparli. Wtedy trzeba od nowa wyrażać zgodę na wszystko, co w nas jest.

Zaakceptować siebie samego znaczy pogodzić się ze swoim cieniem. Cieniem jest dla CG. Junga to, czego nie dopuściliśmy do siebie, co wykluczyliśmy z życia, ponieważ nie odpowiadało naszemu wyobrażeniu o nas samych. Człowiek, mówi Jung, ma usposobienie biegunowe. Porusza się stale między dwoma biegunami: między rozumem a uczuciem, między dyscypliną a niefrasobliwością, między miłością a nienawiścią, między anima a animus, między duchem a popędem. Jest rzeczą całkiem normalną, że w pierwszej połowie życia rozwijamy szczególnie jeden biegun, zaniedbując przy tym drugi.

Zaniedbana część zostaje potem zepchnięta w cień. Tam jednak nie uspokaja się, lecz nadal daje o sobie znać. Wyparte ze świadomości uczucie dochodzi do głosu jako sentymentalizm. Kiedy agresja została stłumiona, ponieważ nie odpowiadała naszemu wyobrażeniu o sobie, wyraża się często nieczułością i chłodem albo też depresją, w której kierujemy agresję przeciwko samemu sobie. Najpóźniej w połowie swego życia stajemy w obliczu wyzwania, by stawić cieniowi czoło i pogodzić się z nim. Jeśli na to wyzwanie nie odpowiemy, popadniemy w chorobę, pojawi się w nas rozszczepienie i staniemy się wewnętrznie rozdarci. Musimy się pogodzić z tym, że jest w nas nie tylko miłość, ale także nienawiść, że pomimo wszystkich religijnych i moralnych wysiłków są w nas także skłonności mordercze, rysy sadystyczne i masochistyczne, agresje, złość, zawiść, nastroje depresyjne, lęk i tchórzostwo. Jest w nas nie tylko tęsknota duchowa, ale są też obszary bezbożne, które bynajmniej nie chcą być inne. Kto nie stawia czoła własnemu cieniowi, ten rzutuje go nieświadomie na innych. Nie przyznaje się do własnego braku dyscypliny i widzi go tylko u innych. Przyjąć swój cień to nie znaczy po prostu zgodzić się z nim żyć, lecz najpierw przyznać przed sobą, że on istnieje. Wymaga to pokory, odwagi, zstąpienia z piedestału idealnego własnego obrazu, pochylenia się ku brudowi swojej rzeczywistości. Łacińskie słowo na oznaczenie pokory, humilitas, mówi, że akceptujemy naszą własną “ziemskość” – zawarty w nas humus.

Pogodzenie się z samym sobą obejmuje też pogodzenie się z własnym ciałem. Nie jest to bynajmniej takie proste. Swego ciała nie możemy zmienić. W rozmowach z ludźmi ciągle słyszę, jak wiele cierpienia sprawia im ich ciało. Nie jest ono takie, jakie chcieliby mieć. Nie odpowiada idealnemu obrazowi mężczyzny czy kobiety, będącemu wytworem społecznej mody. Wielu ludzi czuje się zbyt otyłymi i wstydzi się tego. Uważają, że ich twarz jest nieatrakcyjna. Mają poczucie, że ich budowa ciała jakoś ich upośledza. Kobiety cierpią, kiedy są zbyt wysokie, mężczyźni – kiedy są zbyt niscy. Tymczasem wtedy tylko, gdy kocham swoje ciało takim, jakie ono jest, staje się ono piękne. Piękno jest bowiem rzeczą względną. Istnieją piękne lalki, które są jednak zimne i bez wyrazu.

Jeszcze trudniej jest pogodzić się z własną winą i przebaczyć ją sobie. Pewna młoda kobieta stale jeszcze wyrzuca sobie, że zraniła swego przyjaciela, z którym już dawno się rozstała. Nie mogła sobie darować, że w tej przyjaźni popełniała błędy. Ta niezdolność wybaczenia sobie działa ciągle paraliżująco na jej nowy związek. Obawia się ona, że dawne mechanizmy mogą znowu zadziałać. Czuje, że musi sama sobie przebaczyć, aby rzeczywiście móc zacząć wszystko od początku i bez wewnętrznych obciążeń nawiązać relację z obecnym przyjacielem. Dopóki sama sobie nie przebaczy, przeszłość będzie na niej ciążyć i zakłócać obecne szczęście. Przebaczenie sobie samemu bywa niekiedy trudniejsze niż przebaczenie komuś innemu. Jest ono jednak warunkiem tego, byśmy świadomie i rozważnie mogli żyć teraźniejszą chwilą, nie zmąconą przez przeszłą winę, którą podświadomie ciągle jeszcze sobie wyrzucamy.

Więcej w książce: Przebacz samemu sobie – Anselm Grün OSB

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,79,przebaczyc-sobie-jest-najtrudniej.html

_____________________________

Dręczy cię poczucie winy i wyrzuty sumienia?

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem.

 

Poczucie winy towarzyszy życiu, a wyrzuty sumienia to normalne doświadczenie dla większości z nas. Sposób, w jaki traktujemy poczucie winy, wpływa na nasz rozwój emocjonalny i duchowy. Tylko psychopata twierdzi, że nie ma poczucia winy. Ten typ osobowości nie jest przedmiotem naszych rozważań. Będziemy tutaj mówić raczej o tych, którzy doświadczają w swoim życiu “normalnego” poczucia winy. Absurdem jest twierdzenie, że nie powinniśmy nigdy poczuwać się do winy z jakiegokolwiek powodu. Jeśli byłoby to prawdą, zaiste mielibyśmy psychopatyczne społeczeństwo. Nikt z nas nie byłby bezpieczny w czyjejkolwiek obecności. Normalne, zdrowe poczucie winy jest czymś, co ochrania zdrowie społeczeństwa.

Poczucie winy może być bodźcem, szybkim, bolesnym wstrząsem pobudzającym nas do zmiany. Wyrzuty sumienia pomagają nam przyznać, że postąpiliśmy źle – i tak powinno być. Uczucia te powinny również pomóc nam w uczeniu się na własnych błędach. Czy kiedykolwiek zatrzymujemy się po to, by uświadomić sobie, jak wiele upadków, błędów, grzechów jest w naszym życiu? Jak radzimy sobie z konsekwencjami tego – z poczuciem winy, i czy wyciągamy z tego naukę?

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem. Stajemy się mniej ludzcy; przeżywamy nie odkupienie, lecz odrzucenie. W przeciwieństwie do psychopaty, który jest uwięziony przez innych, my więzimy siebie samych… za kratami wyrzutów sumienia.

Taki stan to chroniczne poczucie winy. Towarzyszy ono człowiekowi po otrzymaniu przebaczenia i akcie żalu, a nawet zadośćuczynieniu za popełniony grzech; wciąż go obciąża i paraliżuje. Takie poczucie winy staje się niezdrowe albo neurotyczne i utrudnia nam normalne funkcjonowanie. Trwanie w poczuciu winy jest rodzajem wymierzania sobie kary lub samozadręczaniem się, co występuje w naszym społeczeństwie znacznie częściej, niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Obserwujemy czasami takie wymierzanie sobie kary z powodu rozpadu małżeństwa, śmierci kogoś kochanego, utraty pracy, czy też rozczarowania; albo też wtedy, gdy rozmyślnie rani się kogoś, jest się złośliwym lub mściwym. W takich wypadkach strona winna niepotrzebnie torturuje się za swoje wady i błędy. Świadomie lub nieświadomie, ludzie zadają sobie czasami rany, by własnoręcznie wymierzać sobie karę.

Nic bardziej nie podkopuje obrazu własnej osoby i poczucia wartości, niż ostre ataki wynikające z nie rozwiązanego problemu poczucia winy. Jest niezwykle istotne, by mieć kontakt z subtelnym, ukrytym poczuciem winy i wydobywać je na powierzchnię – inaczej będzie ono dezorganizować nasze życie. Wyparte poczucie winy będzie nas prześladować w innej formie: niepokoju, depresji, rozdrażnienia lub w postaci licznych zaburzeń psychosomatycznych. Czasami mamy wyrzuty sumienia bez widocznego powodu. Nie popełniliśmy niczego złego w sposób świadomy. Mówimy: “Mam wyrzuty sumienia, ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego”. Takie bezsensowne poczucie winy może wytwarzać niepokój i męczarnie bez końca. Od czasu do czasu możemy być nękani przez takie uczucia. Jeśli pozwolimy, by “dosięgły” nas, mogą zapanować nad naszym życiem,. Przeważnie są nielogiczne i nieuzasadnione.

Często, gdy mamy szczególne trudności w związku z bezpodstawnym poczuciem winy, powinniśmy zanalizować przeszłość rodzinną. Nierzadko odkrywamy w niej atmosferę oraz model niezdrowego poczucia winy, które w sposób świadomy i nieświadomy było częścią naszego wychowania. W takim przypadku musimy ten problem rozwiązać i zdobyć się na większy dystans w stosunku do rodzinnej przeszłości. Zdarza się również, iż ktoś oskarża nas o czyn, za który nie ponosimy odpowiedzialności. Wynikające z tego poczucie winy może być również spowodowane naszym wychowaniem. Powinniśmy wziąć odpowiedzialność za to, że dopuściliśmy do tego, iż inni nas obciążyli, a wtedy bardziej skutecznie poradzimy sobie z poczuciem winy. Kiedy pozwolimy innym wzbudzać w nas nieuzasadnione poczucie winy, będą sterować i manipulować nami, świadomie lub nieświadomie.

 

Wszystko to odbywa się na niezliczone sposoby w naszych związkach, szczególnie w małżeństwach i rodzinach. Oczywiście taki rodzaj poczucia winy może stać się całkowicie destrukcyjny dla naszych związków. Nieuczciwe powodowanie poczucia winy w drugim to w gruncie rzeczy poniżanie go i próba zniszczenia jego pewności siebie.Jakże często ludzie mają wyrzuty sumienia, dlatego że okazali całkowicie słuszny gniew, a w rezultacie ktoś poczuł się zraniony. W codziennych kontaktach nie sposób uniknąć zranień powstałych w tych sytuacjach, w których dążymy do prawdy. Taki ból jest po prostu częścią życia. Nasza szczerość może być bolesna, ale dopóki jest właściwa i pozbawiona złośliwości, nie ma potrzeby, byśmy mieli czuć się winni z tego powodu. Być szczerym to przyczyniać się do rozwoju pełnych zaufania kontaktów międzyludzkich. W rzeczywistości ranimy siebie nawzajem tak często, ponieważ nie potrafimy być wobec siebie szczerzy – i z tego powodu powinniśmy mieć wyrzuty sumienia. Tak wiele małżeństw i rodzin jest zranionych przez brak szczerości lub ze strachu przed konfliktem. Tak wiele małżeństw i rodzin przestaje istnieć z powodu milczenia, a nie przemocy. W takich przypadkach poczucie winy jest często nie na miejscu.

Zjawisko to przyjmuje dzisiaj niezwykle dramatyczną postać w przypadku rodziców, którzy bezpodstawnie czują się winni z powodu zachowania swoich dzieci, są skrępowani ich postępowaniem. Są rodzice, którzy mają poczucie winy, gdy karcą własne dzieci lub wtedy, gdy złoszczą się na nie; czują się winni, gdy dzieciom nie powiedzie się w szkole lub w życiu, gdy wpadną w tarapaty, a czasami nawet wtedy, gdy dzieci się rozwodzą. Niektórzy rodzice mają wyrzuty sumienia, gdy dzieci są złe na nich lub nienawidzą ich. Lista nie ma końca i jest niepokojąca. Nic dziwnego, że tak wiele rodzin przeżywa dzisiaj poważne trudności. Dzieci sterują rodzicami poprzez doprowadzanie ich do stanu nieuzasadnionego poczucia winy. Taki rodzaj wyrzutów sumienia może zaatakować nawet najbardziej pewnych siebie rodziców, jeśli nie podejmą tego wyzwania. Ważne jest, aby pamiętać o tym, że niektórzy ludzie potrafią zepchnąć całą odpowiedzialność za własne błędy na każdego, kto czuje się na tyle winny, by na to pozwolić.

Autentyczne wyrzuty sumienia powinny być rozważone i opanowane poprzez szukanie przebaczenia, naprawienie krzywdy i akt przeproszenia. Fałszywe wyrzuty sumienia mogą być opanowane lub, co najmniej skontrolowane poprzez konfrontację i zrozumienie. Tak często dokonuje się spustoszenie w naszym życiu z powodu ignorancji religijnej i niezrozumienia. Im dłużej przysłuchuję się ludzkim problemom, tym coraz bardziej jestem przekonany, że to one właśnie są powodem wielu niepotrzebnych trudności. Do nich należy nieuzasadnione poczucie winy, które przenika i opanowuje nasze życie. Jeśli irracjonalne poczucie winy utrudnia nam normalne funkcjonowanie, powinniśmy skorzystać z fachowej pomocy.

Rozwiązanie problemu poczucia winy nie oznacza uwolnienia się od konsekwencji naszych upadków. Musimy z nimi żyć i je naprawiać, na przykład: musisz zapłacić za talerz, który stłukłeś rzucając nim w brata; musisz odwołać kłamstwo wypowiedziane o kimś. Szczególnie bolesne są dla nas konsekwencje zranień, gdy chodzi o nasze bliskie związki. Zdarza się, bowiem, że, mimo iż otrzymaliśmy przebaczenie od zranionej przez nas osoby, mimo iż żałowaliśmy swego czynu, nasz związek z nią nie odnawia się w dawnej postaci albo nawet rozpada się. W ten sposób rozpadają się małżeństwa; kiedy jeden z partnerów nie jest w stanie przekonać drugiego do powrotu, dochodzi do rozwodu. W takich sytuacjach potrzeba więcej czasu, by wyrzuty sumienia wygasły.

Więcej w książce: Uleczyć zranione uczucia. Jak przezwyciężyć trudności życiowe – Martin H. Padovani

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,70,dreczy-cie-poczucie-winy-i-wyrzuty-sumienia,strona,2.html

_____________________________

Moralna „schizofrenia”

Czas Serca
Podobnie z antykoncepcją – propaguje się ją jako prosty i niezawodny środek chroniący przed niechcianą ciążą. Wystarczy jednak przeczytać wypowiedzi kobiet, które ją stosują, aby się przekonać, ile wywołuje ona szkodliwych skutków ubocznych (np. pojawiający się później problem z zajściem w ciążę).
Metoda in vitro. Cel jest zapewne szczytny, ale środki i cena? Duże zagrożenie dla zdrowia matki, embriony przechowywane w sztucznych warunkach, zamrażane, co niesie duże ryzyko zachorowań dziecka i powikłań po urodzeniu, niszczenie embrionów nadliczbowych.
W każdym z tych przykładów widać, że to, co laicka moralność uznaje za dobro, przejaw wolności człowieka, w taki czy inny sposób obraca się przeciw człowiekowi. Nie może być inaczej, gdyż nieporządek moralny zawsze skutkuje szkodą dla człowieka.

Stróże i autorytety moralności

 

Warto się zastanowić, kto dziś kształtuje naszą moralność? Kogo słuchamy, komu powierzamy swoje sumienie? Czy to, co okazjonalnie wypowie dziennikarz telewizyjny, redaktor jakiegoś programu albo też ktoś (Monika, Anka czy Tadeusz) napisze w takim czy innym czasopiśmie czy portalu internetowym, może być wiarygodną wykładnią dla naszego postępowania moralnego, zwłaszcza w dziedzinie dotyczącej relacji intymnych, przekazywania życia? Dla przykładu: czasopismem młodzieżowym, które ukazuje się w największym nakładzie jest obecnie „Bravo”. Dwutygodnik ten pochodzi z Niemiec. Jego sprzedaż sięga około 260 000 egzemplarzy. Na pytania młodzieży odpowiada tam „Monika”. Kto kryje się za tym imieniem? Nie wiadomo. A zatem nie wiadomo też, kto w tym wypadku wychowuje naszą młodzież, kto wpływa na jej myślenie, postawy moralne, wzorce zachowań.

Ukryte motywy

 

Nie można zapomnieć, że gra toczy się o wielkie pieniądze. Czy np. produkcja środków antykoncepcyjnych nie jest opłacalna? Kobieta regularnie stosująca antykoncepcję płaci podobnie jak za kolejny abonament telefoniczny. A gdy chodzi o zapłodnienie in vitro – cenniki są dostępne w Internecie. To nie są stawki dla ubogich.
Obok olbrzymich zysków swoją rolę odgrywa również ideologia liberalna, bardzo mocno obecna w środkach przekazu i, niestety, również w naszym myśleniu. Jeszcze niedawno nieskrępowana wolność i odchodzenie od moralności ewangelicznej kojarzone było z zamożnymi krajami zachodnimi. Dziś ten sam proces dotyka naszego kraju i naszej młodzieży.
Warto podjąć refleksję nad tymi poważnymi sprawami. Warto się zastanowić: komu bardziej ufam – czy Chrystusowi, który zna człowieka i wie co dla niego jest dobre; czy też idę za głosem człowieka, który czasem stawia siebie na miejscu Boga i podpowiada mi, co według niego jest dobre, a co złe. Wizje te dość istotnie się różnią, a widać to po owocach.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,202,moralna-schizofrenia,strona,2.html
___________________________

Interes ponad wartościami

Imago

O autorze: Słowo Boże na dziś