Myśl dnia
Emmanuel Mounier
Słowo Boże
_________________________________________________________________________________________________
WTOREK II TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
Św. Polikarpa, biskupa i męczennika
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 1,10.16-20)
Przestańcie czynić zło, zaprawiajcie się w dobrym
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
Słuchajcie słowa Pana, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory:
„Obmyjcie się, bądźcie czyści. Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu. Przestańcie czynić zło. Zaprawiajcie się w dobrem. Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, stawajcie w obronie wdowy.
Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie, mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone były jak purpura, staną się jak wełna.
Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni, dóbr ziemskich będziecie zażywać. Ale jeśli się zatniecie w oporze, miecz was wytępi. Albowiem usta Pana to wyrzekły”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 50,8-9.16bc-17.21 i 23)
Refren: Temu, kto prawy, ukażę zbawienie.
„Nie oskarżam cię za twe ofiary, *
bo twoje całopalenia zawsze są przede Mną.
Nie przyjmę z twego domu cielca *
ani kozłów ze stad twoich”.
„Czemu wymieniasz moje przykazania *
i na ustach masz moje przymierze?
Ty, co nienawidzisz karności, *
a słowa moje odrzuciłeś za siebie?
Ty tak postępujesz, a Ja mam milczeć? *
Czy myślisz, że jestem do ciebie podobny?
Kto składa ofiarę dziękczynną, ten cześć Mi oddaje, *
a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże zbawienie”.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ez 18,31)
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy
i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
EWANGELIA (Mt 23,1-12)
Strzeżcie się pychy i obłudy
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami:
„Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.
Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Pokora naszym ratunkiem
Pierwszego dnia Wielkiego Postu, w którym podejmujemy konkretne praktyki, wyrażające się w dobrych uczynkach, jesteśmy wezwani, abyśmy pobożnych czynów nie wykonywali przed ludźmi po to, aby nas chwalili. Przykre w tym kontekście są słowa Jezusa o faryzeuszach: Mówią, ale sami nie czynią. Wielokrotnie są oni oskarżani o powierzchowną religijność, praktykowaną jedynie po to, aby się ludziom pokazać. Jednak faryzejska postawa nie znikła z życia religijnego. Ze smutkiem należy powiedzieć, że jest ona właściwa dla wielu z nas. Czyż nie brakuje nam gestów na pokaz, obliczonych na pochwałę, która zapewnia nam zadowolenie? Pokora jest dla nas ratunkiem, bo dzięki niej jesteśmy wielcy w oczach Boga.
Jezu, Wzorze pokory, idąc drogą Wielkiego Postu pragnę wzrastać w Twoim nauczaniu. Dlatego każdy mój dobry czyn wynika z miłości do Ciebie, a nie do siebie, abym był chwalony.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
_____________________________________
Św. Polikarpa
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza.
Mt 23, 1-12
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
W usłyszanych przez ciebie słowach Ewangelii Jezus zwraca szczególną uwagę, by w postępowaniu kierować się Prawem Bożym i własnym sumieniem. Twoje podejście do wiary nie może być powierzchowne. Nie może się ono ograniczać do zewnętrznego wypełniania praktyk.
Warto byś zastanowił się, z jakiego powodu przyznajesz się do wiary. Czy na przykład nie szukasz własnych korzyści, czy nie domagasz się z tego powodu uznania, szacunku, konkretnych przywilejów, a tym samym czy nie uważasz się za kogoś lepszego od tych, którzy twierdzą, że są ateistami?
Święta Siostra Faustyna w swoim „Dzienniczku” wyznała: „Dusza moja obcuje z Bogiem, jako dziecię ze swym ukochanym Ojcem..” (Dz. 27.) Słuchając ponownie tekstu Ewangelii, zastanów się, która postawa jest ci bliższa.
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Proś dziś Boga Ojca, jako Jego dziecko, by uwolnił cię od wszystkiego, co niszczy twoją relację z Nim.
#Ewangelia: to trzeba zrobić, gdy mamy problemy z wiarą
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: “Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.
Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Mt 23, 1-12
Komentarz do Ewangelii:
Wszystko można zamienić w “biznes”, nawet życie duchowe. To jest bardzo realne niebezpieczeństwo, które niestety często staje się faktem. Dlatego nie wystarczy być religijnym i uduchowionym.
Istotne jest to, w jaki sposób przeżywam swoją wiarę i duchowość. Te dwie rzeczy mają sens w życiu człowieka o tyle, o ile są ukierunkowane na bezinteresowność. Kiedy w życiu duchowym coś nam “nie idzie”, to pytajmy się zawsze najpierw o swoją bezinteresowność – czy nie szukam siebie?
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2778,ewangelia-to-trzeba-zrobic-gdy-mamy-problemy-z-wiara.html
______________________________
II, 2 „O pokornym zdaniu się na Boga”
Mało zważaj na to, kto jest za tobą, albo przeciw tobie; lecz tak czyń i o to się staraj, aby Bóg był z tobą we wszystkim, co czynisz. Miej dobre sumienie, a Bóg będzie obrońcą twoim…
Jeśli umiesz milczeć i cierpieć, bez wątpienia ujrzysz pomoc Bożą. On zna najlepiej czas i sposób wyzwolenia twego, i dlatego powinieneś zupełnie zdać się na Boga. Boża to rzecz jest wspierać i wyzwalać od wszelkiego smutku i zawstydzenia.
Często bardzo to służy do nadania nam większej pokory, że inni znają i wytykają wady nasze.
Kiedy człowiek z powodu wad swoich upokarza się, wtedy łatwo sobie drugich jedna, a zagniewanych na siebie prędko uspokaja.
Bóg pokornego broni i oswobadza; pokornego miłuje i pociesza; ku pokornemu się skłania; pokornego obdarza łaską wielką; a po uniżeniu wznosi go do chwały. Pokornemu objawia tajemnice swoje i ku sobie słodko pociąga i wzywa.
Pokorny doznawszy zawstydzenia, nie zachwieje się w pokoju swoim: bo się opiera na Bogu, a nie zaś na świecie. Nie rozumiej, żeś cośkolwiek postąpił w dobrem, dopóki nie poczujesz, żeś niższy od wszystkich
______________________________________
_____________________________________
Osobista pokuta (23 lutego 2016)
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami:
«Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.
Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony» (Z rozdz. 23 Ewangelii wg św. Mateusza)
Dzisiejsza liturgia słowa przypomina nam, że nawrócenie i pokuta winny być w dużej mierze osobiste. Nie możemy ulec subtelnej pokusie ograniczenia się do pouczania innych o drodze cnoty i wydawaniu jedynie osądów o postępowaniu innych, podczas gdy nasze życie dalekie pozostaje od Ewangelii. Bóg obiecuje, że każdy grzech może być odpuszczony, byleby się do Niego nawrócić. Jezus przypomina nam, że mamy kochać innych ludzi, to znaczy służyć im jak umiemy. Znając naszą słabość módlmy się słowami modlitwy mszalnej:
Wszechmogący Boże, otaczaj swój Kościół nieustanną opieką, + a ponieważ bez Ciebie śmiertelny człowiek upada, * niech Twoja łaska powstrzymuje go od zła i kieruje ku zbawieniu. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, + który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 1, 10. 16-20; Mt 23, 1-12
Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą
http://ps-po.pl/2016/02/22/osobista-pokuta-23-lutego-2016/
____________________________
Wtorek 2 tygodnia Wielkiego Postu
Dzisiejszej liturgii towarzyszą mocne słowa skierowane przez Boga do tych, którzy odrzucają Jego prawo bądź zniekształcają je dla swoich korzyści. Każdy człowiek nosi w sobie skłonność do grzechu i jest zdolny do najstraszniejszych błędów. Lecz trwanie w nich nie jest przeznaczeniem żadnego z Bożych dzieci. Pan wskazuje właściwy kierunek: Przestańcie czynić zło, a zaprawiajcie się w dobrym. Oto istota przestrogi, jaką otrzymujemy dziś od naszego Stwórcy. On wie najlepiej, czego potrzeba tym, których ukochał. Pozostaje nam zaufać i podjąć drogę nawrócenia. Święty biskup Polikarp, którego dziś możemy wspominać, oddał życie za prawdę o Jezusie Chrystusie i miłości Boga do człowieka. Mając tak wielkich świadków, podejmujmy trud przemiany i odnowy naszego życia.
Komentarz do I czytania (Iz 1, 10. 16-20)
Zazwyczaj grzech pociąga za sobą rozpacz i zgorszenie. Człowiek otrzymuje sygnał, że w jego życiu coś jest nie tak, coś czeka na zmianę. Jednak potrzebne jest pokrzepienie i wsparcie ze strony kogoś, o kim wiadomo, że pragnie dla nas dobra. Wtedy nawet mocne słowa upomnienia odczytujemy jako przejaw troski. Bóg wskazujący błędy swoim dzieciom jest jednocześnie pierwszym, który pragnie ich przemiany. To łaska przebaczenia sprawia, że nasze serce otwiera się na nowe życie i powstrzymuje się od wyboru zła. Stajemy wtedy na drodze do zbawienia. Tej, którą przygotował nam Miłosierny Ojciec. Pozostaje jedynie dokonać wyboru i odkryć, jak niewyczerpana jest miłość Boga.
Komentarz do Ewangelii (Mt 23, 1-12)
Przekonanie o własnej doskonałości może doprowadzić człowieka na krawędź przepaści, gdzie jedyną drogą jest bolesny upadek. Jezus przestrzega dziś przed tymi, którzy ufając własnej sprawiedliwości, zapomnieli o źródle prawdziwej miłości i bojaźni Bożej. My chętnie stawiamy się wśród nauczanych, czasem krzywdzonych przez zasady i opinie innych. Czy jednak nie zdarza nam się zasiąść na katedrze Mojżesza i dokonywać sądów nad innymi? Lubimy budować moralny obraz siebie przez publiczne potępianie. Niestety często potępiamy to, z czym sami mamy problem. Obłuda nie wynika nigdy z miłości. Jest rodzajem maski chroniącej nas przed prawdą o sobie. Jednak tylko poznając, kim i jacy jesteśmy, możemy przyjąć dar nawrócenia i stać się sprawiedliwymi w oczach Boga.
Pomyśl:
- W jaki sposób w swoim życiu przyjmuję wezwanie do nieustannego nawrócenia?
- W jaki sposób słowa Bożego upomnienia mogą stać się dla mnie mobilizacją do walki z grzechem?
- Jaką postawę częściej odkrywam w moim życiu: nauczającego czy słuchającego? Dlaczego?
- Jak staram się walczyć z obłudą i pychą pojawiającą się w mojej codzienności?
Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.
http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/535
______________________________
Nie jesteśmy od pokazywania siebie
_________________________________________________________________________________________________
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________________________
Święty Polikarp, biskup i męczennik | |
Błogosławiona Izabela Francuska, dziewica | |
Błogosławiony Stefan Wincenty Frelichowski, prezbiter i męczennik |
W klasztorze Wenlock, w Anglii – św. Miłburgi, dziewicy. Była córką króla Mercji, w dobrach którego zainicjowała rodzaj klasztoru żeńskiego. Zmarła prawdopodobnie w roku 722.
oraz:
św. Feliksa, biskupa (+ 656); św. Łazarza, mnicha (+ 867); św. Marty, dziewicy i męczennicy (+ ok. 250); św. Romany, dziewicy (+ IV w.); św. Syrena, męczennika (+ pocz. IV w.)
_________________________________________________________________________________________________
8 kroków do prostoty, która zmieni Twoje życie
Maria Krzemień
Mamy w życiu wiele bałaganu – w emocjach, myślach, relacjach, czasie i rzeczach. A gdyby tak to uporządkować? Wejdź na 8-tygodniową drogę prostoty z chrześcijańskim psychologiem.
Jest sobota wieczór. Zmęczona po warsztatach o prostocie, na których właśnie byłam, przechodzę przez nocny krakowski Rynek. Zabawa, radość, pierwsze randki i spotkania przyjaciół, ale też chaos, hałas oraz miejskie powietrze, które uniemożliwia wzięcie głębokiego oddechu. Zastanawiam się, czy w ogóle wiem, czym jest prostota. Tak trudno odnaleźć ją w świecie i w sobie. Idę do kościoła, w którym o tej porze można spotkać Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Otwieram drzwi, wchodzę. Po chwili orientuję się, że pani, która mija mnie w wyjściu, jest ostatnią osobą, która była w kościele. Wokół mnie nieskazitelna cisza, tylko Jezus i ja, w samym środku miasta, zabawy, hałasu. Biorę głęboki oddech – właśnie tu mogę. Idę do pierwszej ławki, bo tęskniłam i chcę być blisko. Klękam, spoglądam Mu w oczy i już wiem – prostota jest tu. Właśnie tu, w Nim i przed Nim.
Niepokoisz się o wiele, a potrzeba tylko jednego
Mija kilka chwil, rozmawiam z Jezusem o tym, jak trudno mi jest odpocząć. Bo pracuję, załatwiam, biegam i działam. Bo tyle ważnych spraw, tylu ludzi potrzebujących, tyle obowiązków, które przecież nie mogą czekać. On wie, jaki chaos panuje w moim życiu, jak mi się spod kontroli wymyka kalendarz, jak nie ogarniam czasu, robię wokół siebie bałagan, ze wszystkim jestem na ostatnią chwilę. On wie, że żaden ze mnie spec od zarządzania czasem – jestem tylko człowiekiem, który szuka i próbuje. No więc szukam, przepełniona po brzegi pytaniami: “Jezu, jak się uprościć? Jak zredukować do spraw najważniejszych? Co chcesz, bym uczyniła?”. I czekam, czekam, aż odpowie…
Nagle w głowie pojawia mi się jeden z moich ulubionych fragmentów Ewangelii: “Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego…” (Łk 10, 41-42). Te słowa z mocą przeszywają moje serce, delektuję się nimi i wiem, że są odpowiedzią na wszystko. “Przestań uwijać się koło rozmaitych posług… Tak dawno ze mną po prostu nie siedziałaś…” (por. Łk 10, 40) – słyszę dalej. Nagle cały ciężar ze mnie spływa. Orientuję się, że faktycznie dawno nie siedziałam z Jezusem.
Tak, modliłam się, czytałam Słowo, ale w jakiejś nieobecności, niepokoju, otoczona bałaganem. A tu chodzi o to, by usiąść, odpocząć. Właśnie przy Nim można. To On jest przecież źródłem porządku i prostoty w naszym życiu. To On może trudne emocje i negatywne myśli przemienić, chaotyczny kalendarz doprowadzić do porządku, zmotywować do większej wydajności i mądrości w planowaniu, nauczyć, jak dbać o moje relacje, mój dom, moje ciało. To On jest przyczyną i źródłem wszelkiej aktywności, wszelkiego poruszenia. To On.
Kłamstwa w Twojej głowie
W naszym życiu jest wiele bałaganu. Większość z nas w którymś momencie wpada w niewolę złej organizacji życia: czasu, nawyków, przestrzeni, relacji i wielu innych spraw. Notorycznie się przepracowujemy, bierzemy na siebie nadmiar obowiązków lub zniewoleni lenistwem i brakiem umiejętności planowania zaniedbujemy pracę i realizację rzeczy ważnych. Wieczorami wracamy do domu przemęczeni i choć jesteśmy świadomi piętrzących się spraw do zrobienia, padamy ofiarą silnych i niekoniecznie dobrych nawyków – marnujemy czas na seriale, bezmyślne przeglądanie internetu, zajadanie emocji niezdrowym jedzeniem.
W naszym kalendarzu zazwyczaj brakuje czasu na odpoczynek, sport, rekreację czy urlop, a codzienność jest zdominowana przez stres, który rozładowujemy poprzez używki czy nawet nałogi. Negatywne emocje są na porządku dziennym, od podszewki znamy brak motywacji, smutek, lęk, złość i frustrację. Nie radzimy sobie ze strachem o przyszłości, przytłacza nas trudna przeszłość, zablokowani negatywnymi myślami tkwimy w miejscu od lat.
Po głowie zazwyczaj krążą różne kłamstwa na swój temat (że nie dam rady, że się nie uda, że nigdy nikogo nie spotkam albo nie będę dobrą matką, że nie znajdę dobrej pracy, że zabraknie mi pieniędzy, że zostanę sam i wszyscy o mnie zapomną…) i na temat Boga (że jest obojętny, nieskory do wsparcia, że nie odpowiada na moje prośby lub że całkiem się pomylił, gdy mnie stwarzał…).
Bóg w bałaganie
W relacjach jest nam trudno się odnaleźć – nie potrafimy mówić szczerze o sobie, poszukujemy bliskości i poczucia bezpieczeństwa, ale często bezskutecznie, nie potrafimy mądrze stawiać granic, żyjemy w toksycznych związkach lub nieprzebaczeniu. Pragniemy nawiązywać przyjaźnie i relacje damsko-męskie, ale czujemy się w tym temacie jak dzieci we mgle, nienauczone, jak kochać i być kochanym. W efekcie często się ranimy, przenosząc na nasze relacje zranienia, których sami kiedyś doświadczyliśmy.
Tęsknota za drugim człowiekiem czasem popycha nas w ramiona nieodpowiednich osób lub nawet w niewolę grzechu. Wierzymy, że bliskość cielesna da nam to, czego potrzebujemy, lecz po czasie boleśnie się przekonujemy, że to tylko pogarsza sprawę. Temat pasji, zainteresowań czy stawiania i realizacji celów to dla większości z nas czysta egzotyka – owszem, przy odrobinie wysiłku możemy odpamiętać, jakie mamy marzenia, ambitne plany i pomysły, pasje, które chcielibyśmy rozwinąć, ale ostatecznie pokonuje nas lęk przed wdrożeniem zmian do swojego życia, niepewność, czy damy sobie radę oraz niskie poczucie własnej wartości, które sugeruje nam, że akurat nam prawdopodobnie się nie uda.
Kiedy w naszym towarzystwie ktoś robi coś, co sami chcielibyśmy robić, a na co nie mamy odwagi, jest duże ryzyko, że zamiast zmotywować się do działania, skończymy płacząc nad sobą i zajadając smutek chipsami. We wszystkim tym odnosimy całkowitą lub przynajmniej sporą porażkę w relacji z Bogiem – niestety jest ona równie zabałaganiona, jak pozostałe sfery naszego życia. Dobijamy się do nieba z podobnymi od kilku lat prośbami lub po prostu zanudzamy Boga utartymi formułkami modlitewnymi.
Pora na zmiany?
Nie ma w nas ognia i pasji, dawno już zapomnieliśmy albo nigdy nie poznaliśmy, jak to jest być zakochanym w Jezusie, a w Bogu widzieć swojego ukochanego Tatę. Summa summarum wszystko to wygląda niezbyt optymistycznie i trzeba otwarcie przyznać – nie jesteśmy zadowoleni ze swojego życia, szczęścia doświadczamy sporadycznie i coraz częściej podskórnie przeczuwamy, że to chyba nie to miał na myśli Jezus, gdy obiecał nam “życie w obfitości” (J 10, 10)
Trwa Wielki Post – czas, który wielu z nas kojarzy się z narzucaniem sobie dużych wymagań i serwowaniem umartwień, które przerastają nasze możliwości. A gdyby tak tym razem zrobić coś innego? Gdyby posiedzieć z Jezusem, przyjrzeć się wspólnie różnym sferom naszego życia, stanąć w prawdzie i pozwolić się przemienić? Gdyby uporządkować bałagan w naszym życiu nie poprzez klasyczne postanowienia, których nie wypełniamy, lecz poprzez analizę przyczyn nieporządku, zrozumienie ich i siebie w tym wszystkim oraz próbę ich zmiany – stopniową, mądrą, wymagającą wysiłku, ale współpracującą z łaską?
Gdyby zrobić coś dla siebie, uczciwie, mądrze i w sposób usystematyzowany? Bóg nie chce, byśmy mechanicznie postanawiali nie oglądać seriali czy jeść mniej słodyczy. Bóg pragnie, byśmy “wyprostowali dla Niego ścieżki” (Mk 1, 3), tak, aby On mógł na stałe zamieszkać w ziemi naszego serca. A żeby to się stało, potrzebujemy stanąć w świetle prawdy o nieuporządkowaniu w swoim życiu i podjąć wysiłek zmiany.
Uporządkuj swoje życie w 8 tygodni
Chcę zachęcić Cię do wspólnej drogi przez najbliższe 8 tygodni. W cotygodniowych psychologicznych artykułach opartych o Słowo Boże zaproszę Cię do realnej i konkretnej zmiany Twojego życia – dzięki wskazówkom, praktycznym ćwiczeniom, historiom z życia wziętym oraz wsparciu Słowa Bożego przejdziesz od bałaganu i chaosu do porządku i prostoty.
Zajmiesz się porządkiem w czasie, nawykach, emocjach, myślach, poczuciu własnej wartości, relacjach, celach, priorytetach i pragnieniach. W końcu, co najważniejsze, uporządkujesz swoją relację z Bogiem – znajdziesz przestrzeń na to, by móc “usiąść u Jego stóp” (Łk 10, 39), tak jak sam Jezus do tego zachęca. Każdy z nas nie tylko może zmienić swoje życie, ale również, jako chrześcijanin, jest do tego zobowiązany!
Bóg stworzył Cię pięknie, pełnym potencjału i możliwości, ale potrzebuje Ciebie, byś podjął wysiłek i zaczął z Nim współpracować. Choć to od Niego pochodzi łaska i On jest ostatecznym Panem wszystkiego, to Ty sam jesteś odpowiedzialny za konkretne działanie. Twoje życie nie tylko nie musi być szare i męczące – jesteś wybrany i przeznaczony do rzeczy większych. Niebo jest nad Tobą otwarte – czy wierzysz w to? Czy sięgniesz po to, co Bóg przygotował? Zrób to, a Twój świat odmieni się nie do poznania i nic już nie będzie takie samo. Wyprostuj ścieżki!
O pierwszym kroku do prostoty przeczytasz w najbliższy poniedziałek na DEON.pl
Maria Krzemień – psycholog chrześcijański i trener. W praktyce i codzienności jest po prostu wierzącym psychologiem, bo jakiś czas temu postanowiła połączyć nie tylko swoje życie, ale też pracę na dobre z Panem Bogiem. Prowadzi warsztaty psychologiczne w oparciu o Słowo Boże. Jej teksty można przeczytać na blogu Żyj po Bożemu.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,472,8-krokow-do-prostoty-ktora-zmieni-twoje-zycie.html
________________________________
Oczekuj postępów, a nie doskonałości
Zuzanna Górska
Współczesny świat mówi nam, że wszystko możemy osiągnąć natychmiast. Tymczasem droga do postępów jest zupełnie inna. Chcesz wiedzieć jaka? Sprawdź.
Żyjemy w świecie pośpiechu i “natychmiastowości”. Współczesna kultura uczy nas, że wszystko powinno być od razu i wszystko powinniśmy mieć od ręki. Reklamy serwują nam fałszywe obietnice opanowania nowych umiejętności w błyskawicznym tempie, czy cudownego chudnięcia bez najmniejszego wysiłku i zmiany nawyków.
I choć może śmieszą Cię tego typu obietnice, to jednak karmiąc się nimi, ciągle je słysząc, możesz zacząć wierzyć, że w pracy nad sobą błyskawiczne zmiany są możliwe, a wręcz są czymś normalnym. Oczekiwanie natychmiastowych rezultatów zostaje zasiane w Twoim umyśle niczym ziarno i może zacząć kiełkować. Zastanów się, czy nie pojawia się czasem w Tobie myśl lub przekonanie, że skoro w ciągu kilku dni nie udało Ci się pozbyć jakiegoś nawyku lub wyćwiczyć nowej umiejętności, to jest z Tobą coś nie tak. A może łatwo się zniechęcasz, gdy nie widzisz natychmiastowych rezultatów?
Przekonanie, że efekty są na ogół widoczne natychmiast, jest z gruntu fałszywe. Jest również bardzo niebezpieczne, bo podkopuje wiarę w siebie, może obniżać samoocenę, a także odbierać nadzieję i motywację do działania.
Praca nad sobą, nad zmianą swoich przyzwyczajeń, nad rozwojem nowych umiejętności wymaga czasu, świadomej pracy i wysiłku. Co więcej, każda osoba ma swoje tempo – takie, które jest dla (niej/niego) najlepsze.
Dlatego, jeżeli wyruszasz w drogę zwaną rozwojem osobistym, daj sobie czas.
To nie wyścig. Nie ma sensu porównywać się z innymi, a tym bardziej z nimi rywalizować. Wbrew temu, co mówi współczesny świat – czasu jest bardzo dużo. To prawda, że nieraz mamy wrażenie, że ten czas bardzo pędzi. Czas jednak ucieka nam wtedy, gdy źle go wykorzystujemy, gdy go marnujemy na nic nieznaczące czynności i pseudoodpoczynek. Kiedy zaczniesz dobrze planować i rozsądnie gospodarować swoim czasem, to zobaczysz, że masz go całkiem dużo.
Wróćmy do pracy nad sobą. Wiesz już, że wymaga ona czasu, świadomej pracy i wysiłku. Dobrze, tylko od czego zacząć? Możesz zastosować dwie strategie. Jedną – metodę małych kroków – opisałam wcześniej w innym tekście. Dziś opowiem Ci o innej, która bazuje na tzw. cyklu Deminga. Pierwotnie zasady te stosowane były w zarządzaniu jakością w organizacjach, ale schemat działania świetnie sprawdza się również w przypadku pracy nad sobą.
Cykl Deminga składa się z czterech powtarzających się faz:
- Planuj
- Działaj
- Sprawdzaj i wprowadzaj modyfikację
- Działaj dalej
Jak odnieść to do pracy nad sobą?
Zastanów się, nad czym chcesz pracować. Może nad wyższą samooceną? Lub lepszym wykorzystaniem czasu? A może chcesz się nauczyć hiszpańskiego? Wybierz obszar, na którym chcesz się skupić. Na użytek naszych rozważań proponuję coś z obszaru życia prywatnego. Celem zmiany jest to, żeby mieć więcej czasu dla bliskich, przyjaciół i rodziny.
Teraz zaplanuj działanie.
Pomyśl, jak jest obecnie. Ile czasu spędzasz z bliskimi? Dlaczego chcesz coś zmienić? Czego obecnie najbardziej Ci brakuje? Co przeszkadza Ci w tym, żebyś miała/miał dla nich tyle czasu, ile byś chciała/chciał Co możesz zmienić? Pomyśl o jednej małej rzeczy, którą możesz zmienić – na przykład: we wtorek wieczorem nie będę odpowiadać na maile i wyłączę komórkę lub w czwartek nie będę włączać telewizora po 18 itd.
Kolejnym ważnym krokiem na tym etapie jest określenie wskaźników, czyli po czym poznasz, że zmiana rzeczywiście nastąpiła. Musi to być coś konkretnego. Na przykład do tej pory czas z bliskimi spędzałaś/spędzałeś tylko w weekendy. Zmianą będzie to, że dodatkowo w tygodniu będziesz miała/miał dwie godziny na bycie z bliskimi i faktycznie ten czas z nimi spędzisz. Wskaźnik zmiany musi być konkretny, mierzalny.
Kiedy już udało Ci się określić wskaźniki, przejdź do następnej fazy. Zacznij działać. Wprowadź zmianę i obserwuj efekty. Nie przejmuj się, jak Ci nie wyjdzie. Przypomnij sobie jak uczyłaś się/uczyłeś się jeździć na rowerze. Wtedy raczej nie nie poddawałaś się/nie poddawałeś się po upadku, tylko podnosiłaś się/podnosiłeś się i próbowałaś/próbowałeś jeszcze raz. Teraz też tak postępuj. Staraj się wprowadzić zmianę i nie zniechęcaj początkowymi trudnościami. Działaj wytrwale.
Co jakiś czas sprawdzaj postępy i zastanów się, co można zmienić, ulepszyć.
Znajdź chwilę, aby pomyśleć nad swoimi działaniami. Czy widzisz efekty? Co przynosi najlepsze rezultaty i przybliża Cię do celu? Czy widzisz jakieś rzeczy, które utrudniają Ci drogę? Co to jest? Co możesz z tym zrobić?
Jeżeli widzisz trudności, to przeanalizuj je i wprowadź zmiany do swojego działania. Wracając do naszego przykładu – gdy pracujesz nad tym, żeby mieć więcej czasu dla bliskich, może się zdarzyć tak, że nawet znalazłaś/znalazłeś te dwie dodatkowe godziny, ale nie wiesz, co mogłabyś/mógłbyś w tym czasie robić, więc koniec końców włączasz telewizor lub każdy zaczyna zajmować się swoimi sprawami zamiast spędzać czas razem. Jesteście obok siebie, a nie razem i Twój cel, żeby zacieśniać więzi, się nie spełnia. Zastanów się, jak możesz to zmienić? Skoro masz już te dwie dodatkowe godziny, to może teraz zacznij planować, co możecie w tym czasie razem zrobić? Możliwości jest dużo: pójść na spacer, pograć w gry, obejrzeć zdjęcia i powspominać itd.
Swoje nowe pomysły wcielaj w życie i po jakimś czasie znów sprawdzaj postępy. Pamiętaj, zmiana realizuje się w działaniu.
I na koniec bardzo ważna rzecz. Gdy oceniasz postępy we wprowadzaniu zmian, doceniaj nawet drobne sukcesy. Udało Ci się wygospodarować dodatkową godzinę zamiast założonych dwóch? To nic, uciesz się tą dodatkową godziną. To już jest zmiana, to już jest sukces. To bardzo ważne – doceniaj i świętuj osiągnięcia. Nie martw się tym, że coś nie wychodzi od razu. Martwienie się nic nie da, zamiast tego szukaj rozwiązań, sposobów, jak można coś zmienić. I pamiętaj, oczekuj postępów, a nie doskonałości!
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,798,oczekuj-postepow-a-nie-doskonalosci.html
___________________________________
Odniosłeś porażkę? To dobrze. Próbuj dalej
Sir John Templeton
Czasami trzeba wielokrotnie ponawiać próby, które za każdym razem przybliżają do upragnionego celu, a jednocześnie ułatwiają realizację innych zamierzeń.
Wyobraźcie sobie, że cel, który pragniecie osiągnąć, znajduje się na szczycie stromej, trudno dostępnej góry. Wyobraźcie sobie też, że w chwili, kiedy właśnie ruszacie w drogę, ktoś umieszcza wam na plecach ciężki kamień. Co czujecie, kiedy wspinacie się pod górę? Ekscytację? Zmęczenie? Frustrację? Jeżeli nie uda wam się dotrzeć do celu za pierwszym lub choćby za drugim razem, skąd weźmiecie siły, by iść dalej?
Odpowiadając na powyższe pytanie, zapewne wymienicie wiele różnych cech charakteru. Z pewnością jednak jedną z nich będzie wytrwałość. Wytrwałość to zdolność nieustępliwego dążenia do celu, niestrudzonego wyznawania określonych poglądów lub konsekwentnego realizowania zadania mimo napotykanych przeszkód i mimo zniechęcenia. Trudności i frustracje związane z usuwaniem przeszkód z drogi prowadzącej do wyznaczonych celów wywołują chęć porzucenia zadania, którego się podjęliśmy. Wytrwałość to wewnętrzny głos, który nieustannie przypomina: “Nie udało się za pierwszym razem? Spróbuj jeszcze raz. I jeszcze raz”.
Czasami trzeba wielokrotnie ponawiać próby, które za każdym razem przybliżają do upragnionego celu, a jednocześnie ułatwiają realizację innych zamierzeń. Może się na przykład okazać, że zmieniamy kierunek obranej drogi lub osiągamy większe dobro, którego początkowo nie planowaliśmy.
George Washington Carver, który urodził się około 1864 roku, miał marzenie – chciał użyźnić wyjałowione ziemie południowej części Stanów Zjednoczonych. Wytrwale zdobywał wykształcenie, co w tamtych czasach było niezwykle trudne – szczególnie dla Afroamerykanina. Nie poddawał się jednak i w 1896 roku uzyskał tytuł magistra na uniwersytecie w stanie Iowa. Po pewnym czasie udało mu się nakłonić rolników z południa USA, aby zrezygnowali z hodowli bawełny i zaczęli uprawiać użyźniające glebę orzechy i słodkie ziemniaki. Wkrótce odkrył ponad 300 nowych sposobów zastosowania orzecha ziemnego, przyczyniając się do powstania stabilnego rynku tej rośliny.
Kiedy Thomas Edison miał dwanaście lat, sprzedawał gazety w pociągach. Jako piętnastolatek zarabiał na życie, obsługując telegraf. Wolny czas przeznaczał na naukę i przeprowadzanie eksperymentów. W 1879 roku wynalazł żarówkę. Wcześniej musiał jednak przeprowadzić szereg nieudanych prób, które kosztowały go 40 tysięcy dolarów – a przecież był już wtedy doświadczonym wynalazcą. Edison przez pięćdziesiąt lat razy ubiegał się o przyznanie patentu. Nieustannie podejmował kolejne próby.
Usilne starania, które były udziałem Carvera i Edisona, nie tylko przybliżają do realizacji celów, lecz są źródłem wiedzy o sobie. Wytrwałość pozwala dostrzec cnoty, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy. Możemy też odkryć te obszary naszej osobowości, które wymagają rozwoju, zanim osiągnięcie celu stanie się możliwe. Wykonywanie zadań prowadzących do sukcesu daje poczucie satysfakcji. Ćwicząc wytrwałość, zwiększamy swą wewnętrzną siłę. Rozwijamy duchowe muskuły, kiedy wytrwale dążymy do tego, co uważamy za sukces. Sukces zawsze jest poprzedzony pracą.
Abraham Lincoln nie ustawał w dążeniu do realizacji marzeń, chociaż porażki towarzyszyły mu nieustannie. Krytycy nie potrafili doszukać się w jego karierze niczego, co mogłoby wskazywać, że jako prezydent zakończy wojnę secesyjną w Ameryce. Lincolna naprawdę trudno było nazwać człowiekiem sukcesu. W dzieciństwie stracił matkę i siostrę, przeżył śmierć wybranki serca, przeszedł załamanie nerwowe, w 1832 roku przegrał wybory do legislatury stanowej w Illinois, fiaskiem zakończył się udział w prowadzeniu sklepu wielobranżowego, po śmierci partnera został mu do spłacenia ogromny dług, w latach 1843 i 1844 przegrał wybory do Kongresu, w 1855 przegrał wybory do senatu, w 1856 poniósł porażkę jako kandydat na wiceprezydenta, a w 1858 roku Stephen Douglas pokonał go w wyborach na senatora.
Kiedy został zapytany, jak udało mu się znieść tyle osobistych niepowodzeń, przypisał swój sukces niesłabnącej wierze. Powiedział: “Bez Boga nie mogę zwyciężyć. Z Nim nie mogę przegrać”. Lincoln znalazł pocieszenie w wierze w Boga i w lekturze Pisma Świętego.
Thomas Edison nie był religijny, ale wierzył w “wyższą inteligencję”. Lincoln bardzo szybko zakończył oficjalną edukację. Nazywano go niewykształconym, “błąkającym się, ciężko harującym chłopakiem”. Edison tylko przez trzy miesiące chodził do państwowej szkoły. Jeden z nauczycieli nazwał go “zepsutym” dzieciakiem, matka zabrała go więc z państwowej placówki i uczyła w domu. Później Edison stwierdził, że formalna edukacja jest nudna.
Poświęcenie to kolejny atrybut sukcesu. Edison miał powiedzieć: “Geniusz to 1 procent natchnienia i 99 procent pocenia”. Nie zniechęciły go nawet niezliczone fiaska jego eksperymentów. Pewnego razu, kiedy przyjaciel pocieszał go po serii porażek w pracy nad akumulatorem, powiedział: “Ale ja wcale nie poniosłem porażki. Po prostu odkryłem sto nieskutecznych sposobów”. Pod koniec swoich dni, kiedy pytano go, jaki wpływ na jakość życia ma postępująca głuchota, odpowiadał: “Łatwiej jest mi skupić myśli”.
Na drodze do realizacji celu czasami doświadczamy niepowodzeń. W historii ludzkości wielu było ludzi, którzy osiągnęli niewiarygodny sukces, kiedy podjęli próbę, a po niej jeszcze jedną, a później kolejną. Powinniśmy brać z nich przykład.
Tekst pochodzi z książki Sir Johna Templetona “Uniwersalne prawa życia”.
Sir John Templeton, słynny inwestor z Wall Street i filantrop. Poświęcił życie na promowanie otwartości umysłu. Ufundował najwyższą na świecie nagrodę przyznawaną za wybitne osiągnięcia w badaniach duchowości człowieka. W 2008 roku po raz pierwszy nagrodą został uhonorowany Polak, ks. prof. Michał Heller, który całą nagrodę przeznaczył na Centrum Kopernika.
Ludzki umysł działa w zdumiewający sposób. Za pomocą swoich myśli człowiek może kształtować rzeczywistość. Zafascynowany tym faktem John Templeton poznawał myśl filozoficzną, wypowiedzi naukowców, artystów i historyków, oraz literaturę różnych kręgów kulturowych w poszukiwaniu mądrości, która będzie stanowiła zbiór praw życia. Wybrał najlepsze z nich i ułożył w prosty, a jakże inspirujący podręcznik pozytywnego myślenia.
Książka Uniwersalne prawa życia skierowana jest do czytelników, którzy szukają sposobów wykorzystania swoich zdolności. Opisane w niej prawa są sprawdzone i niezwykle skuteczne.
Jak amerykańską strategię sukcesu (“od gazeciarza do milionera”) przenieść do sfery życia duchowego? Sir John Templeton wie, jak się to robi. Własnym wysiłkiem pokonał odległość prawie od zera do wielkiej fortuny. I przypisywał to, w dużej mierze, swojej duchowej energii. Myśli są jak rzeczy. “Powstają w umyśle, po czym przemieszczają się w czasie i przestrzeni jak fale na jeziorze, oddziałując na wszystko, z czym się zetkną”. Panowanie nad myślami jest pierwszym warunkiem duchowego rozwoju.
W tej książce Czytelnik znajdzie solidną motywację do tego, by podjąć autentyczna pracę nad sobą i mnóstwo praktycznych rad, jak się do tego zabrać.
Miłość od pierwszego zalogowania
Kathobe
“Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest” (1 List do Koryntian). Tak, ale zastanawiam się, w jaki sposób można doznać tej cierpliwości i łaskawości w sieci.
Może mój brak zrozumienia wynika z braku wiedzy na temat prawdziwej miłości, a może właśnie wynika z tej nieszczęsnej wiedzy o internetowym życiu, jeśli takowe w ogóle istnieje. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, ale ja bym jeszcze dodała i od czasu siedzenia. Już nie wnikam w czas siedzenia przed komputerem, który też jest z tym ściśle związany, lecz czas – okres, w którym wypadło nam to zjawisko badać.
Dawniej ludzie nie znali w ogóle słowa Internet, a coś takiego jak internetowa miłość nie mieściło się w ich wyobraźni. Jak to? – zapytają młodzi – Przecież każdy wie, o co chodzi. I tutaj stanowczo odpowiadam: NIE. Bo babcia z dziadkiem nie wiedzą nadal, co to jest Internet, a jeśli już w cudowny sposób ktoś ich uświadomi, to wcale nie uważają tego za coś niezbędnego do życia. Przeżyli bez elektronicznej komunikacji tyle lat, to pożyją i resztę, w ten sam sposób. Przecież niczego im do szczęścia nie brakuje.
I tu nasuwa mi się automatycznie stwierdzenie, że przecież najpiękniejsze historie miłosne odnotowuje się w czasach dawnych, żeby nie rzec pradawnych. Nie muszę wspominać dziejów Romeo i Julii, którzy nie mieli zielonego pojęcia o pisaniu e-maili. Od tego były piękne serenady. Dopiero w czasach ówczesnych, w bardziej nowoczesnych państwach, zaczęły się pojawiać biura matrymonialne, w których specjaliści swatali pasujące do siebie połówki. Z chwilą, gdy pojawił się Internet i te pożal się Boże komunikatory, które zrobiły ludziom wodę z mózgu, zaczęły się tworzyć niesamowite sytuacje. Jakie? Mianowicie ludzie, mając komunikatory (patrz gg) nie odczuwają już fizycznej potrzeby komunikowania się. Z naciskiem na “się”, do którego potrzebny jest rzeczywisty kontakt przy udziale wymiany zdań, gestykulacja oraz mimika. Nie ma porównania między komunikowaniem bezpośrednim a tym pseudokomunikowaniem na różnego rodzaju czatach.
Ale teraz muszę państwa rozczarować. Opinia, którą tu wyrażam, pochodzi tylko z moich ust, a nie z ust setek tysięcy uzależnionych od Internetu osobników. Świadomie nie nazywam ich ludźmi, bo ludzie odczuwają potrzebę kontaktu tzw. twarzą w twarz, a nie jakiegoś udawanego i niewyraźnego za ścianą monitora, który w dodatku psuje wzrok. Nie mogę powiedzieć, że nie korzystam z gg, bo przecież jestem osobnikiem XXI wieku i niestosowanie się do tego wymogu byłoby wręcz niepełnosprawnością. Strasznie ubolewam nad tym, że wśród moich rówieśników znajdują się osobniki, które nie opuszczają swojego M ani nie mają czasu, by spotkać się ze znajomymi, których być może nie poznali dzięki Internetowi.
Jeszcze ta “Samotność w sieci” – film, którego scenariusz i aktorzy zasługują na Oscara, ale niepoważne jest, by ludzie od razu to wdrażali w rzeczywistość. Tak, rzeczywistość – to jest bolesna prawda. Może po prostu dziś już nie będzie ludzi nieszczęśliwie zakochanych. Każdy stworzy sobie w sieci swoje wymarzone “ja”, a wraz z zakupem komputera, zakocha się. Portale randkowe będą dawały gwarancje, że jeśli się nie zakochasz w przeciągu miesiąca, to one osobiście znajdą ci miłość, a na dodatek będziesz się mogła objadać, zaoszczędzisz na kosmetykach i dbanie o siebie odłożysz na drugi plan. W końcu jesteś idealna i masz wymarzonego partnera, z którym nie musisz się widywać. Wystarczy, że sobie poklikacie na gg. Więc wszystkie problemy rozwiązane.
Dobrze, załóżmy że miałaś szczęście i poznałaś kogoś cudownego i wyjątkowego przez Internet, ale skąd wiesz, że jest taki cudowny? Aha, napisał ci to. No tak, to już zdążyłaś mu uwierzyć, a po kilku dniach rozmowy zakochałaś się w jego poetyckich wyznaniach i nieskazitelnym charakterze, a do tego pisze, że jest rok starszy i macie te same upodobania…. Ach, jak cudownie. Tylko ostrzegam, że jeśli zakochałaś się przez Internet, to ta miłość tylko w tej sieci istnieje i to tam toczy swój żywot. Jest cudowna – prawda, bo się nie kłócicie ani o pozostawione skarpetki pod łóżkiem ani o podniesioną deskę w sedesie. Gratuluję! To jest ideał! To się nie zdarza każdemu!
1,2,3 i wracamy na ziemię. Ile razy telewizja pokazuje sukcesy w odnajdywaniu pedofili buszujących w Internecie? To nic, bo dzieci, które padają ich ofiarą mogą być nieświadome i jeszcze troszkę naiwne. Dziwi mnie jednak, że dorośli ludzie, którzy są naiwnie zapatrzeni w jakąś stworzoną przez własną wyobraźnię postać, umawiają się po to, by się rozczarować. Przykre. Później nadchodzi pora żałowania, załamania, nie wspominając o depresjach i skrajnych przypadkach kończących się samobójstwem. Przecież on jest taki cudowny, musi go poznać. Czy aby na pewno? By wkrótce potem zostać ofiarą gwałtu, uprowadzenia itd. Te historie wszyscy znają, a mimo to w ten sposób się zakochują. Oj przepraszam, nie mam nic przeciwko miłości (patrz: spontanicznej, naturalnej). Wspomagacze w postaci portali randkowych ubijają niezły interes na mieszaniu w milionach serc pań i panów. Tylko jakie są tego rezultaty… Odważę się zanucić, bo przecież każdemu wolno, “jedna na milion”.
Mówi się, że świat idzie do przodu, a my powinniśmy iść razem z nim. To ja chyba zostaję w tyle. Tracę wiele, wiem. Nie czeka mnie ten cudowny wieczór przed komputerem i te randki na gg. Otrzymywanie komplementów poprzez komentarze na fotce. Nie dostąpię zaszczytu puszczania mi oczek na sympatii.pl ani nie dostanę punkcików za wspaniałe fotki. To nic, że później muszę tyle samo punktów przesłać, bo trzeba się zrewanżować. Piąteczkę dostałam! Jestem taka wyjątkowa. Skoro puścił do mnie oczko, wysłał wirtualne kwiaty i najwyżej mnie ocenił, to znaczy, że się zakochał. Cudownie, muszę to jednak przemyśleć. Wychodzi na to, że mnie czeka tylko nudny wieczór w kinie bądź na kolacji w restauracji. Najwyżej pobawię się w klubie i poznam jakiegoś dyskotekowego maniaka. Ale wiesz co, ja go poznam i przynajmniej będę wiedziała, że jest maniakiem i nie warto tracić głowy, a ty poznasz jedynie jego wymyślone ego.
Dobrze już dobrze, o gustach się nie dyskutuje, więc już nie będę. Moje sądy tutaj, jak każdego dziennikarza, na jakikolwiek temat są wielokrotnie podważane. Nie zdziwię się zatem, jeśli mój spokojny do tej pory nr gg przeżyje oblężenie ze strony zagorzałych fanów internetowych randek. Będą mi próbowali uświadomić, że nie mam racji. Będą to robić tak długo, aż za pomocą swoich supertajnych, internetowym tricków im się to uda. I wtedy już moi drodzy nie będę pisać, bo cały swój cenny czas poświecę na miłość…
Co więcej, nigdy nie byłam zwolenniczką poszukiwania partnera na życie drogą wirtualną. Szkoda mi było czasu na przeprowadzanie internetowych castingów do roli towarzysza na dobre i na złe, póki śmierć nas nie rozłączy albo jakaś inna kostucha, tyle że o wdzięcznych kształtach i ponętnych ustach. Nie miałam zresztą przekonania o uczciwych zamiarach panów po drugiej stronie monitora, powątpiewałam w ich szczerość oraz autentyczność ich profili. Inna kwestia, że żyłam w przeświadczeniu, iż aktywność mężczyzn na portalach randkowych podyktowana jest przez nic innego jak tylko ich chuć i po wspólnej kolacji z dostawą do łóżka nie zaproponują już nawet śniadania. Zawsze ceniłam sobie bezpośredni, osobisty kontakt “face to face” z mężczyznami, rozmowy w cztery oczy, ważny był dla mnie ich zapach, dłonie i…. buty ;) Wierzyłam w uwalniającą się swoistą chemię (Bóg jeden wie co to w ogóle jest ;) ) w momencie spotkania się właśnie z “tym jedynym”, w iskrzącą wymianę spojrzeń oraz niewinnych uśmiechów na zawstydzonych, lekko zarumienionych twarzach. Krótko mówiąc, nabrałam się na opowiastki o miłości od pierwszego wejrzenia. Naiwność moja nie znała granic w tej kwestii, jak widać potężnym echem odbiło się na mnie oglądanie romantycznych komedii w okresie dojrzewania. Nie stroniłam od kontaktów z płcią przeciwną oczekując na tego “jedynego”, jednak relacje, w których funkcjonowałam nie zapowiadały długoterminowej dobrej prognozy na wspólną przyszłość.
Kiedy samotność zaczęła mi doskwierać, zdecydowałam się dać sobie szansę na poznanie kogoś w sieci, w końcu do odważnych świat należy, tak sobie powtarzałam. Wybrałam taką drogę głównie z uwagi na dotychczasowe rozczarowania w świecie realnym oraz po prostu brak czasu na aktywne “polowanie” w otaczającej mnie rzeczywistości. Takie rozwiązanie uznałam za wygodne. Zaskakujące jak moje podejście do zawierania kontaktów w internecie uległo zmianie. Nagle przestałam się bać, a stałam się po prostu ciekawa kontaktów w sieci i gotowa na spotkania z kolegami od czatowania.
Miałam konta chyba na wszystkich możliwych portalach randkowych, czatowałam dniami i nocami, w dni powszednie oraz niedziele i święta. Przyznaję, że chwilowo zatraciłam się w wirtualnym świecie, bynajmniej nie ze względu na desperację i poszukiwanie na siłę księcia do roli w mojej bajce, a z powodu ciekawości i możliwości prowadzenia swobodnych, ciekawych rozmów. Zawieranie znajomości i flirtowanie z mężczyznami z “elektronicznych katalogów” okazały się stałymi elementami mojego planu dnia powszedniego. Nie ukrywam, że dzięki tym znajomościom nieco podbudowałam swoje poczucie wartości, nieważne czy ci mężczyźni pisali prawdę, czy nie, czy pisali wiadomości jednej treści do tysięcy kobiet czy nie, ważne było, że wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Sama za często nie wysyłałam wiadomości do potencjalnych partnerów, trochę się wstydziłam ;) Wiedziałam jednak, że pokaże im się mój profil w zakładce “goście” i jeśli będą zainteresowani moją osobą to się odezwą. Taka właśnie była moja taktyka.
Parę razy udało mi się spotkać z internetowymi kolegami, pierwsze spotkania strasznie mnie stresowały, ale potem to całe randkowanie przerodziło się w rutynę i pędziłam na spotkania z coraz większym luzem. Rzadko kiedy powtórnie umawiałam się z tą samą sobą, po pierwsze dlatego, że osoba na żywo okazywała się kimś innym niż w świecie wirtualnym, po drugie dlatego, że okazywało się, iż w rzeczywistości funkcjonuje w związku, czy to małżeńskim, czy nieformalnym. Czasami zabrakło po prostu tej całej chemii i mimo iż rozmowa kleiła się znakomicie, to jednak oprócz koleżeństwa nic nie mogliśmy sobie zaproponować. Prawda jest taka, że i ja nie zawsze pozytywnie wypadałam w oczach “tego jedynego”. Niemniej jednak nie poddawałam się i byłam cierpliwa, zwłaszcza, że jak wspominałam, ostro zaprzyjaźniłam się z portalami randkowymi i uwielbiałam czatować z nowo poznanymi mężczyznami. Owe znajomości zazwyczaj kończyły się jedynie na czatowaniu lub jednym spotkaniu, stąd moje sceptyczne nastawienie do miłości od pierwszego zalogowania, spotkanej w sieci.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,471,milosc-od-pierwszego-zalogowania.html
_______________________________
Bóg działa bardzo konkretnie w naszym życiu
Pustynia Serc / psd
W środku nocy w hostelu pewien mężczyzna poszedł za Elizabeth do damskiej toalety. Uniemożliwił jej drogę wyjścia. Ale to, co było dalej jest już historią działania Boga
________________________________
Co jest najważniejsze w Wielkim Poście? [WIDEO]
Wielki Post zaczyna się posypaniem głowy popiołem w Środę Popielcową. Od zawsze słyszeliśmy, że to czas nawrócenia i pojednania z Bogiem. To wszystko prawda. Ale czy wiecie, co w Wielkim Poście jest najważniejsze? Posłuchajcie odpowiedzi bpa Edwarda Dajczaka.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2354,co-jest-najwazniejsze-w-wielkim-poscie-wideo.html
____________________________
Ksiądz zawsze blisko ludzi
http://www.katolik.pl/ksiadz-zawsze-blisko-ludzi,25481,416,cz.html
___________________________________
Chrystus wie, że doświadczenie krzyża jest nieodwołalne i nieuniknione w ludzkim życiu, że prędzej czy później czeka to każdego. I dlatego lojalnie o nim uprzedza, abyśmy nie byli zaskoczeni. Właśnie dlatego powiedział o swoim krzyżu Apostołom, aby mogli się oswoić z myślą o tej ciężkiej próbie i na nią przygotować. Jak wiemy – bezskutecznie.
Ucząc się pokory
Czy zauważamy jednak, że w takim myśleniu przejawiamy całkowity brak pokory? Że ulegamy próżnym i nierealistycznym marzeniom? Że nie uwzględniamy realiów, a zwłaszcza tego podstawowego, iż nie jesteśmy wcale doskonali ani najlepsi?
Małe dziecko wzorem
Pixabay (cc)
Będziesz ją kochał więcej niż rodziców…
Więcej niż mnie…
Nigdy się z nią nie rozstaniesz…
A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania,
że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu,
są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi”.Roman Brandstaetter, Krąg biblijny
Spotkanie z żywym Słowem
Na temat tej chrześcijańskiej praktyki, która od wielu wieków jest prawdziwą szkołą słuchania i modlitwy, mówi Jan Paweł II w swoim liście na trzecie tysiąclecie Novo millennio ineunte. To jest prawdziwy program duszpasterski, dlatego zachęta papieża do praktykowania tej modlitwy jest tak ważna. Pisze on: “Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe Słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie”.Zauważmy, że papież pisząc o słowie Bożym, traktuje je wręcz osobowo. Ta modlitwa ma się stać spotkaniem z żywym słowem, które pyta, pokazuje kierunek i formuje nasze życie. Tego nie może dokonać martwa litera, jest to możliwe tylko dla kogoś żyjącego, i to żyjącego wiecznie, dla Boga. Dlatego spotkanie z Jego słowem powinniśmy traktować jak spotkanie z Nim samym.
Cel to kontemplacja
Lectio divina jest najgłębszym z możliwych rodzajem modlitwy. Polega nie na skomplikowanych zabiegach i złożonych praktykach, ale na bardzo prostym i pokornym pochyleniu się nad świętym tekstem. Chodzi zatem o przylgnięcie do słów Biblii i nawiązanie z nimi głębokiej i prawdziwej relacji, która nie jest możliwa bez miłości. Lectio divina to bowiem modlitwa miłości, to miłosne spotkanie ze słowem Bożym. Od miłości zaś już tylko jeden krok do kontemplacji, a właśnie doprowadzenie do niej modlącego się jest jej celem.My chrześcijanie niekiedy boimy się jej albo uważamy, że kontemplacja jest zarezerwowana tylko dla nielicznych. Kojarzy się nam z czymś odległym i niedostępnym. Zauważmy jednak, że jesteśmy gotowi na ogromne wyrzeczenia, by osiągnąć różne materialne czy też intelektualne cele. Poświęcamy na to wiele lat pracy, a niekiedy i całe życie. Natomiast modlitewny poziom kontemplacji uważamy od razu za cel niemożliwy do osiągnięcia i nawet nie próbujemy go zdobyć. Kto jednak choć raz w życiu poznał jego smak, ten go już nigdy nie zapomni i zawsze będzie go pragnął i szukał.
Spotkanie ze słowem Bożym składa się z różnych etapów. Najważniejsze z nich to: lectio (czytanie), meditatio (medytowanie), oratio (modlitwa) i contemplatio (kontemplacja).
Lectio
Ten etap modlitwy polega na czytaniu fragmentu tekstu z wiarą, gdyż dyktował go Duch Święty. Można czytać półgłosem lub szeptem, smakując sens słów. Powinno się to robić powoli i kilkakrotnie. Można także przepisywać Słowo Boże lub uczyć się go na pamięć. Ważne jest, by czytać je całym sobą, całym sercem, umysłem i wolą. Trzeba je usłyszeć i przyjąć całą istotą.
Czytając kilkakrotnie, za każdym razem zwracajmy uwagę na coś innego: na treść fragmentu, jego opisy lub dialogi, słowa Jezusa lub apostołów. Ważne, by stać się uważnym słuchaczem samego Boga, który do nas mówi. Należy odnaleźć najważniejsze słowo w wybranym fragmencie, dzięki któremu lepiej pojmiemy sens czytanego tekstu. Ono jest kluczem do zrozumienia konkretnej historii biblijnej. Przecież podczas lectio słuchamy samego Boga, który przemawia.
Meditatio
Podczas tego etapu modlitwy lectio divina starajmy się zrozumieć, co Bóg do nas mówi poprzez konkretny tekst, by odnaleźć ukrytą w nim prawdę. Ważne, by się skoncentrować na słowie, a nie na nas samych. Dopiero bogactwo słowa pomoże nam poznać i zrozumieć siebie. Warto zatrzymywać się na fragmencie, który zwrócił naszą uwagę; na słowie, które wzbudziło w naszym umyśle i sercu jakieś poruszenia.
Słowo Boga ożywia w nas radość lub smutek, zadziwienie lub zaskoczenie, niepokój lub ukojenie, albo po prostu ciekawość. Ważne może okazać się nawet słowo lub zdanie, po którym nasz wzrok prześlizguje się pośpiesznie, które nieświadomie czytamy szybko, by się nad nim nie zastanawiać. Odprawiając meditatio, nigdy nie powinniśmy ograniczać znaczenia słowa, gdyż jest ono słowem nieograniczonego Boga. Medytujmy samodzielnie. Nie są nam potrzebne żadne komentarze. Mamy korzystać z owoców naszego własnego wysiłku.
Ojciec Gargano pisze, że ze słowem Bożym jest jak z manną zesłaną na pustyni Izraelitom. Zbierało się ją codziennie na własne potrzeby, zebrana w większej ilości i przechowywana marnowała się. Podczas meditatio zbieramy słowa, by nad nimi medytować, by je przeżuwać, trawić ich treść. Tak otwieramy się na ich światło i mądrość. W ich promieniach zobaczymy konkretne wydarzenia, naszą teraźniejszość.
Oratio
Niekiedy medytowane przez nas Słowo spontanicznie wzbudza w sercu modlitwę. Należy na to pozwolić. Innym razem odbywa się to łagodniej. Zawsze jednak poczujemy, że teraz to my pragniemy mówić do Boga. Zatem oratio to spontaniczna odpowiedź Bogu na Jego Słowo.
Wtedy otwórzmy przed Nim nasze serce, mówmy o naszych doświadczeniach i przeżyciach. Modlitwa może przybrać formę uwielbienia, dziękczynienia, prośby lub przebłagania w zależności od tego, do czego popycha nas Słowo. Święty Augustyn mówi, jak należy się modlić medytowanym słowem: “Jeżeli tekst jest modlitwą, módlcie się, jeżeli jest westchnieniem bólu, wzdychajcie, jeżeli jest dziękczynieniem, bądźcie pełni radości, jeżeli tchnie nadzieją, wyrażajcie nadzieję, jeżeli opisuje lęk, bójcie się; wszystko, co czujecie w tekście, jest odbiciem was samych”.
Contemplatio
To ostatni etap lectio divina, w którym trwamy przed Bogiem i modlimy się Jego obecnością. To moment ukojenia w Bogu, czas rozmowy serca z Sercem, nazywamy go też momentem nawiedzenia Słowa. Wtedy doświadczamy tego, co najcenniejsze na modlitwie. To czas smakowania tego, co rodzi dotychczasowa modlitwa. Kontemplacja to widzenie Boga oczyma duszy oraz doświadczanie Jego obecności w nas i przy nas.
Starajmy się wówczas milczeć, pozostając w skupieniu, a czasem i w bezruchu. Otwórzmy się na łaskę Jego obecności i głębokiej więzi. W tym czasie patrzmy na siebie, ale oczyma Boga pełnymi miłości. Mamy pozwolić działać Bogu, niech inicjatywa należy do Niego. Kontemplacja to nie pewna wyuczona technika, to nie wynik konkretnych działań czy zabiegów, ale dar Ducha Świętego, który otrzymujemy jako owoc dotychczasowej modlitwy.
Maryja patronką lectio divina
Ten, kto pragnie kroczyć drogą lectio divina, musi najpierw dokonać wyboru, musi postawić na Słowo i umieścić je w centrum swojego życia, uczynić z niego jedyny punkt odniesienia, tak jak to uczyniła Maryja. Ona umiłowała je ponad wszystko, słuchała go i przyjmowała je całą sobą, swoim umysłem, swoim sercem i swoją wolą. Ona słuchając go, zachowywała je i strzegła w swoim sercu, konfrontowała je z własnym życiem i wreszcie je rodziła. Ona jest wzorem tej modlitwy, gdyż kto inny, jak nie ona, miał okazję wpatrywać się w oblicze Chrystusa i kontemplować je?
ks. Gabriel Pisarek SCJ
Ks. Piotr Pawlukiewicz – Trzeba emocje dopuścić do głosu by zostały przemienione
Kazanie ks. Piotra z kościoła św. Anny dnia 15-11-2009
Ks Piotr Pawlukiewicz Domodlić się do miłości
ks Piotr Pawlukiewicz Stawać się sobą wyruszyć w dal by odnaleźć siebie
Ks. Piotr Pawlukiewicz – O co chodzi w Wielkim Poście
Kazanie ks. Piotra z kościoła św. Anny dnia 21-02-2010