Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny. – Sobota, 23 stycznia 2016r.

Myśl dnia

Gdzie płonie jeszcze mały płomyk nadziei, tam widać światło nieba.

Ladislaus Boros

_______________________

Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach,

to powstaną przeciw niemu mówiąc: Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” .
św. Antoni

d98449501
Panie, dziękuję Ci, że uczysz mnie wierności Bogu Ojcu, prawdzie i poświęceniu się w służbie dla dobra drugiego człowieka, nawet kosztem więzów rodzinnych czy też szkodliwych opinii.
__________________________________________________________________________________

Słowo Boże

__________________________________________________________________________________

SOBOTA II TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE (2 Sm 1,1-4.11-12.19.23-27)

Śmierć Saula i Jonatana

Początek Drugiej Księgi Samuela.

Po śmierci Saula, po zwycięstwie nad Amalekitami, wrócił Dawid i zatrzymał się przez dwa dni w Siklag. Na trzeci dzień przybył jakiś człowiek z obozu, z otoczenia Saula. Odzienie miał podarte, a głowę posypaną ziemią. Podszedłszy do Dawida, padł na ziemię i oddał mu pokłon. Dawid zapytał go: „Skąd przybywasz?” Odpowiedział mu: „Ocalałem z izraelskiego obozu”. Rzekł do niego Dawid: „Opowiedz mi, proszę, co się tam stało?” Opowiedział więc, że ludzie uciekli z pola walki, wielu żołnierzy zginęło, i że również ponieśli śmierć Saul i jego syn Jonatan.
Dawid schwyciwszy swe szaty, rozdarł je. Tak też uczynili wszyscy mężowie, którzy z nim byli. Potem lamentowali i płakali, i pościli aż do wieczora, ponieważ padli od miecza Saul i syn jego Jonatan, i lud Pana, i dom Izraela.
„O Izraelu, twa chwała na górach umarła. Jakże zginęli bohaterowie? Saul i Jonatan, kochający się i mili przyjaciele, za życia i w śmierci nie są rozdzieleni. Wszak oni bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów. O, płaczcie nad Saulem, córki izraelskie: On was ubierał w prześliczne szkarłaty, złotymi ozdobami upiększał stroje. Jakże zginęli wśród boju bohaterowie? Jonatan zabity na wzgórzach. Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. Tak bardzo byłeś mi drogi! Więcej ceniłem twą miłość niżeli miłość kobiet. Jakże zginąć mogli wśród boju bohaterowie? Jakże przepadły wojenne oręże?”

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 80,2-3.5-6.7-8)

Refren: Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie.

Usłysz, Pasterzu Izraela, *
Ty, który zasiadasz nad cherubinami.
Zbudź swą potęgę *
i przyjdź nam z pomocą.

Panie, Boże Zastępów, jak długo gniewać się będziesz, *
pomimo modłów Twojego ludu?
Nakarmiłeś go chlebem płaczu, *
obficie napoiłeś łzami.

Uczyniłeś nas przyczyną zwady sąsiadów, *
a wrogowie nasi z nas szydzą.
Odnów nas, Boże Zastępów, +
i rozjaśnij nad nami swoje oblicze, *
a będziemy zbawieni.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Dz 16,14b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Otwórz, Panie, nasze serca,
abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 3,20-21)

Rodzina niepokoi się o Jezusa

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Niezrozumienie

Jeżeli dąży się nie tylko do obalenia czyichś poglądów, ale także do zdyskredytowania samej osoby, to bardzo często próbuje się ją ukazać jako psychicznie chorą. Własny rzeczowy brak argumentów w rozmowie zostaje przysłonięty wskazaniem braku rozumu u rozmówcy. Jakże wielką przykrość można odczuć wtedy, gdy czynią to najbliżsi. Bardzo boleśnie doświadczył tego Jezus, gdy Jego krewni wyrazili niezrozumienie i niewiarę wobec głoszonej przez Niego Ewangelii. Uważają, że odszedł od zmysłów, a użycie siły uznają za odpowiedni sposób reakcji. W życie tego, kto chce poświęcić się Bogu, jest wpisane takie niezrozumienie, ale nie samotność. Jezus jako umiłowany Syn Boży ma świadomość obecności Ojca podczas całej swojej misji.

Panie, dziękuję Ci, że uczysz mnie wierności Bogu Ojcu, prawdzie i poświęceniu się w służbie dla dobra drugiego człowieka, nawet kosztem więzów rodzinnych czy też szkodliwych opinii.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_______________________

Bł. Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy

0,11 / 9,25

Święty Bernard z Clairvaux powiedział, że wiedza dla wiedzy jest „haniebną ciekawością”. Przed rozpoczęciem modlitwy proś, abyś całą wiedzę, jaką posiadasz, wykorzystywał w dobry sposób.   

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 3, 20-21
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów.»

Z ewangelicznych historii dowiadujemy się, że Jezus często spotykał się z ludźmi. Jego działalność obejmowała nauczanie, uzdrawianie, rozmowy. Ludzie szukali Jezusa i tłumnie gromadzili się wokół Niego. A jaki jest główny powód, dla którego ty przychodzisz do Jezusa?

Część ludzi podziwiała mądrość Jezusa, inni byli zwyczajnie zaciekawieni Jego osobą. Jeszcze inni szukali ratunku u Jezusa w chorobie swojej czy bliskich osób. Nieraz Jezus był tak oblegany przez tłumy, że nawet nie mógł się posilić.

To, co Jezus mówił i robił, spotykało się także z ostrą krytyką, wręcz nienawiścią. Dlatego krewni Jezusa niepokoili się o Jego los. Chcieli Go powstrzymać… Nie rozumieli Jego radykalnej postawy. A ty, czy jesteś gotów być z Jezusem, nawet wtedy, gdy jest odrzucany i atakowany?

Poproś Jezusa o zaufanie do Niego w każdej sytuacji, zwłaszcza wtedy, gdy spotykasz się z niezrozumieniem bliskich osób.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
_________________________
 Św. Tomasz z Akwinu (1225-1274), teolog dominikański, doktor Kościoła
Traktat na święto Ciała Chrystusa
Jezus się daje cały: sam daje się na pokarm

Jedyny Syn Boga, pragnąc naszego uczestnictwa w Jego boskości, przyjął naszą naturę, aby ubóstwić ludzi – On, który stał się człowiekiem. Co więcej, to, co wziął od nas, oddał nam to całkowicie dla naszego zbawienia. Prawdziwie na ołtarzu krzyża ofiarował Swoje ciało jako ofiarę Bogu Ojcu; aby nas pojednać z Nim, przelał Swoją krew, żeby stała się jednocześnie naszą zapłatą i chrztem: odkupieni z mizernego niewolnictwa, będziemy oczyszczeni ze wszystkich naszych grzechów.

I żebyśmy zawsze pamiętali o tak wielkim dobru, pozostawił wiernym swoje Ciało do spożycia i swą Krew do picia, pod postacią chleba i wina… Może być coś cenniejszego niż ten bankiet, gdzie nie proponuje się już, jak w starym Prawie, spożywania ciała cieląt i kozłów, ale Chrystusa, który jest prawdziwie Bogiem? Jest coś bardziej godnego podziwu niż ten sakrament?… Nikt nie jest zdolny wyrazić rozkoszy tego sakramentu, skoro kosztuje się w nim duchowej słodyczy u źródła i celebruje pamiątkę tej niepokonanej miłości, której Chrystus dał przykład w swej Męce.

Pragnął, żeby ogrom tej miłości wyrył się głęboko w sercu wiernych. To dlatego, podczas Ostatniej Wieczerzy, po tym, jak świętował Paschę ze swoimi uczniami, kiedy miał przejść z tego świata do Ojca, ustanowił ten sakrament jako wieczną pamiątkę swej Męki, dokonanie starych prefiguracji, największy ze swoich cudów; a tym, których Jego nieobecność napełniałaby smutkiem, pozostawił ten sakrament jako niezrównaną pociechę.

_______________________________

Wierny jak Dawid (23 stycznia 2016)

wierny-jak-dawid-komentarz-liturgiczny

Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów.» (Z rozdz. 3 Ewangelii wg św. Marka)

 

Dawid pokazuje swoją lojalność wobec króla Saula nawet po jego śmierci. Zdumiewające jest jak on bardzo go szanował pomimo wszystkich krzywd, których od monarchy doznał. Niemniej dziwi miłość do królewskiego syna Jonatana. Przez wieki Dawid i Jonatan byli postrzegani jako patroni przyjaźni. Może dzisiaj są nam szczególnie potrzebni, aby więzy przyjacielskie były odnawiane i umacniane… Czym byłby świat bez wiernej przyjaźni?

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 2 Sm 1,1-4. 11-12. 19. 23-27; Mk 3, 20-21

Płacz Dawida nad poległymi żywo kontrastuje z totalnym niezrozumieniem, które okazują Jezusowi Jego bliscy – chcą Go siłą sprowadzić do domu, ponieważ sądzą, że oszalał. To pokazuje też jak zwykłym człowiekiem był Jezus i że w Jego dzieciństwie i młodości nic nie zapowiadało, kim jest tak naprawdę. Dziś także jeszcze za mało Go znamy. Okażmy Mu wierność na miarę Dawida, abyśmy nie mylili się co do Niego, jak Jego krewni.

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/01/22/wierny-jak-dawid-23-stycznia-2016/

__________________________

Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciw niemu mówiąc: Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” .
św. Antoni

 

Odszedł od zmysłów

Powiedział ci ktoś, że odszedłeś od zmysłów? Jeśli o Jezusie tak mówiono, to dlaczego ktoś nie mógłby powiedzieć tego o tobie? Czy ktoś, widząc twoje życie wiary powiedział ci, że śpiewasz w innym chórze albo grasz w innej orkiestrze?

 

Ksiądz

Znam księdza, który miał głębokie przeżycie duchowe, by nie powiedzieć nawrócenie. W pustyni kapłańskiego życia pewnego dnia natrafił na swój krzew gorejący – spotkał Pana. Później został posłany do pewnej parafii, a posługujący tam księża zaczęli mówić o nim: „odszedł od zmysłów”, „nawiedzony”, „zgłupiał”, a niektórzy zaczęli nawet stawiać diagnozę: „zwariował”. Wówczas roztropny proboszcz powiedział: poczekajmy, przyjedzie, wtedy zobaczymy. Po upływie kilku miesięcy jeden z duszpasterzy powiedział owemu księdzu: „Przed twoim przyjściem mówiono, że zwariowałeś, a ja widzę, że jesteś normalny, nie „odszedłeś od zmysłów”, tylko nie jesteś taki jak my!”.

Nic nowego! Proboszczowie turyńscy i wielu kapłanów-kolegów św. Jana Bosko rozsiewało pogłoski, że nie jest on zupełnie przy zdrowych zmysłach. Raz nawet chcieli go zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. A czy o św. Franciszku z Asyżu nie mówiono, że odszedł od zmysłów, że stał się szaleńcem? Uczynił niezwykły gest: zrzucił z siebie ubranie i stojąc nago przed biskupem wyznał, że jego jedynym ojcem jest Bóg w niebie! Zgorszył? Odbiło? Nie! Jest jednym z największych świętych w Kościele!

 

Piotr i bliscy

Pan Bóg w działaniu wychodzi poza utarte schematy. Tak też było w historii Piotra. Spotkaliśmy się na jego prośbę. Piotr jest przed czterdziestką. Żonaty, ojciec kilkorga dzieci, ciężko pracuje na budowie. Ponad dwa lata temu został „dotknięty” przez Pana. Od tego czasu codziennie czyta Pismo Święte, a przed spaniem, na kolanach, odmawia różaniec. Niedzielnej Eucharystii z Komunią św. nie opuszcza, a normą stała się dla niego częsta spowiedź. Jak zareagowali najbliżsi, także żona? Odbiło mu! Patrzą na niego z przymrużeniem oka i potrząsają tylko głowami mówiąc: „nawiedzony!”. A ja wiem, że to normalny mężczyzna!

Ewangelia mówi, że „bliscy wybrali się, żeby Go powstrzymać”. Taka jest zazwyczaj reakcja bliskich. Dlaczego? Bo może ci, „którzy odeszli od zmysłów” kwestionują nasze życie?

 

Nawiedzony z La Salette

Jako saletyn muszę wspomnieć jak „odbiło” ojcu Maksymina, świadka objawienia w La Salette. Po dwudziestu latach omijania kościoła szerokim łukiem i niewyznawania grzechów w sakramencie pojednania, po zejściu z Góry Objawienia Matki Bożej zaczął żyć inaczej. Teraz zamienił gospodę na kościół, w którym codziennie uczestniczył we Mszy św. A jak reagowali sąsiedzi, którzy go znali i widzieli jakie życie wcześniej prowadził? Możemy się tylko domyśleć. Może mówili podobnie jak ludzie z dzisiejszej Ewangelii: „odszedł od zmysłów”, „nawiedzony”. A on doświadczył tylko łaski nawrócenia.

ks. Bohdan D. ms

http://saletyni.pl/slowo-na-dzis

______________________

#Ewangelia: Zwariować z Miłości

Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: “Odszedł od zmysłów”. Mk 3, 20-21 

 

Przeczytaj komentarz.

 

“Odszedł od zmysłów” to eufemizm dla wyrażenia tego, że Jezus zwariował. Tak, On zwariował na punkcie człowieka, zwłaszcza tego najuboższego, najbardziej zagubionego i cierpiącego. Jezus zwariował z miłości! Co gorsza – to zwariowanie jest całkowicie świadome i chciane przez Niego. Nie jest wynikiem chwilowego stanu emocjonalnego, ale autentycznej Miłości.

 

Kto potrafi być tak “zwariowanym”, ten szybko będzie doświadczał szczęścia, bo nie ma nic wspanialszego od sytuacji, gdy pełną kontrolę nad naszym postępowaniem przejmuje prawdziwa Miłość.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2737,ewangelia-zwariowac-z-milosci.html

__________________________________________________________________________________

Świętych obcowanie

_________________________________________________________________________________

23 stycznia

 

Męczennicy z Pratulina Błogosławieni Wincenty Lewoniuk i Towarzysze, męczennicy z Pratulina
Błogosławiony Henryk Suzo Błogosławiony Henryk Suzo, prezbiter
Błogosławiony Mikołaj Gross Błogosławiony Mikołaj Gross, męczennik

Mikołaj Gross urodził się 30 września 1898 roku w Niederwenigern, małej miejscowości w Zagłębiu Ruhry, w Niemczech. Wychowywał się w rodzinie ubogiej i pobożnej. Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1912 roku, pracował najpierw przez trzy lata w walcowni, a potem przez pięć lat jako górnik w kopalni. Jednocześnie uczęszczał w Essen na kursy wieczorowe, by zdobyć lepsze wykształcenie. W 1917 roku zapisał się do Związku Górników Chrześcijańskich, a w 1919 roku został członkiem Stowarzyszenia Górników i Robotników św. Antoniego Padewskiego.
Wiara katolicka bardzo wcześnie pomogła mu zrozumieć, że dla chrześcijanina solidarność stanowi drogę do przezwyciężenia niesprawiedliwości i nierówności społecznych. To prowadziło go do jeszcze większego zaangażowania w działalność społeczną. W 1920 roku został sekretarzem Związku Młodzieży w Oberhausen, a rok później rozpoczął pracę w redakcji chrześcijańskiego czasopisma “Górnik” (wydawano go w Essen). Od 1922 roku przewodniczył Stowarzyszeniu Górników Chrześcijańskich, najpierw na Dolnym Śląsku, potem w Saksonii i Zagłębiu Ruhry. W połowie 1926 roku został redaktorem, a następnie dyrektorem “Westdeutsche Arbeiterzeitung”, najważniejszej gazety ruchu robotników chrześcijańskich w zachodnich Niemczech (osiągała nakład 170 tys. egzemplarzy).
Wkrótce też nastąpiła poważna zmiana w jego życiu. W dniu 23 maja 1923 roku ożenił się z Elżbietą Koch. Znali się jeszcze z lat szkolnych. Tworzyli kochającą się parę. Z ich małżeństwa w latach 1924-1940 urodziło się siedmioro dzieci. Był dobrym ojcem, bardzo przywiązanym do rodziny. W 1930 roku rodzina Grossów przeniosła się do Kolonii.
W swojej działalności Mikołaj coraz bardziej sprzeciwiał się zarówno nazistowskim teoriom ekonomicznym, jak i antychrześcijańskiej i neopogańskiej ideologii. Powtarzał: “Szczególną troską powinniśmy otaczać ubogich i chorych”. Nie był wielkim mówcą, ale w jego słowach słychać było szczerość i prawdę. To pociągało za nim ludzi. Z każdym rokiem rosnących wpływów Adolfa Hitlera, zasłona propagandy była coraz mniej szczelna. Coraz więcej osób przekonywało się o prawdziwym obliczu narodowego socjalizmu. Przy każdej nadarzającej się okazji Mikołaj nawoływał robotników do uważnego i uczciwego przyglądania się działaniom przedstawicieli nowej partii. Po objęciu władzy przez Hitlera w 1933 roku, kierowany przez Grossa dziennik borykał się z coraz większymi trudnościami. Mikołaj przypominał na jego łamach, że “chrześcijanie powinni sprzeciwiać się narodowym socjalistom nie tylko z powodów ekonomicznych i politycznych, ale przede wszystkich ze względu na naszą wiarę i kulturę”. Kresem dziennika stał się rok 1938 – zakazano jego wydawania.
Mikołaj publikował jeszcze pomniejsze pisma. Przyłączył się także do ruchu oporu w Niemczech. Z tego powodu jego nazwisko figurowało na czarnej liście władz narodowo-socjalistycznych. Po nieudanym zamachu na Hitlera w dniu 20 lipca 1944 roku, Gross, pomimo że nie brał udziału w jego przygotowaniu, został aresztowany. Był torturowany i więziony w Kolonii, Frankfurcie nad Menem, Ravensbrück i Berlinie. Na koniec, w dniu 15 stycznia 1945 roku wyrokiem tzw. sądu ludowego, pod przewodnictwem Rolanda Freislera, skazano go na śmierć. Dwa dni później jego żona, która na wszelkie sposoby próbowała go ratować, uzyskała zezwolenie na piętnastominutowe odwiedziny. Podczas ostatniego spotkania Mikołaj powiedział jej: “Do zobaczenia w lepszym świecie. W niebie będę mógł zrobić więcej dla ciebie i dla dzieci niż na tym świecie”.
W dniu 23 stycznia 1945 roku został powieszony w więzieniu w Berlinie-Plötzensee. Naziści bali się jego wiary w Boga, jego siły ducha, także po śmierci. Dlatego ciało Mikołaja spalono, a rodzinę powiadomiono o jego śmierci dopiero 7 lutego. Kilka miesięcy później koszmar II wojny światowej dobiegł końca.

Życie Mikołaja Grossa stało się świadectwem wielkiego męczeństwa w imię wierności Jezusowi Chrystusowi. Jako człowiek świecki żył i umarł jak prawdziwy chrześcijanin, wierny aż do końca. Tak mówił o nim papież św. Jan Paweł II podczas jego beatyfikacji w dniu 7 października 2001 r.:

Mikołaj bardzo wyraźnie dostrzegał, że ideologii narodowosocjalistycznej nie da się pogodzić z wiarą chrześcijańską. Odważnie chwycił za pióro, aby bronić godności człowieka. Mikołaj Gross bardzo kochał swoją żonę i dzieci, jednakże wewnętrzna więź z własną rodziną nigdy nie kazała mu wyrzec się Chrystusa i Jego Kościoła. Stawiał sprawę jasno: “Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy gotowi zaryzykować życia, to jakże zdołamy kiedyś usprawiedliwić się przed Bogiem i naszym ludem?” Z powodu tych przekonań musiał zginąć na szafocie, ale właśnie dlatego otwarły się przed nim bramy niebios. W błogosławionym męczenniku Mikołaju Grossie urzeczywistniła się przepowiednia proroka: “Sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” (Ha 2, 4).

Święty Ildefons Święty Ildefons, biskup

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Neocezarei Maurytańskiej, która była niegdyś znacznym miastem, a dzisiaj jest małą nadmorską miejscowością, położoną na zachód od Algieru – męczenników Seweriana i Akwili. Śmierć ponieśli wśród płomieni, prawdopodobnie w czasie prześladowania za cesarza Dioklecjana.

W Vienne nad Rodanem – św. Bernarda, biskupa tej ongiś ważnej metropolii. Zmarł on w roku 841 w założonym przez siebie opactwie benedyktyńskim w Romans. Jego kult zaaprobował w roku 1903 Pius X.

oraz:

św. Agatangela, męczennika (+ 303); św. Asklasa, męczennika (+ ok. 287); św. Emerencjany, dziewicy i męczennicy (+ ok. 305); św. Klemensa, biskupa i męczennika (+ ok. 303); św. Martyriusza, mnicha (+ VI w.); św. Permensasa, diakona i męczennika (+ ok. 110)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-23.php3

______________________

Błogosławiony mieszkaniec Wałbrzycha – patron górników

Tomasz Nochowicz

Polub nas na Facebooku!

Święci i błogosławieni – bohaterowie wiary. Podobni nam, w trudzie codzienności chcieli pozostać wierni Bogu. Wiedząc, że żyli obok nas, chciejmy się do nich zbliżyć. Czy w Wałbrzychu mieszkał ktoś, kto swoim życiem doszedł do świętości, do końca trwał mimo przeciwności w swoich przekonaniach i wartościach?
Na naszą uwagę zasługuje człowiek żyjący w epoce industrializacji, w latach prześladowań religijnych: w okresie nazizmu i II wojny światowej, który poświęcił swoje życie walce o prawdę i godność człowieka. Sześć lat temu, 7 października papież Jan Paweł II dokonał beatyfikacji Mikołaja Grossa: ojca siedmiorga dzieci, działacza związkowego i dziennikarza, męczennika, mieszkańca Wałbrzycha.
Mikołaj Gross urodził się 30 września 1898 r. w rodzinie kowala kopalnianego w Niederwenigern koło Essen. Po ukończeniu w 1912 r. miejscowej katolickiej szkoły powszechnej rozpoczął pracę: najpierw w walcowni blachy, potem jako ciskacz, pchając wózki z urobkiem, a następnie pięć lat jako rębacz w kopalni węgla. W czasie wolnym starał się intensywnie dokształcać, uczęszczając na kursy wieczorowe w Essen.
Żył w czasach głębokich przemian społecznych Europy. Kiedy wpływem idei socjalistycznej zrodził się robotniczy ruch związkowy, Kościół katolicki nie pozostał w tej kwestii obojętny i także usiłował rozwiązać kwestię robotniczą. Leon XIII w encyklice „Rerum novarum” popierał ideę tworzenia katolickich związków zawodowych. Po publikacji encykliki masowo powstawały stowarzyszenia i związki stanowe, które poza aktywizacją społeczną i religijną oraz formacją oświatową miały głównie na celu ochronę interesów pracowniczych i utworzenie formacji społecznej w duchu nauki społecznej Kościoła. Pobudzane myślą katolicką stawiały na doskonalenie religijnie i moralnie. Pełniły także rolę instytucji rozjemczej w sporach pomiędzy robotnikami a ich pracodawcami, a także zajmowały się gromadzeniem funduszy na zapomogi dla robotników i ich rodzin w wypadkach losowych.
Od 2. poł. XIX wieku w Wałbrzychu i okolicznych miejscowościach powstawały nowe zakłady pracy: głównie kopalnie węgla i huty. Systematycznie wzrastała liczba ludności przybyłej z kotliny kłodzkiej czy przygranicznych miejscowości z terenu Czech. W dużej mierze byli to katolicy. W samym mieście pod koniec XIX wieku działało 18 katolickich stowarzyszeń i związków.
Niespełna 20-letni Gross angażuje się w działalność Związku Cechowego Górników Chrześcijańskich i swoje dalsze lata poświęca działalności w obronie praw pracowniczych górników. Pracuje w redakcji „Bergknappe” (Gwarek) – chrześcijańskiego czasopisma dla górników wychodzącego w Essen. Praca związkowa przywiodła Grossa do Wałbrzycha, gdzie od czerwca do października 1922 r. przewodniczył Stowarzyszeniu Górników Chrześcijańskich. Stąd trafia poprzez Zwickau z powrotem nad Ruhrę do miasta Bottrop.
Czynna działalność związkowa i zawodowa nie przeszkadzały Mikołajowi Grossowi założyć rodzinę, której był prawdziwie oddany.
Do 1927 r. Mikołaj Gross publikuje w katolickiej prasie robotniczej – „Zachodnioniemieckiej Gazecie Robotniczej”. Po latach został zresztą jej redaktorem naczelnym.
Nasz Błogosławiony nie pozostał obojętny wobec narastającego wówczas kryzysu gospodarczego i rosnącego w siłę narodowego socjalizmu. Kierując się ideą bp. Kettelera, prekursora katolickiej nauki społecznej w Niemczech, twierdził, że reformy stosunków społecznych nie można przeprowadzić bez właściwej przemiany duchowej społeczeństwa. Odważnie krytykował nazistów, nazywając ich „wrogami dzisiejszego państwa”. Po dojściu Hitlera do władzy dalej jest wierny swoim poglądom. Sprzeciwia się nazistowskim teoriom ekonomicznym i antychrześcijańskiej i neopogańskiej ideologii nazizmu. Po zakazie wydawania katolickiej gazety robotniczej, Gross publikuje szereg mniejszych pism, pogłębiając wśród robotników świadomość wiary i wartości. Swoją działalnością wspierał ruch oporu w Niemczech. Od 1940 r. nieustannie jest poddawany przesłuchaniom przez policję, a jego mieszkanie rewizjom. Po nieudanym zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 r., mimo iż nie brał udziału w jego przygotowaniu, został aresztowany, torturowany i więziony kolejno w Kolonii, Frankfurcie nad Menem, Ravensbrück i Berlinie. 23 stycznia 1945 r. został stracony w więzieniu Plötzensee w Berlinie; jego ciało spalono, a prochy rozrzucono na polach melioracyjnych. O wykonaniu wyroku, rodzinę powiadomiono dopiero 7 lutego.
Papież Jan Paweł II na Mszy św. beatyfikacyjnej powiedział o Mikołaju Grossie:
„Bardzo wyraźnie dostrzegał on, że ideologii narodowosocjalistycznej nie da się pogodzić z wiarą chrześcijańską. Odważnie chwycił za pióro, aby bronić godności człowieka. Mikołaj Gross bardzo kochał swoją żonę i dzieci, jednakże wewnętrzna więź z własną rodziną nigdy nie kazała mu wyrzec się Chrystusa i Jego Kościoła. Stawiał sprawę jasno: «Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy gotowi zaryzykować życia, to jakże zdołamy kiedyś usprawiedliwić się przed Bogiem i naszym ludem?»”. Papież nazwał go także patronem górników.
Ta opinia Papieża Polaka o Błogosławionym daje najlepsze świadectwo o Mikołaju Grossie, który walczył o prawdę i prawa człowieka na łamach prasy w czasach niełatwych, bo w okresie intensywnych zmian gospodarczo-społecznych, wielkiego kryzysu ekonomicznego oraz powstania i funkcjonowania ideologii narodowego socjalizmu, aż po okres II wojny światowej. Warto więc wspomnieć i zapamiętać sylwetkę mieszkańca Wałbrzycha, człowieka, który swoją działalnością, publikacjami i zaangażowaniem odważnie wyrażał i realizował wartości chrześcijańskie, pozostając im wierny tak w życiu prywatnym, jak i publicznym. Osobowość tego Błogosławionego może napawać dumą wałbrzyszan, a za wstawiennictwem mogą uzyskać potrzebne łaski.
W Niemczech, szczególnie w Nadrenii, żywa jest pamięć o Mikołaju Grossie. Napisano o nim wiele książek, powstał musical i istnieje gimnazjum wieczorowe noszące imię Błogosławionego. 1 kwietnia 2002 r. w niemieckiej diecezji Essen – ziemi rodzinnej Mikołaja Grossa, z połączenia dwóch sąsiednich parafii Świętego Krzyża i św. Liboriusa w dzielnicy Bochum-Grumme, utworzono nową wspólnotę parafialną pw. bł. Mikołaja Grossa, a jego wspomnienie liturgiczne esseńczycy obchodzą 23 stycznia.

Edycja świdnicka 47/2007 E-mail: swidnica@niedziela.pl
Adres: ul. Kościuszki 4, 58-150 Strzegom
Tel.: (34) 369-43-25http://www.niedziela.pl/artykul/51847/nd/Blogoslawiony-mieszkaniec-Walbrzycha

_________________________________________________________________________________

O. Antonello Cadeddu: To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi

2016-01-19 07:3

Fot. Ks. Sławomir Marek

To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi i z wielkim szacunkiem oraz ostrożnością przyniósł ją do kapłana – powiedział o. Antonello Cadeddu.

Ojciec Antonello Cadeddu, włoski kapłan pracujący jako misjonarz w Brazylii, charyzmatyczny kaznodzieja i współzałożyciel wspólnoty Przymierze Miłosierdzia, w czasie swojej ostatniej wizyty w Polsce udzielił wywiadu tygodnikowi „Do Rzeczy”. W rozmowie z Tomaszem P. Terlikowskim odniósł się do szeroko komentowanego przez media wydarzenia, które miało miejsce w czasie Święta Dziękczynienia na terenie Świątyni Opatrzności Bożej.

– To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi i z wielkim szacunkiem oraz ostrożnością przyniósł ją do kapłana. To znak dla Was, Polaków, a także przypomnienie, że wciąż jeszcze jesteście narodem uduchowionym. I dlatego nie mam wątpliwości, że macie misję, jaką jest podnoszenie hostii, Eucharystii, wiary w całej Europie.

Redaktor Terlikowski zwrócił uwagę, że nie jesteśmy lepsi od innych Europejczyków. O. Antonello odpowiedział, że siostra Faustyna też nie była lepsza od wielu innych sióstr, a Jan Paweł II był przecież zwykłym chłopakiem, który stracił mamę, tatę, a potem pracował w kopalni. Tymczasem Bóg wybrał właśnie ich. Współzałożyciel wspólnoty Przymierze Miłosierdzia zachęcił Polaków, aby głosili Miłosierdzie tak jak s. Faustyna i papież.

Kiedy przyjechałem pierwszy raz do Polski, miałem głębokie przeczucie, że na Starym Kontynencie są dwa punkty duchowe, które odegrają kluczową rolę. Pierwszym jest właśnie Polska i przesłanie Bożego Miłosierdzia, drugim jest San Giovanni Rotondo i to, co przekazał nam o. Pio. I z każdym dniem jestem bardziej przekonany, że tak właśnie jest.

http://www.niedziela.pl/artykul/20218/O-Antonello-Cadeddu-To-nie-jest-przypadek

_______________________

Papież: gdy biskup się nie modli, cierpi lud Boży

Zadaniem biskupów jest modlitwa i głoszenie zmartwychwstania Jezusa, a obowiązkiem wiernych jest modlitwa za swoich biskupów, bez których Kościół nie może się obyć – powiedział papież Franciszek podczas porannej Eucharystii sprawowanej w Domu Świętej Marty.

 

Ojciec Święty rozwinął swoją refleksję komentując czytany dzisiaj fragment Ewangelii (Mk 3, 13-19), mówiący o wyborze dwunastu apostołów. Zaznaczył, że Pan Jezus wybrał ich “aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzania złych duchów”.

 

Ojciec Święty podkreślił, że grono dwunastu to pierwsi biskupi. Przypomniał, że po śmierci Judasza został wybrany Maciej. “Biskupi są filarami Kościoła, powołani by byli świadkami zmartwychwstania Jezusa” – stwierdził Franciszek.

 

Dodał, że mają świadczyć, iż Pan Jezus jest żywy, że Pan Jezus zmartwychwstał, że Pan Jezus z nami podąża, że Pan Jezus nas zbawia, że Pan Jezus oddał za nas swe życie, że Pan Jezus jest naszą nadzieją, że Pan Jezus zawsze nas przyjmuje i nam przebacza. Zatem życie biskupów ma być prawdziwym świadectwem zmartwychwstania Chrystusa.

 

Papież wskazał na swa zadania biskupów: przebywanie z Jezusem na modlitwie oraz dawanie świadectwa, to znaczy głoszenie zbawienia jakie przyniósł nam Pan.

 

“Dwa zadania nie łatwe, ale to właśnie one sprawiają, że filary Kościoła są mocne. Jeśli te filary ulegają osłabieniu, bo biskup się nie modli lub modli się niewiele, zapomina o modlitwie czy też nie głosi Ewangelii, zajmując się czym innym, to także Kościół słabnie, cierpi. Cierpi lud Boży, bo filary są słabe” – stwierdził Franciszek.

 

Ojciec Święty zaznaczył, że Kościół nie może obejść się bez biskupa i dlatego obowiązkiem całego ludu jest modlitwa za biskupów. Jest to obowiązek miłości, obowiązek dzieci wobec ojca, obowiązek braterski, aby rodzina trwała zjednoczona w wyznawaniu Jezusa Chrystusa, żyjącego i zmartwychwstał ego.

 

“Dlatego chciałbym was dziś zachęcić do modlitwy za nas, biskupów, bo my także jesteśmy grzesznikami, także mamy słabości, także nam grozi to, co Judaszowi, bo i on został wybrany jako filar. Także nam grozi brak modlitwy, czynienia czegoś, co nie jest głoszeniem Ewangelii i wypędzaniem złych duchów… Trzeba się modlić, aby biskupi byli tym, czego chciał Jezus, abyśmy wszyscy dawali świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa. Niech lud Boży modli się za biskupów.

 

W każdej Mszy św. modlimy się za biskupów: modlimy się za Piotra, stojącego na czele kolegium biskupów i modlimy się za miejscowego biskupa. Ale to trochę mało: wypowiadamy imię, a często czynimy to z nawyku i idziemy dalej.

 

Módlcie się za biskupa całym sercem, proście Pana: Panie, otocz troską mojego biskupa; dbaj o wszystkich biskupów i poślij nam biskupów, którzy będą prawdziwymi świadkami, biskupów, którzy się modlą i biskupów, którzy swoim głoszeniem pomogliby nam w zrozumieniu Ewangelii, abyśmy byli pewni, że Ty, Panie żyjesz, jesteś z nami” – zakończył swoją homilię papież.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3851,papiez-gdy-biskup-sie-nie-modli-cierpi-lud-bozy.html

_____________________________

Bł. Stanisław Papczyński będzie ogłoszony świętym

Założyciel zgromadzenia księży marianów, będzie wkrótce ogłoszony świętym. Papież Franciszek upoważnił 21 stycznia Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu uznającego cud przypisywany wstawiennictwu polskiego zakonnika.

 

Uznano także cuda za wstawiennictwem dwóch innych błogosławionych: Józefa Brochero (1840-1914), argentyńskiego proboszcza, i Józefa Sancheza del Río (1913-1928), meksykańskiego chłopca, męczennika za wiarę z czasów powstania Cristeros. Otwiera to drogę do ich rychłej kanonizacji.

 

Kongregacja wydała także dekrety dotyczące uznania cudów za wstawiennictwem dwojga sług Bożych z Włoch (ks. Franciszka Marii Greco (1857-1931), założyciela Zgromadzenia Małych Sióstr Pracownic Najświętszych Serc; Elżbiety Sanna (1788-1857), wdowy należącej Trzeciego Zakonu św. Franciszka i Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, założonego przez św. Wincentego Pallottiego) oraz dekrety uznające męczeństwo: niemieckiego kapłana, ks. Engelmara Unzeitiga (1911-1945) ze Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill, zamordowanego w obozie koncentracyjnym w Dachau; ks. Januarego Fueyo Castañóna i 3 Towarzyszy świeckich, zamordowanych w czasie wojny domowej w Hiszpanii w 1936 r.; oraz Justusa Takayamy Ukona (1552/1553-1615), japońskiego samuraja. Dekrety te otwierają drogę do ich beatyfikacji.

 

Uznano również cnoty heroiczne dwojga Włochów: o. Arseniusza z Trigolo (1849-1909; w świecie: Giuseppe Migliavacca), kapucyna, założyciela Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Maryi Pocieszycielki, oraz Marii Ludwiki od Najświętszego Sakramentu (1826-1886; w świecie: Maria Velotti), należącej do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, założycielki Instytutu Sióstr Adoratorek Świętego Krzyża.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24788,bl-stanislaw-papczynski-bedzie-ogloszony-swietym.html

____________________________

Bliski koniec procesu beatyfikacyjnego s. Łucji

Diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego siostry Łucji dos Santos – ostatniej z trójki dzieci, którym objawiła się Maryja Panna w Fatimie w 1917 r. – powinien zakończyć się w tym roku.

 

Jak poinformowała Siostra Angela Coelho, postulatorka procesu beatyfikacyjnego portugalskiej karmelitanki, zmarłej w 2005 r. w wieku 98 lat, do końca bieżącego roku cała dokumentacja dotycząca tej sprawy zostanie przekazana do Stolicy Apostolskiej.

 

“Prace w diecezji Leiria-Fatima postępują bardzo szybko, choć nie należą one do najłatwiejszych z uwagi na bardzo duży materiał na temat kandydatki na ołtarze. Musimy dokładnie zbadać ponad 70 tys. listów, jakie otrzymała i napisała siostra Łucja w czasie swojego życia. Jest to bardzo bogaty zbiór zawierający korespondencję zarówno z wiernymi z całego świata, jak i z papieżami, kardynałami i ambasadorami” – oświadczyła siostra Angela z sanktuarium w Fatimie.

Za mało prawdopodobne uznała ogłoszenie siostry Łucji błogosławioną do 2017 r., kiedy to obchodzona będzie setna rocznica objawień maryjnych w narodowym sanktuarium portugalskim. “Jest to bardzo skomplikowany proces dotyczący osoby, która zmarła w bardzo podeszłym wieku. Trzeba zbadać wiele etapów jej życia. Siostra przeżyła przecież dwie wojny światowe i hiszpańską wojnę domową. Doczekała się też upadku ZSRR, co było dla niej wydarzeniem bardzo istotnym” – przypomniała zakonnica.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24784,bliski-koniec-procesu-beatyfikacyjnego-s-lucji.html

__________________________________

Papież zabrał głos ws. kontrowersyjnej ustawy

Papież Franciszek powiedział w piątek, że Kościół nie zgadza się na stawianie na równi i mylenie małżeństwa z innymi formami związków. Dodał zarazem, że osoby żyjące w takich związkach są objęte miłosierdziem Chrystusa i Kościoła.

 

Słowa skierowane do sędziów Roty Rzymskiej podczas inauguracji roku sądowego zabrzmiały szczególnie mocno we Włoszech, gdzie parlament ma przystąpić do decydującego etapu pracy nad ustawą o związkach partnerskich, przygotowaną przez rząd premiera Matteo Renziego i określaną przez niego jako jeden z priorytetów.

 

W przemówieniu do Roty Rzymskiej papież przypomniał, że rodzina była tematem dwóch synodów biskupów, które odbyły się w 2014 i 2015 roku.

 

W ich trakcie “Kościół wskazał światu, że nie można mylić rodziny, jakiej chciał Bóg, z żadnym innym rodzajem związku” – dodał Franciszek.

 

Jak zaznaczył papież, Kościół głosząc prawdę na temat małżeństwa “pamięta zawsze, że ci, którzy z własnego wyboru lub nieszczęśliwych okoliczności życiowych żyją w obiektywnym błędzie, są nadal obiektem miłosierdzia Chrystusa i zatem samego Kościoła”.

 

We Włoszech zarysowały się głębokie podziały w dniach poprzedzających prace w parlamencie nad ustawą uznającą związki partnerskie, również osób tej samej płci. Wielkie emocje budzi nazywana z angielska sprawa “stepchild adoption”, czyli możliwości adoptowania dziecka partnera lub partnerki.

 

Zwolennicy ustawy o związkach argumentują, że Włochy są ostatnim krajem zachodniej Europy, który nie ma takiego prawodawstwa. Przeciwko projektowi ustawy mobilizuje się włoski Kościół. Wraz ze środowiskami osób świeckich organizuje 30 stycznia wiec protestacyjny w Rzymie, nazwany Family Day. Papież Franciszek nie wypowiedział się na temat tej inicjatywy.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3853,papiez-zabral-glos-ws-kontrowersyjnej-ustawy.html

____________________________

 

Najpiękniejsza plaża świata i tajemnice fatimskie

Niedziela

Zróżnicowane, dzikie krajobrazy. Malownicze miasta i wioski rybackie, zabytki, muzea, strome klify i rozległe plaże. Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć – podkreśla Michał Lorenc, wybitny kompozytor muzyki filmowej.

 

Zachęca do podróży i wypoczynku w Polsce, na Mazurach i w Bieszczadach. – Ale jeżeli ktoś chce pojechać dalej, powinien wybrać się do Portugalii. Byłem tam wielokrotnie i zawsze chętnie wracam – mówi Michał Lorenc. – Do Portugalii trzeba wybrać się samolotem, podróż samochodem zalecałbym tylko młodym ludziom – trudno przetrzymać dwa-trzy dni w podróży. – Zazwyczaj jeździmy tam całą rodziną, nawet z wnukami, sporo zwiedzamy. Nasze wyjazdy mają przede wszystkim cel poznawczy – mówi. – Całej Portugalii jeszcze nie zjeździliśmy, pozostała nam północ. Mam przyjaciół na granicy hiszpańsko-portugalskiej, zapraszają mnie do siebie i w tym roku najpewniej skorzystamy z zaproszenia.
Niezbyt weseli ludzie
Kompozytora urzeka w Portugalii wysoki poziom cywilizacyjny (najpewniej wynik kolonialnej przeszłości) i specyficzna atmosfera. – Portugalczycy, jak na południowców, wykazują zupełnie inny temperament niż Hiszpanie czy Włosi – mówi. – Są melancholijni, posępni, poważni. Uśmiechnięci, ale bez poczucia humoru; wszystkie spotkania z nimi, nawet te ze sprzedawcami w sklepach, są traktowane z wielką powagą.
Jak sam podkreśla, jest pod wielkim wrażeniem melancholijnego klimatu panującego w kraju leżącym na granicy wielkiego oceanu. – Ten smutek daje się wszędzie odczuć, jest obecny w ludziach – mówi. – Wymownym wyrazem ich duszy są pieśni fado. Nie jestem w stanie słuchać ich dłużej niż przez 20 sekund. Portugalia nie jest więc inspirująca dla Michała Lorenca jako kompozytora i muzyka.

 

Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć (fot. shutterstock.com)

Fado i saudade – rodzaj nostalgii i melancholii – mają ważne znaczenie w portugalskiej kulturze. Z fado (los, przeznaczenie), tradycyjnymi pieśniami, opowiadającymi o miłości, zdradzie, rozstaniu, smutku, tęsknocie, biedzie, nieszczęściu, zawsze kojarzy się saudade (smutek i tęsknota).
Mircea Eliade – słynny filozof kultury pisał, że “Portugalczycy są melancholijni, zamyśleni (…), noszą w sobie niewytłumaczalny, niemający przyczyny smutek”. Portugalczycy to “weseli ludzie ze smutnym sercem”.
Miasto wind
Zadziwiająco bogata w zabytki jest Lizbona. Najważniejszym z nich jest klasztor Hieronimitów, uchodzący za największe arcydzieło typowego dla Portugalii stylu późnogotyckiego. Leży na przedmieściach, w pobliżu ujścia Tagu do Atlantyku, w Belém, skąd wyruszyła wyprawa Vasco da Gamy. Podróżnik został pochowany w tym klasztorze.
Życie w mieście skupia się wokół rozległego Praça de Comercio, usytuowanego na brzegu Tagu. Niedaleko stąd do katedry Sé Patriarcal – łączącej w sobie różne style architektoniczne – z piękną romańskią fasadą. Przypomina ona twierdzę, co jest świadectwem burzliwych czasów, w których powstała. Budowę zlecił pierwszy król Portugalii Alfons I Zdobywca, wkrótce po wypędzeniu z Lizbony Arabów.
Najpiękniejszy widok roztacza się z obwarowań mauryjskiego Zamku św. Jerzego (Castelo de São Jorge), skąd widać najważniejsze miejsca w mieście. Kręte uliczki dzielnicy Bairro Alto zachęcają do romantycznych spacerów, choć łatwo się w nich zgubić.
Nie można pominąć muzeów, a szczególnie Gulbenkiana. Prezentowanych w nim jest blisko tysiąc dzieł sztuki ze zbiorów zgromadzonych przez Colouste Gulbenkiana, ormiańskiego biznesmena i azylanta, przekazanych Portugalii. Największym zainteresowaniem cieszą się dzieła Rubensa, Rembrandta, Renoira i Maneta.

 

Kamieniczki Porto (fot. shutterstock.com)
Najpiękniejsza plaża na świecie
W okolicy Lizbony warto odwiedzić Sintrę, a w niej – królewski Palácio Nacional de Sintra, w którym łatwo zapamiętać gotyckie łuki, mauretańskie okna i dwa niezwykłe, wielkie stożkowe kominy. Nie można ominąć Pałacu Pena – budowli jak z bajki, w której każda wieżyczka ma inny kształt i barwę, a każde pomieszczenie urządzone jest w innym stylu. Nad Sintrą góruje zamek Maurów, odbity przez krzyżowców i Alfonsa I Zdobywcę, z którego rozciąga się piękny widok na miasto. Na zalesionych wzniesieniach wokół miasta leżą pałace i ogrody, a w oddali majaczy Atlantyk.
Najpiękniejsze plaże Portugalii leżą na południu, na wybrzeżu Algarve. Gwarantują nie tylko czysty piasek (i żwir) i chłodzące morze, ale też pogodę, pyszne jedzenie, zabytki rozsiane w nadbrzeżnych miasteczkach i znakomite widoki. To tu znajduje się Praia da Marinha, uchodząca za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie.
Na Algarve leży Przylądek Świętego Wincentego (Cabo de São Vicente) – najbardziej na południowy zachód wysunięty punkt Europy, z wysokimi klifami opadającymi do oceanu. Turyści chętnie ściągają do kurortów Vilamoura i Albufeira. Faro, tętniąca życiem stolica regionu, z sympatyczną starówką, ma mniejsze wzięcie.
Kolebka państwowości
Nie pozna Portugalii ktoś, kto nie był w Porto, Fatimie i Coimbrze. Porto, drugie co do wielkości miasto, ma specyficzny klimat: nowoczesne centrum biznesowe sąsiaduje ze starymi domami i wąskimi uliczkami, które zachowały dawny charakter.
Najciekawsza część tego miasta obejmuje średniowieczną dzielnicę znajdującą się w obrębie XIV-wiecznego muru, którego pozostałości istnieją do dziś. Są tu warte obejrzenia zabytki: Sé Catedral – katedra z gotyckimi krużgankami, Torre dos Clérigos – wieża o wysokości 75 m, katedra św. Franciszka z pięknym rokokowym wnętrzem, nabrzeże Ribeira i Ponte Dom Luís I – dwupiętrowy stalowy most.
Coimbra przez jakiś czas była stolicą kraju, tu narodziło się sześciu królów, nic więc dziwnego, że Portugalczycy widzą w niej kolebkę swojej państwowości. Położona jest nad rzeką Mondego, która nazywana jest “rio dos poetas” – rzeką poetów. Urok i klimat miasta tworzony jest przede wszystkim przez najstarszy uniwersytet w Portugalii i jeden z najstarszych w Europie – ma już 725 lat – górujący nad miastem. Miasto do dziś należy do studentów. Wiele domów stojących przy wąskich i stromych uliczkach starego miasta to – od średniowiecza – kwatery studentów.

 

Zabytki Portugalii zapierają dech w piersi (fot. shutterstock.com)
Śnieżyca na Maderze
Żeby poznać Portugalię, niekoniecznie trzeba posmakować miejscowych potraw. Portugalska kuchnia nie jest zbyt oryginalna. Przeważają pożywne, często gotowane dania, w których dominują ryby i owoce morza. Michał Lorenc nie poznał potraw takich, jak zielona zupa caldo verde, suszony dorsz – bacalhau, krokiety z dorsza – bolinhos de bacalhau czy porco à alentejana, czyli wieprzowina gotowana z mięczakami.
– Turystyka kulinarna jest mi zupełnie obca – mówi kompozytor. – Nie znam się na wysmakowanych potrawach, nie mam wyrafinowanych kubków smakowych. Najbardziej lubię kanapkę z żółtym serem, popitą kefirem z GS-u, na Mazurach albo w Bieszczadach.
Rzadko, choć ostatnio częściej, Polacy trafiają na Maderę, portugalską wyspę położoną ok. 1 tys. km od wybrzeża Europy i 500 km do wybrzeża Afryki. Madera słynie z klifów, pięknych widoków i rosnących tu bujnie kwiatów, m.in. azalii, hortensji, strelicji, które sprawiają, że wyspa przypomina rajski ogród.
Jest tu ciepło przez cały rok, choć nie zawsze. Michała Lorenca w środku naszego lata złapała… ciężka zima. – Zastała nas tam śnieżyca. Była wielkim przeżyciem dla Portugalczyków, dla których to wielka rzadkość – opowiada. – Na maskach samochodów lepili bałwany.

 

Madera słynie z klifów i pięknych widoków (fot. shutterstock.com)
Tajemnice fatimskie
Sanktuarium w Fatimie to jedno z najpopularniejszych centrów pielgrzymkowych Europy. Neobarokowa bazylika upamiętnia objawienia Matki Bożej trójce pastuszków. Łucja dos Santos miała usłyszeć tajemnice fatimskie. W koronie Matki Bożej Fatimskiej umieszczony został jeden z pocisków, które trafiły Jana Pawła II w czasie zamachu w maju 1981 r.
W Fatimie Michał Lorenc jeszcze nie był. – Nie dotarłem do Fatimy, choć byłem od niej 5 km. Traktuję to w kategoriach znaku. Moje liczne wizyty w Izraelu ostatecznie przekonały mnie, że cała ziemia jest święta, nie tylko ta, gdzie są sanktuaria – mówi. – Bardzo chciałbym pojechać do Fatimy w tym roku. Może uda mi się to na urodziny – w październiku kończę 60 lat.

 

Fatima (fot. Francisco Antunes / Foter / CC BY)

http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,461,najpiekniejsza-plaza-swiata-i-tajemnice-fatimskie.html

_____________________________

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach

Wakacje na południu Europy. Wyczekane, zaplanowane. Wreszcie. Pakuję więc maskę do nurkowania, kremy z filtrem i różaniec – bez niego przecież nigdzie się nie ruszam. Jak się później okazało – w naszym wakacyjnym raju obowiązuje inna kolejność. Bóg jest na pierwszym miejscu. Woda i słońce oczywiście też są. Tylko, zgodnie ze słowami św. Augustyna, po prostu na swoim miejscu.

Gozo. Niewielka wyspa na Morzu Śródziemnym, 6 km od Malty. Jedynym sposobem dostania się na wyspę jest prom. Maleństwo – odległość pomiędzy skrajnymi punktami wyspy to zaledwie 15 km. Ale nie odległości robią największe wrażenie.
Szukając najpiękniejszych widoków i najbardziej słonecznych plaż, przejeżdża się przez wiele małych miasteczek. Wąskie uliczki, jednorodne domki. Podobne do siebie, pachnące kamieniem, spalone południowym słońcem. Niby zwyczajna zabudowa południa Europy. Ale jednak nie. Na frontowej ścianie niemalże każdego domu wykuta jest postać Maryi, św. Józefa lub całej Świętej Rodziny. Maleńki, jak wszystko tutaj, element frontowej ściany. Nie rzucający się w oczy, nie krzykliwy, nie kontrowersyjny. Piękny i naturalny jak wiatr na skalistym wybrzeżu.

 

Mieszkańcy Malty, podobnie jak Polacy, oddają cześć Matce Bożej.

(fot. Jacek Domański)
Xaghra – niewielka miejscowość na północno-wschodnim wybrzeżu Gozo. W niedzielę pojawia się problem ze znalezieniem informacji o godzinie Mszy Świętej w najbliższym kościele – większość stron internetowych jest w języku tutejszym. Jak się okazało, niepotrzebnie szukaliśmy. Kręte uliczki miasteczka zaprowadziły nas do kościoła w centrum (zupełnie innego niż pokazała wyszukiwarka).
Jedna Msza się kończyła, zaczynała się następna. Czekając na “naszą” słyszeliśmy scholę – młodzi ludzie grali na gitarach, dając przez to świadectwo swojej wiary. Zero fałszu. Ze świątyni wyszedł tłum ludzi. Kolejna Msza – znów mnóstwo ludzi (a takie małe miasto!). Tym razem nie schola, a chór uświetniał liturgię. Wszyscy mają na sobie ubrania godne świątyni – a przecież upał sięgający 50 stopni mógłby być rozgrzeszeniem… Nie tutaj.
Liturgia odprawiana była w języku lokalnym. Najbardziej utkwiło mi w pamięci słowo “Allah” (po polsku: Bóg). Z gestów do końca życia zapamiętam sposób w jaki kapłan w konfesjonale błogosławił udzielając rozgrzeszenia. Spokój i piękno tego gestu od razu skojarzyłam ze spokojem zachodu słońca obserwowanego przez Lazurowe Okno na wybrzeżu wyspy. Żadnego pośpiechu. Piękno, które uspokaja.
Jak się przekonaliśmy, kościoły żyją nie tylko w niedzielę. W zwykłe dni rano odprawiane są cztery Msze. I to wcale nie dla pojedynczych osób. Tu wiara jest naturalna jak fenek* na obiad.

 

Młoda Maltanka… (fot. Jacek Domański)

 

…i starsi mieszkańcy wyspy. (fot. Jacek Domański)

 

Na Malcie ludzie mają czas na wszystko. Nawet na karmienie ryb. (fot. Jacek Domański)
Wyjeżdżaliśmy z Malty tuż przed 15 sierpnia. Dla miejscowych, był to czas intensywnych przygotowań do świętowania Wniebowzięcia NMP (tutaj każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami). W Polsce 15 sierpnia na Jasną Górę wchodzą tłumy pielgrzymów. Na Malcie figurka Maryi jest niesiona po wąskich uliczkach miasteczek. Chyba, jako naród, jesteśmy do siebie podobni. Nie jest ważne kto do kogo przychodzi – liczy się spotkanie.

 

Na Malcie każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami.

(fot. Heini Samuelsen / Foter / CC BY-SA)
Kiedy nasz samolot lądował na Balicach wiedziałam jedno – wrócę na Gozo, wrócę na Maltę. Po to, żeby istnienie Boga było tak oczywiste jak sól w wodzie Morza Śródziemnego. Po to, żeby widzieć Maryję czekającą przy drzwiach domu. Po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca. Po to, żeby uwielbiać Boga pod postacią chleba na spalonych słońcem dłoniach Maltańczyków. Po to, żeby w ciemnościach nocy na wzgórzu zobaczyć napis w stylu tego, który wita wjeżdżających do Hollywood. Styl ten sam, ale litery inne – tworzą napis VIVA MARIJA. Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… modlitwa sama ciśnie się na usta. I jest jak wiara Maltańczyków. Zwykła, piękna w swojej prostocie i naturalności. Obecna w każdym elemencie życia. Nie krzykliwa, nie kontrowersyjna, nie na pokaz. Warto tam pojechać, żeby się przekonać, że można tak żyć. Naprawdę można.

 

* – maltańskie danie tradycyjne (królik).

 

“…po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca…” (fot. Jacek Domański)

http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,466,tam-gdzie-maryja-czeka-przy-drzwiach.html

____________________________

Jacek Poznański SJ

Odrzucić nieosiągalne ideały?

Posłaniec

 

Słyszę czasami, że jeśli jakiś ideał jest nieosiągalny, to należy go odrzucić, po prostu nie należy się nim przejmować. Tak mówi się obecnie o ideale małżeństwa, czystości przedmałżeńskiej, nieużywaniu antykoncepcji, czystości kapłańskiej (celibacie). „Wymagajmy od ludzi tego, co są w stanie zrealizować – takich celów, ideałów, które są dla nich osiągalne. To będzie racjonalne, rozsądne”. Brzmi całkiem przekonywująco. A jednak…

„Ideały”, które prowadzą do smutku
Młoda osoba pisze na jednym z forów internetowych: „Kiedyś miałam mnóstwo ideałów, do których uparcie dążyłam. Dziś, czytając posty w tym wątku, z przykrością zdałam sobie sprawę, że w moim życiu nie ma już ideałów (…). Moje ideały osiągnięte. „I co dalej? Nuda?” Obecnie tak… Czas przelatuje przez palce, umyka, ubywa życia… Starzeję się i tęsknię za moją nastoletnią wiarą, że świat leży u mych stóp; że mogę go zmieniać, kreować mój los. Ideały rozmyły się, rozpłynęły w szarej rzeczywistości, która miała być barwniejsza”. „Ideały”, do których, jak pisze, dążyła, to skończenie dobrych studiów, zgrabna figura, odpowiedni partner życiowy, dobrze płatna praca, własne mieszkanie. W nowoczesnej kulturze wszystko to są racjonalne, rozsądne, bo zasadniczo osiągalne „ideały”. Tymczasem, ludzkie serce i pragnienie pozostają nienasycone, a człowiek zmierza w kierunku melancholii, depresji, rozczarowania życiem. Tak się zdarza, gdy człowiek niewłaściwie umieści swoje dążenia.

Regulatywne idee
We właściwie rozumianym pojęciu ideału zawiera się to, że nigdy nie będzie on możliwy do zrealizowania przez skończone ludzkie istoty. Takie są ideały moralne. Niemiecki filozof Immanuel Kant (zm. 1804r.) w swojej Krytyce praktycznego rozumu stwierdza: „Doskonałość moralna jest rzeczą, którą żadna racjonalna istota nie jest w stanie nigdy osiągnąć”. Jezus powie, „Sam tylko Bóg jest dobry!” (Mk 10,18). I mimo to będzie zachęcał: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). A ponieważ Jezus jest Bogiem, powie o sobie: „Jam jest Pasterz dobry. Dobry pasterz życie daje za swoje owce” (J 10,11). Stawia siebie jako wzorzec. Ideały moralne ukazywane są często w postaci wyidealizowanego wzorca osobowego: mędrca, męża sprawiedliwego, świętego.
Po co ideały?
Stawiamy sobie ideały nie dlatego, że potrafimy je zrealizować, ale dlatego, że są użyteczne (sic!). Tak, ideały nie tyle są dla idealistów, co dla ludzi żyjących praktycznie. W innej książce I. Kant zauważa: „musimy przyznać, że rozum ludzki zawiera nie tylko idee, lecz także ideały, które wprawdzie nie posiadają, jak platońskie, siły twórczej, lecz przecież posiadają siłę praktyczną (jako zasady regulatywne) i leżą u podstaw możliwości doskonałości pewnych działań” (Krytyka czystego rozumu). Ideały moralne to przykłady kantowskich zasad czy idei regulatywnych. Regulatywność polega tutaj na kierowaniu naszymi praktycznymi wyborami i swoistym pobudzaniu nas do coraz pełniejszego zrealizowania naszych ludzkich możliwości w sferze poznania czy moralności.
Przyjęcie i zachwycenie się ideałami wyznacza kierunek w naszym życiu. Ideał motywuje nas, uruchamiania ukryte w nas potężne zasoby inspiracji i energii. W ten sposób pozwala nam przekraczać to, co zastaliśmy i już osiągnęliśmy, w kierunku więcej. Nieosiągalność ideałów pozwala człowiekowi stawać się człowiekiem, gdyż podążanie za nimi wciąż wymaga przekraczania, transcendowania siebie (zwierzęta tego nie potrafią). Dzięki temu rozwijamy się i stajemy lepszymi ludźmi.
Potrzeba tu ostrzeżenia. Zapomnienie o tym, że ideały są nieosiągalne, może prowadzić do utraty radości życia, radości z tego, co się ma. W życiu nic nie jest i nie będzie perfekcyjne, doskonałe, bezbłędne. Sens dążenia do prawdziwych ideałów polega nie na ich osiągnięciu, dotarciu, lecz na samym dążeniu, stawianiu kolejnych kroków w ich kierunku, cieszeniu się każdym kroczkiem. Takie ideały pomagają być realistami, gdyż dostarczają nam kontrastowego tła. Ukazują, jakie jest miejsce tego, co osiągnęliśmy i jakie są ograniczenia tego, co osiągnęliśmy. Dzięki temu nie popadniemy w nadmierny optymizm ani pesymizm.

Problemy z ideałami
Ideały są często kompromitowane i ośmieszane. Z jednej strony są one kompromitowane przez tych, którym wydaje się, że nieosiągalne ideały osiągnęli, a w rzeczywistości brakło im pokory, prawdy o sobie i pędzili podwójne życie. To jest hipokryzja. Z drugiej strony, ideały są ośmieszane przez tych, którzy podejrzewają, mniej lub bardziej słusznie, że ktoś posługuje się ideałami nie dla zdobycia ważnych i wzniosłych wartości, do których te ideały się odnoszą, lecz w celu zdobycia innych, niższych wartości: władzy, pieniędzy, prestiżu społecznego. Jeszcze inni z kolei ośmieszają ideały, bo nie chce im się do nich dążyć. To taki sposób na samousprawiedliwienie.
Przy okazji, warto pamiętać, że ta sama kultura, która dezawuuje wielkie ideały moralne, promuje inne: np. „ideały” budowy ciała kobiecego czy męskiego, sprawności seksualnej, pozycji społecznych. Te „ideały”, tak hołubione w mediach, w rzeczywistości również są nieosiągalne. Ileż one sprawiły poczucia nieakceptacji siebie, chorób psychosomatycznych, nerwic czy życiowych tragedii! Tutaj dobrze widać, że nowoczesna kultura jest pełna sprzeczności. Bezrefleksyjne poddanie się jej trendom, modom, promowanym stylom życia, to ryzyko popadnięcia w życie pełne sprzeczności, które pozostawi niesmak. Dlatego tak ważne jest zaufanie w tym, co dla bycia człowiekiem najistotniejsze, ideałom ugruntowanym w wielowiekowych, sprawdzonych tradycjach, takich jak chrześcijaństwo. I zachwyt nimi.

Jacek Poznański SJ
Posłaniec Serca Jezusowego 1(2016) 
fot. StockSnap Perfect
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/odrzucic-nieosiagalne-idealy-,25348,416,cz.html
_________________________
Joanna Piestrak, Andrzej Iwański

Grzech, który jest we mnie

Głos Ojca Pio

Z o. Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawiają Joanna Piestrak i Andrzej Iwański.

– On nas osłabia. Sprowadza na niższy poziom. To jest tak, jakbyśmy mieli krzywy kręgosłup. Człowiek będzie szedł z trudnością, dużo mniej udźwignie, wielu zadań nie podejmie – wyjaśnia o. Jordan Śliwiński OFMCap, założyciel i kierownik Szkoły dla Spowiedników.

Dlaczego grzech pojawia się w naszym życiu?

To wielka tajemnica. Już Święty Paweł się nad nią zastanawiał: jeśli czynię coś, czego nie chcę, nie czynię tego ja, tylko grzech, który jest we mnie. Wynika to z pewnego skażenia natury ludzkiej, o którym mówi teologia grzechu pierworodnego. Owo pierwsze zło potwierdzane jest poprzez grzechy uczynkowe, które popełnia człowiek. Tak odkrywamy mechanizm grzechu. Dlatego mamy w sobie skłonność do zła, a nie do dobra. To jedna sprawa. Ale jest jeszcze tajemnica zła osobowego, które nas kusi, a więc diabeł, przez którego śmierć weszła na świat. Z zawiści pociąga on człowieka do grzechu.

Czym jest grzech i w jakich sytuacjach najczęściej się pojawia?

W polskiej świadomości katolickiej grzech jest bardzo mocno zjurydyzowany. Uczymy się na katechezie, że stanowi przekroczenie przykazania Bożego lub ludzkiego w materii ważnej lub mniej ważnej. Odnosimy go do prawa. Natomiast podstawowy dla grzechu jest jego wymiar osobowy: chodzi w nim o wybór przeciw Bogu, czyli wybór zła. Rola prawa polega jedynie na informowaniu o tym, że dany czyn jest zły.

Dlatego trzeba sięgać do archetypów, wzorów osobowych. W Ewangelii wyróżniłbym dwa podstawowe: wzorzec syna marnotrawnego – pragnienie życia samodzielnego, bez Boga i podległości Jemu, opartego o ludzką wiedzę na temat sposobów budowania życia (to dalekie echo wydarzeń z raju) oraz kapłana i lewity z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie – nieumiejętności zatrzymania się nad biedą drugiego człowieka. Kapitalnie to komentuje prof. Stanisław Grygiel, który mówi, że ludzie tak postępujący, nie są w stanie zmienić kierunku swojego istnienia, gdyż są zapatrzeni w siebie. Sednem jest egoizm: moje sprawy są najważniejsze i skupiam się tylko na nich. Dzisiaj coraz częściej się zdarza, że ten egoizm się rozszerza, prowadząc np. do samotności we dwoje. Liczę się tylko ja i ona. Reszta jest nieważna.

A zatem grzechem może być zaniechanie dobra?

Święty Jakub mówi: kto umie czynić dobrze, a tego nie robi, popełnia grzech. Dzieje się tak wtedy, kiedy człowiek ma przewróconą skalę wartości – jego „ja” jest najważniejsze i cokolwiek go z owego skoncentrowania na sobie wybija, jest traktowane jako strata. Z tego wynika cała seria grzechów.

Czy każde złamanie prawa jest grzechem?

Nie. Żeby zaistniał grzech, musi być spełniony warunek formalny: dobrowolność i świadomość jego popełnienia. Kiedy śpię i śnią mi się fantazje seksualne czy mordercze, nie odpowiadam za nie. Jeśli jadę samochodem, o który wcześniej zadbałem, jestem trzeźwy i przestrzegam przepisów, a ktoś wejdzie mi pod koła (co obiektywnie jest złem), ja nie mam grzechu. W obydwu przypadkach nie było intencji popełnienia zła. Dlatego przy ocenianiu tego, czy coś jest grzechem, trzeba brać pod uwagę warunki podmiotowe.

Rozróżnianie dobra od zła nastręcza niekiedy trudności…

Bóg mówi do człowieka poprzez sumienie (co oczywiście jest pewną metaforą). To miejsce najintymniejszego kontaktu między nimi. Najczęściej odbywa się to na poziomie uczuć, często negatywnych, jakiegoś wstrętu, poczucia, że to, co się zrobiło, nie było dobre. Trzeba się nauczyć rozpoznawać działanie własnego sumienia, nauczyć się słuchać jego głosu. Ta formacja powinna być nieustanna, ponieważ nie ma sumienia ukształtowanego raz na zawsze. Działa w nim Duch Święty, ucząc rozróżniania grzechu od cnoty, momentu przyjęcia Chrystusa od Jego odrzucenia.

Wspomniał Ojciec o grzechu pierworodnym. W jakich kategoriach go rozpatrywać?

Grzech pierworodny powinniśmy rozumieć szeroko. Święty Bonawentura nie zawęża go do upośledzenia moralnego, ale mówi, że człowiek bez grzechu miał inny zakres poznania: grzech upośledził nie tylko naszą strukturę moralną, ale też poznanie i widzenie rzeczywistości. Jest plamą na całej naszej strukturze ontycznej.

Jak głęboko w naturę człowieka ingeruje grzech?

Do samych podstaw jego bytu. Adekwatne będzie tutaj porównanie do wady skrzywienia kręgosłupa: człowiek chodzi wtedy z trudnością, dużo mniej może udźwignąć, nie podejmuje wielu zadań. Grzech nas osłabia. Sprowadza na niższy poziom. Często trudno to sobie uświadomić, bo myślimy, że obraziliśmy Boga grzechem. Pamiętajmy jednak, że nasze grzechy niczego Bogu nie ujmują. On nie obrazi się na nas jak koleżanka (mówię tak, bo mamy tendencję do antropomorfizowania Boga). Z drugiej strony, rozumiemy też wagę grzechu, patrząc na Chrystusa ukrzyżowanego. Odkupienie nie było „spacerkiem”, to przejście przez nędzę człowieka, przez wszystkie skutki jego grzechu.

Wejście w Paschę i Zmartwychwstanie, to nie jest tylko obmycie moralne. Święty Paweł mówi, że po chrzcie jesteśmy nowym człowiekiem, nowym stworzeniem – chodzi mu o nowy sposób bytowania. Jeśli uświadomimy sobie skażenie grzechem natury człowieka, widzimy potrzebę Zbawiciela. Doświadczamy osaczenia grzechem tak bardzo, że sami nie możemy sobie z nim poradzić. Nie jesteśmy jak baron Munchausen, który sam wyciągnął siebie za włosy z bagna. Człowiek o tym marzy. W nowych ruchach religijnych propagowana jest autosoteriologia: medytuj, medytuj, medytuj, a się wyzwolisz. Nie! Poczekaj na Zbawiciela. On cię wyciągnie. Sam możesz robić różne cuda, ale nie oddalisz się od swego grzechu.

Trudno jest żyć, mając cały czas przed oczami prawdę, że jesteśmy słabi i grzeszni. Trudno żyć na co dzień w smutku…

Dlatego przychodzi Chrystus, który wyzwala z grzechu. Kiedy dociera do mnie ta prawda, idę do spowiedzi i wyznaję: zgrzeszyłem, czyli kombinowałem bez Ciebie, Boże. A tam, gdzie Ciebie nie ma, nie ma też życia. Sakrament pokuty jest de facto wołaniem: Boże, potrzebuję Ciebie coraz bardziej, bo gdy sam próbuję, pojawia się śmierć. Nie należy skupiać się na samym grzechu – to jest tragiczne. Dopiero gdy widzę Zbawiciela oraz dane mi w Nim odkupienie i nowe życie, znajduję ratunek.

Podkreślał to Jan Paweł II: człowiek nie może siebie zrozumieć do końca bez przyjęcia prawdy o grzechu, człowiek nie zrozumie siebie bez Chrystusa. Musi pojąć swoją grzeszność, ale grzech nie jest ostatnim słowem o nim. Ostatnim słowem o człowieku jest Jezus Chrystus.

Jak to rozumieć?

Ostatnie słowo o mnie nie wskazuje, że jestem kiepski, tylko zdolny do zła. Bóg mnie kocha: przyszedł, umarł za mnie i w Nim mam przebaczenie grzechów. Jeśli wierzę w Niego,  wychodzę ze zła.

Ale robię rachunek sumienia i okazuje się, że składam się z samych grzechów…

To zależy od sposobu, w jaki go przeprowadzam. Często rozumiemy rachunek sumienia jako mikroskop do odnajdywania grzechów. To lekko spaczony obraz. Ma on być rozpoznawaniem działania Boga w moim życiu i mojej na nie odpowiedzi.

Jeżeli tylko poszukuję grzechu, mam obraz czarno-biały. Nie jest to jednak prawdziwe postrzeganie, ponieważ w życiu występują wszystkie kolory. I powinienem je dostrzegać – tak zło, jak i dobro. Zachęcam swoich penitentów, aby zaczynali spowiedź od podziękowania za dobro właśnie po to, żeby nie patrzyli na swoje życie wewnętrzne tylko z perspektywy grzechu.

Bywa, że ludzie czują się przymuszeni do oskarżenia siebie w sakramencie pokuty. Co zrobić, żeby nie bać się spowiedzi?

Podstawową kwestią jest w tym przypadku relacja do Chrystusa. Muszę wiedzieć, z kim o swoim grzechu rozmawiam. Muszę uświadomić sobie, że to ja jestem pobitym człowiekiem porzuconym przy drodze: pobiły mnie moje grzechy, a moim miłosiernym Samarytaninem jest Chrystus – On mnie podnosi, zawozi do gospody i pielęgnuje.

Dopiero wtedy mogę zrozumieć, że sakrament spowiedzi to nie prokuratura, tylko trybunał miłosierdzia. Przychodzę i doświadczam uleczenia – Pan Bóg mnie podnosi. Jest dobrze, wstawaj! Nie chodzi o bycie bezgrzesznym, tylko o stawanie się Bożym.

Ewangelia mówi: idź i pojednaj się z bratem…

To bardzo ważne, ponieważ w Kościele polskim bardzo mocno zindywidualizowaliśmy spowiedź. Zatraciliśmy kontekst eklezjalny, odniesienie do wspólnoty. Trzeba pamiętać, że kapłan, z którym się spotykam w sakramencie pokuty, jest przedstawicielem Boga, ale także Kościoła. Jeżeli zawiniłem, powinienem się pojednać. Jeżeli ktoś się spowiada, że nie miał czasu dla dzieci, to efektem jego nawrócenia będzie przynajmniej podejmowanie prób jego znalezienia. To nie jest tylko moja ścieżka, ona musi być otwarta na drugiego człowieka.

Moi rodzice uczyli mnie jako dzieciaka, żebym przed pójściem do spowiedzi przeprosił domowników, jeśli coś względem nich przeskrobałem. Gdy mama czy tata niesłusznie mnie skarcili, także przychodzili mnie przeprosić. Chodzi o to, żeby wokół sakramentu pokuty naprawiać i budować dobre relacje.

Grzeszę, idę do spowiedzi, nawracam się. Bóg nie traci dla mnie cierpliwości. Również nie traci cierpliwości wobec zła, które dzieje się w świecie. Jak to wyjaśnić?

Bóg jest cierpliwy, ponieważ zawarł z nami przymierze: – Nie ze względu na was to robię, ale na moje słowo. Bóg jest wierny słowu danemu człowiekowi. W związku z tym cały czas okazuje nam miłosierdzie.

My chcielibyśmy układać się z Nim jak z bankiem: bierzemy kredyt, spłacamy i jest OK. Tymczasem przed Bogiem zawsze będziemy jak żebracy, którzy proszą: daj. Miłosierdzie Boże pojmujemy jako ograniczone kwantum: jeśli z niego skorzystam sto tysięcy razy, to stutysięczny pierwszy już mi się nie należy. A Bóg ma morze miłosierdzia. I nie wychlapie go jak kałuży.

Co zrobić w sytuacji, kiedy mimo uzyskania przebaczenia grzechów, nadal mnie coś uwiera…

Często bywa tak, że Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie umiem wybaczyć. Popełniłem grzech, w moim przekonaniu straszny, i ciągle na różnych spowiedziach go wyznaję. Wtedy trzeba poprosić spowiednika o specjalne itinerarium, żeby iść w kierunku wybaczenia sobie. Grzech (mój albo czyjś względem mnie – np. przemoc seksualna) może mieć skutki psychologiczne. Wówczas potrzebna jest terapia, która dotknie struktur psychicznych.

Czy istnieje recepta na wyjście z grzechu? Jak z nim walczyć?

Na początku człowiek się uczy, że ma odrzucać pokusę do zła, grzechu ciężkiego. I ma trwać w łasce, w jedności z Bogiem i Kościołem.

Potem bywa tak, że jeśli nie popełnia dłuższy czas grzechów ciężkich, może bardzo łatwo zaspać. I wtedy Pan Bóg zaprasza go do przyjrzenia się sobie, do zastanowienia się, dlaczego popełnił dane grzechy (mniej istotne jest, ile ich było). Jeśli po raz kolejny obraziłem się na tego samego członka rodziny, powinienem zapytać, dlaczego tak się stało, czy problem tkwi w nim czy we mnie, a może w nas obu. Wtedy mogę ten grzech zrozumieć i potraktować pedagogicznie.

Grzech może pokazać prawdę o mnie. Dzięki jej odkryciu mogę odzyskać realizm w spojrzeniu na siebie: żaden ze mnie geniusz, jak mi się wydawało, tylko zwyczajny kiepściuch. Świadomość o własnym grzechu uczy pokory. Wtedy o wiele mocniej odbieram miłosierdzie Boże: dostrzegam wielkość Bożego daru, który wcale mi się nie należy. Poznaję, że każde uczynienie dobra nie zależy ode mnie, tylko od Boga.

Zalecam posiadanie stałego spowiednika, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji. Jest konkretny człowiek, konkretny przypadek, konkretny grzech, który może wypływać z bardzo różnych uwarunkowań. Nie ma ogólnej recepty.

Co zrobić w sytuacji, kiedy grzech tak bardzo nas przytłacza, że się poddajemy i porzucamy dalsze wysiłki, by z niego wyjść?

Nazywam to pokusą drugiego stopnia. Na początku jesteśmy kuszeni do konkretnego zła. Potem, gdy ono zawładnie naszym życiem, pojawia się pokusa beznadziejności: już nic z tym nie zrobię. Wtedy penitentom mówię: uważaj, bo tu śmierdzi siarką. Jeden jest ojciec beznadziejności – zły duch. I tylko tam, gdzie on się pojawia, nie ma szansy. Jeżeli wierzymy w Chrystusa i Jego zwycięstwo nad Szatanem, grzechem i śmiercią, to zawsze jest nadzieja. Choćbyś sto tysięcy razy upadł i tak powstaniesz…

Jak szukać tej siły w sobie?…

Nic w sobie! W Chrystusie!

To nie jest takie łatwe…

A kto powiedział, że Ewangelia jest łatwa!? Do tego potrzebna jest wiara, bez niej nie ma  zrozumienia.

Mamy tendencję do upodabniania naszych zachowań do większości, a dzisiejsza kultura niechrześcijańska zaciera granicę między dobrem a złem. Czy to nie usprawiedliwia naszego postępowania?

Ja nie wiem, kiedy była kultura chrześcijańska. Mówi się, że w średniowieczu. A przecież wtedy do kościoła chodziła jedna trzecia ludności. Tak jak teraz. Dane historyczne demitologizują takie proste podziały. Byłbym ostrożny.

Myślę, że dzisiaj w rozróżnianiu dobra od zła pomaga nam dużo większa wiedza o człowieku i jego motywacjach. Na pewno w wielu sytuacjach możemy lepiej zrozumieć jego grzech. Wiemy bowiem, że pewne zachowania mogą być niedobrowolne, w związku z czym odpowiedzialność osobista może zostać ograniczona lub zniwelowana przez czynniki psychologiczne albo społeczne.

Z drugiej strony dzisiejsza kultura ma tendencję do relatywizmu i indywidualnej oceny moralnej przez każdą jednostkę. Może to skłaniać do usprawiedliwiania się, uznania, że może coś nie do końca mnie obowiązuje. Dlatego chrześcijanin musi się formować, kształtować sumienie. Musi być otwarty na głos Kościoła, bo inaczej ulegnie tendencji do rozmywania prawdy o grzechu i odpowiedzialności.

Jak ma postępować chrześcijanin wobec nierozstrzygniętych problemów moralnych?

Pytać i szukać. Najpierw swojego sumienia. Jeśli nie daje ono jasnych odpowiedzi i mamy wątpliwość, wtedy powinniśmy się zwrócić do autorytetu, czyli do Kościoła.

Od prawdy nie należy uciekać. Sakrament pokuty to wielka koalicja przeciwko grzechowi. Są w niej: grzesznik, Bóg, Kościół i kapłan. Wszyscy przeciwko grzechowi. Ważne, żeby każdy spowiadający się zrozumiał, że Bóg, Kościół i spowiednik są po jego stronie. Po to, żeby on mógł wyjść z grzechu, zwyciężyć zło.

http://www.katolik.pl/grzech–ktory-jest-we-mnie,23350,416,cz.html?s=3
________________________
kard. Walter Kasper

Miłosierdzie w rozumieniu brata Rogera

Przewodnik Katolicki

Nie miał środków finansowych. Żył w ubóstwie we wspólnocie z braćmi, którzy nie należeli do wpływowych ludzi. Skąd więc miał odwagę, aby zmieniać oblicze współczesnego chrześcijaństwa?
Brat Roger to bez wątpienia jedna z ważniejszych postaci XX w. i początku naszego wieku, które stały się punktem odniesienia na drodze budowania jedności chrześcijan i solidarności między narodami. Był naprawdę człowiekiem Boga i przyjacielem wszystkich, szczególnie młodego pokolenia; prorokiem przyszłości bez porzucania dziedzictwa przeszłości. Wielkim człowiekiem i wielkim chrześcijaninem, pokornym i wielkodusznym, pobożnym i odważnym, prawdziwym świadkiem Jezusa Chrystusa.
Pamiętam moje pierwsze osobiste spotkanie z bratem Rogerem. Było to zaraz po mojej ordynacji na biskupa w 1989 r. Brat Roger napisał do mnie bardzo krótki list z zaproszeniem do Taizé. Nie wiem dlaczego napisał do młodego biskupa. Wcześniej byłem raz w Taizé i dowiedziałem się wówczas wielu wspaniałych rzeczy o tej wspólnocie. Wyruszyłem więc do niej po raz kolejny. Gdy dotarłem na miejsce, brat Roger przywitał mnie jak ojciec. Nie rozmawiał jednak ze mną o sprawach bieżących. Nie pytał, jaka była podróż, ale poprosił, abyśmy razem uklęknęli przed ikoną Matki Bożej, która znajdowała się w jego bardzo prostym pokoiku, i razem odmówiliśmy „Zdrowaś Maryjo”. Potem żadnej teologicznej dyskusji. Brat Roger wyraził całym sobą radość ze spotkania z biskupem-dzieckiem, bo jak każde dziecko, młody biskup przyniósł nadzieję. Była to nadzieja na pojednanie chrześcijan i budowanie ubogiego Kościoła dla ubogich.
To spotkanie było dla mnie wydarzeniem głęboko duchowym. Brat Roger nie był profesorem akademickim. Nie wykładał teologii. Wiedział jednak, jak mówić o Bogu w sposób bardzo życiowy. W rzeczywistości był prawdziwym teologiem – na kolanach. W ciszy wsłuchiwał się w to, co chce mu powiedzieć Duch, i żył tym, co usłyszał. Był na drodze prowadzącej do nadziei, do wizji chrześcijaństwa pojednanego i świata pełnego pokoju. Możemy zadawać sobie pytanie: skąd u niego tyle odwagi?
Zmartwychwstały Chrystus
Brat Roger w dzieciństwie zachorował na gruźlicę. Miał wtedy czas na lekturę, medytację i odkrywanie Bożego powołania. Później napisał: „Kiedy zbliżała się śmierć, miałem wrażenie, że bardziej niż ciało potrzebę uzdrowienia odczuwała głębia mojej duszy. I że nasze serca są uzdrawiane przede wszystkim za pomocą pokornej ufności wobec Boga”.
Słowo „zaufanie” często występuje w pismach brata Rogera. Kiedy był pytany o to, czy są rzeczy, które czynią życie pięknym i o których można powiedzieć, że przynoszą jakiś rodzaj odczucia pełnego pokoju i wewnętrznej radości, odpowiadał: „Są, a należy do nich zaufanie… To co w nas jest najlepsze, zbudowane jest na prostym zaufaniu”. Zaufanie daje nam siłę, aby stać pewnie. Jak jednak możemy stać pewnie, jeśli społeczności ludzkie targane są konfliktami, kiedy nasza rodzina jest rozbita, gdy doświadczamy naszej kruchości i osobistych niepowodzeń; kiedy nie tylko odczuwamy zranienia ciała, ale i duszy, kiedy nie widzimy światła na horyzoncie, kiedy głęboki smutek nas ogarnia?
Każdy z nas zna takie sytuacje, gdy nie widać żadnych gwiazd świecących na niebie. Nawet dla biskupa i kardynała te doświadczenia nie są obce. Młody Roger, kiedy nie był jeszcze bratem Rogerem, znalazł odpowiedź w Ewangelii św. Jana: „Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi”. Tym światłem jest Chrystus, zmartwychwstały Pan. „Być może jesteśmy mało tego świadomi, ale On pozostaje zawsze blisko każdego człowieka”. Jezus żył wśród nas, aby objawić nam, że Bóg nie jest „daleko, a nawet że jest nieosiągalny”. „Dlatego dzisiaj, powstały z martwych, Chrystus mieszka w każdym z nas przez Ducha Świętego”.
Sobór Watykański II powiedział, że „Chrystus jest zjednoczony z każdym człowiekiem bez wyjątku”. On jest zjednoczony nawet z tymi, którzy go nie znają. „Łatwiej uchwytny dla jednych, bardziej ukryty dla innych, jego tajemnicza obecność jest tam zawsze”. Chrystus jest gwiazdą, która świeci w ciemności naszego istnienia. On jest Tym, który obdarowuje nas zaufaniem, jeśli się Jemu poddajemy.
Bóg miłosierny, źródło zaufania

Jezus objawił, że Bóg nie jest daleko od nas. On jest naszym Ojcem. Chrystus w Duchu Świętym komunikuje nam prawdę godną zaufania: Bóg jest miłością. Mówi to Ewangelia św. Jana. Brat Roger powtórzył: „Bóg jest miłością i samą miłością”.

Każdy z nas jest znany z imienia, wybrany i kochany od wieczności. W ten sposób brat Roger przewidział główne przesłanie papieża Franciszka: nikt nie jest wykluczony z miłości Boga. Bóg nie pozwala nikomu upaść. Nigdy nie możemy upaść głębiej niż w ręce Boga. Dlatego możemy stać pewnie w każdej sytuacji, jakkolwiek smutna mogłaby ona być.

„Bóg – powiedział brat Roger – może tylko kochać”. On jest wierny sobie i nam. Ta wierność Boga wobec siebie, na zewnątrz będąca odbiciem Jego wewnętrznej istoty, Jego miłości, jest miłosierdziem. Miłosierdzie jest prawdą o Bogu. Objawia suwerenność Boga w Jego miłości. Bóg nie jest związany ciasnymi zasadami naszej ludzkiej sprawiedliwości, która wymaga, by każdy upadek został ukarany. W księdze proroka Ozeasza sam Bóg o tym mówi: „Bogiem jestem, a nie człowiekiem” (Oz 11, 9).
Z Nim zawsze jest przebaczenie, a po porażce zawsze jest szansa na nowy początek. Jezus głosił w przypowieści o synu marnotrawnym, że Bóg jest miłosiernym Ojcem, który stoi i czeka na syna marnotrawnego (lub marnotrawną córkę), aby go powitać, objąć i przyoblec w prawa, które przynależą synowi.
Brat Roger napisał wspaniały rozdział zatytułowany: „Żyjąc przebaczeniem”. Pozwólcie mi zacytować kilka zdań: „Bóg nie jest, nigdy nie jest, dręczycielem ludzkiego sumienia. On ukrywa naszą przeszłość w sercu Chrystusa i dba o naszą przyszłość”. „Kontemplacja Jego przebaczenia staje się promienną życzliwością w sercu prostym, które pozwala się prowadzić Duchowi”. „Ci, którzy zakorzeniają swoje życie w przebaczeniu, są w stanie przejść przez trudne sytuacje, ta jak wody strumienia znajdują sposób, aby na początku wiosny przedostać się przez wciąż zamarzniętą ziemię”. „Przebaczenie może zmienić nasze serca: oddalać rygor i surowe wyroki, aby pozostawić miejsce na nieskończoną dobroć. Stajemy się w ten sposób zdolni zrozumieć innych bardziej niż samych siebie”.
Miłosierdzie Boże jest Jego cierpliwością. On towarzyszy nam przez naszą osobistą podróż z niewyczerpalną cierpliwością. Bóg daje nam czas, zawsze daje nam nową szansę, zawsze pozwala nam odzyskać życiowy pęd. Franciszek często mówi: „Jego miłosierdzie jest nieskończone i nigdy się nie zatrzymuje, jeśli nie przestaniemy się modlić”.
Kościół, komunia miłości
Przesłanie o miłości i miłosierdziu, które w każdej sytuacji pozwala nam ufać, nie jest abstrakcyjną ideą lub odległą utopią. Bóg objawił to na ludzki sposób przez wcielenie swojego Syna, a po Jego zmartwychwstaniu nadal objawia to na sposób ludzki poprzez Kościół. Brat Roger napisał: „Po zmartwychwstaniu obecność Chrystusa jest rzeczywistością namacalną poprzez komunię miłości, którą jest Kościół”.
„Komunia miłości” to ulubione sformułowanie brata Rogera, za pomocą którego określał Kościół. Został on ustanowiony, aby być instrumentem i znakiem miłości i miłosierdzia Bożego.
W tym momencie możemy skonfrontować się z poważnym problemem, na który brat Roger jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę. Jak Kościół może uczynić tę miłość konkretną rzeczywistością, jeśli jest podzielony w sobie? Jak to może świadczyć o pojednaniu, jeśli chrześcijanie nie są pojednani między sobą? To jest problem ekumeniczny albo, mówiąc dokładniej, głębokie cierpienie tak wielu katolickich, protestanckich i prawosławnych chrześcijan. Cierpienie z powodu podziału w Kościele oraz istnienie wielu Kościołów, które nie rozpoznają siebie nawzajem, są znakiem sprzecznym z charakterem i misją Kościoła.
Sobór Watykański II odniósł się do tego problemu stwierdzając, że podział chrześcijaństwa „jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata i szkodzi świętej sprawie głoszenia Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”.
Dla brata Rogera odbudowanie jedności Kościoła było jednym z głównych celów. Sformułował to w sposób pełen pasji: „Czy chrześcijanie mają serca na tyle duże, wyobraźnię na tyle otwartą, miłość na tyle rozpaloną, aby odkryć tę ewangeliczną drogę: nie zwlekać z życiem jak ludzie, którzy są pojednani?”. To, co pozwala na odbudowanie tej utraconej jedności, to miłosierdzie. I dodał: „Wiarygodność może się odrodzić w młodym pokoleniu, kiedy ta wspólnota, którą jest Kościół stanie się przejrzysta poprzez dążenie z całej duszy do miłości i przebaczenia, gdy, nawet przy minimum środków, stanie się przyjazna, bliska ludzkiego cierpienia. Nigdy odległa, nigdy w defensywie, wolna od wszystkich form rygoru, może stać się powodem pokornego i ufnej wiary, która rozbłyśnie w naszych ludzkich sercach”.
Fragmenty przemówienia wygłoszonego na Międzynarodowej Konferencji Teologicznej w 2015 r. w Taizé.
Tłumaczenie ks. Mirosław Tykfer
kard. Walter Kasper
Przewodnik Katolicki 49/2015
fot. Foundry Bread 
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/milosierdzie-w-rozumieniu-brata-rogera,25349,416,cz.html
____________________
Ks. Edward Staniek

Duch Święty działa

Głos Karmelu

Duch Święty działa

Obecności Ducha Świętego doświadczamy w Jego działaniu. Syn Boga objawił się w ciele ukształtowanym w łonie Matki i dlatego znamy Jego twarz. Kto czyta Ewangelię, może poznawać jej rysy. Skoro Bóg wskazał Go jako swego jedynego Syna, tym samym objawił nam swoją ojcowską twarz. Jest to najdoskonalsze objawienie Boga, dostępne jedynie tym, którzy wierzą w boskość Chrystusa. Ojcowska twarz Boga jest nam bliska, ponieważ została zakodowana w naszym sercu, gdy nas stwarzał na obraz i podobieństwo swoje. Nawet sierota nosi obraz kochającego ojca w swojej podświadomości.

Duch Święty jest trzecią Osobą Boską, ale na tym etapie objawienia, na jakim jesteśmy, Jego twarz nie została jeszcze odsłonięta. Może to mieć miejsce w wieczności. Ponieważ nie znamy twarzy Ducha Świętego, swą obecność sygnalizuje On w formie znaków. Są nimi płomienie zstępujące na zebranych w wieczerniku w dniu zesłania Ducha Świętego. One oczyszczają i oświecają umysły oraz serca, wypełniają je odwagą i uzdalniają do składania świadectwa o Jezusie, Zbawicielu świata. Kolejnym znakiem jest łoskot wiatru, który zgromadził ludzi dobrej woli wokół wieczernika. Jest nim również postać gołębicy zstępującej na Jezusa w czasie Jego Chrztu w Jordanie. To także woda, o której Jezus mówi jako o źródle życia wiecznego. Znakiem działania i obecności Ducha Świętego jest konsekrowany olej oraz wkładanie rąk biskupa przy udzielaniu sakramentów bierzmowania i kapłaństwa. Język tych znaków trzeba znać, bo to nim Duch Święty nieustannie przemawia w Kościele i dokonuje swoich dzieł.

Dary Ducha Świętego

Nas interesuje działanie Ducha Świętego w naszym życiu i umiejętność rozpoznawania Jego twórczej obecności. Najpełniej jest to wyrażone w zestawieniu siedmiu darów Ducha Świętego. Nie należy ich traktować jako prezentów, które można zamknąć w sejfie. Niestety tak podchodzi do nich wielu bierzmowanych. Oni potrzebują jedynie zaświadczenia, że je otrzymali. Jest to jednak poważne nieporozumienie. Kapłan przez włożenie rąk udziela Ducha Świętego, co dla bierzmowanego stanowi wezwanie do składania świadectwa. Duch Święty jest obecny w swych darach i uczestniczy w naszym życiu. Dary te pozwalają odkryć, na czym polega Jego działanie.

Dar mądrości to praktyczne zastosowanie zasad Bożego Prawa w codziennym życiu. Decyzje człowieka są wówczas podejmowane razem z Duchem Świętym, dlatego zawsze są mądre.
Dar rozumu uzdalnia człowieka do wchodzenia w głąb tajemnic objawienia, czyli pozwala poruszać się w Bożym świecie. Duch Święty pomaga w jego rozumieniu.
Dar rady to działanie Ducha Świętego w chwilach podejmowania przez człowieka trudnych decyzji, gdy dotyczą one zarówno jego, jak i innych ludzi.
Dar męstwa to działanie Ducha Świętego w naszym sercu wtedy, gdy trzeba pokonać trudności, ale też wówczas, gdy trzeba zmierzyć się z przeciwnikiem mocniejszym od nas.
Dar umiejętności to idealna współpraca z Duchem Świętym w pełnieniu woli Ojca Niebieskiego. W jej wyniku wszystko zamienia się w akt miłości Boga i człowieka.
Dar pobożności to modlitwa z Duchem Świętym, który stoi po naszej stronie i zwraca się do Ojca, zwłaszcza wówczas, gdy chcemy, ale nie umiemy się modlić.
Dar bojaźni Bożej to nieustanna troska Ducha Świętego, abyśmy uwolnieni z wszystkich lęków zabiegali o to, by nie utracić zaufania, jakim darzy nas Bóg. Tak rozumiana bojaźń jest jednym z elementów prawdziwej miłości.

Ten zestaw darów umożliwia składanie świadectwa naszej wiary w Chrystusa, Syna Bożego. Obserwujemy to w życiu wszystkich świętych. Życie Dobrą Nowiną bez tak bliskiej współpracy z Duchem Świętym jest niemożliwe.

Odczytanie woli Ojca Niebieskiego

Celem działania Ducha Świętego jest wspomaganie nas w odczytaniu i wypełnieniu woli Ojca. Doświadczamy tego zarówno w natchnieniach, które harmonizują z sumieniem prawym, pewnym i wrażliwym, jak i w wydarzeniach, przez które Ojciec odsłania nam swoją wolę.

Często akcentuje się natchnienia, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że natchnienie łatwo może być manipulowane przez złego ducha, bo i on się nim posługuje. Jedynie stuprocentowa pewność moralna co do natchnienia jest znakiem obecności w nim Ducha Świętego. Powtarzam, że ma to miejsce przy odpowiednio wrażliwym sumieniu. Dziś wielu nie odróżnia sumienia od przekonania, a wówczas zły duch wykorzystuje natchnienia do prowadzenia człowieka ścieżkami swojej woli.

Wydarzenia, jakimi posługuje się Ojciec, dają większą pewność w odczytywaniu Jego woli. Otwierają one kolejne odcinki naszej drogi życia. Mogą to być wydarzenia wielkie, tej miary co nieuleczalna choroba, kalectwo, śmierć bliskich, zwolnienie z pracy, ale są to też wydarzenia dnia codziennego. Kto umie je odczytywać jako znaki woli Ojca, ten rozumie znaczenie małych wydarzeń i jest wypełniony wielkim pokojem. Duch Święty nieustannie zabiega o to, abyśmy umieli rozpoznać i wykonać wolę Ojca, bo to jest warunek naszego szczęścia na ziemi i w wieczności.

Ktokolwiek odkryje wartość odczytania, wykonania i umiłowania woli Ojca, ten automatycznie wchodzi we współpracę z Duchem Świętym, któremu na tym najbardziej zależy. Można powiedzieć, że dla człowieka szukającego sensu życia jest to krok podstawowy. Objawił nam to swym życiem sam Jezus. Jego pokarmem było pełnienie woli Ojca!

Bóg stworzył nas, bo potrzebuje nas na ziemi i będzie nas potrzebował przez całą wieczność. Skoro jesteśmy Mu potrzebni, musimy wiedzieć, do czego. On objawia zadania, które zleca nam z wielkim zaufaniem. Są to zadania obejmujące całość naszego życia, zawarte w naszym powołaniu. A każdy człowiek ma swe powołanie. I są to zadania przewidziane na każdy moment. Wola Ojca jest wpisana w każdą minutę naszego życia. Ojciec z miłości do nas określa to, co mamy czynić przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jest tu miejsce na odpoczynek, jest chwila na posiłek i na kontakt z Nim w formie osobistej rozmowy. Kto to odkryje i pełni tak odczytaną wolę Ojca, zostaje wypełniony pokojem i doświadcza, jak rośnie jego miłość do Boga i ludzi. Wola Ojca zawsze wytycza nam taką drogę, bo na niej rośnie nasze serce.

Duch Święty jest zatroskany o nasze pełne szczęście na ziemi i w niebie. Dlatego Jego twórcza obecność jest konieczna do szczęścia. Kto chce przeżyć życie na własną rękę, nigdy prawdziwego, czyli nieutracalnego szczęścia nie znajdzie. Droga pełnienia własnej woli prowadzi do całkowitego zniewolenia, na niej bowiem towarzyszem człowieka jest zły duch. Najlepszym przykładem są uzależnieni – oni pełnią swoją wolę, a nie wolę Ojca Niebieskiego. Toteż z nimi współpracuje duch zły, a nie Duch Święty.

Owoce Ducha Świętego

Działanie Ducha Świętego poznajemy po owocach. Wymienia je św. Paweł w liście do Galatów: “Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23). To po tych owocach poznajemy obecność i działanie Ducha Świętego w naszym sercu. Są to cechy człowieka współpracującego z Duchem Świętym.

Miłość, czyli pragnienie uszczęśliwiania innych. Jest ona wlana w nasze serce przez Boga, który jest Miłością i czyni nasze serce źródłem miłości dla innych.

Radość to szczęście płynące z życia w harmonii z Bogiem.

Pokój to pewność, że tu i teraz jestem do dyspozycji Boga. Nie ma w nim nic z niepokoju ani o to, co było, ani o to, co będzie. On jest tajemnicą “teraz”, czyli komunikacji z Bogiem.

Cierpliwość, tak wobec siebie, jak i wobec innych. Dorastanie do miłości, szczęścia i pokoju to proces dłuższy, dlatego cierpliwość jest jednym z podstawowych jego mechanizmów. Kto jest do dyspozycji Boga i pełni Jego wolę, nie ma powodu, żeby się niecierpliwić. Bóg jest Panem każdej sytuacji w naszym życiu osobistym, społecznym, ekonomicznym i politycznym.

Uprzejmość to znak wielkiej kultury ducha. Każde aroganckie postępowanie jest czytelnym znakiem obecności złego ducha w człowieku, pokazuje nam, z kim mamy do czynienia.

Dobroć jest nastawiona na pomaganie innym, o ile takiej pomocy potrzebują, a równocześnie zabiega o tworzenie atmosfery dobroci w swym środowisku. Gdzie brak dobroci, tam jest obecny zły duch.

Wierność ceni zaufanie, jakim Bóg nas darzy. Kto chce na nim budować swe życie, zabiega o doskonalenie wierności. Komunikacja z ludźmi również jest oparta na zaufaniu, jakim możemy ich darzyć. Jeśli go brakuje, trzeba być ostrożnym, bo tym, kto nie zna wartości zaufania, manipuluje duch zły.

Łagodność jest ściśle związana z cierpliwością i stanowi ważny most w relacjach z innymi ludźmi. Jest ona językiem miłości. Wymaga jednak zdecydowanej postawy wobec obłudników. Jezus pokazał nam, na czym polega łagodność, która potrafi wziąć do ręki nawet bicz.

Opanowanie to piękny owoc Ducha Świętego, który zna wartość harmonii i pełnej odpowiedzialności za słowa, czyny, postawę. Opanowany jest przyjacielem Boga, bo nie da się go wyprowadzić z równowagi nawet w obliczu mocnych ciosów. On jest razem z Bogiem panem każdej sytuacji.

Komunikacja z Duchem Świętym to warunek życia Dobrą Nowiną.

ks. Edward Staniek

http://www.katolik.pl/duch-swiety-dziala,22436,416,cz.html

____________________

ks. Paweł Bortkiewicz TChr

Sumienie – autonomiczne, wolne, formowane

Zeszyty Karmelitańskie

 

Bohaterem dramatu dziejów świata, oglądanych z perspektywy teologicznej, jest Bóg i człowiek, człowiek i Bóg. Ich wzajemny dialog, milczenie, podejmowanie rozmowy są zapisem dziejów czegoś absolutnie unikalnego.

Kim jest człowiek?

Podejmując próbę refleksji nad tym, kim jest człowiek, autorzy Pisma Świętego dokonują przede wszystkim opisu świadomości moralnej człowieka. Istnienie tej świadomości, pozwalającej wyraźnie rozpoznawać dobro i zło, jest niekwestionowane nie tylko z punktu widzenia teologicznego. Język ludzki jednoznacznie wyraża przekonanie o pewnej zdolności intuicyjnej, dzięki której człowiek jest w stanie osądzać wartość czynów już dokonanych lub zamierzonych. Wiedza o tych czynach i ich wartości ma przy tym charakter nie tyle teoretyczny, co raczej nosi znamiona sądu praktycznego. Ta właśnie intuicja moralna, zdolność rozpoznawania i wartościowania ludzkich czynów, ów rodzaj sądu praktycznego nosi nazwę sumienia.

Fenomen sumienia

Nie sposób podjąć tutaj choćby zarysu oglądu fenomenu sumienia. Warto jednak może zwrócić uwagę na kilka zasadniczych elementów takich podejmowanych prób.
Pierwsza z tych prób, choć nie najstarsza, dotyczy wizji sumienia w Nowym Testamencie. Widoczna jest tam oczywiście kontynuacja nauki o sumieniu z objawienia starotestamentalnego. A Stary Testament posługiwał się przy opisie sumienia terminem „serce”. Serce oznacza zatem wnętrze człowieka, w które patrzy Bóg. Charakterystyczny jest kontekst wypowiedzi i sama wypowiedź Boga do proroka, który miał dokonać wyboru króla Izraela: „Jednak Jahwe rzekł do Samuela: «Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Jahwe natomiast patrzy na serce»” (1 Sm 16,7).
„Nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, […] Jahwe […] patrzy na serce” – te słowa sugerują wyraźnie bardzo szczególne miejsce w konstrukcji człowieka, jaką zajmuje „serce” – sumienie. Jest ono w bardzo bezpośredniej, bliskiej, intymnej i absolutnie osobistej relacji z Bogiem. Poszanowanie tej relacji zawsze będzie świadczyło o godności sumienia.
W Nowym Testamencie, obok terminu „serce”, znajduje powszechniejsze zastosowanie grecki termin syneidesis. Serce, wyrażane najczęściej jako kardia (rzadziej nous), jest źródłem myślenia i rozumowania. W nim także rodzą się świadome decyzje woli. Ich inspiracją może być natchnienie Boga (Dz 17,17). Ale jest także i tak, że powstają one pod wpływem złego ducha (J 13,2). Ten dualizm wyrażają biblijne zwroty takie jak: „Bóg natchnął ich serca” (Dz 17,17) czy „diabeł nakłonił serce” (J 13,2).
Rozróżnianie dobra i zła
Chrystus wielokrotnie podkreśla, że człowiek może rozróżnić dobro i zło: „dlaczego sami z siebie nie odróżniacie tego, co jest słuszne?” (Łk 12,57). Stwierdza też, że faryzeusze dlatego trwają w grzechu, że choć „widzą”, odrzucają to, co prawdziwe i dobre (J 9,41). Będą zatem ukarani za odrzucenie uznanej w sumieniu prawdy. Od swoich uczniów Jezus domaga się, by ich postępowanie płynęło z serca (Mt 5,20). Rozeznanie dobra i zła powstaje w blasku wewnętrznego światła, które jednak może zostać przyćmione przez grzechy (Łk 11,25; J 3,20: „każdy, kto dopuszcza się nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła”). Grzech narusza, według nauki Jezusa, nie tylko sferę cielesną człowieka, jego myślenie, czucie i pragnienie. Jest nade wszystko destrukcją najgłębszego wnętrza człowieka, jego serca. To właśnie ze zniewolonego serca pochodzą złe myśli: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z ludzkiego serca pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,20-23).
Bardzo bogate przesłanki do teologii sumienia znajdują się w refleksji św. Pawła Apostoła. Dokonał on zapożyczenia terminu syneidesis nie ze źródła laickiego czy filozofii stoickiej (określenie to nie występuje u Epikteta, Plutarcha czy Marka Aureliusza), lecz z języka religijnego tamtej epoki. W przejęciu terminu chodziło o pewną ideę refleksji niezależnej, suponującej biblijne pojęcie serca. Stosowanie obydwu terminów uwidacznia przejścia znaczeniowe, tak jak ma to miejsce we fragmencie Listu do Tymoteusza: „Celem zaś nakazu jest miłość płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej” (1 Tm 1,5).
W przeciwieństwie do stoików Paweł naucza, że sumienie nie jest zupełnie autonomiczne. Sąd sumienia zawsze winien być podporządkowany wyrokom Bożym: „Nic mi bowiem sumienie nie wyrzuca, co jednak nie stanowi dla mnie wyroku usprawiedliwiającego. A Tym, który mnie sądzi, jest Pan” (1 Kor 4,4). Dlatego wybitny znawca teologii biblijnej Xavier Léon-Dufour napisze: „Wypowiedziom Pawła na temat nienagannego sumienia towarzyszą zwykle jakieś wzmianki o Bogu (2 Kor 4,2) lub świadectwie Ducha Świętego (Rz 9,1). Sumienie jest więc «teonomiczne». Nazywane «dobrym» lub «czystym», sumienie już u swych korzeni jest oświetlone autentyczną wiarą (1 Tm 1,5.19; 3,9; 4,1n; 2 Tm 1,3; por. Hbr 13,18; 1 P 3,16)”.

W tym miejscu trzeba na chwilę się zatrzymać.

Zakorzenienie w Bogu jako źródło

Paweł Apostoł jest teologiem godności sumienia, jego suwerenności i autonomii. Ale nie jest to autonomia absolutna. Źródłem tej autonomii jest zakorzenienie w Bogu – mówimy wówczas o tak zwanej autonomii uczestniczącej. Im bardziej sumienie jest związane z Bogiem, tym większym jest autorytetem.
Nie było to oczywiste w czasach Apostoła, a dzisiaj budzi to bodaj jeszcze większe niezrozumienie.

Wielu ludzi odwołuje się dzisiaj do sumienia. Niejednokrotnie słychać buńczuczne wypowiedzi niektórych polityków, którzy deklarują się, że jako katolicy potrafią zarazem dać wyraz kompromisom i pluralizmowi ocen w trudnych sprawach naszej współczesności. Niezapomnianym dla mnie przykładem pozostaje deklaracja ówczesnego kandydata na prezydenta RP, dzisiaj zwycięskiego, który jako katolik był i jest za in vitro, wspiera tak zwany kompromis w sprawie aborcji eugenicznej. Nie jest w tym względzie odosobnionym przypadkiem. Reprezentanci tego podzielonego sumienia deklarują, że kierują się sumieniem w sprawach moralnych, i że jest to przecież sąd decydujący.

Sumieniem błędnym, nieprawdziwym…

Problem w tym, że sumienie oderwane od Boga – staje się sumieniem błędnym, nieprawdziwym. Dobre lub czyste sumienie jest u swych korzeni oświetlone wiarą.

Inną interesującą kwestią podjętą przez Apostoła jest relacja sumienia i wolności. Otóż człowiek dochodzi do pełnej wolności dzięki sumieniu, które jest u swych podstaw oświetlone autentyczną wiarą. O ile Prawo nakładało obowiązek wyboru pomiędzy kategoriami różnych pokarmów czy świąt, o tyle chrześcijanin kierowany „teonomicznym” sumieniem umie dostrzec dobro w każdym stworzeniu. Uzdalnia go to do przekonania, że wszystko jest dozwolone (1 Kor 6,12; 10,23). Chrześcijanin jest więc wolny od przepisów rytualnych Prawa: „Pan jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność” (2 Kor 3,17).
Jednakże św. Paweł z równą wyrazistością podkreśla, że tak rozumiana wolność chrześcijanina nie jest absolutna; do tezy „wszystko wolno” Apostoł dodaje „ale nie wszystko przynosi korzyść” (1 Kor 10,23). Praktyka życia może prowadzić do konfliktów między sumieniami, które były poddane różnorodnej formacji. Wspomniany już Xavier Léon-Dufour stwierdza: „Chrześcijanin «mocny» (Rz 5,1) powinien uczynić wszystko, by nie zgorszyć bliźniego, który jest jeszcze «słaby»: «Swoim stanowiskiem w sprawie pokarmów nie narażaj na zgubę tego, za którego umarł Chrystus» (Rz 14,15)”. Ostatecznie więc wiedza powinna zostać podporządkowana miłości.
Postępowanie według sumienia
Według Pawła rozeznanie sumienia rodzące osobiste przekonanie jest miarodajne, nawet gdy jest niepokonalnie błędne. Paweł konsekwentnie pozwala wówczas postępować każdemu według jego sumienia (por. Rz 14,2-6).
Problem sumienia błędnego jest bardzo intrygujący. Wskazówka zostawiona przez św. Pawła domaga się niewątpliwie wnikliwej analizy. Jej przykład znajdujemy u św. Tomasza z Akwinu.
Sumienie, zdaniem Akwinaty, ujawnia dwojaką płaszczyznę. Tak więc z jednej strony wydaje konkretne sądy co do czynów orzekanych przez nie jako dobre lub złe. Ten rodzaj sumienia nazywany jest synejdezą. Dotyczy zarówno czynów zamierzonych, jak i dokonanych. Ale z drugiej strony można i należy widzieć w sumieniu naturalny i radykalny zmysł wyczulony ogólnie na dobro i na zło. Pozwala to wyróżnić w sumieniu to, co zostaje określone jako syndereza, a co jest w opisie Akwinaty iskrą sumienia oraz to, co stanowi – mówiąc dalej obrazowo – ogień wywołany tą iskrą, na niej bazujący: jest to sumienie właściwe (synejdeza). Ta iskra, czyli syndereza, nie jest przy tym okresowa, nie gaśnie, ona uczestniczy w naturze ducha. Dlatego nie może pobłądzić ani zgrzeszyć.
Sumienie właściwe jawi się w takim kontekście jako akt wyrastający z synderezy. To właśnie ono wydaje konkretny sąd o naszych czynach dokonanych lub zamierzonych. Wtedy też pojawia się możliwość błędu. Tomasz wskazuje na mechanizm takiego działania. Otóż sumienie właściwe stosuje pierwsze zasady podane mu przez synderezę. Owo zastosowanie dokonuje się poprzez refleksję, badanie i rozważanie naszych czynów. To właśnie tutaj, w zakresie badania i oceny materii czynów istnieje możliwość błędnego sądu.

Poszukiwanie prawdy
Można i trzeba zauważyć, że sumienie jest de facto poszukiwaniem prawdy. Czyni to, podążając za naturalnym dynamizmem człowieka (transcendowaniem w kierunku prawdy). Jest zarazem całkowicie podporządkowane prawdzie. Wyraża się to w nakazie, imperatywie wewnętrznym sumienia, obowiązku nakładanym przez nie – by poszukiwać prawdy.
W takiej perspektywie błąd jest czymś przypadkowym i nienaturalnym, przeciwnym wręcz naturze ludzkiej. Jeśli się pojawia, to dlatego, że natura osoby ludzkiej jest ograniczona. Trzeba tutaj przypomnieć o zróżnicowanych postaciach ignorancji, jak również o lenistwie, a z perspektywy teologicznej patrząc – o grzechu.

Zatem ostatecznie trzeba powiedzieć, że sumienie jest – w najgłębszej swojej warstwie – nośnikiem prawdy. Stąd też wyłania się powinność, że nawet zza błędu trzeba wydobyć i rozpoznać iskrę sumienia, czyli synderezę. Oznacza to, inaczej mówiąc, konieczność akceptacji samego siebie, ale wraz z uznaniem możliwości błędu. Tak więc radykalnie akcentowane posłuszeństwo sumieniu prowadzi do prawdy. Nie oznacza to akceptacji błędu jako drogi ku prawdzie, ale dostrzeżenie, że ponad siłą błędu istnieje siła światła synderezy.

Dramaturgia sumienia

Ta właśnie dramaturgia sumienia dobitnie podkreśla konieczność troski o nie. Sumienia nie można traktować jako subiektywnego, „autorskiego” pomysłu w ramach „moich słusznych poglądów na wszystko”. Takie podejście uwłacza nie tylko sumieniu, ale i temu, kto próbuje kierować się takim sumieniem.
Dlatego tak fundamentalnie ważną kwestią jest zagadnienie formacji sumienia, zwłaszcza zaś chrześcijańskiego.
Sumienie jest zjawiskiem ogólnoludzkim, powszechnym, funkcjonującym w każdym człowieku bez względu na jego światopogląd, wyznanie, religijność. Przymiotnik „chrześcijańskie” dołączony do sumienia oznacza szczególny stopień dojrzałości i doskonałości sumienia ludzkiego.

Wyraża się on w dwóch zasadniczych zjawiskach. Po pierwsze – w rzeczywistości „nowego stworzenia”, czyli we włączeniu całej ludzkiej egzystencji w dar życia Chrystusowego. Po drugie – w fakcie, że chrześcijanin nie traktuje wymagań moralnych jako przykrego obowiązku, ale jako możliwość samorealizacji własnej osoby w mocy łaski Chrystusa.

Sumienia dojrzałe – sumienie formowane

Formowanie dojrzałego sumienia chrześcijańskiego jest niewątpliwie sprawą indywidualną i zróżnicowaną. Wydaje się wszakże, że w ramach tej indywidualizacji środków i metod można podać, idąc za znanym moralistą Alfonsem Auerem, cztery podstawowe etapy kształtowania sumienia.
1. Uświadomienie sobie przez człowieka, że istotę moralności stanowi wezwanie skierowane przez osobowego Boga. Odpowiedź człowieka przebiega wówczas w potrójnym odniesieniu: do siebie samego (formacja własnej osobowości), do drugich (formacja charakteru społecznego), do świata i rzeczy (formacja własnej oceny rzeczywistości materialnych).
2. Obudzenie w sobie moralnej spontaniczności wypływającej z miłości i wewnętrznego przekonania. Jest to działanie przekraczające minimalistyczne nastawienie wierności nakazom i zakazom.
3. Ścisłe powiązanie formacji sumienia ze sferą religijną.
4. Uświadomienie sobie przez człowieka, kim powinien być według wzoru zamysłu Boga. Dzieło stworzenia oznacza wyznaczenie każdemu człowiekowi pewnego duchowego kształtu. To z kolei zobowiązuje do intensywnej realizacji tej idei, dążenia do zgodności z prawzorem zawartym w myśli Bożej.
Czynnikami formującymi sumienie są również: modlitwa, sakrament pojednania, właściwe wybory moralne, posłuszeństwo sumieniu. Inne elementy oddziaływujące na kształt sumienia to rodzina, państwo, Kościół.
Nie jest zatem obojętne dla naszych sumień, w jakim kraju i w jakiej społeczności eklezjalnej żyjemy.

ks. Paweł Bortkiewicz TChr

http://www.katolik.pl/sumienie—autonomiczne–wolne–formowane,23966,416,cz.html

______________________
Ks. Jacek Siepsiak SJ

Co władza zrobiła z Dawidem?

Posłaniec

W 11. i 12. rozdziale Drugiej Księgi Samuela opisana jest znana historia grzechu Dawida. Jeżeli popatrzymy na to, co się przydarzyło dobremu i szlachetnemu człowiekowi, jakim był bez wątpienia król Dawid, to pewnie, choćby ze strachu o samych siebie, zapragniemy patrzeć na ręce ludzi rządzących, których może skorumpować władza.
Nadużycia władzy
Dawid – waleczny i szaleńczo odważny wojownik – jako król poczuł się tak potężny, że sam nie wyrusza już na wojnę. Posyła na nią swoich ludzi i nawet nie kieruje walką. Zostaje w pałacu i się nudzi. Nikt go nie rozlicza z czasu pracy. Pojmuje swoją pozycję nie jako zobowiązanie do większej odpowiedzialności, ale jako okazję do tego, by nie pracować i by mieć czas na swoje zachcianki. Władza staje się dlań okazją do dbania przede wszystkim o swoje prywatne interesy. Okazuje się jednak, że ta “prywata” jest nie do zaspokojenia. Dawid ma mnóstwo żon i jeszcze więcej nałożnic. A jednak one mu nie wystarczają. Zapragnął żony jednego ze swoich żołnierzy. Złudna jest myśl, że ludziom przy władzy trzeba dać się “obłowić”, by potem dobrze rządzili. Raz uruchomione pożądanie jest nie do nasycenia. Tym bardziej, gdy rządzącemu wydaje się, że nie musi się z nikim liczyć, tak jak Dawid, który nie dbał o zdanie Batszeby. Wziął ją sobie, bo był królem.
Racja stanu
Dawid poczuł urok władzy. I pewnie o wszystkim by zapomniał, gdyby za jego sprawą Batszeba nie stała się brzemienna. Ta sytuacja groziła ujawnieniem całej afery. A skorumpowana władza najbardziej boi się jawności. I tu dopiero zaczynają się działania, które ukazują filozofię utrzymywania się przy władzy za wszelką cenę. Pojawia się usprawiedliwienie wszystkich możliwych draństw, tzw. racja stanu. W jej imię, czyli w tym wypadku w imię dobrej opinii o władcy, można czynić wszystko, ponieważ brak dobrej opinii może doprowadzić do utraty władzy, a to byłaby katastrofa. Pytanie: dla kogo?
Dawid postanawia zatuszować wszystko, chcąc doprowadzić do współżycia Batszeby z jej mężem Uriaszem. W tym celu sprowadza go z pola walki, okazuje mu względy, nakłania go do korzystania z uciech domowych podczas kampanii wojennej, co nie godziło się z ówczesnym kodeksem honorowym, a na co pozwalał sobie sam Dawid. Władza nakłaniała przedstawiciela ludu, by tak jak ona “lekko” wzniósł się ponad uczciwy styl życia i by skorzystał z przywilejów. Gdy to się nie udaje, król nawet upija Uriasza, dostarczając mu “igrzysk”, ale ten nie daje się skorumpować. Pozostaje uczciwy i solidarny z innymi żołnierzami. Za to zapłaci głową.
Powolnie korumpowany pobożny król dochodzi do krytycznego punktu. W imię racji stanu podejmuje decyzję o morderstwie. W jego oczach niewinny człowiek staje się winny śmierci (dajcie mi człowieka, a znajdę mu paragraf), bo był zagrożeniem dla dobrego imienia ważnego polityka. Strach przed kompromitacją zamienia szlachetnego władcę w mordercę. Dawid postanawia zabić w “białych rękawiczkach”. Ale do tej zbrodni potrzebuje wspólników. Dlatego wciąga w intrygę Joaba, dowódcę wojska izraelskiego. To będzie króla wiele kosztowało. Joab, wiedząc o tym, co naprawdę zrobił Dawid, będzie w pewien sposób bezkarny. Służąc Dawidowi, będzie prowadził własną politykę, np.: gdy ten zabroni krzywdzenia swojego zbuntowanego syna Absaloma, Joab zabije go (ku wielkiemu bólowi ojca), uważając że tak będzie lepiej dla królestwa i dla jego pozycji w nim (2 Sm 18). Joab będzie łamał obietnice dane przez króla, ponieważ był krwawym człowiekiem, co spowoduje, że miecz nie oddali się od domu Dawida na wieki (2 Sm 12, 10). Władza skorumpowała swojego sługę, ale przez to sługa trzymał władzę “w szachu”. W wielu środowiskach władzy dopuszcza się na wysokie stanowiska tylko tych, na których ma się “haki”. Oni będą posłuszni nawet wtedy, gdy będą musieli być niegodziwi.
Ta cała intryga ma jeszcze inne niewinne ofiary – żołnierzy, którzy giną wraz z Uriaszem. Każdy z nas może drogo zapłacić za proces korumpowania przez władzę. Niech nikt nie mówi, że to jego nie dotyczy! Dawidowi udaje się intryga. Potężny król jest przekonany, że aby wszystko załatwić, jak należy, wystarczy już tylko zaopiekować się wdową – niedawną kochanką, więc bierze ją sobie za kolejną żonę. W ten sposób we własnych oczach jest niemal bohaterem, poświęcającym się dla dobra kobiety. Władza potrzebuje takich gestów, by poczuć się lepiej, by uspokoić sumienie, by wmawiać sobie dalej, że jest władzą dobrą, a nawet najlepszą. Dlatego dla dobra ludu nie mogła pozwolić na to, by ją zmieniono. Stąd wynika to działanie w imię wyższej konieczności.
Jawność złych czynów
Król zupełnie nie jest zdolny do przyznania się do winy, do jawnej pokuty. Jest przekonany, że wszystko jest w porządku. Do tego stopnia wmówił sobie własną szlachetność (bardzo charakterystyczne dla ludzi władzy), że prorok Natan używa podstępu, by poruszyć jego sumienie. Dzięki sprytowi proroka Dawid ocenia swój postępek według prawa; i to prawa królewskiego. Kiedy jednak zauważa, jak wielkie zło popełnił? Wtedy, gdy przyłożono do jego czynu miarę obowiązującego prawa. Władzę należy rozliczać według prawa obowiązującego każdego, bez wyjątku.
Dziecko Batszeby i Dawida umiera. Po jego śmierci Dawid okazuje Batszebie współczucie przez ponowne z nią współżycie. Kieruje nim swoista litość i czuje się jakoś zobowiązany. Dlatego też przysięga, że ich nowy syn będzie po nim królem. Dotrzymuje przysięgi (1 Krl 1), choć dopiero po sprytnym jej przypomnieniu. Wszystko wskazuje na to, że w swoim sercu niewiele dbał o to przyrzeczenie i nie miał ochoty go dotrzymywać. Trzeba było znowu podstępu Natana, by go do tego zmusić. Dotrzymał słowa ze względu na swoją dumę, a nie dlatego, że uważał to za słuszne i dobre. Tą motywacją można wiele uzyskać u ludzi władzy, dbających o swój image. Warto przypominać ich obietnice oraz to, kim się stają w oczach ludzi, gdy ich nie dotrzymują.
Wydaje się, że władza niezbyt dobrze służyła Dawidowi. Był on szlachetnym, pobożnym i dzielnym człowiekiem. A jednak dopuścił się zbrodni. Intrygi “pałacowe” zawsze prowadziły do wielu tragedii. Tak się dzieje, gdy nikt nie patrzy władzy na ręce, gdy pozwalamy, by nas oszukiwano i aby w imię racji stanu “zamiatano niegodziwości pod dywan”. Władza korumpuje aż do momentu, w którym znajdzie się prorok i ujawni jej “sekrety”.
Ks. Jacek Siepsiak SJ
– jezuita, wieloletni duszpasterz akademicki. Formację zakonną odbył między innymi w Krakowie, Neapolu, Rzymie i w Sydney.
http://www.katolik.pl/co-wladza-zrobila-z-dawidem-,1598,416,cz.html?s=2
__________________________
Krzysztof Wons SDS

Mechanizmy pokusy

Zeszyty Formacji Duchowej

Biblijny opis kuszenia rozpoczyna się od ukazania jego sprawcy. Objawia nam samą istotę diabła. Skoro nam go objawia, musimy mu się przyjrzeć tak jak mówi nam o nim słowo Boże. Jest to ważne, ponieważ dzisiaj pojawiło się wiele opisów diabła, które albo go ironizują, albo się nim bawią, czy straszą. Słowo Boże mówi nam, że ze złym nie wolno igrać, nie wolno się bawić i nie wolno go lekceważyć, ponieważ „śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej Ci, którzy do niego należą” (Mdr 2,24). Mówi, że wąż jest istotą najbardziej przebiegłą ze wszystkich innych istot.
Wąż jest symbolem chaosu i dlatego tak mocno kontrastuje z harmonią raju. Rajski stan człowieka żyjącego w głębokiej więzi z Bogiem jest doświadczeniem kontemplacji, adoracji, pokoju, ciszy, skupienia na Bogu. Wąż brutalnie wdziera się w tę atmosferę. Jest przeciwnikiem ciszy, ładu. Jest upadłym aniołem, który utracił zdolność adoracji. Utracił zdolność nawiązywania relacji miłości z Bogiem. Od tej pory jest istotą zwróconą ku nicości, ku wiecznemu chaosowi, beznadziei i rozpaczy.
Wąż przypomina nam, że odwrócenie się od Boga pozostawia tylko jedną możliwość – drogę do nicości, niepokoju i chaosu. Między innymi po tym można poznać jego zbliżanie się do człowieka, jego działanie rozbudza w człowieku i dookoła człowieka hałas i chaos. Wznieca niepokój. Kusi do beznadziei i rozpaczy, do życia bez celu, do pustki. Wraz z pojawieniem się węża pojawia się ciemny horyzont grzechu. Narusza on wszystkie uprzednie harmonie.
Sposób działania „węża”
Słowo Boże kierowane do nas ostrzega, że jest to najbardziej przebiegłe stworzenie pod słońcem. To znamienne, że pierwsze określenie węża, to zwrócenie uwagi na jego przebiegłość. Słowo Boże mówi, że pierwsi ludzie byli arumim – tzn. nadzy, natomiast wąż był arum – najbardziej przebiegły. Znamienna gra podobnych słów w języku oryginalnym. Co ona oznacza? Człowiek sam z siebie pozostaje zawsze nagi, tzn. bezbronny naprzeciw przebiegłości zwodziciela. Przebiegłość węża w jakimś sensie zdradza słabość człowieka, który w konfrontacji z inteligencją kusiciela okazuje się bezbronny i nagi. Inteligencja szatana jest inteligencją upadłego anioła i przekracza naszą wiedzę. W nas pozostaje obraz i podobieństwo Boga, pozostaje naturalne pragnienie Boga i naturalna wiara w dobro. Tę wiarę będzie wykorzystywał kusiciel, zamieniając ją w naiwność, która każe uwierzyć w dobro, które w rzeczywistości jest tylko pozornym dobrem. Wykorzystując naszą wiarę w dobro i pragnienie dobra, szatan działa pod pozorem dobra. Jest inteligencją, czyli dobrze wykorzystuje wiedzę o całym naszym życiu, zwłaszcza o naszych słabościach, o naszych ludzkich potrzebach. Wykorzystuje nasze ograniczenia. Żeruje na nich.
Słowo Boże przedstawia kusiciela jako węża, czyli jako tego, który potrafi zaczaić się na człowieka w ukryciu i przygotować na niego pułapkę. Przebiegłość węża polega na tym, że potrafi z dużą łatwością ukrywać się, potrafi mieszać się i identyfikować z ziemią, po której przecież z taką ufnością stąpa człowiek, bo jest dobra i daje życie. Pełza po ziemi, tak że zauważenie go staje się prawie niemożliwe. I to czyni go najbardziej niebezpiecznym. Przed tym właśnie ostrzega nas słowo Boże, gdy nazywa szatana wężem. Wąż atakuje swoją ofiarę wtedy, kiedy nie ma ona najmniejszych szans zauważenia jego obecności, czyli kiedy pozostaje bez możliwości obrony: „Jakby człowiek uciekał przed lwem a trafił na niedźwiedzia; jakby skrył się do domu i oparł ręką o ścianę, a ukąsił go wąż” (Am 5,19). Właśnie wtedy, kiedy człowiek czuje się pewny siebie i bezpieczny, wąż atakuje znienacka, tak że człowiek spostrzega się dopiero w momencie, kiedy stwierdza, że został ukąszony. W każdej pokusie węża jest ukryta przebiegłość. Polega ona na ukrywaniu niebezpieczeństwa, którego nie ujawnia i które odkrywa dopiero w chwili ukąszenia.
Prześledźmy teraz etapy działania złego. Jako upadły anioł wie on doskonale, że całe szczęście i moc życia człowieka znajduje się w jego zażyłej więzi z Bogiem. Ta więź sprawia, że człowiek kontempluje Boga jako największe dobro, w Nim znajduje nieustannie swoje życie, pokój i harmonię. Dlatego też każde kuszenie ze strony szatana uderza przede wszystkim w relację człowieka z Bogiem.
Wciąganie w rozmowę
Zły próbuje subtelnie odwrócić uwagę człowieka od Boga. To znamienne, że pierwsza rozmowa jaką przytacza słowo Boże, to rozmowa człowieka (Ewy) z wężem. To jest pierwszy dialog. Próba rozmowy z człowiekiem jest dla niego pierwszą próbą odciągnięcia go od relacji z Bogiem. Zauważmy, że relacja z Bogiem jest trwaniem w pokoju, miłości, harmonii, bo tym wszystkim jest Bóg. Rozmowa z diabłem staje się nie tylko odwróceniem uwagi od Tego, który jest źródłem prawdziwego życia, ale ipso facto jest wejściem w relację, która zawsze jest „zakaźna”, ponieważ w niej następuje niezauważalny dopust jadu węża: hałasu, chaosu, niepokoju. W ten sposób dochodzi do pierwszego osłabienia relacji z Bogiem. Widzimy wyraźnie, że błąd Ewy polega na wchodzeniu w dyskusję z szatanem. Każda, nawet pozornie niewinna rozmowa z nim: w myślach, w marzeniach, w pragnieniach, wprowadza w czysty organizm zakażenie. Osłabia zdolność adoracji Boga. Osłabia wzrok człowieka w patrzeniu na Boga, a w konsekwencji na siebie i innych. Następuje wsysanie kłamstwa w umysł i serce człowieka.

Uderzenie w obraz Boga

 

Następnym krokiem, po wejściu w dialog z człowiekiem, jest uderzenie w obraz Boga. Jest to uderzenie w samą istotę obrazu Boga, próba zafałszowania obrazu Boga podsuwanym kłamstwem. Zobaczmy, w jaki sposób to czyni. Jaka jest dynamika kuszenia przez szatana. Ważny jest sam sposób rozmawiania z człowiekiem: „Czy to prawda, że Bóg powiedział: «Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?»” (Rdz 3,1). Już w pierwszym zdaniu, którym szatan „zahacza” człowieka i wciąga go w rozmowę, kryje się ton podejrzliwości, pretensjonalności i kłamstwo! Atmosfera adoracji i pokoju zostaje naruszona. Pytanie: „Czy to prawda?”, to inaczej: „Czy może tak być?”, „Czy to w ogóle do pomyślenia?” I dodaje kłamstwo: „Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu”.

Oto działanie szatana: poprzez przekręcenie Bożego przykazania, wykrzywia obraz Boga. Jeśli człowiek uwierzy, że przykazanie oznacza, że „niczego mi nie wolno”, to zaraz potem rodzi się myśl – kim więc jest Ten, który wszystkiego mi zabrania. Stąd bardzo blisko do niepokojącej myśli: „Najpierw daje mi życie, daje ogród, a potem wszystkiego mi zabrania. Stawia same płoty”. Zauważmy jaki obraz Boga maluje szatan. Jest to obraz Boga, który nie jest miłością. Więcej. Taki Bóg wydaje się okrutny. Ogranicza człowieka, zniewala, zazdrości życia. Taki obraz wywołuje w człowieku wątpliwość w rzeczywistą dobroć Boga.

Przekręcenie Bożego nakazu
Wszystko ma początek w sprytnym przekręceniu Bożego nakazu. Szatan wiedział dobrze, że nakaz ten jest czystym znakiem miłości Boga, świadkiem porządku i gwarancją bliskiej więzi z Bogiem. Bóg przecież nie zakazał jeść z wszystkich drzew. Wcześniej wyraźnie czytamy, że Bóg powiedział: „Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno Ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2, 16). W pierwszej chwili wydaje się, że Ewa prostuje zdanie złego, przeczuła kłamstwo. Okazuje się jednak, że nawiązanie rozmowy z wężem już ją zakaziło. Kłamstwo, niepokój, chaos już w niej zamieszkał. Zauważmy, że jedynie początek myślenia i mowy Ewy jest poprawny. Jednakże okazuje się, że w dalszych słowach ona sama przekręca słowa Boga i w ten sposób zdradza, że jej obraz Boga i więź z Bogiem zostały zamącone. Otóż Ewa podwójnie kłamie. Mówi, że nie wolno jeść owoców z drzewa ze środka ogrodu; nie wolno jeść, a nawet go dotykać. Mowa zdradza wnętrze człowieka. Ewa mówi o innym drzewie. W środku ogrodu rosło drzewo życia (Rdz 2,9). Bóg zabronił jeść z drzewa poznania dobra i zła, a nie z drzewa życia. Ewa powtarza praktycznie słowa szatana. Przyznaje, jakoby Bóg zabraniał jej żyć. Zdradza także nieufność w relacji do Boga, kiedy mówi, że nawet nie wolno im dotykać drzewa, aby nie pomarli. „A nawet dotykać nie wolno” – brzmi tak jakby Bóg coś ukrywał przed człowiekiem, jakby relacja z Bogiem stawała się tabu. Następuje zakłamanie relacji z Bogiem. Bóg w przykazaniu broni więzi człowieka z Bogiem, ponieważ zerwanie tej więzi jest równoznaczne ze śmiercią. To nie Bóg zabrania człowiekowi żyć. Wprost przeciwnie broni życia człowieka. W słowach Ewy przykazanie jest przeszkodą do życia w pełni szczęścia.
Słowo Boże uczy nas, że w pokusie szatan uderza w obraz Boga, zniekształca go, pokazuje Boga jako zabraniającego żyć i wznieca nieufność. Wszystko po to, aby zamienić relację z Bogiem w tabu. Dzisiaj wielu ludzi w ten sposób przeżywa swoją religijność, jako pewnego rodzaju tabu. Relacja z Bogiem na odległość, pełna nieufności, nieraz pretensji i podejrzliwości.
Skłócenie
Następny etap w działaniu kusiciela, to jest skłócenie człowieka z Bogiem. Szatan, zwany w Biblii oskarżycielem, teraz zaczyna oskarżać Boga przed człowiekiem. Pokazuje Go jako konkurenta ludzkiego życia, jako Tego, który czegoś człowiekowi zazdrości i nie pozwala mu w pełni korzystać z życia. „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,4-5). W tej wypowiedzi znajduje się sam jad grzechu. Ewa jest bliska ukąszenia. W czym tkwi istota jadu grzechu? Człowiek wprowadza siebie w absurdalną relację z Bogiem.
Przypisuje Bogu zupełnie odwrotne intencje. Nie odbiera słów Boga jako daru. Człowiek jest wrogo nastawiony do Boga, przed którym musi się bronić, bo Bóg rzekomo wykrada mu życie. To z kolei nie pozwala mu zbliżyć się do Niego z ufnością. Grzech jest zawsze wyeliminowaniem z naszego życia działania Boga, jest niedowierzaniem Mu, konkurowaniem z Jego wolą. Grzech jest zawsze usiłowaniem postawienia siebie na miejscu Boga, usiłowaniem uczynienia z siebie jedynego autorytetu, uczynieniem siebie „przykazaniem”. Każdy grzech w swej istocie to nie tylko przewinienie w dziedzinie moralnej, ale także akt przeciw cnocie religijności. Grzech jest odrzuceniem wiary w Boga. Jest aktem niewiary w to, że Bóg jest dobry. Ta niewiara sprawia, że człowiek zaczyna upatrywać w Bogu zagrożenie. Bóg staje się dla niego tabu.
Przenikanie pokusy
Prześledźmy przenikanie pokusy do człowieka, aż do całkowitego opanowania wszystkich sfer jego osoby. Gorzkim owocem tej „infekcji” jest grzech. Bardzo ważne jest to, abyśmy zobaczyli ten proces. Pomoże nam to uświadomić sobie, że grzech nigdy nie jest czymś, co rodzi się nagle. On tylko ukazuje się nagle. Jest owocem często niezauważanego procesu, który rozpoczyna się w człowieku znacznie wcześniej niż w chwili upadku.
Słowo Boże począwszy od Rdz 3,6 pokazuje nam grzech również od strony procesu, jaki dokonuje się w ludzkiej psychice i duszy. Przedstawiony opis jest krótki, ale bardzo wnikliwy.
Pierwszym etapem jest prowokacja zmysłów i pragnień. Ewa spostrzega, że owoc jest dobry do jedzenia. Innymi słowy, jawi się jej jako smaczny i pociągający. Drugim etapem jest uwodzenie estetyczne. Jest rozkoszą dla ludzkich oczu. Człowiek przeżywa silne doznanie jakiego dostarcza „zewnętrzne opakowanie” przedmiotu pożądania. Trzecim etapem jest podbicie ludzkiej wolności i inteligencji. Ewa spostrzega, że owoce nadają się do zdobycia wiedzy.
Te trzy etapy przenikania pokusy pokazują bardzo wyraźnie, że pokusa jest natury zmysłowej. To oznacza, że kusiciel może docierać do nas drogą pośrednią – drogą naszych zmysłów. Zauważmy, że przez zamroczenie zmysłowe udaje mu się ostatecznie podbić ludzką inteligencję, uczucia i wolę. Kusiciel nie ma bezpośredniego wpływu na nasz umysł czy wolę. Szuka naszego przyzwolenia na drodze zmysłowego uwikłania. Słowo Boże pokazuje nam, że stara się najpierw uczynić zmysłowym nasze spojrzenie. Zmysłowość, która podbija umysł i wolę prowadzi do rozbudzenia namiętności. I grzech jest owocem ludzkiej namiętności, ludzkiego pożądania.
Jeszcze jedno ważne spostrzeżenie, które daje nam słowo Boże. Uleganie zmysłowemu pożądaniu sprawia, że człowiek w danym momencie skupia się jedynie na przedmiocie pożądania. Zamroczenie sprawia, że zapomina, iż końcem tego jest śmierć: „niechybnie umrzecie”. Namiętność potrafi tak bardzo opanować człowieka, że już nie widzi on ogrodu swego życia, widzi jedynie owoc, który w twej chwili nadaje się do zjedzenia. Grzech ogranicza myślenie, zamyka na prawdę, zabija perspektywę życia, wywołuje w człowieku wrażenie bezcelowości, bezsensu życia. Jest to konsekwencja działania kusiciela. Wprowadza człowieka w chaos, w którym gubi on cel życia. Prowadzi człowieka do nicości.
Pytanie Boga
Lecz nie do kusiciela należy ostatnie słowo. Kiedy pojawia się w życiu człowieka grzech, Bóg nie znika. Przychodzi do człowieka jak zawsze. Jednak po grzechu przychodzenie Boga zamienia się w szukanie człowieka. Człowiek słyszy wołanie Boga: „Gdzie jesteś?” Chce, aby człowiek „rozglądnął się”, zobaczył siebie w prawdzie o grzechu, do którego konsekwentnie prowadził go kusiciel. Bóg odnajduje człowieka w każdej sytuacji i robi wszystko, aby wyszedł on z ukrycia i przyznał się do stanu własnego wnętrza. Bóg pokazuje konsekwencje grzechu i daje nadzieję. Obiecuje życie.
Krzysztof Wons SDS

Zeszyt Formacji Duchowej nr 18

http://www.katolik.pl/mechanizmy-pokusy,24546,416,cz.html?s=3
________________________

O autorze: Słowo Boże na dziś