Tylko Ty mnie kochaj – Pierwszy Piątek Miesiąca, 04 wrzesnia 2015r.

Myśl dnia

Lepiej zużywać się niż rdzewieć.

Denis Diderot

Przeszłość jest po to, by się z niej uczyć, a potem ją zostawić raz na zawsze.
Przyszłość jest po to, by ją tworzyć. Przeszłość nie ma przyszłości.
Ma ją tylko dobre przeżywanie teraźniejszości.
Mieczysław Łusiak SJ
Dziewięćdziesiąt procent naszych zmartwień dotyczy spraw, które nigdy się nie zdarzą.
Margaret Thatcher
Młodość ma swoje prawa, a starość swoje przemyślenia.
Serce Jezusa 1[2]
Panie, oddaję Ci moje słabości i upadki. Podejmuję się walczyć z grzechem teraźniejszym i odcinam się od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.

PIĄTEK XXII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II  – Błogosławionych dziewic i męczennic Marii Stelli i Towarzyszek

PIERWSZE CZYTANIE  (Kol 1,15-20)

Chrystus pierworodnym stworzenia i Głową Kościoła

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Kolosan.

Chrystus Jezus jest obrazem Boga niewidzialnego,
Pierworodnym wobec każdego stworzenia,
bo w Nim zostało wszystko stworzone:
i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi,
byty widzialne i niewidzialne,
Trony i Panowania, Zwierzchności i Władze.
Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.
I On jest Głową Ciała, to jest Kościoła.
On jest Początkiem,
Pierworodnym spośród umarłych,
aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim.
Zechciał bowiem Bóg, aby w Nim zamieszkała cała Pełnia
i aby przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko ze sobą:
i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach,
wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 100,1-2.3.4-5)

Refren: Stańcie z radością przed obliczem Pana.

Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie, *
służcie Panu z weselem!
Stawajcie przed obliczem Pana *
z okrzykami radości.

Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, *
On sam nas stworzył,
jesteśmy Jego własnością, *
Jego ludem, owcami Jego pastwiska.

W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem, +
z hymnami w Jego przedsionki, *
chwalcie i błogosławcie Jego imię.
Albowiem Pan jest dobry, +
Jego łaska trwa na wieki, *
a Jego wierność przez pokolenia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 5,33-39)

Nowość nauki Jezusa

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa:
„Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją”.
Jezus rzekł do nich: „Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli”.
Opowiedział im też przypowieść: „Nikt nie przyszywa do starego ubrania łaty z tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego.
Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego, mówi bowiem: «Stare jest lepsze»”.

Oto słowo Pańskie.

 

 

KOMENTARZ
Nie dla kompromisu z grzechem

Nie da się połączyć wiary z przywiązaniem do grzechu. Miłosierny Bóg odpuszcza człowiekowi nawet najgorsze grzechy, ale pod warunkiem, że człowiek za nie żałuje i składa postanowienie poprawy. Tak jak nie można wlewać młodego wina do starych worków skórzanych, tak też nie można prosić o łaskę Bożą, gdy nie chce się odciąć od grzesznego stylu życia. Nasze życie związane jest z walką duchową. Zmagamy się z pokusami Złego, czasem także upadamy. Jezus po to przyszedł na świat, aby wyzwolić nas z niewoli grzechu. Bądźmy stanowczy w naszych postanowieniach i ufajmy w Bożą opatrzność.Panie, oddaję Ci moje słabości i upadki. Podejmuję się walczyć z grzechem teraźniejszym i odcinam się od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********

#Ewangelia: Przeszłość nie ma przyszłości

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa: “Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją”. Jezus rzekł do nich: “Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli”.

 

Opowiedział im też przypowieść: “Nikt nie przyszywa do starego ubrania łaty z tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego, mówi bowiem: «Stare jest lepsze»”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Kultywowanie tradycji jest czymś dobrym, ale musi iść w parze z otwartością na to, co nowe. Rzeczywistość bowiem składa się z przeszłości i przyszłości. Wprawdzie przyszłości jeszcze nie ma i nie wiemy jaka będzie, ale bez otwartości na nią i bez zaangażowania w jej tworzenie nie jest możliwe dobre przeżywanie teraźniejszości.

 

Jak mówi Jezus, nie da się pogodzić przeszłości z przyszłością. Nie podejmujmy w ogóle takiej próby, bo to nie ma sensu. Przeszłość jest po to, by się z niej uczyć, a potem ją zostawić raz na zawsze. Przyszłość jest po to, by ją tworzyć. Przeszłość nie ma przyszłości. Ma ją tylko dobre przeżywanie teraźniejszości.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2556,ewangelia-przeszlosc-nie-ma-przyszlosci.html

******

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 5, 33-39

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Alexbip / Foter / CC BY-NC-SA)

Główny cel postu…

 

Sprawa postów
Wówczas oni rzekli do Niego: Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją.

 

Jezus rzekł do nich: Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli.

 

Opowiedział im też przypowieść: Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego – mówi bowiem: Stare jest lepsze.

 

Opowiadanie pt. “O zapomnianych grzechach”
Pewna starsza kobieta na wsi mniemała, że objawia jej się sam Bóg. Proboszcz chciał dowodów na prawdziwość tych wizji i powiedział, że przy następnym objawieniu ma prosić Boga, aby zechciał zdradzić jej jego (proboszcza) grzechy, które zna tylko On – Wszechwiedzący.

 

Po miesiącu wizjonerka zjawiła się znowu na plebanii i ksiądz zaraz spytał, czy miała objawienia. Kobieta przytaknęła. – A czy Mu przekazałaś moje pytanie? – chciał wiedzieć pleban. – Tak, oczywiście – potwierdziła kobieta. – I co powiedział – dopytywał się duchowny. – Powiedział: Przekaż proboszczowi, że ja wszystkie jego grzechy dawno już zapomniałem.

 

Refleksja
Nie wystarczy tylko pościć za popełnione grzechy. Trzeba je także naprawić. Za popełnione winy trzeba przepraszać i prosić o ich wybaczenie, bo tylko w ten sposób jesteśmy w stanie pochylić się nad własną i czyjąś biedą duchową. Post zawsze musi czemuś służyć, bo jeśli nie, to szkoda naszej fatygi. Będzie on wtedy wykonywany, aby pokazać się innym, a przecież nie o to w postach chodzi…

 

Jezus ukazuje nam wartość postu. Mamy dzięki niemu stawać nowym człowiekiem, który nie pasuje już do tego starego. To “nowe ja” ma nam pomóc, abyśmy jakby od podstaw zaczynali swoją przygodę z Bogiem. Nasz wzrok jest bowiem już czysty od grzechu i ciało przesiąknięte Bogiem, który daje nam na nowo odkryć czym jest wiara, nadzieja i miłość…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego post jest tak nam potrzebny?
2. Czemu służyć może post?
3. Jaka jest wartość postu?

 

I tak na koniec…
Dziewięćdziesiąt procent naszych zmartwień dotyczy spraw, które nigdy się nie zdarzą (Margaret Thatcher)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,375,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-5-33-39.html

*********

Bł. Marii Stelli i Towarzyszek

Masz dziś okazję zastanowić się, czy jesteś nowoczesny i rozumiesz świat, czy staroświecki i nie chcesz żadnych zmian? A może dopiero szukasz…Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 5, 33-39
Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa: «Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją». Jezus rzekł do nich: «Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli». Opowiedział im też przypowieść: «Nikt nie przyszywa do starego ubrania łaty z tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego, mówi bowiem: „Stare jest lepsze”».My też, jak nakazuje Kościół, mamy pościć i modlić się, dawać jałmużnę, szczególnie w Wielkim Poście. Jest to dobry czas, czas dla Boga i dla drugiego człowieka. Warto go przestrzegać. To rozszerzy twoje serce i nawet nie zauważysz, jak przeniesie się poza czas Wielkiego Postu. Ale czy to znaczy, że masz się w ogóle nie cieszyć? Przecież Jezus był na weselu w Kanie…Radość z życia jest też czasem błogosławionym. Pomyślność, odwzajemniona miłość, rodzina, nawrócenie przyjaciela… Ile mamy powodów do radości!  Ale pilnuj się! Bo radość może zmienić się w samouwielbienie. Może być cieszeniem się z tego, że wrogowi powinęła się noga… A to już nie jest Boża radość!

Jest czas smutku i czas radości. Czas życia i czas śmierci. Wszystko to jest wpisane w nasze życie. Młodość ma swoje prawa, a starość swoje przemyślenia. Stary człowiek nie musi być zgorzkniały, a młody bezmyślnym hulaką. Do starości trzeba dorastać. Masz rodziców, dziadków, popatrz na nich. Może czegoś się od nich nauczysz.

Twoje życie to cenny dar od Boga. Nie możesz myśleć schematami. Pomódl się, abyś je mądrze i dobrze przeżywał…

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*********
Św. Paschazy Radbert (? – ok. 489), mnich benedyktyn
Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, 10, 22
 
„I będą dwoje jednym ciałem. “Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5,31-32)…

Niezwykły i nadzwyczajny związek miał miejsce, kiedy „Słowo stało się ciałem” w łonie Dziewicy i w ten sposób „zamieszkało między nami” (J 1,14). Podobnie jak wszyscy wybrani zmartwychwstają w Chrystusie, kiedy On zmartwychwstaje, tak w Nim były świętowane zaślubiny: Kościół został zjednoczony z Oblubieńcem więzami małżeństwa, kiedy człowiek-Bóg otrzymał w pełni dary Ducha Świętego i wszelka boskość zamieszkała w ciele podobnym do naszego… Chrystus stał się człowiekiem z mocy Ducha Świętego i jak „oblubieniec wychodzi ze swej komnaty” (Ps 19,6), On wyszedł z łona Dziewicy, które było jakby Jego oblubieńczą komnatą. Ale Kościół, rodząc się na nowo z wody w tym samym Duchu, staje się jednym ciałem w Chrystusie, tak ściśle, że „są oboje jednym ciałem” (Mt 19,5), co „co w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła jest wielką tajemnicą” (Ef 5,31).

To małżeństwo trwa od początku Wcielenia Chrystusa aż do chwili, gdy Chrystus powróci i wszystkie obrzędy małżeńskie zostaną wypełnione. Ci zatem, którzy są gotowi i spełnili należycie warunki tak wielkiego związku, wejdą z Nim, pełni szacunku na ucztę weselną (Mt 25,10). W międzyczasie Oblubienica obiecana Chrystusowi idzie do swego Oblubieńca i zachowuje przymierze z Nim każdego dnia w wierze i czułości, dopóki On nie przyjdzie.

************

Asceza powinna wprowadzać nas w postawę Chrystusa (4 września 2015)

Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? (Łk 5,34).

 

Pobyt Pana Jezusa na ziemi był czasem weselnym. Pan Jezus nawiązał w swojej wypowiedzi do starotestamentowego obrazu miłości oblubieńczej pomiędzy Bogiem i ludem. W Starym Testamencie takim czasem oblubieńczym była wędrówka przez pustynię, gdy Bóg bezpośrednio prowadził swój lud. Podczas tej wędrówki pod Synajem Izrael zawarł przymierze z Bogiem. Ono było zwieńczeniem tego oblubieńczego związku. Podobnie trzeba widzieć czas pobytu na ziemi Syna Bożego. Więź oblubieńcza została w tym przypadku zawarta niejako podwójnie: wpierw przez Wcielenie. Wtedy Bóg i człowiek stali się jedno w Osobie Jezusa. Tutaj najbardziej dosłownie stało się prawdą, że dwoje stają się jednym ciałem (zob. Rdz 2,24; Mk 10,8). Ale więź oblubieńcza na tym się nie kończy. Podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zawiera z nami Nowe Przymierze we własnej krwi wylanej za nas w geście miłości do końca. Czas Jego pobytu na ziemi jest w ten sposób okresem szczególnym, jest czasem wesela. Dlatego nie jest to czas na pokutę i umartwienia.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Kol 1, 15-20; Łk 5, 33-39

Ten czas jednak się skończył wraz z Jego odejściem. Teraz nasze relacje z Jezusem są zupełnie inne. Zarówno objawienie, jak i zbawienie się dokonało. Jednak nam potrzeba całkowicie wejść w tę tajemnicę odkupienia. Jest ona zupełnie odmienna niż wszystko, co możemy spotkać w doczesności. Otwiera się w ten sposób przestrzeń dla wszelkiej ascezy. Zawsze jednak musi być ona nastawiona na otwarcie się na nowość życia, którą niesie z sobą zmartwychwstanie. Trzeba nam się stawać nowymi ludźmi, tak aby mógł w nas prawdziwie zamieszkać Duch Święty. Taki bowiem sens ma przypowieść o nowych bukłakach, do których wlewa się nowe wino. Stare bukłaki zostaną przez nowe wino rozerwane. Czyli asceza podejmowana w starym duchu nie jest w stanie sprostać zasadom nowego życia. Duch Święty daje nam udział w życiu samego Chrystusa, który jest obrazem Boga niewidzialnego, jest Pierworodnym nowego stworzenia, Pełnią, w której otrzymujemy pojednanie z Bogiem. Asceza zatem powinna wprowadzać nas w postawę Chrystusa, w której miłość jest ponad wszelkim rygoryzmem, powinna być ćwiczeniem się w wewnętrznej sile czy dążeniem do zdobywania cnoty. Asceza powinna służyć życiu w jego pełni, to znaczy ma nas otwierać na spotkanie z Bogiem i bliźnimi. I tylko taka asceza posiada prawdziwy sens.

Święty Paweł koncentruje całe nasze życie, nie tylko wymiar ascetyczny, wokół Chrystusa i Jego dzieła. W dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi o zasadniczym celu przyjścia Chrystusa na ziemię i w tym kontekście o prawdziwym celu i sensie naszego życia. Tekst jest tak ważny, że warto go przytoczyć w całości:

 

On jest obrazem Boga niewidzialnego –
­Pierworodnym wobec każdego stworzenia
bo w Nim zostało wszystko stworzone:
i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi,
byty widzialne i niewidzialne,
czy to Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze.
Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.
I On jest Głową Ciała – Kościoła.
On jest Początkiem.
Pierworodnym spośród umarłych
aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim.
Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia
i aby przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą:
przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach,
wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,10–15).

 

Eucharystia jest misterium zawierającym całą tę prawdę. Została nam ona dana przez Pana Jezusa, abyśmy nią karmieni, otrzymywali udział w Jego życiu, życiu nowym, czyli w Jego zmartwychwstaniu.

http://ps-po.pl/2015/09/03/asceza-powinna-wprowadzac-nas-w-postawe-chrystusa-4-wrzesnia-2015/

*********

 

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

4 WRZEŚNIA

**************

Bł. Maria Stella i Towarzyszki,
męczennice z Nowogródka

Błogosławione męczennice z Nowogródka Po napadzie wojsk niemieckich na Polskę we wrześniu 1939 roku część przerażonej ludności polskiej mieszkającej dotąd w Nowogródku opuściła swe domostwa i udała się na Wileńszczyznę. Na miejscu pozostał jedynie proboszcz miejscowej fary. Musiał się podzielić swym dwupokojowym mieszkaniem z funkcjonariuszem NKWD. Właśnie przy farze nowogródzkiej przyszło pracować nazaretankom.
Zgromadzenie zostało zaproszone do pracy na tej ziemi przez biskupa Zygmunta Łozińskiego w 1920 roku. Siostry zajęły się wychowaniem religijnym i edukacją dzieci i młodzieży. Najpierw założyły internat, następnie szkołę powszechną. Otwarte na potrzeby ludzi w czasie pokoju, tym bardziej gorliwie służyły innym podczas okupacji wojennej. Musiały jednak w czasie okupacji opuścić tak szkołę, jak i własny klasztor. Zmieniły habity na świecki strój i szukały jakiegoś zajęcia, aby zapewnić sobie skromne utrzymanie. Jedynie siostra Imelda nie zdjęła habitu. Siostry szukały odpowiedniego dachu nad głową u dobrych ludzi. Spotykały się razem tylko w kościele farnym na Mszy i różańcu. Rosjanie, którzy zetknęli się bliżej z siostrami, byli pod wrażeniem ich uczciwości i rzetelności w pracy. Nie mogli wyjść z podziwu dla polskiej ludności, która bardzo licznie gromadziła się w kościele.
6 lipca 1941 roku w Nowogródku zmienili się okupanci. Okazało się szybko, że nowy okupant nie jest lepszy od poprzedniego. Niemcy starali się wykorzystywać antagonizmy między Białorusinami i Polakami, by skłócać ich na wszelki możliwy sposób. Obiecywali Białorusinom autonomię, a nawet niepodległość. Kiedy w 1943 r. sowieccy i polscy partyzanci zajęli miasteczko Iwieniec, Niemcy przystąpili do planowego mordowania Polaków.
Co jakiś czas organizowali “pokazowe” rozstrzeliwanie Polaków, aby zastraszyć wszystkich stawiających jakikolwiek opór. Podobna akcja miała miejsce 18 lipca 1943 roku, kiedy to aresztowano 120 osób z zamiarem rozstrzelania. Wówczas to siostry nazaretanki wspólnie podjęły decyzję ofiarowania swego życia za uwięzionych członków rodzin. Wobec kapelana i rektora fary, ks. Aleksandra Zienkiewicza, tę decyzję w imieniu wszystkich wypowiedziała siostra Maria Stella, pełniąca wtedy obowiązki przełożonej. Uwięzieni zostali wywiezieni na roboty do Rzeszy, a kilku zwolniono. Wobec zagrożenia życia jedynego w okolicy kapłana siostry ponowiły gotowość ofiary: “Ksiądz kapelan jest bardziej potrzebny ludziom niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż Księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara”. Bóg tę ofiarę przyjął.
31 lipca 1943 r. wieczorem siostry otrzymały wezwanie na komisariat. Po wieczornym nabożeństwie 11 sióstr stawiło się na wezwanie. Dwunasta siostra, Małgorzata Banaś (jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2003 r.) nie wróciła jeszcze z pracy w szpitalu. Tego samego wieczoru Niemcy wywieźli siostry za miasto, szukając miejsca na egzekucję. Nie znaleźli odpowiedniego miejsca, więc wrócili na komisariat i zamknęli siostry w piwnicach.
Następnego dnia, w niedzielę, 1 sierpnia 1943 roku, około godziny 5.00 rano, ponownie wywieźli siostry poza miasto. Tam w lesie dokonał się mord na niewinnych zakonnicach. Niemcy rozstrzelali 11 sióstr nazaretanek. Były to: s. Maria Stella od Najświętszego Sakramentu – Adela Mardosewicz, lat 55, pochodząca z okolic Pińska; s. Maria Imelda od Jezusa Hostii – Jadwiga Żak, lat 51, z Oświęcimia; s. Maria Rajmunda od Jezusa i Maryi – Anna Kukołowicz, lat 51, z Wileńszczyzny; s. Maria Daniela od Jezusa i Maryi Niepokalanej – Eleonora Jóźwik, lat 48, z Podlasia; s. Maria Kanuta od Pana Jezusa w Ogrójcu – Józefa Chrobot, lat 47, z ziemi wieluńskiej; s. Maria Sergia od Matki Bożej Bolesnej – Julia Rapiej, lat 43, z okolic Grodna; s. Maria Gwidona od Miłosierdzia Bożego – Helena Cierpka, lat 43, z woj. poznańskiego; s. Maria Felicyta – Paulina Borowik, lat 37, z Podlasia; s. Maria Heliodora – Leokadia Matuszewska, lat 37, z Pomorza; s. Maria Kanizja – Eugenia Mackiewicz, lat 39, z Suwałk; s. Maria Boromea – Weronika Narmontowicz, lat 27, z okolic Grodna.
Jeden z morderców opowiadał później, że siostry przed straceniem uklękły, modliły się, żegnały się ze sobą. Matka przełożona każdą błogosławiła. Zarówno ks. Zienkiewicz, jak i pozostali uwięzieni ocaleli.
Rok po męczeństwie sióstr ks. Zienkiewicz powrócił do Nowogródka. Dzięki jego zabiegom doczesne szczątki nazaretanek 19 marca 1945 r. ekshumowano i przeniesiono do wspólnej mogiły przy farze. Opiekowała się nią, aż do swej śmierci w 1966 roku, uratowana od rozstrzelania s. Małgorzata Banaś. Troszczyła się też o kościół farny. Relikwie nazaretanek znajdują się w sarkofagu w tym właśnie kościele.
5 marca 2000 r. św. Jan Paweł II dokonał na placu św. Piotra pierwszej beatyfikacji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, wynosząc do chwały ołtarzy 44 męczenników, którzy oddali życie za wiarę w różnych krajach i epokach. Byli wśród nich: pierwsi męczennicy brazylijscy, kapłani Andrzej de Soveral i Ambroży Franciszek Ferro oraz 28 świeckich towarzyszy, zamordowanych w 1645 roku w czasie prześladowań Kościoła w Brazylii przez protestantów; tajlandzki kapłan Mikołaj Bunkerd Kitbamrung, który w 1944 roku zmarł w więzieniu, gdzie osadzono go pod fałszywym zarzutem szpiegostwa; dwaj młodzi katechiści świeccy: Filipińczyk Piotr Calungsod, zabity w 1672 roku podczas misji na Wyspach Mariańskich na Pacyfiku, i Wietnamczyk Andrzej z Phú Yen, który poniósł śmierć męczeńską w 1644 roku, oraz polskie nazaretanki: Maria Stella (Adela Mardosewicz) i 10 Towarzyszek.

***********

Zobacz także:
**********
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Herzfeld, w Westfalii – św. Idy, wdowy. Była krewną Karola Wielkiego, który wydał ją za margrabiego Sasów, Egberta. Miała z nim pięcioro dzieci, z których dwoje czczeni są jako błogosławieni. Wcześnie owdowiała i osiadła przy kościele w Herzfeld, który z mężem ufundowała. Słynęła z bogomyślności i uczynków miłosierdzia. Zmarła w roku 825. Biskup Dodo dokonał w roku 890 uroczystej elewacji jej relikwii. Ongiś czczona była jako patronka kobiet oczekujących potomstwa.oraz:świętych męczenników Ammiana, Juliana, Oceana i Teodora (+ 303); św. Marcelego, męczennika (+ II w.?); św. Maryna, diakona i męczennika (+ IV w.); św. Tamela, męczennika (+ II w.)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-04a.php3

**********************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

*********

Nieustanne przebywanie w obecności Bożej – o tym jak się modlić… teoria i praktyka – rozmowa z O. Opatem Szymonem Hiżyckim OSB

Modlitwa serca to modlitwa całego człowieka. W rozumieniu klasycznych autorów chrześcijańskich, w rozumieniu biblijnym, to centrum człowieka. Ojcowie Kościoła mówią, że modlitwa jest dla człowieka czymś bardziej naturalnym niż oddech – mówi Ojciec Opat Szymon Hiżycki OSB

 

Czym jest modlitwa serca?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zdać sobie wpierw sprawę z tego, czym jest serce. W rozumieniu klasycznych autorów chrześcijańskich, w rozumieniu biblijnym, to centrum człowieka, najgłębsze pokłady jego „ja”, miejsce gdzie tkwi ukryte podobieństwo do Boga, podobieństwo tak silne, że nic nie może go zatrzeć. Serce może być złe lub dobre – ponieważ możemy być wierni naszemu podobieństwu do Boga, możemy też Bogiem w naszym życiu gardzić. Chrystus mówi w Ewangelii, że zło człowieka pochodzi z serca (por. Mk 7,14-23). Analogiczne z serca też pochodzi dobro. W tym kontekście nie możemy zawężać serca jedynie do organu czy też do symbolu uczuć. Serce, skoro mowa o jego modlitwie, to centrum ludzkiej osobowości – tak je rozumieją teksty klasyczne o modlitwie.

 

Na czym polega szczególny charakter takiej modlitwy?

W kontekście tego, co zostało już powiedziane, nie będzie dziwne, jeśli powiem, że to modlitwa angażująca całego człowieka, włącznie z jego ciałem. Podkreślam to słowo: całego. Nie ma takiego aspektu naszej osoby, który nie mógłby się modlić, czyli nie mógłby spotkać się z Panem Bogiem, skoro w modlitwę angażuje się jądro naszej osobowości.

Ewagriusz z Pontu (zm. 399 r.) posługiwał się następującą definicją: „Modlitwa jest obcowaniem umysłu z Bogiem” – przy czym przez umysł można tutaj rozumieć serce w opisanym powyżej sensie. Ewagriusz uważał, że serce (umysł) musi nawiązać z Bogiem bardzo głęboką więź, która nie opiera się na „odczuwaniu” Pana Boga (bo Jego „poczuć” się nie da), ale głębokiej reorganizacji życia i pragnień człowieka, który zaczyna coraz bardziej w swym życiu „brać kurs” na Pana Boga. Owo „obcowanie”, o którym pisze nasz autor, oznacza też świadome przebywanie w obecności Bożej, początkowo praktykowane w określonych chwilach dnia, wreszcie, dzięki darowi Bożemu, powoli rozlewające się na całe nasze życie. Aby móc dostąpić tej łaski, Ojcowie zalecali regularne powracanie do modlitewnego wezwania, dziś określilibyśmy mianem aktu strzelistego. Gdzieś w VI w. skrystalizowało się ono w kształcie: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznikiem” (choć ta formuła w ciągu stuleci miała różne warianty). Sercem tego wezwania jest imię Zbawiciela.

 

Podstawą takiej formy modlitwy jest świadomość Bożej obecności?

Podstawą jest zawsze łaska – Boże wezwanie, które prowadzi nas do odkrycia tego, że Bóg jest. To bardzo ważne, aby od samego początku właściwie docenić tę Bożą inicjatywę: to nie ja wybieram, to nie ja znalazłem: to Bóg daje tę modlitwę i do niej wzywa, bo tą właśnie drogą chce przyjść do człowieka. Ta świadomość jest bardzo pomocna później w chwilach kryzysu, które nieuchronne nadejdą po pierwszych chwilach euforii.

 

W jaki sposób można praktykować modlitwę serca?

Modlitwa jest zawsze wezwaniem skierowanym przez Boga, czymś jak powołanie. A do modlitwy powołany jest każdy człowiek, nawet jeśli nie od razu odkrywa w sobie pragnienie modlitwy. Ojcowie Kościoła mówią, że modlitwa jest dla człowieka czymś bardziej naturalnym niż oddech… Z drugiej strony może to zabrzmi rozczarowująco dla kogoś, kto spodziewałby się nadludzkich doznań, ale modlitwa serca, jak modlitwa w ogóle, to zadanie na lata. Nic nie dzieje się nagle, nic nie zmienia się bez przyczyny. Nie ma fajerwerków, nagłych iluminacji. Jest ciągłe i mozolne powracanie do Bożej obecności. To tak naprawdę bardzo uboga modlitwa.

 

Jak się modlić?

Pierwszą sprawą jest ustalenie swojej „reguły modlitewnej” – jak powiedzieliby Ojcowie. Decyduję się na tę drogę i postanawiam, że będę się modlił wezwaniem „Panie Jezu…” w określonym momencie dnia przez określoną ilość czasu. Warto ustalić ten moment w sposób nieco sztywny, gdyż wtedy łatwiej być wiernym, a wierność jest czymś szalenie ważnym. Lepiej wyznaczyć sobie mniej i krócej, ale być temu postanowieniu wiernym, niż przesadzić w przypływie pierwszej gorliwości i po tygodniu zrezygnować ze wszystkiego. Sądzę jednak, że dobrze zacząć przynajmniej od 20 minut – ten czas pozwoli się skupić na wezwaniu modlitewnym. Dobrze mieć na to swój cichy kąt, można modlić się przed krzyżem, obrazem Matki Bożej – to zawsze pomaga w skupieniu. Można posłużyć się stołeczkiem karmelitańskim, bądź usiąść na krześle, uklęknąć – każdy musi znaleźć postawę, która pomoże mu skupieniu (jeden z moich przyjaciół modli się na stojąco). Uczyniwszy znak krzyża i wezwawszy na pomoc Ducha Świętego, trzeba postawić się w Bożej Obecności: Bóg tu jest, jest we mnie. Kocha mnie i innych ludzi. I w tej obecności, z prostą uwagę na nią skierowaną, trzeba te 20 minut wytrwać. Spędzić 20 minut ze Stwórcą. Aby uwaga na Nim mogła się skupić, trzeba dać jej zajęcie, jakim jest powolne powtarzanie słów wezwania modlitewnego, które jest też zarazem naszym wyznaniem wiary, niemym błaganiem, prośbą o miłosierdzie… Nie trzeba rozważać szczegółowo słów, trzeba je powtarzać w prostocie i trzymać uwagę skupioną na Bogu. Tyle. On jest. I dobrze nam z Nim. Jeśli pojawiają się rozproszenia, nie ma to większego znaczenia. Kiedy się „złapiemy” na czymś takim, najzwyczajniej w świecie trzeba znowu powrócić do Bożej obecności i podjąć modlitwę Imieniem.

Drugą sprawą jest odrzucanie grzechu. Nie można próbować się modlić lekceważąc sferę moralną życia. Skoro podejmuję trud miłowania Boga, musi to być widoczne w moich wyborach, odcinaniu się od zła. Wiąże się to równolegle z postępem w dobrym: człowiek modlitwy staje się człowiekiem łagodnym, okazującym dobroć całemu stworzeniu. Łatwo może stać się to polem do powstania frustracji, bo nic nie dzieje się nagle. Często „stary człowiek” będzie podnosił głowę: ale tym gorliwiej powinniśmy uciekać się w ramiona modlitwy.

Trzecią ważną kwestią jest udział w sakramentach. Podejmując modlitwę serca trzeba prowadzić normalne życie sakramentalne: spowiadać się, chodzić na Mszę. W pewnym sensie modlitwa serca prowadzi nas na liturgię, a im gorliwiej jednoczymy się z Bogiem w czasie liturgii, tym większa tęsknota za modlitwą samotną rodzi się w sercu człowieka.

Czwarta sprawa – czyli postęp – zależy całkowicie od Pana Boga. Nie warto oceniać swej modlitwy, bo i tak nie jesteśmy w stanie jej ocenić. Zresztą tak naprawdę nie ma to sensu: to, o dziś dla nas jest dobre, co jest szczytem możliwości, jutro może być czymś nieodpowiednim. Trzeba się modlić – po prostu – tak jak się umie w danej chwili i być pewnym, że Pan Bóg da sobie z nami radę.

 

Modlitwę opartą o podobne wskazania odnajdujemy także w tradycjach Zachodu. Zbliżony charakter posiadają akty strzeliste, nawiązaniem do nakazu „nieustannie się módlcie” były praktyki leżące u początków różańca. Na czym polegała duchowa „wymiana” między Wschodem i Zachodem?

Paradoksalnie najstarszy tekst, który zaleca nieustanną modlitwę poprzez jedno modlitewne wezwanie powstał na Zachodzi i pochodzi od mistrza św. Benedykta z Nursji – Jana Kasjana. Na Zachodzie jednak nie wypracowano praktyk, które byłby analogiczne do modlitwy Jezusowej, choć nie oznacza to, że łacinnicy nie mieli wielkich mistrzów modlitwy – Zachód modlił się po prostu trochę inaczej. Najbardziej zbliżony do modlitwy serca, tak jak ją opisano wyżej, jest nasz różaniec. Wielu ludzi odkrywa go dziś ze zdumieniem skupiając się na Bogu przez może monotonny, a tak ożywczy, rytm kolejnych „zdrowasiek”.

Teksty mistrzów krążyły między Wschodem i Zachodem w zasadzie przez cały czas, wywołując raz zachwyt (Kasjan na Wschodzie, Ewagriusz na Zachodzie), raz oburzenie (polemika jaka wybuchła wokół pism hezychazmu atonickiego i broniące go dzieła Palamasa). Ale to w Wenecji powstała antologia nosząca tytuł „Filokalia”, to na Zachodzie w XIX i XX w. rozpoczęto poważne badania nad Ojcami greckimi, przygotowywano dobre edycje ich pism. Istotnie zatem, jak powiedział św. Jan Paweł II, Kościół oddycha dwoma płucami.

 

Wydawnictwo Benedyktynów w Tyńcu pracuje nad udostępnieniem polskiemu czytelnikowi „Filokalii” – zbioru tekstów mającego służyć pomocą w nauczaniu młodych mnichów życia kontemplacyjnego. Pierwsza część spośród tych pouczeń sięga Ojców Pustyni, historycznych źródeł życia zakonnego.

Cóż, to nie jest książka tylko dla młodych mnichów. Ani tylko dla mnichów. To jest antologia dla każdego, kto serio traktuje swoje życie duchowe. I po to została ułożona – jako pomoc i przewodnik na tej niełatwej drodze.

 

„Filokalia” to zbiór przedstawiający różne etapy rozwoju wschodniej duchowości.

To wielki atlas życia duchowego. Poszczególne mapy obrazują bardzo dobrze różne tajemnicze niuanse drogi wewnętrznej. To cenne teksty, gdyż pisali je ludzie bazujący na bogatej Tradycji i własnym doświadczeniu. Składają się na nań tekst, które powstały między IV a XIV w., w Egipcie, na Górze Synaj, Palestynie, Górze Athos i wielu innych miejscach, gdzie ludzie mówili i mówią po grecku. To olbrzymie bogactwo.

 

W jaki sposób narodził się pomysł przygotowania polskiego tłumaczenia? Na jakim etapie znajdują się obecnie prace?

Mamy już wydanie wyboru przygotowane przez wybitnego patrologa, ks. prof. Józefa Naumowicza. Jest to publikacja ciesząca się zasłużonym powodzeniem wśród czytelników. Ponieważ nie ma całości przekładu na język polski, a coraz więcej osób jest zainteresowanych tą duchowością, podjęliśmy w Tyńcu decyzję, że spróbujemy dokonać dzieła niemożliwego i zorganizujemy zespół, który zdoła się uporać z tym niełatwym wyzwaniem. Jest to decyzja naturalna – nasze wydawnictwo specjalizuje się w przekładach pism pisanych przez mnichów (nasze seria Źródła Monastyczne liczy już ponad 70 tomów), a „Filokalia” to dzieło mnichów, więc dobrze, aby mnisi się nim zajęli.

Obecnie tłumacz, poznański filolog – Cezary Dobak, jest około półmetku pierwszego tomu. Mamy nadzieję, że do końca 2015 będziemy mieć roboczą wersję. Reszta leży już po tynieckiej stronie: trzeba ustalić z tłumaczem ostateczne brzmienie przekładu, napisać wstęp wyjaśniający ewentualne zagadki, opracować przypisy, indeksy i bibliografię. Jeśli wszystko zatem pójdzie dobrze, mam nadzieję, że na wakacje, może wczesną jesienią 2016, pierwszy tom będzie już można czytać w formie książkowej. Zachęcam do śledzenia naszej strony www.filokalia.pl gdzie postęp prac (i nie tylko) można śledzić na bieżąco.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Ziomber / wywiad ukazał się na portalu pch24.pl

http://ps-po.pl/2015/09/02/nieustanne-przebywanie-w-obecnosci-bozej-o-tym-jak-sie-modlic-rozmowa-z-o-opatem-szymonem-hizyckim-osb/?utm_source=feedburner&utm_medium=email&utm_campaign=Feed%3A+benedyktyni%2FKnAO+%28PSPO+|+Centrum+Duchowo%C5%9Bci+Benedykty%C5%84skiej%29

********

Wiara to miłość! Jeżeli nią nie jest, to jest chora (8 sierpnia 2015)

  • 7 sierpnia 2015

Słuchaj, Izraelu, Pan, nasz Bóg – Pan jedyny. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6,4).

 

Jest to codzienna modlitwa Izraelity. Jest to jednocześnie „pierwsze i najważniejsze przykazanie”. Będziesz miłował! Nie po prostu uznawał, że Bóg istnieje. Wiara to miłość! Jeżeli nią nie jest, to jest chora.

W Ewangelii Pan Jezus zarzuca swoim współczesnym, a między nimi także uczniom: O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? (Mt 17,17). Tym bardziej trzeba by tak zawołać dzisiaj, kiedy wiarę sprowadza się praktycznie do przyjęcia światopoglądu religijnego, uznającego istnienie Boga. I właściwie Pan Bóg powinien być zadowolony, że ludzie jeszcze Go uznają i chodzą do kościoła. Jednak Jego wymagania w odniesieniu do ludzi są kwestionowane jako atak na wolność. To jedna skrajność w podejściu do wiary. Inna pragnie widzieć w Bogu ostoję tradycyjnych wartości i wizji świata. Wiara jest w tym podejściu legitymacją porządności wobec zwariowanego świata. Bóg zapewnia człowiekowi dobre samopoczucie.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Pwt 6, 4-13; Mt 17, 14-20

W obu przypadkach jednak nie ma mowy o miłości. Bóg jako zagrożenie dla wolności czy jako gwarant naszego świata jest Kimś na zewnątrz, jest Absolutem, ale nie jest kochającym Ojcem, kimś bliskim, kochanym. W obu przypadkach myślenie koncentruje się wokół zatroskania o siebie, wokół uznania swojej wartości i wolności. Właśnie to skoncentrowanie się na sobie jest główną przeszkodą na drodze do spotkania się z Bogiem i także z drugim człowiekiem. Prawdziwa wiara rozpoczyna się od rozpoznania w Bogu Kogoś, Kto nas kocha i pragnie, byśmy Go kochali. Miłość jest właściwym lekarstwem na brak wiary.

Pan Jezus zapytany o pierwsze przykazanie podał właśnie tę formułę modlitwy Izraela, ale jednocześnie uzupełnił ją przykazaniem miłości bliźniego. Nie da się bowiem kochać Boga, nie kochając bliźniego. Wiara w Boga przez miłość z całego serca i z całej duszy ukazuje się w naszej postawie wobec drugiego człowieka. Jeżeli nie ma w nas miłości do niego, to znaczy, że jeszcze naprawdę nie jesteśmy wierzącymi w Boga żywego. W tej materii nie ma względu na osoby. Nikt nie jest zwolniony od tego prawa.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/08/07/wiara-to-milosc-jezeli-nia-nie-jest-to-jest-chora-8-sierpnia-2015/

********

Znane i nie znane obrazy NSPJ

Image Image

Obraz ten został namalowany przez prezydenta Ekwadoru Garcia Moreno, był użyty przy intronizacji Ekwadoru w 1873 roku. Zawieszony został w sali parlamentu Ekwadoru. Po męczeńskiej śmierci prezydenta wrogowie Kościoła chcieli zniszczyć ten obraz i to dwukrotnie. Dla bezpieczeństwa obraz ten został wywieziony do Chile i oddany na przechowanie do zakonu Najświętszych Serc Jezusa i Maryi oraz Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu ołtarza – SSCC.

Chile, w którym mieszkał i pracował o. Mateo, jest krajem często nawiedzanym przez trzęsienia ziemi. Jedno z takich trzęsień miało miejsce 16 sierpnia 1906 r. Było to około godziny 8 wieczorem. Wskutek nagłych i silnych wstrząsów domy zaczęły się rozpadać i zapadać. Valparaiso przedstawiało przerażający widok. Całe mieszkanie o. Mateo, a także budynki Kursu Prawa, którego był rektorem, zamieniły się w ruinę. Został tylko kawałek ściany, na którym wisiał obraz Serca Jezusowego (tzw. obraz Garcii Moreno). Od tej chwili apostolstwo Ojca Mateo przeszło na inne tory. W październiku 1908 r. dokonał uroczystej Intronizacji w domu swej dobrodziejki, której zawdzięczał m.in. podróż do Paray-le-Monial. Przy tej pierwszej uroczystości posłużył się obrazem Garcii Moreno, który wkrótce stał się czymś w rodzaju sztandaru jego krucjaty.

Image

(proszę kliknąć na obraz to powiększy się)

Na obrazku, na którym Ojciec Mateo wypisał akt ofiarowania się, Pius X dopisał własnoręcznie: “Niech Bóg dopełni to, co sam dokonał w tobie.” Ten krótki dopisek zdaje się sugerować, że św. Pius X w skromnym projekcie o. Mateo zobaczył o wiele więcej, niż widział i mógł wówczas widzieć nieznany młody zakonnik. Czy Pius X miał w tej chwili nadprzyrodzone przeczucie dotyczące przyszłego sukcesu Intronizacji? – zastanawiał się po latach o. Mateo. Aktualnie oryginał obrazu znajduje się w Quito w Ekwadorze.

Na podstawie
http://www.sercanie-biali.pl/?intronizacja,4
http://www.sscc.org/pages/x-men-sacred-hearts/moreno-sh.htm
Dzieło Intronizacji Najświętszego Serca Jezusa w ujęciu jego założyciela -o. Mateo Crawley-Boevey SSCC

*********

Image

Autor: Jose Maria Ibarraran y Ponce (1854-1910)

Jest to jeden z najbardziej znanych obrazów Najświętszego Serca Pana Jezusa. Oryginał został namalowany w 1896 roku. Artysta był mistrzem w Old Royal Academy of Fine Arts w Meksyku.

*********

Image

Obraz Leslie Benson 1885 – 1972

********

Image

obraz Serca Pana Jezusa
Tadeusza Serednickiego z lat 60 XX wieku w ołtarzu koscioła pw Sw Mikołaja w Siedliskach

********

Historia Obrazu Pana Jezusa Pięciorańskiego
oraz Bractwa Pięciorańskiego
w Kościele Ojców Paulinów w Wieruszowie

Image

Obraz Pana Jezusa Pięciorańskiego

O południowy filar podtrzymujący łuk tryumfalny wsparty jest ołtarz zwany dziś Pięciorańskim. Wzniesiony i konsekrowany pod koniec XVII w. razem z całym obecnym kościołem. Po uniesieniu zasuwy z malowanym na płótnie obrazem Serca Pana Jezusa ukazuje się nam najciekawszy zabytek naszej świątyni – wizerunek Miłosierdzia Bożego. Najdawniejsze wiadomości o nim zawarł miejscowy przeor i wikariusz prowincji o. Andrzej Goldonowski na specjalnej tablicy pamiątkowej, którą wygrawerowano w 1645 r. i umieszczono wraz z odrestaurowanym wówczas obrazem w ołtarzu, mającym swe lokum w kaplicy Aniołów Stróżów. Dowiadujemy się stamtąd, że uratowany w minionych latach od ognia obraz, był od dawna wielce czczony i znajdował się od czasu pierwszej fundacji Bernarda Wierusza – tj. 1401 r. – w ołtarzu wielkim. Potem dziedzic wieruszowski Andrzej Wierzbięta przeniósł ten obraz (musiało to być pod koniec XV w.) do ołtarza mniejszego. Wielu przybywających do Niego pątników doznawało Bożego Miłosierdzia, odzyskiwało wiarę, zdrowie lub pozbywało się swych ułomności cielesnych.

Czas powstania obrazu Miłosierdzia Bożego, jak nazywano obraz Pana Jezusa Pięciorańskiego przypada w epoce, którą w historii i sztuce nazywamy Gotykiem.

Obraz Pana Jezusa Pięciorańskiego w Wieruszowie pochodzi prawdopodobnie z warsztatu mistrza, który malował obraz z Donaborowa oddalonego od Wieruszowa o 10 km, przedstawiający obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. Warsztat ten umownie nazywamy warsztatem obrazu z Donaborowa. Obraz Pięciorański w Wieruszowie malowany jest na desce. Łączenia tych desek, ich pęknięcia, sęki i narożniki ram oklejano kawałkami płótna. Powierzchnię drewna i płótna nasycano klejem glutenowym, a następnie powlekano kilkakrotnie zaprawą klejowo – kredową Na to nałożona jest farba temperowa bardzo popularna w tym okresie.
Z obrazu Pana Jezusa Pięciorańskiego w Wieruszowie nasz Zbawiciel dziwnie pięknie i ujmująco patrzy na oglądającego. Jego łagodna twarz wyraża ból, a zarazem przyciąga ku sobie przez siłę. Wrażał Obolałe i pokrwawione ciało, oraz przebite ręce i bok a także korona cierniowa to znaki realnych cierpień Jezusa przedstawionych na obrazie. Zbawiciel jest obnażony, ujęty frontalnie, przedstawiony do bioder wystających z sarkofagu – studni. Chrystus prawą ręką wyciąga z przebitego boku eucharystyczną postać chleba. Lewą ręką podtrzymuje kielicha poniżej przebitego boku.
Po obu stronach Chrystusa Pięciorańskiego, aniołowie ze skrzydłami uniesionymi ku górze, przyodziani w kapy koloru zielonego i czerwonego zwróceni ku Chrystusowi stoją za Nim, trzymając vellum – obrus koloru białego, który niejako staje się stołem dla postaci Eucharystycznych Chleba i Wina. Vellum to modelowane jest ostrymi załamaniami fałd i otacza z przodu postać Chrystusa.

Korpus Chrystusa jest miękko modelowany, wyraźnie zaznaczona klatka piersiowa i żebra. Głowa lekko pochylona w prawo, twarz wyrażająca cierpienie, a jednocześnie miłosierna. Brwi uniesione wysoko ukośnie ku górze, oczy głęboko osadzone, nos mięsisty, usta szerokie, kąciki warg opadają ku dołowi. Włosy faliste, ciemne, spadają w lokach na ramiona. Na głowie korona cierniowa koloru zielonego. Dookoła głowy znajduje się srebrzyste – szara aureola. Spod korony cierniowej spływają stróżki krwi. Krew płynie także z ran na dłoniach, oraz z przebitego boku, ukazując ogrom, cierpienia Zbawiciela.

Obraz o wymiarach 89 x 66 cm oprawiony jest w drewnianą ramę pozłacaną o wymiarach 160 x 115cm. wzbogacony nad i pod samym obrazem elementami roślinnymi także pozłacanymi.

**********

Taki obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa miała Rozalia Celakówna
w swym mieszkaniu w Krakowie

Image

********

Sercanie zmienili swój obraz Serca Jezusowego – jakby ich logo – z tego pierwszego obrazu (obraz ten posłużył malarzowi Adolfowi Hyle w 1944 roku do namalowania tzw krakowskiego obrazu” Jezu ufam Tobie”)

Image

… na nowy ten poniżej (wg mnie za bardzo filmowy)

Image

 

********

OBRAZY Z WIZERUNKIEM NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA

http://www.serce-jezusa.info/ikonografia-nsj.html

 

********

Image

(proszę kliknąć na skan to się powiększy)

Matka Bożej Miłości
Obraz namalowany przez Domenico Cassarotti na pokrywce relikwiarza, który św. Wincenty Pallotti nosił ze sobą i podawał wiernym do ucałowania przy pozdrowieniu.

*********

Image

(proszę kliknąć na zdjęcie to się powiększy)

Obraz NSPJ znajduje się w Kościele Wniebowzięcia NMP w Stuttgarcie, na zdjęciu poniżej widać go po lewej stronie:

Image

http://pius.info/zentren/552-stuttgart

A tu: http://pius.info/images/stories/animationen/panoramen/VT%20Priorat%20Stuttgart.swf

… można zobaczyć w wirtualnej podróży po Kościele.

********

http://www.traditia.fora.pl/kult-nspj-chrystusa-krola-i-intronizacja,47/znane-i-nie-znane-obrazy-nspj,4836.html

********

OBRAZ BOŻEGO SERCA

Święte życie Jezusa na ziemi ukazało ludzkości najpiękniejsze cechy Jego Boskiego Serca. “Przeszedł przez ziemię czyniąc dobrze” – pochylał się nad każdym smutnym, chorym, strapionym, potrzebującym. Nie wahał się stanąć w obronie najmniejszych, przebaczał grzesznikom, wszystkich bezgranicznie kochał. Ta miłość właśnie zaprowadziła Go na Krzyż, na którym w całej pełni odsłonił przed nami swoje pełne miłości Serce. Pozwolił, by włócznia żołnierza przebiła je uwalniając z niego obfite strumienie krwi i wody. Oto najbardziej żywy Obraz jaki na kartach Ewangelii opisuje świadek bardzo krwawych, a jednocześnie ostatnich chwil ziemskiego życia naszego Zbawiciela.

Bóg wielu wybranym duszom ukazywał tajemnice Swojego Boskiego Serca. I tak na przykład współczesna nam św. siostra Faustyna Kowalska prowadzi nas do Jezusowego Serca przez pryzmat Nieskończonego Jego Miłosierdzia. Kieruje nasz wzrok na dwa strumienie: krew i wodę, które przeobficie tryskają na zagubioną ludzkość. Jakże bardzo ona pragnęła, by żadna z tej świętej kropli nie upadła na ziemię! Robiła wszystko, by zraszały one dusze grzeszników – zmywając z nich brud grzechu, a użyźniały dla lepszego wzrostu łaski! My jednak zatrzymamy się w Paray-le-Monial, gdzie Bóg zechciał powierzyć swoje tajemnice bardzo rozmodlonej, młodej zakonnicy – św. Małgorzacie Marii Alacoque. Wybrał właśnie ją, by poprzez objawienia przedstawić jej Swoje Serce tak bardzo kochające ludzi i spragnione miłości.

Dzięki wrażliwości duszy i głębokiemu zapatrzeniu w Zbawiciela – Małgorzata okazała się najwłaściwszą osobą, do której Bóg pospieszył ze swoim Orędziem Miłości. To jej pozwolił oglądać Swoje Serce i mieć udział w Jego radościach, jak i ogromnych cierpieniach. Małgorzata była siostrą za Zgromadzenia Sióstr Wizytek i tam z niesamowitą pieczołowitością pracowała nad uświęcaniem własnej duszy, poprzez bardzo gorliwe życie zakonne. Dobrze znamy treść objawień, które szczegółowo opisała w swoim pamiętniku. Pan Jezus prosił Małgorzatę, aby przyczyniła się do ustanowienia liturgicznego święta ku czci Jego Serca, w celu przebłagania za oziębłość ludzką i zniewagi wyrządzone Mu w Sakramencie Miłości. Mimo licznych trudności, oporu i sprzeciwu z wielu stron, nie wahała się trwać przy realizacji Bożych pragnień mimo, iż po ludzku wydawać by się mogło, że nigdy nie zdoła zaszczepić miłości do tego nabożeństwa, tym bardziej, że zza klauzury jeszcze bardziej wydawało się to niemożliwe. Tymczasem Jezus sam kierował tym dziełem i troszczył się o nie bardzo. Dlatego doprowadził je do końca, mówiąc do Małgorzaty: “Moje Boskie Serce płonie tak silną miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni, zamkniętych w moim łonie. Ono pragnie je rozlewać za twoim pośrednictwem i pragnie wzbogacić ludzi swoimi skarbami. To nabożeństwo jest ostatnim wysiłkiem miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w tych ostatnich czasach”.

“Modliłam się przed Najświętszym Sakramentem”, wspomina św. Małgorzata Maria i “ukazał mi się Pan Jezus jaśniejący chwałą, ze stygmatami pięciu ran, błyszczącymi jak słońce. Z Jego świętej postaci biły promienie, a z piersi płomienie jakby z ogniska gorejącego. Pan Jezus rozwarł swoją pierś i ukazał swe miłujące i najbardziej uwielbienia godne Serce, które było źródłem tych promieni. Wtedy Jezus powiedział: “Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi, a w zamian za to otrzymuje wzgardę i zapomnienie. Ty przynajmniej staraj się mi zadośćuczynić, o ile to będzie w twojej mocy, za ich niewdzięczność”. Małgorzata czuła głęboki żal i smutek Jezusa wypowiadającego te słowa. Starała się z heroiczną gorliwością wypełniać to, o co w dalszej części objawienia prosił Pan: “Żądam, osobnego święta na uczczenie mojego Serca i wynagrodzenie mi przez Komunię św. za zniewagi, jakich doznaję. W zamian za to obiecuję, że Serce moje wyleje hojne łaski na tych wszystkich, którzy w ten sposób Sercu memu oddadzą cześć lub przyczynią się do jej rozszerzenia”.

Małgorzata rozumiała, że to Boskie Serce jest otwarte dla wszystkich ludzi i stanowi sens naszego istnienia. W Jego otwartym Sercu jest miłosierdzie i przebaczenie, którego tak bardzo potrzebują ludzie. Pan Jezus sam zaprasza: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Zachęca do trwania przy Swoim Sercu. Mimo najszczerszych chęci żaden talent ludzki nigdy nie odda piękna Tego Serca w żadnym obrazie. Bóg sam swój obraz maluje w duszach ludzkich: “Stań przed Obliczem naszego Pana jak czyste płótno oczekujące na malarza” – powiedziała przełożona do Małgorzaty, a Bóg wyjaśnił jej, że to jej dusza jest tym płótnem, na którym On sam zamierza wymalować obraz swojego cierpiącego życia, tego życia, które bez reszty upłynęło w miłości i wyrzeczeniu, w samotności, milczeniu i ofierze, aż do wyniszczenia.
Tak jak niegdyś Jezus chciał taki Swój Obraz odtworzyć w duszy Małgorzaty – dziś na nowo poszukuje rozmiłowanych serc gotowych wszystko dla Niego poświęcić.

Ikona Boga

“Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Przyjść do Jezusa – to chyba nie było trudne. Wszyscy o Nim mówili. Wieść o nim podawały usta tych, których uzdrowił, i tych, których nakarmił, i tych, którym sen z powiek spędzały słowa Jezusowej prawdy. Wystarczyło pójść, siąść gdzieś u stóp Mistrza z Nazaretu i słuchać, i patrzeć – tak zwyczajnie być przy Nim. A dziś? Dziś jest trochę trudniej… Przychodzę, Panie, codziennie przed Twój wizerunek w moim utrudzeniu. Siadam i patrzę, i jestem. Patrzę na Twój obraz… Jeszcze w uszach dźwięczą mi słowa przeczytane na nowo w Biblii, przypomniane przez uczniów próbujących zaskoczyć księdza na katechezie. Bóg wśród błyskawic i grzmotu mówił na Synaju: “Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!” (Wj 20, 3n).

– A ksiądz, przed jakim obrazkiem się modli?
– Najświętszego Serca Pana Jezusa.
– A przecież Bóg powiedział: “Nie sporządzisz obrazu…”
– Do czasu… – odpowiadam. – Bo kiedy czas się wypełnił, to Bóg sam namalował swój obraz. “Filipie, jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). Jezus Chrystus – On jest obrazem Boga niewidzialnego. Obrazem – ikoną Boga, nie ludzką, lecz Bożą ręką uczynioną.

Wpatruję się, Panie, w Twoją ikonę i czytam… Odczytuję najpierw Twoją twarz pełną jakiegoś tajemniczego piękna, z wpisanym w jej rysy pokojem i łagodnością. Nikt się nie bał przyjść przed Twoje oblicze. W ikonie tak ważne są oczy, więc i ja wpatruję się w oczy Twe, Panie. Oczy, w których tylu znalazło błysk zrozumienia, oczy, w których tylu znalazło odpuszczenie grzechów.

Oczy, w których Piotr zobaczył miłosierdzie i przebaczenie, w których Judasz znalazł cichą prośbę: Nie czyń tego, Przyjacielu. Chcę wpatrzeć się w oczy Twe, Panie i ujrzeć w nich odblask nieba, cień domu, w którym jest mieszkań wiele i Ojca, który wybiega naprzeciw i mówi: Synu wróciłeś. Co jeszcze wyczytam z ikony? Bóg namalował stopy, które zawsze są w drodze. “Oto idę, Ojcze, aby pełnić Twoją wolę”. “Jak piękne na wzgórzach stopy tych, którzy głoszą dobrą nowinę”. Bóg namalował dłonie, rozdzielające chleb, dotykające chorych, wyrzucające złe duchy. Dłonie, które podnosiły, wskrzeszały, pisały na ziemi podanie o łaskę dla jawnogrzesznicy, błogosławiły, wycierały kurz z ludzkich nóg i ludzkiego serca. Bóg namalował dłonie, na których gwoździe wypisały wyznanie miłości: umiłowałem Ciebie, Człowieku. “Oto wyryłem cię na obu swych dłoniach”.

Na końcu na ikonie Chrystusa Bóg namalował Serce. Serce, które tak bardzo ludzi ukochało. Serce otwarte z miłości na oścież. Serce, które porusza dłonie dobrze czyniące i stopy podejmujące drogę. Serce, które kształtuje rysy twarzy, pozwala mówić ustom. Serce otwarte dla wszystkich. “Przyjdźcie do mnie wszyscy…” Tylu ludzi, którzy przyszli, by wpatrzeć się w “Tego, którego przebili” znalazło tutaj schronienie, pokrzepienie i ukojenie. W sercu otwartym miłością Boga jest także miejsce dla Ciebie. Przyjdź, usiądź, patrz, słuchaj i trwaj.

A potem…
Potem odszukaj ślad tej ikony w twarzy drugiego człowieka. W każdym z nas ukryty jest Boży obraz. Czasem przykryty warstwą codziennej biedy, czasem tak zniekształcony przez rysy, które grzech nadpisuje. Ale ciągle obecny i niemożliwy do starcia. Im dłużej patrzeć będziesz w oryginał – tym łatwiej odnajdziesz znajome rysy, odsłonisz ukryte piękno.
A potem…
Potem usłyszysz wezwanie, które Pan skierował do siostry Faustyny: namaluj obraz. I już nie szukaj malarzy, artystów. Ty bądź artystą, który użyczy Bogu swego niepowtarzalnego talentu i serca. Tam właśnie, w sercu, wymaluj ręce i nogi, oblicze i oczy, a w końcu wymaluj serce, które tak bardzo ukocha ludzi. Chciej stać się ikoną Boga – a On dopomoże, bo tych, których “od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali, na wzór obrazu Jego Syna” – najwierniejszej Ikony Boga.

ks. Krzysztof Napora SCJ

http://www.serce-jezusa.com/obraz.php
http://www.wieruszow.paulini.pl/static,obraz.html

********

Jak reagować na zwierzenia? Co radzić?

Sylvia Schneider / slo

(fot. shutterstock.com)

Jeśli ktoś do nas przychodzi i zwierza się nam ze swoich proble­mów, często czujemy się niemal odpowiedzialni za rozwiązanie tych problemów, natychmiast chcemy podpowiadać, co ten ktoś powinien robić. Zamiast tego powinniśmy raczej wspierać.

 

Czujemy przy tym satysfakcję – oto sprawdzamy się w roli doradcy, potrafimy pomóc, jesteśmy kompetentni. Rozwiązanie, które podsuwamy, nie jest jednak rozwiązaniem osoby, która ma ten problem. Dlatego najczęściej nie może ono zadziałać. Zamiast tego powinniśmy raczej wspierać. Powinniśmy wysłuchiwać i próbować zrozumieć, nie chcąc zmieniać.

Żeby móc tak zareagować, musisz być siebie pewna, musisz być przekonana co do własnego systemu wartości. Musisz dobrze się czuć z własnymi przekonaniami i zasadami. Nie będziesz wtedy czuła zagrożenia, jeśli ktoś wyjawi przed tobą inne od twoich przekonania czy inny sposób postępowania. Nie będziesz mieć potrzeby narzucania mu swoich przekonań.

Możesz stawiać granice, nie broniąc ich ani nie usprawiedliwiając. Jeśli naprawdę dobrze się czujesz w swojej skórze, jesteś w stanie robić to wszystko, nie podnosząc głosu. Będziesz potrafiła być stanowcza i uprzejma zarazem. Jeśli rozumiesz uczucia innego człowieka, nie ulegając im, ani też nie czyniąc z nich okazji do własnych projekcji, dajesz mu możliwość otwartej z tobą rozmowy i przezwyciężenia problemów w sposób konstruktywny, w poczuciu własnej odpowiedzialności. Dajesz mu więc możliwość znalezienia własnego rozwiązania!

Bardzo często ludzie podsuwają innym swoją pomoc na swój sposób, próbując jednocześnie zdjąć odpowiedzialność z osoby, która o pomoc prosi. Jest w tym ukryta pewna forma lekceważenia. Czasem przybiera to pozór dawania dobrych rad. Słowa “powinien” i “musi” są takimi chorągiewkami. Znaczą one: “Powinnaś przyjąć moje rady, oczekuję tego od ciebie!” Jeśli na przykład opowiadasz swojej przyjaciółce, że masz problem z szefem, usłyszysz: “Musisz uderzyć pięścią w stół, nie pozwól, by to dłużej trwało!” Ty natomiast chciałaś się po prostu pożalić, wygadać. Walenie pięścią w stół nie jest w twoim stylu, a pracy też nie chciałabyś stracić. A jak to wygląda praktycznie u twojej przyjaciółki? Czy sama robi to, co radzi tobie?

Zostaw odpowiedzialność za rozwiązanie danego problemu temu, czyj ten problem jest. Jeśli proponujesz swą pomoc, staraj się zawsze patrzeć oczyma tego, kto zwrócił się do ciebie z problemem. W centrum stawiaj zawsze tę osobę, nie siebie, żeby rozmowa nie wyglądała tak, jak w tej scence: “Ach, świetnie to rozumiem, coś podobnego przeżyłam sama. Dasz sobie radę! A propos, czy mówiłam ci, że Tomasz ostatnio dzwonił?”

Nie uważaj, że ty jesteś ważna. Po prostu uważnie słuchaj. Rozluźnij się i odetchnij, że to nie ty musisz znaleźć rozwiązanie.

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie – Sylvia Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,404,jak-reagowac-na-zwierzenia-co-radzic.html
***********

Sztuka słuchania. Dlaczego warto słuchać?

Elżbieta Sujak / slo

ztuka aktywnego słuchania jest niezbędnym narzędziem dobrej komunikacji, zwłaszcza w relacjach, w których zależy nam na podtrzymaniu dobrego kontaktu, a także wywierania wpływu na osoby. Dotyczy to więc szczególnie relacji między rodzicami i dziećmi, wychowawcami i wychowankami, doradcami i klientami, a także relacji mających szczególną wartość: w małżeństwie czy przyjaźni.

 

Przyswojenie sobie umiejętności dobrego i aktywnego słuchania powinno dokonywać się etapami. Warto trenować je w rozmowach z wybraną osobą w życiu codziennym, nie ujawniając wobec niej, że te rozmowy stanowią przedmiot ćwiczenia.
Proponuję każdemu etapowi poświęcić cały tydzień praktyki wobec wybranej osoby, z którą kontakt sprawia mi trudności.

Etap pierwszy: W czasie rozmowy staram się zachować kontakt wzrokowy z rozmówcą i podejmuję słuchanie bierne, wyrzekając się przerywania, a także wypowiadania własnego zdania czy opinii, zanim rozmówca nie zakończy swojej wypowiedzi.

Etap drugi: Słuchając kontroluję mój własny wewnętrzny monolog myślowy. To ćwiczenie nauczy mnie obejmować świadomością jednocześnie dwa elementy komunikacji: samo słuchanie wypowiedzi rozmówcy i to, co stanowi moją wewnętrzną reakcję na usłyszane treści, jednocześnie powstrzymywać impulsywne ujawnianie tej reakcji, a także nie pozwalać sobie na redagowanie w myślach własnej odpowiedzi w toku słuchania, bo to zawsze to słuchanie zakłóca.

Etap trzeci: W moje słuchanie włączę elementy zaakcentowanej uwagi, takie jak gesty, zachęty słowne (krótkie!), staram się całą sobą wyrazić postawę: “słucham cię; to co mówisz, uważam za ważne”.
Pod koniec tego etapu zastanowię się, czy w moich rozmowach, a może nawet w całej relacji z wybraną osobą zaszły jakieś zmiany. Czy moje napięcie towarzyszące rozmowom zmniejszyło się czy narosło? Czy moja uwaga bardziej koncentruje się na samej rozmowie czy na moim ćwiczeniu? Czy jestem bardziej z rozmówcą, czy bardziej ze swoim ćwiczeniem, ze sobą?
Uwaga: Jeśli ćwiczone umiejętności jeszcze nie weszły mi w krew, nie ułatwiają rozmowy, to warto kontynuować ćwiczenie pierwszych trzech etapów, bo bez nich będzie trudno wdrożyć następny etap. Warto także wybrać do ćwiczenia osobę, z którą rozmowy stanowią dla mnie trudność. Każdy z nas przecież ma w swoim kręgu osób bliskich kogoś, kogo uważa za swoją “trudną osobę”

Etap czwarty: Podejmuję słuchanie aktywne. Staram się rozmówcy powiedzieć, jak zrozumiałam jego wypowiedź. Najprościej będzie ją powtórzyć własnymi słowami (synonim) i odczekać potwierdzenie. Najczęściej wyraża się ono spontanicznym gestem lub słowem, np. “właśnie”. Gdy brak potwierdzenia, lub widzę gest zaprzeczenia, (oznaczający, że rozmówca nie czuje się w pełni zrozumiany), wtrącam zdanie “chciałabym cię dobrze zrozumieć” i milknę, dając rozmówcy możliwość dopowiedzenia lub bardziej zrozumiałego powtórzenia wypowiedzi. Stosując wypowiedź zwrotną mam prawo przerywać wypowiedź rozmówcy np. zdaniem:” pozwól mi powiedzieć, jak cię rozumiem”. To zdanie ma zresztą także walor zaakcentowanej uwagi i jest zachętą dla rozmówcy, a często sprawia, że rozmowa się skraca. Brak odzewu biernego słuchacza bywa bowiem nieraz przyczyną, że mówiący w swojej niepewności mnoży argumenty i szczegóły, aby zostać zrozumiany.

 

W zależności od sytuacji stosujemy także inne formy wypowiedzi zwrotnej, jak antonim czy odczytane życzenie (a czasem np. ukrytą obawę) zawsze odczekując potwierdzenia, że rozmówca czuje się dobrze zrozumiany.
Dopiero gdy otrzymam takie potwierdzenia i rozmówca nie kontynuuje wypowiedzi, mogę wypowiedzieć własne zdanie czy opinię. Zostanie ona przyjęta zupełnie inaczej, niż gdybym bezpośrednio wypowiadała swoje zdanie. Rozmowa nie stanie się także przerzucaniem się zdaniami, w atmosferze impulsywnej dyskusji, zawsze pogłębiającej rozbieżności, rozmowy, niekiedy wyradzającej się w kłótnię.

 

Aktywne słuchanie pozwala praktycznie wyeliminować dyskusje i kłótnie z komunikacji międzyosobowej, gdyż człowiek, który czuje się dobrze zrozumiany potrafi spokojnie przyjąć odrębne zdanie rozmówcy a także zrozumieć przyczyny odmowy z jaką może się spotkać, nie dopuszczając do narastania w sobie uczuć pretensji i wrogości.

 

Wartość, jaką stanowi umiejętność aktywnego słuchania zasługuje na każdy trud, poniesiony dla jej nabycia i wytrwałego stosowania. Daje ona bowiem niezawodne możliwości kształtowania relacji międzyludzkich w atmosferze życzliwości i pokoju.
Na koniec tych rozważań o słuchaniu może warto zastanowić się przez chwilę nad nie-słuchaniem. Nieraz w toku rozmowy spostrzegamy u swego rozmówcy wyraźny spadek uwagi, a czasem wręcz niesłuchanie. Wtedy rodzi się we mnie pytanie, dlaczego nie jestem słuchana? Jaka jest tego przyczyna i po czyjej stronie leży? Nie pomaga podniesienie głosu, powtórzenie zdania – rozmówca (lub rozmówcy) zdają się nie chcieć słuchać. Często skarżą się na to matki małych dzieci, nauczyciele, rzadziej wykładowcy. Nie obce bywają takie doznania także w ramach życia towarzyskiego czy w domowej codzienności.
Odpowiedzi może być wiele. Przestaje mnie słuchać ktoś, kto już uchwycił treść mojej wypowiedzi, która wydaje mu się niepotrzebnie rozwlekła i nazbyt uzasadniania, i chciałby już dojść do głosu, albo podjąć działanie, o jakie apeluję. Czasem bezsłowna odmowa słuchania jest sygnałem braku akceptacji treści mojej wypowiedzi. Nie słuchają często dzieci, którym ustawiczne uwagi matki przerywają zabawę czy podejmowane działania. Wtedy wystarczy sprawdzić, czy kierowane do dziecka uwagi przekraczają częstotliwość większą niż jedna na 15 minut – wtedy dziecięca odmowa słuchania jest zwykle reakcją obronną wobec ciągłego przerywania mu toku myślenia czy korygowania jego zachowań.
Niesłuchanie może być wyrazem zmęczenia, myślowej dygresji czy impulsu do własnej wypowiedzi, gdy mówiący zmienia temat czy mnoży zbędne już argumenty.

Przypisywanie nie słuchającemu winy, co zdarza się, szczególnie gdy chodzi o dzieci!, może być niesprawiedliwe – jak zawsze, gdy myślimy o winie w sytuacji, w której należy jedynie szukać przyczyny – i to po obu stronach. O wiele częściej zresztą znaleźć ją można po stronie mówiących.

 

Fragment z książki ABC psychologii komunikacji – Elżbieta Sujak

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,16,sztuka-sluchania-dlaczego-warto-sluchac,strona,2.html

**********

 

O autorze: Słowo Boże na dziś