Myśl dnia
I po złych zbiorach trzeba siać .
Seneka Młodszy
******
XI NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B
PIERWSZE CZYTANIE (Ez 17,22-24)
Bóg podwyższa drzewo niskie
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.
To mówi Pan Bóg:
„Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, u najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej.
Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Wszystko ptactwo pod nim zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego gałęzi.
I wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Panem, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 92,2-3.13-14.15-16)
Refren:Dobrze jest śpiewać, Tobie, Panie Boże.
Dobrze jest dziękować Panu *
i śpiewać Twemu imieniu, Najwyższy:
z rana głosić Twoją łaskawość, *
a wierność Twoją nocami.
Sprawiedliwy zakwitnie jak palma, *
rozrośnie się jak cedr na Libanie.
Zasadzeni w domu Pańskim *
rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga.
Nawet i w starości wydadzą owoc, *
zawsze pełni życiodajnych soków,
aby świadczyć, że Pan jest sprawiedliwy, *
On Opoką moją i nie ma w Nim nieprawości.
DRUGIE CZYTANIE (2 Kor 5,6-10)
Staramy się podobać Bogu
Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.
Bracia:
Mając ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.
Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus,
każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 4,26-34)
Przypowieść o ziarnku gorczycy
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Jezus powiedział do tłumów:
„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”.
Mówił jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”.
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Oto słowo Pańskie.
******
Komentarz
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=v_kdvPAd2a8
Otwarty na Łaskę
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
******
******
Wprowadzenie do liturgii
Z BOŻEGO PUNKTU WIDZENIA
Na świat i na siebie trzeba czasem spojrzeć z perspektywy Pana Boga. Jest ona inna od naszej. Bóg dostrzega szanse i możliwości tam, gdzie ich nie widzimy. Prowadzi nas drogami życia, zdumiewając i zaskakując.
Prorok Ezechiel przekonuje o tym, że nikt nie może przeciwstawić się zamiarom Bożym. On zachwyca, okazując swą wszechmoc w słabości. Z tego, co małe, czyni wielkie. To, co wątłe, z Jego woli nabiera niezwyciężonej mocy. Pan sprawia, że z małej gałązki wyrasta „cedr wspaniały”. Niepozornym ludziom i wydarzeniom nadaje znaczenie. Bóg patrzy na rzeczywistość inaczej niż my – wypełniając swą wolę, posługuje się środkami, które wydają się najmniej przydatne. Awansuje to, co pokorne. Odrzuca tych, którzy widzą siebie na pierwszych miejscach. „Poniża drzewa wysokie, a wywyższa drzewo niskie” (I czytanie).
Nie lekceważmy rzeczy małych, codziennych lub pozornie bez znaczenia. Wydają się nam niepotrzebne i zbędne. Ale to z ziarenka gorczycy wyrasta wspaniały krzew (Ewangelia). Czyńmy starania, aby podobać się Chrystusowi (II czytanie), a On wyzwoli nas z ograniczeń i słabości.
Królestwo niebieskie wzrasta w ludzkich sercach dzięki Bogu, a nie nam (Ewangelia). Bo nie wszystko zależy od nas. Jesteśmy zaproszeni do współpracy, współodpowiedzialności, ale inicjatywa należy do Niego. Trzeba zawierzyć i czekać. Nie ponaglać nerwowo, lecz zdać się na Tego, który daje wzrost. Szanujmy to, co małe i błahe, co wydaje się bez znaczenia. Bóg daje moc wzrastania ziarnu gorczycy. On również da moc naszemu wzrastaniu w dobru.
ks. Zbigniew Sobolewski
Liturgia słowa
Gdy stajemy do modlitwy, to modli się nasz duch i ciało. Dlatego liturgia Mszy św. to słowa, gesty, a także określone pozycje ciała. Liturgia to przykład doskonałej harmonii tych wszystkich elementów. Ta harmonia gestów i słów pomaga nam otworzyć serca na obecność Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ta obecność tworzy jedność z naszej ludzkiej różnorodności.
PIERWSZE CZYTANIE (Ez 17,22-24)
Często, gdy czytamy życiorysy świętych, żałujemy, że nie potrafimy dokonywać takich dzieł jak oni. Nie ma w nas takiej świętości, takiej odwagi, tak mocnej wiary. Tymczasem Panu Bogu wystarcza każde małe dobro, które czynimy. Często są to nasze codzienne obowiązki, takie jak praca, nauka… Każde, nawet najmniejsze uczynione przez nas dobro ma wielkie znaczenie dla całego świata. Jest jak zasadzona gałązka, z której wyrasta drzewo.
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela
To mówi Pan Bóg:
«Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, u najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej.
Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Wszystko ptactwo pod nim zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego gałęzi.
I wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Panem, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię».
PSALM (Ps 92,2-3.13-14.15-16)
Modlitwa jest częścią naszego życia. Czasem bywa ona trudna. Rano nie mamy czasu, wieczorem nie mamy siły. Gdy odkryjemy, że wszystko w naszym życiu jest darem od Pana Boga, wtedy będzie u nas potrzeba rozmowy z Nim, z wdzięczności za te dary. Dla Żydów noc i sen jest jak śmierć. Gdy budzą się rano, dziękują Bogu za to, że nadal żyją. Dla nich życie jest łaską! Ta prawda dotyczy każdego z nas. Łaska i wierność – tym Pan Bóg obdarza każdego z nas i w dzień i w nocy.
Refren: Dobrze jest śpiewać Tobie, Panie, Boże.
Dobrze jest dziękować Panu *
i śpiewać Twemu imieniu, Najwyższy:
z rana głosić Twoją łaskawość, *
a wierność Twoją nocami. Ref.
Sprawiedliwy zakwitnie jak palma, *
rozrośnie się jak cedr na Libanie.
Zasadzeni w domu Pańskim *
rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Ref.
Nawet i w starości wydadzą owoc, *
zawsze pełni życiodajnych soków,
aby świadczyć, że Pan jest sprawiedliwy, *
On Opoką moją i nie ma w Nim nieprawości. Ref.
DRUGIE CZYTANIE (2Kor 5,6-10)
Świat pełen jest niespełnionych obietnic. Tysiące wypowiedzianych słów, za którymi nie podążają czyny. Nie tylko w kampaniach wyborczych, ale także w naszym życiu codziennym. Jesteśmy cieleśni i tak naprawdę liczy się tylko to, co uczynimy. A to, co uczynimy, powinno być zgodne z tym, co głosimy. Dlatego trzeba uczyć się odpowiedzialności za każde słowo. Aby obiecywać na miarę naszych możliwości.
Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Mając tę ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.
Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus,
każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 4,26-34)
Jak to się dzieje, że z suchego nasienia wyrasta roślina? To tajemnica wzrostu i życia, która zawarta jest w tym, wydawałoby się, martwym ziarnie. Królestwo Boże podobne jest do tajemnicy życia w ziarnie. Do nas należy wrzucenie tego ziarna w ziemię. To ziarno to dar wiary i każdy dar, który mamy od Pana Boga. Nie można trzymać go zamkniętego w komórce naszego serca, we wspomnieniach. Trzeba posługiwać się tym darem, używać go. Trzeba, abym świadczył o mojej wierze, służył moimi zdolnościami. Tak zaczyna się budowanie królestwa Bożego.
Słowa Ewangelii według świętego Marka
Jezus powiedział do tłumów:
«Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo».
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Katecheza
IV Krajowy Kongres Misyjny
Od 12 do 14 czerwca 2015 r. trwa w Polsce IV Krajowy Kongres Misyjny pod hasłem „Radość Ewangelii źródłem misyjnego zapału”. Przypada on w 50. rocznicę uchwalenia Dekretu o misyjnej działalności Kościoła Ad gentes, 40. rocznicę ukazania się adhortacji apostolskiej Evangelii nuntiandi bł. Pawła VI oraz 25. rocznicę opublikowania encykliki Redemptoris misio św. Jana Pawła II.
Kongres poprzedza 1050. rocznicę chrztu Polski oraz wizytę papieża Franciszka w Krakowie z okazji Światowych Dni Młodzieży. Ma on ożywić świadomość misyjną wiernych. Służy też budzeniu powołań misyjnych oraz poszukiwaniu skutecznych form pomocy duchowej i materialnej dla misji.
Obecnie mamy 2065 misjonarek i misjonarzy z Polski, którzy posługują w 97 krajach. Najwięcej z nich pracuje w Afryce oraz Ameryce Południowej i Środkowej. Są też w Azji, na dalekiej Oceanii, a nawet na zimnej Północy. Niosą Chrystusa tym, którzy nie słyszeli orędzia ewangelicznego. Misjonarze głoszą słowo Boże, katechizują, tworzą wspólnoty, budzą lokalne powołania kapłańskie i zakonne. Tam, gdzie nie wolno mówić o Chrystusie, dają Mu świadectwo swą pokorną obecnością i modlitwą. Ewangelizacja dokonuje się na misjach nie tylko przez słowo, ale także przez inne formy. Misjonarki i misjonarze tworzą przedszkola i szkoły, które bardzo często dla dzieci ubogich stanowią jedyną szansę na zdobycie wykształcenia i zawodu. Dzięki „Adopcji serca” tysiące dzieci i młodzieży może się uczyć. Misjonarze pomagają chorym w przychodniach zdrowia i szpitalach misyjnych. Przekazują lekarstwa. Uczą podstawowych zasad higieny i żywienia. Bardzo ważnym elementem posługi misyjnej jest działalność charytatywna. Misjonarze walczą z głodem i niedożywieniem. Opiekują się chorymi, niepełnosprawnymi i ubogimi. Wzbudzają nadzieję na poprawę losu tysięcy kobiet i rodzin wielodzietnych, które nie mają stałych źródeł utrzymania. Pomagają uzależnionym od alkoholu i narkotyków. Przywracają życiu społecznemu niepełnosprawnych i seniorów. Często są jedynymi, którzy przypominają o godności każdego człowieka, także najsłabszego i nędzarza.
Trudno wyobrazić sobie świat bez posługi misjonarek i misjonarzy, ich pracy i heroicznego poświęcenia Bogu i ludziom.
ks. Zbigniew Sobolewski
Rozważanie
Swoim uczniom wyjaśniał wszystko na osobności (Mk 4, 34).
Nauka Jezusa Chrystusa nie jest łatwa. Dlatego człowiek, aby ją poznać, zrozumieć, przyjąć i zastosować w swoim życiu, musi podjąć wielki wysiłek. Potrzebna jest mu również stosowna pomoc, której Jezus nie odmawia nikomu, kto o nią poprosi. Boski Mistrz zawsze ma czas dla swoich uczniów, zawsze na nich czeka, aby cierpliwie wszystko wyjaśniać, pocieszać w każdym niepowodzeniu, niweczyć zniechęcenie i dodawać sił. Jezus zostawił nam szereg konkretnych środków, dzięki którym stale możemy korzystać z Jego pomocy. Najważniejsze z nich to modlitwa, sakramenty, słowo Boże. Wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Potrzebna jest tylko nasza dobra wola, abyśmy chcieli wytrwale i systematycznie z tej Bożej pomocy korzystać.
Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/927/part/4
********
Na dobranoc i dzień dobry – Mk 4, 26-34
Mariusz Han SJ
Siej i zbieraj…
Przypowieść o zasiewie. Przypowieść o ziarnku gorczycy. Zakończenie nauczania w przypowieściach
Mówił dalej: Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo.
Mówił jeszcze: Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu.
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli /ją/ rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Opowiadanie pt. “O rekolekcjach i owocach”
Pewien rozczarowany uczestnik kilkudniowych rekolekcji, pod koniec swego pobytu, postawił retoryczne pytanie w grupie rekolektantów:
– Dlaczego mój pobyt tutaj nie przyniósł żadnych owoców? – Być może dlatego, że zabrakło ci odwagi, by potrząsnąć drzewem – odpowiedział łagodnie rekolekcjonista.
Refleksja
“Siej i zbieraj” – tak łatwo się to mówi, ale kiedy przyjdzie nam zapracować i czekać na konkretne owoce, wtedy niejednemu z nas brakuje cierpliwości. Rezygnujemy zatem z ciężkiej pracy i zbierania owoców, gdyż brakuje nam pokory w uznaniu, że cokolwiek robimy nie zależy od nas, ale od Tego, który nas stworzył. Chcemy, tak jak na filmie w TV, aby wszystko działo się szybko i sprawnie, tymczasem to, co jest związane z życiem ma swój rytm…
Jezus wiedział, że to, co zasiewa w ludzkich sercach, wcześniej czy później zakiełkuje i będzie z tego konkretny owoc. Czasu jednak nie da się przyspieszyć i trzeba nieraz wiele cierpliwości, aby doczekać się tego, co przed nami. Jezus miał wielu, którzy chcieli “przyspieszyć historię”, ale On wiedział, że wszystko zależy od Ojca, który jest w niebie…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego jesteśmy niecierpliwi?
2. Dlaczego chcemy “przyspieszyć historię”?
3. Dlaczego chcemy zbierać owoce, bez siania?
I tak na koniec…
I po złych zbiorach trzeba siać (Seneka Młodszy)
******
*****
Komentarz liturgiczny
ZIARNO ZNA SWOJE ZADANIE
Słowo Boże jest żywe, skuteczne, jest obdarzone wewnętrzną siłą, której trudno się oprzeć. Pod jego wpływem coś się dzieje, więcej, ono samo jest zdarzeniem, faktem. Można by powiedzieć: Słowo dzieje się. To jest fakt o decydującym znaczeniu.
Królestwo jest obecne, dzieje się. Jest to wynikiem mocy Bożej, a nie działania człowieka. Królestwo jest aktualne w swojej pozornej nieaktualności. Jest obecne, chociaż nie objawia się przez zewnętrzne znaki. Wzrasta i działa, chociaż wydaje się, że nic się nie dzieje. „Wydaje plon”, chociaż mamy wrażenie, że nic się nie zmienia.
Podsumowując: na królestwo można spojrzeć z trzech różnych punktów widzenia. Można je widzieć jako zasiew (przypowieść o siewcy), można mówić o jego przyjęciu i o odpowiedzialności za nie (wyjaśnienie przypowieści) oraz o jego mocy (ziarno, które samo wzrasta).
Ten ostatni aspekt nie wyklucza poprzednich, lecz je zakłada. Różni się jednak od nich tym, że witalna siła ziarna nie jest wynikiem pracy rolnika. Ziarno ma ją w sobie.
Człowiek wierzący, jest jak rolnik, wie o wszystkim.
Nie powinniśmy mieć co do tego wątpliwości. Przypowieść nie mówi, że człowiek nie wie. Mówi, że nie wie jak (w. 27), a to coś całkiem innego. Człowiek wierzący to ktoś, kto zna królestwo. Wie o nim. Wie o jego obecności. Czuje jego działanie.
ks. Alessandro Pronzato
teksty pochodzą z książki:
“Chleb na niedzielę homilie na rok B”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR Kraków 2003
www.salwator.com
Mk 4, 26-34
- Usiądę u stóp Jezusa, aby słuchać Jego przypowieści o królestwie Bożym. Jest to Jego umiłowany temat. Chętnie i często go porusza w Ewangelii. Dotyczy mojej wieczności.
- Królestwo Boże już tętni życiem. Jest jednak mało widoczne – jak nasienie w ziemi. Rozwija się w sposób cichy i pokorny. Jezus chce mi przypomnieć, że królestwo dobra nie jest tak widoczne na zewnątrz jak królestwo zła. W świecie jest wiele dobra, które dojrzewa we dnie i w nocy.
- Popatrzę z Jezusem na moją rodzinę i wspólnotę. Poproszę Go, aby pomógł mi dostrzec kiełkujące w nich dobro. Co dobrego dostrzegam? W kim lub w czym jest mi najtrudniej zobaczyć dobro? Co łatwiej przychodzi mi zobaczyć: dobre czy złe strony?
- “Ziemia sama z siebie wydaje plon…”. Dobra ziemia rodzi dobre plony. Rozwój mojego życia duchowego zależy od wykorzystania dobra, które jest we mnie. Czy wierzę głęboko, że jestem dobrą glebą? Jakie dobro zauważam w sobie? Poproszę Jezusa o mądrość we właściwym wykorzystaniu dobra mojej osoby.
- Oczekiwanie na plony wymaga czasu. Najpierw pojawia się źdźbło, potem dopiero pełne ziarno w kłosie. Wzrost duchowy domaga się ode mnie cierpliwości i wierności w małych sprawach. Inaczej nie dorosnę do wielkich. Czy potrafię cieszyć się źdźbłem dobra w pracy nad sobą? Czy nie ulegam pokusie zniecierpliwienia i zniechęcania?
- Jezus zapewnia mnie, że wierność w małym przyniesie wielkie owoce. Ziarno dobra, kryje w sobie ogromny potencjał życia. Wierność modlitwie osobistej, życiu sakramentalnemu, medytacji Słowa Bożego, może wydawać się na pozór bezowocna. W niespodziewanym czasie ukażą się owoce wierności. Skąpstwo duchowe “zaowocuje” skąpymi plonami.
- Popatrzę na mój program dnia. Ile czasu ofiaruję sobie na modlitwę osobistą, medytację Słowa Bożego? Czy nie żałuję sobie czasu? Zawierzę Jezusowi całe moje życie, każde najmniejsze ziarno dobra, które w sobie odnalazłem. Zawierzę Mu także każde najmniejsze dobro w mojej rodzinie i wspólnocie.
ks. Krzysztof Wons SDS
www.cfd.sds.pl
***
Człowiek pyta:
Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?
Mt 15,33
***
KSIĘGA I, Zachęty pomocne do życia duchowego
Rozdział XI. JAK OSIĄGNĄĆ SPOKÓJ DUCHA I DĄŻYĆ DO DOSKONAŁOŚCI
1. Moglibyśmy cieszyć się pełnym pokojem, gdybyśmy nie zajmowali się ciągle tym, co do nas nie należy, co kto powiedział lub zrobił. Jak może trwać w pokoju ktoś, kto nieustannie miesza się do cudzych spraw? Kto na zewnątrz szuka rozrywki? Kto niewiele i rzadko skupia się w sobie? Błogosławieni prości, albowiem oni osiągną pokój Prz 28,20.
2. Dlaczego niektórzy święci byli tak doskonali i tak skupieni? Bo starali się tak siebie umartwić, by zdławić w sobie wszystkie ziemskie pragnienia i dzięki temu mogli całym żarem serca przylgnąć do Boga i uzyskać prawdziwą wolność ducha.
My zaś ciągle jeszcze zajmujemy się własnymi uczuciami i nazbyt troszczymy się o to, co przemija. Rzadko udaje nam się pokonać choć jedną naszą wadę i nie ma w nas żarliwości codziennego doskonalenia się, jesteśmy chłodni albo letni.
3. Gdybyśmy całkowicie umarli dla siebie samych, a mniej byli wewnętrznie uwikłani, moglibyśmy pojmować nawet rzeczy Boże i w zachwycie doświadczać już tchnienia niebios. Jedyną i największą naszą przeszkodą jest to, że nie jesteśmy wolni od uczuć i pożądań i nie próbujemy nawet wstąpić na drogę doskonałości świętych. Wystarczy najmniejsza przeszkoda, a od razu załamujemy się i szukamy wytchnienia u ludzi Mt 16,23; Mk 8,33.
4. Jeśli tylko jak dzielni rycerze spróbujemy trwać w boju, to na pewno ujrzymy, jak z góry Pan śpieszy nam z pomocą. On jeden bowiem potrafi wesprzeć walczących i tych, którzy ufają Jego łasce, bo On sam wyzywa nas do boju, aby dać nam szansę zwycięstwa 2 Krn 20,17. Jeśli religia polegać będzie dla nas tylko na zewnętrznym przestrzeganiu przepisów, wkrótce wyczerpie się pobożność. Lecz my przyłóżmy siekierę do pnia, aby oczyścić się ze zbędnych pragnień i zdobyć spokój ducha Mt 3,10.
5. Przypuśćmy, że co roku wykorzenimy z duszy jedną wadę. Niedługo osiągniemy doskonałość. Lecz z nami dzieje się czasem odwrotnie. Lepsi i czystsi bywamy na początku naszego nawrócenia niż po latach powołania.
Nasza żarliwość i nasz rozwój powinny codziennie wzrastać, a dzisiaj zdaje się niekiedy, że to już wiele, jeśli kto potrafi zachować choć cząstkę swojej pierwszej gorliwości. Jeśli na początku zdołamy się trochę przełamać, to z czasem wszystko będzie nam przychodzić lekko i radośnie.
6. Trudno jest pozbyć się złych nawyków, a jeszcze trudniej postępować wbrew własnej woli. Ale jeżeli nie zwyciężysz w rzeczach drobnych i łatwych, jakże poradzisz sobie z trudniejszymi? Już na początku staraj się opanować swoje skłonności i pozbyć się złych nawyków, bo inaczej powoli zabrniesz w prawdziwe trudności.
Jeżeli to zrozumiesz, o, jaki spokój cię ogarnie, jaką radość sprawisz innym, ile przybędzie ci żarliwości w nieustannym duchowym doskonaleniu się.
Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’
*****
Refleksja maryjna
Magnificat – pieśń zadziwienia
Ta sama przedziwna miłość boska, która pragnęła naszego odkupienia, przez osobliwe uniżenie swego jedynego Syna, doprowadziła do niespotykanego wywyższenia pokornych, pośród których pierwszą osobą jest Maryja. Krzyż, który góruje nad naszymi ołtarzami, Maryja zdobiąca nasze kościoły, to symbole tego zadziwiającego planu, który przez cierpienie i upodlenie Króla Chwały, otworzył maluczkim bramy Królestwa.
Jeśli ktoś umie naprawdę rozważać, zastanawiać się nad okolicznościami, będzie zdziwiony tym, co wywołują w nas cudowne plany Boga.
Jest to, to samo zdziwienie, które wypełniało pieśń wdzięczności Najświętszej Panny, Magnificat, którego wysłuchaliśmy.
Maryja jest głęboko wstrząśnięta, ponieważ Bóg ze swej wzniosłości i transcendencji “wejrzał” na Nią: “wejrzał na uniżenie służebnicy swojej”.
Maryja jest zdumiona kontemplacją Boga, który burzy złudne wartości tego świata: “rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich, strąca władców z tronu, wywyższa pokornych”, a to wszystko nie z wrogości i chęci zabawy w rewolucję, ale po to, by zatryumfowała prawda nad kłamstwem i miłość zapanowała nad wszystkimi pokoleniami, którzy ją szanują.
Jest to radosne zdziwienie kogoś, kto oczami proroka widzi, jak realizuje się coś zbyt wielkiego i zbyt pięknego, coś trudnego nawet do wyobrażenia. Zdziwienie kogoś, kto zostaje zaangażowany w przeznaczenie, które przewyższa wszelkie przewidywania i oczekiwania. Dlatego Maryja mówi: “Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy”.
G. Biffi
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2000
www.salwator.com
Niech twoją pierwszą myślą po przebudzeniu będzie myśl o Bogu. Pamiętaj, dzień ten jest ci dany wyłącznie po to, aby wielbić Boga a dla siebie gromadzić zasługi na niebo.
Z ‘Dziennika Duchowego’ Sługi Bożego ks. Franciszka Jordana (1848-1918),
Założyciela Salwatorianów i Salwatorianek
14 czerwca 2015 r.
I. Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.
Jezus powiedział do tłumów: “Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”. Mówił jeszcze: “Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”. W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom. (Mk 4,26-34)
II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.
Nim ten ktoś wrzuci ziarno w ziemię, wpierw trzeba, aby tę ziemię przygotował: usunął chwasty, zaorał, nawodnił, dodał nawozów, czyli użyźnił. Potem może zasiać ziarno i czekać. Przygotowana ziemia w spotkaniu z zasianym ziarnem sama z siebie uruchomi procesy wzrastania niezależne od postawy siewcy, jego snu czy czuwania. On ma te procesy uszanować i może je, co najwyżej podziwiać. Jego zadaniem będzie u kresu tych procesów zadbać o dokonanie żniwa, kiedy rozpozna, że zboże jest gotowe, aby zapuścić sierp.
Trzeba mi nieustannie dbać o gotowość mojej gleby na przyjęcie ziarna Bożego słowa. To ma być gleba najwyższej jakości, ziemia pierwszej klasy. Ona sobie później już poradzi bez mojej pomocy i wsparcia. Moim zadaniem będzie przeganianie szkodników i troska, aby nie przegapić czasu żniw.
Jakże wiele wielkich rzeczy, spraw, wydarzeń, które dzieją się w życiu człowieka u swych początków było podobnych do ziarnka gorczycy. Nic nie zapowiadało tego, co się później wydarzyło. Wydawało się wręcz, że nic z tego nie będzie, że nie ma, na co liczyć, czego się spodziewać, że to będzie kompletne fiasko, totalna porażka, klapa. A tu nagle złoty medal na olimpiadzie, wyróżnienie wraz z dyplomem ukończenia szkoły, w pracy awans na wyższe stanowisko itp.
Trzeba mi pamiętać, że wielkość Bożego królestwa często zaczyna się od tego, co niepozorne, kruche, od takiego jakby “nic”. W królestwie Bożym ważne jest odmówione każde “Zdrowaś Maryjo”, każda minuta spędzona przed Najświętszym Sakramentem, każdy grosik ofiarowany na cele dobroczynne, każda, nawet mała chwila poświęcona bliźniemu w potrzebie, każdy okruszek miłości. Z tego, co małe czy niepozorne powstają góry dobroci i to większe niż Himalaje.
W pokornej modlitwie będę prosił Pana, abym w życiu nie odrzucał tego, co małe i niepozorne, abym nie lękał się budować swojej prawdziwej wielkości z okruszyn dobroci.
III Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:
Sprawiedliwy zakwitnie jak palma,
rozrośnie się jak cedr na Libanie.
Zasadzeni w domu Pańskim
rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga…
(Ps 92,13-14)
IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa.
***
opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/
Zapraszamy do naszego sklepu: www.sklep.katolik.pl
*********************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
14 CZERWCA
******
Błogosławiony Michał Kozal, biskup i męczennik
Michał Kozal urodził się 25 września 1893 r. w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Był synem Jana, oficjalisty dworskiego, i Marianny z Płaczków. Po ukończeniu szkoły podstawowej, a później gimnazjum w Krotoszynie, wstąpił w 1914 roku do seminarium duchownego w Poznaniu, gdzie ukończył tzw. kurs teoretyczny. Ostatni rok studiów, zwany praktycznym, ukończył w Gnieźnie. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie w dniu 23 lutego 1918 roku. Planował, że podejmie studia specjalistyczne, ale po nagłej śmierci ojca musiał zapewnić utrzymanie matce i siostrze. Był wikariuszem w różnych parafiach. Odznaczał się gorliwością w prowadzeniu katechizacji, wiele godzin spędzał w konfesjonale, z radością głosił Słowo Boże, dużo się modlił. Był wyrozumiały, uczynny i miłosierny wobec wiernych.
W uznaniu dla jego gorliwej posługi kapłańskiej i wiedzy zdobytej dzięki samokształceniu, kardynał August Hlond mianował go w 1927 ojcem duchownym seminarium w Gnieźnie. Okazał się doskonałym przewodnikiem sumień przyszłych kapłanów. Alumni powszechnie uważali go za świętego męża. Dwa lata później został powołany na stanowisko rektora seminarium. Obowiązki pełnił do roku 1939, kiedy Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej i biskupem tytularnym Lappy (na Krecie). Konsekrację biskupią otrzymał 13 sierpnia 1939 roku z rąk księdza biskupa Karola Radońskiego w katedrze włocławskiej.
We wrześniu 1939 roku nie opuścił swojej diecezji, którą zarządzał po wyjeździe z kraju biskupa diecezjalnego. Jego nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Niemcy aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Najpierw wraz z alumnami seminarium i kapłanami został osadzony w więzieniu we Włocławku. Od stycznia 1940 r. do 3 kwietnia 1941 r. internowano go w klasztorze księży salezjanów w Lądzie nad Wartą. Po wywiezieniu z Lądu, więziony był w obozach w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Halle, Weimarze i Norymberdze. Wszędzie ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i gorliwość kapłańską doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań.
Od lipca 1941 roku był więźniem obozu w Dachau, gdzie tak jak inni kapłani pracował ponad siły. Doświadczał tu wyrafinowanych szykan, ciesząc się w duchu, że “stał się godnym cierpieć zelżywości dla imienia Jezusowego”. Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły, dzielił się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie, potrafił oddać ostatni kęs chleba klerykom. Odważnie niósł posługę duchową chorym i umierającym, a zwłaszcza kapłanom. W styczniu 1943 roku ciężko zachorował na tyfus; gdy był już zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny “rewir”.
26 stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem z fenolu. Umarł w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo prób ocalenia jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w krematorium. Po bohaterskiej śmierci sława świętości biskupa Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem. Zaraz po wojnie zaczęto zabiegać o beatyfikację. Św. Jan Paweł II podczas uroczystej Mszy świętej 14 czerwca 1987 roku w Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki – zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny – dokonał beatyfikacji biskupa Michała Kozala. Papież powiedział w homilii: “Tę miłość, którą Chrystus mu objawił, biskup Kozal przyjął w całej pełni jej wymagań. Nie cofnął się nawet przed tym najtrudniejszym: «Miłujcie waszych nieprzyjaciół» (Mt 5, 44). Niech będzie jednym jeszcze patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfliktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa – Tego, który «do końca umiłował»”.
W ikonografii bł. Michał przedstawiany jest w stroju biskupim lub w pasiaku więziennym. Jego atrybutami są: mitra, fioletowy trójkąt i numer obozowy 24544.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-14a.php3
******
Warszawa, 14 czerwca 1987
Homilia w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej biskupa Michała Kozala, odprawionej na placu Defilad na zakończenie II Krajowego Kongresu Eucharystycznego
Zanim rozpocznę homilię, pragnę serdecznie powitać i pozdrowić wszystkich uczestników dzisiejszej Ofiary Eucharystycznej, którą sprawujemy w Warszawie, stolicy Polski na zakończenie drugiego Krajowego Kongresu Eucharystycznego.Witam i pozdrawiam Episkopat Polski i cały Kościół w umiłowanej Ojczyźnie. Pozdrawiam miasto Warszawę, archidiecezję i jej pasterza, prymasa Polski.
Witam i pozdrawiam kardynałów, biskupów-gości, pielgrzymów z całej Polski i z zagranicy. Miło mi powitać w Warszawie duchownych i świeckich pielgrzymów z Rumunii. Witam przedstawicieli Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. W was, tu obecnych, i przez was pozdrawiam wszystkie środowiska waszego codziennego życia i pracy, a zwłaszcza rodziny. Pozdrawiam też tych, którzy za pośrednictwem radia i telewizji pozostają z nami w duchowej łączności. |
1. „A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).W szczególny sposób brzmią dzisiaj te słowa Chrystusa tutaj, w stolicy Polski, w dniu zakończenia Kongresu Eucharystycznego.
Brzmią tutaj i rozbrzmiewają na całym szlaku kongresowym: tam, gdzie dane mi było stanąć osobiście — i wszędzie, na całej polskiej ziemi. Wszak Kongres Eucharystyczny ma taki wymiar. Ogarnia całą ojczystą ziemię. „Jestem z wami” — cóż bardziej niż Eucharystia stanowi potwierdzenie tych słów? Cóż bardziej od Eucharystii jest sakramentem Obecności? Znakiem „widzialnym i skutecznym” Emmanuela? Bo „Emmanuel” — to znaczy właśnie „Bóg z nami” (por. Mt 1, 23). Eucharystia — sakrament Emmanuela. Ten sakrament trwa w naszych dziejach od początku. Od tysiąca lat. I trzeba było, aby Kongres Eucharystyczny dał temu szczególny wyraz. Stał się on w ten sposób jakby istotnym „dopowiedzeniem” do naszego milenium: do tysiąclecia chrztu, które z takim przejęciem obchodziliśmy w Roku Pańskim 1966. Chrystus mówi do apostołów: „Idźcie… i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). Od chrztu droga chrześcijańskiej inicjacji wiedzie wprost do Eucharystii: „Jestem z wami”, jestem z każdym wśród was i z każdą jako pokarm życia wiecznego. |
2. „Jestem z wami”. Tak mówi. Chrystus — Syn Boży, który z Ojcem zjednoczony jest jednością Bóstwa: współistotny Syn, zjednoczony z Ojcem w Duchu Świętym. Tak przeto w absolutnej jedności Bóstwa urzeczywistnia się odwiecznie jedność, która jest niewypowiedzianą Komunią Osób.Taki jest Bóg, który wszystko ogarnia i wszystko przenika: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28).
Ten Bóg sam w sobie jest absolutną Pełnią Istnienia. Ten Bóg sam w sobie jest Miłością. Świat bierze swój początek z tej Pełni. Każdym wymiarem swojej przygodności, swojej stworzoności — odnosi się do Stwórcy. Mówi o Nim. Świat bierze początek z tej Miłości. I tu rozpoczyna się pomiędzy Bogiem a światem proces, który daleko wykracza poza tajemnicę stworzenia: „Tak… Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Ten proces — pomiędzy Bogiem a światem — znajduje poniekąd swoje ostatnie słowo w Eucharystii. „Syn bowiem, dany światu przez Ojca, umiłowawszy tych, którzy są na świecie, do końca ich umiłował” (por. J 13, 1). |
3. Co znaczy ta „miłość do końca”?Znaczy naprzód, że świat stworzony przez Boga z miłości — nosi w sobie wezwanie do miłości Boga. „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca i z całej duszy, i ze wszystkich sił” (por. Mt 22, 37). To wezwanie wpisane jest w samą strukturę stworzonego kosmosu. Ono „gwiazdy porusza i słońce”, jak czytamy w Boskiej Komedii Dantego (Raj). To ono jest warunkiem, aby „świat” był „kosmosem”.
Tak. Cały świat — wszechświat: widzialny i niewidzialny. W świecie widzialnym znajduje się jeden podmiot, jeden punkt newralgiczny, w którym to wezwanie do miłości staje się wymogiem sumienia: umysłu, woli i serca. Tym punktem newralgicznym jest człowiek. Będziesz miłował w imieniu wszystkich stworzeń. Będziesz odpowiadał miłością na Miłość. Dzieje człowieka na ziemi potoczyły się inaczej. Od początku uległ podszeptowi płynącemu ze świata tych stworzeń niewidzialnych, które odwróciły się od Stwórcy. Stworzony na obraz i podobieństwo Boga, człowiek uznał, że sam może być dla siebie „bogiem”. Wielkie wezwanie do miłości zostało „zaopuszczone”. Przebogate energie miłości złożone w sercu człowieka zostały rozproszone, zatrzymując się na samych rzeczach stworzonych. W rezultacie człowiek nie umiał dosyć miłować ani swych bliźnich, ani nawet samego siebie, ani świata. Ulegał antymiłości. Bo miłować można siebie i bliźnich, i świat, tylko miłując Boga: miłując nade wszystko. A równocześnie: „Jakże może człowiek miłować Boga, którego nie widzi, jeśli nie miłuje brata, którego widzi” (por. 1 J 4,20)? Brata… pod tym samym dachem, przy tym samym warsztacie pracy, na tej samej ziemi ojczystej… A dalej: poza jej granicami — na Zachód i Wschód, na Północ i Południe… coraz dalsze kręgi. Dlaczego Bóg, który umiłował świat — a w świecie człowieka — dał Syna swego Jednorodzonego? Dlaczego Syn Boży stał się człowiekiem, jednym z nas? Dlatego, ażeby w całym wszechświecie stworzonym z miłości, Ktoś wreszcie odpowiedział taką samą miłością. Aby Ktoś wreszcie wypełnił swoim życiem i śmiercią owo wezwanie: „Będziesz miłował… z całego serca i ze wszystkich sił” (por. Mk 12, 30). Aby Ktoś wreszcie… umiłował do końca: Boga w świecie. Boga w ludziach — i ludzi w Bogu. |
4. To jest właśnie Ewangelia — i to jest Eucharystia. Wpisuje się ona w dzieje człowieka — i w dzieje wszechświata, przeobrażając stworzenie w „kosmos”. Chaos — w kosmos.Wpisuje się w dzieje człowieka. Wiemy, jak biegną te dzieje na ziemi, jak daleko możemy sięgnąć przy pomocy naszych metod poznawczych. Wiemy, jak biegną na przestrzeni ostatnich tysiącleci, gdzie zasób dowodów stale narasta. W ostatnich czasach narasta w tempie przyspieszonym, wręcz zawrotnym. Wiemy wiele. Wiemy coraz więcej. Czasem może nam to nawet przeszkadzać w poznaniu tego, co najistotniejsze — to, co wiemy.
Wiemy też, jak biegną te dzieje na naszej ojczystej ziemi, w obrębie jednego tysiąclecia historii. Już po Chrystusie. Już w obrębie tego, co św. Paweł nazywa „pełnią czasów” (por. Ga 4, 4). Wiemy, że w naszym stuleciu narasta opór i sprzeciw wobec Tego, który „tak umiłował świat” — opór i sprzeciw aż do negacji Boga. Do ateizmu jako programu. Ale to wszystko nie jest w stanie w niczym zmienić faktu Chrystusa. Faktu Eucharystii. Jakkolwiek Bóg — Ojciec, Syn i Duch Święty — byłby odrzucany przez ludzi. Jakkolwiek ludzie i społeczeństwa urządzałyby swoje życie, ignorując Boga: tak jakby Bóg nie istniał. Jakkolwiek daleko poszłaby negacja i grzech… To wszystko nie zmienia zasadniczego faktu: był i trwa w dziejach człowieka — i w dziejach wszechświata — Człowiek, prawdziwy Syn Człowieczy, który „umiłował do końca”. Umiłował Boga taką miłością, która jest na miarę Boga: jako Syn Ojca. Miłością nade wszystko: z całego serca i całej duszy, ze wszystkich sił… aż do ostatecznego ich wyczerpania w agonii Golgoty… I tę właśnie miłość „do końca” uczynił sakramentem swojego Kościoła: sakramentem całej ludzkości w Kościele. „W żadnym sakramencie — mówił nasz kaznodzieja narodowy — tak właśnie mówić nie możem, iż mój jest Chrystus, jako w tym. Mój jest, bo Go pożywam, bo we mnie jest… o, jaka to mi pociecha, mnie słabemu jak trzcina… Jaka pociecha mnie grzesznemu, gdy tak czystego Ciała pożywam! Jakie wesele mnie smutnemu, gdy Pana chwały mam z sobą…” (ks. Piotr Skarga, Kazania na niedzielę). Człowiek ten, Jezus Chrystus, jest „znakiem sprzeciwu”. Ale — jakkolwiek by sprzeciw ten spiętrzał się w dziejach ludzkich serc, w dziejach społeczeństw i światopoglądów — ta Jego miłość „do końca” pozostaje po stronie człowieka. A jest to miłość odkupieńcza. Jest to miłość zbawcza. Eucharystia jest sakramentem naszego zbawienia. Tylko miłość zbawia. |
5. Taką prawdę o Eucharystii wyznajemy dzisiaj w Warszawie i w całej Polsce. Wyznajemy ją w łączności z Kościołem, który jest w Rzymie i w Antiochii, i w Jerozolimie, i w Aleksandrii, i w Konstantynopolu. Który jest na Litwie, na Białorusi i Ukrainie, i w Kijowie, i na ziemiach wielkiej Rosji, i u naszych braci Słowian — a także nie-Słowian — na południu, na ziemiach nawiedzanych niegdyś posługą apostolską świętych braci Cyryla i Metodego. I w całej Europie. Na kontynentach amerykańskich, które przygotowują się obecnie do pięćsetnej rocznicy ewangelizacji. W Afryce, w Australii i w Azji — i na wszystkich wyspach i archipelagach wszystkich mórz i oceanów.Wszyscy zjednoczeni „w nauce apostolskiej i w łamaniu chleba” (por. Dz 2,42) powtarzamy słowa Listu do Koryntian: „Miłość Boga Ojca, łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i udzielanie się Ducha Świętego” (por. 2 Kor 13,13) — a w tych słowach znajdujemy zwięzły wyraz niezgłębionej tajemnicy Boga-Trójcy. A zarazem znajdujemy w tychże słowach syntezę tego, czym jest Eucharystia: sakrament Chrystusa, Jego śmierci i zmartwychwstania. Jego miłości „aż do końca”, poprzez którą świat jest definitywnie i nieodwołalnie oddany Bogu, a człowiek — każdy człowiek — jest ogarnięty zbawczą mocą pojednania ze swym Stwórcą i Ojcem — w Duchu Świętym. |
6. „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28,18). Wszyscy, którzy patrzymy na Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego, wiemy, że nie jest to władza „przemocy”, lecz władza miłości. Tej zbawczej władzy dawali świadectwo w naszej Ojczyźnie rozliczni synowie i córki polskiej ziemi. W różnych epokach. W różnych stuleciach. Niektórych tylko Kościół zapisał w rejestrach swoich świętych i błogosławionych. Niektórzy czekają na sąd Kościoła.Dzisiaj z radością i uniesieniem dopisujemy do nich jeszcze jedno imię i nazwisko: biskup Michał Kozal, powołany w przededniu ostatniej wojny i straszliwej okupacji do posługi biskupiej w Kościele włocławskim. Potem więziony i zesłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Jeden z tysięcy! Tam umęczony — odszedł w opinii świętości. Dziś tu, w Warszawie, wyniesiony do chwały ołtarzy jako męczennik.
Rodacy znają koleje jego życia i jego męczeństwa. Oto człowiek, jeszcze jeden wśród tych, w których okazała się Chrystusowa władza „w niebie i na ziemi”. Władza miłości — przeciw obłędowi przemocy, zniszczenia, pogardy i nienawiści. Tę miłość, którą Chrystus mu objawił, biskup Kozal przyjął w całej pełni jej wymagań. Nie cofnął się nawet przed tym najtrudniejszym: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół” (Mt 5, 44). Niech będzie jednym jeszcze patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfiktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa — Tego, który „do końca umiłował”. |
7. Dobrze, iż poddajecie się tej władzy, jaka dana jest Chrystusowi „w niebie i na ziemi”, Wy, drodzy bracia i siostry, którzy — za przykładem ojca Beyzyma i tylu innych — z ziemi polskiej wyruszacie do krajów misyjnych.Ulegając tej miłości, którą Chrystus „do końca umiłował” tych, którzy byli „na świecie”: wszystkich, przyjmujecie za swoje to ewangeliczne polecenie, jakie otrzymali pierwsi apostołowie: „Idźcie… I nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.
„Idźcie” — stańcie się sługami słowa Bożej Prawdy, szafarzami Bożych tajemnic, pionierami ewangelizacji. „Idźcie” — i niech rośnie na polskiej ziemi zapał misyjny: to tchnienie żywego Boga, zew Krzyża i Zmartwychwstania. „Idźcie” — zanosząc innym to, co jest tysiącletnią spuścizną Kościoła na ziemi polskiej. Dzieląc się z innymi. „Kościół cały jest misyjny”. Cały i wszędzie! Wy wszyscy, którzy nie podejmujecie posługi na terenach misyjnych — nie zapominajcie, że nasza własna, polska Ojczyzna wciąż potrzebuje nowej ewangelizacji. Podobnie jak cała chrześcijańska Europa. Po setkach lat — i tysiącleciach — wciąż na nowo! Cała Europa stała się kontynentem nowego wielkiego wyzwania dla Ewangelii. I Polska też. |
8. Czyż zresztą może być inaczej, gdy Bóg jest Tym, Kim jest? Gdy jest Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. Gdy jest Bogiem, Który jest i Który był, i Który przychodzi (por. Ap 4, 8). Stale przychodzi. Wciąż na nowo przychodzi.Gdy jest Ojcem, który Syna swojego dał, aby człowiek nie zginął, ale miał życie wieczne.
Gdy jest Duchem Prawdy, Parakletem, Darem z wysokości i Tchnieniem uświęcającym całego człowieka. Czy może być inaczej, gdy ten Trójjedyny Bóg jest Miłością? a Miłość jest nieprzemijająca i nieustępliwa. |
9. Tobie cześć, chwała, nasz wieczny Panie, po wszystkie czasy…
Czasy człowieka na ziemi zostały raz na zawsze ogarnięte miłością Tego, który do końca umiłował.
Wszechświat i człowiek w świecie stale zmierza do końca. Miłość jedna — nie zna końca. Zna tylko pełnię. Ta pełnia jest w Bogu.
http://mateusz.pl/jp99/pp/1987/pp19870614c.htm
*******
„Biskup na klęczkach”
fot. archiwum
Po aresztowaniu przez gestapo, w listopadzie 1939 roku, najpierw wraz z alumnami seminarium i kapłanami zamknięto go w więzieniu we Włocławku, a potem od stycznia 1940 do 3 kwietnia 1941 roku był internowany w klasztorze księży Salezjanów w Lądzie nad Wartą. Tam wzbudził w swym sercu intencję oddania życia za wolność Kościoła i Ojczyzny. Współwięźniowie nazywali go „biskupem na klęczkach”, z powodu jego wielogodzinnych modlitw. Mimo ciągłych szykan ze strony Niemców, kapłani i klerycy prowadzili nabożeństwa, a nawet zajęcia seminaryjne. Ks. biskup Kozal był przewodnikiem i opiekunem duchowym wszystkich więzionych. Z pełnym oddaniem Bogu, tylko Jemu zawierzył swój los i był zdecydowany ponieść każdą ofiarę: „Bo jak nie ulękłem się bomb i pocisków, a potem innych rzeczy, tak i teraz dobrowolnie nie pójdę. W ręce Boże złożyłem losy swojego życia i z tym bardzo mi dobrze”.
We wrześniu 1940 roku większość więźniów z Lądu wywieziono do obozu koncentracyjnego. Pozostawiono tylko dziewięciu: biskupa Kozala, siedmiu kapłanów i jednego diakona. Klasztor został zajęty przez żołnierzy niemieckich, którzy z upodobaniem pastwili się nad duchownymi. Jeden z księży, wyczerpany psychicznie, zmarł w grudniu. Cztery miesiące później, 3 kwietnia 1941 roku wszystkich przewieziono do obozu w Inowrocławiu. Przy wychodzeniu z ciężarówki, ks. biskup Kozal został dotkliwie pobity za to, że nosił piuskę. Już następnego dnia, w czasie przesłuchania, komendant obozu znów zranił Biskupa i zabrał mu krzyż, pierścień biskupi oraz piuskę. Kazał mu też biegać, czołgać się w błocie, a przy tym śpiewać niemieckie piosenki. Nie był to ostatni obóz duchownego. W Wielkim Tygodniu, ze środy na czwartek przeniesiono go do Poznania, a następnie do Berlina, Halle, Weimaru, Norymbergi i w końcu do ostatniego miejsca pobytu – obozu koncentracyjnego w Dachau.
„Poza nawiasem życia”
Ks. biskup Kozal i tym razem został pobity, odebrano mu wszystkie rzeczy osobiste, sfotografowano, przebrano w obozowy pasiak. Odtąd był już tylko numerem 24544, osadzonym w bloku 28. Nowych więźniów przywitano słowami: „Społeczeństwo niemieckie wyparło się was, postawiło was poza nawiasem życia. Jesteście w Dachau, gdzie najmłodszy rekrut będzie waszym przełożonym i to jemu musicie oddawać honory wojskowe. Jesteście w Dachau – skąd się nie wychodzi”. Polski tłumacz, Jan Domagała, chcąc dodać więźniom otuchy, ostatnie zdanie przetłumaczył: „Jesteście w Dachau, skąd można wyjść. Trzymać się”. Ks. biskup Kozal dobrze znał język niemiecki i zrozumiał przemówienie tak, jak ono brzmiało. W obozie biskup musiał wykonywać ciężkie prace i znosić szczególne upokorzenia, których mu nie szczędzono wiedząc, że jest hierarchą. Przyjmował wszystkie cierpienia w milczeniu i bez żadnej skargi. Nigdy nie przestawał się modlić, szczególnie za współwięźniów. Podnosił ich na duchu, otaczał opieką i dzielił się z nimi ostatnią kromką chleba. Do swych wychowanków mówił: „Pamiętacie nasze piątkowe drogi krzyżowe. Tam wam przewodziłem w sutannie, w komży i stule. Dziś tu przewodniczę wam w pasiaku. To cała różnica. Trzeba byśmy to specjalnie przeżyli. Bóg ma specjalne zamiary”. Dobrowolnie przyjął ofiarę za Kościół i Ojczyznę – i wiedział, że odda za to życie. Stolica Apostolska czyniła starania o uwolnienie biskupa Kozala, jednak bezskutecznie. Niemcy stwierdzali, że „prowadził aktywną politykę antyniemiecką, co jest wyraźnym powodem, aby go umieścić w obozie koncentracyjnym”.
W drugą rocznicę przyjęcia sakry biskupiej, 13 sierpnia 1941 roku ks. biskup Kozal odprawił w obozie Mszę św. Więźniom udało się uzyskać na nią pozwolenie u władz. Była to pierwsza Eucharystia po wielu miesiącach, ale i ostatnia w życiu księdza Biskupa. W styczniu 1943 roku, ciężko pobity w głowę, zachorował na zapalenie ucha, a wkrótce potem na tyfus. Zupełnie wycieńczonego przeniesiono go na osobny „rewir”, skąd już nie wrócił. 26 stycznia 1943 roku został zabity zastrzykiem z fenolu. Współwięźniom nie udało się uratować jego ciała, które zostało spalone w krematorium. Po wojnie zaczęto zabiegać o wyniesienie męczennika na ołtarze. Jego beatyfikacji dokonał Ojciec Święty Jan Paweł II podczas uroczystej Mszy świętej – 14 czerwca 1987 roku w Warszawie, przed Pałacem Kultury i Nauki – zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny.
http://www.zrodlo.krakow.pl/rocznik-2012/numer-34-2012/bl-ks-bp-michal-kozal/
********
Święty Metody Wyznawca, patriarcha
Metody urodził się w 797 r. w Syrakuzach na Sycylii w zamożnej rodzinie. Wcześnie wstąpił do zakonu. Wybudował klasztor na wyspie Chios. Wezwany przez ówczesnego patriarchę Konstantynopola, św. Nicefora, był wkrótce świadkiem jego wygnania. Szerzyła się wówczas herezja tzw. ikonoklastów (obrazoburców), którzy mając za sobą cesarza Leona V Armeńczyka, prześladowali czcicieli ikon. Metody został wysłany do Rzymu, aby powiadomić o tym papieża. Po powrocie uwięziono go, poddano chłoście i zesłano na 7 lat na wyspę Antigoni na Morzu Czarnym.
W roku 842, kiedy objęła tron cesarzowa Teodora, wezwała Metodego z wygnania i powołała go na stolicę patriarchy. Wtedy Metody zwołał sobór, który w pełni potwierdził prawo oddawania czci świętym obrazom. Do pomocy zaprosił św. Symeona z Lesbos i św. Michała Sincello. Żył w wielkiej przyjaźni ze świętymi: Naukracjuszem i Teofanem Grapto. Dla wynagrodzenia Matce Bożej za zniewagi, wyrządzone Jej wizerunkom, sprowadził z Rzymu szereg obrazów i urządził z nimi wielką procesję po ulicach Konstantynopola. Sprowadził z wygnania relikwie św. Teodora Studyty i św. Józefa, jego brata. Na metropolitalną stolicę do Nikomedii przeznaczył św. Teofilakta. Biskupów i przełożonych klasztorów oraz kapłanów, którzy ulękli się cesarza i opowiedzieli się za wyrzuceniem z kościołów relikwii i obrazów świętych, deponował. Dla Kościoła Wschodniego ustanowił doroczne “święto prawowierności”.
W przeczuciu bliskiej śmierci wydał list, w którym przebaczył wszystkim swoim wrogom i prosił o przebaczenie tych, którym mimowolnie wyrządził jakąś krzywdę. Zmarł 14 czerwca 847 r., mając 50 lat. Jego ciało pochowano w kościele Dwunastu Apostołów. Focjusz ułożył ku jego czci hymn. Metody zostawił po sobie wiele pism. Wśród nich: Historię prawa Kościoła greckiego, Żywot św. Mikołaja, Żywot św. Teodora Studyty, kazania i hymny.
W ikonografii przedstawiany jest w liturgicznych szatach biskupich jako starszy mężczyzna z niedługą, kasztanową brodą. Prawą dłonią błogosławi, w lewej trzyma ikonę Chrystusa.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-14b.php3
*****
(14 / 27 VI)
Jego rodzinnym miastem były Syrakuzy. Urodził się w VIII wieku w chrześcijańskiej, bardzo pobożnej i szlachetnej rodzinie. Po ukończeniu nauki, pod wpływem rozmowy z pewnym mnichem, wstąpił do monasteru na wyspie Chios. Za panowania cesarza Teofila, obrazoburcy, został wezwany do Konstantynopola, gdzie „piętnując odrzucających ikony Chrystusowe” oznajmił publicznie, iż jest czcicielem świętych ikon. Za to został poddany torturom – bito go po twarzy, wybijano zęby i tak rozbito szczękę, że szpetna szrama, jako znak męczeństwa, pozostała mu do końca życia. Następnie został uwięziony na wyspie Antygon, gdzie był dręczony przez siedem lat.
Po wyjściu na wolność, już za panowania cesarzowej Teodory, czcicielki świętych ikon, został podniesiony do godności patriarchy Konstantynopola. Piastując tak wysoką godność, „przejawiał gorliwość Eliaszową” (tj. taką, jaką miał prorok Eliasz w stosunku do prawdziwej wiary w Jedynego Boga) i „był obrońcą ludu prawosławnego”. Przewodniczył soborowi w Konstantynopolu w 842 roku, na którym ostatecznie osądzono ikonoklazm i ustanowiono święto „Triumf Ortodoksji” (Niedziela Prawosławia) na cześć zwycięstwa prawdziwej wiary nad obrazoburstwem i innymi herezjami, targającymi wcześniej Cerkiew.
Hierarcha odszedł w pokoju do Pana w 846 roku, pozostawiając po sobie ryt nabożeństwa Triumfu Ortodoksji, obrzędu zaślubin, reguły dla nawracających się, kilka cerkiewnych pieśni liturgicznych oraz pouczeń.
Utwór 1. (ton 8.)
Џ§е бGомyдре меf0діе, ћкоже лeвъ рыкaніемъ премyдрыхъ ўчe-ній твои1хъ, їаннjна ўжаси1лъ є3си2 льсти1ваго ли1са: и3 ќбw не терпS твоегw2 њбличeніz, ћзвою мечA ссэкaетсz ѕлочести1вый. тёмже не њстaвилъ є3си2 стaда ги1бле-магw хrт0ва, поб0рникъ бhвъ правwслaвнымъ лю1демъ.
Ojcze, obdarzony przez Boga mądrością Metody, tak jak lew ryczeniem (w znaczeniu: groźną mową) nad wyraz mądrych nauk twoich Jannina przeraziłeś (zadziwiając) chytrego lisa, i (domyśln. on) nie mogąc znieść twego (tj. wyrażonego przez ciebie) potępienia, raną miecza poraża (bardziej dosł. siecze) siebie niezbożny; (przeto) nie porzuciłeś (lub: nie opuściłeś) ginącego stada Chrystusowego, stawszy się (inaczej: gdyż stałeś się) obrońcą prawosławnych ludzi.
Правослaвіz ўтверждeніе, цeркве пaстырь, монaхwвъ ўдобрeніе, рэкA наводнsема водaми д¦а, чa-ша проливaющаz питіE преслaдко, свэти1ло просвэщaющее мjра концы6: мeчь nбою1ду наwщрeнъ благодaтію, и3 ѕлочести1выхъ полки2 ссэкaющь, ты2 є3си2 меf0діе.
Prawosławia ostoją, Cerkwi pasterzem, mnichów ozdobą, rzeką nawadnianą wodami Ducha, kielichem, z którego wypływa napój przesłodki, pochodnią oświecającą świata krańce, mieczem z obydwóch stron naostrzonym przez łaskę i niezbożnych pułki porażającym (bardziej dosł. siekącym) ty jesteś, (o) Metody.
И#сповёданіz w4бразъ, с™и1телей њсновaніе, и3 бGодохновeненъ nргaнъ, воспёвый ўчє1ніz, благочeстіz и3сп0лненъ, премdрости д0мъ, любвE пучи1на, ми1лованіz струz2 присноте-кyщаz, nкрjнъ и3зливaющь пи1во ўмилeніz, и3 благоцвэтyщь слaвне рaй, ты2 є3си2 меf0діе.
Wyznawania wzorem (dosł. obrazem), hierarchów fundamentem i natchnionych przez Boga instrumentem muzycznym (dosł. i natchnionymi przez Boga organami), który wyraził w pieśniach nauki – pobożnością wypełnionym, domem Najwyższej Mądrości, miłości głębiną, litości strugą nieustannie płynącą, pucharem, z którego wylewa się napój serdecznej skruchy i pięknie kwitnącym, (o) chwalebny, rajem ty jesteś, Metody.
Pod względem teologicznym należy zwrócić uwagę na treść trzeciej stichery, a mówiąc ściślej, na wyrażenie премdрости д0мъ (w cs. mianownik) – pol. domem Najwższej Mądrości. Wyrażenie to można tłumaczyć dwojako. Wprost jako wielkiej mądrości dom (z małej litery) i wtedy traktować jako jedną z cech umysłu, tylko w większym niż przeciętnym zakresie.
Jest jeszcze inna możliwość, na którą wskazuje użycie wielkich liter w dwóch członach omawianego wyrażenia (w tłumaczeniu na polski): dom Najwyższej Mądrości. Otóż Najwyższą Mądrością w Piśmie Świętym nazywany jest niekiedy Chrystus – nazwa ta jest synonimem Syna Bożego: Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością (w cs. премyдрость) Bożą (1 Kor 1,22-24; Biblia Tysiąclecia).
W Starym Testamencie występuje takie oto wypowiedzenie: Mądrość zbudowała sobie dom i wyciosała siedem kolumn, nabiła zwierząt, namieszała wina i stół zastawiła (Prz 9,1-2; BT) – jest to fragment jednej z paremii czytanej na wieczerni świąt Maryjnych. Być może stał się on inspiracją dla autora stichery, aby omawianie wyrażenie włączyć do tekstu, albowiem hierarcha ze względu na swoje cnoty był rzeczywiście domem Chrystusa, w którym zgodnie z obietnicą, zamieszkał Pan – Najwyższa Mądrość Jeśli Mię kto miłuje, będzie strzegł słów moich, a Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i mieszkanie u niego uczynimy (J 14,23; BT).
Pod względem językowym należy wyjaśnić stosunki logiczne i kwestię formalną wypowiedzenia złożonego podrzędnie z imiesłowowym równoważnikiem zdania, zawartego w pierwszej sticherze: тёмже не њстaвилъ є3си2 стaда ги1блемагw хrт0ваa), поб0рникъ бhвъ правwслaвнымъ лю1демъb) – pol. przeto nie porzuciłeś ginącego stada Chrystusowegoa), stawszy się obrońcą prawosławnych ludzib).
Wbrew zewnętrznym pozorom, spójnik тёмже nie łączy się syntaktycznie z poprzedzającym go ciągiem wypowiedzeń, lecz podkreśla – czyni bardziej wyrazistą relację przyczynowo-skutkową pomiędzy zdaniem nadrzędnym a) omawianego wypowiedzenia i imiesłowowym równoważnikiem zdania b). Po transformacji równoważnika na pełne zdanie przyczynowe, wypowiedzenie to przyjmie następującą formę: тёмже не њстaвилъ є3си2 стaда ги1блема хrт0ва, занE поб0рникъ бhсть правwслaвнымъ лю1демъ – pol. przeto nie porzuciłeś ginącego stada Chrystusowego, gdyż stałeś się obrońcą prawosławnych ludzi. Ze względu na spójnik тёмже (przeto) – współrzędny oraz na formę podrzędną z natury rzeczy równoważnika imiesłowowego, a po przekształceniu na zdanie podrzędne przyczynowe tego równoważnika ze względu na spójnik занE (gdyż) – podrzędny, możemy mówić tu o wypowiedzeniu dwurelacyjnym: podrzędno-współrzędnym. Podobne konstrukcje wypowiedzeń złożonych, lecz wyłącznie zdaniowych, spotykamy również w polszczyźnie – zazwyczaj kolokwialnej.
http://www.przegladprawoslawny.pl/articles.php?id_n=2858&id=8
*****
Wkrótce Michała wyświęcono na patriarchę konstantynopolitańskiego, lecz zaraz potem ponownie umieszczono w więzieniu. Gdy rządy objęła św. cesarzowa Teodora, witany owacyjnie wrócił na swą katedrę. Sprowadził wówczas z Rzymu szereg ikon i urządził z nimi wielką procesję po ulicach stolicy. Przywiózł też z wygnania relikwie św. Teodora Studyty i św. Józefa, jego brata. Za jego rządów, w 842 r., odbył się też prowincjonalny Sobór Konstantynopolitański, na którym ostatecznie zatwierdzono oddawanie czci ikonom i ustanowiono święto prawosławia, do dziś obchodzone przez Cerkiew w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Patriarcha zmarł 14 czerwca 847 r. mając pięćdziesiąt lat. Jego ciało złożono w cerkwi Dwunastu Apostołów. W prawosławiu święty cieszy się powszechnym kultem.
Metody pozostawił po sobie szereg pism, m.in. “Historię prawa Cerkwi greckiej”, “Żywot św. Mikołaja”, “Żywot św. Teodora Studyty”, kazania i hymny do ceremonii ślubnej.
W ikonografii święty przedstawiany jest w liturgicznych szatach biskupich. Jest starszym mężczyzną z niedługą, kasztanową brodą. Prawą dłonią błogosławi, w lewej trzyma ikonę Chrystusa.
Imię Metody pochodzi od greckiego wyrazu methodos – “poznawanie, badanie; metoda; umiejętność”. Niektórzy błędnie wywodzą je od łacińskiego metuo – “przestraszyć się, bać się”.
Macedonia (fresk z powiększeniem)
Św. Metody. Fresk w ołtarzu, Serbski Kościół Prawosławny.
Kosowo, ok. 1318
Św. Metody. Fresk monatseru Graczanica w Kosowie. Serbia.
Graczanica, ok 1318
Menealogion. 14 czerwca (św. Metody). Fresk cerkwi Zwiastowania w Graczanicy, Kosowo (Serbia).
Ruś, XVII w.
Menealogion – Czerwiec (fragment). Ikona, początek XVII w. Cerkiewno-Archeologiczny Gabinet Moskiewskiej Akademii Duchownej.
Ruś, XVII w.
Ikonograficzny podlinnik twarzy. 14 czerwca (fragment). Koniec XVI – początek XVII w. (wydany w Moskwie w 1869 r.). Należał do grafa S.G. Stroganowa.
Ruś, XVII w.
Ikonograficzny podlinnik twarzy. 13 marca (fragment Przeniesienia relikwi św. Nicefora). Koniec XVI – początek XVII w. (wydany w Moskwie w 1869 r.). Należał do grafa S.G. Stroganowa.
Gdy wracali, Gerard zachorował w Viterbo, ale dzięki modlitwie Bernarda powrócił do zdrowia. Na nowo zapadł na zdrowiu w Clairvaux. Intonując psalm 148, zmarł 13 października 1138 r. Bernard, nie mogąc powstrzymać żalu, napisał wówczas mowę, która należy do najpiękniejszych stronic Doktora Miodopłynnego.
Cystersi czcili zawsze Gerarda jako błogosławionego. Kult zaaprobowano w roku 1702.
Charakterystyka ogólna
Podstawy duchowości cysterskiej można znaleźć w pierwszych dokumentach Citeaux (Exordium Parvum- EP i Exordium Cistercii) i przedstawić w trzech punktach:
- Surowe i przez to “pełne” przestrzeganie Reguły św. Benedykta: “poddać swoje życie pod Regułę Ojca Benedykta” (EP 1, 2). “Czyniąc wierność Regule największym zainteresowaniem swego życia, postępowali za nią i zaprawiali się do drogi życia według Reguły w kościelnych i innych sprawach”(EP 15, 3), na tym polega mądrość życia cysterskiego;
- Skrajne ubóstwo, które jest wyzbyciem się nadmiaru i luksusu: aby ” …nie pozostawało nic w klasztorze, co świadczyć by mogło o pysze lub nadmiarze albo co łamałoby ubóstwo, zabezpieczające wszystkie cnoty,… ” (EP 17, 5). W “Exordium Cistercii” mnisi będą nazwani “pauperes Christi” jak i “militia Christi”, ze względu na swoje twarde życie;
- Eremicki styl życia: Citeaux często określano jako “pustkowie” i “samotnię” (EP 3, 1; 6, 5; 17, 13). To odosobnienie powinno służyć monastycznemu pokojowi i wewnętrznej wolności mnichów.
Te podstawowe zasady duchowości miały także swoje praktyczne odniesienia do architektury, liturgii, gospodarstwa i całego życia mnichów z Citeaux. Podstawowe elementy cenobitycznej Reguły św. Benedykta i eremicki ideał życia pustelniczego dały nową postać zakonu cysterskiego osadzonego w zdrowej mądrości tradycji monastycznej. Wprowadziły one na nowo w życie klasztorne równomierny rytm modlitwy, czytania i pracy fizycznej. Do “lectio divina” przeznaczano jedynie teksty Pisma Św. i Ojców KościoŁA.
W Drugiej Księdze Królewskiej, w rozdziałach 2-13, znajdujemy liczne relacje o jego czynach. Nie zebrano ich w porządku chronologicznym i nie posiadają jednolitego charakteru. Ukazuje się w nich nade wszystko jako cudotwórca – i to cudotwórca, o którym, gdyby nie epizod z niedźwiedziami rozszarpującymi dzieci (2 Krl 2, 23-24), można by powiedzieć słowami Ewangelii, że “przeszedł, dobrze czyniąc”. Jest doradcą królów. Jorama podtrzymuje moralnie w czasie wojny z Syrią. Interweniuje, aby wynieść na tron Jehu, choć nie namaszcza go sam na króla. W czasie klęsk za Joasza jest duszą patriotycznego oporu; Joasz zwie go nawet swym ojcem. Ów patriotyzm w sposób ścisły łączy z żarliwym jahwizmem. Jest świadom jego uniwersalistycznego znaczenia. W duchu tego uniwersalizmu wytycza szlaki, na które wstąpi potem prorok Amos.
W pamięci pokoleń przetrwał przede wszystkim dzięki swej mocy cudotwórczej. Płaszczem Eliasza uderzył wody Jordanu, które rozstąpiły się na ten znak. Uczynił zdatnymi do picia wody źródła jerychońskiego. Ocalił od śmierci na pustyni wojsko izraelskie, gdy pomodlił się i wytrysnęła dla nich woda. Syryjski dowódca Naaman został przez Elizeusza oczyszczony z trądu. Dzięki swojej modlitwie dokonał wiele innych spektakularnych cudów. Jego niezwykłe czyny będą fascynować wielu. Znajdą też swe echa w chrześcijańskiej literaturze hagiograficznej, poniekąd również w legendzie o relikwiach proroka, przenoszonych do Aleksandrii czy Rawenny. Trafia do chrześcijańskich kalendarzy. Grecy umieścili go tam osobno pod dniem 14 czerwca oraz razem z innymi prorokami pod dniem 20 lipca. Natomiast Martyrologium Rzymskie wspomina go – z powołaniem się na św. Hieronima – w pierwszym z tych terminów.
Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego (nr 61), “patriarchowie i prorocy oraz inne postacie Starego Testamentu byli i zawsze będą czczeni jako święci we wszystkich tradycjach liturgicznych Kościoła”. Najbardziej znanymi postaciami Starego Testamentu, uznawanymi za osoby święte, są – oprócz Elizeusza – także Abraham, Mojżesz, Dawid i Eliasz, ponadto często również Adam i Ewa.
Był uczniem jednego z najznamienitszych proroków w Izraelu – Eliasza. Ten ostatni, kiedy z woli Bożej był wzięty żywy do nieba, pozostawił swojemu uczniowi wielki dar proroctwa.
Elizeusz wypełniał swoje powołanie jako prorok za panowania aż sześciu królów izraelskich, tzn. ponad sześćdziesiąt pięć lat. Odważnie piętnował grzesznych władców za czynione przez nich nieprawości i oddawanie się praktykom bałwochwalstwa, czyli mówiąc prościej wygarniał im prawdę w oczy.
Był nieustraszonym obrońcą swojego narodu, odznaczał się też ogromną siłą charakteru, niezłomną wiarą, a także niezwykłą przenikliwością myślenia.
Za jego czasów obserwuje się szybki rozwój tzw. „zgromadzeń prorockich”, tj. swego rodzaju szkół, w których wychowywali się młodzi ludzie pod duchowym przewodnictwem doświadczonych życiowo i znanych ze swej dotychczasowej działalności starszych proroków. Prorok ten czynił wiele cudów nie tylko wśród własnego narodu, lecz także pośród pogan.
Odszedł do Pana w Samarii, dożywszy podeszłych lat, za panowania króla Jozafata. Jego relikwie spoczęły również w Samarii. Posiadały one, jak świadczy o tym Biblia, moc cudotwórczą: „Elizeusz umarł i pochowano go. Oddziały zaś Moabitów wpadały do kraju każdego roku. Zdarzyło się, że grzebiący człowieka ujrzeli jeden oddział [nieprzyjacielski]. Wrzucili więc tego człowieka do grobu Elizuesza i oddalili się. Człowiek ten dotknął kości Elizeusza, ożył i stanął na nogi”.
Spoczywały one tam aż do IV wieku po Chrystusie, tzn. do czasu, kiedy na tron Cesarstwa Rzymskiego wstąpił Julian Apostata – odstępca. Ten krypto-, a następnie jawny poganin, zaślepiony nienawiścią do wszystkiego, co otaczali czcią chrześcijanie, zlecił spalenie zarówno relikwii św. Jana Chrzciciela, jak i proroka Abdiasza oraz Elizeusza. Ocalałe z ognia szczątki relikwii zostały skrzętnie zebrane przez wiernych, a następnie część ich przeniesiono do Aleksandrii.
Tłumaczenie
Bądź pozdrowiony, Elizeuszu, wielką mądrością obdarzony, bowiem ty, (o) chwalebny, gdy oczyściłeś umysł (swój) z rozkoszy cielesnych, (to) zostałeś obdarzony promieniami duchownymi; wszystkim też innym przekazałeś (je), a (sam) ukazałeś się jaśniejący światłością. Przeto przeniosłeś się ku Światłości Niezachodzącej; módl się (tam) stale za nas wysławiających cię.
Tłumaczenie
Kiedy żarliwy (prorok) Eliasz stał się zaprawdę woźnicą na niebie (dosł. powietrznym), (to) ciebie, błogosławiony Elizeuszu, pozostawił opromienionym w dwójnasób łaską (mocy). Upodabniając się do niego, rwące strumienie rzeczne przez (tę) łaskę (mocy) zatrzymałeś i przeszedłeś (domyśl. przez rzekę), (o) chwalebny, radośnie weseląc się i sławiąc Chrystusa.
Tłumaczenie
Niegdyś błaganie wiary Szunemitki zwraca (dosł. daruje) (jej) dziecię, któreś wskrzesił jako prorok Boży, wzbudzając (tym) podziw nabożnie, solą zaś ponadto uczyniłeś wody niepłodne zdatnymi ku płodności na oczach świadków (dosł. jawnie, otwarcie); dokonujesz niezliczonych cudów łaską Ducha Stwórcy wszystkich rzeczy, (o) błogosławiony, przeto sławimy cię w pieśniach.
KOMENTARZ DO TEKSTU STICHER
Teksty drugiego i trzeciego z prezentowanych utworów treściowo nawiązują do niektórych epizodów z życia proroka Elizeusza, a ich dokładny opis znajduje się na stronicach Biblii.
Tak więc, jak wynika z powyższego, podstawą treści obu sticher stał się tekst Pisma Świętego. W celu dokładniejszego zapoznania się z wydarzeniami, jakie jedynie w sposób zwięzły zostały w nich przedstawione, dokonamy poniżej tematycznej segmentacji omawianych utworów. Do każdego z nich przytaczamy paralelny tekst z Biblii. Należy też w tym miejscu zaznaczyć, iż wybrane teksty można odszukać w Biblii Cerkiewnosłowiańskiej i Rosyjskiej Synodalnej, w Księdze noszącej nazwę 4 Królewska (4 Carstw), która w Biblii Tysiąclecia, skąd przytoczone zostaną teksty w języku polskim, nazywa się 2 Królewska.
Stichera 2
Część 1: „Kiedy żarliwy Eliasz stał się prawdziwie woźnicą na niebie (dosł. powietrznym), (to) ciebie, błogosławiony Elizeuszu, pozostawił opromienionego w dwójnasób łaską (mocy)”.
Tekst z Biblii do części 1: „(…) Rzekł Eliasz do Elizeusza: «Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie». Elizeusz zaś powiedział: «Niechby – proszę – dwie części twego ducha przeszły na mnie! [w cs: nich będzie więc duch, który w tobie, podwójny we mnie – tłum. ks. S.S]. On zaś odrzekł: «Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeśli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie [ujrzysz], nie spełni się». Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto [zjawił się] wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: «Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze». I już go więcej nie ujrzał» [4(2) Krl 2,9-12].
Część 2: „Upodabniając się do niego, rwące strumienie rzeczne przez (tę) łaskę (mocy) zatrzymałeś i przeszedłeś (domyśl. przez rzekę), (o) chwalebny (…)”.
Teksty z Pisma Świętego do części 2: „Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku” [4(2) Krl 2,7-8]. A także: „I wziął płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego, uderzył wody (lecz one się nie rozdzieliły). Wtedy rzekł: «Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?» I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł [środkiem]. Uczniowie proroków, którzy byli w Jerychu, ujrzeli go z przeciwka, i oświadczyli: «Duch Eliasza spoczął na Elizeuszu»” [4(2) Krl 2,24-15].
Stichera 3
Część 1: „Niegdyś błaganie wiary Szunemitki zwraca (dosł. daruje) (jej) dziecię, któreś wskrzesił jako prorok Boży, wzbudzając (tym) podziw nabożnie”.
Tekst z Biblii do części 1: „Pewnego dnia Elizeusz przechodził przez Szunem. Była tam kobieta bogata, która zawsze nakłaniała go do spożycia posiłku. Ilekroć więc przechodził, udawał się tam, by spożyć posiłek (…). I powiedział do Gechaziego, swojego sługi: «Zawołaj tę Szunemitkę!». Zawołał ją i stanęła przed nim. Rzekł do niego: (…) « Co więc można uczynić dla niej?». Odpowiedział Gechazi: «Niestety, ona nie ma syna, a mąż jej jest stary». (…) I powiedział: «O tej porze za rok będziesz pieściła syna». (…) Potem kobieta poczęła i urodziła syna o tej samej porze, po roku, jak jej zapowiedział Elizeusz.
Chłopiec dorastał. Pewnego dnia wyszedł do swego ojca, do żniwiarzy i odezwał się do ojca: «Moja głowa! Moja głowa!». On zaś rozkazał słudze: «Zabierz go do matki!». Zabrał go i zaprowadził do jego matki. Pozostał on na jej kolanach aż do południa i umarł. Wtedy weszła ona i położyła go na łóżku męża Bożego, zamknęła za sobą drzwi i wyszła. Zawołała swego męża mówiąc: «Przyślij mi – proszę – jednego ze sług z jedną oślicą. Pobiegnę do męża Bożego i wrócę». (…)
Wyruszyła i dotarła do męża Bożego na górze Karmel. (…) Kiedy przyszła do męża Bożego na górę, ujęła go za nogi. (…) Wtedy Elizeusz wstał i poszedł za nią. (…)
Elizeusz wszedł do domu, a oto na jego własnym łóżku chłopiec leżał martwy. Wszedł. Zamknął drzwi za sobą i za nim i modlił się do Pana. Następnie wszedł [na łóżko], rozciągnął się na dziecku, położył twarz swoją na jego twarzy, oczy swoje na jego oczach, dłonie swoje na jego dłoniach – i pochylony nad nim pozostawał, tak iż się rozgrzało ciało chłopca. Znowu chodził po domu tam i z powrotem, wchodził [na łóżko] i pochylał się nad nim. Wtedy chłopiec ziewnął siedem razy i otworzył oczy. On zaś zawołał Gechaziego, mówiąc: «Zawołaj tę Szunemitkę!». Kiedy ją zawołał, a przyszła do niego, powiedział: «Zabierz twojego syna!». Weszła, upadła do jego stóp i oddała mu pokłon aż do ziemi, następnie zabrała swojego syna i odeszła” [4(2) Krl 4,8-37].
Część 2: „Solą zaś ponadto uczyniłeś wody niepłodne zdatnymi ku płodności na oczach świadków (dosł. jawnie, otwarcie)”.
Tekst z Biblii do części 2: „Mieszkańcy miasta mówili do Elizeusza: «Patrz! Położenie miasta jest miłe, jak ty, panie mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów». On zaś rzekł: «Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli!». I przynieśli mu. Wtedy podszedł do źródła wody, wrzucił w nie sól i powiedział: «Tak mówi Pan: Uzdrawiam te wody, już odtąd nie wyjdą stąd ani śmierć, ani niepłodność». Wody więc zostały uzdrowione aż po dzień dzisiejszy – według słowa, które wypowiedział Elizeusz” [4(2) Krl 2,19-22].
Część 3: „Dokonujesz niezliczonych cudów łaską Ducha, Stwórcy wszystkich rzeczy (…). O cudach dokonanych jeszcze przez Elizeusza, jak np. uzdrowienie zatrutych strawą, rozmnożenie chleba, uzdrowienie Naamana, można przeczytać również we wspomnianej już wyżej 4(2) Księdze Królewskiej.
KOMENTARZ JĘZYKOWY
W aspekcie gramatycznym zwraca na siebie uwagę wypowiedzenie występujące na początku drugiej z prezentowanych sticher:
(pol. – kolejność wypowiedzi według cs oryginału: „1) ciebie, błogosławiony Elizeuszu, żarliwy (prorok) Eliasz pozostawił opromienionym w dwójnasób łaską (mocy), 2) kiedy stał się zaprawdę woźnicą na niebie (dosł. powietrznym)”.
Jest to wypowiedzenie złożone podrzędnie, składające się z dwóch imiesłowowych równoważników zdania.
Pierwszy (1) z nich pełni semantycznie funkcję nadrzędną. Jego centrum i jednocześnie orzeczeniem logicznym jest imiesłów czasu przeszłego (w funkcji imiesłowu uprzedniego nieodmiennego) rodzaju męskiego (pol. pozostawiwszy).
Drugi (2) z nich pełni natomiast funkcję podrzędną okolicznika czasu.
Taka konstrukcja, złożona z dwóch imiesłowowych równoważników zdania, jest obca polskiemu systemowi językowemu.
Z tego powodu w tłumaczeniu na język polski obydwa równoważniki zastąpiliśmy pełnymi zdaniami, zamieniając imiesłowy (pełniące rolę orzeczenia logicznego) na odpowiednie, stojące w ich centrum, formy osobowe.
Centrum drugiego (2) z równoważników stanowi forma imiesłowu (pol. stawszy się).
Ten, jak i poprzedni to imiesłów czasu przeszłego (w funkcji uprzedniego), jednakże jego cechą szczególną w tym kontekście składniowym jest to, że przyjmuje formę rodzaju żeńskiego (zakończenie na ), chociaż ze względu na rodzaj męski członu nadrzędnego – podmiotu (Eliasz) powinien występować w rodzaju męskim.
Forma tego imiesłowu powinna więc przybrać postać ewentualnie .
Rozpatrując to zjawisko pod względem formalnym, możemy wysunąć wniosek, że jest to po prostu błąd gramatyczny lub pewne zachwianie konstrukcji tego typu.
Do tego drugiego stwierdzenia upoważnia nas fakt, że podobne wypadki zostały zaświadczone również w innych tekstach liturgicznych, aczkolwiek w niewielu.
ks. protoijerej Stanisław Strach
Duchowo-mistyczny komentarz do cyklu Elizeusza (1Krl 19,19- 2Krl 13,21)
O ile prorok Eliasz odnalazł swe właściwe miejsce „na planie” monastycznym i kontemplacyjnym, tak należy zauważyć, że brak jest głębszych analiz dotyczących spadkobiercy jego ducha – Elizeusza. Ten artykuł stanowi próbę interpretacji symboliki wydarzeń i opowiadań dotyczących człowieka, którego imię znaczy „Bóg jest zbawieniem”, „Bóg okazał pomoc”. Postać Elizeusza ważna jest zwłaszcza w czasie, kiedy ludziom wydaje się, że Bóg pozostawia ich, czy też osadza w czasie przeklętym. Wtedy obecność Elizeusza pojawia się jako synonim boskiego wsparcia. Imię to może oznaczać imię opiekuna walczących (rydwanów).
Powołanie
Eliasz stamtąd poszedł i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par wołów przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz (1Krl 19, 19).
Biblijna historia Elizeusza rozpoczyna się w momencie nadejścia Eliasza. Nasz prorok pracował w polu, orząc ziemię. Eliasz zastaje Elizeusza w momencie, gdy trudzi się on wokół materii ziemi, by przysposobić ją do płodności, do wydania owocu. Zajęcie, któremu oddawał się Elizeusz świadczy również o jego pracowitości.
Elizeusz wykorzystywał do przemiany ziemi woły. Zwierzęta te były symbolem płodności i mocy, często rozumiane, ze względu na swą siłę, jako „tron” bóstw. Woły (wół – łac. bos, staropolskie – ciołek) to symbol dobra, sprawiedliwości, pracy, z jednej strony spokojnej, z drugiej, ofiarnej. Podkreślono liczbę dwunastu par, co znaczy, że zadanie, któremu Elizeusz się poświęcał było rozległe, będąc przy dwunastej – doglądał wszystkiego i wszystkim zarządzał. W sensie duchowym orka może się wiązać z przygotowaniem tego, co naturalne, pod Boży zasiew, liczba dwanaście mogła się odnosić również do ciągłości tej pracy (dwanaście miesięcy), a także mogła to być praca nad narodem, nad dwunastoma pokoleniami. Dzięki liczbie apostołów możemy mówić o tajemnicy odnowienia, dwunastu bramach nowego miasta.
W czasie tak intensywnej pracy nagle pojawia się Eliasz i zarzuca na niego swój płaszcz. Zarzucenie płaszcza było gestem uznania za dziedzica, za następcę. Jednocześnie stanowiło to radykalne wezwanie do nowego, prorockiego stylu życia. Elizeusz chce zamknąć dotychczasowy rozdział: «Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą». On mu odpowiedział: «Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem?» (1Krl 19,20). Ujawnia się tu szacunek do rodziców, tradycji, a z drugiej strony dynamika powołania, nie cierpiąca zwłoki. Wiemy, że z tego kontekstu uczynił użytek sam Chrystus, w swoich słynnych logionach: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego (Łk 9,62) oraz: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Eliasz pozwala Elizeuszowi dopełnić obowiązków rodzinnych. Inaczej już Chrystus: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! (Łk 9,60).
W kolejnym fragmencie czytamy: Wtedy [Elizeusz] powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył je na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie wybrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą (1Krl 19,21). Bardzo sugestywne i ewangeliczne jest złożenie ofiary ze swej pracy. Jarzmo wołów wiąże się z jarzmem Prawa i trudem głoszenia Ewangelii. Elizeusz składając ofiarę na jarzmie wołu jednocześnie składa w ofierze swe dotychczasowe życie, pasję tworzenia, rodzinne strony. Decydując się na los proroka, co więcej, na wodza proroków, radykalnie zmienia nie tylko sposób funkcjonowania, ale i relację do społeczności, narodu i spraw związanych z Izraelem. Dla niego jest to swoista konsekracja.
Od strony duchowej, złożyć ofiarę z wołu znaczy złożyć w ofierze swą zmysłową naturę, namiętności (św. Augustyn). Ten moment z życia Elizeusza, przypomina sytuację związaną ze słowami Chrystusa, gdy mowa, o pracy na roli: wtedy dwaj będą na roli; jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony (Mt 24,40). Być może Eliasz, który miał być wzięty, przyszedł na rolę, by ten drugi, pozostał. Zresztą wskazał na to sam Pan.
Księga Syracha rzuca ciekawe światło na to powołanie. Czytamy:Jakże może poświęcić się mądrości ten, kto trzyma pług, kto chlubi się tylko ostrzem włóczni, kto woły pogania i całkowicie zajęty jest ich pracą, a rozmawia tylko o cielętach? Serce przykładać będzie do tego, by wyorywać bruzdy, a w czasie nocy bezsennej myśli o paszy dla jałówek.(Syr 38, 24-26). Elizeusz został wzięty od wołów, by uzyskać mądrość proroków. Paląc jedno jarzmo, obiera drugie. „Poddaje swój kark” pod jarzmo prorockie, uprawia je i w nim zamieszkuje, odnajduje swe życiowe zadanie – wsłuchuje się w Ducha Ożywczego. Chce pozostać sługą w taki sam sposób, jak później powie o sobie Maryja: oto ja służebnica (Łk 1,38). Wiązał się z tym pewien typ wierności, który ujawnia się w ostatnich scenach wspólnej drogi, gdy Eliasz komunikuje mu swe odejście.
Odejście Eliasza
Na wieść o tym, że Eliasz odchodzi, Elizeusz gwałtownie protestuje: Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię! (2Krl 2,2). Służba tego rodzaju dotyczy nie tylko doli czy niedoli doczesnej, rozciąga się poza granice śmierci. Ważny w całej tej sytuacji jest fakt, że zapewnienie to pada trzy razy: (2Krl 2, 2.4.6). Pełni ono funkcję utwierdzenia misji Elizeusza, podobnie jak pytania o miłość skierowane do św. Piotra.
Wydaje się, że Elizeusz był nie tylko sługą, lecz miłował swego Mistrza. Określenie „nie opuszczę cię”, wyrażało nie tylko oddanie, ale i przywiązanie ducha. Wulgata mówi: „Vivit Dominum, et vivat anima tua, quia non derelinquam te” – żyje Bóg i żyje twoja dusza. Głębszy sens tego wyrażenia: oddam życie za Boga i za ciebie, jesteś ważniejszy od mojego życia.
„Nie opuszczę cię” – to również zapewnienie Boga: nikt się nie ostoi przed tobą. Związek proroka z Bogiem był tak mocny (jak wół), że pozwala mu to nie tylko na wgląd w Boże tajemnice, ale również potwierdza Jego słowa skierowane do ludzi.
Eliasz odchodzi wędrując poprzez trzy charakterystyczne miejsca: Betel, Jerycho, Jordan. Bet’el, to tyle, co „dom Boga”, miejsce, gdzie Jakub miał widzenie „niebiańskiej drabiny” (Rdz 28, 19), miejsca, w którym odsłania się to, co ziemię łączy z niebem i walczy się z Bogiem. Symbol uprzywilejowania i błogosławieństwa.
Jerycho (dosł. „miejsce przyjemne”) to miejsce bezbronne wobec oblężenia Boga, ziejące ostatecznie pustką, przeklęte przez Jozuego (Joz 6,26), ale dumą człowieka odbudowywane w czasach Eliasza przez Chiela z Betel, który zmieszał fundamenty ze swym synem pierworodnym, a główną bramę – z ciałem najmłodszego, czyniąc to miejsce jeszcze bardziej przeklętym (1Krl 16,35).
Jordan to najniżej położona rzeka świata, co łącząc w duchowe znaczenie można określić jako „żyzność pokory”. Jordan ze względu na swe koryto bez znaczenia komunikacyjnego, lecz był rzeką granicy (hebr. kineret), biegnącą pomiędzy tym, co żyzne (Jezioro Hule i Tyberiadzkie) i tym, co martwe (Morze Martwe). Przekroczyć Jordan znaczy przekroczyć to co nie może, czy też nie chce już żyć, co jest jałowe, martwe, co miało posmak niewoli i umierania, by w granicy nieba i ziemi, czasu i wieczności, dokonać odkrycia nieśmiertelności – sięgnąć obietnicy. Jordan jest zasilany z trzech źródeł w górach Hermonu, co może rozbrzmiewać akcentem trynitarnym. Właśnie tu, Jan Chrzciciel odkrywa tajemnicę Trójjedynego Boga: Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał [Ojciec], abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: “Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym [Synem], który chrzci Duchem Świętym” (J 1,33).
Te trzy miejsca przed śmiercią przemierzył Elizeusz wraz z Eliaszem: to, co błogosławione, przeklęte i najniższe, by wybić się w wysokości nieba.
W ostatniej scenie nasz prorok prosi o dwie części ducha. Eliasz odpowiada: Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie (2Krl 2,10). Rygor ujrzenia, widzenia, oznacza wymóg skupienia, czuwania. Podobnie uczniowie mieli ujrzeć Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem (J 6,62). Trwając wpatrzeni apostołowie otrzymali dziwne wyjaśnienie: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba (Dz 1,11). Otrzymali obietnicę takiego samego przyjścia. Oczy zapatrzone z miłości dostrzegają Przychodzącego-tak-samo.
Obdarowanie duchem
Ognisty rydwan pozostaje przedmiotem wielu duchowych interpretacji, niejako najciekawszym elementem eliaszowego odejścia[1]. Dla niektórych jak św. Katarzyna ze Sieny ognisty rydwan posiada podwójne znacznie. Wozem ognistym jest Maryja, która poczęła Słowo (list 184), oraz sam Chrystus, który przyniósł ogień miłości i obfitości miłosierdzia (Dialog, 58).
W momencie „ognistego” odejścia Eliasza mamy do czynienia z rytuałem ofiarnym. Elizeusz rozdarł na dwoje swoje szaty, jak kiedyś Abraham rozdzielił na dwoje zwierzęta, by Pan mógł przejść pośród nich, przyjmując ofiarę. Elizeusz niejako uczynił ofiarę ze swego życia – pośród rozdwojonych własnych szat podjął płaszcz Eliasza.
Uderzenie wód Jordanu posiada kilka znaczeń. Stanowi symbol modlitwy, która rozdziela wody doczesności i pozwala przejść suchą nogą, czyli cudownie nietkniętym przez mentalność doczesności. Wyraża moc miłości, której nie potrafią ugasić i zatopić wody wielkie (Pnp 8,7). Elizeusz odwołując się do Boga (Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza? – 2Krl 2,14), jednocześnie doświadcza większej miłości. Wreszcie jest momentem rozdzielenia tego, co stare, od tego co nowe – utwierdzeniem misji Elizeusza.
W wersecie 2,17 jesteśmy świadkami, jak uczniowie proroccy domagają się, aby szukać Eliasza. Natarczywym Elizeusz ulega i pozwala go szukać trzy dni. Scenariusz trzech dni pojawia się również w życiorysie Jezusa, który zostaje w świątyni. Święci Rodzice dowiedzieli się wtedy, że należało pozostać „w sprawach Ojca”, a dokładnie iż powinien być „w tym, co należy do mego Ojca” (Łk 2,49). Wydaje się, że Eliasz podobnie został pochłonięty całkowicie i porwany w dzieło Boga Ojca, dzieło zjednoczenia człowieka z Bogiem, w ogniu niewyczerpanej miłości.
Elizeusz wyraża ostatnie życzenie jako spadkobierca misji prorockiej, prosząc o podwójnego ducha: fiat duplex spiritus tuus (Wlg: 2 Krl 2, 9). Przetłumaczono je jako dwie części ducha, ponieważ pierworodny miał prawo do dwóch trzecich majątku. Ale mógł on być równie dobrze zdwojony. Wyrażenie „duch podwójny” może mieć uzasadnienie, jeśli je odniesiemy do rzeczy widzialnych i niewidzialnych, dwóch rzeczywistości, w których duch się objawia.
Jakie może być znaczenie ognistego rydwanu? Po pierwsze, oznacza, że Eliasz nie zszedł do Szeolu, lecz został wzięty w górę, na obłoki. Nie zastąpił pomiędzy swych przodków, ale został zabrany. Ważne w opisie jest to, że nie ma mowy o śmierci, lecz że Eliasz będzie wzięty w górę. Powtarza się to w podwójnej sekwencji pytania synów i uczniów prorockich do Elizeusza: „Czy wiesz, że Pan dzisiaj zabiera pana twojego wzwyż, ponad twą głowę?”(2 Krl 2, 3. 5).
Po drugie, Jego misja nie zostaje „wyczerpana”, jest niesiona jak obłoki po niebie historii. Dla wielu oznacza nieśmiertelność jego misji.
Po trzecie, jest to wyraźne nawiązanie do końca posłannictwa Chrystusa, który po przekazaniu Ducha Świętego swym uczniom, jak mówi Pismo, „Pan Jezus został wzięty do nieba” (Mk 16, 19).
Czwarty element interpretacji przywołuje św. Paweł, który swoiście uzupełnia odejście Chrystusa o bardzo ważny wątek: „wzięty został w chwale”(1 Tym 3, 16). Cała sceneria związana z porwaniem w niebo, z dynamiką ognia i rydwanu, odnajduje w chwale swe pełne znaczenie. Również powyższy tekst św. Marka uzupełnia istotnie treść: „został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga”. Rydwan jest zatem nie tylko sposobem wyniesienia, ale i zasiadania, trwałej obecności. Tym bardziej, że na rycinie góry Karmel św. Jan od Krzyża, szczyt wypełnia: „sama tylko chwała Boża”. Wydaje się, że to, co było troską Eliasza – chwała Boża, wypełnia jego życie i odejście. Uświadamia nam przy okazji, że chwała Boża to najwyższa rzeczywistość, z jaką mamy do czynienia w sposób dostrzegalny, tzn. na sposób ognia.
Elizeusz w pożegnalnym wydarzeniu niejako wymusił obecność rydwanu – obłoku zacieniającego rzeczywistość, a zarazem, by Eliasz ujawnił swą ognistą naturę. Eliasz wstępuje na rydwan jak bohater psalmu: „Szczęśliwie wstąp na rydwan w obronie wiary, pokory i sprawiedliwości, a prawica twoja niech ci wskaże wielkie czyny!”(Ps 45[44], 5). Eliasz, przemierzający dziedzinę wiary, pokory i sprawiedliwości, staje się jednocześnie świadkiem niewyczerpanego i nieusuwalnego z historii przymierza pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Można odnieść to również do słów innego psalmu: „Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na skrzydłach wiatru” (Ps 104[103], 3). Interpretując to w naszym kontekście, Eliaszowi przysługuje miejsce obok Boga, a nie w Szeolu. Bóg niejako udostępnia mu miejsce obok siebie.
Dużo światła na te fragmenty rzuca swoista mistyka ognia, którą pozostawiła św. Teresa od Jezusa w Twierdzy wewnętrznej. Po tej lekturze możemy dostrzec, jak rzeczywistość, która u Eliasza objawiała się w sposób zmysłowy, u niej przybiera wybitnie duchowy charakter. Dokonuje się to w ten sam sposób, w jaki mówił św. Paweł o Koryntianach, iż są „listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc” (2 Kor 3, 3). To, co było zewnętrzne, uwewnętrzniło się w człowieku, ponieważ to, co boskie, przestało się przejawiać w żywiołach, gdyż uczłowieczyło się w Chrystusie. Dlatego też Eliasz pojawia się jako sługa przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem na Taborze, gdyż tam potwierdza to przymierze dokonane w Chrystusie.
Wracając do duchowego ujęcia zewnętrznych epifanii Boga, należałoby dostrzec związek pomiędzy „ogniem zstępującym” w czasie składania ofiary na Karmelu, swoistym katabasis (‘iść w dół’), z końcowym „ogniem wstępującym” – anabasis (‘iść w górę’), danym w metaforze rydwanu. Zstępujące rydwany pragną przebyć wody Jordanu, wodę zmysłów.
Kierunek schodzenia w mistyce terezjańskiej jest opatrzony mianem miłosnego gromu. Wersety te bardzo przypominają sposób strawienia ofiary na Karmelu.
„…dusza ustaje z miłości i płonie tak we własnym ogniu swoim, na jedno jakieś wspomnienie, na jedno słowo, przypominające jej, że śmierć się opóźnia, nagle – sama nie wie jak i skąd – czuje w sobie jakby uderzenie gromu, jakby grot ognisty, przeszywający jej wnętrzności. […]
Nie jest to również, choć tak to nazwałam, grom rzeczywisty, ale jest to coś, co ostrzej, niż grom razi i rani. I rana ta, o ile rozumiem, nie tam boli, gdzie zwykle czujemy ból, jeno w najgłębszej głębi i wnętrzu duszy, gdzie piorun ten, w mgnieniu oka niknący, wszystko, cokolwiek napotka ziemską naturą naszą tracącego, do szczętu w popiół obraca” (T VI 11, 2).
Wzajemność zstępowania i wstępowania dla Teresy jest czymś oczywistym: Bóg powierza się i swe tajemnice jedynie tym, którzy go usilnie szukają. Podejmując wątek wstępujący,Teresa mówi o „ogniu tęsknej miłości”, która budzi się pod wpływem powiewu. Jest to doskonałe zobrazowanie mistycznego kontekstu Eliaszowego doświadczenia:
„…ten wciąż tlejący w niej ogień tęsknej miłości za lada powiewem, zdolnym go podniecić, na nowo płomieniem wybucha i duszę znowu unosi” (T VI 6, 1).
Eliasz, wrażliwy na każdy powiew Pana, rozpalał się na nowo ogniem miłości. Ogień ten rozpala obecność Boga i powoduje, że człowiek nieustanne Go szuka, jak oblubienica z Pieśni nad Pieśniami. Znajdując Go, jak pisze św. Teresa, znajduje jednocześnie „sposób spłonięcia do szczętu w tym Bogu”, który ogień miłości zapala, i „gdyby tego była potrzeba, ochotnym sercem wydałaby siebie na zupełne na wieki unicestwienie dla większej chwały Jego” (T VI 9, 18). Co ważne, ten ogień wzbija w niebo:
„Pan sam ją budzi w sposób wyżej opisany. I widzi wtedy z zupełną jasnością, że ten impuls, nie wiem, jak go nazwać inaczej, pochodzi, tak samo jak i owe gwałtowne, wspomniane już porywy, z głębi samegoż jej wnętrza. […] Jak ogień, choćby go najsilniej rozniecić, nigdy płomienia swego nie opuszcza w dół, ale niezmiennie w górę się wzbija ku niebu, tak i to poruszenie wewnętrzne, w głębinach duszy poczęte, wstępuje w górę i władze duszy rozbudza” (T VII 3, 8).
I tak, ognisty rydwan Eliasza, porywający i unoszący w górę, pozostaje jeszcze jedną metaforą kontemplacji.
Ale nie tylko. Jest również metaforą zaślubin duchowych. Na podstawie interpretacji 40 strofy Pieśni duchowej św. Jana od Krzyża dowiadujemy się o zstępujących rumakach „na widok wód duchowych”. Wody Jordanu, nad którymi Eliasz ma swoistą władzę, stanowią „dobra i rozkosze duchowe, jakimi w tym stanie [dusza] cieszy się w swym wnętrzu z Bogiem” (PD 40, 5).Rumaki natomiast są zmysłami.Mogą się radować rozkoszą duchową, zstępując do wód. Natomiast ogień ducha wynosi je w dziedzinę nieba.
Lecz ważne jest tutaj widzenie tych rzeczy. Dlatego Eliasz postawił warunek Elizeuszowi: „Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie” (2 Krl 2, 10). Eliasz zażądał od Elizeusza uświęcenia zmysłów i przeprowadza go przez trzy miejsca oczyszczenia: błogosławione Betel, gdzie Jakub zobaczył to, co łączy niebo z ziemią, przeklęte Jerycho, symbolizujące piekło, to, co od Boga oddziela, oraz wody Jordanu – granicę przejścia, przekroczenia zmysłów i wejście w „przestrzeń” obietnicy.
Ognisty rydwan staje się ostatecznie metaforą zjednoczenia w boskim ogniu, tak że człowiek przemienia się żywy ogień:
„Duch Święty – stwierdza św. Jan od Krzyża – będąc bezmiernym ogniem miłości, gdy nieco głębiej chce dotknąć duszy, sprawia, że żar jej miłości urasta do takiej miary, iż zdaje się jej, że płonie ogniem ponad wszelkie w świecie ognie. I […] jak w całkowitym spaleniu ogień jest silniejszy i gwałtowniejszy nad wszelkie inne i większy sprawia skutek, tak i w tym akcie zjednoczenia żar jej miłości jest silniej rozpalony niż wszystkie inne, […] a dusza przeobrażona przez miłość ma ten boski ogień w sobie. […] Chociaż ten boski ogień jest trawiący, [to jednak] nie trawi i nie niszczy duszy; […] przeciwnie, na miarę siły miłości przebóstwia ją i ogarniając ją, płonie w niej słodko i rozkosznie” (ŻPM 2, 2–3).
Rydwan może być symbolem ostatecznego poruszenia ku Bogu, które całkowicie może zawładnąć człowiekiem. Święty Jan od Krzyża pisze:
„…spełnia tu wszystko sam Bóg,podczas gdy dusza niczego nie czyni ze swej strony. Chociaż bowiem dusza nic nie może czynić sama bez pomocy zmysłów cielesnych, to jednak teraz, będąc w wysokim stopniu wyzwolona i daleka od nich, ma tylko jedno zadanie: przyjmować wszystko od Boga, który sam jeden może bez pomocy zmysłów poruszać (mover)głębię duszy i w niej działać. Dlatego też wszystkie poruszenia takiej duszy są boskie i chociaż nie są jej własnością, należą jednak do niej, Bóg bowiem wywołuje je w niej z nią razem, gdyż ona daje swą wolę i zgodę” (ŻPM 1, 9).
Rydwan, wewnętrzny motor poruszeń, jest również symbolem Ducha Świętego, gdyż to On porusza ku Ojcu wszelkie stworzenie.
Uzdrowienie wód
Pierwszej nadprzyrodzonej interwencji Elizeusz dokonuje w związku z zatrutą wodą Jerycha: woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów (2Krl 2,19). Woda w tym przypadku nie jest symbolem życia lecz śmierci i niepłodności – dwa oblicza beznadziei. Była zatruta. Jeżeli ludzie próbowali ją używać, spożywali truciznę, napełniając goryczą wnętrze, trując umysły, snując zatrute myśli, żyjąc zatrutymi uczuciami. W tekście polskim mamy woda niezdrowa. Można temu nadać wiele znaczeń: bezwartościowa, nieużyteczna w tym znaczeniu, że grunt nią nawadniany staje się coraz bardziej jałowy, pusty, niepłodny. Następnie, przykra, wreszcie gorzka, śmiercionośna, jak w Apokalipsie, gdzie czytamy: trzecia część wód stała się piołunem i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie (Ap 8,11). Uzdrowienie wód, jest symbolem jej oczyszczenia, przygotowania pod łaskę, pod ich uświęcenie przez Chrystusa.
Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli! (2Krl 2,20). Elizeusz dokonał tego za pomocą soli – nadając wodzie nowy smak życia, nadaje jej nowy sens. Sól rozstrzyga prawdę i wnosi nowy czas. Zanurzenie w misie ma charakter sądu, podobnie jak w przypadku Judasza, którego droga po tym geście przybiera formę ostatecznej zdrady (Mt 26,23). Zdradził, bo nie miał potrzebnej „soli”, co uczyniło go wyjałowionym. Sól posiada tę właściwość, że spożyta wzmaga pragnienie, działa jak ogień szukający ugaszenia.
Nowa misa to nowa przestrzeń stworzenia, nieskalane fałszem czy kłamstwem, ani tym, co napełnia goryczą czy smutkiem. Uzdrowienie może być zrozumiałe pełniej w odniesieniu do tajemnicy chrztu, który dokona się w ogniu i Duchu Świętym (Mt 3,11). Wtedy można zrozumieć dziwne słowa: każdy ogniem będzie posolony (Mk 9,49). Elizeusz, prorok boskiego ognia, rzuca ogień w wodę, który wypala truciznę.
Istnieje wyrażenie sól przymierza (Kpł 2,13), które ma moc wiązania ze Źródłem Dobra, jak i moc oczyszczenia, chroniąc przed przewrotnością. Sól jest niejako związana z prawdą rzeczy: posolić znaczy odzyskać pierwotne znaczenie, znaczenie w oczach Bożych. Posolić znaczy przywrócić prawdę, odnowić wartość. Stąd stary chrzcielny zwyczaj wkładania odrobiny soli do ust, jako symbol przekazania mądrości. Istnieje jakaś „mądrość” wody.
Elizeusz wymazuje przekleństwo Jozuego, czyni z niej wodę, która pozwala zamieszkać. Sól związana jest z początkiem, nowym porządkiem, w jakiś sposób zrywa ze szkodliwą przeszłością. Nie wyjdzie z niej ani śmierć, ani niepłodność (2Krl 2,21), lecz życie i płodność nadprzyrodzona.
Kopanie rowów
Wykopcie w tym wąwozie rowy, obok rowów… Nie zobaczycie wiatru, ani deszczu, a rowy napełnią się wodą i pić będziecie wy, wasze stada i wasze bydło.(2Krl 3, 16).
Zwycięstwo nad Moabem poprzedzone jest ważnym faktem pełnego szacunku uznania przez Jozafata, króla judzkiego (870-848), Elizeusza za proroka, dlatego zdecydował się on prorokować. Uznany niejako za „króla” proroków, mówi o sobie: Na życie Pana Zastępów, w obliczu którego stoję (2Krl 3,14), niejako w przeciwieństwie do proroków nadwornych, którzy stali przed obliczem króla. Ten, który „wie” (2Krl 2,5) poprosił o harfę, a kiedy harfiarz grał na strunach, spoczęła na nim ręka Pańska (2Krl 3,15). Harfa jest instrumentem „niebiańskim”, a często chóry anielskie wyobrażano właśnie w ich towarzystwie. Po harfę sięgano, by rozwiązywać zagadki (Ps 49,5) lub przeganiać smutek (1Sm 16,16). W duchowym znaczeniu słowo potrzebuje „akompaniamentu”, towarzystwa harmonii, uspokojenia zmysłów. Słowo objawiające dzieła Boga wymaga zharmonizowania z nimi poczynań ludzkich. Słowa te wpisane zostają w pieśń zwycięstwa w historii człowieka nad mocami zła. Tylko ci ku słowu natchnionemu „przykładają” serce, którzy mają harfy Boże (Ap 15,2).
Sens mistyczny tekstu o rowach odnosi się do kontemplacji. Zasygnalizowane są trzy działania: wykopanie, napełnienie, picie. „Wykopać” wydrążyć rowy obok rowu oznacza przygotowanie natury na kontemplację przez oczyszczenie (symbolika rowów, pustej, wydrążonej przestrzeni). Ogołocona natura w sposób niewytłumaczalny, przedziwny, zostaje wypełniona „wodą” kontemplacji, tak, że nikt nie potrafi ani tego zaobserwować, zauważyć, ani wyjaśnić. Ponieważ dokonuje się to sposobem nadprzyrodzonym, pozazmysłowym, wszyscy są zaskoczeni: nie zobaczycie wiatru, ani deszczu, nie rozpoznacie źródła. Bydło i stada to częsta metafora zmysłowej natury, która dostępuje dobrodziejstw kontemplacji. Św. Grzegorz z Nyssy w Życiu Mojżesza tłumaczy, że stada, które wyprowadził Mojżesz na pustynię i następnie skupił wokół gorejącego światła krzewu, jest symbolem skupienia „stad” ludzkich pragnień i myśli.
Elizeusz posługuje się podobną metaforyką, by zaznaczyć udział całej natury w dobrach Bożych. Godnym uwagi jest zaznaczenie, że im głębszy wykopany przez człowieka rów, tym głębsze pragnienie, tym większe przygotowanie do przyjęcia mistycznych tajemnic, gdyż „przestrzeń przyjmowania” powiększa się. Należy też przywołać mistyczne znaczenie „powodu”, dla którego człowiek został stworzony. Autor biblijny Księgi Rodzaju, tłumaczy to tak: nie było człowieka, który by uprawiał ziemięi rów kopał w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby (Rdz 2,5-6). W przywołanym tekście sens duchowy ujmuje tę samą czynność, jako przygotowanie ziemi (tego, co materialne) pod działanie Ducha Świętego (wody, która nawadnia), by zrodzić smaczny owoc (Rdz 2,9).
Również Elizeusz przygotowuje Izraela na duchowe działanie Boga, który nawadnia wodami Ducha, nieoczekiwanie od spodu, przenikając ziemię. Kopanie rowu pozostaje symbolem pragnienia. Słowa „pić będziecie” oznaczają kontemplacyjne dopuszczenie do Bożych tajemnic. Chrystus te same słowa wypowiedział do Jakuba i Jana, gdy szukali wielkości (Mk 10,39), a odnaleźli uczestnictwo w Bożym kielichu. Owo uczestnictwo zarazem związane jest z czasem próby, chrztu. Na innym miejscu słyszymy: Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia (Ap 21,6).
Kolejnym ważnym wyrażeniem jest „napełnią się”. Rowy napływają wodą, a ziemia chwałą Pana, objawiając doksologalny (od gr. doksa – chwała) wymiar stworzenia. Szczególnym rodzajem napełnienia jest napełnienie znajomością Pana, na kształt wód, które wypełniają morze (por. Iz 11,9). Znajomość chwały Boga najmocniej ukazuje się w zwycięstwie, dlatego wypełnienie rowów wodą jest zwiastunem triumfu. Inną „znajomością”, która napełnia człowieka jest „wiedza upodobania”, tzn. tego, co Bogu się podoba. Można by rzec przy objawieniu chwały z czasu chrztu Chrystusa, że Ojciec napełnia wody Jordanu znajomością tego, w czym ma osobiście upodobanie (por. Mk 1,11). W tego rodzaju mistycznej wiedzy, Bóg objawia się jako Ten, który napełnia stworzenie: Twoja łaska Panie, napełnia ziemię (Ps 119,64). Również Chrystus przychodzi jako Ten, który napełnia się, wzrasta mądrością u Boga i u ludzi (Łk 2,40).
Dzięki takiemu przygotowaniu, dokonał się rankiem zupełny zwrot w historii tej walki. Dla nas istotnym jest fakt, iż dokonało się to rano. Poranek jest szczególnym czasem. Jutrzenka – czas „wczesny” ma znaczenie poznawcze: o świcie rzeczy nabierają „kształtu”, koloru, jak w czasie stworzenia. Ranek jest czasem stworzenia. Po drugie, poranek to czas składania ofiar całopalnych (por. 2Krl 2,3). Po trzecie, jest nowym czasem, objawiającym poranek zmartwychwstania (Łk 24,22). W czasie świtania, zostaje usunięte to, co zasłania prawdę (por. J 20,1). Jest to zatem ze wszech miar czas uprzywilejowany, tym bardziej, że pobożność nie polega tylko na tym, by budzić się o jutrzence, by wielbić Pana, ale na budzeniu jutrzenki (Ps 57,9), źrenicy nowego dnia (Job 3,9). Wiąże się z poznaniem typu mattutina – świeżym, czystym, różnego od poznania typu vespertina – zmęczonego i pełnego troski. Szczególnie rankiem Bóg pobudza ucho, by prorok słuchał jak uczeń (Iz 50,4), wtedy odnaleźć można słowo krzepiące. Elizeusz objawia krzepiącą moc słowa w proklamowaniu zwycięstwa nad Moabem. Poranek w pełni słońca działa podobnie w oczach wrogów, którzy też ujrzeli łatwe zwycięstwo: Z pewnością królowie powycinali się nawzajem, uderzywszy jeden na drugiego. A teraz pójdźmy po łupy, Moabie! (2Krl 3,23). To wielkie złudzenie dokonało się na granicy, gdzie wrogowie zwołali wszystkich zdolnych do noszenia mieczy (2,21). Granica nabiera znaczenia innego, niż geograficzne. O poranku rodzi się rzeczywistość, którą Bóg ofiaruje Izraelowi.
Dzięki rowom pełnym wody, w świetle wschodzącego czerwonego słońca, wąwóz w którym przebywali Izraelici, dla Moabitów zgromadzonych i gotowych do wojny, ukazał się jako pełen spływającej krwi. Niewiele trzeba było, by domyślić się bratobójczej rzezi wśród synów Izraela. Moabici pewni siebie wyszli po pewny łup. Nieoczekiwanie zostali zaatakowani i zmuszeni do ucieczki. Mamy tu obraz szatana, który szukając łupu, zaskoczony zostaje boskim nadprzyrodzonym działaniem. W ten sposób zmienia się również sens wielu zdarzeń, w których szukający pewnego zwycięstwa, otrzymują śmiertelny cios, a zachłanność przeradza się w utratę wszystkiego.
Ironią losu pozostaje fakt, że Izrael czerpał z Moabu potężne wpływy (wełnę ze 100 tys. owiec). Po rozgromieniu zbuntowanych, Izraelici zniszczyli cały ten kraj: zburzyli miasta, wycięli drzewa, zasypali źródła, a ostatni bastion obronny, został zasypany kamieniami przez procarzy. Utracili haracz i kontrolę nad Moabem, mimo zwycięstwa. Człowiek musi kiedyś zrozumieć, że zwycięstwo nie należy do niego, lecz do Boga.
Aby nadać wydarzeniu szerszy kontekst, należy przywołać słowa Ewangelii: Duch, woda i krew – dają świadectwo (por. 1J 5,8). Nie zobaczycie wiatru, ani deszczu – symbole Ducha, ale zobaczycie wodę – napełnione miary po brzegi, jak stągwie w kanie Galilejskiej. Woda przybiera postać krwi. W ten sposób zaświadczone zostają dzieła Boże.
Ukaranie małych szyderców
Elizeusz wraca tą samą drogą, którą szedł z Eliaszem, przez Jordan aż do Betel. Tu spotyka się z pogardą dzieci, które drwią z niego, drażniąc go: Przyjdź no, łysku (2Krl 2,23). Elizeusz nie musiał być łysy, lecz mógł ostrzyc włosy. Obcięte włosy były symbolem złożonych Bogu ślubów cz obietnic, jak to mamy u św. Pawła (Dz 18,18), a w głębszym znaczeniu: poddania, uznania zależności, powierzenia się Najwyższemu. Były oznaką żalu, pokuty, świadectwem utraty kogoś bliskiego czy ważnego, wreszcie znak oczyszczenia, czy czystości. Te elementy ożywały w kontekście odejścia Eliasza, po którym Elizeusz przejmował schedę.
Naśmiewające się dzieci z proroka to ujawnienie nieprawości; tego jak daleko Betel zaszło w idolatrii, odcinając się od świątyni w Jerozolimie, iż słudzy Jahwe, jak i On sam, spotykają się ze wzgardą i szyderstwem. Być może prorocy byli powszechnie uznawani za szaleńców (por. 2Krl 9,11), a ich trzymanie się na odludziu, nie mogło spełniać roli standardu życia.
Elizeusz w odpowiedzi napuszcza na dzieci niedźwiedzie, które je rozszarpują. W duchowym wymiarze zachowanie proroka należy tłumaczyć tą samą gorliwością o chwałę Pana zastępów, jaka była przechowywana w sercu jego sławnego poprzednika, by zniszczyć którzy ważyli się drwić z Bożych spraw, chwiejąc się na wszystkie strony. Nie pochłonął ich ogień, nie dosięgło ostrze miecza, lecz zwierzęta. Niedźwiedź jest żywym wcieleniem „etosu” góry, oraz stanu rycerskiego, często umieszczany na tarczy. W innej symbolice wiąże się ze zobrazowaniem sił ciemności, jako moc „pożerająca”, zaś w odniesieniu do człowieka obrazuje świat instynktów. Być może ta ostatnia metaforyka jest tu do wydobycia. Szyderstwo z religii owocuje wydaniem na pożarcie najniższym instynktom, perwersji, degrengoladzie. W podobny sposób Bóg wydaje tych, którzy służą kłamstwu zarówno na pastwę bezecnych namiętności(Rz 1,25)oraz na pastwę nic niezdatnego rozumu (Rz 1,28). Ludzie bezbożni zostają poddani swoistego rodzaju szaleństwu. Jest ono tak mocne, tak nieodparte, jak atak niedźwiedzia. Szaleństwo to staje się tym tragiczniejsze, że zawłada człowiekiem od małego. Elizeusz przeklina dzieci, w wyniku czego wypadają z gęstwiny, tzn. z ciemności niedźwiedzie, które je rozszarpały, dosłowne, rozdarły, tak, że się „rozpadli”. Elizeusz niejako pozwolił, by ciemności pochłonęły szyderców.
Lecz w tekście o dzieciach mamy jeszcze jeden ważny moment. Wulgata tłumacząc ten fragment, wkłada w usta dzieci słowa: „Ascende, calve”, co dosłownie znaczy „wstąp”, „idź w górę!” Najwyraźniej kpili sobie z odejścia Eliasza, po którym to słynnym już wydarzeniu, wracał Elizeusz.
Interesującym jest również to, iż podana zostaje dokładna liczba rozszarpanych – czterdzieści dwa. Objawia ona coś konkretnego. Jest liczbą bluźnierstwa. W Apokalipsie czytamy, że dany został bestii czas pełni władzy – czterdziestu dwóch miesięcy. W tym czasie szyderstwa deptane będzie Miasto Święte (Ap 11,2). Symbolizuje to czas trwania zła. Niedźwiedzie nie rozszarpały wszystkich dzieci, lecz spośród nich dokładnie liczbę noszących „liczbę bestii”. Mamy tu do czynienia z symboliką sądu. Bluźniercy to wspólny mianownik dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców (Ap 21,8). Swoje miejsce odnajdują w jeziorze gorejącym.
Św. Augustyn natomiast ofiaruje nam w komentarzu do psalmu 159 interpretację chrystologiczną. Uważa, że to zawołanie „ascende” oznacza tyle, co „ukrzyżuj” (Łk 23,21), co jeszcze głębiej osadza wydarzenie historii zbawienia.
Rozmnożenie oliwy
Fragment 2Krl 4,1-6 stanowi historię długu żony zmarłego proroka, której lichwiarz zagroził zabraniem w zamian należności, dwóch synów jako niewolników. Bezradna wdowa zwraca się do Elizeusza o ratunek. Ten fragment posiada charakter zwykłej instrukcji, lecz jest bardzo bogaty duchowo.
Prorok pyta się, co posiada jeszcze w swoim mieszkaniu. Było ono już puste, w duchowym znaczeniu całkowicie ogołocone, poza jednym – oliwą, która jest symbolem modlitwy. Elizeusz poleca pożyczyć puste naczynia od sąsiadów, zamknąć drzwi, i wraz z synami nalewać kolejno do pełna.
Najpierw sam symbol oliwy, jest bardzo inspirujący. Oliwa słowa, która napełnia wszystkich obecnych, oliwa miłości – zapowiedź bez wyczerpania, aż do napełnienia wszystkiego. O ile u Eliasza związana była z czasem (baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię,1Krl 17,14), tak u Elizeusza z przestrzenią, do wypełnienia ostatniego naczynia.
Oliwa służy rozpogodzeniu twarzy (Ps 104,15), a zatem wydobywa źródła radości. Nieszczęśliwy Job używa bardzo interesującego stwierdzenia: Gdy jeszcze Wszechmocny był ze mną… oliwa płynęła ze skały (Job 29,5-6). Wyraża to niezwykła hojność Boga w darach, iż nawet w czasach trudnych nie brakowało Jobowi bogactwa i zasobów. „Miłosierna” oliwa jest najczęstszym wątkiem ulgi w cierpieniu i ofiarowanej dobroci.
W kontakcie z oliwą rzeczy nabierają sakralnego charakteru, obwieszcza błogosławieństwo, ostatecznie – symbol Ducha Napełniającego całość naczynia stworzenia. W rozpatrywanym przypadku – symbol wolności, ocalenia miłosierdzia, łaskawości, dobrobytu.
Zalecenie zamkniętych drzwi wiąże się z symboliką ukrycia. Ukrycie jest zapowiedzią obfitości dawanej w zamknięciu, hortus conclusus. Podobnego zachowania żąda Chrystus w słynnej zachęcie do ukrycia się w wewnętrznej izbie na czas modlitwy (Mt 6,6). Bóg pojawia się jako „widzący w ukryciu”, który „oddaje” nagrodę ukrytym. Za zamkniętymi drzwiami dokonuje się napełnienie naczyń. Zamknięcie drzwi dotyczy również oderwania od przeszłości, dla wdowy zapewne gorzkiej i niepewnej. Ukrycie wewnątrz: zamkniesz drzwi za sobą i synami, jest ważnym rytem odpowiedzialności matki za synów – zawiązanie i stworzenie wspólnoty ukrycia.
Napełnienie pustych naczyń przywołuje traktaty o nocach ciemnych św. Jana od Krzyża, gdzie w wewnętrznej pustce, niespodziewanie i niezależnie od człowieka, a zatem bierne, Bóg wypełnia swą obecnością. Wewnętrzne ogołocenie przyjmuje formę pragnienia – człowiek staje się niejako pustym naczyniem, „wołaniem” o Boga. Każde naczynie zgodnie ze swą „miarą” zostaje wypełnione. Zalecenie: a wypełnione odstawisz sugeruje wolność od darów.
Oliwa mnoży się, a dokładniej napełnia naczynia sąsiadów, to znaczy że modlitwa nie służy „sobie”, ale Kościołowi, a jednocześnie pozostaje „osobistym” bogactwem. Co więcej, wyzwala ona z opresji, z zaciągniętego długu, którego nie da spłacić, gdyż nikt siebie samego nie może wykupić ani nie uiści Bogu ceny swego wykupu (Ps 49,8). Dzieje się to jedynie za sprawą cudownej interwencji Boga. Opowieść wzmaga świadomość, że jesteśmy dłużnikami.
Wskrzeszenie dziecka
Fragment, który można nazwać historią dramatu Szunemitki (2Krl 4,8-37), ma bardzo podobny scenariusz w przebiegu z cyklem Eliasza (1Krl 17,17-24). Obaj prorocy stają wobec faktu śmierci dziecka osoby, która wyświadczyła im dobro. Obaj spotkali się z goryczą i zawodem matek, które czuły się oszukane i upokorzone. Kobiety chętnie przyjmowały proroków. Elizeusz obiecuje za gościnę kobiecie dziecko: O tej porze za rok będziesz pieściła syna (2Krl 4,16). Przypomina to sytuację Abrahama, któremu za gościnę aniołowie obwieścili potomka, w podobnej konwencji: Za rok o tej porze wrócę do ciebie, i Sara będzie miała syna (Rdz 18,14). Tym samym zostaje zasygnalizowany interesujący związek pomiędzy gościnnością a płodnością. Św. Paweł pisze do Filemona: przygotuj mi gościnę: ufam bowiem, że będę wam zwrócony dzięki waszym modlitwom (1,22).
Eliasz i Elizeusz podobnie dokonali wskrzeszenia – w górnej izbie, za zamkniętymi drzwiami. Dzieciom wrócono życie przez modlitwę i „rozciągnięcie się” na nich. U Elizeusza mamy dokładnie: rozciągnął się na dziecku, położył twarz swoją na jego twarzy, oczy swoje na jego oczach, dłonie swoje na jego dłoniach – i pochylony nad nim pozostawał, tak iż się rozgrzało ciało chłopca (2Krl 4,34). Te elementy „przyłożenia” mogą być związane z odzyskiwaniem kolejno: własnej godności (twarz); poznania (oczy) i siły (dłonie). W porządku duchowym chodzi o nowe życie.
Sytuacja pozwala przywołać wszystkie biblijne odzyskania dzieci – „bycie zwróconym”, od Abrahama po Maryję. Dziecko obiecane i dane przez Boga, zostaje odebrane, utracone, następnie zwrócone.
Zatruta strawa
Historia zatrutego posiłku (2Krl 4,38-41) posiada wielowarstwową głębię. Najpierw dosłowność głodu i trud wspólnych wysiłków, by mu zapobiec. Bardzo sugestywne jest wspólnota „stołu” prorockiego, kiedy to słudzy Pana gromadzą się przy kotle. Kocioł symbol odnowionych sił, ożywienia, a nawet odmłodzenia czy przemiany. Następnie, ważną informacją jest wspólne przynoszenie tego, co każdy nazbierał, co miał do dania. W Księdze Zachariasza jest mowa o kotłach poświęconych Panu, do którego wszyscy wrzucają część swej ofiary (por. Zach 14,21).
Wspólnemu wnoszeniu tego, co każdy ma do zaofiarowania, towarzyszy świadomość, że niektóre ofiary nie są doskonałe i niejako zatrute grzechem czy osobistą korzyścią, a zatem czymś, co niweczy sens ofiary. Wspólnie wniesiony trud ofiar i darów może być zatruty trucizną jednego, jak trud apostołów, szaleństwem Judasza. Podobną rolę odgrywa gorzkie ziele zwane kolokwintem, niszczące wysiłki wielu. Zatrucie goryczą może symbolizować człowieka zmysłowego, albo też fałszywych proroków, którzy sprowadzają zgubę, dla zaspokojenia swej chciwości obłudnymi słowami was sprzedadzą (2P 2,3). Ci są jak korzeń gorzki, który rośnie w górę, powodując zamieszanie (Hbr 2,15), zasłaniając czy zagłuszając prawdę. Czas fałszywych proroków jest zgubny dla wszystkich. Są oni jak piołun, zatruwający wody: Oto dam im za pokarm piołun, a za napój wodę zatrutą. Albowiem od proroków z Jerozolimy rozeszła się niegodziwość po całym kraju (Jr 23,15). W zatrutej świadomości dojrzewa grzech. I nawet jeśli pije ktoś z kielicha Pana: wyrok sobie spożywa i pije (1Kor 11,29).
Strawa w kotle została „uzdrowiona” przez mąkę. Mąka to zmielone dobre ziarno, pre-figura łaski, a także Eucharystii. Wrzucona w to, co zepsute, trujące, a zatem w duchowym znaczeniu słabe i grzeszne, potrafi uzdrowić i uczynić z czegoś przeklętego, coś, co jest w oczach Bożych błogosławione. Natura naszego kotła wypełniona czasem bywa elementami śmiercionośnymi, co św. Paweł nazywa zmysłowym, dawnym człowiekiem. Potrzeba zbawczej interwencji, by ona mogła żyć i owocować w wymiarze nadprzyrodzonym.
Rozmnożenie chleba
Pewien człowiek przyszedł z Baal-Szalisza, przynosząc mężowi Bożemu chleb z pierwocin, dwadzieścia chlebów jęczmiennych i świeżego zboża w worku. On zaś rozkazał: «Podaj ludziom i niech jedzą!» Lecz sługa jego odrzekł: «Jakże to rozdzielę między stu ludzi?» A on odpowiedział: «Podaj ludziom i niech jedzą, bo tak mówi Pan: Nasycą się i pozostawią resztki». Położył więc to przed nimi, a ci jedli i pozostawili resztki – według słowa Pańskiego (2Krl 4,42-44).
Bardzo bogaty temat głodu, nasycenia i pozostawienia ułomków, proponowany jest w Biblii od Księgi Wyjścia po Ewangelie. Dostrzegamy tutaj strukturę podobną do ewangelicznego przekazu o rozmnożeniu chleba. Elizeusz zasadniczo dostępuje łaski pośredniczenia, pomiędzy głodem ludzkim, a Bogiem, który odpowiada hojnością na krzyk zagrożonego życia. Drugą wielką łaską, której dostępuje jest dzielenie/mnożenie chleba i zboża. Wreszcie, swoista próba wiary. Dzięki temu Elizeusz może być świadkiem hojności Boga wobec ludzkiego ubóstwa. Elizeusz staje gdzieś pośrodku, pomiędzy Mojżeszem a Chrystusem, gdzie Bóg objawia się jako jedyny Karmiciel. Zgodnie z całą tradycją nowotestamentalną, odnosi się to do tajemnicy Eucharystii. Co interesujące, nasz prorok „zajmuje” tę samą pozycję, spełnia tę samą rolę, co Chrystus. Nie zajmuje się rozdawaniem chlebów osobiście, lecz daje poprzez swoich uczniów setce ludzi zakosztować cudu. Potwierdza to wspólnotę głodu, i zrodzenie nowej – wspólnoty nasycenia i wdzięczności.
Uzdrowienie Naamana
O istnieniu Elizeusza szeroki świat się dowiedział dzięki młodej kobiecie izraelskiej. Można by zinterpretować, że to młoda dziewica ujawnia tajemnicę. Naaman był dzielnym wodzem Aramejczyków, którzy walczyli regularnie z Izraelem. Był trędowaty, to znaczy nieczysty, niebezpiecznie chory, skazany na bycie poza społeczeństwem, odizolowanie. Naaman to chory śmiertelnie świat, który pragnie uzdrowienia. To niemal ikona świata: najlepsze, zwycięskie, świetne, a jednocześnie chronicznie chore. Dokuczliwe schorzenie skóry, niemal „zżeranie” na żywo, było doświadczeniem obumierania: to obraz grzechu, kary za zuchwałość. Naaman zawiadamia o swoim zamiarze przybycia króla, spodziewając się, że sławnego proroka spotka na dworze królewskim. Podobne zakłopotanie, jak za czasów Chrystusa wobec mędrców, przybywających za gwiazdą do Jerozolimy.
Naaman, już upokorzony chorobą, nie dość, że zirytował swoim przybyciem i prośbą dwór, doznaje jeszcze upokorzenia ze strony proroka, który nie wychodząc, przez posłańca daje mu proste zadanie siedmiokrotnego zanurzenia (2Krl 5,10). Słynne zanurzenie jest zwiastunem siedmiu sakramentów, pełnego obmycia i dostąpienia pełni zdrowia. Jest to tym bardziej ważne, że Naaman po uzdrowieniu porzuca rodzimy kult bogów na rzecz Jahwe (5,17).
Lecz historia trądu na tym się nie zakończyła. Gechazi, sługa Elizeusza okazał chciwość wobec darów, które proponował uzdrowiony wódz, a których ten nie przyjął. Tym bardziej została tu podkreślona darmowość Bożych łask. Gechazi natomiast, pobiegł za wodzem i kłamiąc, zażądał w imieniu Elizeusza dla proroków szat i pieniędzy. Reakcja sługi wobec „wzgardzonych” dóbr przypomina postawę Judasza. Sługa następnie skłamał wobec samego proroka, gdy ten go pytał, gdzie był. Gechazi usłyszał przekleństwo: trąd Naamana przylgnie do ciebie i do twojego potomstwa na zawsze (2Krl 5,27). Zachłanny sługa pomylił czasy: Czy teraz jest czas brać srebro, aby nabywać ubrania, drzewa oliwne, winnicę, drobne i duże bydło, niewolników i niewolnice? (2Krl 5,26). Imię sługi (gechazi znaczy „dolina wizji”) okazuje się przewrotne – to, co miało być niskie, szuka wywyższenia i bogactwa. Uosabia w ten sposób wszystkie złe i wyrachowane sługi świętych rzeczy, oczekujących nade wszystko zysku. Również Chrystus piętnował nieuczciwość sług świątyni i synagog. Co gorsze, Gechazi rzeczy nieuczciwie pozyskane, złożył w swoim domu, wiążąc dom z grzechem.
Przy okazji rozmowy proroka ze sługą padają słowa: serce moje ci towarzyszyło (5,26). Nawet w tak nikczemnym czynie serce proroka było ze sługą. Można by to przełożyć na słowa Chrystusa: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20). Towarzyszenie serca jest rodzajem troski. Lecz kiedy miara grzechu jest już dalece przekroczona, nie można już pomóc, jak u rozpustnika i bezbożnika Ezawa, który, został odrzucony, nie znalazł bowiem miejsca na nawrócenie, choć go szukał ze łzami (Hbr 12,16).
Do choroby Gechaziego autor biblijny używa wyrażenia „trąd przylgnie do ciebie”. Tego samego słowa tłumaczonego jako „przystał”, używa ewangelista, opowiadając o synu marnotrawnym, który zatrudnił się jako pasterz świń, u jednego z obywateli (Łk 15,15). Przylgnął znaczy tyle co nawiązał mocną więź, zjednoczył się, dosłownie zaś: utkwił, zatrzymał się na stałe, osiadł. Hebr. tidbaq znaczy: nie odstępować, uczepić się, trzymać się blisko. „Przylgnąć” to również słownictwo oblubieńcze dotyczące wierności Bogu (Joz 23,8; Syr 2,3), określających tych, co strzegą przykazań (2Krl 18,6). Bywa, że przystają do człowieka nieszczęścia (Ba 1,20), kiedy grzech przylega do człowieka, w przeciwieństwie, do człowieka, który przylega do Boga (Pwt 4,4). Mamy tu zatem niezwykłą antynomię pomiędzy przyleganiem do grzechu, a przyleganiem do Boga. Trąd przylega jako swoiste prawo grzechu, kieruje na drogi przeklęte, czyni takim życie. Człowiek przylega do grzechu (2 Krl 3,3), bądź do bożków (Ez 20,16). Przylega zasadniczo jego serce, co objawia się tym, że chce pójść za nimi. Tak jak kiedyś ludzie odstąpili Dawida, by pójść za Szebą (2Sm 20,2), tak i Chrystus domagał się, żeby iść za Nim (Łk 9,59; J 21,19, i inne). Mamy zatem grę „powołań”, by chodzić za bożkami i grzechem, w przeciwieństwie, do chodzenia za Chrystusem. Chodzi jednak zawsze o „zwrócenie serca” (por. 1Krl 11,2).
Wyłowiona siekiera
Siekiera ma podwójne znacznie, jest typowym elementem uzbrojenia (topór) i narzędziem głównie do pracy z drewnem. Pseudo-Dionizy mówiąc o symbolach aniołów, mówi o toporze, jako o zdolności rozróżniania przeciwieństw, jako o symbolu bystrości, przenikliwości, rozcinającej do głębi rzeczywistość. Podobną rolę odgrywa słowo Boże: Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4,12).
Synowie proroccy za pomocą siekier szukają schronienia i zamieszkania, budując domy (2Krl 6,2). Urządzić sobie schronienie przy pomocy siekiery znaczy stworzyć miejsce oczekiwania na wyroki Boże (Iz 4,6). Wulgata używa dwóch wyrażeń: „tabernakulum” (namiot, osłona) i „umbraculum” (chroniący przed skwarem). Ale tak naprawdę, schronieniem jest chwała Pańska (Iz 4,4), a człowiek ma zamieszkać i chronić się w chwale.
Ścinanie drzew posiada swój duchowy sens ujawniony przez Jana Chrzciciela: już siekiera do korzeni drzew przyłożona (Mt 3,10). Znaczy to, że wycięte musi być to, co pyszne i wyniosłe, co nieprawdziwe i niezdolne do nawrócenia. Wycinanie siekierą to forma sądu Bożego, który sięgając do korzeni, ujawnia naturę spraw i obnaża zamiary serc. Bóg przychodzi, jako Ten, który zna drogi ludzkich myśli, zna serca (Dz 15,8). A człowieka,który od sprawiedliwości przechodzi do grzechu, Pan przeznacza pod miecz (Syr 26,28).
W czasie wycinania drzew siekiera wpadła do wody. Św. Nil Asceta naucza, że siekiera, która wpadła do wody Jordanu w czasie ścinania drzew symbolizuje przemianę umysłu (metanoia)[2]. Ponieważ była ona „pożyczona”, wiemy, nie siłą własnego umysłu prorocy rozpoznawali. Potrzebna była asystencja Elizeusza.
Jordan jest rzeką graniczną, umożliwiającą wejście do Ziemi obiecanej; siekiera zaś – to narzędzie rozeznania, rozgraniczające dobra od zła. Ten przyrząd został niejako wzmocniony przez dwa wydarzenia. Po pierwsze, została zanurzona w wodach Jordanu. Stąd chrzest, radykalne wyrzeczenie się zła i dzieł szatana stanowi wzmocnienie rozeznania. Po drugie, została wyłowiona przez kawałek drewna. Symbolika krzyża, jako narzędzia osądu, wydobywa siekierę, to znaczy, że jedynie krzyż może przywołać do świadomości prawdziwe kryteria dobra i zła, tym bardziej, że prowadzi przez zgorszenie (dla Żydów) i szaleństwo (dla Greków), co narusza naturalne pojmowanie dobra i zła. Związek pomiędzy kawałkiem drewna, wodą i boskimi rozporządzeniami ukazane jest w Księdze Wyjścia: Pan wskazał mu [Mojżeszowi] drewno. Wrzucił on je do wody, i stały się słodkie (Wj 15,25). Tam też ustalił Bóg rozporządzenia i prawa.
Opowieść o straconej siekierze zdradza wezwanie do osobistego podjęcia rozeznania w tajemnicy krzyża. Elizeusz mówi prorokowi wskazują siekierę złączoną z drewnem: Wyjmij ją sobie. On zaś wyciągnąwszy rękę, pochwycił ją (2Krl 6,7). Krzyż winien pochwycony, przyjęty i być niesiony w trybie zdecydowanie osobistym. Chrystus wyraźnie stwierdza: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10,38).
Demaskowanie knowań
W kolejnym fragmencie spotykamy Elizeusza, który ujawnia i obezwładnia zasadzki króla Aramu (2Krl 6,8-21). Demaskuje zło kreowane w zaciszu królewskich gabinetów. Prorok nie tylko powtarza słowa Boga, ale ma zdolność demaskowania zła ludzkiego – towarzyszy sercem, jak przy słudze Gechazim. Można by powiedzieć, że knowane zło wprowadza w ekstazę prorocką. Wodzowie króla orzekli: To Elizeusz oznajmia słowa, które wymawiasz w swym pokoju sypialnym (2Krl 6,12). Pokój sypialny może być jednocześnie miejscem „cudzołożenia” z bożkami, wchodzenie w obcowanie w demonem – takie obcowanie z bożkami, że wchodzi się w idolatrię. Swoją drogą Eklezjastyk ostrzega: w myślach nawet swoich nie złorzecz królowi ani w sypialni swojej nie przeklinaj możnego, bo ptactwo powietrzne zaniesie głos, a to, co skrzydlate, doniesie słowa (Ekl 10,20).
Elizeusz w jakimś sensie ujawnia prawdę, ujawnia knowania – grzech, w ten sposób spełnia posługę podobną do Ducha Świętego, który przekonuje świat o grzechu (J 16,8). Są ludzie, którzy przez nieprawość nakładają pęta prawdzie (Rz 1,18). Prorocka funkcja objawia się w zrywaniu pęt z prawdy, co doprowadza czasem rządzących do pasji.
Król Aramu zarządził obławę, otoczył Elizeusza, jak prawdę, którą się osacza i rozkazał go ująć. Ale wtedy objawia się kolejny fragment rzeczywistości. Przerażony sługa wobec kordonu wojsk woła: Panie, jakże postąpimy? (2Krl 6,5). W odpowiedzi słyszy: Nie lękaj się, bo liczniejsi są ci, co są z nami, aniżeli ci, co są z nimi (2Krl 6,16). I otwarto oczy sługi, by zobaczył całą górę pełną ognistych rumaków otaczających Elizeusza. Ogniste rumaki i rydwany występują również w Apokalipsie, gdzie czytamy: I tak ujrzałem w widzeniu konie i tych, co na nich siedzieli, mających pancerze barwy ognia, hiacyntu i siarki. A głowy koni jak głowy lwów, a z pysków ich wychodzi ogień, dym i siarka (Ap 9,17). Rumaki strzegą dokonania się boskich wyroków. Boska prawda otoczona boską mocą ognistych rumaków, które nie pozwalają upaść na ziemię żadnemu słowu.
Elizeusz, aby wyjść z opresji, korzysta z wewnętrznego ducha zaślepienia żołnierzy. Życie kłamstwem i nienawiścią pozwala łatwo manipulować. Pan dotyka ich ślepotą, tak, że już nie wiedzą jaką drogą podążają, ani do jakich docierają miejsc. Elizeusz wprowadza ich do samej stolicy Samarii. Tu odsłania drogi boskiej pedagogii. Nieprawym, którzy zmylili drogi i miejsca ukazuje, że dotarli w sam środek wrogich terytoriów. Lecz tutaj nie tylko daruje im życie, ale nawet każe nakarmić i odprawia bezpiecznie do granicy. Wróg został „rozbrojony” okazanym miłosierdziem i względami. Podobnie Chrystus, pojednał ludzi z Ojcem, gdy byli jeszcze nieprzyjaciółmi (Rz 5,10), wprowadził ich w sam środek swego miłującego Serca, mimo, że ludzie przyszli Go zabić. Tu karmi ich i posila, pozwala wrócić do codziennego życia i promuje pokój. Zaprzestanie nękania ze strony Aramejczyków jest dowodem zmiany polityki, a w sensie duchowym – nawrócenia. Elizeusz ukazuje naturę swego imienia: Bóg jest zbawieniem. Wątek okazanego miłosierdzia wobec wrogo nastawionych ludzi staje się wprowadzeniem w centrum mentalności chrześcijańskiej.
Obfitość głodu, obfitość nasycenia
Kolejny fragment (2Krl 6,24-7,2) dotyczy oblężenia Samarii przez Aramejczków pod wodzą Ben Hadada, głodu i niespodziewanego finału. Długotrwałe oblężenie powoduje głód, tragiczne widmo śmierci. Przetrwanie wymaga coraz większych poświęceń i ofiar, aż po własne dzieci. Dochodzi do kanibalizmu, matki gotują własne dzieci (2Krl 6, 28-29). Można to potraktować jako metaforę karmienia własnych głodów, pożerania inicjatyw, tego, co człowiek stworzył i zrodził w sensie ogólnym, dzieł rąk własnych. Drugi wątek, to narastająca wrogość okazywana Bogu i Jego sługom, wobec przedłużającego się nieszczęścia. Dopuszczając do oblężenia, Bóg dopuszcza do sytuacji, z której nie ma wyjścia. Wobec przerażającego widma śmierci, końca wszystkiego, wszelkiej nadziei, Bóg stawia obietnicę pełni dobrobytu, obfitości wszystkiego, mnóstwa skarbów. Mówi niejako: wszystko jest w zasięgu ręki. I to całkiem łatwej dostatniości, danej za darmo.
Kiedy król z rozpaczy przychodzi, by wywrzeć swój ostatni gniew i zabić Elizeusza, słyszy: Jutro o tej samej porze jedna sea[3] najczystszej mąki będzie za jednego sykla, dwie sea jęczmienia też za jednego sykla – w bramie Samarii (2Krl 7,1). Obietnica brzmi jak szyderstwo z nieszczęścia; wszystko wydaje się tak nieprawdopodobne, że niemożliwe. Daje temu wyraz tarczownik, na którego ramieniu opierał się król: Chociażby nawet Pan zrobił okna w niebiosach, czy mogłoby spełnić się to słowo? (2Krl 7,2). To, że król „opierał się” na jego ramieniu dowodzi wysokiego stopnia zaufania: zapewne zaciągał u niego rady, przyjmował czy uwzględniał jego punkt widzenia. Być może to on podpowiedział królowi, jak ukierunkować swój gniew, może sam miał wiele powodów, by zgładzić Elizeusza. Mamy tu znakomitą dwuznaczność słowa: opierać się na kimś, na czymś, oprać się czemuś, komuś.
Kiedy człowiek lub społeczeństwo oblegane jest przez zło i nieprzyjaciół, często nie szuka w sobie winy, lecz oskarża niebiosa i sługi Boże obciąża za sytuację. W encyklice „Spes salvi” Benedykta XVI możemy przeczytać o „iluzji niewinności”. W ten sposób kreuje się kozła ofiarnego, na którego grzeszna wspólnota składa swój grzech i wszystko, co złe, by w końcu rytualnie go wypędzić spośród siebie lub dosłownie zabić. Dotyka to zazwyczaj niewinnych lub „domniemanego” wroga.
Elizeusz w odpowiedzi na pogardliwe i zuchwałe stwierdzenie, wypowiada do tarczownika słowa: Ty właśnie ujrzysz to swoimi oczami, lecz jeść z tego nie będziesz! (2Krl 7,2). Można w tym dopatrywać się istoty potępienia: widzieć, wiedzieć o szczęściu, mieć je w zasięgu ręki, lecz w nim nie uczestniczyć. U źródeł tkwi sprzeciwianie się Duchowi Świętemu. Sytuacja jest stanowczą próbą dla wyobraźni religijnej. W momencie największej beznadziei, niemal w bramach śmierci, pojawia się wizja cudownego dobrobytu, łatwego bogactwa. Można by powiedzieć, im dalej w śmierć, tym dostatek narasta, staje się niewyobrażalny. Człowiek staje na granicy możliwego i niemożliwego; co więcej, nie mając żadnych możliwości otrzymuje obietnicę wszystkiego. Ale przeczy temu sytuacja, fakty, cała uciążliwa dostępna rzeczywistość, której można przeciwstawić jedynie słowo obietnicy, która brzmi zupełnie absurdalnie. Nie ma już żadnego wyjścia, prócz śmierci, w której Bóg ukazuje obietnicę, brzmiącą jak mrzonka. Bóg ofiaruje rozwiązanie poza horyzontem „możliwości” i oczekuje na ślepą ufność w Jego wszechmoc. Wtórują temu słowa psalmu: Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie; choćby wybuchła przeciw mnie wojna, nawet wtedy będę pełen ufności (Ps 27,3). Elizeusz musiał swą ufność przeciwstawić wątpieniu całego oblężonego miasta. Zdajemy sobie sprawę, jak dalekosiężne mogą być słowa: Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony (Rz 10,11). Zawstydzona zostaje natomiast ludzka małoduszność. W tym momencie możemy odczytać wypełnienie prawdy o Chrystusie, bo czyż ktoś tak pohańbiony, poniżony jak Ukrzyżowany może ofiarować zbawienie? Dziś wiemy, że ofiaruje je właśnie dzięki hańbie. Jest to nie do utrzymania w ramach „rozsądnej” religii. Ale prawda jest następująca: Oto kładę na Syjonie kamień obrazy i skałę zgorszenia, a kto wierzy w niego, nie będzie zawstydzony (Rz 9,33). Hańba staje się źródłem chwały.
Po scysji na dworze, Biblia przenosi nas poza miasto, gdzie czterech trędowatych rozważa desperacką decyzję: Po cóż tutaj siedzimy, aż pomrzemy? Jeżeli powiemy: Chodźmy do miasta – a w mieście panuje głód – to tam umrzemy. Jeżeli zaś zostaniemy tutaj, również umrzemy. A teraz – nuże – zbiegnijmy do obozu aramejskiego. Jeżeli nas pozostawią przy życiu, to będziemy żyli. Jeżeli zaś nas zabiją, to umrzemy (2Krl 7, 3-4). Niektórzy twierdzą, że to Gechazi z synami, których dotknął trąd chciwości. Idąc, przemierzyli cały obóz Aramejczyków, ale nie znaleźli nikogo. Aramejczycy uciekli w popłochu, gdyż usłyszeli turkot rydwanów, tętent koni i wrzawę ogromnego wojska. Wydaje się, że Bóg pozwolił im usłyszeć potęgę anielskich zastępów, towarzyszących Elizeuszowi, a ponieważ nieprawy łatwo ulega złudzeniu i boi się tam, gdzie bać się ma czego, napełnieni strachem zinterpretowali to jako nadciągające niezliczone wojska Egipcjan i Chetytów. To, co najbardziej robi wrażenie, to fakt, że Aramejczycy uciekli w chwili, gdy Izraelici byli złamani i o krok od poddania się, ponieważ nikt już nie wierzył w ocalenie. Drugi fakt, który zasługuje na uwagę, jest pozostawienie absolutnie wszystkiego, nawet szat i koni, na których mogliby szybciej uciec. Nagość uciekających oznacza odsłonięcie tajemnic, obnażenie sensu, tak, jak młodzieniec, którego chciano pochwycić, porzucił prześcieradło i nago uciekł, w czasie, gdy Chrystus został pojmany i prowadzony do najwyższego kapłana (Mk 14, 51-52). Nagość odsłania również hańbę. Jest to hańba ucieczki w dzień zwycięstwa. Biblia mówi, że zwiadowcy, którzy wyruszyli, by spenetrować obóz i przekonać o danej obietnicy, dotarli aż do Jordanu. Można zatem stwierdzić, że cała ziemia została ogarnięta spełnieniem obietnicy, wypełniona czasem zbawienia i nigdzie nie natrafiono na wrogów.
Rydwan Izraela
Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze! (2Krl 13,14) zawołał Joasz, król izraelski do Elizeusza. Było to imię „rozpoznania”, imię potęgi. Te same słowa wypowiada Elizeusz o Eliaszu (2Krl 2,12). Rydwan jest nie tylko pojazdem wojennym, ale samego Boga. Pierwsze, w sensie duchowym wyraża to, iż Eliasz był jak anioł – niejako częścią Bożego „oręża”, częścią Jego zastępów. Był dostojnym, ale i ze względu na łoskot kół, był psychologicznie ważnym elementem uzbrojenia. Apokalipsa mówi o łoskocie skrzydeł (Ap 9,2) wielokonnych wozów, pędzących do boju (Ap 9,9). Rydwan był najbardziej ofensywną częścią wyposażenia, nie można było nawet w nim usiąść. W duchowym znaczeniu chodzi o nepsis, bojowe czuwanie, oczekiwanie na rozkaz ruszenia do starcia. Wyrażał gotowość walki, nocnego i dziennego czuwania, coś przeciwnego do uśpienia czy lenistwa. Rydwan, można by rzec, to gorliwość w stanie czystym. Pozostaje starożytnym wyobrażeniem szybkości, odwagi, energicznej i elastycznej obecności, nie dającym się zaskoczyć. Boski rydwan w mistycznym znaczeniu jest wtajemniczeniem, godnym zobrazowaniem niebiańskiej podróży, sięga bowiem oblicza Pana (por. Za 6). Ponieważ dostępuje Bożych sekretów, oznacza ich znajomość i wiedzę duchową – np. w wizji Ezechiela rydwan posiada koła pełne oczu (Ez 1,18), a dokądkolwiek poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach (Ez 1,19).
Istnieje ciekawy związek pomiędzy rydwanem a obłokiem. W psalmie 104 czytamy: Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na skrzydłach wiatru (Ps 104,3), a Nahum mówi o rydwanie obłoku (1,3), co wiąże wyobrażenie potęgi Pana i Jego dróg. Rydwan to z jednej strony moc wynosząca na obłoki, z drugiej – zstępująca moc Boga „zasłaniającego” w obłoku. Rydwan i obłok ukazują, gdzie mieszka Pan. W nieco luźnym skojarzeniu możemy symbolem rydwanu obdarzyć obecność Ducha Świętego, również osłaniającego Maryję.
Rydwan daje możliwość szybkiego przemieszczania się. Eliasza można porównać do człowieka szlachetnego rodu, który udał się w kraj daleki, aby zyskać godność królewską i wrócić (Łk 19,12). Prorok odbywa podróż, by dostąpić większej godności i powrócić w „swoim” czasie, gdyż jest zachowany na czasy stosowne (Syr 48,10).
Określenie „rydwan i jego jeździec” sygnalizuje rozróżnienie pomiędzy pojazdem (wozem) a woźnicą. W pierwszym znaczeniu duchowym chodzi o rozróżnienie strukturalne w antropologii, pomiędzy ciałem i duszą, harmonizowanie sił niższych i wyższych, poddanie tego co materialne, temu co duchowe. Tak jak wóz jest poddany woźnicy, również ciało winno być podległe duszy, zmysłowa część – duchowej. Wtedy człowiek duchowy może być podniesiony w boskie dziedziny. Jeździec wyraża potęgę władzy, wiedzy, przewodnika, który żywioły i moce, bierze je w posiadanie i uświęca. Wóz jest wyrazem mocy życia (bios), woźnica – umysłu (nous), oświeconego boskim światłem. Towarzyszący zazwyczaj rydwanowi ogień jest symbolem miłości, która wynosi i zbliża do Boga, rozpalając coraz bardziej czystą, wysoką miłość. Ognisty wóz wyrażając moc namiętności opanowany przez woźnicę, wyraża gwałtowność boskiej miłości, która rozpala ducha i czyni duszę straszliwą dla wrogów. Wóz mistyczny wraz z jeźdźcem wyraża symbol wznoszenia życia w dziedzinę nieśmiertelności, przekroczenie ograniczeń doczesności i drogi ciała. Jest też istotą ascezy – boskiego wznoszenia, które przechodzi w poryw boskiej miłości.
Następna warstwa znaczeniowa wyraża zależność pomiędzy uczniem a mistrzem. Ich wewnętrzny związek, zostaje ściśle określony i odnajduje swa pełnię w zupełnym posłuszeństwie. Uczeń nie tylko ma potrzebę mistrza, ale odnajduje w nim tego, który uosabia doskonałość, obdarza go autorytetem, ufa jego mądrości, ocenom. Oczekuje, że mistrz nie tylko nauczy go pewnej sztuki czy pozwoli rozwinąć określoną część podmiotowości, ale powierza mu siebie, składa w jego ręce tajemnicę całej osoby, by pozwolił mu dotrzeć do własnej tajemnicy, do której nie ma jeszcze dostępu. Mistrz w pewnym sensie ofiaruje klucze i pozwala dorastać do pełni. W relacji mistrz-uczeń najważniejsza jest ich wewnętrzna jedność, a także otwarcie na to, co jest poza nimi. Zarówno mistrz, jak i uczeń nie mogą wierzyć jedynie własnym projektom, interpretacjom, eksponować własnej wartości, lecz przechodząc przez tajemnicę nicości i bezsilności, żywić się trudną prawdą o wielkości człowieka. Mistrz prowadzi mocą miłości do duchowego Jordanu, granicznej przestrzeni, gdzie człowiek rodzi się w prawdzie, mocą krzyża. Mistrz nade wszystko pozwala rodzić się do prawdy, jak matka rodzi dziecko, na drodze pełnej bólu, niepewności i oczekiwania. Właściwa postawa ucznia przyjmuje trzy formy: docilitas (pouczalność), podatność na to, co przychodzi z góry, pietas (wdzięczne przywiązanie), wreszcie predilectio (umiłowanie, upodobanie). To umiłowanie stanowi zarazem rdzeń ich jedności.
Strzały
Jednym z ostatnich wydarzeń za życia Elizeusza jest „uformowanie” wizji przyszłości Izraela. Prorok przychodzi do króla, by z jego pałacu zakreślić horyzont panowania. Czyni to za pomocą łuku i strzał.Strzała ma to do siebie, że szybuje często szybko i niewidocznie nagle osiągając cel. Zazwyczaj nie widać tego, kto ją wypuszcza, razi z daleka. Przypomina w swym działaniu grom, który uderza niespodzianie, jak błyskawica (por. 2Sm 22,15). W tekście czytamy o Joaszu, który wypuszcza strzały z głębi swego domu, mając na łuku dłoń Elizeusza. Domyślamy się o bożym ich prowadzeniu. Były to strzały zwycięstwa od Pana (2Krl 13,17). Łuk o potężnym łęczysku, wzmocnionym dłonią Elizeusza na majdanie, pozwalał królowi dopełnić Bożego wyroku. Miał być pokonany wróg, ale Joaszowi zabrakło i przekonania i gorliwości. Na rozkaz proroka uderzył co prawda strzałami o ziemię, lecz tylko trzy razy. Zwycięstwo zostało w ten sposób ograniczone przez wątpienie i lenistwo.
Duchowe znaczenie strzały może być dwojakie. Sagitta, pochodzi od łac. sagire – szybko poznać, chwycić w lot, błyskawicznie ogarnąć, przemierzyć coś jak strzała. Wtedy staje się ona promieniem. Druga symbolika jest miłosna. Mistycy mówiąc o Bożym działaniu, chętnie używają wyrażenia „miłosny grot” oraz wspominają o łasce przebicia serca. Bóg zdobywa swą „ofiarę” miłości z daleka (z wysoka), raniąc ją grotem miłości – dającym niezwykłą rozkosz i cierpienie zarazem. Strzały miłości zapewne mają wiele wspólnego z drzewem życia i drzewem poznania, gdyż zasadniczo strzały robione są z drewna. Miłość zwycięża podnosząc.
Joaszowi polecono otworzyć okno na wschód. Było to okno „obfitości” łaski. Elizeusz pragnął zapewne, by król „zobaczył” tę samą możliwą przyszłość, co on sam, w kierunku, z którego przychodzi zbawienie. Joasz rzeczywiście otworzył się na łaskę, na nowy czas. Istnieje jakiś przedziwny związek pomiędzy otwartymi oknami, a otwartymi niebiosami. Można by przywołać znane „okna niebios”, o których mówił tarczownik (2Krl 7,2). W mistycznym znaczeniu otwarcie okiennic jest otwarciem na promienie łaski. Jak o poranku, gdzie Bóg „wchodzi” do wnętrza, by napełnić duszę skarbami (ŻPM 3,48). Bóg jest Bogiem czuwającym (Ps 121,4), by gdy tylko otworzą, wejść. W tym duchowym otwarciu znajduje źródło stan bierny. Otwarcie okna uwidacznia to, co znajduje się wewnątrz, w sercu. Św. Teresa od Jezusa mówi o „okiennicach umysłu” (Tw VII 1,9), których otwarcie daje pewność boskiego działania. Gdy z woli Boga okno duszy zostaje otworzone, człowiek widzi Boże działanie. Zanim odniesie zwycięstwo, tzn. dostąpi zjednoczenia, otwarcie okiennic daje poznanie siebie. Joasz mógł uczestniczyć w czymś o wiele większym, lecz ze względu na małoduszność, jego nieprzyjaciele będą go srodze nękać, a nawet mogą mu odebrać zwycięstwo.
Kości życia
Ostatnim wydarzeniem przytaczanym o Elizeuszu nie jest jego śmierć, lecz udokumentowanie życia, również jak w przypadku Eliasza – nieśmiertelności. W trzynastym rozdziale Drugiej Księgi Królewskiej czytamy, że grzebiący człowieka ujrzeli jeden oddział nieprzyjacielski. Wrzucili więc tego człowieka do grobu Elizeusza i oddalili się. Człowiek ten dotknął kości Elizeusza, ożył i stanął na nogi (13,21).
Kość w symbolice biblijnej oznacza istotę czegoś, coś najgłębszego, ukrytego – rdzeń. Kość z kości (Rdz 2,23) – istota z istoty; drugie znaczenie – to coś najbliższego, trzecie – część najbardziej trwała. U Elizeusza istota – „kości” wyrażona została jako moc życia, która trwa i nie może go przerwać nawet śmierć. To, co w Eliaszu zostało utrwalone w ognistym porwaniu, tak, u Elizeusza – w „mocy” kości. Symbol siły i mocy cnót, które czynią nieśmiertelnym przed Bogiem. Co więcej, ma moc ożywiania, przywracania do życia. Można tu szukać nie tylko porównań z powrotami do życia, (np. Łazarz), ale i upatrywać niedoskonałej symboliki mocy zmartwychwstania, które przywraca do życia nie tylko Chrystusa, ale i całą ludzkość.
Co interesujące, dotykanie kości czyniło nieczystym. A zatem mamy dodatkowo przełamanie przekleństwa rytualnej nieczystości. Ale nie tylko to. Tekst mówi: ożył i stanął na nogi. Można to odnieść do symboliki uzdrowienia duchowego. Być może mamy tu do czynienia ze szczególną adekwatnością słów: Wszystkie moje kości powiedzą: «Któż, o Panie, podobny do Ciebie, który wyrywasz biedaka z mocy silniejszego, z mocy grabieżcy (Ps 35,10). Grabieżcą jest szatan i śmierć, wyrwanym – każdy biedak uwikłany w grzech, który został ranny czy też poległ w wojnie. Możemy stąd czerpać nadzieję, że to, co silniejsze i bezwzględne, może być pokonane. Potwierdza to kontekst, w którym czytamy o Moabitach, że wpadali do kraju, by grabić (2Krl 3,20).
Życie i duch odzyskują na własność to, co przynależy do Życia i Ducha, gdyż pozwala mu się „stanąć na nogi”. Gdy istota (kość) zostaje wypełniona życiem i duchem, rozlewa się chwała życia, której nie sposób powstrzymać.
Istota tekstu o ożywiających kościach Elizeusza spełnia tę samą rolę, jak wóz ognisty u Eliasza – dotyczy utrwalenia życia, jego nieśmiertelności. Tekst ma przekonać, że idea życia nie kończy się z doczesnością, a ożywiający dotyk jest częścią jego charyzmatu.
O. Marian Zawada OCD
[1] Por. M. Zawada OCD, Ogrody rozmodlenia (charyzmat Karmelu), Kraków 2008.
[2] Za: K. Leśniewski, Nie potrzebują lekarza zdrowi… Hezychastyczna metoda uzdrawiania człowieka, Lublin 2007, s. 222.
[3] Sea = 15 kg.
http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=257:eliz&catid=22:poczyta-warto-&Itemid=68
******
******
W Soisson, we Francji – świętych Rufina i Walerego, męczenników. Ich historyczność poświadczona jest wczesnymi dowodami zlokalizowanej czci, a nie pisanymi, wiarygodnymi relacjami o ich życiu i śmierci. Miejscowy zarządca Rykcjowar kazał ich podobno wrzucić do rzeki Vesle.
Niedaleko Remiremont, w Wogezach – bł. Ryszarda, opata. Reformator mniszej obserwy, nowe życie wlał w aktywność kilku zakonnych wspólnot na terenie Flandrii, Walonii i zachodniej Francji. Dbał o skryptoria, biblioteki i wychowanie młodych. Zmarł w roku 1046.
oraz:
bł. Alojzego Marii Palazzola, prezbitera i zakonnika (+ 1886); świętych męczenników Anastazego, prezbitera, i Feliksa, mnicha (+ 852); św. Eteriusza, biskupa (+ VII w.); św. Kwinkcjana, biskupa Rodez (+ ok. 526); św. Marcjana, biskupa i męczennika (+ I w.
*********************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
Oto cała tajemnica szczęścia
Valerio Albisetti / slo
Zawsze się dziwię, gdy słyszę, że ktoś mówi o szczęściu. Bo szczęście, samo w sobie nie istnieje. Słowo “szczęście” działa magicznie. Przyciąga uwagę. Jest złudzeniem.
W cywilizacji takiej jak nasza, gdzie dominującą wartością jest handel, wymiana, bycie szczęśliwym staje się stanem obiektywnym, do którego się dąży, etapem, czymś, co można kupić, czy w jakiś inny sposób posiąść, mieć, czy też – zważywszy, że rywalizacja przenika wszystkie dziedziny życia – jest celem, który trzeba osiągnąć. Tak czy inaczej, jest czymś wobec nas zewnętrznym. Lecz poza nami istnieje nicość.
Współczesny człowiek może mówić o szczęściu, bo oddalił się od swego naturalnego cyklu, a zbliżył się do tego, co ja nazywam “delirium wszechmocy”. Dzięki postępowi techniki, który nigdy nie był tak ogromny jak dzisiaj, człowiekowi wydaje się, że może wszystkim rozporządzać i wszystko osiągnąć. W ten sposób stworzył on produkty, marzenia, które wszyscy, a przynajmniej większość ludzi, chciałaby mieć, tak jakby raz zdobyte pozostawały one w nas. Szczęście polega dzisiaj na zabawie. Bawić się, to – kupować, konsumować, posiadać jedzenie, ubrania, domy, przedmioty, ciała, filmy, książki i tak dalej.
Bycie szczęśliwym, to dzisiaj nakaz, rozkaz ze strony mody i obowiązującego sposobu myślenia. Ode mnie, na przykład, wiele osób oczekuje wskazówek, jak nauczyć się być szczęśliwym. Ja zaś sądzę, że ci, którzy nie czekają na rady czy wskazówki, rozpoczęli już swą podróż ku szczęściu. Bo wszystko zostało już w nas wpisane. Szczęście również.
Bycie szczęśliwym to doświadczenie osobiste, wewnętrzne. To sposób bycia, nie zaś posiadania. To tło naszej egzystencji.
Jako człowiek wierzący, nigdy nie szukałem szczęścia na tej ziemi. W moim własnym słowniczku już dawno w miejsce słowa “szczęście” wpisałem “spokój duchowy”, “radość płynącą z życia, z tego, że można być narzędziem służącym do realizacji projektów”.
Moje szczęście polega na porozumiewaniu się z samym sobą i z drugim człowiekiem, na rozumieniu siebie i na zrozumieniu, na poznawaniu.
Wejście w głąb ludzkiej istoty, stworzenia, to wejście w głąb szczęścia. Chciałbym zatem omówić kilka warunków, które mogą okazać się pomocne, jeżeli zechcecie wejść na drogę, którą ja idę od dłuższego już czasu.
Po pierwsze: posiadanie celu.
Nie ujmujcie życia w kategoriach łatwe – trudne. Nic nie jest łatwe, nic nie jest trudne. To też są słowa, o których należy zapomnieć. Na zawsze. Włączcie natomiast do swojego słownika terminy: cel, zamiar, intencja. I będzie istnieć tylko droga do zrealizowania danego celu, danego zamiaru, danej intencji. Droga ta będzie się składać z chwil trudnych, z chwil odpoczynku, z chwil zmęczenia, z chwil zadowolenia, z chwil strachu, z chwil lęku, z chwil radości, z chwil spokoju ducha, lecz nigdy nie staniecie w miejscu, bo zawsze będziecie mieć przed oczyma cel. Nie wybieraj nigdy rzeczy łatwych, ani w duchu masochizmu, najtrudniejszych, ale rób plany. Trudności należą do istoty drogi.
Wszystko to sprowadza się do wiary. Wiary w nas, w nasze możliwości Bożego stworzenia, w to, że możemy uczestniczyć w planach, że wierzymy w naszą zdolność kształtowania siebie samych w oparciu o swoje osobiste doświadczenia i o zdobycze poprzednich pokoleń.
Po drugie: wolność.
Chodzi o wolność nie wchodzenia w struktury władzy. W naszej zepsutej cywilizacji władza przenika każdą dziedzinę życia. My, Włosi możemy coś o tym powiedzieć. Walczy się o wszystko. Nawet kultura całkowicie podporządkowała się władzy. Młodzi ludzie o wybitnej inteligencji szukają władzy.
Wszystko dzisiaj jest władzą. A przecież władza nigdy nie prowadzi do szczęścia. Nie wierzcie we władzę!
Władza wydaje się rzeczą najbardziej realną, najbardziej dostępną dla człowieka, ale historia ludzkości pokazała, że jest ona jedną z najbardziej kruchych i nietrwałych zdobyczy. Władza nie daje człowiekowi wolności: albo się władzy poddajesz, albo ją sprawujesz, a w tym drugim przypadku jest ona absolutnym panem.
Po trzecie: odwaga.
Odwaga pozostania żywym w swoim wnętrzu. Bo człowiek to istota, która jest wciąż w drodze. Bez względu na to, czy chce, czy nie chce. Niestety dzisiaj wiele osób nie jest aktywnych, nie pracuje nad swym wnętrzem. Telewizja, na przykład, przyzwyczaja nas do tego, żeby nie myśleć, żeby wszystko biernie wchłaniać. Musimy ponownie nauczyć się milczenia. Nauczyć się nie bać się samych siebie i zaakceptować stan samotności. Wyłącznie w ciszy i w samotności dochodzą do głosu najgłębsze intuicje.
Odwaga to także dokonywanie wyborów. W życiu zawsze się wybiera. Starajcie się zatem dokonywać wyboru w obrębie danego projektu, mając na uwadze dany cel.
Po czwarte: pokora.
Aby móc owocnie wykorzystywać własne wnętrze, trzeba nauczyć się pokory. Pokora pozwala na ciągłą, krytyczną samoocenę. Jeśli człowiek zamknie się w swoim narcyzmie i zatrzyma się w miejscu, być może poczuje się silniejszy, rozsądniejszy, a tymczasem będzie zamknięty w więzieniu o lustrzanych ścianach, gdzie zawsze i wszędzie będzie widział własne odbicie.
Po piąte: szczerość.
Żyjemy w społeczeństwie, które nie uczy nas prawdy. Niestety, uczymy się przestrzegania pewnych reguł, nie przywiązując wagi do tego, że działają one na niekorzyść życia wewnętrznego ludzkiej jednostki.
W wielu wypadkach powinniśmy mieć odwagę zdobyć się na nieposłuszeństwo.
Powinniśmy zawsze starać się być szczerzy. Czy stracimy przez to przyjaciół? Jeśli ich stracimy ze względu na szczerość, to dlatego, że nie byli naszymi przyjaciółmi.
Po szóste: wytrwałość.
Teraz wszyscy chcą mieć wszystko i natychmiast. Szczególnie ludzie żyjący u schyłku dwudziestego wieku wyrażają swą istotę poprzez pragnienie. Odnosi się wrażenie, że utraciliśmy swoją dojrzałość i cofnęliśmy się do stadium dziecięcego, gdzie istnieje tylko pragnienie i gdzie trudno jest zrozumieć dyscyplinę, trening, pracę, wytrwałość.
Aby móc ograniczyć nerwicę, jaka towarzyszy nam od pierwszych lat życia, trzeba się nauczyć, że nic nie dzieje się natychmiast. Wszystko, a szczególnie sukces w sferze psychicznej, jest wynikiem długotrwałego osobistego wysiłku, najczęściej cichego i na pierwszy rzut oka niezauważalnego.
Społeczeństwo chce zapomnieć tak rzadko już dzisiaj używane terminy, jak wytrwałość, niezmienność. Ich miejsce mają zająć: pragnienie, potrzeba, to, co znajduje się na zewnątrz nas, wygląd zewnętrzny. Ale bez wytrwałości, woli i dyscypliny, pragnienie pozostałoby samo, zgasłoby natychmiast. Wielu z nas, obecnie jest tylko rezultatem zespołu emocji, wrażeń, pragnień, które zapalają się i natychmiast gasną. Musimy odświeżyć w swoim prywatnym słowniku słowa “wola”, “wytrwałość”, tak, abyśmy mogli wziąć udział w twórczej wizji, a co za tym idzie, pójść drogą prowadzącą do ograniczenia nerwicy, do szczęścia.
Po siódme: pomyśleć czasem o śmierci.
Może wyda się to wam paradoksalne, moje słowa odpychające, oschłe, ale posłuchajcie mnie jeszcze przez moment! Nie twierdzę, że macie myśleć o końcu w sposób obsesyjny, maniakalny czy depresyjny, ale po prostu liczyć się z tym, o czym wiemy już od urodzenia. Uwolnijcie się od niewiedzy, od powierzchowności, od strachu.
Dam wam jeszcze jedną radę, która jest równocześnie życzeniem: obserwujcie uważnie otaczające was sprawy i zajmijcie się najdrobniejszymi z nich. Nie gońcie za wielkimi rzeczami, za mitami, za wielkimi słowami, za wielkimi uczuciami. One są tylko złudzeniami, bo nigdy nie umierają. Bądźcie blisko rzeczy, które umierają, nawet gdyby ich żywot trwał zaledwie jeden dzień, a będziecie mieć w ręku tajemnicę szczęścia.
Więcej w książce: Zazdrość – cecha wrodzona czy nabyta? Jak przezwyciężyć uczucie stare a wciąż nowe? – Valerio Albisetti
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,158,oto-cala-tajemnica-szczescia.html
*******
Szczęście jest bliżej niż myślisz
ks. Andrzej Zwoliński / slo
Przejawy szczęścia doświadczane są przez człowieka jako te elementy życia, które nadają mu sens, dla których warto istnieć. Szczęście wydaje się być blisko życia, stapia się z nim, tworzy jedną całość, nadając mu wyjątkowy charakter.
Chociaż jest trudno opisywane i nazywane, to jednak ma bardzo konkretny przekład na poczucie zadowolenia, uśmiech czy radość codzienną. Istotne elementy szczęścia funkcjonują w najbliższych — w sensie przestrzennym — relacjach z innymi ludźmi.
Jednym z mechanizmów odczytywania własnego poziomu szczęścia jest porównywanie się z innymi. Niekiedy stanowi ono rodzaj terapii, zwłaszcza gdy nagle człowiek znajduje się w sytuacji chorobowej czy znacznie gorszej niż zwykle. Nagłe poczucie niepewności, które towarzyszy temu doświadczeniu, wzmaga dążenie do porównywania swojej sytuacji z innymi. W literaturze najczęściej wymienia się trzy podstawowe rodzaje grup odniesienia: — grupa członkowska, czyli grupa, do której aktualnie należymy, i z którą się identyfikujemy, jesteśmy z nią związani (rodzina, przyjaciele, członkowie tego samego klubu itp.); — grupa aspiracji, czyli grupa, do której chcielibyśmy należeć (przedstawiciele z wyższych klas, przełożeni, gwiazdy filmowe czy liderzy ze świata muzyki, powszechnie szanowani itp.), co pobudza motywację, chęć zrównania się z nimi, niekiedy rodzi niezadowolenie, gdy uznajemy, że zrównanie staje się coraz mniej możliwe; — grupa negatywna, ludzie, z którymi chcielibyśmy uniknąć powiązań, oceniani przez nas jako mało wartościowi. Efekt tych konfrontacji i porównań z innymi stwarza na bieżąco poczucie pewnego komfortu lub dyskomfortu. Niekiedy — dla większej satysfakcji — celowo poszukuje się grup odniesienia, które są mało wymagające i usprawiedliwiają bierność jednostki.
Ryszard Kapuściński w Cesarzu, opisując taką tendencję u cesarza Etiopii, Hajle Sellasje, napisał: “(…) dobrotliwy pan wolał złych ministrów. A wolał dlatego, że pan nasz lubił się korzystnie kontrastować. A jakże mógłby się korzystnie kontrastować, gdyby był otoczony przez dobrych ministrów?”.
Miejscem szczególnie bliskiego przeżywania stanu szczęścia jest dom. Zakreśla on swoistą, najważniejszą dla człowieka sferę międzyosobową. W domu człowiek uczy się i doświadcza pierwszych, istotnych intuicji, które budują związek z innymi. Doświadcza także radości z bycia z innymi i spełniania siebie w intymnych, bliskich związkach. Dom jest typowo ludzkim fenomenem — przestrzeń staje się domem dzięki człowiekowi. Nie jest on kryjówką — z domu wychodzi się na zewnątrz, by wypełnić w świecie swoją misję, której jednak bez domu nie byłby człowiek w stanie podjąć. Z domem wiąże się poczucie solidarności, które jest bronione i chronione przez wszystkich jego członków. Jakikolwiek brak zaufania czy rysa na domu ma swe bezpośrednie odniesienie w odczytywaniu szczęścia. Doświadczenie domu jest realizacją bycia dla innych i czynienia dobra. Sprawia to, że człowiek bardziej staje się sobą i staje się sam coraz większym dobrem. Buduje to w nim satysfakcję aksjologiczną, odczytywaną jako szczęście.
W domu człowiek formułuje też pierwsze odpowiedzi na pytania o główny drogowskaz życia. W historii etyki wskazywano na różne możliwe dobra, które dla człowieka mogą stać się celem jego życia. Wśród nich: relatywiści odrzucają istnienie jednej normy moralności, zaprzeczając istnieniu norm moralnych (amoralizm, etyka autorytarna, etyka konformistyczna, “etyka Kalego”, “etyka plemienna”); eudajmoniści upatrują istotę dobra w podprowadzeniu człowieka przez nie do szczęścia (hedonizm, etyka samorealizacji); antyeudajmoniści — np. etyka reguł, etyka aksjologiczna, etyka “szacunku dla życia”, etyka personalistyczna, etyka sumienia, etyka miłości — zainteresowanie szczęściem nie może przekreślać dobra moralnego. Wśród wielu odpowiedzi padły też twierdzenia, że najmocniejszym dążeniem człowieka jest pragnienie przezwyciężenia doskwierającego mu poczucia osamotnienia (Erich Fromm); dążenie do tego, by być kimś ważnym, znaczącym (Alfred Adler), czy dążyć do sensu życia (Viktor E. Frankl).
Każda z koncepcji etyki, wskazując na istotny cel dążeń ludzi, ma swe sprowadzenie do najbliższych, “domowych” relacji. W każdym razie żaden z celów etyki nie może być realizowany “ponad” czy “pomimo” wartości, jakie niesie z sobą dom, nie może usprawiedliwiać destrukcji bliskich relacji i przestrzeni miłości, która zakreśla sferę wyjątkowych spotkań. Dlatego tak ważna dla życia codziennego jest życzliwość, niezbędna w każdym działaniu człowieka. Sprawia ona, że ludzie osiągają dzięki niej jak najwięcej przyjemności, doświadczają wiele chwil szczęśliwych, doznają maksimum radości, a zarazem jak najmniej cierpień, bólu, stresu czy frustracji.
Jedną z codziennych praktyk, propagowaną przez chrześcijaństwo, realizowaną na co dzień, była gościnność. Zaradzała ona drobnym nieszczęściom i poczuciu dyskomfortu gości, a rodziła radość i satysfakcję gospodarzy. Była to otwartość na drugiego człowieka i gotowość do pomocy mu we wszystkich okolicznościach. Święty Benedykt wskazywał: “Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: «Gościem byłem i przyjęliście Mnie» (Mt 25, 35). Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze oraz pielgrzymom. (…) A zatem, skoro tylko zawiadomią o przybyciu gościa, przełożony i bracia wyjdą mu na spotkanie z całą usłużnością miłości” (Reguła św. Benedykta, nr 53).
Nie tylko wewnętrzne przekonanie, ale i badania socjologiczne potwierdzają, że wydawanie pieniędzy na innych może być poważnym źródłem szczęścia dla obdarowujących. Wydatki osobiste (ang. personal spending), czyli spożytkowanie pieniędzy na własne potrzeby, nigdy nie przynosi tyle poczucia radości i szczęścia jak wydatki prospołeczne (ang. prosocial spending), czyli wydawanie pieniędzy na kupowanie prezentów innym lub wydawanie ich na cele charytatywne. Okazuje się, że rzeczywiście posługa innym, pomoc i wsparcie dla biedniejszych, mogą być “kluczem do szczęścia”. Ludzie, którzy regularnie pomagają innym, są — statystycznie ujmując — szczęśliwsi.
Szczęście, chociaż tak trudny temat do rozważania i opisu, jest częścią zwykłego życia, zamieszkuje codzienność, leży bliżej niż człowiek jest w stanie sobie o tym pomyśleć. Wystarczy tylko otworzyć oczy…
WiĘcej w książce: Szczęście brutto – ks. Andrzej Zwoliński
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,604,szczescie-jest-blizej-niz-myslisz.html
*******
http://modlitwawdrodze.pl/
******
Biblijne inspiracje kontemplacji
Najpopularniejsze źródła kontemplacyjnych obrazów związane są z opisem doświadczeń, teofanii. W Biblii klasycznym określeniem kontemplacji jest powiew wiatru, sięgający ogrodu Eden (Rdz 3,8), poprzez epifanię delikatnego powiewu na Horebie za czasów Eliasza (1 Krl 19,12), aż po tajemnicę Zielonych Świąt (Dz 2,2). Interpretacje ewoluują w stronę coraz bardziej pneumatologicznego znaczenia tego rodzaju doświadczeń.Inną wielką teofanią ważną dla kontemplacji jest ogień. Począwszy od Mojżesza napotykanego przy gorejącym krzaku w płomieniu ognia (Wj 3,2), poprzez proroków, zwłaszcza Izajasza, oczyszczanego przez ogień (Iz 6,7), po ogień Ducha Świętego (Dz 2,2). Ogień oznacza rodzaj światła – oświetlającego, oczyszczającego i krzepiącego, a więc spełniającego wszystkie zasadnicze funkcje na drodze zjednoczenia.Kontemplację możemy odczytać również w kontekście biblijnego widzenia. Przeżycie dane Mojżeszowi: gdy cofnę rękę, ujrzysz Mię z tyłu, lecz oblicza mojego tobie nie ukażę (Wj 33,23); widzenie istoty podobnej człowiekowi w promieniach niewyrażalnego blasku (Ez 1,27); eliaszowe widzenie Pana siedzącego na swym tronie (1 Krl 22,19), wyznanie Hioba: Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem (Job 42,5); jaśniejąca słońcem twarz Jezusa na Taborze (Mt 17,2); widzenie Zasiadającego w scenach apokaliptycznych (Ap 20,11) – stanowią różne warstwy poznania kontemplacyjnego, danego widzenia nadprzyrodzonego.
1. Boska mądrość
Kolejnym wielkim obrazem kontemplacji – wspomnianym już – jest mądrość Boga, zwłaszcza światło dane w siódmym i ósmym rozdziale Księgi Mądrości. Mądrość odsłania swą naturę: jest wtajemniczona w wiedzę Boga (Mdr 8,4); jest odblaskiem wieczystej światłości, zwierciadłem bez skazy działania Boga, obrazem Jego dobroci (7,26); jest… tchnieniem mocy Bożej i przeczystym wypływem chwały Wszechmocnego (7,25); obcuje z Bogiem i miłuje ją Władca wszechrzeczy (8,3); pozostając sobą, wszystko odnawia, a przez pokolenia zstępując w dusze święte, wzbudza przyjaciół Bożych i proroków (7,27). Kontemplacji i mądrości można przypisać tę samą charakterystykę – jest odbiciem mądrości Boga, Jego wiedzy. Obie są jak boskie rodzicielki: Jam matka pięknej miłości i bogobojności, i poznania, i nadziei świętej (Syr 24,18).
2. Boski odpoczynek
Przy analizie pojęcia kontemplacji winniśmy zwrócić uwagę, że nie oznacza ona podmiotowego dążenia poznawczego, ale polega na wglądzie, oglądzie, a więc jest ona poznawczym spoczynkiem w oglądanym przedmiocie. Jest wprowadzeniem do poznania właściwego Bogu. Kontemplacja w świetle tekstów biblijnych może być zinterpretowana jeszcze głębiej teologicznie, jako udział w odpoczynku Boga. Na podstawie przekazu Pisma św. możemy mówić o dwóch przestrzeniach kontemplacji: odnośnie do samego Boga, jak i kontemplacji dzieł Bożych.Wynika to z tekstu o stworzeniu: A gdy Bóg ukończył… swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął… po całym swym trudzie, jaki podjął (Rdz 2,2). Istnieją tu uwydatnione dwie epifanie: Bóg, który tworzy swe dzieło i Bóg, który odpoczywa. Kontemplacja odnosi się bezpośrednio do dzieł i do Jego odpoczynku. Przyjrzyjmy się pokrótce tym dwom formom biblijnej kontemplacji.Poszukując biblijnych świateł napotykamy na słowa z Księgi Rodzaju: A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął (2,2) ujawniają szczególny typ postawy Boga, różny od działania. Akcentuje ona istnienie Boga, który dokończył dzieła stworzenia. Tego typu myślenie uruchamia natychmiast eschatologiczny zasięg teologii, przywołuje swoisty koniec, spełnienie. Należy z całą powagą wydobyć moment odpoczynku jako swego rodzaju odpoczynek od stworzenia. Nie w tym sensie, że kwestionujemy Opatrzność czy ciągłe odnawianie w łasce stworzenia, ale należy sobie uświadomić, że istnienia Boga nie można ograniczać do jego relacji wobec stworzenia. Mówiąc o odpoczynku ukazujemy zarazem inny, różny od relacji stwórczej charakter istnienia Boga. Z drugiej strony Bóg pragnie odpocząć pośród stworzenia – wyrusza na miejsce swego odpocznienia (por. Ps 132,8).Odpoczynek stworzeniaDopiero w rozwiniętej kontemplacji z całą mocą dochodzą do głosu stwierdzenia, że człowiek nie potrafi odpocząć, jeżeli nie spocznie w Bogu. Sama kontemplacja jest tym chwalebnym odpoczywaniem.Odpoczywanie kontemplacyjne posiada jednak zupełnie inną kwalifikację znaczeniową. Nie odnosi się ono bowiem w żaden sposób do trudu bycia człowiekiem czy pracy. Oznacza to po pierwsze, że dzieła dokonuje sam Bóg, bez udziału człowieka (por. PD 35,6); po drugie – głęboką, świętą samotność, tzn. bezpośrednie prowadzenie przez Boga w głąb rzeczy Bożych poza i ponad wszelkimi sprawami; po trzecie, duch człowieka odpoczywa, gdyż szatan już nie ma dostępu do niego.Teologię Bożego odpoczynku niesie Księga Rodzaju, ale jej pogłębienie znajdujemy w Liście do Hebrajczyków. Wejście do odpoczynku (por. Hbr 3,18), łaska, która nabiera znaczenia uczestniczenia w życiu wiecznym, staje się również udziałem w kontemplacji. Autor listu zwraca uwagę, że drogą do odpoczynku jest posłuszeństwo Bogu. To posłuszeństwo nabiera swoistego, mistycznego znaczenia w kategorii bierności, która staje się wyrazem posłuszeństwa doskonałego.Swoiste zapewnienie o powszechnym powołaniu do kontemplacji możemy wyprowadzić z zapewnienia, że trwa obietnica wejścia do jego odpoczynku, aby ktoś z was nie mniemał, iż jest jej pozbawiony (Hbr 4,1).Natura odpoczynku wiąże się z tajemnicą siódmego dnia, z odpoczynkiem Boga, który odpoczął po wszystkich dziełach swoich (Hbr 4,4). Autor wskazuje na ten sam rodzaj odpoczynku, jakim odpoczął Bóg: Kto bowiem wszedł do Jego odpoczynku, odpocznie po swych czynach, jak Bóg po swoich (Hbr 4,10). Tekst otwiera nam myślenie ku nadprzyrodzonej interpretacji Boskiego odpoczynku. Zaproszenie, staje się zarazem zobowiązaniem, co wynika z natury daru: Śpieszmy się więc wejść do owego odpoczynku (Hbr 4,11).Boskiemu odpoczynkowi możemy nadać ścisłą treść kontemplacyjną, kiedy naświetlimy go tekstem Księgi Rodzaju. Nadprzyrodzony odpoczynek bowiem jest jak zamknięcie wewnętrznych drzwi, zamknięcie oczu rozumu na rzeczy niebieskie i ziemskie, tj. dary, otwarcie zaś na samego Boga (PD 12,4). Oznacza to również nadprzyrodzone zapomnienie o wszystkim, co nie jest Bogiem (2DGK 14,11). Odpoczynek w swej istocie jest szczególnym rodzajem poznania, poznania, które zawiera w sobie wartościowanie – kontemplacyjny ogląd natury rzeczy. Dzięki temu, razem z Bogiem można zobaczyć dzieło Boga, (w tym siebie samego jako również jego dzieło) niejako oczami Boga. W Bożych oczach, w scenie odpoczynku dokonuje się wartościowanie: A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (Rdz 1,31). Tego typu widzenie natury rzeczy jest kontemplacją aksjologiczną, nie tyle rozróżniającą dobro i zło, co znaczącą dobrem. Boskie dobro objawione w stworzeniu staje się przedmiotem kontemplacji. Dzięki tej kontemplacji człowiek może niejako odnowić w sobie, w swoim poznaniu całe dobro stworzenia, widząc je w ten sam sposób, co Bóg.Obraz kontemplacyjnego odpoczywania Boga może być wzmocniony eschatologiczną wizją Chrystusa zasiadającego na tronie: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały (Mt 25,31). Odpoczynek na tronie pośród aniołów tradycyjnie wiąże się z wizją sądu ostatecznego. Tu zatem wartościowanie osiąga swe boskie i historyczne apogeum i staje się aktem wartościowania ostatecznego.Odpoczynek Boga wiąże również ze świętością:Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając (Rdz 2,3). Stworzenie zostało wprowadzone w święty czas – w tajemnicę siódmego dnia. Odpoczynek Boga pojawia się więc jako dzieło uświęcenia. Bóg odpoczywając od dzieła stworzenia, jednocześnie wiąże je z sobą relacją świętości. Dlatego przedmiotem kontemplacji jest nie tylko dobro, ale i świętość – wewnętrzna tajemnica Boga. W czasie tego boskiego odpoczynku duch spoczywający i ukojony w Bogu jest podniesiony z mroków poznania naturalnego do porannego światła nadprzyrodzonego poznania Boga (PD 14-15,23).Ten głęboki teologalny odpoczynek jest ukojeniem i odpoczywaniem w świetle Bożym, w coraz to nowym poznaniu Boga. I duch podniesiony w te blaski Bożego światła, znajduje tam pełny rozkoszy spoczynek (PD 14-15,23). W tym odpoczynku rozum widzi się podniesionym w sposób przedziwnie nowy ponad wszelkie ludzkie pojęcie do światła Bożego, podobnie jak ktoś, kto po długim śnie otwiera oczy na światło, jakiego się nie spodziewał (PD 14-15,24). Odpoczynek Boga w stworzeniuNurt kontemplacyjny objawia z całą siłą nie tylko prawdę o odpoczynku stworzenia w Bogu, ale równocześnie prawdę o Boskim pragnieniu odpoczynku Boga pośród stworzenia. Król Dawid ujawnia intuicję, że pragnie zbudować dom odpoczynku dla Arki Przymierza Pańskiego (1 Krn 28,2).Ten wymiar kontemplacji zawiera w sobie kategoria zamieszkania. Bóg dąży do tego, by zamieszkać w człowieku. Słowa samego Chrystusa objawiają tę tajemnicę wiernego człowieka: Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać (J 14,23). Owo przebywanie zawiera w sobie akcent dokonania dzieła – człowiek nie tylko powraca do Boga, nie tylko do Niego należy, ale staje się stałym jego zamieszkaniem.W rozwiniętej mistyce stan zamieszkiwania Boga osiąga bardzo mocny akcent w pragnieniu człowieka przez Boga. By określić ten wymiar kontemplacji św. Jan od Krzyża używa bardzo sugestywnego wyrażenia: gorąca miłość duszy sprawia, że Oblubieniec biegnie pić z tego źródła miłości swej oblubienicy, podobnie jak jeleń spragniony i zraniony biegnie do zimnych wód dla ochłody (PD 13,11). Następuje swoiste odwrócenie ról. Bóg pragnie płonąć w ogniu miłości człowieka (PD 13,12).
3. Obrazy nasycenia
Kosztowanie, które jest elementem kontemplacji posiada swe klucze biblijne, zwłaszcza w symbolice uczty, ssania piersi Boga czy kosztowania owoców ogrodu. We wszystkich tych symbolach możemy odnaleźć nie tylko wymiar pełni, nasycenia, ale i wymiar miłosny.Kontemplacja jako ucztaWizja kontemplacji w swej istotnej warstwie wspomagana jest obrazem uczty. Podnosi to rangę kosztowania, które należy do istoty kontemplacji, jak i kategorii nasycenia. W kontemplacji objawia się Bóg, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami (Ef 1,23).Metafora uczty odwołuje się do pierwotnych zachowań religijnych, zwłaszcza związanych ze składaniem ofiary, towarzyszy teologii proroków, co spotykamy na przykład u Izajasza: Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę (Iz 25,6), wreszcie objawia swą eschatologiczną pełnię zgromadzonych na wielkiej uczcie Boga (por. Ap 19,17). Udział w uczcie jest nie tylko błogosławieństwem (por. Ap 19,9), ale i spełnieniem najwyższych aspiracji człowieka.Znajdujemy również niezwykłe połączenie momentu uczty i odpoczynku w osobie św. Jana Apostoła. Ma to miejsce podczas ostatniej uczty Chrystusa, paschy Wielkiego Czwartku, gdzie miłość Wcielonego Boga jest objawiona w sposób zasadniczy dla całej historii zbawienia. Wtedy to natrafiamy na ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi (J 21,20). Mistyczne znaczenie tego sformułowania odsłania nam tajemnicę Serca Chrystusa, w którym dokonuje się uczta miłości dla zaproszonych do odpoczynku, dla tych, którzy z miłością spoczywają na Jego sercu.W zasadzie wszelkie uczty, mogą stanowić alegorię uczty w niebie: Słysząc to, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: Szczęśliwy jest ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym(Łk 14,15). Bóg w zaproszeniu do uczty, objawia powszechność powołania do owego kontemplacyjnego spełnienia: Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie (Mt 22,9). Uczta dana od Pana posiada oprócz powszechności zaproszenia jeszcze jedną ważną cechę: jest ona przygotowana od początku. Oto przygotowałem moją ucztę… i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! (Mt 22,4). Tak rozległa interpretacja metafory uczty jest możliwa, ponieważ królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi (Mt 22,2).Obraz uczty niesie w sobie kategorię radości i nasycenia. Nasycenie kontemplatyk odnajduje na duchowych pastwiskach i duchowych wodach: Bóg pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć (Ps 23,2). W kontemplacji chodzi o nasycenie życiem (por. Tb 12,9). Jest ono zupełnie różne, od doczesnego nasycenia, w którym możliwa jest postawa odrzucenia Boga niosącego sytość: nasyceni unieśli się pychą i… zapomnieli o Bogu (Oz 13,6).Św. Jan od Krzyża odsłania głębszy sens uczty. Uczta w Piśmie św. oznacza widzenie Boga (uciszone poznanie), odpoczynek po znoju, smakowanie i rozkosz, którą raduje się sam Bóg. Na podstawie słów: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20) można uczcie nadać ostateczny sens: to On sam jest ucztą dla ducha ludzkiego (por. PD 14-15, 28-29).Kontemplacja jako ssanie piersi chwałyKontemplacja zawiera w sobie element kosztowania, a ostatecznie nasycenia. Co prawda, sama kategoria nasycenia nie jest ścisła (ze względu na koncepcję pragnienia), ale kosztowanie wiąże się z udziałem w duchowym rodzaju rozkoszy, pełni szczęścia. Ten nurt myślenia w Piśmie św. akcentuje prorok Izajasz w sławnym fragmencie, dotyczącym piersi Jerozolimy. Prorok zachęca do kosztowania: ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech; ażebyście ciągnęli mleko z rozkoszą z pełnej piersi jej chwały (Iz 66,11). Kluczem do tej wizji kontemplacji pozostaje chwała, doksologiczny wymiar kontemplacji. Chwała pojawia się w różnych postaciach, tej świetlistej, jak i obłoku zacieniającego. Nasycenie wiąże się z opiekuńczą interpretacją obecności Boga. Obłok jednocześnie osłania i odsłania, podobnie jak w historii Izraela szedł Pan nocą w ogniu, by wam oświetlać drogę, a za dnia w obłoku (Pwt 1,33) (por. Ps 78,14). Bogactwo przejawianej chwały ma sprawić wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka (Ef 3,16) i olśnić jasnością poznania (2 Kor 4,6). OgródMetafora uczty może być dopełniona obrazem ogrodu. Jest to istotne z tego względu, iż symbolika ogrodu sięga pierwotnego stanu człowieka, niejako pierwotnego zamysłu Boga dla stworzenia. To w ogrodzie Bóg swobodnie przechadzał się w porze powiewu wiatru (Rdz 3,8), udzielając Siebie. Bóg pragnął dla człowieka, by – jak to znakomicie ujmuje prorok Micheasz – zamieszkał pośród ogrodów (Mi 7,14).To nie tylko ogród wartości, pośród których poruszał się człowiek, ale i miejsce spożywania owoców: Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść (Rdz 2,16-17). Bóg wprowadza nadprzyrodzoną zasadę upodobania, która staje się instynktem kontemplacji.To w ogrodzie słychać głos Oblubieńca zapraszającego na ucztę: Wchodzę do mego ogrodu…, piję wino moje wraz z mlekiem moim. Jedzcież, przyjaciele, pijcie, upajajcie się, najdrożsi! (Pnp 5,1). Kontemplacja jest zaproszeniem do spożywania najlepszych owoców przygotowanych przez Stwórcę: Niech wejdzie miły mój do swego ogrodu i spożywa jego najlepsze owoce! (Pnp 4,16). W wyrażeniu: do swego ogrodu, odnajdujemy tajemnicę człowieczego wnętrza, które jest ogrodem Boga. To w tej sekretnej przestrzeni Bóg wsłuchuje się w głos swej oblubienicy: O ty, która mieszkasz w ogrodach, – druhowie nasłuchują twego głosu – o daj mi go usłyszeć! (Pnp 8,13).Interpretację kontemplacji w ogrodzie Eden, gdzie znajdowały się drzewa, pogłębia Abram, który zaprasza Boga pod swoje drzewa. Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami (Rdz 18,4). Mistyczna interpretacja tekstu uchyla nam tajemnicy zaproszenia, kiedy to człowiek zaprasza Boga, by odpoczął pod drzewami, a więc w świecie wewnętrznym człowieka pobożnego.Z punktu widzenia kontemplacji, nie tylko owoce, godne są nadprzyrodzonego upodobania. Ogród jest symbolem nade wszystko miejscem przebywania, zamieszkiwania Oblubieńca. Kontemplatyk najpierw siebie odkrywa jako ogród pod wpływem głosu wewnętrznego objawienia: Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym (Pnp 4,12). Droga kontemplacji polega na wyprowadzeniu z siedliska zmysłów i na wprowadzeniu do ogrodu Oblubieńca (PD 16,6). Ogród jest symbolem głębokiego skupienia, najgłębszej tajni wnętrza i tam odnajduje rozkosz i obronę przed szatanem (PD 16,6). Motyw obrony i odpoczynku pojawia się w Księdze Powtórzonego Prawa: Umiłowany przez Pana, bezpiecznie u Niego zamieszka, u Niego, który zawsze będzie go bronił, odpocznie w Jego ramionach (Pwt 33,12).Wreszcie w najwyższej formie duchowego poznania sam Bóg objawia się jako ogród. Jak stwierdza św. Jan od Krzyża, ogrodem rozkoszy jest nazywany sam Bóg, ponieważ dusza przeobraziła się już w swego Boga, którego nazywa ogrodem rozkoszy (PD 22, 5). W Nim znajduje rozkoszne i słodkie odpocznienie (PD 22,5). Dla kontemplatyka sam Boski Oblubieniec jest ogrodem rozkoszy upragnionej (PD 22,6).Ogród nazywany jest również ogrodem pełnego przeobrażenia, co odpowiada zaślubinom duchowym, czyli pełni kontemplacji. W tych zaślubinach dokonuje się tak ścisłe połączenie dwóch natur i takie zespolenie ludzkiej i boskiej natury, że nie tracąc swego bytu każda z nich zdaje się być Bogiem (PD 22,5).Mistyka ogrodu rozwija się w mistykę chwały. Doksologiczny wymiar kontemplacji uświadamia, że jej światło zanurza w niewymownej chwale, tak że dusza odczuwa ją nie tylko sama w sobie, ale jej pełnia rozlewa się na zewnątrz. Dusza wtedy wydaje się być ogrodem zacisznym (PD 17,7). Istnienie kontemplatywne przekształca się w doksologalną hojność Boga. Obrazem tego jest uczestniczenie w mistycznym świecie Boskich blasków i cieni.
4. Kontemplacyjny sen i budzenie
Analizując postawy człowieka w życiu duchowym można mówić o pewnym rodzaju snu, rozumiejąc go bądź jako nieświadomość albo niewrażliwość na rzeczy duchowe, czego przykładem może być sen Apostołów w Ogrójcu, bądź jako odpoczynek duszy. W dziedzinie kontemplacji można wskazać na dwa rodzaje snów, jeden dla zmysłów, który usypia zmysłowość i pożądanie (1N prol.,2), drugi duchowy – słodki sen wewnętrzny (PD 20-21,9). Bóg zaprasza człowieka na morze kontemplacji, gdzie zmysł nie znajduje oparcia, ginie i pozostawia wolnym syna Bożego, którym jest duch wyzwolony z granic i poddaństwa działania zmysłów (ŻPM 3, 8).Sen mistyczny może mieć swą kwalifikację antropologiczną (sen człwieka), a także teologiczną (sen Boga w człowieku). Pierwszy pojawia się już u Abrama, który zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność (Rdz 15,12), w czasie teofanii Boga zawierającego z nim przymierze. Istotny jest tu również element ciemności, który można zinterpretować w kategoriach nocy mistycznych. Ważnym elementem biblijnych kluczy do kontemplacji pozostaje sen Jakuba: We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. A oto Pan stał na jej szczycie… (Rdz 28,12-13). Drabina w tej wizji oznacza rozmiar i zasięg jakubowych pragnień, sięgających szczytu nieba oraz boskiego świata zstępującego na ziemię.Taki sen można nazwać wybitnie duchowym. Św. Jan od Krzyża zauważa: W tym śnie duchowym, na piersi Umiłowanego swego, dusza posiada i kosztuje całkowitego spoczynku, odpocznienia i ukojenia spokojnej nocy, a równocześnie otrzymuje bardzo głębokie, lecz jasne poznanie Boga i dlatego mówi, że Umiłowany jest dla niej jak noc w spoczynku cichym pogrążona (PD 14-15,22). Sen, jako źródło nadprzyrodzonego poznania Boga i Jego dzieł, pojawia się u proroków (np. Daniel) czy u św. Józefa.Teksty biblijne odwołują się kilka razy do wydarzenia, któremu można nadać duchowy, kontemplacyjny sens, a jest nim budzenie duszy. Czy to psalm 57 w słowach: Zbudź się, duszo moja, zbudź, harfo i cytro! Chcę obudzić jutrzenkę (Ps 57,9) czy Pieśń nad pieśniami: Ja śpię, lecz serce me czuwa: Cicho! Oto miły mój puka! Otwórz mi, siostro moja, przyjaciółko moja, gołąbko moja, ty moja nieskalana (Pnp 5,2), sygnalizują element boskiego działania, które wprowadza ducha ludzkiego w nową rzeczywistość – budzi człowieka ku nowemu niebu i nowej ziemi.Sen typu teologicznego odnosi się bezpośrednio do Boga. Obecność śpiącego Chrystusa wprowadza ewangeliczny obraz burzy. Pośród szalejących fal, które odsłaniają kruchość ludzkiego istnienia, Chrystus śpi: a gdy płynęli, zasnął (Łk 8,23). Uzmysławia to zarazem dyskretną obecność Boga pośród ludzkiego życia i w ludzkim wnętrzu.Idei snu sekunduje przebudzenie. Po uśpieniu, jak św. Jan od Krzyża mówi – uśpieniu w kontemplacji, uśpieniu zmysłowości, namiętności i pożądania (1N prol.,2), następuje etap przebudzenia. Ma on tę samą naturę, co wejście Boga w historię, czy wejście anioła w ducha Maryi (anioł wszedł do Niej – Łk 1,28).Budzenie nie odnosi się jedynie do budzenia człowieka. Przebudzenie jest w istocie budzeniem się Boga w samym centrum duszy. W rozwiniętej kontemplacji wydaje się duszy, że On się budzi w jej łonie, gdzie był uśpiony. Chociaż Go czuła przedtem i smakowała w Nim, była jak przy Oblubieńcu śpiącym na jej łonie: a gdy jedno z miłujących śpi, nie mogą wymieniać między sobą myśli, ani miłości, aż dopiero wtedy, gdy oboje są w pełni świadomości (ŻPM 4,14). „Pełna” świadomość wskazuje na wydoskonaloną zdolność wspólnego Bożo-człowieczego myślenia.To mistyczne przebudzenie polega – jak stwierdza św. Jan od Krzyża – na poruszeniu Boga w samej substancji duszy z takim majestatem, potęgą i chwałą i z tak głęboką słodyczą, że się jej zdaje, iż wszystkie balsamy, wonności i kwiaty świata całego zbierają się razem, wstrząsają i poruszają się, by rozlać swą słodycz; i że wszystkie władze i potęgi niebios są wprawione w ruch (ŻPM 4,4). Budzenie do kontemplacji owocuje w dwóch zasadniczych wymiarach: nowym spojrzeniu na Boga, oraz nowym spojrzeniu na Jego dzieła.
http://www.communiocrucis.pl/index.php/biblijne-inspiracje-kontenplacji
*******
Mentalność kontemplacji
Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy medytacją a kontemplacją. Czcigodny Jan od Jezusa i Maryi ujmuje to następująco: Medytacja jest ruchem lub rozważaniem, kontemplacja natomiast, odpoczynkiem. Jak tylko intelekt poruszony zostaje przez rozum w poszukiwaniu prawdy, natychmiast ją znajduje i zatrzymuje się przy niej, a uspokoiwszy się, zaczyna przylegać do niej z podziwem, dając początek kontemplacji.Aby odkryć nową rzeczywistość, jej początek, należy posiąść mentalność kontemplacyjną, bez której ten obszar będzie jedynie niedostępną sferą, rzuconą na pastwę religijnych podejrzliwości. Dlatego najpierw przedstawimy szerokie spektrum kontemplacyjnego przedpola, byśmy mogli przybliżyć się do tajemnicy kontemplacji.
1. Odkrycie duchowego wymiaru
Historia osobistej drogi kontemplacji rozpoczyna się w sytuacji, gdy stajemy jako ślepcy przed Chrystusem. Spośród wielu sytuacji związanych z uzdrowieniem niewidzących wybierzmy tę najbardziej adekwatną, z Ewangelii św. Łukasza (18, 31-43). Oto czytamy, iż niewidomy siedział przy drodze, po której przechodził Chrystus. To istotne usytuowanie człowieka kontemplacji. Szukał zmiłowania: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. Wołanie, które wydobywa się z głębi nieszczęścia człowieka, z głębi jego nędzy przywołuje, zatrzymuje niejako Pana. Następuje czas bezpośredniości: zbliżył się. W niej pada jedno z najbardziej oczekiwanych pytań, które chciałby usłyszeć człowiek od Boga: Co chcesz, abym ci uczynił? I rozbłyska jak błyskawica z dna zaślepienia kontemplacyjna modlitwa: Panie, żebym przejrzał.Ślepiec pragnie widzenia, którym mógłby zobaczyć samego Boga, który się zatrzymał. Prosi o światło, które umożliwia widzenie. To widzenie, które stwierdza sam Chrystus: widzenie wiary. Jezus mu odrzekł: Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła. Znaczenie wiary jest tu niezbywalne i zasadnicze dla całej kontemplacji, jest jej treścią, o ile sama kontemplacja jest formą poznania. Wiara jest oglądem całościowym i natychmiastowym: Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Św. Grzegorz Wielki zwraca uwagę przy omawianiu tego biblijnego zdarzenia na wewnętrzną logikę pomiędzy „widzeniem” a „pójściem”. Ten, kto nie trzyma się śladów Pana, nie dostrzega Go. Chrystus mówi: Pójdź za Mną, a dopuść umarłym grzebać umarłych swoich (Mt 8,22). Ta szeroka metafora „umarłych”, a raczej pogrzebanych we swoich doczesnych sprawach ogarnia tych, którzy nie chcą się dać zaprosić na ucztę.W rozwoju duchowym coraz intensywniejszej siły nabiera sposób patrzenia i interpretowania spraw w perspektywie duchowej. Bóg daje światłe oczy serca (Ef 1,17), by człowiek nauczył się z odnowionym spojrzeniem poruszać w religijnej przestrzeni. On mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż …rozumiemy (Ef 3,20). Moc nowego spojrzenia przenika warstwy chmury nierozumienia i pozwala docierać do boskiego świata, opartego na żywej wierze. Autor listu do Hebrajczyków modli się: niech [Bóg] was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę, sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego (Hbr 13,21).Duchowy wymiar pojawia się w przestrzeni przemienionej wyobraźni. Wyobraźnia religijna posiada niezwykłe znaczenie w zakresie wyczucia bożych trendów, preferencji, czegoś co zwiemy Bożą drogą. Nasze wyobrażenia czasem zniekształcają jej prostotę. Weźmy na przykład proroka Samuela, który zachodzi do domu Jessego, by namaścić nowego króla po Saulu (1Sm 16,1-13). Samuel – stary, doświadczony prorok – a jednak był swoim światem wyobrażeń tak mocno uwarunkowany, iż na widok najbardziej okazałego syna – Eliaba, mówił sobie w duchu: Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec. Wyobraźnia Samuela była tak sugestywna, że zasłaniała mu rzeczywisty wybór Boga. W końcu musiał On interweniować: Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go. I tak z kolejnymi synami. Wyobraźnia Samuela się wyczerpała. Nie widział już innych możliwości. I oto pojawia się ktoś zupełnie jakby spoza wyobraźni, spoza świata, zupełnie nie odpowiadający historycznym i społecznym standardom, tak, że Pan musiał proroka przynaglać: Wstań i namaść go, to ten.Niestety nie doceniamy struktur ocen i szablonów, które tkwią i są, co gorsza, głęboko wrośnięte w nasze myślenie i poczucie duchowego realizmu. Bóg musi je zburzyć, wykorzenić. Dzieje się to w oczyszczeniu pamięci (św. Jan od Krzyża), gdy Bóg uwalnia ją i całą religijną świadomość z narosłych w przeszłości związków skojarzeniowych. Dopiero w takiej oczyszczonej świadomości wyobraźnia lotna i gibka może łączyć się z geniuszem boskich dzieł, wspomagać człowieka w uczestniczeniu zgodnie z planem wieków, jaki powziął [Bóg] w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Ef 3,11). Zgodność ta staje się przyleganiem, najpierw woli, potem całego odnowionego człowieka. I z wielką swobodą odczytuje ład Stwórcy – wspaniałą wielkość od wieków (Syr 44,2).
2. Skupienie
Do tajemnicy kontemplacji przynależy również skupienie. Ona zaczyna się od skupienia, wciągnięcia w bardziej głęboką przestrzeń. Skupienie pojawia się w dwóch wymiarach, najpierw jako zawężanie przestrzeni rozproszenia, następnie, jako pójście w głębię. Wielość spraw, wielość zadań tworzy rozproszony, osłabiony typ obecności. Człowiek niesiony przez życie doznaje bardzo głębokiego podzielenia, rozkawałkowania istnienia, rozwidlenia bytu. Rozproszenie jest zwiastunem czegoś złowieszczego – rozbicia, rozkładu. Czasami szybkość przemierzanych dróg, gwałtowność i nachalność wewnętrznego rozrywania bywa bolesna jak ćwiartowanie życia. Rozproszenie stanowi siłę odśrodkową, wysysającą na zewnątrz pokłady naszych istotnych treści.Rozproszony kroczy po szerokiej drodze, nie po tej, o której mówił Chrystus: Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują (Mt 7,14). Rozproszenie bez większego kłopotu zawsze znajduje i pociąga swą atrakcyjnością, ponieważ stwarza ułudę większych możliwości życia, złudzenie, że bierze je szerzej. Mylenie tych perspektyw skutecznie odciąga od drogi kontemplacji. Ale na szerokiej drodze, żyjąc pośród wielu ludzi i wielu sprawami, można się potłuc. W końcu człowiek staje się jak potłuczone naczynie – niepotrzebne Bogu (por. Jr 19,11). Oczywiście zawsze można podkreślić swe znaczenie, zadbać o powagę istnienia, czy epatować się prestiżem wykonywanych obowiązków, ale nie da się zatrzymać wyciekających wód łaski. Tacy podobni są do tłukących jaja żmijowe z księgi Izajasza: Tłuką jaja żmijowe i tkają pajęczyny; kto zjada te jaja, umiera, gdy je stłucze, wylęga się żmija (Iz 59,5). W roztłuczonym życiu dojrzewa gorzki jad.Skupienie posiada istotne znaczenie chrystusowe, odnalezione w Jego słowach: kto nie zbiera ze Mną, rozprasza (Mt 12,30). Nie chodzi więc o skupienie typu psychologicznego, koncentrowanie sił, jakiekolwiek zbieranie siebie, ale o skupienie chrystusowe. Kontemplatyk niejako skupia Chrystusa w sobie – Jego troskę, miłość i nadzieje. Każde inne skupienie, zwłaszcza skupienie na sobie, jest w istocie rozproszeniem.W rozproszeniu łaska doznaje rozszczepienia, człowiek rozmywa siebie, staje się bez twarzy. Pozbawiając się twarzy usuwa jednocześnie fundament do jakiegokolwiek spotkania. Nie można go spotkać w głębokim tego słowa znaczeniu. Żyje nieuchwytny, stale w ucieczce, pośród spraw nie do odłożenia na później. Rozproszenie wprowadza w upojenie zewnętrznym. W takim świecie budzi się nieuwaga. O ile istnienie skupione wiąże się z głębią duchowej uwagi, o tyle rozproszony nie może zdobyć się na jej utrzymanie. Rozproszenie jest zasadniczo niezdolnością utrzymania siebie, nie dozwala dostąpić siebie, wejść w głębie własnej tajemnicy. W rozproszeniu spuszczeniu podlegają cugle życia – nie można określić ani jego kierunku, ani świadomości pochodzenia. Wypełnia zajmowaną przestrzeń życia chaosem pragnień i dążeń. Człowiek żyjąc roz-proszony, prószy siebie – wietrzna istota.Skupienie w swym istotnym rysie jest zbieraniem, zbieraniem siebie. Człowiek na początku zbierając, scalając siebie, postępuje jak Apostołowie zbierający ułomki chleba, aż dopełniona została miara koszy (por. J 6,13). Skupienie gromadzi przy Chrystusie. Gromadzenie siebie, przezwyciężanie tego, co rozprasza, pozwala wpływać na szerokie wody modlitwy. Św. Teresa od Jezusa pisze:Nazywa się ten sposób modlitwą skupienia, dlatego że dusza skupia tu wszystkie władze swoje i wchodzi w siebie razem z Bogiem swoim i Boski Mistrz zaczyna ją nauczać i przysposabiać do modlitwy odpocznienia prędzej, niż jakimkolwiek innym sposobem. W tym skupieniu bowiem dusza zostając sama z sobą, może łatwiej rozważać całą Mękę Pańską i przedstawiać sobie Syna jako obecnego, i ofiarować Go Ojcu, i bez utrudzenia myśli szukać Go na górze Kalwarii, w Ogrójcu i przy słupie biczowania (DD 28,4).Chrystus gromadzi, ponieważ to On pragnął zgromadzić dzieci Jerozolimy, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła (Łk 13,34). Żyć w skupieniu, znaczy odnaleźć siebie pod skrzydłami Pana. Bóg kontemplacji okrywa swymi piórami (Ps 91,4). Kontemplacja ma coś cherubicznego – naśladuje cheruby rozpościerające się nad miejscem Arki (2Krn 5,8). Duchowe skupienie w jedynym najważniejszym miejscu, gdzie obecność Boga jest najintensywniejsza kształtuje wrażliwość i myślenie. Podobne jest ono do wieczernika, gdzie Apostołowie z Maryją oczekiwali spełnienia obietnicy pocieszenia. Skupienie zakłada gniazda i składa swe pisklęta przy Twoich ołtarzach, Panie Zastępów (Ps 84,4). Grzegorz z Synaju, przedstawiciel nurtu hezychazmu, twierdzi:Zrozum, że nikt sam nie może opanować swego umysłu, jeżeli nie ogarnie go Duch Święty. Umysł jest bowiem nieposkromiony, nie dlatego jednak, że z natury znajduje się w ciągłym ruchu, ale ponieważ przez naszą niedbałość przyswoił sobie owo błądzenie i przyzwyczaił się do niego od początku. Przekraczając bowiem przykazania Tego, który nas odrodził, oddaliliśmy się od Boga i utraciliśmy jedność z Nim, a także możność doświadczenia Go w duchowym i umysłowym doznaniu. Umysł bowiem, po odejściu od Boga i oddzieleniu się od niego, wiedziony jest w różne strony niczym więzień. Nie może też zatrzymać się, chyba że przez poddanie się Bogu. Nie potrafi spocząć inaczej, jak tylko trwając przy Panu i jednocząc się z Nim w radości, a także modląc się do Niego nieustannie i wytrwale…Natomiast inny przedstawiciel tej samej szkoły, Hezychusz z Synaju, dodaje:Zachowywanie duszy w stanie wyciszenia, wolnej od wszelkiej myśli, wydaje się ludziom trudne. Rzeczywiście bowiem wymaga wiele pracy nad sobą. Ogarnąć to, co bezcielesne, w mieszkaniu ciała – stanowi trudne zadanie dla tych, którzy nie mają doświadczenia w wojnie. Także dla tych, którzy już je zdobyli prowadząc niematerialną walkę wewnętrzną. Ten jednak, kto dzięki ciągłej modlitwie ogarnął Pana Jezusa, nie utrudzi się idąc za Nim, jak mówi Prorok (Jr 17,16). Nie będzie pragnął sądu ludzkiego, olśniony pięknem, urokiem i słodyczą Jezusa.Aby nauczyć się drogi skupienia, należy wejść w tajemnicę pozostawienia i wybrania, a raczej nie tyle pozostawienia, co wybrania. Są takie dusze, które św. Faustyna nazywa serafickimi (Dz 1556), które są znaczone przez Boga stygmatem miłości, szczególnym wybraniem. Wybór dotyczy dziedziny kontemplacji, jej duchowej logiki i konsekwencji. Skupienie pogłębia się pod działaniem ducha rozeznającego: widzenia tego, co wybrać, a co zostawić, od czego się oddalić. Jeżeli kontemplacja ma formę duchowego wyrywania, to najmocniej w takim świetle można dostąpić wglądu, co pozostaje boską uprawą, a co chwastem jedynie. Skupiam się wokół jednej, jedynej rzeczy, która pociąga najmocniej – tajemnicy Boga, staję się zręcznym myśliwym, który potrafi wytropić Jego ślady. Skupienie znaczy – gromadzić się „wokół”, zbierać siebie „przy”, łączyć, wiązać, spajać, stapiać w jedno. Już tu drga intuicja zjednoczenia! Rozlega się wołanie bliskie Izajaszowi: Panie, imię Twoje i pamięć o Tobie to upragnienie duszy. Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój – poszukuje Cię w mym wnętrzu (Iz 26,8-9). Szczególna sytuacja kontemplacji polega na tym, że człowiek czuje się niezasłużenie wybrany. Wybranie nie zależy od tego, kto go chce lub o nie się ubiega, ale od Boga, który okazuje miłosierdzie (Rz 9,16). Kontemplacyjny wymiar rzeczywistości wypełnia się pieśnią o Bożym miłosierdziu.Zdarza się, że wybranie przez Boga przyjmuje szczególny scenariusz chrystusowy, tzn. związane zostaje z zewnętrznym odrzuceniem. Kontemplatyk może być jak Chrystus żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym (1P 2,4). W tę złożoność odrzucania i wybierania Stwórca wpisuje drogę kontemplacji. Zewnętrzne odrzucenie, niechęć, czy też zwykły brak zrozumienia, ułatwia w istocie uwolnienie się spod zależności i uwikłań międzyludzkich i pośród doznawanego cierpienia pozwala odnaleźć drogę pozostawienia – światło duchowej wolności dla Boga. To jedyna forma wolności, o której naprawdę należy mówić bez ograniczeń. Kontemplatyk w cieniu rozmodlenia słyszy słowa znajome: Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął (Iz 42,1). Ostatecznie skupienie jest formą spoczywania w Duchu.Ostatecznie skupienie można za mistykami nadreńskimi nazwać odrodzeniem, nowymi narodzinami. Bł. Henryk Suzo w ten sposób wyjaśnia duchowe narodziny człowieka:Przedwiecznym narodzeniem nazywam tę jedyną Moc, dzięki której wszystkie rzeczy i ich przyczyny istnieją i są przyczynami. Odrodzeniem natomiast, będącym udziałem samego tylko człowieka, nazywam powrót wszystkich rzeczy do źródła, do istnienia na jego sposób, w zapomnieniu o sobie samym. Kontemplacja jest drogą królewską, taką samą, jaką w biblijnej figurze chcieli przejść Izraelici: Chcemy przejść przez twoją ziemię. Nie wejdziemy na pola ani do winnic i nie będziemy pili wody ze studzien. Chcemy tylko skorzystać z drogi królewskiej, póki nie przekroczymy twych granic (Lb 21,22). Droga skupienia, skoncentrowania na dziele. Droga duchowego dojrzewania, która nie prowadzi poprzez codzienne sprawy winnic i pól, ale żyje jedną, królewską troską o Boże Królestwo. Kontemplacja pragnie prawdziwej ziemi obiecanej, stroni od miraży i uderza mocą pokory w blichtr wszelkich tandetnych substytutów.
3. Rzeczywistość daru
Mentalność kontemplatywna odsłania bardzo istotną – radykalnie przeważającą w rozumieniu rzeczywistości doczesnych i nadprzyrodzonych – świadomość daru. Wyrażona przez św. Teresę z Lisieux prawda – wszystko jest łaską – zaczyna nabierać coraz głębszego sensu.Człowiek kontemplatywny realność, w której żyje, odkrywa w zupełnie innym świetle. Wiąże się to ze zmierzchem szukania. Wypełnia się miarę słów: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7). Oto otwierają się drzwi spełnienia, objawia się znalezione. Siła tego odkrycia jest tak przemożna, że z oszołomieniem, i wstydem, i gniewem przywołać można znane słowa św. Augustyna o szukanie na zewnątrz i znalezieniu Boga wewnątrz. Oczywiście poprzedza to czasem długie żmudne szukanie, jak w przypadku Ozjasza: szukał on Pana, a jak długo szukał Pana, Bóg mu szczęścił (2Krn 26,9). Na ten sam rodzaj rozumienia wskazuje św. Teresa z Avila w Drodze doskonałości (28,2): On blisko jest, usłyszy cię bez głosu, nie potrzeba ci skrzydeł, aby latać i szukać go, wystarczy udać się na samotność i patrzeć, i oglądać Go obecnego we własnym wnętrzu, nie oddalając się od Gościa tak drogiego… cieszyć się Nim. Człowiek odnajdując w ten sposób Boga, odnajduje jednocześnie siebie. Odnajduje jeszcze coś zasadniczego – boski scenariusz dziejów. Coraz bardziej zaczyna bowiem królować przekonanie odkryte przez Koheleta: Poznałem, że wszystko, co czyni Bóg, na wieki będzie trwało: do tego nic dodać nie można ani od tego coś odjąć (Koh 3,14). Coraz bardziej objawia się swoiste przekonanie – siostra ufności: Przecież to Pan kieruje krokami człowieka, jakżeby człowiek pojął własną drogę? (Prz 20,24).Dar odwołuje się do tajemnicy znalezienia, ponieważ dar jest rzeczywistością zastaną. Znalezione zostaje coraz więcej, a nawet – znalezione zostaje wszystko. Wplata się tu ewangeliczny motyw przygotowanej uczty (Łk 14,16-23). Nadszedł czas, że wypowiedziano słowa: już wszystko jest gotowe. Uświadomienie sobie, iż wszystko już jest, że wszystko już dokonało się, oznacza, że doczesna rzeczywistość stała się dla nas boskim nawoływaniem.Owo wołanie rozbrzmiewa od wieków pośród tajemniczego planu. Wszystko jest przygotowane, należy to odkryć i dać się zaprosić. Kontemplacja jest zaproszeniem ze strony Boga do rzeczy danych od początku. Od założenia świata bowiem zapisane są imiona w księdze życia zabitego Baranka (Ap 13,8) i od założenia świata przygotowane jest królestwo (por. Mt 25,34). Tak się dzieje ponieważ dzieła były dokonane od stworzenia świata (Hbr 4,3) – dzieło świętości. Wchodzący w kontemplację, aby mógł sprostać drodze, winien żywić jedno niegasnące, proste, szczere pragnienie: żyć świętością Boga, być świętym. Jest to wewnętrzna konsekwencja. Kontemplowanie, widzenie w jasności przyszłego wieku przynależy jedynie do świętych. Bóg zastrzega tylko dla nich szczęście nie do określenia, szczęście uczestniczenia w pełni Jego chwały. Tę zarezerwowaną granicę kontemplatyk chce przekroczyć świętą niecierpliwością, która zdziera welon stworzenia. Bóg, który w swej delikatności krople wody podnosi (Job 36,27), nie wzbrania spełnienia tak szalonej miłości.Ponieważ kontemplacja jest darem, jest ofiarowana człowiekowi jako poznanie odwieczne, razem z człowiekiem zatrzymuje się w uprzywilejowanym miejscu: u początku rzeczy. Kontemplacja zmierza do początku. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna (Rz 8,29). W światłach kontemplacji człowiek widzi, że został poznany od wieków, tym też poznaniem w mocy Ducha Świętego się napełnia. Pośród niego czuwa, bo zatrzymano niebo, gdyż niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy (Dz 3,21). Przemijalność zostaje dziwnie powstrzymana, światło nowej kondycji duchowej wprowadza w życie wieczności. W tym stanie kontemplatykom nie potrzeba światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków (Ap 22,5). Kontemplacja odsłania wymiar królowania. Bardzo symptomatyczne jest to powiązanie światła i królowania, gdyż w kontekście oczyszczenia mogą być zachwiane proporcje.Kontemplatyk odkrywa jeszcze coś bardziej zadziwiającego – odkrywa siebie jako dzieło Boga i dar Boga. Najwyższej mocy doznają słowa: Jesteśmy bowiem Jego dziełem (Ef 2,11) oraz: Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności (Jk 1,17). Każdy otrzymuje własny dar od Boga (1Kor 7,7), a Bóg daje wszystkim chętnie (Jk 1,5). Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce (1Kor 12,11). Kontemplacja to najbardziej własny dar Pana.W tym kontekście kontemplacja wprowadza konsekwentnie na drogę daru, człowiek siebie traci, rozdaje, nie potrafi siebie powstrzymać, spalając się dla Dobra Najwyższego, dla dobra bliźniego. Ofiara tego typu jest wewnętrzną logiką kontemplacji. Wiara odkrywa Boga jako dar i w Nim chce odnaleźć wszystko: w Bogu pragnę odnajdywać wszystkich, których kocham.
4. Ukrycie modlitewne
Głębia duchowa żywi się Boskimi słowami: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,6). Kontemplacja jest ze wszech miar wchodzeniem, zamykaniem, ukryciem, widzeniem, oddawaniem. Jest wchodzeniem w człowieczą głębię, w serce cherubiczne, płonące ogniem Ducha Pocieszenia. Tym samym człowiek zmierza w dziedzinę Boga, Boskiego tronu, na którym zasiada Król duszy. Wchodzi zarazem w głębiny samego Boga – w Najświętszą Głębokość, Szerokość, Długość i Wysokość. Kontemplacja uświadamia, że należy ogarnąć duchem (Ef 3,18) ten nieskończony wymiar Boskiego Jestem.Kontemplacja jest zamykaniem oczu duszy na naturalne światła, na napastliwość i natrętność doczesności, na jej rozkrzyczaną oczywistość. Drzwi człowieczego wnętrza zostają zamknięte! Drzwi te są ogniem palone (Ne 1,3), ogniem prób i duchowych doświadczeń, ogniem demonicznej zawiści Niegodziwca. Dlatego Bóg stawia anioła, który strzeże bram człowieczych, aby nie stały się Bramą Śmietników (Ne 3,13), by ojciec kłamstwa już nie pustoszył. Nieprzyjaciel bram pragnąłby powtarzać z demoniczną radością jak Ammonita Tobiasz: Cokolwiek oni zbudują, to i tak, skoro wskoczy szakal, rozwali ich mur kamienny (Ne 3,35).Współdziałając z Bogiem człowiek nabiera odwagi do budowania, jak starotestamentalny odnowiciel: Nabrawszy odwagi, naprawił wszystkie zburzone mury, wzniósł na nich wieże, a na zewnątrz drugi mur (2Krn 32,5). Aniołowie, doskonali architekci Boskich dzieł wołają w światy bezcielesne: Przypatrzcie się jego murom, oglądajcie jego warownie, by opowiedzieć przyszłym pokoleniom (Ps 48,14). Po dokonaniu dzieła mieszkańcy nieba i ziemi świętują wspólnie: Byli nam murem ochronnym tak w nocy, jak i w dzień przez cały czas wspólnego pobytu (1Sm 25,16). Na murach skupienia rozrasta się hizop uświęcenia (1Krl 5,13).Zamykanie drzwi jest modlitewną paschą, przejściem do innego świata, domykaniem wielkości. Na progu zamykanych drzwi objawia się początek i koniec, a raczej meandry życia i umierania. Zamykane w ukryciu duszy otwiera przestrzenie nieba: Oto drzwi otwarte w niebie (Ap 4,1); drzwi, przy których staje Pan i kołacze: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20). I tak w wierności zamykania kontemplatyk doznaje łaski otwarcia. Pośród rozmodlonych płonących kadzideł rozlega się wołanie proroków modlitwy: Idź, mój ludu, wejdź do swoich komnat i zamknij drzwi za sobą! Skryj się na małą chwilę (Iz 26,20). A od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny (Iz 6,4). Drży wszystko to, co pragnęłoby się wedrzeć do domu rozmodlonych, by pustoszyć. Drżą aniołowie niszczenia. Oby jak najczęściej słychać było trzaskanie wewnętrznych drzwi, w uroczystość objawiania słów tajemnych, drzwi, przy których zasiada mądrość (Mdr 6,14). Św. Faustyna wyznaje:Mam tak wielkie pragnienie ukrycia się; chciałabym tak żyć, jakoby mnie wcale nie było; dziwny czuję pociąg wewnętrzny do ukrycia tak głębokiego, aby mnie znało tylko Serce Jezusa. Pragnę być cichutkim mieszkankiem dla Jezusa, by mógł w nim wypocząć… Ukrycie daje mi możność do ustawicznego obcowania wyłącznie z Umiłowanym moim (Dz 1021)Owo tajemnicze zamykanie bram serca nie jest niczym innym, jak drogą skupienia. We wnętrzu istnieje niestety mechanizm przeciwny skupieniu, syndrom niedomkniętych drzwi. Niedomykanie stanowi szarą sferę niedomówień, niejasności, mętnej tolerancji, gdzie dojrzewa upadek w grzech. Na imię jej korzeń niegodziwości, nieprawości. To królestwo starego, cielesnego człowieka. Absolutnie nie znosi on duchowych wysiłków czy zabiegów. Żyje rozkładem. Niedomykanie drzwi serca nie pozwala, by człowiek duchowo tężał, by wzmacniał się, wznosił. Jest ono rozprężaniem sił, wypływem wód, żałosną miałkością istnienia.Ale kiedy światło Boga rozświetli wewnętrzne przestrzenie ducha, zamykający śpiewał będzie: Nazwiesz swe mury zbawieniem, a swoje bramy chwałą (Iz 50,18). Zamknięte drzwi to świętość januaryczna, janua caeli – zamykanie w dziewiczym łonie nieba. Ukrycie wprowadza nas w świat mistyki, mysticos znaczy ukryty. Św. Faustyna modli się:Miłości moja, króluj w najtajniejszych tajniach serca mojego, tam gdzie się poczynają najtajniejsze myśli moje, gdzie tylko Ty sam masz wstęp, w tym najgłębszym sanktuarium, gdzie myśl ludzka sięgnąć nie jest zdolna. Ty sam przebywaj, a wszystko, co na zewnątrz czynię, niech pochodzi od Ciebie (Dz 1721).Ukrycie, o którym mowa, to nie tylko pouczenie Chrystusa dla szukających głębi modlitwy. Jest ono jednym z najbardziej niedocenianych boskich przymiotów. Izajasz wołał z wielkim przejęciem: Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco (Iz 45,15). Bóg ukryty rozmiłował się w ukrytej prawdzie i z niej uczynił drogę mądrości (por. Ps 51,8). Temu, który to odkrył i zwyciężył daje manny ukrytej (Ap 2,17). Ukrycie jest zarazem tajemnicą współuczestniczenia w Chrystusie: Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3). O przedziwna i niezgłębiona tajemnico ukrycia. Ukrywając się człowiek dostępuje obcowania z Bogiem ukrytym i bogactwem ukrycia: W Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte (Kol 2,3). Serce dziewicze zamknięciem słyszy w końcu głos boskiego herolda: Bramy, podnieście swe szczyty i unieście się, prastare podwoje, aby mógł wkroczyć Król chwały (Ps 24,7).Kontemplacja jest Bogiem, który pieczętuje człowieka podobieństwem. Bóg niewyjawiony, ukryty, jednocześnie ukrywa człowieka. Proces kontemplacyjnego upodobnienia dokonuje się w Bogu ukrytym. Przyodziewa człowieka welonem ukrycia. Owo duchowe ukrycie staje się konieczne, gdy pragnie się przebywać z Bogiem ukrytym. Jak zapewnia nas Pismo: Rzeczy ukryte należą do Pana, Boga naszego, a rzeczy objawione – do nas (Pwt 29,28). Bóg według uznania dopuszcza to swych tajemnic: Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana /tajemnica/ (Mk 4,11-12). W kontemplacji w sposób szczególny człowiek zostaje dopuszczony do tajemnic Stwórcy i tajemnic Odkupiciela, tymi tajemnicami się karmi. Do głębi Bożej tajemnicy, do głębi Boskiej mądrości wiedzie droga przez gąszcz trudnego oczyszczenia, podobnego do cierpienia czyśćca. Św. Faustyna zwierza się w swym Dzienniczku: Daje mi Pan poznać przez wewnętrzne światło, daje poznać wielkość i świętość swoją – i jak łaskawie się zniża do mnie; daje mi poznać wyłącznie swą miłość ku mnie, jak jest Panem absolutnie wszystkiego, i daje mi poznać, że się udziela duszy, zawieszając wszelkie prawa natury (Dz 1019) W kontemplacji człowiek poznaje wielkość Boga, Jego drogę do człowieka w tajemnicy dzieła zbawczego, sposób udzielania się człowiekowi, absolutną władzę nad stworzeniem.
5. Aktywność wewnętrzna
Stosunek kontemplacji i działania posiada trzy fazy. Pierwsza to kryzys zaangażowania zewnętrznego, które porządkuje aktywność człowieka, druga to odkrycie znaczenia działania duchowego, wreszcie trzecia wiąże się z harmonią pomiędzy działaniem a kontemplacją. Autorzy chętnie podejmują ten temat, ogniskując się na komplementarnym symbolu Marii i Marty czy też szukając harmonii pomiędzy nimi.W horyzoncie kontemplacji dojrzewa mniej lub bardziej gwałtownie (kryzysowo) stosunek do działania. Człowiek nie tyle zważa na wpisanie swoich dzieł w przestrzeń woli Boga, do czego zewsząd płyną uzasadnione zachęty, ile dociera do jego religijnej świadomości znikomość człowieczego dzieła w ogóle. Rozświetlający się nowy wymiar uwypukla czas znikomych dni (Hbr 12,10) i człowiek żyje przypominaniem Bogu, jak znikomymi stworzył wszystkich ludzi (por. Ps 89,48). Schodzi z piedestału zadufania w siebie. Zaangażowanie w zewnętrzny świat, dynamizm pracy, organizacji, przemieniania materii, zostaje niejako wzięty w nawias, w pewnym sensie zakwestionowany. W całej dramatycznej nagości staje prawda duchowego porządku: Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą (Ps 127,1).Pojawia się nieodparta potrzeba wysiłku wewnętrznego, poddawania pod dominację ducha materii ciała, które do czego innego dąży niż duch (Ga 5,17). Przełamywanie wewnętrznego rozziewu pomiędzy skłonnościami ducha i ciała jest etapem, pełnego i konsekwentnie ufnego powierzania się Bogu. Orant zdaje sobie sprawę, że mimo świętych pragnień jest cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu (Rz 7,14) i szuka głębszej wolności – wolności Boskiej. Swą wewnętrzną i zewnętrzną miłością człowiek pragnie zagwarantować pierwszeństwo Bogu. Czasami pojawia się zbyt mocne przywiązanie do dzieł, do tworzenia, do poddawania sobie ziemi, by Bóg mógł wkroczyć z tajemnicą kontemplacji. Orant szuka wewnętrznego, duchowego spełnienia: Wyciągam ręce do Ciebie; moja dusza pragnie Ciebie jak zeschła ziemia (Ps 143,6). Działanie takie jest po części umieraniem z pragnienia. Wyciągnięte ręce, symbol pracy człowieka, nie chwytają już zewnętrznych spraw – coraz silniejsze obejmują one teraz wewnętrzne, boskie dzieło zbawienia.Wycofywanie się kontemplatyków z życia publicznego, społecznego, działalności apostolskiej Kościoła może wzbudzać protesty i zastrzeżenia, ale staje on wobec problemu zasadniczego: Najwyższy nie mieszka w dziełach rąk ludzkich (Dz 7,48), jak nie mieszkał w burzy, trzęsieniu ziemi i wichurze za czasów Eliasza na górze Karmel. Wspaniałość Jego podobna do światła, promienie z rąk Mu tryskają, w nich to ukryta moc Jego (Ha 3,4). Moc Boga gwarantuje, że dzieła Jego są silniejsze od ludzkiej historii. Jedyne, co pozostaje po takim odkryciu: wpisać się, wpleść zupełnie, utożsamić z dziełami Boga. Orant woła: wspieraj pracę rąk naszych, wspieraj dzieło rąk naszych! (Ps 90,17). Jest to przepiękny fragment łaski mówiący o współpracy z dziełem zbawczym, daleki od kwietyzmu czy pelagianizmu. Orant zanurza z powagą w mirrę rękę, jak Oblubienica: Wstałam, aby otworzyć miłemu memu, a z rąk mych kapała mirra, z palców mych mirra drogocenna – na uchwyt zasuwy (Pnp 5,5). Wobec takiej postawy Bóg sam kładzie dłoń na człowieka: do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni (Ap 1,17).Przedpola kontemplacji Bóg rozjaśnia jeszcze jednym światłem. Wspomaga dramatyczne przeżycie kontekstu tego świata: To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych (Łk 16,15). Bóg z całą siłą wpisuje swoje preferencje w każdą próbę oceny. To, co obrzydliwe w oczach Bożych staje się zaczynem odrywania od tego, co przyziemne – najbardziej istotnego procesu w szerokiej fali nadprzyrodzonego bytowania. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi (Kol 3,2), gdyż taka jest logika kontemplacji.Na zewnątrz tego typu działanie Boga pociąga za sobą odkrycie milczenia i samotności, jako najbardziej uprzywilejowanego boskiego środowiska. Słowem, Bóg wyprowadza na pustynię. Ciężar gatunkowy przemieszcza się w stronę wnętrza. Człowiek zaczyna podejmować dzieło wewnętrzne, staje się wykonawcą dzieła (Jk 1,25). Z całą powagą należy przytoczyć słowa św. Jana od Krzyża:Niech się zastanowią ci, których pożera gorączka działalności i którzy myślą świat wypełnić swym przepowiadaniem i dziełami zewnętrznymi, że o wiele więcej pożytku przynieśliby Kościołowi i o wiele milsi byliby Bogu, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, jaki by dali, gdyby połowę tego czasu poświęcili na modlitwę i przestawanie z Bogiem, chociażby nie doszli do tak wysokiego stanu jak dusza, o której mówimy. W takim przestawaniu z Bogiem o wiele skuteczniej i z mniejszym trudem dokonaliby dobra jednym czynem niż tysiącem, a to dla zasługi modlitwy i energii duchowej w niej zdobytej. Inaczej bowiem wszystko jest jak uderzanie młota czasem z małym albo żadnym skutkiem, a czasem nawet ze szkodą (PD 29,3).Oczywiście dzieło wewnętrzne nie oznacza zwolnienia kroku czy ucieczki od doczesności. Kontemplatyk przypomina biblijnego kowala: Tak kowal siedzący blisko kowadła, pilnie zastanawia się nad pracą z żelaza, wyziewy ognia niszczą jego ciało, a on walczy z żarem pieca – huk młota przytępia jego słuch, a oczy jego są zwrócone tylko na wzorzec przedmiotu; serce swe przykłada do wykończenia robót, a po nocach nie śpi, by dzieło doskonale przyozdobić (Syr 38,28). Kontemplacja jest sztuką doskonałego przyozdobienia, pasją piękna. Nie można tolerować żadnej formy ukrytego duchowego rozleniwienia. Człowieka wypełnia nowy rodzaj piękności, nowy sens duchowy. Zasiada do uczty z tymi, którzy pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała – to był Chrystus (1Kor 10,4).W duchowej aktywności człowiek razem z Bogiem rozpoczyna budowę wieży, duchowej budowli. Wieża wyrasta prosto w niebo i wnosi ze sobą bezpieczeństwo. Staje na górze świata, jak wieże Jeruzalem. Zapisano w Ewangelii Mateusza boskie budowanie: Oto gospodarz założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę (Mt 21,33). Winnica zamknięta – otoczona murem skupienia i z tłocznią dającą wino – krew próby. Wieża taka określa dostojność i duchową wysmukłość Oblubienicy, która zajmuje się rzeczami wzniosłymi – tymi w górze. Górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką (Ga 4,26) – dochodzi pieśń z wysokości wieży kontemplacji.Znakomitym komentarzem do dojrzewania w kierunku działania wewnętrznego stanowi struktura dzieła O wielkości duszy św. Augustyna. Znajdujemy tam coraz wyższe formy ludzkiego działania, wzbudzanego pięknem. Pierwsza wegetatywna – ożywianie ciała (animatio), działanie piękne z ciała (de corpore) ze względu na coś innego (pulchre de alio). Druga zmysłowa (sensus) – piękne działanie poprzez ciało (per corpus), wynikające z piękna napotykanego (pulchre per aliud). Trzecia – działanie rodzące sztukę, działanie wokół czegoś innego (pulchre circa aliud). Czwarta – działanie moralne, rodzące cnotę – działanie wobec siebie samego (ad seipsam), wobec pięknego (pulchre ad pulchrum). Piąta – ukojenie (tranquillitas) – działanie duszy w sobie samej (in se ipsa), działanie piękne w pięknym (pulchre in pulchro). Tu dusza odkrywa miarę swej wielkości i wielkość Boga. Szósta, działanie wstępujące w Boga (pulchro ad pulchritudinem). Oko ducha zostaje uzdrowione i bezpośrednio kieruje się do tego, co godne widzenia, tzn. Boga. Siódma – kontemplacja, działanie u Boga (apud Deum), działanie piękne w Piękności (pulchre apud pulchritudinem). Dusza na ostatnim stopniu tonie w absolutnym Pięknie i pragnie coraz bardziej śmierci, która oddziela ją pełni prawdy. Widzimy jasno, iż ludzka aktywność rozwijając się, przechodzi od rzeczy zewnętrznych i zmysłowych do wewnętrznych i duchowych.Dla Ojców Kościoła było czymś oczywistym, że życie kontemplatywne jest spełnieniem duchowych aspiracji człowieka. Przytoczmy zdanie św. Grzegorza Wielkiego: Życie kontemplatywne posiada zasługi większe niż aktywne, trudniące się dziełami doczesnymi. Ono już przeczuwa smak duchowy odpoczynku, który ma nadejść. Co więcej, Edyta Stein twierdzi, że osiągnięcie najwyższych stanów duchowych nie dopuszcza dzieł czy praktyk zewnętrznych, które by w najmniejszym, stopniu przeszkodziły życiu miłości w Bogu, takich nawet, które większej Jego chwale.
6. Adoracyjny styl życia
Kontemplacja jest rodzajem zapatrzenia, ale zapatrzenia mądrościowego, wynikającego z miłości. Znaczy człowieka adoracyjnym stylem bycia. Kontemplacja gromadzi wszystkich, pragnących nie tylko podziwiać zewnętrzną fasadę stworzonych zasłon, nie tylko dotrzeć do pierwotnego znaczenia formy, ale – pragnących przenikania natury rzeczy. Tu objawia się kontemplacyjna niemożność odrywania oczu. Wprowadza nas razem z Chrystusem w święte mury synagogi, gdzie oczy wszystkich… były w Nim utkwione (Łk 4,20). Utkwiony wzrok, utkwiony człowiek, głębia symboliki kontemplacyjnej bierności.Adoracja jest zewnętrzna i wewnętrzna. Zewnętrzna może dotyczyć Eucharystii czy Słowa, ale nas zasadniczo interesuje ta wewnętrzna. Polega ona na adorowaniu tajemnicy Boga obecnego w człowieku. To duchowe dzieło jest absolutnie proste i nie wymaga żadnych predyspozycji do głębszej modlitwy, daje przy tym niezwykłą pogodę ducha i silną więź z Bogiem. Jednocześnie jest ono zabójcze dla wrogów ducha i wzrastania, zwłaszcza szatana. Jest ono wybitnie wewnętrzne, nie potrzebuje żadnych zewnętrznych, specjalnych form. Przemienia samą istotę człowieka, czyniąc go istnieniem rozmiłowanym w Bogu. Jest to sekret największych świętych. Polega on na splocie Bożej i naszej obecności, gdzie życie człowieka wplecione zostaje w życie Boskie. Nie wymaga ono żadnego przygotowania, a siła jego potrafi kształtować serce. Pomaga sercu trwać wiernie przy Bogu, woła o Jego obecność.Dzieło to polega na wytrwałym pukaniu do serca Boga. Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania, francuski karmelita bosy, napisał do swej duchowej przyjaciółki: Pukaj do drzwi, nie ustawaj, trwaj w pukaniu; a ja odpowiadam, że otworzy On w swoim czasie, jeśli się nie zniechęcisz, da od razu to, co zatrzymywał przez kilka lat (List 15). Pukanie to sięga głęboko w logikę słów Chrystusa: kołaczcie, a otworzą wam (Łk 11,9). Drogą adoracji jest kołatanie. Kołaczący staje u wrót nieba, u wrót świętej historii i pragnie wpisać w nią swoje życie. Tu okazuje się mądrość Bożych gwałtowników. U wrót nieba można stać się w istocie człowiekiem duchowym, człowiekiem nowym, zbudowanym z boskiego otwarcia serca. Tajemnicę tę znają tylko ci, którym otworzono. Nie ma jednak łatwiejszego i lepszego środka, by spełnić w sobie Boskie dzieło. Otwierają się oczy i uszy, a nowa miara wszystkiego ogarnia wszystko w boskim spojrzeniu wiary. Kołatanie wyraża tęsknotę serca, miłość, która ożywia i rozkwita coraz bardziej. Wspomniany brat Wawrzyniec radzi: Proszę Go więc miłować, proszę nie szukać innej ulgi, niż u Niego (List 14). Ulga wpisana jest w ból, ten sam, który kazał św. Pawłowi wołać: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! (Rz 7,24). Adoracja przemienia cierpienie w dziękczynienie, zwłaszcza tym, którzy dotkliwie znoszą trud życia, trud bycia człowiekiem; tym, którzy nie znajdują rozwiązań, są zagubieni w duchowym życiu.Adoracja jest czystą formą pobożności, jest najbardziej wolna od formy, najbardziej bezkształtna, gdyż jest tak żywa i nieskrępowana. W niej człowiek świętuje religijną wolność i wypełnia religijną świadomość boską uwagą. Dzięki niej orant staje się jak myśliwy, który wypatruje Pana i znajduje Go, zręcznie tropiąc Jego ślady jak Oblubienica z Pieśni nad pieśniami. I w dziele tym umyka się zasadzkom innego myśliwego, który jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1P 5,8). W nim ufa się Bogu, że On sam wyzwoli nas z sideł myśliwego (Ps 91,3).Adoracja wiedzie drogą miłosnej uwagi, to miłosne zwrócenie się ku Bogu, w sensie zaś konkretnym – to krótkie, szybkie, w biegu codziennego życia rzucanie Bogu jak kwiatów, małych wewnętrznych aktów uwielbienia. To praktyka nieznaczna, dokonywana jakby ukradkiem, polegająca na niezauważalnym przez nikogo przerywaniu swej pracy, biegu myśli i niemal przelotnym wewnętrznym uśmiechem darowanym Bogu. Powtarzanie w ciągu dnia wewnętrznego uwielbienia, okraszanie prac, myśli, pragnień tą tajemniczą umiejętnością świętych, wkłada w rękę naszą miecz, którym zwyciężamy. Pogłębia się fundamentalne pragnienie: Do Ciebie wznoszę me oczy, który mieszkasz w niebie (Ps 123,1).Zwieńczeniem tej drogi jest przedziwne umieszczenie w Bogu. Wydobywając się z trosk, należy całego ducha podnieść i umieścić w Bogu. Trwałe umieszczenie w Bogu oznacza zamieszkanie.Bóg od początku pragnął zamieszkać wśród ludzi, zamieszkać u człowieka. Pragnął nie tylko świątyń, ale nade wszystko, by serce ludzkie było dla Niego schronieniem. Razem z Synem chce w nim przebywać (por. J 14,23). Wewnętrzna adoracja zmierza ku Bogu zaczepiając się o to Boskie pragnienie zamieszkania, by stanowić mieszkanie Boga (Ef 2,22). Przyobleka przybytek Boga z ludźmi. Człowiek adorujący staje się radością apokaliptycznych aniołów wieszczących od tronu Boga: Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi (Ap 21,3). Aniołowie Boga mogą wołać radośnie, gdyż odnowione zostaje stworzenie – ich liczba. Liczba zastąpionych, tych, którzy nie zachowali swojej godności, ale opuścili własne mieszkanie, spętanych wiekuistymi więzami (Jud 6). Adoracyjne trwanie jest rzeczywistym budowaniem Bożego domu, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość (2P 3,13). Tam, pełni uwielbienia szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie, nieustannie Cię wychwalają (Ps 84,5).Co więcej, jest strzeżeniem dobrego depozytu Ducha Świętego (por. 2Tm 1,14). Dobry depozyt łaski może się rozwijać i pogłębiać przede wszystkim dlatego, że człowiek sprzeciwia się innej formie zamieszkania, gwałtownej, napierającej i zniewalającej – podbijającego w niewolę grzechu, który w nas mieszka (por. Rz 7,23). Przeciwstawia się, by grzech nie mieszkał u niego. Grzech może męczyć duszę, jak sprawiedliwego Lota, który go widział i o nim słyszał, do czasu aż ukończył arkę (2P 2,8). Wewnętrzna adoracja stanowi dla mieszkańców cienistej krainy śmierci (Mt 4,16), rodzaj duchowej arki, dzięki której człowiek odpływa w głębię Boga.Wewnątrz adoracji dokonuje się misterium pokory, misterium duchowego ożywienia. Człowiek powierza się Bogu, który zamieszkuje miejsca wzniesione i święte, lecz jest z człowiekiem skruszonym i pokornym, aby ożywić ducha pokornych i tchnąć życie w serca skruszone (Iz 57,15). Wtedy to miłosierdzie… w miejsce grzechów zamieszka u ciebie (Syr 3,14). Słowa miłosierne, wypełniające cały horyzont skruchy Bożą dobrocią. Krocząc w pokorze odnajdujemy prawdę budowania – dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie (2Kor 5,1). Ponieważ jest to adoracja w wierze, sytuuje człowieka w przedziwnym miejscu, które zamieszkiwane jest przez światłość niedostępną (1Tm 6,16). Dusza żyje tęsknotą niewyczerpaną. Niewyczerpany jest również wołający Oblubieniec: O ty, która mieszkasz w ogrodach (Pnp 8,13), przyjdź do Mnie, gdyż pragnę ciebie!Kontemplatyk wnosi w swe życie przekonanie o sile modlitwy. Jego modlitwa staje się podstawowym wysiłkiem, a nawet lokomotywą historii. Biblia zawiera wydarzenie, które pozwala nam w sposób bardzo jasny zrozumieć sens wewnętrznej aktywności. Przytoczmy ten fragment:Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku. Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry. Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza (Wj 16, 9-14).Oto mamy dwa plenery: jeden historyczny, dziejowy, scenę wydarzeń opisaną jako plener dolny, drugi duchowy, na szczycie góry. Aktywność zewnętrzna i wewnętrzna. Z tekstu dowiadujemy się o zależności pomiędzy nimi: jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael wygrywał. Mojżesz poprzez swą modlitwę wypracowywał dla Jozuego przestrzeń zwycięstwa, a więc to on, a nie waleczność decydowało o przebiegu bitwy. Decydowało wzniesione i rozmodlone serce Mojżesza. Te stale wzniesione wysoko ręce towarzyszą historii człowieka do dziś. Wzniesione na szczytach duchowych gór, w ukryciu klauzurowych murów, w zaciszu niewymownego cierpienia, pośród codziennego krzątania. Decyduje aktywność wewnętrzna, zewnętrzna jest jej konsekwencją. Takie rozumienie dziejów człowieka wyjaśnia historie całych narodów. Autor Chmury niewiedzy uświadamia istotną rzecz: Spośród wszystkich dzieł duszy to jest, co najbardziej się Bogu podoba. Święci i Aniołowie tym się radują i spieszą, by ze wszystkich swych sił duszy tej pomagać. Demony ogarnia wściekłość, gdy ty się temu dziełu oddajesz i dokładają wszelkich starań, aby ci w tym przeszkodzić. Nie dziwi zatem sprzeciw, kwestionowanie dobiegające ze strony przeróżnych Mart, które skarżą się na Marie nawet Chrystusowi: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego (Łk 10, 40-42). Marty, nie rozumiejąc wewnętrznego dzieła krytykują Marie, nie podejrzewając, że to właśnie one najwięcej im pomagają.
7. Milczenie kontemplacyjne
Dostęp do świata kontemplacji umożliwia w decydującym stopniu duchowe wychowanie do milczenia. Najpierw pozwala ono uzyskać ostateczny wgląd w najgłębszą sferę „ja”, uzmysłowić sobie własną tożsamość przeżywaną w wierze. Schodząc następnie w samą istotę ducha, w głębokim milczeniu, człowiek odkrywa, kim jest, odkrywa nagość swego istnienia, a także religijną jego warstwę – przybiera formę oczekiwania na Słowo. W milczeniu milknie zewnętrzny wymiar rzeczy, a dochodzi do głosu wewnętrzny. Milczenie jest jedyną postawą godną, by przyjąć Boga jako Słowo. Odwołuje się do podstaw religijności chrześcijańskiej. Świat milczenia posiada kilka warstw: najbardziej oczywista – milczenie ust, przestrzeń słowa, języka, następnie – milczenie serca, wreszcie – zamilknięcie istnienia w pokorze. Aby wejść w świat kontemplacji należy powstrzymać potok niepotrzebnych słów, tę niepowstrzymaną chęć wychodzenia na zewnątrz, powstrzymać wylewność, nie pozwolić się rozproszyć w słowach. Nader często padają słowa bez znaczącej treści, puste, mające za zadanie wypełnić szumem koryto życia. One nie pamiętają Chrystusowych słów: z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę (Mt 12,36). Milczenie objawia nam nie tylko rozwagę moralną, ale nade wszystko duchowy wymiar słowa: nasza religia ma naturę Słowa, odwiecznego Logosu – wypowiedzianego Chrystusa.Człowiek kontemplacji zostaje wprowadzony w ogrody milczenia, zaczyna go nie tylko potrzebować jak powietrza do życia, ale gruntownie pragnąć. W Zaślubinach z samotnością czytamy: Milczenie nie jest zaprzeczeniem słów, lecz przestrzenią sekretną dla ich narodzin. Dopiero w niej można odkryć istotę języka, pośrednika piękna. Milczenie wtedy jest współbrzmieniem z pięknem. Pośród niego pęka łańcuch słów, zagonienie słowami, w milczeniu słowo odpoczywa. W milczeniu słowa nasłuchują. Kiedy je ogarnia milczenie, dotyka je ogień oczyszczenia, ogień łaski. Słowa stają się pełne wiary, wiary w Boga i wiary w człowieka, wiary wpośrednictwo słów. Słuchając słów oczyszczonych dostępuje się tajemnicy więzi. Oczyszczone słowa wiążą. Odwołują się bowiem do czegoś doskonałego, doskonałego w człowieku, czegoś co okryte jest welonem milczenia. Słowa oczyszczone stają się objawieniem – objawieniem piękna człowieka. Oczyszczone słowa tworzą język świetlisty, pełny łaski, łaski kipiącej treścią, przepełnionej miłością. Stanowią one pomost pomiędzy pięknem dostrzegalnym lecz niewyrażalnym, a ludzką zdolnością do podziwu. Prawdziwe milczenie przemienia się wpodziw.Milczenie decyduje o uzdrowieniu wnętrza, o uzdrowieniu zdolności do podjęcia słowa. Słowo bowiem nierozważne jest jak ogień, jak sfera nieprawości, bezcześci całe ciało (Jk 3,6). Panowanie nad językiem jest kluczem do panowania nad sobą, oznacza zdolność przekraczania wewnętrznych zależności. Milczenie otwiera bramy bliskości. Chrystus, skarżąc się św. Faustynie, z wyrzutem mówi o duszach rozgadanych:Są dusze, w których nie mogę nic zdziałać; są to dusze, które ustawicznie śledzą innych, a nie wiedzą, co się dzieje w ich własnym wnętrzu… Biedne dusze, nie słyszą słów moich, pozostają puste ich wnętrza, nie szukają mnie wewnątrz własnego serca, ale w gadulstwie, gdzie mnie nigdy nie ma. Czują swą pustkę, a jednak nie uznają własnej winy, a dusze, w których w całej pełni króluję, są dla nich ustawicznym wyrzutem sumienia. One zamiast się poprawić, …serce ich wzbiera zazdrością… Zazdroszczą innym duszom darów moich, a same ich przyjąć nie umieją i nie chcą (Dz 1717).Rozgadanie to nie tylko znak wewnętrznej pustki – ono zamyka na Tego, który jako Słowo chce być przyjęty, przeniknąć, królować. Milczenie zewnętrzne nie może się jednak zatrzymać jedynie na powstrzymaniu siebie. Pojawia się ono również wobec niesłusznych oskarżeń, pomówień, nadinterpretacji, a nawet oszczerstw. Orant nosi w świadomości swych dążeń, prawdę, że to z powodu Chrystusa, podjęcia duchowej drogi, sprzysięża się otoczenie: Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne (Łk 6,22). Milczenie w tak trudny czas jest ze wszech miar zwycięstwem, zwłaszcza nad ludzkim horyzontem chwały.Milczenie przygotowujące do kontemplacji przekształca język w instrument miłości. Sama kontemplacja poucza i dostarcza słów jak dźwięków niebiańskim harfom. Rozbrzmiewa ona pośród życia: W każdej chwili uwielbiaj Pana Boga i proś Go, aby drogi twoje były proste i aby doszły do skutku wszystkie twoje zamiary i pragnienia (Tb 4,19). Język przemienia się w źródło uwielbienia, jest uwielbieniem. Pośród kontemplacji otwierają się usta jak u niemego: otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga (Łk 1,64). Kontemplacyjne rozwiązanie języka – rzecz przejmująca dreszczem zdumienia. W dziedzinie kontemplacji słowo i język nabiera nowych znaczeń – staje się językiem anielskim: nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami… (Łk 2,13). To przedziwne, że aniołowie używają ludzkich słów. Ale to wyjaśnia kontemplacja – język anielskiej modlitwy. Anioł kontemplacji przywołuje zastępy. Kontemplacja jest modlitwą zbrojną, modlitwą walki, walką aniołów. Wznosząc się do świata wyższej rzeczywistości, nasz język doznaje – jak to nazywa Pseudo-Dionizy Areopagita – skrócenia. Pisze:Im bardziej bowiem wznosimy się do świata wyższej rzeczywistości, tym bardziej ograniczony staje się nasz język i nasze słowa skracają się dla ściślejszego wyrażenia tego, co pojmowalne. I wreszcie, kiedy już wstąpimy do tej leżącej ponad rozumem ciemności, to nie znajdziemy już tam nawet nielicznych słów, lecz całkowity brak i mowy, i zrozumienia. W teologii pozytywnej słowo zstępuje z góry w dół – aż do ostatniego pojęcia, i pomnaża się w miarę schodzenia niżej i proporcjonalnie się zwielokrotnia. Tutaj natomiast, gdy wstępujemy od tego, co najwyższe, do tego, co jeszcze wyższe, słowo pomniejsza się w miarę wstępowania, by u kresu całkowicie zamilknąć i w pełni zjednoczyć się z niewysłowionym.Język modlitwy dzięki milczeniu staje się czysty, zdolny do czystego uwielbienia: dziękowali Bogu niebios i mówili: Bądź uwielbiony, Boże, wszelkim czystym uwielbieniem! (Tb 8,15). Czyste uwielbienie sięga tajemnicy Boskich słów: W Bogu uwielbiam Jego słowo, wielbię słowo Pana (Ps 56,11). Kontemplatyk nie skupia się na swoich słowach, ale jest pamięcią słów Boskich – nauczył się ich na medytacji. Jego język zgodnie jednymi ustami wielbi Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa (Rz 15,6). Człowiek na poziomie języka pragnie naśladować to samo milczenie, które stało się udziałem Chrystusa, a które nie stanowiło dla Niego ograniczenia, lecz ukazywało niedosłyszalne dla ludzi wymiary.Milczenie jest przestrzenią przyjmowania Boga, pokrywa się z zasadniczym horyzontem kontemplacji, która jest niezwykłą gościnnością, otwarciem dla Boga. Paweł VI, nie ograniczając milczenia do braku hałasu i słów, w ten sposób je definiuje: nie polega ono jedynie na unikaniu słów, ale na oddaleniu serca od rzeczy przejściowych i pustych, a skierowaniu go na Boga. Lecz także milczenie zewnętrzne, jeśli tak można powiedzieć, jest w waszych klasztorach znakiem tego wewnętrznego.Najwyższym momentem kontemplacyjnego wtajemniczenia jest przemiana w wieczyste milczenie, które miłuje innych. Takie milczenie wiąże się z wewnętrzną aktywnością. Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej pisze: Chciałabym przemienić się cała w milczenie i adorację, abym coraz bardziej mogła pozwalać się przenikać Bogu i Nim napełniać tak, by przez modlitwę przekazywać Go innym (L 131). Stara to prawda i wiedza mistyków, iż Bóg najintensywniej objawia się w milczeniu. Oddajmy głos jeszcze raz bł. Elżbiecie: Jakże to wspaniałe, że Bóg przemawia do duszy w milczeniu! Uważam, że to drogie milczenie jest już wielkim szczęściem (L 165). Spośród wszystkich godzin najbardziej lubię godziny ścisłego milczenia. Jestem w małej celce, która jest mi droga. Jest moim sanktuarium. Jest przeznaczona wyłącznie dla Jezusa i dla mnie (L 91). Wtedy milczenie przybiera formę zamilczenia umysłu naturalnego. Kontemplacja jest zarazem osłabieniem, zwieszeniem, usunięciem umysłu opierającego się na zmysłach. Milczenie na drodze kontemplacyjnej przybiera formę miłowania nieuchwytnej prawdy. Dzięki niemu oddalane zostają wszelkie iluzje i niewiedza. Milczenie jednoczy z Bogiem. Zbliża ono do owocu, którego nie możemy zerwać słowami. Dopiero po zakosztowaniu daru milczenia człowiek doświadcza, jak rozlewa ono duchową słodycz. Kontemplacja jest – jak mówi św. Grzegorz Wielki – poszukiwaniem oblicza Ukochanego w głębi serca i najdoskonalszej ciszy, ponad wszelkim wyobrażeniem zmysłowym. Adrienne von Speyr natomiast tak formułuje istotną prawdę w tej dziedzinie: W stworzeniu obecne jest żywe słowo Boga, które pali się w substancji człowieka jak płomień ukryty. Jeśli Bóg przemówił, i jeśli dusza to usłyszała, milczenie nie jest już puste, ani nie jest zwykłym echem tych słów, lecz jest formą odpowiedzi, przyjęcia słowa, a ściśle przyjęciem żywym, aktywnym. W milczeniu słowo osiąga centralne miejsce. Takie milczenie jest przygotowaniem do każdego dialogu, do każdej jego kontynuacji.Bł. Elżbieta, patronka modlitwy skupienia, odsłania przed nami jeszcze jeden niezwykły wymiar milczenia: Pogrążmy się w wiecznym milczeniu. Niech proste spojrzenie na Boga odrywa nas od wszystkiego, zatapia w niezgłębionej tajemnicy Trójcy Świętej, w oczekiwaniu na <Przyjdź> Boskiego Oblubieńca (L 332). Orant nastraja się do milczenia, a w końcu wchodzi w posiadanie duszy milczenia, która niczym lira zachowuje się pod tajemniczym dotknięciem Ducha Świętego, aby mógł z niej wydobywać iście boską melodię. To milczenie pozwala odtworzyć piękno Chrystusa, nasz wzór. Jest więc w tym znaczeniu najbardziej kreatywne. Jest jak zasłuchanie w Początek, poddanie Mu tworzywa swego człowieczeństwa. Jest jak wybieganie do Alfy – stanowi rzeczywistość alficzną. Milczenie kontemplatywne otwiera w człowieku przepaść istnienia – nieskończoną, duchową przestrzeń obecności dla Boga. Ujawnia najbardziej radykalny sposób przekraczania progu nieskończoności, zadzierzgnięcia w Nieskończonym. Milczenie kontemplatywne, mistyczne jest bowiem pełnią obecności. Elżbieta zachęca: Trwajmy przy Nim w milczeniu i skupieniu, zapominając o wszystkim, zupełnie tak samo jak ona [Maria Magdalena], i wpatrując się w jedyne nasze Wszystko, to jest w Tego, któremu oddałyśmy wszystko (L 75).Katechizm Kościoła katolickiego przywołując słowa Izaaka z Niniwy, pogłębia myśl o milczeniu: Kontemplacja jest milczeniem, „symbolem świata, który nadchodzi” Św. Izaak z Niniwy, Tractatus mystici, wyd. Bedjan, 66., lub „milczącą miłością” Św. Jan od Krzyża.. Słowa w kontemplacji nie mają charakteru 533 dyskursywnego, lecz są niczym iskry, które zapalają ogień miłości. W tym milczeniu, nieznośnym dla człowieka „zewnętrznego”, Ojciec wypowiada do nas swoje 498 Słowo, które przyjmuje ciało, cierpi, umiera i zmartwychwstaje, a Duch przybrania za synów pozwala nam uczestniczyć w modlitwie Jezusa (KKK 2717).Wreszcie milczenie kontemplacyjne posiada charakter oblubieńczy, wchodzący najdalej w swą naturę teologiczną: przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca (J 3,29). W milczeniu objawia się miłość oblubieńca, zasłuchanie pełne podziwu i eschatologicznej radości. W milczeniu dochodzi do głosu przyjaźń, ta szczególnie uprzywilejowana relacja między osobami. Warto zwrócić uwagę na strukturę tekstu: przyjaciel nie tylko słucha, ale i stoi. Owo oblubieńcze zatrzymanie się, niemal zamarcie, zawieszenie nad przepaścią niewyczerpanej miłości, należy do tajemnicy kontemplacji. Mała Teresa mówi o milczącej ciemności:Jezus nie chce, żebyśmy w spokoju znajdowały Jego godną uwielbienia obecność, ukrywa się, okrywa się ciemnością. Nie postępował w ten sposób względem tłumu Żydów; widzimy bowiem w Ewangelii, że cały lud słuchał Go z zapartym tchem (por. Łk 19, 48). Jezus zachwycał słabe dusze swymi Boskimi słowami, starał się je umacniać na dni próby. Ale jakże nieliczni byli przyjaciele naszego Pana wówczas, gdy milczał wobec swoich sędziów! Och! jakąż melodią dla serca mego jest to milczenie Jezusa (L 124). Odnalezienie terezjańskiej melodii milczenia przynależy do wstępujących w bramę kontemplacji. Niezwykłe jest powiązanie milczenia i pokoju serca. Rodzaj milczenia jaki nam towarzyszy zależy od tego, w co pragniemy się wsłuchać czy w dźwięk ludzkości, czy w dźwięk boskich harf.
8. Kontemplacyjna samotność
Na przedpolach kontemplacji pojawia się również nieodłącznie samotność. Ma ona różne imiona, najczęściej znamionuje wyłączność. Samotność należy do jednej z wielkich tajemnic Boga i człowieka, do tych spraw, których nie można przełożyć na język ziemski, gdyż tracą swoje głębokie i niebieskie znaczenie. Samotność serca jest małą Betanią, gdzie Chrystus chętnie przychodzi odpocząć. To w samotni ducha człowiek pozwala sobie na najczulsze uczucia i wyznania. Tu można wypowiedzieć z miłości tysiące niedorzeczności. Tu dokonuje się najcichsza ofiara – umieranie dla świata. Samotność wyznacza również zdolność zawierzenia.
Przestrzeń wyłączności
Człowiek kontemplacji winien iść poważnie drogą pierwszego przykazania i dla miłości Boga z całego serca szukać wyłączności. Wyłączność wyznacza horyzont samotności. Kontemplatyk pragnie otoczyć się samotnością jak wewnętrzną atmosferą, by dotrzymywać towarzystwa najdostojniejszemu Gościowi duszy. Życie religijne staje się gościnnością serca, wyczekiwaniem, czuwaniem. Wtedy samotność jest źródłem pokoju i szczęścia, a świadomość, że jest się dla Boga zupełnie samym, tzn. w całości, jeszcze bardziej zaprasza do ukrycia.Samotność, aby stała się wyłącznością, musi być świadkiem zwycięstwa nowego człowieka. Nowy człowiek pragnie spotkania z Bogiem, stary człowiek podąża śladem swoich pragnień. Konfliktowa obecność pierwiastka naturalnego i boskiego wnosi radykalny spór pomiędzy łaską i grzechem, rzeczywistość regularnej walki. Bóg wyprowadza człowieka z ograniczeń jego upadłej natury poprzez przyciąganie do Siebie. Ten rodzaj duchowej grawitacji wyprowadza, wyciąga, a nawet wyrywa spod brzemienia dotychczasowości. Bóg w upragnionej samotności odrywa od człowieka od stworzenia. Samotność jest jak miejsce uczynione Bogu, jest zapraszaniem Pana. W samotności człowiek musi odkrywać i rozeznawać prawdę o swej kondycji, niemożności sprostania duchowym zadaniom, wreszcie uczy się być sam na sam z Bogiem. W samotności pojawia się cały dramat tego, co znaczy być człowiekiem, jest ona drogą do własnej istoty. Samotność jest najbardziej zaangażowanym oczekiwaniem, w którym tęsknota pojawia się niemal w stanie czystym. Jest dystansem potrzebnym do pogłębienia, poznania i miłowania. Ojcowi przez tyle wieków wychodzili na ustronia i pustynie, by jeszcze mocniej doświadczyć tajemnicy Boga i swej własnej. Nie można tego osiągnąć w szmerze ludzkiej obecności. Zasłuchania nade wszystko wymaga kontemplatywny Bóg. Samotność jest jak świadectwo miłości wybranej, jedynej, konsekwentnej, oblubieńczej. Taka miłość jest najbardziej oczyszczająca, płodna, nie jest jakimś wyłamywaniem siebie z zasięgu miłości, ale odnajdywaniem człowieka. Samotność potrafi być jedną z najbardziej radykalnych form wzrastania, ponieważ dopiero samotność ujawnia człowieka „dla siebie”. Kiedy człowiek uwalnia się od zgiełku codzienności, od mnogości wrażeń i reakcji uczuciowych, kiedy przestaje zaspokajać swe głody i pragnienia, przestaje zadowalać siebie, a chce zadowolić Boga, samotność odsłania całą swą moc: staje się przestrzenią prawdy i miłowania.Przeżywana nie tyle w sposób dobry, ile święty, potrafi również zabliźniać przeszłość, zamykać etapy życia, wyzwalać, odkrywać głębszy sens, odnajdywać harmonię. Pogłębia nade wszystko wrażliwość na człowieka.Ostatecznie, zewnętrzna samotność cierpienia czy oddzielenia od ludzi ma za zadanie jeszcze bardziej uświadomić tajemnicę trwania przy Chrystusie w słodkim „sercu przy sercu” dniem nocą (L 267). Pośród tej samotności Bóg oddziela człowieka niczym obłokiem od rzeczy ziemskich, aby zachować miłującego całego dla siebie (L 269). Człowiek duchowy podejmuje samotność, gdyż nadchodzi Bóg i puka w bramy serca: stoi u drzwi twego serca… Czeka… Otwórz Mu (L 174). Samotność jest otwieraniem bram swego istnienia dla Stwórcy. Otwierając bramy serca narażamy się na rany miłości, ale one rozniecają jedynie miłość. Głęboka samotność, która w jakiś sposób zamyka życie w niebie, sprawia, że człowiek nie przestaje się interesować tymi, którzy żyją na ziemi (L 246). Samotność pełna miłości jest drogą do Boga, a może jeszcze bardziej jasno – drogą przez Boga do ludzi. W takiej samotności człowiek powraca. W takiej samotności rodzi się potrzeba dzielenia się tą jedyną miłością. Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej wyraża swe głębokie pragnienie: Chciałabym się cała przemienić w milczenie i adorację, bym coraz bardziej mogła pozwalać przenikać się Bogu i Nim napełniać tak, by przez modlitwę przekazywać Go tym biednym duszom, które nie znają daru Bożego (L 131). Samotność wybrana nie jest rezygnacją z człowieka, jest wybraniem i darowaniem dla niego najpiękniejszej rzeczy w tajemnicy ducha. Tym darem jest najwyższe szczęście – zbawienie każdego. Bł. Elżbieta, uwielbienie chwały, zrozumiała, jakie jest marzenie Stwórcy: móc kontemplować Siebie w stworzeniu, niczym w czystym i bez skazy krysztale, i widzieć, jak promieniuje wszystkimi Jego doskonałościami i całą Jego pięknością (Ostatnie rekolekcje, 8). Dlatego święci poświęcają życie temu dziełu, często wybierając niezrozumiałe ukrycie, samotność i milczenie swego istnienia.
Przestrzeń ukrycia
W samotności człowiek potwierdza, że prawdziwe życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3). Źródłem samotności jest często ukrywanie się Boga. Objawia to bezsilność i kruchość człowieka. Oddalenie jednak ma swą wartość – pobudza pragnienie wspólnoty. Im mocniej człowiek odczuwa dramat samotności, tym głębiej jest przygotowywany na ostateczne spotkanie. Taki rodzaj samotności zmusza do szukania Pana, z drżeniem istnienia, jak zraniona Oblubienica z Pieśni nad pieśniami. Jest częścią duchowego oddania i spalenia (por. L 299). Jest ona jak zasłona rzucona na dzieło jakim jest człowiek. W kontemplacji przestaje chodzić swoimi drogami, w czas nocy mistycznych staje się drogą Boga.W ogołoceniu zmysłów, w pustce wyobraźni, gorzkości woli, człowiek przemierza samotnie ciemność Bożej drogi. Ból i smutek duszy powiększa się na wskutek osamotnienia i opuszczenia jakie ogarniają ją pośród tej nocy (2N 7,3). Samotność nocy to wielka klęska wszystkich ludzkich projektów, to klęska człowieka i zwycięstwo Boga. Samotność i oderwanie od wszystkich rzeczy polega na oddaleniu od wszystkich poznań i pożądań natury, od wszelkich naturalnych działań (por. PD 16,10). Dusza musi się oddalić od wszystkiego i wyjść na zewnątrz, gdyż Umiłowanego można spotkać tylko w samotności (2N 14,1). Samotność jest więc możliwością spotkania. To dopiero z głębi samotności, z głębi oczekiwania na osobę, dochodzi do głosu cała doniosłość spotkania. Samotność wprowadza zdolność do absolutnego, wieczystego spotkania z Bogiem. Jest wytrwałością bycia i świadkiem nieprzekazywalności swej wewnętrznej prawdy. Św. Faustyna notuje w swoich duchowych notatkach: Kiedy mnie ta łaska [tj. kontemplacji] nawiedza, pragnę być sama, proszę Jezusa, by mnie chronił przed wzrokiem stworzeń (Dz 891). Niezwykła jest potrzeba chronienia wzroku i chronienia przed wzrokiem. Błogosławiona Elżbieta z Dijon wyznaje Chrystusowi tajemnicę swej samotności: Będę żyć w samotności, sam na sam z Tobą, zajmując się tylko Tobą, żyjąc tylko dla Ciebie, rozmawiając tylko z Tobą.Samotność jest jednak czymś więcej, jest ukryciem – Bóg ukrywa duszę w sobie. Czasem bowiem pochłania ją w swej tajemniczej głębi, iż dusza widzi jasno, że jest całkowicie oderwana i oddalona od wszystkiego stworzenia. Czuje wtedy, jakby ją umieszczono w jakiejś najgłębszej i nieogarnionej samotności lub jakiejś bezbrzeżnej i niekończącej się pustyni, dokąd nie może dotrzeć żadne stworzenie ( por. 2N 17,6). Samotność jest dojmująca aż tak bardzo, ponieważ człowiek zaczyna się uczyć się piękności i dobroci Boga. W jej blaskach dostrzega okrutną prawdę o stworzeniu, o własnej duchowej brzydocie i niezdolności do dobrego (por. 1DGK 4,4). I nie jest jej na imię jedynie: ziemia sucha i pusta. Do ogołoconej duszy przychodzi na sposób nadprzyrodzony Pan. Pośród tej nocy… sama miłość, która w tym czasie płonie i pobudza jej serce do miłości Umiłowanego, prowadzi ją, porusza i sprawia, że dusza wznosi się do swego Boga drogą samotną, choć sama nie wie jak się to dzieje (2N 25,4).Człowiek idzie poprzez samotność, by uczestniczyć w samotności Chrystusa, kiedy On zostaje sam w Ogrójcu i kiedy sam zstępuje do piekieł. Właśnie w naśladowaniu zstępowania Chrystusa do piekieł noce ciemne św. Jana od Krzyża znajdują swoje teologiczne wyjaśnienie. W takiej samotności rodzi się dar nowego życia, które przynależy całkowicie do Boga.W samotności kontemplatywnej zaczyna świecić bardzo jasne światło. Bł. Elżbieta z Dijon dzieli się niezwykłą prawdą: W mojej drogiej samotności żyję w stałej łączności z Bogiem i patrzę na wszystko w prawdziwym świetle. Taki rodzaj boskiego światła wyzwala najgłębsze pokłady rozumienia. Zwłaszcza wartości cierpienia przechodzonego właśnie oczyszczenia: To światło ukazuje mi, że cierpienie, w jakiejkolwiek postaci się pojawia, jest największym dowodem miłości, który Bóg może okazać stworzeniu. Samotność, choćby była w jakimś stopniu uciążliwa, nabiera najwyższego znaczenia w tajemnicy cierpienia. To słodycz ukryta kielicha. Św. Jan od Krzyża zapisał w Żywym płomieniu miłości:Mówi więc niejako dusza: O, Słowo Przedwieczne, mój Oblubieńcze! To przebudzenie Twoje, którego dokonujesz w głębi mej duszy, tj. w czystej i najgłębszej jej substancji, w której ukrycie i cicho sam jeden, jako jedyny jej Władca przebywasz, nie tylko jako w swym domu czy na swym łożu, lecz również jako w moim własnym łonie najgłębiej i najściślej ze mną zjednoczony – jakże łagodnie i miłośnie to czynisz. Znaczy to, że Ty sam w tym działaniu jesteś w najwyższym stopniu łagodny i pełen miłości. A w błogim tchnieniu, które w tym przebudzeniu wydajesz, tak słodkim dla mnie, gdyż jest ono pełne dóbr i chwały, z jakąż delikatnością rozniecasz we mnie miłowanie i pociągasz mnie do siebie! Czerpie dusza to porównanie z tego, że gdy się ktoś budzi ze snu, głęboko oddycha; ona to rzeczywiście tak odczuwa (ŻPM 4,3).
Oblubieńcza samotność mistycznaSamotność jest doświadczaniem szczególnego wybrania. Poznanie tajemnic bożych odbywa się w samotności i głębokim milczeniu, a w biernej uwadze miłosnej Bóg objawia swą miłość duszy, która trwa w zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym (por. ŻPM 3,34-36). Św. Jan od Krzyża dla zobrazowania tego zagadnienia proponuje nam symbol samotnego ptaka i z analizy jego zachowań czyni piękny przyczynek do naszego tematu. Korzystając z psalmu 101 przytacza tekst o samotnym wróblu na dachu. Dach, zgodnie z duchową interpretacją oznacza: być ponad wszelkimi rzeczami stworzonymi. Samotna dusza posiada właściwości samotnego ptaka:- który spoczywa zwykle na najwyższych miejscach (tzn. duch wznosi się w kontemplacji na boskie wyżyny),- który ma dziób zwrócony w stronę powiewu wiatru (tzn. duch zwraca się w tę stronę, skąd przybywa duch Bożej miłości),- który przebywa zwykle sam i nie dopuszcza innego ptaka blisko siebie, a gdy się który zbliży, natychmiast odlatuje (tzn. duch w kontemplacji oddala się od wszystkich rzeczy i nie chce niczego , jak tylko samotności w Bogu),- który śpiewa głosem pełnym słodyczy (śpiew duszy dla Boga jest najmilszym darem).- który nie ma określonego koloru (tzn. nie jest zabarwiony uczuciem zmysłowym czy miłości własnej i nie może wypowiedzieć, ani określić swych przeżyć, a to, co posiada, jest przepaścią wiedzy Bożej; por. PD 14-15,24).Samotność zjednoczenia odsłania więc inną twarz. W niej człowiek wznosi się ponad wszystko, ponad własne możliwości duchowe i zapodmiotowany bezpośrednio w Bogu, pragnie doskonale do Niego należeć. Bóg nie tylko uwalnia człowieka od udręczeń i pożądań, ale odnajdując w nim upodobanie, tym bardziej rozmiłowuje się w nim, dla tej właśnie samotności (por. PD 35,2). Dusza utwierdza się w jedynej i samotnej miłości, nie potrzebuje już żadnych środków ani mistrzów, bo sam Bóg jest dla niej przewodnikiem (por. PD 35,1). W 14 strofie Pieśni między duszą i Oblubieńcem (por. PD prolog) dusza upojona woła: Mój Ukochany jest…. jak samotność, w której brzmią organy. Komentując później te słowa Jan od Krzyża wyjaśnia, że znaczy to, iż w duszy rozbrzmiewają akordy najcudowniejszej boskiej muzyki i nazywa to ciszą przepojoną – słodycz muzyki i ukojenie ciszy zarazem (por. PD 14-15,25). Samotność przemienia się w samotność rozśpiewaną miłością i wolnością, w której zadomawia się Duch.Samotność taka jest oczywiście szaleństwem Bożych szaleńców, którzy pragną być jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich (1Kor 4,13) niż rozczarować Boga. Dają się wyprowadzać na pustynię, by umarło wszystko co człowiek może mieć i co może kochać, gdyż z umierających więzi rodzi się nowa obecność. Z głębi samotności dusza rozmiłowana zdaje się wołać: „Zabij mnie Twoją pięknością”. Samotność staje się sakramentem: tajemnicą obecności Tego, który ukrywa pod skrzydłami. Człowiek przedłuża Boga w samotność. Staje się ona tym samym ogniem, który wdziera się w historię, spada z nieba i wybucha istnieniem boskim.W jej scenerii pojawia się coś niezwykłego: duchowe posiadanie Boga. Samotność Jana jest daleka od nieobecności, co więcej, jest wieczystym płomieniem Tego-Który-Jest. Dusza, zerwawszy więzi krępujące wolność ducha, rozpłomienia się miłością jedyną, pełną, wyłączną. Samotność wypełnia Boża chwała. Człowiek całkowicie owładnięty szaloną miłością, nie ucieka w samotność, ale traktuje ją jak najlepszą przyjaciółkę, by kosztować i karmić się tym, co napełnia mocą. Przemieniona w miłość daje się pochłonąć przez Boży żar i jeszcze bardziej się rozpala. Duch Święty przepala duszę w najgłębszej substancji i rani ranami życia wiecznego. Samotność Jana jest tą samotnością wieczną i tą wspólnotą wieczną z Bogiem, a duszy uwolnionej w tej i dla tej samotności już nic nie może pokonać i już nic nie może związać, nic nie może dosięgnąć. Całkowicie wolna przemierza głębokości Boga, Jego Długość i Wysokość. Taka samotność jest pełna udzielania. W niej Bóg i człowiek wzajemnie się obdarzają. Tu człowiek i Bóg wzajemnie dla siebie znajdują potwierdzenie. Taka samotność jest w istocie bycie dla Boga, jest Bożo-człowieczą wspólnotą.(fragment z książki o. Marian Zawada OCD Droga do boskiej kontemplacji)
http://www.communiocrucis.pl/index.php/mentalno-kontemplacji
*******
Natura kontemplacji
Podejście do kontemplacji zależy od centralnej wartości, zasadniczego kryterium, poprzez które pragniemy ją interpretować. Kontemplacja pojawia się wewnątrz wydarzenia, jakim jest spotkanie z Bogiem, ale jej interpretacja pojawia się na trzech poziomach: samego doświadczenia kontemplacji, jej rozumienia, oraz języka, którym posługujemy się do jej opisu.Podejście do kontemplacji zależy od centralnej wartości, zasadniczego kryterium, poprzez które pragniemy ją interpretować. Kontemplacja pojawia się wewnątrz wydarzenia, jakim jest spotkanie z Bogiem, ale jej interpretacja pojawia się na trzech poziomach: samego doświadczenia kontemplacji, jej rozumienia, oraz języka, którym posługujemy się do jej opisu.
1. Punkty widzenia
Na pierwszym poziomie interpretacji mamy do czynienia z Bogiem, który wciąga człowieka w obszar boskości, lub jak teologicznie jest to opisywane – wpływa na niego. Jawi się tu szereg pytań. Powstaje zasadnicze pytanie, o jakiego rodzaju wpływ chodzi? Następnie, czy mamy dostęp do tego wpływu Boga, czy też jawi się on wyłącznie jako doświadczany, tzn. czy jedynym rodzajem dostępu do kontemplacyjnego wpływu jest klucz jego doświadczenia, czyli odbioru? Ważnym pytaniem jest również, co z kontemplacyjnego wpływu Boga może być odbierane przez człowieka? Kwestią pozostaje również realność i wymiar fenomenologiczny poznania. Czy w kontemplacji Bóg objawia swą realność (istotę), czy też boski fenomen (przejaw istnienia)? Wreszcie, czy istnieje jakieś narzędzie pozwalające na dostęp do tego boskiego wpływu? Mamy bowiem do czynienia z uprzedzającym doświadczenie wpływem Boga. Warto zwrócić uwagę, że w sensie ściśle teologicznym, kontemplacja jest tajemniczym wpływem Boga, który niejako rezonuje w istocie człowieka i jego władzach. Drugi poziom interpretacyjny odnosi się już do reakcji człowieka, który pragnie doświadczenie objąć swą zdolnością poznania, czyli je zrozumieć i ocenić. Rodzą się pytania natury epistemologicznej. Na ile zdolności poznawcze człowieka mogą mieć dostęp do istoty wpływu kontemplacyjnego; następnie, na ile mają taki dostęp w obrębie samej natury kontemplacyjnego doświadczenia? Na ile zostają zawieszone, a więc są wzięte w nawias, tkwią w bierności? Co z tego doświadczenia może być poznane, co może zostać ujęte, zostać zawarte w formach poznawczych?Czy bierność nie jest zawieszeniem poznania naturalnego, które dopiero uruchamia się w możliwości refleksji nad doświadczeniem? Co więc towarzyszy Bogu w kontemplacji i co umożliwia ciągłość doświadczenia? A może należałoby raczej mówić o swoistej nieciągłości w świadomości czy też nieciągłości doświadczenia, które to wprowadza bierność? Czy kontemplacja nie jest raczej formą załamania się ludzkiego doświadczenia, niż jego trwaniem? Czy kontemplacja w swej bierności (powstrzymaniu naturalnego) nie jest zarazem otwarciem na zupełnie nowy wymiar, w którym nie ma miejsca ani na poznanie w filozoficznym znaczeniu, ani na precyzyjne filozoficzne orzekanie? Wreszcie pojawia się poziom języka, wyrażenia tego, co z wpływu Boga, następnie z doświadczenia może być uzewnętrznione, wypowiedziane, przekazane. Kontemlpatycy są tutaj szczególnie bezradni. Św. Jan zwraca uwagę na tę trudność, twierdząc, że człowiek nie mogąc tego pojąć, nie umie też wyrazić tego słowami. Przedmiot poznania określa jako: nie wiem co (PD 7,10). Powstaje również na tej płaszczyźnie szereg pytań: na ile w ogóle jest przydatny język w próbach opisu doświadczenia tego czegoś, co z natury jest niewyrażalne? Na ile dzięki językowi mistyków możemy mieć dostęp do istoty sprawy? Na ile stwierdzenia afirmujące obecność Boga czy Jego działanie są kompetentnym i ścisłym przekazem przeżywanej prawdy?Należy wskazać, że interpretacja kontemplacji może mieć dwa wymiary, maksymalistyczny i minimalistyczny. W maksymalistycznym zakreśla się maksymalny horyzont poznania, mniej lub bardziej śmiało ocierając się o istotę Boga, w minimalistycznym akcentuje się rygor wyrażenia: Boga nikt nigdy nie widział (J 1,18). Osią rozróżnienia jest interpretacja czasownika widzieć. Gdy widzieć oznacza funkcję umysłu naturalnego (jasne, pojęciowe poznanie), twierdzenie o niemożliwości widzenia Boga naturalnym umysłem jest prawdziwe i niekwestionowalne, ale, gdy przyjmiemy, że widzieć oznacza poznanie ciemne, bezpojęciowe, co więcej – poznanie dane (udzielane, wlane) przez Boga w akcie kontemplacji, nie możemy jednoznacznie stwierdzić, co jest przedmiotem tego ciemnego poznania, ponieważ sam w sobie jest on niejasny. Odmawianie dostępu do istoty Boga pozbawiałoby kontemplację siły nadprzyrodzonego jej charakteru.Myślenie o naturze kontemplacji związane jest również z funkcjonującym często w tle przeciwstawieniu widzieć-wierzyć. Na ile jesteśmy kompetentni utożsamić dojrzałe (wlane) poznanie kontemplacyjne z poznaniem wiary oraz akt wlanej kontemplacji z aktem wiary? Należy rozróżnić, że kontemplacja (wpływ kontemplacyjny) jest aktem Boga, zaś akt wiary jest aktem ludzkim. Oczywiście kontemplacja ma miejsce w przestrzeni wiary, ale czy nie zachodzi tu zróżnicowanie jakościowe, które jest kluczem do problemu? Czy kontemplacja nie wyposaża w jakieś nowe narzędzie poznawcze, narzędzie boskie ofiarowane w łasce wlania? Na ile uzasadnione jest mówienie o wierze wlanej jako nowym sposobie postrzegania religijnego, czy też poruszania się w przestrzeni boskiej?Rozstrzyga tu typ wlania dokonanego w kontemplacji. Jeżeli wlanie oznacza jednocześnie dostęp do istoty Boga, udostępnienie istoty (z woli Boga, a nie z tytułu zdolności władz), należałoby zachować ostrożność określeń negujących możliwość dostępu do istoty Boga. Wnioski w tym zakresie zależą od tego, czy refleksja ogranicza się do podkreślania słabości funkcji intelektu (intelektów), czyli zbytniego akcentowania wymiaru antropologicznego, czy też zajmuje się naturą samej kontemplacji – wydobycia głębi wymiaru teologicznego i samodarowania Boga. Na ile dla samodarowania w nadprzyrodzonym znaczeniu możemy zakreślać Bogu ograniczenia? Co więc zrobić wobec takiej oczywistości niedomagań dostępnych narzędzi?Należy więc z pokorą stwierdzić swego rodzaju niemożność mistyka i niemożność teologa mistyki. W pierwszym przypadku polega ona na samej niemożności pełnego doświadczania – zupełnej nieadekwatności struktur ludzkich do uczestniczenia w akcie kontemplacji; następnie na niemożności ogarnięcia doświadczenia kontemplacyjnego – tego, co zostało dane, oraz niemożności ekspresyjnej – nieadekwatność języka. W drugim przypadku, teolog nie posiada innego klucza do doświadczenia poza kodem języka pozostawionego przez mistyka, zazwyczaj nasączonym symbolami. Świadectwa kontemplacyjne posiadają swe słabe strony, ponieważ w większości przypadków ich celem nie jest analizowanie tajemnicy, ale mistagogia – zaproszenie do uczestniczenia w niej. Filozofia skupia się na problemie, że coś jest (istota-istnienie), kontemplacja odnosi się do relacji Bóg-człowiek, jest poznaniem typu, że „coś jest dla” (Stwórca-stworzenie). Bóg objawia się na sposób „jestem”, ale w człowieku rezonuje to jako „jestem dla”. Kontemplacja jest nie tylko poznaniem Boga, ale zarazem głębokim samopoznaniem (Boga w sobie i siebie w Bogu). Analizę znacznie utrudnia sam dynamizm kontemplacji, który realnie wprowadza zamiany w strukturze antropologicznej, będąc przecież elementem szerszej kategorii przebóstwienia czy zjednoczenia. Czy zatem nie należałoby mówić o świadomości kontemplacyjnej zupełnie innego rodzaju niż świadomość typu zmysłowego (naturalnego)? W przestrzeni tej świadomości kontemplacja staje się dynamicznym wymiarem istnienia, naszej intencjonalności, czymś, co przemienia zasadniczo całą osobę. Jak zauważa św. Jan od Krzyża: naturalne zdolności nie podołają tak wzniosłemu zadaniu, lecz raczej stanowią przeszkodę (3 DGK 2,2).
2. Natura boskiej kontemplacji
W definicji kontemplacji pragniemy podkreślić dwie istotne rzeczy: jej boskie pochodzenie i duchowe poznanie różne od naturalnego, czyli zmysłowego. Dlatego skorzystamy z definicji św. Jana od Krzyża, który określa ją jako tajemne… i miłosne udzielanie się Boga (1N 10,6), tłumacząc, że jest ona wlanym, miłosnym poznaniem Boga (2N 18,5). Rozumie ją jako tajemną i ukrytą mądrość Bożą, w której bez szmeru słów i bez pomocy zmysłów cielesnych czy duchowych, w milczeniu i ukojeniu, w ciemnościach względem wszelkiej rzeczy naturalnej i zmysłowej naucza Bóg duszę skrycie i tajemnie (por. PD 39,12).Poszukując biblijnych określeń, najbliższym ukazanego sensu kontemplacji wydaje się tekst psalmu 36: w Twej światłości oglądamy światłość (Ps 36,10). Zwraca on uwagę, iż jest to poznanie niejako zapożyczone, dzieje się w światłości Boga. Kontemplacja w swej naturze jest wyjściem poza naturalne, zmysłowe poznanie i oznacza podniesienie do najwyższego ducha Bożego (2DGK 17,3). W poznaniu nadprzyrodzonym należy wskazać na jeszcze jeden wątek dynamiczny – proces upodobnienia. Kontemplacja działa przemieniając człowieka. Jeśli o visio beatifica można napisać, że jasne widzenie… jest przyczyną całkowitego upodobnienia się duszy do Boga (2N 20,5), to w kontemplacji możemy mówić o ciemnym widzeniu upodabniającym. Kontemplacja poprzez swe działanie na struktury człowieka niesie Boże podobieństwo. Źródłem jej jest nadprzyrodzona miłość Boga, która najpierw wprowadza oschłość i próżnię w sferę naturalnego działania władz, a później rozpala czystą miłością samą substancję duszy (1N 11,2). Autor listu do Hebrajczyków pozostawił bardzo istotne wyrażenie w odniesieniu do natury kontemplacji: przenikanie poza zasłonę (Hbr 6,19). Zasłonę stanowi ciało człowieka (w sensie indywidualnym), a także Ciało Chrystusa, w sensie eklezjalnym: On nam zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje (Hbr 10,20). W tych dwóch sensach możemy mówić o zasłonie, o braku dostępu do bezpośredniego widzenia Boga, który dopiero w życiu przyszłym, w widzeniu uszczęśliwiającym, na uczcie zedrze na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody (Iz 25,7). Ta zasłona jednocześnie pozwala uczestniczyć w kontemplacji. W sensie biblijnym zasłona ciała pojawia się w tym samym znaczeniu co obłok, który jednocześnie oświetlał i zaciemniał. W kontemplacji spotykają się dwie rzeczywistości: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi (Ef 1,10), spotykają się w Chrystusie, tak, by w Nim zamieszkała cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała (Kol 2,9). W kontemplacji dokonuje się napełnienie całą Pełnią Bożą (Ef 3,19). Pełnia ta dokonuje się poprzez zstępowanie i wstępowanie Chrystusa ponad wszelkie niebiosa, gdyż Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić (Ef 4,10). Wszystkie niebiosa oznaczają pełną miarę daru Boga, który należy przekroczyć i którą w kontemplacji się przekracza. Kontemplacja jest darem darmo danym, gdzie człowiek sobie uświadamia, że to z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce (J 1,16). Dzięki niej, człowiek zostaje doskonale ukształtowany – w pełni wykształcony na wzór Chrystusa (por. Łk 6,40).Kontemplacja wlana pojawia się w różnych znaczeniach. Może przybrać formę nagłego wciągnięcia w tajemnicę Boga (pojedynczego doświadczenia) lub też procesu kontemplacji, która nie pozostawia duszy w spokoju, lecz wciąż ją podnosi i uniża (2N 18,3), albo też stanu kontemplacji, związanego z pełnią doznawanej miłości, wewnętrznego ukojenia. Tak więc, myśląc kontemplacja, mamy na uwadze nadprzyrodzony, wlany, bierny, ciemny, bezpośredni doświadczalny wpływ Boga na człowieka. Przeanalizujmy pokrótce przedstawioną charakterystykę.
a. Kontemplacja jest poznaniem nadprzyrodzonym
Św. Jan wyraźnie akcentuje, że kontemplacja jest poznaniem nie tyle rzeczywistości nadprzyrodzonej, co poznaniem nadprzyrodzonym (2DGK 15,1). Wynikają z tego istotne konsekwencje. Możemy bowiem mówić o poznaniu nie tyle Boga, co poznaniu na sposób Boski, Bogu właściwy. Poznanie na sposób Boga można za św. Pawłem nazwać mocnym fundamentem, który pieczętuje (por. 2 Tm 2,19). Na tym fundamencie człowiek rozpoznaje siebie jako poznanego przez Boga od wieków (Rz 8,29). Co prawda światło zawarte w prawdach nadprzyrodzonych przekracza bezwzględnie wszelki ludzkie poznanie (2DGK 3,1), ale rozum ma dostęp do rzeczy nadprzyrodzonych, gdy Bóg zechce go podnieść do aktu nadprzyrodzonego (2DGK 3,1). Klasyczne wyjaśnienie odwołuje się do potentia obedientalilis, możliwości udzielenia człowiekowi bytu nadprzyrodzonego (PD 5,4). Poznanie nadprzyrodzone oznacza nade wszystko poznanie w Bogu, w głębokościach Bożego poznania, a nie w sobie, tzn. w głębi własnego umysłu (możliwego naturalnego poznania). Jest więc niejako poznaniem zapożyczonym od Boga. Na przykład prorok Balaam jest tym, który ogląda widzenie Wszechmocnego, a w wiedzy Najwyższego ma udział (Lb 24,16). Poznanie kontemplacyjne jest nadprzyrodzone z dwóch względów: może sięgnąć istoty Boga oraz jest dokonywane za pomocą nadprzyrodzonego narzędzia. Można ją rozumieć jako osobliwe poznanie… w nadzwyczajny sposób, drogami osobliwymi i zupełnie różnymi od wszelkich zmysłów i zwykłego naturalnego poznania (PD 17,7).
b. Kontemplacja jest wlana
Samodarowanie Boga osiąga swe pełne znaczenie w doświadczeniu, tzn. kiedy Bóg w pełni udostępnia Siebie dla ludzkiego przeżycia. W teologii mistycznej tego typu ofiarowanie nazywamy wlaniem. O kontemplacji orzekamy również, że jest wlana. Ma to kilka znaczeń. Wlany oznacza przede wszystkim nie przynależący do natury człowieka, zupełnie innego rodzaju niż ludzki, właściwy jedynie Bogu. W sensie ścisłym można mówić o udzielaniu się istoty Boga, co objawia absolutne napięcie pomiędzy stworzonym i Niestworzonym. Udzielnie kontemplacyjne jest tym samym ożywczym udzielaniem się Ducha Świętego, o którym mówi Ezechiel: Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli (Ez 37,14). Jest to udzielanie się ożywia ducha pokornych i tchnie życie w serca skruszone (por. Iz 57,15). Udzielanie związane jest z zarówno z darem Boga, jak i z odpowiedzią, która formułuje się jako przyjmowanie, a więc odnosi się do stanów biernych. Boskie udzielanie można odróżnić od poznania (por. PD 13,3). Co zostaje udzielone w kontemplacji, co wykracza poza poznanie? Św. Jan od Krzyża zauważa, że Bóg udziela duszy to, co jest właściwym życiem, to, czego, gorąco pragnie, oraz oddanie się jej Umiłowanego (PD 13,3). Boskie udzielanie odbywa się w ukryciu i wśród ciemności, bez udziału rozumu i innych władz (2N 17,2). Stwierdzenie o wykluczeniu rozumu uświadamia bierną naturę kontemplacji. Kontemplacja jest udzielana substancjalnie w samym wnętrzu duszy, poza rozumieniem i działaniem wszelkiej innej władzy, ponieważ udzielana jest bez form i obrazów. Rozum nie ma dostępu na kontemplacji, ponieważ jedynie Duch Święty wlewa ją i rozporządza w duszy (2N 17,2). Z subtelnego i miłego udzielania się ducha spływa poznanie na rozum (PD 14-15,14). To udzielanie potęguje pragnienie zjednoczenia z Bogiem tak, że dusza nie chciałby już przeżywać kontemplacji w ciele, ale we wzlocie ducha poza ciało (PD 13,5).Św. Jan od Krzyża twierdzi, że Bóg nie udziela się duszy przez…poznawanie Go, lecz przez miłość rodzącą się z tego poznania (PD 13,11). To miłość łączy, a nie poznanie. Stwierdzamy więc, że interpretacja epistemologiczna kontemplacji, akcentująca jedynie poznanie, jest zbyt wąska i nie oddaje natury rzeczy.To udzielanie odbywa się w bezwarunkowym otwarciu na istotę Boga. Jest to otwarcie sięgające samej istoty człowieka – apex mentis, które umożliwia wlanie boskiej treści w antropologiczną strukturę. To duchowe otwarcie możliwe jest dzięki wierze.Ale wlanie Boskiej treści nie wyczerpuje kategorii wlania. Wlany oznacza również, że Bóg dostarcza swoistego narzędzia, dzięki któremu kontemplacja staje się możliwa. Człowiek w swej stworzonej naturze nie posiada żadnego adekwatnego narzędzia, które umożliwiałoby mu bezpośredni kontakt z Bogiem. Narzędzie to ofiaruje mu sam Bóg. Kontemplacja jako narzędzie poznania zostaje wlana w postaci boskiego sposobu poznania. Kontemplacja jest zatem boskim, darowanym narzędziem poznawczym, niezależnym od naturalnych struktur poznania. Poznawana substancja [Boga] – pisze św. Jan od Krzyża – to upragnione oczy (PD 14-15,16). Tak więc, poznawane zarazem dostarcza narzędzia poznawczego. Wlanie można biblijnie zinterpretować jako tchnienie (Rdz 2,7), ponieważ Bóg udzielając Siebie, jednocześnie powoduje, że spływa na rozum tchnienie zrozumienia (PD 14-15,14), a następnie – tchnienie jako takie określa porządek stwórczy. W kontemplacji Bóg tchnie Siebie. Nie chodzi więc o jakieś poznanie Boga ze strony stworzenia, ale po pierwsze – o poznanie istoty Boga, po drugie, o poznanie na taki sam sposób, jakim Bóg poznaje sam Siebie. Może ono zaistnieć dzięki uprzedniemu darowi wiary, otrzymanemu jako element organizmu nadprzyrodzonego w sakramencie chrztu św. Wiara, możliwość przyjęcia i odpowiedzi na Boga zostaje ubogacona boskim działaniem kontemplacji i przekształca ją w bierny, tzn. mistyczny sposób poznawania. Wlanie treści, substancji Boga odbywa się na dwa sposoby: udzielanie się w duchu i udzielanie czysto duchowe (2N 1,2). Ten ostatni charakteryzuje się tym, że ustają zachwyty, omdlenia i męczarnie ciała, typowe dla wcześniejszych udzielań.W tej kontemplacji poucza Bóg duszę sposobem ukrytym i zaprawią ją do doskonałej miłości, podczas gdy ona nic nie czyni i nie rozumie, jakim sposobem owa kontemplacja jest wlewana (2N 5,1). Można powiedzieć za św. Janem od Krzyża, że duch smakuje Boga w ogólnym wlaniu ciemnym i tajemniczym (ŻPM 3,51) nie mając jasnego dostępu do tego co smakuje. Kontemplacja teologiczna dotyczy rzeczywistości Boskich i jest wlanym, tzn. Boskim sposobem poznania. Zasadniczo należy ją określić jako duchowy, a nie zmysłowy sposób poznania, następnie – dotyczy samego Boga, a nie Jego dzieł czy działania. W kontemplacji objawia się Bóg jako najwyższa prawda i jako miłość. Kontemplacji teologicznej nie należy również rozumieć jako zdolności umysłu, opartej na przyrodzonym świetle umysłu. Kontemplacja teologiczna (teologalna) w szerokim sensie jest oglądem Boga w świetle wiary. Natomiast kontemplacja mistyczna w sensie poznawczym jest oglądem Boga w świetle właściwym samemu Bogu. Jeżeli zdefiniujemy wiarę wprost jako Boski sposób poznania, wtedy obie definicje (wiary i kontemplacji), będą semantycznie zbliżone, ale osłabione zostanie rozróżnienie pomiędzy wiarą a visio beatifica.Wydaje się zasadne wprowadzenie rozróżnienia na wiarę w sensie antropologicznym (od strony człowieka) to co tradycyjnie rozumiemy przez wiarą, oraz wiarę w sensie teologalnym, mistycznym (boski sposób poznania). Takie rozróżnienie pozwoliłoby ukazać niekwestionowaną nowość (nową jakość) doświadczenia kontemplacyjnego, oraz mówić z większą pewnością o poznaniu Boga w boski sposób, tzn. udzieleniu Jego sposobu poznania. Ponieważ kontemplacja jest poznaniem wlanym, pociąga to za sobą istotne konsekwencje. Można mówić jedynie o próbie przybliżenia, ujęciu w sposób przybliżony, swoistej aproksymacji teologicznej jej natury. Następnie fakt, że nie mamy dostępu do samej natury rzeczy, pozwala nam jedynie uchwycić skutki, przejaw obecności Boga i Jego działania. Jeżeli pojawia się przekonanie, że Bóg w akcie kontemplacji nie wlewa Siebie (swej istoty), a np. tylko swe działanie, to kategoria wlania traci swą doniosłość, ulega redukcji do odbioru Bożego działania. Oczywiście Bóg udziela z całą hojnością swoich nieprzebranych darów, odziewa blaskiem wiedzy i chwały (PD 14-15,2), ale udziela się również substancjalnie.
c. Kontemplacja jest bierna
Dzięki kategorii bierności możemy mówić o progu kontemplacji. Zdaniem wielu zawieszenie sfery zmysłowej i duchowej należy do istotnych elementów kontemplacji. Można mówić o kilku formach bierności. Bierny wymiar należy rozumieć jako osobistą interwencję Boga. Droga kontemplacji polega na tym, że Bóg sam od siebie żywi i wzmacnia duszę, bez jej… czynnej współpracy (1N 14,1). Jest to bierność w znaczeniu uległości Boskiemu działaniu. W procesie kontemplacji pojawia się inny rodzaj bierności, rozumiana jako bierność funkcyjna władz: Bóg ogranicza władze wewnętrzne, obierając rozumowi oparcie, woli słodycz, a pamięci rozważanie (1N 8,7). Ten rodzaj wpływu Boga wprowadza w stan bierny we władzach w zakresie dokonywania właściwych dla nich aktów. Chodzi o swego rodzaju stałą niewydolność władz, o ciągłe odczuwanie niemożności w zakresie ich naturalnego działania. Innego typu bierność towarzyszy konkretnym łaskom duchowym, związanym z gwałtownością duchowego skupienia i wyrwania w sferę duchową przez Boga. Tu należałoby mówić o zawieszeniu władz. Należałoby wspomnieć również o bierności wynikającej z przenikania w ducha ludzkiego (PD 20-21,9), a więc bierności rozumianej jako pojawianie się pewnych stanów jako reakcji na duchowy wpływ niezależny od człowieka. Bierność może być wyrażona również jako zwycięstwo Boga, który nas umiłował (Rz 8,37). Przy opisie natury bierności należy zwrócić uwagę na pewien rodzaj kontemplacji, który towarzyszy człowiekowi, bez zawieszania funkcjonowania jego władz. Wspomina o tym autor Chmury niewiedzy: Inni, przeciwnie, tak są wysubtelnieni przez łaskę i mają taką zażyłość z Bogiem w tej łasce kontemplacji, że cieszą się nią kiedy chcą, nie wychodząc ze swego zwyczajnego stanu. (…) Jednocześnie będą mieli całkowitą swobodę używania swych władz i swych zmysłów, którymi będą mogli się dowolnie posługiwać, może nie bez pewnej trudności, ale nie będzie to trudność wielka. Bierność nie musi być stałym komponentem towarzyszącym kontemplacji, a ustaje w najwyższym typie zjednoczenia, kiedy to ciało dostosowuje się do stałego działania tej łaski.Bierność, a więc boski sposób udzielania wiąże się nie tylko z najwznioślejszym i najsubtelniejszym poznaniem, które przenika istotę duszy, ale i z rozkoszą ponad wszelką miarę (PD 14-15,14). Św. Bernard z Claivaux mówiąc o trzecim stopniu kontemplacji, określa ją jako sprawienie prawdy w człowieku przez Trójcę Przenajświętszą. Ujawnia to jej bierny charakter. W języku biblijnym zostało to wyrażone w Pieśni nad pieśniami: Wprowadził mię Król do swojej komnaty (Pnp 1,3)… To tam widzi rzeczy niewidzialne, słyszy niewypowiedzialne, o których człowiekowi mówić się nie godzi (por. 2Kor 12,4), albowiem te rzeczy przewyższają całą wiedzę, jaką noc przekazuje nocy; dzień jednak wypowiada do dnia słowo prawdy i mądrym wolno mówić o mądrości, a duchowym obwieszczać sprawy Ducha. Dostrzegamy jednak, że kontemplacyjna aktywność Boga, zmierza do zdynamizowania struktur, których dotyka. Bierność odbioru przekształca się w kontemplacyjny dynamizm.
d. Kontemplacja jest ciemna
Ciemność kontemplatywną należy odróżnić od ciemności, którą źródłem jest szatan, usiłujący pogrążyć duszę w mrokach, by przyćmić światło Boże (PD 20-21,9). Powracając do tajemnicy Boga, który zamieszkuje światłość niedostępną, którego żaden z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć (1 Tm 6,16), należy zaznaczyć, że interpretacja natury kontemplacji zasadniczo zależy od określenia natury owej niedostępności. O ile na ogół zastrzega się widzenie Boga dla poznania uszczęśliwiającego, tak można dla natury kontemplacji określić dziedzinę zamieszkiwania światłości niedostępnej. Niedostępność owa rozumiana jest jako ciemność poznawcza. Kontemplacja jest ciemna, ponieważ im bardziej wnikliwie wchodzi to światło Boże w duszę, tym więcej ją zaciemnia (2N 8,2). Mamy tu do czynienia ze swoistym odwróceniem proporcji: boskie światło tym bardziej zaciemnia duszę, im samo w sobie jest czystsze i jaśniejsze (2N 8,2). Wynika to ze słabości naturalnej umysłu: rzeczy nadprzyrodzone tym ciemniejsze są dla naszego zrozumienia, im same w sobie są jaśniejsze i oczywiste (2N 8,2).Kategoria ciemności w kontemplacji określa poznanie bezpojęciowe, poza kategorialne, a więc nie dające się zasymilować przez naturalny umysł. W swej istocie „nie da się pomyśleć”. Poznanie metafizyczne nie może osiągnąć boskiej istoty. Może ono być jedynie niewspółmiernie, nieadekwatnie wychwycone, gdyż opiera się założeniach analogicznych. Wynika to z nieskończonej natury Boga, którego żadne naturalne narzędzie poznawcze nie potrafi ująć, pomieścić. Kontemplacja jest w swej istocie promieniem ciemności, tajemnym poznaniem dla rozumu, który je przyjmuje (2DGK 8,6), jest pojęciem ciemnym i ogólnym, które otrzymuje się przez wiarę (2DGK 10,4). Nie tylko przekracza miarę jej pojemności, lecz również zaciemnia i pozbawia ją możności posługiwania się naturalną inteligencją (2N 5,3). Bóg światłem nadprzyrodzonym zwycięża i wyniszcza jej [tj. duszy] naturalne siły rozumowe (2N 5,3). Wypala wszystko to, co nie potrafi żyć w czystej przestrzeni ducha, co tkwi korzeniami w samej substancji duszy, przez co człowiek doświadcza wewnętrznego wyniszczenia (2N 6,5). Kontemplacja mistyczna pojawia się jako Boska ciemność, gdyż wynika z czystego i nadmiernego światła Boskiego, które oślepia ludzki umysł. Aby przybliżyć naturę kontemplacyjnej ciemności, możemy posłużyć się biblijnym wyrażeniem: Nagiął niebiosa i zstąpił, a czarna chmura była pod Jego stopami (2 Sm 22,10). Bóg spowija się w ciemność obłoku, który jest początkiem, niejako podnóżkiem boskiego poznania. Ciemność wynika ponadto ze struktury poznania. Próbując określić, osądzić poznanie struktury poznawcze szukają dystansu, chcąc spojrzeć z oddalenia, by włączyć to poznanie w horyzont przeżyć, jednocześnie je traci. Ciemność jest źródłem katafatycznego orzekania o Bogu, co na poziomie języka jawi się jako swego rodzaju większa uczciwość w mówieniu o kontemplacji. Ciemność wreszcie oznacza boską ciemną inteligencję (oscura inteligentia divina). Jest ona taka dla człowieka, ponieważ pojawia się w dwumianie ukryty-niepojęty. Wynika to z faktu, że Bóg ukrywa się w istocie duszy (jest władzom niedostępny) i sama kontemplacja, udzielanie się Boga jest ukryte (poziom ontologiczny). Następnie jest ukryta, ponieważ jej nie można wyrazić (2N 17,5) (poziom językowy). Kontemplacja jest ciemna również dlatego, że jest udziałem w nieskończonym poznaniu Boga (świadomość partycypacji).Dusza oświecona tym światłem z całą prawdą poznaje, że nie może jej dosięgnąć, a tym bardziej wyrazić zwykłymi ludzkimi słowami (2N 17,6). Ukryty znaczy więc nie do odkrycia, natomiast niepojęty – nie do uchwycenia, nie do ujęcia w ramach naturalnego umysłu. W analizie nadprzyrodzonej natury kontemplacji należy wskazać na jeszcze jeden istotny problem. Polega on również na „zawieszeniu”, a raczej na wzięciu w nawias, religijnego czy nawet teologicznego myślenia. Istotne jest stwierdzenie św. Jana od Krzyża o kontemplacji: ponieważ ta droga jest całkowicie nie znana pojęciu ludzkiemu, więc dusza idzie po niej nic nie rozumiejąc ani po ludzki ani po Bożemu (2N 17,7). Kontemplacja wyprowadza człowieka nie tylko poza struktury języka, ale i poza struktury myślenia religijnego. Stwierdzenie to jest bardzo ważne dla ścisłości metodologicznej opracowań na temat natury kontemplacji. Po trzecie, ukrycie dotyczy nie tylko Boga – kontemplacja ukrywa człowieka w sobie (2N 17,6). Ukrycie to polega na najgłębszej samotności, na oderwaniu i oddaleniu od wszelkiego stworzenia (2N 17,6). Ciemność kontemplacyjnego poznania łączy się również nader istotnie z nadprzyrodzoną nadzieją. Św. Paweł odsłania przed nami prawdę: Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy (Rz 8,25). Istotnym komponentem kontemplacji jest wytrwała nadzieja – oczekiwanie pełni, spodziewany ogląd.Jeżeli mówmy, że kontemplacja jest ciemna, to zarazem należałoby zapytać, czy zasadniczo jest ona ciemna jedynie co do istoty Boga (absolutną jasność oglądu istoty Boga człowiek nabywa w wizji uszczęśliwiającej) i czy jednak nie pojawia się jakiś element jasności. U św. Jana od Krzyża często przy analizie stanów kontemplacyjnych pojawia się twierdzenie o jasnym poznaniu. Człowiek widzi i kosztuje rzeczywistość Boga. W nieskończonej prostocie Jego bytu można poznawać i kosztować wszystkie przymioty Boga, a poznawanie i kosztowanie jednego z nich nie przeszkadza doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego (ŻPM 3,17). Św. Jan od Krzyża mówi, że istnieje czysta i jasna kontemplacja istoty Boskiej (PD 39,2). Już nie jesteś dla mnie ciemny, jak przedtem, lecz jesteś boskim światłem mego rozumu, przez które cię mogę widzieć (ŻPM 1,26). Owa jasność poznania wynika ze specyficznej łaski namaszczeń… zbliżonych do natury Boga (ŻPM 3,28). Namaszczenie umysłu przygotowuje bezpośrednio do przeobrażenia we wszystkich władzach (ŻPM 3,28). U św. Jana Apostoła znajdujemy teksty, w których łączy on poznanie i wiedzę z namaszczeniem. W liście pisze: Wy natomiast macie namaszczenie od Ducha Świętego i wszyscy jesteście napełnieni wiedzą (1 J 2,20), natomiast w Apokalipsie czytamy o pozyskaniu balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział (Ap 3,18). Kontemplacja może być swego rodzaju namaszczeniem człowieka, w którym pozyskuje on nowy horyzont poznania i miłowania. Światło kontemplacji ma kwalifikację chrystologiczną. Nadprzyrodzone światło dane w kontemplacji jest zorzą oczu. Jeżeli ktoś pragnie jasnego widzenia Boga, to pragnie jednocześnie widzenia Syna, gdyż światłem niebios jest Syn Boży (PD 10,8).
e. Kontemplacja jest bezpośrednia
Mówiąc w definiowaniu kontemplacji, iż jest ona bezpośrednia, należy wykazać przybliżyć charakter tej bezpośredniości. Czy bezpośredniość oznacza brak wszelkiego pośrednictwa pomiędzy Bogiem a człowiekiem, czy też specyficznie – bezpośredniość doświadczenia. Jasnym jest że, bezpośredniość absolutna dostępna jest tylko w życiu wiecznym.Przy okazji mamy do czynienia z inną kategorią oddzielenia. Nie chodzi tu jedynie o oddzielenie poznawcze, ale szerzej – o teologiczne. Znakomicie ujął to Mikołaj Cabasilas, przy okazji analizy Boskiego mirona: Ponieważ ludzie z trzech powodów oddaleni są od Boga – przez swą naturę, przez swe grzechy i przez swą śmierć – dlatego Zbawiciel przeniósł ich do czystego posiadania Boga i bezpośredniego zjednoczenia z Nim, krok za krokiem niszcząc kolejne przeszkody: pierwszą uczestnicząc w naszej naturze, drugą umierając na krzyżu, w końcu poprzez zmartwychwstanie obala ostatni mur wyzwalając całkowicie naturę człowieka spod tyranii śmierci. Zaprezentowane trzy przestrzenie mogą stanowić zarazem główne nurty kontemplacyjnego oczyszczenia i osadzają zagadnienie kontemplacji w ścisłym chrystologicznym nurcie.Podejmując kwestie kontemplacyjnego poznania stwierdzamy, że zarówno doświadczenie, jak i osąd, czy zdolność myślenia, a nawet świadomość kontemplacji niesie w sobie rzeczywistość oddzielenia od przedmiotu, czyli w naszym przypadku od Boga. Sama formuła podmiotowości czy osoby domaga się kategorii odrębności. O jaką więc bezpośredniość chodzi? W cieniu zagadnienia bezpośredniości pojawia się zagadnienie pośrednictwa. Bóg udziela się człowiekowi poprzez dobra duchowe (por. PD 2,2), poprzez uczucia, itd. W dziedzinie bezpośredniości kontemplacji należy z całym naciskiem podkreślić pośrednictwo wiary, jako jedynego i właściwego środka kontemplacji. Lecz z drugiej strony doktryna zjednoczenia św. Jana od Krzyża zakłada bezpośrednie obcowanie z Bogiem (2DGK 9,4). Przy analizie kategorii bezpośredniości możemy postawić pytanie, na ile możliwe jest bezpośrednie poznanie istoty Boga? By mówić poprawnie o przedmiocie kontemplacji należałoby wprowadzić rozróżnienie pomiędzy samym Bogiem, czyli Jego istotą, a darem Bożym, w jakiejkolwiek formie on by się nie pojawił. Określenie „dar Boży” zawiera wszelkie formy przejawiania się Boga człowiekowi. Konsekwentnie tego rozróżnienia w swojej doktrynie broni św. Jan od Krzyża. Kontemplacja (wlana) stanowi rozwinięty, dojrzały sposób poznania Boga wyrastający z wiary. Jeżeli więc założymy, że Bóg dając Siebie poprzez absolutną prostotę takiego aktu daje Siebie całego, to można stwierdzić, że przedmiotem tak rozumianej kontemplacji jest Bóg wraz ze swą istotą. Proponowane określenie nie znaczy: tylko istota Boga, ponadto nie rozróżnia pomiędzy istotą a działaniem Boga. Kontemplacja jako prosty akt Boskiego poznania poznaje Boga wraz z jego istotą, ponieważ wynika z Jego istoty. Jest poznaniem istotowym, tzn. z jednej strony nie ulega pozorom (Mdr 13,7), przenika zewnętrzne warstwy, z drugiej zaś – sięga istoty rzeczywistości, którą jest Bóg. Dla wyjaśnienia możemy zaznaczyć, że Bóg daruje się swej istocie, ponieważ inaczej nie może, natomiast, pozostaje odrębnym problemem, na ile człowiek ma dostęp poznawczy do istoty Boga przez swą bytową złożoność i ograniczenie zdolności poznawczych.Poznanie kontemplacyjne odnosi się w sposób właściwy do istoty Boga, gdyż jedynie poznanie istoty jest prawdziwym poznaniem, i… dusza nie poprzestaje na częściowym poznaniu (PD 6,6), ale ponieważ władze człowieka nie mają dostępu do kontemplacji, mówimy o niepoznawalności Jego istoty. Bezpośrednia bliskość Boga obwarowana jest bezpośredniością śmierci w zapewnieniu samego Stworzyciela: żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu (Wj 33,20). Przyjmujemy tu tożsamość oblicza i istoty. Kontemplacja może odnosić się do istoty Boga ponieważ: sam Bóg jest niezłożony i dając łaskę jednocześnie daje Siebie; jest możliwe nadprzyrodzone utrzymanie człowieka przy życiu. Możliwe jest zastąpienie naturalnej więzi pomiędzy ciałem i duchem poprzez łaskę. W kontemplacji może się zdarzyć, że duch człowieka jest odrywany od ciała, powodując zupełne zatrzymanie życia naturalnego, i człowiek przekracza niejako granicą śmierci, ale wtedy naturalny związek duszy i ciała zastępuje łaska. Jest to szczególna interwencja Boga, który ofiarując pełnię kontemplacyjnego poznania jednocześnie podtrzymuje człowieka przy życiu (PD 13,4). Dotyczy to widzenia Boga, jakie miał Mojżesz, kiedy to Pan rozmawiał z Nim twarzą w twarz (Wj 33,11), gdy ręka Pana, została na nim położona (Wj 33,22) (2DGK 24,3), a jemu to dane było oglądać postać Pana (Lb 12,8). Kontemplacja posiada oczywiście wiele innych komponentów, jak pokój lub udręczenie, rozkosz czy pustka, chwała Boża lub odczucie nędzy, tak, że doświadczenie istoty może być przesłonięte. Najczęściej też autorzy mistyczni skupiają się na walorach doświadczenia, a nie na teologicznej naturze sprawy. Poza tym należy stale mieć na uwadze zupełny brak proporcji pomiędzy treścią kontemplacji a wizją uszczęśliwiającą. Św. Jan od Krzyża używa znakomitego poetyckiego określenia, iż w kontemplacji Bóg wyłania się cienia, tzn. nawet najwyższe poznanie Boga, jakie dusza może otrzymać w tym życiu, są to jakby bardzo dalekie zjawy (PD 13,10). Biblijnie możemy tego typu poznanie określić jako widzenie chwały za Księgą Syracha: Ezechiel oglądał widzenie chwały, jakie okazał mu [Pan] na rydwanie cherubów (Syr 49,8). Koncentrując się na kontemplacyjnym poznaniu chwały, jednocześnie wskazujemy poznanie Tego, który powołał nas swoją chwałą i doskonałością (2 P 1,3).
f. Kontemplacja jest kosztowaniem
W zagadnieniu kosztowania ogniskuje się z jednej strony problem udziału sfery zmysłowej, psychologicznej w boskiej kontemplacji, z drugiej natomiast udział zmysłów duchowych. Zrazu bowiem powstaje pytanie, dzięki czemu człowiek może kosztować rzeczywistości boskich? Teoria zmysłów duchowych współbrzmi z językiem wyrażającym samą istotę doświadczenia jako takiego (doświadczania czegoś), jak i poszczególnych jego elementów (duchowy zmysł dotyku, słuchu, wzroku, zapachu, smaku). Z tego punktu widzenia można przyjąć z wdzięcznością teorię Orygenesa o rozwoju zmysłów duchowych, gdyż dostarcza ona wyjaśnienia, jakim narzędziem człowiek odczuwa kontemplację. Ponieważ nie jest ona osiągalna przez władze człowieka, Bóg rozwija władze nadprzyrodzone w procesie kontemplacji. Działanie zmysłów duchowych jest formułowane w stronie biernej, tzn. człowiek jest dotykany, słowa są słyszane, światła są widziane, zapachy są odczuwane, rzeczy są smakowane. Bóg zastrzega sobie początek, jak i przebieg czy intensywność łaski, która objawia się w przeżyciu.Innym ośrodkiem kontemplacji, związanym bardziej ze świadomością jest tzw. umył bierny (PD 14-15,16). Św. Jan od Krzyża pisze: Takie poznanie jest największą rozkoszą duszy, gdyż jest w rozumie, a na rozumie, jak mówią teologowie, opiera się kosztowanie, czyli widzenie Boga (PD 14-15,14). Przyczyna tej rozkoszy jest w tym, że udziela się duszy sama istota wolna od wszelkich przypadłości i wyobrażeń, gdyż udziela się umysłowi, który filozofowie nazywają „biernym” lub „możnościowym”, czyli rozum otrzymuje to poznanie biernie bez żadnego działania ze swej strony (PD 14-15,14). W swej najbardziej rozwiniętej formie kontemplacja sprawia, że człowiek widzi i smakuje… całą obfitość nieocenionych bogactw; znajduje całkowite odpocznienie i wytchnienie…, poznaje tajniki i osobliwe prawdy Boże, będące coraz to nowym pokarmem…, odczuwa straszliwą potęgę Boga, kosztuje niewypowiedzianej słodyczy i rozkoszy ducha i znajduje spoczynek i światło Boże (por. PD 14-15,4). Poznaje i smakuje Boga, według Jego właściwości i przymiotów (ŻPM 3,15). Smakuje zatem Jego mądrość, potęgę, nieskończoną dobroć, zaznaje Jego chwały, ponieważ Bóg przekazuje i daje poznać właściwości i formę, a wszystko to dzieje się w jasnych i rozpalonych cieniach (ŻPM 3,15). W języku mistycznym, można stwierdzić, że człowiek ma dostęp do pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego ją obecnie wszystkimi sposobami (ŻPM 3,15).Św. Paweł używa wyrażenia, które możemy odnieść do kontemplacyjnego smakowania, gdy modli się, o to, aby miłość doskonaliła się coraz bardziej i bardziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu (Flp 1,9). Wyrażenia: głębsze poznanie i wszelkie wyczucie uświadamiają, że ów splot poznawczy i doświadczalny. Zarazem wyrażenie wyczucie odwołuje się nie tylko do przeżywania, ale wartościowania, wyczuwania wartości treści niesionej przez kontemplację. Kosztowanie podlega procesowi rozwoju, oczyszczeniu. Należy się usilnie starać, by wola była ogołocona i wyzbyta ze swych odczuć, bo jeśli się nie cofa wstecz za poszukiwaniem jakichś odczuć i smaków, postępuje naprzód – chociażby nie czuła tego wyraźnie – wznosząc się ponad wszystkie rzeczy do Boga (ŻPM 3,51). Jeżeli kontemplacja nie przenika człowieczego ducha na sposób oczyszczający, ale na sposób oświecający i miłosny, wtedy smakuje wielkiej słodyczy, pokoju i miłosnej przyjaźni z Bogiem (2N 7,4). Miłość doskonała nie zadaje bólu (PD 39,14). Kosztowanie kontemplacyjne ma wtedy charakter namaszczenia. Św. Jan od Krzyża mówi o delikatnym olejku miłosnego poznania (ŻPM 3,43). Udziela się ono się nie tylko duszy, ale i ciału – można mówić o całościowym udziale człowieka w smakowaniu Boga. Z tego dobra duszy rozlewa się czasem i na ciało namaszczenie Ducha Świętego. Raduje się wtedy cała istota zmysłowa i wszystkie aż do szpiku członki, kości, nie tak słabo, jak w zwykłej radości, lecz z głębokim odczuciem rozkoszy i chwały, która się rozlewa aż do najdalszych kończyn rąk i nóg. I odczuwa ciało taką chwałę w chwale duszy… (ŻPM 2,22). Kosztowanie osiąga swój szczyt w łasce upojenia najwyższą mądrością Boga (PD 26,13), którą człowiek się syci. Upojenie to wnosi szczególnego rodzaju poznanie: Wszedłszy w tę wzniosłą mądrość Bożą, dusza poznaje za jej pomocą, że wszelka mądrość nie znająca tej wiedzy, nie jest mądrością, lecz głupotą, w której niczego się nie poznaje (PD 26,13). Następnie, ponieważ pozostaje cała porwana, upojona miłością, przemieniona w Boga, nie pozwala jej zwracać uwagi na jakąkolwiek sprawę świata (PD 26,14). Duch Święty rozpala duszę człowieka tak, że daje jej smak tego, co zawiera w sobie życie wieczne (ŻPM 1,6).
http://www.communiocrucis.pl/index.php/natura-kontemplacji
*******
Najpiękniejsze metody modlitwy kontemplacyjnej
Wspinając się coraz wyżej w swych duchowych pragnieniach, człowiek odkrywa kontemplację jako rzeczywistość nie tylko możliwą dla siebie, ale i sobie zadaną. Pragnąc odpowiedzieć na taki rodzaj łaski szuka sposobów pogłębienia swej modlitewnej formacji, oraz stylu życia, który by odpowiadał wewnętrznym natchnieniom.W historii myśli kontemplacyjnej stawiano sobie pytanie, na ile człowiek o własnych siłach, może przekroczyć bramę kontemplacji. Mówiono o tzw. kontemplacji nabytej, w odróżnieniu od wlanej. Tę pierwszą można by nazwać modlitwą prostego spojrzenia, lub też modlitwą głębokiego milczenia, gdzie pokoju dostępują nie tylko psychologiczne, ale i głębsze warstwy bytu. Główną rolę odgrywa miłosna wiara. W niej oświetlony umysł mocą Ducha Świętego zaczyna głębiej rozumieć rzeczywistość. Jak stwierdza Gaudium et spes: Dzięki darowi Ducha Świętego dochodzi człowiek przez wiarę do kontemplacji i pojmowania tajemnicy planu Bożego (GS 15). Kontemplacja wyraża niezwykłe, nieustanne trwanie myślą i sercem przy Bogu (por. PC 5), pośród Jego tajemnic, zwłaszcza odnośnie do człowieka. Początkiem kontemplacji są oczy zwrócone na Boga, jedynie na Boga. Pośród wielu miłosnych poznań dokonuje się wprowadzenie w nową duchową topografię.Pośród niej rozkwita głębia serca w gorącym spojrzeniu, czystym, pełnym ufności, zwróconym ku Ojcu w niebiosach. Aby wejść w dziedzinę kontemplacji, w niezwykłą noc kontemplacji należy przytoczyć klasyczny tekst św. Jana od Krzyża:
Usiłuj zawsze skłaniać się:
- nie ku temu co łatwiejsze, lecz ku temu co trudniejsze;
- nie do tego co przyjemniejsze, lecz do tego co nieprzyjemne;
- nie do tego co smakowitsze, lecz do tego co niesmaczne;
- nie do tego co daje spoczynek, lecz do tego co wymaga trudu;
- nie do tego co daje pociechę, lecz do tego co nie jest pociechą;
- nie do tego co większe, lecz do tego co mniejsze;
- nie do tego co wzniosłe i cenne, lecz do tego co niskie i wzgardzone;
- nie do tego aby pragnąć czegoś, lecz do tego by nie pragnąć niczego, nie szukając tego co lepsze wśród rzeczy stworzonych, ale tego co gorsze.
Pragnij z miłości dla Chrystusa dojść do zupełnego ogołocenia, ubóstwa i oderwania się od wszystkiego, co jest na świecie.
Wysiłki te trzeba podejmować całym sercem i z uległością woli. Bo jeśli szczerze przystąpi się do nich, spełniając je starannie i roztropnie, wkrótce znajdzie się w nich wielką rozkosz i pociechę (1DGK 12,6-7).
Takie zachowanie daje nam szerokie podstawy, by pojąć trud kontemplacji, i zagwarantować szybki postęp na tej drodze. W takim kontekście dokonuje się nowe odkrycie modlitwy. Modlitwa dla takiego człowieka staje się niemal instynktem. Coraz mocniej przemawiają słowa apostolskie o nieustannej modlitwie, by przede wszystkim modlić się (por. 1Tm 2,1), modlić się na każdym miejscu (1 Tm 2,8). Słowa św. Pawła o rozmodlonym duchu i umyśle: Będę się modlił duchem, ale będę się też modlił i umysłem, będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i umysłem (1 Kor 14,15), mogą stać się programem życia. Zachęty: Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością (Ef 6,18); Trwajcie gorliwie na modlitwie (Kol 4,2) – potrafią zdominować cały styl życia.Modlitwę taką może się rozpoczynać w kontemplacyjnym odmawianiu Ojcze nasz, czy Zdrowaś Maryjo, czy też powtarzaniu imienia Jezus, jak głosi hezychastyczna tradycja Wschodu. Istotą jest praktykowanie, jak zaleca św. Teresa z Avila, należy poświęcić ćwiczeniu przynajmniej kwadrans dziennie.W znamienitej spuściźnie Kościoła istnieje kilka kontemplatywnych nurtów, które pomagają rozwinąć kontemplacyjne postawy, zagospodarować kontemplacyjnie serce, oswoić się z nowym klimatem duchowym. Zechciejmy więc poświęcić odrobinę miejsca kilku znakomitym metodom wprowadzających w świat kontemplacji.
1. Kontemplacyjne otwieranie oczu
Orygenes w Contra Celsum pisze: Zamknijcie wasze zmysły, wznieście spojrzenie waszego ducha a oddalając się od ciała, otwórzcie oczy waszego ducha – to jedyny sposób, aby zobaczyć Boga.Św. Jan od Krzyża: Dusza powinna tylko z miłości patrzeć na Boga… trwać niewzruszenie z miłosną uwagą, i prostą i szczerą jak ten, który otwiera oczy z myślą o miłości (ŻPM 3,33). Kontemplacja w swej istocie wiąże się z otwieraniem oczu z miłości. Mieć zakochane oczy. tzn. przyjąć ofiarowaną miłość i odpowiedzieć kochając. Dlatego rozciąga się ona na życie. Być zdolnym do kontemplacji znaczy odkryć, że jestem miłowany, że jest Ktoś, kto tęskni.
2. Kontemplacja lectio divina
Benedyktyńska tradycja kontemplacyjna lectio divina przekazana została w formie listu o. Guigo Kartuza do brata Gerwazego. Guigo II (zm. około 1193 roku) wstąpił do zakonu w Grande Chartreuse, którego został wieloletnim generałem, ale w końcu poświęcił się wyłącznie kontemplacji i pokucie. W liście zawarł klasyczne pouczenia kształtujące wiele pokoleń monastycznych: Gdy pewnego dnia, zajęty pracą ręczną zacząłem rozmyślać o ćwiczeniu się człowieka duchowego, nagle duszy rozmyślającej ukazały się cztery stopnie duchowe, a mianowicie: czytanie, rozmyślanie, modlitwa i kontemplacja. […] Czytanie (lectio) jest więc pracowitym rozważaniem Pism z wielką uwagą. Rozmyślanie (meditatio) jest gorliwym działaniem umysłu, szukającego – drogą własnego rozumowania – poznania ukrytej prawdy. Modlitwa (oratio) jest pobożnym wysiłkiem serca, mającym na celu oddalenie złych rzeczy i osiągnięcie dobrych. Kontemplacja (contemplatio) jest uniesieniem ku Bogu trwożliwego umysłu, kosztującego radości słodyczy wiecznej.Właściwości czterech stopniOkreśliwszy więc już cztery stopnie, pozostaje nam zobaczyć ich właściwości. Czytanie zatem szuka słodkości błogosławionego życia, rozmyślanie znajduje j ą, modlitwa prosi o więcej, kontemplacja smakuje . Stąd i sam Pan mówi: Szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam. Szukajcie przez czytanie, a znajdziecie przez rozmyślanie; kołaczcie na modlitwie, a będzie wam otworzone w kontemplacji. Czytanie jakby podaje do ust doskonały pokarm, rozmyślanie rozgniata go i przeżuwa, modlitwa wydobywa smak, kontemplacja zaś jest samą słodyczą, która raduje i nasyca. Czytanie dotyka jakby tylko powierzchni, rozmyślanie przenika głębiej, modlitwa jest prośbą pełną pragnienia, kontemplacja – radością otrzymanej słodyczy.[…]RozmyślanieUważne więc rozmyślanie, postępując naprzód nie pozostaje na zewnątrz, nie tkwi na powierzchni, głębiej posuwa stopę. Przenika wewnętrzne sprawy, przeszukuje każdą z osobna. Pilnie rozważa, że Jezus nie powiedział: błogosławieni czystego ciała, lecz serca. Bo nie wystarczy mieć ręce czyste od złych uczynków, jeżeli także umysłu nie obmyjemy ze zdrożnych rozważań. Potwierdza to autorytet proroka, mówiącego: Któż wstąpi na górę Pana albo kto stanie w Jego świętym miejscu? Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca. Jak gorliwie musiał rozważać tę czystość serca ów prorok, skoro modląc się mówił: Serce czyste stwórz we mnie, Boże i podobnie: Jeżeli znalazłbym nieprawość w mym sercu, Pan by mnie nie wysłuchał. Dusza więc rozmyśla o tym, jak bardzo troszczył się o tę czystość błogosławiony Hiob, który mówił: Zawarłem przymierze z moimi oczami, by nawet nie spojrzeć na pannę. Oto jak bardzo strzegł się mąż święty, który zamykał swoje oczy, by nie patrzeć na marność, aby niebacznie nie ujrzeć tego, czego – pobudzony – mógłby pożądać. […] Dusza, zapalona takimi pochodniami, takimi rozbudzona pragnieniami, rozbiwszy flakonik alabastrowego olejku, zaczyna wyczuwać jego słodkość – jeszcze nie smakiem, ale jakby powonieniem. I myśli, jak słodko byłoby doświadczać tej czystości, o której dzięki rozmyślaniu wie, jak bardzo jest miłą. Lecz cóż uczyni? Płonie pragnieniem posiadania, a nie widzi w sobie sposobu, jak mogłaby ją posiąść: im więcej szuka, tym więcej pragnie. Gdy mnoży rozmyślania, pomnaża i boleść, ponieważ pragnąc słodyczy czystości serca, nie może jej posmakować. Albowiem ten, kto czyta lub rozmyśla, nie może odczuć owej słodyczy, jeżeli nie będzie mu to dane z góry […]ModlitwaDusza zatem widząc, że sama z siebie nie może dojść do upragnionych słodyczy poznania i doświadczenia i że im bardziej zstępuje w głąb serca, tym bardziej raduje się Bóg, upokarza się i ucieka się do modlitwy, mówiąc: Panie, który ukazujesz się tylko ludziom czystego serca, oto przez czytanie i rozmyślanie badałam, jak mogłabym posiąść prawdziwą czystość, abym za jej pośrednictwem mogła dogłębnie lub choć w małej części poznać Ciebie. Szukałam Twego oblicza, Panie, oblicza Twego poszukiwałam. Długo rozważałam w mym sercu, aż rozgorzał w nim ogień i pragnienie, by bardziej Cię poznać. Dajesz mi się poznać, gdy łamiesz dla mnie chleb Pisma Świętego, i im bardziej Cię poznaję, tym bardziej poznać Cię pragnę, już nie powierzchownie, według litery, lecz przez doświadczenie.[…] Kontemplacja Tymi i podobnymi słowami, pełnymi ognia, dusza rozpala swoje pragnienie, okazuje swoje uczucie. Tymi śpiewami przywołuje Oblubieńca. Pan zaś, którego oczy patrzą na sprawiedliwych, a uszy Jego otwarte są na ich prośby, nie czeka nawet aż skończą się te błagania, lecz przerywając bieg modlitwy prędko się ukazuje i prędko wybiega naprzeciw spragnionej duszy a rozlewając rosę niebiańskiej słodyczy, namaszczając najlepszym olejkiem, ożywia ją zmęczoną, pragnącą – nasyca, wysuszoną orzeźwia i sprawia, w przedziwny sposób umacniając, ożywiając, upajając i otrzeźwiając, że zapomniawszy o rzeczach ziemskich, pamięta ona tylko o Nim. I podobnie jak cielesne żądze zwyciężają duszę tak bardzo, że porzuca ona wszelkie użycie rozumu, a człowiek staje się jakby cały cielesny, tak też dzięki tej niebieskiej kontemplacji wszelkie poruszenia cielesne tak są pochłaniane i opanowywane przez duszę, że ciało już w niczym się jej nie sprzeciwia i człowiek staje się jakby cały duchowy.
3. Kształtowanie ognika miłości
Św. Bonawentura (Giovanni Fidanza, 1217-1274), podczas studiów w Paryżu w 1243 związał się z zakonem franciszkańskim. Po dwudziestu latach uprawiania teologii, został wybrany na generała; późniejszy kardynał i biskup Albano. Rozwijając tajemnicę duchowego wzrostu w Rozmowie z samym sobą o czterech rodzajach modlitwy myślnej, Doktor Kościoła zakreśla kierunki krzyża:Przedmiotem pobożnego duchowego ćwiczenia mają być rzeczy wewnętrzne i zewnętrzne, głębokie i wysokie.Po pierwsze, dusza pobożna powinna poprzez ćwiczenie duchowe skierować promień kontemplacji na swoje wnętrze, żeby zobaczyć, jak jest ukształtowana przez naturę, zniekształcona przez grzech, naprawiona przez łaskę.Po drugie, powinna skierować promień kontemplacji na rzeczy zewnętrzne, aby poznać, jak niestałe jest ziemskie bogactwo, jak zmienna ziemska wyniosłość i jak żałosna ziemska wielkość.Po trzecie, powinna skierować promień kontemplacji ku głębi, żeby zrozumieć nieuniknioną konieczność ludzkiej śmierci, straszną surowość Sądu Ostatecznego i karę piekła nie do zniesienia.Po czwarte, powinna skierować promień kontemplacji ku wysokości, żeby poznać niebieską radość, jej nieocenioną wartość, niewymowną rozkosz i nieskończoną wieczność.Duszo pobożna, oto jest ów błogosławiony krzyż, określony czterema kierunkami, na którym poprzez ustawiczne rozmyślanie winnaś zawisnąć razem ze swym najsłodszym oblubieńcem Jezusem Chrystusem. Oto jest ów ognisty wóz, zaopatrzony w cztery koła, na którym poprzez usilną kontemplację winnaś wstępować do pałacu nieba, w ślad za swoim najwierniejszym Przyjacielem.W dziełku Trzy drogi, albo ogień miłości, zostawił praktyczne wskazania dla wejścia na drogę kontemplacji.Powiedzmy, jak mamy ćwiczyć się w stosunku do ognika mądrości. Należy to czynić w takim porządku:
1° ognik ten trzeba zgarnąć,
2° rozpalić,
3° podnieść.
Zbiera się go przez wycofanie afektu z wszelkiej miłości do stworzeń; dlatego zaś należy wycofać afekt z tej miłości, ponieważ miłość do stworzenia nie pomaga, a jeśli pomaga, to nie wzmacnia, a jeśli wzmacnia, to nie wystarcza; przeto wszelką miłość trzeba całkiem oderwać od afektu.
Po drugie, trzeba ognik mądrości rozpalić, a to za pomocą zwrócenia afektu ku miłości Oblubieńca. Dzieje się to przez przyrównanie miłości albo do samego siebie, albo do afektu niebian, albo do samego Oblubieńca. Robi to człowiek wtedy, kiedy uważa, że miłość może spełnić wszystkie jego potrzeby, że miłość daje niebianom pełną obfitość wszelkiego dobra, że miłość sprawia najbardziej upragnioną obecność Oblubieńca. Właśnie te dobra rozpalają afekt.Po trzecie, trzeba ognik mądrości podnieść ponad wszystko, co zmysłowe, wyobraźniowe i rozumowe, w takim mianowicie porządku, że człowiek:
1° rozmyślając wprost o tym, kogo pragnie doskonale kochać, powie sobie, że ten, kogo kocha, nie jest zmysłowy, gdyż nie jest widzialny, słyszalny, odczuwalny węchem, smakiem ani dotykiem – nie jest więc zmysłowy, ale cały upragniony;
2° pomyśli, że ten, kogo kocha, nie jest wyobrażalny, ponieważ nie jest skończony ani zobrazowany, ani policzony, ani opisany, ani zmienny – jest nie więc wyobrażalny, lecz cały upragniony;
3° pomyśli, że ten, kogo kocha, nie jest rozumowy, ponieważ nie da się udowodnić, określić, domniemać, ocenić, zbadać – nie jest więc zrozumiały, ale cały upragniony.
4. Nieustanne wznoszenie serca
Ze szkoły dominikańskiej wybierzmy przedstawiciela szkoły nadreńskiej, bł. Henryka Suzo (1295-1366), który w wieku dwudziestu lat nawrócił się i zapragnął być sługą odwiecznej Mądrości, związał się z klasztorem w Konstancji. W wykazie zasadniczych dla życia duchowego praktyk, stanowiących najprawdziwszą, najpożyteczniejszą i najbardziej zwięzłą naukę, …która w niewielu słowach ukaże ci wszelką mądrość, aż po najwyższą doskonałość, bł. Henryk Suzo pisze:Wznoś nieustannie swe serce ku ukrytej Boskiej kontemplacji, mając Mnie ciągle przed oczyma, i nigdy nie odwracaj ode Mnie spojrzenia. Kontemplacja ta powinna być celem również innych ćwiczeń, jak ubóstwo, post, czuwanie i wszystkie inne umartwienia. Praktykuj je tylko w takim stopniu, w jakim pomagają ci one w dążeniu do niej. W ten sposób dotrzesz do najwyższej doskonałości, jakiej nie osiąga nawet jeden na tysiąc, a to dlatego, że widząc w tych innych ćwiczeniach sam cel, błądzą oni przez długie lata…Powiedziano ci to po to, abyś wiedział, dokąd masz zmierzać, jaki j powinien być cel twej wędrówki, ku czemu powinny się kierować Twoje serce i umysł. A kiedy zostaniesz pozbawiony tej kontemplacji, powinieneś się poczuć, jakby ci zabrano twoje wieczne szczęście, i masz wrócić do niej jak najszybciej.
5. Miłosna uwaga brata Wawrzyńca
Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania (Mikołaj Herman), urodzony w 1614 roku w Hériminil, diecezja Toul (zm. 1691). Był żołnierzem, ranny w potyczce ze Szwedami, został inwalidą. Pracę znalazł jako skarbnik w ministerstwie skarbu w Paryżu. Po przeżytym nawróceniu wstępuje jako brat konwers do Zakonu karmelitów bosych, gdzie służy Bogu przez 49 lat. W początkowych latach życia zakonnego przeżył w szczególny sposób prawdę o Bożej Opatrzności i zaczął popularyzować pomiędzy znajomymi praktykę Bożej obecności, która jego samego wyniosła na szczyty kontemplacji.Zarówno przy stole, jak i podczas rozmowy, wznoś czasami swoje serce ku Niemu. Nawet najdrobniejszy przejaw pamięci sprawi Mu radość. Nie potrzeba w takich chwilach głośno płakać, On zawsze jest bliżej nas, niż nam się wydaje. […] Nie musimy przebywać nieustannie w kościele, aby rozmawiać z Bogiem. Możemy uczynić kaplicę z naszego serca, a udając się tam od czasu do czasu doświadczymy łagodnej, pokornej i miłosnej wspólnoty z Nim. Każdy zdolny jest do zażyłej z Nim rozmowy, jedni bardziej, inni mniej – On zna nasze możliwości. Najważniejsze, to uczynić pierwszy krok. Być może oczekuje On od nas jedynie postanowienia uczynionego z głębi serca (List 9).Uwielbiałem Go tak często, jak tylko mogłem, trwając duchem w Jego świętej obecności i przywołując Go w umyśle, gdy tylko oddaliłem się od Niego. Miałem niemało problemów z tą praktyką, ale byłem jej wierny bez stresów i obaw nawet w chwilach trudności, gdy z ich powodu, nieświadomie, zapominałem o Nim. Oddawałem się jej nie tylko w ciągu dnia, ale również w czasie wyznaczonym na modlitwę. Nieustannie, każdej godziny i w każdym momencie, nawet w sytuacjach najbardziej zajmujących, odtrącałem i wypędzałem z mego umysłu wszelkie rozumowania, które zastępowały myśl o Bogu (List 12). Dokładaj starań, aby twój umysł trwał w obecności Pana. Jeśli czasami odchodzi i zaczyna błąkać się, niech cię to nie przeraża. Wielki szum wokół niego służy raczej rozproszeniu, aniżeli panowaniu nad nim. Wola powinna przywołać go na powrót w ciszy. Jeśli wytrwasz w tym, Bóg okaże nad tobą swoje miłosierdzie. […] Jeden ze sposobów łatwego przywoływania umysłu w czasie modlitwy i utrzymania go w wyciszeniu, polega na tym, aby w ciągu dnia nie pozwolić mu na zbyt wielkie zaangażowanie. Musi być regularnie stawiany w obecności Boga. Gdy nabierze nawyku zwracania się ku Niemu od czasu do czasu, łatwo będzie go utrzymać w milczeniu podczas modlitwy, albo przynajmniej przywołać go na powrót z jego błędnych dróg (List 7).
6. Tradycja Obłoku niewiedzy
Jedno z najpiękniejszych pouczeń zachowało się w Liście o kierownictwie duchowym anonimowego angielskiego pisarza z XIV wieku załączonym w zbiorze Chmura niewiedzy: Swoim chorym bytem, jakim jesteś, dotknij twoim pragnieniem Boga dobrego i pełnego łaskawości, takiego jaki jest. Pomaga to odnaleźć właściwy punkt wyjścia – własną słabość i pragnienie, jako drabinę doskonałości. Podnieś twoje serce do Boga w pokornym ruchu miłości, mając na celu tylko Jego samego, nie patrząc na żadne z Jego dóbr. Niech każda myśl poza Nim będzie dla ciebie wstrętna i niech nic prócz Niego nie zajmuje twojego umysłu ani twojej woli. Usiłuj zapomnieć o wszystkich stworzeniach, które Bóg kiedykolwiek uczynił, jak również o ich dziełach, tak aby ani twoja myśl ani twoje pragnienie nie były skierowane ku nim i nie były poruszane przez nie ani ogólnie ani szczegółowo. Pozostaw je tym, czym są i nie zajmuj się nimi.Uderzaj w tę nieprzeniknioną chmurę niewiedzy wyostrzonym grotem płomiennej miłości i nie odwracaj się od tego, cokolwiek by nie było. Ilekroć więc przysposabiasz się do tego dzieła i czujesz się doń wezwany przez łaskę, wznieś twoje serce do Boga w pokornym porywie miłości i przedstaw sobie Boga, który cię stworzył, który cię odkupił i podniósł cię do tego stopnia, do którego doszedłeś, ale nie przyjmuj żadnej innej myśli o Nim. Nawet wyżej wymienionych myśli nie przyjmuj, chyba żebyś miał pociąg do nich, bo potrzebne jest tylko to wytężenie się wprost ku Bogu w całkowitej nagości ducha i bez innego motywu poza Nim samym.Jeżeli chciałbyś to proste przylgniecie twojej woli zawrzeć w jednym słowie, ażeby je w ten sposób łatwiej utrzymać, wybierz słowo krótkie, jednosylabowe. Lepiej będzie, jeśli to słowo będzie miało jedną sylabę niż gdyby miało ich dwie, bo im jest krótsze tym bardziej odpowiada działaniu ducha. Będzie to np. słowo „Bóg” lub słowo „miłość” (w języku angielskim to słowo jest jednosylabowe – przyp. tłum.).Wybierz jakie chcesz, mogą być te, mogą być inne, te które ci najlepiej odpowiadają z jednosylabowych słów i wyryj je w swoim sercu, tak, aby to krótkie słówko nie oddalało się od twego serca za nic w świecie.To słowo będzie ci tarczą i włócznią w czasie pokoju i w czasie wojny. Nim będziesz uderzał chmurę i ciemność, które są ponad tobą. Nim strącać będziesz wszystkie myśli pod chmurę zapomnienia. A jeżeli jakaś myśl będzie cię naciskać i zapytywać, do czego dążysz, nie odpowiadaj jej inaczej jak tylko tym jednym słowem. Jeżeli będzie ci proponowała, że ci jedno twoje słówko wyjaśni i przeanalizuje jego własności, odpowiedz, że chcesz je zachować całe, nie rozłamując go ani rozwijając. Bądź pewny – jeżeli będziesz się trzymał mocno tego sposobu postępowania – żadna myśl się nie ostanie. Dlaczego? Bo nie pozwolisz jej karmić się słodkimi medytacjami, o których mówiliśmy.
7. Kontemplacja imienia Jezus (metoda hezychastyczna)
W tradycji Kościoła Wschodniego istnieje praktyka modlitwy Jezusowej, kierowanie umysłu i całego siebie w stronę Chrystusa. Hezychiusz z Synaju, jeden z przedstawicieli modlitwy serca, pozostawił następującą radę: Prawdziwie błogosławionym jest ten, kto w swym umyśle tak przylgnie do modlitwy skierowanej do Jezusa i bez ustanku Go wzywa w swym sercu, jak powietrze jednoczy się z naszymi ciałami, a płomień ze świecą. Słońce, gdy wschodzi nad ziemią, czyni dzień. Święte zaś i chwalebne Imię Pana Jezusa, gdy nieprzerwanie świeci w naszym umyśle, rodzi niezliczone jaśniejące myśli.W Opowieściach pielgrzyma znajdujemy pouczenie zaczerpnięte z nauk Symeona Nowego Teologa:Siądź samotnie i w milczeniu, pochyl głowę, zamknij oczy, oddychaj spokojnie, zaglądaj jakby do serca, sprowadzaj swój umysł, tj. myśl, do jego wnętrza. Wraz z oddechem wypowiadaj słowa: Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną; ustami, cicho albo tylko w umyśle. Wszelkie inne myśli staraj się odpędzać, trwaj w spokoju I cierpliwości, zajmuj się tym jak najczęściej.Sam pielgrzym daje takie świadectwo:Przez cały następny tydzień w moim samotnym szałasie odmawiałem każdego dnia sześć tysięcy raz modlitwę Jezusową, nie troszcząc się o nic i nie zwracając uwagi na moje myśli, choćby nie wiem co wyprawiały w mej głowie; starałem się tylko o jedno — najdokładniej wypełniać nakaz starca. I co się stało? — tak przywykłem do tej modlitwy, że jeśli przez moment przestaję ją mówić, to czuję, jakby mi czegoś brakowało, jakbym coś utracił. Zaczynam modlitwę i zaraz robi mi się lekko i radośnie. A spotkam kogoś to i nawet rozmawiać się nie chce — wciąż tylko byś siedział w samotności i modlił się; tak nawykłem do modlitwy w ciągu jednego tylko tygodnia.Efektem końcowym takiej praktyki jest modlitwa nieustanna:Wzywania imienia Bożego należy nauczyć się bardziej niż oddechu, w każdym czasie, na każdym miejscu i w każdej sprawie. Apostoł mówi: «Módlcie się nieustannie», to znaczy poucza, by pamiętać o Bogu w każdym czasie, na każdym miejscu i przy wszelkich sprawach. Jeśli robisz cokolwiek, powinieneś mieć w pamięci Stwórcę rzeczy, jeśli widzisz światło, pamiętaj Tego, który ci je darował, patrzysz na niebo, ziemię, morze i wszystko, co je napełnia, podziwiaj i wysławiaj Tego, który je stworzył. Nakładasz ubranie — wspomnij, czyj to dar, i błogosław Tego, który troszczy się o twoje życie. Krótko mówiąc, każdy ruch niech będzie dla ciebie powodem pamięci o Bogu i wysławiania Go i oto będziesz modlić się nieustannie, czym zawsze będzie się radować twoja dusza.Powyższe praktyczne metody wprowadzają nas w świat modlitwy kontemplacyjnej, pomagają się z nią oswoić, a także praktykować. Do tej pory mówiliśmy o antropologicznej stronie kontemplacji, o strukturze człowieka, o możliwościach przygotowania się do niej. Obecnie odsłonimy teologiczne horyzonty kontemplacji, skupiając się na jej nadprzyrodzonej naturze.
http://www.communiocrucis.pl/index.php/najpikniejsze-metody-modlitwy-kontemplacyjnej
******
Metoda modlitwy serca
Jak zapewnia nas autor Metody świętej modlitwy i uwagi: Niektórzy ojcowie metodę tę nazywali „odpoczynkiem serca”, inni „uwagą”, „badaniem myśli” lub „strażą umysłu”. Wszyscy zaś zgodnie pracowali na glebie swych serc[1]. W największym skrócie można ją sprowadzić do dwóch etapów: umysłem odnaleźć serce i w tak odnalezione – wprowadzić Imię Jezus. Uważnie i z radością przysłuchując się temu cichemu wypowiadaniu modlitwy, można zauważyć ku pożytkowi duszy, że różna bywa nuta tego modlitewnego wołania, a mianowicie: jedni podnoszą ton przy wypowiadaniu pierwszego słowa modlitwy, to znaczy powiedziawszy „Panie”, pozostałe słowa wypowiadają obniżając głos i jednostajnie. Inni zaczynają modlitwę niższym tonem, podwyższają go w środku modlitwy, to jest przy słowie „Jezu” i wykrzykują je, pozostałe natomiast słowa znowu kończą obniżając ton, tak jak zaczęli. Inni znów, zaczynając i kontynuując wypowiadanie wszystkich wcześniejszych słów modlitwy tonem niskim i jednostajnym, dopiero przy końcowym „ulituj się” podwyższają głos, jakby w uniesieniu. A niektórzy wypowiadają całą, pełną modlitwę „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”, podwyższają głos tylko przy wypowiadaniu słów „Synu Boży”[2].W jednym z traktatów filokalicznych przypisywanych Symeonowi Nowemu Teologowi znajdujemy bardzo praktyczną metodę tej modlitwy: Przede wszystkim natomiast potrzeba, byś pozyskał trzy rzeczy i w ten sposób rozpoczął drogę do zamierzonego celu: wolność od trosk o uzasadnione i nieuzasadnione sprawy, to znaczy obumarcie dla wszystkiego, następnie czyste sumienie, które strzeże cię przed wszelkim potępieniem ze strony twego własnego serca, wreszcie wolność od wszelkiej namiętności wiążącej cię z tym światem lub własnym ciałem.Następnie usiądź spokojnie w celi, w odosobnionym miejscu i staraj się uczynić to, co mówię: zamknij drzwi, wznieś się myślami ponad wszystko, co doczesne i błahe. Później skłoń brodę ku piersi, skieruj spojrzenie twych oczu i cały umysł na środek brzucha’, powstrzymuj wdychanie powietrza przez nos, abyś oddychał nie całkiem swobodnie i myślami badaj swe wnętrze, by znaleźć miejsce serca, gdzie zwykły przebywać wszelkie władze duszy. Początkowo natkniesz się na ciemności i nieprzenikniony gąszcz. Jeśli jednak z wytrwałością będziesz powtarzał to ćwiczenie w dzień i w nocy, wówczas dziwna rzecz, zyskasz radość bez końca.Skoro twój umysł znajdzie miejsce serca, natychmiast dojrzy to, czego nie znał nigdy dotąd. Dojrzy obszary istniejące w sercu, a także siebie samego jaśniejącym i napełnionym darem rozeznawania. Myśl, która się odtąd pojawi, zanim się spełni i nabierze kształtu, zostanie usunięta przez umysł i zniweczona wzywaniem Imienia Jezus. Odtąd też umysł, żywiąc odrazę do demonów, będzie pobudzał naturalny gniew przeciw duchowym nieprzyjaciołom, ścigał ich i wyganiał. Reszty nauczysz się z Bożą pomocą uprawiając straż umysłu i zachowując w sercu Jezusa[3].Nicefor Pustelnik radzi: Z tego ośrodka rozumu [tj. serca] pozbądź się wszelkich myśli.[…] Podaj mu wówczas wezwanie: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”. Przymuszaj go, by zawsze mówił je w twym wnętrzu, jednocześnie wyłączając wszelką inną myśl. Jeżeli w tym wytrwasz przez jakiś czas, to otworzy się ci się wejście do serca[4].Grzegorz z Synaju pozostawia kilka technicznych uwag: siedź na niskim stołku, wprowadź umysł z głowy do serca, tam go skup i zatrzymaj. Mocno pochylony aż do silnego bólu w piersiach, ramionach i szyi, wołaj wytrwale w myśli lub duszy: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”[5].Kiedy rosyjski strannik rozpoczynał dzieło modlitwy zamknął się na tydzień w samotnym szałasie i każdego dnia odmawiał sześć tysięcy wezwań nie troszcząc się o nic i nie zwracając uwagi na myśli[6].
Praktyka modlitwy serca:
I. Znajdź ciche miejsce, usiądź na piętach (lub na stołeczku modlitewnym), na krześle, na stojąco, lub na klęczkach, albo w tzw. prostracji (leżąc na brzuchu – krzyżem z wyciągniętymi rękoma).
II. W skupieniu, jak na medytacji, powtarzaj w milczeniu słowa przez dłuższy czas (np. 0,5 godziny):
1. w pełnej wersji: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”.
2. lub skróconej: „Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”.
3. albo tylko Imię „Jezu”.
III. Zadbaj o to, by skupienie z umysłu schodziło powoli do serca.
W ciągu dnia noś w świadomości tę modlitwę (np. w pociągu czy tramwaju podczas jazdy), lub gdy jesteś sam – wędruj do serca ze słowem „Jezus”. Istotna jest wytrwałość i uciąglenie modlitewnej świadomości. Uspokaja to psychikę i ducha powierza Bogu. Jest to droga intensywnej ufności.
“Siedząc w spokoju swojej celi i skupiając umysł, wprowadź go – umysł – tą drogą, którą odbiera oddech, aby dotrzeć do serca. Popchnij go i zmuś do zstąpienia w serce razem z wciągniętym powietrzem. Gdy już tam się znajdzie, ustąpi cierpienie i trud, i odczujesz radość i łaskę, a rzeczy, które miały nastąpić, same z siebie się zdarzą dla ciebie. Jak człowiek powracający do domu po dalekiej podróży przepełniony jest radością na widok dzieci swoich i żony, tak umysł, gdy zjednoczy się z duszą, wzbiera rozkoszą i niewypowiedzianą radością.“
św. Makary Wielki
[1] Filokalia, s. 260.[
2] Opowieści…, s. 123.
[3] Filokalia, s. 261.
[4] Filokalia, s. 281.
[5] Filokalia, s. 286.
[6] Opowieści…, s. 32.
http://www.communiocrucis.pl/index.php/metoda-modlitwy-serca
******
Sposoby modlitwy hezychastycznej
Klasyczny traktat hezychastyczny Metoda świętej modlitwy i uwagi mówiąc o trzech rodzajach modlitwy, jednocześnie stwarza panoramę jej interpretacji. Podążając śladem tekstu, możemy najpierw odkryć bliskoznaczność dwóch rzeczy: natury duchowej uwagi oraz modlitwy. Uwaga i modlitwa ściśle się ze sobą jednoczą, podobnie jak dusza i ciało. […] Łączą się w dwojaki sposób. Najpierw uwaga odpiera grzechy, będąc jakby strażnikiem i zwiadowcą. Następnie wkracza modlitwa, która natychmiast niszczy i unicestwia złe myśli opanowane przez czujność[1]. Być może wynika to z samego podobieństwa źródłosłowia: modlitwa (dokładnie modlitwa prośby) po grecku brzmi (proseuche), natomiast uwaga (prosoche). Na podstawie przytoczonych słów widzimy, że modlitwa jest tutaj zasadniczo rozumiana jako sposób duchowej walki o czystość myśli, czystość – dodajmy – od złych myśli. Można mówić równocześnie o trzech sposobach uwagi, jak i modlitwy. Traktat ów najpierw wymienia dwie drogi fałszywe. Pierwsza to droga wyobrażeń i pojęć. Modlący się pogłębia treściach wiary: tworzy Boże pojęcia, wyobraża sobie niebiańskie dobra, itd., słowem skupia on w umyśle wszystko, czego nauczył się ze świętych Pism, pobudza duszę do miłości[2]. Taka praca religijnej wyobraźni okazuje się mieć swe braki i niebezpieczeństwa, gdyż człowiek to, czego doświadcza, uważa za Boże pocieszenie i zawsze pragnie pozostawać w takim stanie. […] Jeżeli taki człowiek wiedzie życie samotne i całkowicie się mu oddaje, nie może uniknąć obłędu[3]. Droga ta osadzona na zaufaniu do zmysłów i doznań, do zewnętrznych gestów, jak wznoszenie rąk i koncentracja myśli, jest zazwyczaj zdominowana przez zwodniczego anioła światłości. Druga – niedoskonała, aczkolwiek o wiele szlachetniejsza od pierwszej – metoda, polega na konsekwentnym odstępowaniu od rzeczy dostrzegalnych zmysłami, wojowaniu z myślami, które nadchodzą, wznoszeniu ich do Boga. Jest to droga walki z myślami. Lecz śmiałków na tej drodze czeka bardzo trudna zasadzka pychy – nie unikną zmiażdżenia przez duchowych najeźdźców[4]. W sposobie tym lekceważy się wrogów wewnętrznych. Wówczas… można być uderzanym i nie móc uderzyć, być ranionym i nie zdawać sobie z tego sprawy, być prowadzonym w niewolę, nie mogąc odeprzeć tych, którzy zniewalają[5]. Ten rodzaj modlitwy wyczerpuje w duchowej walce, nie dochodząc do celu. W pierwszym i drugim przypadku mamy do czynienia z czymś co w tradycji filokalicznej zwane jest zniewoloną myślą[6]. Myślami nie należy ani się karmić, ani z nimi walczyć, lecz je całkowicie wyeliminować. Grzegorz z Synaju sugeruje: Jeżeli w umyśle dostrzegasz nieczyste myśli lub obrazy, które pochodzą od złych duchów, nie przerażaj się. Jeśli ukażą ci się dobre pojęcia, nie zważaj także na nie. Powstrzymuj natomiast wydech o ile to możliwe, zamknij umysł w sercu i wytrwale wzywaj nieustannie Pana Jezusa. W ten sposób szybko unicestwisz i stłumisz myśli, niewidzialnie smagając je Bożym Imieniem[7]. Jako jedynie doskonałą formą modlitwy Autor prezentuje sposób dziwny i trudny do opisania, a oparty mianowicie na posłuszeństwie mistrzowi: kto miłuje posłuszeństwo, ten uwalnia się od więzów istniejących w świecie, od trosk i namiętnych przywiązań, staje się gorliwy i stanowczy w dążeniu do celu, […] umarł dla wszelkiego upodobania wobec świata i ciała[8]. W przestrzeni posłuszeństwa pękają niewidzialne więzy buntowniczych mocy, które niby sznury otaczają umysł tysięcznymi splotami myśli[9]. Oprócz posłuszeństwa podstawą modlitwy jest czyste sumienia, a więc głęboki pokój. Przytocz: Prawdziwa i niezawodna uwaga a także modlitwa polega na tym, by w czasie modlitwy umysł strzegł serca. Winien on wówczas wciąż przebywać wewnątrz serca i z jego głębi zanosić wołanie do Boga[10].
Stopnie modlitwy hezychastycznej
Ewagriusz z Pontu określił cztery etapy rozwoju. Pierwszy polega na oderwaniu od rzeczy zewnętrznych. Drugi polega na odpieraniu złych myśli (logismos). Trzeci – na nie podleganiu nawet dobrym myślom, które przeszkadzają w drodze do Boga (poikilesthai). Czwarty – to kontemplacja czystego śwatła Boskiego bez formy nagim (gymnos) umysłem[11].Pierwszym niezbywalnym zachowaniem w hezychii, jest przekroczenie progu własnego serca – powrót do siebie samego, odkrycia tajemnicy królestwa, które nosi w sobie człowiek, odnajdywanie skarbu serca[12]. Metoda świętej modlitwy rozwija się w cztery etapy. Pierwszy polega na umniejszeniu namiętności, a nawet zdecydowanej pracy nad ich uśmierzeniem. Drugi stopień stanowi skupienie się na intensywnym śpiewie psalmów, który rozpala umysł i przepędza myśli, oddając się duchowej uwadze. Trzeci stopień to wytrwała modlitwa, nieprzerwane trwanie przy Bogu. To zaś przechodzi w czwarty stopień – kontemplacji, modlitwy czystej[13]. Rozmodlone serce rozmadla całego człowieka, pozwala mu trwać w modlitwie. Stan rozmodlenia nazywa katastasis. Stanowi on zarazem możliwość, przestrzeń i trwanie w modlitwie, otwarcie na modlitwę – zagospodarowanej dla Boga pełnię otwarcia i gotowości. To pozwala nawet nazwać wiarę bezpośrednią dyspozycją serca[14]. Jej dynamika otwiera się na miłosną kontemplację. Przyzywany zostaje ubogacony słodkim Bożym poznaniem, poprzez które odnajduje Stwórcę wszędzie obecnego[15]. Widzenie rzeczywistości przekształca się w widzenie Stwórcy. Dzieje się tak dlatego, że umysł przekształca się w czysty kryształ, w którym odbija się słońce, tzn. Bóg. Wtedy też umysł osiąga kres upragnionych rzeczy i znajduje spoczynek, będąc wolny od wszelkiej innej kontemplacji[16].
Modlitwa nieustanna
Za najwyższy stan modlitwy uważa się taki, w którym umysł wykracza poza ciało i świat i jest wolny od wszelkich spraw materialnych i wyobrażeń. Gdy ktoś na stałe osiągnął taki stan, można o nim powiedzieć, że nieustannie się modli[17]. Nieustannie modli się ten, kto trwale połączył swój umysł z Bogiem, stopniowo uwalniając się od ziemskich przywiązań[18]. Modlitwa nieustanna należy do darów Ducha św., nie może być owocem jakichś modlitewnych technik. Gdy hezychasta podejmuje się tej drogi, jednocześnie dąży do ciągłej pamięci o Bogu, niejako trwa w Bogu. Dla zdobycia stałej pamięci o Bogu nieprzerwanie miejcie przed oczyma wzór modlitwy: Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie pospiesz ku ratunkowi memu – zaleca jedyny łaciński przedstawiciel w Filokalii – Jan Kasjan[19]. Ojciec ów wybrał jako najistotniejszy dla modlitewnej formacji właśnie powyższy werset z psalmu 70. Dzięki nieustannej modlitwie i rozważaniu Pisma Świętego otwierają się bowiem rozumne oczy duszy, które widzą władzę Potęg. Dusza zaś zostaje ogarnięta wielką radością i gorącym pragnieniem[20]. Modlitwa ujawnia swą wszechmoc, gdy jest wznoszona często, nieustannie[21].U podstaw daru leży łaska żywego doświadczenia: odczucie niebiańskiego ognia[22]. Dzięki niemu dusza zaczyna płonąć radosnym światłem. U początkujących modlitwa jest niczym ogień radości pochodzący z serca, u doskonałych zaś jakby udzielające się światło, które wydaje miłą woń[23]. Oczywiście praktyka na początku jest trudna i zniechęcająca. Dlatego słabemu człowiekowi Bog ofiaruje pewną przynętę. Izaak Syryjczyk stwierdza: Przynętą dla ducha jest radość, której źródełm jest nadzieja kwitnąca w sercu, a rozmyślanie o tym, w czym się pokłada ufność, daje sercu głębokie pocieszenie[24].
[1] Filokalia, s. 254.
[2] Filokalia, s. 256.
[3] Filokalia s. 256.
[4] Filokalia, s. 257.
[5] Filokalia, s. 258.
[6] Filokalia, s. 257.
[7] Filokalia, s. 286.
[8] Filokalia, s. 257-258.
[9] Filokalia, s. 258.
[10] Filokalia, s. 259.
[11] T. Spidlik, La preghiera esicastica, w: La preghiera. Bibbia, teologia, esperienze storiche, t. I., Roma 1990, s. 263.
[12] Nicefor Pustelnik, Filokalia, s. 267.
[13] Filokalia, s. 262-264.
[14] T. Špidlik, La spiritualita…, s. 96.
[15] Hezychiusz z Synaju, Filokalia, s. 209.
[16] Hezychiusz z Synaju, Filokalia, s. 209.
[17] Św. Maksym Wyznawca, Za: Filokalia. Teksty o modlitwie serca, tłum. ks. J. Naumowicz, Kraków 2002, s. 161.
[18] Św. Maksym Wyznawca, Za: Filokalia. Teksty o modlitwie serca, tłum. ks. J. Naumowicz, Kraków 2002, s. 164.
[19] Za: Filokalia. Teksty o modlitwie serca, tłum. ks. J. Naumowicz, Kraków 2002, s. 102.
[20] Abba Filomen, Za: Filokalia. Teksty o modlitwie serca, tłum. ks. J. Naumowicz, Kraków 2002, s. 155.
[21] Opowieści…, s. 157.
[22] Nicefor Pustelnik, Filokalia, s. 266.
[23] Grzegorz z Synaju, Filokalia, s. 294.
[24] Opowieści, s. 158-159.
http://www.communiocrucis.pl/index.php/sposoby-modlitwy-serca
******
Siedem lekcji o modlitwie serca
MEDYTACJA – MODLITWA SERCA
Każdy, kto zetknął się z tradycją duchowości Wschodu, zarówno tego bliższego
nam jak i dalszego, stawia zwykle pytanie o wartość modlitwy Jezusowej, która
swymi korzeniami sięga najstarszej tradycji chrześcijaństwa, tradycji wspólnej dla
chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu. Pytanie to nie jest obce także Ojcu Świętemu.
Przed niedzielną modlitwą Anioł Pański, trzeciego listopada 1996 roku Jan Paweł II
mówił o medytacji zwanej modlitwą serca, która poprzez powtarzanie inwokacji:
“Panie Jezu Chryste, Synu Boży, bądź miłościw mnie grzesznemu!” staje się jakby
oddechem duszy. “Wypowiadana w głębokości serca, posiada tajemnicze odniesienie
wspólnotowe. Mała modlitwa – jak ją nazywali Ojcowie – jest wielkim skarbem i
jednoczy w obliczu Chrystusa wszystkich modlących się”. Papież podkreślił, że
modlitwa ta nazywana modlitwą Jezusową rozpowszechniona została także na
Zachodzie dzięki Opowieściom rosyjskiego pielgrzyma.
Jakkolwiek modlitwa Jezusowa została rozwinięta przez kościoły wschodnie, to
jednak jej korzenie są wspólne także dla modlitwy różańcowej, którą niekiedy nazywa
się modlitwą Jezusową Zachodu. “Dlatego ci, co szukają drogi do odnowienia całego
człowieka i zjednoczenia z Bogiem – pisze A. Rosenberg – słusznie sięgają po taki
przewodnik do ciszy i pokoju. I mogą to czynić bez obawy – chodzi bowiem w tej
metodzie medytacji przekazanej pod nazwą modlitwy serca o ćwiczenia sięgające w
swej istocie i intencji aż w czasy apostolskie.” Posiada ona zatem wymiar
ekumeniczny, ale ma również wymiar międzyreligijny, bo przecież powtarzanie
krótkich formuł modlitewnych znane jest w wielu religiach, podobnie jak posługiwanie
się w modlitwie różańcem.
Dziś wielu młodych ludzi podąża na Wschód poszukując nauczycieli modlitwy i
medytacji. Być może nie musieliby tam podążać, gdyby ktoś ukazał im ścieżkę
modlitwy Jezusowej. “O wiele więcej osób – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II do
biskupów francuskich 24 lutego 1982 roku – byłoby zdolnych do modlitwy myślnej,
lecz nikt ich tego nie uczył. Teraz więc, bez życia wewnętrznego, wierni tracą
żywotność, ich modlitwa staje się brzmiącym cymbałem a praktyka religijna, jeśli
istnieje, wyjaławia się.” Z tego też powodu ponowne odkrycie modlitwy Jezusowej
uznać należy za łaskę, która przychodzi w odpowiednim momencie, wybranym przez
Boga, abyśmy mogli wypełnić nakaz Pisma Świętego: “Módlcie się nieustannie” (1Tes
5,16).
Lekcja I – Bądź jak góra
Kiedy się modlisz, bądź jak góra
Nieruchomo osadzona w ciszy.
Jej myśli zakorzenione są w wieczności.
Nie rób niczego, siedź, bądź,
a poznasz owoce płynące z modlitwy.
Tak wielu ludzi skarży się dziś, że ma trudności na modlitwie. W dużej mierze
dzieje się tak dlatego, że zapominamy o naszym ciele, a przecież teologia
chrześcijańska jest teologią wcielenia. To, że Chrystus przyjął ludzkie ciało wyraźnie
potwierdza fakt ważności ciała ludzkiego w dziele zbawienia. Starcy, którzy nauczali
modlitwy Jezusowej dobrze wiedzieli jak wielką rolę odgrywa ciało w modlitwie. Byli
przekonani, że modlitwa to nie tyle sprawa mówienia czy myślenia o Bogu, ale przede
wszystkim sprawa bycia z Bogiem, dlatego zachęcali, aby modlić się całym sobą.
Świadczy o tym nauka starca Serafina z góry Athos. Młodemu filozofowi z Paryża,
który pragnął uczyć się praktyki modlitwy Jezusowej powiedział: “Przed
rozprawianiem o modlitwie serca – naucz się najpierw medytować jak góra. Zapytaj ją,
co czyni, aby się modlić.” Medytowanie jak góra uczy nie tylko doświadczania istoty
samego Bytu, prostego faktu istnienia, ale również przypomina słowa Jezusa: “Ty jesteś
skałą i na tej skale zbuduję Kościół mój”.
Pod koniec XIV wieku, dwaj mnisi z Athos, Kallistus i Ignacy Xantopoulos w
dziele Centuria zebrali naukę Ojców Pustyni i hezychastów, którzy z modlitwy
Jezusowej uczynili podstawową praktykę. Można tam znaleźć słowa Grzegorza Synaity
dotyczącą postawy ciała na modlitwie – “Już wcześnie rano, usiądź na niskim stołku,
sprowadź swego ducha z głowy do serca i tam go zatrzymaj. Skłoń się aż do odczucia
bólu; piersi, ramiona i szyję silnie natężając, wypowiadaj ustawicznie w swojej duszy i
duchu: Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną! Tak oprzesz się pokusom, które ciągle
cię nękają”.
Lekcja II – Bądź jak kwiat
Kiedy się modlisz, bądź jak kwiat,
Zawsze skierowany ku słońcu.
Jego łodyga jak kręgosłup, zawsze jest prosta.
Bądź otwarty, gotowy przyjąć wszystko bez lęku,
– a nie zabraknie ci światła w drodze
Góra nauczyła młodego filozofa czym jest wieczność i niezmienność, kwiat
nauczył go czym jest przemijanie i znikomość ludzkiego bytu. Kwiat uczy także postawy
ciała (wyprostowany kręgosłup jak łodyga bardzo pomaga w koncentracji umysłu), ale
uczy również skierowania umysłu ku światłu. To bardzo praktyczne podejście do nauki
modlitwy było dobrze znane w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Często podkreślano
wtedy związek między praxis i theoria. Praxis oznaczało „aktywne życie” chrześcijan,
nie tyle w sensie apostolatu czy pełnienia uczynków miłosierdzia (chociaż działania te
zawierały się w praxis), ale w sensie „wysiłku zdobywania cnoty”. Theoria, zazwyczaj
tłumaczona jako „kontemplacja”, oznaczała „wizję światła” na podobieństwo wizji
apostołów na górze Tabor. Jakkolwiek wierzono, że jedno i drugie przepełnione jest
łaską, to jednak istniało przekonanie, że na drodze do Boga nie pozostajemy całkowicie
bierni. Uważano, iż theoria nie będzie nam dana, jeżeli nie będzie poszukiwana.
Tradycja Zachodu zna również doświadczenie “wizji światła” – dzięki św. Benedyktowi,
który “zobaczył cały świat w jednym promieniu słońca”.
Podobnie jak kwiat pochyla się pod wpływem wiatru, tak również psychofizyczny
aspekt modlitwy Jezusowej znajduje swój wymiar z praktyce pokłonów. We wczesnych
regułach monastycznych zalecano nawet 100 pokłonów w czasie modlitwy.
“Róża kwitnie, dlatego, że kwitnie, nie pytając dlaczego” – pisał Anioł Ślązak –
podobnie powinniśmy powtarzać słowa: “Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!” i nie
pytać dlaczego. Dla studenta filozofii przebywanie wśród kwiatów było również nauką
bezinteresowności na modlitwie, modlitwą dla miłości Boga, który sam jest nagrodą.
Lekcja III – Bądź jak ocean
Kiedy się modlisz bądź jak ocean,
W swej głębi zawsze nieporuszony.
Jego fale przypływają i odpływają.
Bądź spokojny w swym wnętrzu,
a złe myśli same odejdą.
Taka jest natura naszego umysłu – myśli przychodzą i odchodzą. Jeśli umysł
chcemy opanować umysłem, powodujemy tylko większe zamieszanie, najlepiej więc
pozostawić go w spokoju. Potrzeba ciszy, milczenia i samotności, aby móc się dobrze
modlić, potrzeba także prostoty. Wiedza, która wszystko analizuje, abstrahuje, uogólnia
i ocenia może być wielką przeszkodą w modlitwie, pozbawia nas bowiem
spontaniczności, a w konsekwencji prostoty i szczerości. Biblii obce jest myślenie
pojęciowe, czy teoretyczne w sensie współczesnym. Podobnie nauczali Ojcowie
Pustyni, mimo że wielu z nich było ludźmi wykształconymi. Postawa ta nie wynikała z
wrogości wobec intelektu, ale z poczucia tajemnicy, czyli niepoznawalności istoty Boga
i spraw boskich na drodze czysto rozumowej, a jedynie poprzez doświadczenie w
miłosnym zachwycie. Czytanie Pisma świętego było podstawowym obowiązkiem
mnichów. Niektórzy znali je na pamięć, przynajmniej Nowy Testament i Psalmy, nie
dyskutowano jednak na jego temat. Świadczy o tym wiele apoftegmatów.
Najsłynniejszy z nich wspomina św. Antoniego Pustelnika, który w czasie dyskusji nad
fragmentem Pisma świętego pochwalił wypowiedź abba Józefa, który powiedział: “Nie
wiem!”. Trzeba jednak wiele wiedzieć i wiele doświadczyć, aby stanąć przed
Tajemnicą, do której droga prowadzi często przez noc i ciemności i mieć odwagę
powiedzieć – “Nie wiem!”. „Usiądź w milczeniu i wejdź w ciemność – mówi Pan.”
Rosyjski pielgrzym, po okresie praktyki modlitwy Jezusowej napisał: “Tak
przywykłem do tej modlitwy, że jeśli przez moment przestaję ją mówić, to czuję jakby
mi czegoś brakowało, jakbym coś utracił. Zaczynam modlitwę i robi mi się lekko i
radośnie (…) Myśli, które kiedyś przychodziły mi do głowy, jakoś same całkiem
przycichły i nie myślałem już o niczym oprócz modlitwy, do której zacząłem nakłaniać
mój umysł, a serce z czasem już samo zaczęło napełniać się ciepłem i jakimś miłym
uczuciem”. Bez lęku zatem, mimo trudności, mógł powtarzać słowa modlitwy: “Panie
Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!”.
Lekcja IV – Bądź jak oddech
Kiedy się modlisz, pamiętaj o oddechu,
Dzięki niemu człowiek stał się istotą żyjącą,
Oddech od Boga pochodzi i do Boga wraca.
Zjednocz słowo modlitwy ze strumieniem życia,
a nic od Dawcy życia cię nie odłączy.
Hebrajskie słowo ruach oznacza wiatr, oddech i Ducha. Oddech rozumiany
był jako tchnienie życia, nadawał moc słowu, które stawało się jakby obdarzone
życiem, miało niejako swój byt, swoje istnienie. Z tego powodu Ezaw nie mógł
otrzymać drugiego błogosławieństwa. Słowo ma tak wielką moc, że Bóg stwarza świat
przez SŁOWO i przez SŁOWO świat zbawia. Słowo w tradycji biblijnej nie tyle
oznacza, co uobecnia, szczególnie dotyczy to imienia; dlatego też wszystkim epifaniom
Boga w Starym Testamencie towarzyszyło pytanie o imię Boga. Człowiek zaś od
niepamiętnych czasów wzywał imienia Pana, a cała historia Izraela świadczy, że Bóg
odpowiadał na to wezwanie – “Mojżesz i Aaron i Samuel wśród tych, co wzywali Jego
imienia, wzywali Pana, On ich wysłuchiwał”.
Teraz może łatwiej nam zrozumieć dlaczego niekiedy słowa modlitwy: “Panie
Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!” powtarzano w rytm oddechu, zgodnie z zaleceniem
Jana Klimaka Synaity (żyjącego w VII wieku) -“Niechaj wspomnienie Jezusa
towarzyszy każdemu oddechowi”.
Lekcja V – Bądź jak ptak
Kiedy się modlisz bądź jak ptak,
Śpiewający bez wytchnienia przed obliczem Stwórcy.
Jego pieśń wznosi się jak dym kadzidła.
Niech i twoja modlitwa będzie jak gruchanie gołębia
a nie poddasz się zniechęceniu.
Modlitwę medytacyjną określano jako ruminatio czyli przeżuwanie.
Określenie to nawiązywało do Starego Testamentu, gdzie jest mowa o zwierzętach
czystych, które przeżuwają. Św. Augustyn przejmując tą starożytną tradycję zachęcał do
przeżuwania czyli medytowania, “aby być czystym stworzeniem, nie zaś nieczystym”.
Najbardziej znanym zwierzęciem, które przeżuwa jest oczywiście krowa i dlatego
często stawiano ją za wzór dla medytujących. W tradycji hebrajskiej pojęcie medytacji
zostało określone terminem haga. Izajasz posługiwał się nim wyrażając pomrukiwanie
lwa, kwilenie gołębicy czy ryczenie niedźwiedzia. Na górze Athos nie było niedźwiedzi,
lwów, ani krów, dlatego uczono się modlitwy od gołębicy. Ptak uczy wolności,
bezinteresowności, wznoszenia się ponad ziemskie ograniczenia. Gołębica jest też
symbolem Ducha Świętego.
Dziś serwuje się nam gotowe odpowiedzi na wszystkie problemy, lubimy też
mieć wszystko nazwane, określone i opisane. Jest to choroba prowadząca do duchowej
śmierci, bo tak jak ptak schwytany i zamknięty w naszych dłoniach traci swą wolność i
umiera, tak wszystko to, co ujęte i zamknięte w słowach staje się zwykłą śmiertelną
wiedzą. A człowiek z natury swej jest wolny jak ptak i miłość jest jak ptak, i droga jest
jak ptak, i tysiące innych rzeczy jest jak ptak i potrzebuje wolności, aby żyć i objawiać
w ciszy radość swego istnienia. ”W ciszy i ufności leży wasze siła’ – mówi Pan.
Ciche monotonne powtarzanie prostych słów modlitwy także może
przypominać śpiew ptaka. Rosyjski pielgrzym, zgodnie z zaleceniem starca powtarzał
modlitewne wezwanie trzy a potem nawet dwanaście tysięcy razy dziennie. Ta ilość
może wydawać się nam czymś absurdalnym. Pielgrzym jednak wypełnił polecenia
swego nauczyciela i doświadczył jak słowa modlitwy rozbrzmiewają w jego wnętrzu,
mimo że formalnie ich nie powtarzał, w czasie snu, pracy, spożywania posiłków i
odpoczynku. Zrozumiał wtedy, co to znaczy “modlić się nieustannie”. “Gorszący
początkowo mechanizm – pisze Walter Nigg – prowadzi w istocie do usunięcia
wszelkich zewnętrznych środków pomocniczych i okazuję się drogą do jednego z
najwyższych wzniesień ducha, do nieustannej modlitwy wewnętrznej.” Ojcowie
Pustyni posiadali głębokie doświadczenie modlitwy i nie byli tak naiwni, aby sądzić,
że ilość jest najważniejsza. Powtarzanie prowadzi do zapamiętywania, rodzi
habitualną postawę, jakby nawyk nieustannego pamiętania o Bogu, która sama staje
się modlitwą. Jan Kasjan, który spopularyzował za Zachodzie w swych Rozmowach
naukę chrześcijańskich mnichów z pustyni egipskiej, daje nam wiele cennych rad:
“Bardzo mało modli się ten, kto zwykł modlić się tylko wówczas, gdy klęczy. W ogóle
nie modli się ten, kto nawet klęcząc, daje się odwieść od modlitwy przez roztargnienie
serca. Jacy więc chcemy być podczas modlitwy, tacy musimy być przed modlitwą.”
Dla życia modlitwy ważne jest więc wszystko, co robimy w naszym codziennym
życiu.
Lekcja VI – Bądź jak Abraham
Kiedy się modlisz, bądź jak Abraham
Składający swego syna w ofierze.
Był to znak, że gotów jest oddać wszystko.
I ty pozostaw wszystko,
a w opuszczeniu Bóg napełni cię swą obecnością.
Bóg powiedział do Abrahama: “Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego
ojca…” Filon Aleksandryjski jak również wielu mistyków interpretuje te słowa w
duchu ascetyczno-mistycznym, jako pozostawienie ziemskich nieuporządkowań i
myśli. Jan Tauler tekst Księgi Rodzaju zestawia ze słowami Chrystusa: “Kto ze względu
na mnie opuści wszystko, stokroć tyle otrzyma, a nadto i życie wieczne odziedziczy”.
Abraham miał także złożyć swego syna w ofierze, a więc absolutnie wszystko, co
kochał. Bóg nie pragnie ofiar z ludzkiej krwi, ale przyjmuje gotowość ludzkiego serca
do oddania wszystkie w miłości. Wyrzeczenie się wszystkiego oznacza całkowite
ubóstwo.
Modlitwa Jezusowa wydaje się być jak najbardziej ubogą modlitwą. Czy można
sobie wyobrazić coś bardziej prostego jak powtarzanie jednego wezwania – “Panie Jezu
Chryste zmiłuj się nad nami!”? Być może łatwiej jest wyzbyć się bogactw
materialnych, czy tak ich używać, aby nie były przeszkodą na modlitwie niż wyzbyć
się bogactwa myśli i wyobrażeń. Ojcowie Pustyni zalecali jednak: “Kiedy się modlisz,
nie wyobrażaj sobie w tym czasie Boga za pomocą widzialnego obrazu. Nie pozwól
też twemu rozumowi chwytać choćby śladu myśli, lecz bądź bezcielesny wobec
Bezcielesnego”. W modlitwie wyrzekamy się naszej wiedzy o niebie i ziemi, o życiu,
o miłości, o drodze a nawet wiedzy o Bogu; w modlitwie nie chodzi o wiedzę o
rzeczywistości, lecz o rzeczywistość samą, taką – jaka – jest; nie o wiedzę o niebie,
lecz o niebo samo, nie o wiedzę o miłości, lecz o zdolność kochania, nie o wiedzę o
życiu, lecz o życie całe, nie o wiedzę o drodze, lecz o drogę, którą można kroczyć, nie
o wiedzę o Bogu lecz o bycie z Bogiem.
Lekcja VII – Bądź jak Jezus
Kiedy się modlisz, to Jezus
modli się w tobie do Ojca w Duchu.
Jesteś niesiony żarem Jego miłości.
Bądź jak rzeka służąca każdemu,
a przyjdzie czas że przemienisz się w Miłość.
Bóg – jak wiemy z Pisma świętego – jest obecny w imieniu. Gdy więc w
modlitwie wymawiamy imię Jezusa, On staje się obecny w nas i między nami, jest
naszym nauczycielem i mistrzem. „Choćby Ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia,
twój nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego mistrza. Twoje
uszy usłyszą słowa rozlegające się za Tobą: To jest droga , idźcie nią!, gdybyś zboczył
na prawo lub lewo.” Cała nasza modlitwa prowadzi to tego, aby mieć świadomość
bliskości i obecności Boga we wszystkim , co nam się w życiu wydarza, zarówno w
tym , co mile i przyjemne jaki w tym, co trudne i bolesne. Ojcowie Pustyni mówili o
chodzeniu w Bożej obecności, o życiu “w obliczu Tego, który patrzy na nas z wysoka”.
Powtarzać imię Jezusa, to także wołać: “Maranatha! (Przyjdź Panie! Przyjdź Panie
Jezu!)”. Angielski benedyktyn, ojciec John Main, który w naszym stuleciu odkrył na
nowo praktykę medytacji chrześcijańskiej, zalecał swym uczniom, aby podczas
medytacji powtarzali wezwanie: „Maranatha!”. Dziś istnieje na świecie, zarówno na
Wschodzie jak i na Zachodzie, ponad tysiąc grup medytacyjnych, które praktykują
medytację według zaleceń ojca Johna Maina.
“Nikt nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten,
komu Syn zechce objawić.” Dlatego może Ojcowie Pustyni bardziej dbali o to, aby
być z Bogiem niż o to, aby o Nim mówić. Gdy młody filozof spytał starca Serafina o
Jezusa, otrzymał taką naukę: “By modlić się jak Syn – trzeba byś stał się synem i
utrzymywał z Tym, którego On nazywa swym i naszym Ojcem te same związki
bliskości jak on; jest to dzieło Ducha Świętego, który przypomni ci wszystko, co Jezus
powiedział”. Powtarzanie prostego wezwana modlitwy – “Panie zmiłuj się nad nami!”
– to również trwanie z Jezusem na modlitwie w Ogrójcu, który modlił się “powtarzając
te same słowa”.
Zakończenie
Góra uczy sensu wieczności,
Kwiat, gdy więdnie uczy przemijania,
Ocean uczy spokoju wśród przeciwności,
a miłość uczy zawsze Miłości.
Zadziwiające i różnorodne skutki rodzi modlitwa Jezusowa w nas, gdy ją
praktykujemy z oddaniem przez dłuższy czas. Wspomina o tym rosyjski Pielgrzym,
który doświadczył wielu błogich pociech, tak samo w duchu, w odczuwaniach jak i w
objawieniach: “W duchu – pisał on – zaznajemy na przykład słodyczy miłości Bożej,
wewnętrznego pokoju, zachwycenia umysłu, czystości myśli, uszczęśliwiającego
myślenia o Bogu. W odczuwaniu – miłego ciepła serca, słodyczy wypełniającej
wszystkie członki, radosnego drżenia serca, rześkiej lekkości; odczuwamy życie jako
przyjemne, nie trapią nas choroby i troski. W objawieniach – oświecenie, wnikanie w
Pismo święte, rozumiemy mowę stworzenia, czujemy się oderwani od ziemskiego
zgiełku, poznajemy słodycz życia wewnętrznego, jesteśmy pewni bliskości Boga, jak
również Jego miłości do nas”.
Każdy z nas może osiągnąć szczyty modlitwy Jezusowej bez żadnej techniki,
poza jedną – “techniką” miłości. Bez niej modlitwa nic nie znaczy. Modlitwa – jak
powiedzieliśmy na początku – jest łaską, jest więc darem absolutnie wolnym i nas
jednak zależy, co z tym darem zrobimy. Gdzie jest największe dobro, tam najłatwiej
zasiać wielkie zło, dlatego trudno jest spodziewać się wielkich owoców modlitwy bez
poważnie potraktowanej ascezy i wyrzeczenia.
Ostatecznie modlitwa Jezusowa, jak każda modlitwa, jest wyrazem miłości i do
miłości prowadzi. Miłość wystarcza sama sobie, nie pyta: “Dlaczego?”, bo w sobie
znajduje odpowiedź i oparcie. Kocham dla samej miłości i mam odwagę być
kochanym. Jedynie miłością może odpowiedzieć człowiek na bezwarunkową miłość
swego Stwórcy i Zbawiciela.
Gdy postępujemy na drodze modlitwy, słowa stopniowo zanikają, rodzi się cisza,
w której objawia się miłość Boga, bo “Bóg jest miłością”. Gdy promieniujemy miłością,
wtedy pociągamy innych do Boga, dlatego modlitwa Jezusowa staje się także
największym dziełem ewangelizacyjnym.
Jan Mirosław Bereza OSB
http://www.communiocrucis.pl/index.php/szesc-lekcji-
******
Modlitwa odpocznienia a hezychia
Modlitwa odpocznienia a hezychazm
Św. Teresa od Jezusa w swych dziełach mówi o modlitwie odpocznienia i śnie władz, w których dominującym elementem jest głęboki pokój duchowy, wypełniający po brzegi całe wnętrze szczęściem i ogniem duchowym. Te rodzaje modlitwy są w warstwie fenomenu bardzo podobne do tego, do czego dąży ruch hezychastyczny. Warto na tym poziomie się spotkać, gdyż wydaje się, że te dwie tradycje wzajemnie się naświetlają.
Św. Teresa z Avila w niezwykły sposób łączy zwyczajność modlitwy z jej najwyższymi szczytami. I tak, tworząc komentarz do zwyczajnej, codziennej modlitwy „Ojcze nasz”, jednocześnie nasyca go treściami mistycznymi (zobacz „Droga doskonałości” rozdziały 27-42). Między innymi mówi o modlitwie odpocznienia, jako pierwszej z modlitw kontemplacyjnych, w których bierność wywołana przez Boga osiąga swą pełnię. św. Teresa rozumie ją jako znak, że Ojciec Przedwieczny wysłuchał prośby: „przyjdź królestwo Twoje”. Ono rzeczywiście przychodzi i pozwala świętować tajemnice Boskiego Króla.
Modlitwa odpocznienia to modlitwa, która polega na słodkim zatopieniu woli w woli Pana. Modlitwa całkowitego zanurzenia w Bożym świecie. Inne nazwy tej modlitwy to: modlitwa słodkiego ukojenia, modlitwa smaków Bożych, modlitwa serdecznego milczenia.
Dzięki niej, Bóg wprowadza ducha ludzkiego w stan głębokiego pokoju, uciszając całe wnętrze. Teresa tłumaczy:
„Wola jest tu ujarzmiona i jeśli coś może jej sprawić cierpienie, to myśl, że musi wrócić do wolności. Umysł nie pragnie nic pojmować, pamięć niczym się zajmować. Ciało chciałoby uniknąć wszelkiego poruszenia, aby mu ciszy jego nic nie przerywało. (…) rozum jakby nieprzytomny pomiarkować się nie może, jak gdyby nie u niego się działo to, co się dzieje; zdaje mu się, jak gdyby był tylko gościem w domu własnym i, niezadowolony z tej gościny, szuka sobie innych, bo nie wie, jak to dobrze trwać niezmiennie we własnym jestestwie swoim”.
Zmienia się poznanie Boga i siebie. Człowiek poznaje w sposób niezrównanie wyższy niż zmysłami, widzi się obok Króla i odchodzi od zmysłów, doznając stanów ekstatycznych. Można rozróżnić trzy stopnie ekstatyczne:
– zawieszenie – powstrzymanie działania zmysłów, władz (woli, umysłu, pamięci);
– ekstaza – łagodne, słodkie, wynikające z rany miłości, przelotne spotkanie z Oblubieńcem, miłosne omdlenie;
– oraz zachwycenie – raptowne, nagłe, niespodziewane, uniesienie, porwanie.
Głęboki stan uciszenia i miłosnego omdlenia powoduje, że ciało odczuwa największą rozkosz w potokach szczęścia. Może to przypominać zachowanie św. Piotra z Taboru, który chciał utrwalić ową niezwykłą sytuację, stawiając trzy namioty (por. Mk 9, 5).
Ciało, duszę i ducha przenika niezwykłe, głębokie uciszenie czuje w sobie wielkie, dziwnie uszczęśliwienie. Cały człowiek zostaje wciągnięty w głębokie skupienie, a wszystko zostaje poddane miłości tak, że czuje się zagubiony, bezwładny.
W tej swoistej opcji królewskiej, gdy człowiek staje się obywatelem królestwa Bożego, nabiera dystansu do współczesności, do obecnego wieku, do współczesnych zachwytów i również nadmiernej ważności spraw zewnętrznych. Zaczyna przeważać powaga spraw duchowych nad materialnymi.
Człowiek w stanie modlitwy odpocznienia pokornie oddaje się w ręce Boga. Ta stanowczość oddania siebie jest głębią prawdy samej modlitwy: „bądź wola Twoja”. Człowiek dba sam, by czyniona była jedynie Jego wola. Dochodzi tu do apogeum kwestia duchowej wolności, zanurzonej w Wolności Boga. Chrystus sam pokazuje nam w Eucharystii jak dalece sięga „bądź wola Twoja”, oddając się bezprzykładnie, jednoznacznie i całkowicie Ojcu, podkreślając cenę życia daną za każdego.
Człowiek w tej modlitwie nabiera niezwykłej dzielności wobec cierpienia: „Zna Pan serce każdego; wie, że kto Go bardzo miłuje, ten zdolny jest wiele ucierpieć dla Niego; kto mało miłuje, temu mało da do cierpienia. Miara zdolności naszej do noszenia krzyża, wielkiego czy małego, jest, w moim przekonaniu, miarą miłości naszej. Pomnijcie, jak mało jest dusz, które Mu towarzyszą w cierpieniu i strapieniu; za to niewiele, co ucierpicie dla Niego, boska hojność Jego sowicie wam odpłaci. Pomnijcie jeszcze, ilu jest takich, którzy nie tylko nie chcą zostawać z Nim, ale jeszcze z wielką zelżywością wypędzają Go od siebie. Powinnyśmy zatem przecierpieć coś dla okazania Mu, iż pragniemy szczęścia oglądania Go kiedyś. I kiedy On wszystko to znosi i będzie znosił aż do końca świata dla miłości choćby jednej duszy, która Go pragnie przyjąć z miłością i zatrzymać u siebie, starajcie się, by każda z was była tą wybraną” (D 35, 2)
Pojawia się też inny skutek modlitwy: głębokie rozróżnienie spraw pierwszoplanowych od drugoplanowych, ważnych od nieważnych. Kształtuje się duchowa troska. Teresa tłumaczy: „O inny zaś chleb ziemski już się nie troszczcie, skoro raz z całego serca zdałyście się na wolę Bożą; Nie troszczcie się, mówię, w czasie modlitwy, w którym macie do uproszenia rzeczy ważniejsze. Dosyć macie kiedy indziej czasu, by się starać i pracować na chleb powszedni. Ale przy tej pracy o chleb codzienny nie zaprzątajcie zbytnio myśli waszych; niechaj ciało pracuje na swoje utrzymanie, ale dusza niech odpoczywa. Zostawcie troskę o jej pokarm Oblubieńcowi waszemu – jak to wam mówiłam – bo On o niej zapomni). Właściwa troska (gr. kedia) pozwala uniknąć czegoś, co Ojcowie wschodu nazywają akedią – porzuceniem troski. Akedia powoduje rozproszenie, zmęczenie, wstręt do rzeczy świętych – zwłaszcza do modlitwy.
Teresa stosuje kilka sugestywnych obrazów, do łatwiejszego zrozumienia i wyobrażenia sobie natury tej modlitwy. Klasycznym w tym względzie jest obraz dziecka ssącego pierś matki. „Dusza w tym stanie modlitwy odpocznienia podobna jest do dziecięcia jeszcze ssącego piersi, które matka trzyma na łonie i sama mu pokarm zapuszcza w usta, a dziecko tylko go połyka i słodkością jego się lubuje, nie poruszając nawet wargami” (D 31, 9). Trzeba przyznać, że mleko matki, inaczej niż mleko zwierząt (krowy) posiada wszelkie potrzebne do funkcjonowania i rozwoju składniki. Zawiera nawet endorfiny – grupę hormonów peptydowych, wywołujących doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie. One również generalnie wywołują stany euforyczne. Modlący się na podobieństwo dziecka „wciąga w siebie to mleko, które Pan do ust podaje i napawa się słodkością jego, czując to i widząc, że Pan sam własną ręką swoją tę rozkosz na nią wylewa i nią się cieszy” (D 31, 9).
Teresa przypomina, że właściwym pokarmem jest Eucharystia. Teresa gani martwe wyobrażenie (D 34,11) o Eucharystii, gdy Msze i komunie przypominają kogoś, kto zawzięcie modli się do obrazu, mimo, że Pan prawdziwie przyszedł: “Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku”. Radość obecności staje się głęboka i rzeczywista. Eucharystia staje się karmicielką, zaspokaja głód duszy, głód eucharystyczny. Teresa mówi schronieniu się z Chrystusem w swym wnętrzu. Wtedy rozpala się żar serca, tak istotny dla hezychii. „Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie (D 34,10). „Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go” (D 34, 7).
Teresa określa sposób przyjmowania Chrystusa: „Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie – by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony” (D 34, 12).
Ta ognista obecność Pana rozpala serce coraz mocniej zamieniając je w czysty płomień modlitwy: „Podobnie jak ogień, chociażby był wielki i silny, nie zagrzeje cię, jeśli się trzymasz z daleka od niego i będzie ci zimno, choć może mniej, niż gdybyś go wcale nie widziała – ale gdy się przybliżysz i ręce do niego wyciągniesz, zimno ustąpi i błogie ciepło owieje cię i przeniknie, tak i Pan Jezus jest wielkim ogniskiem szerzącym dokoła ciepło miłości swojej; ale dobrze się przy tym ogniu ten tylko zagrzeje, kto blisko do niego przystąpi. Gdy dusza jest przysposobiona – pragnieniem przyjęcia Go i złączenia się z Nim – jedna iskierka z tego ogniska na nią padająca, zapali ją całą i jedna chwila przebyta przy Nim pozostawia ją rozgrzaną na długie godziny” (D 35, 1).
Odnajdujemy w modlitwie odpocznienia te same elementy, co w modlitwie hezychastycznej: głębokie skupienie, przenikający wszystko pokój duchowy, żywe uczucie obecności Chrystusa, żar ognistej obecności Pana, przemieniające serce, czystą radość, nasycenie ducha.
o. Marian Zawada OCD
http://www.communiocrucis.pl/index.php/teresa-a-hezychia
*******
Królestwo Boże jest rzeczywistością zawsze w budowie w każdym z nas”
Królestwo Boże jest rzeczywistością zawsze w budowie w każdym z nas”
Dom Misjonarzy Kombonianów Serca Jezusowego w Lizbonie gościł w miniony weekend świeckich, którzy rozpoczęli szkolenie we wrześniu, podczas konferencji misyjnej w Fatimie.
Były to bardzo intensywne dni i prawdziwe wzbogacenie dzięki trenerom – Siostrze komboniance Carmo Ribeiro i ŚMK Pedro Moreira .
Temat wybrany na refleksję: Królestwo Boże – mit czy rzeczywistość? Został szeroko przyjęty i pozostawił, z pewnością, słodki smak, że Królestwo Boże jest rzeczywistością zawsze w budowie w każdym z nas, i poza byciem Kościołem, idzie dalej niż to. Gdzie, między innymi, jest miłość, przebaczenie, radość, pokora, ziarna Słowa, czasem małe, ale Duch zasiewa gdzie i kiedy chce.
Królestwo Boże jest ostatecznym celem wszystkich mężczyzn i kobiet. Królestwem Boga jest sam Jezus, a zatem Królestwem Bożym jest Miłość.
Podziękowania wszystkim za gościnność, za wszystko co nam daliście i nauczyliście i za piękne świadectwo życia i przyjaźni.
Św. Daniel Comboni miał rację, kiedy mówił . „Nie boję się, umrę, ale moja praca nie umrze”.
Przez Rufina Garcia
http://lmcomboni.org/blog/pl/refleksje-ze-spotkania-krolestwo-boze-mit-czy-rzeczywistosc/#
… “Ty też masz takie ziarno w sobie, jakiś początek siebie, gotowy do wzrastania. Dostałeś je od Boga.
Jeśli odkryjesz to ziarno w sobie, przyjmij je… Jak ziemia, która przyjmuje nasienie, pozwala mu wzrastać, kiełkować, wydawać owoc. Pozwól sobie na bycie w tym procesie. Pozwól, by Bóg w tobie działał, jak dobra i kochająca cię ziemia. To zaczątek Królestwa Bożego w tobie…
Królestwo Boże dzieje się w tobie. Przyjęte Słowo Boże może wydaje plon obfity, który zmienia pragnienia, oczekiwania, nastawienia, plany i postawy. Proś dziś Boga, by ziemia twojego serca była podatna na przyjęcie ziarna Jego Słowa”.
Ja to dziękuję Bogu, że na moim ugorze cokolwiek rośnie…
Panie, uczyń ze mnie żyzną ziemię, polej ten ugór moją krwią i potem, przemień go moim cierpieniem, pozwól wzrastać Twoim nasionom… daj moim bliskim oczy, Panie, daj Polakom światło prawdy, Panie, wysłuchaj głosu wołających, udzielaj łaski ślepym i wątpiącym, pozwól wykupić grzeszników naszymi prośbami, abyśmy wspólnie mogli radować się Twoimi hojnymi darami, którym nie masz miary…