Myśl dnia
Platon
SOBOTA IV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I
PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 13,15-17.20-21)
Ofiara duchowa
Czytanie z Listu do Hebrajczyków.
Bracia:
Przez Jezusa składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. Nie zapominajcie o dobroczynności i wzajemnej więzi, gdyż cieszy się Bóg takimi ofiarami.
Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, ponieważ oni czuwają nad duszami waszymi i muszą zdać sprawę z tego. Niech to czynią z radością, a nie ze smutkiem, bo to nie byłoby dla was korzystne. Bóg zaś pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wywiódł spomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego Jezusa, niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę, sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego, przez Jezusa Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków. Amen.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 23,1-2a.2b-3.4.5.6)
Refren: Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego.
Pan jest moim pasterzem, *
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć *
na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
przez wzgląd na swoją chwałę.
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę *
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska *
są moją pociechą.
Stół dla mnie zastawiasz *
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
a kielich mój pełny po brzegi.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 10,27)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Moje owce słuchają mojego głosu,
Ja znam je, a one idą za Mną.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 6,30-34)
Jezus lituje się nad tłumem
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu.
Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili.
Dyspozycyjność w miłości
Panie, otwórz moje serce na potrzeby bliźnich. Czasem jest mi ciężko, czuję zmęczenie i ogarnia mnie zniechęcenie. Dodaj mi siły. Wiem, że z Twoją pomocą mogą uczynić wiele dobra.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, księga 10, 23
Jezus, Słowo Boże, był w Judei. Po nowinie o śmierci proroka Jana Chrzciciela, popłynął łodzią – symbolem Jego ciała – „osobno na miejsce pustynne”. W tym pustynnym miejscu Jezus znajdował się „na uboczu”, ponieważ jego słowo tam było odosobnione, a Jego nauka sprzeciwiała się zwyczajom i rozumowaniu narodów. Wtedy tłumy narodów, dowiadując się, że Słowo Boże przybyło zamieszkać na pustyni…, poszły za nim, opuszczając swoje miasta, to znaczy zabobonne zwyczaje własnej ojczyzny i przyjęły prawo Chrystusa… Jezus wyszedł im na spotkanie, bo nie byli w stanie przyjść do Niego. Wyszedł do tych, którzy „byli na zewnątrz” (por. Mk 4,11) i poprowadził ich do wewnątrz.
Liczny jest ten tłum z zewnątrz, któremu wyszedł na spotkanie. Wylewając na nich światło swojej obecności, spogląda na tłum i widząc, kim są, lituje się jeszcze bardziej nad nimi. Jako Bóg jest ponad cierpieniem, lecz cierpi ze względu na swoją miłość do człowieka. Uczucia przenikają Go do głębi. Nie tylko jest poruszony, ale uzdrawia ich ze wszystkich chorób i uwalnia ich od złego.
—————————————————
Kilka słów o Słowie 7 II 2015
Kiedy słowo Boże wzywa nas do ofiary, posłuszeństwa, pełnienia woli Boga, nie od razu wydaje się to nam atrakcyjne. Zamiast pełnić to, „co miłe jest w Jego oczach”, wolelibyśmy często czynić to, co nam miłe. Im jednak głębiej poznajemy Jezusa – Dobrego Pasterza – tym łatwiej nam odkryć radość i pokój kroczenia po Jego, a nie naszych ścieżkach. A często wiąże się z tym również odkrycie Maryi, Matki Bożej, która tą drogą przeszła bezpiecznie do chwały nieba i dziś jest gotowa wspierać każdego, kto nią idzie.
Mira Majdan, „Oremus” luty 2009, s. 31
SAKRAMENTY
O Boże, który łaską nas zbawiłeś, spraw, aby ona zrodziła w nas dobre czyny (Ef 2, 5. 10)
Chrystus uczynił Kościół — „powszechny sakrament zbawienia” (KK 48), dzięki któremu ludzie dochodzą do Boga — skarbnicą sakramentów, przez które wierni stają się uczestnikami życia samego Chrystusa.
Sakramenty są równocześnie dziełem Chrystusa, będącego ich sprawcą i ożywicielem, i dziełem Kościoła, który jest ich skarbnicą i szafarzem. Mają one dwojaką przyczynę: jedna, niewidzialna, to działanie Chrystusa, który jest „obecny mocą swoją w sakramentach tak, że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci” (KL 7). Druga, widzialna, to czynność zewnętrzna Kościoła udzielającego sakramentu przez kapłana, który spełnia obrzęd. Działanie Chrystusa jest elementem istotnym, bez niego sakramenty nie mogłyby być ani narzędziem, ani przekaźnikiem łaski. Wierny, przyjmując je powinien być głęboko przejęty niewidzialną rzeczywistością, której są skutecznymi znakami. Jezus poprzez sakramenty sam działa w człowieku, udzielając mu swojego życia lub pomnażając je w nim. „W ciele tym (Jego Mistycznym Ciele) życie Chrystusowe rozlewa się na wierzących, którzy przez sakramenty jednoczą się w sposób tajemny i rzeczywisty z Chrystusem” (KK 7). Lecz także czynność Kościoła jest nieodzowna, ponieważ Jezus chciał połączyć swoje pośrednictwo w życiu człowieka z sakramentami do tego stopnia, aby ich udzielanie zapewniło chrześcijanina o niewidzialnej Jego czynności. To dowodzi głębokiej nierozerwalnej łączności między Jezusem a Kościołem. Chce On posługiwać się pomocą zewnętrzną Kościoła w dziele uświęcenia ludzi, ale sobie zastrzega moc ożywiania i doprowadzenia do skutku tego dzieła. Kościół to wyraża, gdy błogosławiąc wodę chrzcielną modli się: „O Boże, Ty przez znaki sakramentalne dokonujesz mocą cudów zbawienia” (Wigilia Wielkanocna).
- O Boże, najwyższy Ojcze wierzących, Ty rozlewając łaskę przybrania na całym okręgu ziemi, pomnażasz liczbę dzieci obiecanych… daj Twojemu ludowi godnie uczestniczyć w łasce Twojego powołania.
O Boże, wieczna światłości, Ty jesteś niezmienny w swej potędze, wejrzyj łaskawie na tajemnicę Twojego Kościoła, prowadź dzieło zbawienia ludzkości do końca, wedle swego odwiecznego planu; niech cały świat ujrzy i pozna, że to, co upadło — powstaje, co zestarzało — odradza się, i że wszystko powraca do nieskazitelności w Kościele, dzięki Temu, który jest początkiem wszystkich rzeczy, Jezus Chrystus, nasz Pan (Mszał Polski: Modlitwy Wigilii Wielkanocnej).
- Cóż większego może być, jak wysławiać Twoją potęgę, o Panie? Ty zburzyłeś bramy piekieł i wprowadziłeś do nieba człowieka upadłego przez zazdrość szatana…
Błogosławione źródło, które wypłynęło z Twego boku i pochłonęło ogrom naszych grzechów. A ze świętych ołtarzy udzielasz odrodzonym potrzebnego pożywienia na życie wieczne (zob. Sakramentarz Gelazjański).
- O najsłodszy, dobry Jezu! Ojcze światłości, od którego pochodzi wszelki dobry datek i wszelki dar doskonały. Wejrzyj łaskawie na nas, wyznających Ci naprawdę, że nic bez Ciebie nie możemy uczynić. Zapłaciłeś za nas cen? wykupu, pozwól nam więc, chociaż niegodni jesteśmy takiej ceny, abyśmy się poddali Twojej łasce całkowicie, doskonale i we wszystkim: tak abyśmy upodobnieni do obrazu Twojej męki odzyskali również ten, który straciliśmy grzesząc, obraz Twojego Bóstwa, mocą naszego Pana. Amen (św. Bonawentura).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 103
http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150207.htm
———————————–
#Ewangelia: Lekcja odpoczywania
Mieczysław Łusiak SJ
Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: “Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu.
Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili.
Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.
Komentarz do Ewangelii:
Odpoczynek jest wolą Boga. Powinniśmy więc o niego dbać. To na pewno nie jest przypadkowe, że zostaliśmy stworzeni w taki sposób, iż musimy odpoczywać. Ważne jest więc jak odpoczywamy. Kiedy Jezus chciał, by uczniowie odpoczęli, poszedł z nimi na “miejsce pustynne”. Zabawa w tłumie ludzi też może być jakąś formą odpoczynku. Wszak Jezus ze swymi uczniami był kiedyś także na weselu. Nic jednak nie zastąpi odpoczynku w odosobnieniu. Taki odpoczynek zbliża nas do Boga, a Bóg jest źródłem siły, którą mamy odzyskać odpoczywając.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2331,ewangelia-lekcja-odpoczywania.html
————————————–
Na dobranoc i dzień dobry – Mk 6, 30-34
Mariusz Han SJ
Zacząć nauczać…
Powrót Apostołów
Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu.
Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.
Opowiadanie pt. “O długości kazań”
Mark Twain (1835-1910) opowiada, że trafił kiedyś na nabożeństwo; gdzie pastor z przejęciem mówił o misjach. Pisarz uznał, że to dobre i piękne kazanie i postanowił na rzecz biednych misjonarzy ofiarować dziesięć dolarów. Ale kaznodzieja mówił dalej o tym samym i tak samo: słowa lały się strugą szeroką i długą. Twain pomyślał sobie: teraz facet już mnie nudzi, wystarczy mu tylko pięć dolarów.
Pastor jednak niestrudzenie ciągnął dalej temat, więc pisarz gotów był dać na tacę już tylko jednego dolara. Ale kazanie wciąż trwało i mówca nie mógł jakoś dobrnąć do upragnionego “Amen”.
Gdy wreszcie zakończył, Mark Twain był w tak złym humorze, że nie tylko nie ofiarował żadnego centa, lecz jeszcze wziął sobie z tacy jednego dolara…
Refleksja
Wiara bez uczynków jest martwa. Słowa bez uczynków działają tak samo. Nasza wiarygodność jest oceniania nie tylko po tym, co i jak mówimy, ale przede wszystkim kiedy potwierdzona jest poprzez zgodność naszych słów z czynami…
Jezus wie o tym, ze nie może być w nas “duchowej schizofrenii”, gdzie słowa nijak się mają do czynów, których jesteśmy autorami. Może paść bowiem tysiąc słów o miłości do drugiego człowieka, ale tylko jeden gest wystarczy, aby udowodnić, że mówiło się prawdę. Jedno “treściwe” zachowanie jest o wiele więcej warte niż tysiące “pustych” słów…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego wiara bez uczynków jest martwa?
2. Jak dziś być wiarygodnym?
3. Czy warto przemilczeć usłyszane słowa?
I tak na koniec…
“Wiara bez uczynków martwa jest, a uczynki bez wiary to coś jeszcze gorszego, to tylko strata czasu i nic więcej” (Antoni Czechow)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,163,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-6-30-34.html
——————————————-
Emocjonalne wykorzystywanie
Anselm Grün OSB, Ramona Robben / slo
Ofiara emocjonalnego wykorzystywania odczuwa lęk, męczy ją poczucie obowiązku i wyrzuty sumienia. Ofiara emocjonalnego wykorzystywania nie rozumie sytuacji, w jakiej się znajduje. Nie potrafi jasno myśleć i nie jest zdolna do podjęcia racjonalnych decyzji. Wykorzystywanie emocjonalne prawie zawsze kończy się rozpadem związku.
W rozmowach z mężczyznami i kobietami, których małżeństwa się rozpadły, słyszymy często o fenomenie emocjonalnego wykorzystywania. Wiele osób stwierdza, że były emocjonalnie wykorzystywane przez całe lata trwania związku. Mechanizmy wykorzystywania seksualnego i emocjonalnego są podobne. Sprowadzają się do wykorzystywania uczuć drugiej osoby, by sprawować nad nią władzę i otrzymać od niej coś, czego się potrzebuje. Druga osoba jest wykorzystywana do zaspokajania czyichś potrzeb. Następstwem emocjonalnego wykorzystywania jest uczuciowy zamęt u osoby wykorzystywanej. Nie potrafi ona jasno ocenić sytuacji. Jest rozdarta między lękiem lub wynikającym z powodów moralnych bądź religijnych poczuciem zobowiązania wobec drugiej osoby, a wyrzutami sumienia, gdy odmawia spełnienia jej życzeń. Emocjonalne wykorzystywanie prowadzi także do stopniowego oziębienia uczuciowego wobec partnera i prócz wyrzutów sumienia budzi także silną agresję, która może zamienić się w nienawiść i pogardę. Jeżeli ktoś nie potrafi się obronić przed emocjonalnym wykorzystywaniem, może ono tak bardzo obciążyć związek, że dalsze wspólne życie staje się niemożliwe.
Emocjonalne wykorzystywanie występuje jednak nie tylko w związkach między kobietami i mężczyznami, lecz często także w firmach, między szefem a pracownikami, między kierownikiem zespołu a jego członkami, oraz w rodzinie, między rodzicami a dziećmi. Wszędzie tam, gdzie wykorzystywanie emocjonalne nie jest uświadomione, zatruwa i niszczy ludzkie związki.
Amerykańska psycholog Susan Forward mówi o szantażu emocjonalnym. Określa tym pojęciem fenomen, który u nas z pewnością występuje równie często jak w USA, a któremu w niemieckiej literaturze poświęcamy za mało miejsca. Dlatego chcielibyśmy, przynajmniej w skrócie, opisać ten problem. Uważamy, że należy mówić raczej o wykorzystywaniu emocjonalnym, a nie o szantażu emocjonalnym. Emocjonalne wykorzystywanie lub szantaż polega na tym, że jedna osoba grozi drugiej karą, jeśli nie spełni ona jej żądania: “Jeśli nie będziesz się zachowywał tak, jak chcę, to będziesz cierpiał”.
Ofiara i szantażysta
Ofiara emocjonalnego wykorzystywania odczuwa lęk, męczy ją poczucie obowiązku i wyrzuty sumienia. Ofiara emocjonalnego wykorzystywania nie rozumie sytuacji, w jakiej się znajduje. Nie potrafi jasno myśleć i nie jest zdolna do podjęcia racjonalnych decyzji. Emocjonalny szantażysta również często jest owładnięty lękiem. Podporządkowuje sobie kogoś, by uciec od własnego lęku. Ofiary dają się często szantażować z powodu trudnych przeżyć i doświadczeń. Ponieważ nie pogodziły się ze swoją bolesną przeszłością, są z jakiegoś powodu szczególnie wrażliwe, a szantażysta potrafi to wykorzystywać. Niektórzy ludzie boją się, że zostaną sami, że wpadną w psychiczny dołek, że będą mieli depresję. Inni mają skłonność do wyrzutów sumienia, a szantażysta umie je w nich wzbudzać. Ofiara chce tego uniknąć. Nie chce się czuć winna. Podatnym na emocjonalne wykorzystywanie czynią człowieka najczęściej różne traumatyczne doświadczenia opuszczenia, braku akceptacji i zranienia. Nieszczęście polega na tym, że raz dopuszczone wykorzystanie osłabia w przyszłości możliwość obrony ofiary. Rozpoczyna się diabelski krąg emocjonalnego wykorzystywania, gniewu, lęku, wyrzutów sumienia, ulegania, oziębienia emocjonalnego. Emocjonalne wykorzystywanie w małżeństwie niszczy duszę partnera. I czasem jedynym sposobem wyzwolenia się od partnera i odzyskania godności w swoich oczach jest rozwód.
Susan Forward opisuje sześć śmiertelnych symptomów szantażu:
- Szantażysta żąda czegoś od ofiary.
- Ofiara stawia opór.
- Szantażysta zwiększa presję.
- Grozi ofierze, że musi się liczyć z konsekwencjami, gdy nie zrobi tego, co on chce.
- Ofiara ulega, chociaż źle się z tym czuje.
- Przy następnym konflikcie szantażysta powtórzy swoją strategię. Ofiara jest “osaczona”.
Forward rozróżnia cztery różne typy emocjonalnego wykorzystywania.
Prokurator
Pierwszym typem szantażysty jest typ “prokuratora”. Gdy żona wyjawi zamiar odwiedzenia przyjaciółki, mąż reaguje groźbą: “Jeżeli tam pójdziesz, nigdy nie pojadę z tobą na urlop”. Gdy mąż chce jechać na tydzień z przyjaciółmi na urlop, żona grozi samobójstwem. Grożąca kara nie ma żadnego związku z zachowaniem, któremu chce zapobiec szantażysta. Ofierze jest trudno znaleźć wyjście z tej kłopotliwej sytuacji. Może się przecież zdarzyć, że “prokurator” rzeczywiście spełni swoją groźbę. Gdy jednak ofiary ustąpią, ogarnia je złość: “(…) złość na szantażystę za stworzenie tak trudnej sytuacji i na samych siebie za to, że nie potrafią podjąć walki”.
Istnieje też pasywne karanie, gdy ktoś ucieka w milczenie i całymi dniami nie rozmawia ze współmałżonkiem. Dla ludzi, którzy mają silną potrzebę harmonii i bliskości, jest to nie do zniesienia.
Biczownik
“Biczownik” czyni ofiarę odpowiedzialną za swoje własne problemy: “Jeśli to zrobisz, zachoruję, będę się źle czul, nie będę mógł spać, dostanę ataku astmy. W atmosferze, którą stwarzasz, na pewno nie wyzdrowieję”. Najsilniej działającą groźbą “biczownika” jest naturalnie zapowiedź samobójstwa. Ponieważ ofiara nie może tak po prostu przejść do porządku dziennego nad podobnymi groźbami, ustępuje. Później jednak groźba ta przybiera postać stałego emocjonalnego wykorzystywania. Jeden człowiek bawi się lękiem drugiego; zniewala partnera i niszczy go psychicznie. “Biczownik” doskonale wie, jakie lęki i wyrzuty sumienia dręczą ofiarę. Świadomie je wykorzystuje, by przeforsować swoją wolę i zmusić ofiarę do uległości. Wie, że nikt nie potrafi żyć dłużej z silnym lękiem i wyrzutami sumienia.
Cierpiętnik
Trzeciego rodzaju emocjonalnego wykorzystywania dokonuje “cierpiętnik”. Ciągle czyni wyrzuty swojej małżonce. To ona jest winna temu, że czuje się taki samotny i ma depresję. Często tacy “cierpiętnicy” mają swe cierpienie wypisane na twarzy. Zarzucają partnerowi, że nie jest wrażliwy na ich sytuację i nie zauważa, jak źle się czują. “Załamani, milczący i często zalani łzami «cierpiętnicy» obrażają się bez podania powodu, gdy nie dostaną tego, co chcieli. Informują o swoich potrzebach dopiero po upływie odpowiedniego dla nich czasu, gdy ich ofiara godzinami, a nawet tygodniami odczuwała lęk i niepokój”. Wyraz cierpienia na ich twarzy jest ciągłym wyrzutem wobec innych: “Zobacz, co mi zrobiłeś”. Cierpiący budzi u swoich ofiar “instynkt zbawcy i opiekuna”. Przez to zmusza ofiarę, by stale się o niego troszczyła i odczytywała zmartwienia z jego twarzy.
Kusiciel
“Kusiciel” stosuje najsubtelniejsze wykorzystywanie emocjonalne. Obiecuje ofierze niestworzone rzeczy. Mami ją nagrodami, które ma dla niej. Nagrody związane są jednak z twardymi warunkami. “Wielu «kusicieli» frymarczy dobrami emocjonalnymi, roztaczając przed nami wizję życia pełnego miłości, rodzinnej bliskości i wyleczonych ran. Wstęp do takiego życia wymaga tylko jednego: poddania się temu, czego chce «kusiciel».
Wszystkie cztery typy emocjonalnych szantażystów wzbudzają w swoich ofiarach lęk i wyrzuty sumienia oraz apelują do poczucia obowiązku. Uczucia te wywołują zamieszanie w życiu ofiary. W pewien sposób traci ona orientację w tym, co jest słuszne, a co nie. Nie wie, czy szantażysta nie ma czasem racji. Może on chce dobrze? Nie chcę być egoistą. Nie chcę myśleć tylko o swoim szczęściu. Przecież związałem się z tą kobietą, przecież związałam się z tym mężczyzną. Im bliżej małżonkowie się poznali, tym lepiej znają swoje lęki. Szantażysta często zna bolesne przeżycia drugiej osoby z jej bardzo osobistych zwierzeń. Zna najgłębsze tęsknoty i potrzeby ofiary. Używa tej wiedzy jako środka przymusu, gdy chce otrzymać od ofiary to, na co ma właśnie ochotę. Ponieważ sam ma potrzeby, wie, jak wykorzystywać potrzeby innych.
Lęk ofiary bronią szantażysty
Pierwszą i najskuteczniejszą bronią emocjonalnego szantażysty jest lęk ofiary. Szantażysta doskonale wie, czego ofiara najbardziej się boi. Na skutek doświadczeń z okresu swojego dzieciństwa ofiara boi się, na przykład, opuszczenia lub też wpada w panikę, gdy ktoś robi jej awanturę. Przypomina jej to porywczego ojca, wobec którego była jako dziecko bezbronna.
Gdy szantażysta wykorzystuje lęk partnera, by wywrzeć na niego emocjonalny nacisk, posuwa się do szantażu emocjonalnego.
Emocjonalny szantażysta działa często nieświadomie. Sam jest pełen lęku i niepewności. Jednak zamiast uświadomić sobie te uczucia, nie przyznaje się do nich przed sobą i światem. Zniewala drugą osobę i wykorzystuje ją, by uciec od prawdy o sobie. Druga osoba staje się kozłem ofiarnym, który jest wszystkiemu winny. Szantażysta uzależnia w końcu swoją pomyślność od ofiary. Gdy ofiara nie zachowuje się tak, jak chce szantażysta, wszystko się dla niego załamuje. I tak powstaje wzajemne błędne koło niszczące obie strony. Ofiara jest w rękach szantażysty, a szantażysta w fatalny sposób wiąże się emocjonalnie z ofiarą. Ponieważ nie dostrzega własnych potrzeb, podświadomie wykorzystuje do ich zaspokojenia ofiarę. Ale w ten sposób albo wymaga od ofiary zbyt dużego poświęcenia, co powoduje u niej depresję i chorobę, albo osiąga dokładnie to, czego za wszelką cenę chciałby uniknąć: ofiara wyciąga wnioski z zaistniałej sytuacji i ucieka z tego chorego emocjonalnie związku.
Poczucie obowiązku
Inną bronią emocjonalnego szantażysty jest przypominanie o obowiązku. Ta broń jest szczególnie skuteczna u chrześcijan. Ten, kto chce uchodzić za dobrego chrześcijanina, nie może tak łatwo uciec od obowiązku. Lekarz romansujący z wieloma kobietami wmawia żonie, która chce się z nim rozwieść, że nie wolno jej tak łatwo pozbyć się swoich obowiązków żony i matki. Nie posiada się z oburzenia, że mogła w ogóle pomyśleć o czymś podobnym. Nie może przecież zostawić rodziny na pastwę losu. Nie może przecież zrobić tego dzieciom. Byłaby wyrodną matką! Takie apele do poczucia obowiązku wywierają wpływ na postępowanie kobiety. Nie występuje ona o rozwód. Mąż jednak nadal ją zdradza.
Przypominaniem o religijnych obowiązkach zmusza żonę do kontynuowania małżeństwa, chociaż ona czuje się stale upokarzana, a ich związek stal się jałowy. Kiedyś jednak zmuszona chorobą albo wyciągnie wnioski z sytuacji i przeprowadzi rozwód, albo wewnętrznie zdystansuje się od emocjonalnego wykorzystywania. Gdy się przed nim obroni, zmusi, być może, partnera, by zrezygnował ze starych sztuczek i nawiązał z nią kontakt w dojrzały sposób. Jednak zawsze “(…) kiedy nasze poczucie obowiązku jest silniejsze niż szacunek do samych siebie i troska o własne dobro, szantażyści szybko uczą się to wykorzystywać”.
Wyrzuty sumienia
Trzecią bronią emocjonalnego szantażysty są wyrzuty sumienia. Szantażysta stale wywołuje w ofierze wyrzuty sumienia. Ofiara jest winna, gdy szantażysta źle się czuje, gdy spotykają go niepowodzenia w pracy, gdy jest chory. Wyrzuty sumienia są niemiłe dla każdego człowieka i dlatego chciałby się od nich uwolnić. A jednym ze sposobów dokonania tego jest spełnienie żądań szantażysty. Ale to zwykle nie zadowala emocjonalnego szantażysty. Zauważa, że poprzez wzbudzanie w ofierze wyrzutów sumienia może całkowicie nad nią zapanować i ponawia stosowanie tego środka. Ofiara nie może odkupić winy, którą wmawia jej szantażysta. Nie jest łatwo obronić się przed wyrzutami sumienia, ponieważ nikt z nas nie czuje się bez winy. Gdy ktoś wmawia nam winę, dotyka naszej pięty achillesowej. Każdy z nas chciałby przecież być dobry dla drugiego człowieka. Szantażysta wykorzystuje tę tęsknotę. Obiecuje nam, że pozbędziemy się poczucia winy, gdy spełnimy jego wolę. Nie żąda przecież tak wiele.
Proces poddawania ofiary swojej woli
Forward za środek szantażu uważa przede wszystkim sztukę przekręcania faktów i nieumiejętność przeciwstawiania się temu przez ofiarę. Szantażysta przypisuje ofierze wszelkie możliwe negatywne postawy: jego zdaniem jest ona niedojrzała, egocentryczna, pruderyjna, staromodna i tak dalej. Pewna młoda kobieta opowiadała mi, że jej chłopak po grze w tenisa idzie razem z innymi kobietami do koedukacyjnej sauny. Gdy mu powiedziała, że jej to przeszkadza, usłyszała, że jest pruderyjna. To przecież nic takiego, wszyscy tak robią.
Takie zarzuty zaniepokoiły ją – może rzeczywiście ma zahamowania seksualne, może rzeczywiście ma kompleksy. Nie jest łatwo obronić się przed takimi zarzutami. Kto z nas jest całkiem normalny i zdrowy? Jak można się obronić przed zarzutem, że jest się niezdolnym do związku, że odczuwa się lęk przed seksualnością, że jest się oziębłym seksualnie? Gdy próbuje się to robić, można natychmiast usłyszeć, że ten, kto się usprawiedliwia, ma coś na sumieniu, uderz w stół, a nożyce się odezwą i tym podobne. Takie rozmowy zwiększają własną niepewność. Ofiara albo poddaje się wyobrażeniom i życzeniom partnera, albo wycofuje się ze związku i zostaje sama z zarzutami, że nie jest normalna. Wtedy potrzebuje przyjaciół, którzy potwierdzą, że jej uczucia i przeczucia są cenne i prawidłowe. Tylko tak może odzyskać poczucie własnej wartości.
Do środków, które stosuje emocjonalny szantażysta, należy także werbowanie sprzymierzeńców i porównywanie partnera z innymi. Czasem mężczyzna, który nic nie może zdziałać szantażem emocjonalnym u kobiety, idzie do jej pracodawcy i chce zepsuć jej dobrą opinię. Czasem rozmawia z jej rodzicami i próbuje ich do niej negatywnie nastawić lub porównuje ją z innymi kobietami, które rzekomo żyją tak, jak on uważa za słuszne: “«Dlaczego nie możesz być taka, jak…». Te sześć słów staje się emocjonalnym ciosem, który wzmacnia u ofiary niepewność i przekonanie o własnej bezużyteczności”.
Część osób, których małżeństwa się rozpadły, przez całe lata doświadczała emocjonalnego szantażu. Ponieważ kochały partnera i nie wyobrażały sobie życia bez niego, spełniały jego życzenia. Myślały, że gdy ustąpią, swoją miłością stopniowo zmienią go i pozyskają dla siebie. Działały w dobrej wierze, często usprawiedliwiając swoje zachowanie duchową motywacją: to jest krzyż, który muszę nieść. Nie wolno im myśleć tylko o sobie, gdyż jako chrześcijanie muszą się poświęcić dla innych. Dość długo nie docierało do nich, że żyją w atmosferze emocjonalnego szantażu, choć nie czuły się dobrze. Nadszedł jednak czas, że emocjonalne wykorzystywanie za bardzo je zgnębiło. Przestały rozumieć partnera, czują do niego nienawiść i pogardę. Nie poznają siebie. Nie wierzą własnym uczuciom. Są niespokojne i wytrącone z równowagi. Jedyną drogą wyjścia jest dla nich rozwód. Przez całe lata chciały utrzymać małżeństwo. W końcu dzieje się to, czego emocjonalny szantażysta obawiał się najbardziej: druga osoba chce się rozstać, iść własną drogą, kierować się własnymi uczuciami i nie pozwala już sobą zawładnąć.
Istnieją w takiej sytuacji tylko dwie drogi: albo ofiara położy kres emocjonalnemu wykorzystywaniu i przeprowadzi rozwód, albo będzie się bronić przed wykorzystywaniem i złamie je odpowiednią strategią. Gdy ofiara przestanie odgrywać swoją rolę, gdy nie da już szantażyście narzucać reguł gry, gdy sama przejmie inicjatywę, może się zdarzyć, że nada związkowi nową jakość. Dzieje się tak dlatego, że czasami szantażysta nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, co przeżywa ofiara. Decydujące jest oczywiście, żeby ofiara nie odwróciła teraz stosunku sił i sama nie zaczęła manipulować szantażystą. Gdy ofiara odzyska poczucie własnej godności, musi umożliwić szantażyście znalezienie drogi odwrotu tak, by nie stracił on twarzy.
Susan Forward poleca tu różne strategie. Najważniejszą wydaje mi się próba pozyskania szantażysty jako sprzymierzeńca we wspólnym rozwiązywaniu problemów. Każda walka o władzę rodzi tylko zwycięzców i zwyciężonych. Dlatego ważne jest zrezygnowanie z podejmowania walki i wspólne szukanie rozwiązań, które uwzględniają potrzeby i lęki obojga partnerów. Tylko w takiej atmosferze szantażysta zdobędzie się na odwagę konfrontacji z własnymi potrzebami, słabościami i prawdą o sobie. Często musi się to odbyć przy profesjonalnej pomocy psychologa. Dla obojga, zarówno dla ofiary, jak i dla szantażysty, zrezygnowanie ze swoich starych ról i pojednanie się w całej pokorze z własnym człowieczeństwem i nędzą jest bolesnym procesem.
Wykorzystywanie emocjonalne prawie zawsze kończy się rozpadem związku. Gdy ofiara odzyska poczucie własnej godności i jest pewna swoich uczuć i pragnień, szantażysta albo szuka sobie innej ofiary, albo wstępuje na drogę pokory: poznaje swoje lęki, własną nędzę i zwątpienie. Wtedy również może zacząć leczyć swoje rany.
Więcej w książce: Porażka? Nowa szansa! – Anselm Grün OSB, Ramona Robben
www.flickr.com
Komentarz liturgiczny
Jezus lituje się nad tłumem
(Mk 6, 30-34)
Asja Kozak
asja@amu.edu.pl
http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html
Refleksja katolika
***
Głupi pyta:
Nauczać głupiego – to jakby nauczać drzemiącego, który jeszcze w końcu zapyta: A o co chodzi?
Syr 23,8
***
KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział LVIII. O TYM, ABY NIE DOCIEKAĆ RZECZY ZBYT WZNIOSŁYCH I UKRYTYCH BOŻYCH WYROKÓW
6. Wielu czyni to przez niewiedzę, ci zwłaszcza, co mało doznawszy wewnętrznego światła, nie potrafią kochać nikogo miłością doskonałą i duchową. Pociąga ich do tego lub innego naturalne uczucie, przyjaźń ludzka i to, co znają z tych ziemskich stosunków, przenoszą na niebieskie. A przecież istnieje nieporównywalny dystans pomiędzy tym, co pojmują zwykli ludzie, a tym, co w natchnieniu dostrzegają ludzie oświeceni przez Boga.
7. Strzeż się więc, synu, mówić jako o ciekawostkach o tym, co przekracza twoją wiedzę Syr,22, ale raczej staraj się o to, dąż ku temu, abyś mógł wejść do Królestwa Bożego, choćby jako ten najmniejszy.
A nawet gdyby ktoś wiedział, kto będzie w Królestwie niebieskim świętszy od innego lub większy, na cóż mu się to przyda, jeśli przez tę wiedzę stałby się nędzniejszy w moich oczach i nie głosiłby lepiej chwały mojego imienia?
Bogu bliższy staje się raczej ten, kto rozmyśla o ogromie swych grzechów i małości swego serca, i o tym, jak mu daleko do doskonałości świętych, niż ten, kto dyskutuje o ich wielkości lub małości. Lepiej jest błagać świętych w łzach i gorących modlitwach i prosić pokornie o ich chwalebną pomoc niż w jałowych dociekaniach roztrząsać ich tajemnice.
8. Oni osiągnęli pełnię szczęścia; oby i ludzie potrafili być szczęśliwi i powściągać próżne gadanie. Ich chwałą nie są ich zasługi, bo też sami sobie nie przypisują żadnego dobra, ale wszystko odnoszą do mnie, bo wszystko otrzymali z bezmiaru mojej miłości.
Przepełnia ich tyle miłości Bożej i tyle radości, że nic im nie brakuje do chwały i nic nie może im ująć szczęścia. A tym wyższą cieszą się chwałą, im są pokorniejsi w sobie, o tyle też mnie są milsi i bliżsi. Dlatego masz takie zdanie w Piśmie świętym: Rzucali wieńce swoje przed Bogiem i padali na twarz przed Barankiem, i uwielbiali Tego, który żyje na wieki wieków Ap 4,10; 5,14.
9. Niektórzy martwią się, kto jest większy w Królestwie Bożym Mt 18,1; Mk 9,34; Łk 9,46, a nie wiedzą, czy będą godni zaliczać się choćby do najmniejszych w Królestwie. Być w niebie nawet w postaci najmniejszego to rzecz wielka, bo tam wszyscy są wielcy, bo wszyscy nazywać się będą i naprawdę będą dziećmi Bożymi Mt 5,9.
Najmniejszy stanie za tysiące Iz 60,22, a grzesznik stuletni znajdzie tylko śmierć Iz 65,20.
Gdy bowiem pytali Go uczniowie, kto będzie większy w Królestwie niebieskim, usłyszeli taką odpowiedź: Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto bowiem się poniży i będzie jako ten najmniejszy, ten będzie większy w Królestwie niebieskim Mt 18,1.3-4.
10. Biada tym, którzy sądzą, że uwłaczałoby ich godności zniżyć się do poziomu dzieci, bo wrota niebios są niskie i nie pozwolą im wejść.
Biada także bogatym, bo już tu mają swoją zapłatę Łk 6,24, a gdy ubodzy wchodzić będą do Królestwa niebieskiego Łk 6,20, oni stać będą przed bramą z płaczem. Cieszcie się, pokorni, i radujcie się, ubodzy, bo wasze jest Królestwo Boże Mt 5,3, jeśli chodzicie w świetle prawdy Iz 38,3; 2 J 4; 3 J 3-4.
Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’
***
WESELE I CIERPIENIE
Bóg w duchu swym wiecznego doznaje wesela,
A w nas cierpi o tyle, o ile się wciela.
Adam Mickiewicz
***
Jeżeli twoje dzieci uczą się muzyki, kupuj im dobre instrumenty.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’
http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html
Refleksja maryjna
Maryja podczas dziecięctwa Jezusa
Łączność Matki z Synem w dziele zbawczym uwidacznia się od chwili dziewiczego poczęcia Chrystusa aż do Jego śmierci. Pierwszy raz gdy Maryja udaje się pospiesznie, aby odwiedzić Elżbietę. Ta, powodując się swoją wiarą w obiecane zbawienie, pozdrawia Ją jako błogosławioną, a Dziecię poruszyło się w łonie matki (por. Łk 1, 41-45). Drugi w chwili narodzenia, gdy Boża Rodzicielka w rozradowaniu ukazuje pasterzom swego Syna pierworodnego, który nie naruszył Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęcił. Kiedy zaś ofiarowała Go Bogu w świątyni, usłyszała od Symeona, że Jej Syn będzie znakiem sprzeciwu, a Jej duszę przeniknie miecz, aby wyszły na jaw zamysły serc wielu (por. Łk 2, 34-35). Zagubione Dziecię Jezus odnaleźli rodzice w świątyni, zajęte pełnieniem woli Jego Ojca. Nie rozumieli słów Syna, ale Matka wszystko to zachowywała w sercu swoim dla rozważania (por. Łk 2, 41-51).
KK 57
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2000
www.salwator.com
http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html
—————————————————————————————————————————————————————————
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
Sobota, 7 lutego
Dzisiaj wspominamy wszystkich naszych rodziców, którzy przed nami odeszli ze znakiem wiary i śpią w pokoju. W ten sposób nasza rodzina dominikańska wyraża im swoją miłość i łączy się za życia i po śmierci z tymi, którzy nas zrodzili w Chrystusie, a często wychowali do naśladowania Go i Jemu ofiarowali.
Dzisiejsze wspomnienie przewiduje jedynie Mszę św. Jednak każda wspólnota, z zachowaniem obowiązujących przepisów, zgodnie z normami ogólnymi, może obchodzić aniwersarz w Liturgii Godzin w formie, która będzie dla niej najbardziej odpowiednia (por. OWLG, nn. 245-252).
W serwisie brewiarz.pl proponujemy pełne teksty oficjum za zmarłych.
ANIWERSARZ ZMARŁYCH OJCÓW I MATEK
Wspomnienie obowiązkowe
|
Wezwanie do chwalenia Boga
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia.
Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem, *
z weselem śpiewajmy Mu pieśni.
wielkim Królem nad wszystkimi bogami.
W Jego ręku głębiny ziemi, *
szczyty gór do Niego należą.
Jego własnością jest morze, które sam stworzył, *
i ziemia, którą ulepiły Jego ręce.
klęknijmy przed Panem, który nas stworzył,
Albowiem On jest naszym Bogiem, †
a my ludem Jego pastwiska *
i owcami w Jego ręku.
“Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, *
jak na pustyni w dniu Massa,
Gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, *
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła.
i powiedziałem: «Są ludem o sercu zbłąkanym *
i moich dróg nie znają».
Przeto przysiągłem w gniewie, *
że nie wejdą do mojej krainy spoczynku”.
i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, teraz i zawsze, *
i na wieki wieków. Amen.
św. Ryszarda, króla (+ 722); św. Teodora, żołnierza, męczennika (+ 306); św. Kolety z Corbie, dziewicy (+ 1447); św. Gwaryna, biskupa (+ 1158); bł. Antoniego ze Stroncone, zakonnika (+ 1461); św. Augula, biskupa i męczennika (+ ok. 305); św. Egidiusza Marii od św. Józefa, zakonnika (+ 1812); bł. Eugenii Smet, zakonnicy (+ 1871); św. Jana z Triory, prezbitera i męczennika (+ 1816); św. Mojżesza, biskupa (+ 599); bł. Piusa IX, papieża (+ 1878); bł. Rizeriusza, zakonnika (+ 1236)
W Lille – bł. Eugenii Smet, założycielki Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. Zmarła na raka w roku 1871. Proces kanonizacyjny w toku.
oraz:
św. Augula, biskupa i męczennika (+ ok. 305); św. Mojżesza, biskupa (+ 599); bł. Rizeriusza, zakonnika (+ 1236)
Urodził się w połowie VII wieku, prawdopodobnie w Wessex w Brytanii. Żaden dokument historyczny nie potwierdza, że był królem, ale prawdopodobnie należał do rodziny królewskiej i nosił tytuł księcia (choć w martyrologiach pozostaje królem). Spokrewniony był ze św. Bonifacym-Winfrydem, apostołem Niemiec. Nie jest pewne, czy ten biskup i męczennik był bratem Ryszarda, czy jego żony Wunny (Bonny). Potwierdzone jest natomiast, że troje dzieci Ryszarda i Wunny (Willibald, Winebald i Walburga) dostąpiło chwały ołtarzy.
Prawdopodobnie Ryszard owdowiał i wtedy postanowił wybrać się z pielgrzymką pokutną do Rzymu i Ziemi Świętej (jedna z legend podaje, że w tym celu zrzekł się korony). 11-letnią córkę Walburgę (Walpurgę) pozostawił pod opieką zakonnic w klasztorze św. Scholastyki w Wimborne, do którego Walburga później wstąpiła. Sam z dwoma nastoletnimi synami: Willibaldem i Winebaldem wyruszył do Italii. Ok. 720 r. wypłynął z Hamble-Haven (na południu Anglii, obecnie w hrabstwie Hampshire), dotarł morzem do frankijskiej Neustrii (północna część Francji), następnie ruszył lądem do Rouen, gdzie zatrzymał się na dłużej. Stamtąd wyruszyli w kierunku Italii, nawiedzając po drodze święte miejsca: sanktuaria, kościoły i groby Świętych. W drodze wydarzył się cud – w czasie postoju w gospodzie Ryszard miał uzdrowić napotkanego pielgrzyma.
Wkrótce jednak trudy podróży okazały się zbyt wielkie dla niego samego. Kiedy dotarli do Lukki w Toskanii, Ryszard zachorował i zmarł tam w dniu 7 lutego 722 r. Pochowany został w kościele św. Frediana (San Frediano). Jego grób szybko zasłynął cudami. W 1152 r. przeniesiono relikwie do wybudowanego specjalnie ołtarza św. Ryszarda. Część szczątków została przeniesiona do katedry w bawarskim Eichstätt (i złożona razem z relikwiami św. Walburgi i św. Willibalda), a inna część do Canterbury. Mniejsze cząstki przekazano do Bolonii i Volaterrae. Ryszard jest patronem Lukki.
Interesujące są dalsze losy dzieci Ryszarda. Po śmierci ojca synowie kontynuowali pielgrzymkę jeszcze przez 5 lat. Mieli dotrzeć do grobu św. Jana Ewangelisty w Efezie, zwiedzić Egipt i Sycylię, na Cyprze nawiedzić kościół w Antadoros (Tartus), w którym przechowywano głowę św. Jana Chrzciciela. Później dotarli do Ziemi Świętej. W drodze powrotnej zatrzymali się na dwa lata w Konstantynopolu. Po powrocie wstąpili do opactwa benedyktynów na Monte Cassino. Już jako mnisi zostali wezwani przez swojego wuja, Bonifacego-Winfryda, do pomocy w misjach na terenie dzisiejszej Bawarii. Willibald został biskupem Eichstätt, natomiast Winebald pełnił funkcję opata podwójnego klasztoru w Heidenheim. Bracia wezwali do pomocy w pracy misyjnej swą siostrę Walburgę, która przez 26 lat przebywała w klasztorze w Wimborne. Przybyła ona z grupą 30 współsióstr, by zakładać żeńskie klasztory i nauczać dziewczęta. Została przeoryszą klasztoru w Bishofsheim nad rzeką Tauber. Później została przez brata przeniesiona do podwójnego klasztoru (tzn. mającego część dla mnichów i osobną dla mniszek, ale wspólne kierownictwo) w Heidenheim. Po śmierci swego brata, opata Winebalda, przejęła jego obowiązki i pełniła je aż do swojej śmierci.
W ikonografii św. Ryszard przedstawiany jako pielgrzym w gronostajowym płaszczu, w koronie, czasami siedzący na książkach, w towarzystwie synów – biskupa i opata.
Teodor, jako chrześcijanin, stanowczo odmówił. Trybun rzymski dał mu czas do namysłu. Teodor wykorzystał tę okazję i dla podkreślenia, że potępia bałwochwalstwo, podpalił słynną świątynię “matki bogów” Cybeli w Amazei. Został za to natychmiast aresztowany i jako świętokradca poddany najbardziej wyszukanym mękom. Dręczono go głodem, rozciągano na koźle, wreszcie spalono go żywcem w 306 r.
Na miejscu męczeństwa Teodora w latach 491-518 cesarz Anastazy wystawił wspaniałą bazylikę, która rychło stała się celem licznych pielgrzymek z Małej Azji. Równie piękną świątynię wystawiono mu w Konstantynopolu, potem także w Licji, Izarii, Galacji, Lidii, Edessie, Nisibis, Damaszku, Aleksandrii i na Krecie. Jego kult znany był także na Zachodzie – w Rzymie, w Palermo, Messynie i Vercelli. Ku jego czci wygłaszali mowy pochwalne św. Grzegorz z Nyssy i Chryzyp z Jerozolimy. Osobę Teodora otoczyły także piękne legendy.
Obecnie relikwie św. Teodora znajdują się w katedrze w Brindisi (we włoskiej Apulii). Przeniesiono je tam z Amazei w VIII w. w czasie prześladowań w cesarstwie wschodnio-rzymskim. Cząstka relikwii znajduje się w Polsce. 9 listopada 1663 r. została uroczyście wprowadzona do kościoła p.w. św. Teodora męczennika w Kociszewie (archidiecezja łódzka).
W ikonografii męczennik przedstawiany jest jako mężczyzna w sile wielu, w zbroi rzymskiego legionisty. Ma jasnokasztanowe włosy i krótką brodę. Ma krzyż i pikę lub pikę i tarczę.
Teodor był legionistą w armii cesarza Maksymiana. W 305 r., kiedy władca rozpoczął swe rządy, Teodor przebywał ze swym garnizonem wojskowym w Amasei w Poncie. Wówczas ukazał się dekret nakazujący wszystkim żołnierzom oddawać cześć rzymskim bóstwom. Mieli też oni składać na ołtarzu bóstw ofiary z kadzidła. Będący chrześcijaninem Teodor stanowczo odmówił. Trybun dał mu czas do namysłu, który święty wykorzystał na podpalenia słynnej w Amasei świątyni “Matki bogów” Cebeli. Po tym wydarzeniu natychmiast został aresztowany i poddany najokrutniejszym torturom. Dręczono go głodem, męczono, po czym skazano na śmierć przez spalenie. Święty sam dobrowolnie wszedł na stos i z modlitwą na ustach zakończył swe ziemskie życie. Miało to miejsce w 306 r.
Pięćdziesiąt lat po śmierci, Teodor ukazał się arcybiskupowi konstantynopolitańskiemu Eudoksjuszowi i wyjawił, że cesarz Julian Apostata, chcąc sprofanować chrześcijańskie pokarmy w pierwszym tygodniu Wielkiego Postu, rozkazał zraszać je krwią z pogańskich stołów ofiarnych. Polecił też, aby władyka przykazał wszystkim wiernym, by nie kupowali tego pożywienia, a zamiast niego spożywali gotowaną pszenicę z miodem.
Cześć świętemu zaczęto oddawać zaraz po śmierci. Uważa się go za trzeciego z wielkich “świętych żołnierzy” Wschodu, obok św. Jerzego i św. Demetriusza (Dymitra). Początkowo właśnie jemu, a nie św. Jerzemu przypisywano walkę ze smokiem.
W latach 491-518 na miejscu męczeństwa św. Teodora cesarz Anastazy zbudował wspaniałą świątynię, która szybko stała się celem licznych pielgrzymek. W VIII w. relikwie świętego przeniesiono z Amasei do włoskiego miasta Brindisi. Głowa św. Teodora znajduje się w mieście Gaete.
Św. Teodor jest orędownikiem wdów, sierot, ubogich oraz pozbawionych wszelkiej opieki i pomocy. Wierni modlą się też do niego prosząc o uchronienie domów od kradzieży oraz o pomoc w odnalezieniu tego, co zostało im ukradzione.
W ikonografii męczennik przedstawiany jest jako mężczyzna w sile wielu, w zbroi rzymskiego legionisty. Ma jasno kasztanowe włosy i krótką brodę. Zarówno jego wygląd jak i atrybuty są bardzo podobne do św. Teodora Stratelatesa. Ma krzyż i pikę lub pikę i tarczę.
Imię Teodor pochodzi ze złożenia dwóch greckich słów: Theos – “Bóg” i doros – “dar, darowany”. W Kościele rzymskokatolickim znany jest jako św. Teodor z Amasei. Był pierwszym (przed św. Markiem) patronem Wenecji. Obecnie patronuje portowi Brindisi.
*w latach przestępnych, gdy luty ma 29 dni
Wspomnienie cudu św. Teodora Tyrona (Rycerza)
Święty Teodor był synem ubogich, lecz bogobojnych rodziców; pochodził z Syryi, wedle innych z Armenii. Nieznane są nam bliżej dziecięce jego lata. Wiemy tylko, że jeszcze w młodym wieku został żołnierzem w wojskach rzymskich, że z rozkazu wyższego musiał się udać do Amasea w prowincyi Pontus w tym czasie, kiedy prześladowanie chrześcijan coraz większe przybierało rozmiary za czasów Maksymyana, Galeriusza i Dyoklecyana. Szczerą otwartością, sumiennem pojmowaniem obowiązków zdobył sobie uznanie wszystkich. Umiał połączyć służbę wojskową z zasadami wiary chrześcijańskiej; nie myślał też ukrywać się z swemi przekonaniami religijnemi. Jeśli współtowarzysze jego pod wpływem wierzeń pogańskich szli do świątyń, aby bożkom składać przepisane ofiary, Teodor przybywał na święte obrzędy zgromadzeń chrześcijańskich; pobożnością wielka świecił innym współwyznawcom wzorem i niezrównanym przykładem. Stałość swą w wierze Chrystusowej miał wkrótce stwierdzić czynem. Roku bowiem 306 wyszedł rozkaz okrutny, że chrześcijanie albo zaprzeć się mają Chrystusa i uznać bożków pogańskich albo w razie oporu karani być mają najsroższemi mękami. Widząc los swych współbraci w Jezusie, wleczonych dla wiary na sądy i katusze, św. Teodor jawnie się przyznał, że jest uczniem Zbawiciela. Nieustraszony wołał: Jestem chrześcijaninem, gotów jestem przelać krew do ostatniej kropli w obronie najświętszych dóbr, jakie człowiek może posiadać na ziemi; nikt nie zdoła mi wydrzeć wiary, przez którą prawdziwe posiadam życie w Bogu. Nie tylko w słowach, ale i w czynach stwierdzał swą gorącą wiarę; utwierdzał w niej tych, co okazywali się chwiejnymi; pocieszał skazańców, napominając ich, aby nie ulegali groźbie cierpień. Stawiony nakoniec przed namiestnika jako jeden z najżarliwszych wyznawców prześladowanej religii, łagodnych nasamprzód doznał tylko wymówek za rzekome nieposłuszeństwo wobec wyraźnych rozporządzeń cesarskich. Do łagodności tej przyczyniła się niewątpliwie znana dobrze wszystkim obowiązkowość Teodora, jego młodość oraz tylekrotnie nawet wobec pogan objawiane miłosierdzie. Namiestnik chciał mu pozostawić trzy dni do namysłu; miał sobie rozważyć, czy większą dlań będzie korzyścią, zastosować się do woli wtadzcy czy też do woli Mistrza Boskiego; miał wybór pomiędzy łaskami przyrzeczonymi i pomiędzy karami zagrożonemi. Św. Teodor wszakże odrzucał bezwzględnie sposobność do odwleczenia wyroku. Niema, mówił, żadnego powodu do namysłów; kto silną ma wolę, pozostać wiernym Jezusowi, ten gotów ponosić uciemiężenia wszelakie niźli zażywać szczęścia znikomego na ziemi. Nie odstąpię od swej powinności, nie wyrzeknę się wiary, chociażbym życiem miał przypłacić fałszywie przez was pojmowany opór. Na dalsze nalegania namiestnika postanowił skorzystać z ofiarowanego sobie czasu krótkiej jeszcze swobody, aby czynem zaznaczyć swą odrazę do wierzeń pogańskich i do czci bałwochwalczej bożków państwowych.
Po gorących modłach o wytrwałość w wierze, szalonego podjął się dzieła. W gorliwości swej podpalił bowiem wielką świątynię bogini Cybele, kędy na rzekomą chwałę bogini pełniła się najobrzydliwsza rozpusta. Czyn ten naganny wyjaśnić można jedynie osobistemi zapatrywaniami wyznawcy. Świątynia spłonęła do szczętu. Nie trudno było wykryć sprawcę, bo Teodor winy swej się wcale nie zapierał. Jam podpalił świątynię, mówił do zbirów, którzy go ujęli; podpaliłem dlatego, że w niej ofiary grzeszne się składały na obrazę prawdziwego Boga. Wyznanie swej winy powtórzył i przed sądem. Dopuściłem się tak wielkiej w waszych oczach winy, ponieważ żadnych nie uznaję ani nie znam bogów; Bogiem uznaję tylko Jezusa Chrystusa; Jego jedynie uwielbiam i nie mogę pozwolić, aby Mu cześć winną w zabobonnych odbierano ceremoniach. Służę swemu Bogu nietylko duszą, ale i ciałem; na Jego chwałę poświęcam wszystko, co posiadam; gotów jestem i na cierpienia, bo przez nie przyniosę chwałę większą Zbawicielowi.
Nieustraszoną swą odpowiedzią do wściekłej zaciętości doprowadził święty Teodor swych sędziów; srogo z ich rozkazu ubiczowany, w smrodliwem więzieniu miał głodem być dręczony, pókiby usposobienia swego nie zmienił, żalu za czyn swój nie okazał, a bożków przez ofiary nie przebłagał. Powiadają, że wśród nocnych modłów o siłę wytrwania wyznawca Chrystusowy niebiańskie miał widzenie: ukazał mu się Chrystus, pocieszył go, przyrzekł mu pomoc, którą zdołałby zwyciężyć najsroższe katusze. Kiedy więc po kilku dniach św. Teodor znowu stanął przed sądem, stanowczość jego bynajmniej kaźnią się nie osłabiła; przeciwnie zdumiewał sędziów swym dawniejszym, a nawet dobitniejszym jeszcze w odpowiedziach oporem. Skazany zatem na tortury, ciało poddać musiał niewymownym katuszom; rozrywano mu je żelaznemi grzebieniskami, przypalano mu je goręjącemi pochodniami; siepacze niczego nie szczędzili, aby męki powiększyć i złamać niepojęty dla pogan opór. Ciało aż do kości odpadało, a Teodor, zamiast ulegać cierpieniom, w coraz większej radości głośno chwalił Boga za łaskę męczeństwa. Sędziowie ostatniego chwycili się środka, aby skazańca ukarać za bluźnierstwo wobec bożków oraz za przewinienie wierności dla Boga chrześcijańskiego; skazali go na spalenie żywcem. Skoro stos został przygotowany i płomienie zaczęły się wznosić ku niebu, św. Teodor umocnił siebie znakiem krzyża św.; pełen wesela niebieskiego wstąpił na stos. Otoczony ogniem i dymem w pieśniach chwalił tak długo Boga, póki mu tchu starczyło. Z modlitwami na ustach zakończył swe życie r. 306. Pamięć św. Teodora obchodzą na wschodzie dnia 17. lutego, na zachodzie dnia 9. listopada. Św. Grzegórz z Nyssa pozostawił nam kazanie na cześć św. Teodora; podnosi bohatyrską jego wytrwałość oraz wielbi potężną jego u Boga przyczynę. Relikwie świętego Teodora znajdują się we Włoszech, w Brindisi i Gaeta.
Nie wahał się św. Teodor w wyborze, czy poświęcić wiarę dla życia w szczęściu doczesnem; wiedział, że tylko przez wierność Zbawicielowi osiągnie swój cel wiekuisty. Inaczej niestety postępuje niejeden chrześcijanin; skoro nasuwają się ponęty i rozkosze świata, bez wahania ulega wszelkim pokusom, byleby zaspokoić swe zmysłowe pragnienia. Lekkomyślnie wielu głosi fałszywą zasadę, że lepiej dla chwilowej rozkoszy przez całą wieczność znosić kary potępienia niż dla krótkiego życia w obowiązku chrześcijańskiem zażywać przez całą wieczność chwały niebieskiej.
A przecież najważniejszą troską naszą powinno być zbawienie duszy w wieczności, nie zaś używanie rozkoszy ziemskich w czasie. Wartość duszy przewyższa wszystkie skarby doczesne; równać się z nią nie może ani najpiękniejsze ciało ani zbiorowisko wszystkich bogactw, dostatków. Wartość duszy polega na nieśmiertelności, na właściwościach rozumu i woli, jakiemi jest obdarzona; temi znamionami panuje w nas, panuje ponad światem, panuje ponad czasem; temi znamionami jest podstawą godności człowieka, przewyższającej wszystko, co nas otacza na ziemi. Stąd też uznać mamy te walki ciężkie, jakie sam Bóg podjął dla duszy naszej; krew Swą przelewał, aby duszy naszej zgotować chwałę godną jej istoty. Stąd też rozumiemy i wysiłki złego ducha, aby Bogu wydrzeć skarb taki dostojny; rozumiemy nienawiść piekieł, aby najszlachetniejsze na świecie stworzenie Boże poniżyć, zbeszcześcić przez pohańbienie duszy grzechami i występkami.
Dusza więc skarbem twym, na który ciągle baczną zwracać musisz uwagę; pamiętaj na jej wieczność i przeznaczoną szczęśliwość w niebie; pamiętaj na swe pragnienie prawdziwego, wiecznego szczęścia, a z pewnością w wyborze pomiędzy światem a niebem rozstrzygniesz się za Bogiem, za chwałą wiekuistą; a w ślad za takim słusznym wyborem poświęcisz swe życie trudom obowiązków chrześcijańskich.
Żywot świętego Teodora,
Męczennika
(żył około roku Pańskiego 304)
Teodor był potomkiem zacnego rodu z Syrii. Wyrósłszy na krzepkiego i zdatnego do broni młodziana, zaciągnął się do legionu w Amazei nad Fontem. W roku 306 ogłoszono ostatni dekret cesarski przeciw chrześcijanom, zostawiający im wolny wybór pomiędzy śmiercią i czcią bogów rzymskich. Na chrześcijan padł strach. Teodor był nowozaciężnym w służbie wojskowej, ale za to wytrwałym żołnierzem Chrystusowym, toteż śmiało spojrzał niebezpieczeństwu w oczy i wcale nie taił się ze swą świętą wiarą. Stąd poszło, że jego najprzód wezwano, aby złożył ofiarę bogom, ale nieustraszony młodzieniec oświadczył głośno i uroczyście wobec całego legionu: “Jestem chrześcijaninem, nie będę przeto bił czołem przed bożyszczami pogańskimi”. Sędziowie namawiali go życzliwie i łagodnie, aby się zastosował do woli cesarskiej i oddał bogom, co im się należy, ale Teodor odparł: “Nim zostałem żołnierzem cesarskim, byłem już żołnierzem Chrystusa. Wielbię tylko jednego Boga i Syna Jego jednorodzonego, a wasi bogowie są złymi duchami. Taka jest moja wiara, za którą wszystko znieść jestem gotów. Bijcie mnie, sieczcie, krajcie, szarpcie, czyńcie z mym ciałem, co wam się żywnie podoba, ale pozwólcie mi wyznawać mego Pana i Boga”. Śmiałość młodzieńca podobała się sędziom, ale widząc w tych słowach tylko chwilowe uniesienie, spodziewali się, że później okaże się powolniejszym, więc rzekli: “Zostawimy cię jeszcze na wolności i damy ci kilka dni do namysłu. Skorzystaj z tego czasu i wiedz, że pragniemy ci poruczyć wysoką godność kapłana matki bogów Cybuli”.
Teodor spędził czas, który mu pozostawiono, na modlitwie, a potem spalił w nocy obraz Cybeli wraz z świątynią, w której był umieszczony. Ponieważ nie taił się z podpaleniem, pociągnięto go do odpowiedzialności. W śledztwie tak się tłumaczył: “Podłożyłem ogień, aby się przekonać o potędze Cybeli, której kapłanem miałem zostać, ale wasza bogini nie wytrzymała próby ognia”.
Sędzia kazał go okrutnie osmagać, grożąc jeszcze sroższą karą, jeśli nie będzie posłuszny, ale Teodor odpowiedział: “W nadziei dóbr niebieskich i wiekuistej korony mąk się nie obawiam, nawet i najsroższych. Pan i Król mój stoi przy mnie i przyjmie mnie do siebie, gdy mi sił zabraknie”.
Sędzia próbował zmiękczyć go pochlebstwem i obietnicami: “Jeśli będziesz posłuszny – mówił – zaręczam ci na słowo, że otrzymasz wysoki stopień w wojsku, a miasto uczyni cię kapłanem Cybeli”. Teodor roześmiał się i rzekł: “Wasi kapłani są nędznikami. Żałuję ich mocno, gdyż są zwolennikami kłamstwa i złudy, ale jeszcze mocniej lituję się nad arcykapłanami, gdyż są pomiędzy złymi najgorsi. Żałuję zwłaszcza cesarzy, którzy zwodzą lud bezbożnymi prawami, bo i oni odgrywają rolę arcykapłanów, a wstępując na nieczyste ołtarze stają się rzeźnikami i kucharzami, zabijając zwierzęta i nurzając ręce w ich jelitach”.
Przebrała się miara cierpliwości sędziego, więc zaczął się pastwić nad Teodorem torturami, rozpalonymi obcęgami i biczowaniem, ale Teodor znosił to spokojnie, śpiewając na głos znany psalm: “Chwalić będę Pana każdego czasu, niech chwała Jego nie umilknie w ustach moich”. Sędzia, który nie mógł pojąć tej wytrwałości, rzekł: “Nieszczęsny, czyż to nie jest hańbą i niedorzecznością tak ślepo ufać owemu człowiekowi Chrystusowi, który sam zginął nędzną śmiercią na krzyżu?” Teodor odpowiedział: “Nazwij to hańbą i niedorzecznością, ale ja i wszyscy, którzy znają Chrystusa, z chęcią bierzemy tę hańbę na siebie”.
Odprowadzono Teodora do więzienia i odmówiono mu pokarmu, ale ukazał mu się Chrystus i posilił go. W nocy ujrzano światłość w więzieniu i śpiew wielu głosów. Przybiegła straż, ale ujrzała Teodora we śnie pogrążonego.
Kilkakroć jeszcze usiłowano Teodora zmusić do odstępstwa, ale wszystkie te pokuszenia odbijały się o jego stałość, jak o pancerz stalowy. Bezradny sędzia zapytał go w końcu: “Mówże co wolisz, czy zostać przy życiu, czy pójść do swego martwego Chrystusa?” “Jestem, – odrzekł Teodor – byłem i będę przy Chrystusie”. Wyrok brzmiał, że ma być żywcem spalony i to niezwłocznie. Żaden zwycięzca nie wchodził z takim triumfem do zdobytego miasta, jak Teodor kroczył na miejsce, gdzie go czekał stos. Przeżegnawszy głowę i piersi znakiem krzyża świętego, polecił duszę, kraj rodzinny i wszystkich chrześcijan opiece Boskiej, a spostrzegłszy w tłumie swego najmilszego przyjaciela Kleonika z oczyma czerwonymi od łez, pocieszył go tymi słowy: “Miły bracie, czekam na ciebie. Przyjdź szybko do mnie. Rozłączeni tutaj, połączymy się z sobą na tamtym świecie!” Płomień ogarnął świętego Męczennika, z ust jego wzniósł się ku Niebu hymn na cześć Trójcy świętej, a zgromadzeni widzieli wzbijającą się ku Niebu jego duszę w postaci płomienistej błyskawicy.
Święty Teodor
Bogobojna kobieta Euzebia kupiła nietknięte płomieniem ciało jego i pochowała je w mieście Euchai, skąd pochodziła, wystawiwszy mu okazały grobowiec. Później stanął tam wspaniały kościół, którego ściany zdobiły liczne malowidła, przedstawiające sceny z życia świętego Męczennika.
Nauka moralna
“Nie obawiam się mąk, choćby i najsroższych, jeśli Bóg zażąda ode mnie tej ofiary”, powiedział św. Teodor. Obyśmy jako chrześcijanie poszczycić się mogli podobnym poświęceniem! Nie ma wątpliwości, że chcąc rzeczywiście być chrześcijanami i uczniami Pana Jezusa, powinniśmy być gotowymi do wszelkich ofiar dla wiary. Łaska Boża uzbroi nas w siłę zniesienia najsroższych mąk i katuszy, gdyby Bóg miał od nas zażądać ofiary z życia naszego. Nie znajdziemy się zapewne w tym położeniu, abyśmy mieli krwią własną stwierdzić siłę wiary, w jakiej się urodziliśmy i wychowani zostaliśmy, okażmy przeto Bogu w inny, a daleko łatwiejszy sposób, gotowość do poświęcenia. Ofiarujmy mu każdego ranka myśli, słowa i uczynki, trudy i prace, cierpienia, smutki i utrapienia nasze. Ofiarujmy Mu pobożne modły, bez których żadnego dnia nie godzi się ani rozpoczynać, ani kończyć. Ofiarujmy Mu walki i zwycięstwa nasze nad namiętnościami i żądzami, jak np. gniewem, niecierpliwością, zazdrością, nienawiścią itd. Ofiarujmy Mu wspaniałomyślne przebaczenie win i krzywd, które nam wyrządzono. Ofiarujmy Mu powstrzymanie się od grzesznych, złośliwych, potwarczych rozmów, od gier, obżarstwa i opilstwa, słowem od wszystkiego, co Bogu jest wstrętne i obmierzłe. Ofiarujmy Mu wszystkie przykrości i przeciwności, jakie tylko nas w życiu spotkać mogą i jakimi spodoba się Bogu wypróbować ofiarność naszą. Ofiarujmy Mu – jak mówi psalmista – serce żalem i skruchą przejęte, gotowe Mu służyć zawsze i gorliwie.
Modlitwa
Panie, prosimy Cię, daj nam za przyczyną świętego Teodora ową wielkoduszną miłość, która by nas natchnęła siłą ofiarności i poświęcenia wszystkiego dla Ciebie. Ponieważ całe życie nasze ma być nieprzerwanym pasmem ofiar, ofiarujemy Ci przeto wszystko, czym jesteśmy i co mamy. Racz nam dopomóc, ażebyśmy co dzień we wszystkich myślach, słowach, uczynkach i cierpieniach czynili z siebie ofiarę na Twą cześć i chwałę. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/t/teodor.htm
Był to dla niej czas intensywnych przeżyć mistycznych. Miała wizję św. Franciszka z Asyżu, który wzywał ją do przywrócenia pierwotnej surowości regule św. Klary. Kiedy Koleta się wahała, na trzy dni została pozbawiona wzroku, a na trzy kolejne – mowy. Po czterech latach odosobnienia opuściła więc celę i w 1406 r. została zwolniona ze ślubowanego odosobnienia. Wsparcia w reformowaniu klarysek udzielił jej specjalną bullą Benedykt XIII, a pomagali jej franciszkanie: przełożony generalny Wilhelm z Casale oraz Henryk de Baume, w którego majątku rodzinnym w Baume-de-Frontanay założyła pierwszą zreformowaną wspólnotę. Przez kolejne lata reformowała istniejące klasztory i tworzyła nowe. Spotykała się jednak z buntem i oszczerstwami. Oskarżono ją nawet o czarnoksięstwo. Jej reforma objęła Burgundię, Francję, Flandrię i Hiszpanię. Jedna z gałęzi klarysek jest do dziś nazywana koletankami. Znana była z głębokiej czci dla Męki Chrystusowej. Pościła w każdy piątek. Po przyjęciu Komunii św. przeżywała wielogodzinne ekstazy.
Dużo czasu spędzała w podróżach pomiędzy Francją, Włochami a Niemcami, spotykając się m.in. ze św. Janem Kapistranem i św. Wincentym Ferreriuszem. Być może w 1429 r. widziała się w Moulins także ze św. Joanną d’Arc. Zmarła 6 marca 1447 r. w belgijskiej Gandawie, zgodnie z przepowiedzianą przez siebie datą śmierci. Beatyfikowana została w 1625 r., a kanonizowana 24 maja 1807 r. przez Piusa VII.
Św. Michalina czyli św. Koleta Boilet, dziewica. (1380-1447.)
Święta Koleta Boilet urodziła się w Corbie we Francyi, w roku 1380, jako córka ubogiego rzemieślnika. Matka jej, sześćdziesięcioletnia niewiasta, wyprosiła ją sobie u Boga za wstawieniem się świętego biskupa Mikołaja (Nikolas). Stąd nazywano ją Nikoletą a raczej Koletą, co znaczy tyle co “Michalinka”. Bogobojni rodzice, wdzięczni Stwórcy za wysłuchanie modłów, wychowywali jedynaczkę w największej pobożności. Koleta zdradzała już jako dziecko skłonność do poważnych myśli i modlitwy. Nigdy nie nęciły ją zabawki i rozrywki dziecięce. Za to często padała wśród pracy na kolana przed Ukrzyżowanym i wylewała łzy pobożnej wdzięczności ku Panu Jezusowi.
Najmilszą jej cnotą była pokora; tak ją kochała, że smuciła się i czuła się wprost nieszczęśliwą, kiedy miała brać nową sukienkę. Gdy ją zaś wyśmiewano dla skłonności do zacisznej pobożności, czuła się najszczęśliwszą i zadowoloną. Pragnieniem jej było oddać się wyłącznie Panu Bogu. W tym celu złożyła ślub dozgonnej czystości.
Mając lat szesnaście, spostrzegła przypadkowo, że zbyt wielkiej była urody. To ją tak zaniepokoiło, że padła na kolana i żarliwie się modliła: “O Panie mój, weź odemnie tę piękność ciała i uwolnij mnie od niej, bo mnie nie przyniesie żadnego pożytku; przeciwnie stać się może przyczyną licznych grzechów i pokus dla mnie i dla drugich”. Pan Bóg wysłuchał jej modłów. Posty i życie pełne umartwienia zmieniły twarz jej do niepoznania.
Po śmierci rodziców sprzedała swój skromny mająteczek, pieniądze rozdała ubogim i wstąpiła do zgromadzenia Beguinek. Było to zgromadzenie dziewic, które bez wszelkich ślubów zakonnych wiodły żywot w zaciszu, utrzymując się z pracy rąk, dążąc do doskonałości. Lecz ten łatwy sposób życia pobożnego nie odpowiadał duchowi umartwienia Kolety; dlatego wstąpiła za radą spowiednika niebawem do trzeciego zakonu św. Frańciszka. Po trzech latach przeszła do drugiego zakonu św. Franciszka, do tak zwanych Klarysek. Kiedy wkrótce spostrzegła, że i tam nie panował duch zupełnej doskonałości i zupełnego zaparcia się siebie, chciała i ten zakon opuścić. Wpierw jednakże prosiła gorąco Pana Boga o łaskę oświecenia. Pan Bóg objawił jej też, że ma pozostać w zakonie obecnym, że ma wszakże pracować nad poprawą i odnowieniem jego ducha.
Celem przygotowania się Koleta upatrzyła sobie pustelnią, gdzie przez trzy lata modlitwą i pokutą zdobyła sobie siłę na swe wielkie dzieło. Papież Benedykt XIII. udzielił jej do przeprowadzenia reformy żądanego pełnomocnictwa. Zasilona łaską Bożą i błogosławieństwem papieskiem zwiedziła wszystkie prawie klasztory św. Klary w całej Francyi. Wszędzie pracowała nad tem, by przywrócić dawnego ducha serafickiej czystości i posłuszeństwa zakonnego, którego wymagał od swych córek św. Frańciszek. W niektórych klasztorach napotykała na wielki opór, bo uchodziła tam za marzycielkę, żyjącą niewykonalnemi mrzonkami. Pokora wszakże Kolety, z jaką znosiła wszystkie przykrości, przytem liczne cuda, jakimi Pan Bóg wspierał jej zadanie, sprawiły, że w krótkim czasie zaprowadzono w prawie wszystkich klasztorach ducha reformy w myśl św. Kolety.
Koleta nie ograniczyła swej działalności tylko na Francyą. Udała się także do Włoszech, Szwajcaryi i Flandryi. W tych krajach założyła ośmnaście nowych klasztorów. Zakonnice wszystkich klasztorów zreformowanych przez św. Koletę, nosiły nazwę Koletanek albo ubogich Klarysek; później nadał im papież Leon X. w roku 1517 nazwę Obserwantek, gdy połączył w jedną całość rozmaite rodzaje reformowanych klasztorów żeńskich św. Frańciszka.
Mimo nawału pracy o zbawienie dusz i podniesienie ducha zakonnego nie zaniedbywała Koleta swej własnej duszy. Przeciwnie ćwiczyła się w umartwieniu i modlitwie. Wszystkie swe podróże w sprawach reformy odbywała pieszo i boso. Co piątek rozważała od szóstej rano do szóstej na wieczór mękę Pańską. Podczas tego rozmyślania często wpadała w zachwycenie.
Wyczerpana ustawiczną pracą i umartwieniem, zachorowała w Flandryi, w miasteczku Gent; tam też zakończyła swój żywot dnia 6. marca roku 1447.
Nauka
W życiu świętej Kolety podziwiamy między innemi cnotami i oznakami gorliwości najbardziej jej zamiłowanie do rozważania męki Pańskiej. Co piątek klęczała dwanaście godzin przed Ukrzyżowanym, zatapiając zmysły swe w ranach ukochanego Zbawiciela. W rzeczy samej rozważanie męki Pańskiej, to najpożyteczniejszy sposób modlitwy. “Jesteśmy, powiada św. Paweł (Rzym.8,17), dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusowymi, jeśli jednak współcierpimy, abyśmy też wespół byli uwielbieni”. Do osiągnięcia więc dziedzictwa Bożego, t. j. nieba, trzeba nam współcierpieć z Chrystusem. Ktoż zaś może lepiej współboleć z Chrystusem, jeżeli nie ten, co klęczy pod krzyżem i rozważa mękę Zbawiciela i uznaje grzechy swoje za powód cierpień Jezusowych? Stąd powiada św. Augustyn: “Niema dla nas rzeczy tak zbawiennej, jak codzienne rozważanie i uprzytomnianie sobie, ile Bóg-Człowiek za nas cierpiał”. Paweł święty, który zatopiony w Jezusie odczuwał błogość i spokój sumienia, tak powiada: “Żyję, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal.2,20). To znaczy, żyję wprawdzie w ciele i w świecie, lecz świat i ciało już nie żyje we mnie. Niema już we mnie pychy, zazdrości, chciwości, lecz żyje, jest we mnie Chrystus, to znaczy, pokora, czystość, sprawiedliwość i wstrzemięźliwość. Takie też skutki wywołać zdoła gorące rozważanie męki Pańskiej, pozbycia się nałogów, nabycia cnót. – “Któryś cierpiał za nas rany, Jezu chryste, zmiłuj się nad nami”.
http://siomi1.w.interia.pl/6.marca.html
———————————————–
W życiu zakonnym odznaczał się wielką surowością, posłuszeństwem i życzliwością zarówno dla współbraci, jak i dla wiernych. W wieku 59 lat został mianowany biskupem Pawii. Czuł się jednak niegodny objęcia tej funkcji i odmówił. Jego skargi nie pomagały; musiał więc uciekać i ukrywać się do czasu, gdy nie został mianowany prałatem. W Adwencie roku 1144 nadeszła nowa decyzja papieża Lucjusza II (z którym był spokrewniony) – Gwaryn został biskupem Palestryny. Tym razem nie miał wyboru, musiał zgodzić się na tę nominację. Wkrótce został także kardynałem. Jednak przez kolejnych 13 lat wiódł nadal życie mnisze, surowe i ciche, a dochody rozdawał ubogim. Brał udział w trzech konklawe.
W 1158 r., czując nadchodzący koniec życia, zgromadził wokół siebie duchownych. Zmarł 6 lutego 1158 r., mając 78 lat. W rok po jego śmierci papież Aleksander III zatwierdził jego kult.
W centrum Chin trwało wówczas prześladowanie Kościoła. Misjonarze zostali wypędzeni lub wymordowani. Garstka pozostałych chrześcijan była zupełnie pozbawiona opieki duchowej i musiała się ze swoimi przekonaniami religijnymi ukrywać. Dowiedział się o nich o. Jan i postanowił do nich dotrzeć. Przedarł się potajemnie przez granicę i udał się do Kiang-si, gdzie było kilka tysięcy chrześcijan. Przyjęli go z radością. Pracował wśród nich w ukryciu osiem lat (1804-1812). Niestety, wydał go pewien katechista. Jan jednak zdołał szczęśliwie ujść z ręki przybyłych oprawców. W prowincji Hunan nadal w ukryciu prowadził swoją misyjną akcję. Po trzech latach został zdradzony i wydany władzom. Wtrącono go do więzienia i tam po długich i najbardziej wyszukanych mękach pozbawiono go życia przez uduszenie.
Poniósł śmierć dla Chrystusa dnia 7 lutego 1816 roku. Beatyfikował go papież Leon XIII w 1900 r., a sto lat później jego kanonizacji dokonał św. Jan Paweł II.
ŚW. AUGUSTYN ZHAO RONG I 119 TOWARZYSZY
Początki ewangelizacji Chin sięgają V w., ale misje europejskie w tym kraju rozwinęły się szczególnie w czasach nowożytnych, poczynając od XVI w. W ciągu minionych czterech stuleci Kościół katolicki w Chinach wzrastał nieprzerwanie, choć w niektórych okresach i regionach bywał prześladowany. Za pierwszego męczennika uznawany jest o. Franciszek Fernández de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r., beatyfikowany w 1909 r. Wchodzi on w skład 120-osobowej grupy męczenników kanonizowanych 1 października, której przewodzi Augustyn Zhao Rong, pierwszy chiński kapłan umęczony za wiarę. Pozostali męczennicy to w części europejscy zakonnicy — członkowie zgromadzeń, którym Stolica Apostolska powierzyła prowadzenie misji w różnych regionach Chin (jezuici, franciszkanie, dominikanie, salezjanie i członkowie Paryskich Misji Zagranicznych) — a w części rodowici Chińczycy — biskupi, kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety. Najmłodszy z nich miał zaledwie 9 lat.
Augustyn Zhao Rong pochodził z prowincji Syczuan. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga. Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye. Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa. Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską. W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat. Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem chińskim — męczennikiem.
Męczennicy, którzy ponieśli śmierć w Chinach
kanonizowani 1 października 2000 r.
|
|
opr. mg/mg
Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2001) and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_a_zhao_rong.html#
Jan Maria Mastai Ferretti przyszedł na świat w dniu 13 maja 1792 roku w Senigalii, we Włoszech, w rodzinie hrabiowskiej jako drugie dziecko Hieronima i Katarzyny Sollazi. Matka troszczyła się o religijne wychowanie i wrażliwość na potrzeby bliźnich. Rodzina głęboko przeżyła śmierć papieża Piusa VI, który umarł na wygnaniu w Walencji. Katolicy obawiali się o przyszłość Kościoła. Kościoły zamykano, mordowano biskupów, księży i świeckich wiernych Chrystusowi. Ale Opatrzność Boża czuwała nad Kościołem. Nowym papieżem został Pius VII.
Tymczasem Jana Marię oddano na naukę do kolegium w Volterra w Toskanii. W młodości cierpiał na chorobę (prawdopodobnie epilepsję), z której został uzdrowiony za przyczyną Matki Bożej Loretańskiej. Wciąż głęboko przeżywał prześladowania Kościoła i jego pasterzy. Jego wujek, biskup Pesaro, został porwany i uwięziony za wierność nowemu papieżowi. Stryj, kanonik u Św. Piotra, za to samo został wypędzony z Rzymu. W końcu podniesiono rękę na papieża – uwięziono Piusa VII: najpierw w Sawonie, potem w Fontainebleau. Wydawało się, że władza doczesna papieży upadła pod ciężką ręką cesarza Napoleona I Bonaparte. Przyszłość przyniosła odmianę losu.
W 1819 r. Jan Maria przyjął święcenia kapłańskie. Został wkrótce mianowany rektorem instytutu wychowawczego “Tata Giovanni”. W latach 1823-1825 towarzyszył nuncjuszowi apostolskiemu w Chile. Pełnił potem funkcję dyrektora rzymskiego hospicjum św. Michała.
W 1827 roku, mając 35 lat, został biskupem Spoleto, a po pięciu latach – Imoli. Jako ordynariusz wyróżniał się wielką troską o dobro wiernych, otaczał opieką duchowieństwo i seminarzystów, popierał przedsięwzięcia wychowawcze i oświatowe. Przy tak wielu obowiązkach potrafił prowadzić głębokie życie duchowe. Wiele czasu poświęcał na modlitwę i kontemplację, ożywiany żarliwą pobożnością maryjną i kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Godność kardynalską otrzymał w 1840 roku. Sześć lat później, w dniu 1 czerwca 1846 roku, zmarł papież Grzegorz XVI. Świat katolicki czekał na wybór Ojca świętego.
Nadeszła noc 14 czerwca 1846 roku. Dochodziła północ, kiedy za kilkudziesięcioma kardynałami zamknęła się brama konklawe. Zaczęło się pełne niepokoju oczekiwanie. Wszyscy zadawali sobie pytanie, kto przejmie stery Kościoła w obliczu nadchodzących politycznych zmian. Państwo Kościelne, od tysiąca lat przypisane następcom świętego Piotra, zaczynało chylić się ku upadkowi. Świecka władza papieży stawała się nieznośnym obciążeniem dla nich samych, jak i dla ich poddanych. Wiecznym Miastem coraz częściej wstrząsały bunty niezadowolonej ludności.
Dwa dni później, w dniu 16 czerwca 1846 roku, Jan Mastai został wybrany na papieża. Przyjął imię Piusa IX – z wdzięczności dla Piusa VII, który wiele lat wcześniej zezwolił na udzielenie mu święceń. Tamta dyspensa była konieczna, w młodości bowiem Jan cierpiał na epilepsję, co w zwykłych warunkach zamykało drogę do kapłaństwa. Z tej samej zresztą przyczyny nie został wcześniej przyjęty do gwardii papieskiej. Po święceniach już nigdy ataki nie powtórzyły się. Teraz miał 54 lata.
Pius IX był wielkim papieżem na trudne czasy. Jego uwagę pochłaniały w dużej mierze sprawy Państwa Kościelnego, którego integralność starał się zachować, zarazem reformując je od wewnątrz. Zreorganizował administrację, dopuścił do udziału w rządzie centralnym przedstawicieli prowincji, a wreszcie ogłosił konstytucję. Były to jednak półśrodki, które zadowalały tylko na krótki czas. Ponieważ droga do zjednoczenia Włoch wiodła przez uwolnienie się od zwierzchnictwa Austrii, większość Włochów spodziewała się, że wojska papieskie razem z nimi zaatakują Austrię. Pius IX, mimo wielkiej sympatii do ruchu narodowego, stanowczo odmówił.
W listopadzie 1848 roku mianowany przez niego nowy premier, Pellegrino Rossi, został zamordowany. To był cios i dla papieża. Uznał, że nie może dłużej pozostać w Rzymie, bo to oznaczałoby zgodę na rewolucyjne zmiany. W jesienny poranek, w czarnej sutannie i w ciemnych okularach, wyjechał potajemnie z miasta. Udał się do Gaety, a potem do Neapolu. W tym czasie Rzym ogłosił się republiką i pozbawił papieża jego świeckiej władzy. Prawie nikt z ludzi Kościoła nie wyobrażał sobie wtedy, żeby papiestwo mogło skutecznie funkcjonować bez własnego państwa. Dlatego też Pius IX zdecydował się poprosić o zbrojną interwencję Francję, Austrię, Hiszpanię i Neapol.
Udręczony sytuacją Pius IX, po powrocie do stolicy, całą administracją i polityką państwa obarczył konserwatywnego kardynała Antonellego. Sam chciał być przede wszystkim pasterzem Kościoła. Nie było to jednak do końca możliwe. Jego konserwatywne przekonania i wrogość do tendencji rewolucyjnych siłą rzeczy odbijały się na polityce państwa. To powodowało niepokoje społeczne i w efekcie trzeba było angażować coraz więcej sił policyjnych. Mimo wszystko udało się względnie ustabilizować gospodarkę. Wiele zostało też zrobione w dziedzinie architektury i sztuki: restaurowano zabytki, prowadzono wykopaliska, otwarto liczne zakłady dobroczynne. Wszystkie te zmiany mogły jednak tylko opóźnić nadejście nieuchronnego końca. Lecz dla papieża i wielu katolików ta nieuchronność była niemożliwa do przyjęcia.
W 1860 roku wojsko Zjednoczonego Królestwa Włoskiego opanowało większość terytorium Państwa Kościelnego. Pius IX nie ustępował. Odrzucił propozycję rezygnacji z państwa za cenę suwerenności Rzymu. Sądził, że uderzy to w Kościół i uważał za swój obowiązek sprzeciwianie się temu bez względu na koszty. Osobom ze swego otoczenia powtarzał: “W ludzkich sprawach trzeba robić tyle, ile można, i tym się zadowolić, a resztę zawierzyć Opatrzności, która uleczy wady i niedostatki człowieka”. W 1864 roku ogłosił encyklikę Quanta cum, w której potępił między innymi racjonalizm, socjalizm, wolność prasy, równość kultów wobec prawa i nieskrępowaną wolność sumienia. Do encykliki dołączono Syllabus – wykaz 80 błędów nauk epoki, wśród których znalazły się socjalizm i komunizm, wolnomularstwo, nowoczesny liberalizm i odrzucanie władzy papieskiej.
Nadchodził rok 1869. Od dłuższego czasu dojrzewała myśl zwołania soboru. Pius IX liczył, że dzięki niemu możliwe będzie przeciwstawienie się racjonalizmowi i wszystkiemu, co on ze sobą niesie. W grudniu zgromadzenie biskupów zostało otwarte. Ojcowie soboru pracowali z pośpiechem. Im też udzieliło się napięcie, które ogarnęło Europę. W powietrzu wisiała wojna Francji z Prusami, co musiało się odbić na losach Państwa Kościelnego. Rankiem dnia 18 lipca nad Rzymem przeszła ciężka burza, jakby zwiastując zbliżające się wydarzenia. Zebrani w auli soborowej biskupi, w blasku błyskawic i huku przewalających się nad miastem gromów, głosowali właśnie nad przyjęciem konstytucji Pastor aeternus, która formułowała dogmat o nieomylności papieskiej. Miażdżąca większość biskupów oddała głosy na “tak”.
“Ten dogmat przyszedł w momencie, kiedy był najbardziej potrzebny” – mówiono później. Rzeczywiście, wzmacniał on autorytet następcy świętego Piotra właśnie wtedy, gdy bezpowrotnie tracił on oparcie w strukturach doczesnych. Po miesiącu, w związku z wybuchem wojny, Rzym opuścił korpus francuski. W dniu 15 września kilkutysięczny oddział papieski bez walki złożył broń przed nadchodzącymi wojskami włoskimi. Obszar świeckiej władzy papieża ograniczył się już tylko do murów Wiecznego Miasta. Pius IX kazał ich bronić, aż powstanie w nich wyłom. Działa oblegających dokonały tego wkrótce. W dniu 15 września, o godzinie dziesiątej, do Rzymu wkroczył generał wojsk włoskich Cadorna. Tak zakończył się tysiącletni etap dziejów Państwa Kościelnego.
Ostatnie lata życia papież spędził w murach pałacu papieskiego, nie opuszczając ich ani razu. Na znak protestu ogłosił się “więźniem Watykanu”. Ten swoisty tytuł na ponad pół wieku miał przylgnąć do papieży, aż do czasu, kiedy państwo włoskie pojednało się z papiestwem i potwierdziło suwerenność państwa Watykan (w 1929 roku, gdy papież Pius XI podpisał traktaty laterańskie). Szczerze oddany Chrystusowi, uważał, że dla dobra Kościoła musi działać nawet wbrew swoim naturalnym cechom. Był bowiem człowiekiem o niezwykłym uroku osobistym, pełnym prostoty i zarazem wewnętrznej godności. Każdy, kto znał go bliżej, stawał się jego przyjacielem. Pod wrażeniem jego osobowości byli nawet niekatolicy. Kiedy jednak w grę wchodziły sprawy wiary, stawał się nieustępliwy.
Papież odnowił hierarchię kościelną w Anglii i Holandii, popierał rozwój katolicyzmu w Ameryce Północnej, zawarł konkordaty z kilkunastoma krajami, czynnie występował w obronie praw Kościoła w Niemczech w okresie Kulturkampfu. Miało to szczególne znaczenie na terenach zaboru pruskiego, w Polsce, gdzie walka władz niemieckich z Kościołem katolickim zmierzała do osłabienia tożsamości religijno-narodowej polskiego narodu. Uwięzionego wówczas arcybiskupa gnieźnieńskiego Mieczysława Ledóchowskiego Pius IX mianował kardynałem. Występował w obronie unitów na Podlasiu, siłą zmuszanych przez carat do przejścia na prawosławie. Beatyfikował Andrzeja Bobolę i kanonizował Jozafata Kuncewicza. Przeciwstawiał się rusyfikacji nabożeństw na ziemiach polskich, poparł utworzenie w Rzymie przez zmartwychwstańców Kolegium Polskiego, w czasie powstania styczniowego apelował do Austrii i Francji, by pospieszyły Polsce z pomocą, a cara wzywał do zaprzestania represji.
Zmarł w dniu 7 lutego 1878 roku w wieku 86 lat. Pozostawił po sobie dobrą pamięć i szczery żal katolików na całym świecie. Pontyfikat tego papieża, tercjarza franciszkańskiego, był – po św. Piotrze Apostole – najdłuższym w dziejach Kościoła katolickiego. Trwał 32 lata.
Św. Jan Paweł II wprowadził go do grona błogosławionych w dniu 3 września 2000 roku. Jak mówił, Pius IX “pośród burzliwych wydarzeń swojej epoki był wzorem bezwarunkowej wierności wobec niezmiennego depozytu prawd objawionych. Wypełniając w każdych okolicznościach powinności swojej posługi, potrafił przyznać absolutne pierwszeństwo Bogu i wartościom duchowym (…) Był otoczony miłością wielu, ale także nienawidzony i oczerniany. Postawa Piusa IX (…) i podejmowane przezeń doraźne decyzje były wówczas i pozostają do dziś przedmiotem polemik, ale beatyfikując któregoś ze swoich synów, Kościół nie wyraża przez to uznania dla dokonanych przezeń wyborów historycznych, ale wskazuje go jako godnego naśladowania i czci ze względu na jego cnoty, ku chwale łaski Bożej, która w nich jaśnieje”.
Jan Paweł II
ICH MIŁOŚĆ DO BOGA I BRACI ŚWIATŁEM NA NASZEJ DRODZE ŻYCIA
Homilia wygłoszona podczas Mszy św. beatyfikacyjnej
W niedzielę 3 września podczas Mszy św. sprawowanej na placu św. Piotra Jan Paweł II beatyfikował pięcioro sług Bożych: papieży Piusa IX (1792-1878) i Jana XXIII (1881-1963), abpa Tomasza Reggio (1818-1901), ks. Wilhelma Józefa Chaminade (1761-1850) oraz o. Kolumbana Józefa Marmiona OSB (1858-1923). W uroczystości uczestniczyło ponad 100 tys. wiernych, przybyłych z rodzinnych krajów i miejscowości nowych błogosławionych. Eucharystię sprawowało z Papieżem 50 koncelebransów, wśród nich Sekretarz Stanu kard. Angelo Sodano, patriarcha Wenecji Marco Cé, sekretarz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp Edward Nowak, sekretarz osobisty Jana XXIII abp Loris Francesco Capovilla i bratanek tegoż papieża ks. prał. Giovanni Battista Roncalli. Obecnych było 23 kardynałów, liczni arcybiskupi i biskupi oraz oficjalne delegacje Włoch, Francji, Irlandii, Belgii, Bułgarii i Turcji. Przybyli także przedstawiciele Kościołów prawosławnych z Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, ormiańskiego Patriarchy Stambułu, przedstawiciel Wspólnoty Anglikańskiej oraz brat Roger z Taizé.
Na początku liturgii, po obrzędach wstępnych, kard. Camillo Ruini przedstawił Papieżowi prośbę o beatyfikację sług Bożych, po czym zostały odczytane ich krótkie biografie. Ojciec Święty wypowiedział formułę beatyfikacyjną i ogłosił daty wspomnień liturgicznych nowych błogosławionych: Pius IX wspominany będzie 7 lutego, Jan XXIII 11 października, Tomasz Reggio 9 stycznia, Wilhelm Józef Chaminade 22 stycznia, Kolumban Marmion 3 października. Wierni zgromadzeni na placu odpowiedzieli śpiewem «Amen» i «Alleluja» oraz burzliwymi oklaskami. Na fasadzie Bazyliki odsłonięto wielkie arrasy z wizerunkami błogosławionych. Kard. Camillo Ruini podziękował Papieżowi za beatyfikację.
Przed końcowym błogosławieństwem Jan Paweł II odmówił z wiernymi modlitwę «Anioł Pański», poprzedzając ją krótkim rozważaniem na temat pobożności maryjnej nowych błogosławionych. Następnie przywitał się osobiście z członkami oficjalnych delegacji państwowych, a przed opuszczeniem miejsca celebry przejechał przez plac św. Piotra odkrytym samochodem, błogosławiąc wszystkich obecnych.
1. W kontekście Roku Jubileuszowego z głęboką radością beatyfikowałem dwóch papieży — Piusa IX i Jana XXIII — oraz trzech innych głosicieli Ewangelii, którzy wyróżnili się w posłudze i w życiu konsekrowanym: arcybiskupa Genui Tomasza Reggio, kapłana diecezjalnego Wilhelma Józefa Chaminade i benedyktyńskiego mnicha Kolumbana Marmiona.
Pięć różnych osobowości, każda obdarzona własną fizjonomią i misją, wszystkie połączone wspólnym dążeniem do świętości. To właśnie ich świętość dzisiaj uznajemy: świętość, która jest trwałą i przemieniającą więzią z Bogiem, budowaną i przeżywaną w codziennym wysiłku wypełniania Jego woli. Świętość urzeczywistnia się w historii, a zatem każdy święty podlega ograniczeniom i uwarunkowaniom typowym dla naszego człowieczeństwa. Beatyfikując któregoś ze swoich synów, Kościół nie wyraża przez to uznania dla dokonanych przezeń wyborów historycznych, ale wskazuje go jako godnego naśladowania i czci ze względu na jego cnoty, ku chwale łaski Bożej, która w nich jaśnieje.
Z szacunkiem pozdrawiam oficjalne delegacje Włoch, Francji, Irlandii, Belgii, Turcji i Bułgarii, które przybyły tutaj z tej uroczystej okazji. Witam również krewnych nowych błogosławionych, a także kardynałów i biskupów oraz osobistości świeckie i kościelne, które zechciały wziąć udział w tej liturgii. Witam na koniec was, drodzy bracia i siostry, którzy przybyliście tu bardzo licznie, aby oddać hołd sługom Bożym, wpisanym dziś przez Kościół w poczet błogosławionych.
2. Słowa odśpiewane przed Ewangelią: «Prowadź nas, Panie, drogami prawości», przywodzą nam na myśl ludzkie i religijne doświadczenie papieża Piusa IX — Giovanniego Marii Mastai Ferrettiego. Pośród burzliwych wydarzeń swojej epoki był on wzorem bezwarunkowej wierności wobec niezmiennego depozytu prawd objawionych. Wypełniając w każdych okolicznościach powinności swojej posługi, potrafił przyznać absolutne pierwszeństwo Bogu i wartościom duchowym. Jego niezwykle długi pontyfikat naprawdę nie był łatwy i papież ten musiał niemało wycierpieć, pełniąc swoją misję w służbie Ewangelii. Był otoczony miłością wielu, ale także nienawidzony i oczerniany.
Jednak właśnie pośród tych sprzeczności zajaśniał szczególnie mocno blask jego cnót: długotrwałe utrapienia zahartowały jego ufność w Bożą Opatrzność, w której panowanie nad ludzką historią nigdy nie wątpił. Stąd też Pius IX czerpał głęboki spokój ducha nawet pośród niezrozumienia i napaści wielu wrogich mu ludzi. Osobom ze swego otoczenia powtarzał często: «W ludzkich sprawach trzeba robić tyle, ile można, i tym się zadowolić, a resztę zawierzyć Opatrzności, która uleczy wady i niedostatki człowieka».
Wspierany tym wewnętrznym przekonaniem, zwołał Sobór Watykański I, który mocą autorytetu Magisterium wyjaśnił niektóre kwestie, będące wówczas przedmiotem dyskusji, i potwierdził harmonię między wiarą a rozumem. Pius IX znajdował oparcie w Maryi, której był wielkim czcicielem. Ogłaszając dogmat o Niepokalanym Poczęciu, przypomniał wszystkim, że pośród burz ludzkiego życia można dostrzec w Maryi jaśniejącą światłość Chrystusa, mocniejszą od grzechu i śmierci.
3. «Ty jesteś dobry i skory do przebaczenia» (antyfona na wejście). Kontemplujemy dzisiaj w chwale błogosławionych jeszcze jednego papieża — Jana XXIII, który zadziwił świat swoją bezpośredniością i przystępnością, wyrażającą szczególną dobroć serca. Za sprawą Bożych zamysłów dzisiejsza beatyfikacja stawia obok siebie dwóch papieży, którzy żyli w bardzo odmiennych kontekstach historycznych, ale których łączą wbrew pozorom liczne podobieństwa na płaszczyźnie ludzkiej i duchowej. Wiadomo, że Jan XXIII darzył głęboką czcią Piusa IX i pragnął jego beatyfikacji. Odprawiając rekolekcje w 1959 r. napisał w swoim dzienniku: «Myślę nieustannie o świętej pamięci Piusie IX, a naśladując jego ofiary i wyrzeczenia chciałbym zasłużyć na to, że dokonam jego kanonizacji» (Giornale dell’anima, Ed. San Paolo, 2000, s. 560).
W pamięci wszystkich utrwalił się obraz papieża Jana z uśmiechem na twarzy i z ramionami szeroko otwartymi, przygarniającymi cały świat. Iluż ludzi urzekła prostota jego serca, połączona z rozległą znajomością człowieka i jego spraw! Powiew nowości, jaki wniósł ten papież, nie dotyczył oczywiście doktryny, ale raczej sposobu jej przedstawiania; nowy był jego styl mówienia i działania oraz pełen sympatii sposób obcowania ze zwykłymi ludźmi i możnymi tego świata. W tym też duchu papież Jan ogłosił Sobór Watykański II, którym otworzył nową stronicę w dziejach Kościoła: chrześcijanie zostali wezwani, aby śmielej głosić Ewangelię i z większą uwagą śledzić «znaki czasu». Sobór był prawdziwie proroczą intuicją sędziwego już wówczas papieża i mimo niemałych trudności rozpoczął nową epokę nadziei dla chrześcijan i dla ludzkości.
W ostatnich chwilach swego życia Jan XXIII pozostawił Kościołowi swój testament: «Tym, co najcenniejsze w życiu, jest Jezus Chrystus, Jego święty Kościół, Jego Ewangelia, prawda i dobroć». Ten testament pragniemy dzisiaj podjąć również my, dziękując Bogu za to, że dał nam go jako pasterza.
4. «Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami» (Jk 1, 22). Przypominają się nam te słowa apostoła Jakuba, gdy myślimy o życiu i apostolacie Tomasza Reggio, kapłana i dziennikarza, który później został biskupem Ventimiglia i na koniec arcybiskupem Genui. Był człowiekiem wiary i kultury, a jako pasterz potrafił rozważnie przewodzić wiernym w każdych okolicznościach. Wrażliwy na różne bolączki i na ubóstwo swojego ludu, starał się spieszyć mu z pomocą we wszystkich sytuacjach niedostatku. Z tą też myślą założył zgromadzenie zakonne Sióstr św. Marty, powierzając mu misję wspomagania pasterzy Kościoła przede wszystkim w działalności charytatywnej i oświatowej.
Jego orędzie można zawrzeć w dwóch słowach: prawda i miłość. Przede wszystkim prawda, która oznacza uważne wsłuchiwanie się w słowo Boże oraz odważną i aktywną obronę i szerzenie ewangelicznego nauczania. Z kolei miłość, która każe kochać Boga, a przez wzgląd na Niego przygarniać wszystkich ludzi jako braci w Chrystusie. Jeśli kiedykolwiek Tomasz Reggio kierował się w swoich decyzjach jakimiś preferencjami, to wówczas gdy opowiadał się po stronie strapionych i cierpiących. Oto dlaczego zostaje dzisiaj ukazany jako wzór nie tylko dla członków swojej duchowej rodziny, ale także dla biskupów, kapłanów i świeckich.
5. Beatyfikacja w Roku Jubileuszowym Wilhelma Józefa Chaminade, założyciela marianistów, przypomina wiernym, że ich zadaniem jest poszukiwanie wciąż nowych sposobów świadczenia o wierze, przede wszystkim z myślą o tym, aby docierać do ludzi, którzy są daleko od Kościoła i nie mogą zwykłą drogą poznać Chrystusa. Wilhelm Józef Chaminade wzywa każdego chrześcijanina, aby pogłębiał swoje zakorzenienie w chrzcie, który upodobnia go do Pana Jezusa i udziela mu Ducha Świętego.
Miłość o. Chaminade do Chrystusa, wpisana w duchowość «szkoły francuskiej», kazała mu niestrudzenie kontynuować swe dzieło poprzez zakładanie — w niespokojnym okresie religijnych dziejów Francji — nowych rodzin zakonnych. Jego synowskie przywiązanie do Maryi pozwalało mu zachować wewnętrzny pokój w każdych okolicznościach, pomagając mu czynić wolę Chrystusa. Jego dbałość o wychowanie ogólne, moralne i religijne jest dla całego Kościoła wezwaniem, by na nowo zatroszczyć się o młodzież, która potrzebuje jednocześnie wychowawców i świadków, aby zwrócić się ku Bogu i podjąć swoje zadania w ramach misji Kościoła.
6. Zakon benedyktyński raduje się dzisiaj z beatyfikacji jednego ze swych najznakomitszych synów — o. Kolumbana Marmiona, mnicha i opata z Maredsous. O. Marmion pozostawił nam w spadku prawdziwy skarbiec duchowych pouczeń dla Kościoła naszych czasów. W swoich pismach uczy drogi świętości — prostej, ale wymagającej — dostępnej wszystkim wierzącym, których Bóg z miłości przeznaczył, aby byli Jego przybranymi synami w Jezusie Chrystusie (por. Ef 1, 5). Jezus Chrystus, nasz Odkupiciel i źródło wszelkiej łaski, jest ośrodkiem naszego życia duchowego, naszym wzorem świętości.
Zanim Kolumban Marmion wstąpił do zakonu benedyktyńskiego, przez kilka lat zajmował się duszpasterstwem w macierzystej archidiecezji dublińskiej. Przez całe życie bł. Kolumban był znakomitym kierownikiem duchowym, szczególnie zaś troszczył się o życie wewnętrzne kapłanów i zakonników. Napisał kiedyś do młodego człowieka, mającego przyjąć święcenia: «Najlepszym przygotowaniem do kapłaństwa jest przeżywanie każdego dnia z miłością, gdziekolwiek posłuszeństwo i Opatrzność każą nam być» (list z 27 grudnia 1915 r.). Niech ponowne odkrycie i upowszechnienie pism duchowych bł. Kolumbana Marmiona pomoże kapłanom, zakonnikom i świeckim wzrastać w zjednoczeniu z Chrystusem i wiernie dawać o Nim świadectwo przez żarliwą miłość Boga i ofiarną służbę braciom i siostrom.
7. Prośmy z ufnością nowych błogosławionych — Piusa IX, Jana XXIII, Tomasza Reggio, Wilhelma Józefa Chaminade i Kolumbana Marmiona — aby pomagali nam żyć w sposób coraz bardziej zgodny z natchnieniami Ducha Chrystusa. Ich miłość do Boga i braci niech będzie światłem na naszej drodze na początku trzeciego tysiąclecia.
opr. mg/mg
Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2000) and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/beatyfikacja_03092000.html
Bł. Pius IX – semper fidelis Poloniae
obrońca Polaków i Żydów w powstaniu styczniowym
RYSZARD BENDER
Defensor Poloniae – tak nazywali go Polacy i polscy Żydzi, gdy on jeden z Watykanu na arenie międzynarodowej wspierał manifestacje patriotyczno-religijne z lat 1861-62 oraz powstanie polskie 1863/64 r. Z radością więc i dziś Polacy mogą przyjąć fakt, że 3 września 2000 r. Jan Paweł II beatyfikował papieża Piusa IX.
Obraz rzeczywistych stosunków między Polską w okresie rozbiorów a Stolicą Apostolską przesłoniły – w odbiorze potocznym i w historiografii – sprawy powstania listopadowego i reakcji na nie papieża Grzegorza XVI, ocenianej krytycznie, niekiedy nazbyt krytycznie. Problem wyjaśniła dopiero książka ks. Mieczysława Żywczyńskiego pt. “Geneza i następstwa encykliki ´Cum primum´ z 9 czerwca 1932 r. Watykan a sprawa polska w latach 1830-1837” (Warszawa, 1935). Krytycyzm kół, zwłaszcza lewicowych i liberalnych, względem Stolicy Apostolskiej trwa jednak do dziś. O sympatii dla Polski, o życzliwości papieży mało kto wie i rzadko się o tym pisze. W dobie powstania styczniowego ta filopolska postawa Stolicy Apostolskiej przejawiła się w sposób szczególny. Jej wyrazicielem był błogosławiony obecnie Pius IX. Jego współcześni krytycy świeccy i, niestety, również duchowni w Polsce i za granicą o tym zapominają.
Pius IX jeszcze przed wybuchem powstania, w czasie manifestacji patriotyczno-religijnych, które objęły Polskę w latach 1860-62, był pełen uznania dla tych wydarzeń. Rewolucja moralna – tak określano w Polsce i w Europie okres manifestacji patriotyczno-religijnych poprzedzający powstanie 1863/64 r. – budziła ogromne zainteresowanie i powodowała przychylność Ojca Świętego Piusa IX. Z radością przyjął on do wiadomości fakt, że w kościołach katolickich modlili się wspólnie o Polskę katolicy i żydzi. Był on zbudowany postawą metropolity warszawskiego – abp. Antoniego Melchiora Fijałkowskiego i innych biskupów polskich sprzyjających manifestacjom patriotyczno-religijnym. Chwalił duchowieństwo polskie za powiązanie sprawy narodowej z Kościołem. Wdzięczny był Pius IX w szczególności “ludowi Izraela”, który w Polsce, w swych świątyniach, wznosił modły o wolność i niepodległość Polski. Z radością przyjął wiadomość, że w katedrze lubelskiej 6 marca 1861 r. odprawiona została przez ordynariusza lubelskiego – bp. Wincentego aM Paulo Pieńkowskiego Msza św., w której uczestniczył kahał żydowski z rabinem Lublina na czele. Wspólnie modlono się o niepodległość Polski. Ze smutkiem przyjął Pius IX wiadomość z Warszawy, że 8 kwietnia 1861 r., w czasie masakry ludności stolicy Polski przez wojska rosyjskie, młody Żyd Michał Landy poniósł śmierć, gdy niósł krzyż, który podjął z ziemi po tym, jak od kul żołnierzy rosyjskich zginął, niosący wcześniej ten krzyż, zakonnik. Uradowała Ojca Świętego Piusa IX wiadomość, że Żydzi warszawscy ufundowali drogocenny krzyż i wnieśli go do jednej ze świątyń warszawskich. Już przed powstaniem więc sprzyjał Pius IX zjawisku, które współcześnie nazywamy w Polsce i w Europie ekumenizmem wyznaniowym.
Stąd też Rząd Narodowy Tymczasowy, w składzie: Oskar Awejde (protestant), Józef Kajetan Janowski, Jan Maykowski i ks. Karol Mikoszewski, ogłaszając wybuch powstania w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r., liczył bardzo na przychylność, a nawet poparcie dla powstania ze strony Stolicy Apostolskiej oraz zasiadającego wówczas na tronie papieskim Piusa IX. I nie zawiódł się. Jak świadczą rozliczne przekazy źródłowe, Pius IX odniósł się do polskiego powstania z niezwykłą sympatią.
Liczył na odbudowę Polski. Pragnął jej powrotu na mapę polityczną Europy. Przez cały czas trwania powstania utrzymywana była między Rządem Narodowym a Stolicą Apostolską regularna łączność. Do Rzymu przybywali przedstawiciele władz powstańczych: Konstanty Czartoryski, Ludwik Mycielski, Ludwik Orpiszewski, Stefan Lubomirski. Stale rezydowali tam m.in. Władysław Kulczycki i Gabriel Łuniewski. Istniała Agencja Rzymska, która utrzymywała w imieniu Rządu Narodowego kontakt ze Stolicą Apostolską i Papieżem. Rząd był na bieżąco informowany o stanie sprawy polskiej w Rzymie, bezpośrednio lub przez księcia Władysława Czartoryskiego i Hotel Lambert w Paryżu.
Tak np. Stefan Lubomirski przekazał do Paryża, do Władysława Czartoryskiego, informację, a ten ją przesłał do Warszawy, iż Pius IX 18 sierpnia 1863 r. powiedział: “Rosja ma tylko jedną politykę – kłamstwa i obłudy”. I dodał Papież: “Przy każdej Mszy modlę się za Polskę, modlę się i do św. Stanisława Kostki, i do bł. Andrzeja Boboli, który jest waszym szczególnym opiekunem, ale modlitwy nie wystarczają, wam trzeba dział i broni”.
W sprawie powstania polskiego był Pius IX w kontakcie z Drouyn de Lhuys, ministrem spraw zagranicznych Francji. Za jego sugestią wysłał odręczne pismo do Wiednia, do cesarza Franciszka Józefa, z prośbą, by Austria w skomplikowanej sytuacji międzynarodowej podjęła się obrony bohaterskiej Polski i Kościoła polskiego.
Jest rzeczą znamienną, że wzajemne więzi między Rządem Narodowym a Stolicą Apostolską zacieśniły się jeszcze bardziej wtedy, gdy sprawa polska na arenie międzynarodowej traciła szansę. Nawet wówczas, gdy powstanie chyliło się ku upadkowi, Pius IX nie odwracał się od walczącego o niepodległość narodu. Wypowiadał się za Polską. Ona, jej niepodległość była celem zmagań powstańców, wśród których znaleźli się również księża straceni z wyroku władz rosyjskich: Stanisław Brzóska, Agrypin Konarski, Antoni Mackiewicz, Stanisław Iszora, Antoni Majewski i dziesiątki innych, mniej znanych.
Papież o tym wszystkim wiedział. W adresie Rządu Narodowego do Piusa IX z 26 czerwca 1863 r. czytamy: “Najświętszy Ojcze! Znękany stuletnią blisko niewolą, stuletnim pasowaniem się z okrutnym i wiarołomnym wrogiem, który pozbawiwszy nas wolności, najdroższe sercu ludzkiemu uczucia przywiązania do wiary przodków i miłości Ojczyzny wydrzeć usiłuje, lud polski pochwycił znowu za oręż, w nim tylko widząc jedyną ocalenia swego nadzieję”.
We wrześniu 1863 r. Ojciec Święty Pius IX doszedł do wniosku, że gdy moc ludzka nie jest już w stanie pomóc Polsce, należy przypuścić “szturm do nieba”. 6 września 1863 r. miała miejsce w Rzymie wielka procesja z cudownym obrazem Zbawiciela, zwanym Acheropita, czczonym w Wiecznym Mieście od VIII wieku. W procesji wzięła udział wielotysięczna rzesza ludu, duchowieństwa i biskupów. Uczestniczyli kardynałowie, wśród nich m.in. Ludovico Altieri, Francesco Patrizi i Mario Mattei, dziekan Świętego Kolegium Kardynalskiego. Wezwanie do udziału w procesji przekazał 31 sierpnia 1863 r. Ojciec Święty. Oznajmił, iż jest jego wolą, żeby wznoszono modły za nieszczęśliwą Polskę, którą “widzi z boleścią, wydaną w tej chwili na łup tylu mordów i krwi przelewu. Naród polski, który był zawsze katolickim i tworzył niejako przedmurze naprzeciw napadom błędu, zasługuje ze wszech miar, by się zań modlono”.
Obraz Zbawiciela-Acheropity przeniesiono z Lateranu do bazyliki Santa Maria Maggiore. Tam 10 września 1863 r. przybył Ojciec Święty Pius IX i wraz z wiernymi wznosił modły za Polskę. Wychodzącego z bazyliki Papieża witały tłumy słowami: “Viva Pio Nono”. Obecni tam Polacy wołali do Papieża po łacinie: “Vivat Pius IX – defensor Poloniae”.
W ślad za Papieżem biskupi wielu krajów Europy i Ameryki ogłosili modły za Polskę, było bowiem życzeniem Piusa IX, by w całym świecie modlono się za nasz kraj. We Francji założono nawet specjalne stowarzyszenie Oeuvre du Catholicisme en Pologne, które zbierało także fundusze na pomoc walczącej Polsce.
Wezwanie Piusa IX skierowane do całego chrześcijańskiego świata o modlitwy za Polskę przyjęto w walczącym kraju z ogromną wdzięcznością. Adres dziękczynny przesłali 2 października 1863 r. Polacy aż z dalekiego Witebska. Rząd Narodowy, a właściwie Romuald Traugutt, który ten rząd stanowił, skierował 29 października 1863 r. do Ojca Świętego Piusa IX specjalne podziękowanie, w którym pisał: ” Ojcze Święty! Walcząc przeciwko najzawziętszym nieprzyjaciołom sprawiedliwości i cnoty dla wywalczenia wolności Ojczyzny, otrzymaliśmy najweselszą wiadomość, że Ty, Ojcze Święty, dałeś dowód łaskawości Twojej względem nas i względem naszej sprawy, nakazując w Rzymie publiczne modły w celu uproszenia Miłosierdzia Bożego dla narodu polskiego. Będąc u steru spraw publicznych, w tych najtrudniejszych okolicznościach zmuszeni jesteśmy, Ojcze Święty, złożyć Ci najgłębsze dzięki w imieniu całego ludu polskiego za postawienie sprawy naszej wobec Najwyższej Sprawiedliwości i bronienie jej tam przez swoje i wiernych, za przykładem Twoim idących, modlitwy”.
Apel Piusa IX o modlitwy za Polskę zaniepokoił Rosję i Prusy – donosił z Rzymu Władysław Kulczycki. Zaraz po ogłoszeniu przez kard. Patrizi papieskiego okólnika zawierającego prośbę o modły za Polskę, o czym ambasady wcześniej nie wiedziały, gdyż był trzymany do końca w ścisłej tajemnicy, “przylecieli razem” – pisze Kulczycki – do sekretarza stanu Giacomo Antonellego – charge d´affaires ambasady rosyjskiej, baron Feliks Meyendorff, oraz poseł pruski gen. Willisen. Każdy z nich trzymał w ręce egzemplarz okólnika. Postawa ich była tak komiczna, że kard. Antonelli zapytał obu ze śmiechem, czy chcą się modlić razem z katolikami za Polskę.
W relacji czytamy: “Wówczas obadwaj głos zabierając zaprotestowali urzędownie i uroczyście przeciw dokumentowi i jego skutkom a następstwom. Dodali, iż Stolica Święta poduszcza tym sposobem Polaków, że rewolucji nowego bodźca dodaje, że to postępowanie niezgodne jest z międzynarodowymi prawowitych rządów obowiązkami, że Polacy nie omieszkają użyć okólnika na swą korzyść. Sekretarz stanu odrzekł, iż dokument, o który spór się toczy, nie jest dyplomatyczną notą lub protokołem, lecz aktem kościelnym, że zatem jako taki nie podpada sądowi dyplomacji”.
Rosyjski dyplomata nie chciał od swego stanowiska odstąpić i przyznać racji papieskiemu sekretarzowi stanu, który w Rzymie nie był bynajmniej uważany za stronnika sprawy polskiej. Odpowiedział więc kard. Antonellemu, nawiązując do toczącej się w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej wojny secesyjnej: “W Zjednoczonych Stanach krew się także leje, dlaczegóż więc papież nie nakazuje raczej modłów za Amerykanami?”. Kardynał odrzekł Meyendorffowi: “Nie zmuszaj mnie pan do porównywania obrazu Zjednoczonych Stanów i Polski, bo by się na korzyść rosyjskiego rządu nie obrócił. W Ameryce Kościół używa całkowitej wolności, nie wywożą biskupów, nie wieszają księży i nie biją się za wiarę”.
Pius IX postawił więc sprawę polską na ostrzu noża, ponad przetargami dyplomatycznymi. Jego sekretarz stanu, Antonelli, mimo braku sympatii do nas, okazał się lojalnym ministrem papieskim. Interweniujących przedstawicieli dyplomatycznych Petersburga i Berlina odprawił z niczym. To stanowisko Ojca Świętego i jego sekretarza stanu uznać należy za znamienne. Sprawa polska na arenie międzynarodowej nie stała wówczas najlepiej, a mimo to Stolica Apostolska nie podjęła żadnych dyplomatycznych kompromisów kosztem Polski z przedstawicielami Rosji i Prus. Zostali oni wręcz napomnieni. Wywołało to przypuszczenie w Rzymie, że Rosja i Prusy mogą zerwać stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską z racji Polski. Odpowiedzią Piusa IX na przestrogi Meyendorffa i Willisena była obecność wraz z całym Kolegium Kardynalskim, zaraz następnego dnia, w bazylice Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej. Tam Papież ponownie przewodniczył modłom za Polskę.
Ta postawa Piusa IX, sprzyjająca wyraźnie walczącemu o wolność narodowi, była znana i doceniana w kraju. Informowała o tym prasa podziemna, najobszerniej Głos Kapłana Polskiego, redagowany przez ks. Karola Mikoszewskiego. Z tym większą odnoszono się wdzięcznością do Ojca Świętego, ponieważ wiedziano, że w jego otoczeniu byli też dostojnicy kościelni mało przychylni sprawie polskiej, a nawet jej wrodzy. Do nich zaliczano m.in. kard. Gislain de Merode, ministra wojny w Państwie Kościelnym, oraz kard. Andrea Pila, ministra spraw wewnętrznych.
Najmocniej w sprawie Polski, a zarazem najbardziej krytycznie względem Rosji wypowiedział się Pius IX w alokucji, którą wygłosił 24 kwietnia 1864 r., a więc już u schyłku powstania, po aresztowaniu Romualda Traugutta, które nastąpiło w nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 r. Było to w dniu poświęconym śmierci pierwszego męczennika-misjonarza – św. Fidelisa z Sigmaringen. Papież przybył w asyście 12 kardynałów, wielu biskupów i licznego duchowieństwa do Kolegium Rozkrzewiania Wiary. Odprawiwszy tam Mszę św., dokonał kanonizacji bł. Marii Franciszki od Pięciu Ran oraz beatyfikacji Marii Małgorzaty Alacoque. Wstrząśnięty represjami rosyjskimi w Polsce, Pius IX okolicznościową homilię poświęcił w całości sytuacji w naszym kraju. Jak relacjonują świadkowie, Papież powstawszy z tronu, z ręką wzniesioną do góry, z twarzą pełną wzruszenia, powiedział: “Słuchajcie! Poczuwam się do obowiązku potępić tego potężnego panującego, którego imienia nie wymawiam w chwili obecnej tylko dlatego, by wyrzec je w innym przemówieniu, a którego niezmierzone imperium rozciąga się aż po biegun północny. Ten władca, który fałszywie mianuje się katolikiem Wschodu, a jest tylko schizmatykiem, wyrzuconym z łona prawdziwego Kościoła, ten władca prześladuje i morduje swych poddanych katolików, których pchnął sam do powstania przez swe dzikie okrucieństwa. Pod pozorem tłumienia powstania tępi katolicyzm, skazuje na wygnanie rzesze ludności do krain lodowatych, gdzie pozbawia się ich wszelkiej pomocy religijnej, a na ich miejsce nasyła schizmatyckich awanturników, odrywa kapłanów od ich owiec, wysyła ich na wygnanie lub skazuje na ciężkie roboty i inne hańbiące kary. Szczęśliwymi są ci, którzy zdołali uciec i teraz błąkają się bez dachu i schronienia na obcej ziemi. Ten władca, acz nieprawowierny i schizmatyk, przywłaszcza sobie władzę, jakiej nie posiada nawet Namiestnik Chrystusowy, a mianowicie władzę składania z urzędu biskupa przez nas legalnie ustanowionego. Bezrozumny! Nie wie, iż biskup katolicki czy na swej stolicy, czy też w podziemiach więziennych jest zawsze biskupem i że jego święcenia nie mogą mu być odjęte! I nikt nie ma prawa Nam zarzucić, iż powstając przeciw zamachom podsycamy płomień rewolucji europejskiej. Umiemy bowiem odróżnić rewolucję socjalistyczną od walki o słuszne prawa narodu do niepodległości i wolności swej wiary”.
Słowa powyższe wypowiedział Pius IX spontanicznie, jak relacjonują świadkowie wydarzenia, w najwyższym uniesieniu. Stąd użycie względem cara, bo o niego przecież w wystąpieniu chodziło, słowa “bezrozumny” (stolto), dosadniej tłumacząc – “głupi”, dotychczas w praktyce dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej nie stosowanego. Nic więc dziwnego, że reakcja Petersburga na wystąpienie Piusa IX była też gwałtowna. Wspomniany już wyżej rosyjski charge d´affaire – Feliks Meyendorff protestował przeciw słowom użytym przez Papieża w sprawie polskiej. Kanclerz rosyjski Aleksander Gorczakow widział w wystąpieniu Piusa IX cios bolesny zadany Rosji, a zarazem zachętę dla polskich powstańców. Wkrótce Petersburg zerwał stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską.
Słowa Piusa IX obiegły cały świat. Przytaczała je prasa europejska i światowa. Powstania polskiego jednak nie uratowały. Zlekceważono papieskie wołanie o niepodległą Polskę. Europie ówczesnej, zwłaszcza jej kręgom liberalnym, coraz bardziej znaczącym, Polska niepodległa nie była potrzebna. Na swą niepodległość musiała czekać jeszcze ponad pół wieku. Czy jednocząca się obecnie Europa tę niepodległość Polski z trudem wywalczoną doceni? Czy uszanuje ją i będzie wspierać równie silnie, jak czynił to Pius IX? Czas pokaże.
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17
http://www.niedziela.pl/artykul/65440/nd/Bl-Pius-IX—semper-fidelis-Poloniae
Działalność Piusa IX w ostatnich latach istnienia Państwa Kościelnego |
Kiedy 16 czerwca 1846 r. Pius IX po Grzegorzu XVI zasiadł na Stolicy Apostolskiej większość kardynałów miała nadzieję, że nowy papież podąży drogą liberalizmu.
Wiele wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Konserwatyzm Grzegorza XVI był dla wielu przesadny. Zabraniał on na przykład gazowego oświetlania ulic, uznając je za dzieło szatana, uznawał też absolutny prymat władzy kościelnej nad świecką. Giovanni Maria Mastai-Ferretti – Pius IX urodzony w roku 1792 miał opinię człowieka postępowego, dlatego wiązano z nim duże nadzieję na stworzenie nowego wizerunku papiestwa i przeprowadzenie niezbędnych reform w Państwie Kościelnym. Nowy biskup Rzymu mógł liczyć na duży kredyt zaufania.
Pierwsze decyzje papieża mogły zadowalać pokładających w nim nadzieje. Przeprowadzenie kolei żelaznej i oświetlenie gazowe ulic mimo, że nie miało praktycznie żadnego znaczenia politycznego, wzbudziło jednak entuzjazm. Oczekiwano reform dalej posuniętych niźli tylko te natury technicznej. Kolejne, podkreślmy nieznaczne, ustępstwa wzbudziły powszechną radość. Odsunięto od urzędów ludzi z tzw. reakcji gregoriańskiej, powołano radę państwa (consulta di stato) o kompetencjach doradczych, a członkami komisji mających przeprowadzić zamierzone reformy zostawali ludzie świeccy. Pius IX stał się tak popularny jak żaden inny papież w XIX wieku. Wtedy jednak przyszedł feralny rok 1848.
We Francji wybuchła rewolucja (tzw. lutowa). Był to początek tzw. Wiosny Ludów, w wielu państwach uaktywnili się zwolennicy reform i liberalizacji obecnych form ustrojowych. Także w Państwie Kościelnym, tam jednak dochodził czynnik jakim były ruchy dążące do zjednoczenia Włoch. Wielu widziało w papieżu tego, który mocą swojego autorytetu, symboliką swojej władzy i jej historycznym znaczeniem, doprowadzi do jedności wszystkich Włochów. Na razie jednak pozostawała kwestia przeobrażeń w samym Państwie Kościelnym. Ojciec Święty został zmuszony przez nową sytuację do pójścia znacznie dalej w swoich reformach niż dotychczas. Stworzono nowy ustrój, oparty na systemie dwuizbowym (izby zwane też były radami). Członkowie pierwszej izby byli mianowani bezpośrednio, członkowie drugiej natomiast wybierani według cenzusu majątkowego i liczby reprezentowanych przez siebie obywateli. Konstytucja ta nie przypominała jednak innych aktów tego typu. Większość władzy pozostawała w rękach papieża i jego kardynałów. Każda ustawa uchwalona przez jedną bądź drugą izbę, musiała być skontrolowana na tajnym posiedzeniu kardynałów. Dopiero wtedy otrzymywała sankcję papieską. Cała władza pozostawała ciągle w rękach duchowieństwa, natomiast żądania ludzi świeckich szły w zupełnie innym kierunku. Tymczasem sytuacja polityczna ciągle się zmieniała.
W Wiedniu obalono rząd, a Włosi z Państwa Kościelnego wyruszali by wyzwolić spod panowania Habsburgów kraje włoskie i zaprowadzić rządy republikańskie. Pius IX nie chciał ze swojego balkonu pożegnać ochotników wyruszających z Rzymu na wojnę. Ludzie oczekiwali od papieża poparcia a nawet wypowiedzenia wojny Austrii. Dla głowy Kościoła było to absolutnie nie do urzeczywistnienia. „Papież poczuł się bardzo urażony. Wszelkie republikańskie sympatie były mu całkowicie obce. Zaapelował do Włochów, by byli posłuszni swoim władcom.„1 Pius IX nie mógł zachować się inaczej. Byłoby to zaprzeczeniem tradycji i historii Kościoła Katolickiego. Monarchie europejskie opierały się na zasadach legalizmu, a monarcha rządził z woli Boga. Czy papież miał się przeciwstawiać woli Boga? Na kardynalskim konsystorzu 29 kwietnia wygłosił mowę, w której stwierdził, że nie będzie prowadził żądnych wojen. Według papieża istniejąca sytuacja polityczna była dobra, to znaczy: uważał on, że Włochy nie potrzebują zjednoczenia, raczej widział on jedność Włoch jako wspólny związek wszystkich panujących książąt (także Austrii jako państwa włoskiego). Wskutek takiego zachowania „Pio nono” utracił od razu całą swoją popularność.
Papież nie potrafił się porozumieć ze swoimi ministrami. Dla tak konserwatywnie nastawionego człowieka już samo słuchanie o podporządkowaniu się papieża parlamentowi i ministrom zamiast odwiecznego hierarchicznego porządku, było nie do zniesienia. Najwybitniejszy z ówczesnych ministrów – Mamiani – pragnął wykorzystać niepopularność Piusa IX. Chciał on uwolnić całkowicie państwo od wpływów kardynałów, koncentrując władzę świecką w rękach parlamentu i odpowiedzialnych ministrów, którym papież musiałby się podporządkować jako władca konstytucyjny. Było to jednak niezgodne z ustaleniami statutu. W tym czasie na pierwszy plan wysunął się innym człowiek – Pellegrino Rossi – uczciwy, wykształcony, energiczny i nieustraszony w głoszeniu swoich poglądów, a uważał, że można w sposób skuteczny połączyć dążenia liberalne z zachowanie w pewnym stopniu dotychczasowych form rządzenia. Skupił w swoim ręku wystarczającą władzę, jednak lud nie chciał już słyszeć o budowie takiego systemu, który przecież niedawno upadł we Francji. Rossi rozbudzał wśród tłumu negatywne namiętności. Swoją kulminację znalazło to 15 listopada 1848 roku. Kiedy wchodził po stopniach parlamentu został przebity sztyletem i skonał na miejscu. Zabójcą był syn jednego z przywódców opozycji (Brunettiego, zwanego „podobnym do Cycerona”, Ciceruacchio2. Wzburzenie tłumu sięgnęło stanu krytycznego. Niezgoda Ojca Świętego na żądania tłuszczy doprowadziła w końcu do oblężenia pałacu papieskiego. Budynek został ostrzelany, jeden z prałatów został zabity, papież w efekcie zgodził się na wszystko, ale i to nie uspokoiło mas. Pius IX uciekł, 24 listopada znalazł schronienie się w Gaecie na obszarze neapolitańskim.
Wyboru deputowanych doprowadziły do utworzenia junty. Nie miała ona jednak podstaw prawnych do rządzenia, postanowiono odwołać się do zasad suwerenności narodu. Zapowiedziano zwołanie zgromadzenia narodowego, by „zapewnić państwu trwały i silny rząd, zgodnie z życzeniem narodu lub jego większości„3. Papież rozporządzeniem kościelnym zakazał udziału w wyborach, mimo to odbyły się w zaplanowanym czasie. 5 lutego 1849 roku odbyła się pierwsza sesja zgromadzenia narodowego. Podjęło uchwałę o pozbawieniu papieża władzy w państwie rzymskim, jednak chciano dać temu urzędowi wszelkie gwarancje potrzebne do pełnienia władzy kościelnej. Lud sam decydował o swojej przyszłości. W dniu 9 lutego 1849 r. proklamowano Republikę Rzymską we władaniu triumwiratu z Józefem Mazzinim na czele. Zaczęto przygotowywać miasto nad Tybrem do obrony przed spodziewaną międzynarodową interwencją.
Wydarzenia w Państwie Kościelnym wywołały szok w Europie. Katolicy modlili się o Bożą i ludzką pomoc dla tak poniżonego papieża. Także sam zainteresowany zabiegał o wsparcie zbrojne. Nie zgadzał się przy tym na to co mu proponowano, czyli powrót do Rzymu i gwarancje potrzebne do wykonywania władzy kościelnej, bez żadnych uprawnień cywilnych. W tym czasie na taką zgodę było za wcześnie. Papież ciągle czuł się mocny i wiedział, że ma poparcie monarchów katolickich. Tak też było.
Wkrótce wojska austriackie rozpoczęły nową kampanię zbrojną, zajęły Bolonię i Ankonę. Aby nie dopuścić do wszechładzy Austrii we Włoszech, ruszyła armia francuska pod wodzą generała Oudinota i wkrótce przeszła przez most zwany Ponte Sisto zajmując Rzym. Wiosną 1850 r. Pius IX mógł znowu zasiąść na tronie w mieście świętego Piotra, czując się silniejszy niż przedtem. Przywrócił rządy sprzed swojej ucieczki, czyli skupił władzę w rękach duchowieństwa.
Pius IX mocą swego autorytetu postanowił nadać oficjalny charakter nauce o Niepokalanym Poczęciu Marii Dziewicy, oraz o tym że Matka Boża wolna jest od grzechu pierworodnego. Papież był bardzo mocno zaangażowany uczuciowo w kult maryjny, nowy dogmat był jego ukoronowaniem. Był rok 1854, nikt nie podważył nieomylności papieża chociaż nie uznawano jej jeszcze za dogmat. Papiestwo od dawna nie było tak silne, a Ojciec Święty mógł dalej działać. Należy zauważyć też jak bardzo papież angażował się w działalność misyjną. Powoływano nowe zakony misyjne. Zakładano biskupstwa w Ameryce Północnej, na wybrzeżach Afryki, w Indiach, w Azji Centralnej. Papież nie zapomniał też o owcach odłączonych od stada dawno temu. Ekumenizm w pojęciu współczesnym był mu oczywiście obcy. Dążył raczej do uznania przez Cerkiew prawosławną i kościoły protestanckie zwierzchnictwa biskupa rzymskiego i powrotu na łono Kościoła Katolickiego. Było to logiczną konsekwencją jego wizji papiestwa – nieomylnej głowy jedynego kościoła światowego. Patriarchowie wschodni z oczywistą wrogością odrzucili postulaty papieża, który zwracał się do nich: „Słuchajcie słów moich wy wszyscy na Wschodzie, którzy szczycicie się imieniem chrześcijan, lecz nie pozostajecie we wspólnocie z Kościołem rzymskim„4. Protestanci którzy przecież odeszli znacznie dalej od nauki Kościoła Katolickiego, także nie mogli uznać prymatu papieża. Pius IX liczył na to, że uda mu się wykorzystać niesnaski między poszczególnymi państwami i grupami protestanckimi. Nie zauważał przy tym rzeczy bardzo oczywistej, czyli tego że stan nieustannej walki jest w zasadzie jedną z istot protestantyzmu, nieodłącznie z nim związaną od wieków. Papież wyrażał pogląd, że poza Kościołem Katolickim nie żadnych szans na zbawienie, więc logicznym jest, że nie mógł mówić o pojednaniu kościołów, ale jedynie o powrocie na łono Kościoła Katolickiego.
Burzliwy wiek nie dał jednak o sobie zapominać. W Piemoncie, który po przyłączeniu się do wojny krymskiej zyskał większe znaczenie w Europie, zadano Kościołowi cios, wobec którego papież nie mógł pozostać obojętnym. Zaczęło się od zakazu nauczania przez duchowieństwo, wprowadzeniu ślubów cywilnych, a skończyło na zniesieniu klasztorów i wszelkich religijnych zgromadzeń. Były to reformy na wzór tych z czasów Wielkiej Rewolucji. Papież użył broni jaka była mu dana, chociaż jej znaczenie nie było takie, jakie na pewno chciałby widzieć Pius IX, mianowicie rzucił klątwę na wszystkich, którzy w jakimś stopniu przyłożyli rękę do reform. Tak szeroki zasięg klątwy nie mógł mieć dużego wpływu. Jednak należy tutaj zauważyć jak bardzo Ojciec Święty był przepojony tradycją, stosował środki, które już tak bardzo nie działały na współczesnych. Dla papieża była to jednak kolejna odsłona batalii ciągnącej się od średniowiecza, pomiędzy władzą świecką a kościelną. Tylko, że tym razem władza świecka miała perspektywy na całkowite i miażdżące zwycięstwo. Wiktor Emanuel II roztaczał antypapieską propagandę na forum europejskim, skutkowało to wystąpieniami w Państwie Kościelnym. Wtedy zdano sobie sprawę, że o ile autorytet papieża w kwestiach wiary jest niezachwiany, to jego władza świecka jest już iluzją. Świadczy o tym jego podróż po Włoszech wiosną 1857 roku.
„Zauważono, że na obcych obszarach, na których występował tylko jako papież, przyjmowano go z entuzjazmem, na własnych natomiast terenach – z demonstracyjną oziębłością.„5
Po wybuchu wojny austriacko-francuskiej, w 1859 roku ziściły się koszmary Piusa IX. Przecież wojska tych państw były gwarantem spokoju na terenie Państwa Kościelnego. Wybuchały kolejne powstania, zbuntowane prowincje przyłączały się do Piemontu. Tak było z Bolonią, która 1 września 1859 roku ogłosiła dekret pokrywający się z uchwałą z Rzymu sprzed dziesięciu laty, tyle że tym razem nie chciano wprowadzać form republikańskich, lecz dążono do połączenia z Piemontem. Bolonia wraz z innymi prowincjami sąsiadującymi z nią przyłączyła się w 1860 r. do Piemontu.
Papież zaś ogłosił ekskomunikę inicjatorów powstania, potem ekskomunikę sprawców „grabieży” Patrimonium Sancti Petri. Francuzi zaapelowali do papieża, aby w pozostałych prowincjach swego państwa ogłosił reformy, dzięki czemu państwa katolickie zagwarantują mu nienaruszalność terytorium. Papież stanowczo odrzucił te żądania, wiedząc że zgadzając się na nie, zgodzi się na rezygnację z oderwanych ziem. Była to sytuacja bez wyjścia. Niezadowolona ludność, chęć zjednoczenia całych Włoch, z drugiej zaś strony ponad tysiąc lat tradycji Państwa Kościelnego. Papież nie wiedział jak się to skończy i bronił wszystkimi siłami, tego czym dane mu było zarządzać z woli Kościoła. Jednak ruch zjednoczeniowy Włoch był nie do zatrzymania, a kiedy Wiktor Emanuel II w 1861 roku ogłosił się królem Włoch i wyraził pogląd, iż jedyną możliwą stolicą nowo powstałego państwa musi być Rzym, katastrofa Państwa Kościelnego, czy raczej tego co z niego zostało, była nieunikniona. Kolejną linią obrony, także związaną ściśle z tradycją Kościoła, było powołanie się na uchwały soboru trydenckiego zakończonego w roku 1563. Papież udowadniał, że władza świecka którą otrzymał od Opatrzności, jest zabezpieczeniem Kościoła i jako taka, nie powinna być naruszana. Co bardzo istotne papież miał pełne poparcie biskupów, ale w oczach szeregowego kleru poddającemu się liberalizmowi katolickiemu tracił.
Rodzące się ruchy liberalizmu kościelnego, których pierwszy rozkwit należy umieścić w latach 1848-1864 spowodowały duże zaburzenia w organizmie Kościoła. Najsilniej rozwinięte we Włoszech, Francji, Belgii, Niemczech, zakładały zasadniczo: tworzenie państw konstytucyjnych oraz wolność wyznania. Po kongresach katolików liberalnych w Mechlinie (VIII 1863) oraz w Monachium (IX 1863), papież ogłosił encyklikę „Quanta cura” 8 XII 1864 roku, w której potępił m.in. racjonalizm, gallikanizm, socjalizm, wolność prasy i sumienia, także źle pojmowany ekumenizm o czym wspomniałem wcześniej. Do encykliki dołączono wykaz błędów (tzw. syllabus errorum) w myśleniu współczesnych. Zawarto tam w osiemdziesięciu punktach błędy podzielone na kategorie. Kościół w tym czasie stał się praktycznie „oblężoną twierdzą”, zaś głównym wrogiem ideologicznym stawał się najogólniej pojęty liberalizm oraz wszelkiej maści rodzące się ruchy ateistyczne i socjalistyczne. W tamtym czasie mówiono, że są to innowacje piemonckie. Pius IX widział wyraźnie te zagrożenia i wiedział, że musi twardo im się przeciwstawić.
Podejmował działania różnego rodzaju. Interesujące jest kanonizowanie kilku braci zakonnych z dalekiej Japonii w Zielone Świątki roku 1862, którzy przed ponad 300 laty przypłacili życiem swoją gorliwość apostolską. Jak rzekł papież zostali oni kanonizowani dlatego, że „Kościół w chwilach ucisku potrzebuje nowych swych rzeczników u Boga„6. Od czasów Piusa IX zagrożenia wobec Kościoła pozostają ciągle takie same. Walka z laicyzacją i marginalizacją instytucji papiestwa przyjmowała różne formy w zależności od aktualnie urzędującego biskupa Rzymu. Pontyfikat Piusa IX stanowi pewną cezurę i jak każdy papież sprawujący swoją władzę w takim okresie, Pius IX był rozdarty między starym porządkiem, a tym co niosły nowe ruchy socjalistyczne i liberalne. Jednak przygotował on podstawę pod wizerunek papiestwa nowoczesnego. Postanowił zrobić coś czego Kościół Katolicki nie widział od ponad 300 lat – zwołał sobór powszechny. Sobór watykański I.
Nowy sobór miał być dla nowych ruchów tym, czym był sobór trydencki dla reformacji. Dwie instytucje cieszące się ogromnym autorytetem: sobór powszechny i biskup Rzymu, kiedyś nierzadko walczące ze sobą, teraz miały wspólnie przeciwstawić się doktrynom, które był zagrożeniem dla Kościoła. Znaczenie tego wydarzenia było ogromne. Po raz pierwszy nie zaproszono przedstawicieli władców państw europejskich. Papież chciał by było to zgromadzenie o charakterze wyłącznie kościelnym, nie chciał też stwarzać wrażenia, że władza świecka stoi ponad Kościołem i że Kościół jest od niej zależny. W wyobrażeniach Piusa IX sobór watykański I miał usankcjonować prymat Ojca Świętego w sposób ostateczny. Znacznie ograniczył możliwość swobodnego występowania biskupów z propozycjami uchwał. To papież miał być tym, który występuję z propozycjami. To wszystko z czym walczył Pius IX dało mu jedną korzyść. Skoro w Europie proponowano całkowity rozdział państwa i Kościoła, czemu papiestwo się przeciwstawiało, to żadna władza świecka nie mogła teraz żądać wpływu na przebieg obrad.
Był 8 grudnia 1869 roku, święto Niepokalanego Poczęcia, kiedy rozpoczął swoje obrady sobór watykański I. Na obrady, oprócz Europejczyków, dotarło wielu delegatów z Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Był to widok niezwykły – w soborze uczestniczył cały świat katolicki. Problemów do rozwiązania było wiele. „Zgromadzeni biskupi mogli zaświadczyć, jak głęboko duch antykościelny zapuścił korzenie w ich diecezjach.„7 Jednak już pierwszy wniosek, który zakładał przekształcenie Syllabusa w dogmat, spowodował gwałtowną dyskusję. W takim przypadku papież postarał się o jeszcze większe ograniczenie uprawnień delegatów. Wreszcie stanęła sprawa, która była jedną z myśli przewodnich pontyfikatu Piusa IX – problem nieomylności Ojca Świętego. Sobór watykański I miał raz na zawsze położyć kres dyskusjom na temat wyższości soboru nad papieżem. Tak postawiona sprawa wywołała wielki spór. Podczas gdy biskupi włoscy i hiszpańscy poparli projekt papieża, o tyle biskupi francuscy, często przepojeni ideami gallikanizmu, niemieccy i angielscy byli nastawieni sceptycznie. Negatywna reakcja Francji i Austrii na tę sprawę spowodowała, że biskupi zagrożeni wpływem władzy świeckiej, zaczęli się przychylać do zdania papieża. 10 maja 1870 roku biskupi otrzymali projekt konstytucji, w którym oprócz dekretu o nieomylności papieża zawarto stwierdzenia, że uchwały soborowe nie potrzebują potwierdzenia ze strony władzy świeckiej. Dodano także wiele odniesień do zasad, które różnią Kościół Katolicki od Cerkwi prawosławnej. Wśród biskupów spory się nasilały. Rozumiano, że ogłoszenie tego dogmatu będzie miało ogromne skutki dla całej wspólnoty. Wróżono rozpad Kościoła i całkowite zahamowanie dialogu z innymi wyznaniami. Jednak kiedy 18 lipca 1870 roku dekret o nieomylności papieża w sprawach moralności i wiary poddano pod głosowanie, 535 członków soboru przyjęło go prawie jednomyślnie. Pius IX ubrany w swoje szaty pontyfikalne powstał z tronu i odczytał postanowienia soboru. Wszystkiemu zaś towarzyszyły grzmoty i pioruny burzy, który właśnie przeciągnęła nad Watykanem.
Dzień po ogłoszeniu dekretu, wybuchła wojna francusko-pruska. Francuzi musieli wycofać swoje wojsko z Rzymu. Na taką okazję czekało Królestwo Włoch. Wojska włoskie wkroczyły do Rzymu, zaś sam Ojciec Święty schronił się w Watykanie. Kazał wywiesić na zamku Św. Anioła białą flagę, ekskomunikował także wszystkich, którzy przyłożyli rękę do zajęcia Świętego Miasta. Papież ogłosił się „więźniem Watykanu”. Król zagwarantował papieżowi swobodne wykonywanie władzy kościelnej. Po prawie równo 1100 latach swoje istnienie zakończyło Państwo Kościelne. Nastąpiła nowa era Kościoła Katolickiego.
Jeżeli zaś chodzi o przerwany sobór, to nigdy formalnie nie zakończył on swoich obrad. Jednak jego skutki były ogromne. Należy tutaj wspomnieć o grupie wiernych, która opuściła Kościół w proteście przeciwko ogłoszonemu dogmatowi. Utworzyli oni tzw. Kościół starokatolicki. Na czele tego ruchu stanął Johann Joseph Döllinger z Bawarii, jego książkęPapież i sobór uznano za najgwałtowniejszy atak na Stolicę Piotrową od wielu lat. Większość wiernych i duchownych okazał się jednak solidarna z papieżem.
Po przeprowadzonym plebiscycie wśród ludności, w którym wyrażono wolę zjednoczenia, w 1871 dokonano tego. Rzym stał się stolicą nowego laickiego państwa. Radość była powszechna, ludzie tłumnie wychodzili na ulice by manifestować swoją radość. Papieżowi zaś przyznano dożywotnią rentę i możliwość pełnienia obowiązków głowy Kościoła. Przyznano mu pałac w Watykanie i na Lateranie oraz willę w Castel Gandolfo. Biskupi Rzymu zostali pozbawieni władzy świeckiej, jednak problemy współczesnego świata ciągle pozostawały w sferze zainteresowań następców św. Piotra. Problemów było wiele: antykatolicki Kulturkampf, rosnący w siłę socjalizm, czy postępująca laicyzacja.
Praca, którą Pius IX wykonał przez okres swego pontyfikatu w kwestii Państwa Kościelnego poniosła całkowitą klęskę. Jest to zrozumiałe, inaczej być nie mogło. Władza świecka papieża opierała się na autorytecie i majestacie następcy św. Piotra. Kiedy nowe laickie i liberalne ruchy zaczęły podkopywać pozycję Kościoła i zyskiwały duże poparcie, musiało się to skończyć upadkiem Państwa Kościelnego. Mechanizmy wyniesione ze średniowiecza już nie działały, monarchowie nie bali się ekskomuniki, dlatego że władza „przestała pochodzić od Boga”, teraz pochodziła od ludu. Był to znak nowych czasów, w których nie mogło być miejsca na tak anachroniczny twór jak Państwo Kościelne. W pewnym sensie wydarzenia te rozwiązały ręce papieżowi. Każdy kolejny mógł zająć się tylko sprawami Kościoła. Ruchy ludowe i niezadowolenie obywateli stały tylko na przeszkodzie Ojcu Świętemu. Jakże inaczej wyglądałby pontyfikat Leona XIII gdyby Państwo Kościelne się utrzymało. Musiałby on teorie zawarte w encyklice Rerum Novarum, ucieleśniać w swoim państwie, inaczej wszystko co pisał byłoby z gruntu fałszywe.
Pius IX umarł 7 lutego 1878 roku. Był najdłużej urzędującym papieżem w historii. W czasie jego rządów Kościół przeszedł ogromne przeobrażenia. Zmieniła się także Europa. W czasie jego pontyfikatu powstały nowe państwa: Królestwo Włoch, Cesarstwo Niemieckie, Cesarstwo Austriackie zostało przemianowane na Austro-Węgry, Francja przeszła kilkakrotne przemiany ustrojowe. Czas w którym rządził Pius IX należy uznać za przełomowy i trudny.
Bibliografia:
- Chwalba A., Historia powszechna wiek XIX, Warszawa 2009.
- Krajski S., Pius IX pogromca liberalizmu, Warszawa 2000.
- Ranke von. L., Dzieje papiestwa w XVI-XIX wieku, Warszawa 1993.
- Zieliński Z., Papiestwo i papieże dwóch ostatnich wieków, Warszawa 1983;
- Żywczyński M., Historia powszechna 1789-1870, Warszawa 1999.
- L. Ranke von, Dzieje papiestwa w XVI-XIX wieku, T. 2, Warszawa 1993, s. 412. [↩]
- M. Żywczyński, Historia powszechna 1789-1870, Warszawa 1999, s. 381. [↩]
- L. Ranke von, op. cit., s. 414. [↩]
- Tamże, s. 421. [↩]
- Tamże, s. 426. [↩]
- Tamże, s. 429. [↩]
- Tamże, s. 441. [↩]
http://historia.org.pl/2010/07/22/dzialalnosc-piusa-ix-w-ostatnich-latach-istnienia-panstwa-koscielnego/
*************
Dodaj komentarz