Słowo Boże na dziś – 16 stycznia 2015 r. – piątek – “Razem odkryjmy dach Pisma, aby zejść do stóp Pana”

Myśl dnia

Praca jest najlepszym lekarstwem na smutek.

Arthur Conan Doyle

Żaden naród prac swoich nie cieszył się płodem,
Bo żaden nie był ludu cichego narodem.Adam Mickiewicz

Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć
Antoni Czechow
Trzeba mieć w sobie wiele miłości, żeby uwaga zwrócona drugiej osobie wyszła jej na dobre.
Mikołaj Gogol
PS1

PIĄTEK I TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 4,1-5.11)

 

Spieszmy do odpoczynku Bożego

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Gdy jeszcze trwa obietnica wejścia do Bożego odpoczynku, lękajmy się, aby ktoś z was nie mniemał, iż jest jej pozbawiony. Albowiem i myśmy otrzymali dobrą nowinę, jak i ci, którzy wyszli z Egiptu, lecz tamtym słowo usłyszane nie było pomocne, gdyż nie łączyli się przez wiarę z tymi, którzy je usłyszeli.
Wchodzimy istotnie do odpoczynku my, którzy uwierzyliśmy, jak to powiedział: „Toteż przysiągłem w gniewie moim: nie wejdą do mego odpoczynku”, aczkolwiek dzieła były dokonane od stworzenia świata. Powiedział bowiem Bóg na pewnym miejscu o siódmym dniu w ten sposób: „I odpoczął Bóg w siódmym dniu po wszystkich dziełach”. I znowu na tym miejscu: „Nie wejdą do mego odpoczynku”.
Spieszmy się więc wejść do owego odpoczynku, aby nikt nie szedł za tym samym przykładem nieposłuszeństwa.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 78,3 i 4bc.6-7.8)

Refren: Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy.

To, cośmy usłyszeli i poznali, *
i co nam opowiedzieli nasi ojcowie,
opowiemy przyszłemu pokoleniu *
chwałę Pana i Jego potęgę.

Aby wiedziało przyszłe pokolenie, +
synowie, którzy się narodzą, *
że mają pokładać nadzieję w Bogu
i nie zapominać dzieł Bożych, *
lecz strzec Jego poleceń.

A niech nie będą jak ich ojcowie, *
pokoleniem opornym buntowników,
pokoleniem, którego serce jest niestałe, *
a duch nie dochowuje wierności Bogu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (2 Kor 5,19)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą,
nam zaś przekazał słowo pojednania.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 2,1-12)

Chrystus ma władzę odpuszczania grzechów

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”
Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje łoże i idź do domu»”.

On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.
Oto słowo Pańskie.
****************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

Wytrwałość w wierze

Paralityk miał dużo szczęścia. Znaleźli się ludzie, którzy pomogli mu dostać się do Jezusa. Wymagało to od nich wiele wysiłku i pomysłowości, bo tłum wokół Syna Bożego był duży. Nie poddali się i rozebrali dach, aby spuścić w dół chorego. Wytrwałość jest cechą bardzo ważną także w naszym życiu duchowym. Zwłaszcza wtedy, gdy chcemy uczynić coś dobrego, pojawiają się trudności, które mogą nas zniechęcić. Patrząc na przykład tych czterech mężczyzn, widzimy, że ich nieustępliwość w czynieniu dobra i zdecydowane działanie przyniosły efekt – człowiek sparaliżowany został uzdrowiony i objawiła się chwała Boża.

Panie, proszę Cię o wytrwałość w wierze. Abym nigdy nie zniechęcał się w obliczu trudności i nieustannie szukał sposobów dotarcia do Ciebie.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
************************

Ryzyko utraty wiary, zbłądzenia, zmarnowania otrzymanej łaski dotyczy każdego z nas. Dlatego potrzebujemy wspólnoty. Może dopiero w niebie dowiemy się, ile zawdzięczamy niepozornym, wytrwałym modlitwom innych ludzi. Sami też nie powinniśmy nigdy ulegać zniechęceniu, polecając Jezusowi tych, którzy się źle mają.

ks. Jarosław Januszewski, „Oremus” styczeń 2009, s. 62

JEZUS I DUCH ŚWIĘTY

O Panie, nie odbieraj mi świętego Ducha swego (Ps 51, 13)

Choć łaska jest stworzona przez trzy Osoby Trójcy Przenajświętszej, bez jakiejkolwiek różnicy, to jednak rozdzielanie jej ludziom przypisuje się szczególnie trzeciej Osobie, tj. Duchowi Świętemu, któremu zresztą przypisuje się wszystko, co należy do dzieła uświęcania dusz. W tym znaczeniu również ten przeogromny zasób łaski, która napełnia człowieczeństwo Jezusa, jest dziełem Ducha Świętego. Duszę Jezusa zdobią wszystkie laski nadprzyrodzone, a to dlatego, że „Duch Święty mieszka w Chrystusie z taką pełnością łaski, iż nie możemy wyobrazić sobie większej” (O Mist. Ciele Chr.). Pełnia łaski, dar stworzony, odpowiada pełni Ducha Świętego, który jest darem nie stworzonym. Jezus jeden spośród wszystkich „otrzymał tego Ducha bez miary” (tamże), od Niego otrzymał ogromny zasób łaski i dzięki temu może wysłużyć laskę wszystkim ludziom.

Dusza Jezusa jest piękna i święta, a tak ściśle z Bóstwem zjednoczona, że Duch Święty „upodobał sobie mieszkanie w niej, niby w najukochańszej swej świątyni” (tamże). Mieszka tam z taką pełnością i władzą, że daje natchnienie, kieruje oraz prowadzi wszystkie czynności Jezusa, że „zwie się w szczególny sposób Duchem Chrystusowym lub Duchem Syna” (tamże). Ewangelia nieraz mówi, że Jezus działał „pełen Ducha Świętego”, że był „zaprowadzony od Ducha” (Łk 4, 1). Miało to miejsce nie tylko w pewnych okolicznościach, lecz stale. Jezus sam to potwierdził na początku swej działalności publicznej, w synagodze w Nazarecie: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę” (tamże 18).

Jezus nie znał innej pobudki, innego ducha, prócz Ducha Świętego.

  • O mocy Ojca przedwiecznego, wspomóż mię; mądrości Syna, oświeć oczy mojego rozumu; słodka łaskawości Ducha Świętego, zapal serce moje i zjednocz je z sobą… Wyznaje, o słodka i wieczna dobroci Boga, że łaskawość Ducha Świętego i gorąca Twoja miłość chce zapalić i połączyć z Tobą serce moje i serca wszystkich rozumnych stworzeń… Duch Twój płonie żarem, wyniszcza do głębi i wyrywa z korzeniem wszelką miłość i uczucie ziemskie z serc nowych latorośli, które spodobało Ci się wszczepić w Ciało Mistyczne, Kościół święty… Racz, o Boże, oderwać nas od miłości świata a przenieść w ogród Twojej miłości i daj nam serce nowe, przepełnione prawdziwym umiłowaniem woli Twojej, abyśmy gardząc światem, samymi sobą, miłością własną, napełnili się prawdziwym żarem miłości Twojej i naśladowali Cię jedynie dla Ciebie samego z największą czystością i żarliwą miłością (św. Katarzyna ze Sieny).
  • Wyznaję, o Jezu umiłowany, że żaden owoc duchowy nie może dojrzeć we mnie, jeśli nie użyźnisz go rosą Twojego Ducha i nie ogrzejesz żarem Twojej miłości. Zlituj się więc nade mną, przyjmij w objęcia swojej miłości, rozpal mię całą Twoim Duchem!
       Przyjdź, Duchu Święty; przyjdź, Boże miłości; napełnij serce moje, próżne niestety, wszelkimi dobrami. Rozpal mię, abym Cię miłowała; oświeć mię, abym Cię poznała; pociągnij mię, abym w Tobie znajdowała moje rozkosze; posiądź, abym radowała się Tobą.
       O wszechmocny Boski Pocieszycielu, przez tę miłość, dzięki której przeznaczyłeś mię dla siebie… spraw, abym Cię miłowała całym sercem, przylgnęła do Ciebie całą duszą i zużyła wszystkie siły w służbie Twojej miłości oraz żyła według Twego upodobania, a przygotowana przez Ciebie, bez skazy weszła na wieczne gody (św. Gertruda).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 22

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150116.htm

***************************

Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Mowa o psalmach, Ps 36 nr 3, §3

„Przyszli do Niego z paralitykiem”
 

Czy nie możemy takiego człowieka, którego opuściły siły wewnętrzne i nie może czynić dobra, podnieść jak paralityka z Ewangelii, otworzyć dla niego dach Pisma i spuścić go do stóp Pana?

Widzicie dobrze, taki człowiek jest paralitykiem duchowym. I widzę ten dach (Pisma) i wiem, że Chrystus jest pod nim ukryty. O ile stanie mi sił zatem zrobię to, co Pan pochwalił u tych, którzy odkryli dach domu i spuścili paralityka do Jego stóp. On mu bowiem powiedział: „Odwagi synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy”. I Jezus uzdrawia tego człowieka z wewnętrznego paraliżu. Odpuszcza mu grzechy i umacnia jego wiarę.

Ale byli tam ludzie, których oczy nie mogły widzieć uzdrowienia z wewnętrznego paraliżu. Uznali za bluźniercę lekarza, który działał. Myśleli w sercach swoich: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?” A ponieważ ten lekarz był Bogiem, usłyszał myśli w ich sercach. Oni wierzyli, że Bóg naprawdę ma taką moc, ale nie widzieli Boga przed sobą. Wtedy ten lekarz dokonuje działań także na ciele paralityka, aby uzdrowić z paraliżu wewnętrznego tych, którzy tak mówili. Dokonał czegoś, co mogli ujrzeć, aby i oni uwierzyli w Niego.

Odwagi zatem, choć serce twoje jest słabe, choć jesteś tak chory, że aż niezdolny do jakiegokolwiek dobra wobec tego, co się dzieje w świecie. Odwagi, choć jesteś wewnętrznie sparaliżowany! Razem odkryjmy dach Pisma, aby zejść do stóp Pana.

*****************************

Kilka słów o Słowie 16 I 2015

<a href="/channel/UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" class=" yt-uix-sessionlink     spf-link  g-hovercard" data-ytid="UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" data-sessionlink="ei=Dse4VImxL-q10QX5lIDwDw" data-name="">Michał Legan</a>

 

http://youtu.be/FYNplfGlLjg

 

*******************************

Komentarz liturgiczny

Chrystus ma władzę odpuszczania grzechów
(Mk 2, 1-12)

Są ważne rzeczy kojarzące się z odpuszczeniem grzechów i uzdrowieniem:
1.Trzeba bardzo tego chcieć i dobrze mieć do tego pomocników pełnych wiary.
2.Bardziej niż zdrowia cielesnego pragnąć odpuszczenia grzechów – Jezus paralitykowi odpowiedział na jego najgłębsze pragnienie.
3.Uzdrowienie ciała jest skutkiem uzdrowienia duszy.
4.Jezus ma władzę odpuszczania grzechów, bo po to jako Bóg przyszedł na świat.Proszę Ciebie, Panie, o wierność Tobie.

Proszę o stałość w postanowieniach poprawy.
Proszę o całkowitą ufność Tobie.
Proszę, bym nie szedł drogą nieposłuszeństwa.


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

***************************

Refleksja katolika

Trąd, choroba znana nam z ksiazek, fotografii, filmu. Wiemy, że jest to dolegliwość, która napawała grozą całe miejscowości. Organizowano dla chorych leprozoria i maksymalnie ich izolowano.
Kiedyś wpadła mi w ręce publikacja, gdzie autor porównał słowo trąd z trendy. Trendy to sytuacja, w którym człowiek chce być na czasie, chce być w centrum świata, odpowiadać na jego oczekiwania, dopasowywać się do jego wymogów.
Czy pogoń za światem czyni cię wolnym? Nie masz wrażenia, że duchowo umierasz, a co za tym idzie… gnijesz?
Zostaw ich! Wróć do siebie, otwórz okna swego serca i walcz o siebie! Zacznij żyć! Krzycz za Jezusem, żeby cię uzdrowił – wtedy przeżyjesz na nowo swoje piękno.

Paweł Kaczmarek

***

Człowiek pyta:

Czy dla cieniów czynisz cuda? Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić? Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce, a w Szeolu o Twojej wierności? Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach, a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia? Ja zaś, o Panie, wołam do Ciebie i rano modlitwa moja niech do Ciebie dotrze. Czemu odrzucasz mię, Panie, ukrywasz oblicze swoje przede mną?
Ps 88, 11-15

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XXXVIII. O MĄDRYM KIEROWANIU SPRAWAMI ZEWNĘTRZNYMI I O UCIEKANIU SIĘ W NIEBEZPIECZEŃSTWIE DO BOGA

1. Synu, dąż usilnie do tego, byś w każdym miejscu i w każdej sprawie czy działaniu pozostał wewnętrznie wolny, panuj nad sobą, niech wszystko będzie w twojej władzy, a nie ty pod władzą wszystkiego, bądź panem swoich czynów, władcą, nie zaś niewolnikiem ani poddanym siebie.

Bądź wyzwolony jak prawdziwi Izraelici, którzy mają świadomość dziedzictwa i wolności synów Bożych Kol 1,12; Rz 8,21, stoją ponad doczesnością i zgłębiają rzeczy wieczne, którzy zaledwie dostrzegają rzeczy przemijające, a wypatrują niebieskich, którzy nie lgną do rzeczy ziemskich pociągających człowieka, ale raczej pociągają je wzwyż, aby służyły Bogu, i starają się uładzić je według woli najwyższego Twórcy, jako i On nie pozostawia żadnego stworzenia bez jego wewnętrznego ładu.

2. Jeżeli w każdej sytuacji potrafisz wyjść poza zewnętrzne pozory i przenikasz to, co widzisz i słyszysz, jakimś głębszym, niecielesnym zmysłem, i jak Mojżesz wchodzisz przy każdej okazji do świątyni i radzisz się Boga Wj 33,7nn, usłyszysz na pewno Bożą odpowiedź i odejdziesz mądrzejszy, pouczony przez Boga o tym, co jest i co będzie.

Mojżesz bowiem często udawał się na miejsce święte, aby uwolnić się od wątpliwości i wahań, szukał w modlitwie pomocy, ratunku w niebezpieczeństwie i ulgi w rozpaczy z powodu nieprawości ludzkich. Tak i ty powinieneś chronić się do sanktuarium swojej duszy i błagać gorliwie Bożej pomocy Mt 6,6.

Czytamy w Piśmie świętym, że Jozue i Izraelici zostali oszukani przez Gabaonitów, bo nie poradzili się przed tym Pana Joz 9,14, lecz zawierzyli ich gładkim słówkom i zwiodła ich fałszywa pobożność wroga.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

NARÓD CICHY

Żaden naród prac swoich nie cieszył się płodem,
Bo żaden nie był ludu cichego narodem.

Adam Mickiewicz

***

Przewieź się choć raz pociągiem sypialnym.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

***********************

Refleksja maryjna

“Strażniczka” Wcielenia

Ona, tak jak i wszyscy inni, przyszła na świat, aby wypełnić swe zadanie – misję; Jej łaska i chwała są nie dla Niej, ale dla Jej Stworzyciela; Jej została powierzona rola strażniczki Wcielenia; takie było zadanie powierzone Maryi: “Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emanuel” (Iz 7, 14). Tak jak kiedyś na ziemi była strażniczką swego boskiego Dziecka, nosiła Go w swym łonie, zamykała w swoich objęciach, karmiła swoją piersią, tak teraz, aż po ostatni dzień Kościoła, chwała i cześć Jej oddawana, głoszą i określają prawdziwą wiarę wobec Jezusa – Boga i człowieka. Każdy kościół Jej dedykowany, każdy ołtarz, który powstał dzięki Jej błaganiom, każdy obraz, który Ją przedstawia, każda litania, każde Zdrowaś Maryjo wypowiadane na Jej cześć, powinno przypominać, że istnieje Ktoś, kto, chociaż był błogosławiony od początku wieków dla zbawienia grzeszników, “nie pogardził łonem Dziewicy”. Dlatego jest Ona turris davidica, “Wieżą Dawidową”, wysoką i silną obroną prawdziwego Króla Izraela, do której Kościół zwraca się w antyfonie jako do Tej, “która zniszczyła wszystkie herezje tego świata”.
J. H. Newman

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

****************************

Przebaczając, dajemy życie – Mk 2, 1-12

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Ekso Bionics / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.

 

Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: “Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.

 

A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: “Czemu tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”

 

Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: “Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów” – rzekł do paralityka: “Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu”. On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: “Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

 

Komentarze do Ewangelii

 

Tym uzdrowieniem paralityka Jezus chciał przekonać uczonych w Piśmie, że jest Bogiem, chociaż jest też człowiekiem. A nas, jak sądzę, chce przekonać o czymś innym: że odpuszczenie grzechów jest dla człowieka ważniejsze niż uzdrowienie z ewentualnego paraliżu. Tak! Wina, będąca efektem uczynionego zła, jest gorsza niż paraliż. Paraliż, nawet jeśli trwa kilkadziesiąt lat, jest przejściowy. A wina nieprzebaczona jest wieczna. Dlatego bardziej powinniśmy zabiegać o przebaczenie niż o zdrowie. A jednocześnie zauważmy jak wielką rzecz robimy, gdy przebaczamy! Kto przebacza, daje życie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2305,przebaczajac-dajemy-zycie-mk-2-1-12.html

**************************

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 2, 1-12

Mariusz Han SJ

(fot. Sixth Lie / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Gdy pojawia się słowo: “Czemu?”…

 

Uzdrowienia paralityka
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy.

 

A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego.

 

Opowiadanie pt. “O śladach, które giną”
Daleko, gdzie lato trwa cały okrągły rok, leży wiecznie zielony Kraj Trawy. Piękna to kraina, tak piękna, że trudno to oprać nawet w najbardziej poetyckich słowach. Tam właśnie przed laty w małym domku wśród wysokich traw mieszkał ojciec z dwoma synami: Tambu i Rafiki. Kiedy synowie wyrośli już z dziecinnych lat, ojciec wezwał ich do siebie i powiedział mniej więcej tak: – Moi kochani, przyszedł już czas, abyście poznali kraj, w którym żyjecie. Idźcie od wioski do wioski, ale zostawiajcie znaki na drodze, aby kiedyś można było znowu tam powrócić.

 

Chłopcy przyzwyczajeni do posłuszeństwa, wybrali się w drogę jeszcze tego samego dnia. Już po kilku krokach starszy Tambu rozpoczął znakowanie trasy. A to wiązał w supełki trawę, a to wbijał w ziemię ułamane gałązki – i tak przebytą drogę utykał znakami.

 

Młodszy Rafiki nie robił tymczasem nic. Rozglądał się tylko wkoło i sycił oczy nowymi krajobrazami, nowymi horyzontami. Na pytanie oburzonego brata, czemu zgodnie z rozkazem ojca nie stawia żadnych znaków na drodze, odpowiedział trochę z przekorą:- Przecież ojciec nie kazał wcale motać trawy i łamać gałęzi. – Uśmiechnął się przy tym i poszedł dalej.

 

Po pewnym czasie dotarli do pierwszej wioski. Trafili akurat na miejscowe święto. Kobiety i dzieci stały grupkami, a mężczyźni rozsiedli się przy suto zastawionych stołach. Śpiewy i wesołe krzyki rozchodziły się po całej okolicy. Tambu zabrał się oczywiście zaraz do znakowania terenu, a Rafiki poszedł prosto do ludzi. Pozdrowił ich z elegancją i przysiadł się do mężczyzn. Nie czekał na pytania, sam zaczął opowiadać: o ojcu, bracie, o swojej wiosce, o zwierzętach, które spotkał po drodze, o chmurach i roślinach. Mężczyźni słuchali jak zauroczeni. Tak sobie ich szybko ujął, że przyjęli go jak swego. Poczęstowali jadłem i piciem; a potem zaprosili na nocleg.

 

Tambu natomiast zmęczony znakowaniem nie miał sił i ochoty odzywać się do kogokolwiek. Gruchnął się na jakieś posłanie i nie chciał nic wiedzieć o świecie. Kiedy zbudził się rano, Rafiki już stał obok, trzymając miskę z jedzeniem: To dali mi ludzie dla ciebie – powiedział – abyś zaspokoił głód. Zjedz i chodźmy dalej! Musimy zobaczyć jeszcze parę wiosek. Tambu podziękował, zjadł z apetytem i wyruszył w drogę.

 

I znowu tak samo: on niestrudzenie ustawiał znaki, Rafiki nie robił nic. I tak szli od wioski do wioski. Rafiki szedł do ludzi. Tambu zajmował się w tym czasie swoimi znakami.

 

Kiedy po kilku miesiącach wrócili do domu, Tambu opowiedział najpierw o nieposłuszeństwie braciszka: On nie zostawił po sobie żadnego znaku – skarżył nie bez pochlebstwa:- Pójdziemy i sprawdzimy – odpowiedział poważnie ojciec.

 

I wyruszyli w trójkę śladami tamtej pierwszej wyprawy. Przy każdej wbitej gałązce, przy każdej splątanej trawie Tambu nie omieszkał się pochwalić:- Popatrz ojcze, to znowu mój znak… i ten jest mojej roboty, i ten, i-ten. A Raiki – przypominał do znudzenia – nie tknął nawet palcem.

 

Ojciec w odpowiedzi na to, uśmiechnął się tylko i szedł dalej.

 

Kiedy przyszli do pierwszej wioski, ludzie otoczyli ich kołem. Mężczyźni krzyczeli jeden przez drugiego: – Jakże się cieszymy, że zjawił się znowu ten pogodny młody człowiek, serdecznie witamy w naszych progach. I ugościli ich czym chata bogata. W czasie uczty ojcowską ambicję łechtały niezliczone słowa uznania: – Masz dobrego syna, umie patrzeć na kraj i ludzi, wie dużo o zwierzętach i chmurach, zna się na życiu i historii.

 

I tak było w każdej wiosce. Wszędzie witano ich z radością, częstowano gościnniej wychwalano bez końca Rafiki; a o Tambu milczano.

 

W końcu Tambu nie wytrzymał i zagadnął z wyrzutem do ojca:- Nie rozumiem dlaczego nikt mnie tutaj nie zna, nikt nie wita, nikt nie poznaje. Wszędzie tylko Rafiki na ustach. Ten, który na swej drodze nie postawił ani jednego znaku. Ja, który byłem ci posłuszny; nie liczę się tutaj. Tylko on zbiera od wszystkich uśmiechy i uszanowanie.

 

Mądry ojciec odpowiedział na to: Widzisz dziecko, są także inne znaki niż te twoje węzełki na trawie. To są znaki, które człowiek zostawia w sercu drugiego człowieka. Znaki o wiele trwalsze od trawy, którą może już jutro zjedzą zwierzęta lub rozniesie wiatr. Takie właśnie znaki zostawił na swej drodze twój brat.

 

Refleksja
Jezus ma moc odpuszczania grzechów. W ten sposób uwalnia również z paraliżu i niemocy człowieka, króry jest bezradny wobec zła. To początek również przemiany fizycznej. Po uwolnieniu z grzechów, również nasze ciało otrzymuje uwolnienie z paraliżu niemocy…

 

Społeczny paraliż niemocy i bezradności wprowadza w nasze życie poczucie klęski. Nie lubimy przegrywać, bo umniejsza to naszej wartości. Stąd warto zawsze podjąć kolejną walkę. Nasze duchowe i fizyczne paraliże są możliwe do uleczenia tylko przez Jezusa. Do tego potrzebne jest nasze ogromne zaufanie i to bez żadnych limitów…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Co robisz, kiedy ogranie Cię paraliż niemocy i bezradności?
2. W jaki sposób najszybciej uwolnić się od paraliżu niemocy?
3. Czy masz w sobie zaufanie do Jezusa, który przemienia?

 

I tak na koniec…
“Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć” (Antoni Czechow)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,140,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-2-1-12.html

***********************

Co jest wolą Boga?

Katechizm Kościoła Katolickiego

(fot. VeeMAX/flickr.com/CC)

Przyjście na ziemię Jezusa Chrystusa jest wyrazem działania Boga, które przynosi ludzkości wolność i pełnię życia.

 

► KKK 2822: Wolą naszego Ojca jest, “by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2, 4). “On jest cierpliwy… chce bowiem wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3, 9). Jego przykazaniem, streszczającym wszystkie inne i wyrażającym całą Jego wolę, jest, “abyśmy się wzajemnie miłowali, jak On nas umiłował” (J 13, 34).

 

► KKK 2823: “Oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął. . . aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie… W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli” (Ef 1, 9-11). Prosimy usilnie, by w pełni urzeczywistnił się na ziemi ten zamysł życzliwości, tak jak wypełnił się już w niebie.

 

► KKK 2824: W Chrystusie, dzięki Jego ludzkiej woli, wola Ojca została wypełniona w sposób doskonały i raz na zawsze. Przychodząc na ten świat, Jezus powiedział: “Oto idę… abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10, 7; Ps 40, 7). Tylko Jezus może powiedzieć: “Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8, 29). W modlitwie swej agonii godzi się całkowicie na tę wolę: “Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Łk 22, 42). Właśnie dlatego Jezus “wydał samego siebie za nasze grzechy zgodnie z wolą Boga” (Ga 1, 4). “Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa” (Hbr 10, 10).

 

► KKK 2825: Jezus, “chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5, 8). O ileż bardziej zobowiązuje to nas, będących stworzeniami i grzesznikami, którzyśmy w Nim stali się przybranymi dziećmi. Prosimy naszego Ojca, by złączył naszą wolę z wolą Jego Syna, byśmy pełnili Jego wolę i wykonywali Jego zamysł zbawienia za życie świata. Sami jesteśmy całkowicie niezdolni do tego, ale zjednoczeni z Jezusem i dzięki mocy Jego Ducha Świętego możemy Mu poddać naszą wolę i zdecydować się na wybór tego, co zawsze wybierał Jego Syn: czynić to, co podoba się Ojcu: Jednocząc się z Chrystusem, możemy stać się z Nim jednym duchem, a przez to pełnić Jego wolę; w ten sposób będzie ona urzeczywistniać się doskonale zarówno na ziemi, jak i w niebie. Rozważcie, jak Jezus Chrystus uczy nas pokory, wskazując nam, że nasze cnoty nie zależą jedynie od naszego wysiłku, ale od łaski Bożej. Każdemu wiernemu, który modli się, nakazuje, by czynił to, ogarniając całą ziemię. Nie mówi przecież: “Bądź wola Twoja” we Mnie lub w was, lecz “na całej ziemi”, by został z niej usunięty wszelki grzech, a zakrólowała prawda, by zostały zniszczone wady, a rozkwitły cnoty, i by ziemia nie różniła się już od nieba.

 

► KKK 2826: Dzięki modlitwie jesteśmy w stanie “rozpoznać, jaka jest wola Boża” (Rz 12, 2; Ef 5, 17), i osiągnąć “wytrwałość” do jej wypełniania (Hbr 10, 36). Jezus poucza nas, że do Królestwa niebieskiego nie wchodzi się przez wielomówstwo, lecz “spełniając wolę… Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21).

 

► KKK 2827: “Bóg wysłuchuje każdego, kto… pełni Jego wolę” (J 9, 31) . Taka jest moc modlitwy Kościoła w imię jego Pana, zwłaszcza w Eucharystii. Kościół jest komunią wstawiennictwa razem z Najświętszą Matką Boga  i wszystkimi świętymi, w których “upodobał” sobie Pan, by pragnęli tylko Jego woli: Nie naruszając prawdy, możemy w taki sposób przetłumaczyć słowa: “Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”: w Kościele, jak i w naszym Panu Jezusie Chrystusie; w Oblubienicy, która została przez Niego poślubiona, jak i w Oblubieńcu, który wypełnił wolę Ojca.

 

Czytaj więcej w: “Taka jest wiara Kościoła“, s. 199-200

 

 

W Modlitwie Pańskiej prosimy o moc Ducha Świętego, abyśmy w każdej chwili swojego życia decydowali się na wybór prawdziwego dobra, które ukazuje ludzkości Jezus Chrystus.

http://www.deon.pl/religia/pytania-o-wiare/art,122,co-jest-wola-boga.html

**********************

Słowo Boga i słowo człowieka

Anselm Grün OSB

(fot. Zanthia/flickr.com/CC)

Chyba żadna książka na świecie nie jest tak często czytana jak Biblia. Biblia jest księgą wszystkich ksiąg.

 

Żydzi uważają księgi biblijne Starego Testamentu za słowo, które skierowano jedynie do nich. Chrześcijanie dzielą z Żydami Stary Testament. Dla nich rozbrzmiewa w nim słowo Boże, które ma wciąż moc obowiązującą. Jednakże chrześcijanie czytają również Nowy Testament, w którym zwracają się do nich czterej ewangeliści oraz autorzy licznych listów i innych pism. Dla nich Stary Testament osiągnął swoją pełnię w Jezusie Chrystusie.

 

To, co zapisano niegdyś, chrześcijanie w świetle Jezusa rozumieją w nowy sposób. O tym, jak chrześcijanie powinni czytać Stary Testament (czy też lepiej powiedzieć Pierwszy Testament, jak nazywali go wcześni ojcowie Kościoła), mówi Paweł Apostoł: “To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało także dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali nadzieję” (Rz 15, 4). Lektura Pisma świętego pozwala zatem zrozumieć, kim jest Bóg i kim jest człowiek, odkryć tajemnicę stworzenia i odnaleźć receptę na udane życie.
Chrześcijanie czytają Pismo, by pocieszyć serce w czasach niestabilnych, chwilach zamętu, porażki i mroku. To pocieszenie oznacza znalezienie trwałego fundamentu. To pocieszenie płynie z wierności, oznacza stałość. To pocieszenie oznacza też, że nie zostaniemy sami z naszymi pytaniami, bo Bóg jest z nami w naszych problemach. Łaciński termin consolatio (pocieszenie) znaczy dosłownie: być z kimś samotnym. Każde słowo Pisma świętego chce obdarzyć nas nadzieją, abyśmy nią napełnieni i w wewnętrznej wolności żyli na tym świecie, z ufnością wyglądając Tego, który jako jedyny potrafi spełnić nasze nadzieje.
W Biblii odnajdziemy wiele tekstów poetyckich. Są w niej zawarte cudowne opowiadania, niezrównane poematy, pieśni, mity i bajki. Przez swoją bezpośredniość odzwierciedlają życie człowieka w jego relacji do Boga. Biblia jest jednak czymś więcej niż słowem ludzkim. Jest ona słowem Bożym. Jednak słowo Boże nie spada z nieba. Zostało napisane przez ludzi, którzy w literackiej szacie wyrazili swoje doświadczenie Boga. Poprzez to ludzkie słowo – jak wierzą chrześcijanie – przemawia sam Bóg. Ono głosi prawdę o tym, jak należy traktować człowieka, kim jest człowiek i kim jest Bóg, jak Bóg obchodzi się z człowiekiem.
Bóg zwrócił się do nas. Mamy Jego słowa zapisane w Starym i Nowym Testamencie. Te święte Pisma działają zbawiennie na nasze życie. Jednak wciąż spotykam ludzi, którzy boją się czytać Biblię. Ciągle natrafiają w niej na miejsca, gdzie mowa jest o piekle i potępieniu. Zamiast zadać sobie pytanie, jak właściwie należy rozumieć te fragmenty, skupiają się tak mocno na swoim lęku, że zaczynają być przekonani o swoim nieuchronnym potępieniu. Inni czytają Biblię, zakładając jednak okulary, przez które widzą w każdym jej słowie zarzut wobec siebie.
Kiedy czytamy Biblię w fałszywych okularach, studium Pisma nie będzie mogło być naszym przewodnikiem. Przeciwnie, zaczniemy wykorzystywać Biblię do tego, by szukać w niej usprawiedliwienia dla naszych nieprzepracowanych problemów. Będziemy nieustannie przytaczać cytaty, ale nie będzie w tym ducha Jezusa, lecz “biblijne” uzasadnienie naszej własnej ideologii.
owo Boże jest wrogiem twojej woli, gdy to ona ma być sprawcą twojego zbawienia. Tak długo, jak jesteś swoim własnym wrogiem, jest nim również Słowo Boże. Bądź swoim przyjacielem, a wówczas będziesz żył w harmonii ze Słowem. (św. Augustyn)
Już przed 1600 laty św. Augustyn wskazał tymi słowami, jakie okulary powinniśmy założyć do czytania Biblii. Gdy słowo Biblii mnie irytuje, to zawsze znak, że patrzę na siebie i na Boga ze złej perspektywy. Złość jest jednak również wyzwaniem, by popracować nad moim sposobem postrzegania i przyjąć inny obraz siebie, proponowany mi przez Biblię.
Podczas rozmów słyszę ciągle, że Biblia jest dla ludzi trudnym wyzwaniem. Próbują ją czytać, ale jej nie rozumieją. Jest dla nich obcym światem. Potrzebują instrukcji, jak się z Biblią obchodzić. Pomocny może się okazać kompetentny interpretator. Jednak czytelnik Biblii nie powinien bezkrytycznie powtarzać opinii innych komentatorów. Powinien mierzyć się z tekstami samodzielnie. Chodzi o to, by powiązać tekst z własnym życiem.
Co mówi ten tekst do mnie w mojej konkretnej sytuacji życiowej? Czy znajduję odpowiedź na pytania, które mnie w tym momencie nurtują?
Właśnie do takiej postawy prowokuje nas Jezus w wielu swoich przypowieściach. Prowokuje nas do tego, żebyśmy wnikliwie przyjrzeli się temu, o co tak naprawdę chodzi w naszym życiu oraz czy nasz obraz Boga nie jest zbyt wąski. Gdy słowa Jezusa mnie irytują, mogę się zapytać, jaki przyjąłem wzorzec życia albo o jakich zranieniach z dzieciństwa one mi przypominają, lub też jakie budzą we mnie złowrogie obrazy Boga. Złość staje się wówczas okazją do ponownego przemyślenia obrazu samego siebie i obrazu Boga. Zrozumieć słowo Boże oznacza: na nowo zrozumieć samego siebie, a zarazem: zostać własnym przyjacielem. Gdy z życzliwością traktuję samego siebie, wtedy również słowo Boże jest moim przyjacielem. Działa to też w drugą stronę: słowo Boże zaprasza mnie do tego, by dobrze traktować samego siebie, zostać swoim własnym przyjacielem. Wówczas zacznę żyć w harmonii ze słowem Bożym, sobą samym i Bogiem.
Po przeciwnej stronie obozu “fundamentalistycznych” odbiorców Biblii, którzy wykorzystują ją jako broń, znajdują się “liberalni” czytelnicy, którzy niepasujące im fragmenty najchętniej by wykreślili. Ostatecznie więc stawiają się ponad Biblią i nie są gotowi do tego, by pozwolić się jej zakwestionować. Gdy tekst biblijny rani mnie lub złości, należałoby zbadać dokładnie, jakich zranień dotyka. W ten sposób tekst biblijny może stanowić dla mnie zaproszenie do przyjrzenia się dawnym zranieniom i uleczenia ich. Jeżeli ich nie zanurzę w zbawczej miłości Bożej, będą mi zakłócały właściwe brzmienie słowa Bożego zawartego w Biblii. Będę ignorował teksty biblijne, uznając je za nieadekwatne do współczesnych czasów. Jednak takie postrzeganie Biblii wiedzie na manowce, na pewno nie zbawia i nie wyzwala.
We wczytywaniu się w Biblię nie chodzi o to, aby dokładnie zbadać zamysł przyświecający ówczesnemu autorowi ani odkryć stojącą za tekstem teologię. Papież Grzegorz Wielki uważał, że w słowie Bożym powinniśmy odnaleźć serce Boga. Zatem w lekturze Biblii zawsze chodzi o spotkanie Bożego serca i spotkanie w Bogu na nowo siebie samego. Czytanie Biblii jest zawsze podmiotowe. Moje konkretne życie prowadzi dialog ze słowem, które czytam. Moje życie wyjaśnia Pismo i Pismo wyjaśnia moje życie. Kiedy rozumiem tekst, rozumiem lepiej siebie samego. Gdy czytam Biblię, pytam się ciągle:
Co w tej właśnie chwili Bóg chce mi powiedzieć przez to słowo?
Jakie budzą się we mnie obrazy?
Jakie przychodzą mi na myśl skojarzenia?
Co jest dla mnie impulsem na dziś?
Rozważanie pochodzi z książki: Nie bój się Biblii
NIE BÓJ SIĘ BIBLII

okladka

autor
Anselm Grün OSB
tłumacz
Michał Szczepaniak
wydanie
pierwsze
data wydania
ISBN
978-83-7767-053-8
stron
208
format
124×194 mm
oprawa
twarda
cena det.:
brak w sprzedaży
*******************************************

“…choćby inni od was nie wymagali!”

Mirosław Bożek SJ

(fot. alberto as/flickr.com)

Trzydzieści lat temu, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski, Jan Paweł II zwrócił się do młodzieży, wypowiadając słowa o ogromnym znaczeniu: “Musicie od siebie wymagać, choćby inni od was nie wymagali”. Ówczesna młodzież dorosła, stała się już rodzicami – dzieci większych i mniejszych. Gdyby papież miał zwrócić się do dzisiejszej młodzieży, gdyby miał spojrzeć na współczesne dzieci, co mógłby powiedzieć o wymaganiach, które stawiają im inni?

Żyjemy w czasach, w których dominuje tzw. “wychowanie bezstresowe”. W pierwotnych założeniach są tu opinie, z którymi możemy się wszyscy zgodzić: lepiej jest z dziećmi rozmawiać, niż na nie krzyczeć, lepiej im wytłumaczyć, niż po prostu zakazać, lepiej jest znaleźć inną karę niż klaps. Niekoniecznie musi tu chodzić o pozwalanie dzieciom na wszystko. Chodzi o to, w jaki sposób pomóc im znaleźć granice.
Żeby jednak rodzice mogli wskazywać swoim dzieciom granice tego, co jest właściwe, a co nie, potrzebują je najpierw określić dla samych siebie. Ktoś, kto nie wymaga od siebie, nie umie stawiać zdrowych wymagań innym. Wtedy rzeczywiście “wychowanie bezstresowe” staje się wychowaniem bez wymagań. Ktoś, kto nie umie jasno określić granic w swoim życiu, kto zamazuje różnice między dobrem a złem, ten nie nauczy swoich dzieci, jak wybierać to, co najcenniejsze.
Wymagania wobec dzieci w różnym wieku oznaczają różne rzeczy. Jednak w każdym ich wieku konieczne jest to, żeby mieć dla nich czas i cierpliwość. Jeśli tego brakuje, pozostaje już tylko postawa: “zrób to, bo ja tak mówię”, albo “idź do swojego pokoju i nie zawracaj mi głowy”. Kiedy widzimy rodziców z dziećmi, wystarcza zwykle kilka minut, żeby się zorientować, jaka jest między nimi relacja. Czasem chodzi tylko o to, żeby dzieci “były grzeczne”, co w praktyce często oznacza jedynie to, “żeby mi nie przeszkadzały, albo, “żeby nikt się na nie nie skarżył”. Czasami chodzi o takie podejście, “żeby były zadowolone”, bo “niech przynajmniej ono ma to, czego ja nie miałem”. Dziecko ma wtedy wiele – przede wszystkim rzeczy materialnych. Wiele – oprócz czasu swoich rodziców, ich miłości i jasnych wskazań, jak dokonywać dobrych wyborów w swoim życiu.
Słowa Jana Pawła II o wymaganiach wobec młodych są wyrzutem sumienia dla nas, dorosłych, a przede wszystkim dla rodziców. Są pośrednio wołaniem o to, byśmy nie pozostawiali dzieci i młodzieży samym sobie. Dziękuję Bogu, że są i tacy rodzice, którzy nie popełniają tu grzechu zaniedbania. Są rodzice, którzy znajdują czas na to, by wytłumaczyć swoim dzieciom, co jest dobre, a co jest złe. Są rodzice, którzy stawiają wymagania i z cierpliwością pokazują właściwą drogę. Są rodzice, którzy miłość do dzieci rozumieją nie jako spełnianie ich zachcianek, ale uczenie tego, co naprawdę warto wybierać. Oby takich rodziców było jak najwięcej.

 

 

O. Mirosław Bożek, jezuita. Obecnie pracuje duszpastersko wśród Polonii w Chicago – w Jezuickim Ośrodku Milenijnym. Pisze m.in. dla “Katolika”, polskojęzycznego miesięcznika archidiecezji Chicago. Więcej o nim można znaleźć na stronie: http://www.jezuici.org/bozek

http://www.m.www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/grzechy-zaniedbane/art,3,chocby-inni-od-was-nie-wymagali.html

***************************

To nie moja sprawa…!

Mirosław Bożek SJ

“Trzeba mieć w sobie wiele miłości, żeby uwaga zwrócona drugiej osobie wyszła jej na dobre”, napisał Mikołaj Gogol. Często brakuje nam tej miłości, kiedy kogoś upominamy. Jednak dużo częstszym grzechem w naszych czasach jest zupełny brak upomnienia.

Łatwo zadowolić się stwierdzeniem, że ja sam przecież nic złego nie robię – mogę się nawet uznać za lepszego w porównaniu z innymi. Jestem zdecydowanie lepszy od kolegów z pracy, którzy okradają firmę. Jestem dużo lepsza od znajomych, które bez przerwy obmawiają wszystkich dookoła. Nie ma nawet porównania z sąsiadem, który po pijanemu pobił swoją żonę. A tamta znajoma para: on zostawił żonę z dziećmi, ona – męża, i teraz “budują życie na nowo”… Tak… Ja nie mam na sumieniu tego rodzaju grzechów. Porządny, bezkonfliktowy – nikomu w drogę nie wchodzę… A na tle sąsiadów i znajomych wypadam naprawdę świetnie!
Z takiego dobrego samopoczucia chce nas wyrwać Bóg poprzez Swoje Słowo. Zwraca się do nas bardzo mocno i dosadnie: Jeśli powiem bezbożnemu: “Z pewnością umrzesz”, a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie. (Ez 3, 18-19)
Nie są to słowa, które mogłyby się nam podobać. Obowiązujące podejście to “żyj i pozwól żyć innym”. Nie wtrącaj się do cudzego życia, to nikt nie będzie się wtrącał do twojego. Owszem, nie jest dobrze, że ktoś kradnie, a ktoś inny obmawia, ale co można zrobić? Żal mi żony pijącego sąsiada; żal też dzieci znajomego, który porzucił swoją rodzinę. Ale przecież w gruncie rzeczy to nie moja sprawa. Jakie ja mam prawo oceniać innych?
Jesteśmy rozproszeni, odizolowani od siebie nawzajem, każdy z nas – w swoim własnym świecie. Umyka nam to, że Bóg chce nas prowadzić jako wspólnotę, jako ludzi, którzy są odpowiedzialni za siebie nawzajem. Nie dziwi nas, że istnieje przepis nakazujący pomóc ofierze wypadku drogowego, którego jesteśmy świadkami – chociaż chodzi o obcą nam osobę. Tymczasem uciekamy od odpowiedzialności za tych, którzy stają się ofiarami “wypadku życiowego”, spowodowanego przez własny grzech. Jedni i drudzy, jeśli pozostawimy ich samych sobie, mogą umrzeć. W tym drugim przypadku nie chodzi już tylko o śmierć fizyczną. Bóg przypomina nam, że to jest nasza – moja i twoja – sprawa.

http://www.m.www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/grzechy-zaniedbane/art,2,to-nie-moja-sprawa.html

**********************************

Spieszmy się

Spieszmy się

Logika i tradycja kulturowa podpowiadają coś zgoła innego. Spiesz się powoli. Dwa razy daje kto szybko daje. O różnych dekalogach dla spracowanych nie wspominając. Tymczasem łacińskie lente – powoli – jest zachętą do rozwagi, planowania, umiejętnego rozłożenia sił, dokładności, mierzenia sił na zamiary.

Spieszmy się nie znaczy szybko. Raczej odłożyć na bok wszystko, co może opóźnić dojście do celu, co mało ważne i nieistotne, bez rozmieniania się na drobne. Bystrym wzrokiem wypatrywać miejsc, gdzie Mistrz naucza i uzdrawia. Lękając się jednego. By mijanemu Bogu nie powiedzieć spieszę się, innym razem, nie teraz.

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski

http://liturgia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2015-01-16

***************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

16 stycznia
Święty Marceli I, papież i męczennik
Marceli był synem Benedykta. Jako archiprezbiter odgrywał kluczową rolę w Kościele po śmierci papieża Marcelina, kiedy to przez trzy i pół roku na skutek prześladowań chrześcijan nie wybierano nowego biskupa Rzymu. Pontyfikat Marcelego I trwał krótko – od maja 306 roku do 16 stycznia 307 roku. Korzystając z chwilowej przerwy w dręczeniu Kościoła, związanej ze zmianą rządów w cesarstwie rzymskim, zreorganizował rozbitą w wyniku prześladowań administrację kościelną. Dużo przykrości doznał ze strony tzw. lapsi – chrześcijan, którzy w czasie prześladowań wyrzekli się wiary, a potem powracając do Kościoła nie chcieli poddać się wymaganym warunkom pokuty.
Większość wspólnoty Kościoła rzymskiego wypowiedziała posłuszeństwo Marcelemu I z powodu rozbieżności w kwestii prawa do cofania lub przedłużania pokuty. Doszło do przelewu krwi i cesarz Maksencjusz (ok. 279-312) oskarżył papieża Marcelego I o wywołanie publicznych niepokojów. Obito go rózgami, a następnie zesłano na wygnanie. Zmuszono go, by został pasterzem bydła. Po wielu udrękach zakończył swoje życie w nędzy.
Marceli jest patronem Raciborza oraz stajennych. Według panującej opowieści, w dzień Świętego – 16 stycznia 1241 roku – Tatarzy oblegli miasto Racibórz. Wówczas pojawił się na obłokach św. Marceli. Oddziały przelękły się tego niezwykłego widoku i odstąpiły od miasta. Wdzięczni mieszkańcy ufundowali figurę świętego papieża w kaplicy i na miejskim placu. Aż do roku 1871 dzień 16 stycznia obchodziło miasto jako swoją patronalną uroczystość z procesją po ulicach miasta. Obecnie, od 2010 r., w czasie obchodzonych w czerwcu Dni Raciborza, na Placu Dominikańskim odbywa się Jarmark św. Marcelego.W ikonografii św. Marceli przedstawiany jest w stroju papieskim. Jego atrybutami są: dyscyplina, konie przy żłobie, osioł.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-16a.php3

Św. Marceli I

.

Święty papież i męczennik (zm. w 309r.)

Znany również pod imieniem: Marcellus.

Następca papieża św. Marcelina, został wybrany w 308 roku.
Był trzydziestym papieżem (wg listy kard. Mercati z 1942).

Rodem Rzymianin. Jego pontyfikat trwał niecały rok – od 27 maja 308 roku do 16 stycznia 309. Według “Liber Pontificalis” św. Ireneusza z Lyonu Marceli I objął rządy po długim wakansie, spowodowanym prześladowaniami, jakie za cesarza Dioklecjana przeprowadzał na terenie Rzymu jego współrządca Maksymian i trzydziestym pierwszym papieżem.

Św. Marceli I zreorganizował rozbitą administrację kościelną w Rzymie i roztoczył opiekę nad cmentarzami kościelnymi oraz zarządził, aby każdy cmentarz był oddany pod opiekę kleru najbliższego kościoła parafialnego (titulus).

Spokój w prześladowaniach spowodowany zmianą rządzących nie trwał długo. Jedną z pierwszych ofiar nowej fali prześladowań za Maksencjusza był papież. Kościół został wyjęty spod prawa, a św. Marcelego pod zarzutem organizowania Kościoła i upartego trwania przy Chrystusie skazano na banicję. Umarł 16 stycznia 309r. z powodu strasznych warunków w jakich przyszło mu żyć na wygnaniu, dlatego przyznano mu tytuł męczennika.

Bazylika św. Piotra, Rzym

Po śmierci jego ciało sprowadzono z powrotem do Rzymu i pochowano obok papieża Marcellinusa na cmentarzu Pryscylii. Donatyści próbowali zszargać pamięć obu papieży, twierdząc że wydali prześladowcom święte księgi, ale zachowane przekazy temu przeczą.

Papież św. Damazy I kazał umieścić na grobie św. Marcelego napis opiewający jego zasługi, znany był on jeszcze w VII w., ponieważ nagrobek przechowywano w małym kościółku, do którego płynęły rzesze pielgrzymów. Relikwie zostały przeniesione do kościoła św. Marcelego (San Marcello al Corso) i złożone pod ołtarzem, gdzie są przechowywane do dziś. Część relikwii przechowywano w Cluny, Namurs i Mons.

Kościół San Marcello al Corso, Rzym
ołtarz główny

Legenda podaje, że cesarz zamienił kościół na stajnie, a św. Marceli był tam stajennym.

Patron:
Raciborza, stajennych.

Ikonografia:
Przedstawiany w stroju papieskim przy ośle lub koniu, stojącego w stajni.

Varia:
W Polsce szczególną czcią św. Marceli cieszył się w Raciborzu. Znajdowała się tam kaplica pod jego wezwaniem w kościele Wniebowzięcia NMP. Właśnie w dzień św. Marcelego – 16 stycznia 1241r. – Tatarzy oblegali miasto. Nagle na niebie, w obłokach pojawił się Święty w tak groźnej postawie, że Tatarzy przelękli się tak bardzo, że uciekli w popłochu. Odtąd, aż do roku 1871r. dzień 16 stycznia miasto obchodziło jako święto z uroczystą procesją. Na raciborskim rynku stoi barokowa kolumna maryjna z figurą św. Marcelego na cokole.

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-marceli-i.html

Papież stajennym? – św. Marceli I

Piotr Drzyzga

Za panowania cesarza Dioklecjana, a więc na przełomie III i IV wieku, dochodziło do wyjątkowo brutalnych prześladowań chrześcijan. Doszło nawet do tego, iż przez 3,5 roku żaden z dostojników nie mógł pełnić funkcji papieża.

Papież stajennym? - św. Marceli I   www.santiebeati.it św. Marceli I

Gdy nowym cesarzem został Maksencjusz, antykościelne nastroje zostały nieco stonowane i właśnie wtedy głową Kościoła został wybrany Marceli I.

Udało mu się zreorganizować rzymski Kościół – podzielił go na 25 tak zwanych tituli, czyli parafii, którymi zarządzać mieli prezbiterzy. Z „Liber pontificalis” dowiadujemy się także, iż Marceli wyznaczyć miał nowe miejsca pochówku chrześcijan. Ustalił także, że synody będą się mogły w przyszłości odbywać wyłącznie za pozwoleniem biskupa Rzymu.

Tych, którzy pod groźbami pozbawienia życia wypierali się swej chrześcijańskiej wiary, Marceli przyjmował na nowo do wspólnoty, jednak stawiał im jeden warunek: konieczność odpokutowania wcześniejszego zaparcia się wiary. Ale nie wszyscy godzili się na publiczne okazanie skruchy. Doszło nawet do tego, iż część niezadowolonych wiernych wypowiedziała posłuszeństwo papieżowi, a w Rzymie doszło do rozruchów, w których brali udział zwolennicy i przeciwnicy Marcelego I.

Cesarz Maksencjusz obarczył winą za zamieszki Marcelego i zesłał go w nieznane miejsce, z którego papież miał już nigdy nie powróć, choć warto dodać, że istnieje także legenda, zgodnie z którą, cesarz miał zamienić jeden z papieskich kościołów w stajnię dla koni, przy których, aż do śmierci „zdegradowany” Marceli I miał ponoć ciężko pracować…

http://kosciol.wiara.pl/doc/490993.Papiez-stajennym-sw-Marceli-I

16 stycznia

Żywot świętego Marcelego,
papieża i Męczennika

(Żył około roku Pańskiego 300)

 

Papieże w pierwszych wiekach chrześcijaństwa byli prawdziwymi bohaterami, gdyż przyjąć godność papieską znaczyło tyle, co ofiarować się na śmierć lub męki za Chrystusa. I w nowszych czasach nieraz doznawali papieże prześladowań, bądź co bądź jednak położenie Stolicy Apostolskiej znacznie zmieniło się na lepsze, gdyż świat, oczyszczony przez chrześcijaństwo z ciemnoty i okrucieństwa pogańskiego, nie dopuszcza się już na namiestnikach Chrystusowych krwawych czynów.

Święty Marceli zasiadał na Stolicy Apostolskiej pod sam koniec trzeciego wieku, a zakończył życie śmiercią męczeńską. O życiu jego, zanim wstąpił na Stolicę Apostolską, mało mamy wiarogodnych wiadomości, ograniczamy się przeto do tych, jakie dotyczą już czasów jego papiestwa.

Było to w czasach prześladowania chrześcijan przez cesarzy Dioklecjana i Maksymiana. Jednym z najwybitniejszych kapłanów, jacy wtedy pracowali w Rzymie, był Marceli. Niebezpieczeństwa, grożące wówczas bez ustanku wszystkim wiernym a najbardziej duchownym, nie powstrzymywały go wcale od spełniania obowiązków kapłańskich. Znany z tej świętej i nieustraszonej gorliwości, wyniesiony został po śmierci za wiarę świętego papieża Marcelina na Stolicę Apostolską, będącą podówczas niemal pewną drogą do męczeństwa. Właśnie w tym roku cesarz Maksymian, zajęty wojnami w Afryce i we Włoszech, zawiesił był na jakiś czas krwawe prześladowanie chrześcijan. Św. Marceli skorzystał z tego, aby ulepszyć zarząd Kościoła, co za jego poprzedników, z powodu ciągle srożącego się prześladowania, było niepodobieństwem. Pomiędzy wielu pożytecznymi postanowieniami, jakie wydał w tej mierze, wymienić trzeba zwłaszcza podział miasta Rzymu na dwadzieścia okręgów czyli parafii, dla ułatwienia wiernym przystępowania do Sakramentów św. i odbywania wszelkich obrzędów religijnych. Jednym z najniezbędniejszych takich obrzędów było podówczas wyszukiwanie ciał Męczenników, aby je składać w miejscach przyzwoitych i właściwych, z należną czcią. Kościół nie miał wtedy żadnych posiadłości, toteż tylko z największą trudnością mógł podołać kosztom, które się z tym wiązały. Św. Marceli, szukając sposobu zaradzenia złemu, skłonił jedną z najbogatszych pań rzymskich, imieniem Lucyna, gorliwą chrześcijankę, a bezdzietną, do ofiarowania Kościołowi całego majątku.

Święty Marceli

Pasterską gorliwość zwrócił jednak Marceli głównie ku wprowadzeniu, a raczej odnowieniu karności kościelnej pośród tych nieszczęsnych chrześcijan, którzy podczas prześladowania z bojaźni wyparli się byli wiary i publicznie oddali cześć bogom pogańskim, a gdy prześladowanie osłabło, wrócili na łono Kościoła. Według ówczesnych praw kanonicznych winni oni byli poddać się pokucie publicznej, wielu jednak nie chciało poddać się tej karze, a co gorsza znaleźli się duchowni, którzy popierali ich nieposłuszeństwo wobec praw i rozporządzeń Kościoła. Zmusiło to św. Marcelego do surowych kroków przeciw opornym, czym ściągnął na siebie niechęć wielu pysznych. Z drugiej strony i cesarz, widząc, jak pod zarządem tego świętego papieża Kościół podnosi się i wzmacnia, wszczął na nowo prześladowanie, tym sroższe, że przywróciwszy pokój w całym państwie, mógł już swobodnie dać upust swojej nienawiści ku wyznawcom Chrystusowym. Jako jeden z pierwszych padł jej ofiarą święty Marceli. Tyran, nie mogąc wymóc na nim nie tylko wyraźnego odstępstwa od wiary przez oddanie czci publicznej bożyszczom pogańskim, ale nawet żadnego ustępstwa w zarządzie Kościoła, kazał go uwięzić i publicznie ubiczować, aby jak najbardziej zohydzić i zbezcześcić jego świętą i najwyższą godność. Nie dość na tym. Po tej strasznej zniewadze i ciężkiej męce, skazał go na doglądanie i żywienie dzikich zwierząt, przeznaczonych do igrzysk ludowych. Święty Marceli zamknięty więc został w stajni i zmuszony był czyścić legowiska zwierząt, dawać im strawę i usługiwać jak ostatni z niewolników. I ten cios nie zdołał go złamać. Jako prawdziwy chrześcijanin znosił wszelkie udręki z świętą cierpliwością, a wszystek wolny czas poświęcał modlitwie; co więcej, przyczynił sobie postów i umartwień dobrowolnych, jakby mu nie dość było tych mąk, których doznawał od okrutnych prześladowców. Nie przestał również zajmować się Kościołem, i znalazł sposób tajemnego przesyłania wiernym swoich odezw w których zachęcał ich do wytrwałości w wierze św., pocieszał w prześladowaniu i przesyłał różne postanowienia tyczące się zarządu całego Kościoła.

Nareszcie po dziewięciomiesięcznym pobycie w tym zamknięciu, udało się kilku odważnym duchownym wykraść św. Marcelego. Nie mogąc wydostać się z nim za miasto, którego bramy były pilnie strzeżone przez żołnierzy pogańskich, zaprowadzili go do pałacu owej pobożnej wdowy Lucyny. Wkrótce zaczęli się tutaj schodzić wierni na wspólną modlitwę i słuchanie nauk papieża, jeszcze żyjącego a już będącego Męczennikiem. Lucyna, pragnąc godnie uczcić szczęście posiadania w domu swoim widzialnego zastępcy Chrystusa Pana, zapragnęła, aby poświęcił jej pałac na kościół, co też papież niezwłocznie uczynił. Niestety, po niedługim czasie szpiedzy cesarscy wykryli święte schadzki chrześcijan i pobyt św. Marcelego w pałacu Lucyny i donieśli o tym Maksymianowi. Tyran, uniesiony wściekłą złością, postanowił znieważyć zarazem papieża i świątynię Chrystusową, kazał ją tedy zamienić na stajnię dzikich zwierząt, a potem wtrącić do niej św. Marcelego. Okrucieństwo dozorców, głód i zimno wkrótce dokonały dzieła. Sromotnie umęczony, niezachwiany jednak w wierze świętej i w wierności dla obowiązków najwyższego przełożonego Kościoła na ziemi, poszedł papież Marceli po nagrodę do Boskiego Pasterza, który powiedział: “Dobry pasterz duszę swoją daje za owce swoje” (Jan 10,11). i który sam za nas na krzyżu umarł. Śmierć Świętego nastąpiła 16 stycznia 310 roku, a ciało wydobyte od pogan, zostało pochowane przez pobożną Lucynę na cmentarzu Pryscylli. Pozostała po św. Marcelim bulla wydana do biskupów antiocheńskich, w której gruntownie dowodzi pierwszeństwa biskupa rzymskiego nad wszystkimi innymi biskupami i w której powiedziano wyraźnie, że bez upoważnienia papieża żaden sobór prawnym być nie może.

Nauka moralna

Stolica Apostolska w Rzymie ma władzę i posłannictwo odebrane od Jezusa Chrystusa, ale aż do czasów św. Marcelina i stolica biskupia antiocheńska rościła prawo do najwyższego zwierzchnictwa nad pewną częścią chrześcijan. Św. Marceli w liście do antiocheńskiej prowincji wyraźnie oświadczył, że tylko Stolica Apostolska w Rzymie ma prawo do zwierzchnictwa nad biskupami całego świata i do niej tylko wszyscy i we wszystkim odnosić się mają. W ten sposób raz na zawsze utwierdził jedność Kościoła św. nie tylko w rzeczach wiary, ale i w sprawach zewnętrznych. Jedność tę i gorliwość około dobra Kościoła opłacił swym życiem, ginąc śmiercią boleśniejszą, aniżeli niejeden Męczennik, który krótkie przecierpiawszy męczarnie osiągnął koronę męczeńską. A my cóż czynimy dla dobra Kościoła? Czy przyczyniamy się ku chwale jego w czymkolwiek? Mamy do tego rozliczne sposoby, materialne i duchowe. Możemy dawać składki na upiększanie kościołów, na powiększanie ich, albo też wspierać Stolicę Apostolską, na chwałę zaś Kościoła świętego mamy modlitwę i ofiarę naszej duszy, która dostawszy się do Nieba, zwiększy orszak chwalców Jezusa Chrystusa, Głowy tegoż Kościoła. Pamiętajmy, że Kościoła Jezusa Chrystusa bez szemrania słuchać musimy, bo przez to wyznajemy samego Jezusa, który powiedział: “Kto Mnie wyzna przed ludźmi, tego i Ja wyznam przed Ojcem, który jest w Niebiesiech”.

Modlitwa

Modlitwy ludu Twojego, prosimy Panie, wysłuchaj łaskawie, ażebyśmy św. Marcelego, Męczennika Twojego i papieża zasługami wsparci zostali, którego śmierci męczeńskiej pamiątkę obchodzimy. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

św. Marceli, papież i Męczennik
urodzony dla nieba 16.01.310 roku
wspomnienie 16 stycznia

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski

  Święty Marceli, papież-męczennik. (304-309.)

   Święty Marceli był papieżem. Panował od roku 304 do 309. Był następcą Marcelina. O młodości jego i pochodzeniu, nic nie wiemy.
Czasy jego przypadają na panowanie Dyoklecyana i Maksymiana, a więc na czasy najsroższych prześladowań chrześcijańskich. Z największym okrucieństwem ścigano wtenczas uczniów Chrystusa. Stawiano ich przed sądy, bo nie chcieli składać ofiary bogom. Opornych spotykały najwyszukańsze męczeństwa; przeważnie rzucano ich dzikim zwierzętom na pożarcie. Obecni na widowiskach poganie przypatrywali się z dziką lubością mękom, jakie za wiarę swą ponosili chrześcijanie. Najbardziej zwracało się podówczas prześladowanie przeciwko kapłanom, którzy mimo grożącego niebezpieczeństwa z wielką gorliwością i narażeniem życia spełniali swe obowiązki, podtrzymywali ducha męczeńskiego, dodawali otuchy i pociechy.
Do takich najdzielniejszych sług Bożych, znanych powszechnie z gorliwości i nieustraszonego męstwa, należał Marceli. To też po śmierci papieża Marcelina lud i duchowieństwo jednocześnie obrało gorliwego kapłana papieżem. Chwilowo panował wtenczas względny spokój; chwilowa nastąpiła przerwa w prześladowaniu dlatego, że sesarz Maksymian zajęty był wojnami i współzawodnikami swymi, którzy rościli sobie prawo do korony cesarskiej. Z tego spokoju skorzystał Marceli. Zaprowadzał porządek w stosunkach kościelnych, który coraz więcej zanikał dla niepokojów i zawichrzeń, jakie z prześladowania powstawały. Od lat bowiem całych musieli się papieże ukrywać, a z ukrycia nie mogli należycie rządzić Kościołem. Panowali zwykle bardzo krótko; wyśledzeni kończyli śmiercią męczeńską. To też wszyscy nieomal papieże owych czasów byli świętymi męczennikami.
Marceli podzielił całe miasto Rzym na dwadzieścia okręgów czyli parafii, ustanowił nad każdym okręgiem stełych kapłanów, którzy w tym okręgu mieli pracować. Lud zaś tylko w tych okręgach miał przystępować do Sakramentów św. i otrzymywać wszelkie posługi religijne. To zarządzenie bardzo się przyczyniło do prawidłowego sprawowania obrządków, w ciężkich zwłaszcza czasach prześladowań. Oprócz tego jedną z największych trudności nastręczało grzebanie ciał św. męczenników. Było nieraz potrzeba wiele zachodów, aby wydobyć święte szczątki z rąk pogańskich i je należycie pochować. Za staraniem Marcelego darowała pewna bogata pani, imieniem Pryscyla, piękny cmentarz na drodze Salaryi. Inna zaś pani, imieniem Lucyna, ofiarowała swój ogromny majątek Kościołowi na opędzenie potrzeb.
W czasie srogich prześladowań zdarzało się często, że chrześcijanie nie mieli dosyć męstwa, by oprzeć się żądaniom nieprzyjaciół; składali więc ofiary bożkom pogańskim, a tem samem wypierali się jawnie wiary św.. Podlegali według praw Kościoła publicznej pokucie, która była bardzo ostra. Niektórzy nie chcieli poddawać się karze; inni, nawet i kapłani namawiali wprost do takiego nieposłuszeństwa. Przeciwko tym wydał Marceli jak najostrzejsze przepisy.
Kiedy cesarz Maksymian był poskromił swych nieprzyjaciół, a przez to osiągnął spokój na zewnątrz, zwrócił się całą potęgą przeciwko Kościołowi Bożemu. I znowu zaczęły się jak najstraszniejsze prześladowania. Jednym z pierwszych, których schwytano i stawiono przed sąd, był Marceli. Tyran domagał się od niego, by ofiarował bogom pogańskim. Lecz papież nietylko z świętym oburzeniem odparł pokusę, ale nawet na krok nie ustąpił w sprawach zarządu Kościołem.
Tedy skazał go cesarz na straszną karę. Aby biskupa rzymskiego jak najbardziej zohydzić, kazał go publicznie ubiczować, a potem zlecił mu spełnianie bardzo podłej czynności. Musiał bowiem pracować jako zwykły niewolnik w stajniach, w których się znajdowały dzikie zwierzęta, przeznaczone na igrzyska ludowe. Święty papież musiał więc oprzątać te dzikie bestye, doglądać je, podawać żer. Marceli z modlitwą na ustach sprawował te posługi, podwajał swą gorliwość w postach i umartwieniu. Po niejakim czasie udało się kapłanom wydobyć papieża z tej nędzy. A ponieważ nie mogli go usunąć po za mury miasta, bo bram wszelkich strzegli dzień i noc żołnierze, umieścili go w domu owej pobożnej niewiasty Lucyny. Chętnie oddała swój dom na usługi papieża, ciesząc się, że może Głowę Kościoła gościć u siebie. Wnet też zamienił się jej dom na prawdziwy kościół, bo wierni licznie się zbierali około swego najwyższego pasterza, słuchając z ust jego nauk i uczestnicząc w ofierze Mszy św.. Na prośby Lucyny Marceli uroczyście poświęcił dom jej na świątynię Bożą.
Wnet wykryli prześladowcy miejsce pobytu papieża i miejsce schadzek chrześcijan. Kazał zamienić cesarz dom Lucyny na stajnią dla dzikich zwierząt, Marcelego zaś zamknął w nim i skazał go ponownie na doglądanie dzikich bestyi. Wśród głodu, wśród zimna, prawie bez odzienia, spełniał święty papież posługi niewolnika przez pewien czas. Wreszcie opadły siły jego, zachorzał ciężko, a Pan Bóg powołał go do Siebie po wieczną nagrodę. Było to dnia 16. stycznia 309. roku. Ciało jego pochowano na cmentarzu Pryscyli.

Nauka

   Św. Marceli wydał kilka bul, czyli orzeczeń urzędowych, co do nauki i obyczajów całego Kościoła. Między nimi pierwsze ma miejsce bula, wydana do biskupów antyocheńskich, w której dowodzi pierwszeństwa biskupa rzymskiego nad wszystkimi biskupami całego Kościoła katolickiego. Jest to artykułem wiary naszej świętej, że każdorazowy biskup miasta Rzymu jest głową całego Kościoła, jako prawowity następca Piotra św.. Bo Pan Jezus uczynił Piotra św. głową Kościoła, a zapowiedział to słowami: “Tyś jest opoką, a na tej opoce zbubuję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go”. Piotr św. umarł jako biskup Rzymu. Każdorazowy więc następca jego wchodzi we wszystkie prawa i przywileje, jakie miał Piotr św., a więc musi być również głową całego Kościoła, czyli papieżem. Ktoby zatem biskupa rzymskiego nie uznawał papieżem, wykluczony jest z łączności z Kościołem św., bo jest schyzmatykiem i nie posiada prawdziwej wiary.

http://siomi1.w.interia.pl/16.stycznia.html

***************

16 stycznia
Święci Berard i Towarzysze,
pierwsi męczennicy franciszkańscy

 

Święci Berard i Towarzysze

W 1219 roku podczas drugiej kapituły generalnej zakonu św. Franciszek z Asyżu wysłał sześciu braci w podróż misyjną do północnej Afryki, aby głosili Ewangelię muzułmanom. W tym gronie było czterech kapłanów – Berard z Carbio (wstąpił do zakonu w 1213 r.), Witalis, Piotr i Otto – oraz dwaj bracia zakonni – Akursjusz i Adjut. Witalis, przełożony braci, w trakcie podróży zachorował i musiał pozostać w Hiszpanii.
Pozostali bracia podczas próby głoszenia Ewangelii w meczecie w Sewilli zostali aresztowani i zaprowadzeni przed oblicze emira. Starali się nakłonić go do przyjęcia chrztu, ten jednak nakazał ich ściąć. Wkrótce zmienił jednak zdanie i pozwolił im kontynuować podróż.
Misjonarze dotarli do Maroka. Chociaż spośród nich tylko Berard znał język arabski, odważnie głosili Ewangelię. Stanęli przed obliczem sułtana Miramolina, próbując także jego przekonać do przyjęcia chrztu. Władca nakazał im opuszczenie kraju. Ponieważ bracia nie podporządkowali się rozkazowi, zostali uwięzieni w Marrakeszu. Poprzez groźby i tortury nakłaniano ich do wyrzeczenia się wiary; próby te pozostały nieskuteczne.
16 stycznia 1220 roku sułtan, w przypływie gniewu, ściął pięciu braci franciszkanów swoim bułatem. W ten sposób stali się oni pierwszymi męczennikami zakonu założonego przez św. Franciszka, jeszcze za jego życia. Ich ciała przewieziono do Koimbry w Portugalii. W ich pogrzebie brał udział pewien pobożny kapłan, znany dziś powszechnie jako św. Antoni z Padwy. Kanonizacji męczenników dokonał w 1481 r. papież Sykstus IV.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-16c.php3

Berard i towarzysze – pierwsi męczennicy franciszkańscy (+1220)
2012-01-16 08:35:45
W 1219 roku św. Franciszek z Asyżu wysłał sześciu braci w podróż misyjną do północnej Afryki, aby tam głosili Ewangelię muzułmanom. Dla pięciu z nich miała to być ostatnia podróż w życiu.
W gronie sześciu włoskich franciszkanów, którzy udali się w podróż do Afryki byli kapłani – Witalis, Berard, Piotr i Otto oraz bracia zakonni – Akursjusz i Adjut. Po dotarciu do Hiszpanii, Witalis, przełożony misjonarzy, rozchorował się i musiał zrezygnować z dalszej podróży.Pozostali zakonnicy dotarli do Sewilli i tam z franciszkańską prostolinijnością oraz odwagą zamierzali wejść do meczetu, by głosić Ewangelię. Na pytanie kim są, odpowiedzieli, że są heroldami Króla królów – Jezusa Chrystusa. Zostali schwytani, przyprowadzono ich przed oblicze emira. Zakonnicy usiłowali przekonać go o prawdziwości wiary katolickiej, a nawet nakłaniali go do przyjęcia chrztu. Władca kazał ich natychmiast ściąć, jednak później zmienił zdanie i pozwolił im udać się do Maroka.

W Maroku franciszkanie dotarli do sułtana Miramolina, również jego przekonywali, aby przyjął chrzest. Muzułmański władca po wysłuchaniu ich, wspaniałomyślnie darował im życie, jednak nakazał natychmiastowe opuszczenie kraju. Ponieważ zakonnicy nie chcieli tego uczynić, dlatego zostali uwięzieni w Marrakeszu, stoicy Maroka. Nakłaniano ich do wyparcia się wiary, najpierw obietnicami uwolnienia, a później torturami.

Śmierć męczeńską przez ścięcie mieczem pięciu franciszkanów poniosło 16 stycznia 1220 roku. Kiedy wiadomość o ich męczeńskiej śmierci dotarła do św. Franciszka, stwierdził on wówczas: “Teraz mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że mam pięciu prawdziwych braci mniejszych”. Męczennicy zostali kanonizowani przez papieża Sykstusa IV w roku 1481. W liturgii wspominani są w dniu narodzin dla nieba.

W roku 1220 ciała zakonników przewieziono do miasta Koimbra w Portugalii. W obrzędach pogrzebowych uczestniczył 29-letni Ferdynand Bulhoes, kapłan z zakonu kanoników regularnych. Męczeńska śmierć pięciu duchowych synów św. Franciszka zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że przeszedł on do zakonu franciszkanów. Kapłanem tym był późniejszy św. Antoni z Padwy.

wp

http://franciszkanie.pl/news.php?id=4384&tp=sweci&page=10

 

***********************

16 stycznia
Święta Joanna z Balneo, dziewica
Święta Joanna z BalneoJoanna z Balneo (znana także jako Joanna z Bagno lub Joanna di Romagna) żyła w XI w. Wraz z towarzyszką wstąpiła do kamedulskiego klasztoru św. Łucji w Balneo we Włoszech. Martyrologium Rzymskie wskazuje na wspaniały przykład posłuszeństwa i pokory, jaki po sobie pozostawiła. Kiedy zmarła w opinii świętości 16 stycznia 1105 r., rozbrzmiały klasztorne dzwony. Pius VII potwierdził jej kult 15 kwietnia 1823 r. jednocześnie z jej współsiostrą Agnieszką z Bagno di Romagna (wspominaną 29 stycznia).

 

 

 

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-16b.php3


Mniszki Kamedułki są żeńską gałęzią wywodzącego od św. Romualda zakonu kamedułów. Żywot św. Romualda wspomina o wspólnotach żeńskich przez niego zakładanych. Prawdopodobnie jednak dopiero od czasów bł. Rudolfa (XI w.), czwartego opata Camaldoli, który zredagował tekst konstytucji kamedulskich i zorganizował klasztor dla sióstr „San Pietro di Luco” koło Florencji, można mówić o istnieniu kamedułek. Rozkwit zakonu przypada na XII i XIII w. Na świecie jest obecnie 13 klasztorów. Pomiędzy męską a żeńską gałęzią nie żadnych związków organizacyjnych. 

Do Polski kamedułki przybyły w 1948 r. z Francji. Początkowo mieszkały w Szczecinie. W 1949 r. przejęły pobernardyński klasztor w Złoczewie koło Sieradza. Niedawno (14.09.97) powstała nowa fundacja w Tyszowcach. 

Kamedułki kładą duży nacisk na samotność i milczenie. Siostry nie mieszkają w eremach; istnieje jednak możliwość rekluzji-czasowego lub dożywotniego usunięcia się do własnej celi. Dużą rolę odgrywa liturgia, tak umiłowana przez synów i córki św. Benedykta. Zgodnie z Regułą poświęcają określoną ilość czasu na lectio divina- modlitewne czytanie Pisma Świętego, pism Ojców Kościoła i współczesnych dzieł teologicznych. O duchowości sióstr wiele mówi stary tekst kamedulski: 

„Milczenie bez rozmyślania to jak pogrzebanie żywego; rozmyślanie bez milczenia jest nieskuteczne jak budzenie umarłego; ale rozmyślanie duchowo złączone z milczeniem daje duszy wielki pokój i prowadzi do doskonałej kontemplacji”.

http://www.benedyktyni.pl/benedyktynki/kamedulki/

Benedykt XVI

Wielowiekowe więzi kamedułów z anglikanami

10 III 2012 — Homilia podczas Nieszporów w kościele Świętych Andrzeja i Grzegorza w Rzymie

Benedykt XVI przewodniczył Nieszporom w kościele Świętych Andrzeja i Grzegorza na rzymskim wzgórzu Celio. W uroczystej liturgii wziął udział arcybiskup Canterbury Rowan Williams, zwierzchnik Wspólnoty anglikańskiej. Ojciec Święty wyraził przekonanie, że wspólna modlitwa i braterskie gesty będą «zachętą dla wszystkich wiernych, katolików i anglikanów, aby przy okazji odwiedzin w Rzymie grobów świętych apostołów i męczenników odnawiali także zobowiązanie do nieustannej modlitwy i działania na rzecz jedności, aby żyć w pełni w myśl słów ‘ut unum sint’, które Jezus skierował do Ojca». Natomiast abp Williams nawiązał do słów wypowiedzianych w Rzymie w 1989 r. przez Jana Pawła II i abpa Roberta Runciego, którzy określili komunię między obydwoma Kościołami jako pewną, choć niedoskonałą. «Pewną» ze względu na wspólną wizję Kościoła, natomiast «jeszcze niedoskonałą» ze względu na ograniczenia naszej wizji, brak głębi naszej nadziei i cierpliwości. Bez uznania tego nie możemy doświadczyć przemieniającej mocy Ewangelii w Kościele i świecie.

Wasza Łaskawość, czcigodni bracia, drodzy mnisi i mniszki kamedulscy, drodzy bracia i siostry!

Bardzo się cieszę, że jestem dzisiaj tutaj, w tej bazylice św. Grzegorza na wzgórzu Celio, by celebrować uroczyste Nieszpory we wspomnienie śmierci św. Grzegorza Wielkiego. Razem z wami, drodzy bracia i siostry z rodziny kamedulskiej, składam dziękczynienie Bogu za minione tysiąc lat od założenia eremu w Camaldoli przez św. Romualda. Szczerze się raduję, że jest obecny na tych szczególnych uroczystościach Jego Łaskawość Rowan Williams, arcybiskup Canterbury. Serdecznie witam Waszą Łaskawość, drogi bracie w Chrystusie, każdego z was, drodzy mnisi i drogie mniszki, oraz wszystkich obecnych.

Wysłuchaliśmy dwóch fragmentów św. Pawła. Pierwszy, zaczerpnięty z Drugiego Listu do Koryntian, szczególnie współbrzmi z okresem liturgicznym, który teraz przeżywamy — Wielkim Postem. Zawiera bowiem wezwanie Apostoła, aby wykorzystać sprzyjający czas na to, by przyjąć łaskę Bożą. Sprzyjającym czasem jest oczywiście ten, w którym Jezus Chrystus przyszedł, aby nam objawić miłość Boga do nas i nas nią obdarzyć — przez swoje wcielenie, mękę, śmierć i zmartwychwstanie. «Dzień zbawienia» to owa rzeczywistość, którą św. Paweł w innym miejscu nazywa «pełnią czasów» — chwila, w której Bóg, wcielając się, w sposób bardzo szczególny wchodzi w czas i wypełnia go swoją łaską. A zatem my powinniśmy przyjąć ten dar, którym jest sam Jezus: Jego Osobę, Jego Słowo, Jego Ducha Świętego. Ponadto, również w pierwszym czytaniu, którego wysłuchaliśmy, św. Paweł mówi nam także o sobie i o swoim apostolacie — o swoich wysiłkach, by dochować wierności Bogu w swojej posłudze, ażeby była ona naprawdę skuteczna, a nie okazywała się, przeciwnie, przeszkodą do wiary. Te słowa przywodzą nam na myśl św. Grzegorza Wielkiego, świetlane świadectwo, jakie dał ludowi Rzymu i całemu Kościołowi przez nienaganną i gorliwą służbę na rzecz Ewangelii. W istocie można odnieść także do Grzegorza słowa, które Paweł napisał o sobie: łaska Boża w nim nie była daremna (por. 1 Kor 15, 10). To jest w rzeczywistości sekretem życia każdego z nas: przyjęcie łaski Bożej i przyzwolenie całym sercem i z całych sił na jej działanie. To jest sekret także prawdziwej radości i głębokiego pokoju.

Drugie czytanie natomiast było zaczerpnięte z Listu do Kolosan. Są to słowa — zawsze tak bardzo poruszające ze względu na ich inspirację duchową i duszpasterską — jakie Apostoł kieruje do członków tej wspólnoty, aby ich wychowywać zgodnie z duchem Ewangelii, ażeby wszystko, cokolwiek robią, «słowa i czyny, wszystko było w imię Pana Jezusa» (por. Kol 3, 17). «Bądźcie do-skonali» — powiedział Mistrz do swoich uczniów; a teraz Apostoł nawołuje, aby żyć zgodnie z tą wysoką miarą życia chrześcijańskiego, jaką jest świętość. Może to uczynić, ponieważ bracia, do których się zwraca, są «wybrani przez Boga, święci i umiłowani». Także w tym wypadku u podstaw wszystkiego jest łaska Boża, jest dar powołania, tajemnica spotkania z żywym Jezusem. Ale ta łaska domaga się odpowiedzi ochrzczonych: wymaga wysiłku kształtowania w sobie uczuć Chrystusa: czułości, dobroci, pokory, łagodności, wielkoduszności, przebaczania jedni drugim, a przede wszystkim — jako syntezy i ukoronowania — agape, miłości, którą Bóg nas obdarzył za pośrednictwem Jezusa, a którą Duch Święty rozlał w naszych sercach. A żebyśmy mogli przyoblec się w Chrystusa, trzeba, żeby Jego Słowo zamieszkało pośród nas i w nas z całym swoim bogactwem i w obfitości. W klimacie nieustannego dziękczynienia wspólnota chrześcijańska karmi się Słowem i wznosi ku Bogu, jako śpiew pochwalny, Słowo, które On sam nam dał. I wszelkie działanie, każdy czyn, każda posługa są wypełniane w ramach tej głębokiej relacji z Bogiem, w wewnętrznym ruchu miłości trynitarnej, która zstępuje do nas i na powrót wznosi się ku Bogu — ruchu, który w sprawowaniu Ofiary Eucharystycznej osiąga swój najwznioślejszy kształt.

To Słowo rzuca światło także na radosne okoliczności, które nas gromadzą dzisiaj w imię św. Grzegorza Wielkiego. Dzięki wierności i łaskawości Pana Kongregacja Kamedułów Zakonu św. Benedykta mogła przeżyć tysiąc lat historii, karmiąc się na co dzień Słowem Bożym i Eucharystią, tak jak nauczył ich założyciel św. Romuald, zgodnie z zasadą «triplex bonum» — samotności, życia we wspólnocie i ewangelizacji. Przykładne postaci mężczyzn i kobiet Bożych, takich jak św. Piotr Damiani, Gracjan — autor Decretum , św. Brunon z Kwerfurtu i Pięciu Braci Męczenników, Rudolf I i II, bł. Gherardesca, bł. Joanna z Bagno i bł. Paweł Giustiniani; ludzi nauki i sztuki, jak Fra Mauro Kosmograf, Lorenzo Monaco (Wawrzyniec Mnich), Ambroży Traversari, Piotr Delfino i Guido Grandi; wybitni historycy, jak kronikarze kamedulscy Giovanni Benedetto Mittarelli i Anselmo Costadoni; gorliwi pasterze Kościoła, wśród których wyróżnia się papież Grzegorz XVI, ukazali horyzonty i wielką płodność tradycji kamedulskiej.

Każdy etap długiej historii kamedułów miał wiernych świadków Ewangelii, dających świadectwo nie tylko w ciszy ukrycia i samotności i w życiu wspólnotowym z braćmi, ale także w pokornej i wielkodusznej służbie wszystkim. Szczególnie owocna była działalność kamedulskich domów gościnnych. W czasach humanizmu florenckiego mury klasztoru w Camaldoli gościły słynne disputationes, w których uczestniczyli wielcy humaniści, jak Marsilio Ficino i Cristoforo Landino. W dramatycznych latach II wojny światowej ten sam klasztor przyczynił się do powstania słynnego «kodeksu z Camaldoli», jednego z najważniejszych źródeł Konstytucji Republiki Włoskiej. Nie mniej owocne były lata Soboru Watykańskiego II, kiedy to wśród kamedułów dojrzewały bardzo wartościowe osobowości, które wzbogaciły zgromadzenie i Kościół oraz były inicjatorami nowych dzieł i placówek w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Tanzanii, w Indiach i w Brazylii. W tym wszystkim gwarancją owocności było wsparcie mnichów i mniszek, którzy towarzyszyli nowym fundacjom ustawiczną modlitwą, praktykowaną w ich głębokim «zamknięciu», niekiedy aż po heroizm.

17 września 1993 r. bł. papież Jan Paweł II podczas spotkania z mnichami w eremie w Camaldoli skomentował temat ich mającej odbyć się niebawem kapituły generalnej — «Wybrać nadzieję, wybrać przyszłość» — następującymi słowami: «Wybrać nadzieję i przyszłość oznacza w ostatecznym rozrachunku wybrać Boga… Oznacza wybrać Chrystusa, nadzieję każdego człowieka». I dodał: «Dokonuje się to w szczególności w tej formie życia, którą sam Bóg wzbudził w Kościele, inspirując św. Romualda do założenia rodziny benedyktyńskiej w Camaldoli, charakteryzującej się połączeniem pustelni i klasztoru, życia w samotności i życia wspólnotowego». Mój błogosławiony poprzednik podkreślał ponadto, że «wybór Boga oznacza także kultywowanie z pokorą i cierpliwie — akceptując właśnie czas działania Boga — dialogu ekumenicznego i dialogu międzyreligijnego», zawsze dochowując wierności pierwotnemu charyzmatowi, otrzymanemu od św. Romualda i przekazywanemu przez tysiącletnią i wielokształtną tradycję.

Umocnieni przez wizytę i słowa Następcy Piotra, wy mnisi i mniszki kamedulscy, kontynuowaliście waszą drogę, poszukując wciąż na nowo właściwej równowagi między duchem pustelniczym i duchem monastycznym, między wymogiem całkowitego oddania się Bogu w samotności, wspierania się we wspólnej modlitwie oraz przyjmowania braci, aby mogli czerpać ze źródeł życia duchowego i oceniać sprawy świata kierując się sumieniem prawdziwie ewangelicznym. Dążycie zatem do owej perfecta caritas, którą św. Grzegorz Wielki uważał za punkt docelowy wszelkiego przejawu wiary; zobowiązanie do tego znajduje potwierdzenie w motcie waszego herbu: «Ego Vobis, Vos Mihi», będącym syntezą formuły przymierza między Bogiem a Jego ludem i źródłem nieustającej żywotności waszego charyzmatu.

Rzymski klasztor św. Grzegorza na wzgórzu Celio to sceneria, w której świętujemy tysiąclecie istnienia kamedułów razem z Jego Łaskawością arcybiskupem Canterbury, który tak jak my uznaje ten klasztor za miejsce, gdzie zrodziła się więź między chrześcijaństwem na ziemiach brytyjskich a Ko ściołem Rzymu. Dzisiejsze nabożeństwo ma zatem wyraźny charakter ekumeniczny, który — jak wiemy — jest cechą współczesnego ducha kamedulskiego. Ten rzymski klasztor kamedułów nawiązał z Canterbury i ze Wspólnotą anglikańską, zwłaszcza po Soborze Watykańskim II, więzi, które stały się już tradycyjne. Dziś po raz trzeci Biskup Rzymu spotyka się z arcybiskupem Canterbury w domu św. Grzegorza Wielkiego. I jest to słuszne, bowiem właśnie z tego klasztoru niewiele ponad 1400 lat temu papież Grzegorz wyznaczył Augustyna i jego czterdziestu mnichów i wysłał do Anglosasów, aby im zanieśli Ewangelię. Ciągła obecność mnichów w tym miejscu i przez tak długi czas sama w sobie jest już świadectwem wierności Boga Jego Ko ściołowi, którą z radością możemy głosić całemu światu. Ufamy, że znak, który razem złożymy przed świętym ołtarzem, przy którym sam Grzegorz celebrował Ofiarę Eucharystyczną, pozostanie nie tylko pamiątką naszego braterskiego spotkania, ale także będzie zachętą dla wszystkich wiernych, katolików i anglikanów, aby przy okazji odwiedzin w Rzymie słynnych grobów świętych ap ostołów i męczenników odnawiali także zobowiązanie do nieustannej modlitwy i działania na rzecz jedności, aby żyć w pełni w myśl słów «ut unum sint», które Jezus skierował do Ojca.

To głębokie pragnienie, które z radością podzielamy, zawierzamy niebieskiemu wstawiennictwu św. Grzegorza Wielkiego i św. Romualda. Amen.
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (5/2012) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/homilie/kamang_10032012.html#

********************************

16 stycznia
Święty Honorat, biskup

Święty Honorat

 

Honorat pochodził z dostojnej rodziny namiestników rzymskich w Galii. Urodził się w drugiej połowie wieku IV. Chrzest przyjął, gdy był już młodzieńcem. Czytając żywoty świętych, zapalił się do ich naśladowania. Nie umiejąc jednak zachować miary w zadawanych sobie pokutach, nabawił się ciężkiej choroby. Gdy wrócił do zdrowia, zamieszkał na jednej z dwóch Wysp Leryńskich (Lerins) u wybrzeży Francji w pobliżu Cannes. Wyspa ta potem otrzymała nazwę Wyspy św. Honorata. Niebawem koło mistrza zaczęli gromadzić się uczniowie. W taki to sposób powstał jeden z najsłynniejszych w średniowieczu ośrodków życia zakonnego. Klasztor w Lerins dał Kościołowi ok. 70 świętych. W wieku VI opactwo przyjęło regułę św. Benedykta. Od roku 1859 są tu cystersi.
Jako opat klasztoru w Lerins Honorat przyjął święcenia kapłańskie. W 427 roku został powołany na biskupstwo w Arles. Przy katedrze założył klasztor i ze swymi kanonikami prowadził zakonny tryb życia.
Otoczony licznym zastępem swoich uczniów, oddał Bogu ducha 16 stycznia 429 lub 430 roku. Relikwie Świętego spalili jakobini w czasie rewolucji francuskiej pod koniec wieku XVIII. Zachowała się jedynie ich część w Auribeau i w Cannes. Żywot Honorata spisał św. Hilary z Arles.

 

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-16d.php3

Św. Honorat z Arles

.

Święty biskup i wyznawca (zm. w 428).

Urodził się ok. 350r. Pochodził ze znakomitej rodziny mieszkającej na granicy Szampanii i Lotaryngii, z której pochodziło wielu rzymskich konsulów. W młodości przyjął chrzest wbrew woli rodziców, zachęcając do przyjęcia chrztu swojego starszego brata Wenancjusza. Po śmierci rodziców cały majątek rozdali biednym, a sami oddali się pod duchowe kierownictwo św. Kaprazjusza, który mieszkał na wyspie nieopodal Marsylii. Popłynęli wszyscy razem do Grecji, z zamiarem osiedlenia się na pustyni w eremie. Wenancjusz zmarł nagle w Achai, to smutne wydarzenie i pogorszenie stanu zdrowia skłoniło Honorata do powrotu do Galii. Udał się do biskupa Leoncjusza z Frejus (Foro-Julium), spędzając dłuższy czas jako eremita w pobliskich górach. Po powrocie z odosobnienia biskup Leoncjusz udzielił mu święceń kapłańskich, doradzając mu osiedlenie się na wyspie Leryn.

W 391r. wraz ze św. Kaprazjuszem, św. Lupusem z Troyes i innymi osiadł na wyspie i tu założył klasztor (Saint-Honorat), opierając go na regule św. Pachomiusza. Wyspa ta do tej pory mało odwiedzana i zamieszkana jedynie przez węże i dzikie zwierzęta, stała się w krótkim czasie siedliskiem życia zakonnego na Zachodzie.

Około roku 426 św. Honorat został wezwany do objęcia stolicy metropolitalnej Arles. Na tym stanowisku odznaczył się żywą wiarą, niezwykłą pokorą i miłością. Niestrudzony w nauczaniu i napominaniu, przestrzeganiu i pocieszaniu. Założył klasztor przy katedrze.

 

Napisał regułę dla swoich zakonników, homilie i listy. Zwalczał herezję ariańską i manichejską, pracował nad przywróceniem ortodoksji.

Warte odnotowania są jego słowa do urzędników miejskich, którzy odwiedzili go podczas ostatniej choroby: “Widzicie po mnie, jak kruche mieszkanie zamieszkujemy. Niezależnie jak wysoko w życiu zajdziemy, śmierć ściągnie nas w dół. Od tej konieczności umierania nikt nie jest wolny. Ale jesteśmy Chrystusowi winni wielkie dziękczynienie za to, że przez swoje Zmartwychwstanie ożywił naszą śmierć nadzieją na nasze własne zmartwychwstanie. Przynosząc nam życie wieczne zniszczył trwogę wiecznej śmierci. Żyjcie więc tak, abyście nie musieli się bać końca życia i abyście mogli traktować to co nazywamy śmiercią  jako przejście. Wprawdzie ciężkie jest oddzielenie duszy od ciała, ale o wiele cięższe będzie przebywanie duszy i ciała w ogniu piekielnym, o ile tak długo jak żyjemy nie rozpoznamy naszego duchowego szlachectwa i nie wydamy wojny ciału i naszym wadom. Tak więc czyńcie!”

Zmarł w styczniu 429r., uprzednio pożegnawszy się ze wszystkimi kapłanami. Lud tłumnie go żegnał podczas pogrzebu. Został pochowany w kościele p.w. św. Genezjusza z Arles. W 1391r. dużą część relikwii przeniesiono do Lerynu. W średniowieczu jego grób był miejscem licznych pielgrzymek. Relikwie spalono podczas rewolucji francuskiej.

Opactwo w Lerynie

Dnia 16 stycznia przypada również wspomnienie św. Honorata z Fondi, mnicha i wyznawcy.
Patron:
Wzywany do obrony przed suszą, nieszczęściem i ulewami.

Ikonografia:
Przedstawiany w stroju biskupa na wsypie Leryn z feniksem w pobliżu, czerpiącego wodę ze skały z mitrą nieopodal, wyprowadzającego węże z Lerynu lub nadzorującego budowę opactwa w Lerynie.

O św. Honoracie:
Kto chciał do Chrystusa, szedł do Honorata, a kto szedł do Honorata znajdował Chrystusa.

św. Hilary z Arles

Lektura:
św. Hilary z Arles “Kazanie o życiu św. Honorata z Arles”

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-honorat-z-arles.html

Święty Honorat z Arles – biskup i wyznawca (350-428 r.)

16 stycznia

Urodził się ok. 350 r. Pochodził ze znakomitej rodziny mieszkającej na granicy Szampanii i Lotaryngii, z której pochodziło wielu rzymskich konsulów. W młodości przyjął chrzest wbrew woli rodziców, zachęcając do przyjęcia chrztu swojego starszego brata Wenancjusza. Po śmierci rodziców cały majątek rozdali biednym, a sami oddali się pod duchowe kierownictwo św. Kaprazjusza, który mieszkał na wyspie nieopodal Marsylii. Popłynęli wszyscy razem do Grecji, z zamiarem osiedlenia się na pustyni w eremie. Wenancjusz zmarł nagle w Achai, to smutne wydarzenie i pogorszenie stanu zdrowia skłoniło Honorata do powrotu do Galii. Udał się do biskupa Leoncjusza z Frejus (Foro-Julium), spędzając dłuższy czas jako eremita w pobliskich górach. Po powrocie z odosobnienia biskup Leoncjusz udzielił mu święceń kapłańskich, doradzając mu osiedlenie się na wyspie Leryn. W 391 r. wraz ze św. Kaprazjuszem, św. Lupusem z Troyes i innymi osiadł na wyspie i tu założył klasztor (Saint-Honorat), opierając go na regule św. Pachomiusza. Wyspa ta do tej pory mało odwiedzana i zamieszkana jedynie przez węże i dzikie zwierzęta, stała się w krótkim czasie siedliskiem życia zakonnego na Zachodzie. Około roku 426 św. Honorat został wezwany do objęcia stolicy metropolitalnej Arles. Na tym stanowisku odznaczył się żywą wiarą, niezwykłą pokorą i miłością. Niestrudzony w nauczaniu i napominaniu, przestrzeganiu i pocieszaniu. Założył klasztor przy katedrze. Napisał regułę dla swoich zakonników, homilie i listy. Zwalczał herezję ariańską i manichejską, pracował nad przywróceniem ortodoksji.

Warte odnotowania są jego słowa do urzędników miejskich, którzy odwiedzili go podczas ostatniej choroby: “Widzicie po mnie, jak kruche mieszkanie zamieszkujemy. Niezależnie jak wysoko w życiu zajdziemy, śmierć ściągnie nas w dół. Od tej konieczności umierania nikt nie jest wolny. Ale jesteśmy Chrystusowi winni wielkie dziękczynienie za to, że przez swoje Zmartwychwstanie ożywił naszą śmierć nadzieją na nasze własne zmartwychwstanie. Przynosząc nam życie wieczne zniszczył trwogę wiecznej śmierci. Żyjcie więc tak, abyście nie musieli się bać końca życia i abyście mogli traktować to co nazywamy śmiercią  jako przejście. Wprawdzie ciężkie jest oddzielenie duszy od ciała, ale o wiele cięższe będzie przebywanie duszy i ciała w ogniu piekielnym, o ile tak długo jak żyjemy nie rozpoznamy naszego duchowego szlachectwa i nie wydamy wojny ciału i naszym wadom. Tak więc czyńcie!”
Zmarł w styczniu 429 r., uprzednio pożegnawszy się ze wszystkimi kapłanami. Lud tłumnie go żegnał podczas pogrzebu. Został pochowany w kościele p.w. św. Genezjusza z Arles. W 1391 r. dużą część relikwii przeniesiono do Lerynu. W średniowieczu jego grób był miejscem licznych pielgrzymek. Relikwie spalono podczas rewolucji francuskiej.

Jest wzywany do obrony przed suszą, nieszczęściem i ulewami. Przedstawiany w stroju biskupa na wsypie Leryn z feniksem w pobliżu, czerpiącego wodę ze skały z mitrą nieopodal, wyprowadzającego węże z Lerynu lub nadzorującego budowę opactwa w Lerynie. Św. Hilary z Arles powiedział o św. Honoracie: ?kto chciał do Chrystusa, szedł do Honorata, a kto szedł do Honorata znajdował Chrystusa?.

Zmieniony: Czwartek, 17 Styczeń 2013 22:12

http://www.pielgrzymkowe.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=431:w-honorat-z-arles&catid=102:stycze&Itemid=351

W Cerkwi Prawosławnej:

św. Genowefa

GENOWEFA, mniszka (Prepodobnaja Żeniewiefa), 3/16 stycznia, zm. 512

Urodziła się około 420-422 r. w Nanterre koło Paryża. Od dzieciństwa wyróżniała się pobożnością. Podanie mówi, iż w 429 r. podczas swej podróży do Paryża spotkała św. Hermana z Auxerre. Zwierzyła mu się wtedy, że chce poświęcić życie Bogu. Święty zachęcił ją do wytrwania w tym postanowieniu. Mając piętnaście lat otrzymała od biskupa welon dziewicy poświęconej Bogu.

Po śmierci rodziców Genowefa zamieszkała z matką chrzestną w Paryżu. Spędzając czas na modlitwie i w skrajnej wstrzemięźliwości, prowadziła działalność charytatywną. Duchowo była związana ze św. Symeonem Stylitą Młodszym. Za życia dokonała wielu cudów, wśród których szczególnie chwalebne było ocalenie w 451 r. Paryża od wodza azjatyckich Hunów Attyli. Pamięć o tym cudzie nie tylko zachowywana jest w tradycji, ale została upamiętniona kolumną postawioną w miejscu, do którego doszedł Attyla. Z kolei, gdy Frankowie otoczyli Paryż, Genowefa stanęła na czele konwoju i przedarła się przez blokadę w górę Sekwany ku Troyes, by stamtąd przynieść żywność głodującym mieszkańcom stolicy.

Paryżanie doznali też wstawiennictwa świętej po jej śmierci. W 1129 r. epidemia zatruć sporyszem nagle ustała po procesji, w której niesiono jej relikwie. Wydarzenie to nadal jest corocznie upamiętniane.

Św. Genowefa zmarła około 500 r. i została pochowana w świątyni apostołów Piotra i Pawła (później przemianowanej na św. Genowefy). Podczas rewolucji francuskiej jej relikwie uległy zniszczeniu. Jednak ani to, ani inne przejawy walki z wiarą nie powstrzymały wiernych od oddawania jej czci. Wciąż uważana jest za patronkę Paryża i Francji. Kościół rzymskokatolicki uczynił ją opiekunką dziewic, pasterzy, producentów świec woskowych, rybaków, rzemieślników, właścicieli składów win i żołnierzy. W Cerkwi wciąż jest słabo znana.

Na ikonach święta przedstawiana jest jako młoda kobieta w mniszych szatach z chustą na głowie. Wyraźnie (prawdopodobnie pod wpływem tradycji zachodniej) odróżnia się od innych świętych. Ma długie, spadające na pierś warkocze, a w dłonie trzyma zapaloną świecę. Tradycja zachodnia ukazuje ją również jako pasącą owce oraz w scenach, gdy przywraca wzrok. Poza świecą (którą – według legendy – podczas modlitwy zdmuchiwał diabeł, a ponownie zapalał anioł) na Zachodzie jej atrybutami są: dwa klucze od Paryża, czasza, kądziel, kij pasterski, medalik, naczynie i owca.

Imię Genowefa pochodzi od romańskiego wyrazu geno – “ród” i germańskiego wifa – “kobieta, żona” i oznacza “kobieta, żona ze szlachetnego rodu”.

opr. Jarosław Charkiewicz

http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=518&cHash=6a897cede81809e6e70e6d8e5a1def04

*****

pror. Malachiasz

MALACHIASZ, prorok (Prorok Małachija), 3/16 stycznia, zm. ok. 400 przed Chrystusem

Był ostatnim z grona dwunastu proroków mniejszych. Jest autorem ostatniej księgi proroczej Starego Testamentu, nazwanej od jego imienia “Księgą Malachiasza”. Autor nazywany jest w tytule “malaki”, tzn. “mój posłaniec” lub też “posłaniec Jahwe” i nazwa ta jest też zapewne imieniem własnym proroka.

Okres, w którym prorok żył i prowadził swoją działalność można określić tylko w przybliżeniu na podstawie treści jego dzieła. Było to wiele lat po poświęceniu odbudowanej Świątyni jerozolimskiej (516 r. przed Chrystusem) i jednocześnie najprawdopodobniej wkrótce przed reformami Ezdrasza (od 458 r. przed Chrystusem) i Nehamiasza (od 445 r. przed Chrystusem), skierowanymi przeciwko nadużyciom kapłanów.

W przeciwieństwie do proroków Aggeusza i Zachariasza, którzy w trudnych latach po niewoli dodawali ludowi otuchy i budzili w nim ufność w pomoc Bożą, Malachiasz nawoływał zaniedbujący swe obowiązki wobec Boga naród, do pokuty i poprawy życia. Szczególne znaczenie w tym proroctwie nabiera przepowiednia o nowej, czystej i powszechnej ofierze, która zastąpi składane przy Świątyni jerozolimskiej, wypełnienie której Kościół widzi w świętej Liturgii.

Księga Malachiasza składa się zaledwie z trzech rozdziałów, w których prorok mówi o tym, iż Jahwe miłuje swój naród i jest sprawiedliwy, a sprawiedliwość tą w całej pełni okaże w dniu Jego przyjścia na sąd. Gani też kapłanów za niedbałe składanie ofiar, zachęca do przestrzegania Prawa. Epilog księgi zawiera zapowiedź powtórnego przyjścia proroka Eliasza.

Wierni wierzą, iż modlitwy do proroka mają moc zdejmowania czarów.

W ikonografii Malachiasz przedstawiany jest w dwóch różnych, odmiennych typach, bądź jako typowy prorok – starzec z siwą brodą, bądź (częściej) jako bezbrody młodzieniec o długich, kasztanowych włosach. Elementem łączącym oba wizerunki jest pochodzący z jego księgi napis na zwoju, który trzyma w ręce: “Oto Ja posyłam Mojego anioła, aby Mi przygotował drogę przede Mną” lub “On przyjdzie – mówi Pan Zastępów. Lecz kto będzie mógł znieść dzień Jego przyjścia i kto się ostoi…”.

oprac. Jarosław Charkiewicz

http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=613&cHash=15cf4c9f71ef2a6b7289b89a515cc194

******

św. Gordiusz, setnik
GORDIUSZ, męczennik (Muczenik Gordij), 3/16 stycznia, zm. ok. 314-320Urodził się w III wieku w mieście Cezarea Kapadocka w rodzinie chrześcijańskiej. Jako dojrzały mężczyzna wstąpił na służbę wojskową. Okazawszy męstwo i umiejętności sztuki wojennej został wyznaczony na setnika. Podczas prześladowań chrześcijan na początku IV wieku zostawił świat i odszedł na pustynię, by w ascezie dobrze przygotować się na wyznanie Imienia Chrystusa. W 320 roku Gordiusz otwarcie wystąpił przed prefektem miasta w obronie chrześcijan. Pochwycono go i po torturze odcięto głowę.

Gordiusz to imię pochodzenia łacińskiego, oznaczające “pochodzący z Gordion” (miasta we Frygii, Azji Mniejszej).

opr. Tomasz Sulima
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=1227&cHash=10168d10ed7c0d2a240e528c33fbe013
*****
św. Findlugan z Islay
FINDLUGAN z Islay, ihumen (Prepodobnyj Findługan Islejskij), 3/16 stycznia, zm. VII w.Święty cetycki i brytyjski. Gdy w 585 roku św. Kolumba z Iony założył klasztor w Tamlagcht niedaleko Lougch Foyle, ustanowił Findlugana jego pierwszym ihumenem.

Findulgan nauczał w Szkocji. Z dawnych przekazów znamy opowieść o tym jak święty uratował życie Kolumbie, stając między świętym i jego zabójcą. Miało to miejsce w Hinbie, identyfikowanym przez niektórych jako Eileach an Naoimh, jedną z wysp Garvelloch, a przez innych jako wyspa Jura.

Istnieją przypuszczenia, iż Findlugan założył monastyczną wspólnotą na wyspie noszącej jego imię, zwanej obecnie Eilean Mor. Zbudowano tam kaplicę pod wezwaniem świętego. Eilean Mor znajduje się na jeziorze Loch Finlaggan, również nazwanym na cześć świętego. Jezioro znajduje się na wyspie Islay w Szkocji.

opr. Tomasz Sulima
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=1228&cHash=aab273ae1f343cec5c145d7e7d77b01b
*****
św. Tomaida z Konstantynopola
TOMAIDA z Konstantynopola, Lesbos, mniszka (Prepodobnaja Fomaida Konstantinopolskaja, Leswijskaja), 3/16 stycznia, zm. X w.Pochodziła z wyspy Lesbos. Duchową doskonałość osiągnęła w Konstantynopolu w X wieku. Czczona lokalnie w Grecji.

Tomaida to imię żeńskie pochodzenia hebrajskiego, oznaczające “córkę Tomasza”.

opr. Tomasz Sulima
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=1229&cHash=10414a4254932f2449833f02b9b6de8e

******************

Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Furseusza (+ 648); bł. Gonsalwa, zakonnika (+ ok. 1259); św. Honorata, opata (+ ok. 450); św. Melasa, biskupa (+ ok. 390); św. Pryscylii z Rzymu (+ koniec I w.); św. Tycjana, biskupa (+ V w.)

********

Ikona wpisu: Rawenna, San Apolinare Nuovo, Uzdrowienie paralityka, fot. JMR

 

O autorze: Judyta