Słowo Boże na dziś – 14 grudnia 2014 r. – III Niedziela Adwentu – Św. Jana od Krzyża

Myśl dnia

Ja chrzczę wodą, wśród was jednak pojawi się Ten, którego Wy nie znacie.

Ewangelia wg św. Jana 1, 26

SWIETA

III NIEDZIELA ADWENTU, ROK B
(TZW. NIEDZIELA RADOŚCI – GAUDETE)

III Niedziela Adwentu jest nazywana Niedzielą Różową lub – z łaciny – Niedzielą GAUDETE. Nazwa ta pochodzi od słów antyfony na wejście: “Gaudete in Domino”, czyli “Radujcie się w Panu”. Szaty liturgiczne mogą być – wyjątkowo – koloru różowego, a nie, jak w pozostałe niedziele Adwentu, fioletowe. Teksty liturgii tej niedzieli przepełnione są radością z zapowiadanego przyjścia Chrystusa i z odkupienia, jakie przynosi. Warto pamiętać, że oprócz Niedzieli Gaudete jest jeszcze tylko jedna okazja do używania szat liturgicznych koloru różowego – jest nią Niedziela LAETARE – IV Niedziela Wielkiego Postu.

*****

Wprowadzenie do liturgii

 ZAUWAŻMY BOŻE KRÓLESTWO WŚRÓD NAS

Dzisiejsza liturgia wzywa nas do radości i do ufności. Tym, którzy są ubodzy, których serce jest złamane i którzy są na różne sposoby zniewoleni, ukazywana jest dzisiaj dobra nowina o zbliżającym się wyzwoleniu i tryumfie miłosierdzia i sprawiedliwości.

Kiedy jednak rozglądamy się wokół nas i może także kiedy spoglądamy na nasze własne życie, o wiele łatwiej dostrzegamy motywy do niepokoju i obaw. Wystarczy włączyć radio czy spojrzeć do Internetu, aby dowiedzieć się o wciąż nowych wydarzeniach naznaczonych nienawiścią i rozpaczą. Wystarczy rozejrzeć się dokoła, aby ujrzeć choroby, rozczarowanie, przerażenie i śmierć. To nie pokój, miłość i dobro, ale raczej ból, przemoc, kryzysy rodzinne, problemy finansowe i polityczne zawirowania zdają się dominować wokół nas.

Zbliżające się Boże Narodzenie nie usuwa ze świata grzechu i cierpienia, ale mówi nam o tym, że zło nie jest ostatnim słowem historii. To w tym świecie Bóg staje się ciałem. Rodzi się w zwykłej rodzinie. W niej wzrasta, rozwija się, dojrzewa. Co więcej, staje się Dzieckiem, które może przeżyć tylko wtedy, gdy zostanie przyjęte, nakarmione i ubrane. Boże królestwo sprawiedliwości, radości i pokoju przychodzi do nas dokładnie w ten sam sposób. Boże królestwo wydaje się pozbawione znaczenia i słabe jak małe ziarno gorczycy czy odrobina zaczynu. Kiedy jednak przyjmiemy je do siebie i o nie się zatroszczymy, także ono będzie w nas wzrastać i na końcu przyniesie pokój, miłość, sprawiedliwość, wolność, dobro i radość, do której już dzisiaj wzywa nas liturgia.

ks. Mariusz Górny – paulista

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/889

Liturgia słowa

„Z Jezusem Chrystusem radość zawsze rodzi się i się odradza” – w sposób stanowczy i zdecydowany przypomina o tym światu papież Franciszek. Trudno nie wspomnieć jego słów w dzisiejszą niedzielę Gaudete, w niedzielę radości. Gdy liturgia słowa nasycona jest radością, o jakiej mówią prorok Izajasz, Maryja i św. Paweł.”

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 61,1-2a.10-11)

Izajasz w obrazowy sposób opowiada o swoim wybraniu i powołaniu na proroka. Jego słowa są jednocześnie zapowiedzią nadejścia Mesjasza przynoszącego prawdziwe wyzwolenie i radość wszystkim „złamanym na duchu” i utrudzonym życiem. Ta Izajaszowa pieśń radości kilkaset lat później będzie rozbrzmiewać w synagodze w Nazarecie z ust Jezusa na potwierdzenie tego, że to w Nim słowa proroka znalazły swoje ostateczne wypełnienie (por. Łk 4,18-19).

Czytanie z Księgi proroka Izajasza

Duch Pański nade mną,
bo Pan mnie namaścił.

Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim,
by opatrywać rany serc złamanych,
by zapowiadać wyzwolenie jeńcom
i więźniom swobodę;
aby obwieszczać rok łaski u Pana.

«Ogromnie się weselę w Panu,
dusza moja raduje się w Bogu moim,
bo mnie przyodział w szaty zbawienia,
okrył mnie płaszczem sprawiedliwości,
jak oblubieńca, który wkłada zawój,
jak oblubienicę strojną w swe klejnoty.
Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony,
jak ogród rozplenia swe zasiewy,
tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość
i chwała wobec wszystkich narodów».

PSALM (Łk 1,46-48.49-50.53-54)

Święty Ambroży w swoim komentarzu do tekstu „Magnificat” zachęcał: „Niech w każdym będzie duch Maryi, aby radował się w Bogu”. I dodawał: „Jeśli według ciała jest tylko jedna Matka Chrystusa, to według wiary wszystkie dusze [wiernych] rodzą Chrystusa; każda bowiem przyjmuje w sobie Słowo Boże”.

 

 

Refren: Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim.

Wielbi dusza moja Pana *
i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim,
Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, *
oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą
wszystkie pokolenia. Ref.

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, *
święte jest imię Jego.
A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie *
nad tymi, co się Go boją. Ref.

Głodnych nasycił dobrami, *
a bogatych z niczym odprawił.
Ujął się za swoim sługą, Izraelem, *
pomny na swe miłosierdzie. Ref.

 

DRUGIE CZYTANIE (1Tes 5,16-24)

Apostoł niezwykle precyzyjnie naucza adresatów swojego listu, jak mają przygotować się na przyjście Pana. Radość, modlitwa, wdzięczność, duchowy zapał, wierność Słowu, realizm, ostrożność wobec zła – to konkretne postawy, którymi powinni odznaczać się chrześcijanie.

Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan

Bracia:
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Iz 61,1)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Duch Pański nade mną,
posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

EWANGELIA (J 1,6-8.19-28)

To Jan Chrzciciel obwieścił przyjście Mesjasza na ziemię. Co więcej wskazał na Niego jako na Tego, który jest Barankiem Bożym. Chociaż przez całe wieki różni prorocy zapowiadali Jego przyjście, to właśnie Jan Chrzciciel wstrząsnął światem i zaświadczył: Oto jest. Stoi pośród nas. Współczesnemu światu potrzeba takich świadków Chrystusa i serc otwartych na przyjęcie ich świadectwa.

 

Słowa Ewangelii według świętego Jana

Pojawił się człowiek posłany przez Boga,
Jan mu było na imię.

Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o Światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.

Nie był on światłością,
lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: «Kto ty jesteś?», on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: «Ja nie jestem Mesjaszem».
Zapytali go: «Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?». Odrzekł: «Nie jestem».
«Czy ty jesteś prorokiem?».
Odparł: «Nie!».
Powiedzieli mu więc: «Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?».
Odpowiedział: «Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz».
A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: «Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?».
Jan im tak odpowiedział: «Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała».
Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

Oto Słowa Pańskie.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/889/part/2

Katecheza

 Komiks, który nie jest bajką

Wśród młodych Polaków od kilku lat niesłabnącym zainteresowaniem cieszą się japońskie komiksy (manga) i tworzone na ich bazie animowane filmy (anime).

Fenomenowi mangi i anime przyglądam się od kilku lat. Z pozoru obie formy zazwyczaj wyglądają niewinnie. Dla większości dorosłych to tylko rysunkowe opowieści i seriale. Kiedy zagłębimy się w mangę i anime nieco bardziej, odkryjemy w nich elementy: kultury orientalnej, innych religii (shintoizm, buddyzm i hinduizm), magii, okultyzmu, a nawet erotyzmu. W Japonii gazetki z tymi komiksami i płyty z filmami są odpowiednio oznakowane. U nas niestety niekoniecznie. Twórcy mangi i anime starają się, by ich produkcje miały różnorodną tematykę i szerokie grono odbiorców. Przygotowując swoje pisma i filmy, mają na uwadze każdą grupę wiekową, zawodową i stanową. Ich produkcje nawiązują m.in. do kultu obcych bóstw i żywiołów oraz do sztuk walki. Nie brakuje w nich również treści erotycznych, a nawet pornograficznych. Produkty z gatunku mangi i anime są dostępne nie tylko w sklepach. Pełno ich również w Internecie.
W Japonii, gdzie narodziły się owe formy, obserwuje się, że mają one coraz większy wpływ na młodych ludzi. Osoby, które korzystają z tych komiksów i filmów, mają m.in. problemy z uzależnieniem od pornografii. Na szeroką skalę rozwija się również sponsoring (syndrom galerianki).
Fani mangi i anime w Polsce regularnie spotykają się na tzw. konwentach, które są najczęściej organizowane w szkołach. Jednorazowo w spotkaniu uczestniczy nawet 2-3 tysiące osób. Nie chcę generalizować, bo nie każdy taki zjazd jest zły. Jestem jednak przeciwna organizowaniu owych konwentów w placówkach oświatowych. W programie spotkania są dyskusje, warsztaty i panele. Największy niepokój wzbudzają punkty polegające na odgrywaniu przez młodych ludzi różnych scenek, także homoseksualnych, których wszak nie brakuje w mandze i anime. Wątpliwe są również tzw. cosplay’e, kiedy uczestnicy przebierają się za konkretne postacie i wcielają się w jakieś role. Ostatnio bardzo popularne są również inne atrakcje, np. zawieranie konwentowych ślubów, kiedy parodiuje się sakrament małżeństwa. Wiem, że w takich spotkaniach biorą również udział osoby zaangażowane w życie Kościoła. Tacy ludzie szybko orientują się, że nie da się pogodzić ze sobą tych dwóch rzeczywistości i bardzo często porzucają wszystko, co związane z wiarą.
Nie lekceważmy tych zagrożeń. Naprawdę warto zrezygnować z tego, co przyczynia się do zakłócenia naszych relacji z Bogiem i ludźmi. Pamiętajmy o tym, że „nie może złe drzewo wydawać dobrych owoców” (Mt 7,18).

Małgorzaty Więczkowskiej, pedagoga i medioznawcy,
wysłuchała Agnieszka Wawryniuk

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/889/part/3

Rozważanie

 Jan Chrzciciel otrzymał od Boga szczególną misję polegającą na przygotowaniu ludzi na przyjście Zbawiciela. Wzywał on do nawrócenia, udzielając przy tym chrztu. Swoją postawą i strojem miał być „znakiem wołającym na pustyni”. Gdy pojawił się Jezus, z pełną pokorą wskazał na Niego jako na właściwego Mesjasza, a sam odszedł w cień. W życiu bardzo często stajemy przed pokusą wielkości, nawet wówczas, gdy na początku mieliśmy prawe intencje i podchodziliśmy do wszystkiego z wielką pokorą. Gdy zaczynamy odnosić sukcesy i coraz więcej ludzi nas chwali, wówczas nasze ambicje wzrastają. Adwent to doskonała okazja, aby zweryfikować swoje życie. Może właśnie teraz warto zapytać samego siebie, czy to, co robię dla królestwa Bożego, czynię rzeczywiście dla Boga, czy może zabiegam bardziej o własną chwałę, a Bóg jest jedynie tłem mojej aktywności.

Ja nie jestem godny
rozwiązać Mu rzemyka u sandałów.

J 1, 27

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/889/part/4

**********************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.

*******

Świadczyć o Światłości

Jak ważne jest zrozumieć, kim jest świadek. On jedynie przekazuje to, co sam otrzymał. Podobnie jak Jan. On nie jest Światłością, lecz osobiście spotkał Światłość świata – Chrystusa i ma o Nim mówić i ukazywać Go własnym życiem. Świadek to człowiek wybrany i posłany przez Boga, dzięki jego świadectwu każdy, kto go spotyka, ma szansę o Bogu usłyszeć i poznać Go. Dzięki łasce chrztu świętego i bierzmowania każdy z nas jest świadkiem Chrystusa. Eucharystia jest źródłem Bożego światła, które nas zapala, i odwagi w niesieniu blasku Ewangelii wszystkim.

Jezu, proszę o łaskę wzrastania w świadomości, że jestem Twoim posłanym. Jednocześnie proszę o pokorę, abym ukazywał Światłość, którą Ty jesteś

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-12-14

*******

Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Homilie na Ewangelię św. Jana, n°2, §5-7

Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości”
 

Jak przyszedł Chrystus? Ukazał się w postaci człowieka. Ponieważ był człowiekiem, w którym ukryty był Bóg – został wysłany przed Nim wyjątkowy człowiek, który miał ukazać, że Chrystus jest kimś więcej niż tylko człowiekiem… Kim on był, ten, który miał zaświadczyć o Światłości? Wyjątkowa osoba, Jan – człowiek szczególnej cnoty i łaski oraz wywyższenia. Podziwiaj go, ale tak jak podziwia się górę. Góra pozostaje w cieniu, dopóki światłość jej nie otoczy: „Ten człowiek nie był światłością.” Nie bierz góry za światłość. Nie rozbij się o nią, bo trudno tam znaleźć pomoc.

Co więc trzeba podziwiać? Górę, lecz jako górę. Wznieś się do Tego, który oświeca tę górę pnącą się ku niebu, aby otrzymywać pierwsze promienie słońca, tak abyś także otrzymywał tę światłość dla swoich oczu… Mówi się także o naszych oczach, że są światłami. I dlatego jeśli nie zapali się lampy w nocy, albo jeśli słońce nie wzejdzie w ciągu dnia, na próżno otwierać się będą nasze oczy. Jan sam był z cienia, zanim został oświecony. Stał się światłem tylko dzięki temu oświeceniu. Jeśli nie otrzymałby promieni Światłości, mieszkałby w ciemnościach jak inni…

A sama Światłość, gdzie ona jest? „Światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,9). Jeśli On oświeca każdego człowieka, oświecił też Jana, przez którego chciał się objawić… Przyszedł do upośledzonej inteligencji, do zranionych serc, do dusz, których oczy były chore…, do ludzi, którzy nie byli zdolni Go bezpośrednio zobaczyć. Otoczył Jana swoim światłem. Zaświadczając, że sam został oświecony, Jan pokazywał Tego, który oświeca, Tego, który jest źródłem wszelkich darów.

www.evzo.pl

 

******

*****

„Radujcie się zawsze w Panu” – głosi dziś antyfona na wejście. Adwent, jak zresztą całe chrześcijaństwo, zaprasza nas do radości zuchwałej. To ona jest miarą nadziei. Jeśli mimo wszystko – mimo smutku, niepowodzeń, zmęczenia własnym złem i głupotą – jest w nas wewnętrzna radość, to znaczy, że trwa nadzieja. Radość z tego, co przed nami, czego jeszcze nie widać, co jedynie daje się przeczuć w ledwie widocznych znakach, powoli przeradza się w pewność: „Pan jest blisko”.

Wojciech Czwichocki OP, „Oremus” grudzień 2008, s. 62

„Ten, którego nie znacie…”

Ówczesnych żydowskich kapłanów i faryzeuszy można by śmiało porównać z dzisiejszymi środkami społecznego przekazu: sensacja za wszelką cenę! Nie są ważne fakty, nie jest ważna prawda, nie liczą się ewentualne konsekwencje i następstwa informacji – byle tylko wytropić jakąś sensację. A jeśli nie da się jej wytropić, to chociaż spreparować. Np. przy pomocy podchwytliwych pytań wyciągnąć jakieś wieloznaczne słowo, które można będzie łatwo przeinaczyć bądź opacznie zinterpretować. Albo odpowiednio nagłośnić jakąś nieistotną, marginalną wypowiedź czy sprowokowaną sprytnie uwagę. Chyba właśnie temu miał służyć krzyżowy ogień pytań, którymi faryzeusze starali się przyprzeć do muru św. Jana Chrzciciela.

Ale prowokacja i śledztwo nie udało się, nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Jan nie dał wciągnąć się w pułapkę. Nie pomogły ani pochlebne sugestie prorockiej czy wręcz mesjańskiej godności Jana, ani próby zastraszenia nieprawomocnym charakterem chrztu, którego udzielał. Gdyby uległ, jego misja na pewno skończyłaby się oskarżeniem o uzurpację władzy i wyrokiem skazującym. No i na nic by się nie zdało jego wołanie o nawrócenie, o przygotowanie się na przyjęcie Tego, który przynosi nam zbawienie.

Jana uratowała wtedy pokora i wierność prawdzie. Za nic nie chciał przywłaszczać sobie nawet cienia godności prorockiej, która po prawdzie przysługiwała mu w całej pełni – sam Jezus stwierdził, że Jan był największym prorokiem Starego Testamentu, ba, że dotąd ziemia nie nosiła nikogo większego „narodzonego z niewiasty”. Ale Jan był pokorny i nie chciał przypisywać sobie tego, co było wyłącznie darem Bożym. Dlatego określił się mianem głosu, który tylko przekazuje i potwierdza to, co od dawna było już zapowiadane: przygotujcie drogę dla Tego, który już przyszedł, a któremu nie jestem godzien oddać nawet najniższej niewolniczej posługi. Na tłumach, które darzyły Jana wielkim autorytetem i szacunkiem, to wyznanie musiało zrobić niewątpliwie wielkie wrażenie.

Właśnie w taki sposób św. Jan Chrzciciel wywiązał się ze swego zadania: dał świadectwo, że wobec Boga i działania Bożego, człowiek, choćby i najświętszy, niewiele może. Że człowiek pozostawiony sobie, zamknięty i zapatrzony w siebie, i zdany tylko na siebie jest bezsilny. Albowiem nie ma i nie może być zbawienia bez Bożej pomocy. Zbawienie może przyjść tylko z zewnątrz, od Boga, a przyszło ono właśnie przez Jezusa Chrystusa. I tylko przez Niego!

A zarazem jest to zbawienie, które przychodzi do nas z samego wnętrza naszej ludzkiej egzystencji, w sposób jak najbardziej ludzki, zwyczajny. Aż tak zwyczajny, że w skrajnym ubóstwie i opuszczeniu betlejemskiej szopy, aby pokazać, że Bogu nie jest obce żadne doświadczenie ludzkiej nędzy, że gotów jest wziąć na siebie wszelkie ludzkie uniżenie i cierpienie. Cóż, taki zbawiciel nie każdemu przypada do gustu, a zwłaszcza tym, którzy nie potrafią być cisi i pokorni sercem, którzy chcieliby zawdzięczać wszystko sobie, swojej mądrości, potędze czy „świętości”, a nie miłosierdziu Boga, a już w ostatnim rzędzie takiego Boga – Dzieciątka urodzonego w stajni!

Ale Jan stwierdza jasno i z mocą: „Pośród was stoi Ten, którego nie znacie”. Nie znacie, bo nie chcecie znać, bo jesteście zbyt zapatrzeni w siebie: w swoje możliwości i potęgę, która jakże jest złudna, i w swoją władzę, którą sobie uzurpowaliście, a która tak niewiele może!

Cóż, wołanie to chyba nic nie straciło ze swej aktualności. I dlatego znak Dzieciątka złożonego w żłobie wciąż powinien być dla nas opamiętaniem i wezwaniem do nawrócenia. Inaczej droga Boga do nas nigdy nie będzie prosta.

Ks. Mariusz Pohl

 

Praca u podstaw

Niewiele się zmieniło od czasów Jana Chrzciciela. Kryzysy nadal dręczą poszczególnych ludzi, całe społeczeństwa i narody. Nadal też trzeba podejmować wprost heroiczne wysiłki w celu ich przezwyciężania. Jan jest jednym z nielicznych specjalistów od wychodzenia z kryzysów. Przyszło mu żyć w sytuacji głębokiego kryzysu zarówno politycznego, społecznego, jak i religijnego, który objął życie narodu wybranego. Trzeba było wskazać drogę wyjścia. Jan czyni to w sposób bezbłędny. Jego zdaniem jest tylko jedna droga przezwyciężania kryzysu — droga pracy u podstaw. Nie pomogą żadne, nawet najpiękniejsze hasła, długie dyskusje, szczegółowo wypracowane programy, jeśli nie przekona się człowieka, że on sam musi być lepszy. Wszelkie kryzysy mają swe źródło w sercu człowieka. Jeśli uda się udoskonalić serce, kryzys zostanie przełamany; jeśli nie, kryzys się pogłębi.

Praca u podstaw łączy się nierozerwalnie z ukazaniem gwiazdy nadziei lepszego jutra. To dla tego radośniejszego jutra człowiek może zmobilizować swe siły i stać się lepszym.

Zdumiewający jest jednak fakt, że samo przygotowanie do spotkania z Mesjaszem koncentrowało się na gruntownym przeobrażeniu życia doczesnego. Czegóż to bowiem Jan wymagał? Długich modlitw? Częstszego chodzenia do świątyni? Dodatkowych składek na budowę pomników? Nie. Od urzędników domagał się uczciwości; od zbierających podatki — sprawiedliwości; od żołnierzy — unikania przemocy; od wychowawców — umiłowania prawdy; od sprawujących władzę — przestrzegania prawa moralnego; od każdego człowieka — umiejętności podzielenia się tym, co posiada, z braćmi, którym brakuje środków do życia.

Jan jest wielkim realistą. Wzywa do pracy nad doskonaleniem uczciwości człowieka. Traktuje uczciwość jako najbardziej podstawowy warunek wyjścia z każdego kryzysu. Tam gdzie brakuje wartości moralnych, żaden kryzys — ani polityczny, ani społeczny, ani gospodarczy, ani religijny — nigdy nie zostanie przezwyciężony. Moralnie wartościowy człowiek spełni dobrze wszystkie swoje obowiązki, a wówczas społeczeństwo może na niego liczyć, może darzyć go swoim zaufaniem i z radością korzystać z owoców jego pracy wiedząc, że są one zawsze solidne.

Jan Chrzciciel jest specjalistą od wychodzenia z kryzysów, a jego program pracy u podstaw, w historii przezwyciężania kryzysów, jawi się jako trwała wartość. Kryzys życia religijnego należy do najgłębszych i najtrudniejszych kryzysów, jakie dotykają serca człowieka. Droga, jaką wskazuje Jan, jest jedyną drogą wyjścia. To sam Bóg domaga się od człowieka pracy u podstaw. Pierwsze wezwanie łaski jest zawsze apelem o oczyszczenie serca. Jak nikt z nas nie wlewa mleka do brudnej butelki, tak Bóg nie wypełni świętością serca nieczystego. Oczyszczanie serca to właśnie praca u podstaw.

Kryzysy pojawiają się wówczas, gdy serca ludzkie są tak zanieczyszczone, że w danym społeczeństwie czy narodzie nie ma w czym przechowywać wielkich wartości. Dopóki nie uporządkuje się serc, dotąd nie ma mowy o jakiejkolwiek perspektywie nowego i lepszego jutra. Za serce zaś jest odpowiedzialny każdy indywidualnie. W tym wypadku odpowiedzialność zbiorowa nie istnieje. Kto zatem chce zobaczyć lepsze jutro, winien dobrze przemyśleć wskazania Jana Chrzciciela i rozpocząć pracę u podstaw — doskonalenie swego serca. Jego własna doskonałość zacznie stopniowo rzutować na doskonałość jego pracy, a ta z kolei zadecyduje o ubogaceniu społeczeństwa. Wartościowy lekarz z troską zajmie się każdym pacjentem, wartościowy nauczyciel dobrze wychowa nowe pokolenie, wartościowy budowniczy postawi dom, który będzie wymagał pierwszego remontu dopiero za lat trzydzieści. Droga wyjścia z kryzysu zostanie otwarta.

Ks. Edward Staniek

 

Ujawnienie własnej twarzy

Upłynęło kilka miesięcy ostrej dyskusji nad dwoma konkretnymi pytaniami. W jednym chodziło o prawną ochronę życia dziecka nienarodzonego, a w drugim o miejsce religii w programach szkolnych. Ponieważ pytania te posiadają charakter egzystencjalny, i w większej lub mniejszej mierze dotyczą każdego Polaka, pośrednio stały się one wezwaniem do złożenia osobistego wyznania. I oto społeczeństwo, czy to w ramach wioski lub miasta, czy w ramach Sejmu i Senatu, ze zdumieniem zobaczyło prawdziwe twarze dyskutantów. Czasami to zaskoczenie było bolesne, znacznie częściej jednak bardzo radosne i napawające nadzieją.

Te dyskusje udowodniły, że sumienie wielu Polaków, mimo ciężkich doświadczeń ostatnich pięćdziesięciu lat, zachowało w większej mierze, niż powszechnie sądzono, poprawną ocenę tego co dobre i tego co złe. Jest to jedno z najradośniejszych stwierdzeń, jakie można postawić w naszej, ciągle niełatwej rzeczywistości. Ład moralny stoi u podstaw wszelkiego ładu, a więc również społecznego, politycznego i gospodarczego. Skoro zaś tak duży procent młodzieży, rodziców, lekarzy, radnych, senatorów zachował wrażliwość sumienia, to można realnie liczyć, że z nimi budowa nowego społeczeństwa jest możliwa.

Takich prób, w których ujawniają się nasze własne twarze, potrzeba znacznie więcej. Stanowimy społeczeństwo, które przez wiele lat wypracowywało i doskonaliło metody chodzenia w maskach. Ukazanie własnej twarzy było niebezpieczne. Nastąpiła wielka, społeczna dezorientacja, do tego stopnia, że nawet w szerszym rodzinnym gronie nie bardzo było wiadomo, kto jest kto.

Ujawnienie własnej twarzy jest zawsze czynem godnym pochwały, bez względu na to, jaka jest twarz. Ten, kto się na to decyduje, dowodzi odwagi, a ta już jest dużą wartością. Twórcze spory o dobre prawo, o właściwy profil wychowania i inne ważne instytucje społeczne są możliwe dopiero wówczas, gdy poprowadzą je ludzie z odsłoniętą twarzą. Dopiero tacy dyskutanci zajmą odważnie jedno stanowisko i potrafią go bronić lub uznać się za pokonanych, uczciwie przyznając rację stronie przeciwnej.

W adwentowej scenerii, w spotkaniu ze św. Janem Chrzcicielem, pojawia się pytanie: „Kto ty jesteś?” To przy jego pomocy Jan został zmuszony do jasnego sprecyzowania, za kogo się uważa. Uchylił wszelkie podejrzenia wysuwane pod jego adresem i objawił własną twarz promieniującą tak wielkim dostojeństwem, że jego słuchacze podejrzewali, iż jest samym Mesjaszem. Tę jedną twarz zabrał do więzienia i zachował nawet po śmierci, kiedy jego głowa na misie spoczęła w ręku Herodiady. Mimo swej śmierci, dzięki tej jednej twarzy okazał się niezwykle twórczy w budowaniu nowej wspólnoty ludzi bez maski, którą gromadził wokół siebie Chrystus.

Nie należy się obawiać ujawnienia własnej twarzy. Jeśli kogoś nie stać na uczynienie tego publicznie, to winien się zdecydować na to w sakramencie pokuty. To jest ta zdumiewająca instytucja w Kościele katolickim, w której chrześcijanin sprawdza, w jakiej mierze potrafi ujawnić własną twarz przed Bogiem i przed wspólnotą wierzących, którą reprezentuje kapłan. Każde podejście do spowiedzi wymaga odwagi i umożliwia przeżycie radości, iż człowieka stać na taki krok.

Gdziekolwiek programowo zakłada się tworzenie społeczeństwa z ludzi chodzących w maskach, wyśmiewa się i atakuje spowiedź. Tam bowiem, gdzie ona jest praktykowana, wierni maskę traktują jako obce ciało i tęsknią za jej zrzuceniem. Wolą twarz ze skazami, ale własną, bo tylko z nią są prawdziwie szczęśliwi.

Ks. Edward Staniek

 

„Duch mój raduje sit; w Bogu, moim Zbawcy” (Łk 1, 47)

„Ogromnie weselę się w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości” (Iz 61, 10). Radosny śpiew ocalonej i odbudowanej po wygnaniu Jerozolimy stosuje się do Kościoła, który raduje się i dziękuje za zbawienie, jakie przyniósł Chrystus Zbawiciel, Jego misję przedstawia proroctwo Izajasza: „Duch Pana nade mną, bo Pan… posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać razy serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” (tamże 1). Kiedy Jezus w synagodze w Nazarecie będzie czytał te wiersze, zastosuje je do siebie samego (Łk 4, 17–27). Zaiste, tylko na Nim spełniło się całkowicie to proroctwo. Tylko Chrystus ma moc dokonania zbawienia powszechnego, które nie ogranicza się do leczenia nędzy małego narodu, lecz odnosi się do leczenia nędzy całej ludzkości, uwalniającego ją przede wszystkim z najstraszniejszej nędzy, to jest grzechu, i uczącego przemieniać cierpienie w środek do zdobycia szczęśliwości wiecznej. Błogosławieni ubodzy, uciśnieni, łaknący, prześladowani, „albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 10). Takie jest głębokie znaczenie zbawczego dzieła Chrystusa. Wierzący powinni stać się jego heroldami i uczynić je zrozumiałym dla braci, starając się wielkodusznie przynieść im ulgę w cierpieniach. Wówczas Narodzenie Zbawiciela nabierze znaczenia również dla tych, którzy są daleko, i przyniesie radość całemu światu.

W drugim czytaniu św. Paweł przypomina właśnie posłannictwo dobroci i radości powierzone chrześcijanom: „Bracia, zawsze się radujcie… Wszystko badajcie, a co szlachetne, zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 16–22). Nie tylko czynności mogą być złem, lecz także zaniedbania tylu dobrych dzieł, których nie spełnia się wskutek egoizmu, chłodu czy obojętności względem bliźniego, który jest w potrzebie. By zawsze być gotowym czynić wszystkim dobrze, trzeba żyć w łączności z Jezusem, dając się przeniknąć Jego uczuciom dobroci, miłości, miłosierdzia. Modlitwa jest punktem szczytowym tej łączności, a Apostoł mówi: „Nieustannie się módlcie” (tamże 17).

Żywa wiara chrześcijanina i jego czynna dobroć względem braci to potężne środki, by dawać świadectwo Chrystusowi i szerzyć na świecie poznanie Go. Dotąd boleśnie brzmią słowa Chrzciciela: „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie” (J 1, 26). Jezus jest pośród nas: w swoim Kościele, w Eucharystii, przez łaskę, dzięki której jest obecny i działa w ochrzczonych. Lecz świat Go nie zna, nie tylko dlatego, że zamyka oczy, lecz również dlatego, że mało jest takich, którzy życiem dają świadectwo Ewangelii, dobrocią objawiając dobroć Zbawiciela. Nawet sami wierni znają Go mało, ponieważ ich łączność z Nim jest powierzchowna, słabo zasilana modlitwą, pozbawiona serdeczności. A to dlatego, że nie umieją Go rozpoznawać tam, gdzie się ukrywa: w biednych, uciśnionych, cierpiących na ciele i na duchu. Podczas Adwentu Jan Chrzciciel ukazuje się nam jako wzór świadka Chrystusowego. Przyszedł z żywą wiarą, z surowym życiem, z bezinteresownością, z pokorą i miłością, „aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez Niego” (tamże 7).

  • Boże, Ty widzisz, z jaku wiarą Twój lud oczekuje świąt Narodzenia Pańskiego, spraw, abyśmy przygotowali nasze serca i z radością mogli obchodzić wielką tajemnice, naszego zbawienia (Mszał Polski: kolekta).
  • O niewysłowiona miłości tego Nauczyciela, który widząc, że woda świętych Proroków nic była żywa do lego stopnia, aby nam dała życie, wyjął z siebie i ofiarował nam Słowo wcielone, Jednorodzonego Syna. I dał Mu w ręce potęgę i moc swoją, umieścił Go w mieszkaniu naszego serca jako kamień, bez którego nie możemy żyć. A jest tak słodki, że wszelka rzecz gorzka dzięki Jego słodyczy staje się nam słodka (św. Katarzyna ze Sieny).
  • Twoje przyjście, o nasz Zbawicielu, jest potrzebne nam, ludziom, jest nam potrzebna Twoja obecność, o Chryste. Przyjdź, boś niezmiernie łaskawy! Zamieszkaj w nas przez wiarę i oświeć naszą ślepotę. Pozostań z nami i wspomagaj naszą słabość. Stań po naszej stronie, opiekuj się nami i broń naszej ułomności. Jeśli Ty będziesz w nas, któż może nas oszukać? Jeśli Ty będziesz w nas, czego nie zdołamy uczynić w Tobie, kiedy nas umacniasz? Jeśli Ty jesteś z nami, kto przeciwko nam? Właśnie dlatego przychodzisz na świat. Przebywając w nas, ludziach, z nami i dla nas, stając po naszej stronic, chcesz oświecić nasze ciemności, pokrzepić nasze zmęczenie i oddalić od nas niebezpieczeństwo (zob. św. Bernard).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 91

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141214.htm

********

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

III NIEDZIELA ADWENTU B
14 grudnia 2014 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: “Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: “Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: “Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: “Nie jestem”. “Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: “Nie!”. Powiedzieli mu więc: “Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”.

Odpowiedział: “Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: “Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”. Jan im tak odpowiedział: “Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
J 1,6-8.19-28

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Czego dowiedzieliby się ode mnie wysłannicy np. z Urzędu Miasta czy Gminy? Kim ja jestem? Człowiekiem wezwanym, aby dać świadectwo o Jezusie. Pomóc innym odnaleźć Światłość w Jezusie i tej Światłości uwierzyć, zanurzając się w Jej przestrzeń, powierzając Jej swe życie, swoje tu i teraz. Trzeba mi ciągle uważać na pokusę udawania Światłości, podszywania się pod Nią, bo to może się ostatecznie zamienić w życie w ciemności. Ciągle też muszę pamiętać, że jestem tylko posłanym. To On posyła.

Choć noszę na sobie ślady namaszczenia olejami chrztu św., bierzmowania, kapłaństwa nie jestem Mesjaszem, Pomazańcem Pańskim. Jestem Jego współpracownikiem, głosem, który woła na pustyni tego świata, zapowiadając Jego przyjście. Głosem, który wzywa, aby przygotować Mu drogę, drogę prostą, dobrze oznakowaną. Na końcu tej drogi ma być serce czujne i rozmodlone, oczekujące. Nie tylko wołam, ale sam taką drogę przygotowuję, także serce, bo On przychodzi również do mnie. On trafi tam nawet pośród ciemności, On, który jest Światłością.

Wody chrztu kiedyś rozlały się w moim życiu. Dziś muszę uważać, aby ich wartki niegdyś strumień nie wysechł. Owszem, chrzest to dar nieutracalny. Niezatartym znamieniem wyrył się w moim sercu. Ale owoce życia tajemnicą chrztu nie są już takie oczywiste. Jak każde owoce wymagają trudu, wysiłku, poświęcenia? Jakże często, choć ochrzczony żyję jak poganin.

Sam ciągle Jezusa poznaję i mam świadomość, że jeszcze znam Go za mało, niewystarczająco, słabo. Całe szczęście, że On jest mocniejszy ode mnie (i nie chodzi o mocowanie się na rękę). Weźmy na przykład grzech. Bez Jego mocy nie mam szans. Tak się składa, że nim ja pochylę się, aby rozwiązać rzemyk u Jego sandała, On już klęczy u moich stóp, obmywając je. Tak, więc nie jestem Mesjaszem, Eliaszem, czy Prorokiem. Staram się być Jego uczniem, może nie prymusem, ale przynajmniej dobrym uczniem.

Pomyślę jak najlepiej przeżyć pozostałą część adwentu. Zaplanuję moją adwentową spowiedź, rekolekcje czy dzień skupienia. Tak rozplanuję te zewnętrzne przygotowania, aby nie przysłoniły mi tych wewnętrznych.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,
święte jest imię Jego.
A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
nad tymi, co się Go boją…
Łk 1,49-50

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

*****

Na dobranoc i dzień dobry – J 1, 6-8.19-28

Mariusz Han SJ

(fot. Patricio Maldonado / flickr.com / CC BY-NC 2.0)

Przygotować i przebaczyć…

Jan Chrzciciel przygotowuje przyjście Chrystusa
Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.
Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: «Kto ty jesteś?», on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: «Ja nie jestem Mesjaszem». Zapytali go: «Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?» Odrzekł: «Nie jestem». «Czy ty jesteś prorokiem?» Odparł: «Nie!»

Powiedzieli mu więc: «Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?» Odpowiedział: «Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz».

 

A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: «Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?»  Jan im tak odpowiedział: «Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała».
Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
Opowiadanie pt. “Oczekując przebaczenia”
Pewna hiszpańska opowieść mówi o ojcu i synu, którzy oddalili się od siebie po latach zaciętych konfliktów. Syn w końcu uciekł z domu. Widząc, że go nie ma, ojciec ze złamanym sercem wyruszył na poszukiwanie. Szukał całymi miesiącami – na próżno. Wreszcie, w ostatecznym akcie desperacji, zamieścił w lokalnej gazecie ogłoszenie:

“Drogi Paco! Spotkaj się ze mną na rynku pod dzwonnicą, w sobotę w południe. Wszystko ci wybaczam. Kocham Cię. Ojciec.”

Tej soboty na rynku pojawiło się ośmiuset mężczyzn i chłopców o imieniu Paco, oczekujących wybaczenia i miłości swoich ojców.
Refleksja
Jak wielu z nas potrzebuje przebaczenia. Wpierw jednak samemu musimy przebaczyć. Czekamy na czyjś pierwszy ruch, a sami często znajdujemy mnóstwo usprawiedliwień, by nie wykonać tego pierwszego gestu do pojednania. Przebaczenie zawsze musi uprzedzić pojednanie. To warunek jedności między ludźmi. Jan przyszedł, aby głosić pokutę ale i  przebaczenie, które jeśli zostanie wprowadzone w ludzkie życie, wtedy będzie panować dobro, miłość i pokój…
Jezus głosił i zachęcał do pojednania. Miłosierdzie i przebaczenie jest podstawą jedności i pokoju. Kiedy ich zabraknie, wtedy na świecie pojawią się napięcia, wojny i śmierć. Przebaczenie i nawrócenie to jednak pewien proces, którego często nie da się przyspieszyć. Potrzebny jest czas. My zaś często chcemy wszystko od razu. Lubimy jak “coś się dzieje”. Cierpliwość to “matka cnót”. Dlatego warto, aby jej się przez całe życie uczyć. Wtedy stajemy się światłem i inspiracją dla innych ludzi. Stajemy się świadkami miłości Boga do człowieka…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego potrzebne jest nam przebaczenie?
2. Dlaczego nie przebaczamy od razu?
3. Dlaczego jest w nas niecierpliwość?
I tak na koniec…
Wszystko zrozumieć, to wszystko przebaczyć (Anne-Louise de Staël-Holstein)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,743,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-1-6-8-19-28.html

***********************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

14 grudnia
Święty Jan od Krzyża,
prezbiter i doktor Kościoła
Święty Jan od Krzyża Jan de Yepes był trzecim z kolei dzieckiem Gonzaleza de Yepes i Katarzyny Alvarez. Przyszedł na świat w 1542 roku w Fontiveros, w pobliżu miasta Avila (Hiszpania). Miał dwóch braci: Ludwika i Franciszka, ale pierwszy z nich zmarł niedługo po urodzeniu. Warunki w domu były bardzo ciężkie, gdyż rodzina wyrzekła się Gonzaleza za to, że będąc szlachcicem śmiał wziąć za żonę dziewczynę z ludu. Jeszcze cięższe warunki nastały, kiedy zmarł ojciec. Jan miał wówczas dwa i pół roku. Matka przeniosła się z dziećmi do Arevalo (1548), a potem do Medina del Campo (1551). Jan został oddany do przytułku. Potem pracował w szpitalu, by następnie próbować różnych zawodów u kolejnych majstrów: w tkactwie, krawiectwie, snycerstwie, jako malarz, jako zakrystian, wreszcie jako pielęgniarz. Za zebrane z trudem pieniądze uczył się w kolegium jezuickim w Medinie (1559-1563), jednocześnie pracując na swoje utrzymanie. W roku 1563, mając 21 lat, wstąpił do karmelitów i wtedy obrał sobie imię Jan od św. Macieja. W zakonie napotkał na znaczne rozluźnienie. Dlatego gdy składał śluby, czynił to z myślą o profesji według dawnej obserwancji. Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych w Salamance, w 25. roku życia otrzymał święcenia kapłańskie (1567).
W dniu swojej Mszy prymicyjnej spotkał św. Teresę z Avila, która podjęła się dzieła reformy żeńskiej gałęzi Karmelu. Te dwie bratnie dusze zrozumiały się i postanowiły wytężyć wszystkie siły dla reformy obu rodzin karmelitańskich. W następnym roku św. Teresa namówiła pewnego szlachcica, żeby ofiarował dom w Duruelo na założenie pierwszej fundacji reformy. Tam przeniósł się Jan wraz z dwoma przyjaciółmi, których pozyskał dla reformy. 28 listopada 1568 r. złożyli ślub zachowania pierwotnej reguły. Jan przybrał sobie wówczas imię Jana od Krzyża. Postanowił pozostać wierny reformie, choćby “miał to przypłacić życiem”. Wkrótce okazało się, że będzie miał okazję dać dowód tej wierności. W latach 1569-1571 został wybrany na mistrza nowicjatu. W roku 1570 musiał jednak przenieść klasztor do Pastrany. W roku 1571 został rektorem pierwszego klasztoru karmelitów w Alcali, który przyjął reformę. Równocześnie pełnił obowiązki spowiednika karmelitanek zreformowanych w Avila (1572-1577).
W postępowaniu Jana przełożeni dopatrzyli się niesubordynacji. Obawiali się rozkładu zakonu. Posypały się napomnienia i nakazy. Gdy Jan okazywał się na nie głuchy, został aresztowany w Avila w nocy z dnia 2 na 3 grudnia 1577 roku i siłą zabrany do Toledo. Wtrącony do więzienia klasztornego, był nie tylko pozbawiony wolności, ale skazany na głód i częstą chłostę. Nie załamał się jednak. Jak sam pisał, w “paszczy wieloryba” przebył 9 miesięcy. Pan Bóg w tych miesiącach udręki zalewał go potokami pociech mistycznych. “Noce ciemne” długiego więzienia wykorzystał dla doświadczenia nie mniej bolesnego stanu, kiedy Pan Bóg pozornie opuszcza swoich wybranych, by ich zupełnie oczyścić i ogołocić z niepożądanych pragnień, uczuć i przywiązań.
15 sierpnia 1578 roku udało mu się uciec z zakonnego więzienia w Toledo po długich i żmudnych do tego przygotowaniach. Bracia z własnego klasztoru przyjęli go z wielką radością. 9 października tego roku wziął udział w kapitule, na której został wybrany przełożonym konwentu w Jaen, w Andaluzji. W roku następnym (1579) otworzył nowy dom reformy, w Baeza, gdzie pozostał jako przełożony do 1582 r. W roku 1581 z domów zreformowanych karmelitów utworzona została osobna prowincja. Zezwolił na to papież Grzegorz XIII specjalnym breve z 22 lipca 1580 roku.
Cierpienia Jana podjęte dla reformy zaczęły owocować. Gorliwi zakonnicy widzieli w nim męczennika sprawy i zaczęli przekonywać się do reformy. Mnożyły się także nowe fundacje dzięki hojności panów duchownych i świeckich. W roku 1582 Jan został mianowany przełożonym domu w Granadzie, a trzy lata później kapituła wybrała go wikariuszem prowincji Andaluzja. W 1587 r. zrzekł się tego urzędu i został ponownie mianowany przełożonym konwentu w Granadzie.
Kiedy liczba zreformowanych klasztorów zaczęła rosnąć i powstawały nowe prowincje, papież Sykstus V zezwolił na wybór osobnego wikariusza generalnego dla prowincji zreformowanych, ale generał miał być jeszcze wspólny dla obu rodzin karmelu. Papież miał bowiem nadzieję, że niebawem cały zakon przyjmie reformę. W roku 1588 odbyła się pierwsza kapituła generalna prowincji zreformowanych.
Jednak stronnictwo złagodzonej reguły wzięło górę. Jan został usunięty ze wszystkich urzędów i jako zwykły zakonnik zakończył niebawem życie w klasztorze w Ubedzie 14 grudnia 1591 roku w wieku zaledwie 49 lat. Umierał zupełnie osamotniony, bowiem św. Teresa z Avila dawno już nie żyła – przeszła do nieba 4 października 1582 roku.
Najbardziej sławny stał się Jan od Krzyża dzięki swoim pismom. Było ich znacznie więcej, ale spalono je zaraz po śmierci w obawie, by nie dostały się do rąk wrogów zakonu jako materiał przeciwko złagodzonej regule. Pozostały 22 dzieła, w tym kilkanaście utworów poetyckich, które dla mistyki chrześcijańskiej mają wprost bezcenną wartość. Najważniejsze są dwa z nich: Noc ciemna i Pieśń duchowa. Są one perłą w światowej literaturze mistyki. Oba dzieła początek swój wywodzą z więzienia w Toledo. One też przysporzyły Janowi tytuł doktora Kościoła; dzięki nim zwany jest on także doktorem mistycznym. Dzisiaj jego dzieła są przełożone na wszystkie znane języki świata i należą do klasyki dzieł mistycznych.
Nie mniejszym powodzeniem cieszą się dotąd Droga na Górę Karmel i Żywy płomień. Nikt dotąd nie poddał stanów mistyki tak subtelnej analizie, jak właśnie Jan od Krzyża. Św. Teresa z Avila zostawiła wprawdzie także poważne dzieła z zakresu mistyki chrześcijańskiej, ale podeszła ona do problemu raczej od strony praktycznej, podczas gdy Jan wskazał na podstawy teologiczne mistyki. Miał także wybitne zdolności plastyczne. Umiał rysunkiem, poglądowo, przedstawić nawet bardzo skomplikowane drogi mistyki (np. szkic Góra doskonałości). Chyba to jedyny wypadek w dziejach mistyki katolickiej. Najsłynniejszym rysunkiem, zachowanym do dziś (i przechowywanym jako relikwia) jest szkic Ukrzyżowanego Chrystusa, utrwalona na kartce wizja z objawienia w Avilla (1572-1577). Rysunek ten stał się inspiracją dla współczesnych twórców (m.in. Salvadore Dali namalował obraz zatytułowany Chrystus św. Jana od Krzyża).
Relikwie Doktora Mistycznego znajdują się w kościele karmelitów w Segovii. Beatyfikowany został przez papieża Klemensa X w 1591 r., a kanonizowany w 1726 r. przez Benedykta XIII. Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła w 1926 r. Jest patronem karmelitów bosych.W ikonografii św. Jan od Krzyża przedstawiany jest w habicie karmelitańskim. Jego atrybutami są: otwarta księga, krucyfiks, lilia, orzeł u jego stóp.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-14a.php3
*****
Św. Jan od Krzyża – Dzieła Wszystkie

 

http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/jk/spis.htm

*******

O NARODZENIU

 

(Del Nacimiento)

Gdy przyszedł czas wybrany,

Czas Jego Narodzenia –

Jak oblubieniec z komnat

Przyszedł do swego stworzenia.

A Matka Jego wdzięczna,

Wybrana z wszech na świecie,

Położyła w żłóbeczku

Swe narodzone Dziecię.

Pomiędzy bydlętami

Ludzie Mu cześć składali,

Pasterskiej prostej pieśni

Anieli wtórowali.

Zawarte zaślubiny

Między Człowiekiem-Bogiem,

I Bóg zapłakał gorzko

Na barłogu ubogim.

To były ślubne dary Oblubienicy – duszy,

Matka w bólu zadrżała,

Ujrzała krzyż katuszy…

Płacz u Boga-Człowieka,

U ludzi pieśń wesela –

Dziwne to zespolenie

I nic go nie rozdziela.

II

Romanca

NAD RZEKAMI BABILONII

(Encima de las corrientes)

Do słów psalmu 136: Super flumina Babylonis (7)

Nad brzegami rzek płynących

W Babilońskiej ziemi

Siadłem w smutku pogrążony,

Ze łzami gorzkimi.

Przypomniałem święty Syjon,

Kres mojej miłości,

A na słodkie to wspomnienie

Wzmógł się płacz żałości.

I złożyłem strój odświętny,

Wziąłem szare suknie,

Na gałęziach wierzb zielonych

Powiesiłem lutnię.

Wytężyłem me nadzieje

W Tobie położone –

Dosięgła mię miłość Twoja,

Serce me zranione!

Pragnąłem już skończyć życie,

Tak mnie przeszywały

Owe groty w boskim ogniu,

Gdziem zaginął cały…

Uwalniając gołębicę

Mdlejącą w zachwycie –

Obumarłem cały w sobie

W Tobie mając życie.

I dla Ciebie jam się budził

I znowu umierał –

Tyś mi bowiem dawał życie

I znowu odbierał.

Cieszyli się ludzie obcy,

Chcieli słyszeć pienia,

Co się wznoszą na Syjonie

W hymnach uwielbienia.

Powiedzcie mi jak mam śpiewać

Warn pieśń uroczystą,

Kiedy serce moje tęskni

Za ziemią ojczystą?

Niech mój język uschnie w gardle,

Lgnie do podniebienia,

Gdybym Ciebie miał zapomnieć

W ziemi utrapienia.

O Syjonie, gdybym patrzył

Na łozy zielone,

Które szumią tu nad rzeką

A nie w twoją stronę –

Gdybym w tobie nie miał myśli

Serca i kochania,

Niechaj uschnie ma prawica

W tej ziemi wygnania!

O, niech będzie błogosławion Bóg mój ze Syjonu,

Który słusznym gniewem karze Córy Babilonu! –

A podnosi z nędzy małych

I mnie płaczącego

Na grań, którą jest sam Chrystus,

Kres życia mojego!

Debetur soli gloria vera Deo (8).

św. Jan od Krzyża

(7) Zdaniem niektórych autorów utwór powstał w więzieniu i zawiera osobiste doświadczenia Świętego przeżywającego tęsknoty duchowe. Nie jest jednak wykluczone, że Święty pisząc go poza więzieniem, poszedł za częstą w klasztorach praktyką parafrazowania “psalmu wygnańca”.

8) Kolofon manuskryptu z Sanlúcar: “Samemu Bogu należy się prawdziwa chwata”.

*****

Modlitwa Św. Jana od Krzyża

Modlitwa duszy rozmiłowanej

Boże mój, Panie i Oblubieńcze!

Jeżeli jeszcze pamiętasz o mych grzechach,
aby nie spełnić tego, o co Cię proszę,
niech się dzieje Twa wola,
gdyż tę kocham ponad wszystko.
Okaż swoją dobroć i miłosierdzie,
abyś był w nich poznany.

A jeśli, o Panie, czekasz na moje czyny,
by przez nie spełnić me prośby,
daj mi je, działaj je we mnie,
daj również cierpienia, jakich pragniesz
i niech się dzieje Twa wola!

Jeśli zaś nie czekasz na me czyny,
czego oczekujesz, najmiłościwszy Boże,
czemu zwlekasz?

Gdy bowiem łaska ta, o którą Cię proszę,
jest tylko z Twego miłosierdzia
weź nicość moją, której pragniesz,
a daj mi skarby, których również pragniesz dla mnie.

Któż może się uwolnić ze swej nędzy i nicości,
jeśli go Ty nie podniesiesz do siebie
czystością Twej miłości, o Boże mój?

Jakże się może podnieść do Ciebie człowiek zrodzony z nędzy,
jeśli go Ty nie podniesiesz tą ręką, którą go stworzyłeś?

Nie pozbawisz mię, o Boże mój, tego, coś mi dał
w Twym Synu, Jezusie Chrystusie,
w którym mi dałeś wszystko, czego pragnę;
dlatego się weselę, bo nie zawiedziesz mej ufności!

Czemu więc, duszo moja, jeszcze się ociągasz,
gdy już teraz możesz kochać swym sercem swego Boga?

Moje są niebiosa i moja jest ziemia,
moje są narody, moi grzesznicy i sprawiedliwi!
Aniołowie są moi, Matka Boża jest moja,
wszystkie rzeczy są moje,
i sam Bóg jest moim i dla mnie,
gdyż Chrystus jest mój i wszystek dla mnie! (por. 1 Kor 3, 22-23).
Czegóż więc pragniesz, duszo moja?
Wszystko jest twoje i wszystko dla ciebie.
Nie zadowalaj się małym i nie szukaj odrobin,
które spadają ze stołu Ojca twego (por. Mt 15, 26-27; Mk 7, 27- 28).

Lecz wyszedłszy z siebie, wejdź do pełności
i ciesz się w twojej chwale!
Ukryj się w niej i raduj się,
a zaspokoisz pragnienie serca swego.

św. Jan od Krzyża

http://www.skarbiecmilosci.pl/modlitwa-sw-jana-od-krzyza

*****

Przyjemniejszy jest Bogu jeden uczynek, choćby najmniejszy, spełniony w ukryciu z pragnieniem, by o nim nie wiedziano, niż tysiące innych z pragnieniem pokazania ich ludziom. Kto bowiem z najczystszą miłością pracuje dla Boga, nie tylko nie chce by to ludzie wiedzieli, lecz nawet nie pragnie, by sam Bóg o tym wiedział, i owszem, choćby się Bóg o tym nigdy nie dowiedział, on nie zaprzestałby spełniać nigdy tych czynności z tą samą radością i miłością bezinteresowną.

( Słowa światła i miłości, [fragm.], św. Jan od Krzyża)

O błogosławiona rano, zadana przez Tego, który tylko umie leczyć! O szczęśliwa i wielce szczęśliwa rano, boś została zadana jedynie dla uszczęśliwienia i twój ból jest uszczęśliwieniem i rozkoszą dla duszy zranionej! Wielka jesteś o rozkoszna rano, bo wielki jest Ten, kto cię zadał. Wielkim jest twe uszczęśliwienie, bo bezmierny jest ogień miłości, który odpowiednio do twej zdolności i wielkości cię uszczęśliwia. O błoga więc rano, i o tyle wznioślejsza i słodsza, o ile głębiej do wnętrza duszy wniknął Twój żar i wypalił wszystko, co można było wypalić, aby dać szczęście takie, jakie tylko dać można!

(Żywy płomień miłości 2,8, św. Jan od Krzyża)

 

Znam dobrze źródło co tryska i płynie,
Choć się dobywa wśród nocy
.

Wiem gdzie swe wody ma ten zdrój kryniczny,
Ukryty w głębi tajemnic i wieczny,
Choć się dobywa wśród nocy.

Początku jego nie znam, bo go nie ma,
Lecz wiem, że każdy byt swą mocą trzyma,
Choć się dobywa wśród nocy.

Wiem, że nie może być nic piękniejszego,
Że wszelka piękność pochodzi od Niego,
Choć się dobywa wśród nocy.

Wiem, że w Nim nie ma nic z ziemskich istności,
Że nic nie zrówna Jego wszechmocności,
Choć się dobywa wśród nocy.

Blask jego światła nigdy nie zachodzi,
Bo wszelka światłość od Niego pochodzi,
Choć się dobywa wśród nocy.

A tryskające z niego życia wody
Zraszają otchłań, niebiosa, narody,
Choć się dobywa wśród nocy.

Potok istności w tym źródle wezbrany
W potędze swojej jest niepowstrzymany,
Choć się dobywa wśród nocy.

To wieczne źródło znalazło ukrycie,
W Chlebie Żywota, aby dać nam życie,
Choć się dobywa wśród nocy.

A potok, który od tych dwóch pochodzi,
Żadnej istnością swoją nie przechodzi,
Choć się dobywa wśród nocy.

I stąd podnosi głos, wzywa stworzenia,
By się syciły w zdrojach Utajenia,
Co się spełniły wśród nocy.

To jest to źródło, którego pożądam,
To jest Chleb Życia, który tu oglądam,
Choć się dobywa wśród nocy.

(Znam dobrze źródło, czyli śpiew duszy cieszącej się poznaniem Boga przez wiarę, św. Jan od Krzyża)

Aby naprawdę znaleźć Boga, nie wystarczy tylko modlić się sercem i ustami lub opierać się na pomocy innych, ale równocześnie trzeba zdobywać się na wszelkie możliwe wysiłki osobiste i pracę. Albowiem jeden czyn spełniony osobiście ma większe znaczenie przed Bogiem, niż wielka liczba czynów dokonanych przez innych dla danej osoby.

Więc i tutaj, przypomniawszy sobie słowa Boskiego Oblubieńca: Szukajcie, a znajdziecie (Łk 11, 9), dusza spieszy sama, by własnym staraniem odnaleźć Oblubieńca, aby nie zostać bez Niego, jak wielu tych, którzy chcieliby posiąść Boga bez żadnego wysiłku kosztem kilku modlitw i to jeszcze źle odmówionych, nie chcąc uczynić dla Niego nic, co by ich trochę kosztowało. Niektórzy nie raczą nawet podnieść się z miejsca swego upodobania i zadowolenia, lecz niejako oczekują, aby smak Boży spływał im do ust bez najmniejszego z ich strony wysiłku i umartwienia przez odrzucenie pociech, upodobań i bezużytecznych zachcianek.

Ci wszyscy, jak długo nie wyzują się z nich, by szukać Boga, choćby jeszcze dłużej wołali do Niego, nie znajdą Go. Bo tak szukała Go oblubienica z Pieśni nad pieśniami i nie znalazła Go aż dopiero wtedy, gdy wybiegła, by Go szukać. Wyraża to w tych słowach: Na łóżku moim w nocy szukałam Tego, którego miłuje dusza moja; szukałam Go, lecz nie znalazłam. Wstanę obiegnę miasto, po ulicach i po rynkach szukać będę Tego, którego miłuje dusza moja (3, 1-2). A zatem, dopiero później, gdy poniosła pewne trudy, mówi, że Go znalazła (3,4).

Kto szuka Boga, pozostając jednocześnie przy swoich upodobaniach i w bezczynności, szuka Go po nocy i nie znajdzie. Lecz ten, kto porzucił łoże swych upodobań i rozkoszy, i szuka Go przez ćwiczenie się w cnotach, szuka Go w dzień i znajdzie Go wnet. Albowiem to, co w nocy jest ukryte, wśród dnia się ukazuje. Sam Oblubieniec daje to jasno zrozumieć w Księdze Mądrości, mówiąc: Jaśniejąca jest i nigdy nie więdnąca Mądrość, i łatwo spostrzegają ją ci, którzy ją miłują i znajdują ci, którzy jej szukają; uprzedza tych, którzy jej pożądają, aby im się pierwsza ukazała. Kto do niej rano wstanie, nie będzie się trudził, bo ją znajdzie siedzącą u drzwi swoich (6, 13-15). Wskazują te słowa, że gdy tylko dusza wyjdzie z mieszkania własnej woli i podniesie się z łoża swych upodobań, wnet napotka tę Mądrość Bożą, tj. Syna Bożego, jej Oblubieńca. I dlatego mówi tu dusza: „Szukając mojej miłości, pójdę przez góry i rozłogi”.

Przez wysoko piętrzące się góry rozumie tu cnoty, a to najpierw z powodu ich wzniosłości, a następnie z powodu trudności i znojów, których się doświadcza przy ich zdobywaniu. Mówiąc o tych górach, dusza oznajmia, że pójdzie ku ich szczytom przez życie kontemplacyjne. Przez rozłogi, które się nisko rozpościerają, rozumie tu umartwienia, pokutę, ćwiczenia duchowe i zaznacza, że pójdzie również przez nie, łącząc z życiem kontemplacyjnym życie czynne. Jedno i drugie jest potrzebne, by znaleźć Boga i posiąść pełnię cnót…

(Pieśń duchowa 3, św. Jan od Krzyża).

[Święty Jan od Krzyża] miał wielką moc oddziaływania przez słowa, które wypowiadał; mówił o miłości Boga, modlitwie i kontemplacji w sposób bardzo głęboki, a czynił to, ponieważ nie umiał mówić o innych rzeczach. Jego mówieniu towarzyszyła wielka łaska, gdyż to, co mówił, wpisywało się w duszę i swoimi słowami zapalał ogień miłości Bożej. Odnosiło się zawsze wrażenie, że jego dusza trwa w nieustannej modlitwie.

Brat Jan to nie był to piękny mężczyzna – był małego wzrostu i był umartwiony, czyli nie było w nim czegoś takiego, co normalnie w świecie przykuwa wzrok, a pomimo to, kiedy [mówiąca] wznosiła na niego oczy, aby na niego patrzeć, czy aby go słuchać, to widziała w nim Boga albo odnosiła wrażenie, że Bóg przebijał przez niego. Patrząc na niego odnosiło się wrażenie, że widzi się w nim majestat kogoś większego niż człowieka żyjącego na ziemi. Z tego powodu zeznająca siostra przekonała się, że był to człowiek o wielkiej świętości i Bóg mieszkał w nim jako w świątyni.

Zarówno za życia, jak i teraz po śmierci nasz wielki Ojciec i święty brat Jan od Krzyża, był i jest wzorem i mistrzem doskonałości zakonnej, a jego cnoty były tak wielkie, że wydaje mi się zuchwalstwem z mojej strony, która ich nie mam, aby o nich mówić.

Boże mój, Panie i Oblubieńcze!

Jeśli wspomnienie moich grzechów nie pozwala Ci nadal spełniać tego o co Cię proszę, niech się dzieje Twoja wola, którą kocham ponad wszystko. Okaż swoją dobroć i miłosierdzie, abyś był w nich poznany.

A jeśli, o Panie, czekasz na moje czyny, aby przez nie spełnić moje prośby, udziel mi ich i wypełnij je we mnie; daj również cierpienia, jakich pragniesz i niech się dzieje Twoja wola! Jeśli zaś nie czekasz na moje czyny, czego oczekujesz, najmiłościwszy Boże, czemu zwlekasz?

Jeśli łaska, o którą Cię przez Twego Syna proszę, wynika z Twego miłosierdzia, weź moją nicość, której pragniesz, a daj mi skarby, których również pragniesz dla mnie. Któż może się uwolnić ze swej nędzy i nicości, jeśli Ty go nie podniesiesz do siebie czystością Twej miłości, o Boże mój? Jakże się może podnieść do Ciebie człowiek zrodzony w nędzy jeśli go Ty nie podniesiesz tą ręką, którą go stworzyłeś?

Nie pozbawisz mnie, o Boże mój, tego, coś mi dał w Twym Synu, Jezusie Chrystusie, w którym mi dałeś wszystko, czego pragnę; dlatego raduję się, bo nie zawiedziesz mej ufności! Czemu więc, duszo moja, jeszcze się ociągasz, gdy już teraz możesz kochać całym sercem swego Boga?

Moje są niebiosa i moja jest ziemia, moje są narody, moi grzesznicy i sprawiedliwi. Aniołowie są moi, Matka Boża jest moja, wszystkie rzeczy są moje, i sam Bóg jest moim i dla mnie, gdyż Chrystus jest mój i wszystek dla mnie! Czemu więc, duszo moja, jeszcze się ociągasz, i czego jeszcze szukasz? Wszystko jest twoje i wszystko dla ciebie.

(Modlitwa duszy rozmiłowanej, św. Jan od Krzyża)

Nie smuć się zaraz z nieszczęść na świecie, bo nie znasz dobra zamierzonego w wyrokach Bożych, które one niosą z sobą dla wiecznej radości wybranych.

(Słowa światła i miłości, św. Jan od Krzyża)

Święty Jan od KrzyżaWszystkie widzenia, objawienia, niebiańskie odczucia i cokolwiek w tym rodzaju można jeszcze wymyślić, nie są warte nawet tyle co najmniejszy akt pokory. Pokora bowiem przynosi z sobą skutki miłości: nie ceni siebie samej, nie stara się o rzeczy nadzwyczajne, nie myśli źle o nikim, tylko o sobie samej. Nie widzi w sobie żadnego dobra, lecz widzi je u innych

(Droga na Górę Karmel, św. Jan od Krzyża)

Jeżeli chcesz znaleźć pokój, radość twojej duszy i prawdziwie służyć Bogu, nie zadowalaj się tym, czego się wyrzekłeś, bo wtedy bardziej będziesz uwikłany niż przedtem. Porzuć wszystko, co ci pozostało i oddaj się jednemu, co ma w sobie wszystko, to jest świętej samotności połączonej z modlitwą i pobożnym czytaniem, i tam z dala od wszystkiego przebywaj nieustannie. Bardziej bowiem przypodobasz się Bogu, jeśli uczynisz i zachowasz swoją duszę doskonałą, niż gdybyś zyskał wszystkie dobra tego świata, bo cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16,26)

http://www.skarbykosciola.pl/swieci/xvi-wiek-sobor-trydencki/jan-od-krzyza/

Magister in fede
Mistrz w wierze

List Apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji czterechsetlecia śmierci św. Jana od Krzyża z dnia 14 grudnia 1990 r.

Wprowadzenie

1. Mistrz w wierze i świadek Boga żywego, święty Jan od Krzyża jest wspominany dzisiaj przez Kościół w sposób szczególny z racji obchodów czterechsetlecia jego przejścia do chwały, które miało miejsce 14 grudnia 1591 roku w klasztorze w Ubeda, skąd został wezwany do domu Ojca.

Z radością cały Kościół stwierdza obfite owoce świętości i mądrości, które ten jego Syn przekazuje nieustannie swym życiem i pismami. Rzeczywiście, jego postać i nauczanie przyciągają uwagę różnorodnych środowisk religijnych i kulturowych, które znajdują w nim zrozumienie i odpowiedź na najgłębsze aspiracje zarówno człowieka, jak i wierzącego. Żywię zatem nadzieję, iż obchody tego jubileuszu pomogą lepiej ukazać wielkość oraz rozpowszechnić treść jego głównego orędzia: życia teologalnego w wierze, nadziei i miłości.

To przesłanie, skierowane do wszystkich, jest szczególnym dziedzictwem i przynaglającym zadaniem dla Karmelu Terezjańskiego, który słusznie uznaje Świętego za ojca i duchowego mistrza. Jego przykład jest wzorem życia, jego pisma są skarbem, którym należy podzielić się ze wszystkimi szukającymi Bożego oblicza. Jego doktryna jest również słowem aktualnym, szczególnie dla Hiszpanii, jego ojczyzny, której imię rozsławił pismami o powszechnym znaczeniu.

2. Ja sam czułem się pociągnięty przez doświadczenie i nauczanie Świętego z Fontiveros. Od pierwszych lat mojej formacji kapłańskiej znajdowałem w nim solidnego przewodnika na ścieżkach wiary. Ten wymiar jego doktryny wydaje się być zasadniczy, wręcz życiowy dla każdego chrześcijanina zwłaszcza w epoce poszukującej nowych dróg i będącej równocześnie narażoną na niebezpieczeństwa i pokusy na polu wiary.

Podczas gdy czuło się jeszcze klimat duchowy wytworzony przez obchody czterechsetlecia (w 1942 roku) narodzin świętego Karmelity, a Europa powstawała z prochów po doświadczeniu ciemnej nocy wojny, napisałem moją rozprawę doktorską z teologii na temat: Zagadnienie wiary w dziełach świętego Jana od Krzyża (1). Analizowałem w niej i uwydatniłem centralne stwierdzenie Doktora Mistycznego: wiara jest jedynym, najbliższym i współmiernym środkiem do zjednoczenia z Bogiem. Już wówczas przeczuwałem, że synteza dokonana przez świętego Jana od Krzyża zawiera nie tylko solidną doktrynę teologiczną, ale przede wszystkim wyjaśnienie życia chrześcijańskiego w jego podstawowych elementach, którymi są: zjednoczenie z Bogiem, kontemplacyjny wymiar modlitwy, teologalna siła misji apostolskiej, dążenia nadziei chrześcijańskiej.

W czasie mojej wizyty w Hiszpanii w listopadzie 1982 roku miałem radość uczczenia jego pamięci w Segovii, na tle bardzo sugestywnego rzymskiego akweduktu, i oddania czci jego relikwiom przy jego grobie. Przypomniałem tam ponownie wielkie orędzie o jego wierze jako istotę przesłania świętego Jana od Krzyża dla całego Kościoła, Hiszpanii i Karmelu. O wierze żywej, dynamicznej, szukającej i spotykającej Boga w Jego Synu Jezusie Chrystusie, w Kościele, w pięknie stworzenia, w milczącej modlitwie, w ciemnościach nocy i oczyszczającym płomieniu Ducha (2).

3. Podczas tegorocznych obchodów czterechsetlecia jego śmierci wypada raz jeszcze wsłuchać się w słowa tego mistrza. Na skutek szczęśliwej zbieżności stał się on naszym towarzyszem podróży w tym szczególnym okresie historii, na progu roku 2000, kiedy upływa 25 lat od zakończenia Soboru Watykańskiego II, który zapoczątkował i wspierał odnowę Kościoła w zakresie czystości doktryny i świętości życia. “Kościół – stwierdza Sobór – ma za zadanie uobecnianie w sposób jakby widzialny Boga Ojca i Jego Syna Wcielonego, wraz z nieustannym odnawianiem się i oczyszczaniem pod przewodnictwem Ducha Świętego, głównie dzięki świadectwu żywej i dojrzalej wiary, zdolnej do dostrzegania w sposób wyraźny napotykanych trudności i do ich przezwyciężania” (3).

Obecność Boga i Chrystusa, oczyszczające odnowienie dokonujące się pod przewodnictwem Ducha Świętego, doświadczenie oświeconej i dojrzałej wiary, czyż nie jest to główna zawartość doktryny świętego Jana od Krzyża i jego orędzie dla Kościoła i dzisiejszego człowieka? Odnawianie i ożywianie wiary stanowi nieodzowny fundament umożliwiający stawianie czoła któremukolwiek z palących zadań stojących dziś przed Kościołem: doświadczenie zbawczej obecności Boga w Chrystusie, w samym centrum życia i historii, ponowne odkrycie uwarunkowań człowieka i jego synostwa Bożego, jego powołanie do zjednoczenia z Bogiem, stanowiące najgłębszą rację jego godności (4), nowa ewangelizacja świata zaczynająca się od reewangelizacji wierzących, coraz szersze otwarcie się na nauczanie i światło Chrystusa.

4. Jest wiele aspektów, dzięki którym święty Jan od Krzyża jest znany w Kościele i w świecie kultury: jako pisarz i poeta języka kastylijskiego, jako poeta i humanista, jako człowiek o głębokim doświadczeniu mistycznym, teolog i duchowy egzegeta, duchowy mistrz i kierownik dusz. Będąc mistrzem na drogach wiary, sprawia, iż jego postać i pisma oświecają tych wszystkich, którzy szukają doświadczenia Boga na drodze kontemplacji i w zapomnianej o sobie służbie braciom. W swojej wzniosłej twórczości poetyckiej, w swoich traktatach doktrynalnych – Droga na Górę Karmel, Noc ciemna, Pieśń duchowa, Żywy płomień miłości – tak jak i w pomniejszych, lecz bogatych w treść Słowach światła i miłości, Radach i wskazówkach, Listach Święty zostawił nam syntezę chrześcijańskiej duchowości i jej mistycznego doświadczenia. Wśród tego bogactwa tematów pragnę zatrzymać się w tej chwili na centralnym przesłaniu, na wierze żywej jako przewodniczce chrześcijanina, jedynym świetle w ciemnej nocy próby, gorejącym płomieniu podsycanym przez Ducha.

Wiara, jak to dobrze ukazuje Święty swoim życiem, prowadzi do adoracji i uwielbienia, nadaje całej egzystencji człowieka wymiar realizmu oraz smak transcendencji. Pragnę poza tym, ze światłem “Ducha Świętego Nauczyciela” (5), w zgodności z mądrościowym stylem Brata Jana od Krzyża, skomentować niektóre aspekty jego doktryny na temat wiary, przyjmując jego orędzie wraz z kobietami i mężczyznami naszych czasów, pełnych wyzwań i nadziei.

I. Mistrz w wierze

Tło historyczne

5. Uwarunkowania historyczne, w których żył Brat Jan od Krzyża, ofiarowały mu rozległą gamę możliwości i bodźców do pełnego rozwoju swej wiary. Podczas jego życia (1542-1591) Hiszpania, Europa i Ameryka otwarły się na nową epokę głębokiej i twórczej religijności. Jest to czas wzrostu zapału ewangelizacyjnego i reformy katolickiej. Równocześnie jest to okres wyzwań, rozłamów w ramach wspólnoty kościelnej, konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych. Ówczesny Kościół musiał odpowiedzieć na te wszystkie trudne i palące problemy: wielki Sobór Trydencki, doktrynalny i reformatorski; odkrycie nowego kontynentu, Ameryki, i związane z tym nowe zadania ewangelizacyjne; stary świat, Europa, domagający się orzeźwienia w swych chrześcijańskich korzeniach.

W tych historycznych ramach, pełnych różnorodnych sytuacji i doświadczeń, rozgrywa się życie świętego Jana od Krzyża. Dzieciństwo i młodość przeżywa w skrajnym ubóstwie, torując sobie drogę poprzez pracę własnych rąk w Fontiveros, Arevalo i Medina del Campo. Podejmuje powołanie karmelitańskie, otrzymując gruntowną formację w aulach Uniwersytetu w Salamance. W wyniku opatrznościowego spotkania ze świętą Teresą od Jezusa przyjmuje z całym oddaniem dzieło Reformy Karmelu i rozpoczyna nowy styl życia w pierwszym klasztorze w Duruelo. Pierwszy karmelita bosy przeżywa wszystkie trudności i przeciwności rodzącej się wspólnoty zakonnej, jako mistrz i wychowawca oraz spowiednik w klasztorze Wcielenia w Awili. Uwięzienie w Toledo, samotność klasztorów El Calvario i La Peńuela w Andaluzji, prace apostolskie w klasztorach mniszek, zadania przełożeńskie miały znaczący wpływ na ukształtowanie się jego osobowości. Objawia się to w liryce jego poezji, w komentarzach swoich pism, prostocie życia klasztornego oraz w wędrownym apostolacie. Alcalá de Henares, Baeza, Grenada, Segovia, Ubeda – są to miasta, które przywodzą na pamięć pełnię życia wewnętrznego, posługi kapłańskiej i duchowego nauczania Świętego.

Wobec problemów Kościoła przyjmuje postawę pełnej otwartości, włączając w nią swoje bogate doświadczenie życiowe. Zna wydarzenia, przemiany, zagrożenia swoich czasów. W swoich pismach czyni aluzje do ówczesnych herezji i błędów. Pod koniec życia wyraża gotowość udania się do Meksyku, aby tam głosić Ewangelię, czyni przygotowania do zrealizowania tych projektów, jednakże choroba i śmierć mu to uniemożliwiają.

6. Na poważne potrzeby swoich czasów Jan de Yepes odpowiada podejmując całym sercem powołanie kontemplacyjne. Decyzja ta nie jest wyrazem niechęci w podjęciu odpowiedzialności ludzkiej i chrześcijańskiej; wręcz przeciwnie, dokonując tego kroku pragnie w pełni świadomie przeżywać samą istotę swojej wiary: szukać oblicza Boga, słuchać i wypełniać Jego słowo, oddać się na służbę bliźnim.

W ten sposób pokazuje nam, jak życie kontemplacyjne może być formą pełnej realizacji chrześcijanina. Kontemplatyk nie ogranicza się jedynie do długich godzin modlitwy. Towarzysze i biografowie świętego Karmelity ofiarują nam jego bardzo dynamiczny obraz. W młodości nauczył się żyć jako pielęgniarz i murarz, pracował w ogrodzie i ozdabiał kościół. Jako już dorosły, spełniając obowiązki przełożonego i wychowawcy, był zawsze czujny na potrzeby duchowe i materialne swoich podopiecznych. Pieszo przemierzał duże odległości, aby służyć w sprawach ducha swoim siostrom, karmelitankom bosym, będąc głęboko przekonanym o ogólnokościelnej wartości ich życia kontemplacyjnego. To wszystko rodziło się w nim z głębokiego przeświadczenia, iż Bóg i tylko On jest Tym, który nadaje wartość i zabarwienie każdej działalności, “ponieważ gdzie nie poznaje się Boga, nie poznaje się niczego” (6).

Tym sposobem, poprzez przykład swojego życia i poprzez pisma, realizując swoje osobliwe powołanie karmelity kontemplatyka, oddał Kościołowi największą przysługę w jego trudnościach. Tak żył Brat Jan w towarzystwie swoich braci i sióstr w Karmelu: w modlitwie, w milczeniu, w służbie, w umiarze i w wyrzeczeniu, przepajając to wszystko wiarą, nadzieją i miłością. Wraz ze świętą Teresą od Jezusa współuczestniczył w pełnym urzeczywistnieniu charyzmatu karmelitańskiego. Oboje są nadal w Kościele wybitnymi świadkami Boga żywego.

Zadanie formowania wierzących

7. Wiara rozwija wspólnotę i dialog z braćmi, aby im pomóc w przemierzaniu dróg prowadzących do Boga. Brat Jan był prawdziwym formatorem wierzących. Potrafił wprowadzić na szlak zażyłości z Bogiem, pouczając jak można odkrywać Jego obecność i miłość zarówno w korzystnych okolicznościach życia, jak i w przeciwnościach, w chwilach gorliwości jak i w okresach pozornego opuszczenia. Zbliżały się do niego dusze wybrane, jak np. Teresa od Jezusa, dla której był przewodnikiem w ostatnich etapach jej mistycznego doświadczenia, jak również osoby o głębokiej duchowości, przedstawiciele wiary i pobożności ludowej, jak Anna de Peńalosa, dla której zadedykował Żywy płomień miłości. Bóg obdarzył go odpowiednimi właściwościami, dzięki którym mógł spełniać rolę duchowego przewodnika i wychowawcy wierzących.

Święty Jan od Krzyża musiał stworzyć autentyczną pedagogię wiary, aby ją wyzwolić od niebezpieczeństw, które ją otaczały. Z jednej strony niebezpieczeństwo nadmiernego zaufania ludziom, którzy bez żadnego rozeznania polegali bardziej na widzeniach prywatnych lub własnych odczuciach, niż na Ewangelii czy Kościele. Z drugiej strony niewiara jako zdecydowana postawa i twardość serca, które uniemożliwiają otwarcie się na jego tajemnicę. Doktor Mistyczny, przezwyciężając te trudności, pomaga swym przykładem i nauką w umocnieniu wiary chrześcijańskiej podstawowymi właściwościami, takimi jak dojrzałość wiary, jak to zresztą zaleca Sobór Watykański II: wiara osobista, wolna i z przekonania, objęta całym istnieniem; wiara eklezjalna, wyznawana i celebrowana w komunii z Kościołem; wiara przesycona modlitwą i adorująca, dojrzała w doświadczeniu komunii z Bogiem; wiara solidna i zaangażowana, objawiająca się w moralnej konsekwencji życia i w wymiarze służby. Potrzebujemy właśnie takiej wiary, której Święty z Fontiveros daje nam osobisty przykład i zawsze aktualną naukę.

II. Świadek Boga żywego

Głębokość i realizm osobistej wiary Świętego

8. Jan od Krzyża to człowiek zakochany w Bogu. Rozmawiał z Nim poufnie i ciągle o Nim mówił. Nosił Go w swym sercu i na swych wargach, ponieważ był On dla niego prawdziwym skarbem, jego najbardziej realnym światem. Najpierw jest Jego świadkiem, potem głosi i opiewa Jego tajemnicę. Dlatego mówi o Nim z pasją i z niepowszechnym darem przekonania: “ci, którzy go słuchali, zauważyli, że w taki sposób mówił o rzeczach Bożych i tajemnicach naszej wiary, jak gdyby je widział własnymi oczami (7). Dzięki darowi wiary treść tajemnicy staje się dla wierzącego żywym i prawdziwym światłem. Świadek, podobnie jak prorocy i apostołowie, głosi to, co widział i usłyszał, to, co kontemplował (por. 1 J 1, 1-2).

Podobnie jak oni, Święty posiadał dar skutecznego i przenikliwego słowa, nie tylko w zdolności wyrażania i komunikowania własnego doświadczenia przy pomocy symboli i poezji pełnych piękna i liryki, ale także w subtelnej mądrości zawartej w “słowach światła i miłości”, w zamiłowaniu do mówienia “sercu słów zroszonych słodkością i miłością”, “światła na drodze i miłości w postępowaniu naprzód” (8).

Chrystus – pełnia objawienia

9. Żywotność i realizm wiary Mistycznego Doktora jest oparty na odniesieniu do centralnych tajemnic chrześcijańskich. Pewna osoba współczesna Świętemu stwierdza: “do tajemnic, które najbardziej kochał, wydaje mi się, należy zaliczyć tajemnice Trójcy Świętej i Syna, który stał się człowiekiem” (9). Jego ulubionym źródłem kontemplacji tych tajemnic, tak jak to potwierdza bardzo często, było Pismo święte, w szczególności 17 rozdział Ewangelii według św. Jana. Był on niejako echem słów: “życie wieczne polega na tym, żeby poznali Ciebie, jedynego Boga prawdziwego, i aby znali Tego, którego Ty posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17, 3).

Teolog i mistyk, uczynił centralny punkt życia duchowego i pieśni swej poezji z tajemnicy Trójcy Świętej i z tajemnicy Słowa Wcielonego. Odkrył Boga w dziełach stworzenia i w faktach historii, ponieważ szukał Go i znajdował w wierze i w najgłębszym zakątku swego jestestwa: “Słowo, Syn Boży, razem z Ojcem i Duchem Świętym jest istotowo obecny w głębi duszy…, w tym skupieniu wewnętrznym wesel się i raduj się Nim, masz Go przecież tak blisko. Tam pragnij Go i tam adoruj Go” (10).

Dynamika życia teologalnego

10. W jaki sposób mistyk hiszpański znajduje w wierze chrześcijańskiej to całe bogactwo treści i życia? Pozwala po prostu, aby wiara ewangeliczna ujawniła swe wszystkie zdolności nawracania, kochania, poufałości, oddania. Sekret jej bogactwa i skuteczności polega na tym, że wiara jest źródłem życia teologalnego wiary, nadziei i miłości. “Te trzy cnoty teologiczne postępują razem” (11).

Jednym z najważniejszych wkładów św. Jana od Krzyża w duchowość chrześcijańską jest doktryna o rozwoju życia teologalnego. W swym nauczaniu pisemnym i ustnym koncentruje się na trylogii wiary, nadziei i miłości, które stanowią oryginalne uzdolnienia istnienia chrześcijańskiego. We wszystkich etapach rozwoju życia duchowego cnoty teologalne stanowią o łączności Boga z człowiekiem i odpowiedzi danej Bogu przez człowieka.

Wiara połączona z miłością i nadzieją powoduje intymne i miłe poznanie, które nazywamy doświadczeniem lub odczuciem Boga, życiem wiary, chrześcijańską kontemplacją. Jest ona czymś więcej niż refleksją teologiczną czy filozoficzną. Bóg, poprzez Ducha Świętego udziela jej wielu duszom prostym i uległym. Dedykując Annie od Jezusa Pieśń duchową autor stwierdza: “Chociaż czcigodnej siostrze brakuje znajomości teologii scholastycznej, która pomaga zrozumieć Boże prawdy, to jednak nie jest siostra pozbawiona poznania mistycznego, którego się dostępuje przez miłość; wówczas nie tylko poznaje się te rzeczy, ale również się ich kosztuje” (12). Chrystus objawia się jako Ukochany, więcej, jako Ten, kto kocha pierwszy, jak to opiewa wiersz Pasterz.

III. Drogi życia i wiary

Wiara i egzystencja chrześcijańska

11. “Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1, 17; por. Hbr 2, 4). Żyje dzięki wierności Bogu względem swoich obietnic i darów, dzięki oddaniu Mu się na służbę. Wiara jest początkiem i pełnią życia. Dlatego chrześcijanin nazywa się wiernym, wiernym Chrystusowi, “Christifidelis”. Bóg objawienia przenika całą jego egzystencję. Całe życie wiernego rządzi się zasadami wiary jako ostatecznymi kryteriami. Przestrzega o tym Doktor Mistyczny: “W tym celu należy położyć fundament, który będzie punktem oparcia. Trzeba o nim pamiętać i wspierać się na nim jak na lasce, gdyż jest to światło mające wskazywać drogę do zrozumienia tej nauki i radość wśród tych wszystkich dóbr kierować ku Bogu. Fundamentem tym jest prawda, że wola powinna się radować tylko tym, co jest ku czci i chwale Bożej. Najwyższą zaś cześć możemy oddać Bogu, służąc Mu w doskonałości ewangelicznej. Wszystko zaś co jest poza tym, nie ma żadnej wartości i nie przyniesie człowiekowi żadnej korzyści” (13).

Z aspektów, na które Święty zwraca szczególną uwagę w wychowaniu do wiary, chciałbym podkreślić dwa: stosunek pomiędzy wiarą a rozumem oraz doświadczenie wiary przy pomocy modlitwy wewnętrznej.

12. Mógłby być pewnym zaskoczeniem fakt, iż Doktor wiary i nocy ciemnej wychwala z takim zapałem wartość rozumu ludzkiego. Znana jest jego sentencja: “jedna tylko myśl człowieka jest więcej warta niż świat cały, dlatego jedynie Bóg jest jej godzien” (14). Rozumna wyższość człowieka wobec innych stworzeń nie może prowadzić do roszczeń panowania nad światem, ale ma się kierować ku właściwemu celowi człowieka: zjednoczeniu z Bogiem, do którego człowiek upodabnia się w godności. Dlatego niezrozumieniem istoty problemu jest odrzucenie rozumu ludzkiego na polu wiary, jak również opozycja między rozumnością człowieka a przesłaniem Boga. Przeciwnie, mają one harmonijnie współdziałać: “Mamy rozum, prawo i naukę Ewangelii, które aż nadto wystarczają” (15). Wiara ze swoim światłem i mrokiem wciela się w człowieka jako istotę rozumną. Teolog i wierzący nie mogą zrezygnować ze swej rozumności, ale powinni ją otworzyć na tajemnicę (16).

13. Doświadczenie wiary przy pomocy modlitwy jest drugim elementem, na który święty Jan od Krzyża zwraca w swych pismach szczególną uwagę. W tej dziedzinie Kościół jest ciągle zainteresowany edukacją wiary, promocją kulturową i teologiczną wierzących, aby zdołali pogłębić swoje życie wewnętrzne i aby byli zdolni dać uzasadnienie swojej wierze. Ta promocja musi jednak przejść pewien rozwój w wymiarze kontemplacyjnym wiary chrześcijańskiej, jako owoc spotkania z tajemnicą Boga. Na ten właśnie aspekt mistyk hiszpański kładzie szczególny nacisk w działalności pastoralnej.

Jan od Krzyża nauczył kontemplacji, rozumianej jako “poznanie lub uwaga miłosna” Boga w tajemnicach, które On sam objawił, wiele pokoleń wierzących. Karty, które Święty poświęcił temu rodzajowi modlitwy, są powszechnie znane (17). Zachęca do przeżywania ze spojrzeniem wiary i miłości kontemplacyjnej celebracji liturgicznych, adoracji Eucharystii – wiecznego źródła ukrytego w chlebie żywym, kontemplacji Trójcy Świętej i tajemnicy Chrystusa, zaprasza do miłosnego wsłuchiwania się w słowo Boże, do komunii duchowej za pośrednictwem świętych wizerunków, do zachwycania się pięknem natury: “lasy i puszcze ręką Umiłowanego zasadzone” (18). W tym kontekście prowadzi duszę do zjednoczenia wewnętrznego z Chrystusem: “Zatem tak jak Bóg udzielając jej łask rozmawia z nią przy pomocy prostego i miłosnego poznania, tak i dusza przyjmując to wszystko winna postępować w ten sam sposób, aby w ten sposób zjednoczyły się poznanie z poznaniem i miłość z miłością” (19).

Ciemna noc wiary i milczenie Boga

14. Doktor Mistyczny przyciąga dzisiaj szczególną uwagę wielu wierzących i niewierzących swym opisem nocy ciemnej jako doświadczeniem typowo ludzkim i chrześcijańskim. Nasza epoka przeżyła dramatyczne momenty, w których doświadczyła boleśnie uczucia milczenia czy nieobecności Boga: doświadczenie klęsk i nieszczęść, jak wojny albo jak pochłaniający wiele niewinnych istot holokaust. To wszystko pozwala na głębokie zrozumienie znaczenia symbolu nocy, nadając mu charakter znaczenia zbiorowego, zastosowanego do rzeczywistości samego życia, nie tylko do pewnego etapu życia duchowego. Dzisiaj doktryna Świętego jest przyzywana wobec niezgłębionego misterium cierpienia ludzkiego. Mam tu na myśli ten szczególny świat cierpienia, o którym mówiłem w Adhortacji Apostolskiej Salvifici doloris. Cierpienia fizyczne, moralne czy duchowe, jak choroba, plaga głodu, wojna, niesprawiedliwość, samotność, brak sensu życia, kruchość ludzkiego istnienia, bolesne doświadczenie grzechu, pokorna nieobecność Boga są dla wierzącego doświadczeniem oczyszczającym, które można nazwać nocą wiary.

Temu doświadczeniu Jan od Krzyża nadał symboliczne i wymowne imię nocy ciemnej, z wyraźnym odniesieniem do jasności i ciemności tajemnicy wiary. Bez próby dania spekulatywnej odpowiedzi na trudny problem cierpienia, pragnie on w świetle Pisma świętego i doświadczenia odkryć i ukazać tę cudowną przemianę, której dokonuje Bóg w tych ciemnościach: “umie On doskonale wydobyć ze zła dobro” (20). W ostatecznym rozrachunku chodzi tutaj o przeżycie całej prawdy tajemnicy śmierci i zmartwychwstania w Chrystusie.

15. Milczenie i nieobecność Boga, jako oskarżenie czy lament człowieka, jest uczuciem prawie że spontanicznym wobec doświadczenia bólu lub niesprawiedliwości. Ci, którzy nie przypisują Bogu przyczyn radości, czynią Go często odpowiedzialnym za ludzki ból i cierpienie. W inny sposób, ale chyba z większą głębią przeżywa chrześcijanin mękę utraty Boga lub Jego oddalenie się, aż do uczucia znalezienia się w ciemnościach przepaści.

Doktor nocy ciemnej odkrywa w tym doświadczeniu miłosną pedagogię Bożą. Bóg nie raz milczy i ukrywa się, ponieważ przemawiał już i dał się odczuć z wystarczającą jasnością. W końcu doświadczenie Jego nieobecności może być środkiem udzielającym wiarę, nadzieję i miłość, pod warunkiem otwarcia się na Niego z pokorą i łagodnością. “W tę białość wiary przyodziała się dusza – pisze Święty – wchodząc w tę ciemną noc. Szła wśród mroków i przykrości wewnętrznych…, znosiła jednak wszystko wytrwale, nie ustając ani nie sprzeciwiając się Umiłowanemu. We wszystkich tych trudach i udręczeniach doświadczał Umiłowany wiary swej oblubienicy, tak że może ona słusznie powtarzać z Dawidem: Dla słów ust Twoich jam przestrzegał dróg twardych (Ps 16, 4)” (21).

Boża pedagogia działa w tym wypadku jako wyraz miłości i miłosierdzia. Przywraca człowiekowi sens wdzięczności, czyniąc się dla niego darem przyjmowanym z wolnością. Innym razem daje mu odczuć cały ciężar grzechu, który jest zniewagą Boga, śmiercią i pustką człowieka. Wychowuje go także do wybierania między obecnością a nieobecnością Bożą: człowiek nie powinien dać się kierować sentymentami sprawiedliwości lub niesprawiedliwości, ale wiarą i miłością. Bóg jest jednakowo Ojcem miłującym w godzinach radości i w momentach bólu.

Kontemplacja Chrystusa Ukrzyżowanego

16. Jedynie Jezus Chrystus, ostateczne Słowo Ojca, może objawić ludziom tajemnicę bólu i rozjaśnić blaskiem swojego chwalebnego krzyża najciemniejsze noce chrześcijaństwa. Jan od Krzyża, zgodnie ze swoją nauką o Chrystusie, mówi nam, że po objawieniu swojego Syna “Bóg jakby już zamilknął i nie ma już więcej do powiedzenia” (22); w Chrystusie ukrzyżowanym milczenie Boga wypowiada swoje najskuteczniej objawiające miłość słowo.

Święty z Fontiveros zaprasza nas do kontemplowania tajemnicy Krzyża Chrystusowego, tak jak On sam to czynił: w wierszu Pasterz czy też poprzez naszkicowanie znanego rysunku Ukrzyżowanego, określanego powszechnie jako Chrystus świętego Jana od Krzyża. O tajemnicy opuszczenia Chrystusa na Krzyżu napisał jedną z najbardziej przemawiających w literaturze chrześcijańskiej stronic (23). Chrystus doświadczył na sobie cierpienia w całej surowości – aż do śmierci krzyżowej. W ostatnich chwilach życia skupiły się na Nim najdotkliwsze formy boleści fizycznej, psychicznej i duchowej: “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”? (Mt 27, 46). To okrutne cierpienie, spowodowane przez nienawiść i kłamstwo, zawiera w sobie głęboką wartość odkupieńczą. Poprzez nie Chrystus “spłacił doskonale dług i połączył ludzi z Bogiem” (24). Poprzez swoje miłosne oddanie się w ręce Ojca, które nastąpiło w momencie największego opuszczenia i aktu najczystszej miłości, “dokonał dzieła większego niż wszystkie cuda, które zdziałał, dzieła największego na niebie i na ziemi, jakim jest pojednanie i połączenie przez łaskę rodzaju ludzkiego z Bogiem” (25). Tajemnica Krzyża Chrystusa stawia w ten sposób w pełnym świetle ciężar grzechu i nieskończoność miłości Odkupiciela człowieka.

Życie chrześcijańskie przeżywane w wierze odwołuje się nieustannie do Krzyża Chrystusa i w Nim znajduje swoją regułę: “Gdy doznasz goryczy i przykrości, pomnij na Jezusa Ukrzyżowanego i milcz. Żyj w wierze i nadziei, choćbyś chodziła wśród mroków, bo w tych mrokach Bóg zbliża się do duszy” (26). Wiara przemienia się w płomień miłości silniejszy od śmierci, będący nasieniem i owocem zmartwychwstania: “Nie dopatruj się innych przyczyn – pisze Święty w momencie próby – myśl tylko, że Bóg to wszystko sprawia. A gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a zdobędziesz miłość…” (27). Bo w końcu, “pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości” (28).

IV. Posłanie dla całego świata

Przewodnik dla szukających Boga

17. Stojąc u progu czterechsetlecia śmierci świętego Jana od Krzyża napawa radością fakt powszechnie panującego zainteresowania jego dziełami, po które sięgają osoby pochodzące z różnych środowisk: mistycy i poeci, filozofowie i psycholodzy, przedstawiciele różnych wyznań religijnych, zarówno ludzie kultury, jak i ludzie prości.

Są tacy, którzy zbliżają się do niego przyciągnięci obecnością wartości humanitarnych, jakie znajdują w jego języku, filozofii czy też psychologii. Wszystkim głosi prawdę o Bogu i o transcendentnym powołaniu człowieka. Stąd wielu, którzy czytają jego pisma jedynie z uwagi na głębokość zawartych w nich przeżyć lub piękno poezji, przyswaja sobie w sposób świadomy albo niepostrzeżenie jego naukę. Z drugiej strony mistycy, jak to widzimy u naszego Świętego, są wielkimi świadkami prawdy o Bogu i nauczycielami, za których pośrednictwem Ewangelia Chrystusa i Kościół Katolicki spotykają się niekiedy z pozytywnym przyjęciem wśród zwolenników innych religii.

Jednak święty Jan od Krzyża jest także przewodnikiem tych, którzy na łonie Kościoła świętego szukają świętej zażyłości z Bogiem. Jego nauczanie jest bogate w doktrynę i pełne życia. Od niego mogą nauczyć się wiele zarówno teolog “powołany do umacniania swojego życia w wierze i łączenia zawsze naukowych poszukiwań z modlitwą” (29), jak i kierownicy duchowi, którym zadedykował strony świadczące o jego “wielkiej przenikliwości w sprawach ducha” (30).

Posłanie wciąż aktualne dla Hiszpanii, jego ojczyzny

18. Z wielką radością zwracam się, w sposób szczególny przy tej okazji, do Kościoła w Hiszpanii, który obchodzi czterechsetlecie śmierci Świętego jako wielkie wydarzenie o charakterze eklezjalnym, mające znaleźć oddźwięk w sercach jednostek, w rodzinach, w społeczeństwie.

W czasach, w których żył Jan od Krzyża, Hiszpania była ogniskiem promieniującym katolicką wiarą i misyjną działalnością. Pobudzony i nieraz wspomagany przez otoczenie, Święty z Fontiveros potrafił wypracować harmonijną syntezę wiary i kultury, doświadczenia i nauki, opartych na najtrwalszych wartościach teologicznych i duchowych tradycji swojej ojczyzny oraz w pięknie stylu swojego języka i poezji. Hiszpanie mają w nim jednego z najbardziej znanych w świecie przedstawicieli.

Dzisiaj, jak to podkreślali w niektórych ostatnich dokumentach biskupi hiszpańscy, Kościół tych ziem stoi wobec trudnych i nie do pominięcia zadań na polu wiary jak i życia publicznego. Jego wysiłki winny zmierzać ku ożywieniu życia chrześcijańskiego, ku doprowadzeniu do tego, by wiara katolicka, dojrzała i wolna, była wyrażana przez jednostki i wspólnotę za pośrednictwem jawnego wyznawania oraz zgodnego z nim życia i świadectwa służby. W obecnym pluralistycznym społeczeństwie osobiste opowiedzenie się za wiarą wymaga od chrześcijan nowej postawy wierności łasce chrztu świętego oraz świadomego, dyktowanego miłością, przylgnięcia do Kościoła. W przeciwnym razie staje się wobec ryzyka anonimowości i wobec pokusy niedowiarstwa.

Kościół w Hiszpanii jest także powołany do służby społeczeństwu poprzez budowanie właściwej harmonii pomiędzy posłaniem chrześcijańskim a wartościami kultury. Chodzi tu o wzbudzenie otwartej i żywej wiary, która zasilałaby ubogacającym pokarmem Ewangelii różne sektory życia publicznego. Syntezą tą muszą zająć się także laicy zaangażowani w różnorodnych działach kultury. Dla przeprowadzenia tej głębokiej odnowy wewnętrznej, wspólnotowej i kulturowej, święty Jan od Krzyża ofiaruje nam przykład własnego życia i bogactwo swych pism.

Do synów i córek Karmelu

19. Rosnące zainteresowanie, które wzbudza wśród współczesnych święty Jan od Krzyża, jest motywem słusznej satysfakcji dla synów i córek Karmelu Terezjańskiego, dla których jest on ojcem, mistrzem i przewodnikiem. Jest także znakiem, że charyzmat życia i służby, jaki Bóg powierzył wam w Kościele, posiada nadal pełną wartość i żywotność.

Jednakże charyzmat nie jest jak własność materialna czy dziedzictwo, zapewnione nam raz na zawsze. Jest łaską Ducha Świętego, która wymaga wierności i twórczego wysiłku we wspólnocie z Kościołem, by być zawsze wrażliwymi na jego potrzeby. Wszystkim wam, którzy jesteście synami i braćmi, uczniami i naśladowcami św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża, przypominam, że wasze powołanie jest dla was, bardziej niż powodem do chwały, źródłem poważnej odpowiedzialności.

Stanowi niewątpliwie cenną służbę Kościołowi gorliwość i troska, z jaką dbacie o prezentację i rozpowszechnianie nauki waszego Ojca i doktora Kościoła. Do służby tej należy także wysiłek włożony w specjalistyczne studia oraz w opracowanie odpowiedniej pedagogii, ułatwiającej dostęp do doktryny Świętego oraz jej zastosowanie w konkretnym życiu. Mimo to odpowiedź Karmelu na potrzeby Kościoła winna iść jeszcze dalej. Musi ona zawierać w sobie owocne świadectwo waszego bogatego doświadczenia nabytego w życiu osobistym i wspólnotowym. Każdy karmelita bosy, każda wspólnota, cały Zakon jest powołany do wcielania na nowo we własną egzystencję rysów, które promieniują blaskiem z życia i z pism tego, który jest jakby “żywym obrazem karmelity bosego”: surowość zakonna, współżycie z Bogiem, intensywna modlitwa, ewangeliczne braterstwo, szerzenie – za pośrednictwem nauczania i kierownictwa duchowego – modlitwy i ideału doskonałości chrześcijańskiej, jako wasze specyficzne apostolstwo w Kościele.

Jak wielkim błogosławieństwem byłoby odnalezienie słów i życia świętego Karmelity wcielonych i uosobionych w każdym synu i córce Karmelu! Ideał ten zrealizowało wiele waszych sióstr i braci, którzy na przestrzeni czterech wieków potrafili żyć w zażyłej bliskości Boga, w umartwieniu, w wierności modlitwie, duchowej pomocy braterskiej, włączywszy w to także ciemne noce wiary. Jan od Krzyża poprzez swoje życie i poprzez swoje pisma był dla nich mistrzem i wzorem.

20. Przy niniejszej okazji nie mogę pominąć milczeniem sióstr karmelitanek bosych, rozrzuconych po całym świecie, do których chcę skierować słowo wdzięczności i zachęty. Święty uczynił je przedmiotem swego szczególnego upodobania, poświęcając im najlepszą część własnego apostolstwa i nauczania. Potrafił formować ich dusze tak pojedynczo, jak i we wspólnocie, pouczając je i kierując nimi poprzez swoją obecność oraz posługę w konfesjonale. Matka Teresa od Jezusa przedstawiała go zawsze swoim córkom jako kierownika duchowego z najlepszymi preferencjami, mówiąc o nim, że jest “człowiekiem Bożym i niebiańskim”, “głęboko duchowym, o bogatym doświadczeniu i nauce”, przed którym mogły otworzyć własne dusze celem postąpienia w doskonałości, “albowiem nasz Pan dał mu ku temu szczególną łaskę” (31).

Nie sposób zliczyć karmelitanek bosych, które rozważając w duchu miłości pisma świętego Doktora, osiągnęły wysokie szczyty życia duchowego. Niektóre z nich znane są powszechnie jako jego córki i uczennice. Wystarczy wspomnieć imiona Teresy Małgorzaty od Serca Jezusa, Marii od Jezusa Ukrzyżowanego, Teresy z Lisieux, Elżbiety od Trójcy Świętej, Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein), Teresy z Los Andes. Trwajcie więc nadal, moje umiłowane karmelitanki bose, w sumiennym poszukiwaniu owej czystej miłości płynącej z bliskiego obcowania z Bogiem, która czyni wasze życie w Kościele tak owocnym.

Zakończenie

21. Przypomnienie postaci świętego Jana od Krzyża, z okazji czterechsetlecia jego śmierci, pozwoliło mi na podzielenie się niektórymi rozważaniami nad jednym z głównych tematów jego nauczania: nad rozmiarami wiary ewangelicznej. Nad tematem i posłaniem zarazem, które on sam w historycznych uwarunkowaniach swojej epoki ugruntował we własnym sercu i wcielił we własne życie, i które nadal przynosi owoce w Kościele.

Na zakończenie niniejszego listu udaję się myślą ku Fontiveros, miejscowości rodzinnej, w której wraz ze chrztem świętym otrzymał pierwociny wiary, do andaluzyjskiego klasztoru w Ubeda, gdzie przeszedł do wiecznej chwały, wreszcie do jego grobu w Segovii. Miejsca te, przypominające ziemskie życie Świętego, są także dla całego ludu Bożego świątyniami jego kultu i trwałą katedrą, z której jego posłanie o życiu teologalnym jest nadal głoszone światu.

Ukazując go dzisiaj w uroczystej formie Kościołowi i światu, pragnę wezwać synów i córki Karmelu, chrześcijan z Hiszpanii, jego ojczyzny, jak również wszystkich, którzy na drogach piękna, teologii i kontemplacji szukają Boga, by wsłuchali się w jego świadectwo wiary i życia ewangelicznego, by czuli się jak on ujęci pięknem Boga i miłością Chrystusa, Umiłowanego.

Udzielając z serca mojego Apostolskiego Błogosławieństwa, powierzam naszemu Odkupicielowi i Jego Najświętszej Matce wszystkie wydarzenia, jakie podczas tego roku będą miały miejsce celem upamiętnienia przejścia świętego Jana od Krzyża do chwały niebieskiej.

W Rzymie, u św. Piotra, dnia 14 grudnia, w święto św. Jana od Krzyża, doktora Kościoła, w roku 1990, trzynastym mojego Pontyfikatu.

* * *

Przypisy do listu:

(1) Wersja polska: Wydawnictwo OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1990.
(2) Por. AAS 75 (1983), ss. 293-299.
(3) Sobór Watykański II, Konst. Duszp. o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 21.
(4) Tamże, nr 19.
(5) Droga na Górę Karmel, II, 29, 1.
(6) Pieśń duchowa, 26, 13.
(7) Procesos de Beatificación y Canonización, Deklaracja ojca Alfonsa od Matki Bożej. W: Biblioteca Mistica Carmelitana, XIV, Burgos 1931, s. 370.
(8) Słowa światła i miłości, Prolog.
(9) Procesos, dz. cyt., s. 121.
(10) Pieśń duchowa, 1, 6 i 8.
(11) Droga na Górę Karmel, II, 24, 8.
(12) Pieśń duchowa, Prolog, 3.
(13) Droga na Górę Karmel, III, 17, 2.
(14) Słowa światła i miłości, 34.
(15) Droga na Górę Karmel, II, 21, 4.
(16) Por. Kongregacja Doktryny Wiary, Instrukcja o eklezjalnym powołaniu teologa, (24 V 1990), nr 6.
(17) Por. Droga na Górę Karmel, II, 12-14; Żywy płomień miłości, 3, 32 nn.; Kongregacja Doktryny Wiary, List do Biskupów Kościoła Katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej, (15 X 1989), nr 19.
(18) Pieśń duchowa, 4.
(19) Żywy płomień miłości, 3, 34.
(20) Pieśń duchowa, 23, 5.
(21) Noc ciemna, II, 21, 5.
(22) Droga na Górę Karmel, II, 22, 4.
(23) Por. tamże, II, 7, 5-11.
(24) Tamże.
(25) Tamże.
(26) List, nr 20.
(27) List, nr 27.
(28) Słowa światła i miłości, nr 59.
(29) Instrukcja o eklezjalnym powołaniu teologa, nr 8.
(30) Por. Żywy płomień miłości, 3, 30 nn.
(31) List do Anny od Jezusa, listopad-grudzień 1578, w: Jan od Krzyża, Dzieła, Kraków 1995, ss. 5-21.

http://www.karmel.pl/hagiografia/yepes/baza.php?id=12

Benedykt XVI

Św. Jan od Krzyża

Audiencja generalna 16 lutego 2011

 

Drodzy bracia i siostry!

Dwa tygodnie temu przedstawiłem postać wielkiej hiszpańskiej mistyczki Teresy od Jezusa. Dziś chcę mówić o innym ważnym świętym tamtych ziem, duchowym przyjacielu św. Teresy, który razem z nią reformował zakonną rodzinę karmelitańską: o św. Janie od Krzyża, ogłoszonym doktorem Kościoła przez papieża Piusa XI w 1926 r., a w tradycji nazywanym doctor mysticus, «doktorem mistycznym».

Jan od Krzyża urodził się w 1542 r. w Fontiveros, małej miejscowości położonej w pobliżu Awili, w Starej Kastylii; był synem Gonzala de Yepes i Cataliny Alvarez. Rodzina była bardzo uboga, ponieważ ojciec, wywodzący się ze szlacheckiej rodziny toledańskiej, został wypędzony z domu i wydziedziczony, za to że poślubił Catalinę, prostą kobietę, tkaczkę jedwabiu. Wcześnie osierocony przez ojca, Jan mając 9 lat przeniósł się z matką i bratem Franciszkiem do Mediny del Campo pod Valladolid, ośrodka handlu i kultury. Tam uczył się w Colegio de los Doctrinos, a także wykonywał proste prace u sióstr z kościoła-klasztoru św. Magdaleny. Następnie dzięki swoim zaletom i dobrym wynikom w nauce został przyjęty jako pielęgniarz do szpitala Niepokalanego Poczęcia, a potem do nowo założonego w Medinie del Campo kolegium jezuitów. Jan wstąpił do niego mając 18 lat i przez trzy lata studiował tam nauki humanistyczne, retorykę i języki klasyczne. Kiedy kończył naukę, miał już jasną wizję swojego powołania: było nim życie zakonne, a z zakonów obecnych w Medinie najbardziej pociągał go karmel.

Latem 1563 r. rozpoczął nowicjat u karmelitów w tym mieście i przyjął imię zakonne Maciej. W następnym roku został wysłany na prestiżowy uniwersytet w Salamance, gdzie studiował przez trzy lata sztuki wyzwolone i filozofię. W 1567 r. otrzymał święcenia kapłańskie i wrócił do Mediny del Campo, by odprawić Mszę św. prymicyjną w otoczeniu kochającej rodziny. Wtedy właśnie doszło do pierwszego spotkania Jana i Teresy od Jezusa. Spotkanie to miało decydujące znaczenie dla obojga: Teresa przedstawiła mu swój plan reformy karmelu, również męskiej gałęzi zakonu, i zaproponowała, by włączył się w jego realizację «dla większej chwały Bożej». Młodego kapłana tak bardzo zafascynowały idee Teresy, że został żarliwym zwolennikiem jej projektu. Pracowali razem przez kilka miesięcy, dzieląc się swoimi ideałami i pomysłami, by jak najszybciej otworzyć pierwszy dom karmelitów bosych: do inauguracji doszło 28 grudnia 1568 r. w Duruelo, leżącej na uboczu miejscowości w prowincji Awili. Razem z Janem tę pierwszą zreformowaną wspólnotę męską tworzyło trzech towarzyszy. Odnawiając swoje śluby zakonne zgodnie z pierwotną regułą, wszyscy czterej przyjęli nowe imiona; Jan przybrał wtedy imię «Jan od Krzyża», i pod tym imieniem był później powszechnie znany. Pod koniec 1572 r. na prośbę św. Teresy stał się spowiednikiem i wikariuszem w klasztorze Wcielenia w Awili, w którym święta była przeoryszą. Były to lata ścisłej współpracy i przyjaźni duchowej, które wzbogaciły oboje. Z tego okresu pochodzą też najważniejsze dzieła św. Teresy i pierwsze pisma Jana.

Włączenie się w reformę karmelitańską nie było dla Jana rzeczą łatwą i opłacił je wielkim cierpieniem. Epizodem najbardziej traumatycznym było porwanie go w 1577 r. i uwięzienie w klasztorze karmelitów dawnej obserwancji w Toledo, związane z niesłusznym oskarżeniem. Święty był więziony miesiącami w warunkach skrajnego niedostatku, wywierano na niego naciski fizyczne i psychiczne. Tam napisał oprócz innych wierszy słynną Pieśń duchową. Wreszcie w nocy z 16 na 17 sierpnia 1578 r. zdołał w burzliwy sposób uciec i schronił się w znajdującym się w tym mieście klasztorze karmelitanek bosych. Św. Teresa i towarzysze ze zreformowanego klasztoru z wielką radością przyjęli jego uwolnienie się, a po krótkim okresie, przeznaczonym na odzyskanie sił, Jan został wysłany do Andaluzji, gdzie spędził 10 lat w różnych klasztorach, przede wszystkim w Granadzie. Pełnił coraz ważniejsze funkcje w zakonie, a w końcu został wikariuszem prowincjalnym, dokończył też pisanie swoich rozpraw o życiu duchowym. Wrócił następnie w swoje rodzinne strony jako członek zarządu generalnego zakonnej rodziny terezjańskiej, która cieszyła się wówczas pełną niezależnością prawną. Zamieszkał w karmelu w Segowii, gdzie pełnił urząd przełożonego tej wspólnoty. W 1591 r. został zwolniony ze wszystkich funkcji i skierowany do nowej prowincji zakonnej w Meksyku. W okresie przygotowań do dalekiej podróży z 10 towarzyszami udał się do odosobnionego klasztoru w pobliżu Jaén, gdzie ciężko zachorował. Znosił wielkie cierpienia z przykładną pogodą ducha i cierpliwością. Umarł w nocy z 13 na 14 grudnia 1591 r., podczas gdy bracia odmawiali jutrznię. Pożegnał się z nimi mówiąc: «Dziś idę śpiewać Oficjum w niebie». Jego śmiertelne szczątki zostały przeniesione do Segowii. Został beatyfikowany przez Klemensa X w 1675 r. i kanonizowany przez Benedykta XIII w 1726 r.

Jan uważany jest za jednego z najważniejszych twórców liryki w literaturze hiszpańskiej. Jego największe cztery dzieła to Droga na Górę Karmel, Noc ciemna, Pieśń duchowa i Żywy płomień miłości.

W Pieśni duchowej św. Jan przedstawia drogę oczyszczenia duszy, czyli stopniowe i radosne przyswajanie sobie Boga, aż do momentu, w którym dusza zaczyna czuć, że kocha Boga taką samą miłością, jaką jest przez Niego kochana. W żywym płomieniu miłości idzie dalej w tym samym kierunku, bardziej szczegółowo opisując przemieniające zjednoczenie z Bogiem. Porównaniem, którym posługuje się Jan, jest zawsze ogień: jak ogień, który im bardziej rozżarza i trawi drewno, tym jaśniejszy staje się jego płomień, podobnie Duch Święty, oczyszczający i «umywający» duszę podczas nocy ciemnej, z czasem niczym płomień oświeca ją i ogrzewa. Życie duszy jest nieustannym świętem Ducha Świętego, które daje przedsmak chwały zjednoczenia z Bogiem w wieczności.

Droga na Górę Karmel przedstawia duchową drogę z punktu widzenia stopniowego oczyszczania duszy, niezbędnego, by wznieść się na wyżyny chrześcijańskiej doskonałości, której symbolem jest szczyt góry Karmel. Oczyszczenie to przedstawione jest jako droga, którą człowiek podejmuje we współpracy z działaniem Boga, by uwolnić duszę od wszelkiego przywiązania bądź uczucia sprzecznego z wolą Bożą. Oczyszczenie, które musi być całkowite, by umożliwić zjednoczenie w miłości z Bogiem, zaczyna się od życia zmysłowego, a na następnym jego etapie, za sprawą trzech cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości, zostają oczyszczone intencje, pamięć i wola. Noc ciemna opisuje aspekt «bierny», czyli działanie Boga w tym procesie «oczyszczania» duszy. Swoim własnym wysiłkiem człowiek nie jest bowiem w stanie dotrzeć do głębokich korzeni złych skłonności i przyzwyczajeń: może je jedynie hamować, ale nie potrafi ich całkowicie usunąć. Do tego potrzebne jest specjalne działanie Boga, który radykalnie oczyszcza ducha i go przygotowuje do zjednoczenia w miłości z Sobą. Św.Jan nazywa to oczyszczenie «biernym» właśnie dlatego, że choć dusza je akceptuje, to dokonuje się ono dzięki tajemniczemu działaniu Ducha Świętego, który jak płomień ognia wypala wszystkie nieczystości. W tym stanie dusza poddawana jest wszelkiego rodzaju próbom, jak gdyby otaczała ją ciemna noc.

Te stwierdzenia, dotyczące głównych dzieł świętego, pozwalają nam przybliżyć się do istotnych elementów jego rozległej i głębokiej nauki mistycznej, której celem jest opisanie bezpiecznej drogi wiodącej do osiągnięcia świętości, stanu doskonałości, do którego Bóg powołuje nas wszystkich. Według Jana od Krzyża, wszystko to, co istnieje, co zostało stworzone przez Boga, jest dobre. Poprzez stworzenia możemy dojść do odkrycia Tego, który zostawił na nich swój ślad. Wiara jest w każdym razie jedynym danym człowiekowi źródłem, pozwalającym poznać Boga takiego, jakim jest — jako Boga jedynego i w trzech Osobach. Wszystko to, co Bóg chciał przekazać człowiekowi, powiedział w Jezusie Chrystusie, swoim Słowie wcielonym. Jezus Chrystus jest jedyną i definitywną drogą do Ojca (por. J 14, 6). Jakiekolwiek stworzenie jest niczym w porównaniu z Bogiem i poza Nim nic nie ma wartości: tak więc, aby osiągnąć doskonałą miłość Boga, każda inna miłość musi upodobnić się w Chrystusie do miłości Bożej. Dlatego św. Jan z naciskiem podkreśla potrzebę oczyszczenia i opustoszenia własnego wnętrza, by przemienić się w Bogu, co jest jedynym celem dążenia do doskonałości. To «oczyszczenie» nie jest tożsame z fizycznym brakiem rzeczy czy nieposługiwaniem się nimi; tym, co sprawia, że dusza staje się czysta i wolna, jest wyeliminowanie wszelkiego nieuporządkowanego uzależnienia od rzeczy. Wszystko musi mieć odniesienie do Boga, który jest centrum i celem życia. W długim i wymagającym trudu procesie oczyszczenia potrzebny jest wysiłek człowieka, ale główną rolę odgrywa Bóg; wszystko, co może zrobić człowiek, to «przygotować się», otworzyć na działanie Boga i nie stawiać Mu przeszkód. Żyjąc cnotami teologalnymi, człowiek uwzniośla się i nadaje wartość swojemu wysiłkowi. Tempo, w jakim rośnie wiara, nadzieja i miłość, odpowiada postępom w dziele oczyszczenia i w stopniowym jednoczeniu się z Bogiem, aż do przemiany w Nim. Kiedy osiąga się ten cel, dusza zanurza się w samym życiu trynitarnym, toteż św. Jan mówi, że wówczas jest ona zdolna kochać Boga taką samą miłością, jaką On ją kocha, ponieważ kocha ją w Duchu Świętym. Dlatego doktor mistyczny twierdzi, że prawdziwe zjednoczenie w miłości z Bogiem nie istnieje, jeśli nie wieńczy go zjednoczenie trynitarne. Na tym najwyższym poziomie święta dusza poznaje wszystko w Bogu i nie potrzebuje już pośrednictwa stworzeń, żeby do Niego dotrzeć. Dusza czuje się ogarnięta miłością Bożą i w pełni się nią cieszy.

Drodzy bracia i siostry, na koniec pozostaje pytanie: czy ten święty, ze swoim wzniosłym mistycyzmem, tą mozolną drogą na szczyty doskonałości, ma coś do powiedzenia również nam, zwykłym chrześcijanom, którzy żyją w dzisiejszych warunkach, czy też jest przykładem, wzorem tylko dla nielicznych wybranych dusz, które rzeczywiście mogą pójść tą drogą oczyszczenia, mistycznego uwznioślenia? Aby znaleźć odpowiedź, musimy przede wszystkim pamiętać, że życie św. Jana od Krzyża nie było «bujaniem w mistycznych obłokach», było bardzo ciężkie, praktyczne i konkretne, zarówno wtedy, gdy był reformatorem zakonu, kiedy to napotykał wiele sprzeciwów, jak i wówczas, gdy był prowincjałem, a także gdy przebywał w więzieniu u współbraci, gdzie był wystawiony na niesłychane szykany i znęcanie się fizyczne. Było to życie ciężkie, ale właśnie w miesiącach spędzonych w więzieniu napisał on jedno ze swoich najpiękniejszych dzieł. Pozwala nam to zrozumieć, że wędrowanie z Chrystusem, podążanie z Chrystusem, «Drogą», nie jest dodatkowym obciążeniem już wystarczająco ciężkiego brzemienia naszego życia, nie jest czymś, co sprawia, że to brzemię staje się jeszcze cięższe, lecz jest rzeczą zupełnie inną, jest światłem, siłą, która nam pomaga dźwigać to brzemię. Jeśli człowiek ma w sobie tę wielką miłość, ona niejako dodaje mu skrzydeł, i łatwiej mu znosić wszystkie życiowe udręki, ponieważ ma w sobie to wielkie światło; tym właśnie jest wiara: Bóg kocha człowieka, który pozwala, by Bóg kochał go w Jezusie Chrystusie. To otwarcie na miłość jest światłem, które pomaga nam nieść brzemię każdego dnia. A świętość nie jest naszym, bardzo trudnym, dziełem — jest właśnie tym «otwarciem»: otwarciem okien naszej duszy, by światło Boga mogło ją napełnić, niezapominaniem o Bogu, bo właśnie otwieranie się na Jego światło daje siłę, daje radość odkupionych. Módlmy się, by Pan pomógł nam osiągnąć tę świętość, pozwolić Bogu, by nas kochał, co jest powołaniem nas wszystkich i prawdziwym zbawieniem. Dziękuję.

po polsku:

Z serdecznym pozdrowieniem zwracam się do Polaków. Św. Jan od Krzyża uczy, że nasze życie jest drogą ku spotkaniu z Chrystusem. Wszystkie nasze radości i troski, całe nasze istnienie powinniśmy widzieć w Jego świetle, otwierając serce na działanie Jego łaski, abyśmy byli coraz bardziej z Nim zjednoczeni. Świętość nie jest przywilejem nielicznych, ale powołaniem każdego chrześcijanina. Na tej drodze niech Bóg wam błogosławi.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (4/2011) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/audiencje/ag_16022011.html#

Ekspert od nocy – św. Jan od Krzyża

dodane 2008-12-03 15:23

ks. Tomasz Jaklewicz

Bracia zakonni przez 9 miesięcy trzymali go pod kluczem. W zakonnym karcerze powstały jego największe dzieła poświęcone modlitwie

Ekspert od nocy - św. Jan od Krzyża   Francisco de Zurbarán Św. Jan od Krzyża

Z jego powodu ks. Karol Wojtyła nauczył się hiszpańskiego i napisał o nim doktorat. Był jednym z największych mistyków w historii Kościoła. Urodził się niedaleko Avila w Hiszpanii w roku 1542. Miał 21 lat, kiedy wstąpił do zakonu karmelitów. Po studiach teologicznych w Salamance w wieku 25 lat został kapłanem. Postanowił zreformować swój klasztor, zaostrzając wymagania reguły. Trafił jednak na silny opór zakonnych braci, którzy przez 9 miesięcy trzymali go pod kluczem. W zakonnym karcerze powstały jego największe dzieła poświęcone życiu duchowemu. W końcu udało mu się uciec z aresztu i dokończyć dzieła reformy karmelitów, których zwano odtąd bosymi. Współpracował ze św. Teresą z Avila. Umarł w wieku 49 lat, upokorzony i pozbawiony urzędów przez swoich współbraci. W swoich dziełach opisał – również językiem poezji – drogę na górę Karmel, czyli mistyczną podróż duszy do zjednoczenia z Bogiem.

Czego może współczesnych nauczyć św. Jan od Krzyża? Mistyki? Czy to nie za wysokie progi dla nas, goniących za sprawami tego świata, nie mających wiecznie czasu na modlitwę, klecących w biegu kilka zdań do Boga? Rzecz w tym, że wszyscy chrześcijanie są potencjalnymi mistykami. W modlitwie nie chodzi o modlitwę, w modlitwie chodzi o Boga – pisze żydowski mistyk Heschel. Modlitwa nie jest celem, jest środkiem do celu. Jest drogą prowadzącą do spotkania z Umiłowanym. Trzeba tylko zapragnąć tego spotkania. Nie można jednak pożądać Boga, tak jak dobrego obiadu. Św. Jan zwraca uwagę, że przemianie musi ulec sam sposób, w jaki tęsknimy za Bogiem. W naszych pragnieniach dominuje chęć posiadania. Pożądania są jak strzały: przestrzeliwują to, czego chciwie pożądamy. W taki sposób Boga nie można pożądać! Strzała musi zamienić się w puste naczynie, w wyciągnięte puste ręce. Jan od Krzyża wskazuje na Maryję w Kanie. Ona nie powiedziała do Syna: „Daj im pić”, ale „Wina nie mają”. Tutaj nie ma przemocy, nie ma niepokoju. Nie możemy polować na Boga jak myśliwy na łup. Zamiast mówić Bogu: „Jesteś mój”, o wiele bardziej trzeba powtarzać „Jestem twój” (Ps 119,94).

Św. Jan był specjalistą od „nocy ciemnej”. Na drodze człowieka do Boga nieuniknionym etapem jest przeżycie duchowych ciemności. To doświadczenie pustki, osamotnienia, zniechęcenia bliskiego rozpaczy. Słowo „noc” występuje u św. Jana obok słowa „oczyszczenie”. Noc oczyszcza. Ktoś w ciężkiej sytuacji woła nieraz: „Bóg mnie opuścił”. Jan powiedziałby raczej: „Bóg mnie oczyszcza”. Spotkanie z Bogiem jest radością dla naszego najgłębszego ja, ale nasze zewnętrzne ja – mieszkanie egoizmu – buntuje się. Broni się zaciekle, bo czuje, że musi umrzeć. Św. Jan pokazuje, że to, co wydaje się klęską, może być ratunkiem, że żadna przepaść nie jest tak głęboka, a góra tak wysoka, aby nie mogły stać się drogą.

Człowiek spragniony duchowości szuka jej nieraz u podejrzanych szarlatanów. Czy nie lepiej sięgnąć do klasyków własnej duchowej tradycji. Odkryjemy skarby.

Korzystałem z książki W. Stinissena, „Noc jest mi światłem”, którą bardzo polecam.

“Był wzrostu średniego, o twarzy nieco śniadej, miłych rysach. Jego rozmowa i obejście było uduchowione. Wywierał głębokie wrażenie, tak że wszyscy, którzy zbliżali się do niego, odchodzili zbudowani i zachęceni do cnoty.
Posiadał wiedzę i głębokie doświadczenie w sprawach modlitwy i obcowania z Bogiem. Był rozmiłowany w skupieniu i powściągliwy w mowie. Śmiał się rzadko i z wielkim umiarem. Kiedy karcił jako przełożony, a czynił to często, z miłą surowością, napominał jak miłujący ojciec z przedziwną pogodą i powagą”.

Tak widzieli go jego współcześni. Jan de Yepes urodził się w roku 1542 w miejscowości Fontiveros koło Avili. Czcimy go dzisiaj jako Jana od Krzyża.

Wzrastał w ciężkich warunkach, ponieważ rodzina wyrzekła się jego ojca za to, że będąc szlachciem wziął za żonę dziewczynę z ludu. Gdy Jan miał dwa i pół roku, ojciec zmarł. Chłopiec trafił do przytułku. Wcześnie zaczął pracować zarobkowo. Był krawcem, tkaczem, snycerzem, malarzem, pielęgniarzem w szpitalu. Zdołał zaoszczędzić trochę pieniędzy i w latach 1559–1563 uczył się w kolegium jezuickim w Medinie. Miał 21 lat, gdy wstąpił do Karmelitów. Przybrał imię Jan od św. Macieja. W zakonie zastał znaczne rozluźnienie, dlatego składając śluby postanowił, że będzie ściśle przestrzegał pierwotnej reguły.

Po czteroletnich studiach filozoficznych i teologicznych otrzymał w roku 1567 święcenia kapłańskie. W tym samym roku spotkał świętą Teresę z Avila, która już zainicjowała reformę żeńskiej linii zakonu karmelitańskiego. Bardzo szybko znalazł z nią wspólny język. Postanowił podjąć się reformy męskiego zakonu Karmelitów. Dzięki pomocy św. Teresy założył w roku 1568 pierwszy zreformowany dom karmelitański w Duruelmo. To wówczas, składając na nowo śluby według pierwotnej reguły przybrał imię Jana od Krzyża. Zdecydował, że będzie wierny reformie, choćby miał zapłacić za to życiem.

Jego inicjatywa reformowania zakonu nie spotkała się z przychylnym przyjęciem ze strony współbraci. Jego przełożeni zarzucili mu niesubordynację i bunt. Uznali, że podjął dzieło reformy na własną rękę, bezprawnie, że wnosi ferment grożący upadkiem zgromadzenia. Został wtrącony do więzienia, gdzie przebywał 9 miesięcy. Ten okres swego życia określił jako “noc ciemną”. Cierpiał z powodu pokusy uznania, że Bóg go opuścił.

W sierpniu 1578 roku uciekł z więzienia. Rozumiejący potrzebę reformy bracia przyjęli go z otwartymi rękami. Przy ich wsparciu kontynuował swoje dzieło.

W roku 1581 papież Grzegorz XIII zezwolił na utworzenie osobnej prowincji obejmującej Karmelitów zreformowanych.

Pod koniec życia Jan przeżył szczególnie bolesne doświadczenie. Także w założonej przez niego gałęzi zakonu pojawiły się tendencje do złagodzenia reguły. Usunięto go z wszystkich urzędów, tak że umarł 14 grudnia 1591 roku jako zwykły zakonnik.

Pozostawił po sobie liczne pisma, w tym wiele poezji. Pisał między innymi:

Żyję, nie żyjąc w sobie,
Nadziei skrzydła rozwiewam,
Umieram, bo nie umieram!
Ja już nie żyję w sobie,
Bez Boga żyć nie mogę! –
Bez Niego i bez siebie?
Miast życia – tysiąc śmierci!
– W głębie życia się wdzieram,
Umieram, bo nie umieram!

Był wielkim mistykiem. Jego dzieła “Pieśń duchowa” i “Noce ciemności” są uznawane dziś za szczyty mistyki. Św. Jan od Krzyża podkreślał, że konieczne jest całkowite wewnętrzne ogołocenia, gdyż tylko ono umożliwia człowiekowi dojście do pełni zjednoczenia z Bogiem. Pisał m. in: “W głębię tych tajemnic dusza nie wejdzie inaczej, jak tylko przez uciski i cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne… Potrzeba do tego również wielkich łask Bożych, tak dla umysłu, jak dla zmysłów oraz usilnych ćwiczeń duchowych. Te wszystkie bowiem łaski są niższe od mądrości tajemnic Chrystusa, jako że są jakby przygotowaniem na drodze do niej, tej najważniejszej mądrości, którą można uzyskać w tym życiu. Ach, gdyby raz zrozumiano, że nie można dojść do gęstwiny różnorodnych mądrości i bogactw Bożych inną drogą, jak tylko przez gęstwinę wszelkiego rodzaju cierpień! W tym więc powinno być pragnienie i pociecha duszy. Im bowiem większej pragnie mądrości od Boga, tym bardziej powinna wpierw pragnąć cierpień, by przez nie wejść w gęstwinę krzyża”.

“Ileż to rzeczy można odkrywać w Chrystusie, który jest jakby ogromną kopalnią z mnogimi pokładami skarbów, gdzie choćby nie wiem jak się wgłębiało, nie znajdzie się kresu i końca. W każdym zaś zakątku tych Jego tajemnic można tu i tam napotkać nowe złoża nowych bogactw”. Te słowa, wskazujące na niezwykłe bogactwo, jakie chrześcijanin znajduje w Jezusie Chrystusie, napisał w swej “Pieśni duchowej”.

Aby Bóg napełnił mnie sobą, muszę stanąć przed Nim z pustym naczyniem…

Był jednym z największych chrześcijańskich mistyków, doktorem Kościoła, wybitnym hiszpańskim poetą i reformatorem zakonu karmelitów. Juan de Yepes y Alvarez urodził się niedaleko Avila w roku 1542. Kształcił się w szkole jezuickiej, a następnie na uniwersytecie w Salamance. W wieku 21 lat wstąpił do karmelitów, mając 25 lat przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku spotkał się ze św. Teresą z Avila i zainspirował jej planami zreformowania karmelitanek i karmelitów.

Wspólnie z nią podjął to dzieło, ale napotkał gwałtowny sprzeciw swoich współbraci. Jego przeciwnicy aresztowali go w Toledo i uwięzili w areszcie, licząc na osłabienie reformatorskich zapędów. W więzieniu Jan napisał jedno z największych swoich dzieł: „Pieśń duchową”. Po 9 miesiącach udało mu się uciec z zakonnego karceru i kontynuować reformę zakonu. Tych, którzy ją przyjęli, zwano odtąd karmelitami bosymi. Umarł w wieku 49 lat w wielkich cierpieniach i upokorzeniu.

Jan opisał drogę na górę Karmel, czyli mistyczną podróż duszy do zjednoczenia z Bogiem. Najczęstszym źródłem odniesień była dla niego biblijna Pieśń nad pieśniami. Dialog Oblubienicy z Oblubieńcem jest symbolem zjednoczenia człowieka z Bogiem. Język mistyki stapia się w jedno z liryką miłosną, pełną żaru, wręcz zmysłowej miłości.

Podstawowym przekonaniem św. Jana było to, że dusza musi oczyścić się ze swojego „ja”, aby zostać napełniona Bogiem. Zjednoczenie z Bogiem jest najgłębszą z możliwych radości, ale ponieważ mieszka w nas zbyt dużo egoizmu, nie potrafimy tej radości przeżywać. Nasza pycha, wyobrażenia, pożądania… to wszystko musi umrzeć, a umieranie nie jest przyjemne. Proces oczyszczenia św. Jan nazywa „nocą ciemną”.

To doświadczenie pustki, osamotnienia, zniechęcenia, nieraz bliskiego rozpaczy. Św. Jana od Krzyża przedstawia się nieraz jako człowieka o ponurym charakterze. Nic bardziej fałszywego. Był realistą, traktował na serio walkę z grzechem. Jego dzieła świadczą o tym, że był człowiekiem wielkiej dobroci i wrażliwości na piękno. Owszem, nie szukał rozrywki, ale prawdziwego szczęścia. Umierał z tęsknoty za Bogiem.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490541.Ekspert-od-nocy-sw-Jan-od-Krzyza

o. Bartłomiej Józef Kucharski OCD

Ukrzyżowanie według św. Jana od Krzyża

W okresie, gdy Jan od Krzyża był spowiednikiem w klasztorze Wcielenia w Awili, narysował szkic przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa. Wyrażał on w plastyczny sposób jego wizję. Jan posiadał wrodzony talent wzmocniony uduchowionym trybem życia. Często podczas wolnych chwil rzeźbił drewniane postacie Chrystusa. Narysował też jedynego w swoim rodzaju Jezusa Ukrzyżowanego. Niektórzy twierdzą, że niejednego. Minie jeszcze sporo czasu (Jan przebywa w Awili w latach 1572—1577), zanim napisze swoje dzieła. Ale podstawowe idee duchowe kształtujące myślenie Jana od Krzyża już w nim tkwią. Są to między innymi etapy oczyszczenia, które prowadzą do zjednoczenia z Bogiem, w czym pomagają święte obrazy. „Pozwalają ulecieć ku Bogu żywemu” (DGK III 15, 2). Z tej idei narodził się ukrzyżowany Chrystus ojca Jana.

Pewnego dnia, najprawdopodobniej między 1574 a 1577 rokiem, Jan od Krzyża modlił się w wewnętrznej galerii klasztoru. Nagle objawił mu się ukrzyżowany Chrystus. Natychmiast na kartce papieru naszkicował to, co ujrzał. Była to postać Chrystusa w skrócie perspektywicznym. Ciało Jezusa przypominało skręcony stożek. Sam krzyż był prosty. Ciało martwego Jezusa, z głową opadającą na piersi, było odchylone ku przodowi. Podtrzymywały je gwoździe. Nadprzyrodzona wizja przekształciła się w straszny i okrutny obraz trudny do zaakceptowania w tamtych czasach. Można powiedzieć, że mistycyzm Jana od Krzyża przełamywał estetyczne kanony. Mamy w jego obrazie oszczędność i pewność linii, pełen niepokoju skurcz ciała, głębię przeżyć i genialny skrót perspektywiczny. Jan kontempluje Jezusa, który jest już cieniem człowieka. Jego pokaleczone ciało przybiły do krzyża grzechy ludzi, za których zginął.

Ten szkic jest czymś wyjątkowym u kogoś, kto, tak jak Jan, nie lubił osobistych zwierzeń, kto niechętnie odnosił się do doznań zmysłowych na drodze życia duchowego. Jest on jednak zgodny z jego upodobaniem dla „obrazów realistycznych i żywych, które pobudzają wolę i pobożność wiernych” (DGK, III 35, 3). Być może jest to także próba wyrażenia czegoś, czego nie można wyrazić słowami. W każdym razie szkic Jana od Krzyża nie jest co prawda cudem, ale nie jest też dziełem czysto ludzkim. To mistyczny impuls wyzwolił zdolności artystyczne Świętego. Mistyk i artysta są w równej mierze autorami tego dzieła. Byłoby błędem przesadnie realistyczne traktowanie wizji, która doprowadziła do powstania szkicu. Najprawdopodobniej Jan ujrzał ją zmysłami wewnętrznymi (w wyobraźni) lub własnym intelektem. Była ona wyraźna i jednocześ-nie zawierała elementy materialne.

Genialny szkic na wiele lat został zapomniany. Święty podarował go swojej ulubionej córce duchowej, s. Annie Marii od Jezusa. Przechowywała go ona ponad 40 lat. Na światło dzienne został wydobyty podczas procesu beatyfikacyjnego Jana od Krzyża. Wtedy to została wykonana kopia dzieła, którą sporządzono na potrzeby procesu. Kopia ta później zaginęła. Natomiast sam oryginalny szkic s. Anna Maria przekazała przed swoją śmiercią s. Marii Pinel, która umieściła go w specjalnym relikwiarzu. Dzięki temu stał się on dostępny dla biografów Świętego. Jeden z nich zalecił nawet wykonanie ryciny dzieła i umieścił ją w swojej książce o Janie. Był nim Hieronim od św. Józefa. Ta rycina zapoczątkowała obiegowe przedstawianie rysunku Świętego. W pewien sposób różniło się to przedstawienie od oryginału, ale miało duży wpływ na kolejne reprodukcje dzieła. W 1641 r., po śmierci s. Marii Pinel, właścicielki rysunku, został on umieszczony w relikwiarzu, w którym przebywał do 1969 r.

W XX w. nadszedł czas na odkrycie dzieła mistycznego Jana od Krzyża. Wraz z tym procesem odkryto także szkic ukrzyżowanego Chrystusa. Najwięksi i najwybitniejsi pisarze karmelitańscy i nie tylko poświęcili wiele stron rozważań na temat wizji Świętego. Francuski karmelita bosy, wielki znawca Świętego, Bruno de Jésus-Marie pokazał go dwóm wybitnym malarzom hiszpańskim, José Maríi Sertowi i Salvadorowi Dalí. Sert przypuszczał, że ciało Chrystusa zostało naszkicowane w pozycji horyzontalnej, gdy już stygło. Namalował w związku z tym trzy szkice, na których Chrystus znajduje się w pozycji horyzontalnej. Analiza Serta odbiega od prawdy o oryginalnym szkicu. Dziś wiadomo już z całą pewnością, że Jan od Krzyża wykonał swój rysunek, przedstawiając Chrystusa w pozycji pionowej. Również drugi artysta, Dalí, po swojemu zinterpretował genialne dzieło Świętego. Jego Chrystus św. Jana od Krzyża, wystawiony w Art Gallery w Glasgow, w formie i treści jest inny od oryginału. Postać Chrystusa jest zimna, niewzruszona, wręcz marmurowa i przypomina raczej bóstwo greckie niż dramatycznego i żywego Chrystusa z Kalwarii św. Jana od Krzyża. Również inne prace Dalíego przedstawiające ten temat mają niewiele wspólnego z dziełem Świętego.

W dobie współczesnej każdy z nas może dzięki milionowym reprodukcjom szkicu św. Jana od Krzyża obcować z tym niepojętym dziełem: owocem kunsztu artystycznego i mistycznego.
opr. mg/mg

 

Copyright © by Głos Karmelu (6/2010)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/gk201006-ukrzyzowanie.html

****

****

****

Żywot świętego Jana od Krzyża

(żył około roku Pańskiego 1591)

 

Jan Yepez, syn biednego płóciennika, urodził się w roku 1542 w Hiszpanii. Gdy stracił ojca, matka przeniosła się z trojgiem dziatek do Mediny del Campo. Jan odznaczał się już jako chłopiec osobliwszą skłonnością do samotności, modlitwy i zaparcia się samego siebie. Pewnego razu, bawiąc się z rówieśnikami w pobliżu głębokiego dołu, wpadł weń, a przestraszeni towarzysze uciekli. Wtem ukazała mu się Najświętsza Panna i podała mu rękę. Chłopiec, cały zabłocony, lękał się dotknąć Jej ręki, a wtedy pojawił się jakiś nieznajomy (może Anioł Stróż), podał mu długą żerdź i wyciągnął go na brzeg.

W szkole należał Jan do uczniów najpilniejszych, najlepszych i najskromniejszych, i był prawdziwą ozdobą zakładu. Biednej matce nie starczyło funduszów na dalsze kształcenie go, miał się przeto wyuczyć rzemiosła, ale okazał się niezdatnym. Przyjął go tedy administrator jednego szpitala, a widząc jego wierność, staranność około chorych, pokorę i szczerą pobożność, tak go pokochał, że pozwolił mu chodzić do szkół ojców jezuitów, pragnął go bowiem wykształcić na kapelana szpitalnego.

Chociaż Jan mało miał czasu do zajmowania się nauką w domu, czynił jednak znaczne postępy i pragnął poświęcić się stanowi duchownemu, z pokory wszakże nie śmiał przyjąć święceń. Gdy dorósł, w roku 1563 wstąpił do zakonu Karmelitów.

Święty Jan od Krzyża

W tym czasie zajmowała się św. Teresa reformą zakonu karmelitańskiego i przywróceniem dawnej surowości reguły. Za pozwoleniem zwierzchności klasztornej zaprowadziła już nawet tę reformę w kilku klasztorach żeńskich i myślała o zreformowaniu męskich. Bystre jej oko dostrzegło w młodym Janie męża, który mógł poprzeć jej zamiary, i dlatego zaszczyciła go swym zaufaniem. Otrzymawszy od przełożonych pozwolenie, osiadł Jan w nędznej chacie chłopskiej, którą darowano św. Teresie na założenie w niej pierwszego klasztoru męskiego z pierwotną ścisłą regułą. Zamieszkali z nim pokrewny mu duchem kapłan Antoni a Jesu i jeden braciszek. Ci młodzi karmelici dali początek zakonowi Karmelitów Bosych, zatwierdzonemu przez papieży Piusa V i Grzegorza XIII. Jan otrzymał imię “Jan od Krzyża”. Wkrótce musiano założyć dwa nowe klasztory. Jan pełnił obowiązki mistrza nowicjuszów i spowiednika zakonnic w Awili, gdzie święta Teresa była przełożoną. Z jak największą pilnością pracował nad utwierdzeniem ducha religijnego w młodych zakładach i starał się nie tylko kazaniami, ale i własnym przykładem zachęcać nawet świeckich do prawdziwej pobożności. Często wpadał w zachwycenia, jako też miewał widzenia rzeczy niebieskich. Niezadługo wystawił go Pan Bóg na ciężką próbę, dając mu sposobność udowodnienia, że rzeczywiście zasługuje na imię “Jan od Krzyża”. Na kapitule w Placencji oskarżono Jana o nieprawne zaprowadzenie nowości w regule klasztornej i wzniecanie nieporozumień w zakonie. Przyszło nawet do tego, że świątobliwego mnicha aresztowano w Awili, osadzono w Toledo w komórce na poddaszu i co piątek tak mocno sieczono rózgami, że po wielu latach jeszcze widać było na jego ciele znaki tych biczowań. Po dziesięciu miesiącach udało mu się ratować się ucieczką. Wskutek wstawienia się króla Filipa II, pozwolił Grzegorz XIII Karmelitom Bosym utworzyć osobną prowincję z własnymi zwierzchnikami. Jan został przeorem klasztoru na “Górze Kalwaryjskiej”. Tutaj napisał na prośby braci zakonnej dwa dzieła: “O wstępowaniu na górę Karmel” i “O ciemnej nocy duszy”. W klasztorze tym panował wielki niedostatek. Pewnego dnia żalił się przed nim szafarz, że nie ma ani kawałka chleba na dzień następny. Jan rzekł z uśmiechem: “Pan Bóg ma jeszcze dość czasu, aby nas zaopatrzyć”. Nazajutrz rano ponowił szafarz swe skargi, gdy wtem przychodzi człowiek jakiś i przynosi hojną jałmużnę, mówiąc do furtiana: “Całą noc nie mogłem oka zamknąć. Ciągle słyszałem cierpkie wyrzuty: Czy się nie wstydzisz mieć takie zapasy, gdy biedni bracia w klasztorze przymierają głodem?”

Tym czasem przyszła nowa próba na zakon. Życie klasztorne miało być życiem pokuty i modlitwy. Niektórzy zakonnicy wpadli też na pomysł, ażeby pomnożyć godziny spędzane w chórze i nabożeństwo, a za to złagodzić ścisłość samotności i ciągłej modlitwy. Na kapitule generalnej w roku 1583 przemawiał Jan przeciw tym nowościom, jako też większa część zgodziła się na jego poglądy i mianowała go zastępcą prowincjała w Andaluzji. Na tym stanowisku pełnił obowiązki z łagodnością bez chwiejności, ze ścisłością bez dokuczliwości, z energią bez uporczywości. Przejęty duchem reguły, walczył przeciw miewaniu kazań poza klasztorem, urządzaniu nadzwyczajnych uroczystości, rozbudzających ciekawość ludu, jako też przeciw zbytniej okazałości kościołów, która zakonników zmusza do uciążliwej żebraniny, a wiernych do skarg na natręctwo kwestarzy. W tym wszystkim sam przyświecał dobrym przykładem. Gdy go Pan Jezus raz zapytał, jakiej nagrody żąda za swe prace, odpowiedział: “Pragnę cierpieć za Ciebie, Panie i być wzgardzonym”. Pan spełnił jego życzenia.

Na kapitule generalnej w roku 1588 stanęło kilka uchwał, na które żadną miarą nie mógł się zgodzić, nie obrano go więc prowincjałem, jak się wielu spodziewało, a nawet nie powierzono mu żadnego urzędu, lecz powołano go jako prostego księdza do ustronnego klasztoru Pennueli. Cieszyło Jana to poniżenie, gdyż mógł się oddać modlitwie i umartwieniu i napisać kilka dzieł niepospolitej wartości. Miłym mu był pobyt na tej skalistej pustyni, a gdy jeden z braci zakonnej dziwił się temu, Jan odpowiedział: “Mam daleko mniejszy rejestr grzechów przy spowiedzi gdy bawię między skałami, aniżeli gdy przestaję z ludźmi”. Innym razem radził mu ktoś by nie był tak surowy dla siebie, lecz on odpowiedział na to: “Szukam Jezusa, a szukając, znajdę Go tylko na krzyżu”.

Nieprzyjaciele nie dawali mu spokoju. Jeden chciał potwarzą i fałszowanymi listami ściągnąć na niego proces kryminalny, inni namawiali prowincjała, aby go wysłał na misje do Indii. Jan wybierał się już w podróż, ale Bóg zdał na niego inną misję. Stało się, że Jan zachorował na nogę. Ponieważ w Pennueli nie było lekarza, prowincjał pozostawił mu do woli, czy chce osiąść w Baezie czy w Ubedzie. W Baezie był przeor jego przyjacielem, a w Ubedzie rządził klasztorem jego zawzięty nieprzyjaciel, mimo to Jan osiadł w Ubedzie i doznawał od przeora jak największych dokuczliwości. Ten zakazał go odwiedzać, a sam przychodził tylko na to, aby mu robić cierpkie wyrzuty; ponadto zaś odebrał mu tego, który go opatrywał. Gdy kto litościwy przysłał mu cokolwiek pożywienia lub bielizny, przeor kazał odpowiadać, że takie wygody nie są stosowne dla surowego reformatora. Jan wszystkie te przymówki i utrapienia znosił cierpliwie.

Gdy prowincjała doszła wiadomość o tych dokuczliwościach, przeniósł owego przeora do innego klasztoru i kazał lepiej pielęgnować chorego. Ból nogi powiększył się jednak, a ciało pokryło się ropiejącymi wrzodami, które na próżno przecinano i palono. Chory dziękował Bogu za te straszne cierpienia, nie puszczając krzyża z ręki. Trzy dni trwały te męczarnie, aż wreszcie przyszła śmierć pożądana.

Po przyjęciu sakramentów świętych przeprosił braci za mimowolne uchybienia, a przeora za to, że mu tyle przykrości wyrządził. Ten rozpłakał się rzewnie, prosił o darowanie i żałował swego zaślepienia. Całując krucyfiks, skonał Jan dnia 14 grudnia 1591 r. Papież Benedykt XIII zaliczył go do Świętych i kazał jego pamięć obchodzić dnia 24 listopada. Pisma jego w dwóch tomach są wymownym świadectwem jego gorącej pobożności.

Nauka moralna

Święty Jan od Krzyża mówi: “Nie postąpisz kroku naprzód, jeśli nie będziesz naśladować Chrystusa, który jest drogą, prawdą i bramą, którą wejść winieneś do Królestwa niebieskiego, gdyż duszy, która stroni od naśladowania Chrystusa, nie uważam za duszę dobrą. Staraj się, aby pierwszą twą myślą było pragnienie naśladowania Chrystusa.

Wyrzeknij się wszelkich przyjemności, jakie się nastręczą twym zmysłom, jeśli nie będą zmierzały do chwały Boga. Chrystus w tym życiu ziemskim dążył jedynie do tego, aby pełnić wolę Ojca swego. Nie bierz sobie za przykład żadnego człowieka, choćby i najświątobliwszego, gdyż szatan wskaże ci jego ułomności; naśladuj Chrystusa, ten wzór doskonałości i świętości, a nie omylisz się. Żyj na wewnątrz i na zewnątrz na krzyżu wespół z Chrystusom, a osiągniesz spokój duszy. Chrystus ukrzyżowany niech ci wystarczy, z Nim cierp, z Nim spocznij, bez Niego nie cierp i nie spoczywaj. – Staraj się pozbyć miłości własnej; kto siebie ceni, nie zaprze się siebie samego i nie idzie za Chrystusem. Nade wszystko miłuj cierpienia i nie myśl, że znosząc je, zyskasz wielką zasługę wobec Tego, który nie wahał się za ciebie umrzeć. Jeśli chcesz posiąść Chrystusa, nie szukaj Go bez krzyża. Kto nie szuka krzyża, nie szuka chwały Boga. Każdy pragnie mieć udział w skarbach i rozkoszach wiekuistych Boga, ale nie wielu jest, co chcą ponosić trudy i cierpienia z miłości do Syna Bożego”.

Modlitwa

Boże, któryś świętego Jana, Wyznawcę Twojego, uczynił przedziwnym miłośnikiem krzyża i doskonałego zaparcia się, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy starając się go naśladować, chwały wiekuistej dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

św. Jan od Krzyża
urodzony dla świata 1542 roku
urodzony dla nieba 14.12.1591 roku
wspomnienie 24 listopada

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

*******

Giorgio Fedalto

CHRZEŚCIJAŃSTWO I ZNAKI Z ZAŚWIATÓW

Objawienia, wizje, świadectwa

ISBN: 83-7318-497-X

wyd.: WAM 2005


Teresa z Ávila i Jan od Krzyża

Pisma Teresy z Ávila dają nam w sposób szczególny możliwość zbliżenia się do rzeczywistości świata nadprzyrodzonego dzięki nieustannym, osobistym doświadczeniom, które święta opisuje. Z jej pism wyłania się obraz mistyczki, a jednocześnie mistrzyni życia duchowego, której doświadczenie przez wieki było pomocne w uważnej i ostrożnej ocenie tego typu zjawisk.

Celem świętych jest dążenie do doskonałości chrześcijańskiej. Teresa wiedziała dobrze, że do osiągnięcia tego stanu łaski mistyczne, wprowadzające w bliskość ze światem nadprzyrodzonym, nie są niezbędne. Uznawała jednak, że są one bardzo pomocne we wzroście w miłości, w praktykowaniu cnót, w przezwyciężaniu trudności i cierpień. Zwyczajna droga, będąca obowiązkiem osoby zakonnej, to droga modlitwy. W swej autobiografii Teresa wyjaśnia, że u początku jej doświadczeń mistycznych była „modlitwa odpocznienia, a niekiedy także modlitwa zjednoczenia”, chociaż wtedy nie pojmowała jeszcze, co one znaczą. Było to ważne doświadczenie, gdyż utrwalało w niej przekonanie, że osobiste spotkanie z Bogiem jest możliwe bez pośrednictwa, a drogą i bramą ku temu jest modlitwa, która stała się czymś nieodzownym w ciągu całego jej życia. Stopniowo doświadczenia mistyczne Teresy wzrastały, a ich szczegółowy opis pozwala na ich bardzo jasne zrozumienie.

Otwarcie się rzeczywistości świata nadprzyrodzonego przed człowiekiem wymaga jednak zawsze bezpośredniej interwencji Boga, który wychowując, prowadzi przez kolejne etapy duchowego wzrostu. W swej autobiografii Teresa pisze: „Pewnego dnia, gdy rozmawiałam z jedną osobą w samym początku mojej z nią znajomości, spodobało się Panu […] ostrzec mnie […]. Ukazał mi się Chrystus Pan, stając przede mną z bardzo surowym obliczem i oznajmiając mi przez to, jak te świeckie rozmowy moje Go zasmucają. Widziałam Go oczyma duszy jaśniej, niż mogłabym Go widzieć oczyma cielesnymi, i widok ten tak wyryty pozostał w pamięci mojej, że dziś jeszcze, po upływie więcej niż dwudziestu i sześciu lat, zdaje mi się, że mam Go przed sobą obecnego. Byłam tym mocno przestraszona i strwożona…”.

Był to tylko początek. Istotne jest tu właściwe zrozumienie jej stwierdzenia, że widziała „oczyma duszy” jaśniej, niż mogłaby widzieć „oczyma cielesnymi”. Teresa twierdziła bowiem od początku, że niemożliwe są widzenia cielesne Chrystusa, który wstąpiwszy do Nieba, nie powraca więcej na ziemię w swym ciele. Odwołując się do terminologii ustalonej w tej sprawie, możemy więc mówić o widzeniach w wyobraźni i w umyśle. Teresa utrzymywała, że nie widziała przedmiotu swych widzeń oczyma ciała; innymi słowy, przedmiot widziany nie był jej dany w swej rzeczywistości, nawet jeśli wtedy nie wiedziała, „że można widzieć rzeczy inaczej niż samymi tylko oczymi ciała”. Dodawała również, iż nieznajomość ta przyniosła jej szkodę, gdyż diabeł wmawiał jej, że to rzecz niepodobna, że jest to złudzenie. Stąd też wtedy nie wyciągnęła odpowiedniej nauki z otrzymanych widzeń.

Kiedy jednak Bóg decyduje się zainterweniować, nie można temu przeszkodzić. „Innym razem, gdy byłam w towarzystwie tejże osoby, ujrzałyśmy — i inne, które były z nami — podchodzące ku nam coś w rodzaju wielkiej ropuchy, tylko bez porównania szybsze w ruchach […]. Nie mogłam pojąć, skąd mógł się wziąć w biały dzień taki płaz”.

Autobiografia Teresy pozwala na wyodrębnienie różnych zachowań się jej duszy w obliczu objawień pochodzących ze świata nadprzyrodzonego albo mówiąc teologicznie, w obliczu łaski, którą Bóg ją obdarzał! W nowym etapie swego życia Teresa wyznaje, że uświadomiła sobie głęboko swą nędzę, czyli dokonała zasadniczego przejścia od polegania na samej sobie do mocniejszego oparcia się na Bożej łasce, aby ta mogła ją pełniej przeniknąć. Jak pisze, pewnego razu podczas przygotowania do modlitwy uczuła, że nagle przeniknęło ją tak żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogła wątpić o tym, że On jest w niej a ona cała w Nim pogrążona. Pojmowała, że takich łask Bóg użycza „tylko tym, którzy już nabyli doskonałej czystości sumienia”, a dopiero później zrozumiała, że w ten sposób Bóg także przyciąga do siebie całkowicie duszę jeszcze niedoskonałą. Stało się wówczas jasne, że to, co dokonywało się w niej, miało charakter nadprzyrodzony, a dowodem tego był fakt, iż rzeczy nadprzyrodzone były od jej woli niezależne: „Czasem gdy przychodziły, nie mogłam się im oprzeć, czasem znowu, gdy chciałam, nie mogłam ich przywołać”. Teresa zrozumiała więc, że tego rodzaju zjawiska mogą być „albo bardzo dobre, albo bardzo złe”.

Tego rodzaju kontakty ze światem nadprzyrodzonym były dla niej znacznym problemem głównie dlatego, że nie otrzymywała stosownej rady na ich temat. Jedni radzili jej, by nie dowierzała tego rodzaju zjawiskom, inni zaś dodawali jej odwagi. Po tym, jak spowiednik doradził jej modlitwę do Ducha Świętego o światło, opowiada: „pewnego dnia, po długim rozmyślaniu i błagalnej do Pana modlitwie, […] przyszło na mnie zachwycenie tak nagłe, że prawie całkiem odeszłam od siebie; nie mogłam żadnej o tym mieć wątpliwości, bo rzecz była jawna. Było to pierwszy raz, że mi Pan użyczył tej łaski zachwycenia. Usłyszałam te słowa: Nie chcę już, byś obcowała z ludźmi, tylko z aniołami”.

W opisanym przypadku Teresa po raz pierwszy przeżywała stan tego rodzaju zachwycenia. Zjawisko to przypomina podobne przypadki przedstawiane przez Pawła, Piotra, Jana, Hermasa… Wrażenia doświadczane i opisane przez Teresę miały więc wielu słynnych poprzedników. „Bardzo się przelękłam, ponieważ uniesienie ujawniło się z gwałtownością, a słowa zwrócone ku mnie usłyszałam w najgłębszych pokładach duszy”. Teresa była już w stanie rozróżniać doświadczane zjawiska mistyczne, począwszy od istoty stanu mistycznego, który znajduje się w Boskim przekazie, aż po skutki drugorzędne i dodatkowe. Zachwycenie przynależało do pierwszej grupy, to jest do skutków nadzwyczajnych, w skład której — jak wylicza w Sprawozdaniach duchowych — wchodziły także: porwanie, wyniesienie, lewitacja, uniesienie ducha, poryw, pęd oraz zawieszenie zmysłów.

W momencie doznawania zachwycenia światło i miłość Boża wdzierają się niejako we władze duchowe. Stan ten przypomina słodką śmierć: „Śmierć, mówię, zupełna, bo dusza ta jest oderwana od wszelkich czynności, które spełnia, mieszkając w tym ciele; słodka, mówię, i rozkoszna, bo choć dusza jest zatrzymana w więzieniu swoim, to przecież się z niego jakoby wyzwala, aby się cała pogrążyła w Bogu”. Teresa mówi również, że powodem zachwycenia jest słabość bytu ludzkiego, który nie doznał jeszcze przemiany w Bogu. Z chwilą jednak, gdy poprzez zaślubiny duchowe stanie się oblubienicą Chrystusa, tego rodzaju zachwycenia zdarzają się coraz rzadziej, właściwie ustają. Teresa, uważając zachwycenie za część składową drogi mistycznej, która udzielana jest przez Boga również duszom niedoskonałym w celu nawrócenia, podkreśla także, że widzenia, słowa wewnętrzne oraz objawienia są zjawiskami niejako przeznaczonymi szczególnie dla tych osób, które wezwane są do zniesienia prób „wprost nieznośnych”. Inne zjawiska, które temu towarzyszą, jak: lewitacje, zawieszenia zmysłów, niewrażliwość na cierpienie, traktuje ona jako konsekwencje oddziaływania Bożego na ciało. Mogą one również spowodować szkodę na zdrowiu. Pozostałe przejawy Bożego działania, które dusza musi wytrzymać, powodują natomiast dobroczynne i trwałe skutki.

Wraz z przeżyciem stanu zachwycenia rozpoczyna się wielkie nawrócenie Teresy. W jednej chwili zmieniła się całkowicie i od tego momentu nie „istniała potrzeba nakazu”. Bóg mógł mówić do niej „bardzo często”.

Również ten etap jej życia jest bardzo ważny, a Teresa opisuje go szczegółowo. W chwili gdy Pan mówi do niej, „są to słowa zupełnie wyraźne, ale uszyma ciała ich nie słychać, a przecież rozumie się je bez porównania jaśniej, niż gdyby się je słyszało, i uchylić się od rozumienia ich, jakkolwiek by się kto opierał, usilność daremna”. Słowa mowy Bożej, „choćby nam niemiłe, zmuszają nas do słuchania, i rozum, czy chce, czy nie chce, musi uważać na to i rozumieć, co Bóg chce”. Teresa próbowała na próżno „prawie dwa lata” opierać się temu!

To, co święta opowiada, nie jest niczym nowym w historii objawień świata nadprzyrodzonego. Wystarczy przypomnieć sobie wspomniane relacje na ten temat Apostołów i Ojców Kościoła. Nowością jest świadomość tego faktu ze strony Teresy oraz opis przedstawionych przez nią wewnętrznych przeżyć. Na podstawie znanej sobie teorii rozróżnia ona trzy rodzaje widzeń: cielesne, w wyobraźni oraz umysłowe. Co do pierwszych, które charakteryzują się dostrzeganiem przedmiotów oczyma ciała, twierdzi, że nie były jej dane. Postrzeganie wewnętrzne, w którym środkiem przekazu jest wyobraźnia i fantazja, określa jako widzenie „oczyma duszy”. Widzenie umysłowe opisuje natomiast w następujący sposób: „W dzień chwalebnego św. Piotra, będąc na modlitwie, ujrzałam tuż przy sobie, czyli raczej uczułam, bo oczyma ciała ani oczyma duszy nic nie widziałam, uczułam więc, tak mi się zdawało, tuż przy sobie obecnego Chrystusa Pana, i wyraźną, jakby naoczną miałam pewność, że to On do mnie mówi […]. Zdawało mi się, że ciągle mam przy boku Pana Jezusa, choć nie widziałam postaci Jego, bo widzenie to nie było w wyobraźni; czułam jednak bardzo wyraźnie, że On wciąż stoi przy mnie z prawej strony i że widzi wszystko, co robię”.

Również w Twierdzy wewnętrznej powraca do tego rodzaju widzenia umysłowego, wyjaśniając lepiej to zjawisko: „Otóż bywa tak, że w chwili, gdy dusza ani się spodziewa, by miała otrzymać taką łaskę i nigdy jej nawet przez myśl nie przeszło, by mogła na coś podobnego zasłużyć, nagle czuje przy sobie Pana naszego Jezusa Chrystusa, choć Go ani oczyma ciała, ani wzrokiem wewnętrznym nie widzi. Nazywają to, nie wiem dlaczego, widzeniem umysłowym”.

W widzeniach w wyobraźni „oczy duszy” postrzegają natomiast wewnętrznie dostrzegalny zmysłami obraz. Stąd też mogła widzieć Jego ręce, „a był to widok tak zachwycający, że nie mam słów na opisanie go […]. W kilka dni później ujrzałam boskie Jego oblicze, które mię pięknością swoją jakby całe pochłonęło”. Opowiada również, że różnego rodzaju widzenia pojawiały się u niej na zmianę, a w ostatnich latach życia miały charakter nade wszystko widzeń umysłowych. Zobaczywszy „najświętsze Człowieczeństwo ChrystusaR.;, napomknie przy tym, że choćby całe lata wysilała wyobraźnię na zmyślenie i przedstawienie takiej piękności, to nigdy by tego dokazać nie zdołała ani nie umiała. „Piękność ta, choćby samą jasnością i blaskiem swoim przewyższa wszystko, cokolwiek człowiek na tej ziemi zdoła sobie wyobrazić”. Doda również, że było to widzenie w wyobraźni: „Widzenia tego […] ani żadnego innego nigdy nie widziałam oczyma ciała, tylko zawsze oczyma duszy”.

Innym razem pisała, że Pan wyjaśnił jej, iż udzielił jej również innych widzeń niż tych w wyobraźni i „że pośród łask, którymi mnie obdarza, nie ma stałej reguły, ponieważ jednego dnia jest właściwe, że czyni to w ten sposób, a drugiego w inny”. Jak wspomnieliśmy, Teresa — na podstawie ukazującego się jej w widzeniu Jezusa — była przekonana, iż pojęła „z niektórych Jego słów, że po Jego wstąpieniu do Nieba nigdy nie zstąpił na ziemię, aby udzielać się ludziom inaczej niż w sakramencie Eucharystii”. Nie oszukiwała jednak siebie, wmawiając sobie, że to, co przeżywa, jest złudzeniem. Kiedy Teresa widzi Chrystusa, jest to „wyobrażenie żyjącego”, a nie obraz czy podobieństwo, podobne do Jego wizerunków malowanych na płótnie. „Nie jest to martwa podobizna człowieka, ale jest to Jezus Chrystus żywy, okazujący się człowiekiem zarazem i Bogiem, nie jakim był, leżąc w grobie, ale jakim wyszedł z grobu po zmartwychwstaniu swoim”.. Stwierdza również, że we wnętrzu swej duszy widziała Go zwykle „jasno jak w zwierciadle odbijającego się na wszystkich częściach mojej duszy”.

Teresa poświęca szczególną uwagę widzeniom umysłowym Trójcy świętej, pojmując, w jaki sposób Bóg udziela się jej w relacji Boskich Osób. Stwierdza jednoznacznie, że widzi trzy Osoby Boskie wewnątrz niej i czuje ich obecność wewnątrz duszy, jak rozmawiają i wszystkie trzy przemawiają do niej. W Sprawozdaniach duchowych udziela długiego opisu Trójcy Przenajświętszej, na podstawie „widzenia w wyobraźni”, podczas gdy kiedy indziej dostrzega Ją w „widzeniu umysłowym”. Wyjaśnia również, że Osoby Przenajświętszej Trójcy nie znajdują się „wszystkie trzy w jednej tylko Osobie, na wzór tego, jak maluje się Je na obrazach, czyli jako postać z trzema obliczami”. Tego rodzaju wierzenia są typowe dla ludzi prostych. „Są to trzy oddzielne Osoby, które pozwalają się widzieć i do których można mówić oddzielnie […], miłują się, udzielają się sobie nawzajem i znają się […], mają tylko jedną wolę, jedną moc i jedną władzę, stąd też żadna z Nich nie może uczynić niczego bez udziału innych”.

Widzeniom towarzyszą inne zjawiska. Teresa opisuje przebicie serca, powtarzające się kilkakrotnie: „Widziałam anioła, stojącego tuż przy mnie z lewego boku, w postaci cielesnej. W taki sposób nigdy nie widuję aniołów, chyba bardzo wyjątkowo […]. Nie był wysokiego wzrostu, mały raczej a bardzo piękny […]. Ujrzałam w ręku tego anioła długą włócznię złotą, a grot jej żelazny u samego końca był jakoby z ognia. Tą włócznią, zdało mi się, kilkakrotnie serce mi przebijał, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał; tak mię pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej”. Opowiada jeszcze o doświadczeniu wielkiego bólu, który choć duchowy, a niecielesny, sprawiał, że również ciało miało w nim udział. Ból sprawiało jej również przeżywanie tych zjawisk w obecności innych, choć niektórzy spowiednicy i doradcy ją uspokajali.

Jeśli chodzi o spowiedników, Teresa stwierdzi, że woli spowiednika wykształconego, choćby nie posiadał doświadczenia, od spowiedników niewykształconych, choć cnotliwych. W życiu mistycznym w obliczu oszustw i udawanego naśladowania Teresa była w stanie jednoznacznie rozpoznać fałszywy mistycyzm. Jest interesujące, że właśnie ona, jako doświadczona w widzeniach, pisze, że jest podejrzane ujarzmianie samego siebie, gdy nie ma ku temu powodu. Jest bowiem przekonana, że postawa taka pozbawia prawdziwej wolności ducha oraz że „wiele znaczy nauka dla udzielenia nam światła, a jeśli znajdziemy kapłana naukę i cnotę posiadającego, wiele nam pomoże”..

Spotkania Teresy ze światem nadprzyrodzonym są przebogate. I tak, mówiąc o modlitwie nadprzyrodzonej, stwierdza, że nie można jej „nabyć naszą przedsiębiorczością i sumiennością, chociaż — co bardzo użyteczne — można uczynić wiele celem przygotowania się na przyjęcie tej łaski”. W V rozdziale Sprawozdań duchowych określa jej skutki jako: zjednoczenie, porwania, zawieszenia zmysłów, „wewnętrzne skupienie odczuwane w duszy”, pokój i spokój wewnętrzny, czyli „tak zwany sen władz, który odróżnia się od porwania tym, że władze nie są całkowicie wyłączone ani całkowicie zawieszone, wreszcie zjednoczenie, zachwyty i odejścia od zmysłów”. W stanie uniesienia dusza „umiera powoli wobec wszystkich rzeczy zewnętrznych aż do punktu utraty używania zmysłów, pragnąc żyć nie inaczej jak tylko w Bogu”. „Natomiast porwanie następuje przez zwyczajne poznanie”, obecne „w głębokościach duszy, i wdziera się do jej wnętrza z taką mocą, że dusza ma wrażenie przeniesienia ponad samą siebie, aż wydaje jej się, że opuściła ciało”. To jednak nie wszystko. Są także możliwe: „wzniesienie ducha”, „porywy”, a także „rodzaj rany, która wydaje się zadana w duszy”. W obliczu takiej obfitości darów mistycznych Teresa wyraża przekonanie, że pojmuje dobrze, kiedy Bóg je wzbudza, natomiast ze swej strony „nigdy nie pozwoliła sobie prosić o nie Boga”, by pozwolił jej poznać cokolwiek. „Bałabym się bowiem jakiegoś podstępu wyobraźni albo oszustwa diabła”.

Teresa nie byłaby mistyczką w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyby nie zaznała także bólu niemożliwości „widzenia”! Jest to doświadczenie nieobecności Boga. Opisując swe cierpienie będące jakby umieraniem, stwierdza: „dusza rozpacza z powodu nieobecności Boga”; „czułam, że umieram z pragnienia widzenia Boga”. Bóg ukrywa się przed nią, „rani duszę”, aby oczyścić jej zmysły i ducha i w ten sposób oddzielić ją od jej odczuwania. Nieobecność Boga jest także piekłem, które widziała i zaznała, jak opisuje w Księdze życia: „Jednego dnia w czasie modlitwy znalazłam się cała, z duszą i z ciałem w jednej chwili, sama nie wiem jak, w duchu przeniesioną do piekła. Zrozumiałam, że Pan chce mi ukazać miejsce, które czarci mieli dla mnie zgotowane i na które zasłużyłam za grzechy swoje. Trwało to bardzo krótko; ale choćbym jeszcze wiele lat żyć miała, niepodobna, zdaje mi się, by mi ta chwila wyszła kiedy z pamięci”. I opisując dalej, pisze: „Ciemny i ciasny loch […], błoto […] wydające z siebie woń zaraźliwą”. Dlatego też pragnienie ocalenia grzeszników staje się jej nieustanną troską. Wciąż nurtuje ją pytanie, jak uczyć prawdziwej wiary „miliony dusz”, które jej nie poznały.

Tego rodzaju niewyobrażalnie głębokie doświadczenie świata nadprzyrodzonego zaskakuje, ponieważ Teresa przy każdej okazji zapewnia o własnej niewiedzy w sprawach teologicznych. Nie widząc Boga, odczuwała jednak zawsze blisko siebie Jego osobową obecność. „Wydaje się […], że od razu znajdujemy Tego, z kim chcemy rozmawiać i mamy świadomość tego, że On nas słyszy”. „Zdarzało mi się, że znienacka przenikało mię takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona”. Nie był to jednak jakiś rodzaj poznania teoretycznego, ale raczej bezpośrednie doświadczenie Boga, w którym winna niejako zawrzeć siebie tak, jak to usłyszała pewnego dnia: „Nie trudź się, aby zawrzeć Mnie w tobie, lecz staraj się, aby zawrzeć siebie we Mnie”. Poznając i widząc Boga, była w stanie stopniowo poznawać także samą siebie, odkrywając miejsca wewnętrzne, w których Bóg mówi do duszy i powiada jej „rzeczy najbardziej tajemne”.

Nie budziłby zdziwienia fakt, gdyby Teresa, uznając wagę i wyjątkowość swoich doświadczeń mistycznych, podtrzymywała je i doradzała je innym, ponieważ „służą wielce, aby oddawać chwałę Panu, ukazując Jego dobroć”. Będąc tego zdania, stwierdzała jednak z całą mocą, że „tych, których Bóg szczególną miłością miłuje, prowadzi drogą utrapienia i tym większego utrapienia, im więcej ich miłuje”. Wierzyć temu, że Bóg „do ścisłej z sobą przyjaźni dopuszcza dusze nie doznające żadnego cierpienia, byłoby nierozumne”. Dlatego też zsyła On duszom kontemplacyjnym „krzyże cięższe niż innym, a drogi, którymi im iść każe, są urwiste i strome”, tak że „gotowe są cofnąć się wstecz i zawrócić, skąd przyszły”.

Jak więc zachowywać się w obliczu Boga, w obliczu świata nadprzyrodzonego? Według nauki Teresy najwyższa doskonałość „nie polega na pociechach wewnętrznych ani na tym, by mieć wielkie zachwycenia, widzenia i ducha proroctwa, tylko na tym, by wola nasza była zgodna z wolą Boga”. Ważne jest spełniać „wolę Boga”; miłość Boża wyraża się w mocnym postanowieniu, aby „we wszystkim podobać się Bogu”, a komu nie udaje się to za jednym razem, może czynić to „stopniowo”. Drogą prowadzącą do tego celu jest zawsze staranie się, aby własna wola „zjednoczyła się z wolą Boga”.

Teresa stale powtarza, że nadzwyczajne dary pomagają wzrastać w miłości, ćwiczą w cnotach, pozwalają przezwyciężać trudności i cierpienia, ale nie są konieczne dla doskonałości chrześcijańskiej. Są one czystym całkowicie nadprzyrodzonym darem. Pierwszym krokiem do ich osiągnięcia jest modlitwa z wewnętrznym skupieniem, a najwięcej uczynimy, gdy otworzymy się na jej przyjęcie, mając na uwadze, że Bóg „udziela się cały jedynie tym, którzy całkowicie oddają się Jemu”. On to bowiem udziela swych darów, kiedy zechce, jak zechce i komu zechce, gdyż dobra te należą do Niego. Teresa wylicza więc racje przemawiające za powstrzymaniem się od pragnienia otrzymania nadzwyczajnych łask, choć utrzymuje, że rzeczą dobrą i słuszną jest pragnienie daru kontemplacji mistycznej. Ostatecznie jednak stwierdza, że najbezpieczniejszą drogą jest „chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my sami siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy”. Podsumowując, możemy powiedzieć, że dla Teresy ani techniki modlitwy, ani asceza nie prowadzą do doświadczenia mistycznego. Jest ono bowiem zawsze i wyłącznie darem Boga, udzielonym przez Niego komu zechce oraz w czasie i w sposób przez Niego uznany.

Wielkim znawcą zjawisk mistycznych w szesnastowiecznej Hiszpanii był karmelita Jan od Krzyża, którego nauka pozostaje do dzisiaj aktualna. Pisał on na temat wiarygodności widzeń oraz osoby doznającej widzeń. W opowiadaniu o własnych doświadczeniach świata nadprzyrodzonego cechuje go zawsze ostrożność, dlatego też stawia sobie raczej za cel przygotowanie pojęciowo wyrażonej doktryny dla początkujących i zaawansowanych na drodze mistycznej. Co więcej, uważa za swoje zadanie oświecenie osób duchowych, wkraczających na wznoszącą się w górę drogę ku Bogu, w czasie której muszą „wyrzec się wszystkich rzeczy” i poskromić pożądania.. Wysiłek oczyszczenia przez różne etapy „ciemnej nocy”, prowadzący do oczyszczenia duszy, zmysłów i ducha, poprzedza więc spełnienie się Bożego pragnienia, aby posiadać duszę tylko dla siebie, jako że Bóg „nie pozwala, aby z Nim przebywała jakaś inna rzecz”.

Przedstawiona przez Jana szczegółowa analiza dotycząca skłonności wewnętrznych duszy ujawnia z pewnością jego osobiste, pełne zaangażowania i wysiłku doświadczenie ascetyczne. Cel wstępowania „po tych schodkach wiary, które sięgają a przenikają aż do głębokości Bożych”, jest jednak wystarczającym uzasadnieniem dla tego rodzaju wysiłku. To właśnie wiara skłania nas do „wierzenia w rzeczy nigdy niewidziane i niepojęte, ani same w sobie, ani w ich podobieństwach”. To wiara, która jest „nocą ciemną”, udziela „światła duszy pogrążonej w ciemności”, stąd też to „noc wiary jest mi przewodniczką”. To, co mówi Jan, jest przeciwieństwem nauki na temat widzenia i słyszenia, które były rozumiane jako znaki nadprzyrodzone i których Bóg udzielał swym prorokom. W ten sposób Jan od Krzyża staje się niejako „specjalistą” od wiary ciemnej, od ogołocenia się. Tylko tak bowiem dusza odnajdzie Boga, który jednoczy się z nią w jej trzech władzach: „przez wiarę w rozumie, nadzieję w pamięci, miłość w woli”.

Powodem tego rodzaju ciemności jest fakt, że „w tym życiu doczesnym żadne poznanie ani pojęcie nadprzyrodzone nie może być bezpośrednim środkiem do wzniosłego, miłosnego zjednoczenia z Bogiem. Wszystko bowiem, co może rozum pojąć, wola upodobać sobie, a wyobraźnia przedstawić, jest niepodobne i niewspółmierne do Boga”. „Przeto im większą wiarę ma dusza, tym więcej jest z Bogiem zjednoczona”, nawet gdy umysł „może nabywać pojęć i poznań” drogą naturalną i nadprzyrodzoną, a ta ostatnia udziela umysłowi tego, co przekracza jego zdolności naturalne.

Poznawanie nadprzyrodzone jest bądź cielesne, bądź duchowe. W pierwszym przypadku także człowiek duchowy może pomylić się w ich ocenie, ponieważ poznawanie i postrzeganie „udzielają się umysłowi w sposób nadprzyrodzony drogą zmysłów cielesnych zewnętrznych” (wzrok, słuch, powonienie, smak, dotyk). Do nich może się wkraść błąd.

Co więcej, Jan utrzymuje, że nie należy ufać zmysłom, ponieważ dla Boga „bardziej właściwe i zwyczajne jest udzielanie się w duchu […] niż zmysłom”, które są niewrażliwe na rzeczywistości duchowe. Pokładanie ufności w zmysłach prowadzi bowiem do błędu pychy i zadowolenia z siebie, pogłębiając w tym, który doświadcza tych uczuć, przekonanie „o swej wartości przed Bogiem”. Dlatego też tego rodzaju zjawiska i uczucia należy odrzucać.

Jeśli jednak widzenie cielesne albo odczucie w jakimś innym zmyśle pochodzi od Boga, „w tym samym momencie, w którym się jawi czy daje odczuć, sprawia swe skutki w duchu, nie dając duszy czasu na zastanowienie się, czy go szukać, czy nie”. W odróżnieniu od tych, które pochodzą od szatana, działania pochodzące od Boga „przenikają duszę, poruszają wolę do miłości i działają tak skutecznie, że dusza nie może się oprzeć”.

Przyjęte bez oporu w duchu popychają ku dobremu oraz powodują widzenia i dobre wyobrażenia. Pomimo że pochodzą od Boga, dusza nie powinna „pragnąć ich doznawania”. Gdyby ich pragnęła, pomniejszałaby bowiem swą wiarę („jedyny środek zjednoczenia z Bogiem”) i stwarzałaby przeszkody dla działania Ducha. Dusza nie dążyłaby wówczas do prawdziwego wyrzeczenia i ogołocenia duchowego, skupiałaby się tylko na tym, co zmysłowe. Przywłaszczając sobie tego rodzaju dary i traktując je jako swą własność, otwierałaby w ten sposób drogę szatanowi. Podsumowując, „widzenia i wrażenia zmysłowe nie mogą być środkiem do zjednoczenia, bo nie są w żadnej proporcji do Boga”.

Pod pojęciem widzeń wyobrażeniowych Jan od Krzyża pojmuje „wszystko to, co przedstawić się może wyobraźni drogą nadprzyrodzoną” poprzez zmysły. Jest to więc ta sama droga, na której Bóg ukazywał się prorokom: Izajaszowi, Jeremiaszowi czy Danielowi. Tę samą drogę wyobraźni i fantazji wykorzystuje jednak również szatan, by dostać się do duszy. Dlatego też „umysł nie powinien się zaprzątać ani się karmić” żadnym z tych wrażeń i widzeń wyobrażeniowych. Dusza musi być ogołocona, aby postępować w zjednoczeniu z Bogiem. Co więcej, musi gardzić tego rodzaju widzeniami, ponieważ inna postawa przynosiłaby jej szkodę. Musi wyrzekać się ich i czynić wszystko, by ich nie mieć.

Zasada ta jest powtarzana często i podejmowana z różnych punktów widzenia, z odwołaniem się również do autorytetu Piotra (por. 2 P 1, 19), który (pomimo uczestnictwa w objawieniu chwały na górze Tabor) nawoływał, by zwrócić uwagę na „mowę prorocką”, będącą niczym „lampa, która świeci w ciemnym miejscu”. Zazwyczaj zdarza się jednak, że dusza zbacza z drogi, zatrzymując się na tego rodzaju zjawiskach, bądź też szuka ich, czasem pod wpływem błędnej rady jakiegoś kierownika duchowego. Jeśli jednak „głównym działającym, prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy” jest „Duch Święty, który nigdy o te dusze troszczyć się nie przestaje”, to kierownicy duchowi są „tylko narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje”. Winni więc kierować dusze „do coraz to większej samotności, uciszenia i wolności ducha”. Dusza musi więc być ogołocona, uwolniona od wszystkiego, w doskonałym ubóstwie ducha, wyzuta także z posiadania rzeczy duchowych, tak aby Bóg mógł wejść „do duszy ogołoconej i napełnić ją boskimi skarbami”.

Z tych rozważań widać, że ani osoba doznająca widzeń, ani osoby jej towarzyszące nie grają tu głównej roli. „To Bóg unosi się jak słońce nad duszami, by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko starają się przygotować je do tego przez praktykę doskonałości ewangelicznej, która polega na ogołoceniu się oraz próżni zmysłowej i duchowej. Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to należy już do samego Ojca Światłości”. A kontynuując tę myśl, Jan dodaje: „Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę […]. Twoim więc obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w duszy, a do Boga należy […] kierować jej krokami do skarbców nadprzyrodzonych i takim sposobem, jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmiesz”.

Jan od Krzyża wykazuje szczególną ostrożność w odniesieniu do zjawisk tego typu. W Drodze na górę Karmel poświęca 18. rozdział drugiej księgi szkodom, które „mogą wypływać tak dla osób prowadzących życie duchowe, jak i dla kierowników, gdy nazbyt wierzą tym widzeniom, chociażby pochodziły od Boga”. Powodem ich jest fakt, że tamte osoby nie są prowadzone „pewną drogą pokory”. „Z tego powodu dusze te nie postępują w czystym i doskonałym duchu wiary i nie są w nim umacniane”. Inaczej mówiąc, droga nadzwyczajna, którą osoby te winny kroczyć, jest po prostu drogą wymagającą najszczytniejszych cnót chrześcijańskich. U osób, cieszących się tymi darami, problemy duchowe rozpoczynają się wręcz u początków w wyniku niewłaściwej postawy kierowników duchowych. Oni to „zbytnio zatrzymując na widzeniach swych uczniów”, dają im odczuć, „że jest to wielkie dobro i rzecz wielkiej wagi, a tym samym wpajają w nich to przekonanie”. W konsekwencji dusze pozostają pod wpływem tych widzeń, a nie są utwierdzone w wierze.

W takim przypadku wpływ kierownika duchowego jest negatywny, ponieważ nie skłania ducha ucznia w stronę wiary. Doświadczenie mistrzów życia duchowego uczy, że niełatwo jest znaleźć właściwych kierowników duchowych, szczególnie dla mistyków, którzy doznają widzeń. Tego rodzaju przewodnik winien być „wykształcony, dyskretny […] i doświadczony. Prawdą jest, że fundamentem w prowadzeniu ducha jest wiedza i dyskrecja. Jeśli jednak kierownik nie ma doświadczenia tego, czym jest prawdziwy duch, wtedy nie będzie w stanie wprowadzić duszę na drogę, którą Bóg jej wyznaczy, ani też nie będzie w stanie tego Bożego działania zauważyć”.

Widzenie i objawienie nie są więc nadrzędnym celem, którego doznający widzeń nie może stracić z oczu. Jest nim bowiem zawsze wiara w Boga, który udziela się duszy i który w ciemnościach wiary przekazuje jej swe słowo. Nie zmienia to jednak faktu, że Bóg „pragnie, aby kierownictwo nad ludźmi mieli również ludzie im podobni i żeby człowiek kierował się i rządził rozumem naturalnym […]. Dlatego zawsze, ilekroć coś mówi czy objawia duszy, udziela jej również pewnej skłonności, dzięki której sama dusza zwierza się z tym komu należy”. W swych dziełach Jan od Krzyża podaje różne racje przemawiające za tym, aby uczeń miał swego przewodnika, który go prowadzi przez wszystkie etapy życia duchowego.

Ostatecznie jednak, przy wszelkiej ostrożności, Jan od Krzyża uznaje możliwość widzenia i słyszenia objawień Bożych. W drugiej księdze Drogi na górę Karmel wymienia „cztery rodzaje pojmowań rozumowych”, które określa jako czysto duchowe. Są to: „widzenia, objawienia, słowa i uczucia duchowe”. Podobnie jak Teresa z ávila podkreśla, że „przedstawiają się rozumowi sposobem nadprzyrodzonym jasno, wyraźnie i biernie, tzn. że dusza przy tym nie działa nic ze swej strony, przynajmniej czynnie”.

Mówiąc to, Jan od Krzyża nie zapomina jednak, że o ile widzenia i mowy Boże są „prawdziwe i zawsze pewne same w sobie, to jednak w stosunku do nas nie zawsze są takie. Jednym z powodów tego jest nasz nieudolny sposób pojmowania. Drugim jest to, że przyczyny ich są czasem zmienne”. Jako że Bóg jest „niezmierzony i niezgłębiony” w swym nadprzyrodzonym działaniu, zwykł On posługiwać się „odmiennymi pojęciami i myślami od tych sposobów, według których my zazwyczaj rozumujemy”. Co więcej, widzenia i słowa Boże mogą być tym pewniejsze i prawdziwsze, im mniej prawdziwe i pewne wydają się naszemu pojmowaniu. I tak proroctwo wkroczenia do ziemi obiecanej uczynione Abrahamowi nie urzeczywistniło się wobec niego, ale czterysta lat później wobec jego potomków. Podobnie proroctwo dane Jakubowi, że Bóg wyprowadzi go z Egiptu, nie spełniło się wobec niego, ale wobec jego potomstwa, dopiero po wielu latach. Dlatego też również dusze, na skutek dosłownego pojmowania objawień i słów Bożych, mogą się co do nich mylić. Dzieje się tak dlatego, że „głównym celem, jaki Bóg zakłada w tych rzeczach, jest wyrażenie i udzielenie zawartego w nich ducha”. Jest to niełatwe do zrozumienia, ponieważ duch jest o wiele bogatszy niż litera i przewyższa jej zasięg. Tak więc jest bardzo niebezpieczne pragnąć obcować z Bogiem za pośrednictwem tych nadzwyczajnych dróg.

Oznacza to, że słowa i widzenia Boga, pozostając same w sobie prawdziwe i pewne, mogą zostać źle zrozumiane, jeśli chodzi o Boże cele i zamiary. Dlatego też dusza musi odrywać się od tych nadprzyrodzonych zjawisk, przyzwyczajając się „do czystości ducha w ciemnej wierze”. W porównaniu z okresem Starego Testamentu, w którym Bóg nakazywał zwracanie się do Niego i pozwalał na nie, w okresie Nowego Testamentu nie ma takiej potrzeby, gdyż wszystko objawił w swym Synu. Obecnie wystarczy Go słuchać! Dlatego też, nawet gdyby anioł z nieba głosił naukę inną od Ewangelii — niech będzie przeklęty! (Ga 1, 8). Kiedy więc dusza odbiera cokolwiek drogą nadprzyrodzoną, powinna zawsze przedstawić to swojemu kierownikowi duchowemu „otwarcie, jasno, wyraźnie i z prostotą”.

Jan od Krzyża uznaje więc możliwość widzenia i słyszenia słów o charakterze czysto duchowym, które nie udzielają się umysłowi drogą zmysłów, tak jak jest to w przypadku „postrzegania cielesnego i wyobrażeniowego”. Przedstawiają się one „rozumowi sposobem nadprzyrodzonym jasno, wyraźnie i biernie, tzn. że dusza przy tym nie działa nic ze swej strony, przynajmniej czynnie”. Widzenia te Jan dzieli na widzenia substancji cielesnych oraz substancji bezcielesnych. Te ostatnie nie są typowe dla doczesnego życia, zdarzając się rzadko i w sposób przejściowy, jak w znanym przypadku Pawła (por. 2 Kor 12, 2), który nie był w stanie określić relacji własnej duszy do ciała i tym samym za szczególnym Bożym działaniem przekroczył granice życia naturalnego. Chodzi więc o przypadki, które „zdarzają się niezmiernie rzadko, prawie nigdy i bardzo niewielu ludziom. Udziela ich Bóg przeważnie tylko tym, którzy są bardzo mocni duchem Kościoła i prawa Bożego”.

Widzenia duchowe substancji cielesnych, które „dusza za pośrednictwem światła nadprzyrodzonego widzi”, są sposobem duchowego postrzegania przedmiotów naturalnych. Podobnie „jak oczy widzą przedmioty za pośrednictwem światła naturalnego, tak i dusza za pośrednictwem światła nadprzyrodzonego widzi rozumem wewnętrznie te same przedmioty naturalne lub inne, które Bóg jej chce ukazać”. Różnica polega na tym, że przedmioty „duchowe lub rozumowe ukazują się o wiele jaśniej i subtelniej aniżeli cielesne”. Ponadto widzenia te sprawiają w duszy następujące skutki: „pokój, oświecenie, radość podobną do chwały, słodycz, czystość, miłość, pokorę oraz skłonność i podniesienie duszy do Boga”.

W podobny sposób można mówić o objawieniach i ujawnieniach ukrytych tajemnic, dotyczących Boga i stworzeń, jak i o wewnętrznych słowach, które w sposób nadprzyrodzony objawiają się duchowi. W tych wszystkich przypadkach doznający tych przeżyć winien jednak iść ku Bogu raczej za pośrednictwem niewiedzy niż wiedzy. Jako że celem dzieła Jana od Krzyża jest prowadzenie duszy do zjednoczenia z Bogiem, dlatego też droga ta winna odbywać się w czystej wierze. W ten sposób jego dzieło jest hymnem na cześć wiary, która jest fundamentem ascezy umysłu. Jego przekonanie w tej kwestii jest nieprzejednane, bez względu na ilość i rodzaj łask otrzymywanych przez duszę. Symptomatyczne w tej sprawie są jego sformułowania z Pieśni duchowej. Po omówieniu przypadku św. Pawła stwierdza tam, iż „uczucia owych nawiedzeń zdarzają się u tych, którzy jeszcze nie doszli do stanu doskonałości, lecz są na drodze postępujących”. W innym miejscu zauważy, że Bóg zgodnie ze swym sposobem działania, „daje więcej temu, kto więcej posiada”. Hojność Jego wzrasta „w miarę łaski, jaką dusza miała”, a odbiera temu, „kto nie ma, i to, co ma”. „Doskonali bowiem przeżywają te nawiedzenia i udzielanie się im Boga w głębokim spokoju i słodyczy miłości. Są oni wolni od tych zachwytów, które są drogą i przygotowaniem do przyjęcia pełności darów Bożych”. Jest interesujące, że gdy Jan od Krzyża mówi o różnicy pomiędzy porwaniem, zachwyceniem i innymi uniesieniami ducha, „jakie zdarzają się u dusz oddanych życiu wewnętrznemu”, to nie omawia tej kwestii, lecz odsyła ku temu, kto „będzie to mógł uczynić lepiej” od niego. Jako mistrzynię tego rodzaju rozróżnień wymienia Teresę od Jezusa. W nauce Jana od Krzyża przebija ostatecznie przekonanie, że przeznaczeniem wszystkich nadprzyrodzonych zjawisk tego rodzaju jest ich zniknięcie, zaś przeznaczeniem drogi duszy jest dojście do zjednoczenia z Bogiem.

W celu zjednoczenia z Bogiem dusza musi również władze pamięci i woli oczyścić w śnieżnej bieli wiary, a także w nadziei i miłości. Dla otrzymania łask Bożych konieczna jest więc czystość ducha, którą osiąga się przez dystans do stworzeń i rzeczy tego świata. Dystans ten wyraża milczenie, pośród którego jedynie Bóg może przemawiać do duszy. W swej drodze do Boga dusza powinna „dążyć raczej nie rozumiejąc, niż rozumiejąc”.

Człowiek duchowy może doznać wielu szkód, jeśli przywiąże się nadmiernie do poznania i form rzeczy, jakie przychodzą do niego drogą nadprzyrodzoną. Wiele razy się myli, naraża się na niebezpieczeństwo zarozumiałości i próżności, szatan może wmówić mu oszustwo, dozna przeszkód na drodze do zjednoczenia z Bogiem, często będzie osądzał Boga w sposób błędny. Również w przypadku dóbr nadprzyrodzonych, udzielanych przez Boga za pośrednictwem zdolności i cnót naturalnych i pozostających w ścisłej zależności od korzyści, „jaką inni ludzie z nich odnoszą” (łaski gratis datae), dusza może ponieść liczne szkody na skutek przywiązania do nich, chociaż winna radować się owocami duchowymi, które one przynoszą.

Podobnie jak w całym dziele i tutaj Jan od Krzyża akcentuje nie tyle możliwość nadzwyczajnej relacji ze światem nadprzyrodzonym przez zjawiska ponadzmysłowe (zachwycenia, objawienia, widzenia itd.), ile konieczność drogi w stronę prawdziwej miłości Boga. Przeszkodą dla tej miłości są więc różnego rodzaju „dobra”: przemijające, naturalne, zmysłowe. Mogą być one wprawdzie przejściowym środkiem pomocnym w drodze, z uwagi jednak na niebezpieczeństwo zatrzymania w drodze i znalezienia upodobania w nich dusza powinna uwolnić się od nich, aby prawdziwie zbliżyć się do Boga.

Ktoś, kto czyta inne teksty Jana od Krzyża: Noc ciemną, Pieśń duchową, Żywy płomień miłości czy też pomniejsze dzieła, może doznać rozczarowania, jeśli przypuszcza, że ów Doktor Kościoła darzy szczególnym upodobaniem zjawiska nadzwyczajne, łączące ze światem nadprzyrodzonym. Jan pragnie, aby dusza kroczyła drogą w ciemności zmysłów i ducha. Ciemności te są bowiem dla duszy tajemnymi schodami, aby wspiąć się tam, gdzie wzywa ją Bóg, w którego dłoniach zawsze spoczywa inicjatywa działania. „Wszelka podnieta do dobra jedynie od Boga pochodzi”. Gdy jednak mowa jest o biegu, to nie oznacza to, że dusza biegnie sama czy też że Bóg sam biegnie. Biegną bowiem oboje, „co oznacza współpracę duszy i Boga”.

Zjednoczenie duszy z Bogiem może być tak głębokie, że przerodzi się w zaślubiny duchowe. I tak Pieśń duchowa nie jest niczym innym jak opiewaniem wymiany miłości między Bogiem a duszą, a Żywy płomień miłości swego rodzaju hymnem ku czci Ducha i transcendentnego Boga, którego Jan — jak się wydaje — doświadcza w sposób bezpośredni. Choć więc całe dzieło Jana stawia sobie za cel systematyczne ujęcie doświadczenia Boga, które urzeczywistnia się poprzez nierzadkie w XVI wieku nadzwyczajne zjawiska mistyczne, to jednak główną jego myślą jest wyrażenie przekonania, że dotarcie do Boga transcendentnego winno nastąpić za pośrednictwem wiary ciemnej nocy. Jest to droga możliwa do przejścia i dostępna dla ludzi, od momentu gdy Syn Boży zstąpił na ziemię i sprawił, że obecnie nie istnieje nic ważniejszego od Chrystusa i Jego słowa. Nie oznacza to jednak, że widzenia stoją w sprzeczności z wiarą. Są to jedynie dwa odmienne sposoby odczuwania bliskości świata nadprzyrodzonego. Człowiek duchowy musi podjąć drogę ascezy, aby wejść tam, dokąd jest wzywany, a przez bierne poddanie się oczyszczeniom dojść do zjednoczenia z Bogiem, które następuje w kontemplacji i w przywróceniu własnej pierwotnej niewinności. Droga ta nie jest łatwa i wymaga zaangażowania. Wiele bowiem dusz wchodzi „na pierwsze stopnie, czyli do pierwszych komnat […], każda według doskonałości swej miłości. Do ostatniej jednak, czyli do samego wnętrza, niewiele dusz dochodzi w tym życiu. Tu bowiem dokonuje się doskonałe zjednoczenie z Bogiem, które nazywają zaślubinami duchowymi”.

Można więc powiedzieć, że działania Boga wobec duszy, dokonujące się przez liczne oczyszczenia, są niejako warunkiem wstępnym do zjednoczenia z Bogiem. Jeśli więc Bóg udziela widzeń przez dobrego anioła, to jest możliwe, że włączy się w to szatan, podsuwając fałszywe widzenia, podobnie jak czynili to czarownicy faraona, imitując cuda Mojżesza. W ten sposób dusza doznaje oczyszczenia i przygotowuje się „do wielkiego święta obfitych łask duchowych”.

opr. aw/aw

Copyright © by Wydawnictwo WAM

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/zaswiaty_03.html#

******

Noc ciemna: przekleństwo czy łaska?

Rozmowa z o. Romulo Cuartas Londońo OCD, wicedyrektorem Międzynarodowego Centrum Terezjańsko-Sanjuanistycznego w Avili w Hiszpanii.

 

W doświadczeniu duchowym każdej osoby istnieją chwile, w których Słowo Boże jest jasne, zrozumiałe, można odczuć jego obecność, karmi w nas wielkie pragnienie Boga. Ale są również momenty trudne, naznaczone Jego „milczeniem”.

Wszystko w doświadczeniu chrześcijańskim jest łaską. Zarówno momenty wielkiego światła, gdy rozpoznaje się Słowo Boga, jak i chwile ciemności, jakim towarzyszy odczucie, iż On milczy i jest nieobecny. Prawdopodobnie te momenty „ciszy i nieobecności” są czasem prawdziwej łaski i bliskości Pana. To chwile, w których Bóg jest Bogiem, a człowiek zaczyna rozumieć, że nie może Go zredukować do pojęcia czy też obrazu, który posiada. Jan od Krzyża podkreśla, iż nie należy momentów światła i „smaków duchowych” utożsamiać z większą bliskością czy obecnością Boga. Podobnie ciemności i „czas posuchy” nie świadczą o Jego oddalaniu się. W takich właśnie momentach Bóg z miłością działa w duszy, oczyszczając ją i wspomagając w procesie głębszego poznawania swej boskiej Istoty.

Święty Jan od Krzyża mówi o „nocy ciemnej”. Dlaczego? Co kryje się za tym symbolem?

Dla Jana od Krzyża noc jest łaską, udzielaną wierzącemu, by wesprzeć go w jego wychodzeniu z „ziemi niewoli” ku wolności dzieci bożych. Noc jest zatem „wzniosłą szczęśliwością” (idąc za tłum. o. Bernarda Smyraka, ocd).

Sprawcą nocy jest sam Bóg. Poprzez oczyszczenie naszego rozumu, które dokonuje się za pomocą teologalnej cnoty wiary, pragnie udzielać nowego sposobu poznania, rozumienia oraz nowego spojrzenia na nas samych, na Niego i wszystkie rzeczy.

Poprzez teologalną cnotę miłości (caridad) pragnie oczyścić obecne w nas „wszystkie inne miłości”, koncentrując ludzką zdolność miłowania w Nim, abyśmy kochali Go ponad wszystko.

Poprzez cnotę nadziei pragnie oczyszczać pamięć i całą naszą chęć posiadania, aby tylko On był jedynym skarbem i własnością, w myśl słów: gdzie skarb twój, tam i serce twoje.

Tak więc noc jest dziełem samego Boga, którego dokonuje za pomocą cnót: wiary, nadziei i miłości. Dobrze wiemy bowiem, że według tego hiszpańskiego mistyka cnoty teologalne pochodzą od Boga, ich treścią jest Bóg: jednoczą nas z Bogiem.

Jaki sens i jaką wartość posiada „noc ciemna” dla współczesnego mężczyzny i współczesnej kobiety?

Każdy, obojętnie w jakim stanie żyje, przeżywa swą noc. To łaska, której Bóg udziela w wielu okolicznościach i na różne sposoby, dostosowując się jednak zawsze do rytmu i potrzeb człowieka. Noc jest konieczna, by móc już tu, w życiu obecnym, doświadczyć radości zjednoczenia z Bogiem. A nie można jej przeżywać będąc osadzonym w niewoli pożądań (apetitos), zamkniętym w ciemnościach schematów myślowych i przywiązanym do tego, co przejściowe.

Noc jest zatem koniecznością. Nie jest jednak brakiem. Raczej zobojętnieniem, oziębłością myśli, woli i serca wobec wszystkiego co nie jest Bogiem. Kiedy już osoba wejdzie w ów proces oczyszczenia, wchodzi w relacje ze wszystkim i ze wszystkimi w wolności, bez przywiązania, bez zależności i dominacji.

Noc ciemna: przekleństwo czy łaska?

Powiedzieliśmy już że noc jest łaską, i że Bóg nie odmawia jej nikomu. Jan od Krzyża twierdzi, iż Bóg trapi jedynie po to, by wywyższyć. W procesie wyzwalającej nocy, Bóg, ze stanu „niewoli” podnosi nas do stanu „wolności dzieci bożych” i dopuszcza do uczestnictwa w swej boskiej naturze, abyśmy w ten sposób, wolni od pożądań, przywiązań i zniewoleń posiadali wszystko tak, jak to posiada Bóg, kochali wszystkich i wszystko tak, jak kocha Bóg, i aby nasze myślenie nasze miłowanie i działanie było „boskie”, tzn. na sposób Boży.

Jednak nie wszystkie doświadczenia, które człowiek przeżywa jako negatywne i złe, są świadectwem nocy… Kiedy można mówić o jej obecności?

Odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć już we wcześniejszych wnioskach. Pojęcie „nocy” niesie ze sobą nieodłącznie pojęcie łaski i oczyszczenia. Posiadamy negatywne doświadczenia, takie jak: możliwość pomyłki, choroba, złe lub trudne relacje z innymi. Ich źródłem jest nasza kondycja stworzeń. W „nocy”, o jakiej mówi Jan od Krzyża, kładzie się mocny akcent na konieczność oczyszczenia wewnętrznego, które pomaga wziąć naznaczoną realizmem odpowiedzialność za życie i oglądać je z perspektywy miłości Boga, który zawsze jest dobry.

Przykładem jest Jezus Chrystus. Cierpiał głód, ubóstwo, niezrozumienie, prześladowanie, niesprawiedliwość, kłamstwo i wreszcie śmierć. I nie dlatego, aby potrzebował oczyszczenia. Przyjął On ludzką naturę ze wszystkimi jej konsekwencjami, abyśmy i my, w różnych kontekstach, kulturach i sytuacjach uczyli się przyjmować naszą kondycję osób ograniczonych.

Jakie postawy i jakie działania należy przyjąć wobec „nocy”?

Z pewnością w przeżywaniu nocy potrzebne jest rozeznanie duchowe. Kiedy już stwierdzimy, iż doświadczamy właśnie tej łaski oczyszczenia, którą Jan od Krzyża nazywa nocą, pierwszą rzeczą, jaką należy czynić, jest obudzić w sobie wdzięczność za ów dar. Dalej, potrzeba głębokiego zaufania Bogu, który zawsze i we wszystkim działa dla naszego dobra, posiada względem nas dobrą wolę i kocha prawdziwie. Trzecim elementem jest cierpliwość, z jaką trzeba znosić „noc ciemną”, oraz pokorna prośba, by owa łaska, tak ważna, dokonała w nas oczyszczenia. Takie właśnie postawy winny towarzyszyć nam w każdych okolicznościach. Noc bowiem nie ogranicza się tylko do szczególnych okresów życia, lecz przeżywamy ją praktycznie podczas całego jego biegu, choć oczywiście bywają momenty, w których odczuwamy ją intensywniej. Są to chwile milczącego działania i wzmożonego zaufania Bogu.

Często człowiek nie zdaje sobie sprawy z przeżywanej nocy — kryzysu, który dotyka również płaszczyzny psychologicznej. Czy zewnętrzne sytuacje rodzące w osobie poczucie braku miłości, braku doświadczenia pozytywnej bliskości jakiejś osoby mogą sprowokować doświadczenie nocy?

Mówiliśmy wcześniej, że Bóg udziela owej łaski w przeróżnych okolicznościach, posługując się bardzo różnymi sposobami. Musimy tu jeszcze dodać, iż „nie odpoczywa ani nie śpi Ten, który czuwa nad Izraelem”. Dlatego też wszystkie okoliczności, sytuacje i wydarzenia są podatne na działanie Boga. Można wręcz powiedzieć, że ponieważ Bóg jest zawsze z nami, żadne wydarzenie naszego życia nie jest Mu obce. I pamiętać musimy, iż On nieustannie jest uważny, by udzielać nam tego, czego najbardziej potrzebujemy według naszego osobistego rytmu. Wszystko zależy od osobistej otwartości i dyspozycyjności wobec sytuacji teologalnie trudnych, od otwartości na to, by przeżywać je na sposób boży.

Czy tęsknota za Bogiem może zrodzić ciemną noc miłości? Istnieją przecież zagrożenia wynikające z braku integracji miłości z prawdą, która to przecież rodzi wiarę i braku integracji miłości z dobrem, która rodzi nadzieję.

Te niebezpieczeństwa mogą pojawić się zawsze. Ale w miarę tego jak rozwija się proces, coraz bardziej stajemy się wrażliwi na obecność Boga, bardziej skłonni, by działać na sposób boży. Niewiątpliwie tęsknota za Bogiem jest łaską. To tęsknota i poszukiwanie Tego, w którym jest nasze zdrowie i życie. Tęsknota ta jest obecnością samego Boga, który wzbudza w nas pragnienie Siebie, co widać w wielu fragmentach Pieśni Duchowej, szczególnie poczynając od strofy zaczynającej się słowami:

Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością Me serce,

nie dasz balsamu tej ranie?

I gdyś mnie porwał

Czemuś mnie znowu zostawił?

I nie bierzesz zdobyczy w swoje posiadanie?

(tłum. o. Bernarda Smyraka)

Każde życiowe doświadczenie jest drogą. Czy ”noc” również może przeobrazić się w drogę?

Rzeczywiście, według Jana od Krzyża, noc jest drogą, ponieważ w tej nocy identyfikujemy się z Chrystusem — jedyną Drogą. W ostatecznej analizie cały proces nocy zmierza ku utożsamieniu się z Chrystusem w Jego życiu, zarówno z ograniczeniami, jak i cnotami, oraz przyjęciu takiej formy ogołocenia i czystości ducha, jaka jest konieczna, by wzrastać każdego dnia w doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem.

Dlaczego spotkanie z Bogiem musi być poprzedzone przyzwoleniem na zranienie? Bóg oczekuje wolności człowieka, bezwzględnego otwarcia się na wewnętrzną walkę miłości Tego, który pragnie zawładnąć sercem ludzkim… Miłość Boga może zrodzić prgnienie Jego miłości i pustkę Jego obecności… Nasza droga jest drogą wiary, oświecaną otrzymanym Słowem… Musimy pozostawać w milczeniu, aby usłyszeć Słowo jedyne… Cisza nie jest brakiem hałasu, lecz pełnią pokoju…

Idąc za Janem od Krzyża, cała osoba, od momentu stworzenia zraniona jest miłością Boga. Zostaliśmy przecież stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Rana miłości pogłębia się w sakramencie chrztu i w każdym momencie naszego życia, w którym odkrywamy ślady Boga pozostawione w stworzeniu, Jego obecność w innych osobach i w nas samych. To, co konieczne, to „caer en la cuenta”, tzn. obudzić w sobie świadomość naszej obecnej sytuacji, tego, kim jesteśmy, co otrzymaliśmy i kim winniśmy się stać.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał:

o. Paweł Baraniecki OCD

tł. s. Lidia Wrona CM

 

Głos Karmelu 20 (2/2008)

 

opr. mg/mg

Copyright © by Głos Karmelu (2/2008)

****

Nowenna do św. Jana od Krzyża

Dzień pierwszy

Święty Janie od Krzyża, adorujący obecnego Pana. Bóg pełen dobroci i miłosierdzia udzielił ci tak mocnej łaski wiary, że przez nią odnalazłeś w swej istocie obecnego Boga i nawiązałeś z Nim, żywym i osobowym, głęboką więź osobową, przenikającą całe twe życie. Przez to doświadczenie pouczasz nas, szukających Boga, że Bóg jest w nas obecny: przez swą potęgę i każdy, nawet grzesznik, może Go w sobie odnaleźć przez łaskę uświęcającą, przez którą Bóg zamieszkuje w nas, oraz przez głębokie doświadczenie miłości.

Prosimy Cię, święty Janie, wypraszaj nam u Boga nieustanne pogłębianie wiary, abyśmy z wielką troską szukali Boga, a poszukując Go, kierowali się twoimi wskazaniami, które pouczają nas, że Bóg jest w nas; że poszukując Go należy wejść w siebie. W swoim więc istnieniu należy odnaleźć Boga, od którego otrzymaliśmy to istnienie, od Boga dzięki któremu żyjemy; w swojej istocie odnaleźć obraz Boży w sobie; w swojej woli odnaleźć gorące pragnienie istnienia ku Bogu oraz troskę o upodobnienie się do Niego. Niech Bóg przez twoje wstawiennictwo udziela nam i wszystkim, za których modlimy się w tej nowennie, daru łaski nieustannego szukania i odnajdywania Boga.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień drugi

Święty Janie od Krzyża, żyjący Ewangelią, odnalazłeś mieszkającego w tobie Boga w Trójcy Jedynego. Powiedziały ci o tym słowa Jezusa Chrystusa: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał Moją naukę. Ojciec mój umiłuje go; i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać” (J 14, 23). Tymi słowami przypominasz nam, że u podstaw szukania i odnajdywania Boga jest zachowywanie Ewangelii Jezusa Chrystusa, w której On objawia nam miłość Ojca: Bóg, który tak umiłował nas, że dla naszego zbawienia posłał swojego Syna, a tym, którzy Go przyjęli, dał moc stania się dziećmi Bożymi (J 1, 12; 3, 16), którym Syn Boży wraz z Ojcem posyłają Ducha Świętego, Ducha Miłości.

Święty Janie, upraszaj nam, szukającym Boga, wierność Ewangelii, abyśmy ją zachowując, odnajdywali w sobie miłującego nas Ojca, Jego żywy Obraz – Jezusa Chrystusa, oraz miłość Bożą, którą rozpala w nas Duch Święty. Prosimy cię, święty Janie, abyś przez swoje wstawiennictwo dopomógł nam i tym, w intencji których odprawiamy tę nowennę, z całą świadomością odnajdywać Trójcę Świętą w nas mieszkającą i przyjmować Miłość Ojca, która nas z Nim jednoczy.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień trzeci

Święty Janie od Krzyża, rozmiłowany w Jezusie Chrystusie, dla ciebie jest On tym, który objawia ci nieskończoną dobroć Ojca. Zachowywanie Jego nauki – Ewangelii jest u podstaw zjednoczenia w miłości z Trójcą Świętą. Chrystus jest Oblubieńcem, o którym piszesz w swych dziełach, a szczególnie w „Pieśni du­chowej”. W Jezusie Chrystusie odnajdujesz wszystko. „On jest moim – jak piszesz – i w Nim ziemia jest moja, i niebo jest moje, i aniołowie są moi, i Matka Boża jest moja”. Chrystus jest objawieniem miłości Ojca, Jego najdoskonalszym obrazem, jest prawdziwie „drogą, prawdą i życiem” (J 14, 6). Jeśli ktoś nie jest podobny do Jezusa – pouczasz – Ojciec nie uzna go za swego.

Prosimy cię, święty Janie, dla siebie i dla tych, za których modlimy się w tej nowennie, abyśmy – jak nas pouczasz – zawsze mieli Jezusa Chrystusa przed oczyma, nieustannie rozważali Jego życie, co pozwoli nam Go naśladować i jak On postępować we wszystkim. Tak staniemy się synami w Synu.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień czwarty

Święty Janie od Krzyża, uległy Duchowi Świętemu, Bóg pozwolił ci odnaleźć Ducha Świętego wraz z Jego mocą uświęcającą. Nazywasz Go Żywym Płomieniem Miłości, tym który oświeca, odnawia, uświęca, prowadzi, przypomina wszystko, co Jezus objawił w swojej Ewangelii. On jest Ogniem, Tchnieniem, Żywą Wodą, Darem; On jest tym, który bierze człowieka otwartego na Jego działanie i przenika go swą mocą do tego stopnia, że człowiek z Nim zjednoczony tchnie razem z Nim miłością ku Ojcu i Synowi, wchodząc w pełnię zjednoczenia.

Wszyscy otrzymaliśmy Ducha Świętego na chrzcie świętym. Jeszcze pełniej zostaliśmy z Nim złączeni przez sakrament bierzmowania. Duch Święty chce urzeczywistnić w nas działanie siedmiu swoich darów. On chce nas umacniać, wspierać, pouczać, podnosić, leczyć, rozpalać miłością. Uproś, święty Janie, nam i tym, których polecamy tobie w tej nowennie, całkowite otwarcie się oraz pełną podatność na uświęcające działanie Ducha Świętego.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień piąty

Święty Janie od Krzyża, czcicielu Maryi Panny, od lat dziecięcych żywiłeś w sobie głębokie nabożeństwo do Najśw. Dziewicy i Ona przychodziła ci z pomocą. Ukazujesz Ją: jako Matkę Syna Bożego; jako niosącą do nas w swym łonie Dzieciątko Jezus z zapytaniem, czy znajdzie u nas mieszkanie; jako naszą pośredniczkę u Syna, jedynego Pośrednika; jako odznaczającą się w tym pośredniczeniu delikatną miłością tak w odniesieniu do Syna, którego prosi – nie naprzykrzając się swą prośbą, jak i w odniesieniu do potrzeb ludzi, za którymi się wstawia; jako współcierpiącą ze swoim Synem; jako w pełni uległą Duchowi Świętemu – „Wszystkie Jej poruszenia były z Ducha Świętego”.

Zachęconych twoim przykładem i pouczeniem, wspieraj, święty Janie, nas i tych, których polecamy Bogu w tej nowennie, w nabożeństwie do Niepokalanej naszej Matki, abyśmy Ją kochali jako Jej dzieci oraz naśladowali w wierności Słowu Bożemu, w przyjmowaniu Boga i miłowaniu Go, w zawierzeniu Bogu we wszystkim.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień szósty

Święty Janie od Krzyża, wierny synu Kościoła, ukazujesz nam także w szukaniu i odnajdywaniu Boga miejsce Kościoła, który utożsamiasz z Chrystusem. Człowiek zawsze był skłonny do nadzwyczajnych zjawisk, cudowności, różnych wyroczni. Tak było także za twoich czasów i jest dzisiaj. Przede wszystkim przypominasz nam, że Bóg w pełni objawił się w Jezusie Chrystusie. Innego objawienia Boga już nie będzie. Pozostaje więc kierowanie się we wszystkim „po ludzku i widzialnie nauką Chrystusa-Człowieka”, który przekazał swą prawdę Kościołowi. To najpewniejsza droga. Potwierdzasz to słowami św. Pawła: „Choćby nawet anioł z nieba głosił wam coś ponad to, cośmy wam głosili, niech będzie wyklęty” (Ga 1, 8).

Święty Janie, upraszaj nam, a szczególnie tym, których polecamy twej opiece w czasie tej nowenny, mocne trzymanie się nauki Chrystusa żyjącego i nauczającego w Kościele, abyśmy kształtowali swoją pobożność przez książki i praktyki modlitewne zatwierdzone przez Kościół.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień siódmy

Święty Janie od Krzyża, żarliwy czcicielu Najświętszego Sakramentu. Swoim życiem przekazałeś nam głębokie życie eucharystyczne. Od najmłodszych lat nawiedzałeś Jezusa Chrystusa obecnego w tabernakulum. W zakonie długie godziny nocne spędzałeś na modlitwie wpatrzony w Obecnego na ołtarzu, a przed tabernakulum zdobywałeś wiedzę przekazaną swoim współbraciom. Msza święta była dla ciebie najważniejszym momentem dnia, a jej brak najbardziej bolał cię podczas miesięcy spędzonych w więzieniu. Zachęcasz także wszystkich do przyjmowania Komunii świętej z wielką czystością serca.

Prosimy cię, święty Janie, abyś swoim wstawiennictwem wyjednał nam i wszystkim, za których modlimy się w tej nowennie, prawdziwe i gorące nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Niechaj wszyscy szczerym sercem szukający Boga znajdą czas na codzienne uczestniczenie we Mszy świętej, niechaj przyjmują podczas tej Ofiary Komunię świętą, która napełnia żarliwością miłości; niechaj często – według swych możliwości nawiedzają Więźnia tabernakulum.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień ósmy

Święty Janie od Krzyża, Doktorze Miłości, w swoim życiu wszystko podporządkowałeś miłości Boga. Ta miłość, jak drogocenna perła ewangeliczna (Mt 13, 46-48), skłoniła cię do wyrzeczenia się wszystkiego, co nie było Bogiem lub do Niego nie prowadziło. Pouczasz wszystkich, że o tyle będziemy napełnieni miłością Bożą, o ile wyrzekniemy się każdej innej miłości. W rzeczywistości proponujesz wszystkim nie wyrzeczenie, lecz zdobywanie. Człowiek bowiem stworzony do miłości, za prawdziwą miłość gotów jest oddać wszystko, i wtedy, zostawiając wszystko, nie mówi o wyrzeczeniu, lecz o radości i szczęściu zdobywania.

Prosimy cię, święty Janie, abyś prowadził nas i tych, których polecamy twemu wstawiennictwu w tej nowennie, stopniami miłości: od podjętej przemiany życia aż po oglądanie Boga w chwale. Wypraszaj nam miłość Boga tak mocną, aby nas wzniosła ponad rozum rozważny i chłodny oraz abyśmy miłowali Boga ponad wszystko, a w Nim ze szczerego serca – bliźnich.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Dzień dziewiąty

Święty Janie od Krzyża, nauczycielu modlitwy i kontemplacji, szukając usilnie Boga przychodzimy do ciebie, abyś i nas przyjął pod swoje kierownictwo duchowe oraz zechciał prowadzić drogami modlitwy i uczyć kontemplacji. W twoim nauczaniu modlitwa jest ukierunkowana na doskonałą kontemplację Boga w zjednoczeniu z Nim w miłości. Uczysz, że kontemplacja jest wiedzą miłości, „miłosnym poznaniem Boga”. Miłosne poznanie nie polega na odczuwalnych radościach i pociechach duchowych, chociaż Bóg także nimi obdarza tych, których miłuje. Miłosne poznanie polega na przylgnięciu całą istotą i mocą udzielonej łaski do umiłowanego nade wszystko Boga. Jest to więc nie tylko przylgnięcie do Słowa Wcielonego i, wraz z Maryją, radosne adorowanie Obecnego Pana, ale także stanięcie razem z Maryją pod krzyżem Jezusa.

Święty Janie, mężu modlitwy, dopomóż nam i wszystkim, za których się modlimy w tej nowennie, wejść w głębokie rozmodlenie, abyśmy otrzymali wiedzę miłości oraz abyśmy wiedzieli, że wiedza miłości to: wiedza Maryi przyjmującej Słowo, wypływająca z wzajemnych zwierzeń w zaciszu Nazaretu; wiedza przyswajania sobie nauczającego Jezusa; wiedza Krzyża, która prowadzi do zmartwychwstania; i wreszcie, że wiedza miłości to nieustanne szukanie Boga, który szukającym pozwala się znaleźć.

Ojcze Nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Św. Janie od Krzyża, módl się za nami!

Modlitwa na zakończenie

Módlmy się:
Boże, Ty uczyniłeś świętego Jana, kapłana, szczególnym miłośnikiem Krzyża i zupełnego wyrzeczenia się siebie, daj nam, abyśmy wytrwale idąc za jego przykładem, osiągnęli jego chwałę. Amen.

http://carmelo.friko.pl/pray5.htm

*************************************

14 grudnia
Święty Wenancjusz Fortunat, biskup

Święty Wenancjusz Fortunat Wenancjusz urodził się w Valdobbiadene w pobliżu miasta Treviso (Włochy) ok. roku 535. Studiował w Rawennie, która wtedy, jako stolica Odoakra, a potem Teodoryka Wielkiego (+ 527) przeżywała swój złoty okres. Około roku 565 Wenancjusz opuścił Włochy na zawsze i udał się do Francji, by podziękować św. Marcinowi z Tours za cudowne uleczenie z choroby oczu. Bawił pewien czas na dworze frankońskich Merowingów. Potem osiadł w Poitiers, gdzie zatrzymała go św. Radegunda, królowa, wdowa po Chlotarze I. Założyła ona w Poitiers klasztor, w którym przełożoną została jej przybrana córka, Agnieszka. Wenancjusz zaprzyjaźnił się serdecznie z tymi dwoma niewiastami i był im przewodnikiem duchowym.
Za namową św. Radegundy Wenancjusz przyjął świecenia kapłańskie, a w roku 595 został biskupem Poitiers. Jednak niedługo potem (po roku 600) przeniósł się do wieczności. Papież Grzegorz XVI (+ 1846) zezwolił osadzie rodzinnej Świętego, Valdobbiadene, na obchodzenie jego dorocznej pamiątki 14 grudnia.
Wenancjusz Fortunat należy do wybitnych poetów religijnych. Miał tak wielką łatwość w układaniu wierszy, że bawił nimi dwór króla Franków. Pisał z różnych okazji wiersze okolicznościowe i hymny, urozmaicając nimi życie dworskie. Zostawił także piękne hymny kościelne. Do najpiękniejszych należy hymn Pange lingua, gloriosi praelium certaminis (Wysławiaj, języku, chwałę walki Chrystusa). Wenancjusz napisał go ku czci Krzyża świętego, której cząstkę podarował św. Radegundzie cesarz wschodnio-rzymski, Justyn II. Dziełem Wenancjusza jest także nie mniej natchniony drugi hymn ku czci Krzyża świętego, zaczynający się od słów: Vexilla Regis prodeunt (Sztandary Króla się wznoszą). Jemu też przypisuje się autorstwo dwóch hymnów ku czci Matki Bożej, także zachowanych w dzisiejszej liturgii: Quem terra, pontus, aethera (Którego ziemia, morze i przestworza) i Ave Maris stella (Witaj, Gwiazdo morza).
Wenancjusz zostawił ponadto szereg żywotów Świętych: Hilarego z Poitiers (+ 367), Marcela z Paryża (+ 436), Albina z Angers (+ 560), Paterna z Avranches (+ 563), Germana z Paryża (+ 576) i Radegundy (+ 587).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-14b.php3

****

http://www.voxpatrum.pl/pdfy/Vox55/Wenanty.pdf

****

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Akwizgranie – bł. Marii Franciszki Schervier, założycielki ubogich sióstr św. Franciszka. Zmarła w roku 1876. Beatyfikował ją w roku 1974 Paweł VI.

oraz:

św. Agnella z Neapolu, opata (+ 596); świętych męczenników Druzusa, Zozyma i Teodora (+ II w.); świętych męczenników Herona, Arseniusza i Izydora (+ 250); świętych męczenników Nikazjusza, biskupa, i jego siostry, św. Eutropii (+ 407); św. Pompejusza z Pawii, biskupa (+ V w.); św. Spiridiona, biskupa (+ 348); św. Wiatora, biskupa (+ IV w.)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-14b.php3
******************
*) Ikona wpisu – STROIK ADWENTOWY
Foto:Henryk Przondziono / Gosc Niedzielny
*) Zdjęcia nie opisane z Internetu

 

O autorze: Judyta