Temat przerabialiśmy z rok temu przy okazji Kiko Agruello w Polsce.
Neo ma swój charyzmat, jak Opus Dei czy wspólnoty Ducha św. Każdy charyzmat jest potrzebny.
Nie krytykować Kościoła do cholery. Dość!
3 grudnia 2014 godz. 23:33 - w odpowiedzi do: circ 22:18
A pewnie, że mam!
I rozumek niestety też.
No więc tak.
Ja o tym słyszałem, w sensie samo słowo “neokatechumenat” obijało mi się o uszy od kilkunastu lat.
Myślałem, że to jest takie coś, że ci ludzie co chadzają do kościoła, a chcą bardziej i więcej, to proszą księdza, co by spotkanka porobić, posiedzieć, pogadać, modlić się, pojechać gdzieś, przygitarzyć na mszy – jak już kogoś bardzo nosi, itp.itd.
Czyli ogólnie super bo powrót do korzeni i do realności. Powrót do wiary namacalnej a nie bezdotykowej.
A tu nagle czytam, że to zupełnie inny wynalazek jest.
Że gdzieś, kiedyś, jakiś facet wpadł na gienialny pomysł, że wyjdzie na przeciw takim potrzebom jak powyżej.
Że i owszem, jak najbardziej, można się będzie religijnie wyszumieć – ale!
Ale tak jak on se to wykombinował.
I zorganizował sobie cały system – i jak w żabie czy innej vistuli, sprzedaje to jak franczyzę.
Dawniej się mówiło, że ktoś z czymś się na głowy pozamieniał.
No dobrze.
Ale w takiej skali?!
Zacznę od tego, od czego mi się ta zaraza zaczęła.
Mianowicie sto lat temu, młody wikary prowadzący duszpasterstwo akademickie w naszej parafii zarządził:
– A dzisiaj kochane dzieci, będziecie robić ikonę!
Się ucieszyłem, bo lubię temat. Pasjami. A nawet bardziej.
Ale od razu coś mnie tknęło – jak to – robić”?
A tu nagle widzę, że zadanie polega na oblepieniu kawałka sklejki kolorowym wydrukiem “ikony”.
Pierwsza myśl – jasny gwint! ale to brzydkie…
No ale nic.
Kazali, ba! pasterz kazał, wie lepiej, to pędzel i klej w dłoń i dalej… robimy ikonę…
No i teraz po wielu latach się okazało co zrobiłem.
Ano przez indolencję (w najlepszym razie) swojego Kapłana, byłem przymuszony za jednym zamachem do odrzucenia 2000-letniego dorobku wyznawców własnej religii (przez te dwa tysiąclecia powstało chyba dość dzieł religijnych aby z takiego dorobku czerpać, czy jednak nie?!) i jednocześnie zostałem zmuszony do oddawania szacunku, zawierzeniu czemuś co mi było zupełnie obce i wzięło się z ki… pardon koziej dupy.
______________________________________
Proszę nawet nie próbować mnie nawracać na nie moją wiarę…
Choć nie jestem stary, to jednak jestem na tyle niemłody, że doświadczyłem na ile stać próźność ludzką.
Nawet gdy jest uzbrojona w dodatkowe sakramenty.
A jakie dopiero zło się wyprawia, jak władzę nad zbawieniem drugiego człowieka oddajemy w ręce przypadkowych ludzi?!
Neo powstał w takich państwach gdzie nie ma prawie kościołów ( są oddalone o kilkaset kilometrów), a nawet ochrzczonych, jak w Ameryce Płd, ale nie tylko, bo i Europa tak spoganiała, że ludzie nie widzą potrzeby religijności, więc trzeba ich na nowo ewangelizować. Temu celowi służy neokatechumenat, oni są szkoleni i jadą na misje całymi rodzinami, msze odbywają się po domach.
4 grudnia 2014 godz. 02:10 - w odpowiedzi do: circ 02:08
Wielu biskupów i kardynałów, także polskich, którzy są w Rzymie z wizytą ad limina, wzięło udział w spotkaniu Papieża ze wspólnotami neokatechumenalnymi. Aulę Pawła VI obok księży i kleryków z powstałych dzięki neokatechumenatowi seminariów Redemptoris Mater wypełniły liczne wielodzietne rodziny. 250 z nich Ojciec Święty rozesłał w misji ad gentes. Udadzą się one do najbardziej zdechrystianizowanych czy zupełnie niechrześcijańskich miejsc na różnych kontynentach, także w Chinach, Wietnamie czy Mongolii.
4 grudnia 2014 godz. 02:17 - w odpowiedzi do: circ 02:08
Po co mi w Polsce obwoźny, mianowany z zewnątrz “ewangelizator” jak mam paru księży w parafii?
_____________________________
Jakbym zbierając informację o neokatechumenacie nie wiedział jak to się nazywa, dajmy na to, że są to grupy biedroneczkowe.
I rozpatrywał całą sprawę na zimno, bez wcześniejszych, istniejących sugestii.
To zazraz się rzuca w oczy, że takie grupy są lub mogą być odnogami np. kocików.
Te same metody. Identyczne.
“A jakie dopiero zło się wyprawia, jak władzę nad zbawieniem drugiego człowieka oddajemy w ręce przypadkowych ludzi?!”
Z tego co zaobserwowałam na w moim mieście, w neo treserzy pardon trenerzy mają wielką władzę we wspólnocie, tam kapłana, do którego zwracają się “prezbiter” (znamienne), traktują podrzędnie.
Poza tym mają pieniądze i łatwo im zdobywać serca proboszczów zwłaszcza, gdy ów buduje np. kościół. Sama czytałam w internecie jak podchodzili do prymasa Glempa, aby pozwolił im działać w swojej diecezji, bo na początku nie chciał, najpierw przynosili owoce, później jakaś inna pomoc i tak powolutku, powolutku, cegiełka po cegiełce, aż doszło np. do pozwolenia rozdawania Komunii Św. na rękę w 2005.
Po co mi w Polsce obwoźny, mianowany z zewnątrz „ewangelizator” jak mam paru księży w parafii?
Pankarolkowi po nic, ale z Polski też wyjeżdzają misjonarze, a by wyjechali, muszą tu się wyszkolić we wspólnotach. I tak nasi znajomi poświęcili zycie temu, że jeżdzą z dziećmi po całym świecie i zakładają wspólnoty chrześcijańskie tam, gdzie nie ma kościołów, np. w Chinach czy w dżunglii.
Tam też jest komunia dawana na rękę, bo często nie ma gdzie umyć rąk, a jest wiele bardzo zarażliwych chorób.
Skąpimy Bogu ludzi, do jego dzieła?
Mnie się po prostu rzygać czasem chce, kiedy widzę kiedy ktoś jest tak zajęty narzekaniem, że inteligencja i wyobraźnia skurczyły mu się do zera w sprawach innych niż konieczne dbanie o samego siebie.
Czy Pankarolek słuchał wykładów ks. Chrostowskiego by się rozwijać, czy woli rozwój czerpać z własnej głowiny?
Temat przerabialiśmy z rok temu przy okazji Kiko Agruello w Polsce.
Neo ma swój charyzmat, jak Opus Dei czy wspólnoty Ducha św. Każdy charyzmat jest potrzebny.
Nie krytykować Kościoła do cholery. Dość!
Ponadto PanKarolek ma google.
A pewnie, że mam!
I rozumek niestety też.
No więc tak.
Ja o tym słyszałem, w sensie samo słowo “neokatechumenat” obijało mi się o uszy od kilkunastu lat.
Myślałem, że to jest takie coś, że ci ludzie co chadzają do kościoła, a chcą bardziej i więcej, to proszą księdza, co by spotkanka porobić, posiedzieć, pogadać, modlić się, pojechać gdzieś, przygitarzyć na mszy – jak już kogoś bardzo nosi, itp.itd.
Czyli ogólnie super bo powrót do korzeni i do realności. Powrót do wiary namacalnej a nie bezdotykowej.
A tu nagle czytam, że to zupełnie inny wynalazek jest.
Że gdzieś, kiedyś, jakiś facet wpadł na gienialny pomysł, że wyjdzie na przeciw takim potrzebom jak powyżej.
Że i owszem, jak najbardziej, można się będzie religijnie wyszumieć – ale!
Ale tak jak on se to wykombinował.
I zorganizował sobie cały system – i jak w żabie czy innej vistuli, sprzedaje to jak franczyzę.
Dawniej się mówiło, że ktoś z czymś się na głowy pozamieniał.
No dobrze.
Ale w takiej skali?!
Zacznę od tego, od czego mi się ta zaraza zaczęła.
Mianowicie sto lat temu, młody wikary prowadzący duszpasterstwo akademickie w naszej parafii zarządził:
– A dzisiaj kochane dzieci, będziecie robić ikonę!
Się ucieszyłem, bo lubię temat. Pasjami. A nawet bardziej.
Ale od razu coś mnie tknęło – jak to – robić”?
A tu nagle widzę, że zadanie polega na oblepieniu kawałka sklejki kolorowym wydrukiem “ikony”.
Pierwsza myśl – jasny gwint! ale to brzydkie…
No ale nic.
Kazali, ba! pasterz kazał, wie lepiej, to pędzel i klej w dłoń i dalej… robimy ikonę…
No i teraz po wielu latach się okazało co zrobiłem.
Ano przez indolencję (w najlepszym razie) swojego Kapłana, byłem przymuszony za jednym zamachem do odrzucenia 2000-letniego dorobku wyznawców własnej religii (przez te dwa tysiąclecia powstało chyba dość dzieł religijnych aby z takiego dorobku czerpać, czy jednak nie?!) i jednocześnie zostałem zmuszony do oddawania szacunku, zawierzeniu czemuś co mi było zupełnie obce i wzięło się z ki… pardon koziej dupy.
______________________________________
Proszę nawet nie próbować mnie nawracać na nie moją wiarę…
Choć nie jestem stary, to jednak jestem na tyle niemłody, że doświadczyłem na ile stać próźność ludzką.
Nawet gdy jest uzbrojona w dodatkowe sakramenty.
A jakie dopiero zło się wyprawia, jak władzę nad zbawieniem drugiego człowieka oddajemy w ręce przypadkowych ludzi?!
Neo powstał w takich państwach gdzie nie ma prawie kościołów ( są oddalone o kilkaset kilometrów), a nawet ochrzczonych, jak w Ameryce Płd, ale nie tylko, bo i Europa tak spoganiała, że ludzie nie widzą potrzeby religijności, więc trzeba ich na nowo ewangelizować. Temu celowi służy neokatechumenat, oni są szkoleni i jadą na misje całymi rodzinami, msze odbywają się po domach.
Po co mi w Polsce obwoźny, mianowany z zewnątrz “ewangelizator” jak mam paru księży w parafii?
_____________________________
Jakbym zbierając informację o neokatechumenacie nie wiedział jak to się nazywa, dajmy na to, że są to grupy biedroneczkowe.
I rozpatrywał całą sprawę na zimno, bez wcześniejszych, istniejących sugestii.
To zazraz się rzuca w oczy, że takie grupy są lub mogą być odnogami np. kocików.
Te same metody. Identyczne.
Konsekwencje niestety też.
“A jakie dopiero zło się wyprawia, jak władzę nad zbawieniem drugiego człowieka oddajemy w ręce przypadkowych ludzi?!”
Z tego co zaobserwowałam na w moim mieście, w neo treserzy pardon trenerzy mają wielką władzę we wspólnocie, tam kapłana, do którego zwracają się “prezbiter” (znamienne), traktują podrzędnie.
Poza tym mają pieniądze i łatwo im zdobywać serca proboszczów zwłaszcza, gdy ów buduje np. kościół. Sama czytałam w internecie jak podchodzili do prymasa Glempa, aby pozwolił im działać w swojej diecezji, bo na początku nie chciał, najpierw przynosili owoce, później jakaś inna pomoc i tak powolutku, powolutku, cegiełka po cegiełce, aż doszło np. do pozwolenia rozdawania Komunii Św. na rękę w 2005.
Pankarolkowi po nic, ale z Polski też wyjeżdzają misjonarze, a by wyjechali, muszą tu się wyszkolić we wspólnotach. I tak nasi znajomi poświęcili zycie temu, że jeżdzą z dziećmi po całym świecie i zakładają wspólnoty chrześcijańskie tam, gdzie nie ma kościołów, np. w Chinach czy w dżunglii.
Tam też jest komunia dawana na rękę, bo często nie ma gdzie umyć rąk, a jest wiele bardzo zarażliwych chorób.
Skąpimy Bogu ludzi, do jego dzieła?
Mnie się po prostu rzygać czasem chce, kiedy widzę kiedy ktoś jest tak zajęty narzekaniem, że inteligencja i wyobraźnia skurczyły mu się do zera w sprawach innych niż konieczne dbanie o samego siebie.
Czy Pankarolek słuchał wykładów ks. Chrostowskiego by się rozwijać, czy woli rozwój czerpać z własnej głowiny?