Mamy piękny, słoneczny i cieply weekend. To nie skłania mnie do zajmowania się wielką polityką. Zacznę więc od słupków – tych odgradzających chodnik od jezdni. Na ok. 60 metrach chodnika ul. Wawelskiej , miedzy Grójecką i Pasteura stoi kolejno:
kilka masywnych żeliwnych słupków, a właściwie słupów wysokości ok. 1 metra pomalowanych na ciemnozielony, prawie czarny kolor, potem grube, znacznie niższe rury w poziome biało-czerwone pasy, następnie powykrzywiane cienkie rurki z obłażącą białą i czerwoną farbą, spięte podwójnymi, brudnymi łańcuchami. Już po drugiej stronie ul. Pasteura pojawiają się znów te grubsze rury w poziome pasy.
Co z tego wynika? Ano to, że pracownicy zajmujący się ulicami Warszawy uzupełniają te ogrodzenia tym, co akurat leży w magazynie na wierzchu, nie myśląc ani przez chwilę o jakimś “ładzie przestrzennym” czy “małej architekturze”. Wygląd ulicy jest dla nich rzeczą całkowicie obojętną.
Dla nich i dla ponad 80% polskiego społeczeństwa estetyka otoczenia nie jest ważna. Tak przynajmniej twierdzi Filip Springer, autor książki “Wanna z kolumnadą – reportaże o polskiej przestrzeni”. Jest to właściwie album, ilustrowany bardzo dobrymi zdjęciami autora /TUTAJ/. Pierwsze 30 stron, czyli wstęp, można pobrać /TUTAJ/.
Ponad miesiąc temu, 19 lutego 2014 wzięłam udział w spotkaniu w Instytucie Sobieskiego na temat ładu przestrzennego /relacja – /TUTAJ//. Prelegentami byli dr Michał Beim i właśnie Filip Springer. Napisałam potem:
“Paweł Szałamacha [prowadzący] zacząl od pytania: Czy planowanie przestrzenne jest w ogóle potrzebne? Filip Springer stwierdził, że podczas zbierania materiałów do swej książki nieraz zadawał sobie to pytanie. Jego rozmówcy często bowiem uważali, że zawraca on im głowę jakimiś nieistotnymi kwestiami. Zdarzało się, iż uważali oni za normalne, że ich domy stoją w szczerym polu, nie ma dróg, ani innej infrastruktury, a najbliższa szkoła /czy placówka handlowa/ odległa jest “tylko” o 3 kilometry.”. (…)
Filip Springer zauważył także, iż za każdym takim przykładem złego gospodarowania przestrzenią stoją czyjeś pieniądze. W przypadku idiotycznie zlokalizowanych osiedli – deweloperów, chaotycznie rozmieszczonych reklam – firm, które je instalują itp. (…) Po dyskusji poszłam więc do pobliskiego Empiku i kupiłam jego książkę “Wanna z kolumnadą”. Muszę powiedziec, że jest ciekawa i nieźle napisana.”.
Przeczytałam ją potem całą i otworzyła mi ona oczy na to, czego nie chcemy dostrzegać – brzydotę, niechlujstwo i bałagan. Nie ze wszystkimi tezami autora się zgadzam. Przede wszystkim jego kryteria oceny architektury są wyłacznie estetyczne “oczy bolą”. Powoduje to, że potępia on malowanie blokowisk w wesołe kolory, poświęcając cały rozdzial dowodzeniu, że inne ciapki byłyby ładniejsze.
Moim zdaniem, tym pudłom nic nie jest w stanie zaszkodzić, a jeśli po ich pomalowaniu mieszkańcom poprawił się humor – to tym lepiej. Nie jest też jasne czemu zawracał on głowę właścicielowi ośrodka w Michałowicach, który umieścił w nim replikę mostu Rialto i skrzydlate sfinksy z dużymi biustami. Facet zrobil to u siebie, za swoje pieniadze i na uboczu. Nikt, kto takich rzeczy nie lubi, nie musi tego oglądać.
Poza tym jednak Filip Springer słusznie krytykuje idiotyczną lokalizację nowych osiedli, chaotycznie umieszczane reklamy, manię stawiania wszędzie płotów, tworzenia tzw. “osiedli strzeżonych oraz wiele innych nonsensów.
Właściwie samo otoczenie Instytutu Sobieskiego jest dobrą ilustracją tego, o czym piszę w tej notce. Aby się dostać na spotkanie, trzeba wejść do dość obskurnej bramy domu przy Nowym Świecie. Jest tam bar typu “mordownia” reklamujący się napisem “wódka po 2 złote, piwo po 8.”. Potem wchodzimy na pierwsze piętro odrapaną i pomazaną spray’em klatką schodową i na koniec możemy już wysłuchać prelekcji o estetyce i ładzie przestrzennym.
Administracja budynku przy Nowym Świecie oraz pracownicy zajmujący się słupkami to chyba duchowi bracia.
To dobre kryterium i nie ma niestety innego.
W estetyce nie ma żadnych reguł, a miarą są tylko wrażliwe na piękno oczy duszy. Sztuki nie mozna przyrównać do pieczenia szarlotki, albo szydełkowania gdzie są reguły.
Podobnie jak ze sztuką jest z prawdziwą polityką- ona wymaga oczu duszy.
Najlepsi byliby tu prorocy.
Architektura nie jest tylko sztuką. Spełnia też inne funkcje społeczne.
Hym. A co to są ”funkcje społeczne”?
Nie uczyli nas.
Uczyli tylko funkcji, czyli korytarz minimalny dla 2 mijających się osób-1.20 cm, ubikacja jedna na 30 osób, światło schodów w budynkach publicznych zależnie od przewidywanego ruchu, od-do…..itd. Albo- wycieraczka kokosowa przed budynkami publicznymi, bo najbardziej trwała i skuteczna, cokolik przyschodowy mus- dla sprzątaczek by nie brudzić ściany, ilość luksów światła na metr kwadratowy w salach szkolnych i czytelniach- światło boczne i rozproszone białe niemieszane, proporcje powierzchni okien ze względu na doświetlenie wnętrza 6-10% powierzchni podłogi.
O jakże często się o tym zapomina. A później wszystko obsmarowane.
A węgarki przy oknach jakie niezbędne- przekonałam się dopiero, jak nie zrobiłam u siebie, bo mi szkoda było szerokości parapetu. Nigdy więcej tego nie zaniedbam.
Nie mówiąc już o grubości ścian zewnętrznych, uszczknęłam na fragmencie 20 cm z grubości by mi się piękniej umywalka zmieściła i w całej łazience mam zimno w zimie, bo mostek termiczny się robi.
Tfu, tfu, dotkliwie mnie pokarało za lekceważenie praw natury i nauki nauczycieli (czwarte przykazanie).
I jeszcze pewnie lustereczko na tej wnęce paruje na potęgę…
Mądry architekt bo budowie.
A przy okazji spytam – jak Pani przewiduje, kiedy się te modernistyczne kanciaki w architekturze skończą? To jest dopiero nieludzkie, jeszcze bardziej niż zimna łazienka.
O, lustereczko we wnęce paruje, jasnowidz z Pana.
Kanty się skończą jak nastanie kosmiczna katastrofa. Nie wcześniej na pewno.
Przecież Pani Pisze, że wybudowała Pani lodówkę, murowaną, wiecznie otwartą, i domyśliłem się tylko, że wstawiła Pani do niej lustro, bo jakże miałoby zabraknąć tego najważniejszego utensylium łazienkowego dla Damy… no i para buch, nerwy w ruch…
Najtaniej i najłatwiej – jeśli można – zaproponuję…wiatraczek! Co sprytniejsi sklepikarze tak odparowują swoje witryny w zimie.
Otóż montujemy go tak żeby walił na to lustro. W ostatecznym rozrachunku pomieszczenie tym bardziej się wychłodzi ale lusterko ułatwione będzie miało podziwianie Pani.