Marcel Duchamp powiedział, że wszystko ( czyli ready-made) może być sztuką jeżeli tak powie artysta. Sztuką jest pisuar -oczywiście jego pisuar, sztuką może być powieszona na krześle brudna szmata- jeżeli wiesza ją Ewa Kuryluk, wypchane zwierzęta- jeżeli morduje je i wypycha Kozyra, a nawet odchody artysty, jeżeli jest to Piero Manzoni.
Prawdziwą sztuką -według francuskich skandalistów- jest obrazić mieszczucha i kazać mu za to zapłacić. Ta definicja doskonale pasuje do różnych instalacji, które narzucają Warszawiakom władze i każą nam za nie słono płacić. Bo przecież to my płacimy za ohydną tęczę z plastikowych kwiatków naruszającą ład architektoniczny Placu Zbawiciela. To my płacimy za idiotyczną palmę, płaciliśmy za sztuczne jeziorko na Placu Grzybowskim. A przede wszystkim płacimy za bluźnierczy film Jacka Markiewicza wyświetlany obecnie w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim, przeciwko któremu ma zamiar protestować do skutku, grupa modlitewna.
Jacek Markiewicz ukończył studia w 1993 roku w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego na Wydziale Rzeźby Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jako pracę dyplomową przedstawił instalację zatytułowaną “Adoracja Chrystusa”. Był to film, na którym artysta imituje stosunek seksualny z krzyżem.
Najkrótsza moja recenzja każdej pracy, której promotorem jest profesor Kowalski to artist’s shit. Jak słynna puszka z wydalinami Piero.
Nie interesowałyby mnie zupełnie gusta profesora Kowalskiego i jego akolitów gdybym nie musiała za nie płacić.
Pani Hanna Gronkiewicz Waltz też ma wyjątkowo zły gust. Zapewne wyniesiony z domu. Nie rozumiem jednak dlaczego w gronie architektów, historyków sztuki, czy licznych artystów popierających PO nie znalazł się nikt kto udzieliłby jej kilku lekcji.
Przede wszystkim HGW powinna zrozumieć, że choć tęcza jako zjawisko przyrodnicze jest piękna – ta sama tęcza odtworzona „ jak żywa” na obrazie, czy na jakiejś instalacji jest ohydna. Zauważmy, że wyrazem bezradności prymitywnego odbiorcy wobec zjawiska piękna są typowe komentarze na temat kwiatów. „Jakie piękne róże, jak żywe” – mówi taki esteta , gdy widzi róże sztuczne. „Jakie piękne róże, jak sztuczne” – gdy patrzy na kwiaty żywe. Szczytem takiej estetyki są róże „jak żywe” na pudełku czekoladek . Najlepiej z kroplami rosy i małym kotkiem z kokardką na szyi.
Tęcza na Placu Zbawiciela mogłaby być ostatecznie traktowana jako przejaw estetyki à rebours. Fascynuje nas czasem przedmiot piękny w swojej brzydocie. Najczęściej jednak taka estetyka to tylko sztubacki żart. Sama kiedyś ofiarowałam pewnemu doktorantowi trzy róże z farbowanych piór- czerwoną, zieloną i niebieską. Jego promotor dosłownie zaniemówił i o ten efekt właśnie mi chodziło. Kupiłam te róże na bazarze Różyckiego za własne pieniądze. Znam również zbieraczy ogrodowych krasnali, którzy szpecą za własne pieniądze własne ogródki gipsowymi figurkami.
Tęcza różni się tym od róż z piór, które były tak ohydne, że aż piękne i od krasnali z gipsu, że to my za nią płacimy i jest traktowana przez naszych okupantów śmiertelnie poważnie.
Zawsze byłam zwolennikiem wolnego rynku sztuki. Jeżeli znajdzie się idiota, który zapłaci za pisuar czy rowerowe koło – jego sprawa. Bylebym nie musiała tego pisuaru stawiać na podwyższeniu we własnym domu, przymusowo oglądać i co najważniejsze za niego płacić.
Nasuwa się pytanie po co Pałac Ujazdowski odgrzewa skandal sprzed 20 lat i czy warto brać udział w proteście? Przecież protestujący robią nieszczęsnemu beztalenciu reklamę.
Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta . Pan Markiewicz to tylko mamamadzi. Tak ( pisane razem) kwalifikujemy od pewnego czasu prowokacje medialne, które mają rozbrajać społeczeństwo.
Co do protestu – uważam, że warto brać w nim udział pod warunkiem, że doprowadzi się sprawę do końca i protest wygra.
Tacy jak Markiewicz „artyści” zbyt długo nas obrażali każąc nam za to słono płacić.
Generalnie się zgadzam, tylko z tym protestem… nie wszystko da się opisać jako zjawiska społeczne lub psychologiczne.
Profanacja Krzyża odbywa się tu i teraz, ktoś wybiera swoje potępienie tu i teraz…
Protest jest tak naprawdę dodatkiem do modlitwy.
I jeszcze – bluźnierca (autor i komisarz wystawy) dał pretekst, aby Polacy mogli usłyszeć, że jeszcze są ludzie, którzy nie boją się publicznie przyznać do Chrystusa.
Pozdrufka!
Tak jest!
Każda okoliczność, każde zło, to jest pretekst, okazja dla dobra. I należy wszystkie takie sytuacje wykorzystać.
Widzimy jak bardzo wróg jest zaskoczony. Bo przez lata całe był przyzwyczajony do bierności. Pelikany łykały wszystko jak leci.
Dość. Wracamy do orlej postaci!
To bardzo ważne. Obserwuję jak w autobusie gdy ktoś przeżegna się otwarcie przed krzyżem, za nim żegna się kilka następnych osób. Warto propagować żegnanie się nawet manifestacyjne. Nie pozwólmy wdrukować ludziom, ze wiara to jakaś wstydliwa przypadłość.
Wróg jest zaskoczony, bo był przekonany, że obywatel zje zawartość puszeczki bez skrzywienia. Okazuje się, że jeszcze nie do końca nas wytresowali.
I tu jest totalitaryzm pogrzebany.
Bowiem nie sposób być złym do cna.
A dobrym można, jak najbardziej.
P.S.
Co do przeżegnania się.
Jest jak Pani pisze. To bardzo mocna metoda i bardzo zaraźliwa.
Nawet ściąganie czapki przed kościołem, również.