nie będzie, to wpis o napastowaniu przez paparazzi dziwacznego produktu globalnego szoł-biznesu zwanego “Alcazar”… w związku z NIEWĄTPLIWIE planowanym przez Bronka “pseudo-obaleniem” Donka (i pacyfikacją niePOkornych Polaków przy okazji;) krótko wspomnę o dzielnej obronie Akademii Wojskowej w Toledo przed komunistycznymi bluźniercami i fałszystami wyborczymi w 1936r.
29 września, do Alcazaru przybył generał Franco. Zasalutował złoto-czerwonej fladze, powiewającej na maszcie, po czym został powitany przez Moscardó, który powiedział;
– Widzisz Alcazar zniszczony, ale jego honor nietknięty.
Franco objął go, po czym przypiął mu do klapy munduru Krzyż San Fernando, najwyższe hiszpańskie odznaczenie wojskowe i z miejsca mianował generałem, uznając, że Moscardó dołączył do największych bohaterów narodowych Hiszpanii. Chyba jeszcze nigdy pochwała nie była równie zasłużona. Następnie Franco chciał zobaczyć piwnice, w których obrońcy mieszkali przez dwa miesiące oblężenia. Zaprowadzono go w dół po schodach. Kiedy przechodził obok miejsca, gdzie leżeli ranni, usłyszał, jak półprzytomny żołnierz krzyczy w malignie:
– Atakują! Nie dajcie im wejść! Do broni!
Był to punkt kulminacyjny ostatniej krucjaty. W pewnym sensie miał on nawet większe znaczenie niż ostateczne zwycięstwo. Powstała epicka opowieść, której pamięć przetrwa, przynajmniej w odważnych katolickich sercach, aż po kres czasu. Wśród najczarniejszej nocy prześladowań, apostazji i zdrady, niespełnionych nadziei, oślepłej sprawiedliwości, Kościoła Chrystusa w ukryciu i opuszczeniu, można zawsze usłyszeć nieśmiertelne słowa Moscardó: Alcazar nigdy się nie podda!
a wg Warrena H. Carroll’a zaczęło się tak
Trwały wakacje, budynek Akademii był pusty, kadeci rozjechali się do domów. Komendant Akademii, pułkownik Jose Moscardó, wysoki jak na Hiszpana (metr osiemdziesiąt) sześćdziesięciolatek, łysiejący i raczej niezgrabny w ruchach, był człowiekiem głęboko oddanym Kościołowi i lojalnym wobec kraju. Ukończył Akademię Wojskową w Toledo czterdzieści lat wcześniej; jego spokojna, przebiegająca bez żadnych problemów, kariera zawodowa powoli zbliżała się do końca. Nikt spośród planujących wojskowy przewrót nie wziął go pod uwagę i nikt go o niczym nie powiadomił. Kiedy więc rankiem 18 lipca Moscardó usłyszał przez radio informację o powstaniu w Maroku, nie wiedział, co o tym myśleć; treść raportu radiowego nie pozostawiała wątpliwości co do dalszych losów powstania: strona rządowa przedstawiała je jako skazane na niepowodzenie. Ponieważ Madryt był zaledwie o 60 km drogi, Moscardó postanowił pojechać tam i porozmawiać z paroma oficerami, którym ufał. Kilku z nich wiedziało o wszystkim i wtajemniczyło go w plany powstania. Moscardó natychmiast opowiedział się po ich stronie. Poznał kiedyś Franco osobiście i żywił dla niego wielki podziw. W Toledo znajdowała się fabryka broni, która byłaby niezwykle wartościową zdobyczą dla każdej ze stron, Moscardó natychmiast więc wrócił do Toledo, by przygotować zajęcie fabryki na rzecz powstańców bądź przynajmniej powstrzymać siły republikańskie przed wywiezieniem z niej broni.
Tego wieczora zebrał dużą grupę oficerów, w większości równych mu stopniem, i uzyskał ich pełne poparcie na wypadek powstania. Ale pułkownik Romeo, dowódca Gwardii Cywilnej, przekonał go, by powstrzymał się z ogłoszeniem tego publicznie, dopóki nie sprowadzą do Alcazaru posiłków i nie przywiozą na miejsce dużych zapasów amunicji z fabryki broni. Ostrożność była konieczna, tym bardziej że o dziesiątej wieczorem tego dnia doszło do walki na Plaza de Zocodover między uzbrojonymi robotnikami a gwardzistami. Ludność cywilna zaczęła już napływać do Alcazaru w poszukiwaniu ochrony na wypadek rewolucyjnych zamieszek. 0 świcie następnego dnia, straszliwej niedzieli 19 lipca, w kaplicy w Alcazarze odbyła się msza:
Gipsowa Madonna o twarzyczce pięknej lalki spoglądała z ołtarza na przelewający się tłum wiernych. Wielu musiało pozostać na schodach przed kaplica, gdzie żołnierze Gwardii Cywilnej stali w nieruchomym szpalerze, pilnując, by ceremonia nie została zakłócona. Większość osób na mszy stanowili cywile, niewyspani, w pogniecionych ubraniach, po nocy spędzonej na krześle lub na podłodze w Gobierno. Widać było, że są wdzięczni za możliwość uczestnictwa we mszy i równie wdzięczni za obecność gwardzistów; dzięki nim mogli pójść na mszę bez konieczności znoszenia wyzwisk i obelg ze strony ludzi nienawidzących duchowieństwa, którzy zazwyczaj stali w niedzielę przed wejściem do kościołów i przed katedrą w Toledo. W pierwszym rzędzie wiernych klęczał Moscardó. Minie pięćdziesiąt pięć dni wypełnionych ogniem i krwią, zanim w kaplicy w Alcazar odbędzie się następna msza.
Później tego samego dnia Moscardó otrzymał telefoniczny rozkaz z Ministerstwa Wojny w Madrycie, nakazujący mu oddanie całej broni, przechowywanej w Alcazar. Moscardó zażądał rozkazu na piśmie, do czego miał pełne prawo; urzędnik ministerstwa odpowiedział, że pisemny rozkaz zostanie mu dostarczony następnego dnia rano. Tej nocy w Toledo panował spokój; Moscardó udał się do domu i zjadł kolację w rodzinnym gronie.
Przez cały poniedziałek 20 lipca – dzień szturmu na koszary Montańa w Madrycie – do Alcazar napływali żołnierze Gwardii Cywilnej; niektórzy przyjeżdżali samochodami lub ciężarówkami, inni konno lub na mułach, wielu z całymi rodzinami, przybyło ich ze sześciuset. Dwudziestu trzech gwardzistów zostało schwytanych w drodze do Alcazaru; część z nich została rozstrzelana na miejscu, część odesłana do Madrytu, gdzie później odbyły się ich egzekucje. Wieczorem Moscardó zwołał wszystkich oficerów i powiedział, że nadszedł czas na podjęcie decyzji. Wszyscy poparli powstanie. Większość oficerów sprowadziła do Alcazaru swoje rodziny, aczkolwiek – co zastanawiające – rodzina Moscardó pozostała poza murami Akademii. Do rana 21 lipca było już 1800 osób, w przybliżeniu: 700 żołnierzy Gwardii Cywilnej, 250 oficerów i pracowników Akademii, 100 innych mężczyzn w wieku poborowym, 550 kobiet i 200 dzieci. Niestety, ku wielkiemu rozczarowaniu Moscardó, nie było ani jednego księdza. Pomimo grożącego im niebezpieczeństwa, wszyscy byli pewni, że powstanie zwycięży i że niedługo zostaną uratowani. Jedna z kobiet, Carmen Aragones, wdowa po żołnierzu, który zginął w Maroku pięć lat wcześniej, niezwykle piękna i żywiołowa, nieustannie podtrzymywała innych na duchu.
O siódmej rano została odczytana proklamacja, głosząca, że Toledo nie uznaje już władzy w Madrycie. Zostało to najpierw obwieszczone na dziedzińcu Alcazaru, a następnie na głównym placu Toledo. Kilka godzin później nadleciał samolot i krążąc nad miastem zrzucił ulotki, nakłaniające żołnierzy garnizonu do porzucenia oficerów, którzy, jak podała ulotka, oszukują ich. Nikt nie zdezerterował. W skwarze południa ryk motorów i chmury pyłu obwieściły przyjazd samochodów i ciężarówek wiozących trzy tysiące mężczyzn, w większości milicjantów z Madrytu, dowodzonych przez jednego z najwyższych oficerów po stronie republikanów, generała Jose Riquelme. Moscardó umieścił stanowiska karabinów maszynowych na wprost każdej z dróg, prowadzących do budynku; ostrzał prędko zatrzymał kolumnę, a samochód opancerzony, który próbował podjechać bliżej, został rozerwany przez granat. Praktycznie w tym samym czasie, gdy trwała pierwsza wymiana ognia, Moscardó sprowadził do Alcazaru osiem z dziesięciu ciężarówek wyładowanych amunicją z fabryki broni; dysponował teraz zapasem 700 000 pocisków do broni małokalibrowej, wystarczającym, by jego ludzie mogli walczyć przez całe tygodnie.
http://pl.youtube.com/watch?v=cjdX4VEmny4
…czwartek 23 lipca, kanonada wypełniała uliczki otaczające Alcazar, ostrzeliwany był budynek Cobierno. Rewolucyjna milicja kłębiła się w wąskich uliczkach starego miasta, przeklinając Alcazar i Chrystusa. Z kościoła El Christo de la Vega, położonego obok fabryki broni, przynieśli sławną, drewnianą figurę Chrystusa i wymachując nią jak lalką, próbowali ściągnąć ostrzał z północnych okien fortecy. Kiedy to się nie udało, zaczęli krzyczeć:
„To jest El Christo de la Vega. Spalimy go. Jeśli jesteście prawdziwymi katolikami, przyjdziecie tu i nas powstrzymacie!”. Nie było żadnej odpowiedzi z Alcazaru. Figura została porąbana siekierami, a jej kawałki zo¬stały wyrzucone na górę odpadków naprzeciw okien Alcazaru. Ale podczas podpalania stosu, dwóch milicjantów przez krótką chwilę było widocznych z okien budynku. Rozległy się strzały i mężczyźni upadli w płomienie. Swąd palących się ciał unosił się w górę razem z dymem z płonącej figury El Christo de la Vega.
Stu pięciu księży i wiernych zostało zabitych w Toledo w ciągu następnych dwóch miesięcy, wielu tego jednego dnia55. Ojciec Pascual Martfn został zastrzelony przed kościołem świętego Mikołaja, krzycząc Viva Cristo Rey! („Niech żyje Chrystus Król!”) Ojciec Pedro Ruiz de los Pańos, dyrektor Braterstwa Diecezji Księży w Hiszpanii i główny animator seminariów duchownych, został zastrzelony tego dnia przed szpitalem położniczym; papież Jan Paweł II beatyfikował go 1 października 1995. Rektor seminarium w Toledo, Jose Sala, zginął razem z nim. Biblia św. Łukasza została wyniesiona z katedry w Toledo. Bezcenne dzieło sztuki zostało zniszczone.
O 7 rano tego dnia w Toledo patrol milicji zatrzymał 24-letniego syna Moscardó, Luisa, nie wiedząc, kim jest aresztowany. Tak jak w każdym innym mieście republikańskiej Hiszpanii, w Toledo również utworzono patrole złożone z członków socjalistycznych i anarchistycznych organizacji paramilitarnych, których zadaniem było zatrzymywać na przesłuchanie tych, których można było podejrzewać o brak poparcia dla Republiki. Te trójki nazywano popularnie checas, od nazwy tajnej policji w leninowskiej Rosji, CzeKa. Głównym zwierzchnikiem checas w Toledo był prawnik Candido Cabello. Znał z widzenia Luisa Moscardó. Gdy tylko go zobaczył, postanowił posłużyć się Luisem, by doprowadzić do poddania Alcazaru. Podniósł słuchawkę i zadzwonił do jego ojca. Była 10 rano. Przedstawiwszy się, Cabello powiedział:
– Jest pan odpowiedzialny za wszystkie zbrodnie i wszystko, co dzieje się w Toledo. Daję panu dziesięć minut na poddanie się. Jeśli pan tego nie zrobi, zastrzelę pańskiego syna Luisa, który stoi teraz obok mnie.
Twarz Moscardó nie zdradziła żadnych uczuć.
– Wierzę panu -odpowiedział.
– Żeby mógł się pan przekonać, że to prawda – ciągnął Cabello – oddaję mu słuchawkę.
Luis podszedł do telefonu. – Tato! – zawołał. — Co się dzieje, chłopcze?
– Nic – odpowiedział Luis – Mówią, że mnie zastrzelą, jeśli Alcazar się nie podda. Ale nie martw się o mnie.
– Jeżeli to prawda – odpowiedział Moscardó – Powierz duszę Bogu, krzyknij „Viva Espańa!” i zgiń jak bohater. Żegnaj, synu, całuję cię.
…
Luis nie został jednak zabity natychmiast; został rozstrzelany dokładnie miesiąc później, 23 sierpnia, gdy oblężenie Alcazaru jeszcze trwało. Ale niemal w tym samym czasie najstarszy syn Moscardó, Pepe, został aresztowany w Barcelonie, gdzie po upadku powstania ukrywał się przez pięć dni w szpitalu. Wsiadał właśnie do pociągu odjeżdżającego z miasta, gdy medalik z Matką Boską wypadł mu z kieszeni i został dostrzeżony przez innego pasażera. Kilka dni po aresztowaniu został rozstrzelany, jak wielu innych w tym demonicznym mieście.
___
kursywą fragmenty książki pt. “Ostatnia krucjata”, Warren H. Carroll
Dodaj komentarz