W blogosferze cicho ostatnio o przygotowaniach do obchodów Święta Niepodległości.
Ono zaś zbliża się niepostrzeżenie, małymi kroczkami… Przygotowują się Służby – wszak w dniu 11.11 ochraniać trzeba będzie jakiś tam Szczyt klimatyczny. Akurat w dniu Narodowego Święta nasz(?) Rząd pokaże, jaki jest zapracowany. Na świętowanie ministry (i ministrowie) czasu mieć nie będą.
Co z tego wyjdzie? Przypuszczam, że wydarzenia będą ciekawe, media zaś długo będą miały o czym pisać (w końcu matka Madzi już po wyroku a człowiek, który chciał wysadzić cały Sejm jakiś taki mało medialny).
Ostatnio myślę o tym dość często i – to, co wymyśliłem – chcę opisać w kilku zdaniach. Jako nowe spojrzenie na nadchodzący problem ( bo prawdopodobnie problemy będą, prawda?).
Być może dla niektórych pomysł mój będzie się wydawał kontrowersyjnym z różnych przyczyn. Oświadczam więc, że nie jest moim celem ani zamiarem kontrowersje wzbudzać. Ot, luźne myśli moje przelewam, poprzez klawiaturę, na ekran ;)
Do brzegu więc. Na początek rys historyczny.
Jak nas świętować uczono? Ano – poprzez marsze. Szczególnie w związku z tzw. Świętem Pracy. Tak nam to w krew weszło, tak żeśmy się przyzwyczaili, że jak Święto – to Marsz.
Jak nie normalny, to jakiś kontrmarsz, jak nie Narodowy – to z różowym “orzełkiem” (profanacja godła, moim skromnym zdaniem).
Czy można inaczej? Pewnie można. Jak? No właśnie…
Zastanawiam się – jakby tak zamiast Marszu zrobić Zlot? Coś w konwencji spotkania z Papieżem na Błoniach krakowskich? Zresztą – miejsce nieistotne. Równie dobrze mogło by to być w okolicach Grunwaldu ;) Byle dużo miejsca było.
Dlaczego tak mi się uwidziało? Postawmy sobie pytanie – czy obchodząc Narodowe Święto chcemy to robić godnie i spokojnie? Jeśli tak, to to przewaga Zlotu nad Marszem jest znakomita.
Plusy i minusy (w skrócie olbrzymim) jednego i drugiego sposobu świętowania.
MARSZ:
1. Łatwy do inwigilacji (monitoring), swobodne wejście w tłum prowokatorów i całych grup “zadymiarzy”.
2. Teren łatwy do przeprowadzenia prowokacji i pacyfikacji – bardzo łatwo, wchodząc w tłum z bocznych uliczek, podzielić go na mniejsze grupy. Później zaś “gumowym przedłużeniem konstytucji” skutecznie wybić z głowy przyjazdy do Stolicy z byle głupiej okazji.
3. Tłum w ruchu jest potencjalnie niebezpieczny (wystarczy zatrzymać czoło, z tyłu trochę pogonić i ludzie zaczną się tratować).
4. Służby “porządkowe” mają przewagę w zakresie znajomości terenu.
5. Wymieniłbym jeszcze kilka przyczyn, nie chcę jednak tego wydłużać:)
ZLOT:
1. Spotkanie na otwartej przestrzeni to utrudniona inwigilacja. Poszczególne sektory można by zaopatrzyć w identyfikatory, co uniemożliwiłoby pobyt w danym sektorze osobnikom, którzy identyfikatora nie mają.
2. Zlot (czy spotkanie w grupie) lepiej mi się kojarzy ze Świętem, niż jakiś przemarsz przed trybuną z Przywódcami Narodu (czy też bez trybuny nawet).
3. Bardzo ważny argument – uczestnicy się widzą. Rzecz nie do przeceniania. Marsz (nawet 100 tysięczny) można w mediach określić jako 10 tysięczny). Tu można się policzyć. Poczuć swoją siłę. Radość z bycia razem. W marszu tego nie ma. W marszu początek nie wie, gdzie jest koniec (i odwrotnie).
4. Na początku takiego “zgrupowania” możliwa byłaby msza (krótka), kilka przemówień (tu byłby problem, wiem – kto miałby przemawiać, by uniknąć zawłaszczenia Święta Narodowego przez jakąkolwiek partię?). Później Cześć nieoficjalna;) – rozmowy w podgrupach, zawieranie znajomości (tu uwaga – teren powinien na to pozwalać).
5. Mam nadzieję, że w takim miejscu na przeszkodzie nie stanęłyby żadne Szczyty klimatyczne i inne, służby w większości właśnie te imprezy by zabezpieczały. Choćby z tej przyczyny było by bezpieczniej. Gdyby zaś przypadkiem jakaś grupka prowokatorów chciała wejść w TAKI tłum ? Sami rozumiecie, prawda?;) Nie przypuszczam, by jakiekolwiek prowokacje miały szansę na sukces. Czyli – spokój na imprezie. PO prostu :)
6. Tyle w temacie, by nie zanudzać…
Panie Atmanie.
Wszystko fajnie. Ale kto przyjdzie?
Uważam, że inaczej trzeba zacząć takie planowanie.
Nie gdzie, nie jak, nie ile.
W jakim celu, dla kogo?
I tylko, gdy zdecydujemy, że dla Boga jesteśmy, w imię Boga mamy się zebrać, to wszystko pójdzie dobrze.
W innym przypadku będzie klapa.
Prowokację wszędzie można przeprowadzić, nawet jak siedzisz w domu w świat może pójść przekaz że napadłeś na policjanta na klatce schodowej, za co on użył “środków przymusu bezpośredniego” i cię skopał. Jedyną opcją na zdławienie prowokacji są media, ale te, które teraz mamy, same robiły prowokacje podczas MN. Nasze służby posiadają niebywałą fantazję w znajdowaniu pretekstów do “interwencji”. Pozdrawiam
Nie wiem, kto przyjdzie, Dobry Człowieku:)
Nie wiem…
W jakim celu i dla kogo?
No właśnie – dla Polaków. W celu – by mogli spokojnie, bez bijatyki, obchodzić we własnym kraju Narodowe Święto.
Przecież gdybyśmy się spotkali na Błoniach, tak ze 300.000 tysięcy Polaków – to czy do tej grupy podeszła by grupka 300 osób z Antify?
Jak Pan sądzi?
A jakieś grupy rekonstrukcyjne, i nie wiem co jeszcze też by przecież mogły brać udział w takim zgromadzeniu.
Oczywiście to, co napisałem – to jakieś moje “widzimisię”.
Cóż ja, biedny żuczek, mam do organizacji obchodów?
Tak mi się tylko wydaje. A co mi się wydaje – to napisałem. I tyle.
Pozdrawiam
No nie wiem, nie wiem. Pewnie i można prowokację zrobić wszędzie.
Lecz – nie na taką skalę.
Ze skutkami w postaci pacyfikacji uczestników Marszu.
Możesz sobie jechać samochodem, zostaniesz zatrzymany do kontroli przez Policję. W trakcie kontroli koła zapasowego podrzucą Ci torebkę z narkotykiem.
Za dwa kilometry kolejna kontrola (Służba Celna dajmy na to) i jesteś uziemiony. To można zawsze.
Chodzi mi o skalę zjawiska i kopanie po twarzach Polaków w Polsce.
Za friko.
Pozdrawiam
Jedyną opcją byłby brak aparatu represji na takiej imprezie, co jak wiadomo jest niemożliwe. W tym roku MN nie będzie chyba tak liczny, ludzi już sterroryzowano, reszty dokona milicja i lewactwo. W ubiegłym roku sprowadzono niemieckich neonazistów by napadli na MN, ale było ich zbyt mało, w tym roku więc zaplanowano że na MN ściągnie się ich tysiące, swoją drogą może być ciekawe, jak naćpana młodzież się pomyli i wpadnie na “marsz” Komorowskiego bić “faszystów”.
zlot jednak marszem nie jest, toż bardziej rekreacyjny piknik.
marsz jest walką o odzyskanie przestrzeni i potencjalną groźbą, że tak można skierować się masą w dowolny punkt. łudstok nie zagrozi systemowi podczas gdy choćby zdesperowana setka może nieźle namieszać.
władzę ma ten, kto może coś zniszczyć, w dzień masowego marszu władzę ma ulica i przypomina o tym głośno wszystkim, gdzie ukrywa się prawdziwa siła.
w czasach niepokojów ludzie wychodzą z domów w określone punkty albo szukać przeciwnika a niekoniecznie na grilla nad rzekę, władzom też nie na rękę gdy uczy sie ludzi, że mogą wyjść do nich jakąś nagłą kolumną