Profesorskie zawody III RP
Ostatnio w Rzeczpospolitej czytamy:
‘Profesor uniwersytetu to zawód, który od wielu lat cieszy się w Polsce największym szacunkiem i prestiżem. W 2009 roku 84 proc. badanych przez CBOS uznało, że profesor to zawód najbardziej prestiżowy, dla 11 proc. badanych był średnio prestiżowy, a tylko dla 1 proc. – mało prestiżowy. (Profesorskie głowy i słowa-Eliza Olczyk 29-06-2013)
http://www.rp.pl/artykul/16,1024650-Profesorskie-glowy-i-slowa.html
Okazuje się, że profesor, który kiedyś był tytułem czy stanowiskiem, stał się ostatnio zawodem.
Tak, tak, wielu ten zawód (nie stanowisko, nie tytuł) w Polsce uprawia i tworzono nawet związki zawodowe dla obrony interesów tej grupy zawodowej, znanej z produkcji śmieciowych dyplomów na licznych polskich uczelniach, więc słusznie się obawiającej naruszania ich interesów/pozycji/prestiżu, a w szczególności lustracji. Uprawiający dożywotnio zawód profesora boją się zakwestionowania ich swoistego statusu pokrzywdzonych – przez los i ministra finansów.
Uczelnie ‘profesorskie’ w niejednym mieście są największymi zakładami produkcyjnymi i w zakresie produkcji śmieciowych dyplomów/stopni/tytułów rzeczywiście mamy czołowe miejsce w Unii Europejskiej, która zresztą obficie dotuje budowę tych zakładów produkcyjnych.
UE ma w tym interes, bo młodzi Polacy z dyplomami zasilają rynek taniej siły roboczej w UE, a i starsi, obficiej udyplomowani, też się przydają.
Uprawiający zawód profesora też mają interes, bo z produkcji śmieciowych dyplomów się utrzymują, nawet jak idzie niż demograficzny. Nie przejmują się nawet zbytnio, że nieruchomości akademickie mimo niżu stawiane na potęgę w dużych miastach trudno będzie zapełnić ludem akademickim. Zarządzający uczelniami przekształcą się bowiem łatwo w agencje nieruchomości i się z tego utrzymają, bo z produkcji wyrobów intelektualnych i tak utrzymać się nie są w stanie.
W II RP profesor to był prestiżowy tytuł i stanowisko, a wielu profesorów po odzyskaniu niepodległości wracało do Polski mimo biedy w niej panującej, a inni kuszeni posadami na Zachodzie nie chcieli wyjeżdżać, bo każda suma była dla nich za mała na opuszczenie Polski – taki był w nich ‘patologiczny’ patriotyzm zakorzeniony- np. zacytujmy : ‘ Za każdym razem na osobiste polecenie Norberta Wienera, “ojca cybernetyki”, usiłował namówić Stefana Banacha do emigracji do USA; po raz ostatni – gdy bawił we Lwowie w roku 1937. W odpowiedzi na kolejną propozycję wyjazdu Banach spytał: “a ile daje profesor Wiener?”.
– Przewidzieliśmy to pytanie – odparł zadowolony Amerykanin, sięgając do kieszeni. – Oto czek, na którym profesor Wiener wpisał jedynkę i złożył swój podpis. Proszę dopisać taką ilość zer, jaką pan uzna za stosowną!
Banach pomyślał chwilę i powiedział:
– “To za mała suma, jak za opuszczenie Polski”. http://kielich.amu.edu.pl/Stefan_Banach/mis1.html)
Dziś jest dokładnie inaczej – do Polski jak by nawet ktoś na poziomie akademickim chciał wracać to natrafi na bariery środowiskowe lub prawne, a wyjeżdża kto może, z wyjątkiem ‘frajerów’ i ‘nieudaczników’.
Mimo, że jesteśmy potęgą profesorską, to jednocześnie mizerią naukową i nikomu to nie przeszkadza w uznawaniu profesora za zawód !? i to najbardziej prestiżowy. W końcu profesor jest namaszczany przez ‘prezydenta’ i to nieraz tajnego lub jawnego współpracownika systemu komunistycznego, a ten system jak wiadomo zapewniał negatywną selekcję kadr akademickich i wysoki prestiż uprawiającym zawód profesora – prymusom tej selekcji, zatwierdzanvm przez organa PZPR, więc najlepszym z najlepszych (sic!). System nadal dobrze się trzyma, więc i prestiż pozostał, podobnie jak i negatywna selekcja – więc pełnia szczęścia. Tak, tak, ta ironia jest w pełni uzasadniona.
Na uczelniach mamy profesorów – Ziejków, Romanowskich, Drewsów itd.itp, na uczelnie chętnie zaprasza się Baumanów i ci okazuje się (sic !) nie wpływają negatywnie na młodzież akademicką i jeszcze ochronę mają zapewnioną.
Prestiż zawodu nie maleje, choć większość profesorów sprawia jedynie zawód swym postępowaniem. Niestety nie dla wszystkich, ale głównie dla marginesu społecznego wykluczonego przez aparat komunistyczny i spadkobierców. Tak to jest, że wykluczeni przez komunistów jeszcze w PRL, są wykluczani nadal w III RP, szczególnie na profesorskich uczelniach i to nie tylko przez stronę rządzącą, ale też ‘opozycję’ ! respektującą selekcję dokonaną przez komunistów ! Tak, tak, to nie pomyłka !) .
Taki Ziejka to mógł kierować nie tylko uczelnią, ale wszystkimi rektorami, Romanowski może lżyć największego bohatera – rtm. Pileckiego, Drews pisać przeciwstawne recenzje, aby ‘zagrały’ na każdą okoliczność, i środowisko wkluczone do systemu nie zaprotestuje ! A niezadowolonych, wykluczonych, jakby zaprotestowali to się jeszcze skuteczniej wykluczy, także z pamięci. Najważniejsze, aby wstępu w progi uczelni/w przestrzeń publiczną – nie mieli.
A jak uprawiający zawód profesora w swych wiekopomnych badaniach nie wykryją nawet stanu wojennego ( nie mówiąc o jego skutkach) i dają argumenty sędziom aby Kiszczaków czy Jaruzelskich nie wsadzać do więzienia ( bo niby za co, jak stanu wojennego nie było ?) prestiżu nie tracą ! I to jest III RP właśnie.
Dodaj komentarz