Nauka nieaplikacyjna?
Fizyk Ludwik Boltzmann powiedział, że „nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria”. A naukowcy PAN (prof. Daniel T. Gryko) twierdzą, że „potęgę naukową kraju zaczyna się budować od badań podstawowych, a dopiero później można liczyć na wzrost intensywności badań aplikacyjnych” (czyli mających na celu zdobycie nowej wiedzy oraz umiejętności, nastawionych na opracowywanie nowych produktów, procesów lub usług). Krytycznie wyrażają się o preferowaniu badań aplikacyjnych w polityce naukowej, bo to „zniszczy w nauce to, co jest w niej dobre, i zainicjuje odpływ najzdolniejszych za granicę.”
Jakoś nie biorą pod uwagę faktu, że najzdolniejsi od dziesiątków już lat odpływają za granicę, a pozostali wznoszą bariery, aby ci z zagranicy nie wracali i nie stanowili dla nich naukowej konkurencji. To osłabia potencjał intelektualny i gospodarczy Polski. Argument, że wspieranie badań aplikacyjnych niszczy w nauce to, co jest dobre, trudno zaakceptować, bo dobre w nauce jest to, że badania można zaaplikować z korzyścią społeczną, a złe to, że można zaaplikować na złe cele. Co przynosi aplikacja odkrywczych idei genderyzmu, klimatyzmu, marksizmu, każdy może się przekonać. Badania „czyste”, podstawowe, są niezwykle ważne, ale źle zaaplikowane mogą zrujnować każdy kraj, a nawet ludzkość. Podkreśla się, że „w nauce czystej pracuje się dla odkrycia, a w aplikacyjnej – dla pieniędzy”. I podobno bardzo dobrze jest, że „bardziej opłaca się publikować w »Nature« niż wprowadzać na rynek opracowany wynalazek”. Czyli źle by było, gdyby bardziej się opłacało uprawiać naukę, z której byłby jakiś pożytek społeczny! Publikacji „czystych” mamy w bród (choć rzadko w „Nature”), a innowacji co kot napłakał. A biedni, „czyści” naukowcy są na garnuszku biednego społeczeństwa, które z tego, co robią naukowcy, nic pożytecznego nie ma. I z tego ma zrodzić się potęga? Jak Witold Zglenicki zaaplikował swoje „nieczyste” badania geologiczne (ropa!), to utrzymywał nie tylko siebie, lecz także naukę w Polsce (Kasa im. Józefa Mianowskiego). I to było złe, bo wychodziło na dobre (sic!).
GP Najnowsza książka autora „XI przykazanie?” jest dostępna na www.sklep.gazetapolska.pl
… konkretnie tutaj – LINK.
O widzę, że AC mnie uprzedził i dał link do “XI przykazanie? Przestroga przed obojętnością nieobojętnych” Pozdrawiam Autora i wszystkich normalnie nieobojętnych ;-)
Aby przywołać kontekst: rzecz dotyczy m.in. deklarowanej nieobojętności i stworzenia dla lewaków XI przykazania nieobojętności. Uczynił to żydowski komunista Mosze Turbowicz, który po wyjściu z Auschwitz wykazywał się daleko posuniętą nieobojętnością popierajac zbrodniczy reżim stalinowski mordujący wówczas tysiącami polskich patriotów.
Mosze Turbowicz aktualnie Marian Turski wybiorczo podchodzi do ludobójstwa. Nigdy nie usłyszałem ani nigdy nie przeczytałem apelu o powstrzymanie mordowania dzieci nienarodzonych, a także nie protestował z powodu masowych zgonów podczas zbrodniczego lockdownu i procedur pandemicznych łącznie z dystrybucją toksycznych preparatów powodujących do dzisiejszego dnia wiele zgonów. Nie słyszę również, aby protestował z powodu ludobójstwa w Palestynie.
Fakt bycia więźniem Auschwitz nikogo nie zwalnia z X przykazań. Przykładem jest Cyrankiewicz, również więzień Auschwitz i funkcjonariusz komunistyczny po II Wojnie Światowej, który wszedł w struktury polityczne tworzone przez agentów NKWD w Polsce i był obojętny, tak jak pozostałe kanalie na los Witolda Pileckiego, którego nie ułaskawił w czasie, w którym Rotmistrz został uwięziony, był torturowany i skazany na zamordowanie. Zamordowali go za bycie Polakiem.