Mimo alarmów, że nikt w nauce nie chce robić, bo mało płacą, mamy jednak sporo młodych naukowców i nawet Radę Młodych Naukowców, aby radzić ministrowi m.in. w sprawie barier rozwoju kariery młodych naukowców czy wdrożenia postanowień Europejskiej Karty Naukowca. Czyli w sprawach, których i ja, niemłody już, samozwańczo radziłem ministrom („Drogi i bezdroża nauki w Polsce”, 2007), ale nie do końca skutecznie. Miejmy nadzieję, że młodym pójdzie lepiej, ale jest jedno ale. Nabór kandydatów do RMN prowadzi Ministerstwo Nauki i to minister nominuje szefa Rady. Czyli są wątpliwości, kogo reprezentuje rzeczywiście RMN.
Mam swoje doświadczenia sprzed lat (choć na niższych szczeblach), bo w czasach Solidarności reprezentowałem młodych w radzie instytutu i wydziału, wybrany przez młodych. Ale w stanie wojennym to dziekan, podporządkowana dyrektywom junty Jaruzelskiego, wyznaczyła przedstawiciela do rady, co skłoniło mnie do akcji protestu z pouczeniem dziekan, że przedstawiciel to osoba występująca w czyimś imieniu, reprezentująca czyjeś interesy. A zatem wyznaczony młody członek rady żadną miarą nie reprezentował naszych interesów, tylko pani dziekan, i to w systemie totalitarnym. Rzecz jasna, młodzi, ukierunkowani na karierę, po gwałtownej reakcji pani dziekan szybko się wycofali, a ja uznany za prowodyra zostałem skierowany na ścieżkę prowadzącą do opuszczenia domeny akademickiej, co po kilku latach nastąpiło i trwa do dziś.
Obecnie już nikt nie protestuje przeciwko wyznaczaniu rady młodych przez ministra. Chyba wybrani są zadowoleni z docenienia na wysokim szczeblu. Z nominacji nowej szefowej RMN nie był zadowolony jednak Marek Wroński, autor rubryki „Z archiwum nieuczciwości naukowej” w Forum Akademickim, który w nieuczciwym artykule zdyskredytował nową szefową, rzekomo plagiatorkę, i wystąpił z apelem do ministra o jej odwołanie. Nic mi nie wiadomo, żeby młodzi zaprotestowali w obronie szefowej RMN. Bezradni, ale w końcu to nie oni wybierali szefową.
Dodaj komentarz