Dr(h)abina akademicka obiektem mrocznego pożądania

Dr(h)abina akademicka obiektem mrocznego pożądania

Moja dr(h)abina akademicka zainstalowana w przestrzeni publicznej przed kilkunastu laty (https://blogjw.wordpress.com/2009/01/15/drhabina-akademicka/) stała się obiektem mrocznego wręcz pożądania i to doskonałego profesora, który ją zarekwirował do swojej domeny (blog https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/)  choć dr(h)abina nie była jego.  Tym samym profesor jakby abdykował ze swojej doskonałości, bo nie okazał się na tyle doskonały, aby sam taką potrzebną mu drabinę skonstruować (czy ew. zakupić).

Co więcej, konstruktorem tej dr(h)abiny była osoba nic nie znacząca w domenie akademickiej (https://blogjw.wordpress.com/autor/) i zdaniem nader licznych doskonałych gremiów do tej domeny się nie nadaje, czemu zresztą trudno zaprzeczyć czy zaprotestować, bo osoba ta unieważniona w domenie akademickiej nadal należy do cywilizacji solidarności, która niestety ulega transformacji w antykulturę unieważniania. Z tą postępową antykulturą nie chcę mieć nic do czynienia, pozostając na pozycjach wstecznych, lecz z krzywdzonymi w domenie akademickiej solidarnych. https://nfapat.wordpress.com/

Rzeczona dr(h)abina właśnie obrazowała patologiczny model karier akademickich w Polsce, i mimo, że jest to tylko rysunek, to zastępuje swą wymową wiele zdań a nawet stron, które trzeba by napisać aby jego wymowę omówić. To ważna sprawa, gdyż niemal powszechne jest u nas banalizowanie ilustracji:rysunków, zdjęć, zrzutów ekranu, które często są rekwirowane na swoje konto, naruszając tym nierozerwalny związek dzieła (choćby banalnego) z twórcą. Nieraz nie są to jednak dzieła banalne, skoro nawet wysoko wykształcone/utytułowane osoby same nie potrafią je stworzyć.

Nawet uważający się za członków cywilizacji chrześcijańskiej nie widzą w tym nic niewłaściwego, mimo że postępują niezgodnie z Dekalogiem (7 przykazanie) preferując natomiast lansowane przez postępowców przykazanie XI -„nie bądź obojętny”,  w rozszerzeniu – na dobra innych.( https://blogjw.wordpress.com/2021/03/12/nagroda-nieobojetnosci-dla-obojetnego-na-zaglade-swiata-wartosci/https://blogjw.wordpress.com/2023/03/03/dekalog-antoniego-kepinskiego-a-antykultura-uniewazniania/)

Ja nie jestem obojętny na takie niegodziwości, co nieraz oburza uczciwych inaczej, ale nawet sąd – czyli instancja znana u nas z niesprawiedliwości – podzielił mój pogląd, że tak postępować nie można. Ostatnio sąd wydał wyrok niekorzystny dla doskonałego profesora (https://blogjw.wordpress.com/2023/07/19/doskonaly-profesor-prof-dr-hab-dr-h-c-multi-buguslaw-sliwerski-przegrywa-sprawe-o-zabor-mojej-wlasnosci-intelektualnej/) , który tak niegodziwie postąpił, ale czy to innych udoskonali na tyle aby go nie naśladowali?.

Jest to jednak cios w zasadę wcielaną u nas w niegodziwe życie, że profesora to może oceniać jeno profesor. A tu proszę, jakiś wyklęty, jedynie dr, ocenił niekorzystnie poczynania doskonałego profesora i wygrał. (https://blogjw.wordpress.com/2023/07/24/na-drodze-do-realizacji-projektu-plaga-doskonalych-profesorow/).Może to koniec a przynajmniej początek końca świata Nadzwyczajnej Kasty Akademickiej?

 

Co obrazuje dr(h)abina – ujęcie słowne

 

Polski system awansu naukowego nazywam systemem tytularnym, jako że zdobywanie kolejnych stopni i tytułów jest nie tyle rezultatem, lecz głównym celem aktywności akademickiej, gdy poszukiwanie prawdy, rzeczywisty poziom działalności naukowej są na dalszym planie, a nawet poza planem. W efekcie mamy olbrzymią rzeszę akademików mniej lub bardziej (ale coraz bardziej) utytułowanych a jakoś nie widać za bardzo naszego istotnego wkładu w naukę światową i naszą gospodarkę.

Zdobycie szczytu hierarchii akademickiej wymaga pokonania drogi. którą na moim koncepcyjnym rysunku zobrazowałem jako akademicką ścianę płaczu, jako że na ogół wymaga to wielu wysiłków, wyrzeczeń i pokonania wielu przeszkód. Nie zawsze tak bywało, bo np. genialny matematyk Stefan Banach (https://blogjw.wordpress.com/2016/10/15/rozmyslania-niepoprawne-przy-laweczce-pod-wawelem/) nawet nie starał się pokonać takiego muru, nie miał ochoty zdobywać tytułów, ale koledzy solidarni z jego geniuszem sami go fortelem niejako przenieśli przez mur (po intelektualnej rozmowie oświadczyli, że zdał egzamin doktorski). W obecnym systemie nie troszczącym się o pasjonatów nauki, taki Banach raczej by nie miał szans na awans w domenie akademickiej. Nie był pasjonatem tytułów ani pieniędzy i odrzucał propozycje kosmicznych wręcz wynagrodzeń za przeniesienie się ze Lwowa do USA. Takiego „frajera” nikt by teraz przez mur nie przenosił, lecz pozostał by pod murem wykluczony z domeny akademickiej, aby nie peszył swym intelektem etatowych hierarchów akademickich.

Wysoką ścianę oddzielającą zwykłego obywatela od akademika/koryfeusza nauki pokonuje się u nas za pomocą drabiny z wieloma szczeblami, które trzeba pokonać, choć nie każdemu pasjonatowi nauki drabina była podstawiana, aby się zaczynał po niej wspinać. W PRL, w systemie komunistycznym, po drabinie mogli się wspinać głównie utrwalacze władzy ludowej (zwykle z pomocą przewodniej siły narodu), z marginesem tych, którzy nie stanowili dla władzy zagrożenia lub za takich nie zostali zidentyfikowani. Wielu z nich i ich wychowanków do dziś funkcjonuje w domenie akademickiej wyróżniającej się konformizmem kadr ją tworzących.

Przeciwnikom systemu, lub za takich uważnym, taka drabina nieraz była odstawiana na samym początku drogi (sam to przechodziłem, bo z partyjnej analizy mojej ankiety personalnej wynikało, że nie zhańbiłem się przynależnością do ZMS i pozostało mi zostać pod akademicką ścianą płaczu lub szukać jakichś możliwości pokonania jej w innym miejscu, innym sposobem).

W tym systemie pierwsze szczeble (mgr a nawet dr) można było jakoś przebrnąć, bo przecież ktoś musiał robić naukę i kształcić studentów, choć nie zawsze to było zapisywane na konto tych z niższych szczebli (pamiętam:” pańska wiedza nie jest pańską wiedzą, jest wiedza PANu i dawaj pan co pan zrobił, bo będzie tak jak na uczelni”).

Wyżej usytuowani na drabinie swoją karierę musieli na czymś opierać. Zdobywanie wyższych szczebli drabiny, które prowadziły do usamodzielnienia, przynajmniej częściowego wyzwolenia się od podległości feudałom, nie było i nie jest nadał łatwe i to nie ze względów merytorycznych. Te, nie zawsze są najważniejsze, stąd wysoce utytułowani nie zawsze dobrze się czują na swoich szczeblach drabiny, a nawet na szczycie domeny a wysoki stan utytułowania naszych kadr akademickich nie przekłada się na wysoką pozycję naszych uczelni wśród uczelni zagranicznych. Jest ona niska, niezadowalająca. Widocznie zdobywanie tytułów słabo się koreluje ze zdobywaniem wysokiego poziomu naukowego.

Szczególne pożądane jest zdobycie szczebla habilitacyjnego drabiny prowadzącego do samodzielności w domenie, do tytułu profesora. Często ten szczebel jest mniej lub bardziej dewastowany, aby niewygodni dla tzw. samodzielnych czasem go nie osiągnęli.  Nieraz szczeble tej dr(ha)abiny podpiłowywano, całkiem niszczono a kurczowe usiłowania jego zdobycia stanowiło zagrożenie dla zdrowia a nawet życia. Wyszukane metody mobbingu., niszczenie psychiczne, pozamerytoryczne utrudnienia w dostępie do warsztatu pracy, do finansowania badań, obarczanie rozlicznymi nadwymiarowymi obowiązkami dydaktycznymi i administracyjnymi, w końcu fałszywymi oskarżeniami, pozamerytorycznymi ocenami……. aby czasem niewygodny dla nadzwyczajnej kasty akademickiej nie zdołał pokonać tego szczebla. O ten szczebel trwają czasem istne akademickie bitwy z zaangażowaniem niemałej części polskiego (pół)światka akademickiego.

Ważność tego szczebla została podkreślona w nazwie -„dr(h)abina.. Habilitacja jest raczej przeżytkiem w systemach awansu naukowego i najwyżej usytuowane w nauce kraje takiego szczebla nie mają. U nas habilitacja traktowana jest jako filar systemu, choć jak widać -z pozycji nauki w świecie- ten filar raczej trzyma spadek a nie wzrost poziomu nauki uprawianej w Polsce.

Coraz więcej akademików, i to działających na rzecz naprawy polskiego systemu awansu naukowego, ten fakt dostrzega a wybitny matematyk z Uniwersytetu Wrocławskiego prof. dr hab. Leszek Pacholski wręcz uważa, że „zniesienie habilitacji jest, obok zmiany ładu korporacyjnego, jedną z najważniejszych reform, bez których polskie uczelnie nie staną się kuźnią kadr dla nowoczesnej gospodarki”.

Ponieważ nasz system był przez długie lata kompatybilny z systemami krajów „postradzieckich” zręcznościowi akademicy omijali polskie ośrodki akademickie na drodze habilitacyjnej udając się najczęściej na Ukrainę, czy do pobliskiego miasta na Słowacji (Ružomberok) i w ciągu jednego dnia mogli osiągnąć podwyższenie swojej pozycji w świecie akademickim. Turystyka habilitacyjna była bardzo popularna, choć krytykowana, ale starano się co najwyżej zmniejszyć szkodliwość takiego procederu zamiast pracować nad zmianami systemowymi uproszczenia awansu naukowego i zarazem podwyższenia wymagań merytorycznych dla jego osiągnięcia. Obecnie mamy w systemie wielu akademików zręcznościowych ale o niezbyt dużym potencjale intelektualnym i moralnym.

Najwyższy prestiż w naszym systemie ma jednak tytuł profesora nadawany przez prezydenta RP i tradycyjnie nazywany profesorem belwederskim, choć obecnie wręczany jest uroczyście nie w Belwederze a w Pałacu Namiestnikowskim. Taki tytuł otrzymuje się dożywotnio i nawet prezydent jak już podpisze nominację nie może tytułu odebrać.

Zdarza się jednak, że komisja selekcjonująca akademików do tego tytułu (dziś Rada Doskonałości Naukowej) podsuwa prezydentowi do podpisu kandydatów o dorobku niezbyt wybitnym a nawet nieuczciwym (plagiaty!). Sami członkowie mają zresztą kłopoty z własną uczciwością, nie zawsze są obojętni na dobra innych.

Opisanie procesów zdobywania najwyższych szczytów domeny akademickiej wykracza poza ramy kilkustronicowego artykułu, a i gruba książka mogłaby na to nie wystarczyć. Jednak jeden pomysłowy rysunek ilustruje zasadniczo obraz patologii awansu akademickiego.

Słownie zagadnienia etyki i patologii akademickich poruszam w setkach tekstów, 7 książkach wydanych drukiem, kilkunastu w pdf (dostępne w internecie), no i w kilku serwisach internetowych. (https://blogjw.wordpress.com/autor/)

Merytorycznych dyskusji z ich zawartością, przekazywaną do wiadomości najwyższym gremiom akademickim, niemal nie ma, no może poza powtarzającymi się co jakiś czas brutalnymi atakami personalnymi, pozamerytorycznymi, wręcz hejtem, na ogół bez możliwości reakcji w mediach. Nie należy jednak zapominać o zjawiskach plagiatowania tego co ja piszę i to przez „wybitnych”. (np. https://wobjw.wordpress.com/2009/12/31/darmowy-program-antyplagiatowy/)

Trzeba mieć również na uwadze, że dyskusja/debata merytoryczna na drodze do poznania prawdy jest istotą domeny akademickiej. Widać ta istota niemal całkowicie u nas zanika i skutki są widoczne.

Dr(h)abina rozpięta między początkiem i końcem kariery akademickiej jest ilustracją niejednego dramatu życiowego w ramach negatywnej selekcji kadr i to metodami nieraz hunwejbińskimi. To także ilustracja dramatu systemu akademickiego w Polsce, systemu dramatycznie nieskutecznego na drodze do osiągnięcia doskonałości naukowej.

 

Dr(h)abina przed sądem

 

DR(h)abina zarekwirowana przez profesoradoktrahabilitowangeonaukipolskiej, jednocześnie dr hc. multi oraz członka Rady Doskonałości Naukowej i innych ważnych gremiów polskiej domeny akademickiej, była przedmiotem rozprawy sądowej i sąd od własności intelektualnej uznał. że wykorzystanie mojej własności nie było zgodne z prawem i podlega wymiarowi sprawiedliwości. * https://blogjw.wordpress.com/2023/07/19/doskonaly-profesor-prof-dr-hab-dr-h-c-multi-buguslaw-sliwerski-przegrywa-sprawe-o-zabor-mojej-wlasnosci-intelektualnej/)

Sąd wymierzył karę choć niewielką, o wiele mniejsza niż przed laty dla pani profesor i zarazem rektor, która splagiatowała 38 linijek cudzego tekstu. została ukarana znacznie bardziej, no i w konsekwencji przestała być rektorem. (https://gloswielkopolski.pl/sad-jest-ugoda-w-sprawie-o-plagiat-aldony-kamelisowinskiej/ar/258932;.https://www.komputerswiat.pl/aktualnosci/kilka-linijek-z-wikipedii-tez-moze-byc-plagiatem/km00vzr )

Tak to jest, że zabór ilustracji jest u nas traktowany z pobłażaniem, znacznie łagodniej niż zabór tekstu, co nie jest uzasadnione.

Jak widać opisanie tego co obrazuje moja dr(h)abina wymagało 13 tys. znaków a do pełnego opisu trzeba by postawić wiele tysięcy znaków więcej.

Ale trzeba podkreślić odwagę sądu reprezentowanego przez sędziego – jednocześnie doktora i adiunkta na tym samym uniwersytecie (Uniwersytet Łódzki) co zaborca i członek RDI. Nie było bezpośredniej podległości/zależności sędziego od pozwanego aby doszło do wyłączenia się z procesu, ale w naszym systemie relacje między członkami domeny akademickiej są nadzwyczaj złożone co zobrazowałem kiedyś rysunkiem „pajęczyna akademicka” (https://wobjw.wordpress.com/2010/01/02/pajeczyna-akademicka/)  i nie widomo czy ta pajęczyna nie otoczy czasem sędziego. W każdym razie ciekawe jak sędzia będzie pokonywał kolejne szczeble dr(h)abiny akademickiej.

 

O autorze: Józef Wieczorek

W XX w. geolog z pasji i zawodu, dr, b. wykładowca UJ, wykluczony w PRL, w czasach Wielkiej Czystki Akademickiej, z wilczym biletem ważnym także w III RP. W XXI w. jako dysydent akademicki z szewską pasją działa na rzecz reform systemu nauki i szkolnictwa wyższego, założyciel i redaktor Niezależnego Forum Akademickiego, autor kilku serwisów internetowych i książek o etyce i patologiach akademickich III RP, publicysta, współpracuje z kilkoma serwisami internetowymi, także niezależny fotoreporter – dokumentuje krakowskie ( i nie tylko) wydarzenia patriotyczne i klubowe. Jako geolog ma wiedzę, że kropla drąży skałę.