Wywiad z Profesorem Mieczysławem Gogaczem z ATK
(rozmawia Bogdan Maciejewski)
ROCZNIK TOMISTYCZNY
13 (2024); Wywiad pierwotnie opublikowany w „Expresie Wieczornym – Kulisy” 43 (1988) 250 z dn. 23-26.
XII.1988.
Bogdan Maciejewski: Zajmuje się Pan Profesor historią filozofii, głównie zaś metafizyką, także religią. Zapewne są to dyscypliny interesujące, lecz odległe, moim zdaniem, od bieżących doczesnych spraw. Od dolegliwości ludzkiego bytowania. Od tego wreszcie co nas uskrzydla lub pogrąża.
Mieczysław Gogacz: Uproszczenie albo nieporozumienie! Zaraz to wyjaśnię. Chciałbym zwrócić uwagę na dwie moje książki: Ciemna noc miłości i Szkice o kulturze.
B.M.: Głębokie myśli, wspaniała polszczyzna i szkice do jakże smutnego świata smutnych, nieszczęśliwych ludzi, dotkniętych poczuciem zagrożenia, lękiem, rozpaczą, utratą celu życia, uwiądem uczuć,rozpadem wartości, zanikiem wierności, życzliwości, solidarności, wzrostem zawiści, zazdrości, samotności, ustawicznym niepokojem i – co wydaje mi się szczególnie ważne – ucieczką człowieka przed sobą i innymi ludźmi. Bardzo to „optymistyczne” Profesorze. Więc taki to świat, tacy jesteśmy?
M.G.: A jednak niezbyt uważnie Pan te moje prace czytał. Przecież zajmuje się również relacjami osobowymi jako podstawą etyki, socjologii, humanizmu, kultury.
B.M.: Zastanawia się Pan także nad przyczynami wygasania potrzeby pracy. Zacytuję. „Pierwszą postacią tego wygasania jest zaniedbanie i narastanie ignorancji. Drugą niszczenie aktywności woli (…)”.
M.G.: To groźna cecha kondycji ludzkiej. Człowiek – pisałem zresztą o tym często – oddalił się od tego, czym żył, co znał i co mobilizowało go do pracy. Nie podejmuje impulsów z zewnątrz, gdyż boi się bólu. Nie chcę myśleć o tym, co się zdarzyło. Nie sięga po książki, nie szuka rozmów. Zamyka się w sobie. Nawet swoją pamięć odrywa od tego co było. Wprowadza się w stan niewiedzy. Buduje mur smutku, który go izoluje, sądząc, że w ten sposób chroni się przed innymi i przed sobą.
B.M.: Z tego wynika, że nie ucieka Pan pomimo hermetycznej filozofii od doczesności?
M.G.: Jako filozof rozumiem przyczyny pewnych zachowań i zjawisk. Wiem, że człowiek jest tak zbudowany, iż może samodzielnie decydować i poznawać. Jednocześnie wiem, że człowiek przebywa w różnych kontekstach czy też relacjach z innymi osobami i rzeczami. I to byłby pierwszy element mojej diagnozy. Dziś dominuje zafascynowanie rzeczami a nie osobami.
B.M.: Dlaczego?
M.G.: Albowiem organizuje się relacje między ludźmi opierając się wyłącznie na porządku sprawiedliwości.
B.M.: To źle?
M.G.: Tak, dlatego że porządek sprawiedliwości jest regulowany prawem, a to stanowi w istocie rozdzielanie rzeczy i wymaga wprowadzania sankcji i to różnych: fizycznych, psychologicznych i tak dalej, co wywołuje konflikty. Dalej, przezwyciężenie konfliktów dokonuje się za pomocą systemu nagród i kar. To z kolei prowadzi do tego, że ludzie są sobie obcy.
B.M.: W jakim sensie obcy?
M.G.: Dobro drugiej osoby staje się mniej ważne niż przydzielanie jej różnorodnych dóbr lub korzyści także ekonomicznych. Kierowanie się nagrodą i karą stało się w całej kulturze zasadą
układania stosunków między ludźmi. Dotyczy to też teologii, a więc teorii kształtowania więzi człowieka z Bogiem. Taka perspektywa przestaje być fascynująca.
B.M.: Dla kogo?
M.G.: Dla człowieka. Bowiem ów system jest zbyt ubogi.
B.M.: Pan Profesor często odnosi się do sfery kultury rozumianej jednak bardzo oryginalnie. Konkretnie, jak Pan pojmuje kulturę? Jej rolę, charakter?
M.G.: Człowiek jest twórcą kultury to oczywiste.
B.M.: Ale także jej odbiorcą konsumentem.
M.G.: Naturalnie ja uprawiam filozofię rzeczywistości, która ułatwia kształtowanie się humanizmu, uczestniczy w doniosłości – nazwijmy to uczenie – faktu człowieka, który najwyższe ludzkie wartości umie rozpoznawać i uznać oraz tworzyć z nich dominujący nurt w kulturze. Człowiek jest twórcą kultury. Mówiliśmy już o tym. Tworzy bowiem dzieła i dziedziny, wyrażające jego życie duchowe, wywołane rozumieniem rzeczywistości i wszystkimi nawiązanymi relacjami, których jest
przyczyną lub odbiorcą. Podkreślam: człowiek nie stwarza, lecz tworzy, bo stwarzanie jest według mojej wiary i wiedzy czymś, co przysługuje tylko Bogu.
B.M.: Dosyć to ogólnikowa definicja i jej uzasadnienie.
M.G.: Kultura jest zapisem tego, czym ludzie żyją, a także – poprzez zapis – ukształtowanym myśleniem i decydowaniem o swoim losie. Stąd osobowość i psychika są kulturowe. Wybronienie prawidłowych zachowań opiera się dziś na prawniczo zorientowanej kulturze nagród i kar.
B.M.: Prawidłowych, to znaczy jakich?
M.G.: Zgodnych z tym, kim jest człowiek jako osoba i zgodnych z realnymi bytami, a nie wytworami. To przeciwstawienie się aktualnie obowiązującej kulturze jest heroizmem.
B.M.: Czy tylko to? I czym jest dla Pana heroizm?
M.G.: Jest wiernością temu, co prawdziwe i dobre. Jest naszą wolnością. Nie chodzi o to, co mi podpowiada wyuczona skala wartości. Nie jest ani wyłącznie wyborem, ani zależnością od czegokolwiek. Wolność wyraża się w miłości, która nie podlega prawu, czy systemowi nagród i kar.
B.M.: Prawda, wolność, dobro, nadzieja, miłość… Czy nie obracamy się w obrębie szlachetnych słów – zaklęć?
M.G.: To Pan mi narzuca interpretację ideologiczną i kulturową. Miłość jest zachowaniem się osoby, a nie zadaniem. Dlatego też w teologicznej warstwie kultury wskazuje się nie na teorię religijną, lecz na osobę Chrystusa i – ukazuje się miłość jako służenie ludziom.
B.M.: Czy wobec tego ludzie innych wyznań są skazani na brak tak pojętej miłości?
M.G.: Dobre pytanie. Może się Pan zgodzić z moją odpowiedzią lub nie, odpowiadam wszakże – tak! Są skazani na brak takiej miłości. W tej kwestii mam stanowczy pogląd. Z nieskończonym
Bogiem może się jedynie spotkać ograniczony człowiek – tylko w osobie Jezusa. Tam, gdzie go nie ma, czyli w innych religiach – nie może się pojawić bezpośrednia więź człowieka z Bogiem.
B.M.: Autor ponad 20 książek i kilkuset tekstów o tematyce religijnej i filozoficznej, Profesor ATK, uczony europejskiego formatu, obdarzony wielkim autorytetem… Ale skąd Pan to wie? Skąd ta pewność?
M.G.: Profesor tym się powinien charakteryzować, że na czymś musi się znać i potrafić tę wiedzę przekazać uczniom. Po drugie, to Kierkegaard dramatycznie ukazywał, iż nieskończoność Boga niszczy skończoność człowieka. Tę trudność uchyla bosko-ludzka osoba Chrystusa.
B.M.: Wróćmy do sytuacji duchowej współczesnego człowieka. Co się z nami porobiło? Skąd tyle rozterek, załamań, lęków, często tragedii?
M.G.: Tak zwana kondycja ludzka zależy od tego, co się dzieje w kulturze. Źródłem dramatów jest kształtowanie swojego losu w obszarze prawa i sprawiedliwości, a nie miłości. Znaczy to, że szukam uwolnienia od lęku w osobach, które są moim prawdziwym domem, nie zaś w rzeczach, bo one wyzwalają chciwość, zachłanność, oszustwo, kradzieże, często brutalną przemoc. Nigdy
nie dopuści się tych nieprawości ktoś, kto naprawdę kocha drugiego człowieka.
B.M.: Proszę wybaczyć, ale wciąż odnoszę wrażanie, iż miłość jest Pańską obsesją, a może nawet mrzonką.
M.G.: Nie! To program życia, wyraz światopoglądu i podstawa mojej nauki. W moim rozumieniu miłość ma postać dobroci, wybaczenia, cierpliwości, nieustannego dowartościowywania człowieka. Ukazuje nas we właściwym, lepszym świecie, co jest ogromnie wychowawcze. I dlatego wprowadza nas w dom, w którym mam ochotę być prawym człowiekiem.
B.M.: Czy tego można się nauczyć?
M.G.: Tak, bo są cnoty, sprawności, których nabywa się w toku życia. A sprawność? Jest skutkiem naszej relacji do czegoś. Może to być dobro albo zło. Ja proponuję dobro.
B.M.: A zło? Czyż nie jest również wpisane w ludzki byt?
M.G.: Znowu dobre pytanie. Zło – nie, gdyż jest brakiem dobra, natomiast dobro jest cechą każdego ludzkiego bytu. Polega na wywoływaniu zachowań życzliwych i wprowadza w perspektywę nadziei.
B.M.: Nie za dużo, Profesorze, tego optymizmu?
M.G.: Proszę Pana, codzienne, trudne życie trzeba chyba sytuować w odniesieniu do tego, co słuszne i dobre, a nie fałszywe. Pustka, poczucie zagrożenia, lęk, smutek, martwica uczuć, utrata
sensu życia… Jeżeli otacza nas ciemny świat, to trzeba zapalić choinkę. Robimy przecież tak codziennie o zmierzchu z lampą. Robimy to też w obszarze moralności. Po to jesteśmy ludźmi, a nie drzewem, żeby uniknąć wichrów i deszczów. To nie ucieczka. Chcę tylko odpędzić chmury i być wciąż w słońcu.
B.M.: Widzę w tym raczej ładną metaforę. Przecież istnieje jakiś katalog moralności czy wartości bez względu na wyznawaną wiarę i system filozoficzny. Dlaczego tracimy wrażliwość na drugiego człowieka? Może dlatego, że sami dla siebie przestaliśmy być wrażliwi i odpowiedzialni – za słowa i czyny. Przecież zanik uczuć stał się już faktem, więc „przebywanie wciąż w słońcu” jest tylko jeszcze jednym pobożnym życzeniem?
M.G.: Szansą człowieka jest drugi, kochający nas człowiek, a z tego wynika miłość, i prawda, i dobroć. Dodajmy, że chronienie tych wartości to właśnie humanizm. I taka też jest rola zarówno humanistyki, jak i kultury: służyć człowiekowi. Aby swoimi działaniami rozwijał i wyrażał swoje rozumienie, aby uzyskując mądrość i obdarowując dobrocią mógł także służyć ludziom. Służyć w takiej pełni, że może wreszcie współczesny świat stanie się miejscem, w którym bez przeszkód rozbłyśnie dostojeństwo i godność człowieka. Innymi słowy, trzeba dobrze przypatrzeć się całej rzeczywistości, w jej jasnych i ciemnych barwach i zobaczyć w niej zasady szczęścia. Tego trzeba się uczyć.
B.M.: Ściślej – czego?
M.G.: Poznawania bytów. I koniecznie tego, co one proponują, zwłaszcza bytu pierwszego – Boga. To jest porządek wiedzy, który – moim zdaniem – powinien znać każdy, także człowiek niewierzący. Wiara natomiast jest inną, osobistą więzią z Bogiem, a nie tylko wiedzą o nim. Wspominał Pan i pewnie słusznie, o rozpadzie uczuć. To, co cenię może być zgodne z rzeczywistością, nie może pochodzić z dowolnych pomysłów.
B.M.: Uciekamy jednak od rzeczywistości, od namysłu nad własną egzystencją wewnętrzną. Dokąd? Często donikąd.
M.G.: Uciekamy w strefę nierealnych marzeń jako pewnych konstrukcji myślowych. One zawsze się rozwalą, gdy kwestionuje je rzeczywistość. Z drugiej strony, nie zgadzam się z opinią, że umierają wartości elementarne, prawdziwie ludzkie. Trzeba być im tylko wiernym. Wbrew wszystkiemu.
B.M.: Lecz sam Pan Profesor, często pisze o niepokojącym zjawisku, jakim jest ucieczka od pracy. To też wartość, motor naszego życia.
M.G.: Oczywiście. Jeśli pracę traktuje się tylko jako wytwarzanie rzeczy, to w miarę możliwości trzeba od niej uciekać i podjąć pracę w jej właściwym, moim zdaniem, znaczeniu: stosunku człowieka do kształtowania osobowych sprawności.
B.M.: Nie zawsze się to udaje. Nie zawsze jest możliwe.
M.G.: Mnie się zawsze udaje.
B.M.: Ale Pan Profesor, to nie wszyscy…
M.G.: Jest nas więcej, znacznie więcej niż się powszechnie sądzi, a świadczy o tym choćby fakt, że przy każdej choince gromadzą się najbliżsi – kochający i kochani – a wśród nich zawsze Chrystus w Boże Narodzenie. Najpełniej umiejący kochać.
B.M.: A po świętach wszystko to ulatnia się.
M.G.: Nie, jeżeli będziemy stale chronić wiarę i wiedzę. I nikt za nas tego nie zrobi.
B.M.: Jest pewna recepta: heroizm.
M.G.: No właśnie. Heroizm to wierne trwanie przy innych ludziach, co pozwala mi przetrwać tęsknotę i cierpienie, nie poddawać się rozpaczy, budować w sobie nadzieję, być po stronie
prawdy i dobra. Heroizm jest dosłownie wiernością prawdzie i dobru. W gruncie rzeczy jest czymś zwyczajnym: pracą dla siebie i dla innych ludzi. Jest służbą. Gdy umiemy rozpoznawać prawdę, trafnie wybierać dobro i miłość, to nie jest on trudny. Jest naszym codziennym zachowaniem. Ujęty w prostych słowach, heroizm jest kierowaniem się w życiu rozsądkiem i dobrocią, rozumieniem – wielokroć tu przeze mnie przywoływanej – prawdzie i wyborem dobra. Gdy pominiemy siebie, gdy niczego dla siebie nie oczekujemy służąc ludziom miłością, wiarą i nadzieją, ta wierność nie sprawia kłopotu.
B.M.: Czyli nie ma ucieczki od heroizmu tak rozumianego, chociaż nie sądzę, że jest to postawa i „lekcja” łatwa i prosta?
M.G.: Jest, jeżeli uciekamy od tego, o czym wyżej wspomniałem. Ale i nie jest. Przebywanie w błędzie i złu niszczy człowieka, więc wraca on do prawdy i dobra. Jedyną przeszkodą w osiągnięciu heroizmu jest miłość siebie – zawsze nierozsądna. Jedyna miłość, której nie warto realizować. Prawidłowy rozwój moralny polega na nieustannym dążeniu ludzi do wewnętrznego ładu. Heroizm to osiąganie rozumnych celów. Ład moralny odnosi się oczywiście i do człowieka i do społeczeństwa.
B.M.: Jakich celów?
M.G.: Dobrych. Dobrych wtedy, gdy służą człowiekowi, dlatego że jest człowiekiem. Egoizm jest więc brakiem umiejętności służenia ludziom. Jest społecznie szkodliwy, ale o tym długo można by mówić… W każdym razie życzę Czytelnikom odnalezienia wspaniałego domu filozofii. I zapraszam do tego domu.
B.M.: Dziękuję Panu Profesorowi.
także :
Mieczysław Gogacz, Wstęp do tomizmu, Warszawa 2024
Książka ta jest w swej istocie wstępem do całej filozofii realistycznej. Książka zawiera dwa zespoły zagadnień. Pierwszym z nich jest historyczne dojście do tomizmu i sam tomizm jako myśl św. Tomasza z Akwinu. Drugi zespół zagadnień stanowi relacja tomizmu do innych, współczesnych kierunków filozoficznych (np. marksizmu, egzystencjalizmu, czy pozytywizmu i neopozytywizmu lub egzystencjalizmu). Pomimo wyraźnej deklaracji tomistycznej, Autor rzetelnie przedstawia i omawia różne orientacje filozoficzne, skupiając się na analizie ich punktów wyjścia. Można nawet powiedzieć, że Mieczysław Gogacz uprawia filozofię jako analizę owych punktów wyjścia, zostawiając słuchaczowi ostateczny ich wybór, choć sam Profesor preferuje realizm teoriopoznawczy i pluralizm ontologiczny w wersji tomistycznej. Filozofia klasyczna jest w tej perspektywie wciąż aktualną i atrakcyjną propozycją uprawiania filozofii, zwłaszcza obecnie, w czasach kryzysu myślenia orientowanego
prawdą.
Odbiór poważnych, filozoficznych rozważań stanowi dziś nie lada wyzwanie, szczególnie dla ludzi nie rozumiejących prawidłowego znaczenia niektórych pojęć, a tym samym jest przyczyną niezrozumienia, w tym rozumienia na opak.
Z wieloma rzeczami się zgadzam, ale wskażę przykłady tego, co budzi zastanowienie i niebezpieczeństwo niezrozumienia
Heroizm jest dosłownie wiernością prawdzie i dobru – tak.
Ale to:
O powyższym można powiedzieć, że nie tylko kara i nagroda, lecz to właśnie rodzi pokusę, aby rezygnować z kary i nagrody w systemie pedagogicznym, prawnym. Miłość rezygnuje z kary? Nie. Porządek sprawiedliwości jest niezbędny, ale oczywiście- zgadzając się z MG- porządek sprawiedliwości może być zbyt ubogim, aby był silnym bodźcem do rozwoju duchowego.
Kolejne cytaty:
Absolutnie się z tym nie zgadzam. “Zawsze nierozsądna”? Miłość do siebie jest niezbędna, co innego, gdy mamy do czynienia z egocentryzmem i narcyzmem.
Nieprawości w rozumieniu łamania prawa Bożego, tak
Ostatni dłuższy cytat:
Jak wyżej. Natura ludzka jest niezmienna, a zmienność dotyczy owszem rozwoju duchowego, ale ci, którzy są na niższym, około – psychopatycznym poziomie wymagają sprawiedliwości opartej o kary ze względu na ochronę społeczeństwa. Tu nie chodzi o “przezwyciężenie konfliktów”, lecz o sprawiedliwość i o prawdziwe czyli nie o urojone – “lewackie bezpieczeństwo i porządek”.
________________________________________________
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to “stary wywiad”
« to właśnie rodzi pokusę, aby rezygnować z kary i nagrody w systemie pedagogicznym, prawnym. Miłość rezygnuje z kary? Nie. »
Ależ jak można karać kogoś, kogo się kocha ? Jak można karać ucznia, że nie zrozumiał wykładu ? Może raczej wykładowca kiepsko, niezrozumiale wykonał swoje zadanie. Myślę, że Gogaczowi chodziło tu o metanoję, zmianę wizji postrzegania rzeczywistości; od Hammurabiego, przez prawo rzymskie, (prawo E. Kanta – imperatyw kategoryczny), prawa sowieckie, hitlerowskie, do dyktatów brukselskich, tak przyzwyczailiśmy się do przestrzegania wszelkiego prawa, że zapomnieliśmy o propozycji Chrystusa. Oczywiście nie będziemy przechodzić przez ulicę na czerwonym świetle.
« Miłość do siebie jest niezbędna, co innego, gdy mamy do czynienia z egocentryzmem i narcyzmem. »
Otóż to, gdy odrzucimy egoizm i egocentryzm, to jaka nam zostanie miłość własna ? Jak kochamy drugiego, to trudno nie kochać siebie, gdyż to właśnie my kochamy, od nas wychodzi działanie miłosne. Pomimo nawoływań pewnych psychologów, by kultywować miłość własną, należy zauważyć, że gdy nie pokochamy innej osoby, nie będziemy wiedzieli, czym jest kochanie. Osoby, które nie obdarzyły innych miłością, po prostu nie wiedzą jak kochać siebie.
« ci, którzy są na niższym, około – psychopatycznym poziomie wymagają sprawiedliwości opartej o kary ze względu na ochronę społeczeństwa. »
Powiem, że takich trzeba leczyć.
To trochę jak Klemens Aleksandryjski (+ 215) w swoich « Kobiercach » postulował sprawiedliwą karę w sytuacji, gdy zagrożone jest dobro całego społeczeństwa, tak jak chirurg obcina zarażoną rękę, by uratować człowieka. Arystoteles w « Etyce nikomachejskiej » wyróżniał wiele aspektów sprawiedliwości, m.in. znalezienie « złotego środka ». Myślę, że Gogaczowi chodziło tu o to, że nadmierne przywiązanie do sprawiedliwości prawa stanowionego, zasłania nam ważność doskonalenia cnót, czyli sprawności do prawego postępowania przy pomocy woli i intelektu.
« to “stary wywiad” » – gdy czytam komentarze pod postem : « Grzegorz Braun cytuje w Sądzie wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona », wydaje mi się, że stary, ale jary.
Karą lub nagrodą jest adekwatna ocena – zła lub dobra. Istnieją też kary w procesie wychowawczym dzieci i młodzieży demonizowane przez lewicę aż do zrujnowania systemu wychowywania, posunięte do demoralizacji i ogłupiania.
Nie pisałem o egoizmie, pisałem o egocentryzmie i narcyzmie. Przypominam “Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.
Najważniejszymi są relacja z Bogiem, z samym sobą, z innymi ludźmi. Część ludzi jest niezdolna do miłości, lecz niektórzy z nich mogą się tego uczyć, lecząc równocześnie swoje nabyte dysfunkcje. Gorzej z tymi “najgorszymi: o których Pan pisze: “takich trzeba leczyć:
To ja się zapytam w jaki sposób – konkretnie i ponownie dopowiem – ci, którzy są na niższym, około – psychopatycznym poziomie wymagają sprawiedliwości opartej o kary ze względu na ochronę społeczeństwa. Chodzi o przestępców.
Nie ma dziś nadmiernego przywiązania wręcz przeciwnie poważni przestępcy traktowani są łagodnie. Ale zgadzam się – prymat doskonalenia cnót, czyli sprawności do prawego postępowania przy pomocy woli i intelektu – jest poza dyskusją.
Jeszcze w kwestii przywiązania- ono występuje szczególnie w formie przywiązania do złego prawa- najczęściej sprzecznego z prawem Bożym.
A co takiego jest złego w tych komentarzach?
Oczywiście będziemy, bo niby dlaczego na pustej, dobrze widocznej drodze musimy czekać, aż procedura zmiany świateł się dopełni.
To jest przerost litery prawa nad jego duchem, przestrzeganie prawa stało się mechanicznym wykonywaniem procedur, bo tak łatwo jest wyliczyć „należną” karę.
Przeto sprawiedliwość w dość osobliwy sposób przestała mieć względy nie tylko na osoby, ale i na okoliczności. Liczy się tylko zgodność z procedurą. Taki wymiar sprawiedliwości łatwo scedować na maszynę (zwaną AI). Tu przypomnę stary dowcip jak to komputer zatrudniono do spowiadania, a ten dał odpowiedź „idź i nagrzesz jeszcze trochę bo mi pokuta w ułamkach wychodzi”.
A przecież przepisy są (mam taką nadzieję) ustalane w jakimś celu, a do celu może prowadzić wiele dróg, dlaczego więc tylko jedna, arbitralnie wybrana przez jakieś anonimowe gremium doradców rządowych ma być tą właściwą, a wybór innej ma być pretekstem do okradania obywateli mandatami?
« ci, którzy są na niższym, około – psychopatycznym poziomie wymagają sprawiedliwości opartej o kary ze względu na ochronę społeczeństwa. »
Powiem, że takich trzeba leczyć.
To trochę jak Klemens Aleksandryjski (+ 215) w swoich « Kobiercach » postulował sprawiedliwą karę w sytuacji, gdy zagrożone jest dobro całego społeczeństwa, tak jak chirurg obcina zarażoną rękę, by uratować człowieka.
Kara nigdy nie będzie sprawiedliwa, bo sprawiedliwość najpierw daje, najpierw służy, najpierw kocha, przebacza dokonuje ofiar i poświęceń… a później już nie ma miejsca na karanie.
Do sprawiedliwości mogą pretendować umowy i prawa określające prawo w zamian za ściśle umówiony i spełniony obowiązek. Nigdy kary.
Jeśli chodzi o zagrożone dobro – zwłaszcza całego społeczeństwa (a takim jest dobro wspólne narodu którego ono jest , a zarazem jest jego własnością niepodzielną i niezbywalną, konieczną jako stabilizator bezpieczeństwa całego społeczeństwa i organizacji zaspokajania jego potrzeb dalekowzrocznych, a za nimi i bieżących);
– to żadne manipulacje na sprawiedliwości (czy prawie) nie są w stanie usunąć przyczyny tego zagrożenia.
– A to dlatego, że dobro jest cechą naszej prawości, a ta składa się na naturę ludzką. – Ta jest zaś wartością wyższego rzędu jak sprawiedliwość. Sprawiedliwość (a więc i prawo) nie sięga w sfery natury ludzkiej, w tym ludzkiej prawości, a tym bardziej moralności, człowieczeństwa dojrzałego oraz świętości, które są odpowiednio wartościami wyższego rzędu jak prawość).
– – Jest więc odwrotnie – to prawość określa co jest sprawiedliwe, a co nie, natomiast sprawiedliwość niczego nie jest w stanie uczynić prawym, w tym dobrym.
W sytuacji kiedy zagrożone jest dobro wspólne narodu czy całego społeczeństwa ład może przywracać tylko moralność, bo to ona jest ludzką wartością duchową i wspólnotową bezpośrednio wyższego rzędu jak prawość, a więc jest w stanie wyegzekwować pozycję dobra odpowiednią dla ludzkiej natury, czyli służebną moralności, a w razie potrzeby interweniować w obronie koniecznej i przywracać ład.
Podkreślić trzeba że kiedy do dzieła wkracza moralność (cnota walki), sprawiedliwość (cnota pracy) musi być podporządkowana bo jest wartością niższego rzędu jak moralność. – Oczywiście i powoływanie się na prawo też jest tutaj bez sensu.
Najpierw muszą być obronione podstawy prawości (przedmiotowe dobro „całego społeczeństwa”),
a w tym i to co jest ludziom naturalne, żeby odnowić i przywrócić system sprawiedliwości ludzkiej i wspólnotowej, aby tam, gdzie dana patologia potrafiła zaistnieć, podjąć takie środki zaradcze, w tym wychowawcze, aby naród i społeczeństwo lepiej jak dotąd pilnowały swoich dóbr i nie zostawiały miejsca na agresję patologii,
(…) Myślę, że Gogaczowi chodziło tu o to, że nadmierne przywiązanie do sprawiedliwości prawa stanowionego, zasłania nam ważność doskonalenia cnót, czyli sprawności do prawego postępowania przy pomocy woli i intelektu.
Tak, ale to dla innych sytuacji. W tym konkretnym przypadku już liczą się nie cnoty sprawiedliwości, a cnoty moralności.
Nie rozumiem tego fragmentu- w kontekście sprawiedliwej lub niesprawiedliwej kary stosowanej przez prawo, a przedtem, zgodnie z tym co wiemy z Biblii, przez samego Boga.
“Nie rozumiem tego fragmentu- w kontekście sprawiedliwej lub niesprawiedliwej kary stosowanej przez prawo, a przedtem, zgodnie z tym co wiemy z Biblii, przez samego Boga”.
Myślę że wielu tego nie rozumie.
Przede wszystkim, to w tym pytaniu jest sprzeczność, bo prawo ma sens tylko wobec spraw umownych, nigdy osadzonych w sprawiedliwości, naturze, życiu i czasie.
Prawo ma sens swojego istnienia tylko wewnątrz cnoty sprawiedliwości, jako jej narzędzie wewnętrzne i służebne jej i jej celom ludzkim i wspólnotowym – a więc ludziom w ich naturze i powołaniach, i ich wspólnotom ducha, w tym ich dobru wspólnemu a zarazem własności niepodzielnej i niezbywalnej.
Z pytania wynika też że prawo miało by mieć podmiotowość. To fałsz. – Nie ma. W podobny sposób faszyści przyznają podmiotowość państwu, a socjaliści kolektywowi, po to żeby ukrywając się za ich fasadami robić wszystko co im się uroi i wymuszać co chcą, sięgać po owoce swoich dowolnych uzurpacji i zbrodni.
“Prawo sprawiedliwe” (jako zdolne do wymierzania “kar sprawiedliwych”) to oksymoron, bo ono jest tylko narzędziem – ono nic nie może wymierzać, o niczym decydować, a “prawo niesprawiedliwe” to wprost bezprawie, więc w ogóle mówić o nim nie powinniśmy jako o prawie tylko o patologii prawa.
Prawo karzące jest niesprawiedliwe, czyli to patologia prawa.
Prawo karzące to nic innego jak zwalczanie zła innym złem i to złem gorszym czy większym jak zło zwalczane. – Ma więc organiczną niezdolność do bycia w służbie sprawiedliwości, bo wprowadza patologię “gorszą czy większą” i to faktycznego bezprawia zza fasady majestatu prawa.
Cały system życia społecznego i politycznego robi się z tego powodu coraz bardziej patologicznym, w tym antynarodowym, ludobójczym i antyludzkim czyli satanistycznym.
To dlatego jako chrześcijanie mamy nie przeciwstawiać się złu, a zło dobrem zwyciężać. – Wciąż „patrzeć końca”, czyli myśleć o tym „co powinno być” u wyznaczanych sobie celów, bo duch ludzki (a więc i świadomość i wolna wola człowieka i godność osobowa, wstydliwość i wrażliwość na innych oraz sumienie) zawsze musi być u celu i poprzedzać człowieka w drodze do niego.
Mamy przykład przed oczami. PiS i PO (KO) przeciwstawiają się złu – ale nie jako takiemu, a tylko złu drugiej strony ich monety Popis, spadkobierstwo bandyckiej zmowy okrągłego Stołu, zasady “ręka rękę myje” (my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych. PiS zwalcza PO, a PO zwalcza PiS. Zwalczają się nawzajem ale chcąc karać i niszczyć, a nie tak żeby w każdym przypadku doprowadzać do wykrzewienia zła, ale od razu instalować na zwolnionym miejscu dobro.
Z tego wynika taka walka, że nie tylko o dobru i celach dobra ludzkich i wspólnotowych w tym dobru wspólnym Narodu Polskiego nikt z nich nie myśli, ale i kamień na kamieniu nie zostaje z Polski i Narodu Polskiego.
Nie zostaje, bo i obie strony mają swoich „panów i władców” zainteresowanych właśnie tym, żeby nie zostawało.
Poza tym o PiS-ie i PO nie powinniśmy mówić jako o partiach politycznych, bo „polityczne” jest zawsze najpierw moralne moralnością narodu, którego jest dane państwo, a politycy najpierw muszą być lojalni wobec tego narodu. – A one tych powinności nie spełniają.
Poza tym to niby dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że „upodmiotowione prawo” by miało robić coś sprawiedliwie jeżeli może mu wystarczyć zdolność karania “w imię sprawiedliwości”, „w imię narodu”, “w imię Boga” czy w imię czegokolwiek, dowolnej siły, dowolnego interesu, dowolnego autorytetu, dowolnej filozofii w tym dowolnego idealizmu, dowolnej utopii, dowolnej ideologii?
– Ponadto gdy korekt prawa czy obowiązujących interpretacji mogą dokonywać sami prawnicy i wykonawcy prawa, czy sędziowie?
Odkąd mamy przykazanie miłości wzajemnej (“Nowe przykazanie wam daję, abyście się nawzajem miłowali”), to przede wszystkim ono określa co jest sprawiedliwe.
– To miłość powoduje że osoba kochająca najpierw daje i najpierw myśli o dobru wspólnym jak własnym, uzdalnia do ofiar, poświęceń i przebaczań ze stratą.
To że “przedtem Bóg karał” to nie dlatego że to były kary sprawiedliwe, czyli dające każdemu co mu się należy, wprowadzające równość brania i dawania;
– a że były to kary wychowawcze, czyli nakierowane na przyszłość, oczekującą sprawiedliwości i od wychowanków, gdyż sprawiedliwość może zaistnieć tylko przy miłości uzdalniającej do dawania więcej i najpierw jak do brania.
Wielu tego nie rozumie, bo zaraz patrzy od strony korzyści materialnych i dla potrzeb bieżących, w sensie należności do brania;
– a nie najpierw duchowo w sensie konieczności dla wypełniania powołań i wywiązywania się ze służebności.
Zamiast „kar sprawiedliwych”, które miałyby przywracać zaburzoną sprawiedliwość ładu życia publicznego w danej społeczności powinny być i mogą być wyroki w ramach sprawiedliwości, czy przywracające zaburzoną sprawiedliwość.
Kary wychowawcze nigdy nie odwołują się do sprawiedliwości, a do moralności – i to nie do etyki (bo ta też jest prawem), nie do Przykazań Bożych (bo dotyczą natury ludzkiej – prawości, a nie moralności. – Nie mają na celu skutków doraźnych, a dalekowzroczne – zapobieganie zbrodniom).
Warto tu zwrócić uwagę że stosowanie narzędzi prawa do zbrodniarzy jest bez sensu. – Oni szybko nauczą się omijania prawa, w tym korumpowania prawa, a później już bezczelnego robienia sobie kpin z “prawa sprawiedliwego” – bo oni “mają prawa” – prawa „do egzekwowania ich po trupach”, niezależne od sprawiedliwości, prawości, moralności, człowieczeństwa dojrzałego i świętości ludzkich prawa wynoszonego nad ludzkie wartości i ich cele, a więc prawa satanistycznego.
Poza tym im się opłaci ponieść karę, bo to zawsze niska cena za zbrodnię zdrady człowieczeństwa.
Z Dekalogu nie wynika żeby Przykazania Boże były zbiorem zakazów i nakazów, żeby można było je nazywać prawem i za wykroczenia karać.
To tylko interpretacja, początkowo dająca się przyjąć, bo Dekalog był adresowany do mentalnych niewolników, którzy innego języka jak kary i nagrody by nie zrozumieli.
Przejście do życia duchowego, uczuciowego i moralnego wymagało rozłożenia procesu wychowawczego ludzkości w czasie…
– Było to konieczne, bo chcąc to robić za pomocą instrumentu prawa, prawo staje się narzędziem tresury typowo stosowanej wobec dzikich zwierząt (a w tym sensie i tresury „gojów”), a nie wychowania odwołującego się do ducha ludzkiego, ludzkich powołań i ludzkiej natury.