Kwestia naczelnego katechety – pod refleksję
Naczelny katecheta USA – J.D. Vance
Media amerykańskie pytają „Czy J .D. Vance próbuje dodać stanowisko `naczelnego katechety` do swoich licznych obowiązków? „jako że wiceprezydent odwołuje się do zasad teologicznych opracowanych przez świętych: Augustyna i Tomasza z Akwinu .
Daje to do myślenia, że „zasady katolickie mogą wkrótce odegrać bezprecedensową rolę w sporach politycznych”.
W USA zamieszkuje ok. 23 % katolików i odsetek ich rośnie a wiceprezydent Vance należy do tych nowych katolików, bo stał się katolikiem dopiero w 2019 r. a sam twierdzi, że katolicka nauka społeczna odegrała ważną rolę w jego nawróceniu.
Vance na platformie X podjął temat „ordo amoris” (– właściwie uporządkowanej miłości) czym spowodował ożywioną dyskusję i wpis został wyświetlony ponad 11 milionów razy. („Naczelny katecheta USA?” Wiceprezydent Vance wprowadza do dyskursu katolickie zasady moralne -https://opoka.org.pl/News/Swiat/2024/naczelny-katecheta-usa-wiceprezydent-vance-wprowadza-do)
Co więcej głosi dezaprobatę wobec aborcji, wobec łamania podstawowych wolności religijnych, wobec karania modlących się w imieniu nienarodzonych, wobec obywateli podejrzanych o popełnienie przestępstw myślowych…..Wypowiedział zatem postępowcom, nie tylko Europy, wojnę ideologiczną.
W ostatnich latach nasi intelektualiści nieraz przestrzegali przed tym co nas czeka jak tylko dotrą dewiacje, deprawacje, które już są powszechne na Zachodzie (antykultura unieważniania – cancel culture, lGBT….)
Po wygraniu wyborów przez Trumpa i podejmowanych już decyzjach w sprawie uporządkowania świata tradycyjnych wartości raczej winniśmy się modlić, aby to co jest już na Zachodzie przyszło do nas jak najszybciej.
Wiceprezydent Vance jako naczelny katecheta USA w porządkowaniu świata wartości może odegrać ważną rolę, ostatnio powoływał się z najwyższym uznaniem na św. Jana Pawła II, którego w Polsce można lżyć bezkarnie.
Nieraz (jeszcze przed wyborem Trumpa) na bazie własnych doświadczeń pisałem, że degradacja tradycyjnego świata wartości u nas czasem wyprzedza to co jest na Zachodzie np. Hunwejbinizm i cancel culture https://blogjw.wordpress.com/2023/07/25/hunwejbinizm-i-cancel-culture/ „Takim zjawiskom należy przeciwstawiać się „siłom i godnościom osobistom”, ale – o dziwo –nawet ostrzegający przed cancel culture z Zachodu, sami niejako kasują naszą rodzimą cancel culture.”
Czy Ku jakiej cywilizacji zmierza świat akademicki? https://blogjw.wordpress.com/2022/02/20/ku-jakiej-cywilizacji-zmierza-swiat-akademicki/
„Nieco jednak moglibyśmy od Zachodu przejąć na drodze do ocalenia cywilizacji łacińskiej przenikanej latami przez wpływy cywilizacji turańskiej. Straszenie Zachodem wywołuje nieraz paraliż umysłów i schizofreniczne odruchy solidaryzowania się akademików ze wschodnim sąsiadem (na przykład List otwarty do Narodu Rosyjskiego i władz Federacji Rosyjskiej sprzed kilku lat). Niewątpliwie lewacki marsz przez instytucje postulowany przez Gramsciego ma odpowiednie przygotowanie…. Praktykowany w domenie akademickiej system wartości (właściwie antywartości) niewiele ma wspólnego z cywilizacją łacińską. Otwarte jest zatem pytanie: ku jakiej cywilizacji zmierza świat akademicki? Dobrze, aby nad tym pochylili się nasi intelektualiści, chociaż w naszej domenie akademickiej nie widać następcy Feliksa Konecznego”.
Naczelny katecheta Polski – Marian Turski
W Polsce w naczelnego katechetę wcielił się Marian Turski propagujący tzw. XI przykazanie „nie bądź obojętny” wśród dorosłych i dzieci, czym zyskał sobie miano autorytetu moralnego. Podczas okupacji niemieckiej był więźniem KL Auschwitz i nie tylko, ale po wojnie nie był obojętny na instalację komunistycznego systemu. Popierał ten system zła na froncie propagandy a był co najmniej obojętny na tragiczny los Żołnierzy Niezłomnych, także współwięźniów KL Auschwitz (rtm. Witold Pilecki).
W swoich „katechezach” nie wraca do tych kwestii, a nakazuje innym, aby byli nieobojętni na każde zło. Jakoś tych nakazów nie kieruje do siebie a uchodzi za autorytet moralny i ma możliwości publicznie głosić swe „przykazania” aprobowane/wspierane także przez katolików. Jak to jest możliwe w kraju katolickim?
W Polsce jeszcze w 2011 roku katolicy stanowili 87,8% populacji w 2011 r. gdy 10 lat później tylko 71,4%. Liczba katolików zatem szybko spada, czyli inaczej niż w USA.
Jakoś z tym spadkiem koreluje się kariera tzw. XI przykazania i jego propagatora, choć to przykazanie jakby unieważniało Dekalog, na którym katolicy winni się opierać. Nawet środowiska kościelne nagradzają, wyróżniają Mariana Turskiego, co musi budzić konsternację i pytanie o stan naszego katolicyzmu.
Na naukach Mariana Turskiego opierają się nihiliści, którzy nie są obojętni na kult św. Jana Pawła II dokonując bezkarnego znieważania/lżenia świętego w przestrzeni publicznej, podobnie jak wszystkiego co się kojarzy z wiarą.
Na jego nauki powołują się tęczowi, wulgarne, proaborcyjne aktywistki Strajku Kobiet. Wyznawcy nauk Mariana Turskiego nie są obojętni na walczących o niepodległość Żołnierzy Niezłomnych nazywając ich przeklętymi, bandytami, profanując ich pomniki. Wśród admiratorów „katechezy” Mariana Turskiego jest Franciszek Vetulani, znany krakowski nihilista, mający jednak wielu zwolenników, także wśród kadry akademickiej najstarszej polskiej uczelni, nie tylko Jana Hartmana negatywnie wpływającego na młodzież akademicką przy aprobacie/wsparciu pozostałych akademików.
Poświęciłem tym sprawom książeczkę.” XI przykazanie? Przestroga przed obojętnością nieobojętnych” (https://blogjw.wordpress.com/xi-przykazanie/) uzasadniając, jak potrafię, że
„XI przykazanie „nie bądź obojętny” po unieważnieniu Dekalogu łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany nihilizm.”.
I co? I nic. Nie wzbudziła większego zainteresowania, jest pomijana także w mediach katolickich, nie doszło do polemik, krytycznych recenzji, alternatywnych punktów widzenia ważnych w końcu dla katolików zagadnień. Ja nie mogłem być obojętny na karierę tego „przykazania” ale spotykam się z obojętnością innych.
Marian Turski, jak można go określić „naczelny katecheta Polski” po anulowaniu Dekalogu tryumfuje i to w jednym z najbardziej katolickich krajów. Ale warto przypomnieć, że „Dekalog” Kieślowskiego uważny przez zachodnich filmowców za jeden z najważniejszych filmów światowego kina cieszył się na Zachodzie ogromnym zainteresowaniem, znacznie większym niż w Polsce. Nagrody to dostawał na Zachodzie, a obecnie niemal zapomniany przez Polaków, jakby wyparty przez karierę XI przykazania!
Także zainteresowanie „Czarną Księgą Komunizmu” na Zachodzie było ogromne a u nas mizerne. Tak jakby Polacy nie chcieli dziś wiedzieć, że zgodnie z „cywilizacją komunizmu” należało akceptować etykę nikczemnego postępowania i po medialnym obaleniu komunizmu nawet wielu uważających się za antykomunistów postępuje zgodnie z tą etyką, zaprzeczeniem etyki chrześcijańskiej cywilizacji. Trudno się dziwić, że komuna wraca, a tak naprawdę nigdy nie odeszła, chyba że na wyższe stanowiska.
Świat antywartości z „cywilizacji komunizmu” jakby przytłaczał wartości cywilizacji chrześcijańskiej.
Nie może zatem dziwić, że naczelnym katechetą i autorytetem moralnym w Polsce jest Marian Turski a katechezy św. Jana Pawła II odchodzą w niepamięć, lżone przez wyznawców XI przykazania.
Na najstarszej polskiej uczelni wykładowcę etyki Karola Wojtyłę zastąpił Jan Hartman,
wielki wyznawca pokrętnej etyki Mariana Turskiego
Czy jest szansa, aby doszło u nas do zmiany na stanowisku naczelnego katechety?
Św Tomasz z Akwinu twierdził, że reakcją na zło winien być gniew,
a ten kto nie reaguje gniewem na nikczemności, niegodziwości sam jest niemoralny.
A wielu katolickich Polaków postępuje zgodnie z nakazami ideologów marksizmu wykazując obojętność na zło. Można powiedzieć, że cywilizacja Solidarności oparta na wartościach chrześcijańskich zostaje zastępowana przez antykulturę unieważniania, także tych wartości. Wobec wykluczonych za respektowanie wartości cywilizacji chrześcijańskiej, Dekalogu, wyznawcy XI przykazania -niby tego sformułowanego przeciwko wykluczeniom – zachowują co najmniej obojętność, a nawet częściej wrogość, w każdym razie wzmacniają wykluczenie.
Czy nie należałoby w Polsce zmienić naczelnego katechetę? Może otworzyć się na przykład ze „zgniłego” Zachodu?
“W Polsce jeszcze w 2011 roku katolicy stanowili 87,8% populacji w 2011 r. gdy 10 lat później tylko 71,4%. Liczba katolików zatem szybko spada, czyli inaczej niż w USA.
Jakoś z tym spadkiem koreluje się kariera tzw. XI przykazania i jego propagatora, choć to przykazanie jakby unieważniało Dekalog, na którym katolicy winni się opierać. Nawet środowiska kościelne nagradzają, wyróżniają Mariana Turskiego, co musi budzić konsternację i pytanie o stan naszego katolicyzmu.
Na naukach Mariana Turskiego opierają się nihiliści, którzy nie są obojętni na kult św. Jana Pawła II dokonując bezkarnego znieważania/lżenia świętego w przestrzeni publicznej, podobnie jak wszystkiego co się kojarzy z wiarą.
Na jego nauki powołują się tęczowi, wulgarne, proaborcyjne aktywistki Strajku Kobiet. Wyznawcy nauk Mariana Turskiego nie są obojętni na walczących o niepodległość Żołnierzy Niezłomnych nazywając ich przeklętymi, bandytami, profanując ich pomniki”
____________________________________
Dobry felieton. Słomiani patrioci mogliby skorzystać z tego wątku, ale gdzie tam, wolą uprawiać swoją propagandę dla idiotów. A Mosze Turski rzeczywiście nie był obojętny na zło wielokrotnie je popierając.
Na stan polskiego katolicyzmu ma wpływ przede wszystkim brak lustracji i dekomunizacji duchowieństwa. I wydaje się, że im dalej w czasie tym gorzej, bo umoczeni przez socjalistów za czasów PRL obsiedli kluczowe funkcje i po myśli możnych wrogów Polski i katolicyzmu, promują podobnych sobie następców.
przede wszystkim brak lustracji i dekomunizacji duchowieństwa
Tu się trzeba cofnąć do przyczyny. Np. to, że od razu po wojnie seminaria zapełniły się “tajną, komunistyczną agenturą” prowadzoną przez oficerów UB i SB, a później jeszcze musiały dojść prowokacje i zbieranie haków żeby mogli wszyscy awansować.
– To samo, a nawet gorzej było z sądami (bo Stalin rzucił tu od początku swoje sprawdzone najgorsze kanalie) i stanowiskami po polskiej inteligencji, w tym na uczelniach.
– A tego z kolei przyczyna była w zdradzie Aliantów, a i ona miała swoją przyczynę w finansowaniu obu stron tej wojny przez tą samą grupę.
– Może i to jeszcze miało swoją przyczynę w w ustanowieniu banków centralnych jako nie narodowych, a prywatnych, a więc poza kontrolą ideową i moralną.
Może i to jeszcze miało swoją przyczynę w … a w końcu w starożytnych działaniach Bestii.
– A to też musiało mieć swoją przyczynę b braku czujności ludzi normalnych … i w ich niezrozumieniu Dekalogu.
I wydaje się, że na tym Xi “Przykazaniu” kółko się zamyka.
… Tylko trzeba nie być biernym – oczywiście nie na sposób Turskiego, a Pana Jezusa:
J 13, 34Â „Przykazanie nowe11 daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. 35Â Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowaliÂť”
– W skrócie można powiedzieć” “Miłujcie się wzajemnie.
– Tylko żeby to zrozumieć to też trzeba jeszcze dorosnąć… do zrozumienia Krzyża.
No właśnie. Zrozumienie Krzyża, to też pełnienie uczynków miłosierdzia i co do ciała i co do duszy. KK zdefiniował na przestrzeni wieków 7 takich i 7 takich. Zwłaszcza uczynki miłosierdzia co do duszy (w końcu ona jest nieśmiertelna) mają w tej dyskusji znaczenie.
Nie o to mi chodziło. Miłość wzajemna wypracowuje sferę dobra wspólnego w której kochające się osoby są jednym tak w duszy, jak w duchu. poza tym osoby się kochające wzajemnie zachowują i pewne cechu tożsamości osobistej nie uczestniczące w tym dobru wspólnym. – One zaś mogą być nawet w konflikcie.
Ponadto Krzyż to miejsce w którym Jezus Chrystus jest tym dobrem wspólnym, w którym osoby się kochające wzajemnie są jednym.
Tak że konflikty mogą być, ale gdy obie strony kochają się wzajemnie, to albo “dla Niego” się pogodzą, albo On im pomoże.
Natomiast łączenie Krzyża z miłosierdziem jest moim zdaniem błędne. Przede wszystkim dlatego że miłosierdzie jest łaską jednostronną. – Jak każda łaska rozwiązuje problemy osoby potrzebującej, ale pod warunkiem że pod kontrolą łaskawcy, i że ta osoba będzie współpracowała z łaskawcą.
Miłość może darować winy osobie kochanej. – Miłosierdzie w ogóle nie patrzy na winy czy grzechy – skupia się na tym, żeby ratować osobę potrzebującą z opresji zagrażającej jej życiu, czy jej godności osobowej czy jej powołaniom.
Jedno co mają wspólne, to dają drugą szansę.
Chyba jednak miłosierdzie patrzy PRZEDE WSZYSTKIM na winy i grzechy. Z dwóch powodów. Albo je widzi, uznaje za zło i przebacza. Albo przed nimi ostrzega (na tym głównie polegają uczynki miłosierdzia co do duszy). Myślę, że w Krzyżu mieszczą się oba dwa.
Miłość i miłosierdzie mogą współpracować, ale najpierw musi być miłość. – Coś jak bomba atomowa, która poprzedzać musi wybuch bomby wodorowej.
Miłość działa oddolnie, wspierając osobę kochaną, a miłosierdzie odgórnie – wyciągając ją z opresji, ale i działa warunkowo, bo nie każda osoba, da radę uratować każdego z każdej opresji, zwłaszcza gdy osoba ratowana nie współpracuje z osobą ratującą.
Ponadto dlaczego miłosierdzie (która ze swojej natury wyraża relacje braterstwa wewnątrzwspólnotowego, tylko warunkowo otwartego i na członków innych społeczności jako członków wspólnoty powszechnej wszystkich ludzi), miałaby wchodzić w sprawy relacji osobistych (które dotyczą miłości)?
– Np. w biblijnym przypadku ofiara którą ratował Samarytanin była mu nieznana, więc i związku osobistego nie było.
A tak w ogóle to niby dlaczego miłosierdzie by miało wchodzić w kompetencje miłości w sprawach przebaczenia?
Miłość przebacza w ten sposób, że osoba kochająca bierze na siebie winę czy grzech osoby której przebacza i w ten sposób dźwiga już w życiu ciężar krzyża
niezawinionego.
To wyraża i Krzyż naszego Pana i każde ludzkie faktyczne przebaczenie (bo bywają i przebaczenia fałszywe w postaci puszczenia winy w niepamięć, po czym sytuacja się powtarza, a nawet osoba której przebaczono głupieje i uznaje że miała rację, czy prawo po czym powtarza złe czyny i żąda jeszcze kolejnych przebaczeń…).
Przecież miłosierdzie wypływa z miłości, można powiedzieć, że jest jej efektem, jakimś rezultatem.
Owszem, wypływa – tylko jak?
Do tego, co już napisałem o poprzedzaniu, to dodam, że miłosierdzie jest jedną z form braterstwa, a to też forma miłości, tyle że wewnątrzwspólnotowej.
– Ta forma miłości zaś wiąże się za odpowiedzialnością za wspólnotę i jej członków w potrzebie (co dotyczy i członków wspólnot obszerniejszych, sięgających i po wspólnotę wszystkich dzieci Bożych, a więc i dobrze rozumianej wspólnoty w człowieczeństwie, jednak tylko o ile ktoś jest im w stanie pomóc nie szkodząc sobie ani członkom swoich bliższych wspólnot (narodu czy rodziny).
A jest jeszcze jedna sprawa. Jezus może kochać i przebaczać nawet grzechy niepopełnione jeszcze, mocą miłości między osobowej, bo On jest Bogiem, a więc i funkcjonuje w ciele i w czasie, ale funkcjonuje też Duchem i poza czasem, więc i zna różne warianty naszego postępowania i potrafi przewidzieć co zrobimy, oczywiście przebaczać jeżeli będziemy chcieli się nawracać do normalnego życia. – Ludzie takiej zdolności nie mają.
A miłosierdzie kończy się nie tylko z życiem, ale i z wolnością. – A Jezus na Krzyżu był uwięzionym.
– Nie mógł zejść z Krzyża i ratować grzesznika z opresji w którą zresztą sam się wpakował, a nawet mógł chcieć w tym stanie trwać – jak ten drugi złoczyńca, który był z Nim współukrzyżowany.
Nie mógł przebaczyć tym co Go krzyżowali bo nie wiedzieli co czynią, więc i nie mógł nawet przyjąć ciężaru ich grzechu, bo dokąd żył, to przyjmując na siebie ich grzech trwający, sam by siebie krzyżował. Pustosłowiem by było przebaczenie grzechu trwającego.
– Jest też decyzją wymagającą sprawdzenia możliwości ze względu zobowiązania już podjęte z mocnym postanowieniem ich dotrzymania (a one są zachowywane w sercu, dokładniej to w sumieniu).
– Wiąże się też z wolnością i równym traktowaniem wewnątrz wspólnoty, a na zewnątrz z zachowaniem priorytetów. – Ludzie prawi zawsze takiego sprawdzenia dokonują, więc i dla nich nawet chcieć, znaczy móc.
Jeszcze takie podsumowanie:
Gdyby tak Jezus chciał okazać miłosierdzie ogółowi grzeszników z Krzyża, to by musiał z niego zejść i każdego podnosić za kołnierz z jego grzesznych upadków i przywracać do normalnego życia, i tak z każdym do końca świata, i to nawet jakby nie chcieli.
Moim zdaniem nie tylko że to absurd i łamanie woli wolnej człowieka, to żadnego sensu by to nie miało, zaś wobec tych co by się nie chcieli nawracać i zaprzestawać grzeszenia (nawet bez świadomości dlaczego to robią), byłby współwinnym.
Dlatego wierzący otrzymują przebaczenie grzechów (dostępują miłosierdzia wypływającego z miłości) w sakramencie chrztu a jak zgrzeszą potem to w sakramencie pokuty.
Moim zdaniem, ani przebaczenie grzechów (w sakramencie pokuty), ani sakrament chrztu świętego nie mają nic wspólnego z miłosierdziem.
W obu przypadkach mamy do czynienia z aktem mocnego postanowienia grzesznika co do odwrócenia się grzesznika od grzechu i dalszego życia w pojednaniu z ludźmi i Bogiem;
lub aktem mocnego postanowienia rodziców i rodziców, i rodziców chrzestnych
Chrzest opiera się na szczegółowym wyznaniu zasad wiary i serii wyrzeczeń, aby żyć w wolności dzieci Bożych tak chrzczonego przez nich dziecka, jak i rodziców, i rodziców chrzestnych. Zawiera więc z jednej strony włączenie dziecka do Kościoła jako wspólnoty wiary zbudowanej na Jezusie Chrystusie jako jego Głowie, a z drugiej strony wyraża przyrzeczenie rodziców, i rodziców chrzestnych do odpowiedniego wychowania dziecka.
W obu przypadkach następujące tu przyrzeczenia, wyrzeczenia są i mocnymi postanowieniami na przyszłość w sercach osób je składających, które podniesione zostają do rangi świętych mocą sakramentu.
Sakrament chrztu ma moc zmazywać i wpływ na osobę chrzczoną nie tylko jej grzechów popełnionych, ale i mogących mieć wpływ na osobę chrzczoną i grzechów jej przodków nie popełnionych przez nią, ale wciąż będących dla niej zagrożeniem powrotu do nich, aż po grzech pierworodny.
Dobre wychowanie oznacza więc nie tylko nauczenie dziecka nie grzeszenia, ale i życia wiarą Kościoła i miłością wzajemną, w tym miłością Boga jedynego ze wszystkich sił.
Od tej pory osoba ma zdolność przejścia swojego życia bez grzechu, jednak pod warunkiem, że rodzice, i rodzice chrzestni oraz Kościół dobrze wychowają dziecko i jego sumienie.
A to są wciąż dość rzadkie przypadki, bo … ludzie przeważnie nie rozumieją Dekalogu, a traktowanie go jak prawo (nawet Prawo Boże, czy Prawo Naturalne), a więc seria zakazów i nakazów zdecydowanie nie wystarczy, a nawet łatwo może doprowadzić do obłudy typowej dla faryzeizmu i jego dzisiejszych odmian.
Starczy popytać rodziców, i rodziców chrzestnych oraz katechetów o sposoby jakimi nauczyli ochrzczone dzieci nie pożądać.
Specjalnie tu podałem najtrudniejsze (a już Jezus o tym mówił) w kontekście przebaczenia – bo właśnie to jest największe niebezpieczeństwo zniewolenia ludzkości przez tych którzy kuszą obiektami pożądania, a nawet celowo wychowywać chcą na już niezdolnych do radzenia sobie z pożądaniami.
Jest więc ostatni dzwonek, żeby jeszcze uratować co się da, i to na pewno nie przez magiczne rozumienie łaski przebaczenia, miłości która przebacza zapominając i miłosierdzia które w kontekście przebaczenia choćby tylko grzechów pożądania jest pustosłowiem.
Dobre wychowanie religijne (i wogóle wszelkie inne) polega na pokazaniu własnym przykładem i nauczenia, zachowywania przykazań Bożych i kościelnych.
Tak, tyle że to w kontekście tego co piszę w końcówce powyższego komentarza zdecydowanie nie wystarczy;
– może wystarczy w jakichś stabilnych i przyjaznych warunkach zewnętrznych, ale już nie pod presją zmian i wrogich agresji;
– nie wystarczy nie robić źle, a przykazania zachowywać tam, gdzie sami coś przedsiębierzemy w oparciu o nauki;
– – bo prawa i przykłady działają w oparciu o to, co już było doświadczone jako złe, czy wynaturzone i nieprawe, zbrodnicze, czy antyludzkie;
– – – a nie sięgają do źródeł patologii, żeby nie tylko że nie czynić źle, ale dobrze, i na ile oraz dla jakich celów i ponadto dla celów dobra ludzkich i wspólnotowych.
Problemów jest tu mnóstwo, bo ludzka tożsamość i odpowiedzialność za konsekwencje podejmowanych decyzji, dokonywanych dzieł, przyjmowanych postaw czy relacji międzyosobowych ma nie tylko wymiar osobisty, po czym już ma nastąpić jakieś rozliczenie z Panem Bogiem.
To dopiero wstęp, a schody zaczynają się dopiero od zrozumienia istoty ludzkiej prawości, w tym natury osobowej człowieka (z osobą ludzką rozumianą jako wspólnota ducha ludzkiego, duszy ludzkiej i ciała ludzkiego), czy zrozumienia istoty sumienia, woli wolnej czy godności ludzkiej i jej trzech wymiarów: osobistej, osobowej i wspólnotowej);
– w tym przykazań Bożych rozumianych jako punkty sprzeciwu sumienia na każdym kroku dnia codziennego, a zwłaszcza w relacjach z władzami, czy innymi osobami naciskającymi na nasze określone decyzje, wybory czy postawy.
Do tego postawy dla sytuacji stabilnych są zawodne, bo wystawiają nas na żer agresorów umiejących przewidzieć nasze zachowania i każdą okazję wykorzystać dla swojej korzyści, czy raczej zysku, bo kosztem “jeleni”.
Jako skupieni na relacjach osobistych w sprawach wiary i Kościoła, czy religii wręcz musimy przegrywać z grupami zorganizowanymi, a nam wrogimi.
– To tyle co dać się podzielić czy skłócić jakiejś władzy chcącej nas zniewolić.
Wszelka przestępczość zorganizowana z łatwością opanuje wszelkie władze i pozostanie bezkarna.
Jedyne nasze tarcze to sfery osobowa i wspólnotowa, a i to skoncentrowanych na swoim dobru wspólnym.
Tu już trzeba szukania i mądrości, i nauki własnej i nieustającej, i organizowania się, i ofiarności, odwagi, męstwa i waleczności;
– już nie nastawionych na odpowiednie postawy wobec zła, ale zdrady i korupcji, kłamstwa i manipulacji, deprawacji, wynaturzeń i demoralizacji, zezwierzęcenia czy antyczłowieczeństwa, przemocy (gwałtu), czy terroryzmu, praw, władz i ekonomii (czyli bandyckich wymuszeń); wynoszenia narzucanych nam praw czy władz nad ludzkie wartości, nad życie wspólnotowe, w tym rodzinne, nad nasze powołania w tym do wolności i odpowiedzialności, do miłości i nienawiści rozumianych jako naturalne emocje…
Dobrze by było mieć i tutaj dobre przykłady i nauczania, bo jak tak dalej pójdzie jak idzie, to już nie będzie komu dawać przykładu i nauczać, oraz nie będzie zainteresowanych.
Wiadomo, że w takich sprawach jak nauczanie najważniejszych rzeczy, potrzebnych do zbawienia, trudności będzie zawsze bardzo dużo. Zarówno we wnętrzu człowieka jak i na zewnątrz. Zły duch albo bezpośrednio, albo przez swoich ludzi będzie dążył do tego, aby przykazania nie były zachowane a przez to wielu nie osiągnęło zbawienia.
Przepraszam, że się wtrącam do rozmowy, ale to co Pan napisał jest po prostu nieprawdą, a chodzi mi o to zdanie “Od tej pory osoba ma zdolność przejścia swojego życia bez grzechu, jednak pod warunkiem, że rodzice, i rodzice chrzestni oraz Kościół dobrze wychowają dziecko i jego sumienie.”
Nikt z nas ziemian nie zdolności przejść przez życie bez grzechu .Tylko Maryja, Matka Syna Bożego była bez grzechu.
W tak zasadniczej prawdzie naszej wiary napisał Pan głupotę i dlatego nie chce mi się już czytać reszty Pana wywodów.
W międzyczasie naczelny katecheta zmarł https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/721644-zmarl-marian-turski-mial-98-lat. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
Tak.
Jednak myślę że tak postawiona pamięć o powołaniu do bycia zbawionym to szukanie drogi do nieba “na skróty”.
– To by było tak jak z miłością Boga a zapomnieniu o tym że Bogu nic nie można ofiarować, czego by nie miał. – Tak więc i miłość ku Bogu, którego się nie widzi, można realizować tylko przez miłość ku ludziom, których się widzi.
Podobnie i ze zbawieniem.
Sam człowiek nie jest się w stanie zbawić, a droga ku temu jest przede wszystkim przez realizację ludzkich powołań, zaczynając od powołana do życia w prawdzie jedynej, wolności i odpowiedzialności, miłości, morale osobistego, w tym godności osobistej, moralności wspólnotowej i człowieczeństwie, tym zwłaszcza godności ludzkiej jako osobowej, do posiadania i wychowania potomstwa dla dalekowzrocznie widzianej przyszłości swoich wspólnot międzypokoleniowych, a dopiero na końcu powołanie do świętości i do osiągnięcia zbawienia.
PS.
Rzuciłem okiem na wiadomości. – Dzisiaj zmarł główny bohater niniejszej notki. – Jak na razie główny go opłakujący to Trzaskowski.
Nikt z nas ziemian nie zdolności przejść przez życie bez grzechu
To wyraźnie wyznajemy inną wiarę. – Bo według mojej to sakrament chrztu świętego (przy dobrym wychowaniu) uzdalnia nas do przejścia życia bez grzechu.
Bez ciężkiego to może i tak, ale bez nawet najlżejszego to raczej niemożliwe, zbyt chyba natura jest osłabiona po grzechu pierworodnym.
No błądzi Pan prawie w każdym zdaniu, a wydaje się Panu, że tak właśnie jest jak Pan pisze, a prawda jest inna. I znowu:
“Moim zdaniem, ani przebaczenie grzechów (w sakramencie pokuty), ani sakrament chrztu świętego nie mają nic wspólnego z miłosierdziem.
W obu przypadkach mamy do czynienia z aktem mocnego postanowienia grzesznika co do odwrócenia się grzesznika od grzechu i dalszego życia w pojednaniu z ludźmi i Bogiem;
lub aktem mocnego postanowienia rodziców i rodziców, i rodziców chrzestnych.”
Mocne postanowienie wystarcza? No postanowiłam sobie jakąś chwilę temu, aby nie czytać Pana wywodów i widocznie niezbyt mocno sobie postanowiłam, bo znowu wróciłam i czytam te pańskie rozważania, ale jestem za słaba, aby panu to tłumaczyć. Wg mnie konieczna ponowna katechizacja od drugiej klasy szkoły podstawowej.
Wyznajemy całkiem inną wiarę.
“a dopiero na końcu powołanie do świętości i do osiągnięcia zbawienia.”
To powinno być na początku. Każdy z nas jest powołany do świętości i zbawienia.
Sześć Prawd Wiary
1. Jest jeden Bóg
2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze
3. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna
6. Łaska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna
Mocne postanowienie wystarcza?
Oczywiście że nie wystarcza. tyle że jest potwierdzone przysięgą w obliczu Boga podnosząca ją do rangi sakramentu. – Zresztą w duchu, w formie i treści, oraz oprawie rytualnej typowej dla sakramentu chrztu świętego (chrztu tutaj, ale podobnie funkcjonuje np. zawieranie sakramentalnego związku małżeńskiego “na dobre i na złe”).
– Jednak zaczyna się od mocnego postanowienia. Zresztą i w tekście do którego Pani się odnosi na tym się nie kończyło, bo było jeszcze 14 linijek tłumaczenia.
Wg mnie konieczna ponowna katechizacja od drugiej klasy szkoły podstawowej.
Obawiam się że to nie tak od razu, bo najpierw trzeba wyedukować katechetów co do zrozumienia Dekalogu (zaczynając od tego czym jest i jak z niego korzystać i gdzie go mieć, aby o nim pamiętać i o jego miejscu w sumieniu i w kulturze wiary, i w ludzkim oraz wspólnotowym systemie wartości, a więc wcześniej pozbierać i uporządkować to, co ma być przekazywane przez katechetów.
– I przekazywane nie najpierw dzieciom, a najpierw rodzicom i rodzicom chrzestnym, żeby to oni robili z dziećmi pierwsze kroki i mogli wyprzedzać katechetów przez przygotowanie dzieci do kolejnych tematów, no i oczywiście, aby to rodzice mieli przygotowane przykłady pod nową wiedzę.
Dobrze by było wydrukować i książeczki dostosowane do wieku dzieci, ale i dla dorosłych, bo tutaj życie przyspiesza ze zmianami i nie wolno dać się im wyprzedzić, a nawet móc blokować zmiany a przejmować inicjatywę.
– A i to nie wszystko, bo deprawują i demoralizują zwłaszcza szkoła i rówieśnicy, i moda, i muzyka, i antykultura i media, i reklamy, w tym ulica. – W takiej oprawie to trudno by było o należyte wyciszenie dzieci aby uzyskać spokój wewnętrzny i skupienie.
Równolegle z przygotowaniem do rekatechizacji należałoby więc zadbać o warunki organizacyjne. – Narzuca się edukacja domowa w większych grupach… zresztą zależnie od lokalnych możliwości.
Poza tym chyba i ta katechizacja musiała objąć i księży, i zakonników Kościoła Zmieszanego.
Przecież katolicy mają Katechizm Kościoła Katolickiego, a tam wszystkie prawdy wiary i moralności są omówione. Także wszystkie przykazania są omówione. Dziś takie czasy, że każdy prawie umie czytać i pisać, dostęp do wydania zarówno papierowego jak i internetowego KKK jest. Nic tylko czytać i z wiarą przyjmować.
„Przecież katolicy mają Katechizm Kościoła Katolickiego …”
Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Najważniejsze moim zdaniem sprawy z dyskusji:
„Tu się trzeba cofnąć do przyczyny. Np. to, że od razu po wojnie seminaria zapełniły się “tajną, komunistyczną agenturą” prowadzoną przez oficerów UB i SB, a później jeszcze musiały dojść prowokacje i zbieranie haków żeby mogli wszyscy awansować”.
„– A to też musiało mieć swoją przyczynę b braku czujności ludzi normalnych … i w ich niezrozumieniu Dekalogu”.
schody zaczynają się dopiero od zrozumienia istoty ludzkiej prawości, w tym natury osobowej człowieka (z osobą ludzką rozumianą jako wspólnota ducha ludzkiego, duszy ludzkiej i ciała ludzkiego), czy zrozumienia istoty sumienia, woli wolnej czy godności ludzkiej i jej trzech wymiarów: osobistej, osobowej i wspólnotowej);
– w tym przykazań Bożych rozumianych jako punkty sprzeciwu sumienia na każdym kroku dnia codziennego, a zwłaszcza w relacjach z władzami, czy innymi osobami naciskającymi na nasze określone decyzje, wybory czy postawy.
Do tego postawy dla sytuacji stabilnych są zawodne, bo wystawiają nas na żer agresorów umiejących przewidzieć nasze zachowania i każdą okazję wykorzystać dla swojej korzyści, czy raczej zysku, bo kosztem “jeleni”.
Jako skupieni na relacjach osobistych w sprawach wiary i Kościoła, czy religii wręcz musimy przegrywać z grupami zorganizowanymi, a nam wrogimi.
– To tyle co dać się podzielić czy skłócić jakiejś władzy chcącej nas zniewolić.
Wszelka przestępczość zorganizowana z łatwością opanuje wszelkie władze i pozostanie bezkarna.
„Sakrament chrztu ma moc zmazywać i wpływ na osobę chrzczoną nie tylko jej grzechów popełnionych, ale i mogących mieć wpływ na osobę chrzczoną i grzechów jej przodków nie popełnionych przez nią, ale wciąż będących dla niej zagrożeniem powrotu do nich, aż po grzech pierworodny.
Dobre wychowanie oznacza więc nie tylko nauczenie dziecka nie grzeszenia, ale i życia wiarą Kościoła i miłością wzajemną, w tym miłością Boga jedynego ze wszystkich sił”.
„Specjalnie tu podałem najtrudniejsze (a już Jezus o tym mówił) w kontekście przebaczenia – bo właśnie to jest największe niebezpieczeństwo zniewolenia ludzkości przez tych którzy kuszą obiektami pożądania, a nawet celowo wychowywać chcą na już niezdolnych do radzenia sobie z pożądaniami.
Jest więc ostatni dzwonek, żeby jeszcze uratować co się da, i to na pewno nie przez magiczne rozumienie łaski przebaczenia, miłości która przebacza zapominając i miłosierdzia które w kontekście przebaczenia choćby tylko grzechów pożądania jest pustosłowiem”.
“schody zaczynają się dopiero od zrozumienia istoty ludzkiej prawości, w tym natury osobowej człowieka (z osobą ludzką rozumianą jako wspólnota ducha ludzkiego, duszy ludzkiej i ciała ludzkiego), czy zrozumienia istoty sumienia, woli wolnej czy godności ludzkiej i jej trzech wymiarów: osobistej, osobowej i wspólnotowej);
– w tym przykazań Bożych rozumianych jako punkty sprzeciwu sumienia na każdym kroku dnia codziennego, a zwłaszcza w relacjach z władzami, czy innymi osobami naciskającymi na nasze określone decyzje, wybory czy postawy.
Do tego postawy dla sytuacji stabilnych są zawodne, bo wystawiają nas na żer agresorów umiejących przewidzieć nasze zachowania i każdą okazję wykorzystać dla swojej korzyści, czy raczej zysku, bo kosztem “jeleni”.
Jako skupieni na relacjach osobistych w sprawach wiary i Kościoła, czy religii wręcz musimy przegrywać z grupami zorganizowanymi, a nam wrogimi.
– To tyle co dać się podzielić czy skłócić jakiejś władzy chcącej nas zniewolić.
Wszelka przestępczość zorganizowana z łatwością opanuje wszelkie władze i pozostanie bezkarna”.
„– A i to nie wszystko, bo deprawują i demoralizują zwłaszcza szkoła i rówieśnicy, i moda, i muzyka, i antykultura i media, i reklamy, w tym ulica. – W takiej oprawie to trudno by było o należyte wyciszenie dzieci aby uzyskać spokój wewnętrzny i skupienie”
„Poza tym chyba i ta katechizacja musiała objąć i księży, i zakonników Kościoła Zmieszanego”.
Tak, mamy Katechizm – i to ten najnowszy, po polsku od 1994 roku. – Tylko że on nie jest dla zwykłych ludzi.
Katechizm nauczy wiedzy ale nie wiary. – A nawet gdyby uczył, to trwa atak na Kościół i jego wiarę.
Kościół Zmieszany też jej nie nauczy.
Pierwszą cechą moralności jest podejmowanie obrony koniecznej. – I to najpierw Kościoła i wiary żeby szybko móc zdążyć obronić dzieci, rodziny i naród.
Pamiętać trzeba że nie tylko w Polsce seminaria po II WS były zalane agenturą, a w całym świecie.
Nie ma się co na kogoś oglądać, czas najwyższy działać.
Katechizm ten z 1994 r. jest dla zwykłych ludzi, m.in. dlatego jest po polsku, w księgarniach katolickich i w internecie. Po to jest, aby katolicy wiedzieli co jest przedmiotem ich wiary i w razie czego potrafili też jej bronić. Agentura w KK działa i dlatego warto uważnie patrzeć, czy ktoś nie głosi czegoś wbrew nauce zawartej w KKK, albo próbuje usprawiedliwić łamanie jakichś przykazań.
No, no? Ciekawe odkrycie. – Czyżby Kościółzmieszany zmierzał do egzekwowania stosowania Katechizmu Kościoła Katolickiego, oraz przestrzegania Dekalogu w rozumieniu prawniczo-kodeksowo-rozporządzeniowo-egzekucyjnym, w drodze używania cenzury, stosów i narzędzi z czasów polowań na czarownice?
Może jednak nie czekając na efekty lepiej od razu poszukać przyczyny dlaczego jest tak źle i zacząć nie tyle od eliminacji ich co wskazania tego co powinno być i jak do tego dochodzić, z samym złem jednak nie walczyć, jedynie pozbawiać go możliwości żywienia się na naszej krzywdzie, bo i samo się wysuszy, a jak się wysuszy, to i się wykruszy.
– A więc może poszukajmy najpierw przyczyny w Katechiźmie Kościoła Katolickiego jako obowiązujący sposób interpretacji zasad i sposobu rozumienia oraz praktykowania naszej wiary;
– i w samym Kościele, w który wdała się niespójność między rozumieniem go jako ogół wiernych lub organizację, przez to kto ma być dla kogo. (tu w szczególności papież miał być skałą, czyli strażnikiem fundamentów wiary Kościoła, pełniącym służbę oddolnie, a skupia się na władzy wykonawczej i praktyk typowych religii, to ją wynosząc na ważniejszą od samej wiary)
– i niespójność w relacji Kościoła katolickiego jako Chrystusowego, z Kościołem Katolickim już po Soborze Nicejskim z 325 roku (tam otrzymał „czapkę władzy wykonawczej” w osobie cesarza rzymskiego Konstantyna.
– A „czapka” osoby i narzucenie jej hierarchii osobowej ważniejszości (typowej dla armii wykonującej rozkazy płynące z góry na dół nad wartościami ludzkimi i typowej jej hierarchii wartości ważniejszych w skali ducha jako powszechnych;
– to nie tylko zniewolenie, ale i satanistyczna odwrotka, i początek ideologii satanizmu, a nadto i wrogie przejęcie Kościoła dla celów własnych, czy grup interesu osoby przejmującej).
– a tu jeszcze warto zauważyć zdaje się, że pierwotne i sprawcze podobieństwo do relacji Tora-Talmud, oraz relacji wiary żydów biblijnych do wiary faryzeuszów (która później została przekształcona w wiarę żydów talmudycznych i chazarsko-syjonistyczno-satanistycznych)
A wygląda na to, że są tu wspólne analogie do relacji sobór-synod, wiara-religia, czy kultura – cywilizacja;
– lub naród (suweren – z pierwotnym odniesieniem do króla jako głowy narodu, jako władzy prawodawczej i sadowniczej którym pierwsze podlegać muszą władze wykonawcze państwa jako dobra wspólnego narodu, a zarazem jego własności niepodzielnej i niezbywalnej) – a z drugiej strony władza wykonawcza państwa.
Szykującym się do odpowiedzi podpowiem, że wspólny mianownik pod te wszystkie relacje jest w tym, że:
– pierwsza ich strona reprezentuje wartości pierwotne i docelowe zarazem, oraz sprawcze, i decyzyjne oraz kontrolne
– a druga wartości wtórne i wykonawcze, wspierające te wartości docelowe w ich obronie koniecznej przed zagrożeniami, w stabilizacji ich funkcjonowania na co dzień i w przedłużaniu funkcjonowania ich dóbr wspólnych w przyszłość ich wspólnot postrzeganą dalekowzrocznie i międzypokoleniowo.
Żeby popatrzeć od razu szerzej, to dodam jeszcze, że pierwsza strona reprezentuje:
– stabilizację, bezpieczeństwo i dążenie do pokoju ze wszystkim którzy pragną pokoju,
– prawość, w tym nie sięganie po cudze, ale i moralność, w tym bronienie swojego w zakresie tego co konieczne dla pełnienia swoich ludzkich powołań i celów ludzkich i wspólnotowych;
– – zwłaszcza w drodze profilaktyki określonej w Dekalogu rozumianym jako fundament ludzkiej prawości posadowionej na prawdzie jedynej, oraz jako szkielet kontrolny władzy sumienia ludzkiego;
– ponadto reprezentuje człowieczeństwo w tym wartości ludzkie służebne oddolnie i z miłością w świadomej, dobrej i wolnej woli:
– – a więc pierwsza strona reprezentuje Głowę, Pana, suwerena, ideę, ducha;
– – i wspólnoty ludzkie jako ideowe i moralne, w tym osobę ludzką jako wspólnotę ducha, duszy i ciała, oraz wspólnoty większe – rodzinę, naród, po wspólnotę braterską dzieci Bożych;
– – – i to wspólnoty obszerniejsze nie jako ważniejsze, ale mające pierwszeństwo przy pełnieniu funkcji służebnych członkom wspólnot mniejszych (z wzorcem w postaci ustępowaniu miejsca siedzącego kobietom w ciąży przez członków wspólnoty narodowej i społeczeństwa państwa na rzecz jej funkcji we wspólnocie jaką jest rodzina, a pośrednio i naród i ludzkość);
– reprezentuje to co powszechne i dalekowzroczne;
– władzę zwierzchnią i kontrolną oraz stanowiącą zasady i obejmujący je spójny system wartości jako spójny, jednoznaczny, zgodnie rozumiany i tak samo praktykowany przez członków wspólnoty w takich samych sytuacjach;
– a druga pełni swoje funkcje gdy swoje cele ma jako zawarte w celach tej i pierwszej stronie relacji i w żadnym przypadku nie próbuje realizować jakichkolwiek celów z nimi sprzecznych, i zdradzieckich, ani tworzyć elit własnych zewnętrznych wobec elit ducha reprezentujących wartości duchowe (niezmienniki, pryncypia, zasady), powołania, i cele strony pierwszej jako ideowej, ani wchodzić w relacje ze sferą prywatną, czy z innymi władzami państw obcych
– – niestety szczególnie uważać tu trzeba i na patologie, które wystąpią zawsze, jeżeli dojdzie do wyniesienia tej drugiej strony nad pierwszą, w tym związane z ideologiami, skutkującymi w perspektywie i ideologią satanizmu, i syjonizmami dowolnej ideologii i do władzy globalnej opartej o służenie wasalne szatanowi.
“Czyżby Kościółzmieszany zmierzał do egzekwowania stosowania Katechizmu Kościoła Katolickiego, oraz przestrzegania Dekalogu w rozumieniu prawniczo-kodeksowo-rozporządzeniowo-egzekucyjnym, w drodze używania cenzury, stosów i narzędzi z czasów polowań na czarownice?”. Takie postępowanie było zawsze KK obce, wbrew lewackiej propagandzie, która mu czasem to przypisywała. Póki co KK nic w rozumieniu “prawniczo-kodeksowo-rozporządzeniowo-egzekucyjnym” wyegzekwować nie może. Gdyby mógł, miliony nienarodzonych dzieci nie umierałoby w mękach, rozwody byłyby zakazane, a demoralizowałby się tylko dorosły margines na własne życzenie (w sferze dostępnej publicznie). Ale nie może. Tak samo jak nie mógł “w rozumieniu prawniczo-kodeksowo-rozporządzeniowo-egzekucyjnym” powstrzymać ani narodowych socjalistów niemieckich ani internacjonalistycznych. KK może tylko (jak prorocy ST) odwoływać się do sumienia. I to zarówno świeccy jak i duchowni, bo jedni i drudzy we współczesnym świecie nie mają wiele do gadania “w rozumieniu prawniczo-kodeksowo-rozporządzeniowo-egzekucyjnym.”
No to już wiemy dlaczego jest tak źle, a wszyscy myślą że jest tak dobrze.
To wszystko przez ten Kościółzmieszany, który bezczelnie podszywa się pod Kościół Katolicki.
Jednak pamiętający czasy komuny pewnie się zastanawiają czy wkrótce nie będzie nam tak dobrze, że dobrze nam tak.
Wszyscy myślą, że jest dobrze?? Naprawdę wszyscy? Nie wydaje mi się…
Jednak ci “nie wszyscy” też mogą mieć złudzenia, bo jak jest “tak dobrze”, to znaczy że “dobrze idzie więc nie trza psuć”, bo lepiej nie będzie, za to jak cokolwiek zmienimy, to “dobrze będzie nam tak”.
Z kolei jak jest “tak źle”, to gorzej być może, w tym na pewno będzie, gdy “dobrze nam tak”.