Pasożyt „postępu” czyli trójgłowa bestia socjalizmu

Ale nawet gdyby logiczne argumenty przeciwko socjalizmowi zostały sformułowane z krystaliczną jasnością, same w sobie nie wystarczyłyby. Socjalizm działa na innej płaszczyźnie — jest swego rodzaju religią, w której wiara góruje nad rozumem. Nasza walka nie jest więc tylko walką z modelem ekonomicznym lub systemem politycznym, ale z trójgłową bestią: jedną głową jest wypaczona logika socjalizmu, drugą — podstępny język, który ją wspiera, a trzecią, być może najniebezpieczniejszą, jest mroczna moralność, która usprawiedliwia przymus w imię nieosiągalnej utopii. Każda z nich musi zostać skonfrontowana, zakwestionowana i ostatecznie ujarzmiona.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

To aż śmieszne, jak trudno jest nakłonić sztuczną inteligencję Altmana do stworzenia treści krytycznych wobec socjalizmu

 

Pasożyt „postępu”

Jak stawić czoła i zdemontować logikę, język i moralność socjalizmu

Socjalizm maskuje się jako utopijny ideał, w którym środki produkcji, dystrybucji i wymiany są rzekomo własnością kolektywu — uwodzicielskie kłamstwo owinięte w płaszczyk kontroli społeczności i państwa. Jednak historia pokazała, że ​​żadna cywilizacja przemysłowa nigdy nie rozkwitła w tym systemie.

Socjalizm, z samej swojej natury, pasożytuje na istniejącej bazie przemysłowej, nie potrafi jej stworzyć. Jest podobny do pasożyta, który potrzebuje żywiciela, aby przetrwać, tylko po to, aby ostatecznie zabić go przez nieefektywność i ucisk.

Od samego początku państwo socjalistyczne przekształca się w reżim niewolnictwa, w którym wola jednostki jest podporządkowana rzekomym potrzebom zbiorowości, co nieuchronnie prowadzi do upadku. Spójrzmy na Związek Radziecki, kiedyś globalne supermocarstwo, a teraz przestroga przed tym, jak socjalizm pożera swojego gospodarza. Eksperymenty socjalistyczne XX wieku nie były porażkami. Były udanymi demonstracjami inherentnego samozniszczenia socjalizmu.

I oto jesteśmy tutaj, ze współczesnymi apostołami — politykami, celebrytami i tymi, którzy są wystarczająco bogaci, by odizolować się od własnej hipokryzji — głoszącymi ewangelię socjalizmu. Idealizują ją, ignorując masowe groby i spustoszenie gospodarcze, które po niej pozostały. Naciskają na jej przyjęcie, nie dlatego, że wierzą w równość, ale dlatego, że służy ich interesom lub naiwnym ideałom. Jeśli im się uda, sama struktura cywilizacji się rozpadnie, pozostawiając nam tylko ruiny tego, co kiedyś uważano za „postęp”.

Socjalizm nie jest po prostu błędny. Jest samobójczy. Nie tylko należy go nazwać tym, czym naprawdę jest, ale także rozłożyć na części i wykorzenić z naszej społecznej psychiki. Nie możemy sobie pozwolić na luksus ignorancji lub wygodę fałszywego współczucia, które oferuje socjalizm.

Kapitalizm, w przeciwieństwie do socjalizmu, powstaje organicznie z interakcji międzyludzkich, ewoluując z naturalnej wymiany dóbr i usług w namacalny system ekonomiczny, który można badać i udoskonalać.

Socjalizm, w jaskrawym przeciwieństwie, jest konstrukcją intelektualną — ideą, która musi zostać narzucona społeczeństwu. Nie wyłania się z ziemi, ale jest raczej projektem architekta, który wymaga ciężkiej ręki autorytaryzmu, aby go zbudować.

Konflikt między kapitalizmem a socjalizmem nie jest wyłącznie ekonomiczny. Jest on zasadniczo polityczny. Kapitalizm jest motorem ekonomicznym, napędzanym przez dążenie jednostki do realizacji własnego interesu, który nieświadomie promuje dobrobyt społeczny poprzez dynamikę rynku. Socjalizm jest jednak doktryną polityczną, która dyktuje nie tylko życie ekonomiczne, ale każdy aspekt istnienia poprzez scentralizowaną kontrolę. Jego ekonomiczny komponent, gospodarka centralnie planowana, jest jedynie fasadą dla jego prawdziwej natury: systemu siły i kontroli.

Prawdziwą antytezą socjalizmu nie jest kapitalizm, lecz liberalny [1] rząd, który opowiada się za minimalnym użyciem siły, chroniąc prawa i wolności jednostki na rynku. W każdym społeczeństwie przemysłowym siła wymagana do utrzymania socjalizmu jest nie tylko znaczna. Jest drakońska. Zapisy historyczne mówią jasno: każda próba wdrożenia socjalizmu doprowadziła do dziesięcioleci ludzkiego cierpienia, załamania gospodarczego i tłumienia wolności.

Pomimo tych rażących niepowodzeń socjalizm trwa, nie tylko jako teoria ekonomiczna, ale jako wiara. Ta odporność jest częściowo spowodowana zepsuciem naszego języka, w którym terminy są przekręcane, aby pasowały do ​​narracji socjalistycznej. „Równość” staje się „jednolitością”, „uczciwość” zmienia się w „konfiskatę”, a „sprawiedliwość” jest redefiniowana jako „zemsta”.

Ale nawet gdyby logiczne argumenty przeciwko socjalizmowi zostały sformułowane z krystaliczną jasnością, same w sobie nie wystarczyłyby. Socjalizm działa na innej płaszczyźnie — jest swego rodzaju religią, w której wiara góruje nad rozumem. Nasza walka nie jest więc tylko walką z modelem ekonomicznym lub systemem politycznym, ale z trójgłową bestią: jedną głową jest wypaczona logika socjalizmu, drugą — podstępny język, który ją wspiera, a trzecią, być może najniebezpieczniejszą, jest mroczna moralność, która usprawiedliwia przymus w imię nieosiągalnej utopii. Każda z nich musi zostać skonfrontowana, zakwestionowana i ostatecznie ujarzmiona.

W ciągu ponad wieku ideologicznej walki obrońcy wolności opracowali potężne, choć niedoskonałe, intelektualne środki obrony przed socjalizmem, posługując się abstrakcyjnym rozumowaniem, przekonującą retoryką i wyczerpującą dokumentacją historyczną.

Dokumentacja ta nie dotyczy wyłącznie niepowodzeń gospodarczych, obejmuje również najciemniejsze rozdziały w historii ludzkości — od największych masowych morderstw w historii po przerażające widmo radzieckiego protokołu „Martwej Ręki”, który niemal doprowadził nas na skraj nuklearnej apokalipsy.

Jednakże te środki obrony są artykułowane w języku — narzędziu, które zostało podstępnie zmanipulowane. We współczesnym dyskursie socjalizm jest czasami błędnie interpretowany jako zwykła odmiana kapitalizmu, zwłaszcza gdy zestawia się go z „korupcją”, która obecnie jest często utożsamiana z samym kapitalizmem.

Wolność jest zniekształcana i staje się synonimem chaosu, a demokracja jest błędnie przedstawiana jako uosobienie wolności, co miesza terminy potrzebne do skutecznej argumentacji. Kiedy język debaty jest tak przekręcony, nawet argumenty pozornie na rzecz wolności nieświadomie nas od niej odwodzą.

Dlatego nasza obrona państwa liberalnego musi zacząć się od odzyskania znaczenia naszych terminów. Rząd, w swej istocie, jest kompromisem, w którym jednostki wymieniają pewną dozę wolności na bezpieczeństwo. Ten kompromis jest uchwalany poprzez kierunki polityki, które można kategoryzować jako liberalne lub nieliberalne. Polityki liberalne to takie, które chronią wolność jednostki. Wszystko inne, niezależnie od intencji lub wyniku, wpada w sferę nieliberalizmu.

Socjalizm, z jego niezliczoną ilością nieliberalnych polityk, twierdzi, że służy wyższemu celowi moralnemu: wymianie wolności jednostki na abstrakcyjne „dobro społeczne” skupione wokół równości. Ale to nie jest liberalna koncepcja równości szans. To radykalna, materialna równość wyników. Tutaj nie trzeba przypisywać złośliwości motywom socjalistów. Nawet przy najlepszych intencjach, wewnętrzne sprzeczności polityki ujawniają jej wady.

Dążenie do równości wyników w państwie socjalistycznym jest nie tylko niepraktyczne. Jest to logicznie niemożliwe. Państwo, które nakazuje równe wyniki, musi z konieczności stosować nierówne środki przymusu, co prowadzi do paradoksu, w którym egzekwowanie równości rodzi nierówność.

Polityka mająca na celu osiągnięcie takiego rezultatu nieuchronnie prowadzi do nadmiernej ingerencji biurokratycznej, stagnacji gospodarczej i erozji wolności osobistych, ponieważ potencjał każdej jednostki musi zostać siłą dostosowany do z góry określonej „równości” danej zbiorowości.

W socjalizmie, od samego początku, prawo jednostki do własności i handlu jest systematycznie tłumione siłą. To tłumienie nie jest tylko produktem ubocznym, ale podstawowym wymogiem systemu. Nigdy nie będzie wersji socjalizmu, w której indywidualna wolność rozkwitnie, ponieważ każdy aspekt produkcji, dystrybucji i wymiany jest teoretycznie własnością kolektywu.

Przyjmując moralną propozycję całkowitej równości, z logiki wynika, że ​​wszystkie decyzje dotyczące produkcji powinny być podejmowane przez kolektyw — czyli przez każdego. Jednak ludzie, w przeciwieństwie do niektórych owadów o nastawieniu kolektywnym, są z natury indywidualistyczni, co sprawia, że ​​prawdziwe zbiorowe podejmowanie decyzji jest biologicznie niewykonalne.

Kompromisem jest demokracja, w której decyzje podejmowane są większością głosów. Ten mechanizm, choć demokratyczny, natychmiast rodzi nierówność, ponieważ nie wszyscy będą zadowoleni ze zbiorowych decyzji o tym, jak wykorzystywane są zasoby. Ale odłóżmy na bok tę filozoficzną zagadkę, aby zbadać nieuchronną trajektorię państwa opartego na takich zasadach.

Termin „socjalizm demokratyczny” jest po prostu zbędny. Każdy socjalizm, z konieczności, obejmuje jakąś formę demokracji. Jednak paradoksalnie prowadzi do despotyzmu. Ta sprzeczność pojawia się, ponieważ socjalizm opiera się na błędach logicznych, co wyjaśnia, dlaczego każdy eksperyment na dużą skalę z własnością zbiorową ostatecznie się rozpadł. Aby decyzje były zgodne z podstawową wartością absolutnej równości, liderzy muszą być wybierani demokratycznie. Jednak tutaj leży pięta achillesowa socjalizmu: bez egzystencjalnego zagrożenia, które mogłoby tymczasowo pobudzić produktywność, motywacja gwałtownie spada, a następnie pojawia się głód.

Wrodzoną wadą jest to, że bez osobistej własności nad własną pracą lub jej owocami, bodziec do pracy maleje. Można by sobie życzyć, aby nie było to częścią natury ludzkiej, ale jest to niezaprzeczalne: nasze główne obawy dotyczą nas samych i naszych bliskich. Dlatego, aby utrzymać produktywność bez bodźców rynkowych, przymus staje się konieczny.

Podczas gdy zmuszanie mniejszości do pracy może być wykonalne w warunkach demokratycznych, choć mniej wydajne i moralnie naganne, to zmuszanie większości do pracy jest logistycznie i politycznie niemożliwe. Ludzie po prostu zagłosowaliby przeciwko takiemu przymusowi, co doprowadziłoby do strajków i wstrzymania produkcji.

W tym momencie, utrzymując retorykę równości dla celów propagandy, jedyną realną drogą do utrzymania państwa socjalistycznego jest porzucenie demokracji dla dobra „demokratycznego dobra”. Wyłania się despota, rzekomo w celu ochrony demokracji, a czyniąc to, instytucjonalizuje nierówność władzy.

Przebywanie w otoczeniu tego despotycznego przywódcy daje przywileje, tworząc nową formę waluty społecznej. Ta waluta, abstrakcyjny, polityczny środek wymiany, może być używana do nabywania wszystkiego, od zwolnień prawnych po korzyści materialne. Tak więc państwo socjalistyczne, wciąż okryte językiem równości, staje się w sposób widoczny, materialnie nierówne.

W obliczu nieuchronnego upadku ich idealnego systemu, oddani socjaliści uciekli się do redefinicji socjalizmu jako łagodnej formy liberalizmu, która jedynie łagodzi kapitalizm dla dobra społeczeństwa. To nic innego jak fałsz. Kraj, który naprawdę chroni wolność jednostki, podtrzymuje prawa własności prywatnej i pozwala na wolny handel i przemysł, jest kategorycznie liberalny, a nie socjalistyczny.

Wśród zwolenników socjalizmu szczególnie modne jest określanie zamożnych państw europejskich, znanych z wysokich podatków, mianem socjalistycznych. Jest to jednak mylące. Podczas gdy w tych krajach istnieją socjalistyczne partie polityczne, rywalizujące o władzę z innymi partiami oddanymi wolności, żadne zamożne państwo europejskie nie identyfikuje się jako socjalistyczne, ponieważ żadne z nich nie powtórzyło jeszcze całkowitego tłumienia wolności jednostki dla „dobra społecznego”, jakie miało miejsce w przeszłości w Europie Wschodniej.

Ukochany mit amerykańskich socjalistów, że kraje skandynawskie są socjalistyczne, tym właśnie jest — mitem. Ochrona prawna osób w tych krajach jest podobna do tej w Ameryce, a kapitał na mieszkańca gromadzony przez ich liberalne rządy jest porównywalny ze stanami takimi jak Kalifornia czy Nowy Jork. Bardziej efektywne państwa opiekuńcze w niektórych liberalnych krajach europejskich nie są wynikiem wyższych podatków ani socjalizmu. Są wynikiem lepszej efektywności rządu w porównaniu z systemem amerykańskim.

To agresywne przeformułowanie państw europejskich na socjalistyczne jest manewrem taktycznym mającym na celu uczynienie pojęcia wolności w znaczeniu czegoś aspołecznego, bardziej akceptowalnym. To przekonanie jest kluczowe, zanim jakiekolwiek państwo będzie mogło przejąć przemysł, co jest głównym celem socjalizmu, czego dowodem są nie tylko działania historyczne, ale także uporczywe przywiązanie socjalistów do tego terminu.

Na pytanie, dlaczego przestrzeganie terminologii politycznej ma znaczenie, liberałowie często odpowiadają: dlaczego po prostu nie zaakceptować tej nowej definicji, skoro „socjalizm” oznacza teraz „liberalizm z wysokim opodatkowaniem”? Jednak odbicie pytania z powrotem do socjalisty ujawnia głupotę takich ustępstw.

Dlaczego socjaliści nie mieliby odrzucić tego słowa, biorąc pod uwagę jego katastrofalną historię? Odpowiedź leży w ich niezachwianej wierze w moralność socjalizmu, pomimo jego niepowodzeń. Jak powiedziałam wcześniej, zastanów się, czy ktoś nie próbowałby zmienić nazwy „prawdziwy nazizm” na umiarkowaną ścieżkę między wolnością a rasistowskim despotyzmem. Nikt z moralnie czysty nie zaakceptowałby tej redefinicji, ponieważ intencja stojąca za taką zmianą nazwy byłaby jasna.

Tylko nazista przejąłby się tym na tyle, by wybielić ten termin pod liberalną publikę. Podobnie, socjalistyczne pragnienia całkowitej równości materialnej pozostają niezmienne, ukryte pod nowym lingwistycznym płaszczykiem. Moralność musi stawić czoła moralności. Zatem prawdziwa natura socjalizmu musi być nieustannie ujawniana i dyskutowana na gruncie moralnym.

Społeczeństwa, w których jednostki cieszą się wolnością, stale wyprzedzają społeczeństwa socjalistyczne w tworzeniu nowych pomysłów, technologii i odkryć naukowych. W epoce, gdy nawet najmniej zamożni Amerykanie mogli dojeżdżać do pracy samochodem, posiadanie samochodu w Związku Radzieckim było czymś w rodzaju marzeń — fakt często eksponowany przez edukatorów, aby podkreślić jaskrawy kontrast w standardach życia.

Jednak skupianie się wyłącznie na tych materialnych osiągnięciach pomija szerszy punkt dotyczący moralności. Podczas gdy twórcza produkcja w warunkach wolności jest niezwykła, nie jest ona celem samym w sobie, ale środkiem do osiągnięcia wyższego celu.

Współczesny socjalista nie sprzedaje samochodów ani gadżetów. Sprzedaje wizję moralną, utopijną przyszłość. W przeszłości Ameryka szukała takich wizji u Boga. Wraz ze spadkiem formalnej praktyki religijnej wrodzona ludzka potrzeba celu pozostaje niezmienna, co wyjaśnia, dlaczego socjalizm, pomimo swoich logicznych fałszów, nadal kusi — funkcjonuje jako świecka religia.

W mitologii Cerber jest strażnikiem Hadesu, który zapobiega powrotowi zmarłych do świata żywych. Jednak chrześcijaństwo, poprzez Chrystusa, wprowadziło radykalną zmianę, opowiadając się za miłością i zmartwychwstaniem nie tylko duchowym, ale i fizycznym, modlitwą: „bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.

Tutaj perfekcja nie jest abstrakcyjnym celem duchowym, ale czymś, co należy aktywnie realizować w świecie materialnym. Jesteśmy z natury niedoskonali, ale dążenie do poprawy, zarówno pod względem moralnym, jak i ekonomicznym, jest naszym etycznym nakazem. Perfekcja lub droga do niej jest naszym moralnym dobrem. Bóg w tym kontekście reprezentuje kierunek, a nie cel.

Spadek wpływów chrześcijaństwa można przypisać jego postrzeganemu konfliktowi z liberalizmem, restrykcyjnym interpretacjom Pisma Świętego lub rozwojowi nauki, którą niektórzy uważają za sprzeczną z wiarą. Jednak metafora chrześcijaństwa okazała się odporna, wlewając do naszej globalnej kultury ideę życia i doskonalenia.

To moralne przesłanie jest widoczne nie tylko w naszej historii, ale także w naszych przekazach i twórczości. Czy nie możemy postrzegać chrześcijańskiej modlitwy o niebo na Ziemi jako wezwania do zbudowania doskonałego świata za pomocą technologii? Czy wizje Roberta Heinleina, w których ludzkość rozprzestrzenia miłość w kosmosie za pomocą statków kosmicznych napędzanych fuzją, lub obraz idealnego miasta Arthura C. Clarke’a nie są rozszerzeniami tej chrześcijańskiej moralności? Te narracje ucieleśniają chrześcijański etos przekraczania obecnych realiów, aby osiągnąć coś bliższego boskiej doskonałości na Ziemi.

Obfitość dóbr materialnych, biologiczna nieśmiertelność i wielka wyprawa przez galaktykę i poza nią, której celem jest rozprzestrzenianie życia i odkrycie tajemnic wszechświata – to nie są tylko marzenia, ale namacalne cele cywilizacji dążącej do osiągnięcia wysokiej energii i nieograniczonego potencjału.

Ta wizja, gdy jest wyrażona jasno i z pasją, przyćmiewa każdą socjalistyczną utopię. Historycznie socjaliści nie odpowiadali inną wizją. Wierzyli w zgodność równości i wzrostu. To Nikołaj Kardaszew, radziecki naukowiec, wyobraził sobie ostateczną cywilizację, „Typ III”, jako taką, która wykorzystuje energię całej galaktyki.

Ale po doświadczeniu stagnacji pod władzą socjalizmu i erozji wiary w społeczeństwach liberalnych, tenże socjalizm przekształcił się w ideologię zastoju [stasis], gdzie utrzymanie status quo jest celebrowane jako zwycięstwo moralne. Jednakże zastój nie ma dynamiki, aby inspirować i może odnieść sukces tylko w środowiskach pozbawionych konkurencji lub wyzwań.

Przez całą historię społeczeństwa zachodnie stawiały czoła egzystencjalnym zagrożeniom i zwyciężały, ale największym niebezpieczeństwem zawsze była gotowość wolnych ludzi do oddania swoich naturalnych praw i zaakceptowania niewoli. Gdy nasz język jest chroniony i wykorzystuje się odrobinę odwagi, łatwo wykazać, jak takie podporządkowanie nieuchronnie prowadzi do katastrofy.

Ta lekcja powinna być nauczana i często powtarzana. Jednak gdy pytamy, o co walczymy, musimy pamiętać, że nasze prawo do siebie, do naszej własności i naszych swobód — nasze prawo do kapitalizmu i wolności — nie są nam po prostu dane. Są przyrodzone, ale nie są naszym ostatecznym celem.

Nasze prawdziwe przeznaczenie leży w samodoskonaleniu, dążeniu do nieśmiertelności i eksploracji gwiazd. To jest narracja, której należy bronić — narracja wzrostu, nie stagnacji. Postępu, nie regresu. Życia, a nie tylko podtrzymywania istnienia.

W tej wizji widzimy nie tylko ochronę tego, co mamy, ale także nieustanne dążenie do tego, kim możemy się stać, przekształcając nasz świat i kosmos w odzwierciedlenie naszych najwyższych aspiracji.

_____________

The Parasite of “Progress”, A Lily Bit, Feb 13, 2025

 

[1] W amerykańskiej polityce termin „liberalny” jest bardzo błędnie stosowany. Zobacz „Stop Calling Socialists ‹Liberals›”

 

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!